4684

Szczegóły
Tytuł 4684
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4684 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4684 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4684 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J. G. BALLARD rze�biarze chmur rze�biarze chmur (The Cloud Sculptors of Coral D) Przez ca�e lato rze�biarze chmur przylatywali z Cynobrowych Piask�w, �eby unosi� si� w swoich kolorowych szybowcach nad koralowymi szczytami, kt�re niczym bia�e pagody wyrasta�y przy autostradzie do Laguny Zachodniej. Najwy�szy z nich, Koral D, zbieraj�cy rozgrzane powietrze z piaszczystych wydm, uwie�czony by� �ab�dzimi k��bami cumulusa. Unoszeni na ramionach pr�d�w nad wierzcho�kiem Koralu D, rze�bili�my koniki morskie, jednoro�ce, portrety prezydent�w i gwiazd filmowych, jaszczury i egzotyczne ptaki. Podczas gdy t�um przygl�da� si� nam ze swoich samochod�w, na ich zakurzone dachy spada� ch�odny deszcz, kapi�c z rze�bionych chmur, kt�re �eglowa�y nad pustyni� w stron� S�o�ca. Ze wszystkich ob�ocznych rze�b, jakie mieli�my stworzy�, najdziwniejsze by�y portrety Leonory Chanel. Kiedy wracam my�l� do tego popo�udnia zesz�ego lata i widz�, jak po raz pierwszy przyje�d�a swoj� bia�� limuzyn�, �eby obejrze� rze�biarzy chmur przy pracy, wiem, �e nie zdawali�my sobie sprawy, z jak� powag� ta pi�kna, lecz szalona kobieta traktuje rze�by, kt�re unosz� si� nad ni� na spokojnym niebie. P�niej jej portrety, wyci�te w tr�bie powietrznej, mia�y obmywa� burzowymi �zami trupy swoich tw�rc�w. Ja przyby�em do Cynobrowych Piask�w o trzy miesi�ce wcze�niej. Jako niedawny pilot bole�nie prze�ywa�em skomplikowane z�amanie nogi i �wiadomo��, �e nigdy ju� nie b�d� m�g� lata�. Wybrawszy si� kt�rego� dnia na pustyni�, zatrzyma�em si� w pobli�u koralowych szczyt�w przy autostradzie do Laguny Zachodniej. Przygl�daj�c si� tym ogromnym skalnym pagodom, wyrastaj�cym z dna skamienia�ego morza, us�ysza�em muzyk�, dobiegaj�c� zza oddalonej o jakie� dwie�cie jard�w piaszczystej rafy. Posuwaj�c si� o kulach po umykaj�cym spod n�g piasku, znalaz�em w�r�d wydm p�ytkie zag��bienie, na kt�rym obok zapuszczonego studia niszcza�y pos�gi d�wi�kowe. W�a�ciciel porzuci� przypominaj�cy hangar budynek na pastw� piasku i pustyni, a ja pod wp�ywem jakiego� niejasnego impulsu zacz��em przyje�d�a� tam ka�dego popo�udnia. Korzystaj�c z pozostawionych narz�dzi i materia��w zbudowa�em tam swoje pierwsze wielkie latawce, a potem szybowce z kabinami. Uwi�zane na linach, unosi�y si� w popo�udniowym powietrzu nad moj� g�ow� niczym przyjazne hieroglify. Pewnego wieczoru, kiedy �ci�ga�em szybowce wyci�gark� na ziemi�, nagle nad szczytem Koralu D zerwa� si� gwa�towny wiatr. Podczas gdy walczy�em z obracaj�c� si� jak szalona korb�, staraj�c si� wbi� swoje kule jak najg��biej w piasek, od strony pustyni zbli�y�y si� dwie postacie. Jedn� by� ma�y garbus z �ywym spojrzeniem dziecka i zniekszta�con� szcz�k�, skr�con� na jedn� stron� jak pazur kotwicy. Podbieg� do wyci�garki i odepchn�wszy mnie krzepkim ramieniem, �ci�gn�� poszarpane szybowce. Potem pom�g� mi stan�� na kulach i zajrza� do hangaru. Tam, na stole roboczym, przybiera�o sw�j ostateczny kszta�t moje najbardziej ambitne dzie�o, ju� nie lotnia, ale prawdziwy szybowiec ze sterami wysoko�ci i linkami kontrolnymi. Garbus przy�o�y� wielk� d�o� do piersi. - Petit Manuel, akrobata i si�acz. Nolan! - hukn��. - Sp�jrz tylko na to! - Jego towarzysz przykucn�� przy rze�bach d�wi�kowych, podkr�caj�c co�, od czego ich g�os natychmiast zabrzmia� czy�ciej i dono�niej. - Nolan to artysta - stwierdzi� garbus. - Zbuduje panu szybowce jak kondory. Wysoki m�czyzna przechadza� si� mi�dzy szybowcami, dotykaj�c ich skrzyde� r�k� rze�biarza. Jego pos�pne oczy by�y osadzone w twarzy znudzonego Gaugina. Spojrza� na gips na mojej nodze, na moj� wyp�owia�� kurtk� pilota i wskaza� na szybowce. - Widz�, �e zaopatrzy� je pan w kabin�, majorze. - Jego uwaga �wiadczy�a o pe�nym zrozumieniu moich zamiar�w. Spojrza� na koralowe szczyty, wznosz�ce si� nad nami na tle wieczornego nieba. - Za pomoc� jodku srebra mogliby�my rze�bi� te chmury. Garbus zach�caj�co kiwn�� g�ow�, w jego wzroku zap�on�a astronomia marze�. W ten spos�b zrodzili si� rze�biarze chmur z Koralu D. Uwa�a�em si� za jednego z nich, chocia� sam nie lata�em, ale to ja nauczy�em sztuki szybowania Nolana i ma�ego Manuela, a potem, kiedy do nas do��czy�, Charlesa van Eycka. Nolan znalaz� tego jasnow�osego pirata kawiarnianych taras�w w Cynobrowych Piaskach, lakonicznego Teutona z weso�ymi oczami i s�ab� lini� ust, i przyprowadzi� go do Koralu D, kiedy sezon dobieg� ko�ca, a bogaci tury�ci z c�rkami na wydaniu wr�cili do Czerwonej Pla�y. - Major Parker, Charles van Eyck. To �owca g��w... damskich - przedstawi� go Nolan z zimnym humorem. Mimo ich skrywanej rywalizacji uzna�em, �e van Eyck mo�e wnie�� do naszej grupy przydatny element osobistego uroku. Od pocz�tku podejrzewa�em, �e studio na pustyni nale�y do Nolana i �e wszyscy realizujemy jak�� osobist� fantazj� tego ciemnow�osego samotnika. Wtedy jednak bardziej zajmowa�o mnie instruowanie ich w sztuce latania, pocz�tkowo na uwi�zi, �eby mogli zapanowa� nad pr�dami wznosz�cymi, kt�re omiata�y poskr�can� baszt� najni�szego szczytu Koralu A, potem smuklejsze zbocza wie�ycy B, a w ko�cu pot�ne strumienie Koralu D. Pewnego p�nego popo�udnia, kiedy zacz��em ich �ci�ga�, Nolan zwolni� swoj� lin�. Jego szybowiec przewr�ci� si� na plecy i spada�, jakby si� mia� nabi� na skalne iglice. Rzuci�em si� na ziemi�, zanim koniec liny strzeli� w m�j samoch�d, rozbijaj�c przedni� szyb�. Kiedy zn�w podnios�em wzrok, Nolan szybowa� wysoko w przebarwionym powietrzu nad Koralem D. Wiatr, ten nieod��czny stra�nik koralowych turni, unosi� go mi�dzy wyspami cumulus�w, przes�aniaj�cymi wieczorne �wiat�o. Zanim podbieg�em do wyci�garki, pu�ci�a druga lina i ma�y Manauel skr�ci�, �eby do��czy� do Nolana. Na ziemi by� brzydkim krabem, ale w powietrzu ma�y garbus przemieni� si� w ptaka o ogromnych skrzyd�ach, zdobywaj�c przewag� nad Nolanem i van Eyckiem. Przygl�da�em si�, jak kr��yli wok� koralowych wie�yc, a potem razem sp�yn�li na powierzchni� pustyni, wzniecaj�c z wydm chmury piasku. Petit Manuel promienia�. Chodzi� doko�a mnie, dumny jak jaki� kieszonkowy Napoleon, zbieraj�c gar�cie pot�uczonego szk�a i podrzucaj�c je nad g�ow� niczym p�atki kwiat�w. W dwa miesi�ce p�niej, kiedy jechali�my do st�p Koralu D, w dniu, w kt�rym mieli�my pozna� Leonor� Chanel, co� z tego podniecenia wygas�o. Sezon turystyczny dobieg� ko�ca i tylko nieliczni go�cie wybierali si� do Laguny Zachodniej, nierzadko wi�c dawali�my pokazy rze�bienia chmur wobec pustej autostrady. Czasami Nolan zostawa� w hotelu, popijaj�c sam ze sob�, albo van Eyck przepada� na kilka dni z jak�� wd�wk� czy rozw�dk�, i wtedy Petit Mauel i ja wybierali�my si� we dw�jk�. Mimo to, kiedy nasza czw�rka wyjecha�a owego popo�udnia moim samochodem i zobaczyli�my chmury czekaj�ce na nas nad wie�yc� Koralu D, ca�e moje przygn�bienie i zm�czenie gdzie� znik�o. W dziesi�� minut p�niej trzy ptaki wzbi�y si� w powietrze i na autostradzie zacz�y si� zatrzymywa� pierwsze samochody. Prowadzi� Nolan w swoim czarnoskrzyd�ym szybowcu, wspinaj�c si� prosto ku wznosz�cemu si� o dwie�cie st�p wy�ej szczytowi Koralu D, podczas gdy van Eyck kr��y� poni�ej niego, demonstruj�c swoj� p�ow� grzyw� podstarza�ej damie w topazowym kabriolecie. Za nimi pod��a� ma�y Manauel, a jego pasiaste skrzyd�a wibrowa�y w niespokojnym powietrzu. Wykrzykuj�c radosne przekle�stwa, Manuel pilotowa� szybowiec za pomoc� ko�lawych kolan, gestykuluj�c pot�nymi ramionami na zewn�trz kabiny. Trzy jaskrawo pomalowane szybowce kr��y�y nad Koralem D jak leniwe ptaki, czekaj�c, a� nadp�yn� pierwsze chmury. Pierwsz� wybra� sobie van Eyck. Okr��a� jej bia�� pierzyn�, natryskuj�c boki jodkiem srebra i odcinaj�c k��by bia�ej waty. Paruj�ce strz�py spada�y na nas jak krusz�ce si� kry lodowe. Poprzez skroplon� par�, kt�ra spada�a na moj� twarz, widzia�em, jak van Eyck kszta�tuje ogromn� ko�sk� g�ow�. Szybowa� wzd�u� linii czo�a, cyzeluj�c oczy i uszy. Widzom, stoj�cym przy swoich samochodach, jak zwykle podoba� si� ten okaz powietrznego marcepana, kt�ry, uniesiony wiatrem, przep�yn�� nad ich g�owami. Van Eyck poszybowa� za nim leniwie, eskortuj�c swoje dzie�o. Tymczasem Petit Manuel pracowa� nad nast�pn� chmur�. W miar�, jak natryskiwa� jej boki, spod k��b�w mg�y wy�ania�a si� znajoma ludzka g�owa. Za pomoc� serii zr�cznych podej�� Manuel tworzy� z chmury karykatur� z wysok� rozwian� grzyw� w�os�w i mocn� szcz�k�, ale z obwis�ymi ustami, a skrzyd�a jego szybowca podwija�y si� do g�ry, kiedy gin�� w portrecie i po chwili zn�w z niego wypada�. L�ni�ca bia�a g�owa, niew�tpliwa parodia van Eycka w jego w�asnym najgorszym stylu, przep�yn�a nad autostrad� w stron� Cynobrowych Piask�w. Manuel wy�lizgn�� si� z pr�d�w powietrza i posadzi� szybowiec tu� obok mojego samochodu, podczas gdy van Eyck z wymuszonym u�miechem wysiada� ze swojej kabiny. Czekali�my na trzeci wyst�p. Formuj�ca si� nad Koralem D chmura w ci�gu kilku minut rozkwit�a w dziewiczo bia�y cumulus. Natychmiast rzuci� si� na ni� od strony s�o�ca czarnoskrzyd�y ptak Nolana. Kr���c wok� chmury, odcina� od niej zb�dn� tkank�, kt�ra spada�a na nas w postaci ch�odnego deszczu. Od jednego z samochod�w rozleg� si� okrzyk. Nolan oddali� si� od chmury i zwolni� lot, jakby prezentuj�c swoje dzie�o. W popo�udniowym s�o�cu ukaza�a si� weso�a buzia trzyletniego mo�e dziecka. Jego pyzate policzki otacza�y u�miechni�te usta i pulchn� br�dk�. Podczas gdy kilkoro widz�w nagradza�o jego prac� oklaskami, Nolan poszybowa� nad chmur� i roztrzepa� jej g�rn� cz�� w loczki i kokardki. Wiedzia�em, �e prawdziwy punkt kulminacyjny dopiero si� zbli�a. Nolan, obci��ony jakim� z�o�liwym wirusem, jakby nie potrafi� zaakceptowa� swojego w�asnego dzie�a i zawsze niszczy� je z tym samym czarnym humorem. Petit Manuel rzuci� niedopalonego papierosa i nawet van Eyck odwr�ci� na chwil� swoj� uwag� od kobiet siedz�cych w samochodach. Nolan unosi� si� nad g��wk� dziecka jak matador, wyczekuj�cy okazji do zadania �miertelnego ciosu. Przez chwil� zapanowa�a cisza, podczas gdy zacz�� pracowa� nad chmur�, a potem kto� zdegustowany zatrzasn�� drzwiczki. W g�rze wisia�a nad nami bia�a trupia czaszka. Twarz dziecka, przemieniona paroma dotkni�ciami, znik�a, ale w szczerbatych z�bach i pustych oczodo�ach, z kt�rych ka�dy m�g� pomie�ci� samoch�d, nadal czai�o si� echo dzieci�cych rys�w. Zjawa przep�yn�a nad nami, a widzowie patrzyli ponuro na p�acz�c� czaszk�, kt�rej �zy spada�y na ich twarze. Bez przekonania wzi��em z tylnego siedzenia m�j stary he�m lotniczy i zacz��em obchodzi� stoj�ce samochody. Dwa odjecha�y, zanim zd��y�em do nich podej��. Podczas gdy sta�em i zastanawia�em si�, dlaczego ca�kiem zamo�ny oficer lotnictwa w stanie spoczynku mia�by u diab�a wyci�ga� r�k� po te marne jednodolarowe banknoty, van Eyck podszed� do mnie i wyj�� mi he�m z r�ki. - Nie teraz, majorze. Niech pan spojrzy, kto nadje�d�a... moja apokalipsa... Z autostrady zje�d�a� bia�y rolls-royce z szoferem w kremowej liberii z szamerowaniami. Przez przy�mion� wewn�trzn� szyb� m�wi�a co� do szofera m�oda kobieta w stroju sekretarki. Obok niej, z d�oni� w r�kawiczce nadal zaczepion� w uchwycie nad oknem, siwow�osa kobieta z oczami w obramowaniu brylant�w obserwowa�a kr���cy w chmurach szybowiec. Jej twarz o mocnych i wytwornych rysach robi�a wra�enie hermetycznie zamkni�tej za ciemnymi szybami limuzyny niczym jaka� tajemnicza ikona madonny w podmorskiej grocie. Szybowiec van Eycka wzbi� si� w g�r�, pod��aj�c ku chmurze, kt�ra zawis�a nad Koralem D. Wr�ci�em do samochodu, rozgl�daj�c si� po niebie za Nolanem. Van Eyck tymczasem pracowa� nad pastiszem Mony Lisy, poczt�wkow� giocond�, r�wnie autentyczn� co gipsowa figurka Dziewicy. Wyko�czona na wysoki po�ysk, l�ni�a w jaskrawym �wietle, jak zlepiona z jakiej� kosmetycznej pianki. Nagle od strony s�o�ca spad� na van Eycka Nolan. Przemykaj�c swoim czarnoskrzyd�ym szybowcem obok van Eycka, przelecia� przez szyj� giocondy i jednym ruchem skrzyd�a odci�� g�ow� z szerokimi ko��mi policzkowymi, kt�ra potoczy�a si� w stron� samochod�w. Rysy twarzy rozp�yn�y si� w obwis�� miazg�, fragmenty nosa i szcz�ki opada�y w mg��. Potem skrzyd�o otar�o si� o skrzyd�o. Van Eyck skierowa� sw�j rozpylacz jodku srebra na Nolana, po czym rozleg� si� trzask rozrywanego brezentu. Van Eyck wypad� z pr�du powietrza i sprowadzi� sw�j szybowiec do awaryjnego l�dowania. Podbieg�em do niego. - Charles, czy musisz odgrywa� von Richthofena? Na lito�� bosk�, przesta�cie si� nawzajem zaczepia�! Van Eyck zby� mnie ruchem r�ki. - Niech pan to powie Nolanowi, majorze. Ja nie mog� odpowiada� za jego akty powietrznego piractwa. Wsta� w kabinie i rozejrza� si� po samochodach, podczas gdy wok� niego opada�y jeszcze strz�pki p��tna. Wr�ci�em do swojego samochodu z postanowieniem rozwi�zania zespo�u rze�biarzy chmur. W odleg�o�ci pi��dziesi�ciu jard�w m�oda sekretarka wysiad�a z rolls- royce'a i przywo�a�a mnie ruchem r�ki. Przez otwarte drzwi jej pani przygl�da�a mi si� swoimi oprawionymi w drogie kamienie oczami. Siwe w�osy spoczywa�y zwojem na jednym ramieniu jak mieni�cy si� bia�y w��. Podszed�em z he�mem do m�odej kobiety. Jej kasztanowate w�osy by�y zebrane nad wysokim czo�em w kok, jakby celowo ukrywa�a za nim cz�� siebie. Spojrza�a ze zdziwieniem na podstawiony he�m. - Nie mam zamiaru lata�... co to jest? - Pro�ba o datek - wyja�ni�em. - Dla uczczenia pami�ci Micha�a Anio�a, Eda Keinholza i rze�biarzy chmur z Koralu D. - O m�j Bo�e! Chyba tylko szofer ma jakie� pieni�dze. A czy dajecie przedstawienia te� w innych miejscach? - "Przedstawienia?" Przenios�em wzrok z tej �adnej i mi�ej m�odej kobiety na blad� chimer� z oczami w obramowaniu brylant�w, siedz�c� w mrocznym wn�trzu rollsa. Patrzy�a na bezg�ow� posta� Mony Lisy, p�yn�cej nad pustyni� w stron� Cynobrowych Piask�w. - Nie jeste�my zespo�em zawodowym, jak si� pani zapewne domy�li�a. A pr�cz tego potrzebna nam jest odpowiednia pogoda i chmury. A gdzie mia�oby to by�? - W Lagunie Zachodniej. - Wyj�a z torebki oprawny w sk�r� w�a notatnik. - Pani Chanel wydaje seri� garden parties. Zapytuje, czy nie zechcieliby�cie na nich wyst�pi�. Oczywi�cie, za odpowiednio wysokie honorarium. - Chanel... Leonora Chanel, czy to ta...? Twarz m�odej kobiety ponownie przybra�a wyraz obronny, dystansuj�c si� od wszystkiego, co mog�o zosta� powiedziane dalej. - Pani Chanel przyjecha�a do Laguny Zachodniej na lato. Nawiasem m�wi�c, jest jeden warunek, o kt�rym musz� wspomnie�: pani Chanel okre�li jeden jedyny temat. Czy si� rozumiemy? W odleg�o�ci pi��dziesi�ciu jard�w van Eyck ci�gn�� sw�j uszkodzony szybowiec do samochodu. Nolan te� wyl�dowa�, karykatura Cyrana porzuconego w powietrzu. Petit Manuel ku�tyka� tam i z powrotem, zbieraj�c ekwipunek. W przygasaj�cym �wietle p�nego popo�udnia wygl�dali jak podrz�dna trupa cyrkowa. - Dobrze - zgodzi�em si�. - Przyjmuj� warunek, ale co z chmurami, panno...? - Lafferty. Beatrice Lafferty. Pani Chanel za�atwi chmury. Obszed�em samochody z he�mem w r�ku, a potem rozdzieli�em pieni�dze pomi�dzy Nolana, van Eycka i Manuela. Stali w g�stniej�cym zmierzchu ze swoimi paroma dolarami w r�ku, patrz�c na autostrad�. Leonora Chanel wysiad�a z limuzyny na pustyni�. Jej siwow�osa posta� w p�aszczu ze sk�ry kobry przechadza�a si� mi�dzy wydmami, wzbijaj�c wiry piasku, zaniepokojonego nieprzewidywalnymi ruchami tej zjawy dopalaj�cego si� popo�udnia. Nie zwracaj�c uwagi na tysi�czne uk�szenia, utkwi�a wzrok w rozpe�zaj�cym si� po niebie powietrznym panoptikum i w bia�ej czaszce, rozp�ywaj�cej si� o mil� dalej nad Lagun� Zachodni�. Kiedy j� wtedy zobaczy�em po raz pierwszy, mia�em jeszcze bardzo mgliste poj�cie o Leonorze Chanel. Ta c�rka jednego z czo�owych �wiatowych finansist�w by�a dziedziczk� fortuny zar�wno po ojcu, jak i po swoim zmar�ym m�u, nie lubi�cym rozg�osu arystokracie z Monako, hrabim Louisie Chanelu. Tajemnicze okoliczno�ci jego �mierci w Cap Ferrat na Riwierze, oficjalnie uznanej za samob�jstwo, sprawi�y, �e Leonora sta�a si� o�rodkiem plotek i publicznego zainteresowania. Ucieka�a od mass medi�w, nieustannie przenosz�c si� z miejsca na miejsce, z otoczonej murem willi w Tangierze, do posiad�o�ci w �niegach Alp nad Pontresino, a stamt�d do Palm Springs, Sewilli i Myken. W czasie tych lat wygnania pewne cechy jej charakteru ujawnia�y si� na zdj�ciach w gazetach i magazynach: a to z kwa�n� min� uczestniczy w akcji dobroczynnej w Hiszpanii w towarzystwie ksi�nej Alba, to zn�w siedzi z Soray� i innymi cz�onkami �mietanki towarzyskiej na tarasie willi Dalego w Port Lligat i oczami w otoczeniu drogich kamieni wpatruje si� w diamentowe morze przy Costa Brava. W spos�b nieunikniony jej poza Grety Garbo robi�a wra�enie wyrachowanej, zw�aszcza wobec podejrze� o udzia� w �mierci m�a. Hrabia by� zamkni�tym w sobie bogatym ch�opcem, kt�ry sam pilotowa� sw�j samolot do stanowisk odkry� archeologicznych na Peloponezie, i kt�rego towarzyszka, pi�kna, m�oda Libanka, by�a jedn� z najwybitniejszych na �wiecie wykonawczy� muzyki Bacha. Nigdy nie wyja�niono, dlaczego ten pow�ci�gliwy i sympatyczny cz�owiek mia�by pope�ni� samob�jstwo. To, co zapowiada�o si� jako wa�ny dow�d rzeczowy, zniszczony portret Leonory, nad kt�rym pracowa� jej m��, znik� przed przes�uchaniami. Czy�by portret m�wi� o Leonorze wi�cej, ni� ona sama chcia�a wiedzie�? W tydzie� p�niej, kiedy w dniu pierwszego przyj�cia jecha�em do Laguny Zachodniej, mog�em zrozumie�, czemu Leonora Chanel przyjecha�a do Cynobrowych Piask�w, do tego niesamowitego o�rodka wypoczynkowego na pustyni z jego sennym nastrojem, pla�ow� nud� i p�ynnym krajobrazem. Wzd�u� brzegu roi�o si� od rze�b d�wi�kowych i kiedy je mija�em, p�dz�c nadbrze�n� tras�, ich g�osy zmienia�y ton. Stopiony krzem na powierzchni jeziora tworzy� ogromne t�czowe zwierciad�o, kt�re odbija�o szalone barwy piaszczystych raf, jeszcze bardziej jaskrawych ni� cynobrowe i cyklamenowe skrzyd�a szybowc�w w g�rze. To Nolan, van Eyck i Petit Manuel lecieli z Koralu D i teraz unosili si� na niebie nad jeziorem niczym �piesz�ce dok�d� j�tki. Znale�li�my si� w rozpalonym krajobrazie. W odleg�o�ci p� mili kanciaste gzymsy letniego domu rysowa�y si� w ruchliwym powietrzu, jakby odkszta�cone na skutek wadliwego po��czenia czasu i przestrzeni. Dalej, niczym wygas�y wulkan, wznosi� si� w szklistym powietrzu szczyt o �ci�tym wierzcho�ku, a po jego szerokich ramionach wspina�y si� w g�r� pr�dy termalne z rozpalonego jeziora. Zazdroszcz�c Nolanowi i ma�emu Manuelowi tych imponuj�cych pr�d�w wznosz�cych, pot�niejszych od wszystkiego, czym dysponowali�my nad Koralem D, zbli�y�em si� do willi. Powietrze w ko�cu si� uspokoi�o i zobaczy�em chmury. Wisia�y o jakie� sto st�p nad wierzcho�kiem g�ry niczym wymi�te poduchy jakiego� cierpi�cego na bezsenno�� olbrzyma. W chmurach przemieszcza�y si� kolumny turbulencji, pr�ce w g�r� jak w kotle z wrz�cym p�ynem. To nie by�y �agodne, zapowiadaj�ce dobr� pogod� cumulusy z Koralu D, ale burzowe nimbusy, niestabilne masy przegrzanego powietrza, zdolne porwa� szybowiec i w ci�gu paru sekund podnie�� go o tysi�c st�p. Tu i �wdzie chmury by�y poprzetykane ciemnymi pasmami, jak wie�e oddzielone dolinami i w�wozami. Przep�ywa�y nad will�, os�oni�te od bij�cego z jeziora gor�ca pasmem mgie�ki, a dalej rozprasza�y si� w serii gwa�townych ruch�w w niespokojnym powietrzu. Kiedy wjecha�em na teren willi za ci�ar�wk�, wype�nion� sprz�tem do widowiska son et lumiere, z tuzin s�u�by wyr�wnywa� rz�dy z�oconych krzese� na tarasie i rozwija� brezentowe daszki. Przekraczaj�c kable, podesz�a do mnie Beatrice Lafferty. - Majorze Parker, ma pan chmury, tak jak panu obiecali�my. Spojrza�em jeszcze raz na granatowe ba�wany, nawisaj�ce jak ca�un nad bia�� will�. - To maj� by� chmury, Beatrice? To s� tygrysy, lataj�ce tygrysy. My jeste�my powietrznymi manikiurzystami, a nie pogromcami tygrys�w. - Niech si� pan nie przejmuje, manicure to jest to, czego si� od was oczekuje. - I z filuternym u�mieszkiem doda�a: - Pa�scy ludzie rozumiej�, mam nadziej�, �e ma by� tylko jeden temat? - Sama pani Chanel? Oczywi�cie. - Wzi��em j� pod r�k�, po czym wyszli�my na balkon z widokiem na jezioro. - Wie pani co? My�l�, �e pani znajduje przyjemno�� w tych k��liwych uwagach. Niech bogacze wybieraj� sobie materia�: marmur, br�z, plazm� czy chmur�. Dlaczego nie? Sztuka portretu zawsze by�a lekcewa�ona. - Na Boga, na pewno nie tutaj. - Odczeka�a, a� przejdzie s�u��cy z tac� pe�n� obrus�w. - Rze�bi� sw�j portret na niebie ze s�o�ca i powietrza: niekt�rzy mogliby powiedzie�, �e to pachnie pr�no�ci� albo nawet gorszymi grzechami. - Jest pani bardzo tajemnicza. Na przyk�ad jakimi? Pos�a�a mi porozumiewawcze spojrzenie. - Powiem panu za miesi�c, kiedy przestan� tu pracowa�. Niech mi pan lepiej powie, kiedy zjawi� si� tu pa�scy ludzie? - Ju� s�. - Wskaza�em na niebo nad jeziorem. Trzy szybowce wisia�y w przegrzanym powietrzu, strz�pki chmur przep�ywa�y obok nich, �eby si� rozpu�ci� we mgle. Piloci lecieli w �lad za jachtem pustynnym, kt�ry podchodzi� do kei, wzbijaj�c ko�ami tumany wi�niowego py�u. Za sternikiem siedzia�a Leonora Chanel w ��tym kostiumie ze sk�ry aligatora, a jej bia�e w�osy skrywa� czarny toczek z rafii. Podczas gdy sternik cumowa� pojazd, van Eyck i Petit Manuel urz�dzili improwizowane przedstawienie, nadaj�c kszta�t pomniejszym chmurom o sto st�p nad powierzchni� jeziora. Najpierw van Eyck wyrze�bi� orchide�, potem serce i par� warg, a tymczasem Manuel popisa� si� g�ow� papugi, dwiema identycznymi myszami oraz inicja�ami "L. C." Kiedy tak nurkowali i kr��yli wok� niej, chwilami dotykaj�c skrzyd�ami jeziora, Leonora sta�a na kei, �askawie machaj�c r�k� po ka�dym z tych rzemie�lniczych drobiazg�w. Kiedy obaj rze�biarze wyl�dowali przy kei, Leonora czeka�a, �eby Nolan zaj�� si� jak�� chmur�, ale on tylko szybowa� przed ni� tam i z powrotem jak wielki zm�czony ptak. Przygl�daj�c si� tej dziwnej kasztelance Laguny Zachodniej, zauwa�y�em, �e nie odrywaj�c oczu od Nolana, pogr��y�a si� w jakim� swoim �wiecie, oboj�tna na to, co dzieje si� wok� niej. Wspomnienia, jak karawele bez �agli, przesuwa�y si� przez mroczne pustynie jej wypalonych oczu. P�niej tego samego wieczoru Beatrice Lafferty wprowadzi�a mnie do willi przez bibliotek�. Podczas gdy Leonora w sukni topless z szafir�w i organdyny, z biustem zas�oni�tym tylko bi�uteri�, wita�a go�ci na tarasie, mia�em okazj� obejrze� wype�niaj�ce dom portrety. Naliczy�em ich przesz�o dwadzie�cia, od sztywnych studi�w klasycznych w salonach, jeden p�dzla rektora Akademii Kr�lewskiej, drugi Annigoniego, do dziwacznych impresji psychologicznych Dalego i Francisa Bacona w barze i jadalni. Wsz�dzie, gdzie si� ruszyli�my, w niszach mi�dzy marmurowymi p�kolumnami, w z�oconych miniaturach nad kominkiem, nawet na fresku towarzysz�cym schodom, spotykali�my t� sam� pi�kn�, zapatrzon� w siebie twarz. Odnosi�o si� wra�enie, �e �w niebywa�y narcyzm sta� si� jej ostatnim schronieniem, jedynym azylem w ucieczce przed �wiatem. Potem, w studiu na poddaszu, zobaczyli�my du�y, �wie�o pokryty werniksem portret na sztalugach. Artysta stworzy� rozmy�ln� parodi� kiczowatego stylu i szaroniebieskiej tonacji popularnego portrecisty, ale pod tym blichtrem przedstawi� Leonor� jako martw� Mede�. Naci�gni�ta sk�ra pod prawym policzkiem, kanciaste czo�o i bezw�adne usta nadawa�y jej sztywny i bezkrwisty wygl�d trupa. Moje spojrzenie osun�o si� na podpis. - Nolan! M�j Bo�e, czy pani tu by�a, kiedy on to malowa�? - Obraz zosta� sko�czony, zanim tu przysz�am dwa miesi�ce temu. Nie pozwoli�a go oprawi�. - Nie dziwi� si�. - Podszed�em do okna i wyjrza�em na zewn�trz. - Wi�c Nolan tu by�. Opuszczone studio ko�o Koralu D nale�y do niego. - Tylko dlaczego Leonora zaprosi�a go ponownie? Zapewne rozstali si�... - �eby jeszcze raz zrobi� jej portret. Znam Leonor� Chanel lepiej ni� pani, Beatrice. Tym razem ma to by� podobizna na ca�e niebo. Opu�cili�my bibliotek� i przeszli�my obok sto��w z koktajlami i kanapkami, gdzie Leonora wita�a nowych go�ci. Obok niej sta� Nolan w garniturze z bia�ego zamszu. Co jaki� czas przygl�da� si� jej, jakby igra� z mo�liwo�ciami, jakie ta zbzikowana na w�asnym punkcie kobieta otwiera�a przed jego makabrycznym poczuciem humoru. Leonora sta�a wczepiona w jego rami�. Z tymi brylantami wok� oczu przypomina�a jak�� archaiczn� kap�ank�, kt�rej piersi czai�y si� pod bi�uteri� jak dwa g�odne w�e. Van Eyck przedstawi� si� z przesadnym uk�onem, za nim zbli�y� si� Petit Manuel, jego zdeformowana g�owa podskakiwa�a nerwowo mi�dzy smokingami. Usta Leonory zacisn�y si� w grymasie odrazy. Spojrza�a te� na moj� stop� w gipsie. - Nolan, widz�, �e otaczasz si� kalekami. Czy ten karze� te� b�dzie lata�? Petit Manuel spojrza� na ni� oczami jak �wie�o rozdeptane kwiaty. Pokaz rozpocz�� si� w godzin� p�niej. Zachodz�ce za g�r� s�o�ce o�wietla�o chmury w ciemnych obw�dkach, ni�ej przep�ywa�y zjawy cirrus�w, jak z�ocone ramy dla przysz�ych olbrzymich obraz�w. Szybowiec van Eycka wznosi� si� spiral� w kierunku czo�a pierwszych chmur, staj�c w miejscu i wznosz�c si� znowu, w miar� jak turbulentne pr�dy wznosz�ce rzuca�y nim w powietrzu. Kiedy zacz�y si� pojawia� policzki, g�adkie i pozbawione �ycia jak wyrze�bione w styropianie, powita�y je brawa siedz�cych na tarasie widz�w. W pi�� minut p�niej, kiedy szybowiec van Eycka osiad� na powierzchni jeziora, widzia�em ju�, �e tym razem przeszed� sam siebie. O�wietlony reflektorami, przy d�wi�kach uwertury do Tristana, rozbrzmiewaj�cych z g�o�nik�w umieszczonych na zboczu g�ry i jakby nadymaj�cych ten olbrzymi bibelot, portret Leonory przep�ywa� nad naszymi g�owami, skrapiaj�c nas lekkim deszczem. Szcz�liwym trafem chmura utrzymywa�a sw�j kszta�t, p�ki nie przekroczy�a linii brzegu i tam dopiero rozpad�a si� w wieczornym powietrzu, jak zdarta z nieba czyj�� gniewn� r�k�. Tymczasem swoj� wspinaczk� rozpocz�� Petit Manuel, uczepiwszy si� ciemno obramowanej chmury jak ulicznik molestuj�cy roze�lon� matron�. Szybowa� tam i z powrotem, jakby nie mia� koncepcji ukszta�towania tej kapry�nej kolumny pary, a potem zacz�� rze�bi� w niej przybli�one kontury kobiecej g�owy. Chyba nigdy nie widzia�em, �eby pracowa� w takim napi�ciu nerwowym. Kiedy sko�czy�, zerwa�a si� druga fala braw, kt�ra wkr�tce przesz�a w �miech i ironiczne owacje. Chmura, wyrze�biona na pochlebne podobie�stwo Leonory, zacz�a si� pochyla� we wzburzonym powietrzu. Szcz�ka si� wyd�u�y�a, lukrowany u�miech wykrzywi� si� w grymas idiotki. Po minucie gigantyczna g�owa Leonory Chanel wisia�a nad nami odwr�cona. Dyskretnie kaza�em wy��czy� reflektory i uwaga widowni przenios�a si� na czarnoskrzyd�y szybowiec Nolana, kt�ry wspina� si� ku nast�pnej chmurze. Strz�py rozk�adaj�cej si� tkanki chmury spada�y z coraz ciemniejszego nieba, ob�ok jodku srebra przes�ania� zagadkowe dzie�o Nolana. Ku mojemu zdziwieniu portret, kt�ry si� wy�oni�, by� ca�kowicie wierny. Rozleg�y si� oklaski, potem kilka ton�w z Tannh�usera i reflektory o�wietli�y pi�knie wykonan� g�ow�. Stoj�ca w�r�d swoich go�ci Leonora wznios�a toast w stron� szybowca. Zaskoczony wielkoduszno�ci� Nolana, przyjrza�em si� lepiej �wiec�cej na niebie twarzy i dopiero wtedy zrozumia�em jego zamys�. Portret, z okrutn� ironi�, by� a� nazbyt podobny. Opuszczone w d� usta Leonory, broda zadarta do g�ry, �eby ukry� podbr�dek, fa�da sk�ry pod prawym policzkiem - wszystko to zosta�o przedstawione tak, jak na jego obrazie w studiu. Go�cie otoczyli Leonor� i gratulowali jej przedstawienia. Ona sama patrzy�a na sw�j portret, kt�ry zacz�� si� rozpada� nad jeziorem, jakby go dopiero teraz zobaczy�a. Twarz nabieg�a jej krwi�. Pokaz sztucznych ogni na pla�y przy�mi� te dwuznaczno�ci r�owo-b��kitnymi wybuchami. Na kr�tko przed �witem Beatrice Lafferty i ja spacerowali�my po pla�y mi�dzy �uskami wypalonych rakiet i k� �wi�tej Katarzyny. Na opustosza�ym tarasie kilka lamp o�wietla�o bez�adnie stoj�ce krzes�a. Kiedy dochodzili�my do stopni, gdzie� nad nami rozleg� si� kobiecy krzyk, a potem odg�os t�uczonego szk�a. Kto� kopni�ciem wybi� balkonowe okno i pomi�dzy sto�ami przebieg� ciemnow�osy m�czyzna w bia�ym garniturze. Kiedy Nolan znik� w ciemno�ci, na �rodek tarasu wysz�a Leonora Chanel. Spojrza�a na ciemne chmury, k��bi�ce si� nad szczytem g�ry i jedn� r�k� zerwa�a klejnoty, kt�re otacza�y jej oczy. Le�a�y po�yskuj�c na p�ytach tarasu. Potem z kryj�wki w�r�d miejsc dla orkiestry wyskoczy�a zgarbiona posta� ma�ego Manuela, kt�ry przebieg� obok nas na swoich krzywych nogach. Przy bramie zawarcza� silnik. Leonora skierowa�a si� w stron� domu, zapatrzona w swoje rozsypane odbicie w kawa�kach szk�a. Zatrzyma�a si�, kiedy zza rze�b d�wi�kowych na wprost okien biblioteki wy�oni� si� wysoki, jasnow�osy m�czyzna o zimnym i niecierpliwym spojrzeniu. Poruszone ha�asem odezwa�y si� pos�gi. Podczas gdy van Eyck podchodzi� do Leonory, przej�y powolny rytm jego krok�w. Nast�pnego dnia mia� si� odby� ostatni wyst�p zespo�u z Koralu D. Przez ca�e popo�udnie, przed przybyciem go�ci, nad jeziorem utrzymywa�a si� m�tna po�wiata. Za g�r� pi�trzy�y si� ogromne zwa�y burzowych nimbus�w i o �adnych pokazach nie mog�o by� w tych warunkach mowy. Van Eyck towarzyszy� Leonorze. Zasta�em Beatrice Lafferty, jak obserwowa�a ich pustynny jacht, miotany wiatrem po drugiej stronie jeziora. - Nigdzie nie wida� Nolana ani ma�ego Manuela - powiedzia�a do mnie. - A przyj�cie zaczyna si� za trzy godziny. Wzi��em j� pod r�k�. - Jest ju� po przyj�ciu. Kiedy za�atwisz tu swoje sprawy, Bea, przyjed� i zamieszkaj ze mn� w Koralu D. Naucz� ci� rze�bi� chmury. Van Eyck i Leonora przybili do brzegu w p� godziny p�niej. Van Eyck min�� mnie, unikaj�c mojego spojrzenia. Leonora wisia�a na jego ramieniu, dzienne klejnoty wok� jej oczu rzuca�y na taras twarde b�yski. O �smej, kiedy zacz�li si� pojawia� pierwsi go�ci Nolan i Petit Manuel nadal si� nie pokazali. Na tarasie wiecz�r by� ciep�y i roz�wietlony lampami, ale w g�rze burzowe chmury ociera�y si� o siebie jak podenerwowane olbrzymy. Wszed�em po zboczu do miejsca, gdzie sta�y przywi�zane szybowce. Ich skrzyd�a dygota�y w podmuchach wiatru. W nieca�e p� minuty po tym, jak wzbi� si� w ciemniej�ce powietrze, przyt�oczony ogromn� wie�yc� burzowego nimbusa, Charles van Eyck spada� korkoci�giem ku ziemi, str�cony szale�stwem powietrznych wir�w. Odzyska� panowanie nad szybowcem na wysoko�ci pi��dziesi�ciu st�p nad domem i zn�w wzbi� si� na pr�dach wznosz�cych znad jeziora, z dala od nadymaj�cego si� brzucha chmury. Na oczach Leonory i jej siedz�cych na tarasie go�ci szybowiec zatrz�s� si� w eksplozji pary i opad� na powierzchni� jeziora ze z�amanym skrzyd�em. Podszed�em do Leonory. Przed tarasem stali Nolan i Petit Manuel, patrz�c, jak w odleg�o�ci trzystu jard�w van Eyck wygrzebuje si� z kabiny. - Po co si� fatygowa�e�? - spyta�em Nolana. - Nie powiesz chyba, �e masz zamiar lata�? Nolan opar� si� o barierk� z r�kami w kieszeniach marynarki. - Nie mam takiego zamiaru i w�a�nie dlatego tutaj jestem, majorze. Leonora mia�a na sobie sukni� wieczorow� z pawich pi�r, kt�re uk�ada�y si� wok� jej st�p w ogromny tren. Setki oczu po�yskiwa�o w naelektryzowanym przedburzowym powietrzu, otaczaj�c jej cia�o b��kitno-zielonymi p�omieniami. - Prosz� pani, te chmury s� zupe�nie szalone - t�umaczy�em si�. - Idzie burza. Spojrza�a na mnie niewidz�cymi oczami. - Czy wy nie przewidujecie nigdy ryzyka? - Wskaza�a na burzowy nimbus k��bi�cy si� nad naszymi g�owami. - Do takich chmur potrzeba podniebnego Micha�a Anio�a... A co z Nolanem?! Czy on te� si� boi?! Kiedy wykrzykn�a jego imi�, Nolan zmierzy� j� spojrzeniem, po czym odwr�ci� si� do nas plecami. �wiat�o nad Lagun� Zachodni� uleg�o zmianie. Po�ow� jeziora okrywa�a mroczna po�wiata. Kto� poci�gn�� mnie za r�kaw. To Petit Manuel patrzy� na mnie swoimi oczami zamy�lonego dziecka. - Raymond, ja polec�. Pozw�l mi wzi�� szybowiec. - Manuel, na lito�� bosk�. Zabijesz si�... Przecisn�� si� mi�dzy z�oconymi krzes�ami. Leonora skrzywi�a si�, kiedy dotkn�� jej przegubu. - Prosz� pani... - Jego s�abe usta u�o�y�y si� w zuchowaty u�miech. - Ja zrobi� dla pani rze�b�. Teraz, z tej wielkiej burzowej chmury, co? Spojrza�a na niego z g�ry, czuj�c pewne obrzydzenie do tego gorliwego garbusa, gapi�cego si� na ni� spo�r�d setek oczu jej pawiego trenu. Van Eyck utykaj�c wraca� od rozbitego szybowca. Domy�la�em si�, �e na sw�j dziwny spos�b Manuel rywalizuje z van Eyckiem. Leonora skrzywi�a si�, jakby prze�kn�a co� wyj�tkowo gorzkiego. - Majorze Parker, niech mu pan powie, �eby... - Spojrza�a na ciemn� chmur�, k��bi�c� si� nad g�r� niczym lawa wyp�ywaj�ca z jakiego� wulkanu o czarnym sercu. - Zreszt�, nie! Zobaczymy, co ten ma�y kaleka potrafi! - Zwr�ci�a si� do Manuela z a� nazbyt radosnym u�miechem. - Niech pan leci. Zobaczymy, jak pan rze�bi tr�b� powietrzn�! Geometria jej twarzy u�o�y�a si� w diagram morderstwa. Nolan depcz�c po pawich pi�rach przebieg� przez taras przy wt�rze �miechu Leonory. Usi�owali�my powstrzyma� Manuela, ale nie da� nam szans. Dotkni�ty do �ywego zniewag� Leonory, wpad� mi�dzy ska�y i wkr�tce zgin�� nam z oczu w g�stniej�cych ciemno�ciach. Na tarasie zebra�a si� gromadka ciekawskich. ��to-pomara�czowy szybowiec wzbi� si� w niebo i nabiera� wysoko�ci na tle chmury burzowej. Jakie� pi��dziesi�t jard�w od ciemnych zwa��w zosta� uderzony pr�dem powietrza, ale Manuel przebi� si� do chmury i zacz�� kszta�towa� jej granatowe czo�o. Pierwsze krople deszczu spad�y na taras u naszych st�p. Pojawi� si� pierwszy zarys kobiecej g�owy, sataniczne oczy roz�wietlone otwartymi w chmurze tunelami, opadaj�ce usta jak ciemna smuga nad kot�uj�cymi si� poni�ej wielkimi k��bami. Nolan, wykrzykuj�c s�owa ostrze�enia wskoczy� do swojego szybowca. W chwil� p�niej ma�y Manuel zosta� porwany przez pot�ny wir powietrza i wyrzucony ponad chmur�. Walcz�c z rozszala�ym �ywio�em, Manuel skierowa� szybowiec w d� i ponownie znalaz� si� przed chmur�, kt�ra nagle otworzy�a swoj� olbrzymi� paszcz�, spazmatycznie rzuci�a si� do przodu i po�kn�a szybowiec. Na tarasie zapad�a cisza na widok szcz�tk�w aparatu wiruj�cych we wn�trzno�ciach chmury, kt�ra przep�yn�a nad naszymi g�owami, prze�uwaj�c porozrywane fragmenty skrzyde� i kad�uba. Osi�gn�wszy brzeg jeziora, chmura dosz�a do gwa�townego kresu. Kawa�ki twarzy odpada�y na boki, usta zosta�y wyrwane, jedno oko eksplodowa�o, a� rozwia�a si� w podmuchu szkwa�u. Szcz�tki szybowca ma�ego Manuela posypa�y si� z jasnego ju� nieba. Beatrice Lafferty i ja pojechali�my na drug� stron� jeziora, �eby zabra� cia�o Manuela. Po tragicznym spektaklu rozegranym w eksploduj�cej podobi�nie twarzy Leonory Chanel go�cie zacz�li si� zbiera�. Po chwili na podje�dzie zrobi�o si� g�sto od samochod�w. Leonora patrzy�a, jak odje�d�aj�, stoj�c z van Eyckiem w�r�d pustych sto��w. Beatrice nie odzywa�a si� podczas naszej jazdy przez jezioro. Szcz�tki szybowca le�a�y rozrzucone na stopionym piasku, strz�py brezentu i po�amane zastrza�y, spl�tane linki do ster�w. W sporej odleg�o�ci od kabiny znalaz�em cia�o ma�ego Manuela, zwini�te w mokry k��bek jak utopiona ma�pka. Zanios�em go do pustynnego jachtu. - Raymond, sp�jrz! - Beatrice wskaza�a na brzeg. Wzd�u� ca�ego jeziora zgromadzi�y si� chmury burzowe i na wy�ynie za g�r� bi�y ju� pierwsze pioruny. W naelektryzowanym powietrzu willa straci�a jako� sw�j urok. W odleg�o�ci p� mili wzd�u� doliny posuwa�a si� tr�ba powietrzna, jej komin, wyginaj�c si�, zmierza� w stron� jeziora. Pierwsze podmuchy wichury uderzy�y w jacht. - Raymond! - krzykn�a zn�w Beatrice. - Tam jest Nolan! On w tym lata! I wtedy zobaczy�em czarnoskrzyd�y szybowiec, kr���cy pod parasolem tornada. To by� Nolan, uje�d�aj�cy tr�b� powietrzn�. Jego skrzyd�a pracowa�y r�wno w powietrzu, kr���cym wok� komina. Unosi� si� tam niczym ryba-pilot, jakby prowadzi� tornado w stron� willi Leonory. Po kilkunastu sekundach, kiedy tr�ba uderzy�a w dom, straci�em go z oczu. Eksplozja ciemnego powietrza obj�a will�, zmieniaj�c si� w wir potrzaskanych mebli i dach�wek, kt�ry wyrwa� si� przez dach. Beatrice i ja odbiegli�my od jachtu i padli�my w szczelinie szklistej powierzchni. Tr�ba powietrzna oddali�a si� i znik�a w przepe�nionym burz� niebie, a nad zrujnowan� will� wia� ciemny szkwa�, co pewien czas porywaj�c jakie� szcz�tki. Opada�y wok� nas strz�py brezentu i pawie pi�ra. Odczekali�my p� godziny, zanim zbli�yli�my si� do domu. Taras by� zasypany t�uczonym szk�em i po�amanymi krzes�ami. Pocz�tkowo nie dostrzeg�em nigdzie �ladu Leonory, chocia� jej twarz by�a wszechobecna, bo poszarpane portrety za�cie�a�y mokre p�yty tarasu. Jeden trzepocz�cy na wietrze u�miech przyp�yn�� do mnie i przylgn�� mi do nogawki. Cia�o Leonory znalaz�em w�r�d pogruchotanych stolik�w ko�o podium dla orkiestry, cz�ciowo owini�te w zakrwawione p��tno. Jej twarz by�a teraz r�wnie zniekszta�cona jak burzowa chmura, kt�r� Manuel usi�owa� rze�bi�. Van Eycka znale�li�my pod szcz�tkami markizy. Wisia�, uduszony k��bowiskiem przewod�w elektrycznych, jego bezkrwist� twarz otacza� wieniec �ar�wek. W przewodach odzywa�a si� z przerwami elektryczno��, o�wietlaj�c jego martwe oczy. Obejmuj�c Beatrice, opar�em si� o przewr�conego rollsa. - Nie wida� nigdzie Nolana ani szcz�tk�w jego szybowca. - Biedaczysko. Raymondzie, to on tu sprowadzi� t� tr�b� powietrzn�. On nad ni� w jaki� spos�b panowa�. Podszed�em przez mokry taras do miejsca, gdzie le�a�a Leonora, i przykry�em jej cia�o kawa�kami p��cien, poszarpanymi twarzami jej samej. Zabra�em Beatrice Lafferty do siebie, do studia Nolana na pustyni u st�p Koralu D. Nie mieli�my ju� nigdy �adnych wiadomo�ci o Nolanie i nigdy nie zajmowali�my si� szybowcami. W chmurach kryje si� zbyt wiele wspomnie�. Trzy miesi�ce temu jaki� cz�owiek, kt�ry zobaczy� niszczej�ce szybowce przed naszym studio, podszed� do nas i opowiedzia� nam, �e widzia� szybowiec lataj�cy wysoko nad Czerwon� Pla��, rze�bi�cy w stratocirrusach wyobra�enia drogich kamieni i g��w dzieci. Raz by�a w�r�d nich g�owa kar�a. Jak si� zastanowi�, wygl�da to na Nolana, mo�e wi�c uda�o mu si� wyj�� ca�o z tej tr�by powietrznej. Wieczorami siedzimy z Beatrice mi�dzy pos�gami d�wi�kowymi, s�uchaj�c ich g�os�w, podczas gdy nad Koralem D zbieraj� si� zwiastuj�ce pogod� cumulusy. Czekamy na cz�owieka w czarnoskrzyd�ym szybowcu, mo�e teraz pomalowanym w weso�e paski, kt�ry przyleci z wiatrem i b�dzie rze�bi� dla nas wyobra�enia konik�w morskich i jednoro�c�w, kar��w, drogich kamieni i g��wek dzieci. Prze�o�y� Lech J�czmyk JAMES GRAHAM BALLARD Urodzi� si� w 1930 r. w Szanghaju. Pisarz brytyjski, czo�owy przedstawiciel Nowej Fali. Debiutowa� w 1956 r. opowiadaniami "Escapement" i "Prima belladonna". Jego wczesne pisarstwo nosi wp�ywy surrealizmu, pop-artu i katastrofizmu, co w po��czeniu z psychologi�, emocjonaln� wymow� opustosza�ych krajobraz�w i walorami literackimi nada�o literaturze SF nowe perspektywy. Z wczesnych powie�ci wydano po polsku "Zatopiony �wiat" (1962). Szokuj�ce wizje obna�onej natury ludzkiej na tle wsp�czesnego technologicznego krajobrazu cywilizacji mo�na odnale�� w "Kraksie" (1973), "Wie�owcu" (1975) czy "Kokainowych nocach" (1996), a tak�e w "Witaj, Ameryko" (1981) czy "W po�piechu do raju" (1994). Wa�ne miejsce w tw�rczo�ci Ballarda zajmuj� alegorie "Wyspa" (1974) i "Fabryka bezkresnych sn�w" (1979); mo�na je interpretowa� jako po�miertne wizje g��wnego bohatera (rozwi�zanie z du�ymi tradycjami w literaturze anglosaskiej). Kt�re z tych powie�ci da si� zaliczy� do SF, zale�y od indywidualnego podej�cia czytelnika. Na pewno Ballard znajduje si� w gronie pisarzy ch�tnie czytanych zar�wno przez mi�o�nik�w gatunku, jak i jego wrog�w. W Polsce ukaza� si� tak�e obszerny wyb�r najlepszych wczesnych opowiada� - "Ogr�d czasu" (1983) i dwie powie�ci zawieraj�ce motywy autobiograficzne - "Imperium s�o�ca" i "Delikatno�� kobiet". Dotychczas nie wydano tak wa�nych powie�ci Ballarda jak "The Burning World" (1964, popr. wersja nosi tytu� "The Drought"), "The Crystal World" (1966) czy kontrowersyjnego zbioru tzw. skondensowanych powie�ci "The Atrocity Exhibition" (1970, tytu� w USA "Love and Napalm: Export USA"). "Rze�biarze chmur" (1967, "The Magazine of Fantasy and Science Fiction") nale�� do cyklu "Vermilion Sands" (1971), z kt�rego wcze�niej przet�umaczono na polski tylko opowiadanie "Prima belladonna". J. G. Ballard jest surrealistycznym malarzem s�owa, czego dobitnym przyk�adem s� opowiadania, osadzone w pustynnym krajobrazie Cynobrowych Piask�w, a pisane w latach sze��dziesi�tych. Cynobrowe Piaski nie znajduj� si� w Arizonie ani nigdzie indziej w USA, ani na innej planecie, jak par� os�b przypuszcza�o. Nie ma tam r�wnie� morza, chocia� tak wiele okre�le� ma morskie konotacje: atmosfera pla�y, rafy, wydmy. "To jest okolica pustynna, ale tak skrystalizowana, �e prawie wytworzy�a w�asn� faun� i flor�", napisa� sam autor. Opowiadanie to, kt�re przeczyta�em i gdzie� zgubi�em, przekaza�em ustnie dw�m Markom - Oramusowi i Nowowiejskiemu. Przez lat dwadzie�cia k��bi�o si� w naszych trzech g�owach, �eby wreszcie teraz (dzi�ki staraniom Marka Nowowiejskiego) dotrze� do wyobra�ni czytelnik�w "Nowej Fantastyki". L. J.