4257
Szczegóły |
Tytuł |
4257 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4257 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4257 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4257 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ZBIGNIEW NIENACKI
PAN SAMOCHODZIK I...
Z�OTA R�KAWICA
OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA
ROZDZIA� PIERWSZY
STARY POMOST W I�AWIE � ZAGADKOWA DZIEWCZYNA � TELEGRAM, KT�REGO NIE WYS�A�EM � BAJECZKA Z BAJECZK� � Z�OTA R�KAWICA � WYZWANIE DO WALKI � M�J PATENT STERNIKA � LIST Z OSTR�DY � W SZOPIE NAD JEZIOREM RUDA WODA � HISTORIA JACHTU �SZKWA�� � CZY ZOSTAN� ARMATOREM � TAJEMNICA DZIENNIKA JACHTOWEGO
By� 20 czerwca, dzie� s�oneczny i nieco wietrzny, ale bardzo upalny. Niemal przez ca�y ten dzie� opala�em si� na dachu kabiny jachtu, kt�ry �agodnie ko�ysa� si� na fali, przycumowany do pomostu zbudowanego na pustych, p�ywaj�cych beczkach w pobli�u mostu nad kana�em, ��cz�cym w I�awie Wielki Jeziorak z Ma�ym Jeziorakiem. Kiedy� pomost ten nale�a� do klubu �eglarskiego LOK, lecz w�adze miejskie klub przenios�y w inne miejsce, a tu mia� powsta� reprezentacyjny o�rodek wypoczynkowy kolejarzy. Na razie tylko rozebrano na brzegu stare szopy, pomost sta� si� bezpa�ski, a �e znajdowa� si� w pobli�u restauracji �Czapla�, s�u�y� teraz za miejsce postoju dla �egluj�cych po Jeziorakach jachtman�w oraz za �pirs pasa�erski�. Na chwiejnych deskach ustawia�y si� t�umy spoconych, objuczonych walizami wczasowicz�w, kt�rzy przyje�d�ali z najdalszych okolic Polski, aby niewielk� motor�wk�, dobijaj�c� do pomostu co p� godziny, przedosta� si� do o�rodk�w wypoczynkowych na Wielkiej �u�awie, o kt�rej powiadaj�, �e jest jedn� z najwi�kszych wysp w Polsce, a mo�e nawet w Europie.
Na pomo�cie czeka�o ci�gle stu, a nawet wi�cej ludzi w najr�niejszym wieku. Upa� doskwiera�, przy brzegu nie by�o ani jednego drzewka daj�cego cie�, motor�wka za� zabiera�a za ka�dym razem tylko dziesi�� os�b. Nale�a�o wi�c d�ugo czeka� na swoj� kolejk�, co dla ludzi zm�czonych niekiedy wielogodzinn� jazd� poci�giem wydawa�o si� ponad si�y - niekt�rzy pr�bowali wepchn�� si� na motor�wk� przed innymi. W tej sytuacji raz po raz wybucha�y g�o�ne awantury. Po brzegu roznosi� si� tak�e wrzask matek, kt�re upomina�y dzieci, aby nie wpad�y do wody z chwiejnego pomostu. Ca�y ten teren przypomina� wielkie koczowisko. Spoceni upa�em wczasowicze otwierali walizy i posilali si�, kupowali lody �Bambino� i �miecili, bez przerwy �miecili, brodzili po kostki w �mieciach.
Ale to do�� obrzydliwe miejsce po�o�one by�o w samym centrum miasta i m�g� tu �atwo trafi� nawet kto�, kto po raz pierwszy znalaz� si� w I�awie. I dlatego w�a�nie tutaj postanowi�em zaokr�towa� swoj� za�og� z�o�on� z warszawiak�w, kt�rzy mieli przyby� wieczornym poci�giem. A� w g�owie hucza�o mi od k��tni i wrzask�w, md�o mi si� robi�o od widoku �mieci, ale odp�yn�� st�d nie mog�em. Odej�� - tak�e nie, bo na jachcie znajdowa� si� do�� cenny sprz�t �eglarski i turystyczny. Skazany wi�c by�em na s�uchanie k��tni, p�aczu dzieciak�w i upomnie� matek, a tak�e - co nie by�o rzadko�ci� - weso�ych �piew�w tych wczasowicz�w, kt�rzy uznaj�, �e piwo najlepiej gasi pragnienie.
Min�a godzina osiemnasta, przyby� chyba poci�g z Warszawy, poniewa� pomost zape�ni� si� dodatkowymi gromadami objuczonych ludzi. Spogl�dali na mnie z zazdro�ci� - w czy�ciutkim �eglarskim stroju wylegiwa�em si� beztrosko na dachu kabiny, a oni pocili si� w swoich garniturach i mieli za sob� podr� w przepe�nionym poci�gu. We mnie za� narasta� niepok�j, nie widzia�em bowiem w�r�d nich �adnej znajomej twarzy. Nikt z cz�onk�w mojej za�ogi si� nie zjawi�.
Po dw�ch godzinach pomost opustosza�, motor�wka zabra�a ostatnich wczasowicz�w, a kieruj�cy ni� m�ody cz�owiek o�wiadczy� mi, �e to ju� ostatni jego rejs. Je�li kto� jeszcze zjawi si� na pomo�cie, to niech si� stara dosta� na Wielk� �u�aw� wynaj�t� gdzie� ��dk� albo niech zanocuje w hotelu czy na prywatnej kwaterze. Jemu - to znaczy: kieruj�cemu motor�wk� - te� si� nale�y odpoczynek.
O dziesi�tej wieczorem zda�em sobie ostatecznie spraw�, �e moja za�oga nie przyjecha�a, cho� przecie� um�wili�my si� na dzisiaj, i to w�a�nie tutaj. Wiatr zdech� zupe�nie, jezioro sta�o si� g�adkie i jachtem ko�ysa�y tylko fale wzbudzane przez szalej�ce w pobli�u �lizgacze - nie mog�em wi�c nawet opu�ci� tego obrzydliwego miejsca. Czeka�a mnie noc na jachcie zacumowanym w pobli�u ruchliwej ulicy, przy brzegu us�anym resztkami jedzenia i papierami, w s�siedztwie jazgotliwych motor�wek. W�ciek�y, gniewnie pomrukuj�c pod nosem, zlaz�em z dachu do kokpitu, wsun��em si� do kabiny i rad nierad zabra�em si� do przyrz�dzania kolacji. �Pewnie przyjad� nocnym poci�giem� - pociesza�em si�.
W pewnej chwili us�ysza�em odg�os krok�w na deskach pomostu i mimo zapadaj�cego zmroku, przez szyby bocznego bulaja, zobaczy�em wysok� m�od� panienk� z ogromn� waliz�. �Mo�e czeka� tu do rana� - pomy�la�em z satysfakcj�, z�y na swoj� za�og�, kt�ra te� si� chyba sp�ni�a na poci�g, podobnie jak ta panienka sp�ni�a si� na motor�wk�.
Ale w gruncie rzeczy jestem cz�owiekiem poczciwym, wyszed�em wi�c z kabiny i zawo�a�em:
- Na Wielk� �u�aw� ju� si� pani dzi� nie dostanie. Motor�wka p�torej godziny temu ruszy�a w ostatni rejs.
Dziewczyna niemal upu�ci�a do wody swoj� ci�k� waliz�.
- O Bo�e! Co ja zrobi�? Jecha�am z Warszawy autostopem, ci panowie zrobili mi g�upi kawa� i wysadzili mnie w Ostr�dzie, m�wi�c, �e to I�awa. A pan nie m�g�by mnie przewie�� swoim jachtem na wysp�?
Wskaza�em na g�adkie jezioro, w kt�rym odbija�y si� ju� refleksy �wiate� ulicznych.
- Pani widzi, �e nie ma wiatru...
Podnios�a r�k� do twarzy, jakby za chwil� mia�a si� rozp�aka�.
- Ca�y dzie� nic nie jad�am, pi� mi si� chce... - j�kn�a. - Gdzie ja nocleg znajd�? Miasto p�ka od wczasowicz�w. Pieni�dzy nie mam, moja mama jest w�a�nie na �u�awie i tam na mnie czeka. Kupi�am sobie wisiorek z serduszkiem za pieni�dze, kt�re da�a mi na bilet, i dlatego wyruszy�am autostopem. A oni zrobili mi g�upi kawa�...
Panienka wygl�da�a na dwadzie�cia par� lat i, moim zdaniem, powinna by�a odznacza� si� wi�kszym rozs�dkiem, to znaczy: albo nie kupowa� wisiorka za pieni�dze przeznaczone na bilet kolejowy, albo zorientowa� si�, �e Ostr�da to nie I�awa. Ale �adnej dziewczynie �atwo si� wybacza brak rozs�dku, a ona by�a naprawd� bardzo �adna. Wysoka, szczup�a, smag�a brunetka z w�osami przyci�tymi na pazia. Nosi�a d�ug�, bardzo kolorow� sp�dnic� w wielkie s�oneczniki i �liczn�, r�cznie haftowan� bluzeczk�. Ju� to samo, �e nie mia�a na sobie po�atanych i powycieranych d�ins�w oraz powyci�ganego swetra albo ortalionowej kurteczki - budzi�o moj� sympati�. A �e jestem wra�liwy na urod� kobiec� i serce mam czu�e na ludzkie k�opoty, po chwili namys�u chrz�kn��em g�o�no i o�wiadczy�em:
- W�a�nie jem kolacj�. Je�li pani jest g�odna i chce si� napi� herbaty, to prosz� wst�pi� na �ajb�.
Zawaha�a si�. Obrzuci�a mnie i m�j jacht uwa�nym spojrzeniem. Zapewne matka niejednokrotnie j� ostrzega�a, aby nie przyjmowa�a zaprosze� od m�czyzn, kt�rych nie zna.
- Pan mieszka sam? - zapyta�a ostro�nie.
- Jestem kapitanem - powiedzia�em z dum�. - Ale moja za�oga nie zg�osi�a si� dzi� na jacht. Nie wiem, co si� sta�o. Mo�e sp�nili si� na poci�g?
Zdecydowa�a si�. Bo i c� jej mog�o grozi�? Jacht sta� w do�� ludnym miejscu, w samym sercu miasta. Podj�a ogromn� waliz� i ostro�nie, w swych delikatnych, raczej balowych pantofelkach, zrobi�a krok na pok�ad dziobowy jachtu.
- Och! - zawo�a�a z odrobin� przestrachu, gdy jachtem lekko zako�ysa�o. Ale woln� r�k� chwyci�a si� stalowej liny, topsztagu, i odwa�nie postawi�a drug� nog� na pok�ad.
Chcia�em jej pom�c, wzi�� od niej walizk�, lecz stwierdzi�a:
- Nie, nie, dzi�kuj�. Nie jestem tak� niezdar�, na jak� by� mo�e wygl�dam.
- Wygl�da pani na dam� - powiedzia�em szczerze. - I nawet troch� si� dziwi�, �e podr�owa�a pani autostopem.
- Bo jestem lekkomy�lna - przyzna�a si�.
Otworzy�em przed dziewczyn� drzwi kabiny i wskaza�em jej miejsce na koi, tu� obok stolika, kt�ry rozk�ada�em na skrzyni mieczowej jachtu.
Poda�em kubek gor�cej herbaty, kilka kromek chleba posmarowanych smalcem i usiad�em naprzeciw niej, na drugiej koi.
Jad�a z ogromnym apetytem, w milczeniu rozgl�daj�c si� po kabinie.
- �adnie tu - stwierdzi�a, gdy sko�czy�a je��. - Ile os�b mo�e mieszka� na tym jachcie?
- W kabinie tylko dwie, bo tu, jak pani widzi, s� tylko dwie koje. Natomiast w kokpicie, zauwa�y�a pani pewnie, s� przy burtach takie szerokie �awy, a raczej skrzynie. Ot� w tych skrzyniach kryj� si� materace i �piwory. Rozk�ada si� materac na wieku skrzyni i �pi. W ten spos�b mieszka� tu mog� a� cztery osoby.
- A je�li pada deszcz, to tamci mokn�.
- W achterpiku le�y p�achta brezentowa. Narzuca si� j� na bom, tworz�c co� w rodzaju namiotu.
By�a wszystkiego bardzo ciekawa. Zauwa�y�a, �e �ciany przy kojach zabudowane s� przer�nymi szafkami. Zacz�a je otwiera�, zagl�da� do wn�trza.
- O, ma pan radio! - ucieszy�a si�.
- Tak. Ale nie lubi� ha�asu - stwierdzi�em sucho.
- A tu co jest? - otworzy�a inn� szafk�.
- To bardzo wa�ne moje papiery.
- A tutaj ma pan ksi��ki? O, przewa�nie wiersze - zdziwi�a si�. - Pan lubi poezj�.
- To poezja ludowa Warmii i Mazur. Teraz si� ni� troch� interesuj� - uci��em, nie chc�c si� wdawa� w d�u�sze wyja�nienia.
Za bulajami jachtu zapada�a ju� noc. �wieci�y latarnie uliczne na drodze do mostu i po drugiej stronie jeziora, na skwerze przy pomniku Stefana �eromskiego.
- Jak panu na imi�? - zapyta�a.
- Tomasz. A pani?
- Czy to nie wszystko jedno? - roze�mia�a si�. - Przyjaciele nazywaj� mnie Bajeczk�. Bardzo lubi�, gdy si� w ten spos�b do mnie zwracaj�.
- Bajeczka - powt�rzy�em, z przyjemno�ci� obserwuj�c �adne rysy jej twarzy, pi�knie haftowan� bluzk� i d�ug� �liczn� sp�dnic� w ogromne s�oneczniki.
- Strasznie si� objad�am - o�wiadczy�a nagle i wygodnie wyci�gn�a si� na koi, zrzucaj�c z n�g pantofelki. - Niech pan sobie wyobrazi, �e ca�y dzie� sp�dzi�am w podr�y.
- Chyba nie ma pani zamiaru tutaj nocowa�? - powiedzia�em.
- A dlaczego by nie? Przecie� ma pan a� cztery wolne ��ka. A rano przyp�ynie motor�wka i dostan� si� na wysp�.
- No, tak - chrz�kn��em za�enowany - ale czy to wypada, pani i ja, tylko we dwoje...
- Pan ma staro�wieckie pogl�dy? - zapyta�a. - A mo�e pan si� mnie boi?
- Oczywi�cie, �e nie - zaprotestowa�em.
- Mam do pana zaufanie. Poezja czyni cz�owieka dobrym - stwierdzi�a z przekonaniem - a pan lubi wiersze. I mo�e r�wnie� sam je pisze?
- Nie - zaprzeczy�em. - Natomiast szukam cz�owieka, kt�ry napisa� pewien bardzo pi�kny i interesuj�cy wiersz. Nie wiem, jak si� nazywa, ale posiadam informacje, �e mieszka lub mieszka� w tej okolicy. Chcia�bym go bli�ej pozna�.
- I od dawna szuka pan tego cz�owieka? - zapyta�a, dyskretnie poziewuj�c.
- Od stycznia - stwierdzi�em.
Roze�mia�a si� cichutko i obrzuci�a mnie weso�ym spojrzeniem.
- Z czego si� pani �mieje? - naburmuszy�em si�. - Uwa�a mnie pani za dziwaka?
- O, nie, nie dlatego - spowa�nia�a. - Po prostu �mieszna wyda�a mi si� my�l, �e pan, cz�owiek na pewno inteligentny, od stycznia szuka jakiego� poety i do tej pory go pan nie znalaz�. Co� mi tu nie pasuje.
Wzruszy�em ramionami.
- To nie jest takie proste. Powiem pani jeszcze, �e nie sam go szukam, jest nas par� os�b. W�a�nie na nich tu czekam. Mieli dzi� przyjecha� z Warszawy, zupe�nie nie rozumiem, dlaczego ich nie ma.
- Mo�e im si� odwidzia�o wsp�lne poszukiwanie poety? Maj� ciekawsze zaj�cia? - powiedzia�a.
- Pani si� myli. To s� wprawdzie bardzo r�ni ludzie, ale ta sprawa bardzo nas z sob� zwi�za�a. Nie wierz�, aby nagle zrezygnowali z poszukiwa� i nawet mnie o tym nie powiadomili. Ten rejs, kt�ry mia� si� dzi� rozpocz��, w gruncie rzeczy zorganizowa�em tylko dla nich. Wierz�, �e poprzez poezj� ludzie mog� odnale�� siebie samych, uczyni� swoje �ycie sensowniejszym, ciekawszym.
- Bardzo pi�knie pan m�wi - westchn�a, znowu ziewaj�c dyskretnie. - Ale to musia�aby by� naprawd� wspania�a poezja. Czy mo�e mi pan pokaza� �w wiersz?
Si�gn��em do szafki nad koj�, wyj��em papierow� teczk�, a z niej - przepisany na maszynie wiersz. Poda�em go dziewczynie, a ona zbli�y�a kartk� do pal�cej si� pod sufitem bateryjnej lampki i czyta�a chwil� w milczeniu. Potem przeczyta�a g�o�no te zwrotki, kt�re jej si� najbardziej spodoba�y.
Ojczyzno moja, ponad toni�
�urawi zw�tpie� krzyk jesieni.
Do starych gniazd dost�pu broni�
trzcin szable. A� si� los odmieni.
I znowu polski rycerz dumnie
podejmie z�ot� r�kawic�.
Widzia�em j� w blaszanej trumnie,
gdzie wr�g rozbit� mia� przy�bic�.
I wy wr�cicie tu �ab�dziem
w �opocie �agli bia�ych skrzyde�,
m�j gr�b z brzozowym krzy�em b�dzie
jak z Grottgerowych malowide�.
- Jaki ten wiersz ma tytu�? - spyta�a.
- Nie ma tytu�u. Sam go nazwa�em: �Z�ota r�kawica� - odrzek�em.
- I pan nie wie, kto to napisa�?
- No w�a�nie! - o�ywi�em si�. - Wiadomo tylko, �e autor mieszka� i by� mo�e jeszcze mieszka w tych okolicach.
- Czy tak trudno odnale�� poet�? - zdziwi�a si�.
- Trudno, bo to nie by� zawodowy poeta. Musimy pyta� o niego we wszystkich wioskach nad tym jeziorem. Mo�e by� z zawodu cie�l� jak Micha� Kajka, a mo�e rybakiem czy rolnikiem. To ludowy poeta, prosz� pani.
Popatrzy�a na mnie jak gdyby z nowym zaciekawieniem.
- Jest pan bardzo mi�ym, ciekawym i sympatycznym cz�owiekiem. Zapewne i pana przyjaciele s� r�wnie mili. Jaka szkoda, �e si� do nich nie zaliczam i �e na Wielkiej �u�awie czeka na mnie mama.
- A mo�e powie pani jutro swojej mamie, �e sp�dzi wczasy na jachcie? B�d� dwie panie, trzynastoletni ch�opiec i ja. My�l�, �e wygospodarowaliby�my miejsce do spania i dla pani. To b�dzie wspania�a przygoda - rzek�em z nadziej� w g�osie.
Wyraz niech�ci nagle pojawi� si� na jej �adnej, smag�ej twarzy.
- Nie lubi� przyg�d. Prze�y�am kilka i nie pozostawi�y mi przyjemnych wspomnie�. My�l� te�, �e nie nadaj� si� do koczowniczego �ycia na jachcie. Mam dwadzie�cia dwa lata i jedynym moim wielkim marzeniem jest mie� w�asne mieszkanie, pok�j z kuchni�, gdzie mog�abym gotowa� obiady dla kogo� bardzo mi�ego, sympatycznego, kogo�, kto powa�nie traktuje �ycie. Nie mam wielkich �yciowych cel�w i ambicji, prosz� pana. A raczej: powoli przestaj� je mie�. Pan za� - stwierdzi�a - jest doros�ym m�czyzn� z dusz� ch�opca, kt�ry uwielbia przygody. To nie m�j typ. Prosz� si� nie obrazi�, ale nawet nie lubi� tego rodzaju ludzi.
Zrobi�o mi si� przykro.
- Dobranoc - powiedzia�em. - �ycz� mi�ych sn�w.
I wycofa�em si� z kabiny, zamykaj�c za sob� drzwiczki.
- Dobranoc - us�ysza�em g�os Bajeczki.
Roz�o�y�em materac na drewnianej �awie i w�lizn��em si� do �piwora. Nad g�ow� mia�em �agiel zwini�ty na bomie, kt�ry le�a� na dwuno�nym, podobnym do cyrkla, wsporniku. A wy�ej by�o niebo pe�ne gwiazd.
Noc zapad�a ciep�a, ale m�czy� mnie ha�as. Na pobliskiej ulicy ci�gle je�dzi�y samochody, od strony restauracji �Czapla� dochodzi� nieustanny gwar g�os�w i �piewy, na jeziorze, mimo p�nej pory, warcza�y g�o�no �lizgacze. I na dodatek to md�e, trupie �wiat�o jarzeni�wek, odbijaj�cych si� w czarnej toni.
W uszy wsadzi�em sobie woskowe kulki, aby odgrodzi� si� od ha�asu. I chyba zaraz zasn��em, przez chwil� tylko rozmy�laj�c o dziewczynie, kt�ra kaza�a si� nazywa� Bajeczk�. Twierdzi�a, �e nie lubi przyg�d, a jednocze�nie tak lekkomy�lnie pieni�dze przeznaczone na bilet kolejowy wyda�a na kupno poz�acanego serduszka. Sprawia�a wra�enie sprytnej, inteligentnej, a pozwoli�a, aby j� oszukano, wysiad�a w Ostr�dzie my�l�c, �e to I�awa...
Obudzi�em si� o pi�tej rano, s�o�ce �wieci�o mi prosto w twarz. Jachtem ko�ysa�o, kto� wszed� na pok�ad dziobowy.
Zerwa�em si� z pos�ania i zobaczy�em Kik�.
- �adnie nas pan urz�dzi�, panie Tomaszu - powiedzia�a z pretensj� w g�osie, tupi�c gumiakami na sklejce pok�adu.
- Psssst - sykn��em i wskaza�em na drzwi kabiny. - Tam jest pewna dziewczyna. �pi. Jeszcze za wcze�nie, �eby j� budzi�.
Ale Kika nie my�la�a zachowywa� si� cicho. Wiadomo�� o dziewczynie powi�kszy�a jej pretensje.
- Mog�am si� by�a tego domy�li� - o�wiadczy�a z gorycz�. - Kompletuje pan sobie now� za�og�, a z nas pan zrezygnowa�.
- Nie gadaj g�upstw - rzek�em. - Wczorajszy dzie� straci�em czekaj�c na was tutaj w tym okropnym miejscu. A wy nie raczyli�cie si� zjawi�.
Kika ze z�o�ci� rzuci�a plecak na pod�og� jachtu. By�a os�bk� bardzo m�od�, ale energiczn� i samodzieln�. A tak�e przekorn�. Wiedzia�a na przyk�ad, �e nie lubi� d�ins�w, i pewnie w�a�nie dlatego ubra�a si� w stare, po�atane d�insy i gruby czarny sweter. Na jasnych, kr�tko przyci�tych w�osach mia�a czapk� z teksasu. By�a �adna, ale ten str�j sprawia�, �e wydawa�a si� brzydka.
- Co te� pan opowiada - spojrza�a na mnie wyzywaj�co, ujmuj�c si� pod boki. - Przys�a� pan do nas telegramy, �e odwo�uje pan rejs i przesuwa go na p�niejszy termin. Pani Ksi�yc i Psycholog rozpakowali plecaki, ale ja mia�am ju� wykupiony bilet i zdecydowa�am si� wyjecha�. Pomy�la�am, �e je�li nie spotkam pana, to zabior� si� na �Notosa�, bo on ju� od dw�ch dni �egluje po Jezioraku.
- Telegram? Nie wys�a�em �adnego telegramu. O czym ty m�wisz, Kika?
Nareszcie wylaz�em ze �piwora, ale w pid�amie, z nie ogolon� twarz� czu�em si� nieswojo. By�em zaspany i troch� nieprzytomny.
- Niech pan wyjmie kulk� woskow� z lewego ucha - zwr�ci�a mi uwag�. - Co� mi si� zdaje, �e moje s�owa do pana nie docieraj�. Dostali�my telegram, �e rejs przesuwa pan na p�niejszy termin. S�yszy pan, co powiedzia�am?
- S�ysz�. Ale nie wys�a�em �adnego telegramu.
Z kieszeni spodni wyj�a kartk� i poda�a mi j� bez s�owa.
Przeczyta�em:
Rejs przesuwam o kilka dni. Nie przyje�d�ajcie. Czekajcie na wiadomo��.
Tomasz
Zmi��em telegram i rzuci�em go na dno kokpitu. Ale po sekundzie podnios�em, rozprostowa�em i obejrza�em dok�adniej.
- To nie ja go wys�a�em - o�wiadczy�em jeszcze raz. - Ale nadany zosta� z I�awy przedwczoraj wieczorem, to jest w tym samym czasie, gdy i ja tutaj przyp�yn��em i przycumowa�em. Kto� chcia� nam pomiesza� szyki i op�ni� rejs.
- To nie pan wys�a� ten telegram? - dziewczyna a� przysiad�a z wra�enia. - W takim razie powinien pan natychmiast zadzwoni� do Warszawy, do Pani Ksi�yc, i wyja�ni� ca�� spraw�. Jak pan s�dzi, czy tego g�upiego kawa�u nie zrobi� nam kto� z �Notosa�? Bo komu innemu mo�e zale�e� na tym, aby utrudni� nasze poszukiwania?
Przecz�co pokr�ci�em g�ow�.
- Nie pos�dzam o to nikogo z �Notosa�. Ale przecie� m�wi�em wam wiele razy, �e mamy nie tylko konkurent�w, lecz i przeciwnik�w. Od samego pocz�tku kto� nam psuje szyki.
Poczu�em przyp�yw energii, jak zwykle, gdy wy�ania�a si� powa�niejsza trudno��.
- Obud� t� dziewczyn� - rozkaza�em Kice - i r�bcie �niadanie, bo na pewno jeste� g�odna. A ja ogol� si� i zaraz pobiegn� na poczt�.
Kika otworzy�a drzwi kabiny i gwizdn�a g�o�no.
- Czy pan jeszcze �pi, Panie Samochodzik? - zapyta�a z ironi�. - Przecie� tu nie ma �adnej dziewczyny.
- Nie ma Bajeczki? - zdumia�em si�.
- Jakiej bajeczki?
- No, Bajeczki.
Zajrza�em do kabiny i stwierdzi�em, �e koja, na kt�rej wczoraj po�o�y�a si� tamta dziewczyna, jest pusta. Znikn�a tak�e walizka, z kt�r� Bajeczka przysz�a na jacht.
- Co pan opowiada jakie� bajeczki? - Kika patrzy�a na mnie, jak patrzy si� na kogo�, kto straci� rozum.
- Chcia�a, �eby j� nazywa� Bajeczk� - bezradnie roz�o�y�em r�ce i mia�em chyba bardzo g�upi� min�. - By�a bardzo �adna, w haftowanej bluzeczce i w sp�dnicy w du�e s�oneczniki. Sp�ni�a si� na motor�wk� i poprosi�a, �ebym j� przenocowa� na jachcie. Zjedli�my razem kolacj�, potem troch� rozmawiali�my o poezji...
- O �Z�otej r�kawicy�? - pokiwa�a g�ow� Kika. - I pan da� si� poci�gn�� za j�zyk, prawda?
- Tak. Ale...
- Nie ma �adnego �ale�. Ta dziewczyna zosta�a przez kogo� wys�ana i zrobi�a pana w konia.
- Prosz� ci�, przesta� u�ywa� tego okropnego �argonu - poprosi�em.
- Powiem kr�tko: da� si� pan nabra� na Bajeczk�, panie Samochodzik. Wszyscy wiedz�, �e lubi pan dziewczyny w powiewnych kolorowych sp�dnicach i haftowanych bluzeczkach. I ona w�a�nie tak wygl�da�a, prawda?
- Tak - westchn��em.
- Serce Pana Samochodzika natychmiast stopnia�o - szydzi�a Kika i bez cienia podejrze� przyj�� dziewczyn� na jacht, wtajemniczy� we wszystkie nasze sprawy. A gdy Pan Samochodzik spa�, dziewczyna znikn�a bez �ladu. O, przepraszam, �lad pozostawi�a...
Kika wsun�a si� do kabiny i zdj�a co� z koi, na kt�rej spa�a Bajeczka.
- Prosz�... - poda�a mi z triumfuj�c� min� to �co��.
By�a to sk�rzana r�kawica pomalowana na z�oty kolor.
- Z�ota r�kawica... - mrukn��em.
- Czy rozumie pan co� z tego?
Nie od razu odpowiedzia�em na jej pytanie. Najpierw opowiedzia�em ze szczeg�ami o wizycie Bajeczki, o naszej rozmowie na jachcie, o jej pytaniach, moich odpowiedziach. I zako�czy�em:
- Nie zdradzi�em Bajeczce �adnych tajemnic, bo nie jest tajemnic�, �e organizujemy rejs, aby odnale�� autora �Z�otej r�kawicy�. Wiele os�b wie o naszej wyprawie, jak cho�by za�oga �Notosa�. Kto� zdecydowa� si� op�ni� nasz rejs i, wykorzystuj�c to op�nienie, przys�a� tu Bajeczk�. Ona pozostawi�a na jachcie pomalowan� na z�oty kolor r�kawiczk�. Innymi s�owy, rzucono mi jawnie wyzwanie do walki, bo tylko tak rozumie� mo�na ten gest. Rzucenie przeciwnikowi r�kawicy jest oznak� wypowiedzenia walki.
Kika wzruszy�a ramionami.
- Przecie� od pocz�tku mamy do czynienia z przeciwnikami i bez przerwy toczymy z nimi walk�. Dlaczego akurat teraz, w tej chwili, rzucili nam r�kawic�?
- Nie mam poj�cia - mrukn��em.
- A mo�e nie tak dawno wydarzy�o si� co� wa�nego? - zastanawia�a si� Kika. - Mo�e zrobi� pan co� takiego, co do w�ciek�o�ci doprowadzi�o naszych przeciwnik�w?
- Nie przypominam sobie takiego wydarzenia - medytowa�em g�o�no. - Ale musz� mie� czas, aby przemy�le� ca�� spraw�. Zr�b �niadanie, Kika, a ja si� ogol�.
By�em tak zdenerwowany tym, co si� sta�o - fa�szywym telegramem, op�nieniem si� rejsu i dziwn� wizyt� Bajeczki - �e dwukrotnie zaci��em si� brzytw�. Irytacj� moj� powi�ksza�y jeszcze szyderstwa Kiki, kt�ra gotuj�c kaw� na maszynce gazowej w kabinie, raz po raz wystawia�a stamt�d g�ow� i wyg�asza�a sentencje w rodzaju:
- W pewnej ksi��ce czyta�am, �e je�li przed m�czyzn� pojawi si� dziewczyna, kt�ra wygl�da jak ta z jego pi�knych sn�w, to on powinien si� szybko obudzi� i nakaza� sobie ostro�no��.
- Pos�uchaj, Kika - rzek�em wreszcie, z trudem nakazuj�c sobie spok�j. - Od chwili, gdy wesz�a� na jacht, jeste� tylko cz�onkiem za�ogi, zwyk�ym majtkiem, a ja - kapitanem. Na jachcie za�oga musi bez szemrania wykonywa� polecenia kapitana. Nakazuj� ci cisz�. Ani s�owa!
- Yes, sir - wypr�y�a si� dziewczyna.
Nie chcia�o mi si� je��. Wypi�em tylko kubek gor�cej kawy, parz�c sobie usta. Zapali�em papierosa i pogna�em na poczt�.
By�a si�dma rano, a poczt� otwierano dopiero o �smej. Nerwowo, jak przys�owiowy tygrys w klatce, kr��y�em po ulicach, my�l�c o sytuacji, w jakiej si� znalaz�em. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e nasz rejs zaczyna� si� niefortunnie, historia �Z�otej r�kawicy� kry�a w sobie jak�� zagadk�. W swoich poszukiwaniach mieli�my konkurent�w i przeciwnik�w. Konkurent�w nie l�ka�em si�, a przeciwnicy, jak mi si� ostatnio wydawa�o, zrezygnowali ze swej dzia�alno�ci. Tymczasem, w najbardziej nieoczekiwanym momencie, znowu dali o sobie zna�. Co si� sta�o?
W mojej mikroskopijnej kawalerce na Starym Mie�cie w Warszawie wszystkie �ciany, od pod�ogi a� do sufitu, pokryte by�y p�kami pe�nymi ksi��ek. I tylko w jednym miejscu, tu� ko�o tapczanu, widnia�o w�r�d grzbiet�w ksi��ek jak gdyby ma�e okienko, w kt�rym wisia� oprawiony w ramki m�j PATENT JACHTOWEGO STERNIKA MORSKIEGO, wydany przez Polish Yachting Association, czyli Polski Zwi�zek �eglarski. A w szufladzie biurka, w�r�d najcenniejszych dokument�w, kry�a si� starannie owini�ta w celofan Sportowa Ksi��eczka �eglarska z numerem 6183, pe�na wpis�w o zdobywanych kolejno stopniach �eglarskich, od zwyk�ego �eglarza pocz�wszy, na jachtowym sterniku morskim sko�czywszy.
Wszystkie te stopnie uzyska�em jeszcze w liceum i w okresie studenckim. Potem - od kiedy podj��em prac� - tylko sporadycznie udawa�o mi si� znale�� troch� czasu, aby zaokr�towa� si� na jaki� jacht i odby� d�u�szy pe�nomorski rejs. Mia�em prawo ubiegania si� o patent kapitana �eglugi ba�tyckiej, a p�niej o patent kapitana �eglugi wielkiej, ale zaj�ty prac� zawodow�, tropieniem handlarzy antykami i z�odziei dzie� sztuki - wci�� zaniedbywa�em t� spraw�. M�j patent z biegiem lat ��k� coraz bardziej. I blak�y marzenia m�odo�ci. Ju� nawet w snach coraz rzadziej widzia�em siebie na mostku kapita�skim, prowadz�cego wspania�y jacht w stron� m�rz po�udniowych i egzotycznych l�d�w. Co najwy�ej niekiedy zastanawia�em si�, czy nie kupi� jakiego� starego, wys�u�onego jachtu mieczowego i po wyremontowaniu go pop�ywa� w okresie urlopu po kt�rym� z jezior mazurskich. Ale nawet i tych skromnych plan�w nie realizowa�em, poniewa� nie dochodzi�y do mnie wie�ci o �adnym tanim jachcie, a na okres lata m�j prze�o�ony, dyrektor Jan Marczak z Centralnego Zarz�du Muze�w i Ochrony Zabytk�w, wynajdywa� dla mnie zazwyczaj jakie� wa�ne, nie cierpi�ce zw�oki zadania. Prze�ywa�em mn�stwo niekiedy bardzo dramatycznych przyg�d, ale ta jedna - rejs po smaganym wiatrem jeziorze - omija�a mnie, pozostawiaj�c w duszy nieugaszon� t�sknot�.
A� pewnego dnia - a by�o to przy ko�cu grudnia, gdy na ulicach Warszawy le�a� �nieg i termometr wskazywa� dwadzie�cia stopni mrozu - przyszed� do mnie list, kt�ry zapachnia� mi latem, s�o�cem, jeziorem, lasem, wakacyjn� przygod�. Przys�a� go m�j znajomy, szkutnik z Ostr�dy, pan Czes�aw Grodzki.
Drogi Panie Tomaszu,
Dowiedzia�em si�, �e nad jeziorem Ruda Woda ko�o Ma�dyt, w stodole u Kazimierza W., znajduje si� stary jacht, kt�ry po wyremontowaniu m�g�by Panu dobrze s�u�y�. Wydaje mi si�, �e za �w wrak nie musia�by Pan zap�aci� wi�cej ni� 1000 z�otych. Za remont �ajby nie wezm� od Pana wiele i wyszykuj� j� Panu tak, jak dla siebie, bo dobrze pami�tam, �e to dzi�ki Panu nie straci�em pieni�dzy. Wtedy, kiedy chciano mi sprzeda� obrazy Kossaka, a Pan zdemaskowa� je jako falsyfikaty. Je�li wi�c nosi si� Pan jeszcze z my�l� o posiadaniu swojej �ajby, prosz� mnie powiadomi� listownie, um�wimy si� u Kazimierza W.
Zajrza�em do kalendarzyka, aby upewni� si�, kiedy w styczniu wypada wolna sobota, potem dokona�em podsumowania swoich zasob�w finansowych. W portfelu mia�em dwa tysi�ce z�otych, a siedem tysi�cy spoczywa�o na ksi��eczce PKO. Do lata mo�e jeszcze troch� bym zaoszcz�dzi�... Czy z takimi zasobami mo�na pokusi� si� o kupno, remont i wyposa�enie jachtu �r�dl�dowego? Pi�tnastometrowe dakronowe �agle do zwyk�ej omegi kosztowa�y w sklepie �eglarskim ponad siedem tysi�cy z�otych. A olinowanie sta�e i ruchome? Maszt? Koszt remontu u szkutnika? W jakim stanie by�a ta �ajba, skoro jej w�a�ciciel chcia� za ni� tylko tysi�c z�otych?
Wys�a�em jednak list do pana Grodzkiego, a w najbli�sz� woln� sobot�, nie zwa�aj�c na zamie� �nie�n� (zima tego roku dawa�a si� mocno we znaki), zjawi�em si� swym wehiku�em w Ma�dytach i zapyta�em o Kazimierza W. Skierowano mnie na boczn� drog� nad jeziorem, do samotnego du�ego gospodarstwa. By�o po�udnie, zamie� �nie�na wci�� trwa�a. Z obszernego murowanego domu wyszed� pan Grodzki ubrany w ogromny bia�y ko�uch.
- �ajba jest w szopie za jeziorem. Tylko prosz� si� nie przestraszy� widoku tego wraka - ostrzeg� mnie z u�miechem.
Nie bardzo wiem, jak wygl�da�a szopa i jej otoczenie, jezioro i brzeg, nad kt�ry zaprowadzi� mnie znajomy szkutnik. Ca�y �wiat zdawa� si� ton�� w wiruj�cej wok� nas bieli padaj�cego �niegu. Przypominam sobie tylko, �e zatrzymali�my si� przed ogromnymi wierzejami drewnianego budynku. Grodzki uchyli� ma�e drzwi i ujrza�em �w jacht. Ogromn� �ajb�, kt�ra by�a jedn� wielk� ruin� nadaj�c� si� najwy�ej na opa�.
W poszyciu zrobionym z w�skich listewek, czyli tak zwanej s�omki, widnia�y dwie pot�ne dziury. Dach kabiny by� za�amany, z pok�adu dziobowego pozosta�y n�dzne resztki, a otw�r forluku mia� wyrwan� pokryw�. Brakowa�o zr�bnicy kokpitu. Szyby bulaj�w wybite, drzwi do kabiny wyrwane z zawias�w. W �wypatroszonym� wn�trzu le�a� rumplowy ster z pi�rem i ogromny przerdzewia�y miecz. Tu i �wdzie pozosta�y plamy �uszcz�cej si� farby - ��tej, bia�ej, br�zowej, a nawet niebieskiej, zapewne kad�ub wiele razy malowano. Wr�gi zrobione z d�bu by�y jednak ca�e i zdrowe. Ani �ladu pr�chna nie widzia�o si� w st�pce, dennikach, pok�adnikach. W �wietnym stanie znajdowa�a si� rufa, stewa przednia i tylna. Mocne by�o tak�e jarzmo masztu.
W sylwetce jachtu uderzy�o mnie co� znajomego.
- Niech mnie licho porwie - zawo�a�em - je�li ja nie znam tej starej balii! Za�o�� si� o m�j wehiku�, �e na przedzie burt s� resztki dawnego napisu: �Szkwa��.
Grodzki podszed� do dzioba.
- Ma pan racj�. To jest �Szkwa�� - stwierdzi� ze zdumieniem.
- To by� �Szkwa�� - powiedzia�em. - Pud�o ma kilka tysi�cy lat. My�l�, �e staro�ytni argonauci p�yn�li nim po z�ote runo. To nie �ajba, lecz wykopalisko.
Szkutnik u�miechn�� si� wyrozumiale.
- Pan �artuje - o�wiadczy�. - To jest bardzo pi�kny jacht i w zupe�nie dobrym stanie.
- Uznaj� go za najgorsz� �ajb� wszechczas�w - odrzek�em, bo z ca�� si�� wezbra�y we mnie niemi�e wspomnienia. - Nie wiem, czy mazurskie jeziora znaj� kryp� mniej zwrotn� i powolniejsz�. Ten jacht by� przekle�stwem m�odych �eglarzy. Znam go lepiej ni� pan s�dzi. Zdoby�em na nim stopie� sternika, ale kosztowa�o mnie to wiele trudu i potu. Ta �ajba by�a niepos�uszna i powolna jak krowa. Przysi�g�em sobie, �e nigdy w �yciu nie wst�pi� na jej pok�ad. P�ywa�em potem na dziesi�tkach jacht�w, ale takiego czego� nigdy w �yciu wi�cej nie spotka�em. By�a po�miewiskiem ca�ego naszego klubu, u�ywano jej wy��cznie do cel�w szkoleniowych. Czy wie pan, jak j� przezywano? �Krasula�. Na burtach mia�a napisane �Szkwa��, ale ka�dy m�wi� o niej �Krasula�.
Szkutnik pokr�ci� przecz�co g�ow�.
- To bardzo pi�kny s�up - powt�rzy� z uporem. - Niech pan spojrzy, jak� ma wysmuk�� sylwetk�.
- Znam na pami�� jej wymiary. D�ugo��: osiem metr�w i czterdzie�ci centymetr�w, szeroko��: dwa metry. Zanurzenie bez miecza: oko�o pi��dziesi�ciu centymetr�w, z mieczem: jeden metr i dziesi�� centymetr�w - wyrecytowa�em.
Pan Grodzki powt�rzy� po raz trzeci:
- To bardzo pi�kna �ajba. Wiem, �e w pewnym klubie w Ostr�dzie le�y stary, niepotrzebny nikomu maszt od dragona i stare �agle do niego. Prawie dwadzie�cia siedem metr�w szmaty. I maszt, i te �agle sprzedadz� nam bardzo tanio. Przy takich �aglach chodzi�aby szybko, jak prawdziwy szkwa�. Musia�a by� przedtem niedo�aglona.
- Mo�liwe - stwierdzi�em. - Mieli�my do niej maszt tylko na ma�y �agiel. Razem z fokiem pi�tna�cie metr�w kwadratowych. Maszt i �agiel pochodzi�y od starego ramblera.
Grodzki wzruszy� ramionami.
- By�a pomy�lana jako �Szkwa��, a wy zrobili�cie z niej �Krasul�. A czy wyobra�a sobie pan, co by to by�o, gdyby da� jej dwa bli�niacze foki? Natychmiast wpada�aby w �lizg.
Troch� innym, mniej wrogim spojrzeniem obrzuci�em t� stert� wr�g i klepek.
Za drewnianymi �cianami szopy hucza� wiatr i przez szczeliny w deskach wciska� �nieg na zrujnowany pok�ad �Szkwa�a�. Przykucn��em na po�amanej sklejce obrze�a burty i zapali�em papierosa. Opad�y mnie wspomnienia. Us�ysza�em skrzyp wr�t stodo�y. To pan Grodzki - cz�owiek subtelny i znakomicie rozumiej�cy m�j nastr�j - odszed�, abym m�g� przemy�le� spraw� i podj�� decyzj�. Zapewne powr�ci� do domu obecnego w�a�ciciela jachtu i tam postanowi� na mnie zaczeka�.
A ja przypomnia�em sobie m�odo�� i pierwsze nauki �eglarstwa w mi�dzyszkolnym klubie sportowym. Nie mieli�my wtedy, tak jak to jest teraz, wspania�ych �agl�wek. P�ywali�my, na czym si� da�o, nawet zwyk�e balie gotowi byli�my przerobi� na jachty. W�r�d przer�nych zapale�c�w �eglarstwa znalaz� si� w naszym klubie nawet taki, kt�ry postanowi� sam zbudowa� jacht. Zapomnia�em ju� jego nazwiska, ale pami�tam, jak gorliwie zabra� si� do roboty. Zdaje si�, �e by� studentem politechniki i w jej warsztatach wykonywa� rozmaite cz�ci do �ajby. Kad�ub by� ju� na uko�czeniu, gdy konstruktor i zarazem budowniczy obrazi� si� o co� na nasz klub, a mo�e po prostu sko�czy� politechnik� i otrzyma� prac� gdzie� w odleg�ych stronach. W ka�dym razie swoje dzie�o porzuci�, pozostawiaj�c je w spadku klubowi. Sko�czyli�my prac� bez niego - nie by�o jej zreszt� wiele. Mieli�my stary maszt i �agle od ramblera, przewie�li�my �ajb� na jeziora mazurskie. Odt�d przez wiele lat tu p�ywa�a, ja tak�e wiele razy j� prowadzi�em, przeklinaj�c zawsze jej powolno�� i ma�� zwrotno��. Gdy zdoby�em patent sternika jachtowego, przesiad�em si� na szybkie i nowoczesne �ajby, porzuci�em te� jeziora mazurskie i wyszed�em na zatok�, a potem w morze. O �Szkwale�, czyli �Krasuli�, zapomnia�em, bo nie lubimy zachowywa� w pami�ci nieprzyjemnych wspomnie�.
A teraz oto ta sama �ajba le�a�a przede mn� w ruinie, osypana �niegiem. Poskroba�em palcem �uszcz�c� si� farb� na obrze�u burty i nagle co� �cisn�o mnie za gard�o. �Oto jak wygl�da wdzi�czno�� ludzka - pomy�la�em. - P�ywano na niej przez wiele lat, wyszkoli�a wielu wspania�ych �eglarzy, a teraz tkwi tutaj - zapomniana, skazana na spalenie w piecu�.
We wszystkich �eglarzach, a wi�c i we mnie tli si� przekonanie, �e ka�dy jacht, podobnie jak ka�dy cz�owiek, ma dusz�. Tak� w�asn� jachtow� dusz�, kt�r� ka�dy kapitan, gdy wkracza na pok�ad, musi szybko pozna�, aby z �ajb� w godzinach wielkiego wichru stanowi� jedno�� i wychodzi� ca�o z niebezpiecze�stw.
- �Krasula�, poczciwa �Krasula� - mrucza�em do siebie, g�aszcz�c jej niszcz�c� si� burt�. - Jakie wiatry zagna�y ci� a� tutaj, do tej starej szopy?
I obudzi�o si� we mnie pragnienie, aby t� �ajb� wskrzesi�, uczyni� znowu zdoln� do p�ywania. A potem - na z�o�� wszystkim - nazwa� j�: �Krasula�. Wymalowa� t� nazw� na burtach i pop�yn��, cho�by drwiono sobie z niej i ze mnie.
Obszed�em jacht jeszcze raz dooko�a. Wlaz�em do kokpitu i do rozwalonej kabiny. Si�gn��em r�k� do znanej mi z dawnych lat ma�ej skrytki pod obrze�em, gdzie zazwyczaj ka�dy kapitan chowa� mapy i dziennik jachtowy. Spodziewa�em si�, �e wygarn� ze skrytki tylko troch� kurzu i �mieci, ale palce moje trafi�y na zeszyt. Oprawiony w cerat�, mocno za wilgotnia�y zeszyt.
Chwyci�em go ostro�nie i podszed�em pod szczelin� w deskach, bo w g��bi szopy panowa� p�mrok.
By� to stary, po��k�y ju� dziennik jachtowy �Szkwa�a�. Kt�ry� chyba z kolei, ale na pewno ostatni. Na jednej z pocz�tkowych kartek, w spisie za�ogi, odkry�em z bij�cym sercem swoje imi� i nazwisko: Tomasz NN. - I oficer. Tak, by�em wtedy pierwszym oficerem na �Szkwale�, a teraz stan� si� jego armatorem i kapitanem. Kartkowa�em dziennik dalej, mimo �e sypi�cy przez szpary w deskach �nieg pada� na zapisane stroniczki. I raptem - cho� palce grabia�y mi z zimna - zrobi�o mi si� gor�co. Przeczyta�em co�, co we mnie, zawodowym detektywie muzealniku, obudzi�o jaki� sygna� alarmowy nakazuj�cy czujno�� i uwag�.
Wreszcie zeszyt dziennika jachtowego ukry�em jak skarb na piersiach i opu�ci�em szop�. Przygi�ty do ziemi pod nawa�em wiatru, o�lepiony �niegiem, z trudem dobrn��em do murowanego domu, gdzie - przy szklance gor�cej herbaty - pan Grodzki rozmawia� ze starym, w�satym rolnikiem.
Otrzepa�em kurtk�, zdj��em czapk�.
- W porz�dku - powiedzia�em. - Kupuj� te wr�gi i burty.
Spisali�my kr�tk� umow�, na mocy kt�rej za sum� 1000 z�otych (s�ownie: tysi�c z�otych) sta�em si� w�a�cicielem jachtu �Szkwa��. Kupi�em jacht w cenie drewna opa�owego, bo i chyba tyle by� w�wczas wart.
ROZDZIA� DRUGI
ROZKAZY PANI KSIʯYC � CO TO JEST PARTNERSTWO � CUMULONIMBUS I CO Z NIEGO WYNIK�O � KTO LUBI ZMYWA� NACZYNIA � HURAGAN � WALKA O JACHT � PRZEWR�CONY �WICHER� � I ZNOWU BAJECZKA � CZY UMIEM WYMY�LA� PI�KNE HISTORIE � DZIENNIK JACHTOWY �SZKWA�A� � POSZUKIWANIA � MAZURSKI POETA � DYREKTOR DO��GOWSKI I JEGO SEKRETARKA �POZNAJ� LUSI� � GDZIE NOCOWA�A ZA�OGA �SZKWA�A� � CZY POEZJA JEST KOMU� POTRZEBNA � DZIEWCZYNA, KT�RA CHCE UCIEC Z DOMU
Mi�dzy Lipowym Dworem a Jezierzycami Jeziorak stanowi w�sk� rynn�, nieco skr�caj�c� na p�nocny wsch�d. Na lewym brzegu, na og� bezludnym, nie zamieszkanym, je�eli nie liczy� dw�ch ma�ych gaj�wek i osady le�nej Gardzie�, znale�� mo�na urocze zatoczki, a przed Sza�kowem - nawet ma�y p�wysep, �wietnie nadaj�cy si� na biwak. Lewy brzeg jest zadrzewiony, las wspina si� tam na kamieniste wzg�rza, natomiast na prawym las�w jest mniej, w pobli�u jeziora rozci�gaj� si� pola i wioski.
Zacumowali�my jacht tu� przed Sza�kowem, przy prawym brzegu. Zgodnie z wcze�niej opracowanym planem postanowili�my rozmawia� z mieszka�cami zar�wno Szalkowa, jak i pobliskiej Woli Kamie�skiej, Kamienia, dotrze� pieszo nawet do wsi Windyki. Na lewym brzegu nie by�o czego szuka�.
By� ju� wiecz�r. I�aw� opu�cili�my p�no, pocz�tkowo wiatr mieli�my przeciwny i w w�skiej rynnie jeziora trzeba by�o nieustannie halsowa�, potem, gdy up�yn�li�my zaledwie kilka kilometr�w, wiatr zupe�nie ucich� i �agle obwis�y, jakby zm�czone nawet t� kr�tk� prac�.
Przez ca�y dzie� panowa� skwar, s�o�ce piek�o niemi�osiernie, p�ucom brakowa�o powietrza. Spojrzawszy jednak w niebo, widzia�o si�, �e tam, gdzie� w g�rze, trwa wiatr i popycha z pomocy coraz wi�ksze i czarniejsze zwaliska burzowych chmur.
- Zdaje mi si�, �e powinni�my starannie zwin�� wszystkie �agle - stwierdzi�em - i dobrze zamocowa� kotwic�. Czeka nas koszmarna noc. Chyba musicie opu�ci� �ajb� i poszuka� sobie noclegu w jakiej� stodole. Ja pozostan� i dopilnuj�, �eby jacht nie roztrzaska� si� o brzeg.
Pani Ksi�yc wzruszeniem ramion przyj�a moje s�owa.
- Czy pan aby nie przesadza? - zakpi�a. - Prawdopodobnie tej nocy rzeczywi�cie b�dzie burza. Ale prze�y�am ju� na jachcie kilka burz i nie widz� powodu do robienia paniki.
W�r�d cz�onk�w naszej za�ogi, kt�ra sk�ada�a si� z Kiki, Psychologa, Pani Ksi�yc i mojej osoby, opr�cz mnie tylko Pani Ksi�yc mia�a pewne do�wiadczenie w p�ywaniu i dokonany przed pi�tnastu laty wpis: ��eglarz�, do ksi��eczki �eglarskiej. Ale Pani Ksi�yc chyba ju� zapomnia�a, jak to jest, gdy ma si� pod nogami nie p�yty chodnika, lecz chwiejn� pod�og� jachtu. My�l� te�, �e nie zdawa�a sobie zupe�nie sprawy, co to znaczy przyj�� burz� w w�skiej rynnie jeziora okolonego lasami i wzg�rzami. Jezioro stanowi wtedy co� w rodzaju ogromnej dyszy, w kt�rej p�d burzy jeszcze si� wzmaga, a fala wzrasta niekiedy do olbrzymich rozmiar�w. Lecz Pani Ksi�yc by�a osob�, jak to si� okre�la, apodyktyczn�, przyzwyczajon� do tego, �e jej s�uchano. Bez szemrania wype�niano jej polecenia w biurze, bez szemrania wype�nia� polecenia tak�e jej syn.
- Zwiniemy �agle, zamocujemy kotwic� i spokojnie po�o�ymy si� spa� - o�wiadczy�a tonem ucinaj�cym wszelk� dyskusj�. - Jeste�my g�odni i musimy zje�� kolacj�. O �adnym noclegu w stodole nie ma mowy.
- W porz�dku - mrukn��em. - Ale niech pani pami�ta, �e ja ostrzega�em...
Wyznaj� ze skruch�, �e gdy Pani Ksi�yc podejmowa�a jak�� decyzj� sprzeczn� z moim przekonaniem, zazwyczaj ust�powa�em. Nie chcia�em konflikt�w na jachcie, zale�a�o mi na tym, aby nasz rejs doszed� do skutku i odbywa� si� w harmonii. W poj�ciu Pani Ksi�yc m�czyzna, kt�ry nie za�o�y� rodziny, nie mia� �ony, dzieci, a do tego uwielbia� przygody - pozosta� niemal smarkaczem, kt�rego nale�y nieustannie strofowa� i poucza�.
By�a ona bardzo �adna, ale zimna, dumna i nieprzyst�pna, dlatego nazwa�em j� Pani� Ksi�yc. Ale o tym wiedzia�a tylko Kika i �adne z nas dwojga nigdy przy niej nie wypowiedzia�o tego przydomka, bo l�kali�my si�, �e obrazi si� na nas �miertelnie i zrezygnuje z rejsu. W stosunku do m�czyzn Pani Ksi�yc zachowywa�a postaw� pe�n� rezerwy i podejrzliwo�ci, jako �e przed dziesi�cioma laty m�� rozwi�d� si� z ni� i o�eni� si� z inn� kobiet�. Zapewne od tamtego czasu m�czy�ni wydawali jej si� wiaro�omcami i nieodpowiedzialnymi k�amczuchami. Pe�en rezerwy i podejrzliwo�ci by� tak�e jej stosunek do mnie, cho� nie da�em jej �adnego powodu do takiego traktowania mojej osoby. Wed�ug niej historia z oszuka�czym telegramem, Bajeczk� i podrzucon� r�kawic� �obna�y�a moj� prawdziw� natur�.
- Pierwsz� lepsz� dziewczyn� wzi�� pan na jacht? - ze zdumieniem kr�ci�a g�ow�. - I tak mia� pan du�o szcz�cia, �e pana nie okrad�a.
- Wygl�da�a na bardzo porz�dn� dziewczyn� i naprawd� potrzebowa�a pomocy - t�umaczy�em si� jak sztubak.
- M�g� pan okaza� pomoc, wyszukuj�c dla niej nocleg w hotelu albo domku kempingowym.
- Pan Tomasz post�pi� jak d�entelmen - usi�owa�a mnie broni� Kika.
Ale i jej si� dosta�o:
- Ja wiem, �e ty, Kika, jeste� bardzo nowoczesna - stwierdzi�a Pani Ksi�yc. - Uciek�a� nawet z domu i wyruszy�a� w Polsk� autostopem. I to maj�c czterna�cie lat. Pozw�l sobie jednak powiedzie�, �e zar�wno post�powanie pana Tomasza, jak i twoje jest fa�szywie nowoczesne.
- Zgadzam si� z pani� - przyzna�em skruszony. - Nie nale�y ucieka� z domu i nie nale�y przyjmowa� na nocleg w jachcie nieznajomych, �adnych dziewcz�t.
Tak m�wi�em, albowiem pragn��em harmonii i zgody, a poza tym by�em rzeczywi�cie przekonany, �e nic dobrego nie wychodzi z ucieczek z domu, zawsze te� pot�pia�em siebie za sk�onno�� do �adnych kobiet. Obecno�� Pani Ksi�yc na pok�adzie mego jachtu wynika�a mi�dzy innymi tak�e z owej sk�onno�ci. �udzi�em si�, �e rejs po jeziorze odpr�y j� i Pani Ksi�yc stanie si� mi�a i sympatyczna.
- I jak ona kaza�a si� nazywa�? - dopytywa�a si� ironicznie Pani Ksi�yc.
- Kto? - uda�em, �e nie wiem, kogo ma na my�li.
- No, ta dziewczyna, kt�r� pan z takim entuzjazmem przenocowa� na jachcie.
- Bajeczka - powiedzia�em spuszczaj�c g�ow�.
- Bajeczka? - roze�mia�a si� gorzko Pani Ksi�yc. - Wszystkich m�czyzn naj�atwiej nabiera� na bajeczki. �adnie wygl�daj�ce i �adnie ubrane.
- Ja j� znajd� - stwierdzi�em z przekonaniem - i rozm�wi� si� z ni�. Wyjawi mi, kto kaza� jej podrzuci� poz�acan� r�kawiczk�.
Pani Ksi�yc by�a jednak innego zdania.
- Radz� panu w og�le jej nie poszukiwa�. Obawiam si�, �e podczas nast�pnego spotkania znowu pana wyprowadzi w pole.
Takie rozmowy prowadzili�my na pocz�tku naszego rejsu, kt�ry, jak wiecie, nie z mojej winy zacz�� si� z du�ym op�nieniem. A teraz, wieczorem, wbrew moim ostrze�eniom Pani Ksi�yc postanowi�a pozosta� na jachcie. I ja - dla �wi�tego spokoju - podporz�dkowa�em si� jej rozkazom, cho� nie potrafi�em, niestety, przesta� my�le� o Bajeczce i... o pewnej m�odej, przepi�knej kobiecie, imieniem Diana, kt�r� pozna�em przed trzema dniami. Czy mo�na to by�o zreszt� nazwa� poznaniem? Ot, dotkn��em tylko jej r�ki i raz tylko zajrza�em w oczy. Ale pami�� o niej, jakie� dziwne uczucie niepokoju zwi�zane z jej osob� nie przestawa�y mnie dr�czy�.
- Panowie zrobi� dzi� kolacj� - o�wiadczy�a Pani Ksi�yc. Zerkn��em w niebo, po kt�rym nadci�ga� ogromny cumulonimbus, i zaprotestowa�em:
- M�czy�ni powinni zwin�� starannie �agle i zabezpieczy� je przed huraganem. Nale�y tak�e dobrze umocowa� kotwic�. Kolacja to sprawa kobieca.
- Ooooo? - w�skie, czarne brwi Pani Ksi�yc uni�s� do g�ry wyraz zdumienia. - Czy pan, bro� Bo�e, jest przeciwko r�wnouprawnieniu? Ja i Kika r�wnie dobrze mo�emy zwin�� i zabezpieczy� �agle oraz zamocowa� kotwic�. Um�wmy si�, �e na jachcie b�dziemy stosowa� zasad� partnerstwa.
- Co to znaczy? - podrapa�em si� w g�ow�.
- To znaczy, �e na przemian b�dziemy zamienia� si� rolami. Jednego dnia wy b�dziecie kucharzy� na jachcie, a my nim kierowa�, innego dnia my b�dziemy kucharzy�, a wy zajmowa� si� jachtem.
- Co takiego? - oburzy�em si�. - Czy ja dobrze s�ysz�? Mamy si� zamienia� rolami? Innymi s�owy, jednego dnia wy b�dziecie chodzi� w spodniach, a my w sukienkach, a drugiego na odwr�t. Nie zgadzam si�. To jakie� nieporozumienie. Co najwy�ej, zgadzam si� dzieli� wszystkimi, a raczej prawie wszystkimi obowi�zkami.
- I tak i my, i wy chodzimy w spodniach - stwierdzi�a Pani Ksi�yc. - W biurze kieruj� prac� dwudziestu os�b, w tym kilku m�czyzn. I jako� daj� sobie rad� na stanowisku, kt�re kiedy� zajmowa� wy��cznie m�czyzna. Podczas tego rejsu nie mam zamiaru zrezygnowa� ze swoich r�wnych praw. Dzi� wy b�dziecie kucharzy�, a my zajmowa� si� jachtem, jutro - odwrotnie. R�wnouprawnienie, partnerstwo, oto moje zasady. Przyjmuje je pan, czy mam spakowa� swoje rzeczy i wraca� do Warszawy?
�A to narobi�em sobie k�opotu� - pomy�la�em melancholijnie. Jako kawaler umia�em oczywi�cie gotowa�, sprz�ta� i wykonywa� mn�stwo innych czynno�ci gospodarczych. Ale nie przepada�em za nimi. Marzy�em, �e podczas rejsu jaka� kobieca d�o� zrobi mi obiad, przyrz�dzi �niadanie i kolacj�, pozmywa brudne naczynia... I teraz spotka�o mnie ogromne rozczarowanie.
- Jakie to szcz�cie - westchn��em - �e nie wszystkie kobiety my�l� i post�puj� tak jak pani. Na przyk�ad owa Bajeczka powiedzia�a mi, �e jej marzeniem jest mie� pok�j z kuchni� i troszczy� si� o jakiego� sympatycznego m�czyzn�.
- To by�o z jej strony jeszcze jedno oszustwo - o�wiadczy�a zdecydowanie Pani Ksi�yc - teraz ju� nie ma takich kobiet. No wi�c, jak b�dzie? Przyjmuje pan moje warunki czy nie?
Rozejrza�em si� po niebie, po l�dzie, po twarzach reszty cz�onk�w za�ogi. Kika u�miecha�a si� dyskretnie i trudno by�o wywnioskowa� po czyjej stoi stronie. My�l� jednak, �e jako dziewczyna solidaryzowa�a si� raczej z Pani� Ksi�yc. Psycholog poprawi� na nosie swoje ogromne okulary i po�o�y� mi r�k� na ramieniu.
- Zrobimy im t� kolacj� - powiedzia� uspokajaj�co. - Je�li pan ma jakie� opory, to sam si� ni� zajm�. Od takiego ma�ego dziecka - zni�y� d�o� niemal do ziemi - uczono mnie zasad partnerstwa. Umiem robi� na drutach, gotowa�, sprz�ta�, zmywa� naczynia, przyszywa� guziki, cerowa�, haftowa�.
- Jednym s�owem, jeste� samowystarczalny i my�l�, �e podobnie jak ja pozostaniesz w kawalerskim stanie - rzuci�em z�o�liwie.
Pani Ksi�yc zagrzmia�a z wysoko�ci dachu kabiny, bo wraz z Kik� zabra�y si� ju� do klarowania du�ego �agla:
- Niech pan nie demoralizuje Psychologa, Panie Samochodzik. �ony nie bierze si� po to, aby mie� s�u��c�, ale po to, aby razem i�� przez �ycie, budowa� rodzin� i wychowywa� dzieci.
Psycholog mrugn�� do mnie, daj�c do zrozumienia, �e szkoda czasu na dyskusj�. Wsun�li�my si� do kabiny i zaj�li�my kucharzeniem. To znaczy Psycholog kraja� chleb, a ja smarowa�em go smalcem. Na kuchence gazowej gotowa�a si� woda na herbat�.
- I ty lubisz to robi�? - spyta�em Psychologa.
- Nienawidz� - stwierdzi� szczerze. - Ale nie mamy wyboru, panie Tomaszu. Mama naprawd� gotowa wr�ci� do Warszawy. A tylko ona mo�e nam wskaza� miejsce, gdzie mieszka� ten poeta.
- Masz racj�, �Ludwiku do rondla� - pokiwa�em g�ow�. - Ale ty posiadasz, jak si� to m�wi: psychologiczne przygotowanie, i �atwiej ci przyjmowa� takie ciosy. A we mnie budzi si� ogromne uczucie buntu. Nawet sobie nie wyobra�asz, jak ja nie cierpi� zmywania naczy�. Czy wiesz, �e w swoim kawalerskim gospodarstwie u�ywam tylko jednego talerza, jednej patelni i jednego garnka, �eby mie� mniej do zmywania? I wszystko jadam jedn� �y�k�, z rzadka u�ywaj�c no�a?
- Pozmywam za pana - ofiarowa� si� Psycholog.
- Dzi�kuj� - u�cisn��em mu prawic�. - W zamian za to udziel� ci rady starszego m�czyzny. Wierz mi, s� jeszcze na �wiecie kobiety, kt�re lubi� gotowa�, sprz�ta�, zmywa� naczynia, cerowa�, haftowa�, robi� na drutach i przyszywa� guziki. Poszukamy ich, cho�by na tym jeziorze. I gdy znajdziemy autora �Z�otej r�kawicy�, wywo�amy bunt na jachcie, pozb�dziemy si� krn�brnej cz�ci za�ogi i sami obejmiemy tu rz�dy. Zamustrujemy dziewczyny, kt�re lubi� gotowa�.
- Tak jest, Panie Samochodzik - ucieszy� si� Psycholog. - A na razie w pokorze zno�my nasze drobne biedy. Czy czyta� pan �Wst�p do psychoanalizy� Freuda? W tej ksi��ce znajduje si� podobno klucz do zrozumienia psychiki i m�czyzny, i kobiety. Zabra�em t� ksi��k� na nasz rejs. Je�li pan zechce, mog� j� panu po�yczy�.
- A ty t� ksi��k� ju� przeczyta�e�?
- Usi�uj� - mrukn��.
- Czyta�em j� przed laty. I o�wiadczam ci, Psychologu, �e nie znajdziesz w niej odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Dziwi� si� jednak, �e wzi��e� t� ksi��k� na nasz rejs. Wolisz j� czyta� ni� rozgl�da� si� po jeziorze, po lasach, prze�ywa� przygody?
- Przecie� pan wie, na czym mi zale�y - powiedzia� cicho.
Przygotowywali�my kolacj�, a nad naszymi g�owami, na dachu kabiny, �omota�o, chrz�ci�o i rozlega�y si� tupan