4580
Szczegóły |
Tytuł |
4580 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4580 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4580 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4580 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dr Feliks Koneczny
Dzieje �l�zka
Uniwersytet Jagiello�ski
Krak�w
Luty 1896 roku.
I. Wst�p i og�lne pouczenie
W Imi� Bo�e zabieram si� do pracy, a�eby braciom �l�zakom opisa� przesz�o�� ich
ziemi, ciesz�c si�, �e ksi��ka ta przejdzie przez tysi�ce r�k uczciwych. Wysy�am j� do
pracowitego kraju, gdzie nikt nie wstydzi si� ci�kiej pracy w pocie czo�a, gdzie lud
niema zwyczaju marnowa� dnia, a co kto posiada, to ma z krwawicy swego znoju i
rozumnie a oszcz�dnie tego u�ywa. To �l�zk, kochany przez Polak�w, szanowany
przez uczciwych Niemc�w, to lud �l�zki, kt�ry ju� dawno podajemy za wz�r ludowi
ca�ej Polski, aby sobie zt�d bra� przyk�ad, jak w�asn� prac� i zas�ug� mo�na sw�j los i
kraju polepszy�. Wiemy my dobrze, �e polski �l�zk, to jakby wielkie mrowisko
pracowitego ludu; przecie� w tym kraju niema ani jednego k�cika, kt�ryby nie by�
sowicie zroszony poczciwym potem i to nie raz, ale setki i tysi�ce razy, od tylu ju�
wiek�w!
Ale nie tylko potem, jeszcze czem� innem ta ziemia zroszona i to obficie, nieraz a�
nadto obficie; krwi� swych rodak�w, serdeczn� krwi� przodk�w, kt�rzy sporo jej tu
przelali w obronie wiary i mowy ojczystej, dobrowolnie, a drugie tyle wytoczy�y im
r�ne zawieruchy wojenne, kt�re bez ich woli i bez winy, przelecia�y ponad krajem, jak
najgorszy wicher i niejedn� zrobi�y ruin�, kt�r� potem usilna praca naprawia� musia�a.
P�on�� nieraz t�p kraj �un� po�ar�w, a rzeki jego mia�y ju� nieraz czerwon� od krwi
wod�! Tak to ka�da ziemia, gdy na niej przez d�ugie czasy nar�d siedzi, ma swoje
historyczne wspomnienia, r�ne, radosne i bolesne, bo jak cz�owiek, tak te� kraj ca�y,
przechodzi przez zmienn� dol� i niedol�.
Opisa� te dobre i z�e losy, pociechy pracy i dopuszczenia Bo�e, jest zadaniem historyi
kraju. Czem bardziej ludno�� pewnej ziemi garn�a si� do pracy, czem lepiej spe�nia�a
swoje obowi�zki wzgl�dem Boga, ojczyzny, rodziny i bli�niego, tem chwalebniejsze
ma taka ziemia wspomnienia historyczne. Spisa� history�, to tak, jak zrobi� rachunek
sumienia z ca�ego �ycia, od samego pocz�tku, ale rachunek sumienia za ca�y kraj, za
wszystkie czasy i wszystkich ludzi, kt�rzy tu �yli, a kt�rych my jeste�my synami i
dziedzicami. Nie powstydzimy si� ojc�w naszych, zobaczymy, �e dzielni to byli ludzie!
W g�r� podni�s�szy g�ow�, �mia�o, g�o�no i hardo przyznamy si�, �e�my ko�� z ich
ko�ci i krew z ich krwi i pragniemy by� godnymi ich nast�pcami. Wiemy, �e ka�de
przecie� pokolenie d�wiga� musi jaki� ci�ar nieszcz��; ale kiedy poznamy, jak
przodkom naszym bywa�o nieraz o du�o gorzej, a jednak r�k nie opu�cili, natenczas
tem bardziej pokochamy ojczyzn� i jej history� i tylko chcie� b�dziemy, �eby�my w
przeciwno�ciach umieli bra� sobie przyk�ad ze s�awnych ojc�w naszych. Daj nam Bo�e
w nieszcz�ciach tyle si�, co im i tyle wiary, nadziei i mi�o�ci - bo tylko w ten spos�b
b�dziemy godni by� ich dziedzicami, my, kt�rzy dostali�my po nich spu�cizn� ich potu
i krwi. Pomnijmy te�, �e pierwszym naszym obowi�zkiem jest zostawi� te� po sobie
jaki dorobek naszym nast�pcom, potomnemu pokoleniu, a�eby kiedy� nie narzekano na
nas, �e�my polskie ojczyste dziedzictwo na �l�zku opu�cili, �e�my nie zachowali
skarb�w po ojcach, skarb�w duchowych wiary i j�zyka ojczystego.
Zaszczepi�a bo�a wola ten polski szczep na naszym kochanym �l�zku, a wi�c trzeba go
piel�gnowa�; dzisiaj ten szczep w naszym r�ku, jutro dzieci nasze strzedz go b�d� i
pilnowa�, a�eby wzrasta�. Staramy si� robi� dobrze, jak umiemy, a postaramy si�, aby
dzieci nasze umia�y t� polsk� robot� jeszcze lepiej od nas. P�ki si� da pracowa� ko�o
tego szczepu, wida� taka wola Opatrzno�ci, �eby si� pracowa�o, a oczywi�cie rze�ko i
sumiennie; jak b�dzie za du�o, sam Pan B�g ju� to sprawi, �eby znowu by�o mniej. Ale
my nie mo�emy wiedzie�, kiedy roboty tej koniec, bo to nie nale�y do ludzkiego
przejrzenia; my tylko mamy robi� i robi� wszystko, co w naszej mocy, a�eby zosta�o
drzewo polsko-�l�zkie, nad kt�rem nas B�g zrobi� ogrodnikami. A poczem b�dzie
pozna�, �e�my byli ogrodnikami zdatnymi a pracowitymi? Tylko po tem, �e drzewo
b�dzie coraz wy�sze i coraz bujniejsze! Je�eli za naszych czas�w opadnie mu kt�ra
ga���, b�dzie to znak naszego niedbalstwa, nasza wina przed sumieniem a ha�ba przed
history�.
Chcemy wi�c pozna�, jak tu przed nami pracowali i bronili polsko�ci, chcemy si�
dowiedzie�, jakiemi to cnotami sprawili, �e, chocia� seciny by�o przeszk�d i czasy jak
najgorsze, jednak polsko�� tutaj nie zgin�a i zosta�o tu jeszcze dla nas ziemi i chleba.
Otwieramy ksi�g� dziej�w, bo�my ciekawi, dla kogo te� najpierw Opatrzno�� chleb z
tej ziemi przeznaczy�a? Bo nam m�wi� cz�sto po niemiecku, �e my tutaj przyb��dy i
tylko z �aski cierpieni na komornem. Przepraszamy pan�w Niemc�w, �e te� i my czyta�
umiemy i zajrzymy sobie sami do historyi. Dawno to ju� trzeba by�o zrobi�, ale lepiej
cho� p�no, ni� nigdy; mo�emy si� zreszt� jeszcze poprawi� i dogoni� tych, kt�rzy si�
po niemiecku historyi �l�zkiej uczyli, a z bo�� pomoc�, mo�e ich te� jeszcze nawet
przegonimy. Nie brakuje nam do tego szczerej ch�ci, a zreszt�, ta historya �l�zkiej
ziemi taka jest ciekawa, �e pouczy� si� o niej, to mi�y i �atwy obowi�zek, to tylko p�
pracy g�ow�, a drugie p� przyjemnej zabawy. Zabawi� si� starzy, a m�odych tak
zawczasu do tej zabawy w czytaniu zaprawi�, �e za lat kilka nie b�dzie ju� na �l�zku
ani jednego takiego Polaka, kt�ryby si� Niemca dopiero potrzebowa� pyta� o history�
swego kraju.
Z przejrzenia bo�ego dzieli si� rodzaj ludzki na rasy i szczepy, a szczepy na narody.
Chi�czyk jest ��ty, Indyanin ameryka�ski ma sk�r� koloru brudnej miedzi, a Murzyn
ca�y czarny, bo ka�dy z nich do innej nale�y rasy. Ale i w�r�d tej samej rasy jakie�
r�nice! Jakto �atwo pozna� �yda; chocia� tak�e bia�y, a przecie� inaczej wygl�da;
chocia� on tej samej rasy, ale innego szczepu; jego szczep semicki, a nasz aryjski.
Za czas�w Starego jeszcze Testamentu, praojcowie nasi, Aryowie, siedzieli w Azyi.
Oni pierwsi zaj�li si� rolnictwem, oni pierwsi oswoili sobie po�yteczne zwierz�ta i
zrobili z nich domowe, a co najwa�niejsza, oni pierwsi zaprowadzili u siebie porz�dek
rodzinny, wsp�lne �ycie rodzic�w z dzie�mi i osobny dla ka�dej rodziny maj�tek, czyli
prawo w�asno�ci do tego, co w�asn� prac� rodzina sobie zyska. Nie si�a cia�a, bo s� rasy
i szczepy silniejsze, ale si�a moralna da�a im przewag� nad innemi: poszanowanie
w�asno�ci i cze�� czysto�ci rodzinnego ogniska; si�a moralna wyrobi�a w nich te
przymioty, kt�remi najbardziej wzrasta cz�owiek, wzmacniaj�c sobie charakter i rozum.
Rozumniejsi od innych, zdobyli sobie po wiekach panowanie �wiata, rozr�s�szy si� w
liczne narody.
Cz�� Ary�w przesiedli�a si� do Europy i tu dziel� si� oni dzisiaj na trzy dzia�y;
Roman�w, German�w i S�owian. Roma�skie narody s� te, kt�re podbite przez
staro�ytny nar�d Rzymian, nale�a�y d�ugo do ich pa�stwa, od nich nauczy�y si�
zak�ada� miasta, a je�yki swoje pomiesza�y z ich j�zykiem �aci�skim. S� to W�osi,
Francuzi, Hiszpanie, Portugalczycy i Wo�osi czyli Rumunowie. Inne zn�w narody,
m�wi�ce j�zykami podobnemi troch� do niemieckiego, nazywaj� si� germa�skiemi, a
s� to: Anglicy, Niemcy, Hollendrzy, Du�czycy, Szwedzi i Norwejczycy. Nazwy
Roman�w i German�w wzi�te s� z j�zyka �aci�skiego; oni sami nie maj� dla siebie
nazwy w swoich j�zykach.
Jedni tylko S�owianie sami siebie tak nazwali i posiadaj� w�asne wsp�lne nazwisko, z
w�asnego zaczerpni�te j�zyka, a nie z �aci�skiego s�ownika. Do tych S�owian i my
nale�ymy. S�owo znaczy tyle, co mowa, bo mowa ze s��w si� sk�ada; podobne do siebie
s�owia�skie j�zyki by�y dla naszych przodk�w ich wsp�lnem s�owem; ot� wszystkich,
kt�rzy rozumieli to s�owo, z kt�rymi mo�na si� by�o dogada� rodzimem s�owem,
nazywano pomi�dzy sob� od s�owa S�owianami. Z tego samego powodu t��maczy si�
te�, dlaczego s�siad�w swoich nazwali praojcowie nasi Niemcami. Oto bo oni nie
znaj�c j�zyka s�owia�skiego, nie mogli si� rozm�wi� z naszymi przodkami i byli dla
nich, jakoby niemowy, niemi; dlatego cudzoziemca Niemcem nazwano. Do dzi� dnia
lud polski w niekt�rych stronach ka�dego cudzoziemca nazywa Niemcem, chocia�by
on ze zupe�nie innego by� narodu; np. mo�na czasem jeszcze s�ysze�, �e w Berlinie s�
szwabskie Niemcy, a w Pary�u francuzkie Niemcy. Jestto zupe�nie �le i b��dnie, bo
Francuz nie jest Niemcem, a nie wszyscy znowu Niemcy s� Szwabami, (bo tylko cz��
Niemc�w tak si� nazywa) ale to wys�owienie poucza nas, co pierwotnie oznacza�o w
S�owia�szczy�nie to s�owo: Niemiec, a mianowicie ka�dego cz�owieka, kt�ry by�
niemy na s�owia�sk� mow�, t j. nierozumia� jej.
S�owia�skie narody s�: Polacy, �u�yczanie, Czesi, Rusini, S�owacy, S�owie�cy,
Kroaci, Serbowie i Bu�garowie, tudzie� p� na p� Moskale czyli Rosyanie, kt�rzy
powstali ze zmieszania krwi ruskiej z tatarsk�. Moskale s� narodem bardzo m�odym; w
tych czasach, kiedy si� poczyna historya polska, czeska lub ruska, nie by�o jeszcze ani
s�ychu o istnieniu Moskali czyli Rosyan; do historyi za� europejskiej nale�� oni
niespe�na dopiero od 200 lat. - S�owianie zajmowali pierwotnie tj. za najstarszych
poga�skich jeszcze czas�w, o du�o wi�cej ziemi, ni� dzisiaj. Wszystko ko�o rzeki �aby
(Elbe) by�o krain� s�owia�sk�. Ludy te s�owia�skie wygin�y w walkach z Niemcami,
bo Niemcy zwykli byli po ka�dem prawie zwyci�stwie urz�dza� rzezie miejscowej
ludno�ci, co zreszt� sami niemieccy kronikarze opisuj� bez wstydu.
Ta pierwotna S�owia�szczyzna dzieli�a si� na cz�ci jeszcze o du�o wi�cej, ni� dzisiaj.
Zamiast narod�w znaczniejszych, kt�re s� dzisiaj, by�y tylko drobne ludki, a ka�dy z
nich �y� sobie osobno. Nad ka�d� prawie wi�ksz� rzek� siedzia� inny ludek, maj�cy
osobnych naczelnik�w i odr�bne cz�sto interesy, nie bardzo si� stykaj�c z s�siadami.
Na wy�ywienie cz�owieka trzeba by�o wtenczas ziemi o du�o wi�cej, ni� dzisiaj; ca�e
grunta wielkiej, ludnej wsi dzisiejszej, starczy�y w�wczas ledwie na wy�ywienie jednej
rodziny, przez to, �e wi�cej by�o moczar�w, ni� gleby, a i tej nie umiano uprawia�, jak
nale�y, nie umiano sobie radzi�. Ludzi by�o ma�o, a jednak raz wraz zdarza�y si�
przeludnienia, tj. �e na pewnem miejscu, w pewnej okolicy zebra�o si� ludzi wi�cej, ni�
ich ziemia, b�r i rzeka mog�y wy�ywi�; dzia�o si� to przez sam naturalny przyrost
ludno�ci; doros�y dzieci, przyby�y wnuki, a kiedy pojawi�y si� prawnuki, by�o ich ju�
tylu, �e byle rok gorszy sprowadza� g��d; nie by�o innej rady, jak wyprawi� cz��
m�odzie�y w �wiat, �eby sobie szukali nowych siedzib.
W ten spos�b dokona�a si� kolonizacya �l�zka z Wielkopolski i to na dwa razy.
Polanie, lud osiad�y w dzisiejszej Wielkopolsce, mieszkali nad �redni� Wart�, w
okolicach, gdzie potem stan�y miasta Gniezno i Pozna�, i zajmowali kraj na po�udnie
od Warty mniej wi�cej do rzek Orlej i Barycza. Do Barycza wp�ywa du�o rzek
mniejszych, a wszystkie p�yn� z po�udnia, tak, �e sama przyroda wskazywa�a tym
dzieciom Polan poch�d na po�udnie w g�r� rzek. Cz�� ich zosta�a na prawym brzegu
Odry, w dorzeczu Widawy, ale wi�ksza i znaczniejsza cz�� przeprawi�a si� na drug�
stron� Odry i osiad�a nad rzek�, kt�r� nazwali �l�z�, a od kt�rej sami potem nazwali si�
�l�zanami. - Drugim za� razem inna znowu dru�yna emigracyjna Polan dosz�a do rzeki,
kt�rej brzegi odznacza�y si� obfito�ci� bobr�w; nazwali j� przeto B�br, a sami siebie
Bobrzanami. - Tak tedy istnia�y blisko siebie dwie kolonie z Wielkopolski; ale przez
d�ugie czasy nie mia�y ze sob� styczno�ci, oddzielone du�� puszcz�. �l�zanie rozrodzili
si� i zajmowali coraz wi�cej kraju. Powysy�ali z biegiem czasu osadnik�w nad
Wystrzyc� w jedn� stron�, a w drug� stron� nad O�aw� i Niss�; ci znowu przekroczyli
Odr� i powysy�ali nowych kolonist�w nad Widaw�, gdzie si� zetkn�li po czasie z
potomkami braci swych przodk�w z nad Warty, nad Stobraw�, Brynic� i Ma�apanew.
Tak �l�zanie w ci�gu kilku pokole� zajmowali kraj coraz szerszy i stali si� ludem
znacznie pot�niejszym od Bobrzan; to tez kraj ca�y otrzyma� od nich nazw� �l�zka,
jako kraj zaj�ty i urz�dzony najpierw przez �l�zan.
Rozszerzaj�c swe siedziby dotarli wreszcie �l�zanie do granic innych ludk�w drobnych
i spotkali si� z s�siadami. Na wsch�d s�siadowali z ��czycanami i z Sieradzanami, a
jeszcze p�niej z Chrobatami nad Wis��, a mianowicie z krakowsk� ich cz�ci�. Na
po�udnie mieli Morawiak�w i kilka drobnych ludk�w czeskich. Na zachodzie stykali
si� z swymi bra�mi Bobrzanami, a na p�noc z swym w�asnym ojczystym ludem Polan.
Teraz ju� nie by�o wolnej ziemi do oko�a, kt�r�by mo�na by�o zajmowa�. Odt�d by�y
tylko dwa sposoby, �eby unikn�� kl�ski g�odowej z przeludnienia. Nale�a�o trzebi� lasy
bardziej, ni� dotychczas i urz�dza� kolonizacy� wewn�trzn�, w �rodku swoich bor�w i
dba� o lepsz� upraw� ziemi; to by� jeden spos�b. Drugi za� polega� na tem, �eby
przemoc� zaj�� kawa� kraju, do kt�rego ju� inny ludek mia� prawa. Rozpocz�y si� tedy
walki o posiadanie ziemi. Natenczas wytworzy� si� odr�bny stan wojskowy; co do
wojny by�o zdatniejszego, i ci, kt�rzy woleli wojenk�, ni� ork�, tworzyli potem stra�
zbrojn� swojej ziemi, stra� wojskow�. Kt�ry ludek wi�cej mia� czy zdatno�ci czy
szcz�cia na tych wojenkach, ten najbardziej rozszerza� swoje posiad�o�ci i narzuca�
s�siadom swoj� wol�. Tak np. �l�zanie widocznie wi�cej mieli szcz�cia od Bobrzan�w
i zacz�li nad nimi panowa�, tak, �e ich kraj do swojej do��czyli w�adzy; tote� zagin��
potem s�uch o Bobrzanach, a ich kraj sta� si� tak�e cz�ci� �l�zka.
Na wojnie potrzeba silnej w�adzy, surowego rozkazu i �lepego pos�usze�stwa. Tote�
skoro tylko zacz�y si� wojny, powsta�a te� nied�ugo w�adza naczelnika wojskowego,
czyli w�adza ksi���ca, sprawowana przez ksi�cia, otoczonego dru�yn� wojenn�,
wyczekuj�c� ka�dej chwili jego rozkaz�w. W czasach ustawicznej niepewno�ci i
ci�g�ych zawieruch, ten lud najwi�ksze mia� powodzenie, kt�ry najwi�ksz� w sobie
wyrobi� karno��, kt�rego ksi��� najwi�ksz� mia� w�adz� i najpowolniejszy dla siebie
znajdowa� pos�uch. W po�r�d tego ludu najwi�kszy by� porz�dek i bezpiecze�stwo, a te
ludy, kt�re nie umia�y czy przez niesforno�� nie chcia�y podda� si� w�adzy jednego z
rodak�w, te kt�re chcia�y �y� ci�gle dalej po staremu, bez dru�yny wojennej i bez
ksi�cia, te musia�y z konieczno�ci uledz innym. Zmieni�y si� czasy, nasta� nowy okres,
trzeba si� by�o inaczej urz�dzi�, da� sobie spok�j z urz�dzeniem spo�ecznem starem,
kt�re ju� by�o nieprzydatne, a przyj�� t� now� organizacy�, czyli nowe urz�dzenie
porz�dku publicznego. Z tych-to przemian mia�a powsta� po pewnym czasie nasza
organizacya pa�stwowa. Wytworzy�a si� ona najwcze�niej w Wielkopolsce, dlatego te�
tam jest kolebka pa�stwa polskiego.
Wkr�tce te� spostrzegli nasi praojcowie, �e im o du�o lepiej jest, skoro wi�cej ludk�w
nale�y do jednego pa�stwa i nigdy ju� wojen o to nie by�o; owszem, garni�to si� ko�o
w�adzy ksi���cej, skupiono si� coraz bardziej w gromad�, coraz wi�ksze i wi�ksze
tworz�c pa�stwo. A �e Polanie z Wielkopolski najlepsz� mieli organizacya pa�stwow�,
wkr�tce te� �l�zk do ich pa�stwa si� przy��czy�.
By� ju� spory czas, �eby z tych r�nych polskich ludk�w wytworzy�a si� jaka wi�ksza
ca�o��; gdyby nie to po��czenie si� w pa�stwo polskie, pod zwierzchni� w�adz� jednego
ksi�cia polskiego, wsp�lnego Polanom, �l�zanom, Sieradzanom, ��czycanom itd.,
gdyby nie to, by�yby te wszystkie ludy zmarnia�y w niemieckiej niewoli, tak �e nie
zosta�by z nich ani jeden cz�owiek, z j�zyka ich ani jedno s��wko, a z ich osad ani jedna
chatyna. By� ju� spory czas! By�oby si� sta�o z temi ludami to samo, co si� sta�o z
naszymi bra�mi na Zachodzie za Odr� i �ab�.
Jak ze s�owia�skich lechickich plemion powstawa�o powoli pa�stwo polskie, tak samo,
zupe�nie w ten sam spos�b powstawa�o z germa�skich ludk�w pa�stwo niemieckie. Ale
u Niemc�w zacz�a si� ta organizacya o du�o wcze�niej, ni� u nas, dlatego �e znacznie
wcze�niej zacz�� im doskwiera� g��d. Mieli bowiem Niemcy bardzo a bardzo ma�o
ziemi; tyle, co jest pomi�dzy Renem, Wezer� a Menem i to jeszcze nie ze wszystkiem;
ziemia to nie taka �yzna, jak polska, ale przeciwnie, bardzo ja�owa i nieurodzajna. Tem
wi�ksza przez to by�a mi�dzy nimi zawi��, tem wcze�niej zacz�y si� te graniczne
wojny jednego pokolenia z drugiem, ale te� za to tem wcze�niej urz�dzili sobie przez to
organizacje pa�stwow�. Zaprowadzony porz�dek i �ad ten mia� skutek, �e ludno�� w
spokoju bardzo pr�dko si� pomna�a�a i nied�ugo nasta�o gro�ne przeludnienie. Dok�d
teraz si� uda�? Na wsch�d, na S�owian, odebra� im ich ziemi�! I tak si� rozpocz�o to
parcie na wsch�d (D r a n g n a c h O s t e n), kt�re trwa do dzi� dnia.
Walka by�a nier�wna. S�owianie nad�abscy tj. nad rzek� �ab� (Elbe) nie mieli z
pocz�tku ani ksi���t, ani dru�yn wojennych; tego dopiero teraz od Niemc�w nauczy�
si� mieli. Ale chocia� urz�dzali si�, jak mogli, i mieli potem ksi���t i wojownik�w, nie
starczy�o im jednak�e ju� czasu, �eby za�o�y� jakie wi�ksze pa�stwo. Ka�dy ludek
walczy� osobno, a cho� bronili bohatersko s�owia�skiej ziemi, nic to nie pomog�o, bo
ka�dy z osobna walczy� i gin��; zwyci�y� mo�na by�o tylko walcz�c wsp�lnie, pod
wsp�lnym ksi�ciem, a tego jeszcze nie by�o. Najwi�ksze organizacye pa�stwowe
pomi�dzy �ab� i Odr� by�y na p�nocy, blizko morza, pa�stwa Wilk�w, Lutyk�w i
Obodryt�w, ale i te by�y za s�abe na niemieck� nawa��, a w jedno nie po��czy�y si�
nigdy. Te zaginione ludy, po kt�rych nie zosta�o ani nawet najmniejszego �ladu, to byli
nasi rodzeni bracia, to tak�e by�y ludy lechickie. Gdyby o sto lat wcze�niej powsta�o
by�o pa�stwo polskie, j�zyk polski si�ga�by mo�e do dzi� dnia za Odr� wzd�u� ca�ego
jej biegu; bo ca�a Odra, od �r�de� a� do uj�cia, p�ynie przez kraje pierwotnie lechickie,
a zatem polskie.
Taki sam los, zupe�na zag�ada, czeka�a reszt� lechickich plemion; ale na szcz�cie, gdy
Niemcy doszli do Odry, by�o ju� przeciw pa�stwu niemieckiemu pa�stwo polskie,
dosy� du�e, �eby si� podj�� tej walki z pomy�lnym skutkiem. Lud te� polski na �l�zku,
ci potomkowie Polan z Wielkopolski, zawdzi�czali ocalenie temu, �e si� jeszcze do��
wcze�nie po��czyli z Wielkopolsk�.
Sta�o si� to jeszcze za czas�w poga�skich, przed przyj�ciem wiary �wi�tej. Niemcy byli
ju� wcze�niej chrze�cijanami. Opowiemy teraz o nawr�ceniu Niemc�w i Polak�w na
wiar� chrze�cija�sk� i od tego zaczniemy opowiada� history� �l�zka, jak po kolei
wypadki po sobie nast�powa�y.
II. W jaki spos�b i jakiemi drogami dotarto do �l�zka �wiat�o ewangelii �w.
Cesarstwo rzymskie
Europa ca�a by�a niegdy� poga�sk�, a d�ugi ten okres historyi nazywamy staro�ytnym.
Dwa w�wczas narody by�y cywilizowane: Grecy i Rzymianie. Grecy posiadali
cywilizacy� wy�sz� od Rzymian, ale nie umieli za�o�y� pa�stwa; podzieleni na
mn�stwo drobnych pa�stewek, mieli w�r�d siebie ci�g�e wojny i swary, a� przez t�
niezgod� popadli w niewol� rzymsk�. Rzymianie za� znali si� na sztuce zak�adania i
utrzymania pa�stwa tak doskonale, jak �aden inny nar�d ani przedtem, ani potem.
M�wi si� o nich, �e ca�y �wiat podbili. W Europie granice cesarstwa rzymskiego sz�y
a� do Renu i Dunaju, a nawet za Dunajem nale�a�y do nich te kraje, gdzie dzisiaj
W�gry i Wo�oszczyzna, czyli Rumunia. Rzym by� stolic� ca�ego �wiata; dla tego te� ju�
pierwszy Naczelnik Ko�cio�a, pierwszy Papie�, Piotr �w. do Rzymu si� przeni�s�.
Dzie�o rozszerzenia wiary �w. by�o te� u�atwione przez to, �e ca�y �wiat cywilizowany
tworzy� jedno pa�stwo.
Nawracanie Europy zacz�o si� tedy od tych kraj�w, kt�re podlega�y ber�u cesarz�w
rzymskich; wcze�niej mia�y szcz�cie s�ysze� ewangieli� narody mieszkaj�ce na
po�udnie Dunaju, ni� na p�nocy tej rzeki. Polska za� od Dunaju daleka i nietylko nie
nale�a�a do pa�stwa rzymskiego, ale przodkowie nasi owych czas�w nie mieli nawet
nigdy sposobno�ci zetkn�� si� z Rzymianami, ani z j�zykiem �aci�skim. Zobaczmy
pokr�tce, jak� kolej� nawracanie dosz�o od Rzymu do �l�zka, - kt�r�dy wiod�a droga.
Cesarstwo rzymskie, jako pa�stwo powszechne, spe�niwszy dane mu przez Opatrzno��
zadanie, run�o. Odt�d nigdy ju� nie da�o si� za�o�y� takiego powszechnego pa�stwa,
chocia� tego pr�bowano kilka razy. Ju� takie pa�stwo do post�pu ludzko�ci
niepotrzebne. Na miejsce poga�skiej powszechno�ci pa�stwowej nasta�a powszechno��
inna, wy�sza, duchowna, w powszechnym Katolickim Ko�ciele. Zmieni� si� duch
�wiata, a przez to zmieni�y si� tak�e �wieckie jego potrzeby i po nawr�ceniu lud�w
�yj�cych w staro�ytnem pa�stwie rzymskiem niepotrzebne ju� s� pa�stwa sprz�gaj�ce
w jedno jarzmo r�ne narody.
Cesarstwo rzymskie rozpad�o si� na dwie po�owy; pa�stwo zachodnie ze stolic�
Rzymem i cesarstwo wschodnie ze stolic� Konstantynopolem, czyli Byzancyum;
dlatego zwane tak�e cesarstwem Byza�ty�skiem. Pa�stwo zachodnie, w�a�ciwe
rzymskie cesarstwo, ulega�o coraz bardziej najazdom r�nych barbarzy�skich lud�w z
p�nocy, a� wreszcie w roku 476 przesta�o ca�kiem istnie�.
Frankowie i Karol Wielki
Skoro narody te zdo�a�y podbi� kraj w�oski, to� tem bardziej a tem �atwiej pozajmowa�y
one inne kraje, dawniej Rzymianom podleg�e i rozbieraj�c to wielkie pa�stwo,
zak�ada�y tam nowe swoje kr�lestwa, a mieszaj�c si� z dawn� ludno�ci� z czas�w
rzymskich, wytworzy�y dzisiejsze narody roma�skie: w�oski, hiszpa�ski i francuski.
Ludy te, przyby�e z p�nocy, by�y poga�skie, ale wszed�szy pomi�dzy chrze�cian,
zacz�y si� po pewnym czasie nawraca�, do czego Ko�ci� nie szcz�dzi� apostolskich
trud�w. Z lud�w osiad�ych poza W�ochami przystali do katolickiego Ko�cio�a najpierw
Irlandczycy, a nied�ugo potem Frankowie, praojcowie Francuz�w. Oni te� pierwsi
u�yczyli opieki swojej stolicy �w., zagro�onej nieraz przez heretyk�w. Dopiero oko�o r.
600 nawr�cone ju� by�y wszystkie te kraje w Europie, kt�re dawniej nale�a�y do
cesarstwa rzymskiego, a min�o jeszcze dalszych przesz�o sto lat, zanim �w. Bonifacy
pocz�� nie�� �wiat�o ewangelii do kraj�w germa�skich poza Renem i Dunajem. Z
Anglii przyby�o chrze�cija�stwo do Niemiec; w Anglii by�o du�o uczonych mnich�w,
�wi�tobliwych zakonnik�w, kt�rzy pa�ali ch�ci� rozkrzewiania wiary �w.; od nich te�, z
Anglii, pochodzi� �w. Bonifacy. Aposto� ten zgin�� m�cze�sk� �mierci� w roku 754.
Za�o�y� on w Niemczech kilka biskupstw, z kt�rych niekt�re s�siadowa�y ze
S�owianami, ale biskupi tych dyecezyj byli pasterzami bez owczarni i dosy� mieli
roboty z nawracaniem pogan w granicach swych dyecezyj. Zreszt� Sasi burzyli ci�gle
ko�cio�y, a biskup�w wyp�dzali.
Jak wiar� �w. Niemcy z Anglii, tak porz�dki pa�stwowe otrzymali Niemcy z Francyi.
W p�nocnej cz�ci tego kraju powsta�o kr�lestwo Frank�w, czyli franko�skie, kt�rego
kr�l, imieniem Klodwik, ju� w roku 496 nawr�ci� si� na chrze�cija�stwo. W�adza jego
rozci�ga�a si� te� na s�siednie, dzisiejsze niemieckie kraje, mniej wi�cej do rzeki Renu,
a nast�pcy jego znacznie poza Ren j� rozszerzyli. Pa�stwo to franko�skie najwi�ksze
by�o za czas�w s�awnego kr�la imieniem Karola, z przydomkiem Wielkiego. Ten w
kilku ci�kich wojnach podbi� kraj Sas�w i mieczem zmusi� ich do uznania
chrze�cija�stwa, od czego napr�no si� bronili kilkoma powstaniami; w kraju ich
wyludnionym do po�owy wojn� i rzezi�, za�o�y� Karol 8 biskupstw, a mianowicie w
Osnabr�ck, Verden, Bremen, Paderborn, Minden, Halberstadt, Hildesheim i M�nster. Z
oddalenia tych miast wida�, jak rozleg�ym by� kraj �wczesnych Sas�w i - jak p�no
wi�ksza po�owa Niemiec sta�a si� przyst�pn� cywilizacyi, nawr�cona - m i e c z e m.
Karol Wielki sta� si� najpot�niejszym w zachodniej Europie monarch�. Pa�stwo jego
tak szybko rozszerza�o si� na wszystkie strony, �e oko�o r. 800 by� on w�adzc�
wszystkich niemal chrze�cijan w zachodniej Europie, a z dawnego cesarstwa zachodnio
- rzymskiego nie nale�a�a do niego tylko Anglia i Hiszpania (posiada� jednak�e i tam
cz�stk�.) Zdawa�o si�, �e powstanie na nowo powszechne pa�stwo w Europie,
obejmuj�ce r�ne narody! Papie� Leon III. wskrzesi� nawet tytu� cesarza rzymskiego i
ukoronowa� na rzymskie cesarstwo Karola Wielkiego. Sta�o si� to w Rzymie, w roku
800. W czterna�cie lat potem zmar� Karol, a wielkie jego pa�stwo rozpad�o si� zaraz po
jego �mierci; nast�pcy jego nie mieli ani pi�tej cz�ci jego pot�gi, w wzajemnych
swarach wojennych os�abili nawzajem swoje pa�stwa, a tytu� cesarski przypad� czasem
takiemu pomi�dzy nimi, kt�ry ledwie w swojej okolicy jaki taki pos�uch m�g� znale��.
Tytu� ten wa�nym jest bardzo dla historyi �l�zka i ca�ej Polski, bo przeszed� on p�niej
na kr�l�w niemieckich i mia� si� przodkom naszym da� nieraz we znaki. Pom�wimy
p�niej o tem, czego sobie �yczy� Ko�ci� i Ojciec �w., kiedy ten tytu� dawa� Karolowi
W., a zobaczymy, do czego go u�yli i jak go zrozumieli niegodni Karola Wielkiego
nast�pcy.
Za czas�w tedy Karola W., przez za�o�enie biskupstw pomi�dzy Sasami,
chrze�cia�stwo zbli�y�o si� do S�owian p�nocnych i by�o coraz bli�ej Polski. Ale nie
by�o mowy o pokojowem nawracaniu i ze s�siedztwa z niemieckiem chrze�cija�stwem
wynikn�y tylko - wojny. Pobiwszy Sas�w zapragn�� Karol W. dalej jeszcze rozszerzy�
swe panowanie i zmusi� te� do pos�usze�stwa lud Wilk�w, osiad�y nad �rednim biegiem
�aby, na prawym jej brzegu. Wkr�tce potem wojsko jego wtargn�o do Czech, na
szcz�cie bezskutecznie.
Pa�stwo Wielkomorawskie
R�wnocze�nie, kiedy u Niemc�w powsta� porz�dek pa�stwowy, dzi�ki przy��czeniu ich
do pa�stwa franko�skiego, w tym�e czasie, a nawet wcze�niej zacz�y si� tworzy�
pa�stwa s�owia�skie. Najstarsze jest pa�stwo zwane od swego za�o�yciela pa�stwem
Samona, obejmuj�ce du�y kraj od Brandenburgii dzisiejszej a� po rzek� Saw� na
po�udniu, daleko w dzisiejszem cesarstwie austryackiem. Frankowie chcieli zniszczy�
t� s�owia�sk� pot�g�, ale nie poradzili, przegrawszy wojn�; c� z tego zwyci�ztwa,
skoro po �mierci Samona pa�stwo to samo si� rozpad�o, przetrwawszy zaledwie lat
czterdzie�ci (622-662). Przez przesz�o sto lat nast�pnych nie by�o �adnego wi�kszego
s�owia�skiego pa�stwa, a� dopiero znowu za czas�w Karola W. powsta�o pa�stwo
zwane wielko - morawskiem, dlatego, �e zacz�o si� na Morawach i zt�d rozszerzy�o
si� z jednej strony a� za okolice krakowskie, z drugiej obj�o ca�e Czechy. Ksi��� tego
pa�stwa Mojmir, przyj�� chrzest �w. z r�k niemieckich kap�an�w, a nied�ugo potem
czternastu mo�nych Czech�w da�o si� r. 845 ochrzci� w Ratyzbonie. Powinnoby-to
by�o sta� si� nareszcie pocz�tkiem trwa�ego nawr�cenia przynajmniej Czech�w i
Morawian, ale niemieccy aposto�owie nie potrafili tego dokaza�. Przyczyna tego by�a
jasna, bo tymczasem samo imi�. niemieckie znienawidzone ju� by�o pomi�dzy
S�owianami, z tego powodu, �e gdzie tylko Niemiec nast�pi� na ziemi� s�owia�sk�,
zaraz ni�s� za sob� niewol�, chcia� rz�dzi� i panowa�.
Wielkie franko�skie pa�stwo Karola W. rozpad�o si� tymczasem na dwie po�owy,
zachodni�, kt�ra sta�a si� francuzk� i wschodni� niemieck�. W ten spos�b powsta�o
kr�lestwo niemieckie; kr�lestwo a nie cesarstwo, bo tytu� cesarski nie do Niemiec si�
stosowa�, ale do Rzymu i do tytu�u tego trzeba by�a koronacyi przez papie�a, kt�ry
m�g� na "rzymskiego cesarza" ukoronowa�, kogo chcia�; z potomk�w Karola W.
dw�ch tylko kr�l�w niemieckich by�o zarazem cesarzami; zwykle bywali cesarzami
inni potomkowie Karola W., dalecy krewni niemieckich kr�l�w, starsi od nich w
rodzie, bo pochodzili od najstarszego syna Karolowego, kt�rzy te� panowali nie w
Niemczech, ale we Francyi, w Burgundyi, Lotaryngii i W�oszech. Kr�lestwo
niemieckie od samego pocz�tku wzi�o sobie za zadanie zawojowa� jak najwi�cej ziem
s�owia�skich i narody te na wieki ujarzmi�. Zacz�y si� wi�c wojny tak�e z pa�stwem
wielkomorawskiem. Pierwszy kr�l niemiecki, Ludwik, wyprawi� si� na ksi�cia
Mojmira, (kt�ry by� ju� chrze�cijaninem!) z�o�y� go gwa�tem z tronu a osadzi� na jego
miejscu Ro�cis�awa, my�l�c, �e b�dzie mia� w nim jakoby swojego tylko namiestnika.
Co za przyczyna by�a tej wojny? Oto �adna inna, tylko ta, �e kr�lowi niemieckiemu tak
si� zdawa�o: je�eli S�owianie s� poganami, trzeba ich zawojowa�, �eby gwa�tem
nawr�ci�; je�eli za� maj� ksi���cia chrze�cija�skiego, tak�e ich trzeba zawojowa�,
chyba �e ksi��� ho�d z�o�y i pos�usze�stwo Niemcom przysi�e. Mojmir za� my�la�
sobie, �e taki sam on dobry pan nad Morawami, jak tamten nad Niemcami. Kiedy kr�l
niemiecki wraca� z tej wyprawy przez Czechy do domu, za��da� od czeskich pan�w i
drobnych ksi���t pos�usze�stwa; od poga�skich pewnie dla tego, �eby si� nawr�cili a
od owych czternastu ochrzczonych pewnie za to, �e si� ochrzcili. Czesi jednak nie
chcieli by� w�wczas niemieckimi poddanymi; i chrze�cijanie i poganie chwycili razem
za bro� i przez cztery lata tak kr�la Ludwika turbowali, �e nic na nich nie wsk�ra�.
Podczas tego opatrzy� si� Ro�cis�aw, �e niegodnie by�oby podawa� si� dobrowolnie w
jarzmo i zapewni� sobie te� najzupe�niejsz� od kr�la niemieckiego niepodleg�o��.
Jak�e� mia�a krzewi� si� u S�owian wiara �w., skoro nie znali oni innych chrze�cijan,
jak Niemc�w, a Niemiec by� ich wrogiem i ciemi�ycielem. Oni nie mogli wiedzie�, �e
chrze�cija�stwo jest religi� powszechn�, �agodn�, sprawiedliw� i �e surowo zakazuje
nawraca� mieczem, zostawiaj�c to wierze tureckiej; oni s�dzili wed�ug tego, co widzieli
i my�leli, �e chrze�cianstwo, to wiara niemiecka, a zatem dla wolno�ci s�owia�skiej
niebezpieczna. Dziwili si� ksi���tom swoim, Mojmirowi i Ro�cis�awowi, jak mog�
namawia� kogo na t� niemieck� wiar�, na tak� wiar�, �e od nawr�conego ��da si� zaraz
jakiego� podda�stwa.
�w. Cyryl i Metody
Ksi��e Ro�cis�aw, w�adca m�dry, poradzi� sobie; oto j�� si� okaza� ludowi swojego
pa�stwa, �e chrze�cija�stwo nie koniecznie niemieck� jest wiar�; j�� si� okaza�, �e
chrze�cija�stwo niema nic a nic wsp�lnego z niewol� niemieck�, - bo� mo�e ono by�
tak samo s�owia�skiem, jak niemieckiem. Postara� si� tedy o s�owia�skich aposto��w.
Nie wszyscy bowiem S�owianie byli tak oddaleni od �r�d�a prawdziwej wiary, jak
Czesi i Polacy; nie wszyscy czeka� musieli, a� dalekiemi drogami dojdzie do nich
�wiat�o��. S�owianie po�udniowi, mieszkaj�cy na p�wyspie ba�ka�skim, s�siadowali z
Konstantynopolem. kt�ry przecie� by� stolic� niegdy� cesarza rzymskiego Konstantyna
W. kt�ry wiar� chrze�cija�sk� zaprowadzi�. Miasto to pozosta�o stolic� cesarstwa
rzymskiego wschodniego, kt�re ci�gle istnia�o, zwane cesarstwem byzanty�skiem.
Tutaj zamieszkiwa� osobny patryarcha katolicki, oczywi�cie pod zwierzchnictwem
rzymskiego papie�a; ten patryarcha czyni� tak�e, co tylko si� da�o, a�eby s�siednie ludy
poga�skie nawr�ci�; tote� tamci S�owianie, bli�szymi b�d�c chrzcielnicy, wcze�niej te�
wielu mieli nawr�conych. Za czas�w w�a�nie ksi�cia Ro�cis�awa s�yn�li dwaj uczeni
kap�ani katoliccy, Cyryl i Metody, kt�rzy niedawno nawr�cili ksi�cia bu�garskiego. Ich
tedy Ro�cis�aw do siebie zaprosi�. Czy m�g� ksi��� zrobi� co lepszego, jak pokaza�
swemu ludowi kap�an�w, kt�rzy po s�owia�ski! nawracali, a kt�rzy nie ci�gn�li za sob�
�adnego cudzoziemskiego panowania? Cyryl, bardzo uczony, wynalaz� nawet pismo
s�owia�skie (zwane od niego cyrylic�) i tem pismem prze�o�y� na s�owia�ski j�zyk
ksi�gi liturgiczne, potrzebne do nabo�e�stwa, aby msz� �w. odprawia� po s�owia�sku.
Naraz zacz�li ludzie patrze� na now� wiar� zupe�nie innem okiem; zrozumieli, �e
chrze�cija�stwo nie jest niemieckie, ale powszechne! Ca�y kraj nawr�ci� si�, a w
s�awnym grodzie Welehradzie wystawiono katedr�, do dzi� dnia istniej�c�.1) Ztamt�d-
to odbywali s�owia�scy bracia swoje apostolskie podr�e i ztamt�d wysy�ali uczni�w
swoich w dalsze strony - na �l�zk i do Wielkopolski. Poniewa� zatem pierwsze �lady
chrze�cija�stwa na �l�zku zwi�zane s� na wieki z imionami Cyryla i Metodego, godzi
si� opowiedzie� tutaj �ycie tych aposto��w s�owia�skich. S� oni obaj �wi�tymi,
kanonizowani przez Ko�ci� Katolicki.
Obaj �wieci bracia urodzili si� w mie�cie cesarstwa byzanty�skiego, w Salonice,
zwanej po s�owia�sku Soluniem, gdzie ojciec ich by� znakomitym urz�dnikiem
cesarskim. Cyryl tak si� odznacza� w naukach, �e go ju� w m�odo�ci zacz�to nazywa�
filozofem; widz�c te jego zdolno�ci ojciec, odda� go na wy�sze nauki do
Konstantynopola, gdzie wkr�tce zosta� bibliotekarzem biblioteki patryarszej, a potem
profesorem filozofii. Tymczasem Metody w innej stronie cesarstwa przebywaj�c
dos�u�y� si� wysokiej godno�ci namiestnika cesarskiego w jednej prowincyi
s�owia�skie. Obydwom jednak�e braciom sprzykrzy�o si� �ycie na wielkim �wiecie;
najpierw Metody, a potem tak�e Cyryl po�wi�cili si� �ywotowi zakonnemu i mieszkali
razem w klasztorze na g�rze Olimpie; odt�d ju� nie roz��czyli si� nigdy. Ale nie d�ugo
im by�o u�ywa� klasztornej zaciszy: s�awa ich nauki i �wi�tobliwo�ci zbyt by�a wielk�,
�eby przy pierwszej sposobno�ci nie miano od nich za��da� czyn�w, tam, gdzie
w�a�nie tych dw�ch przymiot�w razem trzeba by�o.
W s�siedztwie cesarstwa bizanty�skiego, na p�nocy Czarnego Morza, pomi�dzy
wielkiemi rzekami Wo�g� a Donem mieszka� lud Chazar�w, obcy zupe�nie S�owianom,
a kt�ry-to lud tem si� odznacza�, �e r�ne wiary w�r�d niego si� szerzy�y; wiara
mahometa�ska, a jeszcze bardziej �ydowska coraz wi�cej tam mia�y wyznawc�w,
swoj� za� drog� du�o by�o rozmaitych pogan. W�adca ich �wczesny, czyli ich chagan,
wola�by by� jednak widzie� u swego ludu chrze�cija�stwo, ni� tamte b��dne wiary.
Posy�a tedy do Konstantynopola, do cesarza i patryarchy, prosz�c, aby raczy� pos�a� im
jakiego uczonego m�a, kt�ryby ich prawdziwej wiary katolickiej nauczy�. Wyb�r pad�.
na Cyryla i Metodego. Wybrali si� w podr� i stan�li po drodze w handlowem mie�cie
Chersoniu, na granicy cesarstwa i chazarskiego pa�stwa, gdzie ju� pomi�dzy ludno�ci�
mieszkali tak�e Chazarowie; zatrzymali si� tutaj umy�lnie czas d�u�szy, aby si�
nauczy� j�zyka chazarskiego; pami�tali bowiem dobrze, �e s�owo bo�e bardziej
przylgnie do najtwardszego nawet serca, gdy mu si� je opowiada w ojczystym j�zyku.
Cherson jest miasto wa�ne w historyi Ko�cio�a �w. Tu bowiem przebywa� na wygnaniu
ucze� �w. Piotra i nast�pca jego na papiestwie, �w. Klemens; tutaj te� m�cze�sk�
�mier� poni�s� z rozkazu cesarza rzymskiego. �w. Klemens bowiem tutaj na swem
wygnaniu nie przestawa� szerzy� s�owa bo�ego, ale przeciwnie, tak gorliwie nawraca�,
�e czasem po kilkaset os�b naraz wiar� �w. przyjmowa�o. Pisze o tem X. Skarga w
�ywotach �wi�tych: "O czem gdy si� cesarz dowiedzia�, pos�a� starost� swego, kt�ry
te� wielu chrze�cijan pom�czy�. Ale widz�c, �e wszyscy z rado�ci� na �mier� id�,
zaniecha� pospolitych ludzi i samemu Klemensowi kaza� czyni� bawochwalcze ofiary;
gdy za� �wi�ty papie� ofiar poga�skich czyni� nie chcia�, kaza� go ten�e starosta
zawie�� na morze daleko i utopi� z uwi�zan� u szyi kotwic�, aby chrze�cijanie cia�a
jego znale�� nie mogli. Chrze�cijanie modlili si� d�ugo gor�co, aby im B�g ukaza� cia�o
m�czennika swego; a B�g sprawi� i ust�pi�o morze w zad trzy mile; co wierni widz�c,
nie boj�c si� wr�cenia wody, z wiar� wielk� szli dnem morskiem i znale�li marmurowy
grobowiec zgotowany od anio��w, a w nim le��ce cia�o �w. Klemensa, a wedle niego
kotwic� ow�, kt�ra u szyi uwi�zan� by�a. Z objawienia bo�ego jednak�e nakazanem im
by�o nie rusza� ztamt�d �wi�tego cia�a i przyrzeczonem, �e zawsze w rocznic�
m�cze�stwa, morze tak samo cofa� si� b�dzie. Rzeczywi�cie trwa� ten cud d�ugie wieki,
p�ki go godni byli mieszka�cy tej krainy; ale gdy usta�y prze�ladowania, popsowala si�
ich pobo�no��, a potem r�nych narod�w przychodniowie zrobili z Chersonii handlowe
miasto, w kt�rem nie o �w. Klemensie my�lano, ale o robieniu pieni�dzy." Z dawnych
czas�w zosta�o tylko proroctwo, �e �wi�te relikwie wr�c� kiedy� do Rzymu.
Oczywi�cie, �e �w. Cyryl i Metody, przybywszy do Chersonu, dowiadywali si� o �w.
Klemensa, ale ko�ci� pod jego wezwaniem zastali zaniedbany i spustoszony, a nikt im
wskaza� nie zdo�a�, w kt�rem miejscu na morzu kryj� si� m�cze�skie zw�oki. Gdy tedy
od ludzi niczego dowiedzie� si� nie mogli, uciekli si� �wi�ci bracia do mod��w, do
kt�rych uczestnictwa zawezwali te� metropolit� tego miasta wraz z duchowie�stwem i
ludem. Po pewnym czasie, gdy raz morze by�o spokojne, wsiedli na okr�t i p�yn�c
przybyli do wyspy, na kt�rej zdawa�o im si�, �e spoczywa cia�o �wi�tego m�czennika.
Otoczywszy j� zewsz�d i modl�c si� coraz gorliwiej, zacz�li kopa� bardzo skrz�tnie w
miejscu, gdzie im si� zda�o, �e tak wielki skarb z�o�ony. Nagle za Bo�� moc� jedna z
ko�ci m�czennika, jakoby gwiazda zab�ys�a, a gdy to zjawisko ujrzawszy, wszyscy si�
mocno uradowali i ziemi� gwa�townie zacz�li rozkopywa�, pojawi�a si� i �wi�ta g�owa.
Powoli tak�e znale�li i inne wszystkie cz�ci �w. relikwii, a nareszcie tak�e kotwic� -
dowodem b�d�c�, �e si� nie pomylili. Tak tedy w ci�gu wiek�w dno morskie
podnosz�c si� w tem miejscu coraz bardziej, coraz wy�ej, wytworzy�o wysepk�, kt�ra
by�a schronieniem zw�ok papie�a, m�czennika, a� do przybycia tych, kt�rzy mieli by�
aposto�ami s�owia�skimi. Nasi �wi�ci bracia zaraz postanowili, �e skoro tylko b�dzie
mo�na, �wi�te relikwie odwioz� do Rzymu.
Tymczasem jednak, wyuczywszy si� ju� chazarskiego j�zyka, musieli ruszy� w dalsz�
podr� do tego kraju, gdzie obfite dla wiary zebrawszy �niwo, powr�cili do
Konstantynopola; ale nie d�ugo tu bawili, powo�ani przez ksi�cia Ro�cis�awa do nowej,
a jeszcze uci��liwszej pracy. Z wielk� ochot� udali si� solu�scy bracia na dalek�
s�owia�sk� wypraw� i w�a�nie przyjemnie im by�o opu�ci� Konstantynopol, bo w tym-
to czasie patryarcha tamtejszy Focyusz, zacz�� schyzm�, podczas gdy Cyryl i Metody
uznawali zwierzchnictwo rzymskich papie��w, z kt�rych jednego relikwije Opatrzno��
opiece ich powierzy�a. Relikwije te zabrali teraz z sob� do Moraw.
Przyj�ci z wielk� rado�ci� ksi�cia Ro�cis�awa i ca�ego ludu pocz�li g�osi� mu
ewangieli� w s�owia�skim j�zyku, a nadto jedno jeszcze wielkie wy�wiadczali mu
dobrodziejstwo. Oto �w. Cyryl wynalaz� pismo s�owia�skie, zwane od jego imienia
cyrylic� i zabra� si� do t�umaczenia Pisma �w. na s�owia�skie i w ojczystym j�zyku
zacz�� wraz z bratem uk�ada� ksi�gi liturgiczne, tj. potrzebne kap�anom do odprawiania
nabo�e�stwa. W ten spos�b powstawa� w �onie powszechnego katolickiego Ko�cio�a
nowy obrz�dek: rzymsko-s�owia�ski, kt�ry od rzymskiego �aci�skiego nie r�ni� si�
jednak�e niczem a niczem innem, jak tylko j�zykiem. �w. Cyryl i Metody odprawiali
bowiem na Morawach nabo�e�stwo nie wed�ug konstantynopolita�skiego, ale wed�ug
rzymskiego ceremonia�u.2) Oczywista, �e wobec s�owia�skich aposto��w niemieccy
ksi�a byli niepotrzebni; wiemy dobrze, jak ci�ko Niemcowi nauczy� si� jako tako
m�wi� po s�owia�sku tote� ci ksi�a ledwie co� potrafili z wiary �w. wyt�umaczy�, ale
porz�dnem kaznodziejstwie, o uwa�nem a zrozumia�em s�uchaniu spowiedzi �w. nie
mog�o by� mowy, a co najwa�niejsza, niemieccy ksi�a nigdyby nie potrafili
s�owia�skich, morawskich m�odzie�c�w przygotowa� do stanu kap�a�skiego; je�eli si�
bowiem nie umie nawet porz�dnie wym�wi� s��w czyjego� j�zyka, jak�e� go mo�na
uczy� tylu nauk! Niemieccy ksi�a byliby wi�c bez ko�ca musieli ci�gle nowych
niemieckich sprowadza� i kraj nie by�by mia� nigdy rodowitego duchowie�stwa. Nie
otworzy si� za� szczerze serca j�zykiem cudzym! Ot� �wi�ci bracia solu�scy zacz�li
�wiczy� s�owia�sk� m�odzie� w naukach i wykszta�cili te� ca�e grono swych uczni�w -
kap�an�w. To by�o niebezpieczne dla niemieckiego biskupa w Passawie, kt�ry chcia�
koniecznie, aby Morawy nale�a�y do jego dyecezyi i aby jego tylko ksi�a niemieccy,
mieli tam prawo naucza� (chocia� nie umieli!) i mie� duchowne godno�ci!
Na stolicy apostolskiej zasiada� wtenczas Ojciec �w. Miko�aj I, papie� taki, �e ma�o
kt�ry z jego nast�pc�w dor�wna� mu w mocy charakteru i pot�dze rozumu. Mia� on
du�o k�opot�w z niemieckimi biskupami: arcybiskupi Moguncki i Trewirski (Mainz-
Trier) nie chcieli mu ulega�, a w uporze swym znajdowali pomoc u kr�la niemieckiego.
A w�a�nie biskup passawski, ten, kt�ry ro�ci� sobie prawa do Moraw, by� sufraganem
mogunckiego arcybiskupa, sprzeciwiaj�cego si� papie�owi; wi�c moguncki arcybiskup
zacz�� wo�a� g�o�no, �e Morawy nale�� do jego metropolii i �aden duchowny niema
prawa tam dzia�a� bez jego zezwolenia. Oburzy� si� na to ksi��� Ro�cis�aw, a�eby jego
s�owia�ski kraj, skoro si� chce nawr�ci�, mia� nale�e� zaraz koniecznie do niemieckich
biskup�w i dziwno mu si� zda�o, aby biskup mia� o niczem innem nie my�le�, jak tylko
o zwi�kszeniu swej dyecezyi, jakby zdobywca jaki, zawojuj�cy obce kraje; przecie�,
czem wi�cej biskup�w, tem lepiej dla Ko�cio�a! A je�eli biskup mo�e si� rozm�wi� ze
swymi dyecezanami we w�asnym ich j�zyku, to radowa� si� trzeba, ale nie -
przeszkadza� utwierdzeniu Ko�cio�a �w.! Ksi��� Ro�cis�aw ba� si� jeszcze przy tem, �e
zwi�zek z arcybiskupstwem passawskiem pos�u�y kr�lom niemieckim za chytry
pow�d, �e Morawy s� krajem podleg�ym tak�e ich �wieckiej w�adzy; tote� chcia�
konieczne, �eby Ojciec �w. ustanowi� raz na zawsze osobne biskupstwo morawskie.
W�a�nie zacz�� si� o to stara�, gdy wtem Ojciec �w. sam wezwa� solu�skich braci do
siebie, do Rzymu.
By�o to skutkiem skargi, zaniesionej do Rzymu przez Niemc�w, jakoby aposto�owie
morawscy opowiadali nie katolickie s�owo bo�e, ale jak�� herezy�! Nie powstydzili si�
oszczerstwa! S�dz�c wed�ug siebie, my�leli pewnie, �e nasi �wi�ci b�d� tak oporni
wzgl�dem Rzymu, jak niemieccy arcybiskupi z Moguncyi i Trewiru i �e mo�e nie
pos�uchaj� papiezkiego wezwania, �e do Rzymu nie pojad� i tem papie�a na siebie
rozgniewaj�. Ale si� grubo przerachowali; bo kto czyste sumienie, uczciwego s�du si�
nie boi, a...... kto pod kim do�ki kopie, sam w nie wpada.
�w. Cyryl i Metody od razu jednak do Rzymu si� wyprawili i to nie tylko sami, ale
zabrali ze swoich uczni�w tych, kt�rych s�dzili by� godnymi, �eby ich Ojciec �w.
wy�wi�ci� na biskup�w. Cieszyli si� te�, ze b�d� mieli sposobno�� wr�ci� Rzymowi
relikwije �w. papie�a Klemensa, kt�re wzi�li ze sob�. W�a�nie kiedy byli w drodze,
zmar� papie� Miko�aj I., a nast�pi� po nim na stolicy apostolskiej Hadryan II. I c� si�
sta�o? Oto papie� przyj�� ich bardzo wspaniale, a lud rzymski okazywa� wielk� rado�� i
wdzi�czno�� za przyniesienie �w. relikwij, B�g za� przez te szcz�tki swego m�czennika
dzia�a� mnogie cuda, a tem samem sk�ania� serce papie�a i ludu ku solu�skim braciom.
Ojciec �w. Hadryan II. nie tylko �adnej w nich nie znalaz� winy, ale obydw�ch na
biskup�w sam w�asn� r�k� wy�wi�ci�. Tak� papie� da� odpowied� na niemieckie skargi.
�w. Cyryl zachorowa� w Rzymie. Pan B�g przez osobn� wizy� objawi� mu czas
�mierci, a on, jak to wtedy bardzo cz�sto si�, zdarza�o, pragn�� umrze� jako zakonnik -
pokutnik, grubym habitem odziany. Poniewa� jednak by� biskupem, potrzeba mu na to
by�o papiezkiego pozwolenia, kt�re uzyskawszy, w czterdzie�ci dni po owej wizyi, do
nieba si� przeni�s�, upomniawszy brata pi�knemi s�owy: "Oto towarzyszami byli�my
sobie, bracie, jedn� niw� uprawiaj�c, i ja w p�ugu padam, sko�czywszy dni swoje. Ty
bardzo mi�ujesz �ycie zakonne i t�sknisz za swoim klasztorem na g�rze Olimpie, ale
prosz�, nie opuszczaj gwoli g�ry tej nauczania twego (na Morawach), bo przez to
mo�esz si� �atwiej zbawi�." Z temi s�owy odda� ducha Bogu dnia 14. Lutego 869 roku,
maj�c lat zaledwie 42. Cia�o jego z�o�ono w rzymskim ko�ciele �w. Klemensa, a papie�
kaza� mu sprawi� pogrzeb taki, jaki tylko samym papie�om wyprawiano. Brat Metody
chcia� z�o�y� jego zw�oki, jak sobie tego matka ich �yczy�a, w klasztorze, gdzie obaj
przebywali wsp�lnie i prosi� w tym celu papie�a, a�eby mu wyda� cia�o, i papie� uleg�
pro�bie, ale skoro duchowie�stwo rzymskie i lud dowiedzieli si� o tem, przeszkodzili
temu, wo�aj�c, �e "s�uszna jest, aby m�� tak rozleg�ej s�awy w najs�awniejszem mie�cie
mia� sw�j gr�b s�awny; m��, przez kt�rego miasto i Ko�ci� nasz odzyska� tak
kosztowny skarb, a kt�rego B�g z tak dalekich i obcych krain do nas przywi�d�." I
podoba�a si� ta rada papie�owi i rozkaza� go z�o�y� w bazylice �w. Piotra w swym
w�asnym grobie.3) Ale Metody wola�, �eby brata z�o�ono w ko�ciele �w. Klemensa,
kt�rego cia�o nie bez trudu przywie�li do Rzymu i papie� na to pozwoli�.
Teraz Metody zosta� sam; papie� zrobi� go arcybiskupem Morawsko-pano�skim, tj.
metropolit� nad wszystkimi biskupami, kt�rzyby byli ustanowieni w pa�stwie
Wielkomorawskiem, na Morawach i w S�owaczy�nie; zezwoli� te� na odprawianie
nabo�e�stwa w j�zyku s�owia�skim i w ten spos�b zni�s� najzupe�niej ko�cieln�
zale�no�� Moraw od metropolij niemieckich. Z takim tryumfem wraca� �w. Metody do
swej dyecezyi.
Na Morawach tymczasem �le si� jednak�e dzia�o. Nasta�a ci�ka zwada pomi�dzy
ksi�ciem Ro�cis�awem a synowcem jego Swiatope�kiem, kt�ry do tego stopnia si�
zapomnia�, �e przez zemst� wyda� swego stryja kr�lowi niemieckiemu Ludwikowi,
kt�ry kaza� mu wy�upi� oczy i zamkn�� w klasztorze daleko w Niemczech. �wiatope�k
nierozwa�ny sam przez to sta� si� s�u�k� Niemc�w, kt�rzy zacz�li gospodarzy� w jego
kraju. Na to w�a�nie wr�ci� �w. Metody; Niemcy nie dopu�cili go nawet do
sprawowania biskupiej w�adzy; nareszcie arcybiskup salcburski pojma� go nawet, nie
zwa�aj�c na godno�� biskupi� i przez p�trzecia lat wi�zi�, starannie to bezprawie przed
stolic� papiesk� ukrywaj�c. Nasta� tymczasem nowy papie�, Jan VIII, kt�ry niezna�
Metodego i mo�e na tem niemieccy biskupi opierali swoje rachuby. Ale gdy Jan VIII.
dowiedzia� si�, co si� z arcybiskupem Metodym dzieje, taki pos�a� list do biskupa
passawskiego, w kt�rego dyecezyi by�o wi�zienie Metodego:
"S�dzimy, �e na op�akanie niegodziwo�ci Twojej jedynie chyba potok �ez proroka
Jeremiasza wystarczy� mo�e. Zuchwalstwo twoje przewy�sza srogo�� i dziko��
ka�dego tyrana. Dr�cz�c naszego wsp�brata Metodego ka�ni� wi�zienia, zn�caj�c si�
nad nim przez to, i�e� go trzyma� pod go�em niebem, wystawionego na dokuczliw�
ostro�� zimy i s�oty, odrywaj�c go od rz�dzenia Ko�cio�em jemu powierzonym,
posun��e� si� a� do tego szale�stwa, �e go kaza�e� zawlec przed s�d niemieckich
biskup�w i ch�osta� nawet chcia�e� biczem, gdyby ci� inni nie byli od tego
pow�ci�gn�li. Czy� to, na Boga! S� uczynki godne biskupa, kt�rego dostoje�stwo, gdy
wykracza, tem ci�szym robi wyst�pek ?" Nareszcie zmusi� ich przecie� Ojciec �w., �e
�w. Metodego pu�cili na wolno��.
Ale duchowie�stwo niemieckie nie da�o za wygran�! Korzystaj�c z tego, �e �w. Metody
pochodzi� z Grecyi, gdzie tymczasem schyzma i herezya na dobre si� rozpanoszy�y,
zacz�li rzuca� na niego podejrzenie, �e on te� greckim b��dom sprzyja, a liturgi� po
s�owia�ska dla tego tylko w�a�nie odprawia, a�eby go inni ksi�a (niemieccy) nie mogli
zrozumie�, �e tedy ten s�owia�ski obrz�dek jest niegodnym p�aszczykiem na pokrycie
odszczepie�stwa! Papie� odpisa� na to, �e bardzo si� tym skargom dziwi, ale w�a�nie
dla pewno�ci chcia�by z w�asnych ust Metodego s�ysze�, czy tak wierzy i naucza, jak
si� wobec Hadryana II. zobowi�za�. �w. Metody, aby okaza� pos�usze�stwo g�owie
Ko�cio�a i prawowierno�� swoj�, zn�w poraz ju� drugi zaraz do Rzymu pojecha� i
otrzyma� tu potwierdzenie tego wszystkiego, na co si� ju� zgodzi� by� poprzedni papie�
Hadryan II.
Wr�ciwszy na Morawy, pracowa� Metody gorliwie oko�o winnicy pa�skiej. Nied�ugo
po jego powrocie przyjecha� do Swiatope�ka ksi��� czeski Borzyw�j; uda�o mu si�
nawr�ci� go wraz z trzydziestu panami czeskimi, a potem tak�e �on� jego, Ludmi��
(kt�ra p�niej nawet �wi�t� zosta�a.) Uczni�w swoich wyprawia� nad Wis�� i tu ko�o
Krakowa, pierwszych w Polsce pozyska� chrze�cijan; wysy�a� te� innych uczni�w w
drug� stron� Polski, na �l�zk, a nie bezowocnie. Sam mieszka� na Welehradzie i tu
zako�czy� sw�j �wi�ty �ywot w roku 885. W niedziel� Kwietnia, chorym ju� b�d�c,
poszed� do ko�cio�a, b�ogos�awi� ludowi i m�wi�: Strze�cie mnie dzieci do trzeciego
dnia. Trzeciego te� dnia umar� na r�ku kap�an�w, swych uczni�w, kt�rzy po jego
�mierci odprawili nabo�e�stwo po �acinie, po grecku, po s�owia�sku i pochowali go w
katedrze welehradzkiej.
Nast�pc� swym ustanowi� ucznia swego Godarda; ale niem�dry ksi��� �wiatope�k
odda� biskupstwo Wichinowi, Niemcowi, kt�ry ju� za �ycia �w. Metodego my�la�,
jakby zagarn�� jego stolice; i bardzo by� nieprzyjazny s�owia�skiemu obrz�dkowi. Ten
Wichin wygna� kap�an�w s�owia�skich, a Niemc�w na nowo sprowadzi�. Papie�
zaprowadzi� wprawdzie oko�o roku 900 na nowo katolick� hierarchi� s�owia�sk�, ale
trwa�a ona zaledwie lat kilka. Pozosta�y tylko s�abe �lady tego obrz�dku, ci�gle
prze�ladowanego; ale s�abe �lady przetrwa�y za to dalej na Zachodzie, nad Wis��, gdzie
dzia�ali uczniowie �w. Metodego i jeszcze za kr�la Jagie��y oko�o roku 1400 by� w
Krakowie klasztor Benedyktyn�w s�owia�skich. 4)
Organizacya ko�cielna �w. Cyryla i Metodego nie utrzyma�a si� tedy z winy ksi���t
Wielkomorawskich, kt�rzy sami, niepomni wielkiej my�li Ro�cis�awa, wydali j� na �up
Niemcom. Samo pa�stwo wielkomorawskie nie d�ugo te� ju� trwa� mia�o. Synowie
�wiatope�ka prowadzili z sob� nawzajem zawzi�te bratob�jcze walki, wzywaj�c nieraz
jeden przeciwko drugiemu pomocy kr�la niemieckiego. Radowali si� Niemcy z upadku
nienawistnej dla nich s�owia�skiej pot�gi; a�eby j� za� czempr�dzej dobi�, sprowadzili
z kraj�w nad dolnym Dunajem dziki poga�ski lud Madj