435
Szczegóły |
Tytuł |
435 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
435 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 435 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
435 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor - Bob Leman
Tytu� - Pielgrzymka Clifforda M.
T�umaczenie - Arkadiusz Nakoniecznik
Pielgrzymka Clifforda M.
Wielu spo�r�d mych koleg�w uzna�o, �e m�j artyku� zatytu�owany
"Przypadek Clifforda M." mo�e, po prze�o�eniu na bardziej
przyst�pny, pozbawiony specjalistycznych termin�w j�zyk,
zainteresowa� szeroko rozumian� opini� publiczn�. Podj��em ten trud,
i chcia�bym teraz przedstawi� efekty mojej pracy. Z jednej strony
nieco rozszerzy�em artyku� dodaj�c informacje i wyja�nienia natury
biologicznej, kt�rych nie by�o w jego oryginalnej, przeznaczonej dla
specjalist�w wersji, z drugiej za� znacznie go skr�ci�em, rezygnuj�c
z zamieszczenia wykres�w, tabel i partii tekstu istotnych jedynie
dla w�skiego grona fachowc�w.
Dla zrozumienia przypadku Clifforda M. trzeba przede wszystkim
by� �wiadomym sposobu, w jaki rozmna�aj� si� istoty, o kt�rych
b�dziemy tutaj m�wi�. Szeroko rozpowszechniony jest pogl�d, �e po
to, by przed�u�y� istnienie gatunku, wampiry musz� doprowadzi� w
jaki� spos�b do tego, by cz�owiek skosztowa� ich krwi; potem, gdy
cz�owiek taki umrze, zmartwychwstanie ju� jako wampir. Tego typu
przekonanie nale�y okre�li� jako czysty przes�d. Ci, kt�rzy umieraj�
w wyniku jednorazowej napa�ci czy te� d�ugotrwa�ej "eksploatacji"
przez wampiry, pozostaj� ju� martwi, a poza tym wampiry to ssaki -
dosy� specyficznego rodzaju, rzecz jasna - i rodz� si� nie inaczej
tylko w�a�nie jak ssaki. Istniej� jednak, co prawda, pewne r�nice.
M�ode wampiry przychodz� na �wiat mniej wi�cej raz na dwie�cie lat
w miotach licz�cych od o�miu do dwunastu szczeni�t. Samica ma
dziesi�� sutek, wi�c w przypadku liczniejszego miotu najs�absze
szczeni�ta, kt�re nie s� w stanie dopcha� si� do pokarmu, musz�
zgin��. Ci, kt�rzy s� cho�by pobie�nie oczytani w przedmiocie,
przypominaj� sobie z pewno�ci�, �e nikt nigdy nie widzia� jeszcze
doros�ego wampira bez ubrania. Wynika to st�d, �e poniewa� wampiry
najcz�ciej udaj� zwyczajnych ludzi, dodatkowe piersi samicy (jak
r�wnie� dosy� niezwyk�a budowa genitali�w samca), musz� by�
starannie ukryte. Na przestrzeni ostatnich lat pojawi�y si�
przeznaczone dla szerokiego kr�gu czytelnik�w publikacje, z kt�rych
wynika, �e wampiry s� jakoby zdolne do mniej lub bardziej normalnego
wsp�ycia seksualnego z lud�mi. Jest to, rzecz jasna, ca�kowicie
niemo�liwe i opisy tego rodzaju akt�w nale�y uzna� wy��cznie za
twory wyobra�ni.
Nie uda�o si�, jak do tej pory, ustali� dok�adnie okresu trwania
ci��y, ale jest on z ca�� pewno�ci� bardzo d�ugi - mo�e nawet si�ga�
dziesi�ciu lat. M�ode zaraz po urodzeniu s� bardzo ma�e, wa�� z
regu�y nie wi�cej ni� p� funta i w niczym nie przypominaj�
doros�ych osobnik�w. Mo�na je raczej por�wna� do wyposa�onych w
szcz�tkowe ko�czyny kijanek czy nie rozwini�tych ca�kowicie p�od�w.
(Dosy� znaczn� popularno�ci� cieszy si� teoria, wed�ug kt�rej
wampiry s� w odleg�y spos�b spokrewnione z torbaczami). Najbardziej
rzucaj�c� si� w oczy cech� m�odych szczeni�t s� ich z�by; maj� je
ju� od urodzenia i to w takiej ilo�ci, �e nie spos�b ich nie
zauwa�y�. Zaraz po przyj�ciu na �wiat pe�zn� w stron� sutka i
przywieraj� do niego, pozostaj�c tam przez okres dw�ch lub wi�cej
lat. Przez ten czas samica od�ywia si� ludzk� krwi� przynoszon� jej
na ziemi� przez samc�w, w�r�d kt�rych mo�e, ale nie musi by� tak�e
ojciec potomstwa. Przekazuj� jej pokarm w identyczny spos�b, jak
wi�kszo�� gatunk�w ptak�w, karmi�cych swe ju� nieco podro�ni�te
m�ode - trzeba mie� rzeczywi�cie odporny �o��dek, bo m�c my�le� o
tym w beznami�tny, ch�odny spos�b. Warto zwr�ci� uwag� na fakt, �e
przez ca�y okres karmienia m�odych samica od�ywia si� w y � � c z n
i e ludzk� krwi�, podczas gdy zazwyczaj wampir potrzebuje tego
po�ywienia jedynie na co dwunasty posi�ek, podczas pozosta�ych
zadowalaj�c si� krwi� jakiegokolwiek sta�ocieplnego stworzenia.
Odstawione od piersi szczeni�ta tak�e przez jaki� czas otrzymuj�
wy��cznie ludzk� krew. Samo odstawienie jest nag�e i przebiega w
dosy� gwa�towny spos�b: matka rozwiera si�� uz�bione szcz�ki i
odpycha m�ode od siebie. Czyni to jednak bardzo ostro�nie, bowiem
ostre z�by usi�uj� zacisn�� si� na czymkolwiek, co tylko znajdzie
si� w ich zasi�gu. Specjalnie na t� okazj� samcy dostarczaj�
nieprzytomnego cz�owieka; szczeni�ta s� podsuwane w jego stron�,
szcz�ki wpijaj� si� w cia�o i powodowane wrodzonym odruchem m�ode
zaczynaj� ssa�, kosztuj�c po raz pierwszy �wie�ej ludzkiej krwi i
skazuj�c si� jednocze�nie na co prawda okresow�, ale maj�c� trwa�
ca�e ich �ycie, od niej zale�no��.
W tym okresie szczeni�ta ci�gle jeszcze maj� nieproporcjonalnie
du�e g�owy i usta nieproporcjonalnie du�e nawet w stosunku do
rozmiar�w tych g��w. Ko�czyny zd��y�y si� ju� niemal ca�kowicie
rozwin��, ale koordynacja mi�niowa jest jeszcze bardzo s�aba, tote�
szczeni�ta, chocia� wyposa�one w monstrualne szcz�ki i potworne
z�by, pozostaj� niemal ca�kowicie bezbronne. S� pokryte g�st�,
czarn� sier�ci�, kt�r� strac� niemal zupe�nie w wieku pi�tnastu lub
szesnastu lat; sier�� pozostanie jedynie na g�owie (Samce wampir�w
nie maj� �adnego zarostu. Stoker wyposa�a Dracul� w ma�y w�sik, ale
jest to zaledwie jeden z b��d�w, jakie mo�emy odnale�� w jego
pracy).
Kiedy szczeni�ta przestan� ju� ssa�, samica przy��cza si� do
polowa� i co noc, niemal a� do �witu m�ode zostaj� same. W
przeciwie�stwie do doros�ych osobnik�w nie zapadaj� w trwaj�c� od
wschodu do zachodu s�o�ca �pi�czk�, tylko staj� si� nieco bardziej
oci�a�e i sk�onne do czego� w rodzaju lekkiego letargu. Sk�onno��
ta nasila si� z wiekiem. Umiej�tno�� przyjmowania postaci nietoperza
lub ogromnej �my pojawia si� dopiero w okresie m�odzie�czym, ale
kiedy dok�adnie okres ten nast�puje - nie wiadomo.
Na pierwszy sygna� o istnieniu Clifforda M. natrafiamy w kilku
listach, napisanych nieporadnie w latach osiemdziesi�tych XIX wieku
do narzeczonego przez m�od� kobiet� nazwiskiem Dulcie Fimber.
Obydwoje narzeczeni pochodzili z g�rskiego okr�gu Comber,
znajduj�cego si� w pobli�u miejsca, w kt�rym stykaj� si� granice
stan�w Virginia, Tennessee i Kentucky. M�ody cz�owiek wyjecha� do
pracy w kopalni, by przez rok zarobi� na wybudowanie nowej chaty dla
swojej �ony, za� Dulcie pozosta�a w domu ze swymi rodzicami oraz
poka�n� gromadk� m�odszego rodze�stwa i co tydzie� pisa�a do niego
listy.
Znajduj�ce si� w tych listach wzmianki o "ma�pce Ossie'ego" niemal
na pewno odnosz� si� w�a�nie do Clifforda M. Ossie Fimber by� jednym
z m�odszych braci Dulcie, w owym czasie czternasto- lub
pi�tnastoletnim. Po wype�nieniu kilku luk w naszkicowanej w listach
historii i sprawdzeniu niekt�rych fakt�w otrzymujemy relacj� o
odkryciu istnienia Clifforda M., kt�ra z ca�� pewno�ci� niewiele
r�ni si� od rzeczywisto�ci.
Ma�y Ossie by� w��cz�g� i znakomitym my�liwym. Ju� w wieku
jedenastu lat wesz�o w jego zwyczaj znikanie ze strzelb� w lesie na
kilka nawet dni; zawsze wraca� z du�� ilo�ci� drobnej zwierzyny,
kt�ra przyczynia�a si� do urozmaicenia i wzbogacenia posi�k�w na
rodzinnym stole. W miar�, jak r�s�, te nieobecno�ci stawa�y si�
coraz d�u�sze, zasi�g za� jego w�dr�wek odpowiednio si� zwi�kszy�,
wi�c jaskinia, kt�r� pewnego dnia odkry�, mog�a znajdowa� si� nawet
i pi��dziesi�t mil od domostwa rodzic�w. Samo odkrycie nast�pi�o w
ten spos�b, �e kiedy lun�� znienacka rz�sisty, gwa�towny deszcz,
ch�opiec schroni� si� pod pobliskim skalnym nawisem. Przy samej
ziemi zauwa�y� jaki� otw�r; wsadziwszy we� g�ow� stwierdzi�, �e
prowadzi do jaskini. Zapami�ta� sobie dok�adnie to miejsce i
postanowi� zbada� j� w drodze powrotnej.
Nie by�a to jaka� szczeg�lnie skomplikowana czy niebezpieczna
jaskinia - w ka�dym razie ta jej cz��, kt�r� zd��y� pozna�. Trudno
okre�li� jej wielko��, bowiem kiedy Ossie natrafi� na tajemnicze
istoty, nie zag��bia� si� ju� dalej. O�wietlaj�c sobie drog� p�on�c�
czerwono pochodni� zsuwa� si� w�a�nie ostro�nie w d� skalnym
korytarzem, kiedy nagle po prawej stronie, niedaleko od swojej
nachylonej twarzy - korytarz by� bardzo niski - zobaczy� �arz�ce si�
niczym ma�e w�gielki oczy. Cofn�� si� raptownie i zamar�. Oczy nie
poruszy�y si�. By�o ich osiem lub dziewi�� par. Zbli�y� do nich
pochodni�; ci�gle �adnego ruchu. Nachyli� si� ostro�nie nad nimi,
o�wietlaj�c je dok�adnie pochodni� i zamar� ponownie.
Wychowa� si� w g�rach, by� my�liwym i pewne rzeczy wyczuwa� po
prostu instynktownie. Zda� sobie od razu spraw� z tego, �e te
stworzenia s� jakimi� szczeni�tami czy koci�tami, a tam, gdzie by�y
m�ode, zwykle znajdowa�a si� r�wnie� matka, gotowa do ich obrony.
Stworzenia te ogromnie go zaciekawi�y - nigdy jeszcze nic takiego
nie widzia� - ale niebezpiecze�stwo wisia�o w powietrzu. Zacz�� si�
ostro�nie wycofywa�. Ledwie wykona� pierwszy ruch, a osiem czy
dziewi�� uzbrojonych w potworne z�by szcz�k zacz�o k�apa� w jego
kierunku, czyni�c w zamkni�tej skalnymi �cianami przestrzeni
niesamowity ha�as. W tej samej chwili spostrzeg� z przera�eniem, �e
istoty gramol� si� z niszy, w kt�rej by�y skulone i pe�zn� w jego
kierunku. Porusza�y si� w nieskoordynowany, nieudolny spos�b, ale
ma�e, czerwone �lepia p�on�y bezlitosnym blaskiem, pot�ne szcz�ki
otwiera�y si� i zamyka�y, za� uparty, bezustanny ruch
odzwierciedla�, jak mu si� wydawa�o, bezmy�lne d��enie do jednego:
�eby zatopi� straszliwe z�by w jego ciele.
Cofn�� si� raptownie, a one ruszy�y za nim, pe�zn�c po skalnej
pod�odze i skoml�c po��dliwie. Wkr�tce dotar� do miejsca, w kt�rym
korytarz rozszerza� si�, sufit za� znajdowa� si� ju� do�� wysoko,
�eby mo�na by�o swobodnie stan��. Kiedy wyprostowa� si� i spojrza� z
g�ry na ma�e istoty, ogarn�a go nag�a fala wstr�tu i obrzydzenia.
Od�o�y� pochodni�, chwyci� obur�cz strzelb� i zacz�� uderza� z ca�ej
si�y kolb�; jak d�ugo to trwa�o, nie m�g� sobie przypomnie�, ale
kiedy gor�czka zabijania min�a, na pod�odze jaskini nic ju� si� nie
porusza�o. Przypomnia� sobie wtedy o istnieniu matki, czym pr�dzej
wi�c chwyci� pochodni� i ruszy� w kierunku wyj�cia.
Korytarz znowu si� zw�zi�, tym razem tak bardzo, �e musia� czo�ga�
si� na brzuchu. W pewnej chwili poczu�, �e co� chwyta go za pi�t�,
ale nie m�g� si� odwr�ci�, wi�c tylko pe�z� przed siebie
najszybciej, jak tylko potrafi�, oczekuj�c, �e w ka�dej chwili
chwyc� go od ty�u wielkie, bezlitosne z�by.
Wypad� z jaskini prosto w o�lepiaj�cy blask po�udniowego s�o�ca i
odwr�ci� si�, zwracaj�c twarz do ziej�cego w skalnej �cianie otworu.
Nic. Odetchn�� z ulg� i wtedy poczu�, �e ci�ar u pi�ty nie znikn��.
Spojrza� w d�; jedna z ma�ych istot zatopi�a z�by w podeszwie buta,
usi�uj�c bezowocnie wyssa� z twardej, wyprawionej sk�ry jakie�
po�ywienie. Wystawiona na �wiat�o dzienne zwin�a si� w ciasn� kul�
i zacisn�a powieki, ale nie zwolni�a uchwytu. Mog�a mie� jakie�
dwie stopy d�ugo�ci, by�a ca�kowicie pokryta czarn�, g�st� sier�ci�
i mia�a cztery paj�kowate ko�czyny, z kt�rych dwie najwyra�niej
s�u�y�y jako r�ce. Ossie zadr�a� z obrzydzenia i machn�� gwa�townie
nog�; bez rezultatu.
Ch�opiec stan�� przed nie lada problemem: musia� czym pr�dzej
oddali� si� od jaskini, bowiem w ka�dej chwili mog�a pojawi� si�
matka szczeni�t, ale przecie� nie da�by rady pokona� d�ugiej drogi
do domu bez buta, nie bardzo za� wiedzia� jak m�g�by go odzyska�.
Z�by, kt�re bez �adnego problemu wbi�y si� w tward� niczym kamie�
podeszw�, musia�y budzi� respekt.
Mia� ze sob� worek z grubego p��tna przeznaczony na drobn�
zwierzyn�, jak� zdarzy�oby mu si� upolowa�. Pomy�la�, �e mo�e worek
pos�u�y�by mu jako co� w rodzaju ochronnych r�kawic, przy u�yciu
kt�rych m�g�by pokusi� si� o odczepienie zwierz�cia od swojego buta.
Czym pr�dzej wysypa� na ziemi� wiewi�rki i kr�liki, kt�re ni�s� do
domu i zacz�� zastanawia� si� nad sposobem takiego zawini�cia worka,
�eby m�g� w najlepszy spos�b go wykorzysta�.
Jedna z wiewi�rek upad�a tu� ko�o buta; ruchem niemal zbyt
szybkim, �eby go dok�adnie zaobserwowa�, tajemnicze stworzenie
pu�ci�o podeszw� i zatopi�o z�by w ciele gryzonia, po czym zamar�o w
bezruchu. Ossie czym pr�dzej za�o�y� but, wrzuci� z powrotem do
worka upolowan� zwierzyn�, a nast�pnie, tkni�ty jakim� impulsem, za
pomoc� d�ugiego kija umie�ci� w nim tak�e wiewi�rk� i wczepione w
ni� stworzenie. Gdyby zacz�o za bardzo rozrabia�, �atwo b�dzie je
m�g� zat�uc nie wyjmuj�c z worka, a je�li pozostanie r�wnie
spokojne, jak teraz, to b�dzie m�g� zbada� je dok�adnie w domu.
Maszerowa� ca�� noc - i ca�e jego szcz�cie, bowiem o zachodzie
s�o�ca doros�e wampiry z pewno�ci� obudzi�y si� i odkry�y swoje
martwe dzieci.
W chacie znajdowa�a si� klatka, w kt�rej trzymano czasem z�apane
�ywcem kuny; Ossie wysypa� do niej ca�� zawarto�� swego worka i
po�piesznie zamkn�� drzwiczki. Jego wi�zie� przeni�s� si� tymczasem
na jednego z kr�lik�w. Z dw�ch wiewi�rek zosta�y tylko kosteczki.
Odstawione od piersi wampiry mog� ju� je�� mi�so i a� do okresu
m�odzie�czego stanowi ono podstaw� ich diety; potem od�ywiaj� si�
ju� niemal wy��cznie krwi�, chocia� nie musi to wcale by� tylko krew
ludzka.
Klatka ta przez kilka lat mia�a by� domem Clifforda M. Przetrwa�
do dzi� wycinek z miejscowej gazety, nosz�cej dat� o pi�� lat
p�niejsz� od znajduj�cej si� na li�cie, w kt�rym Dulcie po raz
pierwszy wspomnia�a o "ma�pce Ossie'ego". Wycinek �w zawiera
wzmiank� zatytu�owan� "Dziwne zwierz� na farmie Fimber�w"; o wi�niu
Ossie'ego wspomina si� tam jako o "czym� w rodzaju ma�py". Z lektury
tekstu wynika jasno, �e Clifford M. zacz�� ju� w tym czasie traci�
porastaj�c� jego cia�o sier�� i �e zamiast pot�nych, dzieci�cych
z�b�w mia� ju� normalne, na pierwszy rzut oka niczym si� nie
r�ni�ce od ludzkich. Na podstawie tych informacji mo�emy
wnioskowa�, �e liczy� sobie w�wczas oko�o pi�tnastu lat.
Zamieszczona w gazecie informacja o jego rozmiarach ("jest wzrostu
pi�cioletniego dziecka"), potwierdza te przypuszczenia.
Wkr�tce po ukazaniu si� tej wzmianki Clifford M. uciek�,
odebrawszy �ycie pierwszej swej ofierze. Pewnego ranka ojciec
Ossie'ego znalaz� martwe, jakby wysuszone cia�o swego syna le��ce
ko�o otwartej, pustej klatki. W tym momencie na okres ponad siedmiu
lat Clifford M. znika nam z oczu, mo�na si� jednak na podstawie
wielu przes�anek domy�la�, �e prowadzi w tym czasie �ycie dzikiego
zwierz�cia, kryj�c si� w g�stych lasach porastaj�cych zbocza
Appalach�w, �ywi�c si� najr�niejszymi drobnymi istotami i od czasu
do czasu - nie spos�b, rzecz jasna, stwierdzi� jak cz�sto - pij�c
niezb�dn� mu do �ycia ludzk� krew.
W roku 1906 ukaza�a si� ksi��ka "Dziki ch�opiec z okr�gu Jihnson"
(Nowy York, Thomas Colier's Sons), za� w 1958, w tej samej firmie,
jej drugie wydanie pod zmienionym tytu�em: "Harry, ameryka�skie
dzikie dziecko". Ksi��ka, autorstwa wielebnego Llewellyna Crocketta,
stanowi relacj� z procesu przywracania ludzkiemu spo�ecze�stwu
dziecka wychowanego albo przez dzikie zwierz�ta, albo, co wydaje si�
r�wnie prawdopodobne, przez nikogo w og�le.
Grupa my�liwych obozuj�ca w lesie na jesieni 1898 roku schwyci�a
dzikiego ch�opca w momencie, kiedy w �rodku nocy pochyla� si� nad
jednym ze �pi�cych ludzi. Nikt nie m�g� odgadn�� powodu, dla kt�rego
to uczyni�, chocia� dla nas, rzecz jasna, jest on a� nadto
oczywisty. My�liwi musieli go zwi�za�, by uchroni� si� przed jego
agresywno�ci�, po czym zanie�li go do Lexington i przekazali
w�adzom. Wielebny Mr. Crockett, proboszcz ko�cio�a �w. Marka,
niegdy� nauczyciel, dostrzeg� okazj� zar�wno wr�cenia na �ono
ludzkiej i bo�ej spo�eczno�ci zagubionej owieczki, jak i
wypr�bowania w�asnych teorii pedagogicznych. Nie mia� �adnych
k�opot�w z przekonaniem w�adz, �eby te odda�y mu ch�opca pod opiek�.
Wed�ug relacji Crocketta dziecko dysponowa�o wysok� wrodzon�
inteligencj� i bardzo szybko nauczy�o si� nie tylko nosi� ubranie i
chodzi� w pozycji wyprostowanej, ale nawet m�wi�. Crockett nazwa�
ch�opca imieniem Harry - nie wyja�ni�, dlaczego wybra� akurat to
imi�. Pa�stwo Crockett byli bezdzietni, ale nie wydaje si�, �eby
kiedykolwiek pa�ali do Harry'ego specjalnie gor�cym uczuciem. Wr�cz
przeciwnie nawet; nie trzeba by� zbyt domy�lnym, �eby z zawartych
mi�dzy wierszami informacji wywnioskowa�, �e w gruncie rzeczy
uwa�ali obecno�� ch�opca za istny dopust Bo�y. Spogl�daj�c z
perspektywy czasu mo�emy tylko podziwia� ich intuicj�, oni jednak
gry�li si� bardzo tym, �e w ich sercach panosz� si� tak
niechrze�cija�skie uczucia.
Pa�stwo Crockett szacowali wiek ch�opca na dziesi�� do jedenastu
lat, w rzeczywisto�ci jednak w chwili, kiedy do nich trafi�, mia�
lat dwadzie�cia trzy lub dwadzie�cia cztery, a wi�c oko�o
trzydziestu w momencie, kiedy znowu znikn�� nam z oczu. W owym
czasie ci dobrzy ludzie uwa�ali, �e ma osiemna�cie lat, za� w
ksi��ce cz�sto napotka� mo�na uwagi, �e wygl�da� nawet jeszcze
m�odziej.
Siedmioletni pobyt u Crockett�w da� mu bardzo du�o, wzi�wszy
oczywi�cie poprawk� na czas i miejsce. Po trzech latach Crockett
odda� go do szko�y podstawowej, gdzie po kilku miesi�cach uznano, �e
nic wi�cej nie mo�na ju� ch�opca nauczy� i przekazano go do szko�y
�redniej, kt�r� z ca�� pewno�ci� by sko�czy�, gdyby na miesi�c przed
ko�cem nauki nie zabi� Mrs. Crockett i nie uciek�. Nauczy� si�
bardzo wiele r�wnie� je�li chodzi o maniery, spos�b ubierania i
zachowania, tote� ka�dy, kto go spotka�, sk�onny by� uzna� go za
mi�ego, godnego szacunku m�odzie�ca. Ci, kt�rzy znali jego histori�
uwa�ali go jedynie za godnego uwagi dziwol�ga; pogl�d ten by� nie
tylko bli�szy prawdzie, ale tak�e, jak to wkr�tce zobaczymy, jego
w�asnemu widzeniu swojej osoby.
Pozostawi� w Lexington kompletnie za�amanego, starego cz�owieka i
pozbawione zupe�nie krwi zw�oki dobrej kobiety, kt�ra ze wszystkich
si� stara�a si� zast�pi� mu matk�. Zabra� ze sob� swoje ubrania,
dziewi��dziesi�t siedem dolar�w ukradzionych z biurka wielebnego
Llewellyna Crocketta oraz przekonanie, �e pod wieloma wzgl�dami
bardzo, ale to bardzo od wszystkich si� r�ni.
A by�o tak dlatego, poniewa� nie wiedzia�, czym w istocie jest.
Jego najwcze�niejsze wspomnienia (jak wiemy z dziennika znajduj�cego
si� obecnie w posiadaniu doktora Burbanka), si�ga�y czasu, kiedy by�
zamkni�ty w klatce na farmie Fimber�w, a i to by�y zaledwie
niewyra�ne, mgliste przeb�yski. Nie pami�ta�, �e kiedy� by�
ow�osiony niczym ma�pa i mia� z�by jak rekin. S�dzi�, �e jest
zwyczajnym cz�owiekiem i dlatego w�a�nie uwa�a� si� za dziwol�ga i
nieudacznika. Kiedy osi�gn�� okres dojrzewania i zaobserwowa� zmiany
w swoich genitaliach, by� ju� zupe�nie pewien, �e jest z nim co� nie
w porz�dku, a w dodatku po g�owie zacz�y mu kr��y� niezwyk�e,
drapie�ne my�li.
Nast�pi�o to jednak dopiero po kolejnych jedenastu latach. Mo�emy
by� tego ca�kowicie pewni, bowiem w roku 1916 Clifford M. uko�czy�
studia na Harvardzie, co nie by�oby raczej mo�liwe, gdyby nie
ucz�szcza� na zaj�cia. Po osi�gni�ciu dojrza�o�ci p�ciowej wampir
zapada w ci�gu dnia na �pi�czk�, za� zaj�cia na uniwersytecie rzadko
kiedy odbywaj� si� w nocy. Tak wi�c Clifford M. sta� si� w pe�ni
dojrza�ym osobnikiem po czerwcu 1916 roku; jednocze�nie zacz�� w
gwa�towny spos�b odczuwa� pewne potrzeby, wyra�niejsze nawet od
pojawiaj�cego si� okresowego, kategorycznego imperatywu nakazuj�cego
mu spo�ycie ludzkiej krwi, kt�rych to potrzeb w �aden spos�b nie by�
w stanie zaspokoi�. By� ju� pewien, �e jest jakim� potworem i
postanowi� urz�dzi� sobie �ycie w taki spos�b, kt�ry pozwoli�by mu
na cho�by cz�ciow� realizacj� rodz�cych si� w jego umy�le i ciele
pragnie�.
Nie wiemy, co dzia�o si� z nim przez pi�� lat po jego ucieczce z
Lexington, opr�cz tego, �e uda�o mu si� w jaki� spos�b zdoby� sporo
pieni�dzy. Odnajdujemy go dopiero w roku 1910, kiedy to zapisa� si�
do Corynthia College, ma�ej, sekciarskiej uczelni w Fowler, stan
Illinois. W dokumentach figuruje jako Clifford M. - wed�ug
posiadanych przez nas informacji po raz pierwszy u�y� w�wczas
imienia, z kt�rym nigdy si� ju� nie rozstawa�. Nie potrafi� zbyt
jasno przedstawi� ani swego �yciorysu, ani przebiegu dotychczasowej
edukacji, ale poniewa� wszelkie op�aty uiszcza� got�wk�, nikomu nie
zale�a�o na przeprowadzeniu jakich� szczeg�owych dochodze�.
Jest oczywiste, �e Corynthia College stanowi� tylko �rodek do
osi�gni�cia celu; opu�ci� go po dwu latach, zabieraj�c pisane niemal
z�otymi zg�oskami rekomendacje i dokumenty �wiadcz�ce o znakomitym
przebiegu studi�w. Bez �adnych problem�w zosta� przyj�ty na Harvard,
kt�ry uko�czy� w roku 1916.
Z okresem jego pobytu na Harvardzie wi��e si� jedna zastanawiaj�ca
okoliczno��. Jego przybycie na t� uczelni� zosta�o poprzedzone
wieloma listami do dystyngowanych dam z Bostonu, listami, kt�rych
nadawczyni� by�a Mrs. Gaines Sturdevant z Richmond, dama o
rozleg�ych koneksjach. Dzi�ki temu Clifford M. by� zapraszany na
najr�niejsze przyj�cia i spotkania w najelegantszych domach
Bostonu, zupe�nie, jakby od lat nale�a� do tego �rodowiska. Nigdy
si� ju� nie dowiemy, w jaki spos�b uda�o mu si� nak�oni� pani�
Sturdevant do napisania tych list�w, ani nawet w jaki spos�b si� z
ni� zetkn��, ale uda�o si� odnale�� dwa z nich. Te ich fragmenty,
kt�re nas interesuj� s� dok�adnie takie same i zawieraj� wielce
romantyczne i oczywi�cie ca�kowicie nieprawdziwe szczeg�y dotycz�ce
pochodzenia i wykszta�cenia Clifforda M. Zdaje si�, �e okaza�y si�
one zupe�nie wystarczaj�ce, by przekona� szacowne matki, i� Clifford
M. by�by znakomitym kandydatem na m�a dla ich c�rek. On jednak
nigdy nie skorzysta� z otwieraj�cych si� przed nim mo�liwo�ci.
Przerwiemy w tej chwili relacj� o jego losach, aby zastanowi� si�
nad motywami, kt�re kierowa�y jego post�powaniem. Dlaczego Harvard?
Jakie plany rodzi�y si� w�wczas w jego umy�le?
W �wietle tego, co wiemy o jego p�niejszym post�powaniu, mo�emy
jednoznacznie stwierdzi�, �e chodzi�o mu wy��cznie o poczynienie
znajomo�ci i zadzierzgni�cie stosunk�w, kt�re mog�y p�niej dopom�c
mu w zrobieniu fortuny. Natychmiast po uko�czeniu studi�w znalaz�
zatrudnienie jako makler w znanej firmie maj�cej sw� siedzib� na
Wall Street; oczywi�cie, gdyby nie rozleg�e znajomo�ci, nie m�g�by
nawet o tym marzy�. Tam zaj�� si� nim natychmiast jeden z
udzia�owc�w, ucz�c go nieodzownych w tym zawodzie sztuczek i
umiej�tno�ci wykorzystywania najr�niejszych kruczk�w w przepisach.
Pracowa� w firmie przez dwa lata, by potem niespodziewanie z�o�y�
rezygnacj� - ju� w�wczas zdoby� sobie w Nowym Jorku opini�
ekscentryka. Mo�emy przypuszcza�, �e w�a�nie wtedy osi�gn�� wiek
dojrza�y, a tym samym r�wno ze wschodem s�o�ca zapada� w
niekontrolowan� �pi�czk�. Z tego w�a�nie powodu wszelkie interesy
za�atwia� wy��cznie korespondencyjnie.
Mimo to uda�o mu si� osi�gn�� niema�e sukcesy i w roku 1922 by�
ju� posiadaczem znacznego maj�tku. W�a�nie wtedy zrezygnowa� z
posady i przeprowadzi� si� do olbrzymiego, brzydkiego domu w
g�rzystej cz�ci Pensylwanii, kt�ry odkupi� od spadkobierc�w
zmar�ego potentata w�glowego. Rozpocz�� tam poszukiwania, kt�re mia�
kontynuowa� bez przerwy przez nast�pnych sze��dziesi�t lat.
Jest oczywiste, �e w pewnym momencie, gdzie� mi�dzy uko�czeniem
studi�w na Harvardzie a rezygnacj� z pracy, zacz�� podejrzewa� kim
jest naprawd�. Zapisy w kartotece ksi�garni Saltzmana w Greenwich
Village, udost�pnione nam przez Mr. Davida Saltzmana potwierdzaj�
fakt, �e b�d�cy w�wczas w�a�cicielem ksi�garni ojciec pana Saltzmana
utrzymywa� z Cliffordem M. regularn� korespondencj� i �e Clifford M.
zleci� mu penetracj� �wiata ksi��ki w poszukiwaniu wszelkich
publikacji dotycz�cych wampiryzmu, wilko�actwa i innych, zbli�onych
dziedzin okultyzmu. Dzi�ki lekturze tych dzie� Clifford M. m�g�
wreszcie wyja�ni� anomalie, kt�re u siebie zaobserwowa� oraz
tajemnicz� histori� swojego �ycia, jak r�wnie� zaakceptowa� fakt, �e
nie jest cz�owiekiem, tylko jakim� zupe�nie odmiennym od niego
stworzeniem - najprawdopodobniej wampirem.
Przez pewien czas prowadzi� dziennik, odnotowuj�c w nim wszystkie
swoje poczynania, a tak�e nieodmiennie zerowe skutki, jakie one
odnosi�y. Dziennik ten zosta� odnaleziony przez dra. E.M. Burbanka z
Fundacji Grailing�w i znajduje si� w jego posiadaniu; dr. Burbank
udost�pnia go wszystkim naukowcom prowadz�cym badania z zakresu
interesuj�cej nas dziedziny. Z dziennika tego dowiadujemy si� mi�dzy
innymi, �e Clifford M. zaprenumerowa� wszystkie ukazuj�ce si� w
Stanach Zjednoczonych i Kanadzie czasopisma oraz �e zatrudnia�
znaczn� liczb� os�b - najcz�ciej byli to emerytowani nauczyciele -
kt�re mia�y za zadanie dok�adnie czyta� te czasopisma i wycina�
wszystkie notatki dotycz�ce zagadkowych przypadk�w �mierci i
zagini��, kt�rym towarzyszy�y okre�lone okoliczno�ci. Nadz�r nad t�
prac� powierzy� bystremu m�odzie�cowi nazwiskiem Robertson, kt�remu
wyzna� w sekrecie, �e wierzy w wampiry i wilko�aki (dla r�wnowagi
doda� jeszcze astrologi�, teozofi� i wegetarianizm) i �e poszukuje
dowod�w na ich istnienie. Robertson, znaj�c przedmiot poszukiwa�,
wy�awia� z morza wycink�w te, kt�re wygl�da�y najbardziej obiecuj�co
i wynajmowa� prywatnych detektyw�w, �eby ci przeprowadzali wst�pne
rozpoznanie interesuj�cych przypadk�w. R�wnie� i on kontaktowa� si�
cz�sto z Saltzmanem; dzi�ki niemu wielu student�w znacznie
zwi�kszy�o swoje kieszonkowe, szperaj�c w najr�niejszych
bibliotekach w poszukiwaniu ksi��ek zwi�zanych z podanym im tematem.
Podczas pierwszych dziesi�ciu lat poszukiwa� natrafiono na siedem
przypadk�w, kt�re Cliffordowi M. wyda�y si� warte dok�adniejszej
analizy, ale wszystkie okaza�y si� ostatecznie zwyk�ymi
morderstwami, samob�jstwami lub porwaniami. Dwadzie�cia nast�pnych
lat by�o latami Wielkiego Kryzysu i II Wojny �wiatowej; wielkie masy
ludzi przemieszcza�y si� z miejsca na miejsce i liczba
interesuj�cych przypadk�w wzros�a znacznie, ale r�wnie� bez �adnych
rezultat�w. Robertsonowi uda�o si� tymczasem uzyska� dost�p do
og�lnokrajowej policyjnej sieci informacyjnej, dzi�ki czemu liczba
tajemniczych a rokuj�cych nadziej� zdarze� zwi�kszy�a si� jeszcze
bardziej; mimo to �adne z prowadzonych szczeg�owo �ledztw nie
zako�czy�o si� po�owicznym cho�by sukcesem.
Clifford M. musia� wielokrotnie opiera� si� pokusie zaprzestania
poszukiwa�; nieomal uda�o mu si� wyrobi� w sobie przekonanie, �e
jego podejrzenia co do tego, i� jest wampirem s� niczym innym jak
tylko lunatycznym z�udzeniem. Codzienna utrata przytomno�ci mo�e
przecie� by� jedynie objawem jakiej� choroby, dziwaczne narz�dy
reprodukcyjne - pomy�k� Natury, za� okropna ��dza krwi po prostu
kryminalnym zboczeniem. Nic z tego jednak: te i podobne my�li nie
wytrzymywa�y dok�adniejszej krytyki. Przekona� si�, �e druga ��dza,
kt�ra nie dawa�a mu spokoju, niemal r�wnie silna, jak ��dza krwi,
by�a po prostu seksualnym po��daniem. Ale w stosunku do czego? Do
kogo? Na pewno nie do �adnej z kobiet, kt�re kiedykolwiek spotka�,
ani do �adnego m�czyzny, dziecka czy zwierz�cia. By� to poci�g
skierowany w stron� samicy jego gatunku; musia� j� znale��. W
przeciwnym razie �ycie pr�dzej czy p�niej sta�oby si� dla niego nie
do zniesienia.
Cytowane tutaj my�li Clifforda M. nie s� niczyim wymys�em;
pochodz� z dziennika Burbanka, gdzie s� zapisane pod dat� 3 czerwca
1972 roku. Tak si� akurat z�o�y�o, �e po�niej dokonano w dzienniku
ju� tylko jednego wpisu (7 sierpnia 1972). Nale�y si� domy�la�, �e
Clifford M. albo zaprzesta� prowadzenie dziennika, albo czyni� to w
jakiej� innej formie. Je�eli tak istotnie by�o, to dalszego ci�gu
nikomu nie uda�o si� do tej pory odnale��.
Korzystaj�c z r�nych �r�de� mo�emy ze znaczn� doz�
prawdopodobie�stwa odtworzy� �ycie Clifforda M. w owym czasie.
Przede wszystkim musimy pami�ta�, �e codziennie od wschodu do
zachodu s�o�ca le�a� pogr��ony w g��bokiej �pi�czce, aktywne �ycie
prowadz�c wy��cznie w nocy. Jego przypominaj�cy zamek dom sta� w
odludnej okolicy, kilka mil od ma�ego, zapomnianego przez wszystkich
miasteczka, w kt�rym znajdowa�o si� biuro Robertsona. Domu nie
spos�b by�o dostrzec z �adnej drogi, za� jedynym przybywaj�cym do
niego go�ciem by� Robertson, zjawiaj�cy si� ze swoim raportem raz na
tydzie� w godzin� po zachodzie s�o�ca.
Robertson liczy� ju� sobie ponad siedemdziesi�t lat, z kt�rych
wi�cej ni� pi��dziesi�t sp�dzi� pracuj�c dla Clifforda M. By�
znakomicie op�acany, ale z ca�� pewno�ci� nieraz nachodzi�y go my�li
dotycz�ce warto�ci �ycia spo�ytkowanego na zbieranie
bezwarto�ciowych informacji dla op�tanego mani� bogacza. Sta� si�
prawdziwym specjalist� w oddzielaniu ziarna od plew, tote� z rzadka
tylko mia� do pokazania swemu chlebodawcy co� interesuj�cego, ale
je�eli ju� uzna�, �e kt�ry� z wycink�w zas�uguje na uwag�, to
Clifford M. musia� przyzna�, �e tak jest w istocie.
Je�eli nasze obliczenia s� prawid�owe, to w po�owie lat
siedemdziesi�tych Clifford M. liczy� sobie oko�o stu lat. Postronnym
obserwatorom jawi� si� jako szczup�y, atletycznie zbudowany,
przystojny m�czyzna w wieku mniej wi�cej trzydziestu pi�ciu lat, o
bladej twarzy i kruczoczarnych w�osach. Nosi� nieco staromodne,
drogie ubrania, kt�re nigdy zbyt dobrze na nim nie le�a�y, bowiem
sprowadza� je wy��cznie drog� pocztow�. Mia� dwoje s�u��cych,
w�wczas ju� w podesz�ym wieku, emigrant�w z jakich� wiejskich okolic
na Ba�kanach. Para ta zdawa�a sobie doskonale spraw� z tego, kim w
istocie jest ich chlebodawca; nie dziwi�y ich ani jego dziwaczna
dieta, ani nocny tryb �ycia. Za to, �e z nikim nie dzielili si� t�
wiedz�, byli oczywi�cie hojnie wynagradzani.
Clifford M. mia� r�wnie� zbudowany na specjalne zam�wienie
samoch�d, z zewn�trz niczym si� nie r�ni�cy od wielu je�d��cych
jeszcze po szosach, podstarza�ych egzemplarzy, ale wyposa�ony w
pot�ny silnik i zdolny do pokonywania du�ych odleg�o�ci bez
konieczno�ci uzupe�niania paliwa. Raz w miesi�cu, a czasem nieco
cz�ciej, Clifford M. wyrusza� nim wkr�tce po zachodzie s�o�ca, by
powr�ci� tu� przed �witem, zaspokoiwszy sw� krwaw� ��dz�. By�
podczas swoich eskapad niezwykle ostro�ny, nie zabieraj�c nigdy
�adnej ze swych ofiar tyle krwi, �eby spowodowa� jej �mier�, czy
nawet niepokoj�ce objawy, kt�re mog�yby sk�oni� j� do udania si� do
lekarza. Jego tereny �owieckie mia�y kszta�t ko�a o promieniu mniej
wi�cej stu mil, w kt�rego �rodku znajdowa� si� jego dom.
Na przestrzeni lat przedsi�wzi�� tak�e sze��dziesi�t czy
siedemdziesi�t d�u�szych podr�y do najr�niejszych zak�tk�w kraju
(czterokrotnie odwiedzi� r�wnie� Kanad�, a raz Meksyk), w celu
sprawdzenia osobi�cie tych przypadk�w, kt�rych nawet po wnikliwym
�ledztwie nie uda�o si� wyja�ni� w �aden racjonalny, oczywisty
spos�b. Eskapady te wymaga�y starannego przygotowania, polegaj�cego
mi�dzy innymi na tym, aby zar�wno podczas samej podr�y, jak i u jej
celu mia� zawsze do dyspozycji jakie� pomieszczenie lub miejsce, w
kt�rym m�g� spokojnie przespa� ca�y dzie�. Robertson przejmowa�
w�wczas rol� zwiadowcy, wynajmuj�c na pewien czas samotne, stoj�ce
na uboczu domy. Para s�u��cych jecha�a razem z Cliffordem M., �pi�c
na tylnym siedzeniu, kiedy on prowadzi�, w dzie� za� strzeg�c jego
bezpiecze�stwa. Podczas �adnego z tych skomplikowanych safari nie
uda�o mu si� odnale�� tego, czego szuka�.
Sukcesem zako�czy�o si� dopiero ostatnie z nich, w ma�ym, le��cym
w zachodniej cz�ci stanu miasteczku Sturkeyville, zaledwie dzie�, a
w�a�ciwie noc drogi od jego domu. Dzi�ki lekturze rocznik�w
miejscowego "Heralda" mo�emy ustali� niemal z ca�kowit� pewno�ci�
przebieg wydarze�, kt�re zwr�ci�y uwag� najpierw Robertsona, a
nast�pnie samego Clifforda M.: rosn�ca liczba nie wyja�nionych
zachorowa� w�r�d miejscowej ludno�ci, a nast�pnie tajemnicze
przypadki zgon�w i zagini��. Robertson, jak zwykle, ruszy� przodem i
wynaj�� opuszczony dom. Wkr�tce potem zjawi� si� tam Clifford M. ze
swymi s�u��cymi.
Musimy teraz pozostawi� na moment Clifforda M. jego w�asnemu
losowi i zaj�� si� sytuacj�, jaka w�wczas panowa�a w Sturkeyville.
Nie jeste�my tutaj zdani wy��cznie na nasze w�asne domys�y, bowiem
dysponujemy relacjami trzech g��wnych uczestnik�w wydarze�, kt�re
nast�pi�y po zako�czeniu uwie�czonych sukcesem poszukiwa� Clifforda
M. S� to Blanche Tolliver, Edmund Hodge i Frank Polder, w kolejno�ci
lekarka, fabrykant i dyrektor East High School. Blanche Tolliver
przej�a w roku 1958 praktyk� po swoim ojcu i do tego czasu
nieprzerwanie s�u�y�a pacjentom miasteczka, przyjmuj�c wezwania o
ka�dej porze dnia i nocy, znaj�c dok�adnie ka�dego z chorych i nigdy
nie przypominaj�c o nie zap�aconych honorariach. Od dwudziestu lat
by�a kochank� Edmunda Hodge'a; nie mogli si� pobra�, poniewa� �ona
Hodge'a ju� od �wier� wieku przebywa�a w zak�adzie dla psychicznie
chorych. Sam Hodge by� jednym z w�a�cicieli Odlewni Braci Hodge,
najwi�kszego zak�adu przemys�owego miasteczka, Frank Polder za� jego
kuzynem. Ca�a tr�jka zna�a si� i przyja�ni�a od dziecka.
Zaanga�owali si� w spraw� Clifforda M. z powodu Blanche, kt�ra,
badaj�c pacjent�w z najdalszych nawet zak�tk�w okr�gu dosz�a do
wniosku, �e pojawi�a si� w�r�d nich nowa choroba, charakteryzuj�ca
si� objawami �wiadcz�cymi o znacznej utracie krwi, kt�re to objawy
stwierdza�a jednak u os�b nie posiadaj�cych ani �adnych ran
zewn�trznych, ani nie skar��cych si� na jakiekolwiek krwawienie
wewn�trzne. Wkr�tce potem na gardle jednego z pacjent�w znalaz�a
dziwne, przypominaj�ce uk�ucie �lady, a kilka centymetr�w poni�ej
niemal identyczny zestaw. Potem szuka�a tych �lad�w - i znajdywa�a
je - zawsze tam, gdzie stwierdza�a podobne objawy, odszuka�a r�wnie�
wcze�niejszych pacjent�w, kt�rzy, jak si� okaza�o, r�wnie� mieli
identyczne �lady, tyle tylko, �e ranki te dawno ju� im si� zagoi�y.
Od wielu lat mia�a zwyczaj omawiania wynik�w swej pracy z
Hodge'em; tym razem uzna� on jej relacj� za tak interesuj�c�, �e
powt�rzy� j� Polderowi, kt�ry zareagowa� dok�adnie tak, jak
wcze�niej oni obydwoje: "Dracula!", zawo�a�, wywo�uj�c wybuch
�miechu.
Pojawia�y si� jednak coraz to nowe przypadki, wkr�tce potem za�
umar�a kobieta, a p�niej dwoje dzieci. Badanie anatomo-patologiczne
potwierdzi�o, �e kobieta utraci�a olbrzymi� ilo�� krwi. Pewnego
wieczoru tr�jka przyjaci� omawia�a podczas kolacji to wydarzenie i
�art Poldera �adnemu z nich nie wydawa� si� ju� tak bardzo �mieszny.
Postanowili, �e Polder, kt�ry akurat wtedy dysponowa� wolnym czasem,
by� to lipiec, a wi�c �rodek wakacji - po�wi�ci tydzie� lub dwa na
zbieranie informacji od pacjent�w Blanche, w celu ustalenia
ewentualnych niezwyk�ych wydarze�, kt�re poprzedza�y ich
zachorowanie.
Kiedy po dw�ch tygodniach spotkali si� ponownie, Polder
powiedzia�:
- Kto� rzeczywi�cie pi� ich krew. Prawie po�owa ludzi pami�ta
niejasno co� w tym rodzaju - tak niejasno, �e wszyscy s� przekonani,
�e to tylko sen. Ale przecie� dwadzie�cia trzy osoby nie mog�y mie�
dok�adnie takiego samego snu, w kt�rym wyst�powa�yby takie same
postaci. Szukamy m�czyzny i kobiety, albo dw�ch m�czyzn i kobiety.
Nikt nie mo�e sobie dok�adnie tego przypomnie�, ale wszystkim wydaje
si�, �e byli strasznie brudni i obdarci: m�czyzna w niechlujnym,
utyt�anym w czym� p�aszczu, czarnym kapeluszu i drewniakach, drugi
ubrany w taki sam str�j i kobieta w zeszmaconej, bawe�nianej
sukience i czerwonych po�czochach. Wszystkie opisy by�y niemal
dok�adnie takie same i po�owa ludzi, z kt�rymi rozmawia�em nazywa�a
ich "lud�mi z g�r" albo "le�nymi lud�mi". S�dz�, �e powinni�my
zawiadomi� policj�.
- Te� tak uwa�am - odpar� Hodge - ale trudno b�dzie o cokolwiek
ich oskar�y�, skoro ofiary s�dz�, �e wszystko im si� �ni�o, a rany
dawno ju� si� zagoi�y. Ale, oczywi�cie, nale�y ich powstrzyma�. Mimo
wszystko lepiej wiedzie�, �e to tylko jacy� wariaci albo zbocze�cy,
ni� zacz�� wierzy� w wampiry.
- Ja chyba ju� w nie wierz� - powiedzia�a powoli Blanche. -
Uwa�am, �e to w�a�nie wampiry.
- Przecie� s�ysza�a�, jak wygl�daj�.
- A dlaczego wampiry nie mia�yby tak w�a�nie wygl�da�? Czy mo�esz
mi powiedzie�, jak wygl�da wampir? Dlaczego nie w�a�nie tak, jak
"le�ny cz�owiek"? Je�eli w historiach o wampirach jest cho� odrobina
prawdy, to chroni� si� upodabniaj�c si� maksymalnie do ludzi. I �yj�
bardzo d�ugo. Wyobra�cie sobie wampira, kt�ry ma, powiedzmy,
dwie�cie lat i �yje gdzie� w g�rach. Jak, wed�ug was, mia�by si�
zachowywa� i wygl�da�? Jak "cz�owiek z g�r", rzecz jasna. Czy wampir
musi wygl�da� jak Bela Lugosi? Czy wampir z Appalach�w nosi�by str�j
wieczorowy?
M�czy�ni zastanowili si� nad tym, a po chwili Polder powiedzia�:
- Chyba masz racj�. Ci ludzie, kiedy opowiadali o swoich snach,
przeczuwali, �e maj� do czynienia z czym� znacznie bardziej
potwornym, ni� zwyk�y, ��dny krwi szaleniec, z czym�, czego nie byli
w stanie wyrazi�. Tyle tylko, �e to by� tylko sen.
- Gdyby zaatakowali ich jacy� wariaci, z ca�� pewno�ci� by to
pami�tali - wtr�ci�a Blanche.
- W porz�dku wi�c; przyjmijmy, �e to wampiry - odezwa� si� Hodge.
- Co zrobimy?
- Zawiadomimy policj� - powiedzia� Polder i zaraz doda�: - Po czym
od razu zamkn� nas w szpitalu dla umys�owo chorych.
- Ot� to - skin�a g�ow� Blanche. - A dlaczego nie mieliby�my
spr�bowa� sami ich wy�ledzi� i z�apa� na gor�cym uczynku?
- W�a�nie, czemu by nie? - podj�� Hodge. - Jest to
najprawdopodobniej dosy� niebezpieczne, nie mamy najmniejszego
poj�cia, jak si� za to zabra�, a wreszcie na pewno oka�e si�, �e to
po prostu jacy� psychopatyczni mordercy. Jasne, dlaczego by nie.
Rozpocz�li prac� od naniesienia na map� dat i miejsc przypadk�w
ujawnionych przez Blanche i wsp�pracuj�cych z ni� lekarzy, po czym
Polder uda� si� do tych miejsc i przeprowadzi� kilkadziesi�t
dodatkowych rozm�w, w wyniku kt�rych odkry� jeszcze kilka os�b,
kt�re nigdy nie zg�osi�y si� do lekarza, a kt�re cierpia�y jaki�
czas temu na interesuj�ce tr�jk� badaczy dolegliwo�ci.
W sumie mieli do czynienia z siedemdziesi�cioma o�mioma
przypadkami znacznego ubytku krwi, kt�re wydarzy�y si� w ci�gu
trzynastu miesi�cy. Uznaj�c w�a�nie miesi�ce za podstawowe kryterium
kwalifikacyjne, po��czyli liniami te punkty na mapie, kt�re
oznacza�y zachorowania w danym miesi�cu; otrzymali obraz
przypominaj�cy bardzo topograficzny rysunek symetrycznej, wysokiej
g�ry.
- Niemal dok�adnie koncentryczne okr�gi - zauwa�y� Hodge. -
Najmniejszy pochodzi z ubieg�ego maja. To najwcze�niejszy.
- Mo�e to oznacza�, �e zacz�li w pobli�u swojej kryj�wki,
stopniowo coraz bardziej si� od niej oddalaj�c - powiedzia�a
Blanche.
- To nie ma �adnego sensu - wzruszy� ramionami Hodge. - S�dzi�em,
�e te istoty �yj� praktycznie wiecznie. Dlaczego mia�yby zacz��
napada� na ludzi akurat trzyna�cie miesi�cy temu? Co robi�y do tej
pory?
- Mo�e w�a�nie wtedy si� tutaj zjawi�y. Przypuszczam, �e mog�
przenosi� si� z miejsca na miejsce tak samo, jak ludzie.
- Mo�e. Gdzie znajduje si� ta "kryj�wka"?
- Stary Zajazd na skrzy�owaniu trzech g�rskich dr�g. Kiedy�
urz�dowa� tam kowal i by� prawdziwy, �wietnie prosperuj�cy sklep,
ale teraz to ju� tylko na wp� zrujnowane, opuszczone budynki. Jak��
mil� stamt�d znajduj� si� trzy lub cztery r�wnie� nie zamieszkane
domy, z kt�rych w ca�o�ci stoi ju� tylko jeden, brakuje mu jedynie
dachu.
- Sceneria w sam raz - mrukn�a Blanche. - I co teraz?
- Jak to, co? Musimy je odnale�� i?
- W�a�nie. Co zrobimy, kiedy ju� je odnajdziemy?
Przez chwil� patrzyli na siebie w milczeniu. Cisz� przerwa�a
Blanche.
- To chyba oczywiste. Je�eli oka�� si� tym, o czym my�limy, to
potraktujemy je drewnianym ko�kiem.
- A je�eli nie?
- C�, wtedy b�dzie k�opot. Nie s�dz�, �eby�my dali sobie rad� z
trzema maniakalnymi mordercami.
- Je�eli uda nam si� zobaczy� ich za dnia, b�dziemy wiedzieli, �e
to tylko szale�cy i po prostu zawiadomimy szeryfa - powiedzia�
Hodge. - A teraz musimy zastanowi� si�, co i w jaki spos�b musimy
zrobi�.
Dyskutowali nad tym do p�nej nocy, nie mog�c doj�� do
porozumienia, za� nast�pnego wieczoru u Blanche zjawi� si� Clifford
M.; by�a zafascynowana tym, co mia� jej do powiedzenia. Zaraz
zawiadomi�a swoich dw�ch przyjaci� i jeszcze przed �witem ustalili,
co trzeba zrobi�.
Clifford M. zachowywa� si� niezwykle uprzejmie, przekonywaj�co i
zdecydowanie zarazem. Stara� si� wywrze� na swoich rozm�wcach
wra�enie, �e jest zamo�nym cz�owiekiem o wysokiej inteligencji i
wykszta�ceniu, �ywi�cym mo�e nieco ekscentryczne przekonanie o tym,
�e wampiry naprawd� istniej� i przeznaczaj�cym sw�j czas i pieni�dze
na �owy na nie. Poniewa� oni r�wnie� zaczynali ju� by� o tym
przekonani, powitali z rado�ci� ofert� wsp�pracy. Clifford M.
przedstawi� im ze szczeg�ami zasady funkcjonowania swego biura
wycink�w prasowych i kryteria, na podstawie kt�rych klasyfikowa�
zebrane w ten spos�b informacje oraz opowiedzia�, w jaki spos�b
metoda ta zaprowadzi�a go do Blanche. Wyrazi� nadziej�, �e pozwol�
mu przy��czy� si� do poszukiwa�. Odkrycie i zlikwidowanie tych
nieludzkich stworze� uwolni ludzko�� od ohydnej zmory, a opr�cz tego
potwierdzi jego przeczucia i poka�e ca�emu �wiatu, �e nie by�y to
jedynie majaczenia i kaprysy cz�owieka, kt�ry nie wiedzia�, co robi�
z czasem i pieni�dzmi.
Powiedzia�, �e on sam prowadzi raczej nocny tryb �ycia, �e zajmuje
si� wampiryzmem ju� od wielu lat i �e dysponuje znakomitym
teleskopem, tote� mo�e si� podj�� prowadzenia nocnych obserwacji
terenu, kt�ry w tak znakomity spos�b uda�o im si� ustali�, za� dwaj
pozostali m�czy�ni, b�d�cy zapalonymi my�liwymi i przebywaj�cy z
racji tego cz�sto poza domem, mog� uzbroi� si� i przeczesywa�
okolice za dnia. Wszyscy zgodzili si�, �e jest to bardzo rozs�dna
propozycja.
Od tej chwili w relacji tej obok w pe�ni udokumentowanych fakt�w
zaczynaj� pojawia� si� r�wnie� takie, kt�rych autentyczno�� nie
zawsze jest pewna. Wszystkie one jednak opieraj� si� na ca�kowicie
wiarygodnych przes�ankach, za� je�eli nawet nie w pe�ni odpowiadaj�
rzeczywistym wydarze