4671
Szczegóły |
Tytuł |
4671 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4671 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4671 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4671 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Armstrong
Sathmo
Rozdzia� I
Kiedy przyszed�em na �wiat w 1900 roku, m�j ojciec
Willie Armstrong i matka May Ann lub jak j�
nazywano - Mayann mieszkali na ma�ej uliczce
o nazwie James Alley w przeludnionej dzielnicy No-
wego Orleanu zwanej Back o'Town. Dzielnica ta jest
jedn� z czterech wielkich cz�ci miasta, pozosta�e to
Uptown, Downtown i Front o'Town. Ka�da z tych
dzielnic ma sw�j specyficzny koloryt.
James Alley - a nie Jane Alley, jak j� niekt�rzy
nazywaj� - znajdowa�a si� w samym sercu Battle-
fieldu nazywanego tak, bo mieszka�o tam mn�stwo
awanturnik�w, dla kt�rych b�jki, a nawet strzelani-
na by�y chlebem powszednim. W domach tej kr�t-
kiej uliczki, wci�ni�tej pomi�dzy dwie przecznice-
Gravier Street i Perdido Street, st�oczonych by�o
tyle ludzi, �e a� trudno to sobie wyobrazi�. Obok
ludzi bogobojnych mieszkali tu szulerzy, kanciarze,
drobni alfonsi, z�odzieje i prostytutki, by�o te� za-
trz�sienie dzieci. Wok� licznych bar�w, szynk�w
i spelunek kr��y�y kobiety lekkich obyczaj�w, wa-
bi�c klient�w do swoich klitek.
Mayann opowiada�a mi, �e tej nocy, kiedy si�
urodzi�em, na naszej ulicy by�a wielka strzelanina,
w czasie kt�rej dw�ch facet�w pozabija�o si� nawza-
jem. By�o to Czwartego Lipca - �wi�to to obcho-
dzone jest w Nowym Orleanie bardzo uroczy�cie-
a w taki dzie� wszystko jest mo�liwe. Prawie wszy-
scy strzelaj� vtedy na wiwat z pistolet�w, rewolwe-
r�w oraz ze wszystkiego, co tylko nadaje si� do
strzelania.
W tym czasie moi rodzice mieszkali razem z moj�
babk� Josephine Armstrong (�wie�, Panie, nad jej
dusz�), ale nie pozostali z ni� d�ugo. K��cili si� z so-
b� bez przerwy, a� w ko�cu - sta�o si�. Matka wy-
prowadzi�a si�, zostawiaj�c mnie u babki, a ojciec
odszed� w swoj� stron�, aby �y� z inn� kobiet�.
Matka zamieszka�a na rogu Liberty Street i Perdido
Street, w okolicy pe�nej tanich prostytutek, kt�rych
zarobki nie umywa�y si� do dochod�w ich kole�anek
po fachu ze Storyville - s�ynnej dzielnicy "czerwo-
nych �wiate�". Trudno mi powiedzie�, czy matka
mia�a z nimi co� wsp�lnego; je�li tak, to musia�a to
dobrze przede mn� ukrywa�. Jedno jest pewne:
wszyscy - od ludzi najbardziej bogobojnych po naj-
gorszych �obuz�w - odnosili si� do niej z najwi�k-
szym szacunkiem. A ona zawsze serdecznie wszy-
stkich pozdrawia�a i patrzy�a ludziom prosto w oczy.
Nigdy te� nikomu nie zazdro�ci�a. Wydaje mi si�, �e
te cechy po niej odziedziczy�em.
Kiedy mia�em rok, ojciec zacz�� pracowa� w fa-
bryce terpentyny, znajduj�cej si� do�� daleko od
James Alley, i pozosta� tam a� do swojej �mierci
w 1933 roku. By� w tej fabryce tak d�ugo, �e sta� si�
jej nieod��czn� cz�ci�, i zdoby� sobie w ko�cu tak�
pozycj�, �e sam m�g� przyjmowa� i zwalnia� z pracy
kolorowych robotnik�w, kt�rymi kierowa�. Od kiedy
rodzice si� rozeszli, nie widzia�em go a� do czasu,
kiedy by�em ju� ca�kiem du�y. D�ugo nie widzia�em
si� r�wnie� z Mayann.
Babka pos�a�a mnie do szko�y. Zarabia�a praniem
i prasowaniem. Kiedy pomaga�em jej odnosi� upra-
n� bielizn� do dom�w bia�ych klient�w, dawa�a mi
pi�ciocent�wk�. Ale� si� wtedy czu�em bogaty! W dni
wolne od nauki babka bra�a mnie ze sob� do dom�w
bia�ych, gdzie sprz�ta�a i pra�a. W czasie gdy ona
pracowa�a, ja bawi�em si� na podw�rku z bia�ymi
ch�opcami. Ile razy bawili�my si� w chowanego, za-
wsze ja by�em tym, kt�ry si� chowa�, i zawsze ci
sprytni biali ch�opcy mnie znajdywali. Nie mog�em
si� z tym w �aden spos�b pogodzi�. Dlatego ci�gle -
czy by�em w domu, czy w szkole - marzy�em tyl-
ko o jednym: �eby babcia jak najszybciej zn�w posz�a
pra� i �ebym m�g� znale�� takie miejsce, gdzie �a-
den z nich mnie nie znajdzie.
Kiedy� w gor�cy letni dzie� bawi�em si� w naj-
lepsze z tymi bia�ymi ch�opcami. Ja, oczywi�cie, cho-
wa�em si�. W�a�nie biega�em po r�nych zakamar-
kach, kombinuj�c gor�czkowo, gdzie by si� tu ukry�,
gdy nagle zobaczy�em babci� schylon� nad bali�
i pior�c� zawzi�cie. Jej szeroka lu�na sp�dnica z roz-
ci�ciem wyda�a mi si� �wietn� kryj�wk�. B�yska-
wicznie rzuci�em si� do niej i da�em nura pod sp�d-
nic�, zanim ch�opcy zd��yli mnie zobaczy�.Przez
d�u�szy czas s�ysza�em, jak biegali tam i z powrotem,
pytaj�c:
- Gdzie� on si� podzia�?
Kiedy chcieli ju� zrezygnowa� z szukania, wysta-
wi�em g�ow� spod sp�dnicy i zawo�a�em:
- A kuku!
. - A, jeste�! Znale�li�myci�! - wykrzykn�li
ch�opcy.
- wcale nie - powiedzia�em. - Nigdyby�cie
- mnie nie znale�li, gdybym nje wystawi� g�owy.
Od najm�odszych lat zawsze bardzo kocha�em bab-
k�. Ona to reszt� swego �ycia po�wi�ci�a wychowy-
waniu mnie i nauczaniu, jak odr�nia� dobro od z�a.
' Kiedy tylko zrobi�em co�, co jej zdaniem zas�ugiwa-
�o na lanie, kaza�a mi przynosi� r�zg� z du�ego sta-
' rego drzeva rosn�cego na podw�rzu.
- Jeste� niedobry ch�opak!Czekaj, zaraz dosta-
niesz w sk�r�!
Ze �zami w oczach szed�em do drzewa i wraca�em
z najmniejsz� ga��zk�, jak� tylko mog�em znale��.
' Przewa�nie ko�czy�o si� na �miechu i babka dawa�a
mi spok�j. Czasem jednak, gdy by�a naprawd� z�a,
spuszcza�a mi lanie za wszystkie przewinienia z ostat-
nich tygodni. Mayann musia�a odziedziczy� po babce
ten system, bo kiedy z ni� p�niej zamieszka�em,
traktowa�a mnie w ten sam spos�b.
Bardzo dobrze pami�tam r�wnie� moj� prababk�,
kt�ra �y�a przesz�o dziewi��dziesi�t lat. Chyba po
niej odziedziczy�em swoj� energi�. Dzi�, maj�c pi��-
dziesi�t cztery lata, czuj� si� jak ch�opak, kt�ry do-
piero co sko�czy� szko�� i rwie si� do �ycia z tr�bk�
w r�ku.
Wtedy jednak nie potrafi�bym odr�ni� tr�bki od
grzebienia. Chodzi�em regularnie do ko�cio�a, bo
babka i prababka by�y kobietami religijnymi, opr�cz
tego posy�a�y mnie one do szko�y i szk�ki niedziel-
nej. W ko�ciele i w szk�ce niedzielnej du�o �pie-
wa�em - my�l�, �e stamt�d wynios�em swoje umie-
j�tno�ci wokalne.
Uczestniczy�em we wszystkim, co si� dzia�o w szko-
le. Lubili mnie i uczniowie, i nauczyciele, ale nigdy
nie chcia�em by� pupilkiem. Od najm�odszych lat
zawsze by�em sumienny we wszystkim, co robi�em.
W ko�ciele wk�ada�em serce w ka�d� pie��, kt�r�
�piewa�em. Do dzisiaj jestem g��boko wierz�cy i cho-
dz� do ko�cio�a, kiedy tylko mam okazj�.
Po dw�ch latach ojciec zostawi� kobiet�, z kt�r�
mieszka�, i wr�ci� do Mayann. Rezultatem by�a moja
siostra Beatrice, kt�r� potem przezwano "Mama Lu-
cy". Kiedy si� urodzi�a, mieszka�em jeszcze u babki
i zobaczy�em j� dopiero maj�c pi�� lat.
Pewnego lata by�a okropna susza. Nie pada�o od
miesi�cy i w okolicy nie by�o kropli wody. W tych
czasach na podw�rkach trzymano du�e zbiorniki do
�apania deszcz�wki. Kiedy w zbiornikach by�a woda,
nie brak�o jej dla nikogo, kto jej potrzebowa�. Wte-
dy jednak zbiorniki by�y puste i wszyscy mieszka�cy
James Alley latali za wod� jak op�tani. Tym, co nas
uratowa�o, by�y stajnie aresztu miejskiego, kt�re
mie�ci�y si� na rogu James Alley i Gravier Street.
By�o tam du�o wody i wo�nice pozwalali nam prze-
tacza� beczki po piwie i nape�nia� je.
Stajnie by�y otoczone wielkim czworobokiem po-
mieszcze� aresztu. Trzymano tam skazanych na
trzydzie�ci dni do sze�ciu miesi�cy. Wi�ni�w wo�o-
no wielkimi wozami do pracy przy sprz�taniu miej-
skich plac�w. Tym, kt�rzy wykonywali t� prac�,
zmniejszano wyrok z trzydziestu do dziewi�tnastu
dni. W tych czasach w Nowym Orleanie by�o wiele
du�ych �adnych koni, kt�re zaprz�gano do policyj-
nych woz�w. Lubi�em im si� przygl�da� i marzy�em,
�e kiedy� wsi�d� na kt�rego� z nich, a� wreszcie ma-
rzenie moje si� spe�ni�o. Ach, co to by�a za frajda'
Pewnego razu, kiedy wraz z s�siadami z James
Alley poszed�em po wod�, przysz�a do babki jedna
znajoma Mayann, �eby jej powiedzie�, �e matka jest
bardzo chora i �e znowu si� rozesz�a z ojcem. Matka
nie wiedzia�a, gdzie jest ojciec i czy do niej wr�ci.
Zostawi� j� sam� z ma�ym dzieckiem - moj� sio-
str� Beatrice (p�niej Mama Lucy), bez �adnej opie-
ki. Kobieta zapyta�a babk�, czy pozwoli�aby mi za-
mieszka� u matki i pomaga� jej. Babka, kt�ra by�a
bardzo dobra, od razu zgodzi�a si� na to. Ze �zami
w oczach zacz�a mnie ubiera� do drogi.
- Naprawd� ci�ko mi puszcza� ci� od siebie-
powiedzia�a. - Bardzo si� do ciebie przyzwyczai�am.
- I mnie �al, babciu, �e odchodz� - odpowie-
dzia�em ze �ci�ni�tym gard�em, - Ale na pewno
nied�ugo wr�c�. Bardzo ci� kocham, babciu. By�a�
dla mnie taka dobra i mi�a i nauczy�a� mnie wszy-
stkiego: jak dba� o siebie, my� si�, czy�ci� z�by, ubie-
ra� si� i rozbiera�, i jak si� odnosi� do starszych.
Poklepa�a mnie po plecach, otar�a oczy sobie, a po-
tem mnie. Na koniec popchn�a mnie lekko �okciem
w stron� drzwi. Nie wiedzieli�my oboje, kiedy wr�c�.
Ale moja matka by�a chora i babka uwa�a�a, �e po-
winienem by� przy niej.
Kobieta wzi�a mnie za r�k� i wolno wyszli�my
z mieszkania babki. Kiedy znalaz�em si� na ulicy,
nagle wybuchn��em p�aczem. A� do samego ko�ca
James Alley widzia�em babci� machaj�c� mi r�k�
na po�egnanie. Skr�cili�my za r�g, �eby doj�� do
przystanku tramwajowego na Tulane Avenue, i zna-
le�li�my si� przed aresztem. Stan��em pochlipuj�c,
gdy nagle kobieta gwa�townie obr�ci�a mnie twarz�
, stron� tego budynku.
- S�uchaj no, Louis! - powiedzia�a; - Jak nie
przestaniesz w tej chwili p�aka�, to zaprowadz� ci�
do tego wi�zienia. Trzymaj� tam z�ych ludzi. No, co?
Chyba nie chcesz i�� do nich?
- Och, nie, prosz� pani.
Przestraszony widokiem ogromnego budynku, po-
my�la�em sobie: "Chyba lepiej jednak przesta� p�a-
ka�. Nie znam tej kobiety - kto wie, mo�e napraw-
d� to zrobi?".
Natychmiast przesta�em p�aka�. Nadjecha� tram-
waj i wsiedli�my.
To by�o moje pierwsze do�wiadczenie z "Jimem
Growem". Mia�em dopiero pi�� lat i nigdy dot�d
nie jecha�em tramwajem. Wsiad�em pierwszy i po-
szed�em prosto na sam prz�d wagonu, nie zauwa-
�ywszy napis�w znajduj�cych si� po obu stronach na
ty�ach siedze�: TYLKO DLA KOLOROWYCH. My-
�l�c, �e kobieta idzie za mn�, usiad�em na jednym
z przednich siedze�. Ona jednak nie przysz�a i kie-
dy si� odwr�ci�em, �eby zobaczy�, co si� z ni� sta�o,
nie by�o jej wida�. Popatrzy�em wzd�u� ca�ego wozu
a� do ko�ca i wreszcie zobaczy�em, jak kiwa na mnie
z przestrachem.
- Chod� tu, ma�y! - krzykn�a. - Siadaj, gdzie
twoje miejsce!
Dos�ownie: "Kuba Kruk" - tytu� pie�ni czarnych minstreli
z ko�ca XIX wieku, kt�ry p�niej sta� si� symbolem dyskrymi-
nacji rasowej Murzyn�w w Stanach Zjednoczonych (przyp.t�um.).
My�la�em, �e m�wi tak, bo jest na mnie z�a, wi�c
pozosta�em przekornie na miejscu. Co mnie obchodzi,
gdzie ona siedzi! Ale gdzie� tam! Kobieta podesz�a
i szarpni�ciem �ci�gn�a mnie z siedzenia. Szybko po-
ci�gn�a mnie za r�k� i popchn�a na wolne miejsce
z ty�u wagonu. Wtedy zobaczy�em napisy na opar-
ciach miejsc: TYLKO DLA KOLOROWYCH.
- Co tu pisze? -- zapyta�em.
- Nie gadaj tyle! Sied� cicho, ty g�uptasie!
Z tymi napisami w nowoorlea�skich tramwajach
r�nie bywa�o. My, kolorowi, mieli�my nieraz sporo
uciechy, gdy wsiadali�my t�umnie do wagonu na te-
renach piknikowych albo na Canal Street w niedziel-
ny wiecz�r. By�o nas wtedy o wiele wi�cej ni� bia-
�ych, vi�c automatycznie zajmowali�my ca�y wagon,
siadaj�c tak daleko z przodu, jak si� nam podoba�o.
Przyjemnie by�o posiedzie� czasem na przodzie wa-
gonu. Czuli�my si� wtedy troch� wa�niejsi ni� zwy-
kle. Trudno powiedzie� dlaczego, mo�e po prostu
dlatego, �e nie wolno nam by�o tam siada�.
Kiedy tramwaj stan�� na rogu Tulane Avenue
i Liberty Street, kobieta powiedzia�a:
- No, Louis. Tutaj wysiadamy.
Wysiedli�my z tramwaju i spojrza�em wzd�u� Li-
berty Street. Jak okiem si�gn��, przesuwa�y si� po
niej w obie strony t�umy ludzi. Wyda�a mi si� po-
dobna do James Alley i pomy�la�em sobie, �e nie
brakowa�oby mi specjalnie tamtej ulicy, gdyby niE
babcia. Tak sobie my�la�em, kiedy szli�my do domu
gdzie mieszka�a Mayann- Mia�a jeden pok�j w ofi-
cynie i w nim musia�a gotowa�, pra�, prasowa� i pie-
l�gnowa� moj� ma�� siostrzyczk�. Moje pierwszE
wra�enie by�o tak silne, �e pami�tam je dot�d, jakby
to by�o wczoraj. Nie wiedzia�em, co o tym wszy-
stkim my�le�. Jedno, co wiedzia�em, to to, �e jestem
znowu z mam� i �e kocham j� r�wnie mocno jak
babci�. Patrzy�em na moj� biedn� matk�, kt�ra le-
�a�a chora, bardzo chora... Ogarn�o mnie dziiwne
uczucie i zachcia�o mi si� znowu p�aka�.
- Wi�c przyszed�e� do matki? - zapyta�a.
- Tak, mamo.
- Ba�am si�, �e babcia ci� nie pu�ci. Zdaj� sobie
spraw�, �e nie zrobi�am dla ciebie tyle, ile powin-
nam. Ale, synu, mama to nadrobi. �eby nie ten tw�j
niedobry ojciec, wszystko posz�oby lepiej. Robi�am,
co mog�am, ale zosta�am sama jedna z tym male�-
stwem. Ty, synu, jeste� jeszcze m�ody i ca�e �ycie
przed tob�. Zapami�taj to sobie: kiedy kto� jest cho-
ry, nikt mu nic nie da. Dlatego musisz dba� o swoje
zdrowie. To wa�niejsze ni� pieni�dze. Chc�, �eby� mi
przyrzek�, �e do ko�ca �ycia b�dziesz przynajmniej
raz w tygodniu bra� na przeczyszczenie. Przyrzekasz?
- Tak, mamo - powiedzia�em.
- Dobrze. Teraz podaj mi pigu�ki z g�rnej szu-
flady w komodzie. S� w pude�ku z napisem "Dra-
�etki w�glowe". Takie malutkie, czarne.
Wygl�da�y jak "Pigu�ki w�trobiane Cartera", tylko
�e by�y chyba trzykrotnie czarniejsze. Kiedy na �y-
czenie matki po�kn��em trzy takie pigu�ki, kobieta,
kt�ra mnie przywioz�a, powiedzia�a, �e musi ju� i��.
- No, to masz ju� swojego syna, a ja musz� vra-
ca� do domu i zrobi� mojemu staremu kolacj�.
Kiedy vysz�a, zapyta�em mam�, czy ma co� dla
mnie do zrobienia.
- Tak - powiedzia�a. - Pod chodnikiem na po-
d�odze le�y pi��dziesi�t cent�w. We� je, id� do Zat-
termanna na Rampart Street, kup kawa�ek mi�sa,
funt czerwonej fasoli i funt ry�u. Potem zajd� do
piekarni Stahle'a i kup dwa bochenki chleba za pi��
cent�w. I wracaj szybko, synku.
To by�a moja pierwsza wyprawa do miasta bez
opieki babci i dumny by�em, �e matka pos�a�a mnie
samego a� na Rampart Street. By�em zdecydowany
wype�ni� dok�adnie jej polecenia.
Kiedy wyszed�em z podw�rka na ulic�, zobaczy-
�em kilku obszarpanych, zasmarkanych ch�opak�w
stoj�cych na chodniku. Powiedzia�em im grzeczniE
"
cze��".
Jak by nie by�o, urodzi�em si� na James Alley
w do�� podejrzanej okolicy i styka�em si� ju� z r�-
nymi facetami. Ale tamtejsi ch�opcy nauczeni byli:
przyzwoicie zachowywa� si� i w�a�ciwie odnosi� si�
do ludzi. Wszyscy m�wili "dzie� dobry" lub "dobry
wiecz�r", modlili si� przed jedzeniem i odmawiali
wieczorny pacierz. My�la�em oczywi�cie, �e wsz�dziE
ch�opcy s� tak wychowani.
Kiedy zauwa�yli, jak czysto i porz�dnie by�en
ubrany, otoczyli mnie woko�o.
- Ej, ty! Jeste� maminsynek? - zapyta� jeden z
z ch�opak�w.
- Maminsynek? Co to znaczy? - zapyta�em.
- Co? W�a�nie to, co ty jeste�. Maminsynek!
- Nie rozumiem. O co ci chodzi?
Gro�ny dryblas, kt�rego nazywali Jednooki Bud
zbli�y� si� do mnie i obejrza� moje bia�e ubranko.
w stylu Lorda Fauntleroya z ko�nierzykiem "Bu-
ster Brown'.
- Wi�c nie rozumiesz, co? A, to bardzo �le!
Nabra� w gar�� b�ota i rzuci� je na moje bia�e
ubranko, kt�re tak lubi�em, jedno z dw�ch, jakie
w og�le posiada�em. Brudni, umorusani ch�opcy
�miali si�, kiedy sta�em tak obryzgany b�otem, nie
bardzo wiedz�c, co robi�. By�em m�ody i niedo-
�wiadczony, ale zdawa�em sobie spraw�, �e szanse
s� nier�wne i �e gdybym rozpocz�� b�jk�, porz�dnie
bym oberwa�.
- No, co, maminsynku! Nie podoba ci si�? - za-
pyta� Jednooki Bud.
- Nie, nie podoba mi si�! - odpowiedzia�em.
I zanim zd��y�em pomy�le�, co robi�, zanim kt�
ry� z nich zd��y�by zareagowa�, skoczy�em na tego
�obuza i uderzy�em go prosto w twarz. Ze strachu
uderzy�em go tak mocno, �e rozkrwawi�em mu nos
i wargi. Jego koledzy byli tak zaskoczeni moim czy-
nem, �e momentalnie dali nog�, a .jednooki Bud
wraz z nimi. By�em zbyt oszo�omiony, aby ich goni�,
a zreszt� nie mia�em na to ochoty.
Ba�em si�, �e Mayann mog�a us�ysze� ca�e zamie-
szanie i zaszkodzi sobie wstawaniem z ��ka. Na
szcz�cie nic nie s�ysza�a, wi�c poszed�em po spra-
wunki.
Kiedy wr�ci�em, pok�j matki pe�en by� go�cii by�
to t�um kuzyn�w, kt�rych w og�le nie zna�em. Isaac
Miles, Aaron Miles, Jerry Miles, Willie Miles, Louisa
Miles, Sarah Ann Miles, Flora Miles (kt�ra by�a wte-
dy jeszcze bardzo malutka) i wujek Ike Miles-
wszyscy czekali, �eby zobaczy� swego nowego kuzy-
na, jak o mnie m�wili.
- Louis - powiedzia�a matka - musisz pozna�
cz�onk�w naszej rodziny.
"Ojejku" - pomy�la�em - "to ci wszyscy ludzie
s� moimi kuzynami?".
Ojcem tych wszystkich dzieci by� wujek Ike Miles.
�ona mu umar�a i zostawi�a je na jego opiece i utrzy-
maniu. Trzeba powiedzie�, �e dobrze si� z tego vy-
wi�zywa�. Pracowa� na przystani przy wy�adunku
statk�w. Nie by�a to regularna praca i nie zarabia�
na niej zbyt wiele, ale jego dzieci mia�y zazwyczaj
co je�� i nosi�y czyste koszule. Mieszka� razem z ni-
mi, w jednym pokoju, gdzie jako� potrafi� je wszy-
stkie upcha�. Tyle, ile si� zmie�ci�o, spa�o w ��ku,
a reszta na pod�odze. Poczciwy wujek Ike. Gdyby
nie on, nie wiem, co by by�o ze mn� i z Mam� Lucy,
bo kiedy Mayann nieraz potem ponios�o na miasto,
potrafi�a nie wraca� przez szereg dni. W takich wy-
padkach zawsze podrzuca�a nas wujkowi Ike'owi.
W jego pokoju spa�em mi�dzy Aaronem i Isaakiem,
a Mama Lucy mi�dzy Flor� i Louis�. Dzieci wujka
by�y za leniwe, �eby zmywa� talerze, wi�c jedli�my
z blaszanych naczy�, kt�re przynosi� wujek Ike.
Wszystkie talerze dzieci pot�uk�y, �eby nie trzeba
by�o ich zmywa�. Wujek Ike mia� z nimi naprawd�
ci�kie �ycie. By�y to chyba najgorsze dzieciaki, ja-
kie zna�em, ale mimo to jako� razem dawali�my so-
bie rad�.
Jak ju� m�wi�em, matka zawsze poucza�a mnie
i Mam� Lucy o cudownym dzia�aniu �rodk�w prze-
czyszczaj�cych.
- Ma�e przeczyszczenie raz lub dwa razy na ty-
dzie� - mawia�a - usunie wszelkie dolegliwo�ci
i zarazki, kt�re nie wiadomo sk�d bior� si� w �o-
��dku. Nie sta� nas na jakiego� lekarza za pi��dzie-
si�t cent�w czy dolara.
Za te pieni�dze gotowa�a gary czerwonej fasoli
z ry�em, a system przeczyszczaj�cy chroni� nas od
chor�b. Jak wszystkie dzieci w tej cz�ci Nowego
Orleanu chodzili�my w�a�ciwie ca�y czas boso, wi�c
od czasu do czasu wbija� si� nam w nog� jaki�
gw�d�, drzazga czy szk�o. Ale byli�my m�odzi, zdro-
wi i odporni jak diabli, wi�c takie drobiazgi jak
szcz�ko�cisk szybko nam przechodzi�y.
Matka wraz z s�siadkami sz�a wtedy na tory ko-
lejowe, sk�d przynosi�a koszyki dzikiej rze�uchy. Go-
towa�a j� tak d�ugo. a� robi�a si� papkowata, i ok�a-
da�a ni� skaleczenie. Bywa�o, �e po dw�ch, trzech go-
dzinach takiej kuracji wyskakiwali�my z ��ek i bie-
gali po ulicy jak gdyby nigdy nic.
"G�upi ma zawsze szcz�cie"' - m�wi stare przy-
s�owie. A� strach pomy�le�, jakie niebezpiecze�stwa
czyha�y na nas na ka�dym kroku. W naszej okolicy
ci�gle burzono stare domy i budowano nowe i wsz�-
dzie pe�no by�o zardzewia�ych puszek, gwo�dzi, de-
sek, pot�uczonych butelek i szyb. Lubili�my si� ba-
wi� w tych domach, a najbardziej ulubion� zabaw�
by�a "wojna", o kt�rej tyle by�o wtedy w kinach.
Oczywi�cie, niewiele o wojnie wiedzieli�my, ale mi-
mo to wybierali�my spo�r�d siebie oficer�w r�nej
rangi. Jednooki Bud mianowa� si� "genera�em
armii", a mnie wyznaczy� na "szefa intendentury.
Kiedy go zapyta�em, co mam robi�, powiedzia�, �e
jak kto� zostanie ranny, to ja mam i�� na pole bitwy
i �ci�gn�� go.
Pewnego dnia, kiedy taszczy�em "rannego" koleg�
z pola, oderwa� si� kawa�ek dach�wki i wyl�dowa�
na mojej g�owie. Uderzenie by�o tak silne, �e straci-
�em przytomno�� i pod wp�ywem szoku dosta�em
szcz�ko�cisku. Gdy odstawiono mnie do domu, May-
ann i Mama Lucy zwija�y si� jak w ukropie, zapa-
rzaj�c r�ne zio�a i korzenie, kt�rymi ok�ada�y mi
g�ow�. Potem da�y mi szklank� "Wody Pluto" i po-
�o�y�y do ��ka. Wypoci�em si� zdrowo przez ca��
noc, a rano jak gdyby nigdy nic poszed�em do
szko�y.