4403

Szczegóły
Tytuł 4403
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4403 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4403 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4403 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alfred einstein Mozart Podr�nik Istnieje osobliwy rodzaj ludzi, w kt�rych rozgrywa si� wieczna walka o przyw�dztwo mi�dzy cia�em i dusz�, mi�dzy pierwiastkiem zwierz�cym a boskim. Te przeciwie�stwa, uderzaj�ce u wszystkich wielkich, w nikim mo�e nie wyst�puj� tak dobitnie, jak w Wolf-gangu Amadeuszu Mozarcie. Pierwiastek boski jest w Mozarcie tak czysty, �e ca�a epoka widzia�a go tylko przez pryzmat fa�szywego idealizowania. Gdyby�my nie wiedzieli nic o jego �yciu, wydawa� by si� nam m�g�, jak Szekspir, postaci� na p� mityczn�, a jego koncerty fortepianowe, cztery wielkie symfonie, Don Juan i Czarodziejski flet uchodzi�yby za dzie�a tw�rczo�ci p�anonimowej, jak dramaty poety ze Stratfordu nad Avonem. Mo�na by je wprawdzie, podobnie jak dramaty Szekspira, wyja�nia� "historycznie", z wynikiem do pewnego stopnia zadowalaj�cym; a jednak wznosi�yby si� wysoko ponad wszystko, co historyczne, w niewyt�umaczaln� wiekuisto�� sztuki. Jako artysta, jako muzyk, Mozart wydaje si� istot� "nie z tego �wiata". Powtarzam: dla pewnej epoki XIX wieku - dla romantyzmu - dzie�o jego zdawa�o si� przedstawia� tak czyst�, formalnie sko�czon�, "bosk�" doskona�o��, �e najbardziej bezwzgl�dny przedstawiciel tego okresu m�g� nazwa� go (w swym szkicu o Beet-hoyenie) "subtelnym geniuszem �wiat�a i mi�o�ci" muzyki - nie wywo�uj�c protestu. Wyra�aj�c bowiem taki pogl�d, by� Ryszard Wagner ca�kowicie zgodny tak�e z przeciwnikami swej sztuki: z Robertem Schumannem, kt�ry nazwa� Symfoni� g-moll Mozarta dzie�em "greckiej lekko�ci i gracji", lub z pierwszym powa�nym biografem Mozarta, Otto Jahnem, kt�ry po cz�ci nie�wiadomie, po cz�ci rozmy�lnie pomija� wszelkie g��bsze dysonanse w �yciu i dziele Mozarta. Rozmy�lnie - gdy�, w przeciwie�stwie do Wagnera i Schumanna, Jahn zna� wi�kszo�� list�w Mozarta; a przecie� te listy ods�aniaj� Mozarta jako cz�owieka tak bardzo "z tego �wiata", cz�owieka z jego pe�nokrwist�, dzieci�c�, dziecinn�, a� "ludzk� - arcyludzk�" indy- 9 CZ�OWIEK widualno�ci�, �e nikt, przynajmniej w Niemczech, nie odwa�y� si� ich wyda� w ca�o�ci!, a wdowa po nim, czy te� inni ludzie pe�ni dobrych ch�ci, niekt�re partie list�w, nawet tych z ostatniego okresu �ycia, uczynili na zawsze nieczytelnymi. Dzi�ki owym najbardziej pe�nym �ycia, najmniej uszminkowa-nym, najprawdziwszym listom, jakie kiedykolwiek napisa� muzyk, znamy Mozarta - cz�owieka. Wiele dni, niejeden miesi�c, a nawet kilka lat w jego kr�tkim �yciu spowija mrok - na przyk�ad lata salzburskie 1775-76 albo miesi�ce pomi�dzy jego powrotem z Pary�a a oper� Idomeneo, czy te� rok 1789 w Wiedniu; ale za to, je�li chodzi o inne dnie, miesi�ce i lata jego �ycia, posiadamy o nim dok�adniejsze i bardziej intymne wiadomo�ci ni� o jakimkolwiek innym wielkim muzyku XVIII, a nawet XIX i XX wieku. Wiadomo�ci tak dok�adne, �e obraz cz�owieka wydaje si� czasem niezgodny z obrazem tw�rcy. W rzeczywisto�ci jednak istnieje wspania�a jedno��. M�ody cz�owiek, kt�ry do siostry pisa� swawolne, a do kuzyneczki "Basie" nieprzyzwoite listy, komponowa� te� z naj�ywsz� uciech� kanony do ca�kiem niesalonowych tekst�w. W �arcie muzycznym odnajdujemy jego zami�owanie do "figl�w", wyra�one w samej muzyce; lecz za tym "figlarstwem" kryje si� g��boka wiedza teoretyczna, kt�rej Mozart w pewnym okresie zamierza� nada� form� literack�. A jedno�� cz�owieka i tw�rczego muzyka wida� najja�niej, gdy spojrzymy na jej dwa aspekty: Mozart, niesamowicie przenikliwy, bezlitosny, bezkompromisowy obserwator i s�dzia ludzkiej natury to zarazem Mozart - wielki dramaturg. Jego muzyka m�wi o tajnikach serca, kt�re zna� do g��bi i cz�owiek, i artysta. A jednak jest co� z prawdy w tym, �e Mozart by� tylko go�ciem na tej ziemi: zar�wno w najwy�szym, duchowym znaczeniu - i o tym wci�� b�dziemy m�wili w tej ksi��ce - jak i w zwyk�ym, ludzkim sensie. Nigdzie nie by� naprawd� "u siebie": ani w Salz-burgu, gdzie si� urodzi�, ani w Wiedniu, gdzie zmar�. A pomi�dzy okresami pobytu w Salzburgu i w Wiedniu odbywa� podr�e we wszystkie niemal strony �wiata - podr�e, kt�re wype�ni�y spor� cz�� jego �ycia. Rusza� w podr� bez d�u�szych namys��w, a gdy .powraca� do osiad�ego trybu �ycia, to tylko z musu, a co najmniej z �alem. "Moje serce jest pe�ne zachwytu, bo mi tak weso�o w tej podr�y. 1 P�niej zosta�y opublikowane w ca�o�ci: Mozart, Brlefe und Aufzelchnungen, pe�ne wydanie. Wydane przez Internationale Stiitung Mozarteum Salzburg, zebrali i opatrzyli komentarzem Wilhelm A. Bauer i Otto Erich Deutsch, 4 tomy, Kassel-Basel-London-New York; Barenreiter-Verlag 1962-63. (Uwaga wydawcy niemieckiej wersji ksi��ki A. Einsteina, S. Fischer Yerlag Frankfurt am Main 1970, s. 12.) 10 PODRӯNIK bo w dyli�ansie tak ciep�o, bo nasz wo�nica to ^zielny zuch, kt�ry ie�li droga cho� troszk� na to pozwala, jedfzie tak szyb ko" - pisze do domu na jednym z pierwszych postoj�w (Wbrgl, 13 grudnia 1769) podczas pierwszej podr�y do W�och. Jak�e za- , 7dro�ci m�odemu Jirovecowi, kt�ry w roku 1786 wyrwa� si� do W�och- Ty szcz�liwcze! Ach, gdybym m�g� z Tob� jecha�, jak�e by�bym "rad!" Pod koniec tego� roku kusi go bardzo, by zn�w po- iecha� do Anglii; proponuje staremu ojcu, by "wzi�� w opiek�" ego dwoje dzieci, co jednak�e ojciec "bardzo stanowczo" odrzuca. Pami�ta� na pewno, �e trzy lata wcze�niej umar�o najstarsze dziecko Mozarta pozostawione w Wiedniu pod opiek� niani, podczas gdy rodzice 'sp�dzali lato w Salzburgu. Leopold Mozart mia� uzasadnio ne powody do obaw, �e tych dwoje dzieci zapewne pozosta�oby pod opiek� dziadka d�u�ej, ni� by sobie �yczy�. C� bowiem znacz� dla Wolfeanga dzieci, gdy w gr� wchodzi podr�! Zapomina o nich; chodzi o jego dzie�o. Podr�owanie nie przerywa tw�rczej dzia �alno�ci Mozarta, lecz pobudza j�. A gdy nie mo�e podr�owa� do woli iak w ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat w Wiedniu, to przynaj mniej przenosi sw� siedzib� - kt�ra nigdy nie jest mu "domem" - z jednego mieszkania do drugiego, z miasta na przedmie�cie i z przedmie�cia do miasta. Nawet Beethoven nie zmienia� mieszka nia tak cz�sto a przeprowadza� si� przewa�nie na skutek przyczyn bardzo konkretnych. U Mozarta istotn� rol� odgrywa wewn�trzna potrzeba zmiany otoczenia, zaczerpni�cia z nowego otoczenia no wych podniet tw�rczych. Akceptuje niewygody przeprowadzki; za st�puj� mu one niewygody podr�y dyli�ansem. ' Wcze�nie zacz�� podr�owa�. 12 stycznia 1762 ojciec zabiera ch�op ca kt�ry jeszcze nie sko�czy� sze�ciu lat, na dw�r kurfirsta w Mo nachium i a� do roku 1773 kieruje wszystkimi jego woja�ami. Ze wzgl�du na to, a tak�e dlatego, �e osobowo�� Mozarta musi si� - rozpatrywa� nie tylko sam� w sobie, lecz jako owoc drzewa genea- � logicznego Mozart�w - trzeba nam na chwil� opu�ci� g��wny w�- � tek aby zaj�� si� bli�ej ojcem Wolfganga. Leopold Mozart �yje w pami�ci potomno�ci jako ojciec swego <=yna Gdyby nie by� zwi�zany z Wolfgangiem Amadeuszem, nazwisko jego nie mia�oby znaczenia wi�kszego ni� nazwiska setek innych solidnych muzyk�w XVIII wieku, d���cych do swych skromnych cel�w na kt�rym� z wielu ma�ych dwor�w ksi���cych - �wieckich lub ko�cielnych - po�udniowych Niemiec; a Leopold nawet nie osi�gn�� najwy�szego w jego w�skim kr�gu stanowiska, gdy� nigdy nie zosta� pierwszym kapelmistrzem. Wszelako by� ojcem swojego syna, i jako ojciec takiego geniusza zrozumia� swoj� misj�. Gdyby nie ojciec i jego wp�yw, na kt�ry 11 CZ�OWIEK syn reagowa� b�d� uleg�o�ci�, b�d� oporem, Wolfgang nigdy nie osi�gn��by tego charakteru i tej wielko�ci. Posta� Leopolda widoczna jest w kr�gu blasku, jaki otacza jego syna; bez tego �wiat�a pozosta�by w cieniu. Tu jednak jego sylwetka; rysuje si� wyrazi�cie - nie zawsze ca�kiem sympatyczna, cz�sto budz�ca w�tpliwo�ci, ale w blaskach i cieniach �ywa i plastyczna. A cho� nie talentem, to jednak ambicj�, wol�, energi� g�ruje znacznie nad wielu wsp�czesnymi. To nie by� tylko "muzykant". Literacka spu�cizna, jak� zostawi� - jego Szkol� gry na skrzypcach z roku 1756 - zapewnia mu skromne miejsce w ka�dej historii muzyki instrumentalnej: tak�e bez swego nie�miertelnego syna by�by Leopold Mozart zawsze autorem Yersuch einer grilndlichen Violin-schule, pracy, kt�ra pisa� nied�ugo przed urodzeniem si� Wolfganga Amadeusza. W pierwszym roku �ycia Wolfganga napisa� Leopold kr�tk� autobiografi� do dzie�a F. W. Marpurga Historisch-Kritische Bey-trdge �ur Aufnahme der Musik, zawieraj�cego "Informacj� o obecnym stanie muzyki Jego Ksi���cej Mo�ci Arcybiskupa w Salzbur-gu w roku 1757". Znajdujemy tu zarys �ycia i tw�rczo�ci trzydzie-stoo�mioletniego muzyka: ,,P. Leopold Mozart z cesarskiego miasta Augsburga. Jest skrzypkiem i koncertmistrzem orkiestry. Komponuje muzyk� ko�cielna i �wieck�. Urodzi� si� 14 listopada 1719 i wnet po uko�czeniu studium filozofii i prawa obj�� w roku 1743 s�u�b� u arcyksiecia. Da� si� pozna� we wszystkich rodzajach kompozycji, jednak nie wyda� drukiem �adnych utwor�w, i tylko w roku 1740 wysztychowa� w miedzi 6 Sonat a 3, g��wnie dla nabycia wprawy w sztuce sztychowania. W czerwcu 1756 wyda� sw� szko�� gry na skrzypcach. Spo�r�d utwor�w p. Mozarta, znanych z r�kopis�w, trzeba przede wszystkim zwr�ci� uwag� na wiele kontrapunktycznych i innych utwor�w ko�cielnych; dalej na bardzo liczne symfonie, cz�ci� tylko a 4, cz�ci� jednak z wszystkimi zwyk�ymi instrumentami; tak samo na ponad trzydzie�ci wielkich serenad, w kt�rych s� te� solowe partie dla rozmaitych instrument�w. Napisa� r�wnie� wiele koncert�w, w szczeg�lno�ci na flet poprzeczny, ob�j, fagot, r�g, tr�bk� etc., niezliczone tria i divertimenta na rozmaite instrumenty; r�wnie� dwana�cie oratori�w i mn�stwo utwor�w scenicznych, nawet pantomim, a zw�aszcza pewne okoliczno�ciowe utwory, jako to: muzyk� wojskow� z tr�bkami, kot�ami, b�bnami i piszcza�kami - opr�cz zwyk�ych instrument�w; muzyk� tureck�; utw�r z u�yciem "stalowego fortepianu* *; wreszcie muzyk� do sanny z pi�cioma 1 Rodzaj czelesty 12 PODRӯNIK dzwonkami od sa�, nie m�wi�c o marszach, o tak zwanych "Nachtstiicken" i o wielu setkach menuet�w, ta�c�w operowych i tym podobnych utwor�w". Mo�emy nieco uzupe�ni� te informacje. Leopold by� najstarszym z sze�ciu syn�w augsburskiego mistrza-introligatora, Jana Jerzego Mozarta, kt�rego przodk�w w linii m�skiej mo�na prze�ledzi� wstecz a� do XVII, a mo�e nawet XVI wieku: nazwisko, dzi� symbol wdzi�ku, przybiera czasem bardziej szorstk� posta�, na przyk�ad Motzert; i szorstkimi lud�mi - rzemie�lnikami, wie�niakami-bywali zapewne ci, co je nosili. R�wnie� matka Leopolda, Anna Maria Sulzer, druga �ona introligatora, pochodzi�a z Augsburga; prze�y�a o przesz�o trzydzie�ci lat swego m�a, kt�ry zmar� 19 lutego 1736. w wieku lat 57. �y�a, jak si� zdaje, w dobrych warunkach materialnych, gdy� w�a�nie w okresie powstawania Szko�y gry na skrzypcach Leopold skrz�tnie zabiega� o to, by nie zosta� jako wsp� -spadkobierca skrzywdzonym po�r�d licznego rodze�stwa - ka�de z nich na konto spadku otrzyma�o ju� w�wczas trzysta gulden�w zaliczki. Widocznie Leopold wyr�nia� si� w�r�d rodze�stwa bystro�ci� umys�u, nie zosta� bowiem rzemie�lnikiem jak jego bracia, J�zef Ignacy i Franciszek Alojzy, obaj szacowni introligatorzy. Jego ojciec chrzestny, kanonik Jan Jerzy Grabher, umie�ci� go jako dysz-kancist� w ch�rze ko�cio�a � w. Krzy�a i �w. Ulryka, a �piewak ko�cielny m�g� wcale �atwo zosta� duchownym. Uczy si� nie tylko �piewa�, ale te� gra� na organach; w roku 1777 Wolfgang zawiera w Monachium znajomo�� z by�ym koleg� Leopolda, kt�ry sobie jeszcze �ywo przypomina pe�n� temperamentu gr� organow� m�odego muzyka w klasztorze Wessobrunn. Po �mierci ojca wys�ano Leopolda do Salzburga i wspomagano finansowo, s�dz�c, �e pomoc ta b�dzie u�yta na studia teologiczne. Ale Leopold ju� w�wczas jest m�odym dyplomat�; potajemnie snuje ca�kiem inne projekty i "nabiera klech�w na to, �e zostanie ksi�dzem". Po dwu latach nie studiuje ju� wcale na uniwersytecie salzburskim teologii, lecz logik� i, jak twierdzi, r�wnie� prawo. W nast�pstwie tego urwa�y si� zapewne pieni�ne subsydia z Augsburga. Leopold musi przerwa� studia; wst�puje jako kamerdyner w s�u�b� dziekana salztaurskiej kapitu�y katedralnej, hrabiego Jana Baptysty Thurn, Valsassina und Taxis (nazwisko Thurn und Taxis ma s�aw� �wiatow�, jako nazwisko dziedzicznych poczmistrz�w �wi�tego Cesarstwa Rzymskiego). To mniej wi�cej wszystko, co wiemy o pierwszych dwudziestu latach jego �ycia. Kto go uczy� gry organowej i kompozycji, nie wiadomo; �atwiej odtworzy�, co �piewa� w ch�rze katedralnym w Augsburgu. By�y to koncertuj�ce utwory ko�cielne po�udniowo- 13 CZ�OWIEK niemieckich i w�oskich mistrz�w - ich naj�wietniejszym i wywieraj�cym najsilniejszy wp�yw rezprezentantem by� kapelmistrz cesarski J. J. Fux. Wolnemu miastu Augsburgowi, gdzie wsp�yli katolicy i protestanci, zawdzi�cza� mo�e Leopold pewn� tolerancyj-no�� lub raczej krytyczn� postaw� wobec wszystkiego, co mia�o zwi�zek z klerem (dzi�ki czemu nie zosta� ksi�dzem); a dalej - solidny, nieco prowincjonalny gust w dziedzinie muzyki ko�cielnej, a w muzyce �wieckiej po�udniowoniemieck� rubaszno��. Ten po-�udniowoniemiecki gust udokumentowany jest najdobitniej w Augs-burger Tafel-Conject o. Walentyna Rathgebera, obszernym zbiorze - cztery zeszyty - popularnych, ch�opskich i mieszcza�skich pie�ni, ch�r�w, �uodlibet�w, utwor�w instrumentalnych; wszystkie te utwory wydane zosta�y (1733-46) u augsburskiego wydawcy Leopolda, Lottera, i wszystkie pe�ne s� rubasznego, dosadnego ba-warsko-szwabskiego humoru. Odegra�y one wa�n� rol� w rodzinie Mozart�w; bez nich nie do pomy�lenia by�yby ani Jazda saniami i Ch�opskie wesele Leopolda, ani te� m�odzie�czy Galimathias mu-sicum Wolfganga. Leopold mia� kiepsk� opini� o swym augsburskich rodakach, a Wblfgang jeszcze znacznie gorsz�; ale to po�ud-niowoniemieckie dziedzictwo mieli we krwi. Nie bardzo wiadomo, co zawiod�o Leopolda do Salzburga, dok�d droga z Augsburga prowadzi�a przez takie centrum kulturalne, jak Monachium. Uniwersytet ksi�stwa bawarskiego w Ingolstadt by� o wiele bli�szy dla mieszka�c�w Augsburga i dawa�by tak�� gwarancj� �ci�le ortodoksyjnego wykszta�cenia m�odego teologa jak Salzburg. Mo�e kanonicy od �w. Ulryka zarekomendowali Leopolda Mozarta do Salzburga, gdy� klasztor �w. Ulryka by� jednym z tych benedykty�skich klasztor�w, kt�re niegdy� przyczyni�y si� do za�o�enia salzburskiego uniwersytetu, a spo�r�d kanonik�w augsburskich kilku by�o tak�e kanonikami w Salzburgu (np. Dietrich-stein, Waldstein). Jakkolwiek si� rzeczy mia�y, los sprowadzi� Leopolda nad brzegi rzeki Salzach, co i dla niego, i dla Salzburga mia�o niejakie nast�pstwa. Studium logiki wywar�o na jego spos�b my�lenia silny wp�yw - dobry i zarazem fatalny. Sta� si� muzykiem "wykszta�conym", maj�cym w�asne zdanie nie tylko o �wiecie i ludziach, ale tak�e o prawid�ach swej sztuki; interesuj�cym si� obrazami Rubensa, literatur� oraz ma�� i wielk� polityk� ma�ych i wielkich potentat�w swej epoki; rozumiej�cym nie�le �acin� i umiej�cym si� pos�ugiwa� ojczyst� mow� - i to w spos�b niezwykle zr�czny i �ywy, z wielu po�udniowoniemieckimi, dosadnymi ludowymi wyra�eniami, dodaj�cymi jego stylowi szczeg�lnego uroku. Ktokolwiek czyta� jego opisy podr�y w listach z Pary�a lub Londynu albo kt�ry� 14 PODRӯNIK.. z jego list�w do syna w Mannheimie, ten wie, jak �ywo i plastycznie umia� Leopold pisa�. Gdy opisuje swoje uczucia w �w poranek, kiedy �ona i syn odjechali do Pary�a - w z�owr�bnym momencie, bo nigdy ju� nie mia� ujrze� swojej �ony - prawda i realizm opisu wznosz� si� do wy�yn nie�wiadomej poetyczno�ci (list z 25 wrze�nia 1777): "Po Waszym odje�dzie wyszed�em bardzo wyczerpany po schodach na g�r� i rzuci�em si� na krzes�o. Rozstaj�c si� z Wami, stara�em si� ze wszystkich si� opanowa�, aby nasze po�egnanie, nie sta�o si� jeszcze bole�niejsze, i w tym zam�cie zapomnia�em da� memu synowi ojcowskie b�ogos�awie�stwo. Pobieg�em do okna i pos�a�em je jeszcze Warn obojgu, ale nie dostrzeg�em Was ju� w bramie; doszli�my wi�c do wniosku, �e�cie ju� odjechali, bo ja przedtem d�ugo siedzia�em, o niczym nie my�l�c. Nannerl p�aka�a okropnie i z wielkim trudem usi�owa�em j� pocieszy�. Skar�y�a si� na b�l " g�owy i nudno�ci, a w ko�cu zrobi�o jej si� niedobrze i porz�dnie zwymiotowa�a; owin�a sobie g�ow�, po�o�y�a si� do ��ka i kaza�a zamkn�� okiennice; Pimps [piesek Mozart�w] smutny u�o�y� si� ko�o niej. Ja poszed�em do swojego pokoju, zm�wi�em ranny pacierz, po�o�y�em si� ko�o p� do dziewi�tej na ��ku, poczyta�em troch�, uspokoi�em si� i zadrzema�em. Przyszed� pies, zbudzi�em si�, pokaza� mi, �e mam z nim i��, z czego si� domy�li�em, �e musi by� ju� blisko dwunasta i on chce wyj�� na dw�r. Wsta�em, wzi��em futro, zajrza�em do Nannerl, kt�ra spa�a g��boko, i zobaczy�em, �e na zegarze jest wp� do pierwszej. Kiedy wr�ci�em z psern, zbudzi�em Nannerl, a potem kaza�em poda� obiad. Nannerl nie mia�a wcale apetytu; nic nie jad�a, po obiedzie po�o�y�a si� do ��ka, a ja po odej�ciu Bullingera r�wnie� po�o�y�em si�, sp�dzaj�c czas na modlitwie i czytaniu. Wieczorem Nannerl czu�a si� dobrze i by�a g�odna, grali�my w pikiet�, potem zjedli�my w moim pokoju, a po kolacji rozebrali�my jeszcze kilka partyjek, po czym poszli�my w imi� Bo�e spa�. Tak min�� ten smutny dzie�, jakiego nie spodziewa�em si� prze�y� w moim �yciu". Nic w tym z�ego, �e Leopold, zawsze dyplomata, pragn�� tym naiwnym opisem wywrze� tak�e pewne wra�enie na synu, kt�ry ze swej strony by� w najlepszym nastroju, pisz�c dwa dni wcze�niej: "Wszystko jeszcze b�dzie dobrze. Spodziewam si�, �e Tato ma si� dobrze i jest tak zadowolony jak ja..." Przewaga intelektualna Leopolda - kt�ra jeszcze wzros�a w ci�gu wielkich podr�y z rodzin� lub z synem dzi�ki poznaniu �wiata i nabytym do�wiadczeniom - by�a jednak dla niego tak�e darem Danaj�w; zrodzi�a w nim bowiem ' poczucie wy�szo�ci nad kolegami i krytyczn� postaw� wobec prze�o�onych, spowodowa�a izo- \ 15 CZ�OWIEK la� je w pracy zawodowej i wielce przyczyni�a si� do niepopularno�c� Leopolda. Jego "zmys� dyplomatyczny" ka�e mu cz�sto podejrzewa� wi�cej jeszcze z�ej woli ukrytej za s�owami i czynami bli�nich, ni� jej by�o naprawd�, i prowadzi go nie tylko do wnikliwych obserwacji, ale r�wnie� do zasadniczych b��d�w. Ka�dy jednak przyzna mu racJe.> gdy w li�cie do Wolfganga (18 pa�dziernika 1777) daje wyraz takim pogl�dom i przestrogom: "Prosz� Ci�, b�d� wierny Bogu, licz tylko na Niego, gdy� wszyscy ludzie to nicponie! Im b�dziesz starszy, im wi�cej b�dziesz mia� do czynienia z lud�mi, tym bardziej przekonasz si� � tej smutnej prawdzie". Czy Leopold czyta� Ksi�cia Machiayellego? "Bo o ludziach mo�na powiedzie� og�lnie, �e s� niewdzi�czni, zmienni, fa�szywi, uciekaj�cy przed niebezpiecze�stwem, ��dni zysku; kiedy im �wiadczysz przys�ugi, s� ci bez reszty oddani, ofiarowuj� ci krew, maj�tek, �ycie i dzieci... kiedy potrzeba jest daleko; ale gdy si� przybli�y, odwracaj� si� od ciebie." i Przeciwwag� tego pesymizmu stanowi jego tkliwa mi�o�� do rodziny, jego troskliwo�� o ni� we wszystkich sprawach codziennego �ycia, troskliwo��, kt�r� naj�wietniej wykaza� w podr�ach: je�dzi� z �on� i dwojgiem delikatnych dzieci po ca�ej Europie jako zarazem kierownik podr�y i impresario - by�o oko�o roku 1760 przedsi�wzi�ciem wr�cz awanturniczym. Do pozytywnych cech Leopolda doda� nale�y jego prawo�� we wszystkich sprawach �ycia obywatelskiego i zawodowego. Prawda, jego "koledzy" to rzemie�lnicy i pijusy; arcybiskup - to nie tylko chlebodawca, ale tak�e wrogi tyran, kt�rego nie zawadzi troch� wywie�� w pole (niestety, arcybiskup nie ma ochoty, by go nabierano). Mo�na jednak wybaczy� Leopoldowi wszystkie s�abo�ci przez wzgl�d na gorzki tragizm jego losu, tragizm, kt�ry odczuwa� g��boko. Widzi w synu s�o�ce i blask swego �ycia, wierzy, �e je�li tylko Wolfgang zechce pozosta� pod jego kierunkiem, osi�gnie szczyty ju� nie tylko artystycznego, ale i �yciowego sukcesu. A tymczasem musi patrze�, jak syn wymyka mu si� z r�k; umiera jako cz�owiek osamotniony, kt�remu nie pozosta�o nic pr�cz korespondencji z c�rk� i rado�ci z wnuczka - jego pierwsze, pozorne wyczyny muzyczne obserwuje z zachwytem, cho� w rzeczywisto�ci wnuk nie odziedziczy� nawet najbledszego odblasku �wietno�ci rodziny. Ale wybiegli�my naprz�d i powracamy teraz do charakterystyki 1 "Perche degll uomini s� pub dir �uesto generalmente, che s�eno ingrati, volubili, simulatori, fuggitori de' pericoli, cupidi di guadagno e mentre fai lor bene, sono tutti tuo�, ti offeriscono ii sangue, la roba, la vlta, edj i figli, ...�uando ii bisogno e discosto; ma �uando ti si appressa, si rivoltano." 16 PODRӯNIK Leopolda. S�u�ba w charakterze kamerdynera u dziekana kapitu�y, hrabiego Thurn und Taxis, by�a widocznie tylko prost� - czy o-okr�n� - drog�, maj�c� doprowadzi� Leopolda Mozarta definitywnie do muzyki. W roku 1740 dedykuje patronowi swoje pierwsze dzie�o: sze�� sonat ko�cielnych i kameralnych (na dwoje skrzypiec i bas), w kt�rych cz��� muzyczn� sam wysztychowa� - i w dedykacji nazywa pra�ata, w barokowym stylu, swoim "ojcowskim s�o�cem, kt�rego dobroczynne wp�ywy wyci�gn�y go od razu z gorzkich ciemno�ci ca�ej jego niedoli i ustawi�y na drodze do wszelkich szcz�liwych okoliczno�ci". Jedna z tych sonat zosta�a na nowo wydana (Denkmaler der Tonkunst in Bayern IX, 2; red. M. Seiffert); wida� w niej osobliw� mieszanin� staro�wieckiej sztywno�ci i pewnych swobodniejszych rys�w stylu galant. Rozw�j Leopolda jako muzyka przypad� na trudne dziesi�ciolecia, gdy elegijno�� i szlachetno�� staroklasycznego stylu - uciele�niona na przyk�ad w Co-rellim, Bachu, Haendlu, Vivaldim - ulega niejako stwardnieniu i usztywnieniu, a zaczyna si� rozwija� nowy, inspirowany duchem opery buffa styl galant. Leopoldowi nigdy nie uda�o si� ca�kowicie pogodzi� tych dwu kierunk�w. To nie przeszkadza mu zanurzy� si� od razu w pe�ny nurt muzycznego �ycia Salzburga. T�tni�o ono huczn� muzyk� w katedrze i licznych innych ko�cio�ach arcybiskupiej rezydencji; muzyk� instrumentaln� gran� w komnatach pra�at�w i mo�nych zwi�zanych z dworem; muzyk� sceniczn� do przedstawie� szkolnych i uniwersyteckich; muzyk� oratoryjn�, a czasem, nawet operow�. Prowincjonalny charakter tego wszystkiego dostrze�e Leopold dopiero po swoich podr�ach - po roku 1762. Tak wi�c zaraz po przyje�dzie do Salzburga pisze na okres Wielkiego Postu roku 1741 oratoryjn� kantat� Christus begraben (Chrystus pochowany) na trzy g�osy, z recytatywami, ariami, duetem i ch�rem ko�cowym (zachowa� si� tylko tekst); w roku 1742 pisze dla mniejszej auli uniwersyteckiej muzyk� do dramatu szkolnego Ant��uitas personata, sztuki o charakterze antycznym, lecz z buduj�cym mora�em; w roku 1743 znowu kantat� pasyjn� Christus verurtheilt (Chrystus skazany), tym razem na cztery g�osy solowe i ch�r. Takie prace toruj� mu drog� do arcybiskupiej kapeli dworskiej, jak zwa� si� �w zesp� wokalist�w i instrumentalist�w. Ju� w roku 1743 zostaje skrzypkiem w orkiestrze, w 1744 powierzono mu - dow�d jego wcze�nie rozwini�tego talentu pedagogicznego - szkolenie ch�opc�w z kapeli w grze skrzypcowej, a p�niej mianowano nadwornym kompozytorem. Mo�e pomy�le� o za�o�eniu rodziny. Z Ann� Mari� Pertl, c�rk� intendenta klasztoru St. Gilgen am Wolfgangsee, pozna� si� pewnie nied�ugo po swym przyje�dzie do 2 - Mozart 17 CZ�OWIEK Salzburga, skoro p�niej (21 listopada 1772) napisze do niej z Mediolanu: "To zdaje si� 25 lat temu wpadli�my na dobry pomys�, by si� pobra�. Na pomys� ten wpadli�my co prawda ju� wiele lat wcze�niej. Wszystko, co dobre, wymaga czasu!" Ta wzmianka, sucha, a jednocze�nie serdeczna, dobrze charakteryzuje m�a i �on�, kt�rych ma��e�skiego szcz�cia z pewno�ci� nic nigdy nie zak��ci�o. Anna Maria Mozart, o rok m�odsza od m�a (urodzi�a si� 25 grudnia 1720 w zamku Huttenstein ko�o St. Gil-gen), wcze�nie osierocona, zawsze uznawa�a wy�szo�� Leopolda. By�a dobr�, nieco ograniczon� kobiet�, niew�tpliwie doskona�� matk�, �on� i gospodyni�, ciekaw� wszystkich salzburskich ploteczek, wszystkich wydarze� i ludzi tej ma�ej rezydencji, ocenianych przez ni� z wyrozumia�� �yczliwo�ci�, r�wn� krytycyzmowi i sarkazmowi jej m�a. Po niej to odziedziczy� Wolfgang - kt�ry kocha� j� czule, nie maj�c zreszt� przed ni� najmniejszego respektu - wszystkie swoje naiwne, weso�e, dziecinne cechy, to wszystko, co uwa�amy za typowo ,,salzburskie" w jego charakterze. Trzeba nam wiedzie�, �e w owym czasie salzburczycy mieli w ca�ym cesarstwie nieszczeg�ln� reputacj� in puncto powagi, bystro�ci, rozs�dku; uwa�ano te�, �e nader lgn� do wszelkich uciech ziemskich i bardzo niesk�onni s� do duchowych; byli wcieleniem tych wszystkich cech, kt�re w po�udniowoniemieckiej "Hanswurst-Kombdie" i przypisuje si� komicznemu bohaterowi tych sztuk. ,,Casperl Larifari" to salzburczyk. Jest co prawda tak�e po trosze monachijczykiem, po trosze wiede�czykiem, po trosze wenecjani-nem; Salzburg le�y niedaleko �rodka tr�jk�ta ��cz�cego te trzy miasta. Wolfgang doskonale zdawa� sobie spraw� z owych salzburskich cech; nienawidzi� ich, a jednocze�nie bawi�o go to, �e sam nie by� ich pozbawiony. Leopold i Anna Maria mieli siedmioro dzieci; pi�cioro z nich zmar�o w wieku niemowl�cym, a tylko dwoje pozosta�o przy �yciu; czwarte dziecko, Maria Anna Walpurga Ignatia - "Nannerl" - urodzona 30 lipca 1751, oraz si�dme i ostatnie - Wolfgang Ama-deusz, urodzony 27 stycznia 1756. Pierwsze przejawy muzycznego talentu syna ca�kowicie zmieni�y kierunek �ycia i my�li Leopolda. Odt�d �yje on i my�li ju� tylko jako ojciec Wolfganga Amadeusza. Ambicj� Leopolda, by doj�� do kierowniczego stanowiska w kapeli dworskiej, t�umi�a a� do roku 1762 obecno�� prze�o�onego, kapelmistrza Jana Ernesta Eberlina, kt�ry jako tw�rczy muzyk znacznie go przewy�sza�. Leopold sam uznawa� go za wz�r "rzetelnego i dojrza�ego mistrza", za przyk�ad 1 ludowej farsie (przyp. t�um.) 18 PODRӯNIK cudownej �atwo�ci komponowania i p�odno�ci tw�rczej. Lecz gdy Eberlin zmar� w roku 1762, Leopold odbywa� ju� ze swymi dzie�mi jedn� z owych artystycznych podr�y, kt�re uwa�a� za znacznie wa�niejsze od swych salzburskich zaj�� s�u�bowych, traktuj�c je jako moralny obowi�zek i zarazem interes (nie�atwo tu wywa�y� proporcje obowi�zku i interesu). Z pewnym trudem i nie bez ukrytych pogr�ek, �e opu�ci Salzburg na dobre, osi�ga (28 lutego 1763) stanowisko wicekapelmistrza, podczas gdy Giuseppe Fran-cesco �oili, muzyk bardzo mierny, dotychczas wicekapelmistrz przy Etaerlinie, otrzyma� nominacj� na nast�pc� tego ostatniego. Leopold nie doszed� nigdy do stanowiska wy�szego ni� wicekapelmistrz. W roku 1772 zmar� arcybiskup Zygmunt von Schratten-bach, kt�ry przez lat osiemna�cie (1753-71) rz�dzi� w duchu do�� patriarchalnym i odnosi� si� �yczliwie do rodziny Mozart�w. Jego nast�pc� zosta� Hieronim Colloredo, syn wiede�skiego wicekanclerza Cesarstwa za panowania Franciszka I, licz�cy dopiero czterdzie�ci lat - wielbiciel Rousseau i Woltera, przepe�niony reformatorskimi ideami cesarza J�zefa, znienawidzony przez salzburczy-k�w. By� on mniej sk�onny znosi� bez zastrze�e� wagary swego wicekapelmistrza, Leopolda Mozarta, i swego koncertmistrza i nadwornego organisty, Wolfganga Amadeusza, tak �e konflikt sta� si� nieunikniony. Konflikt �w zyska� s�aw� �wiatow� i przeszed� do historii; r�wnie� i w tym wypadku szale sprawiedliwo�ci wahaj� si� - wina nie le�y bynajmniej wy��cznie po stronie w�adzy i arcybiskupa. W ka�dym razie Leopold jest stale pomijany. Od roku ' 1773 ma nawet dwu prze�o�onych; s� nimi �oili i Domenico Fischietti, a po roku 1777 Fischietti i Jakub Rust. Gdy Rust opu�ci� Salzburg, Leopoldowi istotnie nale�a�o si� stanowisko kapelmistrza, i w sierpniu 1778 prze�ama� on sw� dum� o tyle, by ,,naj-pokorniej pok�oni� si� do st�p" swego chlebodawcy i przypomnie�, �e "ju� 38 lat s�u�y Wysokiemu Arcybiskupstwu, a od roku 1763 przez 15 lat jako wicekapelmistrz wi�kszo�� us�ug, a nieomal wszystkie, nienagannie wype�nia� i nadal wype�nia". Daremne upokorzenie. Arcybiskup przyznaje wprawdzie Leopoldowi remuneracj�, ale nie nominacj�, a w roku 1783 miejsce po Fischiettim obejmuje inny W�och, Lodovico Gatti; Leopold do �mierci pozostaje wice-kapelmistrzem. Po prawdzie sprawa owego "nienagannego wype�niania nieomal wszystkich us�ug" jest te� cokolwiek niewyra�na. Je�li bowiem zsumujemy czas trwania wszystkich podr�y, kt�re odby� Leopold Mozart w okresie od 12 stycznia 1762 do 13 marca 1773, to otrzymamy bez ma�a siedem lat nieobecno�ci w Salzburgu; i arcy-. biskup by� w porz�dku, je�li zezwala� na te podr�e jedynie jako na 5' .19 CZ�OWIEK V "bezp�atne urlopy"-by� i tak wspania�omy�lny, zapewniaj�c Leo-poldowi zawsze powr�t na stanowisko w kapeli. W Salzburgu za� wnet wyczuto, �e z takich podr�y, kt�re ogromnie poszerza�y jego horyzonty, Leopold wraca� do prowincjonalnej ojczyzny innym cz�owiekiem. Staje si� jeszcze bardziej krytyczny wobec panuj�cych stosunk�w i wdbec koleg�w; obowi�zki swoje wype�nia z jeszcze mniejszym zapa�em. Najwa�niejsz� rzecz� jest dla niego stale rozw�j syna. Wolfgang dobrze scharakteryzowa� postaw� ojca, pisz�c (4 wrze�nia 1776) do Padre Martiniego w Bolonii: "Poza tym ojciec m�j, s�u��c ju� 36 lat na tym dworze i wiedz�c, �e ten arcybiskup nie mo�e i nie chce patrze� na ludzi w podesz�ym wieku, nie bierze sobie pracy zbytnio do serca i zajmuje si� literatur�, co zreszt� zawsze by�o jego ulubionym studium..." W rzeczywisto�ci Leopold zajmowa� si� nie literatur�, lecz wy��cznie swoim synem. Nawet w latach ca�kowitego niemal ozi�bienia stosunk�w, po roku 1782, Wolfgang wci�� pozostaje w centrum jego my�li i uczu�; tak�e wtedy, gdy w listach do c�rki okre�la go ju� tylko s�owami "tw�j brat", gdy wymiana korespondencji coraz bardziej utyka i przybiera niekiedy, w listach ojca,; formy szorstkie i niemi�e. Ostatnia wielka rado�� Leopolda to pobyt w Wiedniu w lutym, marcu i kwietniu 1785, kiedy jest �wiadkiem pe�nego rozkwitu geniuszu syna i jego publicznych sukces�w. A kulminacyjnym punktem jego �ycia by� mo�e �w lutowy sobotni wiecz�r, gdy po raz pierwszy wykonano trzy kwartety smyczkowe Mozarta, KV 428, 464 i 465; Haydn za�, kt�remu zosta�y dedykowane, powiedzia� do Leopolda: "B�g mi �wiadkiem, jakem uczciwy, o�wiadczam panu: pa�ski syn jest najwi�kszym kompozytorem, jakiego znam osobi�cie czy z nazwiska; ma smak i ponadto najg��bsz� wiedz� kompozytorsk�". C� za �wiadectwo z ust jedynego wielkiego muzyka, kt�ry by� w�wczas w stanie oceni� w pe�ni wielko�� Mozarta! Geniusz i kunszt po��czone, styl "galant" i styl "uczony" ("gelehrt"), dwie skrajno�ci - gro��ce w�wczas muzyce rozbiciem - zn�w stopione w jedno��! W jednym z dalszych rozdzia��w zobaczymy, �e to najg��bsze s�owa, jakie mo�na by�o wypowiedzie� o Mozarcie. Leopold mo�e niezupe�nie poj�� je w ich historycznym znaczeniu, ale stanowi�y one ukoronowanie ca�ej jego pracy wychowawczej i uzasadnienie jego �ycia. Leopold odnosi� si� do Salzburga krytycznie; Wolfgang wcze�nie zaczai sobie pokpiwa� z ojczystego miasta, a p�niej - �ci�lej od roku 1772 - znienawidzi� je z ca�ego serca. Ot� trudno nienawidzi� Salzburg, kiedy si� pomy�li o budowlach tego miasta i o jego po�o�eniu: majestatyczno-radosna katedra i dostojna rezydencja, architektura z przewag� pogodnego, przypominaj�cego teatralne 20 ' . PODRӯNIK dekoracje baroku, kt�ra kusi, by j� wykorzysta� jako sceniczne t�o; ogrody pachn�ce Po�udniem, po�yskliwa rzeka, sp�ywaj�ca z g�r rw�cym i klarownym nurtem ku wy�ynie bawarskiej pomi�dzy Kapuzinerberg i twierdz� Hohensalzburg, kt�ra - nie nazbyt gro�na - wspaniale kr�luje nad miastem i krajobrazem; dooko�a, gdzie okiem si�gn��, odwieczne g�ry, ��ki, lasy, ska�y i �niegi; a nad tym wszystkim b��kit nieba przypominaj�cego Itali� i zarazem budz�cego t�sknot� za ni�. Nieraz por�wnywano muzyk� Mozarta z tym krajobrazem lub vice versa; z pewno�ci� nietrudno doszuka� si� analogii pomi�dzy melodyk� Mozarta, jego poczuciem formy, g��bok� i powa�n� harmoni� jego dzie� a urokiem tej scenerii, kt�ra na ciemnym tle wydaje si� w dw�jnas�b urocza. Nie spos�b jednak oprze� si� my�li, �e r�wnie �atwo mo�na by przeprowadza� podobne por�wnania, gdyby Mozart urodzi� si� by� w Augsburgu, Monachium, Bolzano albo Wurzburgu. Prawdopodobnie Mozart wcale nie dostrzega� tego ca�ego pi�kna i nawet pod�wiadomie nie ulega� jego wp�ywowi. Ani miasto, ani krajobraz nie budzi�y w nim �adnych uczu� przywi�zania. Od szesnastego roku �ycia Salzburg by� dla niego jedynie miejscowo�ci�, gdzie w arcybiskupim pa�acu rezydowa� nie�yczliwy chlebodawca i gdzie �y�o oko�o dziesi�ciu tysi�cy prowincjonalnych ma�omiasteczkowych wsp�mieszka�c�w. Poza ca�� pogodn� sceneri� widzia� prostacko�� i brud, kt�re tam by�y zawsze i s� dostrzegalne jeszcze dzi�. Nie by� mi�o�nikiem polowa� i rybo��wstwa, jak Haydn, ani przechadzek czy �wawych w�dr�wek przez pola i lasy, jak Beethoven; nie. m�g�by skomponowa� ani symfonii Midi i Soir lub P�r roku, ani Symfonii pastoralnej. Podr�uje w szczelnie zamkni�tym powozie i ma�o interesuj� go widoki dostrzegalne przez male�kie okienka. Fryderyk Rochlitz relacjonuje, rzekomo na podstawie informacji Konstancji: "Kiedy Mozart podr�owa� z �on� przez pi�kne okolice, rozgl�da� si� uwa�nie i milcz�co po otaczaj�cym go �wiecie; jego oblicze, zazwyczaj raczej zamy�lone i mroczne ni� weso�e i swobodne, stopniowo rozpogadza�o si� - w ko�cu zaczyna� �piewa� albo raczej nuci�..." Ale jest to taki sam, zrodzony z dobrych ch�ci, a wyssany z palca wymys�, jak i inne anegdotki puszczone w obieg po �mierci Mozarta przez owego pi�knoducha - bajczarza z Lipska. Bo kiedy� to Mozart podr�owa� z Konstancj� "przez pi�kne okolice"? Wiadomo mi tylko o podr�y z Wiednia do Salzburga w lecie 1783 i o obu podr�ach do Pragi w latach 1787 i 1791. A podczas tych obu podr�y by� Mozart intensywnie zaj�ty. W powozie komponuje i "spekuluje". Jego muzyka nie potrzebuje zewn�trznych, wizualnych bod�c�w; stanowi zamkni�ty w sobie �wiat i jest samowystarczalna; pos�uszna w�a- 21 CZ�OWIEK snym, niebia�skim, astralnym prawom, nie podlega wp�ywom realnego, pogodnego czy chmurnego nieba. Pierwsza podr�, jak ju� wspomnieli�my, wiod�a Mozarta na dw�r elektora Maksymiliana III w Monachium; Wolfgang ko�czy� wtedy zaledwie sz�sty rok �ycia. Pewnie nic nie zapami�ta� z tej "wyprawy. Jednak gdy troch� ponad p� roku p�niej, jesieni� 1762, przyby� z ojcem, matk� i siostr� do Wiednia i dawa� dowody swej wczesnej dojrza�o�ci muzycznej w pa�acach arystokracji oraz na cesarskim dworze, z ma�ego wirtuoza wyr�s� ju� by� na ma�ego kompozytora. Przyjechali 6 pa�dziernika. Poprzedniego wieczoru odby�o si� prawykonanie Orfeusza i Eurydyki Glucka i mo�e Mozart zobaczy� i us�ysza� jedno z powt�rze�, ale cho� by� "cudownym dzieckiem", nie mia� jeszcze dojrza�o�ci potrzebnej do zrozumienia tego dzie�a, nawi�zuj�cego do ducha sztuki antycznej. W Wiedniu prze�ywa co�, co skutecznie przyspiesza jego dojrzewanie: ci�k� ^horob� - gro�n� szkarlatyn� - kt�ra by� mo�e przyczyni�a si� do jego przedwczesnej �mierci. Gdy wyzdrowia�, rodzina udaje si� na siedmiotygodniowy pobyt do Bratys�awy, i tym sposobem Mozart m�g� pozna� tak�e kawa�ek W�gier; nie skusi�o go to jednak do dalszych podr�y na po�udniowy wsch�d. Interesuj� go tylko takie okolice czy o�rodki, gdzie kwitnie muzyka - muzyka artystyczna, a nie ludowa, kt�ra nas dzisiaj w�a�nie tak bardzo interesuje. Mozart czerpie bod�ce nie z pierwotnego folkloru, lecz z materia�u ju� uformowanego. Do muzyki ludowej odnosi si� jeszcze troch� podobnie jak ludzie renesansu, kt�rzy we wszystkich przejawach �ycia ludu, nie wy��czaj�c muzyki, dostrzegali co� komicznego, co� nadaj�cego si� tylko do pastiszu lub parodii - jakkolwiek trafiaj� si� w tym wzgl�dzie pewne wyj�tki. 9 czerwca 1763 rodzina Mozart�w wyrusza w wielk� podr� do Francji i Anglii, z kt�rej powr�ci dopiero 30 listopada 1766, odwiedziwszy nie tylko szereg miast po�udniowo- i zachodnioniemiec-kich, jak Monachium i Ludwigsburg, Schwetzingen i Frankfurt, ale r�wnie� katolick� Belgi� i protestanck� Holandi�, po�udniowo -wschodni� Francj�, Szwajcari� oraz rodzinne miasto ojca, Augs-burg. Literackim odzwierciedleniem tej d�ugiej w�dr�wki s� wspomniane poprzednio listy Leopolda do salzburskiego przyjaciela, gospodarza domu i doradcy finansowego, Lorenza Hagenauera. Z list�w tych opublikowano dot�d tylko te fragmenty *, kt�re zajmuj� si� Wolfgangiem oraz osobistymi i muzycznymi prze�yciami rodziny; kto jednak zna t� korespondencj� w ca�o�ci, zdumiewa si� wci�� od nowa rozleg�o�ci� zainteresowa� Leopolda, jego talentem 1 Patrz uwaga na s. 10. V 22 PODRӯNIK obserwacyjnym, ostrym widzeniem ludzi i stosunk�w, zm�conym jedynie wtedy, gdy w gr� wchodzi ocena sukces�w obojga dzieci. Leopold potrafi przy okazji dostrzec r�wnie� charakterystyczne cechy miast i krajobraz�w, jakkolwiek w s�dach o nich nigdy nie wychodzi poza w�a�ciwe owej epoce ograniczenia. Ju� podczas pierwszej bytno�ci w Wiedniu prowadzi ma�ego Wolfganga do Josefstadt i do ko�cio�a �w. Karola, kt�ry, zbudowany w duchu salzburskiej architektury, musia� mu niew�tpliwie zaimponowaa�. Ale zobaczmy jego opis Ulm (11 lipca 1763): "Ulm to miasto obrzydliwe, staro�wieckie i [...] bez smaku zabudowane [...]. Prosz� sobie tylko wyobrazi� domy, w kt�rych wida� z zewn�trz ca�y szkielet i drewniane belkowania konstrukcji, w najlepszym wypadku pomalowane farb�, a jednocze�nie �ciany pi�knie bielone, albo ka�da ceg�a pomalowana na naturalny kolor, tak aby �ciany i belkowania by�y jeszcze wyra�niej widoczne. A tak wygl�daj� Wester-stetten, Geislingen [...], Gbppingen, Plochingen i spora cz�� Stutt-gartu..." Natomiast podoba mu si� - jak r�wnie� pani Mozartowej - �liczna okolica nad Nekarem: "Ale musz� Panu powiedzie�, �e Wirtembergia jest krajem bardzo pi�knym: od Geislingen do Ludwigs-burga wida� na prawo i lewo nic tylko wody, lasy, pola, ��ki, ogrody i winnice, i to jednocze�nie, a przy tym w najpi�kniejszy spos�b przemieszane". Por�wnuje Heidelberg z Salzburgiem, co naturalnie jest tylko do pewnego stopnia trafne, je�li chodzi o wzajemne usytuowanie miasta wzgl�dem zamku (w Heidelbergu) oraz twierdzy wzgl�dem miasta i rzeki (w Salzburgu), nie stosuje si� jednak do dalszego krajobrazu. Leopolda ciekawi� zamki, osobliwo�ci, obrazy - Zdj�cie z krzy�a Rubensa w katedrze w Antwerpii wprawia go w niezwyk�y zachwyt. Natomiast o Gandawie czytamy tylko (19 wrze�nia 1765): "Gandawa to du�e, ale niezbyt ludne miasto". W�asne wypowiedzi Wolfganga o �wiecie i ludziach zaczynaj� si� dopiero od czasu w�oskich podr�y, kiedy to matka i siostra musz� pozosta� w domu w Salzburgu. Od pocz�tku widzi ludzi w spos�b �wiadcz�cy o niesamowitym darze obserwacji; szczeg�lnie gdy ich co� ��czy z muzyk� i teatrem. Ma lat pi�tna�cie, kiedy opisuje swojej siostrze aktor�w opery w Weronie w czasie przedstawienia jakiego� Ruggiera, przypuszczalnie z muzyk� Pi�tro Alessandro Guglielmiego (7 stycznia 1770): "Oronte, ojciec Bradamanty, jest ksi�ciem (gra go pan Afferi), dobry �piewak, baryton, lecz forsuje, kiedy przechodzi w falset, ale jednak nie tak bardzo jak Tibaldi w Wiedniu. Bradamant�, c�rk� Oronta, zakochan� w Ruggierze (ma po�lubi� Leona, ale go 23 CZ�OWIEK nie chce), �piewa biedna baronowa, kt�rej zdarzy�o si� jakie� wielkie nieszcz�cie, ale nie wiem jakie? Wyst�puje (pod obcym nazwiskiem, ale nie wiem jakim), ma zno�ny g�os i prezentuje si� na scenie nie�le, ale fa�szuje jak diabli. Ruggiero, bogaty ksi���, zakochany w Bradamancie, kastrat, �piewa troch� jak Manzuoli i ma bardzo pi�kny mocny g�os, i jest ju� stary, ma pi��dziesi�t pi�� lat i zwinne gard�o..." 1 Jakby�my widzieli starego kastrata �piewaj�cego parti� pot�nego bohatera epopei Ariosta! Albo pos�uchajmy, jak Mozart po rabelaisowsku opisuje dominika�skiego mnicha z Bolonii: "...kt�rego uwa�aj� za �wi�tego. Ja wprawdzie nie bardzo w to wierz�, bo na �niadanie wypija cz�sto fili�ank� czekolady, a zaraz potem spory kielich mocnego hiszpa�skiego wina, i sam mia�em zaszczyt zje�� obiad z tym �wi�tym, kt�ry przy stole wypi� karafk� wina, na to jeszcze ca�y kielich mocnego wina, a zjad� dwie spore porcje melonu, brzoskwinie, gruszki, pi�� fili�anek kawy, pe�en talerz ptaszk�w, dwa pe�ne talerze mleka z cytryn�. By� mo�e, �e stosowa� jak�� diet�, ale nie s�dz�, bo to by�oby za du�o, a poza tym odk�ada sobie jeszcze sporo na podwieczorek" (list z 21 sierpnia 1770). Pisze to pi�tnastolatek, kt�ry p�niej stworzy postacie Osmina czy Monostatosa. W domu Mozart�w, przy ca�ym zewn�trznym zachowywaniu nabo�nych form, nie ma najmniejszego respektu dla duchownych, potentat�w i znakomito�ci; zbyt dobrze znano ich r�ne zakulisowe sprawki. Z jak� ogl�dno�ci� traktuje Goethe, przyjechawszy do Neapolu, Ich Najdostojniejsze Kr�lewskie Mo�ci, Karolin�, c�rk� Marii Teresy, jak�e odmienn� od matki, i kr�la - poliszynela! "Kr�l jest na polowaniu, kr�lowa za� przy nadziei, i tak wszystko uk�ada si� jak najlepiej". Leopold pisze do domu (26 maja 1770): "Gdyby tylko lud [Neapolu] nie by� tak bezbo�ny, a pewni ludzie [mianowicie kr�l i kr�lowa], kt�rym ani przez chwil� nie przychodzi do g�owy, �e s� g�upcami, nie byli tak g�upi..."; 1 Przytoczony tu fragment listu pisa� Mozart po w�osku, wtr�caj�c partie w j�zyku niemieckim: "Oronte, ii padre di Bradamante, e un principe (fa ii signor Afferi), un bravo cantante, un baritono, ma gezwungen, wen er in Falset hinauf, aber doch nicht so sehr, wie der Tibaldi zu Wien. Bradamante, figlia d'orionte, inamorata di Ruggiero ma (si� soli den Leone heyrathen, si� will ihm aber nicht), fa una povera Baronessa, cne ha avuto una gra� disgrazia, ma non s� che? Recita (unter einem fremden Nam, ich weiss aber den Namen nicht) ha una voce passabile, e la statura non sarebbe ma�e, ma distona come ii diavolo. Ruggiero, un ricco principe, innamorato di Bradamante, un Musico, canta un poco Manzolisch ed ha una bellissima voce forte ed e gia yecchio, ha cin�uantacin�ue anni ed ha una leuffige gurgel..." 24 PODRӯNIK Wolfgang za� donosi (5 czerwca) bez najmniejszego respektu: "Kr�l ma grubia�skie neapolita�skie wychowanie i w Operze stale stoi na podn�ku, aby si� wydawa� troszeczk� wy�szym od kr�lowej..." Kiedy Wolfgang spotyka ponownie w Wiedniu najm�odszego brata cesarza, ongi� sympatycznego m�odzie�ca, arcyksi�cia Maksymiliana, kt�ry tymczasem zosta� arcybiskupem Kolonii, pisze (17 listopada 1781): "Komu B�g daje urz�d, temu te� i rozum - i tak jest te� doprawdy z arcyksi�ciem. Kiedy jeszcze nie by� klech�, by� o wiele dowcipniejszy i inteligentniejszy, i m�wi� mniej, ale rozs�dniej. �eby�cie go mogli teraz zobaczy�! G�upota wyziera mu z oczu. Przemawia i gada bez ko�ca, a wszystko falsetem. Szyj�, ma nabrzmia��. S�owem - jegomo�� kompletnie odmieniony". Albo we�my opis takiej europejskiej znakomito�ci, jak poeta Wieland, kt�ry przyby� do Mannheimu na przedstawienie opery opartej na tek�cie jego Alcesty (27 grudnia 1777): "Nie tak go sobie wyobra�a�em; kiedy m�wi, wydaje mi si� troch� skr�powany. G�os bardzo dziecinny; ci�gle wpatruje si� w cz�owieka przez szk�a; pewna grubia�sko�� m�drka, a przy tym niekiedy g�upia protek-cjonalno��. Nie dziwi mnie jednak, �e pozwala sobie tutaj (je�eli nawet w Weimarze czy gdzie indziej nie) tak si� zachowywa�, bo ludzie tu patrz� na niego, jakby zst�pi� prosto z nieba. Ka�dy jest mocno za�enowany w jego obecno�ci, nikt nic nie m�wi, wszyscy milcz�; zwa�a si� na ka�de s�owo, jakie powie; szkoda tylko, �e ludzie cz�sto musz� tak d�ugo wyczekiwa�, poniewa� ma on jaki� defekt wymowy, wskutek czego m�wi ca�kiem wolno i nie mo�e powiedzie� sze�ciu s��w, �eby si� nie zatrzyma�. Zreszt� jest to, jak wszyscy wiemy, �wietna g�owa. Twarz ma serdecznie brzydk�, pe�n� �lad�w po ospie, i do�� d�ugi nos. Wzrostem b�dzie troch� wy�szy od Taty". Mo�na przejrze� wszystkie pami�tniki klasycznego okresu weimarskiego i ca�� literatur� o tej epoce i nie znale�� r�wnie �ywo i ostro zarysowanej sylwetki Wielanda. Opisy wra�e� wywo�anych przez krajobrazy s� w listach Mozarta r�wnie rzadkie, jak liczne s� opisy ludzi; o sztuce za� nie wypowiada si� wcale. Zachowany pami�tnik Marianny z wielkiej podr�y w latach 1763-66 �wiadczy o tym, �e oiciec kierowa� uwag� dzieci przede wszystkim na osobliwo�ci. W Heidelbergu zwiedzaj� "zamek, fabryki: tapet i jadwabiu, s�ynn� "heidelbersk� beczk�"" i studni�, sk�d "panie i panowie ka�� sobie przynosi� wod�"; w Londynie: "widzia�am park i m�odego s�onia, os�a w paski bia�e i kawowe, i to tak r�wne, �e i wymalowa� lepiej by nie mo�na"; znajdujemy jednak te� wzmiank� o Greenwich i o British 25 CZ�OWIEK Museum. Okolice Neapolu opisuje Leopold w stylu doro�karza obwo��cego turyst�w i w tym�e stylu �wawo "za�atwia" ich zwiedzanie. Jako taedekera nosi przy sobie such� ksi��eczk�, do kt�rej tak�e i �on� cz�sto odsy�a: Najnowsze podr�e przez Niemcy i Itali� * z roku 1740 (wydanie Leopolda by�o mo�e z r. 1752) Jana Jerzego Keysslera (1693-1743). By�a to ksi��ka po my�li Leopolda: pe�na krytycznych uwag, pe�na zainteresowania osobliwo�ciami, niewolna od radowania si� dworskimi plotkami; typowa ksi��ka osiemnastowieczna, niewra�liwa na prawdziwe warto�ci. Bolzano, kt�re zwiedzi� w najpi�kniejszej porze roku, co prawda w czasie deszczu, okre�la Leopold (28 pa�dziernika 1772) jako "smutne Bolzano", i Wolfgang zgadza si� z ojcem: "Bolzano - wstr�tna dziura. Wierszyk o takim, co w�ciek� si� diabelnie z powodu Bolzano: Soli ich kommen nach Bo�en, so schlag' ich mich lieber in d'fozen". Mozartowie pochodz� z pogodnego Salzburga, gdzie nie ma mrocznych kru�gank�w, a g��wny ko�ci� hie jest gotycki; po�o�enia Bolzano, Dolomit�w, poszarpanego szczytu Schlern o�wietlonego wieczorn� zorz� - tego wszystkiego ojciec i syn nie dostrzegaj�. Natomiast Goethe, kt�rego wprawdzie g�ry interesowa�y g��wnie z punktu widzenia mineralogii, geologii lub meteorologii, w pi�tna�cie lat p�niej napisze: "Do Bolzano przyby�em w gor�cych promieniach s�o�ca. Radowa�y mnie liczne twarze kupc�w. Odzwierciedla�o si� w nich wyra�nie, �e ich egzystencja jest dostatnia, skierowana na konkretne cele. Na placu siedzia�y sprzedawczynie owoc�w z okr�g�ymi, p�askimi koszami o �rednicy ponad czterech st�p, na kt�rych to koszach le�a�y brzoskwinie jedna przy drugiej, tak by si� nie pogniot�y. Podobnie� gruszki..." Spojrzenie Goethego jest "jasne i czyste", Mozarta bystre i obiektywne, lecz tylko gdy chodzi o ludzi, a tak�e o frapuj�ce wydarzenia (Mediolan, 30 listopada 1771): "Widzia�em tu, jak na Piazza del Duomo wieszano czterech �otrzyk�w. Wieszaj� tu tak jak w Lyonie". Opisuj�c po�o�enie Florencji, Leopold znajduje pi�kne okre�lenie (3 kwietnia 1770): "Chcia�bym, �eby� zobaczy�a sam� Florencj�, ca�� okolic� i po�o�enie tego miasta; powiedzia�aby� wtedy, �e tu powinno si� �y� i umiera�". A kiedy �egna si� z Itali� - na zawsze - pisze (27 lutego 1773): "Ci�ko mi opu�ci� W�ochy" - i w tym �alu kryje si� co� wi�cej ni� tylko my�l o powrocie pod jarzmo znienawidzonego salzburskiego chlebodawcy. Wolfgang 1 Neuste Relsen durch Teutschland [und] Itallen. 26 PODRӯNIK zwiedza Kapitol i pozosta�e sze�� wzg�rz Rzymu, ale kr�tki opis nie obywa si� bez dowcipkowania (14 kwietnia 1770): "Pragn��bym tylko, �eby moja siostra by�a w Rzymie, bo jej to miasto na pewno by si� podoba�o, ile �e ko�ci� S w.. Piotra i wiele innych rzeczy w Rzymie jest regularnych. Najpi�kniejsze kwiaty roznosz� teraz na ulicach - Tato w�a�nie mi to powiedzia�..." Najpi�kniejsze kwiaty nie interesuj� go, bo siedzi w domu i pokrywa papier nutami. "Neapol jest pi�kny" (19 maja 1770), "Yenezia mi piace assai" (Wenecja bardzo mi si� podoba; 13 lutego 1771) - to wszystko. Wydaje si�, �e zabytki Wenecji Leopold zwiedza� sam, gdy� wyra�a si� (l marca 1771), �e po powrocie do domu opowie szczeg�owo: "Jak mnie si� podoba� Arsena�, ko�cio�y, szpitale i inne rzeczy etc.; w og�le jak mi si� ca�a Wenecja podoba�a..." Ale kiedy Wolfgang p�niej, w lutym 1783, napisze pantomim� i odegra j� Wraz ze swoj� szwagierk�, szwagrem i kilku przyjaci�mi, poka�e si�, jak dok�adnie zaobserwowa� przed dwunastu laty postaci weneckiego karnawa�u i jak dok�adnie zachowa� je w pami�ci. Niepowetowana to strata dla sztuki, �e �w majstersztyk gatunku commedia dell'arte zachowa� si� jedynie w szkicach i fragmentach. P�niejsze podr�e: wyprawa do Mannheimu i Pary�a w latach 1777/78, rozpocz�ta wsp�lnie z matk�, lecz uko�czona samotnie; wyjazd do Monachium, w celu wyko�czenia i wystawienia Idome-nea - czyni� ze� cz�owieka zupe�nie dojrza�ego, ale zarazem przyczyniaj� si� do tego, �e ja�niej widzi i wyra�niej odczuwa g��bok� prowincjonalno�� Salzburga. Czasem wydaje mu si�, �e ka�da w�oska dziura - nie m�wi�c ju� o Mannheimie, kt�ry w owym czasie stanowi� centrum- cywilizacji i post�pu - pod wzgl�dem gustu i kultury stoi wy�ej od jego rodzinnego miasta. W Pary�u zauwa�a jedynie gorszy i bardziej niespokojny nastr�j narodu, dla kt�rego nie czu� sympatii - g��wnie dlatego, �e muzyka francuska by�a dla� niesympatyczna. R�wnie� do Wiednia przybywa Mozart jako go�� i podr�nik (z pocz�tkiem roku 1782); nie wie jeszcze, �e wskutek zerwania z arcybiskupim chlebodawc� wypadnie mu pozosta� w Wiedniu na sta�e. A odk�d si� tam osiedli�, ochoczo wita ka�d� odmian�, ka�de rozstanie z tym miastem. Skoro nie mo�e podr�owa�, zmienia przynajmniej mieszkanie - czasem dobrowolnie, cz�sto niedobro-wolnie. W lecie 1788 przeprowadza si� (tym razem niedobrowolnie) do Wahring, do domku w ogrodzie, i pisze do Puchberga (17 czerwca): "�pimy dzi� pierwszy, raz w naszym nowym mieszkaniu, gdzie pozostaniemy przez lato i zim�; uwa�am, �e to na jedno wycho- 27 CZ�OWIEK dzi, a mo�e nawet tak jest lepiej; i tak niewiele mam do roboty w mie�cie, a nie b�d�c nara�ony na cz�ste wizyty, mam wi�cej czasu na prac�..." Wida� wyra�nie, �e wola�by pozosta� w mie�cie i pr�buje tylko sobie samemu i przyjacielowi przedstawi� w lepszym �wietle swe wygnanie na wie�. Z listu do ojca (13 lipca 1781) z Reisenbergu pod Wiedniem wydaje si� przemawia� prawdziwa rado�� z wiejskiego krajobrazu: "Pisz� z miejscowo�ci oddalonej o godzin� drogi od Wiednia. Nazywa si� Reisenberg. Ju� r