4269
Szczegóły |
Tytuł |
4269 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4269 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4269 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4269 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Oliver Sacks
ANTROPOLOG NA MARSIE
Zysk i S-ka
Wydawnictw
Tytu� orygina�u
An Anthropologist on Mars
Copyright � 1995 by Oliver Sacks
Earlier versions of the essays in this work were originally published in the following:
"The New York Review of Books": The Case of the Colorblind Painter and
the Last Hippie', "The New Yorker": An Anthropologist on Mars, The Landscape
of His Dream, Prodigies, To See and Not See and A Surgeon 's Life.
Ali rights reserved 1999 for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c.,
Pozna�
Przek�adu dokonali Piotr Amsterdamski, Barbara Lindenberg, Beata Maciejewska,
Aleksander Radomski
Opracowanie graficzne ok�adki Miros�aw Adamczyk
Redaktor serii Tadeusz Zysk
Redaktor Aleksandra Feuer
Wydanie I ISBN 83-7150-217-6
Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c. ul. Wielka I O, 61-774 Pozna� tel./fax8532751,8532763
fax 852 63 26
Dzia� Handlowy tel./fax 864 14 03, tel. 864 14 04 Druk i oprawa: Zak�ady Graficzne w
Poznaniu
Ksi��k� t� dedykuj� siedmiu osobom, o kt�rych ona opowiada
Wszech�wiat jest nie tylko dziwniejszy, ni� to sobie wyobra�amy, lecz dziwniejszy, ni�
mo�emy to sobie wyobrazi�.
J.B.S. Haldane
Nie pytaj, jak� chorob� ma dany cz�owiek - zapytaj raczej, jakiego cz�owieka ma dana
choroba.
(przypisywane) Williamowi Oslerowi
SPIS TRE�CI
Podzi�kowania (prze�. Beata Maciejewska) . 9
Wst�p (przel. Beata Maciejewska) .....13
O MALARZU, KT�RY O�LEP� NA BARWY
(The Case of the Colorblind Painter - prze�. Barbara Lindenberg) . 19
OSTATNI HIPIS
(The Last Hippie - przet. Piotr Amsterdamski) ...........58
�YCIE CHIRURGA
(A SurgeorTs Life - prze�. Beata Maciejewska) . ..........92
WIDZIE� I NIE WIDZIE�
(To See and Not See - prze�. Beata Maciejewska) .........124
KRAJOBRAZ JEGO MARZE�
(The Landscape of His Dreams - prze�. Beata Maciejewska) . . . . 169
CUDA
(Prodigies - prze�. Beata Maciejewska) ...............205
ANTROPOLOG NA MARSIE
(A� Anthropologist on Mars - prze�. Aleksander Radomski) . . . .264
Wybrana bibliografia (prze�. Beata Maciejewska) .320
Bibliografia ...................328
PODZI�KOWANIA
Najpierw pragn� wyrazi� g��bok� wdzi�czno�� bohaterom moich opowiada�:
,,Jonathanowi L", "Gregowi F.", "Carlowi Bennettowi", "Virgilowi", Franco Magnaniemu,
Stephenowi Wiltshire i Tempie Grandin. Mam wobec nich, ich rodzin, przyjaci�, lekarzy i
terapeut�w nie sp�acony d�ug wdzi�czno�ci.
Z dwoma przyjaci�mi: Bobem Wassermanem (kt�ry jest wsp�autorem pierwotnej
wersji opowiadania "O malarzu, kt�ry o�lep� na barwy") i Ralphem Siegelem (kt�ry
wsp�tworzy� ze mn� inn� ksi��k�) - stanowili�my rodzaj dru�yny, badaj�c przypadki
Jonathana I. i Virgila.
Wielu przyjacio�om i kolegom (nie zdo�a�bym ich wszystkich wymieni�!) winien jestem
podzi�kowania za pomoc i owocne rozmowy. Z cz�ci� z nich od lat nieprzerwanie
dyskutuj�, na przyk�ad z Jerrym Brunerem i Geraldem Edelmanem; z innymi spotyka�em si�
tylko raz lub kilka razy, albo te� wymienia�em korespondencj�; niemniej wszystkie te kontakty
by�y ekscytuj�ce i inspiruj�ce. Tak wi�c, osoby, kt�rym pragn� za to podzi�kowa�, to: Ursula
Bellugi, Peter Brook, Jerome Bruner, Elizabeth Chase, Patricia i Paul Churchland, Joanne
Cohen, Pietro Corsi, Francis Crick, Antonio i Hanna Damasio, Merlin Donald, Freeman
Dyson, Gerald Edelman, Carol Feldman, Shane Fistell, Allen Furbeck, Frances Futterman,
Elkho-non Goldberg, Stephen Jay Gould, Richard Gregory, Kevin Halligan, Lowell Handler,
Mickey Hart, Jay Itzkowitz, Helen Jones, Eric Korn, Deborah Lai, Skip i Doris Lane, Sue
Levi-Pearl, John MacGregor,
John Marshall, Juan Martinez, Jonathan i Rachel Miller, Arnold Modeli, Jonathan
Mueller, Jock Murray, Knut Nordby, Michael Pearce, V.S. Ramachandran, Isabelle Rapin,
Chris Rawlence, Bob Rodman, Israel Rosenfield, Carmel Ross, Yolanda Rueda, David
Sacks, Marcus Sacks, Michael Sacks, Da� Schachter, Murray Schane, Herb Schaumburg,
Susan Schwartzenberg, Robert Scott, Richard Shaw, Leonard Shengold, Larry Squire, John
Steele, Richard Stern, Deborah Tannen, Esther Thelen, Connie Tomaino, Russel Warren, Ed
Weinberger, Ren i Joasia Weschler, Andrew Wilkes, Jerry Young, Semir Zeki.
Wiele os�b dzieli�o si� ze mn� swoj� wiedz� i do�wiadczeniami w dziedzinie autyzmu.
Nale�y do nich przede wszystkim moja przyjaci�ka i kole�anka po fachu, Isabelle Rapin, a
tak�e Doris Allen, Howard Bloom, Marlene Breitenbach, Uta Frith, Denise Fruchter, Beat�
Hermelin, Patricia Krantz, Lynn McClannahan, Clara i David Park, Jessy Park, Sally Ramsey,
Ginger Richardson, Bernard Rimland, Ed i Riva Ritvo, Mira Rothenberg i Rosalie Winard. W
nawi�zaniu do Stephena Wiltshire'a podzi�kowania nale�� si� Lorraine Cole, Chrisowi
Marrisowi, a przede wszystkim Margaret i Andrew Hewson.
Jestem wdzi�czny wielu ludziom, kt�rzy korespondowali ze mn� (m.in. nie znanej mi
osobie, kt�ra przes�a�a mi egzemplarz "Observera" z Fayetteville z 1862 r.). Niekt�rych z nich
wymieniam na kartach tej ksi��ki. Wiele moich bada� zosta�o zapocz�tkowanych w�a�nie za
spraw� nieoczekiwanych list�w lub telefon�w, poczynaj�c od listu Pana L, kt�ry otrzyma�em
w marcu 1986 roku.
S� te� miejsca, nie mniej wa�ne ni� ludzie, kt�re przyczyni�y si� do powstania tej
ksi��ki, zapewniaj�c mi schronienie, spok�j i mo�liwo�� skupienia. Nale�� do nich:
nowojorski ogr�d botaniczny (a szczeg�lnie likwidowana obecnie kolekcja paproci), ulubione
miejsce moich spacer�w i rozwa�a�; Hotel Lak� Jefferson i jezioro, nad kt�rym jest
po�o�ony, Blue Mountain Center (oraz Harriet Barlow); nowojorski Instytut Nauk
Humanistycznych, gdzie wykonano niekt�re z test�w Pana L, biblioteka Akademii Medycznej
im. Alberta Einsteina, gdzie znalaz�em wiele �r�de�; a tak�e jeziora,
rzeki i baseny, gdziekolwiek by si� znajdowa�y - poniewa� najlepiej my�li mi si� w
wodzie.
Fundacja Guggenheima wspania�omy�lnie wspar�a moj� prac� nad opowiadaniem
"�ycie chirurga", udzielaj�c mi w 1989 roku finansowej pomocy z przeznaczeniem na
przeprowadzenie neuro-antropologicznych bada� nad zespo�em Tourette'a.
Wcze�niejsze wersje "Malarza, kt�ry o�lep� na barwy" i "Ostatniego hipisa" zosta�y
opublikowane w "The New York Review of Books", a historie innych przypadk�w w "The
New Yorker". Mia�em zaszczyt pracowa� z Robertem Silversem w "The New York Rewiev
of Books" i Johnem Bennetem w "The New Yorker" oraz z zespo�ami obu wydawnictw.
Wiele innych os�b przyczyni�o si� do powstania i wydania tej ksi��ki. Nale�� do nich: Dan
Frank i Claudine O'Hearn z Knopfa, Jacqui Graham z Picadora, Jim Silberman, Heather
Schroder, Susan Jensen i Suzanne Gluck. Na koniec pragn� te� podzi�kowa� Kate Edgar,
mojej asystence, redaktorce, wsp�pracownicy i przyjaci�ce, kt�ra zna wszystkich
bohater�w tej ksi��ki i kt�ra pomog�a mi nada� jej kszta�t i form�.
Ale wracaj�c do pocz�tku - wszystkie badania kliniczne, niezale�nie od ich
rewolucyjnego charakteru czy stopnia zaawansowania, zawsze dotycz� konkretnych os�b,
kt�re je zainspirowa�y. Tak wi�c tym siedmiu osobom, kt�re mi zaufa�y, dzieli�y si� ze mn�
swoim �yciem i do�wiadczeniami - i kt�re w ci�gu tych lat sta�y si� moimi przyjaci�mi -
dedykuj� t� ksi��k�.
10
WST�P
Pisz� ten tekst lew� r�k�, cho� jestem z natury prawor�czny. Miesi�c temu przeszed�em
operacj� prawego barku i nie mog� jeszcze pos�ugiwa� si� praw� r�k�. Pisz� powoli,
niezdarnie - ale z ka�dym dniem czynno�� ta staje si� �atwiejsza i naturalniejsza. Przez ca�y
czas ucz� si�, przystosowuj� - nie tylko do pisania lew� r�k�, ale tak�e do wielu innych
czynno�ci, kt�re musz� ni� wykonywa�: nauczy�em si� z du�� zr�czno�ci� chwyta�
przedmioty palcami u nogi, aby w ten spos�b zrekompensowa� straty wynik�e z unie-
ruchomienia r�ki. Przez kilka dni po operacji ramienia trudno mi by�o utrzyma� r�wnowag�,
ale teraz chodz� inaczej - odkry�em now� r�wnowag�. Rozwijam u siebie nowe wzorce,
nowe zwyczaje... kto� m�g�by powiedzie�, �e jest to nowa to�samo��, przynajmniej w
pewnej ograniczonej sferze. W programach i obiegach mojego m�zgu musz� zachodzi�
r�norodne zmiany - zmieniaj� si� synaptyczne warto�ci, ich po��czenia i sygna�y (cho�
nasze metody przedstawiania m�zgu s� wci�� zbyt ma�o dopracowane, aby m�c to dobrze
zobrazowa�).
Mimo i� niekt�re z "przeprogramowali" s� przemy�lane, zaplanowane, a innych ucz�
si� metod� pr�b i b��d�w (w pierwszym tygodniu skaleczy�em si� we wszystkie palce lewej
r�ki), to wi�kszo�� z nich pojawi�a si� samoistnie, w spos�b nie kontrolowany - nie wiem
nic o wi�kszo�ci przeprogramowa� i adaptacji, kt�re we mnie zachodz�. Za miesi�c, je�li
wszystko u�o�y si� pomy�lnie, zn�w b�d� przechodzi� proces readaptacji; odzyskam
ca�kowit�
13
(i "naturaln�") umiej�tno�� pos�ugiwania si� praw� r�k�, kt�ra na powr�t zostanie
wpisana w wizerunek mojego cia�a, mojego "ja", przez co zn�w stan� si� sprawn� istot�
ludzk�.
Ale powr�t do zdrowia w takich okoliczno�ciach nie jest w �aden spos�b
automatyczny, nie przypomina prostego procesu gojenia si� tkanki - b�dzie on wymaga�
ca�ego zespo�u przystosowa� mi�ni i postawy, ca�ego zbioru nowych procedur (i ich
syntezy), uczenia si� i odnajdywania nowej �cie�ki do wyzdrowienia. M�j chirurg, cz�owiek
pe�ny zrozumienia dla cierpienia innych, kt�ry swego czasu sam przechodzi� tak� operacj�,
powiedzia� mi: "Istniej� og�lne wytyczne, przeciwwskazania, zalecenia. Ale tych wszystkich
szczeg��w sam b�dziesz si� musia� nauczy�". M�j psychoterapeuta, Jay, wypowiedzia� si� w
podobny spos�b: "U ka�dego z nas proces adaptacji przybiera inne formy. System nerwowy
tworzy w�asne �cie�ki. Jeste� neurologiem - musisz styka� si� z tym na ka�dym kroku".
Wyobra�nia natury, jak m�wi Freeman Dyson, jest bogatsza od naszej. Dyson
opowiada o cudach i bogactwie psychologicznych i biologicznych �wiat�w, o bezkresnej
r�norodno�ci form fizycznych i form �ycia. Wed�ug mnie, lekarza, bogactwo natury
powinno by� badane z punktu widzenia zdrowia i choroby, niesko�czonych form
indywidualnej adaptacji, dzi�ki kt�rej organizm ludzki, cz�owiek, potrafi przystosowa� si� i
zrekonstruowa�, stawiaj�c czo�o wyzwaniom i zmiennym kolejom �ycia.
W tym znaczeniu defekty, dolegliwo�ci i schorzenia mog� - poprzez ujawnienie
ukrytych umiej�tno�ci - odgrywa� paradoksaln� rol�, gdy� umo�liwiaj� one rozw�j,
ewolucj� form �ycia, kt�rych istnienia cz�sto nawet si� nie domy�lali�my. W tym sensie
paradoksaln� cech� choroby jest jej "kreacyjny" potencja�, kt�ry stanowi trzon tej ksi��ki.
Tak wi�c skutki rozwojowej choroby czy schorzenia, kt�re cz�sto budz� przera�enie,
mo�na postrzega� tak�e jako kreatywne: niszcz�c pewne drogi, sposoby funkcjonowania,
zmuszaj� one system nerwowy do tworzenia nowych dr�g, do nie zamierzonego
14
dotychczas rozwoju i ewolucji. Owe mo�liwo�ci kreacyjne choroby dostrzegam prawie
u ka�dego pacjenta, a ich opisanie tu jest dla mnie najwa�niejsze.
Podobne zagadnienia porusza� A.R. �uria, neurolog zajmuj�cy si� pacjentami z guzami
m�zgu lub z jego uszkodzeniami. Bada� on sposoby, rodzaje adaptacji, kt�re umo�liwi�y im
dalsze �ycie. Jako m�ody cz�owiek bada� on r�wnie� (ze swym nauczycielem L.S.
Wygotskim) g�uche i niewidome dzieci. Wygotski podkre�la� przede wszystkim ich
umiej�tno�ci, nie za� braki:
Kalekie dzieci reprezentuj� jako�ciowo inn�, wyj�tkow� form� rozwoju... Je�li
niewidome lub g�uche dziecko osi�ga ten sam stopie� rozwoju co dziecko normalne, to
dziecko z niedorozwojem osi�ga go w inny spos�b, innym trybem, za pomoc� innych
�rodk�w. Szczeg�lnie wa�ne jest wi�c, by pedagog zna� wyj�tkowy tryb post�powania z
takim dzieckiem. Owa niezwyk�o�� przekszta�ca minusy kalectwa w plusy kompensacji.
Wyst�pienie takich radykalnych adaptacji wymaga�o, zdaniem �urii, nowego spojrzenia
na m�zg, postrze�enia go niejako zaprogramowany i statyczny, ale raczej jako dynamiczny i
aktywny, niezwykle wydajny system adaptacyjny, ukierunkowany na ewolucj� i zmiany,
nieprzerwanie dostosowuj�cy si� do nowych potrzeb organizmu - w�r�d kt�rych
najwa�niejsz� jest skonstruowanie sp�jnego, ja" niezale�nie od defekt�w i zaburze� m�zgu.
Oczywiste jest, �e m�zg jest ogromnie zr�nicowany: znajduj� si� w nim setki drobnych
obszar�w odpowiedzialnych za poszczeg�lne aspekty percepcji i zachowania (od percepcji
koloru i ruchu do, prawdopodobnie, intelektualnej orientacji jednostki). Cudem jest ich
wsp�istnienie, wsp�tworzenie "ja" 1.
1 Jest to rzeczywi�cie problem, podstawowe pytanie w neurologii - i nie mo�na na nie
odpowiedzie�, nawet og�lnie, bez globalnej teorii funkcji m�zgu, zdolnej do ukazania
interakcji na ka�dym poziomie, od mikrowzor�w indywidualnych neural-nych reakcji do
makrowzor�w bie��cego �ycia. Taka teoria, neuralna teoria osobistej to�samo�ci, zosta�a
kilka lat temu przedstawiona przez Geralda M. Edelmana w jego teorii neuronowej selekcji
grupowej lub "neuralnego darwinizmu".
15
Owa niezwyk�a plastyczno�� m�zgu, jego zadziwiaj�ce umiej�tno�ci adaptacji,
ujawniaj�ce si� tak�e w specyficznych (i cz�sto beznadziejnych) przypadkach neuralnych lub
sensoralnych zapa�ci zdrowotnych, zdominowa�y spos�b, w jaki postrzegam moich pa-
cjent�w i ich �ycie. Czasami powoduje to, i� zaczynam zastanawia� si�, czy aby nie
nale�a�oby przedefiniowa� samych poj�� "zdrowia" i "choroby" i postrzega� je z punktu
widzenia umiej�tno�ci organizmu do tworzenia nowej organizacji i nowego porz�dku,
odpowiadaj�cego specyficznym, zmienionym dyspozycjom oraz potrzebom, nie za� z punktu
widzenia surowo wyznaczonych "norm".
Choroba zwykle powoduje zubo�enie �ycia, ale nie zawsze musi tak by�. Prawie
wszyscy moi pacjenci, jak mi si�, zdaje, niezale�nie od swoich problem�w, nie rezygnowali z
�ycia - i to nie tylko pomimo swojego stanu zdrowia, ale cz�sto ze wzgl�du na ten stan, a
czasem nawet z jego pomoc�.
Przedstawiam tu wi�c siedem opowie�ci o naturze - i ludzkiej duszy - jako �e cz�sto
w nieoczekiwany spos�b koliduj� one ze sob�. Opisuj� pacjent�w z syndromem Tourette'a,
autyzmem, amnezj� i ca�kowit� �lepot� na barwy. S� oni nie tylko "przypadkami" w tra-
dycyjnym rozumieniu tego s�owa, ale tak�e wyj�tkowymi jednostkami, kt�re zamieszkuj� (i w
pewnym sensie tworz�) w�asny �wiat.
S� to opowie�ci o przetrwaniu, przetrwaniu w zmienionych - cz�sto radykalnie -
warunkach, o przetrwaniu mo�liwym dzi�ki w�a�ciwym nam, wspania�ym (ale cz�sto
niebezpiecznym) umiej�tno�ciom rekonstrukcji i adaptacji. W moich wcze�niejszych ksi��-
kach pisa�em o "zachowaniu" w�asnego "ja" i (rzadziej) o jego "utracie" w wyniku zaburze�
neurologicznych. Dzi� s�dz�, �e okre�lenia te s� zbyt uproszczone, �e w takich sytuacjach nie
mo�na m�wi� ani o utracie, ani o zachowaniu to�samo�ci, ale raczej o jej adaptacji czy nawet
transmutacji, w kt�rej wyniku zmianie ulega zar�wno m�zg, jak i "rzeczywisto��".
Badanie choroby wymaga od lekarza badania to�samo�ci, wewn�trznego �wiata, kt�ry
tworzy pacjent pod wp�ywem choroby. Ale rzeczywisto�ci tworzonej przez poszczeg�lnych
pacjent�w, sposo-
16
bu, w jaki ich m�zg kreuje ich �wiat, nie mo�na rozpatrywa� tylko na podstawie
zewn�trznych obserwacji ich zachowania. Do naszego naukowego, obiektywnego podej�cia
musimy do��czy� tak�e intersubiektywne podej�cie, kt�re wnika, jak pisze Foucault, "do
wewn�trz schorza�ej �wiadomo�ci, [pr�buj�c] postrzec patologiczny �wiat oczyma samego
pacjenta". Nikt nie napisa� lepiej o naturze i konieczno�ci takiej intuicji i empatii, ni� zrobi� to
G.K. Chesterton ustami swojego duchowego wywiadowcy, ojca Browna. Pytany o swoj�
sekretn� metod�, ojciec Brown odpowiada:
Nauka jest wielk� spraw�, je�li potrafisz j� poj��; w swym prawdziwym sensie jest
jednym z najwspanialszych s��w na �wiecie. Ale co ma na my�li dziewi�ciu na dziesi�ciu
ludzi, kt�rzy dzi� korzystaj� z nauki? Kiedy m�wi�, �e s�u�ba �ledcza jest nauk�? Kiedy
m�wi�, �e kryminologia jest nauk�? Maj� oni na my�li wyj�cie na zewn�trz cz�owieka i
badanie go, jakby by� gigantycznym insektem; m�wi�, �e badaj� go w bezstronnym, zimnym
�wietle, kt�re ja nazywam �wiat�em martwym i odhumanizowanym. Badaj� jego przesz�o��,
jakby by� prehistorycznym stworem; przypatruj� si� kszta�towi jego "wyst�pnej czaszki",
jakby by�a to dziwaczna naro�l, jak r�g na nosie nosoro�ca. Kiedy naukowiec m�wi o typie,
nigdy nie ma na my�li siebie, ale zawsze swojego s�siada; najprawdopodobniej s�siada
biedniejszego. Nie przecz�, �e zimne �wiat�o mo�e by� czasem dobre; cho� w pewnym
sensie jest to przeciwie�stwo nauki. Zamiast by� wiedz�, t�umi to, co wiemy. Jest
traktowaniem przyjaciela jak obcego i udawaniem, �e znajomo�� jest czym� odleg�ym i
tajemniczym. Jest jak m�wienie, �e cz�owiek ma tr�b� pomi�dzy oczami lub �e raz na
dwadzie�cia cztery godziny popada w chwilowy stan niewra�liwo�ci. C�, to, co nazywacie
"sekretem", jest jego zupe�nym przeciwie�stwem. Ja nie pr�buj� wyj�� na zewn�trz cz�owieka.
Staram si� wej�� w jego wn�trze.
Badanie radykalnie zmienionych to�samo�ci i �wiat�w nie mo�e odbywa� si� wy��cznie
w gabinecie czy w biurze. Szczeg�lnie
17
wra�liwy na to jest francuski neurolog Francois Lhermitte, kt�ry nie bada swoich pacjent�w
w klinice, ale odwiedza ich w domu, zaprasza do restauracji, teatr�w czy na wy�cigi
samochodowe, dziel�c z nimi ich �ycie w takim stopniu, w jakim jest to tylko mo�liwe.
(Podobnie jest - lub by�o - z lekarzami og�lnymi. Kiedy m�j ojciec w wieku
dziewi��dziesi�ciu lat niech�tnie rozwa�a� mo�liwo�� przej�cia na emerytur�, doradzali�my
mu: "Rzu� przynajmniej wizyty domowe", na co on odpar�: "Zostawi� sobie przynajmniej
wizyty domowe - w zamian mog� rzuci� wszystko inne").
Pami�taj�c jego s�owa, zdj��em m�j bia�y kitel i opu�ci�em szpital, w kt�rym sp�dzi�em
ostatnie dwadzie�cia pi�� lat, po to, by bada� �ycie bohater�w tej ksi��ki, w cz�ci jak
naturalista, kt�ry bada rzadkie formy �ycia, w cz�ci jak antropolog, neuroantropolog -
przede wszystkim jednak jak lekarz, wzywany tu lub tam na wizyty domowe, wizyty na
kra�cach ludzkiej egzystencji.
S� to wi�c opowiadania o metamorfozach wywo�anych neurologiczn� zmian�,
metamorfozach w alternatywne stadia bytu, inne formy �ycia, i mimo �e tak r�ne od
"normalnych", to nie mniej ludzkie.
O.W.S.
Nowy Jork czerwiec 1994
O MALARZU, KT�RY O�LEP� NA BARWY
Na pocz�tku marca 1986 roku otrzyma�em taki oto list:
Mam 65 lat, jestem malarzem. Mog� si� pochwali� niema�ymi sukcesami artystycznymi.
Drugiego stycznia tego roku mia�em wypadek samochodowy. W moje auto, od strony
pasa�era, uderzy�a ma�a ci�ar�wka. W izbie przyj�� miejscowego szpitala powiedziano mi,
�e dozna�em wstrz�su m�zgu. W trakcie badania wzroku odkryto, �e nie rozr�niam liter i
kolor�w. Litery wygl�da�y jak greckie. Wszystko widzia�em tak, jakbym mia� przed sob�
ekran czarno-bia�ego telewizora. Po kilku dniach zacz��em rozpoznawa� litery, a m�j wzrok
sta� si� sokoli - na sto metr�w widz� wij�cego si� robaczka. Ostro�� wzroku jest
nieprawdopodobna. ALE - JESTEM CA�KOWICIE �LEPY NA BARWY. By�em u
okulist�w, nic na ten temat nie wiedz�. By�em u neurolog�w, te� nadaremnie. Nie rozr�niam
kolor�w pod hipnoz�. Robiono mi najrozmaitsze badania. M�j br�zowy pies jest
ciemnoszary. Sok pomidorowy jest czarny. W kolorowym telewizorze widz� jaki� straszny
galimatias...
Nadawca listu pyta� dalej, czy zetkn��em si� ju� kiedy� z takim problemem. Czy
m�g�bym wyja�ni�, co mu si� sta�o, i czy potrafi�bym mu pom�c?
By� to niezwyk�y list. Zazwyczaj s�dzi si�, �e cz�owiek mo�e urodzi� si� �lepy na
kolory - ma k�opoty z rozpoznawaniem czerwonego i zielonego lub innych kolor�w albo
(niezwykle rzadko) nie
19
widzi �adnych kolor�w - z powodu uszkodzenia reaguj�cych na kolory kom�rek siatk�wki
zwanych czopkami. Jednak w przypadku autora listu, Jonathana L, najwyra�niej tak nie by�o.
Przez ca�e �ycie widzia� normalnie, urodzi� si� z kompletem czopk�w w siatk�wkach. O�lep�
na kolory po sze��dziesi�ciu pi�ciu latach w�a�ciwego ich postrzegania - o�lep� ca�kowicie
- "jakby mia� przed sob� ekran czarno-bia�ego telewizora". To, �e wszystko sta�o si� tak
nagle, nie pasowa�o do �adnego rodzaju powolnej degeneracji, kt�rej mog� ulec czopki
siatk�wki, i wskazywa�o na zak��cenie na wy�szym poziomie, w cz�ciach m�zgu
wyspecjalizowanych w percepcji kolor�w.
Ca�kowita �lepota na kolory spowodowana uszkodzeniem m�zgu, tzw. m�zgowa
�lepota barw, chocia� opisana ponad trzysta lat temu, jest nadal stanem rzadkim i wa�nym dla
neurolog�w. Zawsze intrygowa�a ich, poniewa�, jak wszystkie nerwowe destrukcje, mo�e
ukaza� mechanizmy nerwowych konstrukcji, w tym konkretnym przypadku - w jaki spos�b
m�zg "widzi" (albo tworzy) kolory. Podw�jnie intryguj�ce jest, �e przydarzy�a si� ona
arty�cie, malarzowi, kt�ry potrafi j� i namalowa�, i opisa�, a wi�c wyrazi� ca�� jej
dziwaczno��, rozpaczliwo�� i prawdziwo��.
Kolor nie jest czym� nieistotnym; przez setki lat budzi� pe�n� pasji ciekawo��
najwi�kszych artyst�w, filozof�w i badaczy. M�ody Spinoza sw�j pierwszy traktat po�wi�ci�
t�czy. Najbardziej radosnym odkryciem m�odego Newtona by� sk�ad bia�ego �wiat�a.
Wspania�e badania Goethego nad barwami, podobnie jak Newtona, zacz�y si� od pryzmatu.
Problem koloru dr�czy� w XIX wieku Schopenhauera, Younga, Helmholtza i Maxwella.
Ostatnia praca Wittgensteina nosi tytu� Remarks on Colour [Uwagi na temat koloru]. A jednak
wi�kszo�� z nas zazwyczaj nie zwraca uwagi na tajemnic� barw. Takie przypadki jak pana I.
pomagaj� nam �ledzi� nie tylko mechanizmy m�zgowe czy fizjologi�, ale r�wnie�
fenomenologi� kolor�w i ich g��bokie znaczenie dla ka�dego z nas.
Po otrzymaniu listu pana I. skontaktowa�em si� z moim przyjacielem i koleg� Robertem
Wassermanem, okulist�; uwa�a�em, �e
20
powinni�my razem zbada� skomplikowan� sytuacj� pana I. i w miar� mo�no�ci mu
pom�c. Po raz pierwszy zobaczyli�my go w kwietniu 1986 roku. By� wysoki i bardzo
szczup�y, mia� inteligentn� twarz o ostrych rysach. Chocia� pogr��ony w depresji z powodu
swojego stanu, wkr�tce rozchmurzy� si� i zacz�� z nami rozmawia� �ywo i z humorem. M�wi�
i jednocze�nie bez ustanku pali�. Jego nerwowe palce by�y poplamione nikotyn�. Opisa� swoje
bardzo aktywne i owocne �ycie artysty - wczesne lata sp�dzi� z Georgi� O'Keeffe w
Nowym Meksyku, w latach czterdziestych malowa� dekoracje w Hollywood, w latach
pi��dziesi�tych, w okresie ekspresjonizmu abstrakcyjnego, mieszka� w Nowym Jorku, p�niej
zosta� dyrektorem artystycznym i zaj�� si� sztuk� u�ytkow�.
Dowiedzieli�my si�, �e z wypadkiem wi�za�o si� wyst�pienie przej�ciowej amnezji. Pan
I. tu� po tym zdarzeniu, p�nym popo�udniem drugiego stycznia, potrafi� jasno opisa�
policjantom, co si� sta�o, ale potem, z powodu narastaj�cego b�lu g�owy, poszed� do domu.
Skar�y� si� �onie na ten b�l i na utrat� orientacji, ale nawet nie wspomnia� o tamtym
wydarzeniu. Potem spa� bardzo d�ugo, co wygl�da�o niemal jak stupor. Dopiero nazajutrz
�ona zauwa�y�a wgnieciony bok samochodu i spyta�a, co si� sta�o. Kiedy nie otrzyma�a jasnej
odpowiedzi ("Nie wiem. Mo�e kto� najecha� na niego przy parkowaniu"), domy�li�a si�, �e
sta�o si� co� powa�nego.
Potem pan I. pojecha� do swojej pracowni i znalaz� na biurku kopi� raportu
policyjnego. Mia� wypadek, ale w dziwaczny spos�b go nie pami�ta�. Pomy�la�, �e mo�e
policyjny raport pobudzi mu pami��. Ale gdy podsun�� papier do oczu, nic nie zrozumia�.
Dobrze, ostro widzia� druk r�nych rozmiar�w i z rozmaitymi typami czcionek, ale wszystko
wygl�da�o jak pismo "greckie" czy "hebrajskie" 1. Szk�o powi�kszaj�ce nie pomog�o, litery
wygl�da�y po prostu jak wi�ksze litery "greckie" czy "hebrajskie". (Ta aleksja, czyli niemo�-
no�� rozpoznawania liter, trwa�a pi�� dni, a potem znik�a).
1 Spyta�em p�niej pana I., czy zna grecki albo hebrajski; powiedzia�, �e nie, �e po
prostu mia� poczucie, i� patrzy na nie znany, obcy mu alfabet. By� mo�e, doda�, "pismo
klinowe" by�oby lepszym okre�leniem. Widzia� kszta�ty, wiedzia�, �e musz� mie� jakie�
znaczenie, ale nie m�g� sobie uzmys�owi�, co to za znaczenie.
21
Jonathan L, czuj�c, �e w czasie wypadku dozna� wylewu albo jakiego� innego
uszkodzenia m�zgu, zadzwoni� do swego lekarza, kt�ry um�wi� si� z nim na badania w
miejscowym szpitalu. Chocia�, jak wskazuje list, pr�cz niemo�no�ci rozpoznawania liter
stwierdzono wtedy trudno�ci w rozpoznawaniu kolor�w, on sam a� do nast�pnego dnia nie
mia� subiektywnego poczucia, �e co� si� pod tym wzgl�dem zmieni�o.
Tego dnia postanowi� wr�ci� do pracy. Zdawa�o mu si�, �e jedzie we mgle, chocia�
wiedzia�, �e jest pi�kny, s�oneczny poranek. Wszystko wydawa�o si� przymglone,
wyp�owia�e, szare, niewyra�ne. Niedaleko pracowni zatrzymali go policjanci. Powiedzieli, �e
dwa razy przejecha� na czerwonym �wietle. Czy wie o tym? Nie, odpar�, nie widzia� �adnych
czerwonych �wiate�. Poprosili, by wysiad� z samochodu. Stwierdziwszy, �e jest trze�wy, ale
wyra�nie zdezorientowany i chory, wypisali mandat i poradzili, by poszed� do lekarza.
Pan I. poczu� ulg�, doje�d�aj�c do pracowni. Oczekiwa�, �e ta wstr�tna mg�a zniknie,
�e wszystko b�dzie zn�w jasne i czyste. Ale gdy tylko wszed� do �rodka, stwierdzi�, �e ca�a
pracownia, obwieszona obrazami w �ywych, jaskrawych kolorach, jest teraz szara, ca�kowicie
wyprana z barw. Jego p��tna - abstrakcyjne, kolorowe obrazy, z kt�rych by� znany - sta�y
si� teraz szare albo czarno-bia�e. Kiedy� budz�ce tak wiele skojarze� i uczu�, bogate w
znaczenia, teraz wygl�da�y obco, bezsensownie. Ci�ar straty przygni�t� go. Ca�e �ycie by�
malarzem, a teraz nawet jego obrazy utraci�y zawarty w nich sens. Nie m�g� sobie wyobrazi�,
co b�dzie dalej robi�.
Nast�pne tygodnie by�y bardzo trudne.
- Mo�na sobie pomy�le� - m�wi� pan I. - �e co tam, co to za sprawa, taka utrata
widzenia kolor�w. Paru moich przyjaci� to powiedzia�o, �ona czasem tak my�la�a, ale dla
mnie by�o to okropne, obrzydliwe.
Zna� kolory wszystkiego, z nadzwyczajn� dok�adno�ci� (umia� poda� nie tylko ich
nazwy, ale r�wnie� numery, wed�ug tabeli odcieni firmy Pantone, kt�rej u�ywa� od wielu lat).
W ten spos�b potrafi� bez wahania zidentyfikowa� ziele� bilardowego sto�u van Gogha. Zna�
wszystkie kolory swoich ulubionych obraz�w, ale ju�
22
ich nie widzia�, czy to patrz�c na nie wprost, czy oczyma wyobra�ni. By� mo�e zna� je
teraz jedynie dzi�ki pami�ci werbalnej.
Nie chodzi�o tylko o to, �e brakowa�o kolor�w, ale �e wszystko mia�o wstr�tny,
"brudny" wygl�d. Biele by�y ra��ce, a jednocze�nie zgaszone, z�amane; czernie natomiast
przepastne - wszystko nie takie, nienaturalne, splamione i nieczyste 2.
Pan I. nie m�g� znie�� ani zmienionego wygl�du ludzi ("jak o�ywione szare pos�gi"),
ani swego odbicia w lustrze - unika� kontakt�w z innymi, a stosunki seksualne uzna� za
niemo�liwe. Cia�a ludzi, cia�o �ony, jego w�asne cia�o by�y teraz odra�aj�co szare. "Cieliste"
znaczy�o teraz "szczurze", nawet gdy zamyka� oczy, poniewa� zachowa� swoj� �yw�
wyobra�ni� wizualn�, a ona te� zosta�a pozbawiona barw.
"Nietako��" wszystkiego niepokoi�a, nawet budzi�a odraz�. Dotyczy�a ka�dego
szczeg�u codziennego �ycia. Jedzenie by�o obrzydliwe ze wzgl�du na sw�j szary, martwy
wygl�d, przy posi�kach musia� zamyka� oczy. Ale to niewiele pomaga�o, gdy� wyobra�ony
pomidor by� tak samo czarny jak pomidor na stole. Tak wi�c, nie mog�c poprawi� nawet
idei, wewn�trznego obrazu rozmaitych rodzaj�w po�ywienia, coraz cz�ciej wybiera� potrawy
czarne i bia�e - czarne oliwki i bia�y ry�, czarn� kaw� i jogurt. One przynajmniej wygl�da�y
wzgl�dnie normalnie, podczas gdy wi�kszo�� potraw, w naturalnych kolorach, wydawa�a mu
si� teraz okropnie nienormalna. Jego w�asny pies br�zowej ma�ci wygl�da� tak dziwnie, �e pan
I. zastanawia� si�, czyby nie kupi� dalmaty�czyka.
Napotyka� liczne trudno�ci i prze�ywa� najrozmaitsze stresy, od zamieszania ze
�wiat�ami na skrzy�owaniach (kt�re teraz rozpoznawa� tylko po ich po�o�eniu) do tego, �e nie
potrafi� dobra� sobie ubra�. (Musia�a to robi� �ona i trudno mu by�o znie�� to uzale�nienie;
p�niej posegregowa� zawarto�� szuflad i szafy - tutaj skarpetki szare, tam ��te, krawaty
oznaczone, marynarki i garnitury podzielone na rodzaje - by unika� ra��cej niestosowno�ci i
chaosu). Przy
2 Bardzo podobnie pacjent dr. Antonia Damasia, ze �lepot� barw spowodowan�
guzem, uwa�a�, �e wszystko i wszyscy wygl�daj� "brudno". Nawet �wie�o spad�y �nieg by�
nieprzyjemny i brudny.
23
stole trzeba by�o wprowadzi� sta�e rytua�y ustawiania i podawania, inaczej m�g�
pomyli� musztard� z majonezem albo d�em z ketchupem - oczywi�cie je�li potrafi� zmusi�
si� do zjedzenia czego� nienaturalnie czarnego 3.
Mija�y miesi�ce, panu I. szczeg�lnie brakowa�o jaskrawych wiosennych kolor�w -
zawsze kocha� kwiaty, a teraz m�g� je rozpoznawa� tylko po kszta�cie i zapachu. S�jki
b��kitne nie by�y ju� kolorowe; zaskakuj�co, ich b��kit sta� si� teraz jasnoszary. Pan I. nie
widzia� chmur, nie odr�nia� ich bieli, a raczej z�amanej bieli, od lazuru, kt�ry zblad� i by� teraz
jasnoszary. Nie rozr�nia� tak�e czerwonej i zielonej papryki, poniewa� obie wydawa�y mu si�
czarne. ��cie i b��kity by�y dla niego niemal bia�e 4.
3 W 1688 r., w Some Uncommon Observations about Vitiated Sight [Kilka
niezwyktych spostrze�e� na temat zepsutego wzroku] Robert Boyle opisa� m�od�, 20-letni�
kobiet�, kt�ra widzia�a normalnie do uko�czenia 18 lat, kiedy to dosta�a gor�czki, "obsypa�y
j� dokuczliwe b�ble" i "odj�o jej wzrok". Kiedy pokazywano jej co� czerwonego
"wpatrywa�a si� we� bacznie, ale m�wi�a, �e jej wcale nie wydaje si� to czerwone, lecz innej
barwy, po jej opisie mniemaj�c, ciemne albo brudne". Kiedy "dano jej zwoje jedwabiu pi�knie
barwione, rzek�a tylko, i� s� jasnej barwy, ale nie wie jakiej". Gdy spytano j�, czy ��ki "nie
wydaj� si� jej ubrane w ziele�", powiedzia�a, �e nie, wydaj� si� jej "dziwnej ciemnej barwy",
dodaj�c, i� kiedy chcia�a zbiera� fio�ki, "nie mog�a odr�ni� ich od trawy wok�, a poznawa�a
je jedynie po kszta�cie, albo po dotyku". Boyle zaobserwowa� p�niej zmian� jej zwyczaj�w
- polubi�a spacery wieczorem, kt�re "bardzo j� radowa�y".
Wiele interesuj�cych relacji opublikowano w XIX wieku - du�o z nich zamieszczono
w pracy Mary Collins Colour-Blindness [�lepota na barwy] - a jedna z najbardziej �ywych
dotyczy lekarza, kt�ry spad� z konia, dozna� urazu g�owy i wstrz��nienia m�zgu. "Gdy
wyzdrowia� na tyle, by dostrzega� to, co go otacza�o", zanotowa� w 1853 r. George Wilson,
stwierdzi�, i� jego percepcja kolor�w, przedtem normalna, a nawet doskona�a, teraz
okaza�a si� i os�abiona, i zmieniona. [...] Wszystkie kolorowe obiekty [...] wydawa�y mu si�
dziwne. [...] W studenckich czasach w Edynburgu mia� s�aw� �wietnego znawcy anatomii;
teraz po kolorze nie potrafi� odr�ni� �y�y od t�tnicy... Kwiaty straci�y dla niego wi�kszo��
swego pi�kna. Przypomina sobie wstrz�s, jakiego dozna�, gdy pierwszy raz po powrocie do
zdrowia poszed� do swego ogrodu i stwierdzi�, i� jego ulubiona damasce�ska r�a jest teraz
ca�a - p�atki, li�cie i �odyga-brudnego, przy�mionego koloru, a r�nokolorowe kwiaty
utraci�y swoje charakterystyczne barwy.
4 Mo�na dostrzec ciekawe podobie�stwa, ale tak�e r�nice w widzeniu os�b z
wrodzon� �lepot� na barwy. I tak Knut Nordby, od urodzenia �lepy na kolory badacz
percepcji wzrokowej, pisze:
�wiat widz� tylko w odcieniach, kt�re widz�cy normalnie opisuj� jako czarny, bia�y i
szary. Moja subiektywna wra�liwo�� spektralna przypomina ortochromatyczn� czarno-bia��
b�on� filmow�. Koloru zwanego czerwonym do�wiadczam jako bardzo ciemnej szaro�ci,
prawie czerni, nawet w bardzo jasnym �wietle. Na skali szaro�ci b��kity i zielenie widz� jako
umiarkowanie szare, troch� ciemniejsze, je�li s� nasycone, a ja�niejsze, gdy nienasycone. ���
zwykle odbieram jako raczej jasn� szaro��, ale zazwyczaj nie myl� jej z biel�. Kolor br�zowy
zwykle widz� jako ciemnoszary, tak samo jak nasycon� barw� pomara�czow�.
24
Pan I. postrzega� r�wnie� otoczenie jako nadmiernie skontrastowane; utraci� widzenie
delikatnych r�nic w odcieniach, zw�aszcza w pe�nym s�o�cu albo w ostrym sztucznym
�wietle. Por�wna� to z efektami o�wietlenia sodowego, kt�re natychmiast odbiera obrazom
subtelno�� barw i odcieni, a tak�e z pewnymi czarno-bia�ymi filmami, daj�cymi ostry,
kontrastowy efekt. Czasem obiekty wysuwa�y si� do przodu z nadmiern� ostro�ci�, jak
skontrastowane sylwetki. Ale je�li kontrast by� normalny albo niewielki, mog�y ca�kiem znika�
w tle.
Tak wi�c br�zowy pies ostro odcina� si� od jasnej drogi, ale stawa� si� niewidzialny,
kiedy przechodzi� na mi�kkie, c�tkowane poszycie lasu. Ludzkie postacie pan I. dostrzega� z
odleg�o�ci p� mili (jak pisa� w swoim li�cie, a potem wielokrotnie powtarza�, mia� teraz
niezwykle ostry, "sokoli" wzrok), ale cz�sto nie rozpoznawa� twarzy, dop�ki ludzie nie
podeszli bardzo blisko. Wygl�da�o to na utrat� widzenia barw i kontrastu, a nie na defekt w
postrzeganiu, czyli agnozj�. Mia� powa�ne k�opoty, prowadz�c samoch�d, bo cz�sto �le
interpretowa� cienie -jako wyrwy czy bruzdy - i, by ich unikn��, nagle hamowa� albo
skr�ca�.
Szczeg�lnie trudna do zniesienia by�a dla niego kolorowa telewizja; obraz w niej
odczuwa� jako nieprzyjemny, czasem niezrozumia�y. Telewizj� czarno-bia�� uwa�a� za lepsz�;
czu�, �e jego percepcja obraz�w czarno-bia�ych jest relatywnie normalna, podczas gdy co�
dziwacznego i niezno�nego zjawia�o si�, gdy patrzy� na obrazy kolorowe. (Gdy spytali�my,
dlaczego po prostu nie wy��czy koloru, odpar�, i� gradacja odcieni w "odbarwionej"
kolorowej telewizji wydaje mu si� inna, mniej "normalna" ni� w "czystej" czarno--bia�ej).
Natomiast, jak teraz wyja�nia�, w odr�nieniu od swego
25
pierwszego listu, jego �wiat nie by� taki jak czarno-bia�a telewizja czy film - gdyby tak by�o,
�y�oby mu si� o wiele �atwiej. (Czasem chcia�by nosi� okulary z miniaturowymi czarno-
bia�ymi telewizorkami.)
Desperacka ch�� pokazania, jak wygl�da jego �wiat, i bezu�yteczno�� zwyk�ych
analogii do czarno-bia�ych obraz�w sprawi�y, �e po kilku tygodniach stworzy� w swojej
pracowni ca�kowicie szary pok�j, szary �wiat, gdzie sto�y, krzes�a i wykwintny obiad gotowy
do podania by�y pomalowane w r�nych odcieniach szaro�ci. Tr�jwymiarowo�� i "czarno-
bia�a" skala, r�na od tej, do kt�rej jeste�my przyzwyczajeni, da�a rzeczywi�cie makabryczny
efekt, ca�kowicie odmienny od efektu czarno-bia�ej fotografii. Pan I. zwr�ci� nam uwag� na to,
�e akceptujemy czarno-bia�e fotografie czy filmy, poniewa� s� one reprezentacj� �wiata -
obrazami, na kt�re mo�emy patrze� albo nie. Natomiast dla niego czer� i biel by�a
rzeczywisto�ci�, znajdowa�a si� wsz�dzie wok� niego, 360 stopni, solidna, trwa�a, w trzech
wymiarach, dwadzie�cia cztery godziny na dob�. M�g� to wyrazi� tylko w jeden spos�b -
tworz�c szary pok�j, by inni mogli tego zazna�. Oczywi�cie, zaznaczy�, obserwator te�
musia�by zosta� pomalowany na szaro, wtedy nie obserwowa�by jedynie tego �wiata, lecz sta�
si� jego cz�ci�. Co wi�cej, obserwator musia�by utraci�, tak jak on, neurologiczn� wiedz� o
kolorach. To by�o, powiedzia�, jak �ycie w �wiecie "odlanym z o�owiu".
P�niej powiedzia�, �e ani s�owo "szary", ani "o�owiany" nie potrafi� da� wyobra�enia,
jaki jest naprawd� jego �wiat. Nie do�wiadcza� "szaro�ci", ale czego�, co nie ma
odpowiednika w zwyk�ym do�wiadczeniu i zwyk�ym j�zyku.
Pan I. nie m�g� teraz znie�� muze�w i galerii ani kolorowych reprodukcji swoich
ulubionych obraz�w. Nie dlatego, �e by�y po prostu odarte z kolor�w, ale poniewa�
wygl�da�y niezno�nie nie tak, ze swymi wymytymi albo "nienaturalnymi" odcieniami szaro�ci
(o wiele lepiej tolerowa� czarno-bia�e fotografie). Unieszcz�liwia�o go to szczeg�lnie wtedy,
gdy osobi�cie zna� artyst�w -
26
percepcyjne umniejszenie ich prac kolidowa�o z jego odczuciem ich to�samo�ci. W
gruncie rzeczy czu�, �e to samo dzia�o si� te� z nim.
Pewnego razu przygn�bi�a go t�cza, kt�r� widzia� jedynie jako bezbarwne p�kole na
niebie. Nawet zdarzaj�ce si� od czasu do czasu migreny uwa�a� za "nudne" - kiedy� wi�za�y
si� z kolorowymi geometrycznymi halucynacjami, teraz nawet one pozbawione by�y barw.
Czasem stara� si� przywo�a� kolor, naciskaj�c na ga�ki oczne, ale pojawiaj�cym si� wtedy
b�yskom i wzorkom te� brakowa�o koloru. Kiedy� mia� sny w �ywych barwach, zw�aszcza
gdy �ni�y mu si� krajobrazy i obrazy. Teraz jego sny by�y rozmyte i blade albo gwa�towne i
skontrastowane, pozbawione i kolor�w, i delikatnego stopniowania odcieni.
Co ciekawe, r�wnie� muzyka straci�a dla niego wiele, poniewa� przedtem mia�
niezwykle intensywny dar doznawania r�wnoczesnego, tak �e r�ne tony by�y natychmiast
przek�adane na kolory. S�ysza� d�wi�ki i jednocze�nie do�wiadcza� wyj�tkowo bogatej burzy
barw. Z utrat� zdolno�ci do tworzenia kolor�w utraci� r�wnie� i ten dar - jego wewn�trzny
"organ kolor�w" nie dzia�a� - s�ysza� teraz muzyk� bez wizualnego akompaniamentu. A bez
tego niezb�dnego chromatycznego odpowiednika by�a ona w spos�b gruntowny zubo�ona 5.
Pewnej niewielkiej przyjemno�ci doznawa�, patrz�c na rysunki; w m�odo�ci by�
znakomitym rysownikiem. "Mo�e m�g�by do tego wr�ci�?" Ta my�l pojawia�a si� raz po raz i
zapu�ci�a wreszcie korzenie, gdy inni zacz�li mu to coraz cz�ciej sugerowa�. Jego
pierwszym impulsem by�a ch�� malowania w kolorze. Upiera� si�, �e wci�� "wie", jakich
kolor�w u�ywa�, nawet je�li ich ju� nie widzi. W pierwszej pr�bie postanowi� namalowa�
kwiaty, tworz�c na palecie odcienie, kt�re wydadz� mu si� "odpowiednie". Ale na obra-
5 Tylko jeden zmys� dostarcza� mu w tym czasie prawdziwej przyjemno�ci - zmys�
w�chu. Pan I. obdarzony byt zawsze bardzo czu�ym, erotycznie na�adowanym zmys�em
w�chu - prowadzi� nawet dodatkowo ma�� perfumeri� i tworzy� swoje w�asne zapachy. W
pierwszych ponurych tygodniach po wypadku, gdy straci� przyjemno�� p�yn�c� z patrzenia,
w wi�kszym stopniu doznawa� przyjemno�ci p�yn�cej z w�chania (przynajmniej tak mu si�
wydawa�o).
27
zach namalowanych w ten spos�b normalne oczy widzia�y tylko niezrozumia�y kolorowy
galimatias. Obrazy te nabra�y sensu dopiero na czarno-bia�ych zdj�ciach, kt�re wykona�
pewien artysta, przyjaciel pana I. Kontury by�y takie jak trzeba, ale kolory ca�kowicie
nieodpowiednie.
- Nikt nie b�dzie m�g� patrze� na twoje obrazy - rzek� jeden z przyjaci� - dop�ki
nie stan� si� tak samo �lepe na kolory jak ty.
- Przesta� si� upiera� - powiedzia� inny. - Nie potrafisz teraz stosowa� koloru.
Pan L, oci�gaj�c si�, pozwoli�, by schowano wszystkie jego kolorowe farby. To tylko
chwilowo, my�la�, nied�ugo do nich wr�c�.
W ci�gu tych pierwszych tygodni by� wzburzony, a nawet zrozpaczony; wci�� mia�
nadziej�, �e kt�rego� pi�knego poranka obudzi si� i w cudowny spos�b wr�ci do niego �wiat
barw. W tamtym czasie by� to motyw stale obecny w jego snach, ale to pragnienie nigdy si�
nie spe�ni�o, nawet we �nie. �ni�, na przyk�ad, �e ju�, ju� za chwil� zobaczy wszystko w
kolorze, ale w tym momencie budzi� si� i stwierdza�, �e nic si� nie zmieni�o. Obawia� si� stale,
�e to, co si� raz zdarzy�o, mo�e si� powt�rzy�, tym razem ca�kowicie pozbawiaj�c go
wzroku. Uwa�a�, �e prawdopodobnie mia� wylew spowodowany wypadkiem (a mo�e taki,
kt�ry spowodowa� wypadek), i ba� si�, �e zn�w w ka�dej chwili mo�e dosta� ponownego
wylewu. Opr�cz tych obaw zdrowotnych pojawi�y si� g��bsze rodzaje dezorientacji i l�ku,
prawie niemo�liwe do wyartyku�owania, kt�re pojawi�y si�, gdy pr�bowa� malowa� w kolorze
i obstawa� przy tym, �e wci�� "zna" kolor. W ci�gu tego miesi�ca zaczai zdawa� sobie
spraw�, �e nie chodzi tylko o to, i� nie postrzega barw i utraci� wyobra�ni� z nimi zwi�zan�,
ale o co� g��bszego, trudnego do zdefiniowania. Wiedzia� wszystko o kolorze - zewn�trznie,
intelektualnie - ale utraci� pami��, wewn�trzn� wiedz� o czym�, co by�o cz�ci� jego
istnienia. Przez ca�e �ycie do�wiadcza� koloru, ale teraz by� to tylko fakt historyczny, nie m�g�
tego dotkn��, bezpo�rednio poczu�. Jakby ca�a jego przesz�o�� dotycz�ca barw zosta�a
wymazana, jakby m�zgowa wiedza na temat koloru zosta�a ca�kowicie
28
usuni�ta i nie zosta� po niej �aden �lad, �aden wewn�trzny dow�d, �e kiedy� istnia�a 6.
Na pocz�tku lutego zacz�� si� uspokaja�, nie by� ju� tak zrozpaczony. Zacz��
akceptowa� - nie samym intelektem, ale na g��bszym poziomie - fakt, �e jest naprawd�
ca�kowicie �lepy na kolory i �e by� mo�e tak ju� pozostanie. Pocz�tkowe poczucie
bezsilno�ci ust�powa�o miejsca poczuciu, �e mo�e co� postanowi� -je�li nie mo�e malowa�
w kolorze, b�dzie malowa� obrazy czarno-bia�e, b�dzie pr�bowa� �y� pe�ni� �ycia w czarno-
bia�ym �wiecie. W postanowieniu tym umocni�o go pewne prze�ycie pi�� tygodni po
wypadku, gdy jecha� rankiem do pracowni. Zobaczy� przed sob� wsch�d s�o�ca, p�omienne
czerwienie zmienione w czer�:
- S�o�ce wschodzi�o jak bomba, jak jaka� ogromna eksplozja nuklearna - powiedzia�
p�niej. - Czy kto� widzia� kiedy� wsch�d s�o�ca w taki spos�b?
Zainspirowany przez to zdarzenie, zacz�� malowa� - zacz�� w�a�nie od czarno-bia�ego
obrazu, kt�ry nazwa� Nuklearny wsch�d s�o�ca, a potem przeszed� do ulubionych abstrakcji,
tyle �e teraz by�y one czarno-bia�e. L�k przed utrat� wzroku dr�czy� go nadal, ale teraz,
tw�rczo przetworzony, nada� kszta�t pierwszym "prawdziwym" obrazom namalowanym po
eksperymentach z kolorem. Stwierdzi�, �e potrafi malowa�, i to bardzo dobrze, czarno-bia�e
obrazy. Jedyn�
6 Kwestia "znania" kolor�w jest bardzo z�o�ona i ma pe�ne paradoks�w aspekty,
trudno poddaj�ce si� analizie. Z pewno�ci� pan I. by� g��boko �wiadomy ogromnej straty
zwi�zanej ze zmian� w postrzeganiu, m�g� wi�c ewidentnie robi� por�wnania z przesz�ymi
doznaniami. Takie por�wnania s� niemo�liwe, je�li nast�pi�o ca�kowite obustronne zniszczenie
pierwotnej kory wzrokowej, spowodowane np. wylewem, jak w zespole Antona. Pacjenci z
tym zespo�em ca�kowicie �lepn�, ale nie skar�� si� na to ani nie zg�aszaj�, �e nic nie widz�. Nie
wiedz�, �e s� niewidomi; ca�a struktura �wiadomo�ci zostaje zreorganizowana - natychmiast
- w chwili, kiedy doznaj� wylewu.
Podobnie pacjenci z du�ymi wylewami w prawej korze ciemieniowej mog� utraci� nie
tylko czucie i zdolno�� u�ywania swojej lewej strony, ale wszelk� wiedz� na temat jej istnienia,
na temat wszystkiego, co jest na lewo, mog� utraci� nawet poj�cie lewej strony. Ale s�
"anozognostyczni" - nie maj� poczucia choroby, nie wiedz�, �e im czego� brakuje. My
mo�emy powiedzie�, �e ich �wiat jest przepo�owiony, ale dla nich pozostaje ca�y, kompletny.
29
pociech� sta�a si� praca - sp�dza� w pracowni pi�tna�cie, a nawet osiemna�cie godzin
na dob�. W ten spos�b przetrwa� jako artysta.
- Czu�em, �e bez malowania nie m�g�bym d�u�ej �y� - powiedzia� p�niej.
W jego pierwszych czarno-bia�ych obrazach, namalowanych w lutym i marcu,
wyczuwa�o si� istnienie gwa�townych si� - w�ciek�o�ci, l�ku, rozpaczy, pobudzenia - ale
wszystkie one by�y utrzymywane pod kontrol�, �wiadcz�c o artyzmie, kt�ry potrafi ods�oni�,
a jednocze�nie zawrze� tak� intensywno�� uczu�. W ci�gu tych dw�ch miesi�cy pan I.
stworzy� mn�stwo p��cien w jednym okre�lonym stylu, o charakterze, jakiego przedtem nie
ujawnia�. Wiele tych obraz�w przedstawia�o niezwyk��, potrzaskan� powierzchni� z abs-
trakcyjnymi kszta�tami budz�cymi wra�enie, i� s� to twarze - odwr�cone, w cieniu, smutne,
rozgniewane - i rozcz�onkowane cz�ci cia�a, poszatkowane, umieszczone w ramkach i
pude�kach. W por�wnaniu z poprzednimi pracami by�y skomplikowane jak labirynty,
obdarzone jak�� obsesyjn�, nie daj�c� spokoju jako�ci� - wydawa�y si� w symbolicznej
formie ukazywa� po�o�enie, w jakim znalaz� si� ich tw�rca.
Poczynaj�c od maja - obserwowanie tego by�o fascynuj�ce - przeszed� od tych
pe�nych si�y, ale raczej przera�aj�cych i obcych obraz�w, do temat�w, kt�rych nie zg��bia�
przez trzydzie�ci lat, z powrotem do przedstawiania tancerzy i wy�cig�w konnych. Te
obrazy, chocia� nadal czarno-bia�e, by�y pe�ne ruchu, �ycia i zmys�owo�ci. Odzwierciedla�y
zmian� w osobistym �yciu malarza - nie wycofywa� si� ju� tak bardzo, zacz�� odnawia�
kontakty towarzyskie, wraca� do seksu. Zmniejsza�y si� jego l�ki i depresja, wraca� do �wiata.
W tym samym czasie zacz�� te� rze�bi�, czego nigdy przedtem nie robi�. Zdawa� si�
zwraca� do tych form postrzegania wizualnego, kt�rych nie zosta� pozbawiony - formy,
linii, ruchu, g��bi - i bada� je ze zwi�kszon� intensywno�ci�. Zacz�� r�wnie� malowa�
portrety, chocia� stwierdzi�, �e nie potrafi pracowa� z �ywym cz�owiekiem, a jedynie z
czarno-bia�� fotografi�, wzmacniaj�c j� swoj� znajomo-
30
�ci� i uczuciem dla modela. �ycie by�o dla niego do zniesienia jedynie w pracowni, bo
tylko tutaj m�g� na nowo przedstawia� �wiat w pe�nych mocy, kompletnych formach. Na
zewn�trz, w prawdziwym �yciu, �wiat by� obcy, pusty, martwy i szary.
T� w�a�nie histori� przedstawi� pan I. Bobowi Wassermanowi i mnie - histori� nag�ej i
ca�kowitej utraty widzenia kolor�w oraz swoich pr�b �ycia w �wiecie czarno-bia�ym. Nigdy
przedtem nie s�ysza�em takiej opowie�ci, nigdy nie spotka�em nikogo z ca�kowit� �lepot� na
barwy i nie mia�em poj�cia, co mu si� sta�o - nie wiedzia�em te�, czy mo�na go wyleczy�
albo uzyska� popraw�.
Pierwszym zadaniem by�o bardziej precyzyjne opisanie jego stanu, za pomoc�
rozmaitych test�w, niekt�rych ca�kiem nieformalnych, z u�yciem zwyk�ych przedmiot�w czy
obraz�w, cokolwiek by�o pod r�k�. Na przyk�ad najpierw pokazali�my panu I. p�k� z
notesami - niebieskimi, czerwonymi i czarnymi - stoj�c� przy moim biurku. Natychmiast
wybra� niebieskie (dla normalnych oczu umiarkowanie niebieskiego koloru) - powiedzia�, �e
s� "blade". Czerwonych i czarnych nie potrafi� odr�ni� - oba rodzaje by�y dla niego
"martwo czarne".
Potem dali�my mu mn�stwo w��czek, w trzydziestu trzech kolorach, i poprosili�my,
aby je posortowa�. Odpar�, �e nie mo�e ich podzieli� ze wzgl�du na kolory, a jedynie ze
wzgl�du na odcienie szaro�ci. Potem szybko i sprawnie podzieli� w��czki na cztery dziwne,
kolorystycznie przypadkowe stosiki, kt�re scharakteryzowa� jako 0-25 procent, 25-50
procent, 50-75 procent i 75-100 procent czarno--bia�ej skali (chocia� nic nie wygl�da�o dla
niego jak czysty bia�y kolor, nawet bia�a w��czka by�a troch� "zmatowia�a" czy "brudna").
My dwaj nie potrafili�my orzec, czy w��czka jest dobrze posortowana, poniewa�
widzenie barw przeszkadza�o nam w wizualizowaniu czarno-bia�ej skali, tak jak ludzie z
normalnym wzrokiem nie potrafili rozr�ni� odcieni w chaosie kolorowych kwiat�w namalo-
wanych przez pana I. Ale czarno-bia�a fotografia i czarno-bia�y film wideo potwierdzi�y, �e
pan I. rozdzieli� w��czki prawid�owo wed�ug czarno-bia�ej skali, i generalnie zgadza�o si� to z
odbiorem urz�dze�
31
mechanicznych. Jego podzia� na kategorie by� prymitywny, ale wi�za�o si� to z
widzeniem ostrych kontrast�w, ub�stwem odcieni, na kt�re narzeka�. I rzeczywi�cie, kiedy
pokazali�my mu skal� pewnego artysty, z kilkunastoma stopniami od bieli do czerni, potrafi�
odr�ni� jedynie trzy czy cztery kategorie odcieni 7.
Pokazali�my mu r�wnie� klasyczne tablice kolorowych plamek Ishihary, na kt�rych
cyfry w niewiele r�ni�cym, si� kolorem otoczeniu s� doskonale widoczne dla ludzi
obdarzonych normalnym wzrokiem, a niewidoczne dla tych, kt�rzy cierpi� na rozmaite
rodzaje �lepoty na barwy. Pan I. nie widzia� �adnej z tych figur (za to dostrzega� je, tak jak inni
ludzie �lepi na kolory, a ludzie z normalnym wzrokiem nie, na specjalnych tablicach
przeznaczonych do rozpoznawania udawanej lub histerycznej �lepoty na kolory) 8.
Przypadkiem mieli�my poczt�wk� jakby stworzon� do badania ludzi �lepych na barwy
- poczt�wk� przedstawiaj�c� wybrze�e i sylwetki rybak�w na molo na tle
ciemnoczerwonego nieba o zachodzie s�o�ca. Pan I. w �aden spos�b nie potrafi� dostrzec
rybak�w i mola, a widzia� jedynie p�kole zachodz�cego s�o�ca.
7 Jedn� z anomalii pokaza� ten test sortowania w��czki. Pan I. zaliczy� jaskrawe,
nasycone b��kity do kategorii kolor�w "bladych" (tak jak narzeka�, �e b��kitne niebo wydaje
mu si� niemal bia�e). Ale czy rzeczywi�cie by�a to anomalia? Czy mo�emy by� pewni, �e
niebieska w��czka, pod swoj� niebiesko�ci�, nie jest wyblak�a czy blada? Potrzebowali�my
farb, kt�re poza barw� s� identyczne - maj� tak� sam� jaskrawo��, nasycenie, tak samo
odbijaj� �wiat�o. Sprowadzili�my zestaw starannie dobranych kolorowych guzik�w, znanych
jako test Farnswortha-Munsella, i pokazali�my go panu I. Nie potrafi� u�o�y� ich w
jakimkolwiek porz�dku, ale wybra� i od�o�y� na bok niebieskie, jako "bardziej blade" ni�
reszta.
Kolejne testy - anomaloskopia Nagela i karty �lepoty na barwy Sloana -
potwierdzi�y ca�kowit� �lepot� na kolory u pana I. Z doktorem Ralphem Sigelem
przeprowadzili�my testy percepcji g��bi i ruchu (u�ywaj�c stereogram�w przypadkowych
kropek i ruchomych p�l przypadkowych kropek Julesza). Te rodzaje percepcji by�y
normalne, tak jak zdolno�� rozpoznawania struktury i g��bi na podstawie ruchu.
Zauwa�yli�my jednak jedn� ciekaw� anomali� - pan I. nie potrafi� "chwyci�" czerwonych i
zielonych stereogram�w (anaglif�w dwubarwnych), przypuszczalnie dlatego, �e do rozdzia�u
dw�ch obraz�w potrzebne jest widzenie barw. Wykonali�my r�wnie� elektroretinogramy, i
wyniki by�y normalne, co wskazywa�o, i� wszystkie trzy mechanizmy czopk�w siatk�wki s�
zachowane i �e �lepota na barwy jest rzeczywi�cie pochodzenia m�zgowego.
32
Chocia� pan I. mia� takie k�opoty, gdy pokazywano mu kolorowe obrazy, bez �adnych
trudno�ci prawid�owo opisywa� fotografie i reprodukcje czarno-bia�e. Bez k�opot�w
rozpoznawa� ksz