4674
Szczegóły |
Tytuł |
4674 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4674 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4674 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4674 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Isaac Asimov Robert Silverberg
Pozytronowy Cz�owiek
Dla Janet i Karen� z mi�o�ci�
TRZY PRAWA ROBOTYKI1. Robot nie mo�e skrzywdzi� istoty ludzkiej lub � poprzez
wstrzymanie si� od dzia�ania � pozwoli�, by sta�a si� jej krzywda.2. Robot musi
wykonywa� rozkazy wydane mu przez istoty ludzkie, z wyj�tkiem sytuacji, kiedy
by�yby one sprzeczne z Prawem Pierwszym.3. Robot musi chroni� swoje istnienie
dop�ty, dop�ki taka ochrona nie jest sprzeczna z Prawem Pierwszym lub Drugim.
5ROZDZIA� 1� Mo�e zechcia�by pan usi���. � Chirurg wskaza� krzes�o stoj�ce
naprzeciw biur-ka. � Bardzo prosz�.� Dzi�kuj� � odrzek� Andrew Martin.Usiad�
spokojnie. Zawsze robi� wszystko bardzo spokojnie. Tak� mia� natur� i ta cz��
jego osobowo�ci nigdy si� nie zmienia�a. Patrz�c na niego w tej chwili, nikt nie
domy�li�by si� nawet, �e Andrew Martin jest doprowadzony do ostateczno�ci. A tak
by�o w istocie. Aby odby� to spotkanie, przeby� ponad po�ow� kontynentu; by�a to
jego ostatnia nadzieja na spe�nienie �yciowego celu. Wszystko sprowadza�o si�
tylko do tego jednego. Wszystko.Twarz Andrew Martina wydawa�a si�
nieprzenikniona i spokojna, ale uwa�ny ob-serwator dostrzeg�by w jego oczach
cie� melancholii. W�osy mia� g�adkie, jasnobr�zo-we i delikatne. By� starannie
ogolony i wygl�da� �wie�o: �adnych w�s�w, brody, �adnej sztuczno�ci ani
ekstrawagancji. Jego ubi�r, w kt�rym dominowa�a welwetowa purpura, by� schludny,
lecz o wyra�nie staromodnym, lu�nym i faluj�cym kroju, niegdy� bardzo
popularnym. Dzi� jednak rzadko si� taki widywa�o.Twarz chirurga r�wnie� by�a
spokojna. Nie by�o w tym nic dziwnego, jako �e twarz chirurga, tak jak i
wszystkich jemu podobnych, by�a zrobiona z nierdzewnej stali kolo-ru jasnego
br�zu. Siedzia� wyprostowany przy swoim wspania�ym biurku w pozbawio-nym okien
pokoju, wysoko ponad jeziorem Michigan. W jego spojrzeniu dominowa-�y spokojna
�yczliwo�� i pogoda ducha. Na skraju biurka znajdowa�a si� mosi�na ta-bliczka z
wygrawerowanym numerem seryjnym; by�o to typowe, fabryczne oznakowa-nie
sk�adaj�ce si� z szeregu liter i cyfr.Andrew Martin nie zwraca� jednak
najmniejszej uwagi na t� bezduszn� metod� identyfikacji. Tak ponure, mechaniczne
oznaczenia nie by�y dla niego istotne. Ani teraz, ani dawniej. Nie odczuwa� te�
�adnej potrzeby zwracania si� do robota-chirurga ina-czej ni� po prostu
�doktorze�.� To wszystko jest do�� nietypowe... rzek�bym: nielegalne, prosz�
pana � powie-
6
dzia� chirurg.� Tak, wiem o tym � odpar� Andrew Martin.� Od czasu, gdy dotar�a
do mnie pana pro�ba, my�l� prawie wy��cznie o tym.� Jest mi naprawd� bardzo
przykro, �e sprawiam tyle k�opotu.� Dzi�kuj�. Doceniam pa�sk� trosk�.Wszystko to
bardzo uprzejme, niemal wytworne, ale bezu�yteczne. Pe�ne kurtuazji, nic nie
znacz�ce zwroty. Siedzieli tak naprzeciw siebie, a �aden z nich nie chcia�
przej�� do meritum sprawy. A teraz, w dodatku, chirurg zamilk�. Nie u�atwia�o to
sprawy. An-drew czeka�, a� lekarz co� powie, ale milczenie si� przed�u�a�o.To
nas do niczego nie doprowadzi, pomy�la�.� Chcia�bym wiedzie�, doktorze, kiedy ta
operacja mog�aby si� odby� � powie-dzia� w ko�cu.Chirurg zawaha� si�. Odezwa�
si� dopiero po chwili, a w jego g�osie pobrzmiewa�a nuta respektu, z kt�r� robot
zwraca� si� zawsze do cz�owieka.� Nie jestem w pe�ni przekonany, prosz� pana,
czy dobrze zrozumia�em istot� tej operacji, nie m�wi�c ju� o przyczynach, dla
kt�rych mia�aby ona by� po��dana. Wci�� te� nie wiem, kto by�by ewentualnym
pacjentem.S�owom tym z pewno�ci� towarzyszy�by wyraz pe�nej szacunku
stanowczo�ci, gdy-by nie to, �e twarz chirurga by�a zrobiona z nierdzewnej stali
i nie by�a w stanie wyra-zi� takiego uczucia, ani te� jakiegokolwiek
innego.Teraz z kolei milcza� Andrew Martin.Przygl�da� si� uwa�nie r�ce chirurga
� r�ce, kt�r� tamten operowa� � le��cej teraz spokojnie na blacie biurka. By�a
pi�knie zaprojektowana: palce d�ugie i zgrabne, o ideal-nie kszta�tnych
krzywiznach znakomicie dopasowanych do celu, kt�remu mia�y s�u�y�. Z �atwo�ci�
mo�na by�o sobie wyobrazi� spoczywaj�cy w tej d�oni skalpel, kt�ry w mo-mencie
rozpocz�cia operacji stapia si� z ni� w harmonijn�, perfekcyjn� ca�o��: chirurg
i skalpel po��czeni w jedno wspania�e narz�dzie.To bardzo pokrzepiaj�ce,
pomy�la� Andrew. Tu nie b�dzie miejsca ani na sekund� wahania. Niemo�liwe jest
najmniejsze nawet drgnienie r�ki, najmniejsza pomy�ka, ani nawet
prawdopodobie�stwo pomy�ki.Takie umiej�tno�ci przychodzi�y, rzecz jasna, wraz ze
specjalizacj� � specjalizacj� tak bardzo upragnion� przez ludzko��, �e zaledwie
kilka robot�w ery nowo�ytnej by�o autonomicznymi jednostkami. Pozosta�e
natomiast stanowi�y jedynie sk�adow� cz�� pot�nych procesor�w, kt�rych
po��czone si�y znacznie przekracza�y mo�liwo�ci jed-nego robota.Tak naprawd�
chirurg r�wnie� nie odczuwa� potrzeby bycia niczym wi�cej, jak tylko systemem
sensor�w, monitor�w i szeregu innych urz�dze� manipulacyjnych. Oczywi-�cie z
jednym zastrze�eniem: ludzie wci�� chcieli ulega� z�udzeniu, �e operuje ich �ywa
67istota, a nie jaka� obca maszyna. Tak wi�c chirurdzy, kt�rzy prowadzili
prywatn� prak-tyk�, wci�� pozostawali niezale�nymi jednostkami. Ten jednak,
niezale�ny czy nie, po-zosta�e funkcje mia� na tyle ograniczone, �e nie tylko
nie rozpozna� Andrew Martina, ale prawdopodobnie te� nigdy o nim nie s�ysza�.Dla
samego za� Andrew by�a to swego rodzaju nowo��. By� osob� wi�cej ni� znan�.
Nigdy nie zabiega� o popularno��; nie by�o to, rzecz jasna, w jego stylu, ale
s�awa, a przy-najmniej szeroki rozg�os, przysz�a sama. A wszystko z powodu tego,
co osi�gn�� i czym by�. Nie kim, lecz czym.Teraz za�, zamiast odpowiedzie�
chirurgowi, Andrew zupe�nie zmieni� temat roz-mowy.� Prosz� mi powiedzie�,
doktorze... Czy kiedykolwiek pomy�la�e�, �e chcia�by� si� sta� cz�owiekiem?Takie
pytanie, dziwne i niesamowite, wyra�nie zaskoczy�o chirurga. Zawaha� si�, jak-by
sama my�l o czym� tak nieprawdopodobnym daleko wykracza�a poza mo�liwo�ci jego
pozytronowych obwod�w.Po chwili jednak opanowa� si� i odpowiedzia� pogodnie:�
Przecie� jestem robotem, prosz� pana.� Ale czy� nie by�oby lepiej zosta�
cz�owiekiem? Jak s�dzisz?� Gdybym mia� przywilej ulepszenia samego siebie,
prosz� pana, chcia�bym by� lepszym chirurgiem. Uprawianie tego zawodu jest
jedynym celem mojego istnienia. B�d�c cz�owiekiem, nigdy nie zosta�bym lepszym
chirurgiem. Uda si� to tylko wtedy, gdy b�d� lepszym robotem. Zadowoli�oby mnie
wi�c w pe�ni to, �e by�bym bardziej za-awansowanym technicznie robotem.� Ale
nadal by�by� tylko robotem.� Tak, oczywi�cie. W pe�ni akceptuj� to, �e nim
jestem. Jak ju� wyja�ni�em, jest to jedyna droga do osi�gni�cia perfekcji w
zawodzie wsp�czesnego chirurga. W dzisiej-szych czasach kto� taki musi by�...�
Robotem, tak � powiedzia� Andrew z lekk� nut� gniewu i zniech�cenia. � Ale
pomy�l o aspekcie s�u�alczo�ci, doktorze. Rozwa� to. Jeste� wysoko
wyspecjalizowanym chirurgiem. Masz do czynienia z nies�ychanie delikatn�
materi�, gdzie wa�� si� losy �y-cia lub �mierci. Cz�sto operujesz najznakomitsze
osobisto�ci tego �wiata, a z tego, co wiem, przybywaj� do ciebie pacjenci nawet
z odleg�ych �wiat�w. A mimo to, mimo to jeste� tylko robotem. Czy to ci�
zadowala? Mimo takich umiej�tno�ci musisz wykony-wa� wszystkie rozkazy, kt�re
wyda ci cz�owiek. I nie ma znaczenia, czy jest to dziec-ko, idiota, prostak, czy
te� �otr. Nakazuje ci to Drugie Prawo i nie masz wyboru. W tej chwili m�g�bym
powiedzie�: �Wsta�, doktorze�, i musia�by� wsta�. �Po�� d�o� na twa-rzy i
przesu� po niej palcami� i zrobi�by� to. �Sta� na jednej nodze, usi�d� na
pod�odze, skocz w prawo albo w lewo�... Cokolwiek bym ci nakaza�, musia�by� mnie
pos�ucha�.
8M�g�bym ci rozkaza�, aby� si� rozmontowa�, kawa�ek po kawa�ku, i to te� by�
zrobi�. Ty! Wielki chirurg! Pozbawiony jakiegokolwiek wyboru. Musisz ta�czy�
tak, jak ci za-gra cz�owiek. Nie czujesz si� ura�ony, �e mam w�adz�, by ci�
zmusi� do spe�nienia ka�-dego cholernego �yczenia, kt�re mi przyjdzie do g�owy?
Bez wzgl�du na to, jak bardzo by�oby idiotyczne, prostackie i poni�aj�ce?Chirurg
pozosta� niewzruszony.� To by�aby dla mnie przyjemno��, sir. Oczywi�cie z
pewnymi wyj�tkami. Je�eli te rozkazy mog�yby sprawi�, �e zrobi�bym krzywd� panu
lub innemu cz�owiekowi, mu-sia�bym najpierw rozwa�y�, czy s� zgodne z moimi
prawami, i wtedy prawdopodobnie odm�wi�bym ich wykonania. Pierwsze Prawo, kt�re
dotyczy moich obowi�zk�w wzgl�-dem ochrony istoty ludzkiej przed
niebezpiecze�stwem, by�oby naturalnie w tym mo-mencie wa�niejsze ni� Drugie
Prawo, odnosz�ce si� do pos�usze�stwa. W innym wy-padku pos�usze�stwo sprawia mi
przyjemno��. Je�li znajduje pan rado�� w ��daniu ode mnie tego, co uwa�a za
idiotyczne, prostackie i poni�aj�ce, ja to wykonam. Dla mnie nie jest to jednak
ani idiotyczne, ani prostackie, ani te� poni�aj�ce.Andrew Martin nawet w
najmniejszym stopniu nie by� zaskoczony s�owami chirur-ga. Jakiekolwiek inne
stwierdzenie robota uzna�by za zadziwiaj�ce, a nawet rewolucyj-ne.Jednak mimo
wszystko, mimo wszystko...� A teraz, je�li pan pozwoli, sir, wr�cimy do sprawy
tej niezwyk�ej operacji � po-wiedzia� chirurg, a w jego uprzejmym g�osie nie
by�o nawet najmniejszego �ladu znie-cierpliwienia. � Nie bardzo rozumiem, co pan
chce zrobi�. Nie potrafi� sobie wyobra-zi� sytuacji, kt�ra wymaga�aby czego�
takiego. Przede wszystkim chcia�bym pozna� na-zwisko osoby, kt�r� mam
zoperowa�.� Nazywa si� Andrew Martin � powiedzia� Andrew. � To ja mam zosta�
podda-ny operacji.� Ale� to niemo�liwe, sir!� Z pewno�ci� b�dziesz w stanie to
zrobi�.� W sensie technicznym, tak. Nie mam w tej kwestii �adnych wi�kszych
w�tpliwo-�ci, bez wzgl�du na to, co b�d� mia� zrobi�. Jednak�e w tym wypadku s�
pewne zagad-nienia proceduralne, kt�re b�d� musia� dok�adnie rozwa�y�. Ale to
zupe�nie inna spra-wa. Prosz�, aby pan wzi�� pod uwag�, �e w efekcie ta operacja
panu zaszkodzi.� To nie ma dla mnie znaczenia � odpar� spokojnie Andrew.� Ale
dla mnie ma.� Czy to przysi�ga Hipokratesa w wersji dla robot�w?� To co�
powa�niejszego � odpar� chirurg. � Przysi�ga Hipokratesa jest �wiado-mym i
dobrowolnym zobowi�zaniem. Natomiast tutaj, jak zapewne pan wie, chodzi o co�,
co jest zakodowane w moich obwodach i kontroluje wszystkie moje zawodowe
decyzje. Poza tym nie wolno mi przecie� wyrz�dza� krzywdy. Nie mog� tego zrobi�,
na-wet gdybym chcia�.� Ale tylko wtedy, gdy chodzi o ludzi.� W�a�nie. Pierwsze
Prawo m�wi...� Nie musisz go przytacza�, doktorze. Znam je tak samo dobrze jak
ty. Pierwsze Pra-wo rz�dzi czynami robot�w w odniesieniu do ludzi, a ja nie
jestem cz�owiekiem, dok-torze.Chirurg wzruszy� ramionami i zamruga� swymi
fotoelektrycznymi oczami. Wygl�-da�o to tak, jakby wszystko, co powiedzia� przed
chwil� Andrew, nie mia�o dla niego znaczenia.� Tak � ci�gn�� Andrew. � Wiem, �e
wygl�dam zupe�nie jak cz�owiek i �e do-�wiadczasz w tej chwili czego�, co jest
odpowiednikiem zdziwienia. Niemniej jednak to absolutna prawda. Jakkolwiek
ludzki mog� ci si� wydawa�, jestem tylko robotem. Robo-tem, doktorze. W�a�nie
tym jestem i niczym wi�cej. Uwierz mi. Mo�esz wi�c mnie zo-perowa�. W Pierwszym
Prawie nie ma niczego, co zabrania�oby jednemu robotowi po-dejmowa� dzia�ania
wobec drugiego robota. Nawet je�li te dzia�ania spowoduj� uszko-dzenie tego
robota, doktorze.
1011ROZDZIA� 2Naturalnie na pocz�tku, a ten pocz�tek mia� dla niego miejsce dwa
wieki przed wi-zyt� w gabinecie chirurga, nikt nie wzi��by Andrew Martina za nic
innego z wyj�tkiem robota.W tej zamierzch�ej epoce, gdy opu�ci� lini�
produkcyjn� korporacji Ameryka�skie Roboty i Mechaniczni Ludzie, wygl�da� tak
samo jak ka�dy inny robot. By� znakomi-cie zaprojektowanym i cudownie
funkcjonalnym mechanizmem z pozytronowym m�-zgiem umieszczonym w mniej lub
bardziej humanoidalnej pow�oce z l�ni�cego meta-lu i plastyku.Jego d�ugie,
szczup�e ko�czyny, dopracowane do najdrobniejszego szczeg�u, wy-konano ze stopu
tytanu pokrytego stal�. Ko�czyny zaopatrzono na z��czach w siliko-nowe tuleje,
kt�re zabezpiecza�y przed ocieraniem metalu o metal. �o�yska, w kt�rych
umieszczono r�ce i nogi, wykonano z najlepszego i najbardziej gi�tkiego
polietylenu. Fotoelektryczne oczy b�yszcza�y g��bok� czerwieni�, a twarzy �
nazwanie w ten spo-s�b metalowej fizjonomii by�o prawdziw� �yczliwo�ci� �
ca�kowicie brakowa�o eks-presji. Nagie, bezp�ciowe cia�o by�o jednoznacznie
sztucznym tworem. Wystarczy�o jed-no spojrzenie, by si� przekona�, �e by�
maszyn� � nie bardziej �yw� i nie bardziej ludz-k� ni� telefon, kalkulator czy
samoch�d.Ale to by�o w ca�kiem innej epoce. Dawno, dawno temu.A by�a to epoka,
kiedy roboty nie by�y jeszcze powszechnym zjawiskiem na Zie-mi; by� to zaledwie
wczesny �wit ery robotyki. Przemin�o zaledwie jedno pokolenie od czas�w, gdy
wielcy robotycy, tacy jak Alfred Lanning, Peter Bogert i robopsycholog �
legendarna Susan Calvin, dokonali historycznego dzie�a, rozwijaj�c i ulepszaj�c
za-sady, dzi�ki kt�rym powsta�y pierwsze pozytronowe roboty.Celem pionier�w
robotyki by�o stworzenie robot�w zdolnych do d�wigania tych wszystkich okropnych
ci�ar�w, kt�re do tej pory spoczywa�y na barkach ludzi. Pod ko-niec
dwudziestego i na pocz�tku dwudziestego pierwszego wieku, czyli we wczesnych
latach nauki o sztucznym �yciu, robotyka sta�a w obliczu powa�nego problemu:
niech�-
1011ci wielu ludzi do zrzeczenia si� tych ci�ar�w na korzy�� mechanicznych
substytut�w. W�a�nie z powodu owej niech�ci praktycznie we wszystkich krajach �
�wiat by� w�w-czas podzielony na mn�stwo pa�stw � wprowadzono surowe prawa
zabraniaj�ce ko-rzystania na Ziemi z pracy robot�w.Do 2007 roku zosta�y one
ca�kowicie zakazane na ca�ej planecie, z wyj�tkiem ba-da� naukowych prowadzonych
w �ci�le okre�lonych warunkach. Tak wi�c, mo�na by�o wysy�a� roboty w przestrze�
kosmiczn� do ci�gle rosn�cej liczby pozaziemskich fa-bryk i stacji wydobywczych.
Niech radz� sobie na mro�nym Ganimedesie lub skwar-nym Merkurym, niech znosz�
niewygody nieprzyjaznego Ksi�yca, niech przeprowa-dzaj� niebezpieczne
eksperymenty hiperprzestrzennych skok�w, kt�re w ko�cu otwo-rz� cz�owiekowi
drog� do gwiazd.Ale roboty powszechnie u�ywane na Ziemi, zajmuj�ce bezcenne
miejsca pracy, kt�-re mog�y przypa�� w udziale ludziom z krwi i ko�ci? Nie!
Nigdy! Nie chcemy tu �ad-nych robot�w!C�, w ko�cu jednak co� zacz�o si�
zmienia�. A najbardziej dramatyczne zmia-ny mia�y miejsce w czasie, gdy w
p�nocnym okr�gu korporacji Ameryka�skie Robo-ty i Mechaniczni Ludzie zbudowano
robota NDR-113, znanego p�niej jako Andrew Martin.Jednym z czynnik�w, kt�re
przyczyni�y si� do stopniowego zaniku uprzedze� w sto-sunku do ziemskich
robot�w, by�o biuro prasowe. Korporacja Ameryka�skie Roboty i Mechaniczni Ludzie
by�a nie tylko organizacj� naukow�; wiedzia�a co nieco r�wnie� o rentowno�ci.
Znalaz�a ciche i spokojne, lecz efektywne sposoby na odarcie robot�w i
mechanicznych ludzi z mitu Frankensteina i straszliwego, niezgrabnego
Golema.Roboty s� tutaj po to, by u�atwi� wam �ycie, m�wili rzecznicy prasowi
korporacji. Roboty maj� wam pomaga�. Roboty nie s� waszymi wrogami. Roboty s�
ca�kiem bez-pieczne, bezpieczne ponad wszelk� w�tpliwo��.I poniewa� to wszystko
by�o prawd�, ludzie zacz�li akceptowa� roboty w swoim oto-czeniu. Robili to
przewa�nie do�� niech�tnie. Wielu, a mo�e nawet wi�kszo��, odczu-wa�o niepok�j
na my�l o nich, lecz jednocze�nie zdawa�o sobie spraw�, �e s� potrzebne. W
zwi�zku z tym ludzie zacz�li w ko�cu tolerowa� ich obecno�� i mia�o to trwa� tak
d�ugo, dop�ki b�d� zachowane �cis�e ograniczenia dotycz�ce ich stosowania.I czy
to si� podoba�o, czy nie, roboty stawa�y si� coraz bardziej niezb�dne, gdy� po-
pulacja ludzi na Ziemi zacz�a w owym czasie male�. Po d�ugiej udr�ce, jak� by�
dwu-dziesty wiek, przysz�y czasy wzgl�dnego spokoju, harmonii, a nawet �
przynajmniej w pewnym stopniu � rozs�dku. �wiat sta� si� miejscem spokojniejszym
i szcz�liw-szym. By�o coraz mniej ludzi, nie z powodu strasznych wojen czy
plag, lecz dlatego, �e rodziny nie mia�y ju� tyle dzieci, przedk�adaj�c jako��
nad ilo��. Dodatkowym czyn-nikiem zmniejszaj�cym liczb� ludno�ci by�y migracje
do nowo zasiedlonych �wiat�w:
1213rozleg�ych podziemnych osad na Ksi�ycu, kolonii na asteroidach oraz
ksi�ycach Jowi-sza i Saturna, a tak�e sztucznych planet na orbitach Ziemi i
Marsa.A poza tym nikt ju� nie niepokoi� si� mo�liwo�ci� utraty pracy na korzy��
robota. Strach przed brakiem zatrudnienia ust�pi� miejsca problemowi braku si�y
roboczej. Na-gle roboty, na kt�re kiedy� spogl�dano z takim niepokojem, a nawet
nienawi�ci�, sta�y si� niezb�dne dla utrzymania porz�dku i dobrobytu. Ten �wiat
zapewnia�, co prawda, wszystkie materialne dobra, ale nie mia� do�� si�y
roboczej do zamiatania ulic, prowa-dzenia taks�wek, gotowania posi�k�w i palenia
w piecach.W takiej w�a�nie epoce, epoce zmniejszaj�cej si� liczby ludno�ci i
rosn�cego dobro-bytu, wyprodukowano NDR-113, p�niejszego Andrew Martina. Roboty
mog�y ju� ca�-kiem legalnie przebywa� na Ziemi, lecz w dalszym ci�gu
obowi�zywa�y w stosunku do nich surowe przepisy i wci�� nie spotykano ich
powszechnie na ulicach. Dotyczy�o to zw�aszcza tych robot�w, kt�re
zaprogramowano do zwyk�ych prac domowych. A to, przede wszystkim, mia� na my�li
Gerald Martin, zamawiaj�c NDR-113.W tamtych czasach ma�o kto mia� w domu
s�u��cego-robota. Dla wi�kszo�ci ludzi by�o to zbyt przera�aj�ce, a przede
wszystkim za drogie.Ale Gerald Martin nie by� byle kim. By� cz�onkiem
Legislatury Regionalnej, i to bar-dzo wp�ywowym. Piastowa� stanowisko
przewodnicz�cego Komitetu Nauki i Techni-ki i cieszy� si� powszechnym szacunkiem
oraz wielkim autorytetem. By� cz�owiekiem o pot�nej sile umys�u i charakteru.
To, co Gerald Martin postanowi� osi�gn��, nie-uchronnie osi�ga�. A to, co Gerald
Martin chcia� zdoby�, nieodmiennie zdobywa�. Wie-rzy� w roboty; wiedzia�, �e do
nich nale�y przysz�o�� i �e w ko�cu stan� si� nierozerwal-nie zwi�zane z
ludzko�ci�, i to w ka�dej dziedzinie.Korzystaj�c z pozycji, jak� zajmowa� w
Komitecie Nauki i Techniki, sprawi�, �e ro-boty sta�y si� cz�ci� jego
prywatnego �ycia i �ycia jego rodziny. Uzasadni� to przed-si�wzi�cie ch�ci�
dok�adniejszego zrozumienia zjawiska, jakim byli mechaniczni ludzie i ch�ci�
s�u�enia pomoc� kolegom z Legislatury Regionalnej, borykaj�cym si� z proble-
mami, kt�re nios�a ze sob� nadchodz�ca era robotyki. Dzielnie i
wspania�omy�lnie, Ge-rald Martin zaoferowa� swe us�ugi jako podmiot eksperymentu
i przyj�� pod sw�j dach ma�� grup� robot�w domowych.Pierwsze z nich by�y
prostymi urz�dzeniami przeznaczonymi do �ci�le okre�lonych zada�. Mia�y w
przybli�eniu humanoidaln� sylwetk�, lecz niewiele, je�li w og�le cokol-wiek, do
powiedzenia. Krz�ta�y si� cicho i skutecznie wok� w�asnych spraw niczym
maszyny, kt�rymi w istocie by�y. Na pocz�tku Martinowie czuli si� przy nich
nieswojo, lecz bardzo szybko zacz�li traktowa� je jak wyposa�enie swego
gospodarstwa, nie inte-resuj�c si� nimi bardziej ni� tosterem czy odkurzaczem.I
wtedy...� To jest NDR-113 � o�wiadczy� Gerald Martin pewnego ch�odnego i
wietrznego
1213czerwcowego popo�udnia, gdy samoch�d dostawczy wtoczy� si� na d�ugi podjazd
jego imponuj�cej posiad�o�ci i uwolni� ze swego wn�trza b�yszcz�cego
mechanicznego cz�o-wieka. � Nasz prywatny robot domowy. Rodzinny s�u��cy.� Jak
go nazwa�e�? � zapyta�a Amanda.Amanda by�a m�odsz� c�rk� Martina, ma��
z�otow�os� dziewczynk� o niebieskich oczach, kt�ra w�a�nie zaczyna�a si� uczy�
sztuki czytania i pisania.� NDR-113.� To... to jest jego imi�?� W�a�ciwie to
jego numer seryjny.� En, de, er. � Amanda zmarszczy�a brwi. � Endeer 113. To
bardzo dziwne imi�.� To numer seryjny � powt�rzy� Gerald Martin.Ale Amanda ju�
go nie s�ucha�a.� Endeer. Nie mo�emy go tak nazywa�. Wcale nie ma takiego
imienia, tato. To zu-pe�nie nie brzmi jak imi�.� Pos�uchaj, co ona wygaduje �
odezwa�a si� Melissa Martin. By�a pi�� lat starsza od Amandy, mia�a ciemne
w�osy, piwne oczy i uwa�a�a si� ju� za kobiet�. Amanda by�a tylko dzieckiem i
dlatego Melissa traktowa�a j� troch� jak g�uptasa. � Nie podoba jej si� numer
seryjny robota.� En, de, er � powt�rzy�a raz jeszcze Amanda starannie, ignoruj�c
s�owa Melissy. � To nie jest dobre. Naprawd� nie jest. A mo�e nazwiemy go
Andrew?� Andrew? � zdziwi� si� Gerald Martin.� Jest tutaj �en�, prawda? I �d�? �
Amanda wygl�da�a przez moment do�� niepew-nie. � Na pewno s�. I �r� te� jest.
Jestem pewna. En, d, r. Andrew.� Och, s�yszysz j�? Tylko pos�uchaj � prychn�a
pogardliwie Melissa.Gerald Martin u�miechn�� si�. Dobrze wiedzia�, �e
przerabianie liter z numeru se-ryjnego na imi� nie jest niczym niezwyk�ym. Robot
serii JN stawa� si� Johnem lub Jane, RG cz�sto nazywano imieniem Archie, a QT �
Cutie. C�, ten robot nale�a� do serii NDR i Amanda chcia�a nazwa� go Andrew.
�wietnie. W porz�dku. Gerald Martin sto-sowa� metod� polegaj�c� na tym, by
pozwala� Amandzie na wszystko, co uwa�a�a dla siebie za najlepsze. W pewnych
granicach, oczywi�cie.� Bardzo dobrze � powiedzia�. � Niech b�dzie Andrew.I tak
zosta�o. Zosta�o tak bardzo, �e przez ca�e lata nikt z rodziny Martin�w nie na-
zwa� Andrew ju� nigdy wi�cej NDR-113. Z czasem zupe�nie zapomnieli o jego
numerze seryjnym i gdy Andrew potrzebowa� konserwacji, trzeba by�o sprawdza�
dane w doku-mentach. Nawet sam Andrew utrzymywa�, �e o nim zapomnia�.
Naturalnie, nie by�a to ca�a prawda. Bez wzgl�du na to, ile czasu min�o, nie
m�g� zapomnie� o niczym, je�li tylko chcia� to pami�ta�.Ale czas mija� i Andrew
zacz�� si� zmienia�. Mia� coraz mniejsz� ochot� na to, by pa-
1415mi�ta� o swoim numerze seryjnym. Ukry� go gdzie� g��boko, w najdalszych
zakamar-kach swego banku pami�ci, i ju� nigdy nie pr�bowa� go tam odszuka�.
Nazywa� si� te-raz Andrew, Andrew Martin, Andrew z rodziny Martin�w.By� wysoki,
szczup�y i pe�en gracji, bo w�a�nie w ten spos�b zaprojektowano roboty serii
NDR. Porusza� si� cicho i dyskretnie po wspania�ym domu Martin�w i sprawnie
wype�nia� wszystkie polecenia gospodarzy.A by� to dom stary, pochodz�cy z
minionej epoki; wielka i majestatyczna rezydencja na wzg�rzu, z kt�rej rozci�ga�
si� widok na bezmiar w�d Pacyfiku. Posiad�o�� taka wy-maga�a olbrzymiej liczby
s�u��cych, ale w tych czasach nie by�o ju� oczywi�cie �adnych s�u��cych z
wyj�tkiem robot�w, i zanim Gerald Martin przyst�pi� do eksperymentu z robotami,
stanowi�o to nie lada problem. A teraz dwa roboty-ogrodnicy piel�gnowa�y l�ni�ce
�wie�� zieleni� trawniki, przycina�y przepi�kne �ywop�oty ognistoczerwonych
azalii i obrywa�y martwe li�cie z olbrzymich palm rosn�cych za domem. Robot-
sprz�-tacz usuwa� paj�czyny i kurz, a Andrew s�u�y� za kamerdynera, lokaja,
pokoj�wk� i szo-fera. Przygotowywa� posi�ki, wybiera� i nalewa� wina, kt�re tak
lubi� Gerald Martin, zaj-mowa� si� garderob� ca�ej rodziny, dba� o wspania�e
meble, dzie�a sztuki i setki innych pi�knych przedmiot�w.Opr�cz tego Andrew mia�
jeszcze jeden obowi�zek, kt�ry w zasadzie zajmowa� mu wi�kszo�� czasu
przeznaczonego na codzienne obowi�zki domowe.Posiad�o�� Martin�w � nie mo�na
by�o nazwa� tego inaczej jak wielk� posiad�o-�ci� � sta�a samotnie na pi�knym
wzg�rzu g�ruj�cym nad b��kitnym ch�odem oce-anu. W pobli�u by�o wprawdzie ma�e
miasteczko, ale znajdowa�o si� ono w do�� znacz-nej odleg�o�ci. Najbli�sze za�
wielkie miasto, San Francisco, le�a�o daleko na wybrze�u. W tych czasach miasta
zaczyna�y ju� by� niemodne. W ka�dym razie ludzie woleli po-rozumiewa� si�
elektronicznie i stawia� swe domy w du�ej odleg�o�ci od innych posia-d�o�ci. Tak
wi�c c�rki Martina nie mia�y zbyt wielu towarzyszy zabaw w swym wielkim i
wspania�ym odosobnieniu.Mia�y jednak�e Andrew.Pierwsz� osob�, kt�ra wymy�li�a,
jak najlepiej to wszystko urz�dzi�, by�a Miss.Tym w�a�nie mianem Andrew
niezmiennie nazywa� Meliss�. Nie dlatego, �e nie po-trafi� wypowiedzie� jej
imienia, lecz dlatego, i� zwracanie si� do niej w tak poufa�y spo-s�b wydawa�o
mu si� niew�a�ciwe. Amanda by�a zawsze Ma�� Miss. Nigdy inaczej. Pa-ni� Martin,
kt�ra mia�a na imi� Lucie, Andrew nazywa� po prostu Pani�, a Geralda Mar-tina �
Sir. Zreszt� Gerald Martin nale�a� do os�b, do kt�rych wielu ludzi, nie tylko
ro-boty, wola�o zwraca� si�: Sir. Tych, kt�rzy m�wili do niego: Gerald by�o
naprawd� nie-wielu, a nazywanie go Jerrym w og�le nie wchodzi�o w rachub�.Miss
szybko zrozumia�a, jaki po�ytek mo�na odnie�� z posiadania w domu robota.
Chodzi�o o wykorzystanie Drugiego Prawa.
1415� Andrew � powiedzia�a � rozkazujemy ci, by� przesta� robi� to, co teraz
robisz, i pobawi� si� z nami.W tym w�a�nie momencie Andrew uk�ada� w bibliotece
Martin�w ksi��ki, kt�re � tak jak to zwykle bywa z ksi��kami � nieco zmieni�y
sw�j alfabetyczny porz�dek.Zamar� na chwil� i spojrza� w d� z wysokiej
mahoniowej p�ki, znajduj�cej si� mi�-dzy dwoma wielkimi oknami w p�nocnej
cz�ci pokoju.� Bardzo mi przykro, Miss � powiedzia� �agodnie. � Jestem teraz
zaj�ty wykony-waniem polecenia twojego ojca. Rozkaz pana by� pierwszy i ma
pierwsze�stwo.� S�ysza�am, co tatu� ci powiedzia� � odpar�a Miss. � Powiedzia�:
�Chcia�bym, An-drew, aby� zaj�� si� ksi��kami. U�� je w jaki� sensowny spos�b�.
Czy tak by�o?� Tak, w�a�nie tak powiedzia�.� Zatem, je�li powiedzia�, �e
chcia�by, aby� zaj�� si� ksi��kami � a nie zaprzeczasz, �e tak w�a�nie by�o � to
nie by� to wcale rozkaz, prawda? Raczej propozycja... hmm... sugestia. A
sugestia nie jest rozkazem. Propozycja te� nie. Andrew, rozkazuj� ci: zostaw te
ksi��ki tam, gdzie s�, i zabierz Amand� i mnie na spacer wzd�u� pla�y.By�o to
doskona�e zastosowanie Drugiego Prawa. Andrew od�o�y� natychmiast ksi��-ki i
zszed� z drabiny. Sir by� g�ow� domu, lecz w sensie formalnym nie wyda�
w�a�ciwie rozkazu, a Miss tak. Z pewno�ci� tak. A rozkaz istoty ludzkiej
mieszkaj�cej pod tym da-chem, nawet tak ma�ej i m�odej, mia� pierwsze�stwo nad
zwyk�ym wyra�eniem sugestii ze strony jakiego� innego cz�owieka, nawet je�li by�
nim Sir we w�asnej osobie.Nie chodzi�o o to, �e Andrew mia� z tym jaki� problem.
Lubi� Miss, a Ma�� Miss na-wet bardziej. A przynajmniej obie wywo�ywa�y u niego
takie reakcje, kt�re u ludzi mo�-na by nazwa� sympati�. Andrew nazywa� to
lubieniem, poniewa� nie zna� innego ter-minu na to, co czu� do dziewczynek. Z
pewno�ci� co� czu�. By�o to troch� dziwne, ale podejrzewa�, �e zdolno�� do
lubienia zosta�a wbudowana w jego obwody tak samo jak inne umiej�tno�ci. A wi�c
je�li chcia�y, by si� z nimi pobawi�, zrobi to z rado�ci�, pod warunkiem
oczywi�cie �e b�dzie to zgodne z Trzema Prawami Robotyki.�cie�ka prowadz�ca na
pla�� by�a stroma, kr�ta, pokryta kamieniami, norami su-s��w i innymi
k�opotliwymi przeszkodami. Nikt inny poza Miss i Ma�� Miss nie korzy-sta� z niej
zbyt cz�sto, poniewa� sama pla�a nie by�a r�wnie� niczym innym jak dzi-kim
piaszczystym wybrze�em, pe�nym kawa�k�w drewna i wodorost�w, kt�re wyrzu-ci�o
wzburzone morze. Poza tym ocean w tej cz�ci Kalifornii by� zbyt zimny, by mo�-
na by�o k�pa� si� w nim bez kombinezonu. Jednak dziewczynki kocha�y ten jego
zim-ny, pos�pny i wietrzny urok.Gdy schodzili w d�, Andrew trzyma� Miss za
r�k�, a Ma�� Miss ni�s� na drugim ra-mieniu. Bardzo prawdopodobne, �e obie
pokona�yby �cie�k� bez �adnych niespodzie-wanych przyg�d, ale Sir by� w tej
sprawie nieprzejednany.� Andrew, pilnuj, �eby nie biega�y ani nie skaka�y. Je�li
potkn� si� o co� w jakim�
1617nieodpowiednim miejscu, spadn� pi��dziesi�t st�p w d�. Nie mog� ich
powstrzyma� przed chodzeniem tamt�dy, wi�c chc�, aby� by� z nimi przez ca�y czas
i uwa�a�, �eby nie zrobi�y czego� g�upiego. To rozkaz.Andrew wiedzia�, �e
pewnego dnia Miss, a mo�e nawet Ma�a Miss, odwo�a ten roz-kaz i ka�e mu trzyma�
si� z daleka. Wtedy w jego pozytronowym m�zgu wytworzy si� ogromne nat�enie
sprzeczno�ci, z kt�rymi bez w�tpienia b�dzie mia� wiele k�opotu.Naturalnie
rozkaz, kt�ry wyda� Sir, w ko�cu przewa�y, gdy� ze wzgl�du na elementy
Pierwszego i Drugiego Prawa Robotyki, kt�re w sobie zawiera, b�dzie mia�
pierwsze�-stwo. Niemniej jednak Andrew zdawa� sobie spraw�, �e gdy pojawi si�
konflikt mi�dzy poleceniem pana a kaprysem dziewczynek, jego obwody b�d�
przeci��one bardziej ni� kiedykolwiek.Na razie Miss i Ma�a Miss z przyjemno�ci�
stosowa�y si� do przyj�tych regu�. Ostro�nie, krok po kroku, Andrew schodzi� w
d� po stromym klifie, holuj�c za sob� obie dziewczynki.Gdy dotarli na miejsce,
pu�ci� r�k� Miss, a Ma�� Miss postawi� na wilgotnym pia-sku. Natychmiast zerwa�y
si� do biegu i pomkn�y rado�nie wzd�u� brzegu wzburzone-go morza.� Wodorosty!
Wodorosty! � krzykn�a Miss, chwytaj�c grub�, zielonobr�zow� i lepk� ro�lin�,
kt�ra by�a prawie tak du�a jak ona sama, i zacz�a wymachiwa� ni� jak biczem. �
Andrew, sp�jrz, jakie ogromne!� A zobacz ten kawa�ek drewna � zauwa�y�a Ma�a
Miss. � Czy� nie jest pi�kny, Melisso?� Mo�e dla ciebie � odpar�a z wy�szo�ci�
starsza z dziewcz�t. Wzi�a s�kate i po-krzywione drewno z r�k Ma�ej Miss,
przyjrza�a mu si� pobie�nie i odrzuci�a na bok, wzruszaj�c przy tym ramionami. �
Och, co� tam na nim ro�nie.� To jakie� inne wodorosty � stwierdzi�a Ma�a Miss. �
Prawda? � Podnios�a od-rzucony kawa�ek drewna i wr�czy�a go Andrew.� Tak �
odpar�. � To algi.� Algi?� To naukowa nazwa wodorost�w.� Ach, algi � roze�mia�a
si� Ma�a Miss i po�o�y�a drewienko przy �cie�ce, tak by nie zapomnie� go zabra�
w drodze powrotnej do domu. Potem znowu pomkn�a na pla��, biegn�c za starsz�
siostr� przez spienione fale.Andrew bez trudu dotrzymywa� im kroku. Nie
zamierza� pozwoli�, by za bardzo si� oddali�y.Nie potrzebowa� �adnych
specjalnych rozkaz�w, by chroni� dziewczynki; zaj�o si� tym Pierwsze Prawo.
Ocean by� nie tylko pi�kny w swym ponurym majestacie, lecz tak-�e wygl�da�
nadzwyczaj niebezpiecznie. Pr�dy podwodne by�y bardzo silne, woda nie-
1617zno�nie zimna niemal o ka�dej porze roku, a w odleg�o�ci mniejszej ni�
pi��dziesi�t metr�w od brzegu wystawa�y spod spienionych ba�wan�w wielkie k�y
morderczej rafy. Je�li dziewczynki zrobi�yby cho� jeden krok w kierunku morza,
Andrew natychmiast by�by przy nich.Ale Miss i Ma�a Miss mia�y do�� rozumu, by
nie chcie� si� k�pa� w tych straszliwych odm�tach. Linia brzegowa biegn�ca
wzd�u� tej cz�ci Pacyfiku by�a godna podziwu w swym surowym i ponurym pi�knie.
Jednak samo morze, zawsze gniewne i wzburzo-ne, by�o wrogiem dla tych
wszystkich, kt�rzy si� w nim nie urodzili, i nawet ma�e dziec-ko od razu to
rozumia�o.Miss i Ma�a Miss brodzi�y w ka�u�ach pozosta�ych po przyp�ywie i
przygl�da�y si� czarnym �limakom, szarozielonym mi�czakom, r�owym anemonom i
tysi�com ma-�ych, ruchliwych rak�w, poszukuj�c rozgwiazdy, jak zwykle zreszt� z
ma�ym powodze-niem. Andrew sta� w pobli�u, gotowy ruszy� z pomoc�, w razie gdyby
jaka� nieoczeki-wana fala pomkn�a bez ostrze�enia w kierunku brzegu. Wprawdzie
dzisiaj morze by�o do�� spokojne, lecz gro�ne fale mia�y tutaj sk�onno�� do
pojawiania si� znik�d.� Andrew, czy ty umiesz p�ywa�? � zapyta�a nagle Miss.�
Zrobi�bym to, gdyby zasz�a taka potrzeba.� Nie wywo�a�oby to spi�cia w twoim
m�zgu lub czego� w tym rodzaju? Oczywi-�cie gdyby dosta�a si� tam woda.� Jestem
dobrze izolowany � odpar� Andrew.� To dobrze. Pop�y� wi�c do tej szarej ska�y i
z powrotem... Tam, gdzie maj� gniaz-do kormorany. Chc� zobaczy�, jak szybko
potrafisz to zrobi�.� Melissa � powiedzia�a Ma�a Miss z niepokojem.� Cicho,
Amando. Chc�, by Andrew tam pop�yn��. Mo�e znajdzie jajo kormorana i przyniesie,
by je nam pokaza�.� Nie powinno si� rusza� gniazda, Miss � zauwa�y� �agodnie
Andrew.� Powiedzia�am, �e chc�, by� tam pop�yn��.� Melissa � odezwa�a si� znowu
Ma�a Miss, lecz tym razem ostrzej.Ale Miss by�a nieugi�ta. To by� rozkaz. Andrew
poczu� pierwsze oznaki sprzecznych potencja��w: s�abe dr�enie w ko�c�wkach
palc�w i ledwo wyczuwalny zawr�t g�owy. Rozkazy by�y po to, by je wykonywa�; tak
stanowi�o Drugie Prawo. Miss mog�a rozka-za�, aby pop�yn�� do Chin, i Andrew
musia�by to zrobi� bez chwili wahania, gdyby nie kierowa�y nim inne wzgl�dy.
Jednak�e mia� chroni� dziewczynki. A je�li przydarzy im si� co� nieoczekiwanego,
gdy on b�dzie w drodze do ska�y kormoran�w? Nag�a fala, ka-mienna lawina, a
nawet trz�sienie ziemi. Trz�sienia ziemi nie zdarza�y si� tu co prawda
codziennie, lecz mog�y przecie� nast�pi� w ka�dej chwili.Pierwsze prawo by�o
najwa�niejsze.� Bardzo mi przykro, Miss. Nie ma tu nikogo doros�ego, wi�c nie
mog� zostawi� was
1819samych. Gdyby byli z nami Sir lub Pani, to co innego, ale tak...� Nie
rozpoznajesz rozkazu? Chc�, �eby� tam pop�yn��, Andrew.� Tak jak ju�
t�umaczy�em, Miss...� Nie musisz si� o nas martwi�. Nie jestem dzieckiem,
Andrew. My�lisz, �e jaki� straszny wilko�ak przyjdzie na pla�� i po�knie nas,
gdy ty b�dziesz w wodzie? Dzi�kuj� bardzo, ale potrafi� o siebie zadba� i zajm�
si� r�wnie� Amand�, je�li b�d� musia�a.� To nie w porz�dku, Melisso � odezwa�a
si� Ma�a Miss. � On ma przecie� rozka-zy od tatusia.� A teraz ma rozkazy ode
mnie. � Miss machn�a stanowczo r�k�. � Andrew, po-p�y� do ska�y kormoran�w.
Ruszaj.Andrew poczu� niewielkie ciep�o i nakaza� swym obwodom dokonanie
homeosta-tycznej korekty.� Pierwsze Prawo...� Ale� jeste� nudny! Razem z tym
swoim Pierwszym Prawem! � krzykn�a Melis-sa. � Nie mo�esz na chwil� o nim
zapomnie�? Nie, ty nie mo�esz tego zrobi�, prawda? Masz w sobie zakodowane
jakie� g�upie prawa i nic poza tym. Jeste� niczym wi�cej, jak tylko g�upi�
maszyn�.� Melissa! � przerwa�a jej z oburzeniem Ma�a Miss.� Tak, to prawda �
odpar� Andrew. � Masz racj�: jestem niczym wi�cej, jak tyl-ko g�upi� maszyn�.
Dlatego te� nie potrafi� odwo�a� rozkazu twojego ojca, dotycz�cego waszego
bezpiecze�stwa na pla�y. � Andrew sk�oni� si� lekko w stron� Melissy. � Bar-dzo
�a�uj�, Miss.� Melisso, je�li tak bardzo chcesz zobaczy�, jak Andrew p�ywa, to
dlaczego nie ka�esz mu po prostu wej�� do wody i pop�ywa� blisko brzegu? �
zapyta�a Melissa. � Chyba nie b�dzie w tym nic z�ego, prawda?� Ale to nie to
samo � stwierdzi�a Miss, nadymaj�c wargi. � Zupe�nie nie to samo.Lecz Andrew
pomy�la�, �e by� mo�e to j� zadowoli. Bardzo nie lubi� by� przyczyn� niezgody.�
Pozw�l, �e ci poka�� � powiedzia�.Wszed� do wody. Spieniona fala zakot�owa�a si�
gwa�townie wok� jego kolan, lecz Andrew nastawi� odpowiednio swoje �yroskopowe
stabilizatory, kt�re z �atwo�ci� opar-�y si� nacieraj�cym falom. Ostre od�amki
ska� pokrywaj�cych dno morza nie by�y �adn� przeszkod� dla jego metalowych st�p.
Sensory poinformowa�y go, �e temperatura wody jest za niska dla ludzi, lecz to
r�wnie� by�o nieistotne.Cztery, pi�� metr�w dalej morze by�o na tyle g��bokie,
�e Andrew m�g� p�ywa�, a by� do�� blisko brzegu, by w razie potrzeby znale�� si�
szybko na l�dzie. W�tpi� jednak, by to okaza�o si� konieczne. Dziewczynki sta�y
obok siebie i przygl�da�y si� mu z podzi-
1819wem i fascynacj�.Andrew nigdy przedtem nie p�ywa�. Nie mia� ku temu
najmniejszego powodu. Ale poniewa� zosta� zaprogramowany, by w ka�dych
okoliczno�ciach porusza� si� z gra-cj�, opracowanie odpowiednich ruch�w,
potrzebnych do poruszania si� tu� pod po-wierzchni� wody, zaj�o mu nie wi�cej
ni� jedn� mikrosekund�: porusza� rytmicznie nogami, unosi� ramiona i zagarnia�
wod� d�o�mi. P�yn�� zgrabnie i sprawnie wzd�u� brzegu jakie� dwana�cie metr�w, a
potem zawr�ci�. Ca�e przedsi�wzi�cie trwa�o zaled-wie kilka chwil, lecz wywar�o
na Miss oczekiwane wra�enie.� Jeste� wspania�ym p�ywakiem, Andrew � powiedzia�a
z b�yszcz�cymi oczami. � Jestem pewna, �e pobi�by� wszystkie rekordy, gdyby�
kiedykolwiek wzi�� udzia� w za-wodach p�ywackich.� Nie ma zawod�w p�ywackich dla
robot�w � odpar� powa�nie Andrew.Miss zachichota�a.� Mia�am na my�li zawody dla
ludzi! Na przyk�ad olimpiada.� Och, Miss! To nie by�oby w porz�dku, gdyby
pozwolono robotowi wzi�� udzia� w igrzyskach! To si� nigdy nie zdarzy.Miss
zastanawia�a si� nad tym przez chwil�.� Przypuszczam, �e nie � powiedzia�a w
ko�cu i t�sknie spojrza�a w stron� ska�y kormoran�w. � Jeste� pewien, �e tam nie
pop�yniesz? Za�o�� si�, �e w dwie minuty by�-by� z powrotem. Co mog�oby si�
zdarzy� w ci�gu dw�ch minut?� Melissa � powiedzia�a raz jeszcze Ma�a Miss.�
Ca�kowicie rozumiem twoje pragnienie, Miss, ale nie mog� go spe�ni�. Bardzo �a-
�uj�.� Och, w porz�dku. Przykro mi, �e o to prosi�am.� Wcale nie jest ci przykro
� stwierdzi�a Ma�a Miss.� Jest.� Nazwa�a� Andrew g�upi� maszyn�! To nie by�o
mi�e!� Ale przecie� to prawda � stwierdzi�a Miss. � Sam powiedzia�, �e to
prawda!� Andrew chyba jest maszyn� � przyzna�a Ma�a Miss � ale na pewno nie jest
g�u-pi. Ale i tak by�a� nieuprzejma.� Nie musz� by� uprzejma dla robot�w. To
tak, jakby� by�a uprzejma dla telewizo-ra.� To co innego! � Ma�a Miss nie
ust�powa�a. � To zupe�nie co innego!Potem rozp�aka�a si�, a Andrew musia� unie��
j� do g�ry nogami i kr�ci� ni� tak d�u-go, a� oszo�omiona bezchmurnym bezkresem
nieba i dziwno�ci� widzianego odwrot-nie oceanu, zapomnia�a o przyczynie swego
smutku.Chwil� p�niej, gdy Ma�a Miss sta�a znowu na ziemi, starsza z si�str
podesz�a do An-drew.
� Przepraszam za to, co powiedzia�am � szepn�a skruszonym g�osem.� Wszystko w
porz�dku, Miss.� Wybaczysz mi? Wiem, �e nie by�am mi�a. Naprawd� chcia�am, �eby�
tam pop�yn�� i nie pomy�la�am, �e nie wolno ci zostawi� nas tu samych. Bardzo mi
przykro, Andrew.� Nie ma potrzeby przeprasza�, Miss. Naprawd�.I nie by�o. Jak
robot m�g�by poczu� si� obra�ony z powody czego�, co powiedzia�a lub zrobi�a
istota ludzka? Jednak w tej chwili Andrew uwa�a�, �e lepiej b�dzie jej o tym nie
m�wi�. Je�li Miss odczuwa potrzeb� przepraszania, on musi t� potrzeb� zaspokoi�,
nawet je�li okrutne s�owa dziewczynki w �aden spos�b go nie poruszy�y.Absurdem
by�oby zaprzecza�, i� nie jest maszyn�. Tym w�a�nie przecie� by�.A co do bycia
g�upi� maszyn�, c�... Nie mia� zupe�nie poj�cia, o co jej mo�e chodzi�. By� w
ko�cu wystarczaj�co inteligentny, by wykonywa� zadania, do kt�rych go prze-
znaczono. Bez w�tpienia istnia�y roboty bardziej inteligentne od niego, ale
nigdy ich nie spotka�. A mo�e mia�a na my�li to, �e jest mniej inteligentny ni�
ludzie? Ten problem nie mia� jednak dla niego znaczenia. Nie zna� �adnego
sposobu por�wnania inteligencji ro-bota z inteligencj� cz�owieka. Zar�wno
ilo�ciowo, jak i jako�ciowo, ich sposoby my�le-nia by�y dwoma ca�kiem r�nymi
procesami. Co do tego wszyscy byli zgodni.Wkr�tce zerwa� si� ch�odny wiatr.
Targa� ubraniami dziewczynek i wzbudza� tuma-ny piasku, rzucaj�c je w ich twarze
i b�yszcz�cy korpus Andrew. Dziewczynki zdecydo-wa�y wi�c, �e maj� ju� do��
zabawy na pla�y.Ruszyli w kierunku �cie�ki. Ma�a Miss podnios�a kawa�ek drewna,
kt�ry tam po�o�y-�a, i wetkn�a go sobie za pasek. Zawsze kolekcjonowa�a takie
dziwne ma�e skarby.Tego wieczoru, gdy nie by�o ju� nic do roboty, Andrew poszed�
z w�asnej woli na pla-�� i pop�yn�� do wyspy kormoran�w, by si� przekona�, ile
czasu mu to zajmie. Pomimo ciemno�ci zrobi� to sprawnie i szybko. Zda� sobie
spraw�, �e dokona�by tego bez nara-�ania Miss i Ma�ej Miss na jakiekolwiek
wielkie niebezpiecze�stwo. Nie chodzi�o o to, �e by to zrobi�, ale o to, �e by�o
to mo�liwe.Nikt go nie prosi�, aby p�yn�� noc� do ska�y kormoran�w. By�a to
tylko i wy��cznie jego w�asna inicjatywa. A �ci�lej, ciekawo��.
21ROZDZIA� 3Nadszed� dzie�, kiedy Miss obchodzi�a urodziny. Andrew wiedzia� ju�,
�e obchody urodzin s� wa�nym wydarzeniem w �yciu cz�owieka. By�a to uroczysto��,
kt�r� obcho-dzono na pami�tk� dnia, gdy dana osoba opu�ci�a �ono swej
matki.Andrew uwa�a�, �e uznanie tego dnia za szczeg�lnie wa�ny jest co najmniej
dziw-ne. Wiedzia� co nieco o ludzkiej biologii i wydawa�o mu si�, �e
odpowiedniejsze by�oby skupienie si� na momencie tworzenia organizmu, gdy
plemnik ��czy si� z kom�rk� ja-jow� i zaczyna si� proces podzia�u kom�rkowego. Z
pewno�ci� to by� prawdziwy mo-ment tworzenia i �r�d�o pochodzenia ka�dej
istoty.Nie ulega�o w�tpliwo�ci, i� nowy cz�owiek jest ju� obdarzony �yciem, mimo
�e jesz-cze przez dziewi�� miesi�cy nie jest zdolny, by funkcjonowa� poza �onem
matki. Nie by� te� zdolny samodzielnie �y� natychmiast po opuszczeniu organizmu
matki. Dlatego te� Andrew nie widzia� specjalnej r�nicy mi�dzy okresem zaraz po
urodzeniu, jak i tu� przed nim, tak wi�c wyr�nianie momentu narodzin mia�o dla
niego niewiele sensu.On sam by� gotowy do wykonywania wszystkich swoich
program�w w momen-cie, gdy zako�czona zosta�a ostatnia faza jego monta�u, a
obwody pozytronowe zacz�-�y dzia�a�. Nowo narodzone dziecko nie by�o jednak w
stanie tego dokona�. Andrew nie widzia� �adnej istotnej r�nicy mi�dzy p�odem,
kt�ry przeszed� ju� wszystkie eta-py rozwoju zarodkowego, lecz pozostawa� wci��
w ciele matki, a tym samym p�odem dzie� lub dwa p�niej, gdy ju� je opu�ci�. Raz
by� w �rodku, a zaraz potem na zewn�trz. To wszystko. Oba by�y jednakowo
bezradne. Dlaczego wi�c nie �wi�towa� rocznicy po-cz�cia zamiast momentu
wydostania si� z �ona matki?Im wi�cej si� na tym zastanawia�, tym bardziej
rozumia�, �e w obu wypadkach by�a pewna logika. Na przyk�ad jaki moment on by
wybra� na swoje urodziny, za�o�yw-szy oczywi�cie, �e robot odczuwa�by potrzeb�
obchodzenia swych urodzin? Czy dzie�, w kt�rym fabryka zacz�a go sk�ada�? A
mo�e dzie�, gdy zainstalowano mu m�zg po-zytronowy i wprowadzono dane
pozwalaj�ce kontrolowa� reszt� cia�a? Czy �narodzi�� si� wtedy, gdy z�o�ono
poszczeg�lne cz�ci pancerza? Czy wtedy, gdy zainstalowano mu
2223b�d�cy unikatem zestaw receptor�w, kt�re stanowi�y o istocie NDR-113?Sam
pancerz nie by� nim, Andrew, czymkolwiek by by�. On to m�zg pozytronowy. A mo�e
po��czenie m�zgu z cia�em, kt�re zaprojektowano po to, by go pomie�ci�. Tak wi�c
jego urodziny...Och, to takie pogmatwane! A przecie� roboty nie powinny odczuwa�
zak�opotania. Ich pozytronowe m�zgi by�y bardziej skomplikowane od prostych
cyfrowych �umy-s��w� zwyk�ych komputer�w, kt�re dzia�a�y jedynie w sztywnej
binarnej rzeczywisto-�ci i operowa�y przyk�adami na tak i nie. I ta w�a�nie
z�o�ono�� pozytronowych m�-zg�w prowadzi�a czasami do konfliktu potencja��w.
Niemniej jednak roboty by�y isto-tami, kt�rych dzia�anie opiera�o si� na logice,
i dlatego potrafi�y rozwi�zywa� takie kon-flikty, zazwyczaj poprzez sortowanie
danych w odpowiedni, sensowny spos�b. Dlacze-go zatem mia� tyle problem�w ze
zrozumieniem tak prostej sprawy, jak obchodzenie dnia urodzin?Poniewa� urodziny
s� czysto ludzkim poj�ciem, odpowiedzia� sam sobie, kt�re nie ma dla robot�w
�adnego znaczenia. A ty nie jeste� cz�owiekiem, wi�c nie musisz si� martwi� o
to, kiedy powiniene� obchodzi� swoje urodziny.Tak czy inaczej, by�y to urodziny
Miss. Sir do�o�y� wszelkich stara�, by tego dnia by� wcze�niej w domu, mimo �e
Legislatura Regionalna zaprz�tni�ta by�a akurat spraw� mi�dzyplanetarnych stref
wolnoc�owych. Wszyscy cz�onkowie rodziny, w od�wi�tnych strojach, zebrali si� w
jadalni wok� wielkiego wypolerowanego sto�u z sekwojowego drewna. Zapalono
�wieczki, a Andrew us�ugiwa� przy stole, podaj�c wykwintny obiad, na kt�rego
planowaniu sp�dzili z Pani� ca�e godziny. Wkr�tce Miss otrzyma�a prezenty i
natychmiast je otworzy�a. Najwidoczniej, pomy�la� Andrew, nowe przedmioty
ofiaro-wywane przez innych s� najwa�niejszym momentem urodzinowych
obchod�w.Obserwowa� wszystko uwa�nie, niewiele jednak z tego rozumia�. Wiedzia�,
�e ludzie przywi�zuj� ogromn� wag� do posiadania r�nych przedmiot�w, zw�aszcza
tych, kt�-re nale�a�y tylko do nich, ale trudno by�o zrozumie�, jak� dok�adnie
przedstawia�y dla nich warto��.Ma�a Miss, kt�ra nauczy�a si� czyta� zaledwie rok
lub dwa lata temu, wr�czy�a swej siostrze ksi��k�. Nie kaset�, nie infodysk, ani
te� holosze�cian, ale prawdziw� ksi��k� z ok�adk� i zszywanymi kartkami. Ma�a
Miss przepada�a za ksi��kami. Miss r�wnie�, szczeg�lnie za poezj�, kt�ra by�a
form� zapisywania rzeczy za pomoc� zagadkowych fraz u�o�onych w nier�wne linie.
Andrew uwa�a� to zjawisko za wielce tajemnicze.� Och, cudownie! � krzykn�a
Miss, rozpakowuj�c wr�czon� jej ksi��k�. � To Rubaiyat Omara Khayama! Zawsze
chcia�am to mie�! Sk�d wiedzia�a�, �e co� takiego w og�le istnieje? Kto ci o tym
powiedzia�, Amando?� Czyta�am o tym � odpar�a Ma�a Miss, zerkaj�c lekko w bok
speszonym wzro-kiem. � My�lisz, �e o niczym nie wiem tylko dlatego, �e jestem
pi�� lat m�odsza od cie-
2223bie. Ale co� ci powiem, Melisso...� Dziewcz�ta, dziewcz�ta � powiedzia� Sir
ostrzegawczo. � Nie k���my si� przy urodzinowym obiedzie!Nast�pny prezent, kt�ry
otworzy�a Miss, by� od matki: przepi�kny kaszmirowy swe-ter, bia�y i puszysty.
Dziewczynka by�a tak podekscytowana, �e w�o�y�a go zaraz na to, co mia�a na
sobie.A potem otworzy�a ma�� paczuszk�, kt�ra by�a prezentem od ojca, i
westchn�a g��-boko. Sir kupi� jej wspania�y wisiorek z r�owej ko�ci s�oniowej,
przyozdobiony zawi�y-mi wzorami. Zdobienia by�y tak delikatne, misterne i
pi�kne, �e nawet Andrew przygl�-da� si� im uwa�nie swym doskona�ym wzrokiem,
�ledz�c z zainteresowaniem ��obienia i linie, kt�re splata�y si� wzajemnie. Miss
by�a zachwycona. Ostro�nie podnios�a wisio-rek za cienki z�oty �a�cuszek i
prze�o�y�a go przez g�ow�. Poprawia�a go d�ugo z wielk� staranno�ci�, a� w ko�cu
znalaz� si� dok�adnie na �rodku jej nowego sweterka.� Wszystkiego najlepszego z
okazji urodzin, Melisso � powiedzia� Sir. Zaraz te� do��czy�a do niego Pani, a
potem Ma�a Miss i wszyscy za�piewali urodzinow� piosen-k�. Pani zaintonowa�a j�
raz jeszcze i kiwn�a zach�caj�co na Andrew, kt�ry do��czy� do pozosta�ych.Przez
moment zastanawia� si�, czy r�wnie� powinien wr�czy� Melissie jaki� prezent.
Nie, pomy�la�, ona nie sprawia wra�enia, �e tego oczekuje. Dlaczego mia�by to
zrobi�? Nie by� przecie� cz�onkiem rodziny. By� cz�ci� wyposa�enia gospodarstwa
domowego. Dawanie urodzinowych prezent�w by�o wy��cznie ludzk� domen�.Obiad by�
wspania�y. Tylko jeden cie� k�ad� si� na tej pi�knej uroczysto�ci, a to za
spraw� Ma�ej Miss, kt�ra wyra�nie zazdro�ci�a swej siostrze cudownego
wisiorka.Oczywi�cie dziewczynka stara�a si� to ukry� za wszelk� cen�. Przecie�
by� to w ko�-cu urodzinowy obiad jej starszej siostry i nie chcia�a go popsu�.
Ale w trakcie uroczy-sto�ci Ma�a Miss rzuca�a ukradkowe spojrzenia na wisiorek,
kt�ry rzuca� ze sweterka ciep�e, r�owoz�ote b�yski. Andrew nie mia�
w�tpliwo�ci, �e Ma�a Miss jest w tej chwi-li bardzo nieszcz�liwa.Bardzo chcia�
zrobi� co�, co mog�oby j� pocieszy�. Ale ca�a ta kwestia urodzin, pre-zent�w,
si�str, zazdro�ci i innych tego typu ludzkich spraw � wszystko to wykracza-�o
poza jego mo�liwo�ci pojmowania. By� doskona�ym robotem w zakresie, w jakim go
zaprojektowano, a jego tw�rcy nie uznali widocznie za stosowne, by da� mu
mo�liwo�� zrozumienia, dlaczego pewna ma�a dziewczynka mog�aby czu� si�
rozdra�niona z po-wodu pi�knego przedmiotu, kt�ry podarowano innej ma�ej
dziewczynce z okazji uro-dzin.Jednak mniej wi�cej dwa dni p�niej Ma�a Miss
przysz�a do Andrew i zapyta�a:� Mog� z tob� porozmawia�, Andrew?� Oczywi�cie, �e
mo�esz.
2425� Podoba� ci si� wisiorek, kt�ry tatu� podarowa� Melissie?� Zdaje si�, �e
jest pi�kny.� Bo jest pi�kny. To najwspanialsza rzecz, jak� kiedykolwiek
widzia�am.� Tak, jest do�� �adny � powiedzia� Andrew. � Jestem pewien, �e Sir
podaruje ci na urodziny co� r�wnie pi�knego.� Moje urodziny s� za trzy miesi�ce
� odpar�a Ma�a Miss tonem tak smutnym, jak-by od tego momentu dzieli�a j� ca�a
wieczno��.Andrew czeka�, nic nie m�wi�c, niepewny, dok�d ta rozmowa ma
prowadzi�.A potem Ma�a Miss posz�a do sza.i, w kt�rej schowa�a przyniesiony z
pla�y kawa-�ek drewna, i wr�czy�a go Andrew.� Czy zrobisz dla mnie wisiorek? Z
tego?� Drewniany wisiorek?� C�, nie mam pod r�k� ko�ci s�oniowej. Ale to pi�kne
drewno. Umiesz rze�bi�, prawda? A przynajmniej m�g�by� si� nauczy�, jak
przypuszczam.� Jestem pewien, �e moje techniczne umiej�tno�ci sprostaj� temu
zadaniu. Ale b�d� potrzebowa� narz�dzi i...� Prosz� bardzo � rzek�a Ma�a
Miss.Wzi�a z kuchni ma�y no�yk i poda�a go ostro�nie, jakby wr�cza�a mu ca�y
zestaw chirurgicznych skalpeli.� To powinno wystarczy�. Wierz� w ciebie,
Andrew.A potem uj�a jego metalow� d�o� w sw� ma�� r�czk� i u�cisn�a j�.Tej
nocy, w zaciszu pokoju, gdzie zazwyczaj przebywa� po wype�nieniu obowi�zk�w
domowych, przez niemal kwadrans Andrew studiowa� z uwag� kawa�ek wyrzuconego
przez morze drewna, analizowa� jego struktur�, g�sto��, za�amania i krzywizny.
Zbada� tak�e n�, pr�buj�c go na kawa�ku drewna, kt�ry znalaz� w ogrodzie. A
potem zasta-nawia� si� nad rozmiarem wisiorka, kt�ry pasowa�by do wzrostu
dziewczynki; na razie by�a bardzo ma�a, ale z pewno�ci� taka nie pozostanie.W
ko�cu odci�� kawa�ek drewna. By�o bardzo twarde, ale si�a fizyczna Andrew by�a
i�cie robocia. Jedyn� w�tpliwo�� stanowi� n�: Andrew nie by� pewien, czy
wytrzyma ca�e to przedsi�wzi�cie. Wytrzyma�.Przyjrza� si� uwa�nie odci�temu
kawa�kowi. Trzyma� go przed sob�, obraca� na wszystkie strony, wodzi� palcami po
jego powierzchni. Potem zamkn�� oczy i wyobrazi� sobie, jak wygl�da�by ten
kawa�ek, gdyby obci�� jeszcze troch� z tej strony, troch� z tam-tej, �ci�� tutaj
i jeszcze tam...Tak, dobrze...I zacz�� swoj� prac�.Nie zaj�o mu to zbyt wiele
czasu. Samo rze�bienie trwa�o kr�tko, gdy� mia� ju� wszystko u�o�one w umy�le.
Jego mechaniczna koordynacja ruch�w z �atwo�ci� podo-
2425�a�a temu wymy�lnemu zadaniu, wzrok mia� doskona�y, a drewno lekko poddawa�o
si� obr�bce takiej, jak� sobie umy�li�.Lecz gdy sko�czy�, by�