4684
Szczegóły |
Tytuł |
4684 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4684 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4684 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4684 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J. G. BALLARD
rze�biarze chmur
rze�biarze chmur
(The Cloud Sculptors of Coral D)
Przez ca�e lato rze�biarze chmur przylatywali z
Cynobrowych Piask�w, �eby unosi� si� w swoich kolorowych
szybowcach nad koralowymi szczytami, kt�re niczym bia�e
pagody wyrasta�y przy autostradzie do Laguny Zachodniej.
Najwy�szy z nich, Koral D, zbieraj�cy rozgrzane powietrze z
piaszczystych wydm, uwie�czony by� �ab�dzimi k��bami
cumulusa. Unoszeni na ramionach pr�d�w nad wierzcho�kiem
Koralu D, rze�bili�my koniki morskie, jednoro�ce, portrety
prezydent�w i gwiazd filmowych, jaszczury i egzotyczne
ptaki. Podczas gdy t�um przygl�da� si� nam ze swoich
samochod�w, na ich zakurzone dachy spada� ch�odny deszcz,
kapi�c z rze�bionych chmur, kt�re �eglowa�y nad pustyni� w
stron� S�o�ca.
Ze wszystkich ob�ocznych rze�b, jakie mieli�my stworzy�,
najdziwniejsze by�y portrety Leonory Chanel. Kiedy wracam
my�l� do tego popo�udnia zesz�ego lata i widz�, jak po raz
pierwszy przyje�d�a swoj� bia�� limuzyn�, �eby obejrze�
rze�biarzy chmur przy pracy, wiem, �e nie zdawali�my sobie
sprawy, z jak� powag� ta pi�kna, lecz szalona kobieta traktuje
rze�by, kt�re unosz� si� nad ni� na spokojnym niebie. P�niej
jej portrety, wyci�te w tr�bie powietrznej, mia�y obmywa�
burzowymi �zami trupy swoich tw�rc�w.
Ja przyby�em do Cynobrowych Piask�w o trzy miesi�ce
wcze�niej. Jako niedawny pilot bole�nie prze�ywa�em
skomplikowane z�amanie nogi i �wiadomo��, �e nigdy ju� nie
b�d� m�g� lata�. Wybrawszy si� kt�rego� dnia na pustyni�,
zatrzyma�em si� w pobli�u koralowych szczyt�w przy
autostradzie do Laguny Zachodniej. Przygl�daj�c si� tym
ogromnym skalnym pagodom, wyrastaj�cym z dna
skamienia�ego morza, us�ysza�em muzyk�, dobiegaj�c� zza
oddalonej o jakie� dwie�cie jard�w piaszczystej rafy.
Posuwaj�c si� o kulach po umykaj�cym spod n�g piasku,
znalaz�em w�r�d wydm p�ytkie zag��bienie, na kt�rym obok
zapuszczonego studia niszcza�y pos�gi d�wi�kowe. W�a�ciciel
porzuci� przypominaj�cy hangar budynek na pastw� piasku i
pustyni, a ja pod wp�ywem jakiego� niejasnego impulsu
zacz��em przyje�d�a� tam ka�dego popo�udnia. Korzystaj�c z
pozostawionych narz�dzi i materia��w zbudowa�em tam
swoje pierwsze wielkie latawce, a potem szybowce z
kabinami. Uwi�zane na linach, unosi�y si� w popo�udniowym
powietrzu nad moj� g�ow� niczym przyjazne hieroglify.
Pewnego wieczoru, kiedy �ci�ga�em szybowce wyci�gark�
na ziemi�, nagle nad szczytem Koralu D zerwa� si�
gwa�towny wiatr. Podczas gdy walczy�em z obracaj�c� si� jak
szalona korb�, staraj�c si� wbi� swoje kule jak najg��biej w
piasek, od strony pustyni zbli�y�y si� dwie postacie. Jedn� by�
ma�y garbus z �ywym spojrzeniem dziecka i zniekszta�con�
szcz�k�, skr�con� na jedn� stron� jak pazur kotwicy. Podbieg�
do wyci�garki i odepchn�wszy mnie krzepkim ramieniem,
�ci�gn�� poszarpane szybowce. Potem pom�g� mi stan�� na
kulach i zajrza� do hangaru. Tam, na stole roboczym,
przybiera�o sw�j ostateczny kszta�t moje najbardziej ambitne
dzie�o, ju� nie lotnia, ale prawdziwy szybowiec ze sterami
wysoko�ci i linkami kontrolnymi.
Garbus przy�o�y� wielk� d�o� do piersi.
- Petit Manuel, akrobata i si�acz. Nolan! - hukn��. -
Sp�jrz tylko na to! - Jego towarzysz przykucn�� przy rze�bach
d�wi�kowych, podkr�caj�c co�, od czego ich g�os natychmiast
zabrzmia� czy�ciej i dono�niej. - Nolan to artysta - stwierdzi�
garbus. - Zbuduje panu szybowce jak kondory.
Wysoki m�czyzna przechadza� si� mi�dzy szybowcami,
dotykaj�c ich skrzyde� r�k� rze�biarza. Jego pos�pne oczy
by�y osadzone w twarzy znudzonego Gaugina. Spojrza� na
gips na mojej nodze, na moj� wyp�owia�� kurtk� pilota i
wskaza� na szybowce.
- Widz�, �e zaopatrzy� je pan w kabin�, majorze. - Jego
uwaga �wiadczy�a o pe�nym zrozumieniu moich zamiar�w.
Spojrza� na koralowe szczyty, wznosz�ce si� nad nami na tle
wieczornego nieba. - Za pomoc� jodku srebra mogliby�my
rze�bi� te chmury.
Garbus zach�caj�co kiwn�� g�ow�, w jego wzroku
zap�on�a astronomia marze�.
W ten spos�b zrodzili si� rze�biarze chmur z Koralu D.
Uwa�a�em si� za jednego z nich, chocia� sam nie lata�em, ale
to ja nauczy�em sztuki szybowania Nolana i ma�ego Manuela,
a potem, kiedy do nas do��czy�, Charlesa van Eycka. Nolan
znalaz� tego jasnow�osego pirata kawiarnianych taras�w w
Cynobrowych Piaskach, lakonicznego Teutona z weso�ymi
oczami i s�ab� lini� ust, i przyprowadzi� go do Koralu D,
kiedy sezon dobieg� ko�ca, a bogaci tury�ci z c�rkami na
wydaniu wr�cili do Czerwonej Pla�y.
- Major Parker, Charles van Eyck. To �owca g��w...
damskich - przedstawi� go Nolan z zimnym humorem. Mimo
ich skrywanej rywalizacji uzna�em, �e van Eyck mo�e wnie��
do naszej grupy przydatny element osobistego uroku.
Od pocz�tku podejrzewa�em, �e studio na pustyni nale�y
do Nolana i �e wszyscy realizujemy jak�� osobist� fantazj�
tego ciemnow�osego samotnika. Wtedy jednak bardziej
zajmowa�o mnie instruowanie ich w sztuce latania,
pocz�tkowo na uwi�zi, �eby mogli zapanowa� nad pr�dami
wznosz�cymi, kt�re omiata�y poskr�can� baszt� najni�szego
szczytu Koralu A, potem smuklejsze zbocza wie�ycy B, a w
ko�cu pot�ne strumienie Koralu D. Pewnego p�nego
popo�udnia, kiedy zacz��em ich �ci�ga�, Nolan zwolni� swoj�
lin�. Jego szybowiec przewr�ci� si� na plecy i spada�, jakby
si� mia� nabi� na skalne iglice. Rzuci�em si� na ziemi�, zanim
koniec liny strzeli� w m�j samoch�d, rozbijaj�c przedni�
szyb�. Kiedy zn�w podnios�em wzrok, Nolan szybowa�
wysoko w przebarwionym powietrzu nad Koralem D. Wiatr,
ten nieod��czny stra�nik koralowych turni, unosi� go mi�dzy
wyspami cumulus�w, przes�aniaj�cymi wieczorne �wiat�o.
Zanim podbieg�em do wyci�garki, pu�ci�a druga lina i
ma�y Manauel skr�ci�, �eby do��czy� do Nolana. Na ziemi by�
brzydkim krabem, ale w powietrzu ma�y garbus przemieni� si�
w ptaka o ogromnych skrzyd�ach, zdobywaj�c przewag� nad
Nolanem i van Eyckiem. Przygl�da�em si�, jak kr��yli wok�
koralowych wie�yc, a potem razem sp�yn�li na powierzchni�
pustyni, wzniecaj�c z wydm chmury piasku. Petit Manuel
promienia�. Chodzi� doko�a mnie, dumny jak jaki�
kieszonkowy Napoleon, zbieraj�c gar�cie pot�uczonego szk�a i
podrzucaj�c je nad g�ow� niczym p�atki kwiat�w.
W dwa miesi�ce p�niej, kiedy jechali�my do st�p Koralu
D, w dniu, w kt�rym mieli�my pozna� Leonor� Chanel, co� z
tego podniecenia wygas�o. Sezon turystyczny dobieg� ko�ca i
tylko nieliczni go�cie wybierali si� do Laguny Zachodniej,
nierzadko wi�c dawali�my pokazy rze�bienia chmur wobec
pustej autostrady. Czasami Nolan zostawa� w hotelu,
popijaj�c sam ze sob�, albo van Eyck przepada� na kilka dni z
jak�� wd�wk� czy rozw�dk�, i wtedy Petit Mauel i ja
wybierali�my si� we dw�jk�.
Mimo to, kiedy nasza czw�rka wyjecha�a owego
popo�udnia moim samochodem i zobaczyli�my chmury
czekaj�ce na nas nad wie�yc� Koralu D, ca�e moje
przygn�bienie i zm�czenie gdzie� znik�o. W dziesi�� minut
p�niej trzy ptaki wzbi�y si� w powietrze i na autostradzie
zacz�y si� zatrzymywa� pierwsze samochody. Prowadzi�
Nolan w swoim czarnoskrzyd�ym szybowcu, wspinaj�c si�
prosto ku wznosz�cemu si� o dwie�cie st�p wy�ej szczytowi
Koralu D, podczas gdy van Eyck kr��y� poni�ej niego,
demonstruj�c swoj� p�ow� grzyw� podstarza�ej damie w
topazowym kabriolecie. Za nimi pod��a� ma�y Manauel, a
jego pasiaste skrzyd�a wibrowa�y w niespokojnym powietrzu.
Wykrzykuj�c radosne przekle�stwa, Manuel pilotowa�
szybowiec za pomoc� ko�lawych kolan, gestykuluj�c
pot�nymi ramionami na zewn�trz kabiny.
Trzy jaskrawo pomalowane szybowce kr��y�y nad
Koralem D jak leniwe ptaki, czekaj�c, a� nadp�yn� pierwsze
chmury. Pierwsz� wybra� sobie van Eyck. Okr��a� jej bia��
pierzyn�, natryskuj�c boki jodkiem srebra i odcinaj�c k��by
bia�ej waty. Paruj�ce strz�py spada�y na nas jak krusz�ce si�
kry lodowe. Poprzez skroplon� par�, kt�ra spada�a na moj�
twarz, widzia�em, jak van Eyck kszta�tuje ogromn� ko�sk�
g�ow�. Szybowa� wzd�u� linii czo�a, cyzeluj�c oczy i uszy.
Widzom, stoj�cym przy swoich samochodach, jak zwykle
podoba� si� ten okaz powietrznego marcepana, kt�ry,
uniesiony wiatrem, przep�yn�� nad ich g�owami. Van Eyck
poszybowa� za nim leniwie, eskortuj�c swoje dzie�o.
Tymczasem Petit Manuel pracowa� nad nast�pn� chmur�. W
miar�, jak natryskiwa� jej boki, spod k��b�w mg�y wy�ania�a
si� znajoma ludzka g�owa. Za pomoc� serii zr�cznych podej��
Manuel tworzy� z chmury karykatur� z wysok� rozwian�
grzyw� w�os�w i mocn� szcz�k�, ale z obwis�ymi ustami, a
skrzyd�a jego szybowca podwija�y si� do g�ry, kiedy gin�� w
portrecie i po chwili zn�w z niego wypada�.
L�ni�ca bia�a g�owa, niew�tpliwa parodia van Eycka w
jego w�asnym najgorszym stylu, przep�yn�a nad autostrad� w
stron� Cynobrowych Piask�w. Manuel wy�lizgn�� si� z
pr�d�w powietrza i posadzi� szybowiec tu� obok mojego
samochodu, podczas gdy van Eyck z wymuszonym
u�miechem wysiada� ze swojej kabiny.
Czekali�my na trzeci wyst�p. Formuj�ca si� nad Koralem
D chmura w ci�gu kilku minut rozkwit�a w dziewiczo bia�y
cumulus. Natychmiast rzuci� si� na ni� od strony s�o�ca
czarnoskrzyd�y ptak Nolana. Kr���c wok� chmury, odcina�
od niej zb�dn� tkank�, kt�ra spada�a na nas w postaci
ch�odnego deszczu.
Od jednego z samochod�w rozleg� si� okrzyk. Nolan
oddali� si� od chmury i zwolni� lot, jakby prezentuj�c swoje
dzie�o. W popo�udniowym s�o�cu ukaza�a si� weso�a buzia
trzyletniego mo�e dziecka. Jego pyzate policzki otacza�y
u�miechni�te usta i pulchn� br�dk�. Podczas gdy kilkoro
widz�w nagradza�o jego prac� oklaskami, Nolan poszybowa�
nad chmur� i roztrzepa� jej g�rn� cz�� w loczki i kokardki.
Wiedzia�em, �e prawdziwy punkt kulminacyjny dopiero
si� zbli�a. Nolan, obci��ony jakim� z�o�liwym wirusem, jakby
nie potrafi� zaakceptowa� swojego w�asnego dzie�a i zawsze
niszczy� je z tym samym czarnym humorem. Petit Manuel
rzuci� niedopalonego papierosa i nawet van Eyck odwr�ci� na
chwil� swoj� uwag� od kobiet siedz�cych w samochodach.
Nolan unosi� si� nad g��wk� dziecka jak matador,
wyczekuj�cy okazji do zadania �miertelnego ciosu. Przez
chwil� zapanowa�a cisza, podczas gdy zacz�� pracowa� nad
chmur�, a potem kto� zdegustowany zatrzasn�� drzwiczki.
W g�rze wisia�a nad nami bia�a trupia czaszka.
Twarz dziecka, przemieniona paroma dotkni�ciami,
znik�a, ale w szczerbatych z�bach i pustych oczodo�ach, z
kt�rych ka�dy m�g� pomie�ci� samoch�d, nadal czai�o si�
echo dzieci�cych rys�w. Zjawa przep�yn�a nad nami, a
widzowie patrzyli ponuro na p�acz�c� czaszk�, kt�rej �zy
spada�y na ich twarze.
Bez przekonania wzi��em z tylnego siedzenia m�j stary
he�m lotniczy i zacz��em obchodzi� stoj�ce samochody. Dwa
odjecha�y, zanim zd��y�em do nich podej��. Podczas gdy
sta�em i zastanawia�em si�, dlaczego ca�kiem zamo�ny oficer
lotnictwa w stanie spoczynku mia�by u diab�a wyci�ga� r�k�
po te marne jednodolarowe banknoty, van Eyck podszed� do
mnie i wyj�� mi he�m z r�ki.
- Nie teraz, majorze. Niech pan spojrzy, kto nadje�d�a...
moja apokalipsa...
Z autostrady zje�d�a� bia�y rolls-royce z szoferem w
kremowej liberii z szamerowaniami. Przez przy�mion�
wewn�trzn� szyb� m�wi�a co� do szofera m�oda kobieta w
stroju sekretarki. Obok niej, z d�oni� w r�kawiczce nadal
zaczepion� w uchwycie nad oknem, siwow�osa kobieta z
oczami w obramowaniu brylant�w obserwowa�a kr���cy w
chmurach szybowiec. Jej twarz o mocnych i wytwornych
rysach robi�a wra�enie hermetycznie zamkni�tej za ciemnymi
szybami limuzyny niczym jaka� tajemnicza ikona madonny w
podmorskiej grocie.
Szybowiec van Eycka wzbi� si� w g�r�, pod��aj�c ku
chmurze, kt�ra zawis�a nad Koralem D. Wr�ci�em do
samochodu, rozgl�daj�c si� po niebie za Nolanem. Van Eyck
tymczasem pracowa� nad pastiszem Mony Lisy, poczt�wkow�
giocond�, r�wnie autentyczn� co gipsowa figurka Dziewicy.
Wyko�czona na wysoki po�ysk, l�ni�a w jaskrawym �wietle,
jak zlepiona z jakiej� kosmetycznej pianki.
Nagle od strony s�o�ca spad� na van Eycka Nolan.
Przemykaj�c swoim czarnoskrzyd�ym szybowcem obok van
Eycka, przelecia� przez szyj� giocondy i jednym ruchem
skrzyd�a odci�� g�ow� z szerokimi ko��mi policzkowymi,
kt�ra potoczy�a si� w stron� samochod�w. Rysy twarzy
rozp�yn�y si� w obwis�� miazg�, fragmenty nosa i szcz�ki
opada�y w mg��. Potem skrzyd�o otar�o si� o skrzyd�o. Van
Eyck skierowa� sw�j rozpylacz jodku srebra na Nolana, po
czym rozleg� si� trzask rozrywanego brezentu. Van Eyck
wypad� z pr�du powietrza i sprowadzi� sw�j szybowiec do
awaryjnego l�dowania.
Podbieg�em do niego.
- Charles, czy musisz odgrywa� von Richthofena? Na
lito�� bosk�, przesta�cie si� nawzajem zaczepia�!
Van Eyck zby� mnie ruchem r�ki.
- Niech pan to powie Nolanowi, majorze. Ja nie mog�
odpowiada� za jego akty powietrznego piractwa. Wsta� w
kabinie i rozejrza� si� po samochodach, podczas gdy wok�
niego opada�y jeszcze strz�pki p��tna.
Wr�ci�em do swojego samochodu z postanowieniem
rozwi�zania zespo�u rze�biarzy chmur. W odleg�o�ci
pi��dziesi�ciu jard�w m�oda sekretarka wysiad�a z rolls-
royce'a i przywo�a�a mnie ruchem r�ki. Przez otwarte drzwi
jej pani przygl�da�a mi si� swoimi oprawionymi w drogie
kamienie oczami. Siwe w�osy spoczywa�y zwojem na jednym
ramieniu jak mieni�cy si� bia�y w��.
Podszed�em z he�mem do m�odej kobiety. Jej
kasztanowate w�osy by�y zebrane nad wysokim czo�em w kok,
jakby celowo ukrywa�a za nim cz�� siebie. Spojrza�a ze
zdziwieniem na podstawiony he�m.
- Nie mam zamiaru lata�... co to jest?
- Pro�ba o datek - wyja�ni�em. - Dla uczczenia pami�ci
Micha�a Anio�a, Eda Keinholza i rze�biarzy chmur z Koralu
D.
- O m�j Bo�e! Chyba tylko szofer ma jakie� pieni�dze. A
czy dajecie przedstawienia te� w innych miejscach?
- "Przedstawienia?" Przenios�em wzrok z tej �adnej i
mi�ej m�odej kobiety na blad� chimer� z oczami w
obramowaniu brylant�w, siedz�c� w mrocznym wn�trzu
rollsa. Patrzy�a na bezg�ow� posta� Mony Lisy, p�yn�cej nad
pustyni� w stron� Cynobrowych Piask�w.
- Nie jeste�my zespo�em zawodowym, jak si� pani
zapewne domy�li�a. A pr�cz tego potrzebna nam jest
odpowiednia pogoda i chmury. A gdzie mia�oby to by�?
- W Lagunie Zachodniej. - Wyj�a z torebki oprawny w
sk�r� w�a notatnik. - Pani Chanel wydaje seri� garden
parties. Zapytuje, czy nie zechcieliby�cie na nich wyst�pi�.
Oczywi�cie, za odpowiednio wysokie honorarium.
- Chanel... Leonora Chanel, czy to ta...?
Twarz m�odej kobiety ponownie przybra�a wyraz obronny,
dystansuj�c si� od wszystkiego, co mog�o zosta� powiedziane
dalej.
- Pani Chanel przyjecha�a do Laguny Zachodniej na lato.
Nawiasem m�wi�c, jest jeden warunek, o kt�rym musz�
wspomnie�: pani Chanel okre�li jeden jedyny temat. Czy si�
rozumiemy?
W odleg�o�ci pi��dziesi�ciu jard�w van Eyck ci�gn��
sw�j uszkodzony szybowiec do samochodu. Nolan te�
wyl�dowa�, karykatura Cyrana porzuconego w powietrzu.
Petit Manuel ku�tyka� tam i z powrotem, zbieraj�c
ekwipunek. W przygasaj�cym �wietle p�nego popo�udnia
wygl�dali jak podrz�dna trupa cyrkowa.
- Dobrze - zgodzi�em si�. - Przyjmuj� warunek, ale co z
chmurami, panno...?
- Lafferty. Beatrice Lafferty. Pani Chanel za�atwi chmury.
Obszed�em samochody z he�mem w r�ku, a potem
rozdzieli�em pieni�dze pomi�dzy Nolana, van Eycka i
Manuela. Stali w g�stniej�cym zmierzchu ze swoimi paroma
dolarami w r�ku, patrz�c na autostrad�.
Leonora Chanel wysiad�a z limuzyny na pustyni�. Jej
siwow�osa posta� w p�aszczu ze sk�ry kobry przechadza�a si�
mi�dzy wydmami, wzbijaj�c wiry piasku, zaniepokojonego
nieprzewidywalnymi ruchami tej zjawy dopalaj�cego si�
popo�udnia. Nie zwracaj�c uwagi na tysi�czne uk�szenia,
utkwi�a wzrok w rozpe�zaj�cym si� po niebie powietrznym
panoptikum i w bia�ej czaszce, rozp�ywaj�cej si� o mil� dalej
nad Lagun� Zachodni�.
Kiedy j� wtedy zobaczy�em po raz pierwszy, mia�em
jeszcze bardzo mgliste poj�cie o Leonorze Chanel. Ta c�rka
jednego z czo�owych �wiatowych finansist�w by�a
dziedziczk� fortuny zar�wno po ojcu, jak i po swoim zmar�ym
m�u, nie lubi�cym rozg�osu arystokracie z Monako, hrabim
Louisie Chanelu. Tajemnicze okoliczno�ci jego �mierci w Cap
Ferrat na Riwierze, oficjalnie uznanej za samob�jstwo,
sprawi�y, �e Leonora sta�a si� o�rodkiem plotek i publicznego
zainteresowania. Ucieka�a od mass medi�w, nieustannie
przenosz�c si� z miejsca na miejsce, z otoczonej murem willi
w Tangierze, do posiad�o�ci w �niegach Alp nad Pontresino, a
stamt�d do Palm Springs, Sewilli i Myken.
W czasie tych lat wygnania pewne cechy jej charakteru
ujawnia�y si� na zdj�ciach w gazetach i magazynach: a to z
kwa�n� min� uczestniczy w akcji dobroczynnej w Hiszpanii
w towarzystwie ksi�nej Alba, to zn�w siedzi z Soray� i
innymi cz�onkami �mietanki towarzyskiej na tarasie willi
Dalego w Port Lligat i oczami w otoczeniu drogich kamieni
wpatruje si� w diamentowe morze przy Costa Brava.
W spos�b nieunikniony jej poza Grety Garbo robi�a
wra�enie wyrachowanej, zw�aszcza wobec podejrze� o udzia�
w �mierci m�a. Hrabia by� zamkni�tym w sobie bogatym
ch�opcem, kt�ry sam pilotowa� sw�j samolot do stanowisk
odkry� archeologicznych na Peloponezie, i kt�rego
towarzyszka, pi�kna, m�oda Libanka, by�a jedn� z
najwybitniejszych na �wiecie wykonawczy� muzyki Bacha.
Nigdy nie wyja�niono, dlaczego ten pow�ci�gliwy i
sympatyczny cz�owiek mia�by pope�ni� samob�jstwo. To, co
zapowiada�o si� jako wa�ny dow�d rzeczowy, zniszczony
portret Leonory, nad kt�rym pracowa� jej m��, znik� przed
przes�uchaniami. Czy�by portret m�wi� o Leonorze wi�cej, ni�
ona sama chcia�a wiedzie�?
W tydzie� p�niej, kiedy w dniu pierwszego przyj�cia
jecha�em do Laguny Zachodniej, mog�em zrozumie�, czemu
Leonora Chanel przyjecha�a do Cynobrowych Piask�w, do
tego niesamowitego o�rodka wypoczynkowego na pustyni z
jego sennym nastrojem, pla�ow� nud� i p�ynnym
krajobrazem. Wzd�u� brzegu roi�o si� od rze�b d�wi�kowych i
kiedy je mija�em, p�dz�c nadbrze�n� tras�, ich g�osy
zmienia�y ton. Stopiony krzem na powierzchni jeziora tworzy�
ogromne t�czowe zwierciad�o, kt�re odbija�o szalone barwy
piaszczystych raf, jeszcze bardziej jaskrawych ni� cynobrowe
i cyklamenowe skrzyd�a szybowc�w w g�rze. To Nolan, van
Eyck i Petit Manuel lecieli z Koralu D i teraz unosili si� na
niebie nad jeziorem niczym �piesz�ce dok�d� j�tki.
Znale�li�my si� w rozpalonym krajobrazie. W odleg�o�ci
p� mili kanciaste gzymsy letniego domu rysowa�y si� w
ruchliwym powietrzu, jakby odkszta�cone na skutek
wadliwego po��czenia czasu i przestrzeni. Dalej, niczym
wygas�y wulkan, wznosi� si� w szklistym powietrzu szczyt o
�ci�tym wierzcho�ku, a po jego szerokich ramionach wspina�y
si� w g�r� pr�dy termalne z rozpalonego jeziora.
Zazdroszcz�c Nolanowi i ma�emu Manuelowi tych
imponuj�cych pr�d�w wznosz�cych, pot�niejszych od
wszystkiego, czym dysponowali�my nad Koralem D,
zbli�y�em si� do willi. Powietrze w ko�cu si� uspokoi�o i
zobaczy�em chmury.
Wisia�y o jakie� sto st�p nad wierzcho�kiem g�ry niczym
wymi�te poduchy jakiego� cierpi�cego na bezsenno��
olbrzyma. W chmurach przemieszcza�y si� kolumny
turbulencji, pr�ce w g�r� jak w kotle z wrz�cym p�ynem. To
nie by�y �agodne, zapowiadaj�ce dobr� pogod� cumulusy z
Koralu D, ale burzowe nimbusy, niestabilne masy
przegrzanego powietrza, zdolne porwa� szybowiec i w ci�gu
paru sekund podnie�� go o tysi�c st�p. Tu i �wdzie chmury
by�y poprzetykane ciemnymi pasmami, jak wie�e oddzielone
dolinami i w�wozami. Przep�ywa�y nad will�, os�oni�te od
bij�cego z jeziora gor�ca pasmem mgie�ki, a dalej rozprasza�y
si� w serii gwa�townych ruch�w w niespokojnym powietrzu.
Kiedy wjecha�em na teren willi za ci�ar�wk�,
wype�nion� sprz�tem do widowiska son et lumiere, z tuzin
s�u�by wyr�wnywa� rz�dy z�oconych krzese� na tarasie i
rozwija� brezentowe daszki.
Przekraczaj�c kable, podesz�a do mnie Beatrice Lafferty.
- Majorze Parker, ma pan chmury, tak jak panu
obiecali�my.
Spojrza�em jeszcze raz na granatowe ba�wany, nawisaj�ce
jak ca�un nad bia�� will�.
- To maj� by� chmury, Beatrice? To s� tygrysy, lataj�ce
tygrysy. My jeste�my powietrznymi manikiurzystami, a nie
pogromcami tygrys�w.
- Niech si� pan nie przejmuje, manicure to jest to, czego
si� od was oczekuje. - I z filuternym u�mieszkiem doda�a: -
Pa�scy ludzie rozumiej�, mam nadziej�, �e ma by� tylko jeden
temat?
- Sama pani Chanel? Oczywi�cie. - Wzi��em j� pod r�k�,
po czym wyszli�my na balkon z widokiem na jezioro. - Wie
pani co? My�l�, �e pani znajduje przyjemno�� w tych
k��liwych uwagach. Niech bogacze wybieraj� sobie materia�:
marmur, br�z, plazm� czy chmur�. Dlaczego nie? Sztuka
portretu zawsze by�a lekcewa�ona.
- Na Boga, na pewno nie tutaj. - Odczeka�a, a� przejdzie
s�u��cy z tac� pe�n� obrus�w. - Rze�bi� sw�j portret na
niebie ze s�o�ca i powietrza: niekt�rzy mogliby powiedzie�, �e
to pachnie pr�no�ci� albo nawet gorszymi grzechami.
- Jest pani bardzo tajemnicza. Na przyk�ad jakimi?
Pos�a�a mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Powiem panu za miesi�c, kiedy przestan� tu pracowa�.
Niech mi pan lepiej powie, kiedy zjawi� si� tu pa�scy ludzie?
- Ju� s�. - Wskaza�em na niebo nad jeziorem. Trzy
szybowce wisia�y w przegrzanym powietrzu, strz�pki chmur
przep�ywa�y obok nich, �eby si� rozpu�ci� we mgle. Piloci
lecieli w �lad za jachtem pustynnym, kt�ry podchodzi� do kei,
wzbijaj�c ko�ami tumany wi�niowego py�u. Za sternikiem
siedzia�a Leonora Chanel w ��tym kostiumie ze sk�ry
aligatora, a jej bia�e w�osy skrywa� czarny toczek z rafii.
Podczas gdy sternik cumowa� pojazd, van Eyck i Petit
Manuel urz�dzili improwizowane przedstawienie, nadaj�c
kszta�t pomniejszym chmurom o sto st�p nad powierzchni�
jeziora. Najpierw van Eyck wyrze�bi� orchide�, potem serce i
par� warg, a tymczasem Manuel popisa� si� g�ow� papugi,
dwiema identycznymi myszami oraz inicja�ami "L. C." Kiedy
tak nurkowali i kr��yli wok� niej, chwilami dotykaj�c
skrzyd�ami jeziora, Leonora sta�a na kei, �askawie machaj�c
r�k� po ka�dym z tych rzemie�lniczych drobiazg�w.
Kiedy obaj rze�biarze wyl�dowali przy kei, Leonora
czeka�a, �eby Nolan zaj�� si� jak�� chmur�, ale on tylko
szybowa� przed ni� tam i z powrotem jak wielki zm�czony
ptak. Przygl�daj�c si� tej dziwnej kasztelance Laguny
Zachodniej, zauwa�y�em, �e nie odrywaj�c oczu od Nolana,
pogr��y�a si� w jakim� swoim �wiecie, oboj�tna na to, co
dzieje si� wok� niej. Wspomnienia, jak karawele bez �agli,
przesuwa�y si� przez mroczne pustynie jej wypalonych oczu.
P�niej tego samego wieczoru Beatrice Lafferty
wprowadzi�a mnie do willi przez bibliotek�. Podczas gdy
Leonora w sukni topless z szafir�w i organdyny, z biustem
zas�oni�tym tylko bi�uteri�, wita�a go�ci na tarasie, mia�em
okazj� obejrze� wype�niaj�ce dom portrety. Naliczy�em ich
przesz�o dwadzie�cia, od sztywnych studi�w klasycznych w
salonach, jeden p�dzla rektora Akademii Kr�lewskiej, drugi
Annigoniego, do dziwacznych impresji psychologicznych
Dalego i Francisa Bacona w barze i jadalni. Wsz�dzie, gdzie
si� ruszyli�my, w niszach mi�dzy marmurowymi
p�kolumnami, w z�oconych miniaturach nad kominkiem,
nawet na fresku towarzysz�cym schodom, spotykali�my t�
sam� pi�kn�, zapatrzon� w siebie twarz. Odnosi�o si�
wra�enie, �e �w niebywa�y narcyzm sta� si� jej ostatnim
schronieniem, jedynym azylem w ucieczce przed �wiatem.
Potem, w studiu na poddaszu, zobaczyli�my du�y, �wie�o
pokryty werniksem portret na sztalugach. Artysta stworzy�
rozmy�ln� parodi� kiczowatego stylu i szaroniebieskiej tonacji
popularnego portrecisty, ale pod tym blichtrem przedstawi�
Leonor� jako martw� Mede�. Naci�gni�ta sk�ra pod prawym
policzkiem, kanciaste czo�o i bezw�adne usta nadawa�y jej
sztywny i bezkrwisty wygl�d trupa.
Moje spojrzenie osun�o si� na podpis.
- Nolan! M�j Bo�e, czy pani tu by�a, kiedy on to
malowa�?
- Obraz zosta� sko�czony, zanim tu przysz�am dwa
miesi�ce temu. Nie pozwoli�a go oprawi�.
- Nie dziwi� si�. - Podszed�em do okna i wyjrza�em na
zewn�trz. - Wi�c Nolan tu by�. Opuszczone studio ko�o
Koralu D nale�y do niego.
- Tylko dlaczego Leonora zaprosi�a go ponownie?
Zapewne rozstali si�...
- �eby jeszcze raz zrobi� jej portret. Znam Leonor� Chanel
lepiej ni� pani, Beatrice. Tym razem ma to by� podobizna na
ca�e niebo.
Opu�cili�my bibliotek� i przeszli�my obok sto��w z
koktajlami i kanapkami, gdzie Leonora wita�a nowych go�ci.
Obok niej sta� Nolan w garniturze z bia�ego zamszu. Co jaki�
czas przygl�da� si� jej, jakby igra� z mo�liwo�ciami, jakie ta
zbzikowana na w�asnym punkcie kobieta otwiera�a przed jego
makabrycznym poczuciem humoru. Leonora sta�a wczepiona
w jego rami�. Z tymi brylantami wok� oczu przypomina�a
jak�� archaiczn� kap�ank�, kt�rej piersi czai�y si� pod
bi�uteri� jak dwa g�odne w�e.
Van Eyck przedstawi� si� z przesadnym uk�onem, za nim
zbli�y� si� Petit Manuel, jego zdeformowana g�owa
podskakiwa�a nerwowo mi�dzy smokingami.
Usta Leonory zacisn�y si� w grymasie odrazy. Spojrza�a
te� na moj� stop� w gipsie.
- Nolan, widz�, �e otaczasz si� kalekami. Czy ten karze�
te� b�dzie lata�?
Petit Manuel spojrza� na ni� oczami jak �wie�o
rozdeptane kwiaty.
Pokaz rozpocz�� si� w godzin� p�niej. Zachodz�ce za
g�r� s�o�ce o�wietla�o chmury w ciemnych obw�dkach, ni�ej
przep�ywa�y zjawy cirrus�w, jak z�ocone ramy dla przysz�ych
olbrzymich obraz�w. Szybowiec van Eycka wznosi� si�
spiral� w kierunku czo�a pierwszych chmur, staj�c w miejscu
i wznosz�c si� znowu, w miar� jak turbulentne pr�dy
wznosz�ce rzuca�y nim w powietrzu.
Kiedy zacz�y si� pojawia� policzki, g�adkie i
pozbawione �ycia jak wyrze�bione w styropianie, powita�y je
brawa siedz�cych na tarasie widz�w. W pi�� minut p�niej,
kiedy szybowiec van Eycka osiad� na powierzchni jeziora,
widzia�em ju�, �e tym razem przeszed� sam siebie.
O�wietlony reflektorami, przy d�wi�kach uwertury do
Tristana, rozbrzmiewaj�cych z g�o�nik�w umieszczonych na
zboczu g�ry i jakby nadymaj�cych ten olbrzymi bibelot,
portret Leonory przep�ywa� nad naszymi g�owami, skrapiaj�c
nas lekkim deszczem. Szcz�liwym trafem chmura
utrzymywa�a sw�j kszta�t, p�ki nie przekroczy�a linii brzegu i
tam dopiero rozpad�a si� w wieczornym powietrzu, jak zdarta
z nieba czyj�� gniewn� r�k�.
Tymczasem swoj� wspinaczk� rozpocz�� Petit Manuel,
uczepiwszy si� ciemno obramowanej chmury jak ulicznik
molestuj�cy roze�lon� matron�. Szybowa� tam i z powrotem,
jakby nie mia� koncepcji ukszta�towania tej kapry�nej
kolumny pary, a potem zacz�� rze�bi� w niej przybli�one
kontury kobiecej g�owy. Chyba nigdy nie widzia�em, �eby
pracowa� w takim napi�ciu nerwowym. Kiedy sko�czy�,
zerwa�a si� druga fala braw, kt�ra wkr�tce przesz�a w �miech
i ironiczne owacje.
Chmura, wyrze�biona na pochlebne podobie�stwo
Leonory, zacz�a si� pochyla� we wzburzonym powietrzu.
Szcz�ka si� wyd�u�y�a, lukrowany u�miech wykrzywi� si� w
grymas idiotki. Po minucie gigantyczna g�owa Leonory
Chanel wisia�a nad nami odwr�cona.
Dyskretnie kaza�em wy��czy� reflektory i uwaga widowni
przenios�a si� na czarnoskrzyd�y szybowiec Nolana, kt�ry
wspina� si� ku nast�pnej chmurze. Strz�py rozk�adaj�cej si�
tkanki chmury spada�y z coraz ciemniejszego nieba, ob�ok
jodku srebra przes�ania� zagadkowe dzie�o Nolana. Ku
mojemu zdziwieniu portret, kt�ry si� wy�oni�, by� ca�kowicie
wierny. Rozleg�y si� oklaski, potem kilka ton�w z
Tannh�usera i reflektory o�wietli�y pi�knie wykonan� g�ow�.
Stoj�ca w�r�d swoich go�ci Leonora wznios�a toast w stron�
szybowca.
Zaskoczony wielkoduszno�ci� Nolana, przyjrza�em si�
lepiej �wiec�cej na niebie twarzy i dopiero wtedy
zrozumia�em jego zamys�. Portret, z okrutn� ironi�, by� a�
nazbyt podobny. Opuszczone w d� usta Leonory, broda
zadarta do g�ry, �eby ukry� podbr�dek, fa�da sk�ry pod
prawym policzkiem - wszystko to zosta�o przedstawione tak,
jak na jego obrazie w studiu.
Go�cie otoczyli Leonor� i gratulowali jej przedstawienia.
Ona sama patrzy�a na sw�j portret, kt�ry zacz�� si� rozpada�
nad jeziorem, jakby go dopiero teraz zobaczy�a. Twarz
nabieg�a jej krwi�.
Pokaz sztucznych ogni na pla�y przy�mi� te
dwuznaczno�ci r�owo-b��kitnymi wybuchami.
Na kr�tko przed �witem Beatrice Lafferty i ja
spacerowali�my po pla�y mi�dzy �uskami wypalonych rakiet i
k� �wi�tej Katarzyny. Na opustosza�ym tarasie kilka lamp
o�wietla�o bez�adnie stoj�ce krzes�a. Kiedy dochodzili�my do
stopni, gdzie� nad nami rozleg� si� kobiecy krzyk, a potem
odg�os t�uczonego szk�a. Kto� kopni�ciem wybi� balkonowe
okno i pomi�dzy sto�ami przebieg� ciemnow�osy m�czyzna w
bia�ym garniturze.
Kiedy Nolan znik� w ciemno�ci, na �rodek tarasu wysz�a
Leonora Chanel. Spojrza�a na ciemne chmury, k��bi�ce si�
nad szczytem g�ry i jedn� r�k� zerwa�a klejnoty, kt�re
otacza�y jej oczy. Le�a�y po�yskuj�c na p�ytach tarasu. Potem
z kryj�wki w�r�d miejsc dla orkiestry wyskoczy�a zgarbiona
posta� ma�ego Manuela, kt�ry przebieg� obok nas na swoich
krzywych nogach.
Przy bramie zawarcza� silnik. Leonora skierowa�a si� w
stron� domu, zapatrzona w swoje rozsypane odbicie w
kawa�kach szk�a. Zatrzyma�a si�, kiedy zza rze�b
d�wi�kowych na wprost okien biblioteki wy�oni� si� wysoki,
jasnow�osy m�czyzna o zimnym i niecierpliwym spojrzeniu.
Poruszone ha�asem odezwa�y si� pos�gi. Podczas gdy van
Eyck podchodzi� do Leonory, przej�y powolny rytm jego
krok�w.
Nast�pnego dnia mia� si� odby� ostatni wyst�p zespo�u z
Koralu D. Przez ca�e popo�udnie, przed przybyciem go�ci, nad
jeziorem utrzymywa�a si� m�tna po�wiata. Za g�r� pi�trzy�y
si� ogromne zwa�y burzowych nimbus�w i o �adnych
pokazach nie mog�o by� w tych warunkach mowy.
Van Eyck towarzyszy� Leonorze. Zasta�em Beatrice
Lafferty, jak obserwowa�a ich pustynny jacht, miotany
wiatrem po drugiej stronie jeziora.
- Nigdzie nie wida� Nolana ani ma�ego Manuela -
powiedzia�a do mnie. - A przyj�cie zaczyna si� za trzy
godziny.
Wzi��em j� pod r�k�.
- Jest ju� po przyj�ciu. Kiedy za�atwisz tu swoje sprawy,
Bea, przyjed� i zamieszkaj ze mn� w Koralu D. Naucz� ci�
rze�bi� chmury.
Van Eyck i Leonora przybili do brzegu w p� godziny
p�niej. Van Eyck min�� mnie, unikaj�c mojego spojrzenia.
Leonora wisia�a na jego ramieniu, dzienne klejnoty wok� jej
oczu rzuca�y na taras twarde b�yski.
O �smej, kiedy zacz�li si� pojawia� pierwsi go�ci Nolan i
Petit Manuel nadal si� nie pokazali. Na tarasie wiecz�r by�
ciep�y i roz�wietlony lampami, ale w g�rze burzowe chmury
ociera�y si� o siebie jak podenerwowane olbrzymy. Wszed�em
po zboczu do miejsca, gdzie sta�y przywi�zane szybowce. Ich
skrzyd�a dygota�y w podmuchach wiatru.
W nieca�e p� minuty po tym, jak wzbi� si� w ciemniej�ce
powietrze, przyt�oczony ogromn� wie�yc� burzowego
nimbusa, Charles van Eyck spada� korkoci�giem ku ziemi,
str�cony szale�stwem powietrznych wir�w. Odzyska�
panowanie nad szybowcem na wysoko�ci pi��dziesi�ciu st�p
nad domem i zn�w wzbi� si� na pr�dach wznosz�cych znad
jeziora, z dala od nadymaj�cego si� brzucha chmury. Na
oczach Leonory i jej siedz�cych na tarasie go�ci szybowiec
zatrz�s� si� w eksplozji pary i opad� na powierzchni� jeziora
ze z�amanym skrzyd�em.
Podszed�em do Leonory. Przed tarasem stali Nolan i Petit
Manuel, patrz�c, jak w odleg�o�ci trzystu jard�w van Eyck
wygrzebuje si� z kabiny.
- Po co si� fatygowa�e�? - spyta�em Nolana. - Nie
powiesz chyba, �e masz zamiar lata�?
Nolan opar� si� o barierk� z r�kami w kieszeniach
marynarki.
- Nie mam takiego zamiaru i w�a�nie dlatego tutaj jestem,
majorze.
Leonora mia�a na sobie sukni� wieczorow� z pawich pi�r,
kt�re uk�ada�y si� wok� jej st�p w ogromny tren. Setki oczu
po�yskiwa�o w naelektryzowanym przedburzowym powietrzu,
otaczaj�c jej cia�o b��kitno-zielonymi p�omieniami.
- Prosz� pani, te chmury s� zupe�nie szalone -
t�umaczy�em si�. - Idzie burza.
Spojrza�a na mnie niewidz�cymi oczami.
- Czy wy nie przewidujecie nigdy ryzyka? - Wskaza�a na
burzowy nimbus k��bi�cy si� nad naszymi g�owami. - Do
takich chmur potrzeba podniebnego Micha�a Anio�a... A co z
Nolanem?! Czy on te� si� boi?!
Kiedy wykrzykn�a jego imi�, Nolan zmierzy� j�
spojrzeniem, po czym odwr�ci� si� do nas plecami. �wiat�o
nad Lagun� Zachodni� uleg�o zmianie. Po�ow� jeziora
okrywa�a mroczna po�wiata.
Kto� poci�gn�� mnie za r�kaw. To Petit Manuel patrzy� na
mnie swoimi oczami zamy�lonego dziecka.
- Raymond, ja polec�. Pozw�l mi wzi�� szybowiec.
- Manuel, na lito�� bosk�. Zabijesz si�...
Przecisn�� si� mi�dzy z�oconymi krzes�ami. Leonora
skrzywi�a si�, kiedy dotkn�� jej przegubu.
- Prosz� pani... - Jego s�abe usta u�o�y�y si� w zuchowaty
u�miech. - Ja zrobi� dla pani rze�b�. Teraz, z tej wielkiej
burzowej chmury, co?
Spojrza�a na niego z g�ry, czuj�c pewne obrzydzenie do
tego gorliwego garbusa, gapi�cego si� na ni� spo�r�d setek
oczu jej pawiego trenu. Van Eyck utykaj�c wraca� od
rozbitego szybowca. Domy�la�em si�, �e na sw�j dziwny
spos�b Manuel rywalizuje z van Eyckiem.
Leonora skrzywi�a si�, jakby prze�kn�a co� wyj�tkowo
gorzkiego.
- Majorze Parker, niech mu pan powie, �eby... - Spojrza�a
na ciemn� chmur�, k��bi�c� si� nad g�r� niczym lawa
wyp�ywaj�ca z jakiego� wulkanu o czarnym sercu. - Zreszt�,
nie! Zobaczymy, co ten ma�y kaleka potrafi! - Zwr�ci�a si� do
Manuela z a� nazbyt radosnym u�miechem. - Niech pan leci.
Zobaczymy, jak pan rze�bi tr�b� powietrzn�!
Geometria jej twarzy u�o�y�a si� w diagram morderstwa.
Nolan depcz�c po pawich pi�rach przebieg� przez taras
przy wt�rze �miechu Leonory. Usi�owali�my powstrzyma�
Manuela, ale nie da� nam szans. Dotkni�ty do �ywego
zniewag� Leonory, wpad� mi�dzy ska�y i wkr�tce zgin�� nam
z oczu w g�stniej�cych ciemno�ciach. Na tarasie zebra�a si�
gromadka ciekawskich. ��to-pomara�czowy szybowiec
wzbi� si� w niebo i nabiera� wysoko�ci na tle chmury
burzowej. Jakie� pi��dziesi�t jard�w od ciemnych zwa��w
zosta� uderzony pr�dem powietrza, ale Manuel przebi� si� do
chmury i zacz�� kszta�towa� jej granatowe czo�o. Pierwsze
krople deszczu spad�y na taras u naszych st�p.
Pojawi� si� pierwszy zarys kobiecej g�owy, sataniczne
oczy roz�wietlone otwartymi w chmurze tunelami, opadaj�ce
usta jak ciemna smuga nad kot�uj�cymi si� poni�ej wielkimi
k��bami. Nolan, wykrzykuj�c s�owa ostrze�enia wskoczy� do
swojego szybowca. W chwil� p�niej ma�y Manuel zosta�
porwany przez pot�ny wir powietrza i wyrzucony ponad
chmur�. Walcz�c z rozszala�ym �ywio�em, Manuel skierowa�
szybowiec w d� i ponownie znalaz� si� przed chmur�, kt�ra
nagle otworzy�a swoj� olbrzymi� paszcz�, spazmatycznie
rzuci�a si� do przodu i po�kn�a szybowiec.
Na tarasie zapad�a cisza na widok szcz�tk�w aparatu
wiruj�cych we wn�trzno�ciach chmury, kt�ra przep�yn�a nad
naszymi g�owami, prze�uwaj�c porozrywane fragmenty
skrzyde� i kad�uba. Osi�gn�wszy brzeg jeziora, chmura dosz�a
do gwa�townego kresu. Kawa�ki twarzy odpada�y na boki,
usta zosta�y wyrwane, jedno oko eksplodowa�o, a� rozwia�a
si� w podmuchu szkwa�u.
Szcz�tki szybowca ma�ego Manuela posypa�y si� z
jasnego ju� nieba.
Beatrice Lafferty i ja pojechali�my na drug� stron� jeziora,
�eby zabra� cia�o Manuela. Po tragicznym spektaklu
rozegranym w eksploduj�cej podobi�nie twarzy Leonory
Chanel go�cie zacz�li si� zbiera�. Po chwili na podje�dzie
zrobi�o si� g�sto od samochod�w. Leonora patrzy�a, jak
odje�d�aj�, stoj�c z van Eyckiem w�r�d pustych sto��w.
Beatrice nie odzywa�a si� podczas naszej jazdy przez
jezioro. Szcz�tki szybowca le�a�y rozrzucone na stopionym
piasku, strz�py brezentu i po�amane zastrza�y, spl�tane linki
do ster�w. W sporej odleg�o�ci od kabiny znalaz�em cia�o
ma�ego Manuela, zwini�te w mokry k��bek jak utopiona
ma�pka.
Zanios�em go do pustynnego jachtu.
- Raymond, sp�jrz! - Beatrice wskaza�a na brzeg. Wzd�u�
ca�ego jeziora zgromadzi�y si� chmury burzowe i na wy�ynie
za g�r� bi�y ju� pierwsze pioruny. W naelektryzowanym
powietrzu willa straci�a jako� sw�j urok. W odleg�o�ci p�
mili wzd�u� doliny posuwa�a si� tr�ba powietrzna, jej komin,
wyginaj�c si�, zmierza� w stron� jeziora. Pierwsze podmuchy
wichury uderzy�y w jacht.
- Raymond! - krzykn�a zn�w Beatrice. - Tam jest
Nolan! On w tym lata!
I wtedy zobaczy�em czarnoskrzyd�y szybowiec, kr���cy
pod parasolem tornada. To by� Nolan, uje�d�aj�cy tr�b�
powietrzn�. Jego skrzyd�a pracowa�y r�wno w powietrzu,
kr���cym wok� komina. Unosi� si� tam niczym ryba-pilot,
jakby prowadzi� tornado w stron� willi Leonory.
Po kilkunastu sekundach, kiedy tr�ba uderzy�a w dom,
straci�em go z oczu. Eksplozja ciemnego powietrza obj�a
will�, zmieniaj�c si� w wir potrzaskanych mebli i dach�wek,
kt�ry wyrwa� si� przez dach. Beatrice i ja odbiegli�my od
jachtu i padli�my w szczelinie szklistej powierzchni. Tr�ba
powietrzna oddali�a si� i znik�a w przepe�nionym burz�
niebie, a nad zrujnowan� will� wia� ciemny szkwa�, co
pewien czas porywaj�c jakie� szcz�tki. Opada�y wok� nas
strz�py brezentu i pawie pi�ra.
Odczekali�my p� godziny, zanim zbli�yli�my si� do
domu. Taras by� zasypany t�uczonym szk�em i po�amanymi
krzes�ami. Pocz�tkowo nie dostrzeg�em nigdzie �ladu
Leonory, chocia� jej twarz by�a wszechobecna, bo poszarpane
portrety za�cie�a�y mokre p�yty tarasu. Jeden trzepocz�cy na
wietrze u�miech przyp�yn�� do mnie i przylgn�� mi do
nogawki.
Cia�o Leonory znalaz�em w�r�d pogruchotanych stolik�w
ko�o podium dla orkiestry, cz�ciowo owini�te w
zakrwawione p��tno. Jej twarz by�a teraz r�wnie
zniekszta�cona jak burzowa chmura, kt�r� Manuel usi�owa�
rze�bi�.
Van Eycka znale�li�my pod szcz�tkami markizy. Wisia�,
uduszony k��bowiskiem przewod�w elektrycznych, jego
bezkrwist� twarz otacza� wieniec �ar�wek. W przewodach
odzywa�a si� z przerwami elektryczno��, o�wietlaj�c jego
martwe oczy.
Obejmuj�c Beatrice, opar�em si� o przewr�conego rollsa.
- Nie wida� nigdzie Nolana ani szcz�tk�w jego szybowca.
- Biedaczysko. Raymondzie, to on tu sprowadzi� t� tr�b�
powietrzn�. On nad ni� w jaki� spos�b panowa�.
Podszed�em przez mokry taras do miejsca, gdzie le�a�a
Leonora, i przykry�em jej cia�o kawa�kami p��cien,
poszarpanymi twarzami jej samej.
Zabra�em Beatrice Lafferty do siebie, do studia Nolana na
pustyni u st�p Koralu D. Nie mieli�my ju� nigdy �adnych
wiadomo�ci o Nolanie i nigdy nie zajmowali�my si�
szybowcami. W chmurach kryje si� zbyt wiele wspomnie�.
Trzy miesi�ce temu jaki� cz�owiek, kt�ry zobaczy� niszczej�ce
szybowce przed naszym studio, podszed� do nas i opowiedzia�
nam, �e widzia� szybowiec lataj�cy wysoko nad Czerwon�
Pla��, rze�bi�cy w stratocirrusach wyobra�enia drogich
kamieni i g��w dzieci. Raz by�a w�r�d nich g�owa kar�a.
Jak si� zastanowi�, wygl�da to na Nolana, mo�e wi�c
uda�o mu si� wyj�� ca�o z tej tr�by powietrznej. Wieczorami
siedzimy z Beatrice mi�dzy pos�gami d�wi�kowymi,
s�uchaj�c ich g�os�w, podczas gdy nad Koralem D zbieraj�
si� zwiastuj�ce pogod� cumulusy. Czekamy na cz�owieka w
czarnoskrzyd�ym szybowcu, mo�e teraz pomalowanym w
weso�e paski, kt�ry przyleci z wiatrem i b�dzie rze�bi� dla nas
wyobra�enia konik�w morskich i jednoro�c�w, kar��w,
drogich kamieni i g��wek dzieci.
Prze�o�y� Lech J�czmyk
JAMES GRAHAM BALLARD
Urodzi� si� w 1930 r. w Szanghaju. Pisarz brytyjski,
czo�owy przedstawiciel Nowej Fali. Debiutowa� w 1956 r.
opowiadaniami "Escapement" i "Prima belladonna". Jego
wczesne pisarstwo nosi wp�ywy surrealizmu, pop-artu i
katastrofizmu, co w po��czeniu z psychologi�, emocjonaln�
wymow� opustosza�ych krajobraz�w i walorami literackimi
nada�o literaturze SF nowe perspektywy. Z wczesnych
powie�ci wydano po polsku "Zatopiony �wiat" (1962).
Szokuj�ce wizje obna�onej natury ludzkiej na tle
wsp�czesnego technologicznego krajobrazu cywilizacji
mo�na odnale�� w "Kraksie" (1973), "Wie�owcu" (1975) czy
"Kokainowych nocach" (1996), a tak�e w "Witaj, Ameryko"
(1981) czy "W po�piechu do raju" (1994). Wa�ne miejsce w
tw�rczo�ci Ballarda zajmuj� alegorie "Wyspa" (1974) i
"Fabryka bezkresnych sn�w" (1979); mo�na je interpretowa�
jako po�miertne wizje g��wnego bohatera (rozwi�zanie z
du�ymi tradycjami w literaturze anglosaskiej). Kt�re z tych
powie�ci da si� zaliczy� do SF, zale�y od indywidualnego
podej�cia czytelnika. Na pewno Ballard znajduje si� w gronie
pisarzy ch�tnie czytanych zar�wno przez mi�o�nik�w
gatunku, jak i jego wrog�w.
W Polsce ukaza� si� tak�e obszerny wyb�r najlepszych
wczesnych opowiada� - "Ogr�d czasu" (1983) i dwie
powie�ci zawieraj�ce motywy autobiograficzne - "Imperium
s�o�ca" i "Delikatno�� kobiet". Dotychczas nie wydano tak
wa�nych powie�ci Ballarda jak "The Burning World" (1964,
popr. wersja nosi tytu� "The Drought"), "The Crystal World"
(1966) czy kontrowersyjnego zbioru tzw. skondensowanych
powie�ci "The Atrocity Exhibition" (1970, tytu� w USA "Love
and Napalm: Export USA").
"Rze�biarze chmur" (1967, "The Magazine of Fantasy
and Science Fiction") nale�� do cyklu "Vermilion Sands"
(1971), z kt�rego wcze�niej przet�umaczono na polski tylko
opowiadanie "Prima belladonna".
J. G. Ballard jest surrealistycznym malarzem s�owa,
czego dobitnym przyk�adem s� opowiadania, osadzone w
pustynnym krajobrazie Cynobrowych Piask�w, a pisane w
latach sze��dziesi�tych.
Cynobrowe Piaski nie znajduj� si� w Arizonie ani nigdzie
indziej w USA, ani na innej planecie, jak par� os�b
przypuszcza�o. Nie ma tam r�wnie� morza, chocia� tak wiele
okre�le� ma morskie konotacje: atmosfera pla�y, rafy,
wydmy. "To jest okolica pustynna, ale tak skrystalizowana,
�e prawie wytworzy�a w�asn� faun� i flor�", napisa� sam
autor.
Opowiadanie to, kt�re przeczyta�em i gdzie� zgubi�em,
przekaza�em ustnie dw�m Markom - Oramusowi i
Nowowiejskiemu. Przez lat dwadzie�cia k��bi�o si� w naszych
trzech g�owach, �eby wreszcie teraz (dzi�ki staraniom Marka
Nowowiejskiego) dotrze� do wyobra�ni czytelnik�w "Nowej
Fantastyki".
L. J.