448
Szczegóły |
Tytuł |
448 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
448 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 448 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
448 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Nocny �piewak
autorka :Ewa Bia�o��cka
wklepa� : ARGAIL
Opowiadanie zosta�o umieszczone za wiedz� i zgod� Autorki Opowiadanie zosta�o uhonorowane nominacja do nagrody im Janusza Zajdla,
oraz wydane i przetlumaczone miedzy innymi w Czechach .
Inne opowiadanie Autorki - Tkacz Iluzji
Zdecydowanie POLECAM !
Gdybym te� mia� dar prorokowania,
i zna� wszystkie tajemnice,
i posiada� wszelk� wiedz�, ,
i wszelk� mo�liw� wiar�,
tak i�bym g�ry przenosi�,
a mi�o�ci bym nie mia�,
by�bym niczym.
�W. PAWE� APOSTO�
S�o�ce sta�o w zenicie. Ciemna �ata cienia �asi�a si� do st�p maga. Usiad� wprost na ziemi, krzy�uj�c nogi. Powietrze sta�o, zg�stnia�e w duchocie �r�dlecia i najmniejsze drgnienie nie porusza�o wyp�owia�ych p�acht cyrkowych bud na ko�ach i namiot�w. Pora sjesty jak zwykle wyludni�a okolic�. Cisz� m�ci� tylko przyg�uszony odg�os gongu, w kt�ry uderzano w pobliskiej �wi�tyni, niemrawe post�kiwanie niewidocznych zwierz�t i przeci�g�e nawo�ywanie roznosiciela wody. Mag nasun�� g��biej na oczy r�bek chusty os�aniaj�cej g�ow� i ramiona przed skwarem. Milcz�c, patrzy� na spor� pak� zbit� niedbale z desek, otwart� z jednego boku i wype�nion� wi�rami wymieszanymi ze s�om�. Tam tak�e panowa�a cisza. Magiczny talent m�czyzny pozwala� na wy�awianie ludzkich my�li i zwierz�cych instynkt�w, nawet na znaczne odleg�o�ci, a tak�e wysy�anie w�asnych wie�ci t� sam� drog� mentalnego kontaktu. Si�gn�� do swych umiej�tno�ci. Istota, skryta przed jego wzrokiem w stercie brudnej sieczki, cierpia�a. ...boli...pi�...wody...boj� si�...boli...niech on odejdzie... boli... boli... wody...pi�...
Mag odbiera� powoln�, beznadziejn� litani� na p� sformu�owanych skarg. Spomi�dzy p�acht najbli�szego namiotu wysun�a si� dziewczynka - chuda, prawie naga, odziana jedynie w sk�p� przepask�. W�osy mia�a jasne, kontrastuj�ce z opalon� sk�r�. Wybielone sztucznie - u nasady pojawi�y si� ju� ciemne odrosty. Pod pach� nios�a zrolowan� mat�. Roz�o�y�a j� w kwadracie cienia pod baldachimem i zacz�a rozci�ga� szczup�e cz�onki. Mag obserwowa�, jak sk�ada si� wp�, rozgina nogi do linii prostej lub wygina si� w ty�, zwijaj�c cia�o w kr�g. By� mo�e zach�cona obserwacj�, przerwa�a �wiczenia, podesz�a do maga, krocz�c energicznie po gor�cym piachu.
- Mog� zrobi� ci mi�o. Zap�acisz? - G�os mia�a matowy, jakby piasek dosta� si� jej do gard�a. Mag spojrza� jej w oczy. Mia�a spojrzenie doros�ej kobiety, kt�ra widzia�a ju� niejedno. Si�gn�� w zanadrze, rzuci� w powietrze drobn� monet�. Zosta�a z�apana chciwie i b�yskawicznie schowana w fa�dzie przepaski. - Chod�. Umiem r�ne rzeczy...
Potrz�sn�� g�ow�.
- Opowiedz mi o tym, w tej skrzyni.
Przykucn�a obok. Niewra�liwa na s�o�ce jak mahoniowa statuetka. - O Potworku? Pewnie zdechnie. Nie wy�azi od wczoraj. - Zacznij od pocz�tku. M�wiono mi, �e to ch�opiec.
Wzruszy�a ramieniem z oboj�tn� min�.
- Mi�dzy nogami wygl�da jak ch�opak. A wsz�dzie indziej jak zwierz. By� u nas za wilcze szczeni�. Kuraki rozdziera� przy publice. Byk mu kaza� wy� i warcze�.
Mag skin�� g�ow�. Dot�d wszystko zgadza�o si� z tym, co s�ysza� wcze�niej. - Ile ma lat ten...Potworek?
- Ciotka m�wi�a, �e b�dzie mia� ze sze��. Ledwo siedzie� umia�, jak go tamta dziewka Bykowi sprzeda�a. I tak jest tu a� do tej pory. Ale pewno nied�ugo, bo Byk go dobrze poharata�. Szkoda, bo mo�na by�o jeszcze niez�y pieni�dz na nim zrobi�.
- A Byk? Jaki on by�?
Dziewczynka rzuci�a magowi kose spojrzenie.
- A po co ci to wiedzie�, panie? Bydl� by� i tyle. Na p�acy o�giwa�, z �apami laz�, a da� nic nie chcia� za to. Inni si� bali, bo mocny. Ale na mocniejszego trafi�, ot Sam Los �askawca go ukara� i tyle. - Widzia�a�, jak to by�o?
Ma�a pokiwa�a g�ow� twierdz�co, a na jej chud� twarzyczk� wyp�yn�� wyraz zgrozy i fascynacji.
- Pewno. Wszyscy widzieli.
- Opowiedz od pocz�tku i dok�adnie - poleci� mag.
- No, to by�o tak : pozawczoraj z wieczora Byk wr�ci� uchlany jak �winia albo i dwie. Dziw �aden... co i rusz si� zalewa�, a wtedy lepiej by�o mu pod r�k� nie w�azi�. I chyba na Potworka mia� krzywe oko, czy co...? Bo raptem krzyk si� podni�s�, jakby kto �ywcem kota ze sk�ry dar�. Lec� patrze�, a Byk ma�ego ok�ada. I to nie, jak zwyczajnie batem czy kijem, ale �a�cuchem, co na nim go wi�za�! Ciotka rzuci�a si� szczeniaka ratowa�, bo Byk by go zat�uk� na miejscu. Wzi�a w �eb, a� nogami si� nakry�a. A wtedy Potworek rozdar� si� jeszcze gorzej. Ma�o p�uc nie wyplu�. I widzimy : Bykiem o ziemi� rzuci�o, tarza� si� i charcza�, a krew z niego sika�a jak z poci�ni�tego buk�aka. Jak �e�my chcieli go w ko�cu podnie��, to po�owa flak�w na ziemi mu zosta�a. Wczoraj go zakopali. Mag wyci�gn�� kolejny pieni��ek i w�o�y� w oczekuj�c� d�o� dziecka. W tej chwili nadszed� m�czyzna, przewodnik owej w�drownej mena�erii. R�wnie chudy jak jasnow�osa dziewczynka, muskularny, pokryty tatua�em od st�p do g��w. Przedstawia� on wiruj�ce spirale, kt�re nadawa�y ca�ej postaci cyrkowca wra�enie doskona�ej anonimowo�ci.
Rozp�ywa� si� i nikn��, staj�c si� dodatkiem do w�asnego tatua�u. - Kotkat . Nie masz roboty? - fukn�� z niezadowoleniem. - Matce id� pom�c Ma�a znikn�a jak zdmuchni�ty p�omyk �wiecy: Mag wsta� z wysi�kiem, zesztywnia�y od siedzenia w jednej pozycji.
- Przynie� wody, cz�owieku - rzek� do przybysza. - Ten ma�y umiera z pragnienia. Nie macie lito�ci?
- Sko�czy�a si� nam z zesz�ym miesi�cu - powiedzia� wytatuowany, ale skierowa� si� do wn�trza namiotu i po paru chwilach wr�ci� z misk�. Postawi� j� tu� obok skrzyni, zastuka� pi�ci� w drewno.
- Wy�a�, zarazo! Woda!
Z wn�trza dobieg� zduszony pisk i chlipni�cie. Nic poza tym. Cyrkowiec machn�� r�k� i westchn��.
- Zakatowa� biedaka ten dra�, �eby w parszywej �wini si� odrodzi�, skurwysyn - Chc� zabra� to dziecko - odezwa� si� mag.
- Po co? Nie dam. Tu przynale�y i tu zdechnie.
- Do��!! - sykn�� mag z�owr�bnym tonem. - Zapominasz z kim m�wisz! Obra�a si� tu mnie od chwili przybycia. Moja cierpliwo�� si� sko�czy�a! Ukrywa si� tu dziecko z magicznym talentem. Nie zg�osi�e� tego stra�y. Ma�y jest prawdopodobnie Stworzycielem, a ja musz� dowiadywa� si� tego od zawodowego plotkarza! Wyra�nie straci�e� przywi�zanie do w�asnych kciuk�w. Gwardia Kr�gu b�dzie wiedzia�a, co z tob� zrobi�.
Zanim sko�czy�, cz�owiek-mozaika le�a� w pyle, z czo�em przyci�ni�tym do ziemi.
"Tak to si� zwykle ko�czy. Posp�lstwo uprzejmo�� bierze za s�abo��" - pomy�la� mag z przykro�ci�. Rzuci� dwie srebrne monety na piasek obok g�owy le��cego.
- Jestem �agodnym cz�owiekiem, lecz nie nale�y mnie dra�ni�. To za ch�opca. Teraz id� wyszczotkowa� mego konia. I dope�nij m�j buk�ak. Zosta� zn�w sam i nadal czeka�. Woda w glinianej misie odbija�a blask s�o�ca i l�ni�a jak lustro. S�oma zaszele�ci�a. M�czyzna ujrza� ma��, bardzo brudn� d�o� wy�aniaj�c� si� z niej. Potem szczuplutkie rami�, pokryte czarn�, skudlon� sier�ci�. Dziecko, zwane Potworkiem, wyczo�giwa�o si� powoli, skuszone blisko�ci� wody. Mag trwa� nieruchomo, jakby mia� do czynienia z dzikim zwierz�tkiem.
Ch�opczyk rzeczywi�cie przypomina� zwierz� - ca�e jego cia�o pokrywa�o futro. Mag nie zna� si� na dzieciach, ale od razu wyda�o mu si�, �e nie wygl�da na sze�� lat, tak by� drobny i wychudzony. Za ma�ym ci�gn�� si� �a�cuch, u szyi brutalnie zeszczepiony zakr�conym twardym drutem. Dziecko pr�bowa�o podnie�� misk�. Nie mog�o utrzyma� naczynia. Troch� wody chlapn�o na ziemi�. Malec po�o�y� si� na brzuchu i pi� chciwie. Mag ze �ci�ni�tym sercem patrza� na jego plecy poznaczone �ladami okrutnych raz�w. Zaschni�ta krew pozlepia�a w�osy w sztywne k�aki. Nad dzieckiem unosi� si� r�j drobnych muszek, przywabionych woni� nie oczyszczonych ran.
"Matko �wiata...' - pomy�la� mag. - "Za to powinno si� wiesza� g�ow� w d�". Z trudem uwolni� ch�opca od �a�cucha. Przy okazji odkry� jeszcze jedno skaleczenie - otarcie od �elaza na szyi. Dziecko kr�tko stawia�o op�r, gdy ogl�da� jego obra�enia i sprawdza�, czy ma ca�e ko�ci. Po prostu nie mia�o na nic si�, os�abione i rozgor�czkowane - zawin�� je w p�acht� jak pakunek. Droga do domu nie by�a d�uga, lecz m�czyzna zd��y� si� zm�czy�. Upa�em i nieustannym cichym skomleniem dziecka, kt�re ura�a�y ruchy konia. Siedzib� maga by�a banalna budowla w pobliskim mie�cie - wie�a kanciasta, przysadzista i nie�adna. Zwana tradycyjnie Wie�� Przekaz�w lub Wie�� M�wcy. Budynki takie sprawia�o sobie ka�de miasto, kt�re na mapie by�o oznaczone kropk� cho� nieco wi�ksz� ni� �lad po musze. Wie�e Przeka�nikowe by�y w�z�ami szybkiego zbierania i przekazywania wiadomo�ci . W ka�dym takim miejscu pracowa� jeden mag z kasty M�wc�w. Istnia�a tak�e jeszcze jedna wsp�lna cecha tych budynk�w - wszystkie tradycyjnie by�y ponure i brzydkie.
Po latach M�wca ju� nie zauwa�a� tej brzydoty. Zreszt� wie�a s�u�y�a mu tylko za pracowni� i bibliotek�. Na ty�ach sta�a niska przybud�wka, gdzie mia� swoje niewielkie gospodarstwo - kilka pomieszcze�. Sypialnie, spi�arnia, sk�adzik i przede wszystkim kuchnia, gdzie koncentrowa�o si� �ycie domu i gdzie w�ada�a Petunia. Od dwunastu lat prowadzi�a dom maga, od jedenastu byli kochankami , a wci�� Petunia zwraca�a si� do niego "Panie Bukat", z szacunkiem nale�nym cz�onkowi Kr�gu Mag�w, bo "porz�dek w �wiecie musi by�". Poza tym zachowywa�a si� jak �ona i gwardzista cesarski jednocze�nie. Jej przewidywana reakcja niepokoi�a maga. Gdyby� jeszcze ch�opiec nie wygl�da� tak, jak wygl�da. Mimo najszczerszych ch�ci znalaz� w nim tylko jeden element, kt�ry mo�na by�o nazwa� �adnym. Oczy. Do�� szeroko rozstawione i sko�ne - nie bez racji nazywano taki kszta�t "znamieniem maga" - mia�y wyj�tkowo interesuj�cy odcie� z�otawego bursztynu.
Tak jak przewidywa�, Petunia a� plasn�a w r�ce, wydziwiaj�c nad niespodzianym nabytkiem gospodarza.
- Panie Bukat, a c� toto jest?!
- Dziecko, Petunio. Ch�opiec.
- Wygl�da jak szczur, co zdech� przed tygodniem - zauwa�y�a kobieta trafnie. - Nie marud�. Petunio. Przygotuj co� do jedzenia i wod� do mycia. Ciep��, nie gor�c�. Nale�y delikatnie si� z nim obchodzi�.
- Mleko. Koty pij� mleko, dzieci te�. A wody zaraz nagrzej�. Czy toto cho� raz w �yciu by�o myte, panie Bukat?
- Nie przypuszczam. Id� ju�, Petunio, musz� si� skontaktowa� z wie�� Szklanego. I tak si� sp�ni�em.
Posz�a wreszcie. Z�o�ony na �awie t�umoczek nie dawa� znaku �ycia, ale mag wyczuwa�, �e chore dziecko jest mimo wszystko przytomne. Skupi� si� i rozwin�� �cie�k� mocy ,si�gaj�c do ja�ni Szklanego - M�wcy rezydenta w mie�cie oddalonym o dwa dni drogi. Wewn�trz widzenie ukazywa�o mu �wietliki ludzkich istnie�, zg�stki energii. M�g� si�gn�� do ka�dego i pozna� ich najskrytsze sekrety. Przesta�o go to bawi�, gdy by� jeszcze dzieckiem. My�li zwyk�ych ludzi by�y zwyczajne. Zwykle pozbawione nami�tno�ci, szare i przyziemne. W tym nat�oku ludzkich iskierek Szklany p�on�� jak �wieca. Bukat nigdy nie spotka� go twarz� w twarz, lecz byli bliskimi przyjaci�mi.
Szklany, tu Bukat.
Sp�ni�e� si�. Jakie wie�ci?
Plotka by�a prawdziwa. Mam ch�opca u siebie. Przeka� wiadomo�� do Kr�gu, �e wst�pne okre�lenie talentu brzmi: Stworzyciel.
Bukat wyczu� nag�e podniecenie drugiego M�wcy. Stworzyciele w�adali materi�. Byli najwy�sz�, najpot�niejsz� i najbardziej uprzywilejowan� kast� w Kr�gu Mag�w. Odkrycie samorodnego talentu w�r�d plebsu by�o wydarzeniem. Jak wysoki poziom talentu?
Na tyle, �e dzieciak urodzi� si� pokryty sier�ci�. Czyli mo�e okaza� si� nawet wi�kszy, ni� si� spodziewamy. Pot�ga. Orze� w�r�d jastrz�bi. Przeka� te�, �e talent objawi� si� bardzo p�no - ch�opak ma oko�o sze�ciu lat. Okoliczno�ci...?
Rozszarpa� cz�owieka, kt�ry mu zagra�a�. Jest w z�ym stanie. Zag�odzony i ranny. Dzikie dziecko.
To mo�e by� problem.
Na razie chc� go utrzyma� przy �yciu, Szklany, a potem b�dziemy martwi� si� reszt�.
Ma jakie� imi�?
Bukat zawaha� si�. Potworek nie by�o dobrym imieniem. Okre�la�o zbyt dosadnie wygl�d dziecka i by�o wr�cz obra�liwe. Je�li ch�opiec mia� w przysz�o�ci zosta� magiem wysokiej rangi, takie miano by�o niedopuszczalne. Nie. Nie mo�na nazwa� tego imieniem.
P�niej wybior� mu co� odpowiedniego i oficjalnie zarejestruj� u Stra�nika S��w. Musz� ko�czy�. O zmroku przeka�� ci zwyk�y zestaw wiadomo�ci od klient�w. W ko�cu za to p�ac�.
Powodzenia, Bukat.
I tobie, Szklany.
Wezwany medyk wycina� pasma w�os�w z plec�w ma�ego Stworzyciela. Zaakceptowa� te� pomys� k�pieli.
- Bardzo pot�uczony. Rany s� rozleg�e, ale nie g��bokie. Powinny zagoi� si� bez �ladu. Z wyj�tkiem tego...i tego tutaj. - Palec m�czyzny wskaza� odpowiednie miejsca. - Tu s� przeci�te mi�nie. Przy tym �a�cuchu musia�o co� by� - kawa�ek metalu, hak...co� w tym rodzaju. Je�li nawet b�dziesz malca k�pa� codziennie, pani Petunio, na pewno nie zaszkodzi, a mo�e pom�c. Utrzymujcie go w czysto�ci, zw�aszcza ze wzgl�du na to futro. Na zranienia starczy zwyk�y wywar z sza�wii. Zostawi� te� proszek z m�cznika. Nie nale�y zak�ada� banda�y, tylko posypa� tym po wierzchu. Rany nie b�d� si� s�czy�. Na gor�czk� wierzba. Trzeba go te� odkarmi�. To przede wszystkim. Pi�� lekkich posi�k�w dziennie. Ros�, jarzyny, bia�e mi�so i mleko.
Petunia wymownie spojrza�a na maga. "Pan Bukat ma fanaberie, a ca�a robota spada na biedn� kobiet�" - mo�na by�o wyczyta� w jej wzroku. - Mleko - szepn�� ch�opiec, powtarzaj�c ostatnie s�owo medyka. Ca�a tr�jka wlepi�a w niego wzrok. Do tej pory wykazywa� r�wnie du�o inwencji co przedmiot. Prze�yka� wod� i mleko, je�li wlano mu je do ust. Pozwala� si� przenosi� z miejsca na miejsce. Przewraca� z boku na bok, ogl�da� i dotyka�. Zrezygnowany i oboj�tny. J�cza� cichutko przez zaci�ni�te z�by, je�li obce r�ce sprawia�y mu b�l.
- Lubisz mleko? - spyta� �agodnie M�wca, pochylaj�c si� i patrz�c w oczy dziecka, jednocze�nie si�gaj�c do jego umys�u przyt�pionego gor�czk�. ...wszystko inne...inaczej...co si� dzieje...kto to, co robi�...boli... nie bij�...boli...spa�...czy lubisz mleko...mleko...mleko...jest dobre... Bursztynowe oczy zamkn�y si� powoli.
- Rozumie, co si� do niego m�wi, ale chyba potrwa, zanim zn�w si� odezwie - powiedzia� mag, prostuj�c si�. - Jest ca�kowicie zdezorientowany. Zdaje si�, �e nigdy nie widzia� domu od wewn�trz.
- Nadchodz� ciekawe czasy dla twego domu, panie M�wco - rzek� medyk tonem niespe�nionego proroka. - Zdecydowanie ciekawe.
Pierwsza woda, jaka sp�yn�a z ma�ego dzikusa, by�a czarna jak tusz do pisania. Druga - ciemnoszara. Mokry mag desperacko walczy� z rozhisteryzowanym malcem. Na przedramionach mia� czerwone kreski po paznokciach i pojedynczy �lad z�b�w - zap�at� za do�wiadczenie, w jaki spos�b nale�y trzyma� dziecko, kt�re bardzo nie chce by� umyte. Najlepsz� metod� okaza�o si� skrzy�owanie jego r�k na karku i utrzymywanie w tej pozycji. Magowi cierp�a sk�ra na my�l, �e ma�y w ka�dej chwili mo�e uzna� ca�� operacj� za zagro�enie ,�ycia i u�y� talentu. W pewien spos�b przypomina�o to k�panie tygrysa w cebrzyku. - Spok�j! - krzykn�� wreszcie ostro. - Sk�r� ci z�oj�, jak nie przestaniesz! Wrzask urwa� si� jak no�em uci��. Ch�opiec zamilk�, przesta� si� wyrywa�. Dygota� tylko jeszcze i szcz�ka�y mu z�by.
- W �yciu czego� takiego nie widzia�am - burkn�a Petunia, wy�ymaj�c myjk�. - Zapchlony jak kundel �mietnikowy. Lito�� bierze. Niech go pan wyci�gnie. Najch�tniej wygotowa�abym go jak �cierk�.
Trzecia woda by�a jasnoszara z r�owym odcieniem, bo odmoczy�a si� wi�kszo�� strup�w i zranienia na nowo zacz�y krwawi�. Osuszony, opatrzony, napojony now� porcj� mleka i wierzbowego naparu, ch�opczyk zapad� w ci�ki sen cz�owieka wyczerpanego i zszokowanego do ostateczno�ci. Zm�czony mag patrzy� na kosmat� g�ow� z�o�on� na bieli prze�cierad�a. Wilgotne kosmyki sch�y i coraz bardziej ja�nia�y. Po zmyciu wieloletnich pok�ad�w brudu wy�oni� si� spod nich naturalny kolor - br�zowy, w odcieniu pestek jab�ka. M�wca dotkn�� ostro�nie g�owy dziecka. W�osy by�y mi�kkie i przyjemne w dotyku. - Nie jest tak �le, m�j ma�y - szepn�� M�wca.
Zalecone przez lekarza pi�� lekkich posi�k�w okaza�o si� tylko pi�kn� teori�. Malec m�g� je�� wszystko, ka�d� ilo�� i o ka�dej porze, ��cznie ze �rodkiem nocy. Gdy tylko spad�a mu gor�czka, odzyska� apetyt, kt�ry przer�s� wszelkie oczekiwania Petunii. Biedna kobieta mia�a wra�enie, �e wrzuca jedzenie w studni�. Wreszcie straci�a cierpliwo��.
- Nie �a�uj� mu, ale wszystko ma swoje granice, panie Bukat. Nie mo�na tak przekarmia� dzieciaka, jak pan ka�e. On zjada na zapas, a co nie mo�e w siebie wepchn��, to utyka po k�tach. Onegdaj zn�w znalaz�am ogryzki pod siennikiem. Wycwani� si� i spod r�k mi resztki kradnie, jakbym nie dawa�a mu do��. Tak nie mo�e by�.
- Robi zapasy. Boi si�, �e ten dostatek mu si� sko�czy. - I sko�czy si�, jak b�d� musia�a jeszcze raz po nim pod�og� szorowa�! - zagrozi�a zirytowana kobieta.
- Moja droga, to si� raz zdarzy�o i nigdy wi�cej! - zawo�a� mag niecierpliwie. - Nie potrafi� sobie drzwi otworzy�. Teraz umie. Czego ty chcesz od tego dziecka?
- �eby si� zachowywa�o jak dziecko, a nie jak pies! O, w�a�nie! Ch�opiec, orientuj�c si� w jaki� spos�b, �e o nim mowa, wysun�� si� z k�ta. Na czworakach, prawie sun�c brzuchem po deskach, w pokornej postawie karconego szczeniaka.
Gospodyni za�ama�a r�ce.
- Panie Bukat, jak pan chce dzieciaka, to niech si� pan o�eni. A jak psa, to na targu szczeniaka kupi. A nie takie co�, nie wiadomo co ! P�jdziesz...! - tupn�a i malec da� drapaka pod ��ko.
- Petunio, jeszcze raz co� takiego zrobisz, a ci� oddal�! - rzek� M�wca z gniewem. - Za par� lat to dziecko dostanie b��kitn� szarf� i b�dziesz musia�a mu si� k�ania�. Przywykaj zawczasu.
- Taka to i wdzi�czno��, po tylu latach! - podnios�a lament, zakrywaj�c oczy fartuchem. Rozgoryczona, skry�a si� w kuchni i s�ycha� by�o, jak trzaska garnkami. Mag schyli� si� wzdychaj�c i poklepa� pod�og�.
- Wyjd�. No, chod�...Nic ci nie zrobi�.
Z braku reakcji zawo�a� my�l�: Chod� tu!
Dziecko wysun�o si� spod pos�ania. Wci�� na czworakach, gotowe skry� si� na powr�t. Nie my�l�c, co robi, mag pstrykn�� palcami. Ch�opczyk podni�s� si�, na�laduj�c psi� pozycj� "s�u�y�" i szczekn�� d�wi�cznie, patrz�c wprost w oczy M�wcy. Bukat os�upia�.
- Jeste� pieskiem?...- powiedzia� z niedowierzaniem.
Malec wysun�� j�zyk i zacz�� dysze�.
- No nie, do�� tego - zirytowa� si� mag. - Co ty w�a�ciwie sobie wyobra�asz? Sprawdzi�, nawi�zuj�c kontakt z ch�opi�cym umys�em.
Tym razem my�l by�a jasna i konkretna:
Niezadowolony. Dlaczego niezadowolony? Dobrze zaszczeka�em. Daje jedzenie - jestem jego psem. Dobry pan. Niezadowolony. �le. Uderzy?
- Nie b�d� bi�. Podejd� - powiedzia� Bukat. - Nie. Wsta�. Na dw�ch nogach, prosto. Tak jak cz�owiek.
Ch�opiec pos�ucha�. Bukat uni�s� ostrzegawczo palec.
- Powiedz co�. Nie wolno szczeka�!
Ma�y wpatrywa� si� w palec m�czyzny jak w g�ow� w�a. Kilkakrotnie otwiera� usta, dysz�c. Wreszcie wykrztusi�: - Nie wolno! Nie wolno! - Zabrzmia�o to skrajnie rozpaczliwie. - Czego nie wolno?
- M�wi�! Nie wolno m�wi�! Nie wolno biega�!
- Dlaczego? - indagowa� mag z naciskiem.
- Byk nie pozwala. Nie wolno. B�dzie bi�! Przyjdzie tu, b�dzie mnie bi� ! Mag z�apa� ch�opca za ramiona, zanim ten zd��y� odskoczy�. Przysun�� twarz do kosmatej twarzyczki.
- Nie ma Byka! - rzek� dobitnie. - Nie przyjdzie. Nigdy...s�yszysz? Nigdy ju� ci� nie uderzy.
Lecz w dzieci�cych oczach by�o niedowierzanie. Nie ma Byka? Jego w�a�ciciel i oprawca by� dla ch�opca uosobieniem samego Losu. By� wieczny jak b�g. Okrutny i m�ciwy. Malec nie pami�ta� dok�adnie i nie rozumia� zdarze� sprzed niespe�na trzydziestu dni. Pomi�dzy �wiatem �a�cucha, kija i g�odu, a nowym �yciem u M�wcy by�a brama z krzyku, strachu, gniewu i cierpienia, lecz nie wiedzia�, co znaczy�o jej przekroczenie.
Dziecko , kt�remu tak d�ugo wmawiano, �e jest zwierz�ciem, a� uwierzy�o. Trudno by�o przekona� je, �e jest inaczej , lecz stanowczy zakaz szczekania zaowocowa�. Ch�opiec zna� kilkadziesi�t s��w (po cz�ci, niestety, wulgarnych)i swobodnie nimi operowa�, sk�adaj�c proste zdania. Przyswaja� nowe wyra�enia w takim tempie, �e mag by� wstrz��ni�ty, gdy zda� sobie w pewnej chwili spraw�, i� musi kontrolowa� w�asne wypowiedzi. Dziecko nasi�ka�o wiedz� jak g�bka, nadrabiaj�c stracony czas.
By� wiecz�r. Petunia szy�a przy �wietle lampy, przerabiaj�c kupion� na targu dzieci�c� tunik� - przyszerok� na ch�opca. Poprzednio uko�czon� mia� ju� na sobie. Nieprzyzwyczajony by� do noszenia czegokolwiek, przeszkadza�a mu i drapa� si� ci�gle. Mag czyta�. Przewraca� kolejne karty pergaminowego r�kopisu, ko�ysany rytmem poematu.
Nie ca�y umr�. Powstan� na
nowo
Wskrzeszony �miechem dziecka,
Gwiazd� wieczorow�.
Jask�ka na sercu
Gniazdo mi uwije.
W sokach drzewa,
I w ptaku dusza ma o�yje.
Na chwil� oderwa� wzrok od ksi��ki. Dziecko bawi�o si� lustrem, �ci�gni�tym z p�ki. To wpatrywa�o si� we w�asne odbicie, to odwraca�o wypolerowany kawa�ek stali na matow� stron�, zastanawiaj�c si�, dlaczego ta dziwna, przeno�na dziura jest tylko po jednej.
- Co tam widzisz? - spyta� mag od niechcenia.
- Kto� - odpar�o dziecko.
- Kto?
Ch�opiec pokr�ci� g�ow�, pokaza� z�by, dotkn�� nosem zimnego metalu. - Ja.
M�wca by� zadowolony. Dziecko mia�o �wiadomo�� w�asnego istnienia. Wizerunek w lustrze by� nim, a nie obc� osob�. Ch�opiec po�o�y� p�ytk� na kolanach, chwyci� si� za w�osy po obu stronach twarzy i ci�gn��, a� oczy zrobi�y mu si� jeszcze w�sze
- Wrrr...ghrrr...wilk, bestia, potw�r, krrrwio�errrczy zwierzrzrzrz...! Mag i Petunia wymienili pos�pne spojrzenia.
- Panie Bukat - odezwa�a si� kobieta. - Ja tam nie jestem uczona, ale na m�j rozum, to i ko�, i pies, i kot winien mie� jakie imi�, a co dopiero cz�owiek. - Kiedy nic mi nie przychodzi do g�owy - poskar�y� si� M�wca. Ch�opiec porzuci� lustro i podrepta� ku drzwiom.
- Dok�d to?
- Odla� si� - powiedzia� grzecznie, walcz�c z zasuwk�. - Wysiusia� - poprawi� Bukat, odwracaj�c stron�.
- Ale to to samo - powiedzia�o dziecko logicznie i znik�o za drzwiami. Min�o par� minut. Za oknem zacz�y wy� psy. Przeci�g�e, melancholijne uuuuoooahah..." powtarza�o si� raz za razem. Jeden pies odpowiada� drugiemu, na przemian, prowadz�c ten cudaczny, monotonny dialog.
- Pe�nia? - powiedzia� M�wca z roztargnieniem.
- Trzecia �wiartka Giganta - odrzek�a Petunia, nas�uchuj�c. - Ale co� blisko te wyjce. Psa nie mamy, a to jakby w podw�rzu . Tkni�ty nag�� my�l� Bukat wyszed� na zewn�trz. Pod ceglanym murem sta� jego wychowanek. Z odrzucon� w ty� g�ow� s�a� w rozgwie�d�one niebo wilczy zew. Zza muru odpowiada� mu pies s�siad�w .
- Bogini...! - krzykn�� Bukat z pasj�.
Ch�opiec zach�ysn�� si� i przerwa�, poczym natychmiast zacz�� t�umaczy� si� nerwowo:
- Nie wolno szczeka�. Ja wiem, nie wolno szczeka�. Nie szczeka�em. Wcale nie szczeka�em.
Mag westchn�� ci�ko. Wyci�gn�� r�k�.
- Chod� do �rodka. Co z ciebie za dziecko... Dlaczego wy�e�? To dobre dla psa.
Malec podchodzi� powolutku. Popatrzy� w niebo.
- Gwiazdy. To �adne. Tam...- Wyci�gn�� �apk� do g�ry. - I tutaj... - Drug� d�o� po�o�y� na czole.
Bukat przesun�� wzrokiem po czarnej kopule nieba, nabijanej �wietlistymi �wiekami. Do z�udzenia przypomina�a przestrze� jego wewn�trz widzenia, gdzie gwiazdami by�y ludzkie istnienia. O takim pi�knie poeci uk�adali wiersze. Takie niebo by�o natchnieniem muzyk�w i p�aszczem kochank�w. Ale jak m�g� wyrazi� sw�j zachwyt kto�, kto by� tylko ma�ym, bezimiennym ch�opcem? Ziarnkiem piasku na brzegu bezmiaru, a jednak przeczuwaj�cym, �e w nim samym kryje si� podobna pot�ga.
Mag i ch�opiec weszli na powr�t do przytulnego, jasnego wn�trza. Bukat podni�s� zbi�r wierszy, kt�ry spad� na pod�og�. Jego wzrok sam zaczepi� si� na znakach tekstu. Machinalnie przeczyta� kilka wers�w:
Gdzie dzwonkowe bol� serca,
Spoczywamy w�r�d rozwalin
Pni stuletnich. W mchu kobiercach.
Nocni �piewacy drumle stroj�,
Czekaj�c a� si� ksi�yc wtoczy.
Smokom gor�co cielsk wysmuk�ych
Krasnym p�omieniem b�yszcz� oczy.
Przeczyta� jeszcze raz. Brwi zbieg�y mu si� w g��bokim namy�le. - Dziecko, chcia�by� dosta� nowe imi�?
Zapytany skwapliwie pokiwa� g�ow�. Bukat po�o�y� mu d�o� na g�owie. - A wi�c od tej chwili nazywasz si� Nocny �piewak.
- Jak pies? - spyta�a Petunia z lekkim zgorszeniem.
Bukat roze�mia� si�.
- To bardzo dobre imi�. I niekoniecznie jak pies. Jak sowa, jak wilk i cykada - wszyscy nocni w�drownicy, kt�rzy patrz� w gwiazdy i �piewaj� dla nich. Podoba ci si�, Nocny �piewaku?
- Tak.
Wiecz�r up�ywa�, odmierzany piaskiem, niewzruszenie przesypuj�cym si� w czasomierzu, jakby nie zasz�o nic znacz�cego. Nocny �piewak siedzia� u st�p Bukata, opieraj�c g�ow� o jego kolana. Mag czyta� p�g�osem wierszowane dzieje kochank�w z Elfiego Lasu. Ch�opiec s�ucha�, milcz�cy i skupiony. W jego g�owie rodzi�y si� i gas�y wizje, kt�rych w wi�kszo�ci nie rozumia�. Ale jego my�li stawa�y si� coraz bardziej mgliste i zanim Bukat dotar� do ko�ca, dziecko, kt�rego imi� by�o pochwa�� nocy, spa�o ju� twardo, zwini�te w k��bek na pod�odze .
Na stole sta�y dwie miseczki -jedna z wod�, druga z kredowym py�em. Nocny �piewak wpatrywa� si� w powierzchni� wody wzrokiem ponurym i znudzonym. Ziewn��. Nie sz�o mu. O co w�a�ciwie chodzi�o? Wod� mo�na wypi� albo ugotowa� na niej zup�. Kred� mo�na rozrobi� w wodzie i pobieli� �ciany. Ale zmieni� jedno w drugie albo w co� zupe�nie innego? D�ugotrwa�e i �mudne �wiczenia, kt�re mia�y umo�liwi� mu korzystanie z talentu, by�y pasmem pora�ek. Kazano mu si� skupia�, patrze� w g��b rzeczy. Tylko g�owa od tego bola�a. Podobno mia� talent i w jaki� spos�b powinien zmusi� go do pracy. A Nocny �piewak nie wiedzia� nawet, jak ten talent wygl�da. Ale pewnie brzydko, skoro by� taki leniwy. Mo�e jak wstr�tna licha z ostrymi z�bami? Niemi�o mie� co� takiego w g�owie. Talenty innych mag�w by�y pracowitsze. Robi�y deszcz, zmienia�y kamienie w jab�ka i r�ne takie... A jego talent pokazywa� mu tylko, co my�l� inni ludzie. Pewno, samo patrzenie nie m�czy... ale Nocny �piewak mia� same nieprzyjemno�ci, odk�d trafi� tutaj, do Zamku Mag�w i musia� si� uczy� takich nudnych rzeczy. Zn�w ziewn��. Stworzyciel, kt�ry go uczy�, by� niezadowolony i m�wi�, �e Nocny �piewak jest "przytrza�ni�ty", dlatego nie robi post�p�w. Raz ch�opiec przyci�� sobie palec drzwiami. Bola�o okropnie i paznokie� mu zszed�... ale jak mo�na sobie przytrzasn�� talent?
- B�dzie co� z tego wreszcie? - spyta� nauczyciel tonem nie wykazuj�cym nadziei.
Nocny �piewak jednym ruchem wsypa� kred� do miski z wod�, a� podni�s� si� bia�y ob�oczek.
- Gips ! - burkn��. Nauczyciel zacisn�� gniewnie usta. - Rachunki beznadziejnie. Od kiedy to trzydzie�ci osiem i siedemna�cie daj� razem czterdzie�ci? Wpisujesz, nie licz�c, na chybi� trafi�. A historia zdobycia Pier�cienia w G�rach Zwierciadlanych te� nie tak wygl�da�a. Kr�l �elazny by�by zdziwiony, co te� mu si� wydarzy�o wed�ug ciebie.
- Powiedz mu - zaproponowa� �piewak, majtaj�c nogami pod sto�em. - Umar� - powiedzia� mag ch�odno.
- To �le - rzek� ch�opiec. - Kiedy pogrzeb?
- By� trzysta lat temu. Nie spodziewaj si� dzi� deseru. Nocny �piewak spojrza� spode �ba i wcisn�� nos w z�o�one na stole ramiona. - Pieprzy� deser - mrukn�� cichutko, tak �eby tamten nie s�ysza�. "Mam do��" - pomy�la� m�czyzna. "To nie jest warte tych pieni�dzy". A g�o�no rzek�:
- Koniec na dzi�. Na jutro zr�b jeszcze raz rachunki. I przepisz dwie stronice.
Zanim sko�czy�, dziecko ju� by�o przy drzwiach, ci�gn�c z wysi�kiem ci�kie skrzyd�o. Nocny �piewak wyszed� na d�ug� galeri� i natychmiast da� upust z�o�ci, kopi�c w �cian�.
- G�upi mu�!! - rzuci� z pasj� najgorsze okre�lenie, jakie mu przysz�o do g�owy. - G�upi, zasrany mu�!! �winia, �winia...
Wtem jakie� straszne c�gi zacisn�y si� na jego uchu. - Auuuu !
- To ju� naprawd� szczyt wszystkiego! - rzek� rozgniewany mag. - Przypominam, �e ja �wietnie s�ysz�. Tak�e przez grube drzwi. Przez minut� po korytarzu odbija�y si� echem krzyki ch�opca i �wist r�zgi. W ko�cu puszczony wolno, Nocny �piewak uciek� i zatrzyma� si� dopiero w bezpiecznej odleg�o�ci, gdy znik� z oczu nauczyciela. Poci�gn�� nosem, wyg�adzi� ubranie i potargane w�osy. Z zafrasowan� min� potar� po�ladki. Tym razem to by�o do�� mocne lanie, ale nie nale�a�o si� zbytnio przejmowa�. Za chwil� przestanie bole� i mo�na si� b�dzie zaj�� ja�niejszymi stronami �ycia. R�zgi za pyskowanie by�y czym� w rodzaju tradycji, tak samo jak to, �e nale�a�o drze� si� przy tym jak najg�o�niej.
Zd��y� si� ju� przekona�, �e takie dzia�anie zmniejsza�o kar� �rednio o pi�� raz�w. Poszed� do swej komnatki. Wlaz� pod wielkie ��ko, kt�re tam sta�o. Nie lubi� tego wn�trza. By�o za du�e i za bia�e. A wszystkie sprz�ty za wysokie, za d�ugie albo za ci�kie dla niego. Pod �o�em mia� roz�o�ony kawa�ek maty. M�g� si� tam po�o�y� i rozmy�la� lub bawi� kolorowymi kulkami. Szerokie listwy biegn�ce pod spodem, maj�ce wzmocni� konstrukcj�, s�u�y�y jako p�ki, gdzie Nocny �piewak przechowywa� podebrane w sadzie owoce, kromki chleba, suszone winogrona, s�odycze i tym podobne zapasy. Tu czu� si� bezpieczny i zadomowiony. Jak lis w swojej norze.
Wyci�gn�� ze skrytki niewielk� ksi��eczk� kt�r� dosta� na pami�tk� od Bukata i, ss�c kawa�ek lukrecji, przegl�da� obrazki. By�y na nich �adne kobiety w kolorowych sukniach. Kwiaty i zwierz�ta. I walcz�cy wojownicy na koniach. Najbardziej lubi� rycin�, na kt�rej przedstawiono las w nocy .Na niebie �wieci�y ��te gwiazdy. Pod drzewem sta� m�czyzna okryty wilczym futrem jak p�aszczem i patrzy� na wielkiego, czarnego ptaka, siedz�cego na ga��zi. Obok m�czyzny sta�a kobieta z bardzo d�ugimi w�osami, a u jej st�p le�a� lis. Nocny �piewak zna� wszystkie opowie�ci z tej ksi��ki, a ta by�a o W�adcy Wilk�w i jego �onie, kt�ra mieszka�a na wi�kszym z dw�ch ksi�yc�w. Bukat uczy� go czytania na tej bajce. Och, Bukat... Ch�opiec po�o�y� g�ow� na stronicy. Szkoda, �e nie m�g� zosta� u M�wcy. D�ugo u niego mieszka�. Ponad rok. Ale potem Bukat zacz�� chorowa�. Kaszla� coraz gorzej, a Petunia coraz bardziej si� martwi�a. A w ko�cu Bukat powiedzia� Nocnemu �piewakowi, �e musi pojecha� do Zamku, bo tam wi�cej si� nauczy. Wszystkiego, co jest potrzebne, �eby by� magiem. W Zamku Mag�w by�o �adnie, to prawda, ale poza tym nic si� nie udawa�o, chocia� Nocny �piewak stara� si� ju� od wielu miesi�cy. Znacznie �atwiej by�oby by� psem... Niespodzianie skrzypn�y otwierane drzwi. Na linii wzroku Nocnego �piewaka znalaz�y si� dwie pary st�p. Jedna - bosa - nale�a�a najwyra�niej do kobiety; druga - obuta w sanda�y - m�ska. Kobieta chichota�a cienko. Stukn�o o pod�og� postawione wiadro.
- Nie ma tego bachora. Pewnie gdzie� si� w��czy. Musz� tu pozamiata�. - Nie musisz si� spieszy�.
- Na pewno? Mam jeszcze kup� roboty.
- A kto si� poskar�y, �e si� pr�niaczysz? Bo ja nie. Na g�rze co� szura�o. Ch�opiec le�a� cicho jak �aba w trawie. Dwa cia�a przewr�ci�y si� na jego pos�anie. Tu� przed nosem mia� stopy m�czyzny wparte w pod�og� i kobiece nogi wisz�ce w powietrzu. Szele�ci�o, m�czyzna oddycha� g�o�no, kobieta pomrukiwa�a. Nocny �piewak skrzywi� si� okropnie i wywali� j�zyk. Nietrudno by�o zgadn��, co robili. Ch�opiec niejedno widzia�, w��cz�c si� z cyrkiem. G�upie sprawy doros�ych. Na g�rze wreszcie ucich�o. - Pierwszy raz r�n��em si� w legowisku wilko�aka - powiedzia� m�czyzna i zarechota�. - Czy on ma ogon? Widzia�a�?
Nocny �piewak zamar�. M�wiono o nim.
- Mo�e ma, ale go chowa w portkach. Ta kurwa, jego matka, pewnie zleg�a z psem.
Zn�w wybuch szyderczego �miechu:
- Wypi�a ty�ek...chod� pieseczku, zr�b mi dobrze...to ja, twoja suka... Nocny �piewak nigdy nie przypuszcza�, �e mo�e go ogarn�� gniew a� tak wielki. D�awi�cy w gardle jak zbyt wielki k�s. Podnosz�cy w�osy na g�owie i karku. Wbi� palce w skraj maty, a w g�owie wci�� brzmia� mu okrutny, drwi�cy �miech tamtej pary. Bez namys�u rzuci� si� do przodu i z ca�ej si�y wbi� z�by w nog� kobiety. Zacisn�� szcz�ki, czuj�c w ustach smak krwi. Po czym natychmiast wyprysn�� spod ��ka i jak b�yskawica pogna� do drzwi. Ucieka� galeri�, goniony przera�liwym, piskliwym wrzaskiem ugryzionej. W gardle wali�y mu m�oty, przed oczami lata�y ��te p�atki. Pokona� par� zakr�t�w, wbieg� do ogrodu, mi�dzy krzewy r�ane i g�szcze ja�min�w. Zaszy� si� w zieleni, pod dachem z ga��zek. Przykucn��, dr��c i przyciskaj�c obie d�onie do rozpalonych policzk�w. Dysza� z otwartymi szeroko ustami. Patrzy� przed siebie i nie widzia� niczego. �winie! �winie! Parszywe �winie! To na pewno nie by�a prawda! Nie by� wilko�akiem i jego matka nie pieprzy�a si� z psem! Nieprawda! K�amstwo, k�amstwo! Brzuch zacz�� go bole�. Dr��cymi r�kami �ci�gn�� ubranie. Sprawdza� ca�e swoje cia�o kawa�ek po kawa�ku, wsz�dzie. Nawet tam, gdzie nie wolno by�o si� dotyka�. Obmacywa� uszy i liczy� z�by. Uspokaja� si� powolutku. Dotyk m�wi� mu, �e niczym nie r�ni� si� od innych ludzi, pr�cz okrywaj�cego go futerka. Ubra� si� na powr�t, przecisn�� mi�dzy zaro�lami, gdzie pod murem zwie�czonym balustrad� jednej z wielu galeryjek sta�a kamienna �aweczka. Zas�oni�ta od strony ogrodowej �cie�ki, zapomniana przez wi�kszo�� mieszka�c�w, stanowi�a jeden z wielu azyl�w ch�opca. Po�o�y� si� na boku, przyciskaj�c r�ce do skurczonego �o��dka. To na pewno by�a nieprawda. Kobieta nie mo�e mie� dziecka z psem. Nocny �piewak by� do�� du�y, by to wiedzie�. Bukat m�wi�, �e ka�de stworzenie ma swoj� par�.
Ogier - klacz, kocur - kocic�, a m�czyzna - kobiet�. Dlatego s� �rebaki, koci�ta i ma�e dzieci, a nie mo�e by� nic pomi�dzy. A u �piewaka wszystkiemu jest winien ten "przytrza�ni�ty" talent. To przez niego ma w�osy na twarzy i wsz�dzie. Talent wyr�s� za du�y, nie zmie�ci� si� na swoim miejscu i zepsu� co� obok. Nagle ch�opcu przysz�a do g�owy przera�aj�ca my�l: na �wiecie by�y przecie� centaury i syreny. Wi�c jak to jest?
Mia� ochot� krzycze�, tak g�o�no, a� s�o�ce spad�oby z nieba. Zamiast tego rozp�aka� si�. Cicho i rozpaczliwie.
R�a przechadza�a si� ogrodowymi alejkami, podziwiaj�c kwiaty, posadzone na klombach w pi�knych, barwnych kompozycjach. Rze�by z czerwonego piaskowca. Krzewy kar�owatych r�yczek o mocnym zapachu. R�e...ile tu by�o r�-jej imienniczek. Krwawoczerwone, ci�kie g�owy "cesarzowych"; smuk�e, ciasno zwini�te p�ki, r�owe jak dzieci�ce pi�stki; bledziutkie, skromne kwiaty niczym dziewice; i te zabawne, rozczochrane, karminowe jak policzki b�azn�w. Mlecznobia�e, rozwa�nie odginaj�ce p�atek po p�atku, i s�onecznie ��te, pomarszczone niczym zgniecione kulki papieru. R�a mia�a wra�enie, �e chodzi w�r�d t�umu ludzi, obdarzonych indywidualnymi charakterami. Nie spieszy�a si�. Jej czas pracy rozpoczyna� si� wieczorem, a ko�czy� zwykle nad ranem. W Zamku Mag�w przebywa�a od dw�ch tygodni. Dom uciech, w kt�rym pracowa�a poprzednio, by� jednym z najlepszych. Od dziewcz�t wymagano nie tylko umiej�tno�ci rozk�adania n�g. R�a umia�a �piewa�, recytowa� i gra� na lutni. �wiczy�a z uporem taniec, sk�adaj�cy si� w wi�kszo�ci z erotycznych przegi�� cia�a. Walczy�a o lepsze miejsce, lepszy los i wygra�a - popieraj�c nieprzeci�tn� urod� kunsztem wykonywania profesji kurtyzany. Dwa tygodnie w miejscu, kt�re tak niedawno wydawa�o jej si� krain� marze�. A nawet dziesi�� dni nie trwa�o, by wyrobi�a sobie odpowiednie spojrzenie na to miejsce i zdoby�a kilka do�wiadcze�. Zamek by� miejscem zachwycaj�cym i bogatym. Samowystarczalne miasto w mie�cie. Ogromne - �atwo zab��dzi�(!) A sami magowie... r�ni� si� od innych m�czyzn tylko jednym elementem - wytatuowanym nad lew� piersi� znakiem swej profesji. Po zdmuchni�ciu �wiecy znika�a i ta r�nica. Niebawem dziewcz�ta b�d�ce tu d�u�ej od R�y z uciech� powtarza�y mi�dzy sob� "podzia� R�yczki" : "z wyszynkiem, po ma��e�sku , witaj-�egnaj". Pierwsze oznacza�o mi�y posi�ek z czerwonym winem i muzyk�, a potem d�ug�, pracowit� noc , drugie co� jakby obowi�zek m�a wobec. �ony , a trzecie co� niezno�nego, co stawia�o mi�o�� na r�wni z czyszczeniem z�b�w.
R�a sz�a dalej, u�miechaj�c si� do tych my�li. Zabawne, tak, to by�o rzeczywi�cie zabawne. Ci magowie... i ci m�czy�ni...! Przesz�a pod bluszczowym �ukiem i znalaz�a si� w innej cz�ci ogrodu. Wszystko ros�o tu jak chcia�o i sprawia�o na pierwszy rzut oka wra�enie dziko�ci oraz lekkiego zaniedbania. Krzewy r�ane by�y bujne i roztrzepane. Bia�o nakrapiany ja�min stroszy� ga��zki. Wierzby zamiata�y swymi zielonymi w�osami trawniki pe�ne stokrotek i fioletowych "kocich pyszczk�w". �adnie. Gdzie� w zaro�lach ptak wygwizdywa� uparcie wci�� ten sam motyw, a tu� obok kto� szlocha�. R�a, kieruj�c si� s�uchem, rozgarn�a ga��zie. Na ma�ej �aweczce tu� pod murem le�a�a ma�a posta� wstrz�sana �kaniem. P�acz�ce dziecko. Dziewczyna widzia�a jego plecy, cz�� g�owy i podkurczone nogi. Ubranko nie r�ni�o si� od setek innych, nale��cych do ma�ych ch�opc�w w ca�ym cesarstwie: kr�tka tunika zwi�zana paskiem z tkaniny, spodenki przed kolana, sanda�ki ze sznur�wka. Ale pr�cz tego dziecko nosi�o co� w rodzaju futrzanych po�czoch.
"W takie gor�co?" - zdziwi�a si� R�a. "Dlaczego? I czemu tak rozpacza, biedny dzieciak".
- Hej...- odezwa�a si� i a� podskoczy�a, przestraszona. Ch�opiec krzykn�� i omal nie spad� z �awki. Odwr�ci� si�, wlepiaj�c w ni� pe�ne l�ku spojrzenie. R�a oniemia�a. Sko�ne, bursztynowo ��te oczy osadzone by�y w g�szczu br�zowych w�os�w. Widoczne by�y jedynie one, skrawki nozdrzy i wargi - uchylone, wygi�te w podk�wk�. To, co R�a wzi�a za po�czochy, okaza�o si� cz�ci� cia�a. Ca�y dzieciak poro�ni�ty by� sier�ci�. Ciemne kosmyki zrudzia�y na ko�cach od s�o�ca i dzieci�ca g�owa przypomina�a przywi�d�y kwiat chmurnika. I mo�e to skojarzenie sprawi�o, �e R�a natychmiast si� uspokoi�a. S�ysza�a ju� o tym ch�opcu. Plotki dociera�y wsz�dzie, lecz tak fantastyczne i bez�adne, �e R�a nie wierzy�a nawet w po�ow�. Nie zaprz�ta�a sobie tym g�owy. Nie widzia�a dot�d "ma�ego wilka" i po prawdzie by�a przekonana, �e trzymaj� go gdzie� w zamkni�ciu.
Usiad�a obok niego.
- Czemu p�aka�e�?
Nic nie odpowiedzia�, wycieraj�c r�kami mokre oczy i nos. - �ycie jest ci�kie, co? Przeskroba�e� co�? Dosta�e� w sk�r�? - Tylko taki pow�d do p�aczu przychodzi� dziewczynie do g�owy.
- Yhy... - mrukn�� niech�tnie, nie patrz�c na ni�.
- Ale nie mocno - doda� zaraz. - To nie dlatego.
- No to dlaczego?
- Nie powiem - rzek� ponuro.
- Mam na imi� R�a, a ty?
- Skaranie Losu i sko�cz� na galerach - burkn�� nieuprzejmie. - A tak naprawd�?
- Nocny �piewak - powiedzia�, spogl�daj�c na ni� ukradkiem. - Bo jestem podobny do wilka. A wilki �piewaj�. W nocy.
- Nie tylko wilki - zauwa�y�a od niechcenia. - Koty na przyk�ad te�. - Aha...Dzi� w nocy pieprzy�y si� pod oknem i nie mog�em spa� - rzuci�o dziecko tonem doskonale niewinnym, a R�a os�upia�a. Z trudem zamaskowa�a wybuch �miechu kr�tkim atakiem kaszlu. Co za dziwaczny dzieciak. - Ile ty masz lat, ma�y?
- Osiem.
Malec o�ywi� si� troch�. R�a przypomnia�a sobie o zawarto�ci torebki, zawieszonej u paska. Je�li to stworzenie cho� troch� przypomina zwyk�e dziecko, na pewno lubi s�odycze.
- Chcesz ciastko?
Z�apa� je �akomie, szybkim ruchem p�ochliwego zwierz�tka, lecz ku zdumieniu R�y nie poch�on�� go natychmiast, lecz roz�ama� na dwie cz�ci. Jedn� pieczo�owicie schowa� do kieszonki, a drug� wpakowa� do ust w ca�o�ci. - Ciaftek ni ma cozienie. Tfeba zaofcendza� - wyja�ni� z pe�n� buzi�. Prze�kn��, prawie si� d�awi�c.
- Masz jeszcze? - spyta� z nadziej�. - Bo ja pewnie nie dostan� dzi� obiadu. Pokr�ci�a g�ow�.
- Niestety, nie.
- R�a. �adne imi� - powiedzia�. - Co ty tu robisz?
- Siedz� na �awce i rozmawiam z tob� - powiedzia�a przekornie. - Nie. Co robisz tu, w Zamku.- Zatoczy� ko�o kud�at� �apk�. - Ja si� ucz� czyta� i liczy� i jak by� Stworzycielem. A ty?
R�a zawaha�a si� na sekund�.
- Sprzedaj� mi�o�� - rzek�a prawdom�wnie. Tego malca chyba to nie zdziwi. Zdumia�a si� jednak sama widz�c, jak jego twarzyczka rozja�nia si� w s�onecznym, zachwyconym u�miechu, jeszcze bardziej ni� dot�d przypominaj�c rozczochrany kwiatek.
- Oochchch... - westchn�o dziecko z podziwem. - Mi�o��... - W kawa�kach? - zapyta�o natychmiast rzeczowo.
- Na godziny - sprostowa�a, walcz�c z atakiem weso�o�ci. - Wybacz, musz� ju� i��.
Poderwa�a si� z po�piechem i po prostu uciek�a. Prawie ca�� drog� chichota�a w ku�ak.
Nast�pny dzie�, przynajmniej przed po�udniem, nie odbiega� od normy. R�a obudzi�a si� p�no, jak zwykle odsypiaj�c godziny pracy. Umy�a si� w zimnej wodzie, odp�dzaj�c resztki senno�ci. Upi�a w�osy w koron� doko�a g�owy. W kr�ciutkiej tunice, boso, zacz�a �wiczy�. Tak, jak uczono j� w siedzibie cechu. "Cia�o to twe narz�dzie" - powiedzia�a jej na pocz�tku kobieta starsza dwa razy od niej, a wci�z pi�kna i zadbana. - "Dbaj o nie. Kiepskie narz�dzie to kiepska praca i kiepska p�aca". Zapami�ta�a to dobrze. Wykonywa�a �wiczenia podpatrzone u zapa�nik�w i szermierzy, wygina�a cia�o jak akrobatka lub wybija�a bosymi stopami weso�e rytmy ludowych ta�c�w. Przerwa�a, zm�czona. Wycieraj�c si� r�cznikiem, si�gn�a po dzbanek z wod�. Jej r�ka nie dotar�a do celu. - R�a...
Rozejrza�a si� szybko. Na parapecie uchylonego okna, zaczepione o jego brzeg. tkwi�y dwie dzieci�ce d�onie, nieco przybrudzone. Znad deski wystawa� wierzch g�owy i para sko�nych �lepek. R�a obci�gn�a sw�j kusy str�j , bezskutecznie usi�uj�c zakry� uda.
- Nocny �piewak ! Jak mnie tu znalaz�e�?
- Gwiazdy mi pokaza�y. Tutaj - powiedzia� niedorzecznie, pukaj�c si� palcem w g�ow�. R�a postanowi�a nie pyta� wi�cej. Nocny �piewak wdrapa� si� na okno i usiad� na parapecie jak na koniu.
- O, �adnie tu - zawyrokowa�. - Masz obrazki. I kwiaty. Ale... - zawaha� si� i doda� niepewnie: - Dlaczego ty tutaj mieszkasz? To jest dom dla dziwek ! R�a opar�a r�ce na biodrach, z min� nie wr�c� nic dobrego. - Jak jeszcze raz nazwiesz mnie dziwk�, to obedr� ci� z tego futra, ty wstr�tny smarkaczu! Dziwki stoj� na rogach ulic, a ja pracuj� dla Cechu! Mam podpisany kontrakt!
- Aachaaa... - powiedzia� ch�opiec tonem niepewnym. Chyba niewiele zrozumia�. Zeskoczy� z okna do wn�trza i podszed� do ma�ego stolika, zastawionego armi� s�oiczk�w i pude�eczek, zawieraj�cych balsamy, perfumy oraz szminki.
- Bo ja...bo ja pomy�la�em... - Po�o�y� na brzegu gar�� miedziak�w. - Starczy?
- Na co? - spyta�a R�a, czuj�c, �e sytuacja zaczynaj� przerasta�. - Na troch� mi�o�ci - powiedzia� nie�mia�o. - Nie mam wi�cej, ale mo�e troszeczk�? M�wi�a�, �e to sprzedajesz.
- Jeste� za ma�y! - j�kn�a R�a. - Czy� ty oszala�? Wynocha ! - Wiedzia�em, �e b�dzie drogo - rzek� Nocny �piewak z gorycz�. - Nie o to chodzi... !
Przerwa� jej:
- Wiem, jestem brzydki, dlatego nie chcesz.
Dziewczyna z�apa�a si� za g�ow� i z rozmachem usiad�a na wy�cie�anym krze�le. Jak z tego wybrn��, nie uciekaj�c si� do brzydkiej przemocy? Naj�atwiej by�oby wyrzuci� ch�opca t� sam� drog�, jak� przyby�. Na Mi�osierdzie Losu, co to stworzenie sobie wyobra�a?
- Masz osiem lat ! Nie mo�esz i�� ze mn� do ��ka! Jeste� dzieckiem !!! -krzykn�a z pasj� prosto w twarz Nocnego �piewaka.
- A po co ja mia�bym wchodzi� z tob� do ��ka !? - odwrzasn�� r�wnie g�o�no. - Po co ci ��ko, �eby mnie pog�aska�?!
- Pog�aska�...? - spyta�a R�a ze zdumieniem i znacznie ciszej. - Pog�aska�... przytuli�... Czy ty aby na pewno sprzedajesz mi�o��? - powiedzia� podejrzliwie.
- Achm... ychm... Prawd� m�wi�c, dopiero zaczynam. Nie mam... do�wiadczenia.
- Powinna� mnie wzi�� za r�k� - pouczy� j� powa�nie. - Mo�esz mnie nie ca�owa�, je�li nie chcesz - zapewni� szybko. - Potem pog�aszcz mnie po g�owie i powiedz "s�oneczko" albo "m�j kotku". I jeszcze "kocham ci�, skarbie". , R�y zachcia�o si� �mia�. Powstrzyma�a si�, przeczuwaj�c, �e ch�opczyk by�by bardzo ura�ony.
- Sk�d ty wiesz takie rzeczy?
- No, jak to sk�d? - odpar� godnie. - Oczy mam. Widzi si� na mie�cie, co matki robi� ze swoimi dzie�mi, no nie?
- Aha, a wi�c "s�oneczko", "m�j kotku"...mo�e by� "ptaszyno"? - Szybko si� uczysz.
Nie ma co, przyprawi� R�� o lekki b�l g�owy. Czu�a si� jak przy najbardziej wymagaj�cym i kapry�nym kliencie, a jednocze�nie musia�a walczy� z atakami �miechu, gdy m�wi� z powag� o rzeczach, kt�re dla niej by�y tak zwyczajne, �e przesta�a je zauwa�a�, a dla niego by�y absolutn� egzotyk�. Wkr�tce zorientowa�a si�, �e nigdy nie widzia� od �rodka zwyczajnego domu, gdzie byli obok siebie rodzice, dzieci i dziadkowie. Nie bawi� si� z innymi dzie�mi. Nigdy nikt nie zaprowadzi� go do �wi�tyni, omin�y go w jaki� spos�b coroczne parady ku czci Bogini. Nie wiedzia�, ani gdzie si� urodzi�, ani jakiego dnia. Na pytanie o matk� skrzywi� si� tylko.
W jego poj�ciu "mi�o��" by�a okazywaniem czu�o�ci, do kt�rej t�skni�, na sprawy cia�a zna� par� wulgarnych okre�le� i by�y one wed�ug niego ca�kiem oddzielone od uczu�.
Prawie obrazi� si�, gdy chcia�a mu zwr�ci� jego drobniaki. - Targ jest targiem, porz�dek musi by� !
- Czy mog� jeszcze kiedy przyj��? - spyta� na odchodnym. - Oczywi�cie - u�miechn�a si�. - Ale nast�pnym razem zamiast pieni�dzy przynie� mi co� innego.- Na przyk�ad kwiaty.
- To b�dzie w porz�dku? - upewni� si�.
- Jak najbardziej - uspokoi�a go. - Jestem dam�, a damom nie p�aci si� pieni�dzmi. Tylko nie zrywaj wszystkich r� z krzak�w, bo oberwiesz od ogrodnika.
Nocny �piewak przychodzi� cz�sto ale nigdy jej nie przeszkadza�. Sk�d� wiedzia�, kiedy jest zm�czona, �pi lub jest zaj�ta i zjawia� si� tylko wtedy, gdy mia�a dla niego czas.
Wkr�tce dowiedzia�a si� o nim wi�cej i nawet "gwiazdy w g�owie" przesta�y by� niezrozumia�e. Ma�y kandydat na maga bawi� R��, a jednocze�nie mia�a dla niego wiele wsp�czucia. Tak bardzo pragn��, by kto� go zwyczajnie lubi�. Tyle wycierpia�: �wiat by� dla niego tak nieprzychylny. Ch�opiec nie zjawia� si� nigdy inaczej jak z p�kiem kwiat�w i dziewczyna czu�a si� po cz�ci jak adorowana ksi�niczka, a troch� jak starsza siostra. Inne mieszkanki domu uciech pod�miewa�y si� dobrotliwie, nazywaj�c R�� "Dam� z Pieskiem" . "Zazdro�cicie, �e kocha si� we mnie Stworzyciel" - odcina�a si� z humorem. - "A dla mnie tylko to dobre , co najlepsze".
- Jeste� �liczna - powiedzia� kiedy� Nocny �piewak do swej przyjaci�ki. - �liczna jak... jak... ciasto z konfitur�.
- Dzi�kuj� - odpowiedzia�a z uczuciem. - Jeszcze nikt mi nie powiedzia� czego� takiego.
W ko�cu zdoby�a si� nawet na delikatne wyja�nienie, dlaczego pracuje p�nym wieczorem i co w�a�ciwie robi. Wbrew obawom zni�s� to nadspodziewanie spokojnie. Rzek� pob�a�liwie:
- Kwiatami nie mo�na si� naje��. Rozumiem, �e jako� musisz dorabia�. I tak trwa�a ta dziwna przyja��, niezm�cona �adnym cieniem. A� pojawi� si� kto� trzeci.
�atwo by�o trafi� do Zamku . Trudno by�o go raczej nie zauwa�y�. Wiatr Na Szczycie szed� ulicami miasta, kieruj�c si� widokiem pi�ciu ogromnych wie�yc, kt�re celowa�y w niebo jak pi�� palc�w d�oni olbrzyma. Cieszy�y jego oczy po d�ugiej podr�y przez kraj p�aski jak placek, wyci�gni�ty spod czyjego� ty�ka. Wie�e te w pewien spos�b przypomina�y mu g�rskie szczyty, gdzie narodzi� si� i �y� a� dot�d. I kt�rych, po prawdzie, wcale nie chcia� opuszcza�. Ale uk�ad by� uk�adem.
"Kr�g jest pot�g�" - rzek� Wiatrowi szaman, kt�remu wiek nie przyciemni� umys�u, lecz wyostrzy� go jak ig��. - "Odpowiedz na wezwanie z Po�udnia. Hajgowie potrzebuj� stali na bro� i narz�dzia. Soli, kt�ra wzmocni nasz� krew ,i ziarna, je�li zbiory b�d� niepomy�lne. Magowie mog� da� nam pszenic�, co wzejdzie nawet na kamieniu. A ty jeste� przecie� magiem". "Przed tym jestem wojownikiem, Wilkiem Wajet�w" - odpar�. "Pani Lawin wie lepiej i dlatego wstrzyma�a wiadomo��,a� nasta� czas sprzyjaj�cy. Ch�opiec, kt�rego uczy�e� wczoraj zosta� m�czyzn�. Sko�czy�e� jedn� prac�, nasta� czas drugiej . Id�" .
W taki spos�b znalaz� si� wreszcie w miejscu podleg�ym Kr�gowi Mag�w. T�ok i gwar miejski dra�ni�y go. Pogardza� tym t�umem. Ludzie, kt�rzy kr�c� si� to tu, to tam, bez widocznej przyczyny, a jazgoc� przy tym jak w�ciek�e norniki, musz� by� niespe�na rozumu. Zwraca� na siebie powszechn� uwag�, lecz ust�powano mu skwapliwie z drogi. Wiatr Na Szczycie by� m�czyzn� du�ym i muskularnym. To oraz miecz przytroczony na plecach i kij okuty �elazem w r�ku zniech�ca�y do zaczepek. Raz i drugi us�ysza� za plecami obra�liwe s�owo, lecz pu�ci� je mimno uszu. Nie lubiono tu Hajg�w. No i dobrze, nawzajem!
Przy wielkiej bramie, prowadz�cej do samego Zamku, zatrzyma�y go skrzy�owane w��cznie.
- Tu nie wolno wchodzi� - us�ysza�.
- Mnie wolno. Jestem magiem - odpar�.
Miny stra�nik�w wyra�a�y niepewno��. Nie uwierzyli. Trudno by�oby uwierzy�, maj�c przed sob� kogo� w stroju hajgo�skiego g�rala, z klanowymi tatua�ami na twarzy, zwyczajowo przyci�tymi uszami, na dodatek z broni�. - Oka� znak Kr�gu, panie - za��da� stra�nik, na wszelki wypadek tonem jednak znacznie uprzejmiejszym. Wiatr Na Szczycie zafras