4287
Szczegóły |
Tytuł |
4287 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4287 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4287 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4287 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
_____________________________________________________________________________
Margit Sandemo
SAGA O LUDZIACH LODU
Tom IX
Samotny _____________________________________________________________________________
ROZDZIA� I
Dziwnie plot�y si� losy Ludzi Lodu, tkane z wielu
przer�nych nici.
Jedna z takich nitek bra�a sw�j pocz�tek a� w po�u-
dniowej Francji, w Bearn, u st�p Pirenej�w, daleko od parafii Grastensholm.
W ogromnej katedrze rozdzwoni�y si� dzwony, zale-
waj�c miasto powodzi� d�wi�k�w. Z dziedzi�ca ko�cio�a wyruszy�a kareta, kieruj�c si� w stron� zamku, kt�ry w z�ocistym blasku s�o�ca wznosi� si� nad miastem.
W powozie siedzia�y obok siebie dwie kobiety, matka
i jej pi�cnastoletnia ccirka. Ludzie stoj�cy wzd�u� drogi
k�aniali si� damom uni�enie.
- Anette - powiedzia�a matka, nie odwracaj�c g�owy.
Nie ogl�daj si� na t� ho�ot�. Przypcimnij sobie, co si�
sta�o, kiedy ostatnio pomacha�a� tym ludziom.
Dobrze, matko.
Anette nadal czu�a pal�cy policzek, kt�ry wymierzy�a jej w�wezas matka, mimo �e od kary min�o ju� kilka dni.
- Pami�taj, to nasi poddani cedzi�a matka przez z�by.
- Ca�e miasto istnieje po to, by nam s�u�y�. Nigdy nie
wolno ci o tym zapomina�. Widzia�am, �e przed chwil� si� do nich u�miecha�a�, i to na domiar z�ego do jakiego� ch�opaka! Czy� nie uczy�am ci�...
- Tak, matko.
Je�li c�rka mia�a nadziej�, �e potakiwaniem uniknie kolejnej d�ugiej lekcji, pomyli�a si�. Matka m�wi�a dalej zgrzytliwym, nieprzyjemnym g�osem:
Wkr�tce doro�niesz i trzeba b�dzie wyda� ci� za m��. Nic innego nie wchodzi w rachub�, tylko to le�y w dobrym tonie. Nie wiesz, co my, kobiety, musimy znosi�
w ma��e�stwie. Opowiada�am ci, ile musia�am wycierpie�,
dop�ki �y� m�j �wi�tej pami�ci m��. Jeste�my skazane na ich zwierz�ce ��dze a� do czasu urodzenia dzieci. Ale nie d�u�ej, pami�taj o tym! Nie masz �adnego obowi�zku wyprawia� im wyuzdanych uczt swoim kosztem! Istniej� doskona�e sposoby, �eby si� od tego wykr�ci�. Mo�esz wymawia� si� migren� albo innymi dolegliwo�ciami.
I m�dl si� do Naj�wi�tszej Panienki, by tw�j ma��onek
straci� ohydn� m�sk� si��, kiedy spe�ni ju� sw�j obowi�zek i da ci dzieci, kt�re b�dziesz chcia�a mie�!
- Ale�, matko! - Dziewczyna by�a wstrz��ni�ta.
- Poczekaj tylko, jeszeze sama zobaczysz, �e tego
zapragniesz! Inaczej czeka ci� koszmar, bo m�ezy�ni s�
jak wieprze, jak capy. Je�li w domu nie dostan� tego, czego chc�, szukaj� pociechy u wszetecznic. Ty za� masz obowi�zek ukrywa� wyuzdanie m�a, a to wyczerpuje
si�y.
- Ale przecie� ojciec by� taki dobry.
Matka u�miechn�a si� z wy�szo�ci�, cierpi�tniczo: - O nie znasz m�ezyzn! Oni potrafi� zdoby� si� na
najbardziej wyszukane bezece�stwa. Dbaj o to, by� nie pozosta�a sam na sam z m�odym m�czyzn�, dop�ki nie wyjdziesz za m��, Anette! Nie daj si� zwie�� pi�knym s��wkom! B�agaj Madonn�, by da�a ci si�y na sprzeciw.
Inaczej od razu poczujesz na sobie ich drapie�ne d�onie. A m�ezy�ni potrafi� zaklina� i kusi�. Pami�taj, �e B�g
patrzy na ciebie. I nasza Pani, �wi�ta Maria, widzi nas, nie zapominaj o tym! B�d� zimna i m�dl si�, m�dl! Nie dawaj
si� ponie�� nieprzyzwoitym, bezwstydnym uczuciom! Nigdy! Zawsze staraj si� podoba� Bogu! Tylko nierz�d
nice i inne upad�e kobiety upajaj� si� blisko�ci� m�czyzn. A ty chyba nie chcesz sta� si� tak� kobiet�?
Anette zwiesi�a g�ow�.
- Nie, mamo. B�d� o tym pami�ta�.
Mia�a nadziej�, �e na dzisiaj lekeja si� sko�czy�a.
W takich chwilach jak ta przebiega� jej po plecach dreszez
obrzydzenia. Rcibi�o jej si� s�abo, odczuwa�a md�o�ci. Lekeja w istocie dobieg�a ko�ca. Spojrzenie matki
pad�o na drobn� kobiecin�, kt�ra przycupn�a pod bram� zamku z koszem pe�nym warzyw. Dostojna dama poleci�a zatrzyma� pow�z, wychyli�a si� przez okno, schwyci�a bat, przymocowany z boku karety, i �wiszez�cym uderzeniem odp�dzi�a kobiet�.
Zadowolona, usadowi�a si� wygodnie.
- Teraz kiedy tw�j kuzyn Jacob de la Gardie chce zabra� ci� na p� roku do swej nowej ojczyzny, pragn�abym, �eby� dobrze zapami�ta�a moje s�owa. Jacob jest przecie� marsza�kiem koronnym, b�dziesz si� wi�c obraca� w najlepszym towarzystwie. W innym wypadku nie pozwoli�abym ci jecha� do tego poga�skiegn kraju. Ale wuj zadba ju� o to, by nie przydarzy�o ci si� nic nieprzyzwoitego. A poza tym uwa�am, �e dobrze ci� wychowa�am, nie grozi ci zatem �adne niebezpiecze�stwo.
- Oczywi�cie, matko - zapewni�a j� Anette. - Po tym,
co us�ysza�am o m�czyznach, �adnemu nie pozwol� si� do siebie zbli�y�.
- To dobrze - skin�a g�ow� uspokojona matka.
- Chc�, �eby� na jaki� czas st�d znikn�a, bowiem �owcy
posag�w wyw�szyli ju�, �e dziedziczka pi�knego zamku Loupiac osi�gn�a wiek odpowiedni do ma��e�stwa. A my przecie� nie chcemy mie� do czynienia z �owcami posag�w, czy� nie tak, Anette?
Tak, matko.
Los jednak prowadzi w�asnymi drogami, nie pytaj�c ludzi o zgod�. Nie up�yn�y jeszeze dwa miesi�ce od wyjazdu Anette, kiedy nadesz�a wiadomo�� o �mierci jej matki. Dziewezyna zosta�a wi�c w owym poga�skim
kraju pod opiek� najbli�szego krewnego. Ci�gle jeszcze by�a zbyt m�oda, by radzi� scibie samodzielnie.
Ale surowe s�owa matki trafi�y na podatny grunt. Anette doskonale wiedzia�a, jak powinna zachowywa� si� prawdziwa dama.
W Lipowej Alei Aremu Lindowi z Ludzi Lodu lata up�ywa�y coraz szybciej. Wci�� jednak uwa�a�, �e pozosta�o mu jeszcze co� do zrobienia.
Mikael, syn Tarjeia, zn�w znikn�� w tajemniczej mgle,
z kt�rej wynurzy� si� tylko raz podczas spotkania z Tanc-
redem nad brzegiem �aby.
Are stara� si� odnale�� zaginionego wnuka wszelkimi dost�pnymi sposobami. Nie by�o ich tak wiele, gdy� na przeszkodzie sta� stan wojny pomi�dzy Dani�-Norwegi� a Szwecj�.
Ale pewnego dnia w 1658 roku us�ysza� o magnacie
mieszkaj�cym niedaleko Christianii, kt�rego siostra po�lubi�a Szweda i, jak m�wiono, mieszka�a w Sztokholmie.
Are natychmiast wybra� si� do owego cz�owieka.
Najstarszy z rodu Ludzi Lodu mia� teraz siedemdziesi�t dwa lata i wygl�da� jak prawdziwy patriarcha - z siw� brod�, wyprostowany i dumny.
W�a�ciciel ziemski �yczliwie przyj�� budz�cego szacunek starca, ale chwilowo nie by� w stanie mu pom�c. Od dawna nie mia� wie�ci od swej siostry; ruch pocztowy pomi�dzy Szwecj� a Dani� usta� z powodu tocz�cej si� wojny.
- Powiedzcie mi jednak, co chcecie wiedzie� - rzek�
uprzejmie. - Moja siostra wiele opowiada�a mi o swoim �yciu w Sztokholmie, a i ja sam cz�sto tam przedtem bywa�em.
Bez wi�kszych nadziei Are podzieli� si� z nim informac-
jami, jakie mia� na temat Mikaela. Pilnowa� listu od
Tanereda, jakby by� ze szczerego z�ota, i teraz odczyta� na g�os cztery punkty dotycz�ce syna Tarjeia, kt�rych mogli si� trzyma�.
- No c�, pierwszy punkt nie powie nam wiele
stwierdzi� Are. Tyle �e ch�opak mia� stopie� korneta w 1654 roku w drodze z Bremy do Ingermanlandii. Ale
ju� punkt drugi wnosi nieco wi�cej. Pojecha� wraz ze sw� przyrridni� siostr� Mark� Christian� do Szwecji, kiedy ona wysz�a za m�� za syna ich nieznanego opiekuna. Wiemy,
�e opiekunem by� szwagier Johana Banera, nic wi�cej. Mikael mieszka� razem z ni� nawet po jej �lubie.
Magnat uni�s� g�ow�.
- Marka Christiana? To do�� niespotykane imi� i musia�em je ju� s�ysze�. Niestety, nie pami�tam, w jakich okoliczno�ciach! W ka�dym razie musi to by� jaka� znana posta�.
Are pokiwa� g�ow�.
- Ja te� tak my�l�, punkt trzeci m�wi bowiem: M��
Marki Chrirtiany jest bardzo znacz�c� osob�, zar�wno w wojsku, jak i na kr�lewskim dworze. A punkt czwarty: Na imi� mu Gabriel. I dalej Tancred pisze, �e w rodzie owego Gabriela wszyscy pierworodni synowie nosz� to imi� z powodu
jego praprababki, kt�ra straci�a dwana�cioro nowo narodzonych dzieci, do czasu a� przy�ni� si� jej anio�, kt�ry powiedzia�, �e na�t�pne dziecko ma ochrzci� imieniem Gabriel. I to w�a�nie dzieci� prze�y�o.
Na te s�owa w�a�ciciel ziemski si� rozja�ni�.
- Ta historia o imieniu Gabriel jest mi znana! Opowiedzia�a mi j� moja siostra. Zwi�zana jest z rodem Oxenstiern�w. Zobaczmy... To na pewno nie jest linia Axela Oxenstierny. Bo widzicie, jest kilka ga��zi tego rodu... Ju� wiem! Chodzi o hrabiowski r�d Oxenstiern�w z kors-
holm i Waza.
Are uzna�, �e w ciemno�ciach pojawi�o si� nagle male�kie �wiate�ko. Teraz mia� ju� jaki� konkretny �lad.
Oby tylko ta wieczna wojna si� sko�czy�a, zanim
b�dzie za p�no. Gna� go niepok�j, a pozostawa� bezsilny. Tak wiele chcia� powiedzie� swemu wnukowi!
Mikaelowi Lindowi z Ludzi Lodu wiod�o si� w�a�ciwie
nie najgorzej.
Po rodzinnych zawirowaniach w okresie dzieci�stwa
nareszcie m�g� zazna� nieco spokoju.
Jak dotychczas w ca�ym jego �yciu sta�ym oparciem
by�a jedynie Marka Christiana.
�eby lepiej poj��, jak bardzo zagubiony by� Mikael, poszukuj�cy w�asnych korzeni, nale�a�o sporz�dzi� list� takich oto fakt�w:
1. Jego rodzice zmarli w tym samym roku, w kt�rym
on si� urodzi�.
2. Zaj�a si� nim ciotka jego matki Juliana, i wychowywa� si� razem z jej c�rk�, Mark� Christian� - cioteczn� siostr� jego matki.
3. Ma��onek Juliany zmar�, a ona ponownie wysz�a za
m�� za Johana Banera.
4. Juliana zmar�a. Johan Baner, kt�ry mia� tr�jk� dzieci
z pierwszego ma��e�stwa, o�eni� si� ponownie z wysoko
urodzon� dam� z Niemiec.
5. Johan Baner zmar�, ale na �o�u �mierci zleci� opiek�
nad dzie�mi, kt�re mia� z Julian�, a tak�e i nad Mikaelem swojej siostrze Annie Baner, �onie szwedzkiego admira�a Gabriela Clxenstierny z Korsholm i Waza.
6. W roku 1645 Marka Christiana po�lubi�a syna swego opiekuna, kt�ry by� �wietn� parti�: Gabriela, hrabiego Korsholm i Waza, wolnego pana na Morby i Lindholmen
pana na Rosersberg, Edsberg i Korporie. By� to cz�owiek kt�ry zrobi� b�yskawiczn� karier�. W 1644 roku, w wieku dwudziestu pi�ciu lat, zosta� asesorem w Lappvesi w Finlandii. W nast�pnym roku by� ju� pu�kownikiem w regimencie upplandzkim, a nast�pnie jeszeze w tym samym
roku zosta� mianowany marsza�kiem dworu i dalej wspi-
na� si� po stopniach kariery.
Zaj�� si� Mikaelem najlepiej jak m�g�. Stara� si� zapewni� ch�opcu karier� wojskow�, nie wiedz�c, �e taki zaw�d absolutnie nie le�y w naturze Ludzi Lodu. Jedynie Trond pragn�� osi�gn�� chwa�� na polu bitwy, z zapami�taniem unicestwiaj�c wrog�w, ale on by� jednym z dotkni�tych. Na Mikaelu nie ci��y�o przekle�stwo, odziedziczy� raczej delikatno��, tak�e charakterystyczn� dla rodu. Marka Christiana rozumia�a go i stara�a si� powstrzyma� m�a, kiedy ten snu� fantazje o wysokich stopniach oficerskich dla swego podopiecznego.
Mikael by� zdolnym, ale cichym, nie�mia�ym ch�op-
cem, zatopionym w marzeniach, o kt�rych nikomu nie wspomina�. Nikt nie wiedzia� o dr�cz�cym go niepokoju, kt�ry nie pozwala� mu odczuwa� wsp�lnoty z innymi. Marka Christiana nie rozumia�a, jak mocne pi�tno odcisn�o na nim dzieci�stwo sp�dzone w oderwaniu od rodzinnych korzeni. Ona sama by�a �yw�, otwart� os�bk� i ani ci�g�e przeprowadzki, ani zmiany opiekun�w wcale
jej nie zaszkodzi�y.
Poniewa� jej m�� by� marsza�kiem dworu, cz�sto przebywali w niewielkim mieszkaniu na sztokholmskim zamku, gdzie Mikael wa��sa� si� po pustych komnatach. M�g� to robi� bez obawy, gdy� kr�lowa Krystyna bawi�a tam rzadko, ci�gle przebywaj�c w podr�y.
Jednak�e kiedy kr�lowa by�a na zamku, znajdowa� si� tam r�wnie� jej kuzyn, ksi��� Karol Gustaw. By� on wskazanym przez ni� nast�pc� tronu, co nie wszystkich radowa�o. Nie chciano bowiem jakiego� hrabiego Pfalzu na kr�lewskim tronie Szwecji.
�ycie Mikaela p�yn�o spokojnie, jakby na wp� we �nie, a� do siedemnastego roku �ycia. W�wezas nast�pi�y wydarzenia, kt�re odmieni�y jego losy.
Wraz z wielkimi marsza�kami, Pontusem i Jacobem de
la Gardie, �ci�gn�a do Szwecji spora liczba ich francuskich krewniak�w. Niekt�rzy przyjechali z wizyt� i po prostu ju� zostali, inni przebywali tymczasowo. By�a w�r�d nich ma�a mademoiselle Anette de Saint-Colombe,
kt�ra po �micrci Jacoba de la Gardie w 1652 roku zosta�a ca�kiem sama na dworze. Jej rodzice ju� nie �yli, a obecny opiekun, daleki krewny z po�udniowej Francji, nalega�, by wr�ci�a do domu. Zamierza� po�lubi� m�od� dziewczyn�,
a tym samym zagarn�� Loupiac i ca�y jej wielki spadek,
a by� mo�c tak�e sp�odzi� dziedzic�w, kt�rych do tej pory
nie mia�. Anette jednak tego nie chcia�a i wylewa�a potoki �ez w obj�ciach Marki Christiany. By�y ze sob� bardzo zaprzyja�nione obydwie cudzoziemki na surowym
szwedzkim dworze.
- Co my zrobimy, Gabrielu? - m�wi�a Marka Chris-
tiana do m�a. Opickun Anette to, zdaje si�, obrzydliwy stary pijaczyna z twarz� naznaczon� francusk� chorob�. Nie mo�emy chyba skaza� Anette na taki los?
B�dziemy do tego zmuszeni sucho odpar� hrabia
Oxenstierna. Opiekun ma prawo po swojej stronie. Mo�e decydowa� o losie dzicwczyny, dop�ki ona nie wyjdzie za m��. Dopiero wtedy jego w�adza nad ni� ca�kowicie wygasa.
Wobec tego wydajmy j� za m�� - o�ywi�a si� Marka Christiana. Nic musimy m�wi� �e otrzymali�my jego list, w kt�rym ��da jej powrotu do Francji.
Gabriel Oxenstierna pokiwa� g�ow�, s�ysz�c nieprze-
my�lan� propozycj� �ony.
A za kogo masz zamiar j� wyda�?
- No... tego nie wiem.
Umilk�a, robi�c w my�lach przegl�d wszystkich kawaler�w na dworze. Chodzi�a tam i z powrotem po niewielkim saloniku, wczuwaj�c si� w rol� mi�osiernego anio�a, jak� przysz�o jej odegra�.
Ale hrabia, podniesiony do rangi wielkiego �owczego,
r�wnie� si� zastanawia�.
A dlaczego by nie Mikael? - zapyta� w ko�cu. Dziewezyna stanowi dobr� parti� i jest na sw�j spos�b
�adna.
- Ale on jest przecie� za m�ody! - zaprotestowa�a
poruszona Marka Christiana. - W przysz�ym tygodniu sko�czy siedemna�cie lat. Nie, to niemo�liwe!
- Dlaczego nie? Mikael to rozs�dny, godny zaufania
m�ody cz�owiek, a wiesz przecie�, �e jego pozycja nie jest do ko�ca wyja�niona. Nie jest w pe�ni szlachcicem ani te� zupe�nym nieszlachcicem. Mo�e dosta� domek my�liwski
na Morby; i tak przez wi�ksz� cz�� roku stoi pusty. A ja nie zrezygnuj� ze zrobienia z niego �o�nierza. Mog� go wcisn�� wsz�dzie, jest taki wysoki i przystojny.
"Domek my�liwski" w rzeczywisto�ci by� bardzo
wygodnym, obszernym domem, urz�dzonym z du�ym smakiem i przyozdobionym cennymi dzie�ami sztuki.
Ale Marka Christiana nie s�ucha�a ju� s��w m�a,
poch�oni�ta rozmy�laniem nad jego propozycj�. Ma��e�stwo Mikaela z Anette de Saint-Colombe mia�o dla ch�opca niew�tpliwe plusy. Anette by�a co prawda �arliw�, nawet fanatyczn� katoliczk� i sprawia�a wra�enie cokolwiek zbyt cnotliwej, ale z tym mo�na sobie jako� poradzi�. Mikael tu, w Szwecji, nie m�g� liczy� na ma��e�stwo ze szlachciank�, a kupieckie c�rki z regu�y wychowywano na okropne nudziary. M�oda Francuzecz-
ka w potrzebie to zupe�nie co innego...
- Ale ona jest starsza od Mikaela, prawda? - zapyta�a.
- Chyba niewiele. Mo�e rok?
Marka Christiana zaczyna�a si� poddawa�.
- Jej opiekun wpadnie we w�ciek�o�� - powiedzia�a
ostro�nie. - Nie mo�emy nara�a� ch�opca.
- Nie, i tu w�a�nie pomocna nam b�dzie jego kariera
wojskowa, nie rozumiesz? Pobior� si� w po�piechu, po czym niezw�ocznie wy�lemy go do kt�rej� ze szwedzkich
posiad�o�ci. Stale potrzeba tam m�odych, silnych �o�nierzy, a zw�aszeza oficer�w. Zatroszcz� si� o jego karier�.
Ale dziewczyna musi chyba uzyska� zgod� swego
opiekuna na �lub?
- Droga Marko, w�a�nie to usi�uj� ci przez ca�y czas
wyt�umaczy�! Mikael b�dzie musia� wyjecha� na pole
chwa�y i nie ma czasu, by pyta� o zgod�. Wiesz chyba, �e konieczno�� nie pyta o pozwolenie.
- To tr�ci nieco handlem ko�mi, Gabrielu, ale s�dz�, �e
znale�li�my jedyne mo�liwe rozwi�zanie dla Anette.
Mimo wszystko jednak najpierw powinni�my zapyta� Mikaela.
- Oczywi�cie. I dziewczyn�.
Mikael przechadza� si� po zamkowych komnataeh.
Kiedy kr�lowa Krystyna przebywa�a u siebie, by� jej paziem, cho� w�a�ciwie studiowa� na uniwersytecie
w Uppsali. Teraz, latem, uczelnia by�a zamkni�ta, nie mia�
si� wi�c czym zaj��. Czas up�ywa� mu niezno�nie powoli. Pomimo �e z natury by� marzycielem, w g��bi ducha
odczuwa� w�a�ciw� m�odo�ci ochot�, by co� robi�, wykorzystywa� jako� cia�o i umys�.
Zatrzyma� si� przy oknie i wyjrza� na Strommen, na kt�rym kr�ci�y si� ��dki rybak�w zarzucaj�cych sieci.
Jego twarz odzwierciedla�a smutek my�li; nie wiedzia� dlaczego pochwyci� go nagle tak gwa�towny �al. Mikael Lind z Ludzi Lodu poczu� si� zab��kany, samotny na �wiecie. Taki nastr�j nie towarzyszy� mu zawsze, dobrze mu przecie� by�o u Marki Christiany i jej m�a. Ale kiedy zostawa� sam, ci�kie chmury zaczyna�y gromadzi� si� nad jego g�ow�.
Gdzie w�a�ciwie jest moje miejsce? zadawa� sobie pytanie. Marka Christiana jest moj� jedyn� krewn�, cioteczn� siostr� mojej matki. W przeciwie�stwie do mnie to arystokratka. Moja matka r�wnie� by�a wielce szlachetnego rodu. S�ysza�em, �e zmar�a przy moim narodzeniu.
Ale m�j ojciec nic by� szlachcicem. M�wi�, �e natura obdarzy�a go nieprzeci�tn� inteligenej�. Je�li odzieclziczy�em cho� u�amek jego umys�owo�ci, powinienem dzi�ko-
wa� Bogu.
W tej kwestii Mikael by� zbyt skromny. Jego umys�owi
nic nie mo�na by�o zarzuci�, cho� oczywi�cie nie m�g� si� r�wna� z Tarjeiem.
Lind z Ludzi Lodu...? Dziwne nazwisko. By� chyba
jedyn� osob� na �wiecie, kt�ra je nosi, i dlatego czu� si� jak drzewo bez korzeni. Jednak z jakiego� niejasnego powo-
du nazwisko podoba�o mu si� i dumny by� z niego. Tkwi�o w nim jakie� dawne, bardzo mgliste wspomnienie ros�ego, dostojnego m�czyzny, kt�ry odwiedzi� go
w dzieci�stwie. To ojciec jego ojca, dziad Are z Ludzi
Lodu. By� mo�e nie by�o to wcale wspomnienie, tylko historia, kt�r� opowiada�a mu Marka Christiana, nie pami�ta�. Ten w�a�nie m�czyzna, jego dziad, stwierdzi�, �e z tego nazwiska mo�na by� dumnym. Opowiada� wiele niezwyk�ych rzeczy o Ludziach Lodu, ale Mikael nie pami�ta� ani s�owa. Jednak�e musia� zapali� w nim jaki� ognik, bowiem raz za razem ch�opiec wraca� do owego mglistego wspomnienia i dr�czy� sw�j m�zg, staraj�c sobie przypomnie� s�owa dziada.
Dziad na pewno ju� nie �yje. Mikael zosta� ca�kiem
sam.
Ci�kie to by�o uczucie, podobne bezkresnej prze-
strzeni wype�nionej smutkiem.
W korytarzu pojawi� si� id�cy szybkim krokiem jego
opiekun, niemal przybrany ojciec, Gabriel Oxenstierna.
- Tu jeste�, Mikaelu. Chc� z tob� pom�wi�.
Mikael skin�� g�ow�.
- Dobrze, czy przejdziemy...
- Nie, tu jest doskonale. Mikaelu, znasz Anette de
Saint-Colombe, prawda?
Mikaelowi stan�a przed oczami blada twarzyczka, okolona g�adko zaczesanymi, czarnymi w�osami, ciemne oczy ukryte pod ci�kimi powiekami... i wspomnienie ci�g�ych znak�w krzy�a. Zawsze zl�kniona, kojarzy�a mu si� wy��cznie z konwencjonaln� nud�.
- Tak?
Gabriel Oxenstierna zdecydowa� si� zagra� na rycers-
ko�ci Mikaela.
- Znalaz�a si� w bardzo trudnej sytuacji. Jej rodzice nie
�yj�, a Jacob de la Gardie, kt�ry zajmowa� si� ni� tu,
w Szwecji, tak�e niedawno zmar�. Ma we Franeji opieku-
na, wstr�tnego starego rozpustnika. Ten cz�owiek grozi teraz, �e o�eni si� z dziewezyn�. Jasne jest, �e ma chrapk� na jej pieni�dze, a poza tym pragnie dziedzic�w.
- To nie wygl�da najciekawiej.
- No w�a�nie... - Hrabia zawaha� si� przez moment.
- A co ty my�lisz o Anette?
- O Anette? Hm... - Mikael wzruszy� ramionami.
- Niewiele o niej my�la�em. Jest troch� bezbarwna.
Pruderyjna. Ale na pewno mi�a.
Nie zabrzmia�o to szezeg�lnie zach�caj�co, uzna� hra-
bia, ale postanowi� chwyci� byka za rogi.
- Mikaelu, wiesz chyba, �e... �e nie b�dzie �atwo
znale�� odpowiedni� �on� dla ciebie. Czy m�g�by� wyobrazi� sobie w tej roli Anette?
Zaskoczony Mikael uni�s� swe �ukowato wygi�te
brwi.
- Mia�bym si� �eni�? Czy przynajmniej pi�� lat nie za
weze�nie, by o tym my�le�?
- Wbrew woli jej opiekuna - kontynuowa� Gabriel Oxenstierna, �widruj�c ch�opca wzrokiem.
W oczach Mikaela zap�on�a weso�o��.
- A wi�c wyzwanie? Ale chyba nie pytacie powa�nie?
- u�miechn�� si�.
- Jak najpowa�niej. Marka Christiana i ja om�wili�my t� spraw� dok�adnie. Jak wiesz, Anette cieszy si� wielk� sympati� mojej �ony. A dziewczyna naprawd� ma wiele zalet.
Mikael by� do g��bi poruszony. Dopiero teraz zrozumia� powag� kryj�c� si� w s�owach opiekuna.
- Ale� ja mam dopiero siedemna�cie lat. I co na to
dziewczyna?
Jeszeze z ni� nie rozmawiali�my.
Hrabia wy�o�y� mu ca�y plan; m�wi� o "konieczno�ci" pospiesznego �lubu z powodu nag�ego wyjazdu Mikaela na front. Zamierzali wys�a� list do opiekuna z formaln� pro�b� o r�k� dziewczyny, a jednocze�nie podkre�li�, �e od�o�enie ma��e�stwa nie wchodzi w rachub�. Je�li odpowied� nie nadejdzie
na czas, m�odzi i tak b�d� musieli si� pobra�. Trudna sytuacja kraju wymaga, by Mikael bezzw�ocznie wy-
ruszy� na wojn�.
Ale przecie� ja nie chc� wyje�d�a� na front, my�la�
zdesperowany Mikael. Wcale nie mam ochoty zosta� �o�nierzem, a jeszcze mniej oficerem. Chc�... No w�a�nie, czego w�a�ciwie chcia�? Nie wiedzia�, i to by� jego wielki problem. By� jedynie pewien, �e chcia�by zrobi� co� ze swoim �yciem, ale do tej pory nie odnalaz� dla siebie w�a�ciwego miejsca. Energicznie i gorliwie rozpocz�� studia na uniwersytecie w Uppsali, poniewa� jego ojciec by� przyrodnikiem, matematykiem i medykiem. Mikael
mia� niejasne wra�enie, �e powinien uczci� pami�� ojca, kontynuuj�c jego prac�, kt�r� brutalnie przerwa�a przedwczesna �mier�. Na razie jednak m�g� studiowa� tylko teologi�, stanowi�c� fundament pozosta�ych ga��zi wiedzy. Nauki przyrodnicze, flozofia i medycyna musia�y mie� odpowiedni� podbudow�. Mi�dzy innymi dlatego
Mikael uwa�a�, �e ca�y czas stoi w miejscu.
Nie mia� domu, nie mia� korzeni, nie mia� w�asnej
to�samo�ci.
Anette de Saint-Colombe?
Nie, nie chcia� si� �eni� i nie m�g� sobie wyobrazi�
w�a�nie jej jakci swojej �ony. Ta cnotliwa, bogobojna mamselle! Pod ka�dym wzgl�dem by�o na to za wcze�nie zdecydowanie za wcze�nie.
Wiedzia� jednak, �e rodzice lub opiekunowie cz�sto aran�owali ma��e�stwa, nawet kiedy narzeczeni byli jeszcze bardzo m�odzi, niekiedy w ich niemowl�ctwie. Nie mo�na by�o te� zaprzeczy�, �e on znajdowa� si� w trudnej sytuacji. Anette de Saint-Colombe to partia, o jakiej
w innych okoliczno�ciach nie m�g�by nawet marzy�.
Bola�o go to jednak. A co z jego marzeniami o mi�o�ci
i porozumieniu dusz?
- Zapytajmy najpierw j� - powiedzia� ostro�nie.
Hrabia odetchn�� z ulg�.
- W ka�dym razie nie m�wisz nie...
Na mi�ej twarzy Mikaela ukaza� si� smutny u�miech.
- Wiecie, �e jestem pos�uszny wam obojgu. Zawsze
chcieli�cie mojego dobra. A w dodatku...
- Tak?
- W dodatku przyjemno�ci� mo�e by� odebranie
staremu rozpustnikowi takiego smacznego k�ska.
- Dobrze pomy�lane, Mikaelu - powiedzia� hrabia
i otoczy� ch�opca ramieniem. - Chod�, poszukamy Anette.
Ma�a Anette de Saint-Colombe dzielnie osuszy�a ju� �zy
i kiedy marsza�ek dworu wraz ze sw� ukochan� �on�
i przybranym synem weszli do jej komnat, szybko
podnios�a si� z kl�czek sprzed obrazu Madonny. Oszo�omiona s�ucha�a ich propozycji.
Mikael Lind z Ludzi Lodu? Czy to mo�liwe, �e on
jeden z najprzystojniejszych kawaler�w na dworze, chcia� o�eni� si� z ni�? Uwolni� od koszmaru? Co prawda ka�dy cz�owiek, kt�ry nosi� spodnie, wydawa� si� jej potworem, ale z dwojga z�ego, je�li ju� koniecznie musia�a podda� si� ich przera�aj�cym potrzebom, wola�a potwora m�odego.
Serce t�uk�o si� jej w piersi i prawie nie �mia�a na niego patrze�, ale mimo wszystko jej spojrzenie, ca�kiem wbrew woli, b�yskawicznie obieg�o sylwetk� ch�opca. Gwa�tow-
nie zadr�a�a na my�l o tym, co mog�o kry� si� pod
pi�knym strojem... Zawstydzona odwr�ci�a wzrok, a p�niej wpatrywa�a si� w oczy Marki Christiany tak intensywnie, �e a� zacz�a mruga�.
Jak wygl�da sytuacja? - zapyta� hrabia. - Czy tw�j
opiekun oficjalnie poprosi� ci� o r�k�?
- Tak. To znaczy... Po prostu stwierdzi�, �e przyjedzie
za kilka tygodni i zabierze mnie do domu jako swoj� narzeczon�. Tu jest ten list.
Ty go jeszcze nie dosta�a� - z naciskiem powie-
dzia�a Marka Christiana. - Nic nie wiemy o jego
planach. Gabriel i ja si�dziemy i napiszemy bardzo wyrafinowany list. Postawimy twego opiekuna przed faktem dokonanym. Za tydzie� ju� b�dziecie ma��e�stwem, a Gabriel wkr�tce wy�le Mikaela na front. Kiedy wi�c tw�j opiekun przyjedzie, nie b�dzie ju� m�g� nic zrobi�. Je�eli w og�le przyjedzie. Na pewno najpierw
dostanie list.
- Czy on nie mo�e uniewa�ni� ma��e�stwa? - dopytywa�a si� Anette, a broda jej si� trz�s�a. - Poniewa� nie otrzyma�am jego b�ogos�awie�stwa?
Gabriel Oxenstierna zagryz� wargi.
- My�l�, �e i z tym jako� sobie poradzimy - orzek�a
Marka Christiana. - Mo�e to niezbyt pi�knie w stosunku do zmar�ego, ale wiem, �e Jacob de la Gardie, kt�rego nale�y traktowa� jako twojego opiekuna w czasie gdy
u niego mieszka�a�, bardzo lubi� Mikaela. Powiemy, �e ju�
dawno wyrazi� zgod� na ma��e�stwo.
- Och, nie! - zaprotestowa� Gabriel Oxenstierna.
- Postrada�a� zmys�y? Tak si� nie robi! Ale czy nie
mo�emy zapyta� wdowy po nim?
- Nie - odpar�a natychmiast Marka Christiana. - Ona jest tak zaj�ta wyczynami swego syna, �e niczego innego nie zauwa�a. A w dodatku Anette nie pozostawa�a z ni�
w najlepszych stosunkach.
Wdow� po marsza�ku koronnym Jacobie de la Gardie
by�a Ebba Brahe, m�odzie�cza mi�o�� Gustawa II Adolfa. Urodzi�a swemu Jacobowi czterna�cioro dzieci, z kt�rych jej oczkiem w g�owie by� Magnus Gabriel de la Gardie, wynios�y, aroganeki szlachcic, ciesz�cy si� wielkimi wzgl�dami kr�lowej Krystyny. Jednak�e jego pr�no��
i sk�onno�� do obra�ania si� by�y trudne do zniesienia;
wiele os�b na dworze odnosi�o si� do niego z niech�ci�. Cho� matka go uwielbia�a, nie by�a na tyle za�lepiona, by nie dostrzega� jego wrog�w, i wszystkie jej my�li koncentrowa�y si� na ukochanym synu.
Na dodatek hrabina Ebba, �wiadoma swej pozycji, na stare lata sta�a si� bardzo wynios�a. Nigdy nie zaakceptowa�aby niskiego pochodzenia Mikaela.
- Ale przecie� nie mo�emy wk�ada� w usta zmar�ego
k�amstwa - powiedzia� Gabriel.
- To tylko w po�owie k�amstwo - niefrasobliwie
odpar�a Marka Christiana.
- Nie, zabraniam ci - zirytowa� si� jej m��. - Marko,
twoja moralno�� jest chwilami...
Oni dyskutuj� o tym poza nami, pomy�la� Mikael.
Ja nie chc�, nie chc�! A czego pragnie dziewczyna? Przed chwil� mia�a min�, jakby si� obawia�a, �e mog� j� po�re�.
Zerkn�� na Anette ukradkiem. Siedzia�a spu�ciwszy oczy, zap�akana, z czerwonym, b�yszcz�cym nosem.
W d�oni trzyma�a przemoczon� �zami chusteczk�. By�a
sztywna i bezbarwna, usta po panie�sku zacisn�a w ciup. Nie, zdecydowanie nie by�a dziewezyn�, kt�r� wybra�by dla siebie.
Ca�e �ycie sp�dzone razem z ni�?
Nie m�g� si� jednak teraz wycofa�. Mikael nigdy nie potrafi� nikcigo zrani�, a dziewezynie na pewno by�oby przykro. Chcia� tak�e by� pos�uszny swoim przybranym rodzicom.
My�li Anette bieg�y podobnym torem. Czego on
chce? Jeszcze nic nie powiedzia�. I nie wydaje si� szczeg�lnie zachwycony. Je�eli jednak wyb�r ma nale�e� do niej, to wcale nie jest trudny. Gwa�townie zadr�a�a na wspomnienie opiekuna we Francji. Brzuch opieraj�cy si� o kolana, liczne podbr�dki, �ysa czaszka schowana pod peruk�, nieprzyjemny oddech. Najgor-
szy jednak by� jego paskudny charakter. Wy�upiaste oczy �ledz�ce wszystkie m�ode dziewcz�ta, dyskretne mi�toszenie sukien, ci�g�e pochrz�kiwanie i bekanie przy obiedzie, przechwa�ki na temat bogactwa i urodzenia.
Podejrzewa�a, �e nie jest ju� taki bogaty. S�ysza�a, �e
roztrwoni� rodzinny maj�tek. A teraz chcia� zaw�adn�� jej pieni�dzmi...
Mikael...? Stara�a si� my�le� jasno, zapomnie� o potworno�ciach, kt�re kry�y si� pod jego ubraniem. Oczywi�cie nie mia� takiego maj�tku jak ona i daleko mu by�o do arystokracji. Cho� jego matka, hrabianka Breuberg, pochodzi�a z wysokiego rodu, ojciec nie by� szlachcicem.
Dla Anette wi�c ma��e�stwo z Mikaelem oznacza�o
krok w d�.
Co powiedzia�aby na to jej droga matka? Ta, dla kt�rej
nieposiadanie tytu�u szlacheckiego stanowi�o niemal grzech �miertelny?
Czu�a jednak ostro�nie kie�kuj�c� nadziej�. Wiedzia�a, �e Mikael jest mi�y. Nieco roztargniony i w�a�ciwie wcale ni� nie zainteresowany. Jak do tej pory. Nigdy nie traktowa�a go jak kogo� niebezpiecznego, widz�c go nie odczuwa�a g��boko wszczepionego poczucia zagro�enia.
A tu nagle on stoi i prosi o jej r�k�!
Anette bardzo si� zmiesza�a. Zwr�ci�a si� do Marki Christiany i g�osem, kt�ry w zamierzeniu mia� by� wynios�y, a w rzeczywisto�ci okaza� si� bardzo schrypni�ty od p�aczu, zapyta�a:
- Ale czy pan Mikael wyznaje w�a�ciw� wiar�?
- Naturalnie - odpar�a hrabina, gdy� uzna�a, �e
"w�a�ciwa wiara" jest poj�ciem bardzo wzgl�dnym. Odpowied� uspokoi�a dziewczyn�, ale zanim zd��y�a
si� zastanowi�, ju� wybuchn�a sw� francusko-szwedzk� pl�tanin� s��w:
- O, mam nadziej�, �e nie robicie tego z dobrego serca,
z lito�ci? Tego bym nie znios�a!
Dwoje starszych, na moment zbitych z tropu, b�agalnie
popatrzy�o na Mikaela, prosz�c o pomoc.
Mikael drgn��, ale szybko si� opami�ta�.
- Nie, nie, oczywi�cie, �e nie. Od dawna ju� by�o to
moim pragnieniem.
Och, k�amstwa, sk�d przybywacie na ka�de zawo�anie?
Teraz wpad� ju� w sid�a. Nieodwracalnie.
Gabriel Oxenstierna powiedzia� w zamy�leniu:
- Ale jak poradzimy sobie z opiekunem? Tego prob-
lemu jeszeze nie rozwi�zali�my.
- No w�a�nie, on na pewno uniewa�ni ma��e�stwo
- przy�wiadczy�a Marka Christiana. - Musimy to staran-
nie przemy�le�.
- Macie w ka�dym razie nasze b�ogos�awie�stwo,
dzieci. Anette, je�li si� zgadzasz, podaj d�o� Mikaelowi. A ty, Mikaelu, we� jej r�k�.
Sp�oszona jak dzikie zwierz�tko, Anette wyci�gn�a
sw� drobn� r�czk� i poda�a j� Mikaelowi. Zadr�a�a, czuj�c niebezpieczne gor�co m�skiej d�oni, ale opanowa�a si�.
- Niech si� dzieje wola boska - szepn�a.
Po niedostrzegalnym momencie wahania Mikael u�cis-
n�� jej d�o�. Pakt zosta� zawarty i przypiecz�towany. Marka Christiana uca�owa�a oboje.
- Niech was B�g b�ogos�awi, dzieci! A teraz... My�lmy!
My�lmy intensywnie! Musimy znale�� jakie� wyj�cie. Nast�pi�o to szybciej, ni� przypuszczali.
Tego samego wieczoru Mikael przemierza� puste
korytarze i komnaty, udaj�c si� po butelk� wina dla Marki Christiany. Kr�lowej i jej kuzyna Karola Gustawa oczekiwano w domu nast�pnego dnia i ca�y dw�r wyruszy� im na spotkanie w okolice Brayiken. S�u�ba zm�czona po dniu gor�czkowych przygotowa� odesz�a ju� do swoich pokoi.
Zamek by� prawie pusty.
Mikael szed� boso. Min�� pust�, pe�n� strach�w sal� rycersk� i dotar� na d� w okolice kuchni. �wieca ju� si� wypali�a, ale on dobrze zna� zamek, a poza tym przez
niewielkie okienka s�czy�a si� ksi�ycowa po�wiata. Nagle przystan��. Dobieg�y go jakie� niewyra�ne g�osy.
Ale sk�d dochodzi�y? Z tego, co wiedzia�, w tej cz�ci
zamku nie powinno by� nikogo.
Sta� na schodach wiod�cych z dziennych komnat do podziemi. Na dole znajdowa�o si� kilka rzadko wykorzystywanych pokoi, przeznaczonych na okazje, gdy w zamku bawi�o wielu go�ci i gdzie� trzeba by�o ich pomie�ci�. Nie by�y to szczeg�lnie pi�kne komnaty, ot, takie, na wszelki wypadek.
Na dole otwarto jakie� drzwi i g�osy sta�y si� wyra�niej-
sze. Mikael bezszelestnie w�lizgn�� si� do hallu i ukry�
w k�cie mi�dzy szaf� a uchylonymi drzwiami. Zrobi� to
odruchowo, sam nie wiedz�c, dlaczego. Nie mia� przecie� nic do ukrycia. Ale mo�e tamci mieli?
I tak w�a�nie by�o! G�osy brzmia�y cicho, tajemniczo
i z�owieszczo.
Po schodach wchodzili na g�r� jacy� m�czy�ni.
Mikael ich nie widzia�, ale s�ysza� wszystko, o czym m�wili. I to, co do niego dotar�o, sprawi�o, �e w�os zje�y� mu si� na g�owie.
By�y to ostateczne ustalenia dotycz�ce spisku przeciw-
ko Karokiwi Gustawowi, kuzynowi kr�lowej. Mikael, skamienia�y z przera�enia, ws�uchiwa� si� w ka�de zdanie
a� do b�lu uszu. Nie potrafi� rozpozna� g�os�w, zorientowa� si� jednak po mowie m�czyzn, �e musz� to by� arystokraci. Uchwyci� tak�e to, co najwa�niejsze: czas i miejsce planowanej napa�ci na ksi�cia.
Spiskowcy przystan�li, wymienili sekretne znaki i roz-
dzielili si�.
Trzej m�czy�ni. Mikael s�ysza� ich oddalaj�ce si� kroki; jeden pospieszy� do wn�trza zamku, dwaj pozostali skierowali si� do g��wnego wyj�cia.
Kto m�g� przebywa� teraz na zamku? Nic na ten temat nie wiedzia�. Przedstawiciele szlachty nale��cy do dworu przybywali i odchodzili, czasami zostawali na dzie� lub dwa, by wkr�tce zn�w odjecha�. By�a tu oczywi�cie
Anette i jej pokoj�wka, ale o tej porze na pewno ju� spa�y. Sam Mikael zosta� na zamku, poniewa� wielki �owczy
prosi�, by dotrzyma� towarzystwa Marce Christianie. Kiedy wok� zapad�a cisza, Mikael pospiesznie wyko-
na�, co mu zlecono, i co si� w nogach pobieg� do swej przybranej matki.
"Przybrana matka"? To nie by�o najtrafniejsze okre�lenie. Marka Christiana mia�a dopiero dwadzie�cia siedem lat i zawsze by�a mu bardziej siostr� ni� matk�. Jej m��
mia� trzydzie�ci dwa lata. Mikael nigdy wi�c nie traktowa� ich jak rodzic�w. Nikt jednak nie zaj��by si� nim lepiej ni� uczyni�a to ta para. Ch�opak nie dopuszcza� do siebie
nawet my�li, by si� im sprzeciwi�, mimo �e teraz d�awi�a
go pal�ca rozpacz na wspomnienie planowanego ma��e�stwa z Anette de Saint-Colombe.
- M�j drogi! - zdziwi�a si� Marka Christiana. - Wy-
gl�dasz na niezmiernie wzburzonego. Co si� sta�o? Mikael z�apa� oddech i, j�kaj�c si�, szeptem opowie-
dzia� jej, co us�ysza�.
Marka Chrisciana zamy�li�a si�.
- Tak, wiedzia�am, �e ksi��� Karol Gustaw ma wielu
wrog�w! Ale �e mog� posun�� si� tak daleko...
Musimy go ostrzec - stwierdzi� Mikael.
Oczywi�cie! Tylko jak? Dzisiaj nadesz�a wiadomo��, �e nie b�dzie towarzyszy� tutaj kr�lowej. Uda� si� do jednego ze swoich zamk�w.
Czy mam tam pojecha�?
Marka Christiana po�o�y�a mu d�o� na ramieniu. Nie, przecie� ty masz wzi�� �lub, czy�by� o tym
zapomnia�?
Nie, pami�ta� o tym ca�y czas. Gotowo�� do spe�nienia
misji by�a pr�b� wymkni�cia si� z potrzasku.
Marka Christiana kontynuowa�a:
S�dz�, �e powinnam porozmawia� z hrabi� Aryidem Wittenbergiem. To twardy cz�owiek, jest zaufanym ksi�cia Karola. I nied�ugo tu b�dzie.
Tak te� si� sta�o. Nast�pnego dnia Marka Christiana
odby�a powa�n� rozmow� z do�wiadczonym dow�dc�. Natychmiast pos�a� on b�yskawiczn� wiadomo�� ksi�ciu Karolowi Gustawowi, kt�ry w ten spos�b mia� mo�-
liwo�� udaremnienia spisku.
A w dwa dni p�niej przyjecha� do Sztokholmu sam Karol Gustaw. Odwiedzi� Mark� Christian� Oxenstierna z domu Lowenstein und Scharffeneck i gor�co dzi�kowa�
zar�wno jej, jak i jej m�odemu krewnemu. Czy m�g� jako� si� im odwdzi�czy�?
Oczy Marki Christiany zap�on�y blaskiem zdecydowa-
nia. Owszem, tak, je�eli by�by taki dobry i...
Koniec ko�c�w, do opiekuna Anette z po�udniowej
Francji wys�ano list o nast�puj�ce tre�ci: Wasza podopieczna wychodzi za m�� za naszego ukochanego krewniaka Mikaela Linda z Ludzi Lodu. Nast�pca tronu Szwecji, ksi��e Karol Gustaw, da� b�ogos�awie�stwo temu zwi�zkowi.
Opiekun nie m�g� ju� niczego uczyni�. Dziedzicowi
korony i tronu Szwecji nie nale�a�o si� sprzeciwia�.
ROZDZIA� II
�lubu Anette i Mikaela nie mo�na zaliczy� do udanych. To prawda, �e zewn�trzna oprawa by�a odpowiednio
uroczysta i wytworna, mimo i� ca�� ceremoni� starano si� upro�ci� do minimum, poniewa� Mikael nast�pnego
ranka mia� wyruszy� na wojaczk�. Na zamek przyby� katolicki ksi�dz jako �e Anette stanowczo nie chcia�a si� zgodzi�, by za�lubiny odby�y si� w protestanckim ko�ciele, "takim bezbo�nym miejscu". Podobnie jak wi�kszo�� Ludzi Lodu Mikael nie �ywi� szczeg�lnie gor�cych uczu� religijnych, by�o mu wi�c oboj�tne, kto po��czy ich w�z�em ma��e�skim. Je�li Anette �yczy�a sobie, by Mikael by� katolikiem, to z powodzeniem m�g� nim zosta�.
Uwa�a�, �e nie ma o co robi� ha�asu.
Niewielk� kaplic� pi�knie przybrano charakterystycznymi dla pory roku kwiatami, na uroczysto�� przyby�o wielu dworzan. Obiad wydany na t� okoliczno�� by� naprawd� wspania�y.
Jednak niepewno�� i uczucie, �e co� si� bezpowrotnie traci, sprawi�y, �e dla dwojga g��wnych bohater�w nie by�a to uroczysto�� radosna. Oczywi�cie le�a�o w zwyczaju, i� dzieci dostosowywa�y si� do �ycze� rodzic�w, gdy
chodzi�o o wyb�r towarzysza �ycia, i �adne z nich tak�e si� nie sprzeciwia�o ale w tym wypadku wszystko potoczy�o
si� za szybko, m�odzi nie zd��yli si� nawzajem pozna�, nic nie wiedzieli o wzajemnych uczuciach. Mikael porusza� si� jak w transie, usi�owa� wmawia� sobie, �e to nie on, �e to kto� inny kl�czy przed o�tarzem i uroczy�cie przyrzeka kocha� na dobre i na z�e.
W g��bi duszy by� przecie� siedemnastolatkiem, prze-
ra�onym ch�opcem, o czym wszyscy wydawali si� zapomi-
na�.
Anette r�wnie� czu�a si� g��boko nieszcz�liwa. Z wie-
lu przer�nych powod�w. Stara�a si� zachowywa� wynio�le, ale bardzo jej si� nie podoba�o, �e Mikael jest taki przestraszony i nieobecny duchem. Czy jednak stan jego uczu� nie jest przypadkiem korzystny dla niej? Dlaczego wi�c jest taka rozdra�niona? Nie potrafi�aby okre�li�, co w�a�ciwie do niego czuje. By� przystojnym m�odym m�czyzn�, ale czy wygl�d m�wi co� o jego osobowo�ci? �yczliwy, dobrze wychowany - to wszystko, co o nim wiedzia�a.
Ale przecie� by� m�czyzn�! Wieprzem, wedle s��w jej
�wi�tej pami�ci matki.
Gdyby tylko wiedzia�a, co on my�li o niej!
Powiedzia�, �e pragn�� jej od dawna. Anette nie by�a tego wcale pewna. Czy chcia� jej wy��cznie dlatego, by m�c zaspokoi� swe dzikie ��dze? Czy te� ze wzgl�du na jej �wietne pochodzenie i bogactwo?
A mo�e powiedzia� "tak", poniewa� czu� si� przyparty
do muru?
Wszystko jedno, czym si� kierowa�, ona i tak nie mog�a pozby� si� przygniataj�cego uczucia rozpaczy i beznadziejno�ci. I... zawodu?
Zastanawia�a si�, czy inne m�ode pary, zawieraj�ce ma��e�stwa zgodnie z umow�, odczuwaj� podobnie.
O czym my�l� w tak wa�nym dniu swego �ycia? Czy s�
pe�ne oczekiwania, nastawione, by da� swej drugiej
po�owie jak najwi�cej szcz�cia? Czy te� my�l� o materialnych zaletach swego zwi�zku? Czy mo�e o... o nocy po�lubnej? Z nieznajom� osob�?
Anette wiedzia�a, co nale�y do jej obowi�zk�w, by�a gotowa na po�wi�cenie. Matka dok�adnie j� pouczy�a.
W noc po�lubn� nie wolno si� niczemu sprzeciwia�,
grzeszni m�czy�ni maj� w�wczas prawo wykorzysta� swe �ony. Anette musi by� przygotowana na to, by
cierpie� w milczeniu. Ale potem... Potem to ona b�dzie decydowa�!
Anette poczu�a nagle, �e jej d�onie zrobi�y si� lepkie od potu. Na my�l o czekaj�cej j� nocy z niepewno�ci i strachu kr�ci�o si� jej w g�owie.
Ale b�dzie dzielna i wszystko zniesie!
Mikael Lind z Ludzi Lodu siedzia� obok niej przygn�biony i z min� m�czennika przyjmowa� wszystkie
�yczenia szcz�cia, �yczliwe, dodaj�ce mu otuchy spojrzenia i weso�e uwagi na temat nocy po�lubnej.
Anette i Mikael nie zd��yli porozmawia� i dla niego by�o to niemal katastrof�. By� mo�e d�u�sza rozmowa zdo�a�aby wprowadzi� pewien element przyja�ni i zaufania w ich wzajemne stosunki... Zerkn�� na ni� ukradkiem. Siedzia�a obok niego bardzo blada i dr��cym u�miechem odpowiada�a na wznoszone w g�r� kielichy, z kt�rych
pito za ich zdrowie. Nie mia�a nawet odwagi podnie�� wzroku, by napotka� przyjazne spojrzenia. Sprawia�a wra�enie, jakby nagle odebra�o jej mow�.
Mikael powinien uj�� pod sto�em jej r�k� i uspokajaj�co u�cisn��. Nie m�g� jednak tego uczyni�. Mi�dzy nimi nie istnia�a �adna ni� porozumienia, �adne poczucie
��cz�cej ich wi�zi. Teraz byli sobie bardziej obcy, ni� kiedy spotykali si� podczas rozmaitych uroczysto�ci na zamku.
Czy dzi� wieczorem powinien zostawi� j� sam�? Oszcz�dzi� jej psychicznych cierpie�, jakie musia�a jej sprawia� jego blisko��?
Nie przypuszcza� nawet, �e wcale nie psychicznego
cierpienia obawia si� Anette.
Nie my�la� dalej. Je�eli b�dzie si� trzyma� od niej
z daleka, to tylko pogorszy sytuacj�. Anette poczuje si�
osamotniona, opuszczona, poni�ona.
Ale jak, na Boga, ma przez to przej��? Przez t� noc,
przez to ma��e�stwo? Przez ca�e �ycie?
Nareszcie rozbawieni go�cie si� rozeszli. Marka Christiana uca�owa�a Mikaela w czo�o, �ycz�c powodzenia. To mog�o si� przyda�. Wielki �owczy mocno u�cisn�� jego
d�o� i szepn�� co� o �wietnej partii. I �eby troszczy� si� o ni�... A potem Mikael i Anette zostali ju� sami w jej
komnatach, w kt�rych na razie mieli zamieszka�.
D�ugo kl�cza�a pod swym obrazem Madonny, zatopio-
na w modlitwach, kt�rych on nie rozumia�. By� mo�e powinien by� modli� si� wraz z ni�, ale gdzie� musia� istnie� kres hipokryzji.
W pokoju zaleg�a k�opotliwa cisza.
Anette siedzia�a na brze�ku krzes�a, ci�gle jeszcze
w �lubnej sukni, i bardzo by�a zaj�ta ogl�daniem koron-
kowego mankietu, kt�ry pu�ci� na szwie. Mia�a kunsztownie u�o�one w�osy, przyozdobione sznurkiem pere�ek
i przepi�knym welonem, a tali� tak w�sk�, �e Mikael
pomy�la�, i� m�g�by obj�� j� d�o�mi. Ale pr�bowa� wcale
nie mia� ochoty.
On sam sta� na �rodku pokoju, nie wiedz�c zupe�nie, co robi�. Przeszed� kilka krok�w i zatrzyma� si� niezdecydowanie.
Dziewczyna nic nie m�wi�a.
Niech ju� b�dzie po wszystkim, my�la�a, ale on nie
m�g� o tym wiedzie�.
Up�yn�o jeszcze kilka minut. Mikael zrozumia�, �e z jej
strony nie nadejdzie �adna pomoc. To on musi zacz��.
Ale jak?
Z�y na ni�, na swych przybranych rodzic�w, na siebie
samego za to, �e tak �atwo da� si� z�apa� w sid�a, wybuchn��: - Ca�y b��d tkwi w tym, �e nie mogli�my ze sob�
porozmawia�!
Jego s�owa jakby zawis�y w powietrzu. Na d�ugo.
- Tak - szepn�a, mn�c chusteczk�, kt�r� przez ca�y
dzie� trzyma�a w d�oni.
W czym niby mia�aby pom�c taka rozmowa? pomy�-
la�a. Przecie� dobrze wiem, �e m�czyznom nie zale�y na rozmowie z kobietami. Chc� tylko jednego.
Mikael zrezygnowany opad� na krzes�o.
- A wi�c porozmawiajmy teraz!
Cie� w�tpliwej ulgi odmalowa� si� na jej kredowobia�ej
twarzyczce.
- O czym? Co chcecie wiedzie�?
W Mikaelu nadal jeszcze tkwi� gniew.
- Przede wszystkim: czy chcesz, �ebym sobie teraz
poszed�? Czy dzi� w nocy pragniesz zosta� sama?
Drgn�a. Tego si� nie spodziewa�a. A czego on pragnie? pomy�la�a. Jednak�e z jego nieprzeniknionej twarzy trudno by�o cokolwiek wyczyta�. Czy by� zirytowany? Takie w�a�nie sprawia� wra�enie. Co niew�a�ciwego uczyni�a? Dr�a�a ze strachu.
- Nie, mo�ecie tu zosta� - powiedzia�a bezd�wi�cznie.
- Je�eli chcecie.
Nie odpowiedzia� na to wprost.
- A wi�c kontynuujemy rozmow�. Dlaczego przysta�a�
na ten... ten uk�ad?
Podnios�a wzrok, przestraszona tonem jego g�osu.
- To chyba jasne! Czy mia�am jaki� wyb�r?
- Dzi�kuj� - z gorycz� odpar� Mikael.
- Nie, och, nie! Nie to chcia�am powiedzie�...
- Rozumiem, nie musisz si� usprawiedliwia�. Przecie�
jedziemy na tym samym w�zku.
Te s�owa sprawi�y, �e jej oczy rozszerzy�y si�, wy-
gl�da�y teraz jak dwie czarne studnie. Mikael nigdy nie
widzia� kogo� tak zaskoczonego i tak zranionego.
To go wzruszy�o. Pochyli� si� i chcia� wzi�� j� za r�ce,
ale natrafi� na chusteczk�. Wyrwa� j� i cisn�� na pod�og� z niemym przekle�stwem. Anette usi�owa�a oswobodzi�
si� z u�cisku jego d�oni, ale on trzyma� j� mocno.
- Anette - powiedzia�, staraj�c si�, by jego g�os zabrzmia� przyja�nie, ale czu�, jak sztuczny jest jego u�miech. - Anette, je�li mamy sobie z tym poradzi�, to powinni�my by� wobec siebie szczerzy i otwarci.
- Ale powiedzieli�cie przecie�... - szepn�a.
Wiem, co powiedzia�em. �e pragn��em tego od
dawna.
- A wi�c to nie by�a prawda?
Prawie nie wiedzia�em, kim jeste�, mia� zamiar powiedzie�, ale kiedy zobaczy�, jak skuli�a si� w oczekiwaniu na s�owa, jego serce zmi�k�o i nie potraft� ju� zdoby� si� na to, by rzuci� jej w twarz ca�� prawd�.
No, w pewnym sensie to by�a prawda - sk�ama� i od
razu zobaczy�, �e s�owa te sprawi�y jej ulg�. Ucieszy�o to Mikaela, �yczliwie odnosz�cego si� do wszystkich ludzi.
- Mia�em swoje marzenia o dziewczynie, z kt�r� przyjdzie
mi dzieli� �ycie, kiedy�, w przysz�o�ci. I przygl�da�em si� tobie, tak przelotnie, my�l�c: o, ta ma�a... To nie jest niemo�liwe. Ciekawe, jaka ona jest za fasad� bogobojno�ci, a czasami kokieterii. Bo wiesz, wy, damy dworu, kiedy jeste�cie w gromadzie, cz�sto sprawiacie wra�enie bardzo powierzchownych. Nic wi�cej do ciebie nie czu�em.
Schyli�a g�ow� tak, �e welon opad� jej a� na twarz.
- A ty? zapyta� Mikael. - Co my�la�a� o mnie?
- Ja...
M�w szezerze! Ukrywanie prawdy daleko nas nie zawiedzie.
I on to m�wi! Wstyd mu by�o przed sob�.
Szczerze? pomy�la�a. �e jeste� potworem w ludzkiej sk�rze! O chciwych palcach, kt�re wyci�gaj� si� po moje biedne cia�o, po��dliwie, ohydnie!
G�o�no za� powiedzia�a:
- Uwa�a�am, �e jeste�cie bardzo przystojnym m�o-
dzie�cem.
Czy nie by�am teraz, mimo wszystko, zbyt bezwstydna?
Czy to nie zabrzmia�o jak zaproszenie?
- Ale nie �ywi�a� do mnie �adnych... szczeg�lnych
uczu�?
Szezeg�lnych? O co mu chodzi? Nieprzyzwoitych?
Nie, chyba nie, spogl�da na ni� cak szezerze. Pi�knymi
oczami. Zbyt pi�knymi!
- Nie - szepn�a, niemal umieraj�c ze wstydu.
- Aha, wiemy wi�c, na czym stoimy. Czy kto� inny jest
drogi twemu sercu?
- Nie, och, nie!
- Ja te� nie mam nikogo takiego. Musimy wi�c
postara� si�, by wszystko u�o�y�o si� jak najlepiej, Anette. Nie jeste�my pierwszym ma��e�stwem na �wiecie, kt�re
zosta�o skojarzone przez osoby stoj�ce z boku.
Zadr�a�a nieco na d�wi�k tych s��w, ale wzi�a si�
w gar��.
- Tak, ja tak�e o tym my�la�am - powiedzia�a, sepleni�c
odrobin� jak dziecko. - Ciekawe, co czuli inni.
- Nareszcie pokazujesz, �e umiesz my�le�, �e masz
jakie� wn�trze. A poza tym jeste� dla mnie wielk� niewiadom�, Anette. I prosz� ci�, m�w mi ty, dobrze?
Skin�a g�ow�. Przez ca�y czas stara�a si� nie patrze� na
jego szerokie ramiona i obrzydliwie poci�gaj�ce usta.
- �a�ujesz? - zapyta� Mikael.
Anette poczu�a si� jeszcze bardziej niezr�cznie. Po d�ugiej chwili l�kliwego wahania wyrzuci�a z siebie:
- Czy �a�uj�? Przecie� my nie ponosimy za to odpowiedzialno�ci. Ale moje serce dr�y, bo przecie� nie znam was wcale. Chocia� kiedy pomy�l�, jak mog�oby si�
to wszystko potoczy�... - Zebra�a si� na odwag�. - Wy nie musicie �a�owa�. Wiem, czego oczekuje si� ode mnie... dzisiejszej nocy i zgadzam si� na to. Musimy odda� si�
w r�ce Matki Bo�ej. Czy �a�ujecie? To znaczy, chcia�am
powiedzie�, �a�ujesz?
- Nie wiem - odpar� Mikael puszezaj�c jej d�onie. Wsta� i podszed� do okna. Przed sob� widzia� wzg�rze Brunkeberg, na kt�rym gdzieniegdzie migota�y w ciemno�ci �wiate�ka. Na Strommen b�yska�y �wiat�a kilku �odzi. Nie wiem, Anette. Masz racj� m�wi�c, �e nie jeste�my temu winni. Wszystko sta�o si� jak gdyby poza
nami. Ale my poddali�my si� temu oboje. Czy, �a�uj�? Nie, chyba nie. Zrozum, nigdy dok�adnie nie wiedzia�em, co chc� zrobi� ze swoim �yciem. �yj� w �wiecie jak gdyby pe�nym mg�y, pozwalam innym kierowa� sob�, a sam tylko poddaj�
si�. W moim �yciu jest co� nie tak, tylko �e ja nie wiem, co. Jest mi dobrzc, czasem wydaje mi si�, �e a� za dobrze. Tkwi we mnie jaka� potrzeba walki, zmierzenia si� z trudno�ciami, uczynienia czego� dla cierpi�cego �wiata, a nawet pragnienie odczucia b�lu przed dotarciem do celu, wszystko jedno jaki mia�by by�. A mnie podaje si� wszystko na tacy. Teraz m�j przybrany ojciec chce nam podarowa� wielki dom bez �adnej zas�ugi z mojej strony. Dom jest zadbany, wszystko uk�ada
si� �wietnie, a ja wcale si� do tego nie przyczyni�em. Gabriel chce wyprawi� mnie na wojn�. Przetrze mi szlaki, bym m�g� szybko awansowa�. Ja wcale tego nic chc�! Ale czy my�lisz,
�e co� m�wi�? O, nie! Wzgl�d na innych, Anette! Ca�e moje �ycie sk�ada si� z dostosowywania do �ycze� innych. Nikogo nie zrani�. Przez kilka lat studiowa�em, ale to tak�e przychodzi�o mi zbyt �atwo. R�wnie� na uniwersytecie zauwa�y�em wp�ywy, mego opiekuna. Oni chc� mojego
dobra, a ja przyjmuj� wszystko, co mi ofiaruj�. Mam bowiem wobec nich dozgonny d�ug wdzi�czno�ci.
Matko! Dopom� mi, nic z tego nie pojmuj�, jestem ca�kiem zagubiona. On ca�y czas rozmawia ze mn� tak �yczliwie, jakby�my byli sobie r�wni! Czego on chce?
Kiedy nadejdzie to straszne, to okropne?
- A teraz si� o�eni�e�, dlatego �e ci� o to poprosili
- stwierdzi�a po prostu.
Tak. O�eni�em si� ze szlachciank�, stoj�c� du�o
wy�ej ode mnie. I zdajesz sobie chyba spraw�, Anette, �e nie jestem maj�tny. Mam spadek po matce i jeszeze mniejszy po ojcu, i to mi wystarezy, to ju� wszystko. Ale pami�taj: cokolwiek o mnie my�lisz, to wiedz, �e nie wzi��em ci� ze wzgl�du na twoje pieni�dze.
Anette - Francuzeczka - z natury by�a spontaniczna
i przez mnment zapomnia�a o karc�cej d�oni matki.
- Wcale tak nie my�l�! - wykrzykn�a impulsywnie.
- S�dz� �e zrobi�e� to, poniewa� jeste� dobrym, bogoboj-
nym cz�owiekiem, kt�ry pragnie by� pos�uszny woli
swoich dobroczy�c�w i uratowa� mnie od nieszez�-
liwego losu.
Unins�a si� i stan�a teraz przed nim pod oknem
z oprawn� w o��w szyb�. Mikael odwrcici� si� w jej stron�.
- No tak, chyba tak. To musi by� dla ciebie ogromnie
poni�aj�ce?
- W pewnym sensie tak. Ale nie gorsze ni� dla ciebie. Przyj�am twoj� propozycj� bez wahania jak ton�cy, kt�ry chwyta si� brzytwy.
Umilk�a, przera�ona swoj� �mia�o�ci�.
Po raz pierwszy tego dnia Mikael u�miechn�� si�
szczerze. Uj�� jej twarz w d�onie i nie da� pozna� po sobie, �e poczu�, jak zadr�a�a.
Nasze szanse s� wobec tego wyr�wnane. Bardzo si�
z tego ciesz�. Gorzej by�oby, gdyby jedno z nas cierpia�o
z powodu nieszez�liwej mi�o�ci do drugiego. To dopiero
by�oby poni�aj�ce!
Ona tak�e si� u�miechn�a ostro�nie, zal�kniona, i jej
drobna, blada twarzyczka nabra�a wyrazu delikatno�ci kt�rego nigdy si� u niej nie spodziewa�.
- Madonna z pewnn�ci� nam pomo�e.
Mikael rzuci� spojrzenie na wizerunek �wi�tej Dziewi-
cy na �cianie, zastanawiaj�c si�, czy tak�e p�niej, w nocy, b�dzie przy nich obecna. Gor�co pragn��, by Anecte
pozwoli�a mu wynie�� obraz.
Zn�w zwr�cili si� ku oknu, patrzyli na Brunkeberg, na kt�rym kiedy� by�o miejsce ka�ni. Na Brunkeberg ponad
sto lat temu odby�a si� tak�e decyduj�ca bitwa, w kt�rej Sten Sture walczy� z du�skim kr�lem Christianem. Teraz wzg�rze zosta�n cz�ciowo rozkopane. kamienie i �wir przeniesiono do miasta, by utwardzi� ulice. U st�p stromych zboczy pojawi�o si� te� sporo dom�w. Miasto Mi�dzy mostami, gdzie le�a� zamek, stawa�o si� zbyt ma�e dla ci�gle ro