462

Szczegóły
Tytuł 462
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

462 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 462 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

462 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Nie mo�na inaczej" autor: Hubert H. Wo�oszyn * * * Wied�min starannie wyg�adzi� kurtk�, za pas wetkn�� r�kawice nabijane srebrnymi �wiekami a przez plecy przewiesi� sihill w pochwie z laki, kt�ry s�u�y� mu dobrze przez tak wiele lat. Z kom�dki wyj�� kawa�ek czarnego jedwabiu, rozwin�� go ostro�nie, by nie pognie�� zawarto�ci. W �rodku by� malutki bukiecik zasuszonych fio�k�w. Rzuci� je na pos�anie, na przetarty atlas i z�otog��w, na sk�r� nied�wiedzia, wylenia�� nieco, lecz nadal ciep��, puszyst�, na poduszki obszyte gronostajami i adamaszkiem. Kwiaty rozsypa�y si� dooko�a Niej, kruche, delikatne. Tak do Niej nie pasuj�ce kiedy� i teraz. Odk�d Jask�ka odesz�a przez Tor Zireael zabieraj�c ze sob� Moc nic nie by�o takie jak przedtem. Ksi�niczka Cirilla, Dziecko Przeznaczenia, genetyczna krzy��wka, Szczurzyca Falka. Wieloma j� zwano imionami, lecz dla niego zawsze by�a Ciri, jego c�rk�. C�rka, kt�r� tak bardzo odmieni�a ca�y �wiat. Tak bardzo odmieni�a �ycie jego i Yen. Mia� przed oczami obraz czarodziejki, kiedy zda�a sobie spraw�, ze ju� nigdy nie u�yje Mocy, nie rzuci zakl�cia, �e jej inwokacje pozostan� bez odzewu. Nawet wtedy nie zap�aka�a, cho� wiedzia� jak bardzo l�ka�a si� przysz�o�ci. Zwyczajno�ci. I �yli zwyczajni, oni, dla kt�rych dawniej tak niewiele rzeczy by�o niemo�liwych, kt�rych si� bano i podziwiano ze wzgl�du na ich niezwyk�o��. Ale mieli siebie, sw� mi�o��, dotyk ust, mu�ni�cia, s�owa, spojrzenia kt�re nigdy zwykle nie by�y. Nigdy. Niestety, ostatnio by�o coraz gorzej. Dziesi�tki lat przez kt�re oszukiwali Czas m�ci�y si� teraz. Bole�nie odzywa�y si� stare rany, po�amane ko�ci nieomylnie przepowiada�y pogod� a dr�enia r�k nie spos�b by�o ukry�. Nie spos�b by�o r�wnie� ukry� czerwonych plam na chusteczce, kt�r� Yen tak cz�sto trzyma�a przy ustach. Tego ranka wszystko si� sko�czy�o. Znalaz� j� zimn� i martw�. Obok le�a�a kartka z jednym zdaniem, skre�lonym kszta�tnymi, spokojnymi runami. "Wybacz, ale nie mog� inaczej." Pierwszy raz targn�a si� na �ycie jako dziecko, niechciane, zrozpaczone, wyszydzane. Odratowano ja. Teraz nie by�o na to szans. Geralt wiedzia�, ze mia�a racje. Nie mo�na inaczej, ju� nie. Wyszed� przed dom. Wiatr �wista� w koronach jab�oni i moreli, rozwiewa� w�osy, kr�ci� li��mi w ogrodzie. Sz�a jesie�. Poklepa� konie po pyskach, otworzy� ogrodzenie. Sta�y zdziwione, nie rozumiej�ce dlaczego ten siwow�osy, tak cz�sto daj�cy im marchewk�, owies i suchy chleb, ka�e im odej��. Dlaczego z�o�ci si� na nie i wyrzuca, chocia� nic z�ego nie zrobi�y. Posz�y wreszcie, poganiane poklepywaniem po zadach i przeczuciem ka��cym znale�� si� jak najdalej. Plotka ostatnia, obr�ci�a si�, zar�a�a cicho, spojrza�a na Geralta, ale ten sta� nieruchomy. Tr�ci�a go pyskiem, przejecha�a j�zykiem po w�osach. Wied�min uderzy� j� lekko w chrapy. - Id�, P�otka, tak trzeba. Nie stara� si� by� finezyjny. Po prostu wzi�� bele siana i cisn�� na �rodek izby. Sam zbudowa� ten dom i ci�ko mu by�o si� z nim rozstawa�, ale przecie� musia� to zrobi�. Po prostu. Odgarn�� w�osy za uszy, dr��cymi, powykr�canymi r�kami zawi�za� sk�rzana opask�. Uderzy� krzesiwem raz, drugi, ale iskry nie by�o. U�miechn�� si� smutno. Do wspomnie�. Dawniej m�g�by. Z�o�y� palce w Znak Igni, odpali�. Ogie� buchn�� jasno, szybko ogarniaj�c stos. Zdziwiony potar� palce o kurtk�. Sw�dzia�y. Jak kiedy�. Dopiero teraz zauwa�y�, ze w d�oni kurczowo �ciska� obsydianow� gwiazd� Yen. Ju� nie pulsowa�a, zatopione w niej diamenciki nie porusza�y si�, nie mruga�y. Ponownie bez krzty finezji rozrzuci� siano po domu. Ogie� przeskakiwa� b�yskawicznie li��c coraz to nowe miejsca, nadgryzaj�c ksi��ki, ubrania, ci�kie zas�ony. Czeka� przed drzwiami. Krotka chwile. Zjawi�a si� nie wiadomo sk�d. Mia�a na sobie mi�kki kubraczek haftowany w fiolki. W Jej kwiaty. - Witaj ponownie, Wilku - powiedzia�a z u�miechem. - Pani - uk�oni� si� lekko Geralt, przyk�adaj�c pie�� do piersi rycerskim obyczajem. - Dawno si� nie widzieli�my. - Nie t�skni�em. - Ale� tak, Wilku - nadal si� u�miecha�a - T�sknili�cie oboje. Tak, Wilku, nie zapominaj ze spotka�am si� ju� kiedy� z Jank�. Jak�e si� zmieni�a od tamtego czasu. Dzi� sz�a z podniesiona g�ow�, z fioletowym ogniem w oczach, naprawd� by�am z niej dumna. Ale nie powtarzaj jej tego, przecie� mi nie wypada mi�� uczu�. Stali d�ugo w milczeniu, patrz�c jak ogie� trawi resztki chaty. Geralt odezwa� si� pierwszy. - Czy tym razem zechcesz wzi�� mnie za r�k�? - Wiesz przecie� wiedzminie, ze po to tu jestem. By trzyma� ci� za r�k� i by� nie by� sam. M�wi�am ci, pami�tasz? - Nie spos�b ci� zapomnie�, Pani - tym razem on si� u�miechn��. Zwa�ywszy na to, co mia�o si� sta� by� to u�miech wcale szczery. - Va'en, Gwynbleidd. N'ess a tearth - wyci�gn�a do niego d�o� - Esse creasa. - Wiem, wiem, ze tak trzeba - palce mia�a d�ugie, mi�kkie i zimne jak to �mier� - A i ba� si� ju� nie mam czego. Prowad�, Pani. I poszli razem przez ��k�, w mgle zimna i mokra, za towarzystwo maj�c ciemno��, krzyk i siebie. A ci, kt�rzy twierdza, ze dalej nie ma ju� nic myl� si� ogromnie. H. 10.02.1998. * * * Wszelkie podobie�stwo do postaci znanych nam wszystkim jest nieprzypadkowe, aczkolwiek zamys�em moim nie by�o �amanie prawa autorskiego.