4262

Szczegóły
Tytuł 4262
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4262 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4262 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4262 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andre Norton Twierdza na moczarach Przek�ad Jaros�aw Kolarski Tytu� orygina�u Quag Keep Autorka chcia�aby podzi�kowa� panu E. Gary�emu Gygaxowi z TSR za nieocenion� wr�cz pomoc. Jest on do�wiadczonym graczem i tw�rc� systemu Dungeons and Dragons, w kt�rego realiach osadzona jest niniejsza powie��. Podzi�kowania nale�� si� tak�e panu Donaldowi Wollheimowi, autorytetowi i kolekcjonerowi figurek wojskowych, kt�rego pomoc by�a niezast�piona. 1. Greyhawk Eckstern zdj�� wieczko z pude�ka delikatnie i z tak� rewerencj�, jakby wewn�trz by�y co najmniej klejnoty koronne dawno zapomnianego kr�lestwa. Osi�gn�� zamierzony efekt - pozostali gracze nie spuszczali ze� wzroku, a poniewa� zosta� wybrany na Mistrza Gry w tej przygodzie, sprawia�o mu to tym wi�ksz� satysfakcj�. Wyj�� z pude�ka niewielki k��bek waty, rozwin�� go i postawi� na stole metalow� figurk� wysok� na sze��dziesi�t pi�� milimetr�w, znacznie wi�ksz� ni� zwyczajowo u�ywane do gry. Nie by� to co prawda klejnot koronny, ale jednak swoistego rodzaju skarb i to bez dw�ch zda�. By�a to doskona�a, barwna figurka przedstawiaj�ca wojownika zamar�ego za wysuni�t� tarcz� z wzniesionym do ciosu mieczem. Na tarczy widnia� heraldyczny symbol, a ca�o�� sprawia�a wra�enie prawdziwej postaci zbrojnego. Martin widzia� wiele doskona�ych figurek (graj�c w role playing i war games, trudno zreszt� by�o ich nie zauwa�y�), ale tak �wietnej jeszcze nie spotka�. - Gdzie�... gdzie� to znalaz�? - Harry Conden zaci�� si� z wra�enia bardziej ni� zwykle. - �adny, nie? - u�miechn�� si� Eckstern zadowolony z efektu. - Nowa firma �OK Products� wchodzi na rynek. Przys�ali mi j� za �mieszne pieni�dze wraz z listem twierdz�cym, i� chc�, by ich wyroby przetestowali znani gracze. Po naszej wygranej na dw�ch ostatnich konwentach chyba jeste�my na szczycie ich listy... Martin nie s�ucha� dalszych wyja�nie� - r�ka sama wyci�gn�a si� ku figurce. Opuszkami palc�w dotkn�� tarczy, by przekona� si�, �e to nie jest z�udzenie. Nie by�o: figurka by�a jak najbardziej materialna. Dotkni�cie u�wiadomi�o mu wyrazi�cie to, co ko�ata�o mu w g�owie, odk�d ujrza� miniaturk� - musi j� mie�. Nigdy dot�d nie odczuwa� takiej potrzeby, mimo i� producenci prze�cigali si� w pomys�owo�ci i wykonywaniu coraz to nowych postaci, kt�re mog�y bra� udzia� w grach: od potwor�w, przez rycerzy, kap�an�w, na krasnoludkach ko�cz�c. Dot�d �adna nie wzbudzi�a w nim tylu i takich emocji. Eckstern odwija� kolejne postacie, m�wi�c przy tym bez przerwy, lecz uwaga Martina w ca�o�ci skupiona by�a na tej pierwszej. Delikatnie i z uczuciem uj�� wojownika. Dziwna mieszanina zapach�w walczy�a o lepsze - mi�e aromaty i stare smrody. Sal� o�wietla�y jedynie kosze pe�ne ognistych os; na szcz�cie jeden wisia� tak blisko, �e m�g� dostrzec wszystkie stare zacieki na blacie sto�u, przy kt�rym siedzia� z okutym metalem rogiem w prawej d�oni. Odstawi� naczynie i przyjrza� si� uwa�nie obu pi�ciom. Czego� nie pami�ta�. Naturalnie, by� w ober�y Harvel�s Axe, spelunce w�tpliwej reputacji, le��cej na granicy Dzielnicy Z�odziei w mie�cie Greyhawk. To nie ulega�o w�tpliwo�ci, ale co�... co� wa�nego, nie m�g� sobie przypomnie�. My�l przemin�a tak szybko, �e nie m�g� na niej skupi� uwagi... Nazywa� si� Milo Jagon, do�wiadczony wojownik biegle w�adaj�cy mieczem, obecnie bez zaj�cia. To te� nie ulega�o w�tpliwo�ci. D�onie wystaj�ce z r�kaw�w delikatnej, ciemno szmelcowanej kolczugi by�y opalone i niew�tpliwie jego w�asne, cho� nie s�dzi�, �e s� a� tak opalone. Na ka�dym kciuku mia� szeroki pier�cie� - na prawym z owalnym, zielonym kamieniem poznaczonym czerwonymi �y�kami i plamkami, na lewym z takim� owalnym szarym kryszta�em. Kryszta� by� jednak matowy, jakby poch�ania� �wiat�o, zamiast je odbija�. Na prawym przegubie by�o jeszcze co� (zn�w ten trudny do rozpoznania b�ysk w pami�ci); pod r�kawem po�yskiwa�a �wie�� barw� miedzi szeroka bransoleta: dwie szerokie obr�cze, pomi�dzy kt�rymi osadzono cztery r�ne ko�ci: tr�j�cienn�, czworo�cienn�, o�mio�cienn� i sze�cio�cienn�. Ka�da zamocowana by�a w ledwie widocznym gnie�dzie i zamiast oczek mia�a mikroskopijne klejnoty. Zadziwiaj�ca dok�adno�� jak na wyr�b z miedzi. Dotkn�� bransolety - metal by� ciep�y. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e by�a wa�na, ale dlaczego...? Zmarszczy� brwi, usi�uj�c to sobie przypomnie�, ale bezskutecznie. W dodatku nie pami�ta� te�, jak tu trafi�. Nadto by� pewien, �e kto� go obserwuje, a mimo wprawy nie potrafi� dostrzec natr�ta. Najbli�szy st� zajmowa� tak�e tylko jeden klient i to, s�dz�c po rozmiarach bar�w i karku, nie byle jaki. Wys�u�ona, acz nie uszkodzona kolczuga wskazywa�a na do�wiadczonego wojownika, a le��cy na �awie obok p�aszcz podbity by� sk�r� z dzika. Podobnie jak Milo obcy by� w he�mie, zdobionym podobizn� szar�uj�cego dzika. I podobnie jak Milo wpatrywa� si� we w�asne le��ce na blacie sto�u d�onie, pomi�dzy kt�rymi przykucn�� turkusowy niby-smok, od czasu do czasu poruszaj�cy skrzyd�ami i wysuwaj�cy ostro zako�czony j�zyczek, by zbada� otoczenie. Tak, do�wiadczenie uczy�o, �e w kim� takim zdecydowanie lepiej mie� sprzymierze�ca ni� wroga... Siedz�cy poruszy� si� nagle i uwag� Milo przyku� rozb�ysk �wiat�a na jego prawym nadgarstku - obcy nosi� dok�adnie tak� sam� bransolet� jak on, przynajmniej tak si� zdawa�o z tej odleg�o�ci. He�m, p�aszcz... niespodziewanie ujawni�y si� wspomnienia i wiedza: ten, kt�rego obserwowa�, by� berserkerem i to z rodzaju were - w razie potrzeby m�g� zmieni� si� w dzika. Tacy jak on zawsze byli z natury gwa�towni i gro�ni, nic wi�c dziwnego, �e inni klienci ober�y woleli si� trzyma� z dala i obsiedli sto�y po�o�one w przeciwleg�ym ko�cu sali. Nic te� dziwnego, �e berserker mia� jako maskotk� czy wsp�towarzysza niby-smoka. Podobnie jak elfy m�g� si� bez problem�w porozumiewa� ze zwierz�tami. Milo uwa�nie rozejrza� si� po sali, dok�adnie przypatruj�c si� pozosta�ym go�ciom karczmy. By�o w�r�d nich kilku z�odziei, paru obcokrajowc�w - zbyt pewnych siebie lub zbyt g�upich, by obawia� si�, co ich mo�e spotka� w takim przybytku jak ten - i otulony w p�aszcz z kapturem druid, pa�aszuj�cy polewk�, a� mu si� uszy trz�s�y, a �y�ka miga�a. �aden nie nosi� takiej bransolety (albo te� nie mo�na by�o si� przyjrze� ich nadgarstkom). Zarazem wra�enie Milo, �e jest obserwowany, stawa�o si� coraz intensywniejsze i coraz mniej przyjemne. Wolno opu�ci� d�o� na r�koje�� miecza i dopiero w�wczas zauwa�y� opart� o st� tarcz�, kt�ra, cho� pogi�ta, ozdobiona by�a wcale zr�cznie wymalowanym herbem, dziwnie mu sk�d� znajomym... Zmarszczy� czo�o i u�miechn�� si� pos�pnie - pewnie, �e znajomym: to przecie� by�a jego w�asna tarcza. Na szcz�cie odruchowo siad� przy stole pod �cian� i plecami do niej - w razie potrzeby wystarczy przewr�ci� kopniakiem st�, a stworzy on barier� wystarczaj�c� do powstrzymania impetu pierwszego ataku. Zaraz, a gdzie tu s� drzwi!? By�y, nawet dwoje: jedne prowadzi�y do wewn�trznej cz�ci karczmy, drugie przes�ania�a ci�ka, sk�rzana zas�ona i w dodatku znajdowa�y si� po przeciwnej stronie sali. By dosta� si� do nich, musia�by min�� grup� pi�ciu siedz�cych blisko siebie i co chwila co� szepcz�cych m�czyzn, kt�rych od d�u�szej chwili ukradkiem obserwowa�. Zdawali si� nie zwraca� na niego �adnej uwagi, ale Milo Jagon nie do�y� swoich lat dzi�ki zaufaniu do bli�nich. Raczej przeciwnie... Odwieczna wojna mi�dzy Prawem i Chaosem wybucha�a okresowo, tak�e w mie�cie zwanym �wolnym�, poniewa� nie nale�a�o ono do niczyich posiad�o�ci. Z tego te� powodu by�o miejscem doskona�ym do rekrutowania najemnik�w lub rozpoczynania r�norakich prywatnych przedsi�wzi��, jak wyprawa po staro�ytny skarb albo zapomnian� wiedz�. Z jednej z nich Milo w�a�nie wr�ci� (prawdopodobnie tak samo siedz�cy obok berserker). Tyle �e w Greyhawk ochotnik�w szukali nie tylko opowiadaj�cy si� po stronie Prawa. Robili to tak�e zwolennicy Chaosu oraz neutralni, przy��czaj�cy si� do kt�rej� ze stron, w zale�no�ci od zap�aty. Milo wola� nie mie� ich za towarzyszy, gdy� nierzadko zmieniali sprzymierze�c�w zwabieni lepsz� zap�at�. Jako wojownik Milo zwi�zany by� z Prawem przysi�g�. Berserkerzy mieli jednak mo�liwo��.wyboru. Przewa�nie tak�e opowiadali si� za Prawem, ale ta karczma cuchn�a Chaosem i to by�o najbardziej niepokoj�ce (naturalnie nie licz�c drobiazgu: jak si� tu znalaz�?). Czy�by kto� rzuci� na niego czar? Nie by�a to mi�a perspektywa - jedynie adepci wy�szego rz�du mogli tego dokona�. A adept posiadaj�cy tak� wiedz� nie by� ju� w pe�ni cz�owiekiem... Wiedzia� jedynie, �e na kogo� lub na co� czeka i na wszelki wypadek sprawdzi�, czy miecz g�adko wychodzi z pochwy. Drug� r�k� trzyma� w pobli�u blatu, by w razie potrzeby u�y� go jako os�ony. Dzi�ki temu te� dostrzeg� nag�y ruch w bransolecie - ko�ci wirowa�y. Co� w pami�ci, do kt�rej nie m�g� dotrze�, ostrzeg�o go, �e to oznacza niebezpiecze�stwo. Podejrzane towarzystwo w k�cie pozosta�o na miejscu, za to berserker wsta�. Niby-smok wyl�dowa� mu na ramieniu, dotykaj�c j�zyczkiem os�ony he�mu. M�czyzna wzi�� p�aszcz, lecz zamiast skierowa� si� ku drzwiom, zrobi� dwa d�ugie kroki i stan�� przy stole Milo. Przypatruj�c mu si� uwa�nie oczyma, w kt�rych jarzy�y si� czerwone ogniki niczym u szar�uj�cego dzika, wysun�� ozdobion� bransolet� z wiruj�cymi ko��mi prawic� i przedstawi� si� niskim, przypominaj�cym warkot g�osem: - Jestem Naile Fangtooth. - Ruch warg ods�oni� dwa z�by w dolnej szcz�ce, przypominaj�ce szable ody�ca. Milo wiedzia�, �e musi odpowiedzie�, bo inaczej wyczuwane niebezpiecze�stwo stanie si� jeszcze gro�niejsze; ale to nie stoj�cy przed nim by� �r�d�em tego niebezpiecze�stwa. - Milo Jagon. Si�d�, wojowniku - odpar�, odsuwaj�c tarcz�, by zrobi� miejsce obok siebie. - Nie wiem dlaczego, ale musz� do ciebie do��czy�. - Spr�bowa� bezskutecznie zdj�� bransolet�. - Takie zachowanie nakazuje mi ta rzecz, z jakich� sobie tylko znanych powod�w. - Kto� musia� rzuci� na nas czar. - Milo odp�aci� szczero�ci� za szczero��. Bersekerzy rzadko sprzymierzali si� z innymi, za to ich braterstwo broni trwa�o a� do �mierci, a czasem i d�u�ej, bo ten, kt�ry prze�y�, mia� tylko jeden cel w �yciu: zemst� za zabitego kompana. - Czary - parskn�� Naile - zawsze �mierdz�... czuj� czasami smr�d, a Afreeta ju� go tu wyczu�a. I nie jest to smr�d Chaosu. Afreeta czyli niby-smok poruszy�a si�, s�ysz�c swoje imi�, ale nie opu�ci�a ramienia towarzysza, kt�ry ani na moment nie przesta� nieznacznie rozgl�da� si� po karczmie. Podobnie jak Milo g��wn� uwag� po�wi�ci� szepcz�cej kompanii. Druid wyskroba� misk�, obliza� �y�k� i czkn�� z zadowoleniem. Siedz�cy opodal niego dwaj zbrojni ze znakami kupieckiej eskorty na ramionach nadal spokojnie i miarowo pili, jakby nade wszystko chcieli sprawdzi�, kt�ry pierwszy zwali si� na wysypan� trocinami i za�miecon� posadzk�. - �aden z nich nie ma tego. - Milo wskaza� na bransolet�. Ko�ci znieruchomia�y, a gdy spr�bowa� obr�ci� jedn� z nich paznokciem, omal go nie z�ama�, za� kostka ani drgn�a. - Nie - przyzna� Naile, staraj�c si� m�wi� cicho, co przychodzi�o mu z widocznym wysi�kiem. - Co� mi nie daje spokoju... Co� powinienem wiedzie� i nie wiem... A ty? Spojrza� oskar�ycielsko na siedz�cego, jakby by� przekonany, �e on zna sekret kryj�cy si� za tym dziwnym spotkaniem i specjalnie nie chce go zdradzi�. - Ze mn� jest tak samo. Czuj�, �e powinienem co� pami�ta�, a za nic w �wiecie nie mog� sobie tego przypomnie�. - Jestem Naile Fangtooth - zabrzmia�o to, jakby m�wi�cy sam siebie upewni�, kim jest. - By�em z Brethern, gdy zdobyli Zwierciad�o Loice i Sztandar Kr�la Everona. Wtedy padalce zabi�y mego kamrata Engula Widehanda i wtedy uwolni�em Afreet�, kt�ra si� do mnie przy��czy�a. Pami�tam to doskonale, ale reszt�... Zadziwiaj�co delikatnie pog�adzi� niby-smoka pomi�dzy bezustannie drgaj�cymi skrzyd�ami. - Zwierciad�o Loice... - Milo przycisn�� pi�ci do skroni: zna� te s�owa... tylko sk�d? - To by�a pi�kna walka - w g�osie Naile�a zabrzmia�a duma. - Orki, nawet Upi�r Loice byli przeciwko nam, ale mieli�my za sob� tej nocy szcz�cie rzutu. Szcz�cie rzutu...! Przerwa�, wpatruj�c si� w bransolet�. - Rzutu...! To znaczy, �e...! - R�bn�� pi�ci� w st�, a� deski j�kn�y. - Jakiego rzutu? - Poj�cia nie mam! - przyzna� Milo, zastanawiaj�c si�, czy tamten przypadkiem nie pr�buje wprawi� si� w bitewny sza�, dzi�ki kt�remu berserkerzy byli tak gro�ni w walce i odporni na niekt�re czary. Ponownie spr�bowa� poruszy� ko�ci, ale wci�� bez rezultatu. Najdziwniejsze by�o to, �e zna� je, wiedzia�, �e do czego� s�u��, tylko nie mia� poj�cia do czego. Czu� si� jak kto�, kto ma odczyta� napis w nieznanym mu j�zyku i wie, �e od tre�ci tego napisu zale�y jego �ycie. - Obraca�y si�, zanim ty podszed�e� - powiedzia� wolno. - To ko�ci do gry, ale nie do normalnej tylko jakiej� takiej... innej... - Prawda. I nie raz nimi rzuca�em, ale po co, tego nie wiem. My�l�, �e kto� chce sobie z nami zagra�, a je�li tak, to chc� spotka� tego, kt�ry u�ywa ludzi jak rzeczy: r�cz� ci, �e dla niego nie b�dzie to mi�e spotkanie! - Je�eli kto� rzuci� na nas czar... - Milo nie mia� zamiaru dopu�ci�, by tamtego ogarn�a furia, bardzo u�yteczna podczas bitwy, ale niedorzeczna tu i teraz, zw�aszcza �e nie znali przeciwnika. - To pr�dzej czy p�niej powinni�my spotka� tego, kto go na nas rzuci�. - Naile najwidoczniej umia� kontrolowa� bitewny ob��d i wywo�an� nim przemian�. - Chyba zreszt� na to czekamy. Druid wsta�, rzuci� na st� monet� i wzi�� spod �awy torb� zdobion� runami. Milo zauwa�y�, �e zamiast miejskich sanda��w mia� na nogach znoszone, ale jeszcze dobre sk�rzane buty. Nie rozgl�daj�c si�, ruszy� ku drzwiom, co obu wojownikom znacznie poprawi�o humory - druidzi sk�aniali si� ku Chaosowi i cho� ten by� niskiej rangi, lepiej by�o nie znajdowa� si� w jego pobli�u. - Kurhan urok�w! - Naile wygl�da� jakby mia� ochot� splun�� za odchodz�cym. - Ale nie tego, kt�ry nas trzyma. - Prawda. S�uchaj no, czy przypadkiem nie masz g�siej sk�rki albo w�osy nie staj� ci d�ba? Cokolwiek nas trzyma, zbli�a si�, a przecie� nie spos�b walczy� z czym�, czego si� nie widzi ani nie s�yszy... Nie wiadomo, czy w og�le jest �ywe... - wyznanie by�o zaskakuj�ce, gdy� berserkerzy uchodzili za doskona�e maszyny do zabijania, �atwo wpadaj�ce w sza�, ale niesk�onne do wyt�ania umys��w. �atwo zapomnie�, �e mieli w�asne moce i kierowali si� rozumem, a nie instynktem, nawet gdy przyjmowali zwierz�c� posta�. Poza tym Fangtooth mia� racj�: to, na co czekali, by�o ju� bardzo blisko. Pi�ciu szepcz�cych wsta�o i kolejno wysz�o. Wygl�da�o to tak, jakby kto� lub co� oczyszcza�o miejsce starcia, a Milo nadal nie m�g� wyczu� �adnych oznak zbli�ania si� Chaosu. Afreeta zagwizda�a co�, ale r�wnie� nie wygl�da�a na zaniepokojon�. Milo spojrza� na bransolet� - dwie z kostek zaczyna�y powoli si� obraca�. - Teraz! Naile b�yskawicznie si� zerwa�, dzier��c w lewej d�oni top�r, kt�ry Milo, mimo wprawy w pos�ugiwaniu si� r�norak� broni�, ledwie by uni�s�. Byli sami, bo nawet s�u�ba znikn�a, jakby wiedz�c, �e lepiej znale�� si� jak najdalej od d�ugiej i pustej sali. Milo wsta�, nie spuszczaj�c wzroku z kostek, kt�re zamar�y w�a�nie w tej chwili, gdy kto� odsun�� sk�rzan� zas�on�, wpuszczaj�c do �rodka jesienny ch��d. W drzwiach sta� m�czyzna tak starannie spowity w ciemny p�aszcz, �e przy swej szczup�ej posturze przypomina� cie� oderwany od najbli�szej �ciany. 2. Pragnienia mag�w Go�� wszed� i skierowa� si� prosto do ich sto�u. Blada cera i szczelnie zapi�ty p�aszcz wskazywa�y, i� niecz�sto przebywa na �wie�ym powietrzu. Rysy mia� ludzkie, ale kszta�t nosa, warg i nieruchome mi�nie twarzy sprawia�y niesamowite wra�enie. Oczy mia� do po�owy przymkni�te - otworzy� je szeroko dopiero, staj�c przy stole; wtedy Milo upewni� si�, i� ma do czynienia z adeptem: na wp� cz�owiekiem, na wp� nie wiadomo czym. Oczy przybysza p�on�y bowiem g��bok�, przyt�umion� czerwieni� w�gli w dogasaj�cym ognisku. Nie licz�c oczu, jedyn� barwn� rzecz� w ca�ej postaci by�a znajduj�ca si� na ramieniu naszywka o tak skomplikowanym wzorze z wplecionymi we� magicznymi runami, i� nie spos�b by�o odczyta� jej znaczenia. - Jeste�cie wezwani... - G�os by� niski i monotonny, jakby powtarza� wyuczon� formu�k�, nie przejawiaj�c absolutnie �adnych uczu�. - Przez kogo i po co? - warkn�� Naile, czerwieniej�c ze z�o�ci. - Nie naj��em si� u nikogo... - Ja te� nie - przerwa� mu Milo, czuj�c, i� oczekiwanie przekszta�ci�o si� w nakaz, nad kt�rym nie by� w stanie zapanowa�. - Ale zdaje mi si�, �e w�a�nie na to czekali�my. Przez moment wydawa�o si�, �e berserker nie zgodzi si� z nim, lecz wnet bez s�owa zarzuci� na ramiona p�aszcz i spi�� go pod szyj� klamr� w kszta�cie �ba dzika. - Wi�c chod�my - warkn�� g�ucho. - I sko�czmy te zabawy z urokami. Niby-smok za�wierka� co� i wymownie pokaza� nowo przyby�emu j�zyczek, daj�c wyra�nie do zrozumienia, co o nim s�dzi. Milo poczu� mrowienie w nadgarstku, zwiastuj�ce, �e ko�ci ponownie si� obracaj�. Gdyby tylko m�g� sobie przypomnie�, co to znaczy... Pozosta�o mu jedynie wpatrywa� si� bezsilnie w wiruj�ce kszta�ty. Gdy znale�li si� na zewn�trz, otoczy� ich mrok. G�rna cz�� miasta by�a nie�le o�wietlona pochodniami, tu jednak rzadko si� one pojawia�y. Okoliczni uwa�ali mrok i cie� za sprzymierze�c�w i doskona�� os�on�, tote� pochodnie znika�y tak b�yskawicznie, i� dawno temu stra�e przesta�y je umieszcza� w uchwytach �ciennych. Mimo to Milo mia� nieodparte wra�enie, �e �ledz� ich czujne, cho� niewidzialne oczy, gdy w �lad za przewodnikiem pogr��yli si� w labiryncie w�skich uliczek, wiod�cych mi�dzy starannie zabarykadowanymi na noc i z zasady ciemnymi domostwami. Zanim dotarli do ko�ca Dzielnicy Z�odziei, z bramy wysun�a si� otulona p�aszczem posta� i do��czy�a do pochodu. Milo �cisn�� r�koje�� miecza, gdy w blasku ksi�yca dostrzeg�, �e to elf, a elfy i Chaos wyj�tkowo nie zgadza�y si� z sob�. S�dz�c z zielono-br�zowego stroju, by� to w dodatku Ranger, a takiego zawsze dobrze mie� ko�o siebie. Jego uzbrojenie stanowi� ko�czan pe�en strza�, nie naci�gni�ty �uk, my�liwski kordelas i miecz, a co wa�niejsze: na prawym nadgarstku po�yskiwa�a znajoma bransoleta. Przewodnik najmniejszym gestem nie zdradzi�, �e zauwa�y� powi�kszenie si� grupy, a maszerowa� tak �ywo, �e Milo musia� dobrze wyci�ga� nogi, by za nim nad��y�. Elf tak�e si� nie odezwa� i tylko Alfreeta pisn�a jakby na powitanie. Je�eli elf jej odpowiedzia�, to w my�lach, gdy� robi� tyle ha�asu co otaczaj�ce ich cienie. Elfy pr�cz wsp�lnej mowy i w�asnego j�zyka, kt�rego nie u�ywaj� przy obcych, znaj� te� sposoby porozumiewania si� ze zwierz�tami, tak g�osem, jak i w my�lach. Weszli w szersze i mniej kr�te ulice, mijaj�c siedziby kupc�w oznaczone wisz�cymi nad wej�ciami tarczami, na kt�rych wymalowano znaki takie same jak na wozach i tunikach zbrojnych. Gdy min�li siedzib� Blackmera z Urnst, reprezentuj�cego �wi�tych Lord�w z Faraz, znale�li si� w naprawd� szanowanej dzielnicy. W�ska alejka mi�dzy dwoma murami doprowadzi�a ich do niezbyt imponuj�cej wie�y. Wy�szych i szerszych budowli by�o w mie�cie wi�cej, a nie obrobiona powierzchnia �ciany po��obiona by�a znakami powtarzaj�cymi si� na drzwiach oraz - jak zauwa�y� Milo - na p�aszczu przewodnika, cho� na nim wz�r widoczny by� jedynie w pewnym zestawieniu �wiat�a i cienia. Kamienie, z kt�rych zbudowano wie��, nie by�y tutejsze, br�zowoszare, lecz ciemnozielone z ��tymi, wij�cymi si� �y�kami, kt�re skutecznie uniemo�liwia�y dok�adniejsze przyjrzenie si� reliefom. Przewodnik dotkn�� d�oni� drzwi, kt�re otworzy�y si� bez najmniejszego cho�by szcz�ku zamka czy stukotu antaby, jakby gospodarz w og�le nie u�ywa� takich �rodk�w ostro�no�ci. Z wn�trza wyp�yn�o ciep�e i jasne �wiat�o, jakiego Milo dot�d nie widzia�, a gdy weszli do wn�trza, przekona� si�, �e same �ciany wydzielaj� ��tawy blask, w kt�rym twarze wygl�daj� nieco upiornie niczym u widm s�u��cych Chaosowi. Nie podoba�o mu si� to miejsce, lecz czar by� zbyt silny - zmusza� mi�nie do dalszego marszu pomimo protest�w umys�u. W�skim korytarzem doszli do kr�tych schod�w, na kt�re przewodnik w milczeniu zacz�� si� wspina�. K�tem oka Milo dostrzeg�, jak kropelka potu sp�ywa z nosa Naile�a na zaro�ni�ty podbr�dek. Jego w�asne d�onie zwilgotnia�y nagle, tote� czym pr�dzej wytar� je w po�� p�aszcza. Min�li dwa pi�tra i dopiero na trzecim przewodnik skierowa� si� ku drzwiom. Znale�li si� w du�ej sali ze sporym paleniskiem po�rodku. P�on�� na nim ogie�, a dym wydostawa� si� przez otw�r w dachu, ale i tak w pomieszczeniu by�o niezno�nie gor�co. W sali sta�o sporo sto��w, a na nich pi�trzy�y si� ksi�gi i zwoje pergamin�w w metalowych pojemnikach pokrytych patyn�. Niekt�re woluminy by�y tak zniszczone, �e z drewnianych, obci�ganych sk�r� ok�adek pozosta�y jedynie metalowe klamry. Po�ow� posadzki zajmowa� pentagram opatrzony runicznymi napisami, a o�wietlenie, dzi�ki p�on�cemu ognisku, by�o mniej upiorne. Po�rodku sta� gruby m�czyzna �redniego wzrostu i z zadowoleniem grza� si� przy ogniu pomimo panuj�cego upa�u. By� kompletnie �ysy i nieco przygarbiony. Jego �ysin� pokrywa� wytatuowany czy te� wymalowany ten sam wz�r, jaki ozdabia� zewn�trzne �ciany wie�y i p�aszcz przewodnika. Szar� tunik� przewi�zywa� ��tym sznurem i nie nosi� �adnych ozd�b. Nie spos�b by�o odgadn�� jego wieku, jako �e adepci potrafili kontrolowa� wp�yw czasu na w�asne cia�a. Jednak nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e po raz pierwszy Milo przesta� si� czu� bacznie obserwowany, chocia� gospodarz ogl�da� ich krytycznie niczym niewolnik�w na targu. Raptem dym z ogniska zalecia� go prosto w nos, tote� rozkaszla� si� i przesta� si� gapi�. - Naile Fangtooth, Milo Jagon i Ingrge - oznajmi�, gdy si� uspokoi�, i skin�� im d�oni�. Brzmia�o to, jakby przypomina� ich sobie, a nie wita� nowo przyby�ych, za� na jego znak z przeciwleg�ego kra�ca sali wyst�pi�y cztery postacie i podesz�y do ogniska. - Ja jestem Hystaspes, a dlaczego Wielkie Moce uzna�y za stosowne wci�gn�� mnie w to spotkanie... - przerwa�, skrzywi� si� z niesmakiem i doda�: - Jak si� ma do czynienia z Mocami, to jest to zawsze dwustronny interes, za kt�ry w ko�cu si� p�aci. Poznajcie swych towarzyszy! Batlemaid: Amazonka Yevele, Deav Dyne wierz�cy w bog�w stworzonych przez ludzi, bard Wymarc i naturalnie Gulth. Dziewczyna zsun�a z czo�a he�m, ods�aniaj�c kosmyk kasztanowych w�os�w. Jej twarz i postawa pozosta�y nieruchome, podobnie jak szaro odzianego kap�ana trzeciego stopnia Landrona - od Wewn�trznego-�wiat�a. Rudy bard z harf� w podr�nej torbie na plecach u�miechn�� si� lekko, jakby ca�e przedsi�wzi�cie bawi�o go i jako uczestnika, i jako widza. Ostatnim by� Jaszczur - przedstawiciel inteligentnych gad�w. Wszyscy nosili identyczne, miedziane bransolety zdobione ko��mi do gry. - Co tu robi ten padalec? - burkn�� Naile. - Zmiataj st�d jaszczurko albo zrobi� buty z twojej sk�ry. Gulth nie odezwa� si�, cho� zna� wsp�ln� mow�, za to bez zmru�enia powiek zmierzy� uwa�nie berserkera, tak jakby bra� miar� na jego trumn�. Jego rasa uznawana by�a za neutraln� w konflikcie Prawa i Chaosu, co naturalnie nie zwi�ksza�o do niej ludzkiego zaufania: neutralni zawsze mogli zmieni� si� we wrog�w czy zdrajc�w, zw�aszcza �e motywy kieruj�ce ich post�powaniem rzadko by�y dla ludzi zrozumia�e. Gulth dor�wnywa� wzrostem berserkerowi i poza obosiecznym ko�cianym mieczem, kt�rego ostrza zdobione by�y z�bami jakiego� potwora, mia� naturaln� bro�, to znaczy k�y i pazury, kt�re czyni�y ze� wyj�tkowo gro�nego przeciwnika. Gospodarz odwr�ci� si� twarz� do paleniska, wyci�gn�� d�o� i wypowiedzia� zakl�cie w j�zyku, od kt�rego a� zazgrzyta�o pozosta�ym w uszach. Ze �rodka ogniska wyp�yn�� s�up bia�ego dymu, przesun�� si� na podobie�stwo w�a wok� ognia, rozdzieli� i - nim kto� cho�by drgn�� - obj�� jednym ramieniem Milona, Naile�a i elfa, a drugim pozosta�� czw�rk�. Milo zakrztusi� si� dymem przes�aniaj�cym pomieszczenie i pozosta�ych... - Dobra, zagrasz t� posta�. Teraz s�uchajcie: naszym zadaniem jest... Pok�j... niewyra�ny, jakby spowity mg��... Kartki papieru... By�...by�... - Kim jeste�? - z si�� spi�owego dzwonu rozleg�o si� we mgle. Co za krety�skie pytanie - by� naturalnie sob�, Martinem Jeffersonem, a kim mia�by by�? - Kim jeste�? - powt�rzy� natarczywie g�os. - Nazywam si� Martin Jefferson. - Co robisz? Kolejne g�upie pytanie. Zgodnie z sugesti� Ecksterna gra� nowymi figurkami tej, jak jej tam, firmy... �OK� zdaje si�. - Nie ma �adnej gry! - sprzeciwi� si� niespodziewanie g�os. - Kim jeste�? Zanim Martin zd��y� otworzy� usta, zamierzaj�c tym razem zada� kilka pyta� zamiast udziela� g�upawych odpowiedzi, opar zg�stnia�, przes�aniaj�c st�; us�ysza� inny g�os: - Nelson Langley. To faktycznie by� Nels, ale on dzi� nie przyszed�... Nie by�o go w mie�cie, a ostatni raz s�yszeli si� w sobot�... - Co robisz? - Gram w gr�... - g�os by� dziwnie st�umiony. - To nie jest �adna gra! - tajemniczy g�os ponownie by� stanowczy. Martin spr�bowa� si� poruszy�, ale niczym w sennym koszmarze nie m�g� drgn��. A koszmar ci�gn�� si� dalej. - Kim jeste�? - James Ritchie. Nigdy o takim nie s�ysza�. Co tu si�, do diab�a, wyprawia�o?! Martin stwierdzi� ze zdumieniem, �e nawet nie mo�e wykrztusi� s�owa i zacz�� si� ba�: je�li to by� senny koszmar, to najwy�sza pora si� obudzi�. - Co robisz? - Gram... - Nie grasz! - chwila przerwy. - Kim jeste�? - Susan Spencer... - i tak w k�ko, tyle �e pad�y jeszcze trzy nazwiska: Lloyd Collins, Bill Ford i Max Stein. Dym zacz�� rzedn�� i Martin poczu�, �e boli go g�owa. Co za krety�ski sen! Rozejrza� si� i zd�bia� - nie by� to pok�j, w kt�rym mieli gra� - by� w wie�y tego tam Hystaspesa. By� wojownikiem i nazywa� si� Milo Jagon... ale by� te� Martinem Jeffersonem... przez chwil� nat�ok wiruj�cych pod czaszk� my�li grozi� szale�stwem. - Rozumiecie teraz? - spyta� gospodarz, przygl�daj�c im si� po kolei. - Czar prawie doskona�y, zupe�nie jak Dziewi��dziesi�t Dziewi�� Grzech�w Salzaka Mordercy Duch�w. Mag te� wydawa� si� niezbyt pewny siebie - jakby nienawidzi� i ba� si� tego, czego m�g�by si� dzi�ki nim dowiedzie�, a zarazem nie m�g� si� oprze� okazji wykorzystania Mocy, jaka dzi�ki nim wpad�a mu w r�ce. - Jestem... Susan. - Dziewczyna zrobi�a niepewny krok. - Wiem, �e jestem... ale tak�e jestem Yevele. Jak to mo�liwe? - Nie tylko ty to czujesz - w g�osie maga nie by�o ciep�a, nie by�o w nim �adnych uczu�, a s�dz�c z tonu, skoro dowiedzia� si� tego, co najwa�niejsze, mia� ochot� jak najszybciej zaj�� si� czym� innym. Milo zdj�� he�m i zrzuci� na plecy kaptur, �eby m�c spokojnie podrapa� si� w czo�o. - Gra�em w gr�... - powiedzia� powoli, pr�buj�c przekona� sam siebie, �e tamto by�o prawd�, a to jest iluzj�. - Gry! - warkn�� mag ze z�o�ci�. - Te wasze gry, durnie, da�y szans� wrogowi. A gdyby nie to, �e znam Wy�sze i Ni�sze Czary Ulik i Dom i szuka�em pewnej archaicznej formu�y, to ca�kowicie byliby�cie ju� jego s�ugami. I pograliby�cie sobie, a jak�e! W jego gry, jako jego pionki. Tutaj wasze Prawo i Chaos walcz� ze sob�, lecz prawa Losu nie pozwalaj� �adnej ze stron na decyduj�ce zwyci�stwo. Teraz pojawi�o si� nowe niebezpiecze�stwo, gdy� ani Prawo, ani Chaos, ani Los nie s� ograniczeniami dla niego czy te� dla nich... nawet, �eby to szlag, nie wiadomo, jakiego rodzaju i ilo�ci jest to zagro�enie. - To jest gra? - Milo potar� czo�o. - To chcesz powiedzie�? - Kim jeste�? - warkn�� mag bez ostrze�enia. - Martin... Milo Jagon. - Milo zdecydowanie wygrywa�, wpychaj�c to drugie ja w zakamarki pami�ci i zamykaj�c mu drog� do wolno�ci. - A widzisz? - Hystaspes wzruszy� ramionami i wskaza� bransolet�. - A to s� twoje wi�zy, kt�re zreszt� dobrowolnie za�o�y�e� we w�asnym �wiecie, wykazuj�c zaiste nieprzeci�tn� g�upot�. Naile szarpn�� miedzian� obr�cz, ale nawet jego si�a nie zdo�a�a jej ruszy� cho�by o w�os. - Wygl�da na to, �e nasz gospodarz wie o tym znacznie wi�cej ni� my wszyscy - odezwa� si� elf. - Wydaje mi si� tak�e, �e ma w tym sw�j udzia�, gdy� inaczej nie zebraliby�my si� tutaj i nie byli �wiadkami tego ma�ego pokazu magicznego. Je�eli zostali�my sprowadzeni do tego �wiata, by s�u�y� temu zaproszeniu, o kt�rym m�wi�e�, to musisz mie� jaki� plan. - Plan! - rozsierdzi� si� adept. - Jak cz�owiek mo�e uk�ada� plany przeciwko czemu� nie z tego �wiata i nie z tego czasu?! Przypadkiem dowiedzia�em si�, co mo�e si� zdarzy�, i to do�� wcze�nie, �eby pokrzy�owa� im ca�kowite zwyci�stwo. Tak, zebra�em was, ale tylko dzi�ki temu, �e on (czy oni, niech to szlag) by� tak pewien siebie, �e nikt na was nie czeka� i nie dostali�cie od r�ki �adnego zadania. Z drugiej strony, by� mo�e dopomog�em mu, zbieraj�c was razem... za ma�o wiem, �eby mie� pewno��... - Powiedz nam w takim razie, co wiesz i czego si� spodziewasz - odezwa� si� kap�an. - By� mo�e... - Deav, wiem tyle, co s�udzy twego boga bez oblicza - roze�mia� si� ponuro mag. - Je�li bogowie istniej�, w co zreszt� w�tpi�, dlaczego mieliby sobie zawraca� g�ow� losem jednostek czy nawet narod�w? Ale nie o tym mowa... dobrze, powiem wam, co wiem i czego si� spodziewam. A powiem wam, gdy� teraz jeste�cie moimi narz�dziami! I to narz�dziami chc�cymi zrobi� to, co ja chc� osi�gn��, cho�by po to, by si� zem�ci�, jako �e �ci�gni�to was tutaj wbrew waszej woli, a �aden cz�owiek nie lubi przymusu. Karl! Podaj sto�ki i posi�ek! Noc d�uga, a wiele jest do om�wienia. Przewodnik wyszed� z k�ta i w milczeniu zabra� si� do wype�niania polece� mistrza. Jedynie Gulth zrezygnowa� ze sto�ka, zwijaj�c si� na pod�odze i opieraj�c d�ugi, podobny do krokodylowego pysk na splecionych r�kach. Pozostali od�o�yli bro� i siedli p�kolem, zwr�ceni do maga na podobie�stwo nowicjuszy maj�cych pozna� pierwsze w �yciu zakl�cie. Hystaspes usadowi� si� na krze�le i w milczeniu obserwowa�, jak go�cie popijaj� z kielich�w w kszta�cie mitycznych bestii i posilaj� si� chlebem z silnie pachn�cym, lecz ca�kiem smacznym serem. Milo nadal odczuwa� �mienie przem�czonej g�owy, ale nie czu� ju� konfliktu dw�ch osobowo�ci - pami�ta� wszystko jak szczeg�lnie wyrazisty sen z innego �wiata, niezbyt wa�ny, skoro by� teraz z powrotem we w�asnym �wiecie. - Sny niekt�rych ludzi potrafi� by� wyj�tkowo silne - odezwa� si� mag. - Wiemy o tym my, kt�rzy poszukujemy wiedzy zagubionej, odnalezionej i ponownie utraconej. Cz�owiek zawsze �ni� i marzy�, a d��enie do realizowania tych marze� jest bezwzgl�dnie jego najwi�kszym darem. Odkryli�my, �e to, o czym �ni czy marzy kto� w jednym �wiecie, mo�e powsta� lub te� istnie� ju� w innym. Gdy jest to wsp�lne marzenie kilku ludzi, tym �atwiej jest to osi�gn�� i tym �atwiej jest podr�owa� pomi�dzy takimi �wiatami, cho� nie s� to podr�e materialne. Wszyscy grali�cie w co�, co nazywacie gr� role playing i tworzyli�cie �wiat wypraw i przyg�d. Wiedzieli�cie, �e to gra i �e takiego �wiata nie ma; gdy sko�czyli�cie jedn� rozgrywk�, wracali�cie do �ycia w waszym �wiecie. �adne nawet nie pomy�la�o, �e ten kto pierwszy wymy�li� ten wymarzony �wiat, przypadkiem opisa� inny, faktycznie istniej�cy. Przysz�o to kt�remu� do g�owy? Nie, tak te� my�la�em... Coraz bardziej wci�ga� was ten �wiat. Coraz bardziej si� wam podoba�. Nic dziwnego, im wi�cej graczy w waszym �wiecie o nim my�la�o, tym silniejsza wi� powstawa�a pomi�dzy obu �wiatami i tym barwniejszy stawa� si� ten wymy�lony. - Czy to ma znaczy�, �e to, co wymarzymy, stanie si� realne? - spyta�a Yevele. - A czy gra nie by�a realna, gdy brali�cie w niej udzia�? Wszyscy przytakn�li. - W�a�nie. Zreszt�, sama wasza gra jest niewielkim zagro�eniem, gdy� jej przebieg nie ma wp�ywu ani na losy tego �wiata, ani na losy istot w nim �yj�cych. Natomiast wyobra�my sobie, �e kto� lub co� spoza czasu i przestrzeni, w kt�rych le�� oba nasze �wiaty, b�dzie mia� mo�liwo�� wtr�ci� si� w t� sytuacj�. Co wtedy? - S�uchamy! - mrukn�� Naile. - Powiedz nam i wyja�nij, dlaczego tu jeste�my, i co ty i ten drugi, o kt�rym niewiele wiesz, naprawd� od nas chcecie! 3. Z��czeni - Na ile zdo�a�em si� dowiedzie�, sprawa jest wzgl�dnie prosta. - Mag zrobi� jaki� znak i uj�� wysmuk�y kielich, kt�ry pojawi� si� przed nim znik�d. - Sprowadzono tu was, to jest wasze osobowo�ci i umys�y, i wcielono w postacie wyst�puj�ce w tych waszych ukochanych grach. Powody, dla kt�rych was sprowadzono, nie s� dla mnie do ko�ca jasne. Wydaje mi si�, �e ten kto� chce trwale z��czy� nasze �wiaty, a bez dw�ch zda�, wasz pobyt tutaj znacznie wzmacnia ju� istniej�c� wi�. - Nic nie rozumiem! - powiedzia� Naile. - To co, mamy tu siedzie� i czeka�... - Kim jeste�! - g�os maga rozbrzmia� r�wno dono�nie i w�adczo jak we mgle. - Podaj mi swe imi�! - Jestem... - berserker przerwa� i zaczerwieni� si�, po czym doko�czy� ciszej: - Jestem Naile Fangtooth. - To miasto to Greyhawk, prawda? - Mag by� bardzo pewny siebie. - Tak. - Naile poprawi� si� na sto�ku, kt�ry sta� si� wielce niewygodny. - Nie jeste� przypadkiem kim� jeszcze? Nie masz wspomnie� z innego �wiata i innego czasu? - Mam... - przyzna� z niech�ci� berserker. - Wobec tego istniej� dwa sprzeczne ze sob� fakty: je�eli jeste� Naile�m Fangtoothem w mie�cie Greyhawk, to jak mo�esz by� kim� innym w innym mie�cie? - spyta� mag i nie czekaj�c na odpowied�, wskaza� miedzian� bransolet�. - Jest tak, poniewa� jeste� niewolnikiem tego! Ty, berserker i were musisz by� pos�uszny miedzianej bransolecie! - Dlaczego i w jaki spos�b jeste�my niewolnikami? - wtr�ci� Milo, s�ysz�c pomruk berserkera daremnie pr�buj�cego zdj�� bransolet�. - W granicach gry, w kt�r� zdecydowali�cie si� gra�. Kostki umieszczone w tych ozd�bkach mog� si� obraca� tak, jakby kto� nimi rzuci�. Liczba oczek decyduje o waszym dalszym post�powaniu. �ycie, sukces czy �mier� zale�� od nich. - W grze my rzucamy ko��mi. - Kap�an pochyli� si�, skupiaj�c powszechn� uwag�. - Czy na te rzuty mamy jaki� wp�yw? - Pierwsze rozs�dne pytanie! - ucieszy� si� Hystaspes. - Ucz� was logicznego my�lenia w tych waszych grach, nie? Prawda, �e nie mo�ecie zdj�� bransolet ani zerwa� czaru. Powinni�cie jednak wyczuwa�, kiedy kostki zaczn� si� obraca�. Potem pozostaje tylko tak wyt�a� umys�, by wypad� jak najlepszy wynik, cho� ile to pomo�e, zw�aszcza niekt�rym, tego nikt nie wie. S�dz�, �e je�li skupicie si� na obracaj�cej si� kostce, mo�ecie cho� nieznacznie wp�yn�� na wynik. Milo popatrzy�, jak towarzysze przyj�li te rewelacje. Elf spogl�da� bez wyrazu w d�, na bransolet� widoczn� na nadgarstku opartej o kolano r�ki. Naile wci�� daremnie pr�bowa� zdj�� swoj�, za� Gulth nawet nie drgn��, a wyrazu jego pyska Milo nawet nie pr�bowa� odgadn��. Yevele wpatrywa�a si� w maga, g�adz�c w zamy�leniu doln� warg�, najprawdopodobniej nawet nie zdaj�c sobie z tego sprawy. Po raz pierwszy widzia� j� bez he�mu i stwierdzi�, �e jest ca�kiem �adna, a rozwichrzone nad opalonym czo�em w�osy dodawa�y jej twarzy �wie�o�ci... C�, nie czas i nie miejsce, �eby si� tym zajmowa�! Kap�an potrz�sn�� zdecydowanie g�ow�, marszcz�c czo�o - najwyra�niej nie przypad�y mu do gustu jakie� wnioski wysnute ze s��w gospodarza. Jedynie bard si� u�miecha�, a gdy dostrzeg� wzrok Milo, u�miechn�� si� naprawd� szeroko - jakby w rzeczy samej doskonale si� bawi�. - Nauczono nas wielu rzeczy - kap�an odezwa� si� z wahaniem, jak kto�, kto nie bardzo chce m�wi�, ale nie ma innego wyj�cia. - Nauczono nas, �e umys� potrafi kontrolowa� materi�. Magowie osi�gaj� to przez czary, my przez mod�y. Wyj�� z ukrytej w szacie kieszeni stalowy �a�cuszek z nawleczonymi zielonymi paciorkami zgrupowanymi po dwa lub po trzy. - Nie m�wi�em o czarach ani mod�ach, lecz o takiej mocy umys�u, jak� ma ka�dy, cho� u�pion�. Wy musicie j� w sobie obudzi� dla waszego w�asnego dobra - odpar� mag. - Kiedy i jak mamy jej u�y�? - bard odezwa� si� po raz pierwszy. - Nie zebra�by� nas tu, adepcie Mocy, gdyby� nas nie potrzebowa� ani nie m�g� u�y�. Tytu� zabrzmia� niemal ironicznie; mag nie odpowiedzia� natychmiast, wpatrzony w resztki p�ynu w kielichu, kt�ry trzyma� niczym przepowiadaj�ce przysz�o�� zwierciad�o. - Jest tylko jedna mo�liwo�� wykorzystania was - powiedzia� wolno. - To znaczy? - Wymarc nie ust�powa�. - Musicie odzyska� �r�d�o mocy, kt�ra was tu sprowadzi�a, i zniszczy� je... je�li zdo�acie. - A niby dlaczego? Jedynym powodem jest to, �e ono ci� niepokoi? - spyta� grzecznie bard. - Niepokoi? - g�os maga sta� si� gniewny. - Powiedzia�em wam, �e on chce z��czy� nasze �wiaty. Dlaczego, tego nie wiem, ale je�li mu si� to uda... - W�a�nie, co wtedy? - wtr�ci� elf, unosz�c g�ow� i przeszywaj�c maga spojrzeniem. - Nie wiem... - przyzna� Hystaspes. - Nie wiesz? - zdziwi�a si� Yevele. - Maj�c moc i wiedz�, nie wiesz? - O ile wiem, co� takiego nigdy si� nie zdarzy�o - przyzna� niech�tnie mag, widz�c, �e dziewczyna nie ust�pi. - Jedno jest pewne: stwarza to okazj� do powstania z�a, przy kt�rym z�o Chaosu prawie si� nie liczy. Tego jestem pewien. Tym razem w jego g�osie brzmia�a szczero��. - Mo�e to prawda, ale nie ca�a - wtr�ci� Deav Dyne. - S�dz�, �e zanim nas tu sprowadzi�e�, zadba�e�, by�my musieli post�powa� zgodnie z twoj� wol�, wi�c nie mamy wyboru. Cho� nie spuszcza� wzroku z maga, jego palce ani na chwil� nie przesta�y przesuwa� paciork�w. - Urok - powiedzia� powoli Ingrge lodowatym tonem. - Czar pos�usze�stwa. - Zgadza si�. - Hystaspes nawet nie pr�bowa� zaprzecza�. - W�tpili�cie, �e zrobi� co w mojej mocy, by mie� pewno��, �e odszukacie �r�d�o zarazy i zniszczycie je? - Zniszczycie? - zdziwi� si� Wymarc. - Przyjrzyj si� nam, tej zbieraninie maj�cej nieco umiej�tno�ci i znaj�cej kilka prostych zakl��. Nie jeste�my adeptami... - Jeste�cie nie z tego �wiata - przerwa� mu mag. - Jeste�cie tu obcy, wi�c zgodnie z logik� nale�y wys�a� w�a�nie was przeciwko czemu� tak�e obcemu. I pami�tajcie jeszcze o jednym: tylko ten czy to, co was tu �ci�gn�o, zna spos�b odes�ania was z powrotem. Poza tym nie tylko ten �wiat jest zagro�ony; macie wyobra�ni�, z kt�rej jeste�cie tak dumni, u�yjcie jej wreszcie! Jak b�dzie wygl�da� wasz �wiat na sta�e z��czony z naszym? - Racja - przyzna� bard. - Poza drobnostk�, �e mo�emy nie mie� sk�onno�ci samob�jczych ani ch�ci zbawiania �wiat�w. �wiat, kt�ry pami�tam jako �m�j�, nie zanadto budzi we mnie ch��, by go ratowa� czy broni�. - Walczcie wi�c o siebie i dla siebie - parskn�� mag. - W ko�cu wszystko sprowadza si� do przetrwania. Jak s�usznie zauwa�yli�cie, nie macie w tej chwili wolnej woli. - Kto jest naszym wrogiem, poza tajemniczym zagro�eniem? - Milo odruchowo porzuci� rol� widza: znajomo�� si�y przeciwnika by�a jedn� z podstawowych zasad i gry, i walki. - Co ze s�ugami Chaosu? - Nie wiem - przyzna� Hystaspes. - Przypuszczam, �e wiedz� o tym, co si� dzieje, ale trudno mi powiedzie�, po kt�rej stronie opowie si� Chaos. - Czy Chaos tak�e ma graczy podobnych do nas? - spyta�a Yevele. - Nie mog�em tego stwierdzi�. Nie odkry�em nikogo takiego... - Co nie znaczy, �e ich nie ma - skwitowa� Wymarc. - Coraz lepiej. Dowiedzieli�my si� jedynie, �e mo�e nam si� uda wp�yn�� na wynik rzutu tych tu... Potrz�sn�� bransolet�. - Co� tu si� nie zgadza! - zagrzmia� Naile. - Rzuci�e� na nas czar pos�usze�stwa, wi�c pom� nam tyle, ile mo�esz, zgodnie z zasadami Prawa, kt�rego przestrzegasz. Naszym prawem jest tego ��da� i robimy to! Hystaspes opanowa� si� z widocznym trudem - najwyra�niej s�owa berserkera rozdra�ni�y go. - Niewiele mog� wam pom�c, ale masz racj�: to, czego si� dowiedzia�em, stawiam do waszej dyspozycji. - Podszed� do jednego z zawalonych ksi�gami i manuskryptami sto��w i po chwili poszukiwa� wyci�gn�� prawie metrowy kawa� pergaminu i rozpostar� go na pod�odze przed p�kolem graczy. By�a to odr�czna mapa, na p�nocy kt�rej le�a�o Wielkie Ksi�stwo Urnst z miastem Greyhawk zaznaczonym prawie na samej kraw�dzi. Ku zachodowi, to znaczy na lewo, ci�gn�y si� g�ry wraz z rzekami tworz�cymi naturaln� granic� wielu ma�ych ksi�stewek, za kt�rymi rozci�ga�y si� Suche Stepy; jedynie nomadzi znani jako Je�d�cy Gibbona odwa�ali si� po nich podr�owa�. Nieliczne �r�d�a wody na tym terenie by�y dziedziczn� w�asno�ci� klan�w i obcy rzadko mogli z nich korzysta�. Na po�udniu wida� by�o owiane z�� s�aw� Morze Py�u, z kt�rego jak dot�d nie wr�ci�a �adna wyprawa, niewa�ne jak liczna i dobrze wyposa�ona. Legendy g�osi�y, �e skarby i floty dawno wymar�ej rasy, niegdy� w�adaj�cej tymi terenami, nadal czekaj� na szcz�liwego �mia�ka. Wszyscy pochylili si� nad map�, pr�buj�c sobie przypomnie� miejsca, w kt�rych byli lub to co wiedzieli o innych, w kt�rych dot�d si� jeszcze nie znale�li. - Gdzie, do wszystkich demon�w, mamy zacz��? - wybuchn�� Naile. - Mamy przele�� p� �wiata, �eby dowiedzie� si�, gdzie to twoje zagro�enie si� usadowi�o i obwarowa�o, poszukiwaczu Starej Wiedzy?! W odpowiedzi mag wzi�� ze sto�u z��k�a ze staro�ci r�d�k� z ko�ci s�oniowej, pokryt� ledwo czytelnymi ornamentami, wyg�adzonymi przez czas i palce niezliczonych u�ytkownik�w. - Mam r�ne sposoby zdobywania informacji, nie zawsze magiczne. To tu. - Wskaza� r�d�k� na po�udniowo-zachodni� cz�� mapy, gdzie le�a�o Wielkie Ksi�stwo Geofe. Miejsce to od przesz�o roku by�o starannie omijane, gdy� toczy�a si� tam wojna domowa, a obaj pretendenci do tronu oddali si� pod panowanie Chaosu. By� to r�wnie� kraniec cywilizowanego �wiata, je�eli mo�na tak okre�li� ziemi� rz�dzon� przez Chaos, gdy� za Ksi�stwem by�y g�ry, przez kt�re - czy posz�o si� na pomoc czy na po�udnie - dosta� si� by�o mo�na tak na Suche Stepy, jak i na Morze Py�u. - Geofe? - Dyne wym�wi� nazw� z odraz�. - Rz�dzi tam Chaos, ale nie jest on sprzymierzony z tym... czym�. Jeszcze nie... Mam swoje umiej�tno�ci i wiedz�, a nie uda�o mi si� nic odkry�. - Nic? - Ingrge uni�s� g�ow� - masz na my�li pustk�. - W�a�nie. Idealn� i pust� pustk�. Bariery, jakie za�o�ono, s� tak silne, �e nie potrafi� ich pokona� demon czwartego poziomu. Deav Dyne przesun�� szybciej paciorki, mamrocz�c co� pod nosem - gospodarz niby sta� po stronie Prawa, ale u�ycie demon�w stawia�o go w mniej kryszta�owym �wietle. Hystaspes zauwa�y� to i wzruszy� ramionami. - W przypadku zagro�enia u�ywa si� ka�dej broni, jak� mo�na znale��, a szuka si� najlepszej - oznajmi�. - Wezwa�em demony, bo si� ba�em. Nadal si� boj�. Rozumiecie? Nie boj� si� tego, co rozumiem, cho� by�oby nie wiem jak gro�ne. Tego nie rozumiem i dlatego czuj� strach. To, czego szukacie, z pocz�tku by�o troch� nieostro�ne, a moce, kt�rych u�y�o, naruszy�y struktur� Wielkiej Wiedzy, dzi�ki czemu dowiedzia�em si� tego, co wam przekaza�em. Natomiast gdy zacz��em tego czego� szuka�, blokady i ekrany ju� by�y na miejscu. S�dz�, �e to co� nie spodziewa�o si�, i� ktokolwiek z tego �wiata potrafi wykry� cho�by jego obecno��. Niedawno wpad�y mi w r�ce manuskrypty, kt�re - jak wie�� niesie - nale�a�y niegdy� do Han-gra-dan... Przerwa�a mu �ywio�owa reakcja elfa i kap�ana. - Znikn�� tysi�c lat temu! - w g�osie Dyne�a brzmia�o zw�tpienie. - Mniej wi�cej - zgodzi� si� mag. - Nie wiem, czy trafi�y do mnie bezpo�rednio z kryj�wki pozostawionej przez najpot�niejszych adept�w p�nocy, ale, bez dw�ch zda�, maj� wielk� moc. Z ca�� ostro�no�ci� u�y�em jednego z zakl�� i dowiedzia�em si� tego, co ju� wiecie. Mog� tylko doda�, �e albo na Morzu Py�u, albo tu� za nim po�o�one s� te w�a�nie magiczne bariery. - Pustynia to �mier� - Gulth po raz pierwszy zabra� g�os i s�dz�c z jego tonu, przypominaj�cego krakanie, nie mia� najmniejszej ochoty na zapuszczanie si� w pobli�e tego rejonu. - Pewno��, czy to naprawd� jest w tej okolicy, ma tylko jedna istota, bo te g�ry to jej kr�lestwo. - Mag wskaza� na mapie �a�cuch granicz�cy z Morzem Py�u. Czy wam pomo�e, to zale�e� b�dzie od waszej sztuki perswazji. Mam na my�li Z�otego Lichisa: jedynego �yj�cego z�otego smoka. �wie�o dost�pna pami�� poinformowa�a Milona, �e smoki mog� by� s�ugami Chaosu i w�wczas poluj� na ludzi, gdzie si� da i jak si� da. Lichis jednak�e przez tysi�ce lat wspiera� Prawo - tysi�ce, gdy� smoki s� najd�u�ej �yj�cymi istotami. �y� w czasach, kt�re dla ludzi sta�y si� legend� i by� najwa�niejszy ze wszystkich smok�w na �wiecie, co zgodnie przyznawali jego pobratymcy. Od dawna nie bra� czynnego udzia�u w tocz�cych si� bez przerwy zmaganiach i widywano go z rzadka - by� mo�e poczynania istot ni�szych, a do takich smoki zalicza�y ludzi, po prostu go znudzi�y. Wymarc zanuci� cicho pierwsze takty �Przegranej Ironnose�, sagi czy legendy, kt�ra niegdy� mog�a by� prawd�. Opowiada�a o tym, jak pierwsi adepci Chaosu po wielu trudach przywo�ali wielkiego demona imieniem Ironnose, kt�ry raz na zawsze mia� pokona� Prawo. Lichis stoczy� z nim walk�, kt�ra zacz�a si� nad Czarnym Wrzosowiskiem; przenios�a nad Wieka Zatok� i Dzikie Wybrze�e, a zako�czy�a w morzu, z kt�rego wynurzy� si� tylko smok. Znikn�� on potem na d�ugie lata, by leczy� rany odniesione w walce; najpierw jednak odwiedzi� adept�w, kt�rzy �ci�gn�li demona. Po tych odwiedzinach z ich siedziby i z nich samych pozosta�o par� osmolonych kamieni i z�a s�awa, kt�ra do dzi� odstrasza�a najwi�kszych nawet �mia�k�w od poszukiwa� w tamtych stronach. - A je�li Lichis nie zechce z nami rozmawia�? - spyta� elf. - Ten tw�j stw�r... - R�d�ka wskaza�a niby-smoka owini�tego wok� szyi berserkera niczym naszyjnik i obserwuj�cego otoczenie spod na wp� przymkni�tych powiek. - To mo�e by� klucz do Lichisa. S� jednej krwi i cho� pokrewie�stwo r�wnie odleg�e jak mi�dzy w�em a smokiem, to zdecydowanie niby-smok jest inteligentniejszy... Powiedzia�em wam wszystko. Odrzuci� za siebie r�d�k�, kt�ra �agodnie opad�a na blat sto�u i wzruszy� ramionami. - B�dziemy potrzebowali koni i zapas�w. - Yevele potar�a doln� warg�. Hystaspes u�miechn�� si� ironicznie, lecz zanim zd��y� co� powiedzie�, uprzedzi� go elf: - Nie mo�emy niczego od ciebie przyj��, naturalnie poza czarem, kt�ry ju� na nas na�o�y�e�. Elfy zna�y cz�stki Starej Wiedzy, tote� w wielu sprawach Ingrge by� lepiej zorientowany od pozosta�ych. - Wszystko, co wam dam, b�dzie mia�o magiczn� aur� - zgodzi� si� gospodarz - a tego nale�y unika�. - A wi�c trzeba spr�bowa�, ile s� warte twoje rady. - Milo wyci�gn�� r�k� z bransolet� i wpatrzy� si� w ko�ci, pr�buj�c skupi� si� i zmusi� kostki do pos�usze�stwa. W innym �wiecie nie raz i nie dwa rzuca� nimi w podobnym celu. Oczka kostek zap�on�y nagle wewn�trznym blaskiem i kostki poruszy�y si�. Nie pr�bowa� im narzuci� konkretnego wyniku - polecenie, jakie przekaza�, dotyczy�o najwy�szej liczby, jak� mo�na wyrzuci�. Ko�ci znieruchomia�y i przesta�y �wieci�, a u jego st�p zmaterializowa� si� podr�ny mieszek. Milo ockn�� si� z os�upienia, przykl�kn�� i wysypa� zawarto�� na pod�og�: pi�� sztuk z�ota z Wielkiego Ksi�stwa, z podobiznami dw�ch ostatnich w�adc�w z haczykowatymi nosami; kilkana�cie miedzianych krzy�yk�w �wi�tych Lord�w; z tuzin srebrnych p�ksi�yc�w s�u��cych jako monety w Faras i dwa dyski z masy per�owej z podobizn� w�a morskiego z wyspiarskiego Ksi�stwa Maritiz. Yevele pierwsza posz�a w jego �lady z podobnym skutkiem. Monety by�y inne, ale og�lna warto�� obu mieszk�w by�a zbli�ona. Pozostali osi�gn�li podobne wyniki, cho� Gulth mia� w�r�d monet dwie sze�ciok�tne sztuki z�ota z emblematem p�on�cej pochodni, kt�rych Milo nigdy dot�d na oczy nie widzia�. Deav Dyne, najlepiej obeznany z warto�ci� r�nych walut i rozpoznawaniem dziwnych monet, zaj�� si� obliczeniem wsp�lnego maj�tku, co zaj�o mu sporo czasu. - Powiedzia�bym - oznajmi� w ko�cu, spogl�daj�c na podzielony na kupki bilon - �e mamy do��, by przy zr�cznym targowaniu kupi� konie i zapasy. Te ostatnie najlepiej chyba b�dzie naby� Pod Str�kiem Grochu. My�l� te�, �e powinni�my si� podzieli�. Milo, Ingrge i Naile p�jd� do Dzielnicy Cudzoziemc�w po konie, gdy� najlepiej si� na nich znaj�. Gulth musi kupi� w�asn� �ywno��. Wiesz gdzie? Zapytany skin�� �bem i wsypa� podsuni�te mu monety do sakiewki sporz�dzonej nie ze sk�ry, jak inne, lecz z ryby, kt�rej obci�to �eb i zamocowano metalow� skuwk�. Milo zmarszczy� brwi - by� nie�le uzbrojony: mia� prosty, d�ugi miecz, a za cholew� n� o dobrze wywa�onym ostrzu, ale przyda�yby si� i kusze. Poza tym nie by� pewien, czy mo�e rozporz�dza� jakimi� czarami... Wed�ug regu� gry powinien spr�bowa� rzuca� ko��mi o to. Podzieli� si� tymi w�tpliwo�ciami z pozosta�ymi. - Ja mog� u�ywa� jedynie po�wi�conego no�a - odpar� kap�an - ale wy mo�ecie pr�bowa�... Ponownie wi�c Milo spr�bowa� jako pierwszy, wyobra�aj�c sobie, najsilniej jak potrafi�, kusz� wraz z be�tami. Tym razem jedna