435

Szczegóły
Tytuł 435
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

435 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 435 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

435 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor - Bob Leman Tytu� - Pielgrzymka Clifforda M. T�umaczenie - Arkadiusz Nakoniecznik Pielgrzymka Clifforda M. Wielu spo�r�d mych koleg�w uzna�o, �e m�j artyku� zatytu�owany "Przypadek Clifforda M." mo�e, po prze�o�eniu na bardziej przyst�pny, pozbawiony specjalistycznych termin�w j�zyk, zainteresowa� szeroko rozumian� opini� publiczn�. Podj��em ten trud, i chcia�bym teraz przedstawi� efekty mojej pracy. Z jednej strony nieco rozszerzy�em artyku� dodaj�c informacje i wyja�nienia natury biologicznej, kt�rych nie by�o w jego oryginalnej, przeznaczonej dla specjalist�w wersji, z drugiej za� znacznie go skr�ci�em, rezygnuj�c z zamieszczenia wykres�w, tabel i partii tekstu istotnych jedynie dla w�skiego grona fachowc�w. Dla zrozumienia przypadku Clifforda M. trzeba przede wszystkim by� �wiadomym sposobu, w jaki rozmna�aj� si� istoty, o kt�rych b�dziemy tutaj m�wi�. Szeroko rozpowszechniony jest pogl�d, �e po to, by przed�u�y� istnienie gatunku, wampiry musz� doprowadzi� w jaki� spos�b do tego, by cz�owiek skosztowa� ich krwi; potem, gdy cz�owiek taki umrze, zmartwychwstanie ju� jako wampir. Tego typu przekonanie nale�y okre�li� jako czysty przes�d. Ci, kt�rzy umieraj� w wyniku jednorazowej napa�ci czy te� d�ugotrwa�ej "eksploatacji" przez wampiry, pozostaj� ju� martwi, a poza tym wampiry to ssaki - dosy� specyficznego rodzaju, rzecz jasna - i rodz� si� nie inaczej tylko w�a�nie jak ssaki. Istniej� jednak, co prawda, pewne r�nice. M�ode wampiry przychodz� na �wiat mniej wi�cej raz na dwie�cie lat w miotach licz�cych od o�miu do dwunastu szczeni�t. Samica ma dziesi�� sutek, wi�c w przypadku liczniejszego miotu najs�absze szczeni�ta, kt�re nie s� w stanie dopcha� si� do pokarmu, musz� zgin��. Ci, kt�rzy s� cho�by pobie�nie oczytani w przedmiocie, przypominaj� sobie z pewno�ci�, �e nikt nigdy nie widzia� jeszcze doros�ego wampira bez ubrania. Wynika to st�d, �e poniewa� wampiry najcz�ciej udaj� zwyczajnych ludzi, dodatkowe piersi samicy (jak r�wnie� dosy� niezwyk�a budowa genitali�w samca), musz� by� starannie ukryte. Na przestrzeni ostatnich lat pojawi�y si� przeznaczone dla szerokiego kr�gu czytelnik�w publikacje, z kt�rych wynika, �e wampiry s� jakoby zdolne do mniej lub bardziej normalnego wsp�ycia seksualnego z lud�mi. Jest to, rzecz jasna, ca�kowicie niemo�liwe i opisy tego rodzaju akt�w nale�y uzna� wy��cznie za twory wyobra�ni. Nie uda�o si�, jak do tej pory, ustali� dok�adnie okresu trwania ci��y, ale jest on z ca�� pewno�ci� bardzo d�ugi - mo�e nawet si�ga� dziesi�ciu lat. M�ode zaraz po urodzeniu s� bardzo ma�e, wa�� z regu�y nie wi�cej ni� p� funta i w niczym nie przypominaj� doros�ych osobnik�w. Mo�na je raczej por�wna� do wyposa�onych w szcz�tkowe ko�czyny kijanek czy nie rozwini�tych ca�kowicie p�od�w. (Dosy� znaczn� popularno�ci� cieszy si� teoria, wed�ug kt�rej wampiry s� w odleg�y spos�b spokrewnione z torbaczami). Najbardziej rzucaj�c� si� w oczy cech� m�odych szczeni�t s� ich z�by; maj� je ju� od urodzenia i to w takiej ilo�ci, �e nie spos�b ich nie zauwa�y�. Zaraz po przyj�ciu na �wiat pe�zn� w stron� sutka i przywieraj� do niego, pozostaj�c tam przez okres dw�ch lub wi�cej lat. Przez ten czas samica od�ywia si� ludzk� krwi� przynoszon� jej na ziemi� przez samc�w, w�r�d kt�rych mo�e, ale nie musi by� tak�e ojciec potomstwa. Przekazuj� jej pokarm w identyczny spos�b, jak wi�kszo�� gatunk�w ptak�w, karmi�cych swe ju� nieco podro�ni�te m�ode - trzeba mie� rzeczywi�cie odporny �o��dek, bo m�c my�le� o tym w beznami�tny, ch�odny spos�b. Warto zwr�ci� uwag� na fakt, �e przez ca�y okres karmienia m�odych samica od�ywia si� w y � � c z n i e ludzk� krwi�, podczas gdy zazwyczaj wampir potrzebuje tego po�ywienia jedynie na co dwunasty posi�ek, podczas pozosta�ych zadowalaj�c si� krwi� jakiegokolwiek sta�ocieplnego stworzenia. Odstawione od piersi szczeni�ta tak�e przez jaki� czas otrzymuj� wy��cznie ludzk� krew. Samo odstawienie jest nag�e i przebiega w dosy� gwa�towny spos�b: matka rozwiera si�� uz�bione szcz�ki i odpycha m�ode od siebie. Czyni to jednak bardzo ostro�nie, bowiem ostre z�by usi�uj� zacisn�� si� na czymkolwiek, co tylko znajdzie si� w ich zasi�gu. Specjalnie na t� okazj� samcy dostarczaj� nieprzytomnego cz�owieka; szczeni�ta s� podsuwane w jego stron�, szcz�ki wpijaj� si� w cia�o i powodowane wrodzonym odruchem m�ode zaczynaj� ssa�, kosztuj�c po raz pierwszy �wie�ej ludzkiej krwi i skazuj�c si� jednocze�nie na co prawda okresow�, ale maj�c� trwa� ca�e ich �ycie, od niej zale�no��. W tym okresie szczeni�ta ci�gle jeszcze maj� nieproporcjonalnie du�e g�owy i usta nieproporcjonalnie du�e nawet w stosunku do rozmiar�w tych g��w. Ko�czyny zd��y�y si� ju� niemal ca�kowicie rozwin��, ale koordynacja mi�niowa jest jeszcze bardzo s�aba, tote� szczeni�ta, chocia� wyposa�one w monstrualne szcz�ki i potworne z�by, pozostaj� niemal ca�kowicie bezbronne. S� pokryte g�st�, czarn� sier�ci�, kt�r� strac� niemal zupe�nie w wieku pi�tnastu lub szesnastu lat; sier�� pozostanie jedynie na g�owie (Samce wampir�w nie maj� �adnego zarostu. Stoker wyposa�a Dracul� w ma�y w�sik, ale jest to zaledwie jeden z b��d�w, jakie mo�emy odnale�� w jego pracy). Kiedy szczeni�ta przestan� ju� ssa�, samica przy��cza si� do polowa� i co noc, niemal a� do �witu m�ode zostaj� same. W przeciwie�stwie do doros�ych osobnik�w nie zapadaj� w trwaj�c� od wschodu do zachodu s�o�ca �pi�czk�, tylko staj� si� nieco bardziej oci�a�e i sk�onne do czego� w rodzaju lekkiego letargu. Sk�onno�� ta nasila si� z wiekiem. Umiej�tno�� przyjmowania postaci nietoperza lub ogromnej �my pojawia si� dopiero w okresie m�odzie�czym, ale kiedy dok�adnie okres ten nast�puje - nie wiadomo. Na pierwszy sygna� o istnieniu Clifforda M. natrafiamy w kilku listach, napisanych nieporadnie w latach osiemdziesi�tych XIX wieku do narzeczonego przez m�od� kobiet� nazwiskiem Dulcie Fimber. Obydwoje narzeczeni pochodzili z g�rskiego okr�gu Comber, znajduj�cego si� w pobli�u miejsca, w kt�rym stykaj� si� granice stan�w Virginia, Tennessee i Kentucky. M�ody cz�owiek wyjecha� do pracy w kopalni, by przez rok zarobi� na wybudowanie nowej chaty dla swojej �ony, za� Dulcie pozosta�a w domu ze swymi rodzicami oraz poka�n� gromadk� m�odszego rodze�stwa i co tydzie� pisa�a do niego listy. Znajduj�ce si� w tych listach wzmianki o "ma�pce Ossie'ego" niemal na pewno odnosz� si� w�a�nie do Clifforda M. Ossie Fimber by� jednym z m�odszych braci Dulcie, w owym czasie czternasto- lub pi�tnastoletnim. Po wype�nieniu kilku luk w naszkicowanej w listach historii i sprawdzeniu niekt�rych fakt�w otrzymujemy relacj� o odkryciu istnienia Clifforda M., kt�ra z ca�� pewno�ci� niewiele r�ni si� od rzeczywisto�ci. Ma�y Ossie by� w��cz�g� i znakomitym my�liwym. Ju� w wieku jedenastu lat wesz�o w jego zwyczaj znikanie ze strzelb� w lesie na kilka nawet dni; zawsze wraca� z du�� ilo�ci� drobnej zwierzyny, kt�ra przyczynia�a si� do urozmaicenia i wzbogacenia posi�k�w na rodzinnym stole. W miar�, jak r�s�, te nieobecno�ci stawa�y si� coraz d�u�sze, zasi�g za� jego w�dr�wek odpowiednio si� zwi�kszy�, wi�c jaskinia, kt�r� pewnego dnia odkry�, mog�a znajdowa� si� nawet i pi��dziesi�t mil od domostwa rodzic�w. Samo odkrycie nast�pi�o w ten spos�b, �e kiedy lun�� znienacka rz�sisty, gwa�towny deszcz, ch�opiec schroni� si� pod pobliskim skalnym nawisem. Przy samej ziemi zauwa�y� jaki� otw�r; wsadziwszy we� g�ow� stwierdzi�, �e prowadzi do jaskini. Zapami�ta� sobie dok�adnie to miejsce i postanowi� zbada� j� w drodze powrotnej. Nie by�a to jaka� szczeg�lnie skomplikowana czy niebezpieczna jaskinia - w ka�dym razie ta jej cz��, kt�r� zd��y� pozna�. Trudno okre�li� jej wielko��, bowiem kiedy Ossie natrafi� na tajemnicze istoty, nie zag��bia� si� ju� dalej. O�wietlaj�c sobie drog� p�on�c� czerwono pochodni� zsuwa� si� w�a�nie ostro�nie w d� skalnym korytarzem, kiedy nagle po prawej stronie, niedaleko od swojej nachylonej twarzy - korytarz by� bardzo niski - zobaczy� �arz�ce si� niczym ma�e w�gielki oczy. Cofn�� si� raptownie i zamar�. Oczy nie poruszy�y si�. By�o ich osiem lub dziewi�� par. Zbli�y� do nich pochodni�; ci�gle �adnego ruchu. Nachyli� si� ostro�nie nad nimi, o�wietlaj�c je dok�adnie pochodni� i zamar� ponownie. Wychowa� si� w g�rach, by� my�liwym i pewne rzeczy wyczuwa� po prostu instynktownie. Zda� sobie od razu spraw� z tego, �e te stworzenia s� jakimi� szczeni�tami czy koci�tami, a tam, gdzie by�y m�ode, zwykle znajdowa�a si� r�wnie� matka, gotowa do ich obrony. Stworzenia te ogromnie go zaciekawi�y - nigdy jeszcze nic takiego nie widzia� - ale niebezpiecze�stwo wisia�o w powietrzu. Zacz�� si� ostro�nie wycofywa�. Ledwie wykona� pierwszy ruch, a osiem czy dziewi�� uzbrojonych w potworne z�by szcz�k zacz�o k�apa� w jego kierunku, czyni�c w zamkni�tej skalnymi �cianami przestrzeni niesamowity ha�as. W tej samej chwili spostrzeg� z przera�eniem, �e istoty gramol� si� z niszy, w kt�rej by�y skulone i pe�zn� w jego kierunku. Porusza�y si� w nieskoordynowany, nieudolny spos�b, ale ma�e, czerwone �lepia p�on�y bezlitosnym blaskiem, pot�ne szcz�ki otwiera�y si� i zamyka�y, za� uparty, bezustanny ruch odzwierciedla�, jak mu si� wydawa�o, bezmy�lne d��enie do jednego: �eby zatopi� straszliwe z�by w jego ciele. Cofn�� si� raptownie, a one ruszy�y za nim, pe�zn�c po skalnej pod�odze i skoml�c po��dliwie. Wkr�tce dotar� do miejsca, w kt�rym korytarz rozszerza� si�, sufit za� znajdowa� si� ju� do�� wysoko, �eby mo�na by�o swobodnie stan��. Kiedy wyprostowa� si� i spojrza� z g�ry na ma�e istoty, ogarn�a go nag�a fala wstr�tu i obrzydzenia. Od�o�y� pochodni�, chwyci� obur�cz strzelb� i zacz�� uderza� z ca�ej si�y kolb�; jak d�ugo to trwa�o, nie m�g� sobie przypomnie�, ale kiedy gor�czka zabijania min�a, na pod�odze jaskini nic ju� si� nie porusza�o. Przypomnia� sobie wtedy o istnieniu matki, czym pr�dzej wi�c chwyci� pochodni� i ruszy� w kierunku wyj�cia. Korytarz znowu si� zw�zi�, tym razem tak bardzo, �e musia� czo�ga� si� na brzuchu. W pewnej chwili poczu�, �e co� chwyta go za pi�t�, ale nie m�g� si� odwr�ci�, wi�c tylko pe�z� przed siebie najszybciej, jak tylko potrafi�, oczekuj�c, �e w ka�dej chwili chwyc� go od ty�u wielkie, bezlitosne z�by. Wypad� z jaskini prosto w o�lepiaj�cy blask po�udniowego s�o�ca i odwr�ci� si�, zwracaj�c twarz do ziej�cego w skalnej �cianie otworu. Nic. Odetchn�� z ulg� i wtedy poczu�, �e ci�ar u pi�ty nie znikn��. Spojrza� w d�; jedna z ma�ych istot zatopi�a z�by w podeszwie buta, usi�uj�c bezowocnie wyssa� z twardej, wyprawionej sk�ry jakie� po�ywienie. Wystawiona na �wiat�o dzienne zwin�a si� w ciasn� kul� i zacisn�a powieki, ale nie zwolni�a uchwytu. Mog�a mie� jakie� dwie stopy d�ugo�ci, by�a ca�kowicie pokryta czarn�, g�st� sier�ci� i mia�a cztery paj�kowate ko�czyny, z kt�rych dwie najwyra�niej s�u�y�y jako r�ce. Ossie zadr�a� z obrzydzenia i machn�� gwa�townie nog�; bez rezultatu. Ch�opiec stan�� przed nie lada problemem: musia� czym pr�dzej oddali� si� od jaskini, bowiem w ka�dej chwili mog�a pojawi� si� matka szczeni�t, ale przecie� nie da�by rady pokona� d�ugiej drogi do domu bez buta, nie bardzo za� wiedzia� jak m�g�by go odzyska�. Z�by, kt�re bez �adnego problemu wbi�y si� w tward� niczym kamie� podeszw�, musia�y budzi� respekt. Mia� ze sob� worek z grubego p��tna przeznaczony na drobn� zwierzyn�, jak� zdarzy�oby mu si� upolowa�. Pomy�la�, �e mo�e worek pos�u�y�by mu jako co� w rodzaju ochronnych r�kawic, przy u�yciu kt�rych m�g�by pokusi� si� o odczepienie zwierz�cia od swojego buta. Czym pr�dzej wysypa� na ziemi� wiewi�rki i kr�liki, kt�re ni�s� do domu i zacz�� zastanawia� si� nad sposobem takiego zawini�cia worka, �eby m�g� w najlepszy spos�b go wykorzysta�. Jedna z wiewi�rek upad�a tu� ko�o buta; ruchem niemal zbyt szybkim, �eby go dok�adnie zaobserwowa�, tajemnicze stworzenie pu�ci�o podeszw� i zatopi�o z�by w ciele gryzonia, po czym zamar�o w bezruchu. Ossie czym pr�dzej za�o�y� but, wrzuci� z powrotem do worka upolowan� zwierzyn�, a nast�pnie, tkni�ty jakim� impulsem, za pomoc� d�ugiego kija umie�ci� w nim tak�e wiewi�rk� i wczepione w ni� stworzenie. Gdyby zacz�o za bardzo rozrabia�, �atwo b�dzie je m�g� zat�uc nie wyjmuj�c z worka, a je�li pozostanie r�wnie spokojne, jak teraz, to b�dzie m�g� zbada� je dok�adnie w domu. Maszerowa� ca�� noc - i ca�e jego szcz�cie, bowiem o zachodzie s�o�ca doros�e wampiry z pewno�ci� obudzi�y si� i odkry�y swoje martwe dzieci. W chacie znajdowa�a si� klatka, w kt�rej trzymano czasem z�apane �ywcem kuny; Ossie wysypa� do niej ca�� zawarto�� swego worka i po�piesznie zamkn�� drzwiczki. Jego wi�zie� przeni�s� si� tymczasem na jednego z kr�lik�w. Z dw�ch wiewi�rek zosta�y tylko kosteczki. Odstawione od piersi wampiry mog� ju� je�� mi�so i a� do okresu m�odzie�czego stanowi ono podstaw� ich diety; potem od�ywiaj� si� ju� niemal wy��cznie krwi�, chocia� nie musi to wcale by� tylko krew ludzka. Klatka ta przez kilka lat mia�a by� domem Clifforda M. Przetrwa� do dzi� wycinek z miejscowej gazety, nosz�cej dat� o pi�� lat p�niejsz� od znajduj�cej si� na li�cie, w kt�rym Dulcie po raz pierwszy wspomnia�a o "ma�pce Ossie'ego". Wycinek �w zawiera wzmiank� zatytu�owan� "Dziwne zwierz� na farmie Fimber�w"; o wi�niu Ossie'ego wspomina si� tam jako o "czym� w rodzaju ma�py". Z lektury tekstu wynika jasno, �e Clifford M. zacz�� ju� w tym czasie traci� porastaj�c� jego cia�o sier�� i �e zamiast pot�nych, dzieci�cych z�b�w mia� ju� normalne, na pierwszy rzut oka niczym si� nie r�ni�ce od ludzkich. Na podstawie tych informacji mo�emy wnioskowa�, �e liczy� sobie w�wczas oko�o pi�tnastu lat. Zamieszczona w gazecie informacja o jego rozmiarach ("jest wzrostu pi�cioletniego dziecka"), potwierdza te przypuszczenia. Wkr�tce po ukazaniu si� tej wzmianki Clifford M. uciek�, odebrawszy �ycie pierwszej swej ofierze. Pewnego ranka ojciec Ossie'ego znalaz� martwe, jakby wysuszone cia�o swego syna le��ce ko�o otwartej, pustej klatki. W tym momencie na okres ponad siedmiu lat Clifford M. znika nam z oczu, mo�na si� jednak na podstawie wielu przes�anek domy�la�, �e prowadzi w tym czasie �ycie dzikiego zwierz�cia, kryj�c si� w g�stych lasach porastaj�cych zbocza Appalach�w, �ywi�c si� najr�niejszymi drobnymi istotami i od czasu do czasu - nie spos�b, rzecz jasna, stwierdzi� jak cz�sto - pij�c niezb�dn� mu do �ycia ludzk� krew. W roku 1906 ukaza�a si� ksi��ka "Dziki ch�opiec z okr�gu Jihnson" (Nowy York, Thomas Colier's Sons), za� w 1958, w tej samej firmie, jej drugie wydanie pod zmienionym tytu�em: "Harry, ameryka�skie dzikie dziecko". Ksi��ka, autorstwa wielebnego Llewellyna Crocketta, stanowi relacj� z procesu przywracania ludzkiemu spo�ecze�stwu dziecka wychowanego albo przez dzikie zwierz�ta, albo, co wydaje si� r�wnie prawdopodobne, przez nikogo w og�le. Grupa my�liwych obozuj�ca w lesie na jesieni 1898 roku schwyci�a dzikiego ch�opca w momencie, kiedy w �rodku nocy pochyla� si� nad jednym ze �pi�cych ludzi. Nikt nie m�g� odgadn�� powodu, dla kt�rego to uczyni�, chocia� dla nas, rzecz jasna, jest on a� nadto oczywisty. My�liwi musieli go zwi�za�, by uchroni� si� przed jego agresywno�ci�, po czym zanie�li go do Lexington i przekazali w�adzom. Wielebny Mr. Crockett, proboszcz ko�cio�a �w. Marka, niegdy� nauczyciel, dostrzeg� okazj� zar�wno wr�cenia na �ono ludzkiej i bo�ej spo�eczno�ci zagubionej owieczki, jak i wypr�bowania w�asnych teorii pedagogicznych. Nie mia� �adnych k�opot�w z przekonaniem w�adz, �eby te odda�y mu ch�opca pod opiek�. Wed�ug relacji Crocketta dziecko dysponowa�o wysok� wrodzon� inteligencj� i bardzo szybko nauczy�o si� nie tylko nosi� ubranie i chodzi� w pozycji wyprostowanej, ale nawet m�wi�. Crockett nazwa� ch�opca imieniem Harry - nie wyja�ni�, dlaczego wybra� akurat to imi�. Pa�stwo Crockett byli bezdzietni, ale nie wydaje si�, �eby kiedykolwiek pa�ali do Harry'ego specjalnie gor�cym uczuciem. Wr�cz przeciwnie nawet; nie trzeba by� zbyt domy�lnym, �eby z zawartych mi�dzy wierszami informacji wywnioskowa�, �e w gruncie rzeczy uwa�ali obecno�� ch�opca za istny dopust Bo�y. Spogl�daj�c z perspektywy czasu mo�emy tylko podziwia� ich intuicj�, oni jednak gry�li si� bardzo tym, �e w ich sercach panosz� si� tak niechrze�cija�skie uczucia. Pa�stwo Crockett szacowali wiek ch�opca na dziesi�� do jedenastu lat, w rzeczywisto�ci jednak w chwili, kiedy do nich trafi�, mia� lat dwadzie�cia trzy lub dwadzie�cia cztery, a wi�c oko�o trzydziestu w momencie, kiedy znowu znikn�� nam z oczu. W owym czasie ci dobrzy ludzie uwa�ali, �e ma osiemna�cie lat, za� w ksi��ce cz�sto napotka� mo�na uwagi, �e wygl�da� nawet jeszcze m�odziej. Siedmioletni pobyt u Crockett�w da� mu bardzo du�o, wzi�wszy oczywi�cie poprawk� na czas i miejsce. Po trzech latach Crockett odda� go do szko�y podstawowej, gdzie po kilku miesi�cach uznano, �e nic wi�cej nie mo�na ju� ch�opca nauczy� i przekazano go do szko�y �redniej, kt�r� z ca�� pewno�ci� by sko�czy�, gdyby na miesi�c przed ko�cem nauki nie zabi� Mrs. Crockett i nie uciek�. Nauczy� si� bardzo wiele r�wnie� je�li chodzi o maniery, spos�b ubierania i zachowania, tote� ka�dy, kto go spotka�, sk�onny by� uzna� go za mi�ego, godnego szacunku m�odzie�ca. Ci, kt�rzy znali jego histori� uwa�ali go jedynie za godnego uwagi dziwol�ga; pogl�d ten by� nie tylko bli�szy prawdzie, ale tak�e, jak to wkr�tce zobaczymy, jego w�asnemu widzeniu swojej osoby. Pozostawi� w Lexington kompletnie za�amanego, starego cz�owieka i pozbawione zupe�nie krwi zw�oki dobrej kobiety, kt�ra ze wszystkich si� stara�a si� zast�pi� mu matk�. Zabra� ze sob� swoje ubrania, dziewi��dziesi�t siedem dolar�w ukradzionych z biurka wielebnego Llewellyna Crocketta oraz przekonanie, �e pod wieloma wzgl�dami bardzo, ale to bardzo od wszystkich si� r�ni. A by�o tak dlatego, poniewa� nie wiedzia�, czym w istocie jest. Jego najwcze�niejsze wspomnienia (jak wiemy z dziennika znajduj�cego si� obecnie w posiadaniu doktora Burbanka), si�ga�y czasu, kiedy by� zamkni�ty w klatce na farmie Fimber�w, a i to by�y zaledwie niewyra�ne, mgliste przeb�yski. Nie pami�ta�, �e kiedy� by� ow�osiony niczym ma�pa i mia� z�by jak rekin. S�dzi�, �e jest zwyczajnym cz�owiekiem i dlatego w�a�nie uwa�a� si� za dziwol�ga i nieudacznika. Kiedy osi�gn�� okres dojrzewania i zaobserwowa� zmiany w swoich genitaliach, by� ju� zupe�nie pewien, �e jest z nim co� nie w porz�dku, a w dodatku po g�owie zacz�y mu kr��y� niezwyk�e, drapie�ne my�li. Nast�pi�o to jednak dopiero po kolejnych jedenastu latach. Mo�emy by� tego ca�kowicie pewni, bowiem w roku 1916 Clifford M. uko�czy� studia na Harvardzie, co nie by�oby raczej mo�liwe, gdyby nie ucz�szcza� na zaj�cia. Po osi�gni�ciu dojrza�o�ci p�ciowej wampir zapada w ci�gu dnia na �pi�czk�, za� zaj�cia na uniwersytecie rzadko kiedy odbywaj� si� w nocy. Tak wi�c Clifford M. sta� si� w pe�ni dojrza�ym osobnikiem po czerwcu 1916 roku; jednocze�nie zacz�� w gwa�towny spos�b odczuwa� pewne potrzeby, wyra�niejsze nawet od pojawiaj�cego si� okresowego, kategorycznego imperatywu nakazuj�cego mu spo�ycie ludzkiej krwi, kt�rych to potrzeb w �aden spos�b nie by� w stanie zaspokoi�. By� ju� pewien, �e jest jakim� potworem i postanowi� urz�dzi� sobie �ycie w taki spos�b, kt�ry pozwoli�by mu na cho�by cz�ciow� realizacj� rodz�cych si� w jego umy�le i ciele pragnie�. Nie wiemy, co dzia�o si� z nim przez pi�� lat po jego ucieczce z Lexington, opr�cz tego, �e uda�o mu si� w jaki� spos�b zdoby� sporo pieni�dzy. Odnajdujemy go dopiero w roku 1910, kiedy to zapisa� si� do Corynthia College, ma�ej, sekciarskiej uczelni w Fowler, stan Illinois. W dokumentach figuruje jako Clifford M. - wed�ug posiadanych przez nas informacji po raz pierwszy u�y� w�wczas imienia, z kt�rym nigdy si� ju� nie rozstawa�. Nie potrafi� zbyt jasno przedstawi� ani swego �yciorysu, ani przebiegu dotychczasowej edukacji, ale poniewa� wszelkie op�aty uiszcza� got�wk�, nikomu nie zale�a�o na przeprowadzeniu jakich� szczeg�owych dochodze�. Jest oczywiste, �e Corynthia College stanowi� tylko �rodek do osi�gni�cia celu; opu�ci� go po dwu latach, zabieraj�c pisane niemal z�otymi zg�oskami rekomendacje i dokumenty �wiadcz�ce o znakomitym przebiegu studi�w. Bez �adnych problem�w zosta� przyj�ty na Harvard, kt�ry uko�czy� w roku 1916. Z okresem jego pobytu na Harvardzie wi��e si� jedna zastanawiaj�ca okoliczno��. Jego przybycie na t� uczelni� zosta�o poprzedzone wieloma listami do dystyngowanych dam z Bostonu, listami, kt�rych nadawczyni� by�a Mrs. Gaines Sturdevant z Richmond, dama o rozleg�ych koneksjach. Dzi�ki temu Clifford M. by� zapraszany na najr�niejsze przyj�cia i spotkania w najelegantszych domach Bostonu, zupe�nie, jakby od lat nale�a� do tego �rodowiska. Nigdy si� ju� nie dowiemy, w jaki spos�b uda�o mu si� nak�oni� pani� Sturdevant do napisania tych list�w, ani nawet w jaki spos�b si� z ni� zetkn��, ale uda�o si� odnale�� dwa z nich. Te ich fragmenty, kt�re nas interesuj� s� dok�adnie takie same i zawieraj� wielce romantyczne i oczywi�cie ca�kowicie nieprawdziwe szczeg�y dotycz�ce pochodzenia i wykszta�cenia Clifforda M. Zdaje si�, �e okaza�y si� one zupe�nie wystarczaj�ce, by przekona� szacowne matki, i� Clifford M. by�by znakomitym kandydatem na m�a dla ich c�rek. On jednak nigdy nie skorzysta� z otwieraj�cych si� przed nim mo�liwo�ci. Przerwiemy w tej chwili relacj� o jego losach, aby zastanowi� si� nad motywami, kt�re kierowa�y jego post�powaniem. Dlaczego Harvard? Jakie plany rodzi�y si� w�wczas w jego umy�le? W �wietle tego, co wiemy o jego p�niejszym post�powaniu, mo�emy jednoznacznie stwierdzi�, �e chodzi�o mu wy��cznie o poczynienie znajomo�ci i zadzierzgni�cie stosunk�w, kt�re mog�y p�niej dopom�c mu w zrobieniu fortuny. Natychmiast po uko�czeniu studi�w znalaz� zatrudnienie jako makler w znanej firmie maj�cej sw� siedzib� na Wall Street; oczywi�cie, gdyby nie rozleg�e znajomo�ci, nie m�g�by nawet o tym marzy�. Tam zaj�� si� nim natychmiast jeden z udzia�owc�w, ucz�c go nieodzownych w tym zawodzie sztuczek i umiej�tno�ci wykorzystywania najr�niejszych kruczk�w w przepisach. Pracowa� w firmie przez dwa lata, by potem niespodziewanie z�o�y� rezygnacj� - ju� w�wczas zdoby� sobie w Nowym Jorku opini� ekscentryka. Mo�emy przypuszcza�, �e w�a�nie wtedy osi�gn�� wiek dojrza�y, a tym samym r�wno ze wschodem s�o�ca zapada� w niekontrolowan� �pi�czk�. Z tego w�a�nie powodu wszelkie interesy za�atwia� wy��cznie korespondencyjnie. Mimo to uda�o mu si� osi�gn�� niema�e sukcesy i w roku 1922 by� ju� posiadaczem znacznego maj�tku. W�a�nie wtedy zrezygnowa� z posady i przeprowadzi� si� do olbrzymiego, brzydkiego domu w g�rzystej cz�ci Pensylwanii, kt�ry odkupi� od spadkobierc�w zmar�ego potentata w�glowego. Rozpocz�� tam poszukiwania, kt�re mia� kontynuowa� bez przerwy przez nast�pnych sze��dziesi�t lat. Jest oczywiste, �e w pewnym momencie, gdzie� mi�dzy uko�czeniem studi�w na Harvardzie a rezygnacj� z pracy, zacz�� podejrzewa� kim jest naprawd�. Zapisy w kartotece ksi�garni Saltzmana w Greenwich Village, udost�pnione nam przez Mr. Davida Saltzmana potwierdzaj� fakt, �e b�d�cy w�wczas w�a�cicielem ksi�garni ojciec pana Saltzmana utrzymywa� z Cliffordem M. regularn� korespondencj� i �e Clifford M. zleci� mu penetracj� �wiata ksi��ki w poszukiwaniu wszelkich publikacji dotycz�cych wampiryzmu, wilko�actwa i innych, zbli�onych dziedzin okultyzmu. Dzi�ki lekturze tych dzie� Clifford M. m�g� wreszcie wyja�ni� anomalie, kt�re u siebie zaobserwowa� oraz tajemnicz� histori� swojego �ycia, jak r�wnie� zaakceptowa� fakt, �e nie jest cz�owiekiem, tylko jakim� zupe�nie odmiennym od niego stworzeniem - najprawdopodobniej wampirem. Przez pewien czas prowadzi� dziennik, odnotowuj�c w nim wszystkie swoje poczynania, a tak�e nieodmiennie zerowe skutki, jakie one odnosi�y. Dziennik ten zosta� odnaleziony przez dra. E.M. Burbanka z Fundacji Grailing�w i znajduje si� w jego posiadaniu; dr. Burbank udost�pnia go wszystkim naukowcom prowadz�cym badania z zakresu interesuj�cej nas dziedziny. Z dziennika tego dowiadujemy si� mi�dzy innymi, �e Clifford M. zaprenumerowa� wszystkie ukazuj�ce si� w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie czasopisma oraz �e zatrudnia� znaczn� liczb� os�b - najcz�ciej byli to emerytowani nauczyciele - kt�re mia�y za zadanie dok�adnie czyta� te czasopisma i wycina� wszystkie notatki dotycz�ce zagadkowych przypadk�w �mierci i zagini��, kt�rym towarzyszy�y okre�lone okoliczno�ci. Nadz�r nad t� prac� powierzy� bystremu m�odzie�cowi nazwiskiem Robertson, kt�remu wyzna� w sekrecie, �e wierzy w wampiry i wilko�aki (dla r�wnowagi doda� jeszcze astrologi�, teozofi� i wegetarianizm) i �e poszukuje dowod�w na ich istnienie. Robertson, znaj�c przedmiot poszukiwa�, wy�awia� z morza wycink�w te, kt�re wygl�da�y najbardziej obiecuj�co i wynajmowa� prywatnych detektyw�w, �eby ci przeprowadzali wst�pne rozpoznanie interesuj�cych przypadk�w. R�wnie� i on kontaktowa� si� cz�sto z Saltzmanem; dzi�ki niemu wielu student�w znacznie zwi�kszy�o swoje kieszonkowe, szperaj�c w najr�niejszych bibliotekach w poszukiwaniu ksi��ek zwi�zanych z podanym im tematem. Podczas pierwszych dziesi�ciu lat poszukiwa� natrafiono na siedem przypadk�w, kt�re Cliffordowi M. wyda�y si� warte dok�adniejszej analizy, ale wszystkie okaza�y si� ostatecznie zwyk�ymi morderstwami, samob�jstwami lub porwaniami. Dwadzie�cia nast�pnych lat by�o latami Wielkiego Kryzysu i II Wojny �wiatowej; wielkie masy ludzi przemieszcza�y si� z miejsca na miejsce i liczba interesuj�cych przypadk�w wzros�a znacznie, ale r�wnie� bez �adnych rezultat�w. Robertsonowi uda�o si� tymczasem uzyska� dost�p do og�lnokrajowej policyjnej sieci informacyjnej, dzi�ki czemu liczba tajemniczych a rokuj�cych nadziej� zdarze� zwi�kszy�a si� jeszcze bardziej; mimo to �adne z prowadzonych szczeg�owo �ledztw nie zako�czy�o si� po�owicznym cho�by sukcesem. Clifford M. musia� wielokrotnie opiera� si� pokusie zaprzestania poszukiwa�; nieomal uda�o mu si� wyrobi� w sobie przekonanie, �e jego podejrzenia co do tego, i� jest wampirem s� niczym innym jak tylko lunatycznym z�udzeniem. Codzienna utrata przytomno�ci mo�e przecie� by� jedynie objawem jakiej� choroby, dziwaczne narz�dy reprodukcyjne - pomy�k� Natury, za� okropna ��dza krwi po prostu kryminalnym zboczeniem. Nic z tego jednak: te i podobne my�li nie wytrzymywa�y dok�adniejszej krytyki. Przekona� si�, �e druga ��dza, kt�ra nie dawa�a mu spokoju, niemal r�wnie silna, jak ��dza krwi, by�a po prostu seksualnym po��daniem. Ale w stosunku do czego? Do kogo? Na pewno nie do �adnej z kobiet, kt�re kiedykolwiek spotka�, ani do �adnego m�czyzny, dziecka czy zwierz�cia. By� to poci�g skierowany w stron� samicy jego gatunku; musia� j� znale��. W przeciwnym razie �ycie pr�dzej czy p�niej sta�oby si� dla niego nie do zniesienia. Cytowane tutaj my�li Clifforda M. nie s� niczyim wymys�em; pochodz� z dziennika Burbanka, gdzie s� zapisane pod dat� 3 czerwca 1972 roku. Tak si� akurat z�o�y�o, �e po�niej dokonano w dzienniku ju� tylko jednego wpisu (7 sierpnia 1972). Nale�y si� domy�la�, �e Clifford M. albo zaprzesta� prowadzenie dziennika, albo czyni� to w jakiej� innej formie. Je�eli tak istotnie by�o, to dalszego ci�gu nikomu nie uda�o si� do tej pory odnale��. Korzystaj�c z r�nych �r�de� mo�emy ze znaczn� doz� prawdopodobie�stwa odtworzy� �ycie Clifforda M. w owym czasie. Przede wszystkim musimy pami�ta�, �e codziennie od wschodu do zachodu s�o�ca le�a� pogr��ony w g��bokiej �pi�czce, aktywne �ycie prowadz�c wy��cznie w nocy. Jego przypominaj�cy zamek dom sta� w odludnej okolicy, kilka mil od ma�ego, zapomnianego przez wszystkich miasteczka, w kt�rym znajdowa�o si� biuro Robertsona. Domu nie spos�b by�o dostrzec z �adnej drogi, za� jedynym przybywaj�cym do niego go�ciem by� Robertson, zjawiaj�cy si� ze swoim raportem raz na tydzie� w godzin� po zachodzie s�o�ca. Robertson liczy� ju� sobie ponad siedemdziesi�t lat, z kt�rych wi�cej ni� pi��dziesi�t sp�dzi� pracuj�c dla Clifforda M. By� znakomicie op�acany, ale z ca�� pewno�ci� nieraz nachodzi�y go my�li dotycz�ce warto�ci �ycia spo�ytkowanego na zbieranie bezwarto�ciowych informacji dla op�tanego mani� bogacza. Sta� si� prawdziwym specjalist� w oddzielaniu ziarna od plew, tote� z rzadka tylko mia� do pokazania swemu chlebodawcy co� interesuj�cego, ale je�eli ju� uzna�, �e kt�ry� z wycink�w zas�uguje na uwag�, to Clifford M. musia� przyzna�, �e tak jest w istocie. Je�eli nasze obliczenia s� prawid�owe, to w po�owie lat siedemdziesi�tych Clifford M. liczy� sobie oko�o stu lat. Postronnym obserwatorom jawi� si� jako szczup�y, atletycznie zbudowany, przystojny m�czyzna w wieku mniej wi�cej trzydziestu pi�ciu lat, o bladej twarzy i kruczoczarnych w�osach. Nosi� nieco staromodne, drogie ubrania, kt�re nigdy zbyt dobrze na nim nie le�a�y, bowiem sprowadza� je wy��cznie drog� pocztow�. Mia� dwoje s�u��cych, w�wczas ju� w podesz�ym wieku, emigrant�w z jakich� wiejskich okolic na Ba�kanach. Para ta zdawa�a sobie doskonale spraw� z tego, kim w istocie jest ich chlebodawca; nie dziwi�y ich ani jego dziwaczna dieta, ani nocny tryb �ycia. Za to, �e z nikim nie dzielili si� t� wiedz�, byli oczywi�cie hojnie wynagradzani. Clifford M. mia� r�wnie� zbudowany na specjalne zam�wienie samoch�d, z zewn�trz niczym si� nie r�ni�cy od wielu je�d��cych jeszcze po szosach, podstarza�ych egzemplarzy, ale wyposa�ony w pot�ny silnik i zdolny do pokonywania du�ych odleg�o�ci bez konieczno�ci uzupe�niania paliwa. Raz w miesi�cu, a czasem nieco cz�ciej, Clifford M. wyrusza� nim wkr�tce po zachodzie s�o�ca, by powr�ci� tu� przed �witem, zaspokoiwszy sw� krwaw� ��dz�. By� podczas swoich eskapad niezwykle ostro�ny, nie zabieraj�c nigdy �adnej ze swych ofiar tyle krwi, �eby spowodowa� jej �mier�, czy nawet niepokoj�ce objawy, kt�re mog�yby sk�oni� j� do udania si� do lekarza. Jego tereny �owieckie mia�y kszta�t ko�a o promieniu mniej wi�cej stu mil, w kt�rego �rodku znajdowa� si� jego dom. Na przestrzeni lat przedsi�wzi�� tak�e sze��dziesi�t czy siedemdziesi�t d�u�szych podr�y do najr�niejszych zak�tk�w kraju (czterokrotnie odwiedzi� r�wnie� Kanad�, a raz Meksyk), w celu sprawdzenia osobi�cie tych przypadk�w, kt�rych nawet po wnikliwym �ledztwie nie uda�o si� wyja�ni� w �aden racjonalny, oczywisty spos�b. Eskapady te wymaga�y starannego przygotowania, polegaj�cego mi�dzy innymi na tym, aby zar�wno podczas samej podr�y, jak i u jej celu mia� zawsze do dyspozycji jakie� pomieszczenie lub miejsce, w kt�rym m�g� spokojnie przespa� ca�y dzie�. Robertson przejmowa� w�wczas rol� zwiadowcy, wynajmuj�c na pewien czas samotne, stoj�ce na uboczu domy. Para s�u��cych jecha�a razem z Cliffordem M., �pi�c na tylnym siedzeniu, kiedy on prowadzi�, w dzie� za� strzeg�c jego bezpiecze�stwa. Podczas �adnego z tych skomplikowanych safari nie uda�o mu si� odnale�� tego, czego szuka�. Sukcesem zako�czy�o si� dopiero ostatnie z nich, w ma�ym, le��cym w zachodniej cz�ci stanu miasteczku Sturkeyville, zaledwie dzie�, a w�a�ciwie noc drogi od jego domu. Dzi�ki lekturze rocznik�w miejscowego "Heralda" mo�emy ustali� niemal z ca�kowit� pewno�ci� przebieg wydarze�, kt�re zwr�ci�y uwag� najpierw Robertsona, a nast�pnie samego Clifforda M.: rosn�ca liczba nie wyja�nionych zachorowa� w�r�d miejscowej ludno�ci, a nast�pnie tajemnicze przypadki zgon�w i zagini��. Robertson, jak zwykle, ruszy� przodem i wynaj�� opuszczony dom. Wkr�tce potem zjawi� si� tam Clifford M. ze swymi s�u��cymi. Musimy teraz pozostawi� na moment Clifforda M. jego w�asnemu losowi i zaj�� si� sytuacj�, jaka w�wczas panowa�a w Sturkeyville. Nie jeste�my tutaj zdani wy��cznie na nasze w�asne domys�y, bowiem dysponujemy relacjami trzech g��wnych uczestnik�w wydarze�, kt�re nast�pi�y po zako�czeniu uwie�czonych sukcesem poszukiwa� Clifforda M. S� to Blanche Tolliver, Edmund Hodge i Frank Polder, w kolejno�ci lekarka, fabrykant i dyrektor East High School. Blanche Tolliver przej�a w roku 1958 praktyk� po swoim ojcu i do tego czasu nieprzerwanie s�u�y�a pacjentom miasteczka, przyjmuj�c wezwania o ka�dej porze dnia i nocy, znaj�c dok�adnie ka�dego z chorych i nigdy nie przypominaj�c o nie zap�aconych honorariach. Od dwudziestu lat by�a kochank� Edmunda Hodge'a; nie mogli si� pobra�, poniewa� �ona Hodge'a ju� od �wier� wieku przebywa�a w zak�adzie dla psychicznie chorych. Sam Hodge by� jednym z w�a�cicieli Odlewni Braci Hodge, najwi�kszego zak�adu przemys�owego miasteczka, Frank Polder za� jego kuzynem. Ca�a tr�jka zna�a si� i przyja�ni�a od dziecka. Zaanga�owali si� w spraw� Clifforda M. z powodu Blanche, kt�ra, badaj�c pacjent�w z najdalszych nawet zak�tk�w okr�gu dosz�a do wniosku, �e pojawi�a si� w�r�d nich nowa choroba, charakteryzuj�ca si� objawami �wiadcz�cymi o znacznej utracie krwi, kt�re to objawy stwierdza�a jednak u os�b nie posiadaj�cych ani �adnych ran zewn�trznych, ani nie skar��cych si� na jakiekolwiek krwawienie wewn�trzne. Wkr�tce potem na gardle jednego z pacjent�w znalaz�a dziwne, przypominaj�ce uk�ucie �lady, a kilka centymetr�w poni�ej niemal identyczny zestaw. Potem szuka�a tych �lad�w - i znajdywa�a je - zawsze tam, gdzie stwierdza�a podobne objawy, odszuka�a r�wnie� wcze�niejszych pacjent�w, kt�rzy, jak si� okaza�o, r�wnie� mieli identyczne �lady, tyle tylko, �e ranki te dawno ju� im si� zagoi�y. Od wielu lat mia�a zwyczaj omawiania wynik�w swej pracy z Hodge'em; tym razem uzna� on jej relacj� za tak interesuj�c�, �e powt�rzy� j� Polderowi, kt�ry zareagowa� dok�adnie tak, jak wcze�niej oni obydwoje: "Dracula!", zawo�a�, wywo�uj�c wybuch �miechu. Pojawia�y si� jednak coraz to nowe przypadki, wkr�tce potem za� umar�a kobieta, a p�niej dwoje dzieci. Badanie anatomo-patologiczne potwierdzi�o, �e kobieta utraci�a olbrzymi� ilo�� krwi. Pewnego wieczoru tr�jka przyjaci� omawia�a podczas kolacji to wydarzenie i �art Poldera �adnemu z nich nie wydawa� si� ju� tak bardzo �mieszny. Postanowili, �e Polder, kt�ry akurat wtedy dysponowa� wolnym czasem, by� to lipiec, a wi�c �rodek wakacji - po�wi�ci tydzie� lub dwa na zbieranie informacji od pacjent�w Blanche, w celu ustalenia ewentualnych niezwyk�ych wydarze�, kt�re poprzedza�y ich zachorowanie. Kiedy po dw�ch tygodniach spotkali si� ponownie, Polder powiedzia�: - Kto� rzeczywi�cie pi� ich krew. Prawie po�owa ludzi pami�ta niejasno co� w tym rodzaju - tak niejasno, �e wszyscy s� przekonani, �e to tylko sen. Ale przecie� dwadzie�cia trzy osoby nie mog�y mie� dok�adnie takiego samego snu, w kt�rym wyst�powa�yby takie same postaci. Szukamy m�czyzny i kobiety, albo dw�ch m�czyzn i kobiety. Nikt nie mo�e sobie dok�adnie tego przypomnie�, ale wszystkim wydaje si�, �e byli strasznie brudni i obdarci: m�czyzna w niechlujnym, utyt�anym w czym� p�aszczu, czarnym kapeluszu i drewniakach, drugi ubrany w taki sam str�j i kobieta w zeszmaconej, bawe�nianej sukience i czerwonych po�czochach. Wszystkie opisy by�y niemal dok�adnie takie same i po�owa ludzi, z kt�rymi rozmawia�em nazywa�a ich "lud�mi z g�r" albo "le�nymi lud�mi". S�dz�, �e powinni�my zawiadomi� policj�. - Te� tak uwa�am - odpar� Hodge - ale trudno b�dzie o cokolwiek ich oskar�y�, skoro ofiary s�dz�, �e wszystko im si� �ni�o, a rany dawno ju� si� zagoi�y. Ale, oczywi�cie, nale�y ich powstrzyma�. Mimo wszystko lepiej wiedzie�, �e to tylko jacy� wariaci albo zbocze�cy, ni� zacz�� wierzy� w wampiry. - Ja chyba ju� w nie wierz� - powiedzia�a powoli Blanche. - Uwa�am, �e to w�a�nie wampiry. - Przecie� s�ysza�a�, jak wygl�daj�. - A dlaczego wampiry nie mia�yby tak w�a�nie wygl�da�? Czy mo�esz mi powiedzie�, jak wygl�da wampir? Dlaczego nie w�a�nie tak, jak "le�ny cz�owiek"? Je�eli w historiach o wampirach jest cho� odrobina prawdy, to chroni� si� upodabniaj�c si� maksymalnie do ludzi. I �yj� bardzo d�ugo. Wyobra�cie sobie wampira, kt�ry ma, powiedzmy, dwie�cie lat i �yje gdzie� w g�rach. Jak, wed�ug was, mia�by si� zachowywa� i wygl�da�? Jak "cz�owiek z g�r", rzecz jasna. Czy wampir musi wygl�da� jak Bela Lugosi? Czy wampir z Appalach�w nosi�by str�j wieczorowy? M�czy�ni zastanowili si� nad tym, a po chwili Polder powiedzia�: - Chyba masz racj�. Ci ludzie, kiedy opowiadali o swoich snach, przeczuwali, �e maj� do czynienia z czym� znacznie bardziej potwornym, ni� zwyk�y, ��dny krwi szaleniec, z czym�, czego nie byli w stanie wyrazi�. Tyle tylko, �e to by� tylko sen. - Gdyby zaatakowali ich jacy� wariaci, z ca�� pewno�ci� by to pami�tali - wtr�ci�a Blanche. - W porz�dku wi�c; przyjmijmy, �e to wampiry - odezwa� si� Hodge. - Co zrobimy? - Zawiadomimy policj� - powiedzia� Polder i zaraz doda�: - Po czym od razu zamkn� nas w szpitalu dla umys�owo chorych. - Ot� to - skin�a g�ow� Blanche. - A dlaczego nie mieliby�my spr�bowa� sami ich wy�ledzi� i z�apa� na gor�cym uczynku? - W�a�nie, czemu by nie? - podj�� Hodge. - Jest to najprawdopodobniej dosy� niebezpieczne, nie mamy najmniejszego poj�cia, jak si� za to zabra�, a wreszcie na pewno oka�e si�, �e to po prostu jacy� psychopatyczni mordercy. Jasne, dlaczego by nie. Rozpocz�li prac� od naniesienia na map� dat i miejsc przypadk�w ujawnionych przez Blanche i wsp�pracuj�cych z ni� lekarzy, po czym Polder uda� si� do tych miejsc i przeprowadzi� kilkadziesi�t dodatkowych rozm�w, w wyniku kt�rych odkry� jeszcze kilka os�b, kt�re nigdy nie zg�osi�y si� do lekarza, a kt�re cierpia�y jaki� czas temu na interesuj�ce tr�jk� badaczy dolegliwo�ci. W sumie mieli do czynienia z siedemdziesi�cioma o�mioma przypadkami znacznego ubytku krwi, kt�re wydarzy�y si� w ci�gu trzynastu miesi�cy. Uznaj�c w�a�nie miesi�ce za podstawowe kryterium kwalifikacyjne, po��czyli liniami te punkty na mapie, kt�re oznacza�y zachorowania w danym miesi�cu; otrzymali obraz przypominaj�cy bardzo topograficzny rysunek symetrycznej, wysokiej g�ry. - Niemal dok�adnie koncentryczne okr�gi - zauwa�y� Hodge. - Najmniejszy pochodzi z ubieg�ego maja. To najwcze�niejszy. - Mo�e to oznacza�, �e zacz�li w pobli�u swojej kryj�wki, stopniowo coraz bardziej si� od niej oddalaj�c - powiedzia�a Blanche. - To nie ma �adnego sensu - wzruszy� ramionami Hodge. - S�dzi�em, �e te istoty �yj� praktycznie wiecznie. Dlaczego mia�yby zacz�� napada� na ludzi akurat trzyna�cie miesi�cy temu? Co robi�y do tej pory? - Mo�e w�a�nie wtedy si� tutaj zjawi�y. Przypuszczam, �e mog� przenosi� si� z miejsca na miejsce tak samo, jak ludzie. - Mo�e. Gdzie znajduje si� ta "kryj�wka"? - Stary Zajazd na skrzy�owaniu trzech g�rskich dr�g. Kiedy� urz�dowa� tam kowal i by� prawdziwy, �wietnie prosperuj�cy sklep, ale teraz to ju� tylko na wp� zrujnowane, opuszczone budynki. Jak�� mil� stamt�d znajduj� si� trzy lub cztery r�wnie� nie zamieszkane domy, z kt�rych w ca�o�ci stoi ju� tylko jeden, brakuje mu jedynie dachu. - Sceneria w sam raz - mrukn�a Blanche. - I co teraz? - Jak to, co? Musimy je odnale�� i? - W�a�nie. Co zrobimy, kiedy ju� je odnajdziemy? Przez chwil� patrzyli na siebie w milczeniu. Cisz� przerwa�a Blanche. - To chyba oczywiste. Je�eli oka�� si� tym, o czym my�limy, to potraktujemy je drewnianym ko�kiem. - A je�eli nie? - C�, wtedy b�dzie k�opot. Nie s�dz�, �eby�my dali sobie rad� z trzema maniakalnymi mordercami. - Je�eli uda nam si� zobaczy� ich za dnia, b�dziemy wiedzieli, �e to tylko szale�cy i po prostu zawiadomimy szeryfa - powiedzia� Hodge. - A teraz musimy zastanowi� si�, co i w jaki spos�b musimy zrobi�. Dyskutowali nad tym do p�nej nocy, nie mog�c doj�� do porozumienia, za� nast�pnego wieczoru u Blanche zjawi� si� Clifford M.; by�a zafascynowana tym, co mia� jej do powiedzenia. Zaraz zawiadomi�a swoich dw�ch przyjaci� i jeszcze przed �witem ustalili, co trzeba zrobi�. Clifford M. zachowywa� si� niezwykle uprzejmie, przekonywaj�co i zdecydowanie zarazem. Stara� si� wywrze� na swoich rozm�wcach wra�enie, �e jest zamo�nym cz�owiekiem o wysokiej inteligencji i wykszta�ceniu, �ywi�cym mo�e nieco ekscentryczne przekonanie o tym, �e wampiry naprawd� istniej� i przeznaczaj�cym sw�j czas i pieni�dze na �owy na nie. Poniewa� oni r�wnie� zaczynali ju� by� o tym przekonani, powitali z rado�ci� ofert� wsp�pracy. Clifford M. przedstawi� im ze szczeg�ami zasady funkcjonowania swego biura wycink�w prasowych i kryteria, na podstawie kt�rych klasyfikowa� zebrane w ten spos�b informacje oraz opowiedzia�, w jaki spos�b metoda ta zaprowadzi�a go do Blanche. Wyrazi� nadziej�, �e pozwol� mu przy��czy� si� do poszukiwa�. Odkrycie i zlikwidowanie tych nieludzkich stworze� uwolni ludzko�� od ohydnej zmory, a opr�cz tego potwierdzi jego przeczucia i poka�e ca�emu �wiatu, �e nie by�y to jedynie majaczenia i kaprysy cz�owieka, kt�ry nie wiedzia�, co robi� z czasem i pieni�dzmi. Powiedzia�, �e on sam prowadzi raczej nocny tryb �ycia, �e zajmuje si� wampiryzmem ju� od wielu lat i �e dysponuje znakomitym teleskopem, tote� mo�e si� podj�� prowadzenia nocnych obserwacji terenu, kt�ry w tak znakomity spos�b uda�o im si� ustali�, za� dwaj pozostali m�czy�ni, b�d�cy zapalonymi my�liwymi i przebywaj�cy z racji tego cz�sto poza domem, mog� uzbroi� si� i przeczesywa� okolice za dnia. Wszyscy zgodzili si�, �e jest to bardzo rozs�dna propozycja. Od tej chwili w relacji tej obok w pe�ni udokumentowanych fakt�w zaczynaj� pojawia� si� r�wnie� takie, kt�rych autentyczno�� nie zawsze jest pewna. Wszystkie one jednak opieraj� si� na ca�kowicie wiarygodnych przes�ankach, za� je�eli nawet nie w pe�ni odpowiadaj� rzeczywistym wydarze