4264
Szczegóły |
Tytuł |
4264 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4264 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4264 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4264 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
NIE MA NOCY BEZ GWIAZD
PRZEK�AD KONRAD BRZOZOWSKI
TYTU� ORYGINA�U NO NIGHTS WITHOUT STARS
I
Smuga ciemnego, t�ustego dymu leniwie unosz�ca si� nad za�omem by�a wystarczaj�cym ostrze�eniem. Sander ze�lizn�� si� z grzbietu Rhina i zacz�� skrada� si� powoli w g�r� stromego zbocza. Wierzchowiec r�wnie ostro�nie pod��a� za je�d�cem. Ju� od wielu dni nie napotkali �adnego obozowiska. Torba na prowiant, kt�r� d�wiga� Rhin, by�a pusta, a g��d coraz bardziej dokuczliwy. Od dwudziestu czterech godzin Sanderowi nie uda�o si� nic upolowa�, a ledwie dojrza�e ziarna, kt�re zebra� po drodze, by�y raczej marnym posi�kiem.
Pi�� dni temu opu�ci� ziemie, do kt�rych jeszcze czasami docierali cz�onkowie Klanu Jaka. Gdy po tym, jak go potraktowano, wyjecha� z wioski, ruszy� prosto na wsch�d, w kierunku legendarnego morza. Wydawa�o mu si�, �e osi�gnie cel� �e zg��bi tajemnice staro�ytnych miast i udoskonali sw�j kunszt obr�bki metalu, �eby jego ludzie nie musieli nabywa� metalowych przedmiot�w od Kupc�w. Mia� nadziej�, �e po powrocie poka�e Ibbetsowi i pozosta�ym, czego si� nauczy�, i przekona ich, �e nie jest ju� uczniem o niewielkich umiej�tno�ciach, lecz prawdziwym kowalem, kt�ry pozna� tajniki Pradawnej Wiedzy. D�uga i m�cz�ca w�dr�wka po dzikich pustkowiach ostudzi�a nieco jego zapa� i nauczy�a ostro�no�ci, nie zgasi�a jednak samego �r�d�a gniewu � uw�aczaj�cej decyzji, jak� podj�� Ibbets.
Wcisn�� si� teraz mi�dzy ska�y i naci�gn�� g��boko maskuj�cy kaptur. Nie by� my�liwym, ale ka�dego cz�onka Klanu ju� od dziecka uczono, jak zachowa� si� w obliczu niebezpiecze�stwa. Sander wiedzia�, �e powinien pozosta� niezauwa�ony do chwili, gdy przekona si�, �e nic mu nie grozi.
W dole rozci�ga�a si� dolina rzeki, kt�ra dalej zmienia�a si� w ogromne rozlewisko. Wida� by�o tylko jeden brzeg, ten, na kt�rym zbiornik ��czy� si� z rzek�. W tym w�a�nie miejscu Sander dostrzeg� jakie� zabudowania. Nie przypomina�y one w niczym prowizorycznych namiot�w, w jakich mieszkali ludzie Klanu. By�y to normalne domy. Zbudowano je z grubych drewnianych bali, kt�re teraz spowija� g�sty dym. Wioska wygl�da�a na zniszczon�.
Nawet z tej odleg�o�ci by�o wida� poskr�cane i nieruchome cia�a mieszka�c�w. Musieli pa�� ofiar� najazdu. By� mo�e rze� by�a dzie�em okrutnych Morskich Rekin�w z po�udnia. Je�li tak, to w�r�d ruin nie nale�a�o si� spodziewa� nikogo �ywego.
Ogie� powoli trawi� kolejne budynki. Atak najwyra�niej nast�pi� od strony morza, od strony l�du wida� by�o bowiem kilka nietkni�tych domostw. Sander nie mia� jednak w�tpliwo�ci, �e dok�adnie je spl�drowano, cho� naje�d�cy zapewne zostawili sporo warto�ciowych rzeczy. Wiedzia�, �e dla mieszka�c�w wioski by� to okres �niw. Gdy wyje�d�a�, jego ludzie (za takich przynajmniej uwa�a� ich jeszcze do niedawna; skrzywi� si� z przykro�ci� na t� my�l) w�a�nie polowali i robili zapasy suszonego mi�sa.
Cho� koczowniczy lud Klanu by� ca�y czas w drodze, Sander pami�ta� o istnieniu innych plemion, kt�re osiad�y tu i �wdzie na sta�e. Opowiadali o nich Kupcy. M�wili o klanach, kt�re zajmowa�y w�asne tereny i uprawia�y ziemi�. Mieszka�cy ze spl�drowanej wioski r�wnie� musieli zajmowa� si� rybo��wstwem. Sander poczu� nag�y skurcz �o��dka. Uwa�nie przygl�da� si� wiosce. Chcia� mie� pewno��, �e gdy podejdzie bli�ej, nie wpakuje si� prosto w zasadzk�.
Rhin zaskomla� cicho i tr�ci� Sandera pyskiem. Br�zowo��te futro zwierz�cia ju� zg�stnia�o przed nadchodz�c� zim�. Pot�ne szcz�ki rozchyli�y si� lekko i wyjrza� z nich d�ugi, spiczasty j�zor. Zwierz� wpatrywa�o si� w p�on�ce zgliszcza, a w oczach odbija�o mu si� �wiat�o ta�cz�cych p�omieni. Sander nie dostrzeg� jednak w jego zachowaniu �adnych oznak niepokoju, a tylko zwyk�� ostro�no��, jak� Rhin zawsze zachowywa� w zetkni�ciu z czym� nowym lub nieznanym. Nie mruga� nerwowo oczami ani nie macha� w napi�ciu ogonem. Usiad� spokojnie na skraju urwiska, zupe�nie nie dbaj�c o to, �e jego g�owa odcina�a si� teraz wyra�nie na tle nieba i kto� w wiosce m�g�by go wypatrzy�. Obserwuj�c jego zachowanie, Sander wiedzia�, �e przynajmniej na razie nic im nie grozi. Inteligentne zwierz� potrafi�o wyczu� to, czego �aden cz�owiek nie by�by w stanie odkry� swymi przyt�umionymi zmys�ami.
Kowal odwa�y� si� wsta�, nie dosiad� jednak Rhina, lecz ruszy� powoli w d� zbocza, wykorzystuj�c ka�d� mo�liw� kryj�wk�. Wierzchowiec, niczym rudobr�zowy duch, pod��a� krok w krok za nim. Na wszelki wypadek Sander trzyma� w r�ku gotowy do u�ycia miotacz na strza�ki. Poluzowa� te� zapi�cie pochwy, w kt�rej tkwi� d�ugi my�liwski n�.
Im bli�ej spl�drowanej wioski si� znajdowali, tym silniej by�o czu� zapach spalenizny. Nie by� to jedynie sw�d pal�cego si� drewna. Rhin warkn�� cicho, w�sz�c. Jemu r�wnie� nie podoba� si� zapach, kt�ry teraz da�o si� wyczu� ju� ca�kiem wyra�nie. W ko�cu jednak, s�dz�c z jego reakcji, zwierzak nie odkry� nic niebezpiecznego.
Sander okr��y� miejsce, w kt�rym le�a�y zakrwawione zw�oki i omin�� spalon� cz�� wioski, kieruj�c si� w stron� mniej zniszczonych dom�w. Czu� teraz inny zapach, �wie�y i nieznajomy. Wiatr przyni�s� go wraz z hukiem fal rozbijaj�cych si� o wybrze�e. Czy naprawd� dotarli do morza, czy by�o to tylko wi�ksze jezioro?
Gdy zbli�yli si� jeszcze bardziej do nienaruszonych chat, kowal zawaha� si�. Nie by� pewien, czy powinien si� tam zapuszcza�. G��d pcha� go jednak dalej i po chwili razem z Rhinem znale�li si� w uliczce mi�dzy domami. By�a tak w�ska, �e id�c obok siebie, z trudem si� w niej mie�cili.
Z bliska okaza�o si�, jak masywne by�y �ciany wykonane z bali. Okna umieszczono w nich bardzo wysoko, tu� pod samym dachem. Po chwili dotarli do ko�ca alejki, skr�cili w prawo i stan�li przed najbli�szymi drzwiami.
Zbite z szerokich i ci�kich desek, wisia�y teraz bezw�adnie na jednym zawiasie. Nietrudno by�o zgadn��, �e kto� wy�ama� je z ogromn� si��. Rhin warkn�� i wyszczerzy� k�y, mi�dzy kt�rymi nerwowo drga� d�ugi j�zor. Tu� za progiem le�a� martwy cz�owiek. Jego plecy by�y jedn� wielk� plam� zaschni�tej krwi. Wie�niak le�a� twarz� do ziemi, ale Sander wcale nie mia� ochoty przygl�da� mu si� bli�ej.
Ubranie nieznajomego w niczym nie przypomina�o sk�rzanej odzie�y, jak� nosili ludzie Klanu. Mia� na sobie br�zow� tunik� z grubo plecionej tkaniny, lu�ne spodnie z tego samego materia�u i sznurowane buty. Sander nie bez wahania omin�� m�czyzn� i wszed� do �rodka. Wn�trze domu nosi�o wyra�ne �lady pospiesznego przeszukiwania. Doko�a wala�y si� porozrzucane i zniszczone sprz�ty.
W rogu pod �cian� le�a�y poskr�cane zw�oki. Sander przyjrza� si� im przez kr�tk� chwil�, po czym odwr�ci� wzrok. Cho� naje�d�cy poniszczyli i spl�drowali urz�dzenie chaty, od razu zorientowa� si�, �e mieszka�cy wioski musieli by� o wiele bogatsi od ludzi Klanu. Bior�c pod uwag� osiad�y tryb �ycia rybak�w, by�o to ca�kiem zrozumia�e. Pod��aj�c za stadami, jego ludzie nie mogli taszczy� ze sob� sto��w i krzese�. Sander zatrzyma� si� i podni�s� z ziemi roz�upan� mis�.
Zaintrygowa� go ozdobny wz�r. Z pozoru przypomina� ciemne kreski odcinaj�ce si� wyra�nie na tle jasnobr�zowej gliny, linie szybko jednak u�o�y�y si� w obraz lec�cych ptak�w.
Odwr�ci� si�. Chcia� jak najszybciej przeszuka� kosze na �ywno�� i wydosta� si� z tego domu umar�ych. Z zewn�trz dobieg�o warkni�cie Rhina. Zwierz� by�o niespokojne. Niepok�j udzieli� si� r�wnie� Sanderowi, kowal jednak zmusi� si� do spenetrowania domu.
Znalaz� m�k� zmieszan� z pokruszonymi orzechami. U�ywaj�c rozbitego naczynia nape�ni� torb�. Uda�o mu si� jeszcze odkry� dwie suszone ryby. Reszta zapas�w, prawdopodobnie celowo zniszczona, nie nadawa�a si� do jedzenia. Ten obraz nieuzasadnionego okrucie�stwa i nienawi�ci spowodowa�, �e Sander prawie uciek� z chaty. Na zewn�trz odetchn�� z ulg�.
Zdecydowa� si� przeszuka� kolejny budynek. To jednak, co zobaczy� w �rodku, tak go przerazi�o, �e szybko si� wycofa�. Nie m�g� znie�� widoku kolejnych zmasakrowanych cia�. Wygl�da�o na to, �e naje�d�cy, kimkolwiek byli, nie tylko w okrutny spos�b wymordowali mieszka�c�w wioski, ale pastwili si� nad ich cia�ami. Sander odetchn�� g��boko, z trudem powstrzymuj�c md�o�ci, i szybko wycofa� si� w�sk� uliczk� poza zabudowania.
Wiedzia�, �e bez wzgl�du na to, co tam spotka, musi poszuka� jeszcze jednego miejsca. Ka�da wioska mia�a swojego kowala. Odruchowo dotkn�� r�k� torby, w kt�rej przechowywa� narz�dzia � wszystko, co pozosta�o mu po ojcu. Ibbet z pewno�ci� chcia�by zagarn�� i to, podobnie jak odebra� Sanderowi ku�ni�, ale tutaj chroni�y m�odego kowala stare obyczaje.
Najwi�ksze m�oty i d�uta pochowano oczywi�cie wraz z cia�em Dullana, jego ojca. Wierzono, �e mia�y moc w�a�ciciela, kt�ry u�ywa� ich za �ycia, i �e powinny spocz�� w ziemi wraz z nieboszczykiem. Wszystkie pozosta�e narz�dzia dziedziczy� syn i tego prawa nie mog�a mu odebra� �adna si�a. Sander wiedzia� jednak, �e to, co posiada, nie wystarczy, je�li uda mu si� spe�ni� najwi�ksze marzenie � je�li dotrze do miejsca, o kt�rym opowiadali Kupcy, do miejsca, gdzie znajdowano staro�ytny metal. Bardzo chcia� tam dotrze� i zg��bi� sekret starej sztuki, dzi� nieosi�galnej nawet dla najlepszych kowali.
Zacisn�� wi�c z�by i skoncentrowa� si� na odnalezieniu ku�ni. Stara� si� nie zwa�a� na smr�d i okrutnie zmasakrowane zw�oki. Rhin niech�tnie pod��a� jego �ladem, piszcz�c i powarkuj�c. Kowal wiedzia�, �e zwierz�ciu absolutnie nie podoba�o si� to miejsce i �e instynkt nakazywa� mu natychmiastowy odwr�t. Wiedzia� te� jednak, �e Rhin jest do niego bardzo przywi�zany i za nic nie zostawi�by go teraz samego.
Od wielu pokole� ludzie Klanu i zwierz�ta pomagali sobie wzajemnie. Wsp�praca zacz�a si� ju� w Mrocznych Czasach. Jak wynika�o z legend i opowie�ci, kt�re powtarzali Zapami�tywacze, zwierz�ta takie jak Rhin by�y w przesz�o�ci znacznie mniejsze. Nazywano je w dawnej mowie Kojotami.
Na �wiecie �y�o wtedy wiele r�nych zwierz�t i tylu ludzi, �e nie spos�b by�o policzy� ich wszystkich. Potem jednak Ziemia zawirowa�a, zwiastuj�c nadej�cie Mrocznych Czas�w. Przez skorup� planety przebi�y si� g�ry ognia, pluj�c p�omieniami, dymem i law�. Wody wyst�pi�y z brzeg�w i zala�y l�d ogromnymi falami. W innych miejscach woda ust�pi�a i dno oceanu zamieni�o si� w pustyni�. Po tych kataklizmach przyszed� mr�z, a za nim nadci�gn�y chmury truj�cych gaz�w.
Tu i �wdzie kto� prze�y�, jednak wi�kszo�� ludzi i zwierz�t wygin�a. Kiedy w ko�cu niebo przeja�ni�o si� nieco, wsz�dzie nasta�y ogromne zmiany. Niekt�re zwierz�ta z pokolenia na pokolenie stawa�y si� coraz wi�ksze, podobnie zreszt� jak ludzie, o kt�rych kr��y�y opowie�ci, �e swymi rozmiarami przewy�szali niegdy� dwukrotnie mieszka�c�w Klanu. Historie takie przywozili ze sob� Kupcy. Wiadomo by�o jednak, �e rozpuszczaj� oni r�ne plotki, aby zniech�ci� innych do podr�y, kt�re mog�yby zagrozi� ich interesom. Byli zdolni wymy�li� ka�d� histori�, byle tylko s�uchacze nie zapragn�li wyjecha� do miejsc, z kt�rych sami Kupcy brali swoje towary.
Sander przystan��, wyci�gn�� w��czni� i zacz�� rozgrzebywa� zgliszcza spalonego domu. Nie by�o mowy o pomy�ce. Znalaz� kowad�o, du�e i solidne, ale niestety zbyt ci�kie, by da�o sieje zabra�. By�a to jednak wyra�na wskaz�wka, �e kiedy� w tym miejscu musia�a si� znajdowa� ku�nia.
Po kr�tkich, ale dok�adnych poszukiwaniach odnalaz� jeszcze du�y kamienny obuch. Cho� trzonek m�ota by� prawie ca�kowicie spalony, jego najcenniejsza cz�� pozosta�a nietkni�ta. Chwil� p�niej dostrzeg� mi�dzy zgliszczami jeszcze jeden obuch, tym razem troch� mniejszy. To by�o wszystko.
Kowal uni�s� d�o� i wypowiedzia� tajemne s�owa. Nawet je�li w�a�ciciel tych przedmiot�w spoczywa� gdzie� pod zgliszczami i nadal wi�za�a go z narz�dziami magiczna moc, bo odszed� z tego �wiata w nag�y i nieoczekiwany spos�b, teraz b�dzie wiedzia�, �e dosta�y si� one w odpowiednie r�ce. Dzi�ki zakl�ciu nie b�dzie z�y, wiedz�c, �e jego narz�dzi kto� u�ywa i �e czerpi� z tego korzy�ci inni ludzie.
Sander do��czy� oba obuchy do reszty swojego ekwipunku i zrezygnowa� z dalszych poszukiwa�. Pozwoli� martwemu kowalowi zachowa� reszt� przedmiot�w. Zabra� tylko m�oty, bo wiedzia�, jak bardzo jeszcze mu si� przydadz�.
Nie by�o sensu d�u�ej pozostawa� w wiosce opanowanej przez �mier� i dusze umar�ych. Rhin wyczu� zamiar pana i przyj�� jego decyzj� cichym, radosnym skowytem. Sander mia� zamiar w�drowa� dalej wzd�u� brzegu morza, je�li to w og�le by�o morze.
Tak szybko, jak to mo�liwe, min�� zniszczone zabudowania. Stara� si� nie patrze� na le��ce wok� cia�a. Zmierza� w stron� grz�skiej pla�y. Aby si� ostatecznie przekona�, czy dotar� do jednego z cel�w, kt�re sobie wyznaczy�, podszed� do wody, umoczy� palec i poliza� go. S�ona! Tak, z pewno�ci� znajdowa� si� nad morzem.
Jednak to nie ono by�o najwa�niejszym celem jego w�dr�wki. Szuka� raczej odpowiedzi na pytania o znaczenie starych legend, kt�re wywodzi�y si� gdzie� z tych okolic. To w�a�nie tutaj, nad brzegiem morza, kwit�o kiedy� wiele wspania�ych miast. Ich ruiny kry�y w sobie tajemnice, o kt�rych wspomina� ojciec Sandera.
Z jego opowie�ci wynika�o, �e ludzie, kt�rzy zamieszkiwali ziemi� przed nadej�ciem Mrocznych Czas�w, mieli ogromn� moc i wiedz�. Rz�dzili �wiatem, maj�c pod sob� ca�� armi� niewidocznych s�ug i maszyn, kt�re u�atwia�y im �ycie. Jednak ca�� t� wiedz� utracono wraz z nadej�ciem kataklizm�w. Sander nie mia� poj�cia, jak wiele lat dzieli�o go od zamierzch�ych czas�w, ale z tego, co m�wi� ojciec, pojawi�o si� i znikn�o w tym czasie wiele pokole�.
Kiedy ojciec zmar� na chorob� wywo�uj�c� kaszel, Ibbets, m�odszy brat ojca, odm�wi� Sanderowi prawa do przej�cia ku�ni. Twierdzi�, �e ch�opak nie ma do�wiadczenia i odpowiednich umiej�tno�ci. M�ody kowal wiedzia�, �e musi udowodni� swoj� warto�� nie tylko tym, kt�rych uwa�a� za bliskich, ale przede wszystkim sobie samemu. Musia� zdoby� wiedz�, kt�ra pozwoli�aby innym zapomnie� o jego niedo�wiadczeniu i m�odym wieku. Tymczasem Ibbets za��da�, by bratanek kontynuowa� szkolenie. Sander sprzeciwi� si� i za��da� pozwolenia na odej�cie, kt�rego Klan nie m�g� mu odm�wi�.
W ten spos�b, na w�asne �yczenie, zosta� wygna�cem bez domu i rodziny. Czu� pal�c� potrzeb� udowodnienia, �e jest albo chocia� ma szans� zosta� lepszym kowalem, ni� twierdzi� Ibbets. Aby to jednak osi�gn��, musia� posi��� odpowiedni� wiedz�. By� pewien, �e �r�d�a tej wiedzy znajduj� si� gdzie� w pobli�u miejsc, z kt�rych Kupcy przywozili starodawny metal.
Cz�� z dostarczanego przez nich metalu dawa�o si� obrobi� tylko przy u�yciu m�ot�w. Inne rodzaje surowca trzeba by�o topi�, wlewa� do form i w nich nadawa� metalowi ��dany kszta�t. Czasem jednak trafia�y si� kawa�ki odporne na wszelkie dzia�anie i to w�a�nie ich tajemnica intrygowa�a Sandera ju� od wczesnego dzieci�stwa.
Teraz, gdy dotar� do morza, m�g� i�� albo na p�noc, albo na po�udnie. Wiedzia�, �e przyjdzie mu w�drowa� przez r�ne krainy. Ruiny miast mog�y by� zalane wod� lub zniszczone przez dzia�anie ziemi i up�yw lat. A jednak Kupcy musieli sk�d� przywozi� metal. I w�a�nie tego miejsca szuka� Sander.
Zapada� zmierzch, a m�ody kowal nie chcia� sp�dza� nocy w pobli�u zniszczonej wioski. Ruszy� na p�noc. Gdzie� w g�rze ochryp�y ostry krzyk ptak�w morskich miesza� si� z monotonnym szumem fal.
Rhin obejrza� si� parokrotnie za siebie i warkn��. Niepok�j zwierz�cia udzieli� si� Sanderowi. Cho� wydawa�o si�, �e w wiosce nikt nie prze�y�, kowal nie przeszuka� jej dok�adnie i mo�liwe, �e w ruinach czai� si� kt�ry� z jej mieszka�c�w i oszala�y z przera�enia obserwowa� przybycie i odjazd Sandera, aby potem ruszy� jego �ladem.
Kowal wspi�� si� na wierzcho�ek wydmy poro�ni�tej sztywn� morsk� traw� i jeszcze raz uwa�nie przyjrza� si� dymi�cym zgliszczom. Poza ptakami nie zauwa�y� �adnego ruchu. Nie mia� jednak zamiaru lekcewa�y� ostrze�enia, jakie przes�a� mu kojot. Wiedzia�, �e na instynkcie zwierz�cia i na jego czujnych zmys�ach mo�na by�o w pe�ni polega�.
�atwiej by�oby teraz dosi��� Rhina, ale grz�ski i podmok�y grunt stwarza� zbyt du�e ryzyko wypadku. Oddalili si� od brzegu, wzd�u� kt�rego morze porozrzuca�o pnie masywnych drzew. Tu i �wdzie natrafiali na zakopane w piasku muszle. Sander z podziwem przygl�da� si� fantastycznym kszta�tom i deseniom, kt�re ozdabia�y te morskie klejnoty. Zebra� kilka z nich i schowa� do kieszeni przy pasku. Fascynowa�y go, podobnie jak jasne ptasie pi�ra czy wyg�adzone przez wod� kamienie. Oczami wyobra�ni widzia� te muszle wtopione w bransolety z miedzi, kt�ra tak �atwo dawa�a si� przekszta�ca� w pi�kne ozdoby.
Piasek powoli ust�powa� miejsca sztywnej trawie. Pla�a przechodzi�a w �ajce. Sander nie czu� si� zbyt pewnie na tym otwartym terenie. W dali, na horyzoncie, zamajaczy�a ciemna plama lasu. Cho� jego ludzie podr�owali g��wnie po zachodnich r�wninach, nie unikali kniei. Sander wiedzia�, �e mo�na tam znale�� schronienie.
Szybko jednak zorientowa� si�, �e nie ma szans dotrze� do lasu przed zapadni�ciem zmroku. Musia� teraz poszuka� jakiego� miejsca na nocleg, miejsca, gdzie m�g�by stawi� czo�o niebezpiecze�stwu. Wierzy� bowiem w instynkt kojota i spodziewa� si�, �e w nocy mo�e spotka� ich jaka� niemi�a przygoda.
Nie odwa�y� si� rozpali� ognia, kt�ry dzia�a�by jak sygna� �wietlny wskazuj�cy drog� komu�, kto przemierza t� opustosza�� krain�.
W ko�cu zdecydowa� si� rozbi� ob�z na skalnym wzniesieniu. G�azy tuli�y si� tutaj do siebie, jakby szuka�y wzajemnego wsparcia.
Z p�d�w g�stej trawy umo�ci� sobie pos�anie, po czym, dziel�c si� rybami z Rhinem, zjad� skromny posi�ek. W innych okoliczno�ciach kojot sam zatroszczy�by si� o jakie� po�ywienie, teraz jednak wola� zosta� z Sanderem.
M�ody w�drowiec pilnie obserwowa� g�stniej�cy mrok. Ch�odny wiatr ni�s� znad morza dziwne zapachy wodnego �wiata. Sander czu�, jak narasta w nim napi�cie. Cho� nas�uchiwa� uwa�nie, do jego uszu dociera� tylko g�uchy huk fal rozbijaj�cych si� o brzeg i z rzadka okrzyki morskich ptak�w. Rhin r�wnie� czuwa�. Postawi� sztywno d�ugie uszy i ws�uchiwa� si� w odg�osy nadchodz�cej nocy. W jego zachowaniu nie by�o wida� �adnych oznak zbli�aj�cego si� niebezpiecze�stwa.
Cho� zm�czenie po ca�odziennej podr�y dawa�o si� we znaki, Sander nie m�g� zasn��. Nad jego g�ow� migota�y gwiazdy. Zapami�tywacze twierdzili, �e by�y to tak�e s�o�ca, wok� kt�rych, by� mo�e, wirowa�y �wiaty takie jak ten. Dla Sandera jednak gwiazdy na zawsze pozostan� oczami dziwnych i oboj�tnych stworze�, kt�re beznami�tnie przygl�daj� si� kr�tkiej ludzkiej egzystencji. Stara� si� my�le� tylko o tych gwiezdnych �lepiach, ale ca�y czas stawa� przed nim obraz spl�drowanej wioski. Przeszy� go dreszcz. Jakie to uczucie, pomy�la�, znale�� si� nagle twarz� w twarz z lud�mi, kt�rych jedynym celem jest mord i gwa�t, i kt�rzy pragn� twojej krwi?
O ile dobrze pami�ta�, Klan tylko raz znalaz� si� w podobnej sytuacji. Najecha�o na nich plemi� ludzi o niezwykle bladej sk�rze i jasnych oczach. Bliscy Sandera zmagali si� dot�d g��wnie z zimnem, g�odem i chorobami, kt�re dotyka�y ich samych albo zwierz�t, i walczyli z nieprzyjazn� natur�, a nie z innymi lud�mi. Kowale wykuwali bro� i narz�dzia, jednak nie z my�l� o zabijaniu innych.
Sander s�ysza� opowie�ci o morskich zab�jcach. Czasem wydawa�o mu si�, �e i oni byli tylko postaciami wymy�lonymi przez Kupc�w, zamieszkuj�cymi krainy, do kt�rych Kupcy strzegli dost�pu. Je�li bowiem chodzi o interesy, Kupcy byli wyj�tkowo sk�pi. Jednak po tym, co zobaczy� dzisiaj, nie mia� ju� �adnych w�tpliwo�ci, �e cz�owiek mo�e by� o wiele bardziej bezwzgl�dny od najsurowszej zimy. Zn�w przeszy� go dreszcz. I to nie lodowaty wiatr by� jego przyczyn�, lecz wyobra�nia, kt�ra podsuwa�a coraz to nowe obrazy niebezpiecze�stw czyhaj�cych w tej nieznanej krainie.
Wyci�gn�� r�k� i koj�cym gestem pog�aska� Rhina. W tej samej chwili kojot poderwa� si� i warkn�� ostrzegawczo. Zwierz� nie patrzy�o w stron� morza, lecz w g��b l�du. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e Rhin wyczu� jakie� niebezpiecze�stwo zbli�aj�ce si� w�a�nie stamt�d.
Noc by�a tak ciemna, �e miotacz strza�ek nie m�g� si� na nic przyda�. Sander wyci�gn�� d�ugi my�liwski n� o kszta�cie i wielko�ci kr�tkiego miecza. Przykl�kn��, opar� si� plecami o skaln� �cian� i nas�uchiwa�. Przed sob� us�ysza� jakie� szuranie, a Rhin zn�w warkn�� ostrzegawczo. Teraz i Sander wyczu� mocny, pi�mowaty zapach. Zdawa�o mu si�, �e dostrzeg� w ciemno�ciach jaki� kszta�t; cie� jednak porusza� si� tak szybko, �e pozosta�o po nim zaledwie dziwne wzrokowe z�udzenie.
�wiszcz�cy d�wi�k, kt�ry dobieg� z ciemno�ci, stopniowo przeszed� w warkot. Rhin post�pi� krok do przodu, by� spi�ty i got�w do natychmiastowego ataku. Sander �a�owa� teraz, �e nie rozpali� ognia. Nieznane niebezpiecze�stwo ukryte w ciemno�ciach zawsze wzbudza�o w przedstawicielach jego rasy uzasadniony strach.
A jednak, ku zdziwieniu Sandera, istota czaj�ca si� w ciemno�ci nie zdecydowa�a si� na atak. S�ysza� jej wyzywaj�cy syk, a i po Rhinie by�o wida�, �e maj� przed sob� naprawd� gro�nego przeciwnika. Jednak nieznane stworzenie wci�� kry�o si� w mroku, tam, gdzie Sander nie m�g� nawet dostrzec jego kszta�tu. Nagle cisz� nocy przerwa� ostry gwizd. Chwil� p�niej kowala o�lepi� nag�y b�ysk, tak �e nie zd��y� nawet zas�oni� oczu. W ostrym �wietle zobaczy� sun�ce w jego kierunku stworzenie. Wygl�dem przypomina�o bardziej w�a ni� jakiekolwiek zwierz� pokryte futrem. Tu� przed kowalem unios�o si� na czterech �apach, a jego pysk znalaz� si� na wysoko�ci g�owy Sandera. Za pierwszym pojawi�o si� drugie stworzenie � troch� mniejsza i ciemniejsza kopia pierwszego. Jednak to nie one przynios�y ze sob� �wiat�o.
��St�j! � us�ysza� kowal. Zabrzmia�o to jak rozkaz, po kt�rym nast�pi� kolejny: � Rzu� n�!
Sander czu�, �e w ka�dej chwili mo�e zgin��. Wiedzia�, �e obie bestie nie zagryz�y go tylko dlatego, �e by�y pos�uszne woli m�wi�cego. Mimo to potrz�sn�� g�ow�.
��Nie s�ucham polece� nieznajomych, kt�rzy skradaj� si� po nocy � odpar�. � Nie jestem my�liwym. Nie zabijam te� ludzi.
��Przelana krew ��da krwi, przybyszu � pad�a ostra odpowied�. � Wylano mn�stwo krwi� krwi moich bliskich. I tylko do mnie nale�y zap�ata, skoro tylko ja ocala�am z ca�ego Padford�
��Trafi�em do tego miasta ju� po wszystkim � zacz�� Sander. � Je�li szukasz zemsty, szukaj jej gdzie indziej. Gdy dotar�em tu z po�udnia, znalaz�em ju� tylko spalone domy i cia�a zabitych.
�wiat�o ca�y czas pada�o prosto na niego. Zapad�o milczenie. Sander mia� nadziej�, �e skoro nieznajomy zacz�� od rozmowy, to nie ma zamiaru go atakowa�.
��Nie wygl�dasz na Morskiego Rekina � wycedzi� przybysz.
Cho� Sander rozumia� s�owa, nie uszed� jego uwagi dziwny akcent, inny ni� u ludzi Klanu czy Kupc�w.
��Co� ty za jeden? � rzuci� szybko i gwa�townie nieznajomy.
��Jestem Sander, kowal z Klanu Jaka.
��Ach tak? � S�owa wypowiedziane zosta�y wolno i jakby z niedowierzaniem. � Gdzie zatem tw�j Klan rozbi� dzisiaj ob�z, kowalu?
��Na zach�d st�d.
��A jednak ty pod��asz na wsch�d. Kowale nie w�druj� ot, tak sobie, przybyszu. A mo�e i ty masz kogo� do pomszczenia?
��M�j ojciec, kowal, zmar�, a ludzie z mego Klanu uznali, �e nie jestem godzien, by zaj�� jego miejsce. Za��da�em pozwolenia na odej�cie� � Zaczyna�o go irytowa� to pos�uszne udzielanie odpowiedzi na pytania zadawane nie wiadomo sk�d i przez kogo. Zebra� si� wi�c w sobie i zapyta� wprost:
��A ty� co za jeden?
��Kto�, z kim nie warto zadziera�, przybyszu! � warkn�� pytany. � Ale wydajesz si� m�wi� prawd� i dlatego zostawimy ci� dzisiaj w spokoju.
Nagle �wiat�o zgas�o. Sander us�ysza� w ciemno�ciach jaki� ruch. Rhin sapn�� z ulg�. Cho� kojot by� w walce bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem, towarzystwo obu bestii i obcego, kt�ry je kontrolowa�, wyra�nie mu nie odpowiada�o.
Sander czu�, jak opada z niego napi�cie. G�os znikn�� gdzie� w ciemno�ciach, porywaj�c za sob� oba stworzenia. Kowal opad� na ziemi�, opar� si� o ska�� i po chwili spa� ju� g��boko.
2
W snach widzia� martwych mieszka�c�w wioski, kt�rzy stali przed nim, trzymaj�c w r�kach po�amany or�. Raz po raz budzi� si�, zlany potem. Nie wiedzia� ju�, co by�o jaw�, a co snem. Od czasu do czasu s�ysza� g��bokie, mi�kkie mruczenie, kt�re wydobywa�o si� z gard�a Rhina, jednak �wiat�o i g�os nie powr�ci�y ju� ani razu.
Zanim zacz�o �wita�, by� got�w do dalszej drogi. Ca�y czas wydawa�o mu si�, �e t� krain� nawiedzaj� dusze umar�ych. By� mo�e to widok zmasakrowanych zw�ok podzia�a� na niego tak deprymuj�co.
Wiedzia�, �e im szybciej si� st�d wyniesie, tym lepiej. Przed odjazdem obejrza� jednak miejsce, gdzie w nocy ujrza� czaj�c� si� besti�.
Zobaczy� �lady �ap i pazur�w g��boko odci�ni�te w ziemi. Wi�c to nie by� sen. Troch� wy�ej natkn�� si� na inny �lad, drobny i wyra�nie odci�ni�ty w pod�o�u, z pewno�ci� ludzki. Rhin obw�cha� tropy i warkn��. Wida� by�o, �e nie podoba mu si� to, co wyczu�. A to stanowi�o kolejny pow�d, dla kt�rego powinni jak najszybciej ruszy� w dalsz� drog�.
Sander nie zjad� nawet �niadania. Szybko dosiad� kojota i znale�li si� wkr�tce na poro�ni�tej g�st� traw� r�wninie, kt�ra ci�gn�a si� wzd�u� nadbrze�a. Po drodze sp�oszyli kilka ptak�w. Sander szybko wyj�� proc�, za�adowa� kamie� i ustrzeli� dwa z nich. Gdyby gdzie� dalej uda�o mu si� spokojnie rozpali� ogie�, czeka� ich gor�cy posi�ek.
Zmierzali prosto do lasu. Na ��ce kowal czu� si� zbyt widoczny. Do�wiadcza� tego wra�enia � mimo i� wychowa� si� przecie� na r�wninach � po raz pierwszy w �yciu. Po drodze pr�bowa� szuka� na ziemi �lad�w nocnego go�cia, ale opr�cz tych, kt�re widzia� nieopodal obozowiska, nie uda�o mu si� odnale�� innych. Nie zauwa�y� te� nic, co wskazywa�oby, �e nie s� na tym odludziu sami.
�wiadomie powstrzymywa� si� od zerkania za siebie, w stron� oddalaj�cej si� wioski. Mo�e tajemniczy przybysz wr�ci� do spalonej osady. Z jego s��w jasno wynika�o, �e zale�y mu na odnalezieniu sprawc�w rzezi. Jak nieznajomy nazwa� miasteczko? Padford? Sander powt�rzy� t� nazw� na g�os. Brzmia�a r�wnie dziwnie i obco jak akcent, z jakim m�wi� przybysz.
Sander wiedzia� bardzo niewiele o ziemiach, kt�re rozci�ga�y si� poza zasi�giem Klanu. O istnieniu wiosek takich jak ta dowiadywa� si� od Kupc�w. Pasterze z r�wnin nie utrzymywali z ich mieszka�cami �adnych kontakt�w. �a�owa� teraz, �e nie przyjrza� si� zabitym troch� lepiej. Teraz, gdy pr�bowa� przypomnie� sobie, jak wygl�dali, wydawa�o mu si�, �e mieli bardzo ciemn� sk�r�, ciemniejsz� nawet ni� on, a w�osy bardzo czarne. U ludzi Klanu, kt�rzy te� mieli do�� ciemn� karnacj�, spotka� mo�na by�o zar�wno rude, jak i ciemnobr�zowe w�osy.
Zapami�tywacze wspominali, �e przed Mrocznymi Czasami nie wszyscy ludzie wygl�dali podobnie. Ich opowie�ci by�y cz�sto ca�kiem nieprawdopodobne� m�wili, �e dawniej ludzie latali jak ptaki i podr�owali w specjalnych �odziach pod powierzchni� wody. Nie mo�na by�o zatem dawa� wiary wszystkiemu, co m�wili.
Rhin zatrzyma� si� nagle, wyrywaj�c Sandera z zamy�lenia. Jednocze�nie potrz�sn�� �bem, daj�c tym samym znak, �e zbli�a si� niebezpiecze�stwo i �e Sander powinien natychmiast zsi���. Kowal zsun�� si� z grzbietu zwierz�cia, kt�re zwr�ci�o si� ty�em do kierunku marszu i wyszczerzy�o k�y. Niepokoj�ce mruczenie przesz�o w ostry warkot.
Sander wetkn�� proc� za pas, chwyci� miotacz strza�ek i upewni� si�, �e bro� jest na�adowana. Z�apano ich na otwartej przestrzeni. Nie by�o tu �adnego miejsca, gdzie mogliby si� ukry�.
W ich stron� p�dzi�y teraz dwa podskakuj�ce kszta�ty, tak szybko, �e Rhin m�g�by dotrzyma� im kroku jedynie na kr�tki dystans. Z ty�u Sander dostrzeg� posta�, kt�ra r�wnie� bieg�a w ich kierunku, tyle �e na dw�ch nogach. Wygl�da�a jak my�liwy poluj�cy z psami, tylko �e te dwie bestie w niczym nie przypomina�y ma�ych ps�w my�liwskich, kt�rych u�ywali �owcy z Klanu. Sander przykucn�� i wymierzy�. Serce wali�o mu jak m�otem. Atakuj�ce zwierz�ta, czymkolwiek by�y, porusza�y si� wyj�tkowo sprytnie, co chwila skr�caj�c i zmieniaj�c nieznacznie kierunek, wci�� jednak mkn�c do przodu. Kowal wiedzia�, �e bardzo trudno b�dzie je trafi�.
��Aeeeeheeee!
Krzyk by� ostry i gwa�towny, zupe�nie jak ten, kt�ry wydawa�y morskie ptaki. Posta� biegn�ca za zwierz�tami unios�a w g�r� ramiona, jakby pop�dzaj�c bestie. Sander zdecydowa�, �e najpierw nale�y unieszkodliwi� nieznajomego.
��Aeeeeheeee!
Pierwsza z bestii zatrzyma�a si� i przysiad�a na tylnych �apach, bacznie wpatruj�c si� w kowala. Po chwili do��czy�a do niej druga. Jednak Sander ani przez chwil� nie zdj�� palca ze spustu. Oba stworzenia wci�� by�y zbyt daleko, by odda� naprawd� celny strza�. Rhin nie przestawa� warcze�. Przyj�� ju� postaw� obronn� i got�w by� na atak. Najwyra�niej uzna� zwierz�ta za godnych przeciwnik�w.
Cz�owiek, kt�ry im przewodzi�, zr�wna� si� teraz ze zwierz�tami i ca�a tr�jka, ju� normalnym krokiem, ruszy�a w stron� Sandera. Kowal wsta�, ca�y czas trzymaj�c jednak bro� w pogotowiu.
Przypatrywa� si� nadchodz�cej postaci z nieskrywanym zdumieniem. Tak, z ca�� pewno�ci� to by�a kobieta. Zdradza�o to jej sk�pe ubranie. Na szyi mia�a gruby �a�cuch z mi�kkiego, r�cznie obrobionego z�ota, na kt�rym wisia� medalion. Wtopione w metal kamienie uk�ada�y si� w pogmatwany wz�r. Jej ciemne w�osy, niczym czarna aureola, sztywno stercza�y dooko�a g�owy. Na czole nieznajomej Sander dostrzeg� wytatuowany wz�r, podobny do tego, kt�ry nosi� sam. Tyle �e jego tatua� w kszta�cie m�ota by� dumnym god�em kowala, a jej stanowi� pl�tanin� dziwnych znak�w, kt�rych Sander nie potrafi� odczyta�.
Na nogach kobieta mia�a wysokie buty, kt�re si�ga�y jej prawie do kolan i, jak zauwa�y�, musia�y by� wyj�tkowo niewygodne w por�wnaniu ze sk�rzanym obuwiem, w kt�rych chodzili ludzie Klanu. Poza tym nosi�a pas wykonany ze splecionych z�otych i srebrnych drut�w, z kt�rego zwisa� rz�d mniejszych i wi�kszych kolorowych kieszonek. Z r�kami opartymi na �bach obu bestii kobieta zmierza�a teraz w stron� kowala dumnym krokiem, jak kto�, komu trzeba okaza� nale�ne wzgl�dy.
Zwierz�ta by�y tej samej rasy, jednak r�ni�y si� znacznie wielko�ci� i barw�. Wi�ksze mia�o kremowop�ow� sier��, mniejsze � ciemnobr�zowy grzbiet, czarne �apy i ogon. Ca�a tr�jka zbli�a�a si� powoli. Zwierz�ta nerwowo macha�y ogonami i Sander odgad� bez trudu, �e nie s� przekonane o jego nieszkodliwo�ci w przeciwie�stwie do swojej pani, kt�ra tylko si�� w�asnej woli powstrzymywa�a je przed natychmiastowym atakiem.
Kobieta zatrzyma�a si� par� krok�w przed Sanderem i zmierzy�a go lodowatym spojrzeniem. Zwierz�ta przysiad�y na tylnych �apach po jej obu stronach. �eb ja�niejszego znalaz� si� teraz wy�ej ni� g�owa dziewczyny.
��Dok�d to, kowalu? � spyta�a rozkazuj�co. Po g�osie zorientowa� si�, �e to ona w�a�nie z�o�y�a mu nocn� wizyt�.
��A po co ci to wiedzie�? � Oburzy� go ton jej g�osu. Jakie mia�a prawo, by zwraca� si� do niego w ten spos�b?
��Wizja, kt�r� mia�am, pokaza�a mi, �e nasze drogi zn�w si� zbiegn�. � Oczy kobiety poja�nia�y, kiedy pochwyci�a jego spojrzenie. Nie podoba�o mu si�, �e traktuje go jak dzikusa, kt�remu mo�na rozkazywa�.
��Nie wiem nic o twoich wizjach. � Czu�, �e musi przerwa� t� walk� spojrze�. � Moja sprawa, czego szukam.
Zmarszczy�a brwi, jakby zdziwiona, �e mo�e oprze� si� sile jej woli �atwiej ni� obie bestie. Utwierdzi�o go to w przekonaniu, �e pr�bowa�a zaw�adn�� w jaki� spos�b jego umys�em.
��Szukasz � odpar�a ostrym tonem � rozwi�zania tajemnej sztuki Praludzi. I ja mam podobny cel. Pomo�e mi to pom�ci� moich bliskich. Nazywam si� Fanyi, ta, kt�ra rozmawia z duchami. A to Kai i Kayi. S� przy mnie zawsze, gdy ich potrzebuj�. Otacza�am Padford ochron�, ale ostatnio musia�am odej�� i spotka� si� z Wielkim Ksi�ycem. A kiedy mnie nie by�o� � wykona�a wymowny gest � moi ludzie zostali wymordowani. Zawiod�am ich wiar�. Nie powinno si� tak sta�! � Podobnie jak Rhin wyszczerzy�a z�by. � Do mnie nale�y zemsta, ale �eby jej dope�ni�, musz� odnale�� ruiny miast zbudowanych przez Praludzi. Pytam ci� zatem, kowalu, czy wiesz, gdzie znajduje si� to, czego szukasz?
Pragn�� bardzo odpowiedzie� �tak�, ale w jej spojrzeniu, cho� nie chcia� si� temu podda�, by�o co�, co zmusza�o go do m�wienia prawdy.
��Nazywam si� Sander. Szukam jednego z Dawnych Miast. By� mo�e le�y ono gdzie� na p�nocy, wzd�u� wybrze�a�
��Pewnie s�ysza�e� o tym od Kupc�w? � Roze�mia�a si�. By� w jej �miechu szyderczy ton, kt�ry go rozgniewa�. � Nie trzeba polega� na ich opowie�ciach, kowalu. Oni zawsze opowiadaj� bajki i nigdy nie ujawniaj� miejsc, w kt�rych zdobywaj� swoje towary. W tym wypadku jednak masz cz�ciowo racj�. Na p�noc� potem na wsch�d� tam le�y jedno z ogromnych miast. Jestem jedn� z Szamanek� do nas nale�y cz�� tajemnej wiedzy. To miejsce�
��Na p�nocnym wschodzie � przerwa� jej Sander � jest tylko morze. A wi�c twoje miasto musi by� zalane wod�.
Pokr�ci�a przecz�co g�ow�.
��Nie wydaje mi si�. Morze miejscami g��boko wbija si� tam w l�d. Gdzie indziej jednak cofn�o si�, ods�aniaj�c ogromne po�acie ziemi. Ale � tu wzruszy�a ramionami � b�dziemy pewni dopiero wtedy, gdy tam dotrzemy. Oboje czego� szukamy. Oboje chcemy zdoby� wiedz�, prawda?
��No c�. Tak.
��Wspaniale. Mam pewn� Moc, kowalu. By� mo�e nawet pot�niejsz� ni� twoja bro�. � Przyjrza�a si� miotaczowi, kt�ry trzyma� w d�oni. � W�drowa� po puszczy samemu to g�upota. Je�li oboje zmierzamy w tym samym kierunku, dlaczego nie po��czy� si�? Podziel� si� z tob� tym, co wiem o po�o�eniu Dawnych Miast.
Sander zawaha� si�. Nie wiedzia� czemu, ale chcia� jej wierzy�. Co jednak oznacza�a taka propozycja? By� mo�e dziewczyna czyta�a w jego my�lach, bo odezwa�a si� znowu.
��Przecie� powiedzia�am ci, �e mia�am widzenie. Niewiele wiem o twoim Klanie, kowalu, ale czy wy nie macie mi�dzy sob� ludzi, kt�rzy potrafi� przepowiada� to, co jeszcze si� nie wydarzy�o?
��Mamy Zapami�tywaczy, ale oni m�wi� tylko o przesz�o�ci. A przysz�o�� Kupcy wspominali co� o ludziach, kt�rzy nie patrz� wstecz, lecz potrafi� czyta� w przysz�o�ci.
��Czytanie w przesz�o�ci? � Fanyi sprawia�a wra�enie zaskoczonej. � Co oni tam widz�, ci wasi Szamani?
��Dawne Rzeczy. Niezbyt wiele � przyzna� Sander. � Przybyli�my na te ziemie ju� po Mrocznych Czasach. To, o czym najcz�ciej m�wi�, przykrywa dzi� morze. Pami�taj� g��wnie wydarzenia z naszej przesz�o�ci, z przesz�o�ci Klanu.
��Szkoda. Pomy�l, co mo�na by zrobi�, gdyby wasi Szamani mogli odkrywa� tajemnice z czas�w Praludzi. Jednak podobnie rzecz si� ma z nami, kt�rzy patrzymy w przysz�o��. Potrafimy odkry� tylko niewielki jej skrawek. St�d te� wiem, �e dane jest nam podr�owa� razem, nic wi�cej.
M�wi�a tak przekonuj�co, �e Sander nie m�g� si� sprzeciwi�, cho� jej pewno�� siebie wzbudza�a w nim podejrzenia. Widzia� to wyra�nie. Dziewczyna my�la�a, �e taka propozycja b�dzie dla niego zaszczytem. A jednak� w tym, co powiedzia�a, by�o sporo racji. Podr�owa� przecie� na �lepo. By� przekonany, �e je�li naprawd� wiedzia�a co� o po�o�eniu staro�ytnych miast, odrzucenie jej propozycji i dalsza podr� po omacku by�aby nierozs�dna.
��Zgoda. � Sander spojrza� na zwierz�ta. � Ale co z nimi? Nie s� chyba zbyt zadowolone z takiego obrotu sprawy.
Po raz pierwszy u�miechn�a si� do niego.
��Moi przyjaciele s� ich przyjaci�mi. A co z twoim w�ochatym towarzyszem, kowalu? � Pokaza�a na Rhina.
Sander spojrza� na kojota. Nie mia� nad nim takiej kontroli, jak dziewczyna nad swoimi towarzyszami. Istnia�a mi�dzy nimi pewna wi� porozumienia, ale nie by�a a� tak silna. Sander nie mia� poj�cia, do jakiego stopnia mo�e wp�yn�� na wol� Rhina. Kojot pod��a� za nim dobrowolnie i zawsze ostrzega� go przed niebezpiecze�stwem. Czy jednak zechce przez wiele dni podr�owa� w towarzystwie tych dw�ch bestii, tego Sander nie umia� przewidzie�.
Tymczasem Fanyi zwr�ci�a si� w stron� jednego ze swoich podopiecznych. Skrzy�owali spojrzenia, a po chwili zwierz� wsta�o i kilkoma susami znikn�o w g�stej, wysokiej trawie. Druga bestia pozosta�a na miejscu, a Fanyi wyst�pi�a krok do przodu i spojrza�a w oczy kojota. Sander poruszy� si� niespokojnie. Jej zachowanie zn�w go rozdra�ni�o. Jakie mia�a prawo narzuca� sw� wol� Rhinowi? A Sander nie mia� w�tpliwo�ci, �e taki w�a�nie by� jej zamiar.
Chyba zn�w wyczyta�a bunt w jego my�lach, bo odezwa�a si� szybko.
��Ja ich nie kontroluj�, kowalu. Wystarczy, �e rozumiej�, w jaki spos�b mo�emy �y� razem, bez narzucania sobie nawzajem woli. Moje kuny wiedz�, �e je�li przesy�am im jakie� polecenie, to w dobrej wierze. Czasem to ja ulegam ich zachciankom r�wnie �atwo, jak one moim. Nie s� moimi niewolnikami. Jeste�my raczej na stopie przyjacielskiej. Tak powinny wsp�dzia�a� ze sob� wszystkie istoty. Tego w�a�nie uczy Moc nas, kt�rzy mamy jej s�u�y�. Tw�j kojot p�jdzie z nami, bo teraz ju� wie, �e nie chcemy nikogo skrzywdzi�.
Kuna, kt�ra oddali�a si� przed chwil�, teraz p�dzi�a z powrotem w ich stron�. W pysku trzyma�a sznur, na kt�rego ko�cu zwisa� jaki� pakunek i obija� si� o ziemi�. Zwierz� z�o�y�o paczk� u st�p dziewczyny. Fanyi rozwi�za�a w�r i wyci�gn�a z niego spory kawa�ek materia�u.
Prze�o�y�a g�ow� przez otw�r po�rodku, a zwisaj�ce lu�no fa�dy obwi�za�a plecionym sznurem, kryj�c w ten spos�b pod szar� tunik� sw�j szkar�atny str�j i po�yskuj�ce ozdoby.
Ca�y jej baga� zdawa� si� mie�ci� w dw�ch zwi�zanych ze sob� torbach. Chcia�a zarzuci� je na plecy, ale Sander podszed�, zabra� pakunki i prze�o�y� je przez grzbiet Rhina. I tak przecie� nie m�g�by jecha� na kojocie, gdy ona sz�a pieszo, a razem wa�yli tyle, �e Rhin nie poni�s�by ich zbyt d�ugo.
Dziewczyna gwizdn�a i obie kuny pomkn�y przodem, badaj�c drog�. Sander m�g� wreszcie troch� si� rozlu�ni�. Je�li Fanyi rzeczywi�cie mog�a na nich polega�, to zwierz�ta te by�y z pewno�ci� znakomit� ochron�.
��Daleko si� udajemy? � spyta�. Dziewczyna porusza�a si� lekko i zwinnie.
��Nie wiem tego dok�adnie. Moi ludzie nie podr�uj�� nie podr�owali � poprawi�a si� � zbyt daleko. Zajmowali si� g��wnie �owieniem ryb i upraw� p�l wzd�u� wybrze�a. Czasem odwiedzali nas Kupcy z p�nocy, a ostatnio r�wnie� z po�udnia� Z po�udnia � powt�rzy�a to g�ucho. � Tak, teraz ju� rozumiem. To oni. Zanim najechali na wiosk�, przybyli do Padford, �eby sprawdzi�, czy napotkaj� silny op�r. I gdybym wtedy by�a w osadzie�
��To co mog�aby� na to poradzi�? � Sander nie spodziewa� si� �adnej sensownej odpowiedzi na swoje pytanie. Zupe�nie jakby dziewczyna wierzy�a, �e jej obecno�� czy wyjazd z wioski mia�y wp�yw na przeznaczenie i los osady.
Spojrza�a na niego, wyra�nie zaskoczona.
��Posiadam Moc. Potrafi� przewidzie� niebezpiecze�stwo. Gdybym razem z Kai i Kayi by�a w wiosce, nic nie mog�oby zaskoczy� jej mieszka�c�w bez naszej wiedzy. Nawet gdy nie by�o mnie w osadzie i otworzy�am swoje serce i umys� przed Wielkim Ksi�ycem, czu�am wyra�nie, kiedy okrutny los spotka� ludzi, kt�rzy we mnie wierzyli. Mam na r�kach ich krew i zmyje j� tylko zemsta. To na mnie spoczywa pi�tno umar�ych.
��A jak masz zamiar si� zem�ci�? Znasz tych, kt�rzy najechali wiosk�?
��We w�a�ciwym czasie rozrzuc� kamienie. � Jej r�ka pow�drowa�a do zawini�tka, kt�re trzyma�a pod tunik�. � Wtedy poznam ich imiona. Najpierw jednak musz� dotrze� do Dawnych Miast i odnale�� bro�, kt�ra sprawi, �e mordercy przekln� dzie�, w kt�rym przyszli na �wiat.
Okrutny i zawzi�ty wyraz jej twarzy wywo�a� u Sandera ch�odny dreszcz.
Sam nigdy nie czu� takiego gniewu, nawet w stosunku do Ibbetsa. Nigdy nie �yczy� nikomu �mierci. Gdy na jego Klan najechali Albinosi, Sander mia� zaledwie par� lat i wojna z nimi niespecjalnie go dotkn�a, cho� to w�a�nie wtedy zgin�a jego matka. W �yciu przejmowa� si� jedynie sztuk� kowalsk�. Bro� by�a dla niego tylko wyrobem z metalu; rzadko my�la� o jej p�niejszych w�a�cicielach i o tym, do czego im s�u�y�a.
To, co zobaczy� w wiosce, poruszy�o go, ale w ko�cu nie dotyczy�o jego bezpo�rednio. Nie zna� nikogo z pomordowanych rybak�w. Gdyby nawet spotka� w�r�d ruin kt�rego� z napastnik�w, walczy�by, ale nie z ch�ci zemsty, lecz w samoobronie. Dlatego nie m�g� zrozumie� gniewu i ch�ci odwetu, jak� pa�a�a Fanyi. Chocia� gdyby taki los spotka� jego bliskich, z pewno�ci� czu�by i my�la� teraz zupe�nie inaczej.
��Jak� bro� mo�emy znale�� w Dawnych Miastach?
��Tego nie wie nikt. S�ysza�am wiele r�nych opowie�ci. Podobno kiedy� ludzie do zabijania u�ywali ognia i piorun�w, a nie stali lub strza�. By� mo�e to tylko legendy. Wiedza jest ju� sama w sobie pot�nym or�em, ja za� urodzi�am si� po to, by u�ywa� w�a�nie takiej broni.
Brzmia�o to do�� przekonuj�co. Sander nie�wiadomie przyspieszy� kroku, zupe�nie jakby perspektywa odnalezienia tak pot�nego arsena�u popchn�a go do szybszego marszu. Z drugiej strony� nie mo�na by�o bezgranicznie polega� na starych opowie�ciach. Trz�sienia ziemi w Mrocznych Czasach ca�kowicie zmieni�y oblicze planety, wi�c niewykluczone, �e wszelkie pozosta�o�ci po dawnych cywilizacjach przegra�y walk� z czasem i si�ami natury.
Zdradzi� dziewczynie swoje obawy. Zgodzi�a si� z nim.
��To prawda. A jednak Kupcy wci�� przywo�� nowe rzeczy, co� zatem musia�o ocale�. Sama mam� � Dotkn�a ukrytego pod tunik� medalionu. � Wywodz� si� z rodu Szamanek. Moje przodkinie przekazywa�y sobie tajemn� wiedz� z pokolenia na pokolenie, z matki na c�rk�. Niekt�re sekrety mo�na zg��bi� tylko wtedy, gdy dotrze si� we w�a�ciwe miejsce lub spotka z w�a�ciw� osob�. Na przyk�ad ten medalion� Tylko ja potrafi� z niego czyta�, gdy trzymam go w d�oniach. Nie b�dzie s�u�y� nikomu innemu. Z jego pomoc� chc� odnale�� pewien mur�
��Mur, kt�ry znajduje si� gdzie� na p�nocnym wschodzie�
��W�a�nie. D�ugo czeka�am na okazj�, by rozpocz�� poszukiwania. Ale nie wolno mi by�o zostawi� wioski. Opiekowa�am si� lud�mi, leczy�am ich cia�a i dusze. Teraz ten sam obowi�zek wobec nich nakazuje mi odnale�� pewne miejsce� �ebym mog�a ich pom�ci�.
Mia�a bardzo tajemnicz� min� i Sander nie chcia� pyta� o nic wi�cej. Podr�owali teraz w milczeniu. Kuny bieg�y nieco z przodu, Rhin drepta� tu� za Sanderem.
W po�udnie zatrzymali si� na odpoczynek. Sander rozpali� niewielkie ognisko, a dziewczyna zmiesza�a z wod� z buk�aka troch� jedzenia zabranego z wioski. Uformowa�a z tej papki cienkie ciasto i roz�o�y�a je na ma�ej metalowej patelni, kt�r� wyj�a z torby. Ustawi�a patelni� nad ogniem i po chwili zgrabnym ruchem zdj�a z niej chlebowy placek. Sander upiek� ptaki, kt�re uda�o mu si� ustrzeli� po drodze. Rhin, uwolniony od baga�u, sam ruszy� na polowanie, a jak zapewni�a Fanyi, jej kuny zrobi�y to samo.
Ten posi�ek smakowa� o wiele lepiej ni� suszone ryby, kt�re Sander jad� poprzedniej nocy. Fanyi potrz�sn�a energicznie buk�akiem.
��Woda sko�czy si� przed zapadni�cie zmroku � powiedzia�a. Sander u�miechn�� si�.
��Rhin znajdzie wod�. Kojoty robi� to bezb��dnie. Widzia�em, jak trafia�y na wod� w miejscach, w kt�rych cz�owiek nigdy nie pr�bowa�by nawet szuka�. �yj� przecie� na terenach pustynnych�
��Tam, gdzie twoi ludzie? Sander pokr�ci� przecz�co g�ow�.
��Nie. Dawniej m�j Klan zajmowa� takie tereny. Zapami�tywacze twierdz�, �e przybyli�my z po�udnia i zachodu. Gdy morze wyla�o, musieli�my ucieka� w g�ry, cho� ich szczyty plu�y wtedy ogniem. Tylko cz�� naszego Klanu prze�y�a. Potem pojawi�y si� kojoty. M�wi si�, �e z pocz�tku by�y dosy� ma�e, jednak jak by�o naprawd� tyle jest r�nych opowie�ci o Dawnych Czasach.
��Mo�e gdzie� istniej� jakie� zapiski. � Fanyi obliza�a palce po t�ustym posi�ku. � Znaki, takie jak ten� � zerwa�a �d�b�o trawy i zacz�a rysowa� co� na piasku.
Sander przyjrza� si� wzorom. Zdawa�o mu si�, �e Kupcy kre�lili na wyblak�ej sk�rze podobne znaki, gdy przyjmowali od jego ojca zlecenia na r�ne rodzaje metali, kt�rych potrzebowa� do pracy.
��To� to moje imi�. � Wskaza�a na wz�r. � F�A�N�Y�I� Tylko tyle potrafi� sama napisa�. No i jeszcze par� innych s��w. Chocia� � doda�a szczerze � nie znam znaczenia ich wszystkich. Musia�am si� ich nauczy�, bo posiadam Moc.
Sander przytakn��. Jako kowal r�wnie� zna� specjalne zakl�cia. Bez ich wypowiedzenia metal nie gi�� si�, nie twardnia� i nie da� si� urabia�. O tym wiedzieli wszyscy. Dlatego kowale w czasie pracy pozwalali pomaga� sobie tylko uczniom. Osoby niepowo�ane nie powinny nigdy pozna� tych zakl��.
��Je�li nawet znajdziesz takie znaki � spyta� � co ci po nich, skoro nie umiesz ich odczyta�?
Zmarszczy�a brwi.
��To tajemnica, kt�r� trzeba zg��bi�, tak samo jak sztuk� leczenia czy tajniki oddzia�ywania ksi�yca na ludzi i zwierz�ta. Wszystko to, tak samo jak przywo�ywanie �awic i porozumiewanie si� ze zwierz�tami, nale�y do kunsztu Szamanek.
Sander wsta�, by przywo�a� Rhina gwizdni�ciem. Sprawy Szamanek nie interesowa�y go za bardzo. Nie chcia�o mu si� te� wierzy�, �e tajniki kowalstwa zostan� kiedy� zapisane i zredukowane do takich znaczk�w. Do lasu wci�� jeszcze pozostawa� szmat drogi, a perspektywa noclegu na otwartej przestrzeni nie by�a zbyt zach�caj�ca.
Zadepta� dopalaj�ce si� ognisko i, jak ka�dy cz�owiek z r�wnin, dok�adnie przysypa� je piaskiem. Niebezpiecze�stwo po�aru na tej ��ce by�o teraz bardziej realne ni� jakakolwiek napa��. Widzia� ju� kiedy� skutki takiego po�aru i nawet dzi�, na wspomnienie dw�ch zw�glonych cia�, uwi�zionych w ogniu cz�onk�w Klanu, przechodzi� go dreszcz.
Mozolnie parli przed siebie. Kuny zupe�nie znikn�y im z oczu. Tylko Rhin powr�ci� pos�usznie na wezwanie Sandera, kt�ry zn�w zarzuci� mu na grzbiet ca�y baga�. Fanyi nie wydawa�a si� zbytnio przej�ta nieobecno�ci� swoich towarzyszy. Mo�e zawsze podr�owali w ten spos�b.
Zmierzcha�o ju�, gdy przed w�drowcami zamajaczy�y pierwsze drzewa. Sander przystan��, po raz pierwszy zastanawiaj�c si�, czy post�pi� s�usznie. Drzewa nosi�y ju� pierwsze oznaki nadchodz�cej jesieni. Panowa� w�r�d nich nieprzyjemny mrok. Mo�e rozs�dniej by�oby przeczeka� noc na skraju lasu, ni� b��ka� si� mi�dzy drzewami w ca�kowitych ciemno�ciach.
��Gdzie twoje zwierz�ta? � spyta�.
Fanyi przysiad�a na ziemi i spojrza�a na niego.
��Powiedzia�am ci ju�, �e nie mam nad nimi w�adzy. Robi�, co chc�, i chodz�, gdzie chc�. Ch�tnie przebywaj� w lesie. Nie lubi� otwartych przestrzeni, ale mi�dzy drzewami czuj� si� znakomicie.
No c�, je�li nawet, to co go to obchodzi�o? A jednak im bardziej wpatrywa� si� w ciemno�� lasu, tym mniejsz� mia� ochot� wchodzi� tam po zmroku.
��Zostaniemy tu na noc � zadecydowa� i w tej samej chwili zastanowi�o go, czy dziewczyna sprzeciwi si� jego woli.
��Jak sobie �yczysz. � Nie powiedzia�a nic wi�cej. Zaraz te� wsta�a i zacz�a zdejmowa� swoje baga�e z grzbietu Rhina.
3
Sander �ci�gn�� z Rhina siod�o i baga�e. Po chwili kojot znikn�� w ciemno�ciach, aby poszuka� sobie po�ywienia. �adna z kun si� nie pojawi�a i kowal zacz�� si� zastanawia�, czy Fanyi rzeczywi�cie panowa�a nad ich wol� tak, jak twierdzi�a. Dziewczyna jednak nadal nie wygl�da�a na zaniepokojon�. Zdj�a grub� tunik�, a jej ozdobny pas i gruby �a�cuch na szyi migota�y w �wietle ogniska.
Zn�w przygotowa�a chlebowy placek i upiek�a go na patelni, a Sander starannie przeliczy� strza�ki do miotacza. Nie mia� zamiaru zapuszcza� si� w las bez gotowej do strza�u broni. Zebra� te� zapas drewna, kt�ry, jak s�dzi�, powinien im wystarczy� na ca�� noc.
Pilnuj�c placka, Fanyi nuci�a co� pod nosem. Jej s�owa brzmia�y jako� dziwnie. Sander rozumia� tylko niekt�re. Wygl�da�o na to, �e dziewczyna �piewa�a piosenk� w sobie tylko znanym j�zyku.
��Czy twoi ludzie zawsze mieszkali nad rzek�? � spyta� nagle, przerywaj�c dziwnie senny nastr�j, w jaki wp�dzi�a go swoim mruczeniem.
��Nie zawsze� nie ma chyba �adnego rodu, kt�ry mieszka�by przez ca�y czas w tym samym miejscu � odpowiedzia�a. � Nami tak�e los rzuca� tu i �wdzie. W Mrocznych Czasach musieli�my stale w�drowa�. Nasza historia zacz�a si� na statku, na kt�rym wody wylewaj�cego morza rzuci�y nas w g��b zalanego l�du. Wielu zmar�o na pok�adzie, innych fale zmy�y za burt�, ale garstka prze�y�a t� podr�. Gdy morze ust�pi�o, statek osiad� na l�dzie. To by�o za czas�w Margee, matki Nany, kt�ra urodzi�a Flor�, matk� Sanny. � Powoli wymienia�a coraz to nowe imiona, a� Sander zupe�nie si� pogubi�. W ko�cu jednak powiedzia�a: � A ja jestem rodzon� c�rk� Margee czwartej. Ludzie ze statku spotkali innych w�drowc�w i tak, za czas�w matki mojej babki, powsta�o Padford. Wcze�niej moi ludzie �yli nad brzegiem morza, na po�udniu. Musieli jednak wynie�� si� na p�noc, bo jedna z g�r przebudzi�a si�, pluj�c ogniem i rozrzucaj�c dooko�a twarde od�amki ska�. Zupe�nie jak w Mrocznych Czasach. Nasi ludzie mieli zatem do wyboru: ucieczk� albo �mier�. A jaka jest historia twojego Klanu, kowalu?
��Jak ju� wiesz, przybyli�my z po�udnia i z zachodu. Zapami�tywacze wiedz�� ale nikomu o tym nie m�wi�. Ja jestem tylko kowalem. � Wyci�gn�� d�onie w stron� �wiat�a, mocno napinaj�c palce. � Ja mam swoje tajemnice, a oni swoje.
��To prawda. Ka�dy nosi w sobie jaki� sekret � przytakn�a, jednocze�nie zdejmuj�c placki z patelni. Poda�a mu jeden. � M�wi si�, �e pierwsza Margee mia�a lecznicz� moc i przekaza�a j� swym bezpo�rednim potomkom. Opr�cz tego jednak mamy i inne zdolno�ci. � Ugryz�a �wie�o upieczony placek. Jej klejnoty po�yskiwa�y przy ka�dym ruchu. � Powiedz mi � zapyta�a, gdy prze�kn�a k�s � dlaczego porzuci�e� sw�j Klan i zostawi�e� najbli�szych dla celu, kt�rego by� mo�e nigdy nie uda ci si� osi�gn��? Czy straci�e� ich szacunek, gdy nie wybrano ci� kolejnym kowalem?
W jaki� nieokre�lony spos�b zawsze potrafi�a wydoby� z niego prawd�.
��By�em dobrze przygotowany i ojciec mianowa�by mnie swym nast�pc�, gdyby nie jego gwa�towna �mier�. Ale Ibbets, jego brat, czeka� na to zaj�cie od lat. I jest naprawd� dobry. � Z trudem przesz�o mu to przez gard�o, ale wiedzia�, �e nie by�o w tym przesady. � Tylko �e on nigdy nie szuka nowych rozwi�za�. Trzyma si� kurczowo starych sposob�w. Ja