4675

Szczegóły
Tytuł 4675
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4675 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4675 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4675 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

halina auderska smok w herbie kr�lowa bona Bia�a klacz sp�oszy�a si�, skoczy�a w bok i nagle nad g�ow� ksi�nicz- ki zaszumia�, roz�piewa� si� las. Za kud�at� od paproci polan� w�ska �cie�ka wiod�a coraz g��biej w dziewicz� puszcz�, ga��zki drzew, tak niepodobnych do cyprys�w i palm, uderza�y Bon� po aksamitnym kot- paczku, po policzkach i ramionach. Pr�dzej, jeszcze pr�dzej! Presto! Presto! Nie �ci�ga�a cugli, da�a si� ponosi� szalonej wierzchowce ze sta- dniny Sforz�w. P�d, szum wiatru nad g�ow�, szum w uszach, u�miech triumfu na wargach. Oto ona, c�rka principessy z Bari, bierze w posia- danie t� ogromn�, puszcza�sk� ziemi�, o kt�rej tyle jej opowiada� Sta- i nistaw Ostror�g, pose� i dworzanin kr�la Sigismunda, polski kasztelan. Castello... Wierzch�wka stan�a nagle przed g�st�, zwart� �cian� ziele- ni jakby przed murem warown"ego zamku i, pokr�ciwszy si� chwil� po rozleg�ej polanie, zawr�ci�a sama na �cie�k�. � Zm�czona? Si. Zm�czona... � g�adz�c wilgotn�, pociemnia�� szyj� przemawia�a do niej czule Bona. � Wracaj na go�ciniec, carissi- ma, na czo�o orszaku. Klacz potrz�sn�a przekornie �bem, ale �cie�yna by�a tylko jedna, le- dwo widoczna w�r�d le�nego g�szczu; wraca�a tedy t� sam� drog�, kt�- ra przywiod�a j� w g��b lasu. Polonia... � rozgl�da�a si� wok� jej pani. Tak wi�c wygl�da owe p�nocne kr�lestwo, kt�rego granic� przekroczy� orszak dopiero wczo- rajszego ranka. Ale pos�owie m�wili nie tylko o szumi�cych, nieprzeby- tych borach i o nielicznych osadach. Chwalili wspania�e castella wielmo- ��w, g�ruj�ce nad szmaragdowymi ��kami, m�wili o r�wnie pi�knej jak zamki w�adc�w italskich siedzibie kr�lewskiej na Wawelu. Kasztelan Ostror�g, wk�adaj�c jej na palec pier�cie� �lubny z wielkim diamentem Zygmunta Jagiellona, nie tai�, �e zostaje ma��onk� jednego z najpot�- niejszych w�adc�w Europy. A wicekr�l neapolita�ski i kardyna� d'Este jeszcze przed uroczyst� chwil� tych za�lubin per procura, jeszcze przed uca�owaniem przez ni� szmaragdowego krzy�a z relikwi� �wi�tego Mi- ko�aja, patrona Bari, m�wili d�ugo o obowi�zkach, kt�rych ca�y nar�d w Polszcze � tak dziwnie wymawia� nazw� swego kraju Ostror�g �- spodziewa si� po niej, nowej ma��once kr�lewskiej. Nie, nie powiedzie- li w�wczas �nowej". O tym, �e wychodzi za wdowca, dowiedzia�a si� wcze�niej od principessy matki, gdy ta zacz�a s�a� coraz cz�stsze listy do cesarza Maksymiliana, kt�ry w�r�d licznych kandydatek raczy� wy- bra� i poleci� polskiemu kr�lowi w�a�nie j�, Bon� Sforza d'Aragona, wnuczk� nie�yj�cego ju� kr�la Neapolu i c�rk� mediola�skiego ksi�cia. Pyta�a matk�, czemu to uczyni�, ta jednak uchyla�a si� od odpowiedzi. Twierdzi�a, �e polskiego kr�la, m�a w sile wieku, mog�a zar�wno za- chwyci� podobizna m��dki wr�czona mu w Krakowie przez jej mentora i wychowawc� Colonn� z Neapolu, jak zdumie� wysoko�� posagu uczo- nej i s�ynnej z urody ksi�niczki italskiej. I oto sta�o si�. Rozst�puj� si� teraz przed ni� kolumny drzew o ziele- ni w najr�niejszych odcieniach, jak niedawno jeszcze, przed wyrusze- niem w dalek� podr�, rozst�powa�y si� t�umy na ulicach Neapolu i Bari, wznosz�ce okrzyki �Evviva la principessa Bona!", �Bellissima principessa Bona!" Tak by�o ju� po uroczystych za�lubinach, ale pami�ta, jak przedtem jeszcze matka obesz�a wraz z ni� ca�y zamek z trzypi�trowymi wie�ami, ozdobiony herbami Sforz�w � smokiem z koron� na �bie i ludzk� po- staci� w pysku � i wesz�a do ukwieconej, jarz�cej si� od �wiate� dwors- kiej kaplicy. Kl�cza�y d�ugo przed o�tarzem, z kt�rego patrza� na nie patron Bari, �wi�ty Miko�aj, i tam w�a�nie, przy wzajemnym podawa- niu sobie wody z kropielnicy, odby�a si� rozmowa, kt�r� ksi�niczka za- pami�ta�a na zawsze. Dostojna i pi�kna jeszcze Izabela Arago�ska, principessa Bari i Ros- sano, w�wczas ju� wdowa wyp�dzona z Mediolanu przez regenta ksi�- cia Ludwika II Moro, dotkn�a wilgotnymi palcami d�oni c�rki, m�- wi�c: � W tej kaplicy by�a� ochrzczona, carissima. � Dwadzie�cia trzy lata temu � odrzek�a chyl�c g�ow�. � Oszala�a�? � skarci�a j� principessa. � Osiemna�cie. Powie- dzmy: dziewi�tna�cie. � Zapami�tam. � Cara mia! W chwilach trudnych m�dl si� zawsze do �wi�tego Mi- ko�aja, naszego patrona. � Si. Zapami�tam. � Te stare mury � doda�a ksi�na z naciskiem � widz� ostatni raz ksi�niczk� Bari i Mediolanu. Kiedy przyb�dziesz do mnie w odwiedzi- ny, wejdziesz do tej kaplicy ju� jako kr�lowa. Regina Poloniae. � Tego nie jestem pewna. � Potrz�sn�a lekko g�ow�. � Jak to? �e b�dziesz kr�low�? � zdziwi�a si� principessa. � Nie. �e wejd� jeszcze kiedy� do tej kaplicy. � Ale� perche? Perche? Odpowiedzia�a bez namys�u: � Bo chyba kr�lowie nie je�d�� w odwiedziny do ksi���t. Nawet tak s�awnych jak w�oscy. Ksi�na wyprostowa�a si�, zmarszczy�a brwi. � Jestem twoj� matk�. � I w�a�nie dlatego � pr�bowa�a naprawi� sw�j b��d � zapraszam ci�, pani, do stolicy mojego p�nocnego kr�lestwa. Ale ksi�na Sforza odpowiedzia�a wynio�le: � Przyjad� do Cracovii dopiero na chrzest nast�pcy tronu. Nic wcze�niej. � C�... Zapami�tam�westchn�a i wysz�a w �lad za matk�. Nagle klacz skoczy�a w bok, suchy konar z trzaskiem pad� tu� za ni� i jasno o�wietlona kaplica znik�a sprzed oczu Bony. Zanim uspokoi�a wierzch�wk�, ju� by�a pod �ukiem pot�nych drzew nie znanych jej z nazwy, spl�tanych w g�rze konarami. I oto mroczne sklepienie przypo- mnia�o jej ciemn�, ponur� grot�, do kt�rej wprowadzi�a j� zaufana s�u- �ka Marina tego samego dnia, kiedy czyni�y z matk� obch�d zamku. Zapada� ju� wtedy zmrok, w grocie pali� si� tylko jeden kaganek, a przybrany w dziwaczne szaty mag m�wi�: � Chcesz zna�, signora, ca�� prawd�? � Si. La verita. Prawd� i tylko prawd�... Wpatrywa� si� d�ugo w szklan� kul�, mru�y� oczy, wreszcie rzek�: � Widz�... Widz� �apy dzikiego zwierza na ko�skim grzbiecie. Zabi- ja... Widz� te� dwa smoki na stra�y wielkiego zamczyska. � A� dwa? Mam smoka w herbie. Co znaczy drugi? � pyta�a. �Nie wiem. Nie widz� dobrze... � A co wiesz? � nalega�a. � B�dziesz, pani, w�adczyni� s�awn� na ca�y �wiat i pot�n�, ale... � Ale? � Strze� si� tiuj�cych ogni z paszczy smoka. Truj�cych zi�... B�d� czujna. Obra�aj tylko tych ludzi, kt�rych zemsty nie musisz si� oba- wia�. � Jad� do kraju, gdzie mo�e gry�� tylko jeden smok, Sforz�w. Gdzie nie zabija zatruty sztylet ani truj�ce ziele. M�w o czym innym. B�d� szcz�liwa? � Je�eli, b�d�c wielk�, potrafisz by� szcz�liw� � odpar�, cofaj�c si� w g��b groty. � I to wszystko? � spyta�a zawiedziona. � Powiedzia�em du�o. Nawet chyba... za wiele �szepn��. Wtedy krzykn�a ju� z gniewem: � Chc� by� szcz�liwa! S�yszysz? Szcz�liwa ponad wszelk� miar�! Mag roz�o�y� bezradnie r�ce. Niezadowolona z wr�by odwr�ci�a si� i odesz�a bez s�owa. Teraz, po wielu miesi�cach od tamtego spotkania z magiem, wyje�- d�a oto z mroku sklepienia i jest na tej�e k�dzierzawej od paproci pola- nie, na kt�r� skr�ci�a z go�ci�ca bia�a klacz. Ale polana ju� nie jest pu- sta. W jej stron� zd��aj� rycerze z przybocznego orszaku, �ucznicy z os�ony, biegn� nawet pokrzykuj�c mali paziowie. Przerazi�a ich swoim znikni�ciem i za chwil� nie b�dzie ju� czasu na rozpami�tywanie lat m�odo�ci sp�dzonej w s�onecznym ksi�stwie Bari. Kwietniowy dzie� by� jednak jak w Italii pogodny i pe�en blasku, kie- dy �wietny i liczny orszak przysz�ej kr�lowej dotar� do Morawicy, sie- dziby mo�nego rodu T�czy�skich. A �e od tygodnia, dla przy�pieszenia pochodu, odpoczywano nie tylko po miasteczkach, lecz tak�e w namio- tach na polankach le�nych lub na suchych ��kach, towarzysz�cy Bonie pose� kr�lewski Ostror�g za jej zgod� zarz�dzi�, �e post�j w Morawicy b�dzie d�ugi. Na godzin� przed wjazdem pacho�kowie w�o�yli wspania- �e kapy, rz�dy i pi�ropusze na konie rycerzy, a Ostror�g podszed� do Bony w szacie mieni�cej si� srebrem i ci�kiej od klejnot�w. Ona sama, zrzuciwszy str�j podr�ny, przywdzia�a niebiesk� sukni� przetykan� z�otem, a zamiast ko�paczkiem jasne w�osy os�oni�a aksamitnym bere- tem zdobnym w kosztown� zapon�. Ostror�g patrzy� pe�en podziwu na wielkie, gor�ce oczy W�oszki, na z�ociste w�osy, na �wie�e usta nie po- blad�e od trud�w podr�y, wreszcie na ca�� posta� smuk��, a mimo to przywodz�c� na my�l zr�czno�� i si�� legendarnych Amazonek. Podje- cha� do niej zupe�nie blisko i nim spotka� ich gospodarz Moraw'.cy, ci�g- n�cy ze swoimi dworzanami naprzeciw, zd��y� wyja�ni�, jak znaczne s� w Polszcze rody T�czy�skich, Tomickich, Zaremb�w i �askich. Do Mo- rawicy po�pieszyli ju� bowiem, by powita� przysz�� kr�low�: podkan- clerzy koronny i zarazem biskup Piotr Tomicki, wojewoda Jan Zarem- ba i � jako przedstawiciel kniazi�w litewskich � wielki hetman Kon- stanty Ostrogski. Prymas Jan �aski mia� wita� ksi�niczk� dopiero wraz z kr�lem przed Krakowem i z��czy� j� prawdziwym ju� �lubem z pol- skim monarch�. � Mog� z nimi m�wi� po �acinie, jak i z wami, panie? � spyta�a. � Tak � potwierdzi� � chocia� Tomicki, wiele lat pobieraj�cy nau- ki w Bolonii i w Rzymie, m�wi po w�osku jak rodowity Italczyk. � I to prawda, �e tak wielu waszych m�odzian przebywa w uniwersy- tetach Padwy, Bolonii i Romy? My�la�am, �e przyjechawszy do nas Z umow� �lubn� przechwalali�cie si� tylko. � I po co mia�bym to czyni�? � zapyta� zdumiony. � Perche? � powt�rzy�a. � Sama nie wiem. Ale domy�lacie si� chyba, kasztelanie, �e byli i tacy, kt�rzy my�leli z �alem o moim ma�- �e�stwie i woleli m�wi� o was z niech�ci�. U�miechn�a si� do niego promiennie, z wdzi�kiem, i musia� przy- zna�, �e kr�l polski uczyni� s�usznie, nie zwlekaj�c z przys�aniem �lub- nego kontraktu i pier�cienia z diamentem. Po czym oboje umilkli, bo ju� wida� by�o na go�ci�cu zbli�aj�cy si� do nich orszak Jana T�czy�s- kiego z Morawicy. Parodniowy pobyt w tym polskim dworze, pierwszym z poznanych przez Italczyk�w, mia� by� odpoczynkiem dla strudzonych podr�nych, a zarazem przedsmakiem festyn�w, jakie szykowa� dla nich Krak�w. Ju� pierwsza uczta wydana na cze�� Bony swoj� wspania�o�ci� przesz�a oczekiwania wszystkich jej dworzan. Siedz�cy obok ksi�niczki podkan- clerzy koronny, biskup Tomicki, bawi� j� nie tylko w�oskimi rymami Danta i Petrarki, lecz tak�e opowiadaniem o swym olbrzymim ksi�go- zbiorze, o ciekawych rozmowach i dysputach z wybitnymi poetami mie- szkaj�cymi w Krakowie � Dantyszkiem, Krzyckim. T�umaczy� te� ksi�niczce przem�wienie hetmana Ostrogskiego i wyja�nia�, �e odni�s� on wielkie zwyci�stwa w wojnie z Moskw� i �e to w�a�nie Orsza uczyni- la jego imi� s�awnym nie tylko w ca�ej Polszcze, lecz tak�e w �rodkowej Europie. Chcia�a powiedzie�, �e ten stary rycerz budzi l�k i w niej sa- mej, ale s�owo �stary" nie przesz�o jej przez usta. Uprzytomni�a sobie nagle, �e zwyci�zca spod Orszy mo�e mie� tylko niewiele wi�cej lat od. tego, z kt�rym prymas po��czy j� prawdziwym �lubem jeszcze przed ko�cem kwietnia. Zacz�a wi�c wypytywa� Tomickiego o przysz�ego ma��onka, a ten opowiada� ch�tnie o jego wielkoduszno�ci, dobroci, o ostro�no�ci tak potrzebnej w tym kraju, o rozleg�ych granicach, wresz- cie o godnej podziwu rozwadze, S�ucha�a tych pochwa� z tym samym skupieniem, co che�pliwych uwag hetmana o dzielno�ci jego syna liii, kt�ry jako dziedzic olbrzy- mich d�br na Litwie by� przedmiotem snucia ma��e�skich plan�w przez wszystkie litewskie kniahinie. Jednak�e hetman wola�by mie� za syno- w� c�rk� polskiego wielmo�y i obiecywa� przys�a� jedynaka na dw�r krakowski, aby zdoby� na nim nie tylko og�ad�, ale tak�e odpowiedni� ma��onk�. Obieca�a mu �artem, �e przeznaczy dla liii najpi�kniejsz� z polskich dworek, kt�re wed�ug umowy �lubnej mia� wybra� dla niej sam kr�l, i spojrza�a z �alem na'koniec sto�u, gdzie siedzia�y jej italskie panny, z kt�rych niewiele tylko mog�o pozosta�, w my�l tej�e umowy, na wawelskich komnatach. Cztery dni w Morawicy min�y szybko, a pi�tego, po przybyciu z Italii przedstawiciela principessy kardyna�a Hipolita d'Este, znaj�cego Bon� od dziecka, zacz�to szykowa� si� do drogi. By� pi�tnasty dzie� kwiet- nia, s�oneczny i prawie upalny, gdy orszak opu�ci� wreszcie Morawic�. Bona jecha�a na swej bia�ej klaczy u boku pana T�czy�skiego, kt�ry mia� odprowadzi� dostojnego go�cia a� do �obzowa, by� �wiadkiem za- j�cia przez przysz�� kr�low� miejsca w czekaj�cej na ni� karocy i tam w��czy� si� do dworskiego orszaku. Kolebka by�a nad podziw pi�kna, wybita na zewn�trz szkar�atem; za- j�y w niej miejsce obok Bony trzy dworki z najznamienitszych rod�w italskich. Przed karoc� jechali konno dwaj tr�bacze, a za nimi, w prze- pisanym porz�dku, kilkudziesi�ciu ludzi z eskorty w barwach kr�lews- kich. By�o to czo�o pochodu, za kt�rym sz�a kompania lekkiej chor�gwi na pi�knych koniach bu�anej ma�ci, a za kolas� oraz karetami wys�anni- ka cesarza Maksymiliana i kardyna�a d'Este jechali na wspaniale przy- strojonych wierzchowcach w bogatej uprz�y dostojnicy kr�lewscy i Jego dworzanie, w�r�d nich przedstawiony przysz�ej monarchini ju� w �obzowie ochmistrz jej dworu, Miko�aj Wolski. Poch�d by� wielotysi�- czny. zgie�kliwy i barwny nad podziw, tote� ch�opi schodzili z p�l, sta- wali na skraju go�ci�ca i przygl�dali si� pe�ni podziwu wjazdowi nowej pani na Wawel. Ona sama, dotychczas tak spokojna, zacz�a zdradza� niecierpliwo�� czy te� niepok�j. Na pytanie Diany di Cordona, co j� trapi, odpar�a gniewnie, aby zamilk�y wszystkie, musi sobie bowiem przypomnie� wskaz�wki, jakie otrzyma�a od principessy przed samym odjazdem. Dotyczy�y one tak�e powitania przysz�ego ma��onka oraz jej posagu, usi�owa�a wi�c, korzystaj�c z ostatnich chwil przed spotkaniem, przypo- mnie� sobie, jak by�o w�wczas w Bari. Tak, pami�ta. Rankiem pogalopowa�a z jednym tylko koniuszym, m�odym Gaetano, nad szmaragdow� zatok�, kt�r� ju� Horacy nazywa� ..rybn�", i po�egna�a si� z morzem, ze s�o�cem po�udnia, z gajami oli- wek i cytryn. Potem zajrza�a raz jeszcze, tak�e z Gaetano, do wszyst- kich znanych im grot przybrze�nych, do ksi���cych winnic i wreszcie, przebrana w strojniejsz� szat�, stan�a na progu najwi�kszej z komnat zamku. Czekali ju� tam na ni� doktor Alifio, dworzanin zaprzyja�niony z ni� od lat wczesnego dzieci�stwa, i Gian Lorenzo Pappacoda, zausz- nik principessy, oko i ucho w�adczyni baryjskiego dworu. Pami�ta. Jej dostojna matka siedzia�a w�wczas oparta o por�cze wy- sokiego, rze�bionego krzes�a i wskazuj�c ruchem r�ki obu dworzan, oz- najmi�a tonem nie znosz�cym sprzeciwu: � Pojad� z tob�. �atwiej znios� roz��k�, je�eli tych dw�ch wiernych m��w b�dzie mi donosi�o o wszystkim, co dzieje si� w Cracovii. A tak- �e s�u�y�o tobie. O�mieli�a si� wtedy zapyta�: � Doktor Alifio jako m�j przysz�y kanclerz? � Si � przyzna�a ksi�na Sforza. � A signor Pappacoda � burgra- bia krakowski. Tyle lat by� kasztelanem Bari. Bardzo do�wiadczony. � Ale nie zna j�zyka � o�mieli�a si� zauwa�y� i doda�a po chwili: � Jak i ja sama. Ksi�na zmarszczy�a brwi. � S�ysza�am � rzek�a � �e El�bieta Habsburg, zwana Rakuszank�, matka wielu kr�l�w z rodu Jagiellon�w, jad�c do Cracovii nie zna�a ani jednego polskiego s�owa. Niente, niente! A mimo to ju� po roku... Nie jeste�, mam nadziej�, mniej od niej zdolna i bystra? �Rozumiem�skin�a g�ow�. � Poza tym dostajesz olbrzymi posag. Tak� wypraw� �lubn�, jakiej �adna kr�lowa tego wieku do domu ma��onka nie wnios�a. Pappacoda wylicza� po�piesznie: � Czterdzie�ci osiem zwoj�w obi� �ciennych ze sk�ry kordybano- wej... � Makaty jedwabne... � dorzuci�a principessa. � Sztuk trzydzie�ci sze��. Dywany, srebrne puchary, misy, lichtarze, czary z�ote... Przerwa�a, recytuj�c jak wyuczon� lekcj�: � I dwadzie�cia szat ze z�otog�owiu haftowanych per�ami. Nie wy- mieniaj�c stu pi�tnastu haftowanych srebrem koszul, dziewi��dziesi�ciu arcykosztownych czepc�w i czapeczek... Wiem, wiem, pami�tam. To kosztowa�o ile? � Pi��dziesi�t tysi�cy dukat�w � odpar�a matka � i o wiele wi�cej w sumach posagowych. � Niema�o � przyzna�a. � A w jakim j�zyku mam zaraz po �lubie przypomina� o tym dostojnemu ma��onkowi? Cho� by�y do siebie podobne i principessa rozumia�a dobrze, czemu jej c�rka u�y�a zjadliwego s�owa �przypomina�", przez wzgl�d na obec- no�� dworzan odpowiedzia�a pochwa�� przysz�ego ma��onka: � Sigismundus rex zna �acin� r�wnie dobrze jak ty. Pami�taj, �e by� przez wiele lat uczniem przes�awnego Kallimacha. � Rozumiem � skin�a zn�w g�ow�, a ksi�na m�wi�a dalej: � Tak wi�c na razie w j�zyku Cicerona opowiesz mu o tym, �e w dniu po�egnania, wzruszaj�cego po�egnania z c�rk�, kaza�am wyry� na jednej z p�yt zamku napis: �Tutaj sta�a kr�lowa polska, kiedy �egna�a si� z Donn� Izabel�, matk� swoj�, ksi�n� Mediolanu, Bari i Rossano". Pami�ta, �e cofn�a si� wtedy o krok, �eby zobaczy� napis na p�ycie, kt�r� zas�ania� kraj jej szaty. Ale p�yta by�a pusta, by� mo�e jeszcze pusta? Kto wie, czy po jej wyje�dzie nie pojawi� si� na niej �w napis? A mo�e nie odnajdzie go tam nikt nigdy i b�dzie takim samym zmy�leniem jak �w tytu� ksi�nej Mediolanu, z kt�rego wyp�dzi� je najpierw stryj re- gent, a z kolei i tego Sforze usun�� z ksi�stwa kr�l francuski Ludwik XII? Przysz�o jej na my�l, �e to r�wno szesna�cie lat temu, w kwietniu 1502 roku zamieszka�a na stale z principessa na Bari, Rossano i hrabstwie Borello w zamku z czterema naro�nymi wie�ycami nad zatok� i �e trzeba b�dzie poda� inne daty ma��onkowi, skoro w jego oczach ma uchodzi� za m�odsz� o lat kilka. Ale ju� nie by�o czasu na �adne obli- czenia, gdy� dano jej zna�, �e czo�o orszaku zbli�a si� do miejsca spot- kania z najja�niejszym panem, kr�lem Polski, Litwy i Rusi. Tu� pod Krakowem, po�r�d kwitn�cych ��k by�o rozes�ane szkar�at- ne sukno, na kt�rym sta� namiot dla kr�lewskiej pary. Kr�l Zygmunt, cho� raczej powolny i nigdy nie trac�cy spokoju, tym razem pospieszy� na powitanie ma��onki, kt�rej podobizna zapowiada�a m��dk� wielkiej urody. Opu�ci� tedy namiot, ledwo zagrzmia�y okrzyki, wiwaty, i zoba- czy� z daleka zatrzymuj�c� si� karoc� oraz swoich pos��w, Ostroroga z Zaremb�, pomagaj�cych wysi��� ksi�niczce italskiej na drugim ko�cu barwistego sukna. Stali przez chwil� i on, i ona, stali bez ruchu, ale gdy zagrzmia�y tr�by i hukn�y dzia�a, zacz�li zbli�a� si� ku sobie, oboje cie- kawi, oboje �wiadomi, �e na ich przywitanie patrze� b�dzie tysi�ce oczu. Jak opowiadali sobie potem dworzanie, jego zachwyci�a niezwy- k�a uroda wybranki, oczy jeszcze bardziej podobne do czarnego aksa- mitu przy jasnych, z�ocistych w�osach, j� zdumia�a jego posta� wysoka, pot�na, a mimo to kszta�tna, i rumieniec na ogorza�ych policzkach. Szli najpierw wolno, potem coraz szybciej i Sta�czyk, docisn�wszy si� a� do miejsca, kt�re zajmowa� poeta Krzycki, zadrwi�: � Pilno im. Ale g�ow� dam, �e oboje my�l� to samo: szkoda, �e id�- cy naprzeciw nie ma troch� mniej lat. Bo ona to nie m��dka, a rozkwit- �a r�a... Tymczasem kr�lewska para zesz�a si� w p� drogi i Bona sk�oni�a g�o- w�, on za� najpierw wyci�gn�� ku niej r�k�, ale gdy chcia�a j� uca�o- wa�, obj�� pochylon� w uk�onie gor�cym u�ciskiem. Przy d�wi�kach tr�b i huku dzia� ustawionych pod murami grodu kr�l wprowadzi� swoj� wybrank� do namiotu, gdzie powita� j� �aci�sk� oracj� prymas �aski, a odpowiada� doktor Alifio. Zaraz potem marsza�ek nadworny Piotr Kmita, przedstawiony m�odej pani wraz z innymi dygnitarzami dworu, zarz�dzi� sformowanie nowego pochodu. Jad�c na bia�ej klaczy obok kr�la, Bona widzia�a przed sob� pos��w cesarskich, wys�a�c�w kr�la Czech i W�gier, dygnitarzy i dworzan kr�lewskich, ogromny orszak pa- n�w duchownych i �wieckich wprowadzaj�cy j� do Krakowa. Dopiero jednak zje�d�aj�c w d� z �agodnego pag�rka zobaczy�a wreszcie i sam obwarowany gr�d, nad kt�rym niby iglice przebija�y lec�ce ob�oki setki wie� i wie�yczek ko�cielnych. Potem przez pot�ny Barbakan orszak wsun�� si� w ulice miasta o w�ziutkich a wysokich kamienicach. Przy-y brane by�y wszystkie w tureckie makaty, wzorzyste kobierce, w propor/ ce ze smokiem Sforz�w i herbami Jagiellon�w. Do �cian dom�w przy- stawiono drabiny, na kt�rych t�oczy�a si� gawied�, a z otwartych okien wiwatowali mieszczanie i urodziwe mieszczki, odziane strojnie jak w najwi�ksze �wi�to. Krzyczeli ludzie, nie ustawa�y bi� dzia�a oraz hucze� dzwony, i tak orszak dotar� wieczorem do katedry na Wawelu, gdzie ju� przy �wiecach pochyli�y si� wszystkie g�owy przed grobem �wi�tego Sta- nis�awa, patrona Polski, Po pi�knej i d�ugiej mowie powitalnej ksi�dza biskupa, podkanclerzego Tomickiego, kr�l poda� r�k� nowo przyby�ej i wprowadzi� na wawelskie komnaty, a �e by�o ju� po p�nocy, dworki Bony pospiesznie u�o�y�y j� do wspania�ego �o�a. By�a zm�czona nie mniej od nich, odurzona zapachem kadzide�, ro- zedrgana jak powietrze za oknami d�wi�kiem dzwon�w, kt�re przesta�y bi� tej nocy dopiero o dwunastej. A jednak nie mog�a zasn�� i dworka Marina, �pi�ca w tej�e sypialni, dwukrotnie podchodzi�a do �o�nicy, po- prawia�a poduszki, pyta�a, czy principessie nie za zimno, czy nie za- mkn�� okna? Ale ona patrzy�a jeszcze d�ugo na niebo nabite gwiazda- mi, jakby to by� sierpie�, nie kwiecie�, i rozpami�tywa�a chwile, kiedy po szkar�atnym suknie sz�a z dumnie podniesion� g�ow�, ale z bij�cym sercem, ku swemu przeznaczeniu. Jednak�e dopiero w niedziel� osiemnastego kwietnia po takim samym czerwonym suknie ruszy� koronacyjny poch�d z zamku do wawelskiej ka- tedry. Sz�a wedle obyczaju przed kr�lem, pierwsza, zaraz za marsza�kiem wielkim koronnym i dwoma dostojnikami nios�cymi na z�otych tacach in- sygnia w�adzy: ber�o oraz jab�ko. Po jej bokach kroczy�o dw�ch bisku- p�w i tako� dw�ch towarzyszy�o krocz�cemu za ni� monarsze. Sz�a z jas- nymi w�osami spadaj�cymi lu�no na plecy i po drodze, w przepe�nionej �wi�tyni, s�ysza�a szepty, lecz inne ni� dobrze jej znane pochwa�y �bella" czy �linda". Szeptali: �Pi�kna" i by�o to pierwsze s�owo, jakie potrafi�aby wym�wi� w tym kraju, kt�ry wita� j� z tak barbarzy�skim przepychem. �Pi�kna" by�a gorej�ca od �wiate� �wi�tynia, �pi�kna" uroczysto�� za�lu- bin z tym nied�wiedziem z p�nocnych las�w, kt�ry przybrany wspaniale na �lub i koronacj� st�pa� za ni� olbrzymi, oszcz�dny w gestach, tak nie- podobny do ruchliwych i drobnych Italczyk�w. Jej bia�a, lekka szata, przeci�ta wedle koronacyjnego obyczaju z przodu i z tylu, ledwo dotyka�a purpurowego chodnika, a mimo to za- cz�a jej ci��y�. Z ulg� opu�ci�a si� na aksamitny kl�cznik, a tu� obok ugi�l kolana Zygmunt. Zacz�a si� uroczysta msza poprzedzona obrz�dem �lubnym, przysi�- g� i zwi�zaniem stul� ich r�k, ale ju� przy �Kyrie eleison", kt�rym roz- �piewa� si� ch�r g�os�w w g�rze, kr�l wsta�, odszed� i zasiad� na pod- wy�szeniu obok o�tarza. Zosta�a sama czekaj�c na podobn� koron�, jaka tego dnia zdobi�a g�ow� jej ma��onka. W tej�e chwili prymas w asy�cie biskup�w odwr�ci� si� od o�tarza, podszed� ku kl�cz�cej i zacz�� si� modli�. Cho� s�owa te s�ysza�a po raz pierwszy, rozumia�a je dobrze, jako �e by�y wypowiadane w j�zyku �aci�skim: � Spojrzyj, Bo�e, na s�u�ebnic� swoj�, kt�r� wybra�e� na kr�low� i b�ogos�aw j� sw� pot�n� prawic� za wstawiennictwem b�ogos�awionej Dziewicy Maryi przez Chrystusa Pana Naszego... Z ch�ru roz�piewa� si�, rozbrzmia� �Agnus Dei", a dw�ch innych bis- kup�w zesz�o od o�tarza ku prymasowi, podaj�c mu z�oty kielich. Uca- �owawszy go z czci�, wsun�� palec do rze�bionej czaszy i kciukiem uma- czanym w �wi�tym oleju zacz�� namaszcza� jej g�ow�, pier� i plecy, od- nalaz�szy nie bez trudu pod z�ocistymi puklami rozci�cie szaty. Bona stara�a si� by� spokojna, ale czu�a, jak coraz mocniej bije jej serce w takt wypowiadanych przez prymasa s��w; � Namaszczam ci� na kr�low� olejem po�wi�conym w Imi� Ojca i Syna i Ducha �wi�tego. Pok�j z tob�. Chcia�a odpowiedzie�, ale to biskupi odpowiedzieli za ni�: �I z du- chem twoim", a ch�r g�os�w w g�rze wybuchn�� rado�ci�, g�osz�c nowi- n�: � Nama�ci� Salomona Sadok kap�an i Natan prorok na kr�la Syjo- nu. Sama Madonna! To o niej �piewa�y te anielskie g�osy, bo w tej�e chwili prymas wsun�� na jej palec ci�ki pier�cie� ze s�owami: �Przyjmij ten pier�cie� jako znak wierno�ci i szczerego serca", po czym nakre�li� .znak krzy�a nad podawan� mu przez biskup�w kr�lewsk� koron�. Wsp�lkoronatorzy trzymali j� ponad g�ow� kl�cz�cej, dop�ki prymas nie uko�czy� s��w uroczystej inwokacji: � Bo�e, korono Twoich wiernych, pob�ogos�aw t� koron�, by s�u�e- bnica Twoja, kt�ra j� b�dzie nosi�, by�a ozdobiona licznymi cnotami. Sko�czy�, a biskupi w�o�yli koron� na z�ote w�osy i dopiero w�wczas prymas rzek�: � Przyjmij koron� chwa�y i rado�ci, by� zas�u�y�a na wieczyste we-i sele w niebie. Amen. // Ukoronowanej ju� dat do prawej r�ki ber�o, do lewej jab�ko i udziol- li� b�ogos�awie�stwa: / � Niech ci� b�ogos�awi i strze�e B�g, kt�ry ci� ustanowi� kr�low� nad narodem � rzek�, a zaraz potem ze wszystkimi towarzysz�cymi mu biskupami wr�ci� przed wielki o�tarz. Ko�czy�a si� msza przerwana �lubem i koronacyjnym obrz�dem, a ona sama poczu�a, �e d�wigaj� j�, kl�cz�c�, mocne ramiona tych sa- mych, kt�rzy towarzyszyli jej przy wej�ciu do �wi�tyni. I to ju� koniec... Idzie znowu po mi�kkim suknie a� do st�p wzniesienia, na kt�rym cze- ka na ni� kr�l, i zasiada obok niego na tronie, w ca�ym majestacie, w blasku tysi�ca �wiec. Stara si� patrze� prosto przed siebie, by zapami�- ta� na zawsze to barwne widowisko, radosne okrzyki wiernych, bicie dzwon�w i triumfalne �Te Deum", kt�rym rozbrzmiewa teraz ca�a �wi�tynia. �Vivat regina! Vivat! Vivat!" � krzycz� t�umy, unosi wi�c g�ow� i u- �miecha si� �askawie. Najwi�kszy z zaszczyt�w, najwspanialsza z cere- monii �wiata sta�a si� udzia�em jej, italskiej principessy z ma�ego ksi�st- wa Bari. Jej, Bony Sforza d'Aragona... Tego� wieczora w sali, na kt�rej obicie posz�o kilkaset �okci z�ociste- go brokatu, odby�a si� wspania�a uczta weselna. Obok pary kr�lews- kiej, wci�� jeszcze w koronach, zasiedli pos�owie cesarscy, ksi���ta pia- stowscy z Mazowsza i ksi�stw �l�skich, duchowie�stwo, dostojnicy cu- dzoziemscy i polscy. Niewiasty b�yszcza�y klejnotami i urod�, barwiste stroje wielmo��w l�ni�y od kosztownych �a�cuch�w, diamentowych gu- z�w i zapon. Na sto�ach sta�o tysi�ce puchar�w i mis z wszelkim mi�si- wem, setki srebrnych naczy� z siedz�cymi na nich w pe�nym upierzeniu smuk�ymi ba�antami, z dziczyzn� znaczn� dzi�ki posrebrzonym rogom �ubr�w i jeleni, przywi�zanym kunsztownie do uchwyt�w tac, a wresz- cie wiele z�otych czasz z pomara�czami, cytrynami i owocami w cukrze. Pito odsta�y w�grzyn, mi�d i sprowadzone na ten dzie� italskie wina. Oracje przeplata�y si� z wiwatami, przygrywa�a italska orkiestra, z pod- w�rca dochodzi�y okrzyki pacho�k�w i czeladzi, racz�cej si� piwem wprost z beczek. By�o duszno, gor�co, gwarno i bawiono si� tak znako- micie, �e po o�miu godzinach niemal wszystkim dwoi�o si� w oczach: s�u�by w polskich kontuszach by�o znacznie wi�cej ni� na pocz�tku ucz- towania, pachol�ta nosi�y w r�kach a� po cztery dzbany, �wiece w li- chtarzach iskrzy�y si� poczw�rnym p�omieniem; wszystkiego by�o za wiele, pr�cz jednego: dono�nego, rubasznego pokrzykiwania �Gorzko! Gorzko!" Ale �e tego nie �mia� zawo�a� nikt, przeto szeptano tylko, �e kr�lowej nie przyby�o rumie�c�w, cho� siedzi tych monarchi� w koro- nie ju� nie jedna, tylko dwie, �e koron w Kr�lestwie Polskim przyby�o jako� ponad miar�, cztery ju� z�oc� si� nad g�owami ich kr�lewskich mo�ci, a mo�e i tych g��w jest tak�e cztery? In vino veritas. Ani chybi � cztery... To wszystko i wi�cej jeszcze dostrzega�y bystre, czujne oczy kancle- rza kr�lowej, bo wystarczy�a jedna jego rozmowa z mistrzem ceremo- nii, aby para kr�lewska wsta�a od sto�u i uda�a si� do sali s�siedniej, gdzie italscy dworacy odta�czyli wdzi�cznie nie znan� w tym kraju pa- wan� i galard�, a potem ta�cowa� ju� po polsku, po krakowsku, po lite- wsku, kto m�g�, chcia� i jeszcze trzyma� si� krzepko na nogach. Jak do- ni�s� swej pani Alifio, miasto tak�e nie spa�o tej nocy. Gospody by�y otwarte, barwne korowody przebiega�y ulice, kuglarze i b�azny bawili lud na Rynku przedziwnymi sztuczkami. Gra�y kapele, dzwoni�y dzwo- nki trefnisi�w, szumia�, hucza� i hula� do bia�ego rana ca�y gr�d podwa- welski... Uroczysto�ci trwa�y od poniedzia�ku dziewi�tnastego kwietnia � dziewi�tnastego dla uczczenia lat panny m�odej � a� do soboty i ucie- szy�y jeszcze oczy posp�lstwa pasowaniem przez kr�la na rycerzy kilku pan�w polskich oraz italskich, przyjmowaniem przez monarch�w cen- nych dar�w od poddanych oraz �wietnym turniejem na dziedzi�cu zam- kowym. I na tym sko�czy�o si� �wi�towanie. Go�cie pocz�li opuszcza� rozbawiony Krak�w, dostojnicy w�oscy powracali do Bari, zabieraj�c ze sob� cz�� dworek kr�lowej, kt�re zast�pi� mia�y panny z najznamie- nitszych polskich rod�w. Bona �egna�a je z �alem, ale te� i z dum�� gdy� po jednej z gor�cych po�lubnych nocy zdo�a�a uprosi� u kr�la �as- k� pozostawienia wielu dworzan z jej italskiego orszaku. Nie by�o to jednak najwi�ksze z jej dotychczasowych zwyci�stw: mle- cznobia�e, gor�ce cia�o nie zdradzi�o tajemnicy prawdziwego wieku, zda�o si� kr�lowi nad podziw m�ode, pi�kne. A i Bon� zdumia�a si�a ra- mion kochanka, jego nami�tne po��danie. Zazna�a w czasie tych kilku nocy rozkoszy prawdziwych, zgo�a innvchni� te, kt�re prze�ywa�a nie- raz w marzeniach sennych. /^ , ^ Dotykaj�c kruchymi palcami jego mocarnych bark�w i ud, zagadn�- �a, czy to prawda, co m�wili jego pos�owie, �e �amie podkowy w r�ku9 Odpar�, �e czyni� tak za m�odu, ale teraz woli g�aska� jej at�asowa skop- i� i � je�li b�dzie trzeba � �ama� opory, toczy� zgo�a inne zapasy, osi�ga� inne zwyci�stwo. � Z kim i jakie? � zapyta�a zdziwiona. � Z wami, mia cara�odpar�, obejmuj�c j� gwa�townie. �A tak�e nad wami... Pyta�a kiedy� maga, czy zazna szcz�cia? Po co? Powinna by�a wie- dzie�, �e b�dzie szcz�liwa, skoro tego sama chce, skoro tego tak bar- <izo pragnie... Po odje�dzie ostatniego z dostojnych go�ci przez ca�y dzie� przeby- wa�a ze swoimi dworkami, ogl�daj�c zamkowe komnaty i pi�kne kru�- ganki, a potem w �cis�ym gronie najmilszych panien zasiad�a nad wielk� czar�, w kt�rej jednak nie z�oci�y si� cytryny, tylko wspania�e �a�cuchy, zapony i wisiory przyniesione jej w darze od kr�la przez podskarbiego koronnego, Szyd�owieckiego. Kiedy wszed�, w jego r�kach znajdowa�y si� tylko klejnoty, ale tu� za podskarbim sz�y pachol�ta nios�ce cienkie tkaniny przetykane z�ot� nici� i l�ni�ce od drogich kamieni oraz adama- szki, aksamity i brokaty na liczne suknie. Zapyta�a swego nadwornego poet�, Miko�aja Carmignano, czy zapi- sa� wszystko, co zobaczy� w czasie ich podr�y do Cracovii, i kiedy wy- �le na dwory europejskie opis wspania�ej uroczysto�ci �lubnej i otrzy- manych przez ni� dar�w? Odpowiedzia�, �e zapami�ta� ka�dy szczeg� licznych ceremonii, a nawet u�o�y� ju� list do princip&ssy Izabeli, s�a- wi�cy w rymach triumf jej dostojnej c�ry. Kaza�a przeczyta� sobie �w list i s�ucha�a uwa�nie pierwszego panegi- , ryku po�wi�conego jej jako kr�lowej. � �Patrz�c na kr�la tak wielkich zamys��w, na bogat�, pot�n� Ko- ron�, kiedy on c�rk� tw� poj�� za �on�, ciesz si�, o ksi�no..." Przymkn�a oczy i uko�ysana �piewno�ci� mowy italskiej przenios�a si� my�l� do pot�nej budowli w kszta�cie trapezu, gdzie w najwi�kszej Z zamkowych sal ksi�na Bari nie omieszka odczyta� na g�os swoim przyjacio�om i dworzanom pierwszego pisma kr�lowej c�rki. Biedna wygnanka! Tak bardzo bola�a zawsze nad utrat� Mediolanu, tak cz�sto wymienia�a imi� swego ma��onka, nast�pcy neapolita�skigo tronu. Te- raz mo�e si� chlubi�, �e jest matk� reginae Poloniae, �e w dalekiej Cra- covii la bellissima Bona jest r�wnie pot�n� w�adczyni�, co kr�lowe Francji i Anglii... By�a ciekawa, czy mog�aby je�dzi� konno po tutejszych ogrodach i galopowa� wzd�u� brzeg�w Wis�y, ale kanclerz Alifio ba� si�, �e nie po- chwali�by tego ani kr�l, ani lud tutejszy przywyk�y do ogl�dania swych kr�lowych tylko w majestacie lub w kolebkach ci�gnionych przez cztery rumaki. Skrzywi�a usta. Przebywanie w zimnych komnatach, gdy za ok- nami �wieci�o wiosenne s�o�ce, zacz�o jej ju� ci��y�. Kaza�a Marinie wybada�, jakie s� podwawelskie ogrody i czy nie mog�aby siadywa� w cieniu drzew z wierszami Horacego lub Petrarki w r�ku. Czy w�a�nie tam, w�r�d m�odej zieleni, nie powinna by ich bawi� przydzielona do jej dworu karlica Dosia? Dworka, jak Pappacoda, by�a okiem i uchem principessy w Bari, nie musia�a wi�c czeka� na jej relacj� z przechadzki po zamkowych ogro- dach. Ju� nast�pnego ranka, rozczesuj�c d�u�ej ni� zwykle mi�kkie � l�ni�ce jak jedwab w�osy kr�lowej, rzek�a: � Ogrody, mi�o�ciwa pani, s� niewielkie, znanych nam drzew i kwiat�w nie ma w nich �adnych. Ale... � zacz�a i urwa�a nagle. � M�w, presto! �zniecierpliwi�a si� Bona. � Widzia�am w tych ogrodach troje dzieci... -�doko�czy�a szeptem. � I c�, �e� widzia�a? � zdziwi�a si� Bona. � Mia�a� donosi� tylko o tym, co ci si� zda wa�ne. � Si. I z tej w�a�nie przyczyny... Bo by�y to dzieci kr�lewskie, mi�o- �ciwa pani. Odwr�ci�a si� od zwierciad�a tak gwa�townie, �e dworka zachwia�a si� i cofn�a o krok. � Czyje? Kr�la, mojego ma��onka? Dziwne... S�ysza�am od princi- pessy tylko o jednej c�rce. O innych dzieciach nie m�wi� mi ani Ostro- r�g, ani nikt tutaj na zamku. � A kt� by si� o�mieli� wspomina� nowej kr�lowej o c�rkach po obu niewiastach, kt�re kiedy� mi�owa� polski monarcha? � Mi�owa�? � powt�rzy�a marszcz�c brwi. � O tym dowiem si� od i niego sama. Polski? Odt�d b�dziesz zawsze m�wi�a: nasz. f � Certainente, nasz. / � Tedy jakie� to maie dzieci widzia�a� w ogrodach? � Dwie dziewuszki jasnow�ose to c�rki pierwszej �ony kr�lowej: Ja- dwiga i Anna. � Dworka rozwar�a r�ce, pi�� palc�w unios�a w g�r� na jednej i trzy na drugiej. �Ma�e to, zmar�ej matki nie mog� pami�ta�. � Bene. O macochach m�wi�, �e bywaj� z�e. pasierb�w nimi stra- sz�. Chc�, �eby kr�l wiedzia�, �e z tymi ma�ymi b�dzie inaczej. Jego c�rki � niby moje rodzone, i to najmilsze. A trzecia? Marina wykrzywi�a pogardliwie usta. � Beata Ko�cielecka. Spotka�am jakiego� trefnisia... � Sta�czyka? Ostror�g chwali� jego dowcip. � Nie. Mniej s�awnego, tamten to w�dz tutejszych b�azn�w. I ten b�azenek, najja�niejsza pani, kozio�kuj�c i stroj�c pocieszne miny, naz- wa� j� c�rk� kr�lewsk� z nieprawego �o�a. � Stulta! Powtarzasz plotki trefnisi�w? Nie trzyma�by jej tu, pod moim bokiem. Pyta�a� Pappacod�? Mo�e on wie wi�cej? � Wiedzia� � przyzna�a niech�tnie. � Ojcem tej ma�ej by� And- rzej Ko�cielecki, zaufany naszego kr�la, wielki pan, kasztelan. Zmar� przed trzema laty, a matk�... Matk�, mi�o�ciwa pani, jest dawna kocha- nica kr�lewska, mieszczka Katarzyna Telniczanka. Mia� z ni�, jak to wybada� Pappacoda, dwie c�rki i syna. Jan to ju� dzi� dziewi�tnastola- tek... Chcia�a co� doda�, ale kr�lowa nakaza�a ruchem r�ki milczenie. � Syn... Tedy z faworyty i �ony nie same c�rki. Pierwszy, najstarszy � jednak syn... Nie uznany za prawego nast�pc�, skoro na uczcie w Morawicy wojewoda Zaremba pi� zdrowie moje i przysz�ego dziedzica korony, upragnionego nast�pcy tronu... Jagiellona. � Nie uznany � potwierdzi�a dworka � ale wygl�da na to, �e ko�- cielnych zaszczyt�w b�dzie syt. Od pachol�cia � tytularny kanonik kra- kowski. � Powiesz Pappacodzie, �e chc� wiedzie� o nim wszystko: co ��czy go z matk�, czy widuje go kr�l, jakie �ywi on uczucia do ojca? I czemu ta ma�a Ko�cielecka bawi si� w kr�lewskich ogrodach? Jej piastunka mo�e by� szpiegiem Telniczanki. � Ta od lat, od �lubu z pierwsz� �on�, niegro�na, najja�niejsza pani. � Co mo�esz o tym wiedzie� ju� teraz? Trzeba czasu, �eby mie� pe- wno��, jakie tajemnice kryj� te grube mury. A teraz basta! Przejd� si� z dworkami po ogrodach i kru�gankach. Presto! Presto! Gdzie Diana? Gdzie Flora? Gdzie Beatrice? Zjawi�y si� natychmiast, ale przez to nie przyby�o drzew i krzew�w w kr�lewskich ogrodach. By�y tam jakie� niskie szpalery i bukszpanowe meandry, by�y k�py fio�k�w i niezapominajek, ale wszystko �miesznie ubogie wobec przepychu neapolita�skich i nawet baryjskich park�w. Istotnie, spotka�a bawi�ce si� tam dziewczynki i przywo�awszy do siebie najstarsz�, pr�bowa�a, g�adz�c rozwichrzone w�osy ma�ej, zjedna� j� sobie cukrami przyniesionymi przez dworki. Kr�lewna przygl�da�a si� jej ciekawie, zjad�a ofiarowane �akocie, ale porozumie� si� nie mog�y. Okre�lenie �pi�kna" nie pasowa�o ani do �adnej z dziewczynek, ani do ich skromnych, cho� jedwabnych szatek, ani tym bardziej do zamkowe- go ogrodu. Musia�a jednak wypowiedzie� to jedyne ze znanych jej pols- kich s��w. Pami�ta�a uwag� matki, �e El�bieta Habsburg nauczy�a si� szybko owej barbarzy�skiej mowy, tote� schyliwszy si�, zerwa�a sama najwi�kszy z fio�k�w i podaj�c ma�ej, spyta�a: � Pi�kna? Odpowiedzia� jej wybuch �miechu. Ma�a kr�lewna chwyci�a kwiatek i przysuwaj�c go do twarzy nieznajomej, zacz�a powtarza� z dziecinn� przekor�: � Pi�kny! Fio�ek pi�kny! Pi�kny! Santa Madonna! Kto m�g� wiedzie�, �e o w�oskiej violi nie mo�na rzec jak o principessie �bellissima"? Kto by przypuszcza�, �e nie umie pos�ugiwa� si� poprawnie nawet tym jednym s�owem, a niezrozumia�ej lekcji gramatyki udzieli jej pi�cioletnie dziecko? El�bieta Rakuszanka... Nie, nie b�dzie od tamtej gorsza. Wie ju�, co zrobi natychmiast, od jutra: zacznie uczy� si� tego dziwnego j�zyka. Je- dnak�e, aby pozosta� sob�, Bon� Sforza, zamieni od razu te biedne ogrody w przepyszny kwietny kobierzec, w zielony raj godny zachwy- t�w najwi�kszych poet�w Italii... Prawie bieg�a po cienistych kru�gankach, nie przestaj�c gani�, narze- ka�, snu� plan�w na najbli�sz� przysz�o��. � O Dio! � dziwi�a si� � to maj� by� ogrody polskiego kr�la? Tro- ch� drzew i du�o trawy. A sad? Warzywnik? Ale� tam nic nie ro�nie. Niente! Niente! Trzeba b�dzie sprowadzi� italskich ogrodnik�w. A tak- 21. �e kucharzy. Wszystko, co jedz� ci ludzie, jest nie do jedzenia: za t�uste i za s�odkie. �adnych jarzyn, sa�aty, owoc�w. Zawiesiste zupy i sosy, gorzkie piwo. Okropno��! � O, si � przytakn�a Marina. � Dio! Co bym teraz da�a za soczyst� cytryn�! Za winogrona... Przystan�a nagle, zapatrzona w przestrze�, my�lami w s�onecznym Bari. � Po�udniowe frukta maj� wkr�tce nadej�� z Italii � zd��y�a wtr�- ci� Diana di Cordona, ale rozgniewa�a tym kr�low�. Wkr�tce! Ona chce teraz, zaraz dotyka� ci�kich, dojrza�ych gron. Tych ciemnych, kt�rych sok ma barw� krwi, a sk�rka pokryta jest jakby puchem. Albo brzoskwi� o rumie�cach �ywszych ni� na policzkach dziecka. Prawda... Ta ma�a Jagiellonka. Co my�l� panny o starszej c�rce kr�la? Ma imi� dziwaczne, do wym�wienia trudne: Jadwiga. Szkoda, �e tego nie mo�na zmieni�. � Ale jest �adna, pe�na wdzi�ku � Beatrice pr�bowa�a broni� ma- �ej i tak�e narazi�a si� kr�lowej. Zn�w sz�a na czele swego orszaku podniecona, chmurna. � Och! Tobie podoba si� tutaj wszystko. Od przyjazdu s�ysz� tylko zachwyty i pochwa�y: zamek wi�kszy ni� w Bari, komnaty wspanialsze. Tymczasem dzi� dopiero, kiedy jest pochmurno, dostrzeg�am, �e obicia w mojej sypialni s� za ciemne. To nie gr�b! Trzeba jak najpr�dzej roz- wiesi� przywiezione kobierce i opony. Milcza�y, tylko Marina przytakn�a gorliwie: � Si! O si! Mury Wawelu tak zimne, tak ponure... Urwa�a dostrzeg�szy ochmistrza dworu, kt�ry szed� im naprzeciw z m�od� dziewczyn� u boku. Panna by�a smuk�a, wysoka, jasnow�osa. Kr�lowa przystan�a znowu, mru��c oczy. Jeszcze nie wygas� w niej gniew, bo ton, jakim powita�a ochmistrza, nie wr�y� nic dobrego. � A! Maresciallo Wolski? Za�ywa przechadzki, i to nie sam. Sk�oni� si� lekko, wcale nie zmieszany. � Z now� dwork� najja�niejszej pani. To Anna, c�rka wojewody kaliskiego Jana Zaremby, kt�ry poleca� us�ugi swojej jedynaczki jesz- cze u T�czy�skich, w Morawicy. Panna bieg�a w �acinie i zna j�zyk wio- ski. Kr�lowa przyjrza�a si� uwa�nie pochylonej w uk�onie jasnow�osej, urodziwej dziewczynie. � Bene � powiedzia�a po d�ugiej chwili. � B�dzie wyja�nia� to, co dla nas tutaj nie do�� jasne. I m�wi� ze mn� po polsku. Umie �piewa�? Marsza�ek spojrza� na Ann�, ale ta odrzek�a bez wahania niskim, przyjemnym g�osem. � Si. � I ta�czy�? � ^ O l, � To dobrze, �e odpowiadasz jednym s�owem. Nie znosz� pr�nej gadaniny. Pami�taj tak�e: ka�dy m�j rozkaz ma by� wykonany naty- chmiast. Presto! Presto! �Do�o�� wszelkich stara�... Bona nie spuszcza�a przez chwil� oczu z wojewodzianki. Milcza�a, a� wyrok zapad�: � Zmienisz jeszcze dzisiaj kolor sukni. Nie cierpi� fiolet�w. Dobre to dla duchownych, nie dla m�odych seniorin z mojego orszaku. Bez �adnego przej�cia, odwracaj�c oczy od Anny, rzuci�a w stron� ochmistrza dworu: � Caro maresciallo! Wracam z ogrod�w zamkowych, z tutejszych stajni. I nie jestem zachwycona. Czy wiecie, �e w naszych stadninach w Bari by�y konie wielkiej urody? Moj� ulubion� klacz siwej ma�ci otrzy- ma� w darze sam Henryk �smy, kr�l Anglii. Nie chcia�abym teraz wy- sy�a� z Polski na dwory monarsze rumak�w mniej pi�knych ni� ongi� principessa � moja matka. � Powt�rz� koniuszemu Tomickiemu, mi�o�ciwa pani � sk�oni� si� Wolski. Ale ju� nie patrzy�a na niego, tylko na Marin�, pytaj�c, czy zabra�a traktat w�oski o hodowli koni. S�ynny traktat, kt�ry przyda�by si� bar- dzo nadwornemu koniuszemu na Wawelu. Nie? Szkoda. Trzeba b�dzie sprowadzi� to dzie�o z Bari przez pierwszego pos�a�ca z listami do prin- cipessy. A tak�e nasiona kwiat�w i warzyw. I znowu nagle, bez �adnego przej�cia, zwr�ci�a si� do dworek: � Idziemy obejrze� sarkofag. Wolski nie potrafi� ukry� odruchu przera�enia. � Ale� mistrz Berecci zacz�� dopiero budow� kaplicy, gdzie zostan� z�o�one zw�oki pierwszej ma��onki mi�o�ciwego pana. I sarkofag jesz- cze niegot�w. Zamek w rozbudowie, wci�� brak kamieniarzy, rze�bia- rzy, budowniczych... � Kt�rych sprowadza si� z Italii � wtr�ci�a Bona. Wolski nie zaprzeczy�. M�wi� co� jeszcze o stanie prac w zaplanowa- nej przez Zygmunta cz�ci zaniku, ale kr�lowa uci�ta kr�tko: � Sarkofag niegot�w? Tym lepiej. Mo�e da si� jeszcze co� popra- wi�, zmieni�? Jako dziecko by�am �wiadkiem przebudowy zamku blisko Mediolanu pod kierunkiem mistrza Bramante i ozdabiania jego wn�trz przez samego Leonarda da Vinci. Lekkim ruchem r�ki w��czy�a Ann� do grona towarzysz�cych jej dworek i poderwa�a si� zn�w do biegu po kru�gankach. Ochmistrz pat- rzy� przez chwil� z podziwem na barwn� plam� jej sukni, na oddalaj�cy si� orszak kr�lowej. Zbudzi� go z zamy�lenia dobrze znany, zgry�liwy �miech. � Burza min�a? Wichura przycich�a? �pyta� Sta�czyk, wychodz�c spoza filaru. Wolski zmarszczy� brwi. � Uwa�aj, �eby� nie stawa� temu wichrowi na przeszkodzie. Bo zmiecie. � Nie pojmuj�, caro maresciallo. Co macie na my�li? � Id� lepiej swoj� drog� � doradzi� tamten. � Biedny m�j pan � westchn�� b�azen. � Ona, jak wida�, ogie�, on�woda. Ona wicher, on lubi pok�j i cisz�. Dalib�g! Obecna kr�lo- wa � istne przeciwie�stwo jego pierwszej ma��onki! Na miejscu kr�la nie pozwoli�bym nowej pani od pocz�tku wtr�ca� si� do wszystkiego. Zw�aszcza do budowy kaplicy i sarkofagu dla tamtej. � Posz�a tylko obejrze� � mrukn�� ochmistrz. � Santa Madonna! Czy smok w herbie mo�e tylko patrze�? I nie otwiera� paszczy? Nie zion�� jadem? � udawa� zdziwienie Sta�czyk. � Wydajesz s�dy nadto po�piesznie. � Nauczy�em si� tego od niej. Wszystko musi by� presto. Naty- chmiast! Zaraz! � Tedy zmykaj. I to ju��zniecierpliwi� si� ochmistrz. � Presto! Presto! � przedrze�nia� b�azen, ale us�ucha� i pobieg� w podskokach za oddalaj�cym si� orszakiem. Nie widzia� go ju�, ale byt pewien, dok�d zd��a. Wolski szed� jeszcze czas jaki� pustym kru�gankiem. Tu� za zakr�tem zderzy� si� niemal z kanclerzem Bony doktorem Alifiem. Kiedy na za- pytanie, dok�d uda�a si� kr�lowa, powt�rzy� w skr�cie rozmow� o bu- duj�cej si� kaplicy, zobaczy� blado�� na smag�ej twarzy W�ocha i mo�e dlatego doda�: � By�oby lepiej, aby najja�niejsza pani... � Wiem � przerwa� kanclerz � i cieszy�bym si�, gdyby kr�l nie do- wiedzia� si� o tych projektach zmian, poprawek. Kr�lowa chcia�a jak najlepiej, ale rozumiem, �e... B�d� tam za chwil� i obiecuj� rzecz ca�� wyja�ni�... � Byle nie przy mistrzu Berecci. I jeszcze jedno: tu mury s� grube, ale maj� oczy i uszy. Pom�wcie z kr�low� w jej komnatach i bez �ad- nych �wiadk�w. � Czy�by zd��y�a ju� narazi� si� komu? � zaniepokoi� si� Alifio. � Nie wiem, nic nie wiem. Po prostu jest inna, zupe�nie inna ni� zmar�a kr�lowa. Tego popo�udnia, przed wieczerz�, kanclerz usi�owa� powt�rzy� ten ostro�ny s�d swojej pani. Opowiada�, ile s�ysza� pochwa� o zmar�ej kr�- lowej, kt�r� szczerze op�akiwa� dw�r, cho� w�ada�a na Wawelu niewie- le wi�cej ni� trzy lata. Historyk i sekretarz kr�lewski Decjusz za�wiad- czy� na pi�mie, �e p�aka�y po niej wszystkie stany, jako �e nigdy nie obrazi�a ani nie skrzywdzi�a nikogo, stosowa�a si� do zwyczaj�w kr�les- twa i � nie mieszaj�c si� do rz�d�w � chcia�a by� tylko dobr� �on� i matk�. � Certamente � przerwa�a Bona � �e nie zd��y�a narazi� si� niko- mu, stoj�c na uboczu. Ale takie stanie w cieniu nie dla mnie i nie spocz- n�, dop�ki nie b�d� wiedzia�a, jaki jest dw�r tutejszy, jakich doradc�w ma kr�l, a wreszcie, jacy s� ci moi poddani. A wy? Czy znacie ich prag- nienia, obyczaje, narowy? Sposoby dochodzenia do wp�yw�w i znacze- nia? Alifio bezradnie roz�o�y� r�ce. � Stara�em si�, cho� rzecz nie�atwa. Dw�r wobec nas jeszcze nieuf- ny, a kraj rozleg�y, ludny... Przerwa�a mu gwa�townie. � Ludny a niebogaty. Skarbiec � jak s�ysza�am � zupe�nie pusty. � Nawet zad�u�ony. � Widzicie sami. Wiecie, �e zad�u�ony kr�l to jeszcze mniej ni� �e- brak. Zagadka: czym op�aca nasz ma��onek zaci�ne wojska? Jak od- piera najazdy wrog�w? � Wielcy panowie maj� hufce w�asne. I podobno jest pospolite ru- szenie. � A kto, wedle was, ma pos�uch u najja�niejszego pana? � Znakomity wojownik Tarnowski. Tak�e kanclerz Szyd�owiecki. I jeszcze... � Mo�e ten b�azen Sta�czyk? � Jeszcze Kmita, pan na Wi�niczu. Ale ostatnio w nie�asce. Nadto krewki. Skacze do oczu Tarnowskiemu. � W nie�asce? I gwa�townik? Lubi� takich. Spr�bujemy go okie- �zna�. Tako� przeci�gn�� na nasz� stron� ochmistrza Wolskiego. W ma- �ych ksi�stwach italskich pe�no jest zwa�nionych rod�w, walcz�cych ze sob� stronnictw. A tutaj? S� jacy� przeciwnicy kr�lewskich rz�d�w? Zwolennicy odmiany? � Si. Nie chc�, aby jeden dostojnik piastowa� kilka urz�d�w naraz, d��� do odebrania wielmo�om d�br darowanych im przed laty. Zw� sie- bie stronnictwem narodowym. C�, kiedy drobna, ciemna szlachta przeciwko nim. � A magnaci? � Tym bardziej. Te zmiany godzi�yby w nich. �Co na to najja�niejszy pan? � Tego nie wiem. Ale zw� go kr�lem senatorskim, tedy... Przerwa�a niecierpliwie: � Santa Madonna! Jak trudno porusza� si� w tych ciemno�ciach! Nie s�yszeli�cie. Nie wiecie... Ja tak�e nie wiem. Obijam si� o wysoki mur, t�uk� mi�dzy g�uchymi �cianami, za kt�rymi tylko niebo. Obce. Si, si! Sama czuj�, �e jestem nadto niecierpliwa. Ale przyjecha�am tu, �eby by� kim�, czego� dokona�. Tymczasem przede mn� pi�trzy si� g�ra przeszk�d. A do skakania, jak sami wiecie, nie najlepsze konie! Przy tym kr�l zda si� nigdy nie traci� spokoju, najcz�ciej milczy. A mo�e czasem unosi si� gniewem? � I tego nie wiem. Nie s�ysza�em �przyzna�. Po raz pierwszy w czasie tej rozmowy spojrza�a na niego z wyrzutem. Drwi�cy u�mieszek rozchyli� wargi, kt�rych kszta�t podziwia� od lat. � C�, b�d� zmuszona nakaza� Pappacodzie, �eby baczniej �ledzi�, �eby donosi� o ka�dym kr�lewskim s�owie, ge�cie. Ale to wam, nie jemu powiem, co niedawno wywr�y�y mi gwiazdy: dam Jagiellonom prawowitego dziedzica. I principessa przyjedzie z Bari na uroczysty chrzest. Alifio milcza� chwil�. Wreszcie rzek�: � Tylko w�wczas, je�eli to b�dzie syn. Odwr�ci�a si� gwa�townie, jej pi�kna twarz promienia�a. � To b�dzie syn! � krzykn�a. � Oznajmi�am ju� o tym kr�lowi. To musi by� syn! Pragn�a pozna� bli�ej Piotra Kmit� i zjedna� go sobie, sta�o si� to jednak wcze�niej, ni� zamierza�a. Kt�rego� poranka Alifio zameldowa� kr�lowej: � Mi�o�ciwa pani, prosi o pilne pos�uchanie marsza�ek Kmita. Wzburzony wielce. � A? Wzburzony? Ciekawe, czemu? Niech wejdzie. Pan na Wi�niczu wszed� natychmiast i sk�oniwszy czarniaw�, dumn� g�ow�, zacz�� pierwszy: � Dzi�kuj� kornie, �e najja�niejsza pani zgodzi�a si� mnie wys�u- cha�. � W nadziei, �e rozproszycie nud�. Siadajcie, prosz�. S�ysza�am od mojego kanclerza, �e ostatnimi czasy chodzicie bardzo gniewni? � A jak inaczej? Wszystko �le. Do najja�niejszej pani nie ma doj�- cia, za to Tarnowski nie odst�puje kr�la. � Dziwi� si� trudno. Wiadomo ju�, �e wielki mistrz krzy�acki gro- madzi si�y zbrojne. Radz� o wojnie. � O czym tu radzi� mo�e Tarnowski? To� chyba nie on stanie na czele wojsk, tylko hetman Firlej. � Nie on? � zdziwi�a si� kr�lowa. � Tedy o czym, wed�ug was, m�wi z kr�lem? � Raczej o wyniesieniu w�asnym. Mi�o�ciwa pani nie wie, jaki to cz�ek? � S�ysza�am, �e mi�dzy wami wielka nienawi��... � Wielka � przyzna�. � I a� do samej �mierci. � Rada bym bardzo us�ysze�, dlaczego? � Pokrzywdzi� mnie. Ci�ko pokrzywdzi�. Dobra od lat b�d�ce we w�adaniu Kmit�w zbrojnie zajecha� i si�� odebra�. Odda� ich nie chce, a do tego odsuwa mnie od kr�la, od urz�d�w. Ot, cho�by teraz. Zama- rzy�a mu si� kasztelania. � Nie za m�ody na kasztelana? � zdziwi�a si� Bona. � Ot� to! Starszym od niego, a dopiero przed rokiem dosta�em marsza�kostwo nadworne. Ale Tarnowskiemu i to nie w smak. Zwie- dzia� si�, �e ci�ko zachorza� kasztelan wojnicki, i teraz o t� kasztelani� zabiega. Kasztelan! Podczas gdy ja... Mi�o�ciwa pani! Kmitowie r�d prastary, senatorski. Nigdym przed �adnym dworem � jak Tarnowski � czo�em nie bi� i nie ukrywa�, co my�l�. Tedy i ja powiem: nie s�ugam pa�ski, wyd�wigni�ty z nizin �ask� kr�lewsk�. W zamku na Wi�niczu niejednemu ksi�ciu mog� by� r�wny. I dlatego, cho� nie p�jd� d