4536
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4536 |
Rozszerzenie: |
4536 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4536 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4536 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4536 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
STA�O SI� JUTRO
(zbi�r siedemnasty)
SCAN-dal.prv.pl
WIKTOR �WIKIEWICZ
INSTAR OMNIUM
S�o�ce, wok� kt�rego kr��y�a planeta, znajdowa�o si� w okolicy kosmosu niezbyt przyjemnej nawet dla obytych z pr�ni�. P�on�o za brzegiem "dziury w niebie"; kt�ra rozpe�z�a si� pustk� pi�ciuset sze�ciennych parsek�w wci�� jeszcze wymiatan� przez s�oneczny wiatr, lecz przed skrajem py�owej chmury. z jednej strony zas�aniaj�cej ca�kowicie gwiazdy.
Pierwszy samodzielny lot i od razu - planeta. Starzy kosmiczni w��cz�dzy ze Zwiadu nie potrafi� ukry� wzruszenia, gdy altimetr odmierza odleg�o�� do powierzchni nowo odkrytego �wiata, wi�c c� dopiero m�wi�, gdy trafia si� zdatna do �ycia planeta w pierwszym samodzielnym locie? Do�wiadczony zwiadowca wie, �e albo co� znajdzie, albo nie. Jeszcze bardziej do�wiadczony ma pewno��, �e cho�by stawa� na g�owie lub na z�amanie karku przelatywa� wzd�u� i wszerz p� Galaktyki, to i tak na nic godnego uwagi nie trafi. Wreszcie adept ostatniego roku Szko�y Zwiadu wierzy niezachwianie w oczekuj�ce go na ka�dym kroku supercywilizacje, mroczne tyranie kosmicznego �redniowiecza albo koczuj�ce z gwiazdy na gwiazd� stada rakietopodobnych potwor�w, z kt�rymi trzeba stacza� nieustanne boje.
Oczywi�cie, czasem i po�r�d praktykant�w trafi si� zgorzknia�y sceptyk, lecz Bado do takich nie nale�a�. Jego rakieta zamkn�a drug� spiral� i wesz�a w korytarz spadku wiod�cego wprost na wyznaczone przez pilota l�dowisko. Bado wybra� p�ask� r�wnin�, kilka kilometr�w od wschodniego terminatora, gdzie spostrzeg� zielone pasmo podobne do obserwowanego ze znacznej wysoko�ci ziemskiego lasu. Uruchomi� jeszcze zesp� grawideceleracji, spojrza� po raz ostatni w stron� ciemnej mg�awicy i... zobaczy� drug� rakiet�.
"Przecie� w Komisji Przydzia�owej zapewniano, �e nigdy tu jeszcze nikogo nie by�o - pomy�la� z irytacj�. - Czy�by ci jajog�owi biurokraci doszli do wniosku, �e taka planetka wystarczy dla dw�ch praktykant�w?"
Zastanawia� si�, jak post�pi� w tej sytuacji, lecz ostatecznie postanowi� ignorowa� nieoczekiwanego, a zgo�a niepo��danego wsp�uczestnika przysz�ych odkry�. Tymczasem rakieta wytraci�a orbitaln� pr�dko�� i pocz�a opada� w d�. Ze zdziwieniem stwierdzi�, �e drugi statek dokonuje analogicznych manewr�w i bezczelnie szykuje si� do l�dowania w pobli�u wybranego przez Bado miejsca. Chcia� ju� w��czy� radiostacj� i porz�dnie wyzwa� natr�ta, lecz tym zamiarom przeszkodzi� silny wstrz�s. Rakieta dla z�agodzenia spadku plun�a z dysz ostatni� porcj� grawiton�w i pozostawiwszy za sob� wszystkie s�oje atmosfery - wyl�dowa�a.
Nie w��czaj�c wygaszonych podczas l�dowania ekran�w zacz�� od razu wk�ada� lekki skafander.
"Jak niespodzianka, to niespodzianka - pomy�la�. - Na ekranie wszystko wygl�da nienaturalnie".
Analizator biologiczny poda� sk�ad atmosfery, z kt�rego jasno wynika�a bezcelowo�� u�ywania tlenowego aparatu. Zrzuci� wi�c ci�kie butle, odkr�ci� silikonowy he�m i nacisn�� taster zwalniaj�cy klapy �luzy. Rakietowy wyci�g postawi� go wprost na ziemi.
Podejrzliwie wci�gn�� nosem powietrze. By�o przyjemnie ch�odnawe. Odetchn�� pe�n� piersi�, a� zakr�ci�o mu w nosie, i kichn�� pot�nie.
"Powitanie raczej prozaiczne - pomy�la�. - Chocia�... salwa honorowa by�a".
Rozejrza� si� szybko. Na po�udnie, na wsch�d, na p�noc... . Od zachodu widok przes�ania� korpus rakiety, wi�c kucn�� staraj�c si� dojrze� co� pod przywartymi prawie do ziemi wylotami dysz. Na zachodzie wszystko by�o takie samo, jak gdzie indziej, to znaczy nic ciekawego.
Przed statkiem rozci�ga�a si� zwyk�a, podobna do ziemskiej ��czka. Trawa by�a jakby lekko przystrzy�ona, wsz�dzie r�wniutka i tylko bia�e g��wki niby-dmuchawc�w stercza�y nieco wy�ej, niczym golfowe pi�eczki, kt�re podskoczy�y odbite od ziemi i zawis�y w powietrzu, zapominaj�c, �e trzeba opa�� z powrotem. S�ycha� by�o brz�czenie niby-pszcz� i zawzi�te pobzykiwanie kolorowych muszek nad sercami rozsianych na ka�dym kroku kwiat�w. Nieznaczne powiewy wiatru ledwie porusza�y przejrzyste powietrze. "Sielanka!" - Bado skrzywi� si� z dezaprobat�.
Niepewnie przest�pi� z nogi na nog�, poprawi� rzemienie plecaka i zapobiegliwie wzi�tego z rakiety blastera i... znowu zobaczy� tamt� rakiet�.
Sta�a spokojnie, prawie niewidoczna na tle bliskiego lasu. U jej podn�a te� kto� sta�, patrz�c na Bada, tyle �e zwr�cony twarz� pod s�o�ce, musia� os�ania� oczy r�k�. Skafander mia� tej samej barwy, co Bado, wi�c by� to niew�tpliwie kt�ry� z ch�opc�w ze Szko�y Zwiadu.
Bado chcia� si� odwr�ci� i odej�� w inn� stron�, lecz poniewa� wsz�dzie wko�o ci�gn�a si� ta sama trawiasta r�wnina, a jedynym ciekawym obiektem bada� m�g� by� tylko las, postanowi� i�� mimo wszystko w tamtym kierunku. Niespodziewanie ch�opak, kt�ry wyszed� mu kilka krok�w na spotkanie, wyda� si� do�� sympatyczny. Mia� mniej wi�cej ten sam wzrost, co Bado, cho� wiekiem mu chyba ust�powa�. Natomiast wyczu� mo�na by�o od pierwszego wejrzenia, �e dusz� ma bratni�, gdy� bro� nosi� niedbale przewieszon� gdzie� za plecami, a wok� Bryi zakr�ci� jaskraw� chust�, pod brod� splecion� jeszcze w fantazyjny supe�, z kt�rego rozwi�zaniem da�by sobie rad� jeden chyba Aleksander Macedo�ski. W oczach igra� mu weso�y chochlik, a zadarty, upstrzony piegami nos marszczy� si� zabawnie, gdy podwini�te wargi w przyjacielskim u�miechu obna�y�y rz�d bia�ych z�b�w. Miary wszystkiego dope�ni� pierwszy jego gest, gdy bez wielkich ceregieli podszed� do Bada i szerokim, swobodnym ruchem poda� mu d�o�.
- Nazywam si� Stok - powiedzia�.
Bado otworzy� usta i tak pozosta� z p�otwartymi wargami, jak zamieniona kiedy� podobno w s�up soli �ona Lota tyle �e przez zaskoczenie, a nie z nadmiernej ciekawo�ci.
Potrzebowa� dobrej chwili na zrozumienie tak prostego faktu, �e ch�opak zwr�ci� si� do niego od razu na telepatii.
- Jestem Bado - przedstawi� si� wreszcie w ten sam spos�b.
Powoli och�on�� z zaskoczenia. Bado by� w swej istocie leniem najwi�kszym z mo�liwych i o niebo przek�ada� porozumiewanie si� telepatyczne nad zwyk�e zdzieranie gard�a. Dlatego spotkanie kogo�, kto mia� w tej materii podobne zapatrywania, wprawi�o go nieomal w zachwyt. Uzna� to za niepomiernie szcz�liwe zrz�dzenie losu i ju� bez jakichkolwiek obiekcji pogodzi� si� z my�l�, �e b�dzie musia� zadowoli� si� tylko po�ow� zas�ug w odkrywaniu tajemnic tej planety.
- A wi�c spotkali�my si� - powiedzia�.
- Pocz�tkowo niezbyt si� chyba z tego cieszy�e�? - Stok spojrza� spode �ba.
- A ty?
Roze�mieli si� i zgodnie ruszyli w stron� lasu.
- Na kt�rym jeste� roku? - zapyta� Bado.
- Na trzecim - odpar� Stok.
Bado z wy�szo�ci�, niemal protekcjonalnie, poklepa� go po ramieniu.
- Za dwa lata b�dziesz mia� tak� sam� rang� jak ja obecnie.
- Ee... - Stok wcisn�� r�ce w kieszenie skafandra. Ranga rang�, a g�owa g�ow� ...
- Te� racja. ale najm�drzejsze g�owy ogl�da�em w muzeum. Wspania�e popiersia...
Stok skrzywi� si� z politowaniem i chcia� zauwa�y�, �e na pierwszy lot zezwolono mu ju� na trzecim roku Szko�y. lecz w�a�nie weszli mi�dzy pierwsze drzewa i niezwyk�o�� ich kszta�t�w przyku�a uwag� obydwu zwiadowc�w.
Nie mo�na by�o okre�li� wieku tych drzew, gdy� wygl�da�y zupe�nie jednakowo. Nawet odst�py mi�dzy rozd�tymi u do�u pniami sprawia�y wra�enie dobrze utrzymanego ogr�dka. Drzewa by�y podobne do wazon�w z ceramiki. jakie Bado pami�ta� z domu swojej babci. Wyrasta�y z ziemi nap�cznia�ymi bulwami, stopniowo zw�aj�c si� i dopiero przy samym wierzcho�ku rozrastaj�c w g�st� koron� pomarszczonych li�ci. Zastanawia� ca�kowity brak r�norodno�ci le�nego poszycia. woln� przestrze� mi�dzy pniami pokrywa� puszysty dywan ��tawego mchu.
- Ciekaw jestem, czy rozwin�y si� tutaj jakie� wy�sze organizmy? - powiedzia� Bado. - Zaczynam w to w�tpi�. Dot�d widzia�em tylko zi�ka na ��ce i te drzewa... Je�li nie liczy� oczywi�cie muszek, ale tego paskudztwa pe�no na wszystkich planetach.
- Pewnie, �e jedynie muszki - potwierdzi� Stok. - Wed�ug Ildentena topologia biosfery tego rodzaju planet nie wykazuje zaawansowania ewolucji form �wiata zwierz�cego. - Ildenten mo�e si� myli�...
Bado nie mia� zielonego poj�cia, kto to taki ten Ildenten. i mimo rozpaczliwych wysi�k�w nie potrafi� przypomnie� sobie nawet najmniejszej o nim wzmianki w tej garstce podr�cznik�w i dzia�ach mnemoteki, kt�re musia� przewertowa�. aby jako tako zalicza� semestry. Na wszelki wypadek postanowi� nie zg��bia� w obecno�ci Stoka niuans�w systematyki gatunk�w istot planetarnych i ograniczy� si� w podobnych sytuacjach do sceptycznych uwag. Tym jednak razem musia� udzieli� lekcji m�odszemu koledze.
- Dotychczas istnieje kilka teorii w pe�ni t�umacz�cych czaso-przestrzenn� konfiguracj� rozk�adu zar�wno psychozoik�w, jak i biogenezy ni�szego rz�du na planetach s�o�c pojedynczych. Teorie te t�umacz� wszystko dok�adnie. lecz wykluczaj� si� nawzajem. Dlatego te� Ildenten mo�e twierdzi� swoje, a ja mog� by� stronnikiem Kardem. Ortodromiczna komplikacja moment�w ewolucyjnych z pragmatycznym okre�leniem rachunku prawdopodobie�stwa wykazuje niezbicie heteromorficzn� natur� samoorganizacji materii nieo�ywionej. Dlatego mo�emy mie� nadziej�...
Bado wpakowa� w ten wyk�ad jeden ze wspaniale wykutych cytat�w z "Naturwissenschaften" Kardem, kt�rego notabene sam nie do�� rozumia�, i z ulg� stwierdzi�, �e to poskutkowa�o. Sprawdzi�a si� stara maksyma, �e cz�owiek woli trzyma� si� z daleka od tego, co zbyt m�drze dla niego wygl�da. Stok szybko zmieni� temat.
- Niech diabli wezm� te wszystkie m�dro�ci - powiedzia�. - Mo�na sobie pogratulowa�. �e dosta�o si� samodzieln� robot� i przesta�y nad tob� wisie� w�cibskie nosy jajog�owych. Po paru latach nieustannego .,nie wiesz, nie umiesz, musisz si� podci�gn��" nadarza si� wreszcie okazja rusry� nie tylko tym, ale i tym.
Stok najpierw pukn�� si� rozwart� d�oni� w czo�o, a nast�pnie zgi�� r�k� w �okciu, a� biceps napr�y� si� wype�niaj�c prawie ca�y r�kaw skafandra.
Badowi spodoba�a si� jego szczero��.
- Pewnie - przytakn��. - Po ci�g�ym wa�kowaniu formu�ek najprostszy wz�r mo�e okaza� si� niestrawny. Trzeba zmienia� klimat...
- I menu - duma� Stok.
Zag��bili si� ju� porz�dnie w �rodek lasu, a drzewa jak sta�y w jednakowych odst�pach, tak i nie kwapi�y si� jako� dostarczy� im urozmaicenia w monotonnej w�dr�wce.
Szli wi�c rami� w rami� plot�c najprzer�niejsze g�upstwa i co chwil� wybuchaj�c g�o�nym �miechem, gdy kt�remu� uda� si� jaki� �art. Niezmiernie rzadko zdarza si�, by dw�ch m�odych ludzi tak przypad�o sobie do gustu. I to tym bardziej, �e przypadek zetkn�� ich w niezbyt sprzyjaj�cych ku temu okoliczno�ciach. Bado b�ogos�awi� ju� nawet los, kt�ry jak�e w por� zes�a� mu towarzysza. Musia� przyzna�, �e w przeciwnym razie samotny zwiad znu�y�by go i zm�czy l bardzo szybko.
Wiesz co'' Mam tego do�� - powiedzia� Stok. - Tutaj nie ma czego szuka�. Ju� lepiej zrobi� kilka kr�tkich przelot�w, rozejrze� si� z g�ry, a gdy nic ciekawego naprawd� nie b�dzie, dorobi� raport i adieu...
- Zobaczymy - powiedzia� Bado. - Ale masz racj�, wle�li�my ju� porz�dnie w ten las i przyda�by si� odpoczynek.
To m�wi�c odpi�� z plec�w ma�� torb� i cisn�� pistolet pod pie� najbli�szego drzewa.
- Panowie i panie, prosz� na �niadanie - powiedzia� powa�nie.
Roz�o�yli si� na szorstkim mchu. Bado ostentacyjnie wyci�gn�� z kieszeni pude�ko od�ywczych pastylek. wysypa� par� na d�o� i robi�c bohatersk� min� prze�kn�� jedn�. By�a smakowicie md�a i chocia� naprawd� w�o�y� wiele wysi�ku w utrzymanie na twarzy powagi, to jednak nie potrafi� powstrzyma� si� od skrzywienia warg. Pocieszy� go dopiero grymas na twarzy Stoka, kt�ry z nie mniejszym po�wi�ceniem wpakowa� do ust a� trzy pastylki za jednym zamachem.
Chwil� siedzieli nie patrz�c na siebie, ale wreszcie zmarkotnia�y troch� Stok zebra� si� na odwag�, zrobi� wielce niewinn� min� i zapyta�:
- Wiesz co, Bado? Powinni�my chyba wykona� kilka obserwacji przewidzianych harmonogramem zaj��. No... zmierzy� dok�adnie ci��enie, okre�li� pole magnetyczne, nat�enie promieniowania i w og�le... Chyba wzi��e� aparatur�? Widzia�em, �e d�wigasz spory plecak.
Bado od razu poj��, w czym rzecz.
- Oczywi�cie, ale l�dowali�my oddzielnie i ka�dy liczy� na siebie, wi�c i ty masz torb� nie mniejsz� od mojej... Patrzyli na siebie wci�� jeszcze niezdecydowani. Wreszcie Bado przysun�� do siebie plecak i zacz�� go powoli otwiera�. Torba zaopatrzona by�a w takie mn�stwo zamk�w, klamer i zatrzask�w, �e Bado zawsze m�g� jeszcze si� wycofa�. Jednak, jak si� mo�na by�o spodziewa�, ostro�no�ci okaza�y si� zb�dne. Stok nie wytrzyma� i parskn�� �miechem.
- By�em pewien, �e pasujemy do siebie jak ula�!
- Je�eli na dodatek oka�e si�, �e mamy podobny gust w doborze menu...
- To ca�y �wiat stoi otworem przed tak� par�!
Ju� bez �adnych skrupu��w powyci�gali z plecak�w mi�sne konserwy i plastykowe torebki pe�ne przemyconych na pok�ad rakiety specja��w. Stok nie bez dumy postawi� na mchu pot�ny termos i rozla� w kubki co�, o czym z uporem twierdzi�, �e jest tylko herbat�, chocia� Bado m�g� przysi�c, �e ju� sam zapach tej herbaty dziwnym sposobem kojarzy mu si� z Jamajk�.
Opychali si� wi�c smako�ykami, przez �aden instrukta� nie przewidzianymi w jad�ospisie praktykant�w Szko�y Zwiadu, i cho� nie przysta�o to potencjalnym wygom kosmicznym. Nie czuli z tego powodu specjalnych wyrzut�w sumienia. Ze skrajnych mo�liwo�ci - by� kosmicznym wilkiem, kt�remu wystarcz� pastylki, i nie by� nim, lecz za to mie� pe�ny �o��dek - wybrali zgodnie to drugie.
Kiedy z zaimprowizowanej uczty Lucullusa pozosta�y �a�osne ostatki, zm�czeni, czy to przebyt� drog�, czy te� nadmiernym przybytkiem kalorii, wyci�gn�li si� w cieniu li�ciastej korony podobnego do afryka�skiego baobabu drzewa i oddali si� przyjemnej drzemce.
Jasne s�o�ce przesuwa�o si� powoli nad lasem, bez trudu przenikaj�c skro� ustawionych pionowo li�ci i si�gaj�c, zdawa�oby si�, do najbardziej niedost�pnych g��bin lasu. Drzewa tylko na skraju le�nego obszaru by�y zielone, a w miar� oddalania si� od jego kra�ca jakby dojrzewa�y nabieraj�c stopniowo ��tych i pomara�czowych ton�w, aby w miejscu, gdzie legli dwaj zwiadowcy, mieni� si� dos�ownie p�omienistymi j�zorami na przemian ��tej i czerwonej kory. By�o to tym bardziej kontrastowe, �e wy�sze partie drzew odzyskiwa�y zielon� barw�, a na wierzcho�ku li�cie mia�y nawet odcie� zielonkawego b��kitu. S�o�ce stan�o wreszcie w zenicie, prawie pionowo nad ich g�owami, i poprzez prze�wity listowia sp�yn�o gor�cem na twarze �pi�cych. Pierwszy obudzi� si� Bado. Z przyzwyczajenia rozejrza� si� niespokojnie, ale woko�o panowa� niczym nie zm�cony spok�j.
Dla od�wie�enia cia�a podskoczy�, zrobi� kilka przysiad�w i szerokich zamach�w ramionami. Nast�pnie pozbiera� rozrzucone na be�owym mchu papierki, torebki i pr�ne tubki, wyrwa� zwarty p�at darni i zagrzeba� wsrystko w sypkim piasku.
Kiedy sko�czy� te zaj�cia, spojrza� na przyjaciela. Stok le�a� wyci�gni�ty, z b�ogim zadowoleniem maluj�cym si� na twarzy.
Bado zacz�� kalkulowa�, ile mia� szans na spotkanie cz�owieka o tak podobnej psychice, �e telepatyczne porozumiewanie si� z nim nie sprawia�o najmniejszego k�opotu. Na Ziemi zna� jedynie par� os�b, z kt�rymi rozmawiaj�c nie musia� mle� j�zykiem. Szansa na spotkanie kogo� takiego w kosmosie by�a tak nieprawdopodobnie nik�a, �e szybko zaprzesta� pr�b cyfrowego jej okre�lenia. Ju� chcia� szturchni�ciem w bok obudzi� Stoka, gdy przypadkowo zatrzyma� wzrok na jego broni.
Blaster mia� w�sk�, metalicznie b�yszcz�c� kolb� i gruszkowato zako�czon� luf�, w kt�rej nie by�o jednak �adnego otworu, a ze zgrubia�ego ko�ca stercza� cienki, rubinowy kolec. Bado nigdy w �yciu nie widzia� czego� podobnego.
Nie namy�laj�c si� d�ugo, podni�s� z ziemi bro�. Pozornie pozbawiona by�a spustu, jednak w pewnym miejscu zauwa�y� ma�y otw�r. Na wszelki wypadek skierowa� blaster w stron� jednego z drzew, po czym wetkn�� w otw�r palec i nacisn�� znajduj�cy si� w �rodku wyst�p.
Z rubinowej ig�y zerwa�a si� bezbarwna, matowa kropla i pop�yn�a w kierunku drzewa. Zanim si� do niego zbli�y�a, drzewo po prostu znikn�o. Sta�o si� to chyba w momencie, gdy nacisn�� spust, natomiast kiedy kropla dotar�a na miejsce, gdzie tylko co stoi pomara�czowy pie�, nast�pi� kr�tki trzask, jakby p�k�o szklane naczynie. Dopiero po kilku chwilach Bado spostrzeg�, �e znikn�o nie jedno, lecz kilka s�siednich drzew.
Nie kontrolowa�em rozrzutu" - pomy�la�.
Jeszcze raz spojrza� na Stoka. Jego zdziwienie si�gn�o szczytu. gdy uwa�niej przypatrzy� si� naszywkom, jakie Stok nosi� na skafandrze. By�y zupe�nie niepodobne do jakichkolwiek znak�w noszonych we Flocie Galaktycznej. Bado przyskoczy� do le��cego i potrz�sn�� nim.
- Stok! Obud� si�!
Stok otworzy� oczy i u�miechn�� si� sennie. Attai-dala-ufana - powiedzia� podnosz�c si�.
- Cooo?! - zawo�a� Bado.
- Tuna-sa-do-rodon - odpar� Stok i zmarszczy� czo�o z wyra�n� irytacj�.
Bado chwyci� si� nagle za g�ow�. Poj��, �e przez zapomnienie ca�y czas pos�uguj� si� zwyk�� mow�.
- Sk�d ty jeste�?
Tym razem przekaza� pytanie telepatycznie i t� sam� drog� rzeczywi�cie otrzyma� zrozumia�� odpowied�.
Czy� ty zwariowa�, Bado? Jak to, sk�d
Bado skoczy� po sw�j blaster i trzymaj�c go w jednej r�ce, a w drugiej pistolet Stoka, pokaza� bro� przyjacielowi.
Stok wytrzeszczy� oczy. Ich �renice rozszerzy�y si� do granic mo�liwo�ci, pozostawiaj�c tylko w�skie otoczki piwnych t�cz�wek .
- Sk�d to masz? - zapyta�. - Jaki� nowy typ?
- Kt�ry? - spyta� Bado.
- No oczywi�cie ten - Stok wskaza� blaster nale��cy do Bada.
- Fiuu... - Bado gwizdn�� przeci�gle. - A co o tym powiesz?
To m�wi�c po�o�y� obydwa pistolety i dotkn�� palcem naszywek skafandra. Teraz zauwa�y� ju� wi�cej r�ni�cych ich szczeg��w. Na przyk�ad buty Stoka ��czy�y si� ze skafandrem p�ynnie, bez jakichkolwiek z��czy, podczas gdy jego w�asne mia�y przy wysokich cholewach szew pr�niowej przyssawki.
Stok spr�bowa� si� u�miechn��.
- Tak... - powiedzia�. - Swoj� drog� za spostrzegawczo�� dw�ja... Dla obydw�ch.
Bado uda� oboj�tno�� i tylko wzruszy� ramionami. Pomy�la�. �e to wszystko chyba przez telepati�. Ma to do siebie, �e nie jest obarczona s�ownym szyfrowaniem poj�� i mo�e si� ni� pos�ugiwa� w rozmowie Chi�czyk z Australijczykiem. Eskimos z Europejczykiem. a nawet... W�a�nie. Czysta informacja jest jednakowa w ka�dym punkcie kosmosu. Bado pochyli� si�, chc�c podnie�� z ziemi nieostro�nie pozostawione tam przed chwil� oba pistolety, lecz Stok by� r�wnie szybki. Ka�dy pochwyci� swoj� bro�.
Stali teraz naprzeciwko siebie i pilnie �ledzili swoje ruchy. Stok marszczy� piegowaty nos, a Bado wci�� pogwizdywa� przez z�by.
- Ju� po�udnie - odezwa� si� wreszcie Stok.
- Uhm... p�no.
- Trzeba sprawdzi� stabilizacj� rakiety.
- Tak, ��ka... grunt m�g� by� podmok�y.
- S�dzisz?
- Ciekawy las - bez zwi�zku odpar� Bado, ale �aden nie zauwa�y� tego nawet. - Jakie kolory.
- A mech te� jaki� dziwny - podchwyci� Stok. - Czasami jakby si� porusza�.
Bado zrobi� niby przypadkowy krok wstecz. O ma�y w�os nie potkn�� si� o w�asny plecak, lecz uda�, �e go nie dostrzega. Jednak moment nieuwagi z jego strony wystarczy�, aby Stok znalaz� si� ju� przy jednym z drzew, gdzie udaj�c, �e si� rozgl�da, wyra�nie oczy ci�gle wlepia� w Bada.
- Ciekawy las - mrukn�� Bado i te� zbli�y� si� do napuch�ego u do�u pnia.
-Tar-don-to... - us�ysza� jeszcze i jednym susem skoczy� za drzewo.
Chwil� sta� zaczajony, gotowy do b�yskawicznej reakcji na oznak� zbli�ania si� nieznanej istoty, lecz w lesie panowa�a cisza. Kilkakrotnie wyda�o mu si�, �e s�yszy szmer skradaj�cych si� krok�w. Gdzie� zaszele�ci�y poruszone ga��zie. Kroki oddali�y si�. Zacisn�� palce na r�koje�ci Mastera, nabra� w p�uca haust przesyconego tlenem powietrza i pobieg� przed siebie.
Stara� si� zatoczy� szerokie p�kole i wyj�� z lasu wprost na sw�j statek. Na szcz�cie odleg�o�ci mi�dzy poszczeg�lnymi pniami by�y du�e i m�g� rozwin�� ca�� szybko��. Sadzi� wi�c wyci�gni�tym k�usem maj�c nadziej�, �e jako by�y �redniodystansowiec zdo�a wyr�wna� szanse ich obu, zachwiane przez to, �e jego rakieta sta�a jednak dalej od lasu. Po cz�ci mu si� to uda�o, w ka�dym b�d� razie, gdy wypad� spomi�dzy drzew, tamtego jeszcze nie by�o. Pomkn�� prosto jak strzeli� do wznosz�cej si� na szeroko rozstawionych amortyzatorach rakiety. Po drodze p�oszy� z kwiat�w roje brz�cz�cych owad�w i rozbija� w lotne ob�oczki - k��bki puchu podobne do ziemskich dmuchawc�w.
Kiedy dotar� wreszcie do rakiety i odwr�ci� na chwil� g�ow�, zobaczy�, jak zamyka si� klapa w�azu na statku stoj�cym bli�ej lasu. Wskoczy� na pomost rakietowego wyci�gu i po chwili by� ju� pod os�on� pancerza rakiety. Szybko dosta� si� do kabiny nawigacyjnej i ca�ym cia�em upad� na klawisze pulpitu. �okciem wcisn�� taster uruchamiaj�cy system obrony, uderzeniem kciuka w��czy� ekran zewn�trznego �ledzenia i osun�� si� na fotel pilota. Nareszcie m�g� odetchn��.
Tymczasem jego statek jakby o�y� na nowo. Silniki zacz�y pulsowa�, przygotowane do natychmiastowej zmiany pozycji w wypadku ataku. R�wnocze�nie system obrony rozwin�� na kilkadziesi�t metr�w ekrany anihilacyjne i poda� do kabiny sygna� gotowo�ci przej�cia do dzia�a� zaczepnych. Bado otar� z czo�a perliste krople potu i naprowadzi� zewn�trzne kamery na obcy statek. Tajemnicza rakieta r�wnie� sta�a nieruchomo jak szary, stalowy obelisk. Ale by�y to tylko pozory martwoty. Bado wiedzia�, �e "tamten" te� czeka.
Przybli�y� twarz do ekranu. Nad ��k� polatywa�y jeszcze bia�e py�ki, a w trawie wida� by�o wyra�ne �lady, kt�re pozostawi� przybiegaj�c z lasu.
Otworzy� znajduj�c� si� tu� nad pulpitem szafk� z przedmiotami pierwszej pomocy na wypadek nieprzewidzianych komplikacji zwiadu i wyci�gn�� z niej kilka opas�ych tom�w. Zacz�� niecierpliwie przerzuca� stronice. Na grzbietach ksi��ek z�oci�y si� t�ustym drukiem wybite tytu�y: "Intelligent Life in Space", "Mietodika na�a�dienija swiazi s suszczestwami drugowo intiellekta" oraz "Lyncos, Desing of a Language for Cosmic Intercourse". Bado mia� nadziej�, �e zdo�a naprawi� pope�nione dot�d b��dy.
"Mo�na teraz rozpocz�� pr�b� nawi�zania kontaktu" pomy�la�.
I mia� racj�. Teraz ju� mo�na by�o. Instrukcja Pierwszego Kontaktu m�wi wyra�nie o zachowaniu maksymalnej ostro�no�ci przy nawi�zywaniu stosunk�w z przedstawicielami wysoko postawionych galaktycznych cywilizacji. Przede wszystkim ostro�no��. Kto ich tam wie, jacy oni s�?
DARIUSZ FILAR
THEATRON
Silnik ucich�. Wsta�em z fotela i ruszy�em do wyj�cia.
W korytarzu do��czy� do mnie Erwin, p�niej z zakamark�w kabiny nawigacyjnej wy�oni� si� Paavo. W��czy�em mechanizm otwieraj�cy i pokrywa w�azu zacz�a wolno opada� zmieniaj�c si� w szeroki pomost wiod�cy na p�yt� kosmodromu.
Wiruj�cy nad stepem wiatr rzuci� nam w twarze gar�� drobnego piachu. W powietrzu czu�o si� susz�, a kruche jak ze starego zielnika �d�b�a traw pokrywa�a gruba warstwa kurzu.
- Lato si� ko�czy - powiedzia� Paavo.
Po spiralnej pochylni weszli�my na szar� wst�g� napowietrznej drogi. W elektrycznym szybko�azie czeka� na nas m�odzik w granatowym mundurze z pomara�czow� naszywk� Grupy Powrot�w na prawym r�kawie.
- Alvar Lan - przedstawi� si�, gdy podeszli�my do pojazdu. Zaj�li�my miejsca i szybko�az ruszy�. Wiedziony niezawodnymi zmys�ami automatycznego kierowcy sun�� z ogromn� pr�dko�ci� przez rozleg�e pustkowie l�dowisk. Obejrza�em si� i przez chwil� patrzy�em na nikn�cy w oddali nasz statek - brudny, z zatartymi znakami rozpoznawczymi, pokryty p�cherzami �u�la i plamami rdzy. Erwin z zaciekawieniem �ledzi� moje spojrzenie. - �al ci tego pud�a? - zapyta�.
- Sp�dzili�my w nim siedem lat - odpar�em.
Zapad�a cisza. Alvar, ten m�odzik, kt�ry przyjecha� po nas szybko�azem, ch�on�� wzrokiem nasze znoszone skafandry z czerwonymi znaczkami pilot�w. Ciekawo�� kipia�a w nim zdradza� to co chwila, chocia� usi�owa� zachowywa� si� z niedba�� oboj�tno�ci�.
- Przydarzy�o si� wam co� niezwyk�ego? - wypali� wreszcie.
- Nie - odpar� Paavo. - Przemierzali�my Przestrze� i czasami wysy�ali�my sondy, czasami komunikaty do Centralnego O�rodka Bada� Kosmicznych. Zapewniam ci�, �e trudno znale�� zaj�cie r�wnie nudne...
Na twarzy Alvara odbi�o si� rozczarowanie. "Biedaku - pomy�la�em - marzy�e� o ujarzmieniu niezwyk�ych ludzi, wietrzy�e� barwn� opowie��, kt�r� m�g�by� powt�rzy� swojej dziewczynie i kumplom, a spotka�e� tylko trzech zm�czonych facet�w, kt�rzy wcale nie potrafi� interesuj�co m�wi� o Przestrzeni, a na dodatek narzekaj� na panuj�c� w niej nud�...
- Od jak dawna tutaj pracujesz? - spyta�em Alvara. - Od... - zawaha� si� - czterech tygodni.
- Jeste�my pierwsz� za�og�, jak� powierzono twojej opiece?
Potakuj�co skin�� g�ow�.
- Nie miej nam za z�e, �e nie wygl�damy tak, jak sobie wyobra�a�e� - powiedzia�em - Je�eli popracujesz tu d�u�ej...
- Ale� ja... - przerwa� mi chc�c zaprzeczy�, ale zabrak�o mu nagle s��w i umilk� z r�kami wzniesionymi jak do uroczystej oracji.
- Nie przejmuj si� - Paavo poklepa� go po ramieniu my si� naprawd� nie gniewamy.
Powiedzia� to g�osem, jakim przemawia si� do dzieci, ale na pewno nie chcia� sprawi� ch�opakowi przykro�ci.
- Kpicie sobie ze mnie - powiedzia� Alvar ura�onym tonem.
My�la�em, �e Paavo go przeprosi, zdawa�o mi si� przez chwil�, �e chce wyja�ni� nieporozumienie, ale on wzruszy� tylko w milczeniu ramionami. Znowu zrobi�o si� cicho, od czasu do czasu na ostrych zakr�tach skrzypia�y amortyzatory szybko�azu. Przez przejrzyste �ciany pojazdu widzieli�my kolorowe budowle, kt�re coraz cz�ciej pojawia�y si� po obu stronach drogi.
- Chyba nowy styl - mrukn�� Eiwin.
Szybko�az stan�� przed wielkim. pomara�czowym gmachem przypominaj�cym nieco przyklepane mrowisko. "Grupa Powrot�w" - g�osi�a tablica u wej�cia. D�ugimi korytarzami Alvar poprowadzi� nas do sali, w kt�rej czekali cz�onkowie Komisji G��wnej. Erwin z�o�y� kr�tki raport, potem �ciskano nam r�ce, gratulowano wynik�w w badaniach.
- G�upi� prac� maj� ci tutaj - powiedzia� Paavo, gdy znowu znale�li�my si� na korytarzu. - Co kilka dni powraca z kosmosu jaka� wyprawa, a oni musz� za ka�dym razem zapewnia� jej uczestnik�w, �e w�a�nie ta by�a najwa�niejsza.
Skierowali�my si� do wyj�cia, ale Alvar zast�pi� nam drog�. - Zaprowadz� was teraz do Sekcji Aktualizacji Poj�� powiedzia�.
- Dok�d? - wykrzykn��em.
- Zobaczycie - odpar� lakonicznie. Wci�� my�la�. �e kpili�my z niego. i przez zemst� traktowa� nas teraz z wyszukanym ch�odem.
Znowu poszli�my za nim przez labirynt korytarzy. Mijali�my dziesi�tki drzwi wiod�cych do najr�niejszych kom�rek ogromnego tworu, jakim by�a Grupa Powrot�w, przeskakiwali�my z poziomu na poziom. je�dzili�my niezliczonymi windami. Wreszcie wkroczyli�my do pogr��onej w p�mroku sali. Z niewidocznych g�o�nik�w p�yn�a jednostajna melodia. panowa� nastr�j sennego spokoju.
- Zaczekajcie tutaj - powiedzia� Alvar i zostawi� nas samych.
Po chwili do sali wszed� m�czyzna w bia�ym lekarskim kitlu.
- Nazywajcie mnie Bell - rzuci� od progu. - Podoba wam si� m�j gabinet?
Nie zd��yli�my przytakn��. a on ju� ci�gn�� dalej
- Wprowadz� was na nowo w �ycie. a nie my�lcie. �e to proste zadanie. Lecieli�cie siedem lat. a taki okres wiele znaczy w �yciu ludzko�ci. Sporo si� u nas wydarzy�o...
- Wiemy. wiemy... - przerwa� mu Paavo. - Ca�y czas utrzymywali�my ��czno�� galaktowizyjn� z Centrum.
- I c� z tego? - u�miechn�� si� Bell. Popatrzyli�my na niego ze zdziwieniem.
- Wiecie dlaczego pilot tylko raz w �yciu mo�e uczestniczy� w rejsie wieloletnim - spyta� nieoczekiwanie.
- �aden organizm nie wytrzyma dwukrotnie d�ugotrwa�ego �ywienia kondensatami - powiedzia�em. - Tak uczono nas w Akademii.
Bell lekcewa��co machn�� r�k�.
- Oszukiwano was. Przeszkoda tkwi w psychice pilota.
- W psychice? Tego nie podejrzewali�my.
- Tak - potwierdzi� Bell. - Cz�owiek w Przestrzeni. samotny w bezmiarze pustki, inaczej przyjmuje wiadomo�ci o wydarzeniach na Ziemi ni� jej przeci�tny. nie opuszczaj�cy domowych pieleszy mieszkaniec. Wszystko, co dzieje si� na dalekiej rodzinnej planecie, kosmicznym w�drowcom ukazuje kszta�ty bardziej dramatyczne, jaskrawsze, gro�niejsze... Czasami wiadomo��, kt�r� stateczny mieszczuch wita wzruszeniem ramion, u zahartowanego pilota wywo�a� mo�e niebezpieczny szok. Drobiazg. us�yszany i zapami�tany w pierwszych dniach po starcie. po latach lotu mo�e zrodzi� obsesj�. Odr�bno�� reakcji psychicznych cz�owieka d�ugo przebywaj�cego w Przestrzeni poznano w XXI wieku. W tym samym stuleciu powo�ano Agencj� Informacji Kosmicznej. Zatrudnieni w Agencji psychologowie i dziennikarze dbaj�, by opuszczaj�ce Ziemi� serwisy informacyjne wolne by�y od wie�ci mog�cych wzbudzi� jakiekolwiek burzliwe uczucia.
Od czasu do czasu nadaje si� wiadomo�ci tyle� krzepi�ce. co nieprawdziwe. Po powrocie z wyprawy kosmonauta dowiaduje si� oczywi�cie o wszystkim. Nic dziwnego. �e nie mo�na wys�a� go w Przestrze� po raz drugi - nie uwierzy�by ju� �adnemu przekazanemu z Centrum komunikatowi. Ze zrozumia�ych powod�w �aden pilot nie mo�e dowiedzie� si� o istnieniu Agencji przed odbyciem lotu; dlatego jej dzia�alno�� otoczono �cis�� tajemnic�. Od dzi� was tak�e obowi�zuje jej przestrzeganie.
Siedzieli�my os�upiali.
- Nasze rodziny...? - wyszepta� wreszcie Erwin.
- Wiadomo�ci dotycz�ce waszych bliskich nie k�ama�y odpar� Bell. - Wszyscy czuj� si� znakomicie.
Zauwa�y�em, �e Erwin i Paavo swobodniej odetchn�li.
- Ciesz� si�, �e mog� wam o tym powiedzie� - doda� Bell.
- Dzi�kujemy ci - Erwin d�wign�� si� z fotela. P�jdziemy teraz do siebie.
Ale Bell nie zamierza� jeszcze nas wypu�ci�.
- Siadaj - delikatnie popchn�� Erwina z powrotem. Nie powiedzia�em wam najwa�niejszego. Nie przera�� was chyba, chocia� to jedna a tych ziemskich nowinek, kt�rych w Przestrze� wysy�a� nie wolno.
- Nie pracujesz w Agencji, Bell! - zniecierpliwi� si� Paavo. - Wyl�dowali�my ju� i nie trzeba nas uspokaja�. - Dobrze - zgodzi� si� Bell - przejd�my do sedna sprawy. Pami�tacie zapewne, �e przed trzynastoma laty ca�� �wiatow� gospodark� uj�to w jednolity system "Terra". Wprowadzono w�wczas pe�n� automatyzacj� wszystkich proces�w wytw�rczych. Miliardy ludzi przesta�y pracowa�, a powszechna obfito�� bezp�atnie rozdzielanych d�br oddali�a codzienne troski. Odrobin� zaj�� mieli tylko studenci, najwybitniejsi naukowcy, politycy, lekarze i nauczyciele; reszt� ludzko�ci ogarn�o nagle niewyczerpane morze wolnego czasu. Zapracowani dawniej szarzy ludzie nurzali si� teraz w otch�ani nier�bstwa i mimo ci�g�ego doskonalenia rozrywkowej machiny zacz�li si� nudzi�. Je�eli nudzi si� jeden cz�owiek. dw�ch czy nawet tysi�c - nie ma powod�w do niepokoju; gorzej, gdy nudz� si� miliardy. W dwa lata po wprowadzeniu systemu "Terra" sytuacja wygl�da�a gro�nie; powo�ano ponownie do �ycia rozwi�zany przed wiekami aparat policyjny, ale nawet ten nie zdo�a� postawi� tamy rosn�cej fali przest�pstw. Rozpr�niaczone rzesze nie cofa�y si� przed �adn� pod�o�ci�. Najt�si znawcy socjologii dwa lata dumali nad sposobami przezwyci�enia kryzysu. nim wreszcie znaleziono panaceum - rozpocz�a si� operacja ..Arte". Wierzono, �e po�o�y kres totalnemu znudzeniu i towarzysz�cym mu rozbojom, a r�wnocze�nie intelektualnie d�wignie spo�ecze�stwo na niedost�pne dot�d wy�yny. Kiedy odlatywali�cie, operacja osi�gn�li faz� rozkwitu - nieliczni tylko mieszka�cy Ziemi nie uwa�ali si� za malarzy, pisarzy, rze�biarzy, poet�w, pie�niarzy czy aktor�w. Niezliczone konkursy i festiwale organizowane w toku operacji wy�ania�y wci�� nowych bohater�w dnia. Bawiono si� znakomicie, niestety, do czasu... Rych�o nowa rozrywka przesta�a frapowa�-ludzie tworzyli, prezentowali swoje dzie�a, zdobywali nagrody i dyplomy, ale przecie� to by�a tylko zabawa... Ca�e rycie mo�e po�wi�ci� sztuce tylko prawdziwy artysta lub maniak, tote� wi�kszo�� niedawnych entuzjast�w operacji "Arte" odrzuci�a d�uta i p�dzle, by wr�ci� do wyst�pnych igraszek. Za�egnane chwilowo niebezpiecze�stwo powszechnego zwyrodnienia powr�ci�o. Doro�li, m�odzie�, a nawet dzieci i s�abowici staruszkowie bili si� mi�dzy sob�, a pospo�u napadali na nielicznych obro�c�w prawa. Szerzy�y si� alkoholizm i narkomania, a wydawane nielegalnie pisma pornograficzne osi�ga�y niebywa�e nak�ady.
Gwoli ocalenia ludzko�ci od niechybnej zguby zorganizowano akcj� opatrzon� kryptonimem "P� na p�". Przeobrazi�a ona �ycie ziemskiej spo�eczno�ci w gigantyczn� gonitw�, w kt�rej jedna po�owa obywateli przywdzia�a policyjne mundury i strzeg�a porz�dku, podczas gdy druga oddawa�a si� jego zak��caniu. Jednakowo� by�o to rozwi�zanie co najmniej niedoskona�e, tym bardziej �e dla uczynienia owej gonitwy ciekawsz� niekt�rzy przedstawiciele obydwu wrogich oboz�w pocz�li zamienia� si� funkcjami. Zwarcie policyjnych szereg�w i usuni�cie z nich ludzi najmniej odpowiedzialnych nie na wiele si� zda�o i ju� w kilka tygodni p�niej wyst�pi�y objawy kolejnego rozprz�enia...
- Jakie wi�c wreszcie znale�li�cie wyj�cie? - zapyta� Erwin.
- Stworzyli�my Theatron - odpar� Bell - gr�, kt�ra wci�ga wszystkich, wype�nia czas, a podnosz�c drobne s�abostki ludzkie do rangi cn�t, gwarantuje wy�mienite samopoczucie.
- A na czym polega ta gra? - zaciekawi� si� Paavo.
- Wyobra� sobie, �e stan�a przed tob� grupa znajomych. Cz�� z nich to twoi przyjaciele, cz�� za� to wrogowie. Nie znasz ich przysz�o�ci, ale na pewno pragn��by� j� ukszta�towa�: b��dz� w twojej fantazji wizje szcz�liwo�ci bliskich i pogn�bienia tych, kt�rych nienawidzisz. Spisz swe marzenia na wyrwanej ze szkolnego kajetu kartce albo urwa� na ta�mie magnetofonu, a gdy to uczynisz mo�esz przyst�pi� do w�a�ciwego dzia�ania. Pomagaj jednym, a staraj si� szkodzi� innym, chwal i obmawiaj, szkaluj i wybielaj, raz podaj pomocn� d�o�, a kiedy indziej wykop pod kim� do�ek. bacz przy tym ci�gle. by te czynno�ci s�u�y�y spe�nieniu tych wizji...
Bell urwa� i chwil� milcza� pogr��ony w zadumie.
Oto ca�a prawda o Theatronie - powiedzia� wreszcie. Niczego nie rozumieli�my.
Przecie� to bzdura na skal� kosmiczn� ! - wykrzykn�� Paavo. - Najni�sze instynkty, sk�onno�� do plotkarstwa i intrygowania maj� przynie�� zbawienie ludzko�ci?! Bell patrzy� na nas uwa�nie i u�miecha� si� tajemniczo. - Opowiem wam dwie kr�tkie historyjki - zacz��. Pomog� wam zrozumie� istot� i zasady funkcjonowania Theatronu. Zdarzenia. kt�re tworz� akcj� pierwszej historyjki. mia�y miejsce przed wieloma laty. Pewna nudz�ca si� staruszka, nie umiej�c nic sensownego uczyni� z w�asnym �yciem, pocz�a mn�stwo uwagi po�wi�ca� swoim bli�nim. Zrazu zadowala�a j� bierna, chocia� wnikliwa obserwacja. Zebrawszy odpowiedni� ilo�� danych, staruszka przyst�pi�a do wyg�aszania komentarzy, kt�rych z zaj�ciem s�ucha�y jej przyjaci�ki. Gdy pow�d� informacji o �yciu s�siad�w wype�ni�a jej pami��, a altruistyczne uczucia serce postanowi�a dzia�a�. Uznawszy �ycie otaczaj�cych j� ludzi za jednostajne i nudne, zapragn�a je ca�kowicie odmieni�. Puszcza�a plotki, podrabia�a listy, czasami dopuszcza�a si� drobnych kradzie�y, a raz o ma�o nie skr�ci�a karku, pr�buj�c podrzuci� przez okno kompromituj�cy pewn� osob� przedmiot. Pracowa�a ci�ko nie szcz�dz�c czasu ni si�, ale jakie� osi�gn�a rezultaty!
Efektem jej mozo�u by�y dwa �luby i narodziny czworga dzieci, jeden rozw�d, napisanie pracy habilitacyjnej, za�o�enie hodowli syjamskich kot�w i nabycie czterech magnetofon�w. Mimo dokonania wspania�ego dzie�a staruszka nie czu�a rado�ci; gorycz bowiem jest udzia�em wszystkich tw�rc�w, kt�rzy swoje autorstwo musz� chowa� w tajemnicy.
- W tajemnicy! - w oczach Paava pojawi� si� b�ysk zrozumienia.
- Zaczekaj - powstrzyma� go Bell. - Opowiem teraz drug� historyjk�. Na poz�r nie r�ni si� ona od poprzedniej, ale jej akcja toczy si� wsp�cze�nie. w dobie Theatronu. Ot� pewna nudz�ca si� staruszka podgl�da�a swoich s�siad�w. a p�niej raczy�a grono przyjaci�ek barwnymi opowie�ciami. Wraz z wiedz� o otoczeniu ros�a w staruszce nieprzeparta ch�� dzia�ania. Przyst�pi�a do niego oczywi�cie. przedtem jednak opracowa�a i w zalakowanej kopercie odda�a w kolekturze Theatronu taki oto elaborat:
Przez okno mego pokoju ogl�da� mo�na dwupi�trowy budynek. Niewielkie mieszkanka na parterze i drugim pi�trze zajmuj� czterej stateczni starzy kawalerowie. Apartament na pierwszym pi�trze nale�y do Iona Padduna doktora nauk matematycznych, wyk�adowcy w pobliskim liceum. Dr Paddon mieszka z �on� i dwoma synami. bli�niakami. Synowie zapewne ju� dawno upu�ciliby rodzinne gniazdo. gdyby nie czu�a opieka ich matki. Pani Paddon bowiem uwa�a ich wci�� jeszcze za niedojrza�ych zabrania im o�enku i urz�dza straszne awantury, je�eli wracaj� nieco p�niej do domu. Poniewa� od lat obu synom zdarza si� to prawie codziennie. ciche wieczory nale�� u Paddon�w do rzadko�ci. S�siedzi nie protestuj�. gdy� przywykli do dono�nego g�osu pani Paddon. a nawet uwa�aj� jej wieczorne monologi za znakomity �rodek nasenny. Drug� - poza pilnowaniem syn�w - pasj� pani Paddon jest sprz�tanie mieszkania, a raczej wyznaczanie w tym zakresie zada� m�owi i nadzorowanie ich wykonania. Dr Paddon potulnie zgadza si� na te praktyki. uciekaj�c od nich tylko na czas zaj�� szkolnych i w kr�tkich chwilach wytchnienia. wykorzystywanych na obmy�lanie kolejnych posuni�� w rozgrywanych korespondencyjnie partiach szach�w, kt�re s� jego jedyn� nami�tno�ci�.
W zaprezentowan� monotoni� rodzinnego �ycia postanowi�am wnie�� nieco od�ywczego urozmaicenia. Rozpoczn� od podrzucenia na stoj�ce u okna biurko dra Paddona bogato haftowanej damskiej chusteczki. Zaj�ta sta�ym lustrowaniem mieszkania pani Paddon znajdzie j� na pewno. a od tyj chwili zacznie m�a �ledzi�. By �ledztwu zapewni� owoce, dorobi�am kluczyk do skrzynki pocztowej pa�stwa Paddon�w i wkr�tce zaczn� podk�ada� w miejsce szachowej korespondencji dyskretnie perfumowane, a czu�e w tre�ci bileciki. Opr�nianiem skrzynki zajmuje si� pani Paddon, efekty mego dzia�ania mo�na wi�c sobie wyobrazi�.
Skupienie uwagi matki na osobie rodzica synowie wykorzystaj� na zawarcie zwi�zk�w ma��e�skich a uwzgl�dniaj�c rodzinne tradycje oczekiwa� mo�na, �e rych�o obaj zostan� ojcami bli�ni�t. Odej�cie syn�w spowoduje wzrost napi�cia w stadle Paddon�w, a to niechybnie doprowadzi do jego rozpadu. Uwolniony od narzucanych przez �on� zaj��, dr Paddon spo�ytkuje czas na napisanie pracy habilitacyjnej. By�a pani Paddon, wiedziona potrzeb� posiadania obiekt�w do tyranizowania, za�o�y hodowl� syjamskich kot�w, zwierz�t znakomicie nadaj�cych si� dla jej cel�w, a pyry tym niezwykle czystych. Cisza, kt�ra zapanuje w pe�nym niegdy� ha�as�w domostwie, bole�nie dotknie czterech starych kawaler�w. Nawykli do dawnych warunk�w, w nowych cierpie� b�d� na bezsenno��. Gdy dolegliwo�� ta mocno da im si� we znaki, zakupi� magnetofony, po czym ub�agaj� s�siadk� o nagranie dla nich cho� jednej przemowy i b�d� jej wys�uchiwa� ka�dego wieczora jak najpi�kniejszej ko�ysanki".
Poczynania staruszki sprawi�y. �e spe�ni�o si� wszystko, co przewidywa�a. W rok po z�o�eniu w kolekturze Theatronu elaborat staruszki wraz z milionami innych trafi� do specjalnego komputera. Przemy�lna maszyna stwierdzi�a szybko, �e plan staruszki osi�gn�� najwy�szy ze wszystkich stopie� zgodno�ci z rzeczywisto�ci�. Wynik ten zosta� podany do publicznej wiadomo�ci, a staruszce przyznano "Srebrn� Ni� Intrygi".
Bell zako�czy� opowiadanie, a my wybuchn�li�my �miechem.
- S�uchaj, Bell - wykrztusi�em t�umi�c chichot.
Z twoich opowie�ci wynika, �e ka�dy mo�e napisa� w tajemnicy histori� o znanych mu ludziach i doprowadzi� do jej urzeczywistnienia... Dobry �art !
- Nie - Bell wcale si� nie �mia�. - Konkursy og�aszane s� ka�dego tygodnia, po roku podaje si� wyniki. Zwyci�zcy zdobywaj� "Srebrne lici Intrygi", a w dorocznym plebiscycie wybiera si� spo�r�d nich tw�rc� najoryginalniejszego.
Plebiscytowa nagroda - "Z�ota Ni� Intrygi" - przynosi s�aw� i powodzenie...
- W grze nie obowi�zuj� �adne regu�y? - spyta� Paavo. - Nie wolno nikogo u�mierci� lub narazi� na cielesne cierpienia - odpar� Bell. - Wszystkie pozosta�e chwyty s� dozwolone. Uwa�ajcie - doda�. - Ka�dy mo�e napisa� dla Theatronu scenariusz, ale ka�dy te� mo�e zosta� jego bohaterem.
Wyszli�my na korytarz.
Paavo i Erwin po�egnali mnie szybko, zosta�em sam.
- Nie idziesz do domu? - us�ysza�em nagle czyj� g�os. Odwr�ci�em si� b�yskawicznie i zobaczy�em naszego przewodnika, Alvara.
- Nie - powiedzia�em - nie mam rodziny. Przed lotem mieszka�em w internacie Akademii Pilot�w, a teraz...
- Za kilka dni dostaniesz mieszkanie - powiedzia�. - Na razie mo�esz zamieszka� u mnie.
Zrobi�em niezdecydowany gest ni to podzi�kowania, ni to odmowy. Widz�c moje zak�opotanie. Alvar u�miechn�� si� szeroko.
- Nie szykuj� �adnego podst�pu - powiedzia�. - Nale�� do tych nielicznych, kt�rzy pracuj�. Theatron nie jest moim jedynym zaj�ciem... Zreszt� nie przejmuj si� specjalnie opowie�ciami Bella, on lubi przesadza�.
Przyj��em wi�c zaproszenie Alvara sp�dzi�em u niego dwa tygodnie, a i p�niej odwiedza�em go cz�sto. Mieszka� z rodzicami i z siostr� w starym, na pocz�tku stulecia wzniesionym domu. Przestronne pokoje wype�nia�y antyczne meble, na d�bowych rega�ach pi�trzy�y si� stosy ksi��ek. Pi��dziesi�t i wi�cej lat licz�ce tomy sk�ada�y si� na wcale poka�n� bibliotek�, a jak wielkim bogactwem jest jej posiadanie. zrozumia�em po z�o�eniu wizyt w kilku ksi�garniach. Pr�no szuka�em dzie� ulubionych autor�w r wydawania klasyki zaniechano przed pi�cioma laty. ca�a natomiast literatura wsp�czesna dotyczy�a jednego tematu. "Wszyscy jeste�my na scenie", "Intryga i re�yseria", "Aktor mimo woli". ..Zosta� Szekspirem Theatronu!" Wyobra�nia a �wiat rzeczywisty". ..Theatronowca poczciwego przypadki" - tylko takie tytu�y umieszczano na kolorowych ok�adkach.
W wyprawach badawczych w nowej rzeczywisto�� towarzyszy�a mi Arlet siostra Alvara. Razem ze mn� odwiedza�a ksi�garnie i muzea. pomaga�a mi odnale�� w�a�ciwy sens przesyconych theatronowymi ploteczkami doniesie� prasowych, a przede wszystkim chroni�a mnie przed zakusami wyj�tkowo aktywnych theatronowc�w, gotowych wykorzysta� m�j brak do�wiadczenia. Niech�� Arlet do Theatronu nie ust�powa�a mojej, tote� rozumieli�my si� �wietnie, sp�dzone wsp�lnie chwile zbli�y�y nas bardzo, a w siedem miesi�cy po moim powrocie z Przestrzeni zostali�my ma��e�stwem. Zamieszkali�my w male�kiej przed laty opuszczonej przez mieszka�c�w wiosce. S�siad�w mieli�my nielicznych, podobnych nam uciekinier�w z opanowanego przez Theatron �wiata. P�dzili�my szcz�liwe ciche �ycie: studiowali�my troch�. czytali�my stare ksi��ki. Arlet pr�bowa�a malowa�.
Pewnego razu w�r�d docieraj�cej do nas korespondencji znalaz�em kopert� zaadresowan� charakterystycznym pismem Paava.
"Jestem obiektem �art�w ca�ej rodziny - skar�y� si� w li�cie - nie wiem nawet, jak wielk� liczb� plotek i intryg zdo�ali mnie omota�".
Pokaza�em list Arlet.
- Biedny ch�opak - powiedzia�a.
Mija�y dni, wiosenna plucha ust�pi�a miejsca s�onecznej pogodzie, rozpocz�o si� upalne lato. W kilka dni po pierwszej rocznicy mego powrotu na Ziemi� w ..Theatron Telegraph" - jedynym dzienniku jaki uda�o si� nam zaprenumerowa� - zamieszczono ogromne zdj�cie Alvara.
Alvar Lan - informowa� podpis pod fotografi� zdobywca �Srebrnej Nici Intrygi�. Zdo�a� prze�ama� nieufno�� powracaj�cego z Przestrzeni kosmonauty i uczyni� go cz�onkiem swojej rodziny. Sensacyjne szczeg�y w najbli�szych dniach.
Chwyci�em gazet� i pobieg�em do Arlet.
- Wi�c to tak! - krzycza�em. - Wszystko by�o k�amstwem, oszustwem gr�!
Nagle z�o�� mi odesz�a i opanowa� mnie wielki smutek. - Wszystko by�o gr�... - powt�rzy�em.
- Nie! - zaprzeczy�a Arlet. - Ja nie uduwa�am... Tylko Alvar... On to zrobi�. Nie wiedzia�am o niczym... M�wi�a chaotycznie, by�a bliska p�aczu.
I wtedy zrozumia�em, �e zachowuj� si� g�upio. Alvar stworzy� przecie� tylko pocz�tek naszej historii. jej dalszy ci�g nale�a� do nas.
Przepraszam - powiedzia�em nigdy wi�cej nie b�d� o tym m�wi�.
Wiedzia�em, �e dotrzymam s�owa.
KRZYSZTOF MALINOWSKI
WAKACJE PA�STWA ATKINS
Karol Emanuel Atkins siad� w�a�nie przed telewizorem, by obejrze� swoj� codzienn� porcj� strzelaniny i gwa�tu na ma�ym ekranie. kiedy z kuchni wyjrza�a �ona.
- Karolu! - j�kn�a zbola�ym tonem. kt�ry wyra�a� zarazem rezygnacj�, zniecierpliwienie i �wiadomo�� faktu. �e m�� za pierwszym razem nie zareaguje na jej wezwanie. - Karolu ! Czy mog�abym ci na chwil� przeszkodzi� !
- Uhm... - odpar� rzeczowo Karol Emanuel Atkins, nie odrywaj�c wzroku od telewizora. Wymiana ognia pomi�dzy dwoma przedstawicielami na �mier� walcz�cych ze sob� obcoplanetarnych cywilizacji skutecznie zag�uszy�a s�owa pani Atkins.
Czy m�g�by� sobie na chwil� przeszkodzi�! - rykn�a �ona pana Karola, sprawnie zarazem wy��czaj�c foni� telewizora.
- Tak - odrzek� z determinacj� Atkins. - M�g�bym...
- Chcia�am si� dowiedzie�, czy zdecydowa�e� ju� co� w zwi�zku z naszym urlopem. Mogliby�my si� w tym roku spokojnie gdzie� wybra� sami. Anna wyje�d�a z ca�� klas� na koloni� w pier�cienie Saturna...
- Nie... To znaczy, nie wiem - Atkins by� zupe�nie zbity z tropu. - Czy nie mog�aby� tego od�o�y� na p�niej? Chcia�em...
- Znajoma opowiada�a mi dzisiaj - pani Kornelia nie zwraca�a najmniejszej uwagi na zrozpaczony wyraz twarzy m�a - �e sp�dzi�a cudowny miesi�c w jakim� nowo otwartym uzdrowisku na Wenus. Tam jest podobno wspania�a atmosfera. I kr�tko si� leci, odloty s� podobno co godzin�, a w sezonie co dwadzie�cia minut. Mas� mi naopowiada�a... i wyobra� sobie, schud�a o ca�e sze�� kilo!
- Jej m�� pewnie te� - mrukn�� Atkins. Potem g�o�niej dorzuci�: - Ja si� w tym roku nie ruszam z Ziemi...
- Ale�, Karolku! Nie zamier�asz chyba przesiedzie� ca�ych wczas�w przed telewizorem! I to akurat wtedy, kiedy Anna...
- Nie przed telewizorem, lecz na Ziemi! - Nieoczekiwanie w pana Atkinsa wst�pi� lew. Zdecydowanie podni�s� si� z fotela i ostentacyjnym gestem w��czy� na powr�t d�wi�k telewizora. Film dobiega� ko�ca. Negatywny bohater odcinka serialu, dziewi�cionogo-r�ki mieszkaniec planety Hekatoon, wi� si� w �miertelnych konwulsjach, brocz�c fioletow� krwi�.
Karol Emanuel Atkins pokiwa� z aprobat� g�ow� i siad� w fotelu. Potem od niechcenia. nie odwracaj�c g�owy, powiedzia�:
- poza tym w po�owie przysz�ego miesi�ca ma by� mecz o puchar �wiata robot�w serii "K" z ..�elaznymi Ch�opcami Smitha". l ja to musz� widzie�! A na Wenus s� fatalne warunki odbioru. Zreszt� znudzi�y mi si� ju� te planecid�a! Rok w rok w��czymy si� albo w�r�d pomara�czowej trawki, albo po granatowych morzach... Ile wreszcie mo�na? Ju� zapomnia�em jak wygl�da zielony kolor!
Pani Atkins wiedzia�a ju�. �e nic nie wsk�ra.
- Prosz� wi�c wybieraj sam - odezwa�a si� ura�onym tonem. - Tyle razy ci� u to prosi�am.
- W porz�dku - powiedzia� sztucznie uniesionym g�osem Atkins. - Sp�dzimy wczasy na Ziemi! Ostatecznie teraz jest ju� mniejszy t�ok, towarzystwa turystyczne wr�cz bij� si� o ka�dego klienta. Pomy�l sama, kiedy byli�my ostatni raz w Afryce? Albo w Nepalu?
- Och. Karolu. zastanowi�by� si� przez chwil�! Wiesz przecie�. �e nasz rakietoplan ju� ledwie si� rusza! A chyba nie zamierzasz si� wybiera� poduszkowcem? Zw�aszcza �e obieca�am go ju� Annie, na wycieczk�.
- A po co nam to? Za�atwimy wszystko przez jakie� biuro.
Atkins przerwa� bowiem w�a�nie rozpocz�� si� dziennik telewizyjny. Ulizany spiker u�miechn�� si� szeroko do kamery i powiedzia�:
..Dobry wiecz�r pa�stwu! Nasz� wieczorn� edycj� dziennika telewizyjnego zaczynamy od tematu najbardziej aktualnego - urlop�w. Mamy dzi� czwartek, dwudziesty �smy czerwca dwa tysi�ce czternastego roku - tak wi�c sezon urlopowy uwa�a� mo�emy za rozpocz�ty! - Spiker zn�w pokaza� bia�e z�by w u�miechu. - Z pewno�ci� wielu spo�r�d pa�stwa zainteresuje gar�� informacji turystycznych przydatnych przy podejmowaniu decyzji o miejscu i charakterze wypoczynku... Przedwyjazdowa gor�czka ogarn�a ju� wi�kszo�� mieszka�c�w wielkich metropolii i osad satelitarnych. Towarzystwa i agencje turystyczne prze�cigaj� si� w atrakcyjnych propozycjach sp�dzenia wolnego czasu. Mi�dzy innymi towarzystwo �Milford Company� proponuje swoim klientom ultraszybk� transferi� z dematerializacj� w najodleglejszych zak�tkach Uk�adu S�onecznego. Biuro Turystyczne Yverta natomiast organizuje serie zbiorow