4230
Szczegóły |
Tytuł |
4230 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4230 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4230 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4230 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eliza Orzeszkowa
A... B... C...
W wielkim mie�cie wielkich Niemiec Joanna Lipska codziennie przechodzi�a ko�o gmachu, kt�rego front teraz w�a�nie rozszerzano i przyozdabiano, najl�ejszej uwagi na niego nie zwracaj�c. wielkim by�o pa�stwo i wielkim zbudowany przez nie gmach s�dowy. C� ona z pot�nymi wielko�ciami tymi mie� mog�a wsp�lnego? Wiedzia�a, �e w tych obszernych �cianach porzni�tych szeregami wielkich, jasnych okien rozstrzygaj� si� losy tych, kt�rzy wiod� maj�tkowe spory lub pope�niaj� wyst�pki i zbrodnie. maj�tkowych spor�w ona mie� nie mog�a nie maj�c �adnego wcale maj�tku, gdyby za� kiedykolwiek nasun�a si� jej my�l, �e mo�e by� obwinion� o pope�nienie zbrodni, wprost parskn�aby �miechem. Ale my�l ta nie nasun�a si� jej nigdy i nigdy wielki gmach s�dowy nie zwr�ci� na siebie szczeg�lnej jej uwagi. By� on tak wielkim, a ona by�a tak ma�� ze swym skromnym nazwiskiem, ze swym zupe�nym ub�stwem i ze sw� szczup��, dziewicz� kibici�! Nosi�a zawsze czarn� we�nian� sukni� i czarny kapelusz, ani ozdobny, ani modny, lecz spod kt�rego wida� by�o g�stwin� �licznych w�os�w tak prawie jasnych jak len, g�adkich i l�ni�cych nad czo�em, w prosty, ci�ki warkocz zwini�tych z ty�u g�owy. Cer� twarzy mia�a bladaw� i cz�sto zm�czon�, ma�e, r�owe usta i wielkie, szare oczy, kt�re kryszta�ow� sw� przezroczysto�ci� przypomina�y czasem oczy dzieci�ce. M�od� by�a i niew�tpliwie �adn�, lecz ka�dy znawca ludzi pozna�by w niej od razu jedn� z tych dziewcz�t, w ka�dym mie�cie licznych, kt�re nie bawi� si� i nie stroj� nigdy, jadaj� niewiele, oddychaj� powietrzem w�skich ulic i ciasnych izdebek. Taki spos�b �ycia tamuje rozw�j wdzi�k�w i zarazem ukrywa je przed lud�mi.
Nie piel�gnowane i nie uwydatniane, kwitn� one blado i wi�dn� niepostrze�one, jak kwiaty, kt�re zdrobnia�y i sp�owia�y w cieniu; za�miewa je i zas�ania cz�sto �opuch byle jaki, lecz wygodnie i pysznie rozrastaj�cy si� w blasku s�o�ca. Dziewczyna z lnianymi w�osy i delikatn�, dziewicz� kibici# by�aby mo�e i bardzo �adn�, gdyby mia�a cer� �wie�sz�, swobodniejsze ruchy, �wietniejszy str�j, gdyby na koniec chcia�a i umia�a rzuca� si� ludziom w oczy �mia�o, zalotnie. Ale widoczne by�o, �e czyni� tego nie chcia�a i nie umia�a. Blada i przywi�d�a, z ulicznym gminem zmieszana, w swojej wiecznej czarnej sukience sz�a ona zawsze ulicami miasta �piesznie, z kibici� troch� naprz�d podan�, z czo�em troch� pochylonym, a drobne i kszta�tne jej stopy w grubym, brzydkim obuwiu pr�dko, pr�dko, bez wzgl�du na gracj� ruch�w st�pa�y po nier�wnych kamieniach chodnika. Teraz codziennie zeskakiwa� musia�a z chodnika i okr��a� mularskie rusztowania wzniesione u �ciany s�dowego gmachu. Raz tylko podnios�a g�ow�, popatrzy�a na robotnik�w pracuj�cych u szczytu rusztowania, popatrza�a chwil� i pobieg�a dalej. Pomi�dzy ni� a tym gmachem wielkim i nape�nionym pos�pnymi d�wi�kami spor�w i zbrodni c� wsp�lnego by� mog�o?
Nikt a nikt nie zwr�ci� by� na to uwagi, ale to pewna, �e przed niedawnym czasem wyraz jej twarzy bywa� bardzo smutny i stroskany, a czarna suknia oszyta u do�u bia�� ta�m�. Nosi�a �a�ob� po ojcu i ci�gle my�la�a o tym, �e powinna koniecznie znale�� sobie spos�b zarabiania na �ycie, aby nie obci��a� sob� ci�kiego �ycia brata. By�a to my�l pozioma i prozaiczna, niemniej rysuj�ca cz�sto g��bok� zmarszczk� na jej m�odziutkim czole. Cierpia�a wtedy bardzo i du�o my�la�a, nie tylko nad sob�, ale czasem nad ca�ym �wiatem i r�nymi jego urz�dzeniami. Czasem tak�e wygl�da�a tak, jakby wstydzi�a si� czego�, i wtedy jej oczy zdawa�y si� pokornie przemawia� do ludzi: "Przebaczcie mi, �e istniej�!".
Dop�ki �y� stary ojciec, wiedzia�a, �e �yje dla niego, a tak�e nie zna�a n�dzy. Teraz chodzi�a po �wiecie z nieustann� my�l�:
"Na co ja komukolwiek czy czemukolwiek przyda� si� mog�?"
Cz�sto bywa�a g�odn� i miewa�a podarte obuwie, my�l�c za� o kawa�ku chleba czy bu�ki albo o ca�ych trzewikach, my�la�a zarazem:
"Wszak�e biedny Mieczek sam nie ma zawsze kawa�ka mi�sa i koszule jego dr� si� ju� w kawa�ki!... A tu ja jeszcze siedz� mu na karku!"
By�a to troska pozioma, prozaiczna, przyobleczona w g�owie dziewczyny w form� trywialnych s��w; niemniej ilekro� nikt jej nie widzia�, drobne jej r�ce za�amywa�y si� rozpaczliwym ruchem, �zy m�ode, wi�c rz�siste, op�ywa�y policzki, a dr��ce z �alu usta szepta�y pytanie:
- Na co ja komukolwiek czy czemukolwiek na �wiecie przyda� si� mog�?
Mia�a znajome i r�wie�nice, kt�re w takim samym, jak jej, po�o�eniu �y�y sobie zupe�nie spokojnie, a niekiedy nawet i weso�o. Zr�cznie i chciwie chwyta�y one drobne, codzienne przyjemno�ci �ycia, karmi�y si� nimi, oczekiwa�y lepszej przysz�o�ci, nie rozgl�da�y si� po �wiecie i nie ogl�da�y si� na nikogo - by�o im do�� dobrze. Ona tak nie mog�a. Dlaczego? Mo�e sama natura stworzy�a j� nieco inaczej, mo�e naturze dopomog�y w tym rozmowy us�yszane, ksi��ki przeczytane, widoki tych i owych istnie� s�siednich, troch� wiedzy przelanej w jej g�ow� z ust ojca, kt�ry niewiele przed wydaleniem si� swym z tego �wiata wydalony zosta� z posady nauczyciela miejscowej szko�y m�skiej. Gdyby by� d�u�ej posad� t� zachowa�... a! wcale inaczej dzia�oby si� teraz z dwojgiem jego dzieci. Ale zachowa� jej nie m�g�. Dlaczego? Daleka przysz�o�� zdumiewa� si� nad tym b�dzie: tymczasem wszyscy to �atwo odgadn�. W sile wieku us�ysza�, �e nie ma prawa pracowa� tak, jak chcia� i umia�, ani po�ywa� owoc�w swej pracy. Mo�e ju� przedtem cierpia� wiele i zdrowie stera�. Na miejskim cmentarzu nie otworzy si� ju� mogi�a i nie wyjrzy z niej przedwcze�nie osiwia�a g�owa pedagoga z zaczerwienionymi od pracy oczami i wielk� chmur� zmarszczek, kt�r� na czole jego z�o�y�y nie lata, lecz jedna chwila, ta, w kt�rej mu w �cianach szko�y powiedziano: "Id� st�d precz!" Poszed�, a gdy tylko znikn��, przed c�rk� jego stan�y znaki zapytania: Co czyni�? Pozosta� z bratem? gotowa� mu obiady, naprawia� jego bielizn�, wieczorami czytywa� mu ksi��ki rozrywaj�ce po pracy biurowej o landraturze?1 Wszystko to czyni� chcia�a i umia�a, niczym z tego nie gardzi�a, lecz ta jego biurowa praca... Zaledwie na wy�ywienie i przyzwoite odzienie dla jednego starczy. Na koniec, cho� gotowanie obiad�w, zamiatanie mieszkania, naprawianie bielizny nie by�y dla niej robotami trudnymi ani upokarzaj�cymi, ale dusza jej zaspokoi� si� nimi nie mog�a, jak p�omyk wi�a si� w jej piersi, bucha�a w g�r�, rwa�a si� wy�ej... Pomimo trosk i zatrudnie� bardzo poziomych mia�a ona, ta m�oda dusza, poezj� swoj� i ambicj�. Pragn�a czyni� co� i czym� by�.
Do�� d�ugo Joanna bi�a si� z r�nymi my�lami i zamiarami, a� dnia pewnego wbieg�a do ma�ej swojej kuchenki widocznie wzruszona. W r�ku trzyma�a kosz z bielizn�, kt�r� do maglowania nios�a. Pomimo �e by� do�� ci�ki, pr�dko wbieg�a po w�skich i stromych wschodkach i z �atwo�ci� postawi�a go na stole. Szczup�a i blada, mia�a jednak si�� organizacji nerwowych i czynnych. Postawiwszy kosz na stole pozosta�a nieruchom� i zamy�li�a si�. Sta�a na pod�odze z desek grubych i stercz�cych czarnymi g�owami gwo�dzi; nad ni� zwisa� sufit niski, belkowany, ciemny od py�u i dymu; pod czterema �cianami oklejonymi lichym i pstrym obiciem sta�o par� sto��w i �aw drewnianych, szafka z kuchennym i kredensowym naczyniem, ��ko zas�ane szczup�� i bia�� jak �nieg po�ciel�. Tu sypia�a; pokoik przyleg�y s�u�y� za sypialni� i pracowni� jej brata i by�o to ju� ca�e ich mieszkanie znajduj�ce si� na tak zwanej s a 1 c e, czyli g�rnym pi�terku domu, kt�ry wygl�da� zupe�nie tak, jakby wz�r jego dokonany zosta� przez pi�cioletniego architekta za pomoc� ustawienia z siedmiu kart dw�ch tr�jk�t�w u do�u a jednego w g�rze. Takie g�rne tr�jk�ty domk�w miejskich zawieraj� w sobie najta�sze mieszkania, dlatego Lipscy zaj�li je po �mierci ojca. Na dole znajdowa� si� szynk ze sklepikiem od ulicy a w�skimi drzwiczkami od dziedzi�ca i mieszka�a rodzina w�a�ciciela szynku. Dziedziniec roi� si� od mieszka�c�w r�nej p�ci i wieku.
Promie� zachodz�cego s�o�ca wnikaj�cy przez ma�e okno oblewa� z�otem g�ow� stoj�cej nieruchomo dziewczyny, a na czarnej jej sukni nielito�ciwie odkrywa� starannie zacerowane rozdarcia. Splecione r�ce zawiesi�a na sukni�, powieki mia�a spuszczone i na ustach marz�cy u�miech. O czym z tak� rozkosz� marzy�a? Czy o tanecznym wieczorku jakim�? O nowej sukni z weso��, jasn� barw�? Mo�e o czu�ym s��wku albo ognistym spojrzeniu kochanka?
Obudzi�a si� z zamy�lenia swego, podnios�a twarz i g�o�no klasn�a w r�ce. By� to gest rado�ci. Z dziecinn� te� prawie rado�ci� podskoczy�a z miejsca i uchyli�a drzwi s�siedniego pokoju. Tu jednak palec do ust przy�o�y�a i sama siebie upomnia�a:
- Cicho!
Potem cichutko znowu sam� siebie zapyta�a:
- �pi czy nie �pi?
W pokoiku przybranym w do�� liczne, ale staro�wieckie i ubogie sprz�ty na twardej kanapce le�a� m�ody m�czyzna �redniego wzrostu, uderzaj�cej chudo�ci cia�a, z twarz� �ci�g��, do�� �adn�, ale kt�rej bia�o�� niemal papierowa razi�a pozorem niezdrowia i martwoty tym przykrzej, �e odbija�a od kr�tkiego, czarnego zarostu i okrywaj�cych oczy ciemnych okular�w. Niegdy� Mieczys�aw Lipski by� dzieckiem zdrowym, cho� zawsze troch� powolnym i nie�mia�ym, ale trwa�o to kr�tko. Mia� lat szesna�cie i uko�czy� pi�� klas gimnazjalnych, kiedy cera jego nabiera� pocz�a tej przykrej monotonnej, papierowej bia�o�ci, r�ce wychud�y, ruchy zleniwia�y; bol�ce oczy z porady lekarza okryto mu wtedy, jak starcowi, ciemnymi okularami; odt�d nigdy ju� ich nie zdejmowa�. Szko�� porzuci�, do rzemios�a by� za s�aby - zacz�� pracowa� w biurze landratury. Kariera jego by�a z�amana na zawsze. Dlaczego? Nikt sobie o tym dok�adniej sprawy zdawa� nie m�g�. Po prostu uleg� by� naciskowi czego� niewidzialnego, ale przecie istniej�cego - gdzie? w szkole? w domu osmuconym dymisj� ojca? czy w sposobie �ycia ubogiej rodziny? czy w normalnym powietrzu, kt�rym oddycha�o to miasto? Mo�na by dociec, lecz trudno docieka�...
- Czy �pisz, Mieczku? Mieczku, czy �pisz?
Nie spa� ju�, us�ysza� ciche zapytanie siostry i, jeszcze niewyspany po ci�kiej pracy, biedny kancelista landratury leniwie wyci�gaj�c si� na kanapce wydoby� z gard�a wzajemne, nieokre�lone, gapiowato brzmi�ce pytanie:
- Ha?
Potem, podni�s�szy si� nieco, oba ramiona w ca�ej ich d�ugo�ci w g�r� wypr�y� i g�o�no poziewaj�c, dop�ty usta szeroko otwiera�, dop�ki mu ich nie zamkn�� prawdziwy grad poca�unk�w. �miej�c si� g�o�no i mocno ca�uj�c brata w usta, policzki, czo�o, Joanna wo�a�a:
- Mam ju�, Mieczku, mam! mam, czego chcia�am! Znalaz�am!
Leniwie, oboj�tnie, ale bardzo �agodnie uwolni� si� z jej obj�cia i przewlek�ym, nosowym troch� g�osem zapyta�:
- No, c� tam takiego? Istna wariatka z ciebie! Co znalaz�a�? Pieni�dze czy co?
Powa�niej�c nagle, odpowiedzia�a:
- Zaj�cie.
Kancelista wyprostowa� si� ca�kiem, zdj�� okulary, wytar� je chustk�, w�o�y� na powr�t i zza ciemnych szkie� zaczerwienionymi, mrugaj�cymi oczami patrz�c na siostr� zapyta�:
- Jakie? A pieni�dze czy z tego b�d�?
Joanna sta�a o par� krok�w przed nim i opowiada�a mu po raz pierwszy wszystkie troski i zmartwienia, kt�rymi dot�d daremnie zasmuca� go nie chcia�a. Niedawno powzi�a ju� by�a zamiar wyjechania gdziekolwiek na pocz�tkow� nauczycielk�, bon�, zarz�dzaj�c� wiejskim domem... gdziekolwiek i na cokolwiek, byleby ju� raz co� z sob� zrobi�, co� rozpocz��... Ale waha�a si�. Sama nie wiedzia�a dobrze, do czego zdatn� by� mo�e, bo uczy�a si� tylko w domu, niewiele... To, co umie, umie dobrze, sam ojciec przecie� j� uczy�... ale niewiele... Przy tym tak jej by�o �al rozstawa� si� z bratem! Dwoje ich tylko na �wiecie, a on cz�sto niezdr�w bywa i jej stara� potrzebuje...
Tu w szarych oczach opowiadaj�cej zakr�ci�y si� �zy, lecz wnet znikn�y. Dzi� spotka�o j� wielkie szcz�cie. Ro�nowska, w�a�cicielka magla, kobieta dostatnia i po�o�enie jej znaj�ca, zapyta�a j�, czyby nie chcia�a uczy� jej wnuczek, dw�ch niewielkich dziewczynek, bardzo m�drej nauczycielki jeszcze nie potrzebuj�cych. Naturalnie, propozycj� t� z wdzi�czno�ci� przyj�a. Ma�e Ro�nowskie przychodzi� do niej b�d� na lekcje, bo tam, przy turkocie i zawierusze magla, uczy� si� nie spos�b. Ale to tylko pocz�tek. Ro�nowska przyrzek�a, �e zarekomenduje j� jakiej� swojej znajomej, kt�ra na tej samej ulicy ma dwa domy i ch�opca, kt�rego chce do szko�y przygotowa�. Ch�opiec ten przyja�ni si� z wnuczkami Ro�nowskiej i razem z nimi na lekcje przychodzi� b�dzie. Ale i to tylko pocz�tek. Byle zacz��! Ten du�y Kostu� na # przyk�ad, syn tego �lusarza, kt�ry wiecznie w szynku siedzi i pije, a kt�rego matka zabija si� praniem bielizny, ju� ma dwana�cie lat, a czyta� jeszcze nie umie i cz�sto za ojcem do szynku wsuwa� si� zaczyna. Matka nad tym ch�opcem r�ce �amie i gdyby go ktokolwiek chcia� uczy� i od z�ego odwodzi�, cho� uboga, wynagrodzi�aby to wedle mo�no�ci... Jest jeszcze w perspektywie dziewczynka tego mularza, kt�ry im w tym roku piec naprawia� i c�rk� z sob� , czasem przyprowadza�, i malutka Ma�ka, c�reczka str�a, kt�rej te� wkr�tce pora b�dzie uczy� si� czegokolwiek. Dzieci te zna ju� ona dobrze. Du�ego Kostusia nieraz do swej kuchenki przyprowadza�a i rozczochran� jego g�ow� zanurza�a w wodzie i szorowa�a myd�em, po prostu pior�c tego ch�opca, tak jak jego matka pierze bielizn�. Ten �mieszny Kostu�, taki du�y, barczysty, z wielk� g�ow�, chodzi zawsze zgarbiony, a st�pa tak ci�ko, a� dr�y pod�oga; �obuz te� z niego, ulicznik, w�dk� ju� lubi, a jednak�e dla niej �agodny jak baranek, daje si� umy�, czesa�, napomina�... Pewna jest, �e mo�na b�dzie tego ch�opca od ulicy i szynku wyratowa�; co si� za� tyczy tej malutkiej Ma�ki, to od dawna ju� przepadaj� obie za sob�...
- Ty zreszt� wiesz, Mieczku, �e ja w og�le za dzie�mi przepadam... Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Mo�e to po ojcu... Ot, my�la�am i - wymy�li�am. Ro�nowska mi pomog�a... Ale to tylko pocz�tek. Ziarnko do ziarnka, zbierze si� miarka, a p�niej... p�niej...
Wszystko to m�wi�a z wielkim i coraz wi�kszym zapa�em: w ciemnawym pokoju, z oknem od p�nocy, �aden promie� s�o�ca nie pada� na ni�, a jednak na czole jej mkn�y widoczne blaski . i rumie�cem wezbranego �ycia stacza�y si� na policzki.
Mieczys�aw siedzia� prosto i sztywnie, zza okular�w swych wpatruj�c si� w ni� nieruchomo. Nieruchome te� by�y rysy mizernej i sennej jego twarzy i trudno by�oby odgadn��, czy to, co m�wi�a mu, sprawia na nim jakiekolwiek wra�enie, czy te� �adnego wcale nie sprawia. Tyle tylko, �e oczu nie spuszcza� z o�ywionej jej twarzy i �e chude palce d�ugich i bia�ych jego r�k, kt�re wspar� o kolana, coraz �wawiej b�bni�y po wytartym suknie ubrania. Gdy Joanna m�wi� przesta�a, przewlek�ym swym, nosowym g�osem powt�rzy� za ni�:
- P�niej!... P�niej!...
A potem szczeg�lnym ruchem, zak�opotanie czy �artobliwo�� oznaczaj�cym, wsuwaj�c szyj� w krochmalony ko�nierz koszuli nie bez wahania, si� zapyta�:
- No... c�... takie dalekie projekta uk�adasz... a za m�� wyj�� nie my�lisz?
Wzruszy�a ramionami.
- W�tpi�, aby to kiedykolwiek sta� si� mog�o. Wiesz o tym, �e nikogo prawie nie znamy, nigdzie nie bywamy... jak�eby wi�c? jakim sposobem? Zreszt�, mo�e... ale spuszcza� si� na to nie mog�...
Z szyj� wci�� w ko�nierz wsuni�t� i podniesion� nieco g�ow� brat wpatrywa� si� w ni� jak i wprz�dy, tylko po w�skich jego wargach, czarnym w�sem ocienionych, przewija�o si� co� na kszta�t �artobliwego u�miechu.
- No... - zacz�� zn�w - a ten... doktor?
Tym razem Joanna zarumieni�a si� i ze zdziwieniem na brata spojrza�a. Jak to! wi�c odgad� on w niej to, o czym nigdy przed nikim ani jednego s�owa nie wym�wi�y jej usta! On, tak oboj�tny i senny, musia� jednak pilnie na ni� spogl�da�, kiedy m�g�, nie wiedzie� z czego, z oczu jej chyba, z gry rys�w odgadn��... Zreszt�, nie by�o tu o czym m�wi�. Nie by�o tu wcale ani romansu �adnego, ani nawet jego przypuszczenia. Ot, tak jako� serce uderzy�o �ywiej. Musia�o przecie� kiedy� �ywiej uderzy� m�odym b�d�c, ale zreszt� milcza�o, bo nie by�o w nim nadziei.
Rumieniec zgas� na twarzy Joanny, oczy jej i usta przybra�y wyraz szczeg�lnej powagi. Po chwili milczenia ciszej, ni� przedtem m�wi�c, odrzek�a:
- M�j Mieczku, ty wiesz dobrze, �e by�yby to dla mnie marzenia zbyt wysokie... Doktor Adam by� dla nas bardzo dobrym w czasie tak d�ugiej choroby ojca... i powiem ci szczerze, �e wydaje mi si� on idea�em cz�owieka. Ale w�a�nie dlatego, �e tak jest, wiem dobrze, �e nie my�li on o mnie i nie pomy�li nigdy...
Pochyli�a g�ow� i doko�czy�a cicho:
- Tylko widzisz... miasto nasze takie ciasne... ludzie tu wszystko jedni o drugich wiedz� i czasem spotyka� si� ze sob� musz�... wi�c chc�, aby on wiedzia�, �e ja wiem dobrze, i� mi�dzy nami nic nigdy nie b�dzie, ale chc�... aby wiedzia�, �e zas�uguj� przynajmniej na jego szacunek...
Podnios�a twarz i przez szyb� okna patrzy�a w g�r�, wysoko, jakby w niedo�cignionej oddali widzia�a jak�� t�cz� idealn�, kt�ra zawis�a nad szarym jej �yciem. Mieczys�aw wydoby� szyj� z krochmalonego ko�nierza i spu�ci� g�ow�. Palce jego b�bni�y wci�� po ko�cistych kolanach, usta nieco si� rozwar�y. Trudno by�oby powiedzie�, czy smutnym czu� si�, znudzonym albo jeszcze sennym. Nagle zapyta�:
- No, a ile� ci p�aci� b�d�?
Joann� zapytanie to obudzi�o natychmiast z zamy�lenia czy marzenia. Natychmiast g�rn�, rozwiewn� swoj� t�cz� opu�ci�a dla spraw powszednich, kt�re mia�y dla niej ogromne znaczenie. Weso�o znowu powiedzia�a bratu, �e zarobek jej b�dzie niewielkim, jednak w ich wsp�lnym �yciu zawa�y wiele. Zreszt�, to tylko pocz�tek... ziarnko do ziarnka, zbierze si� miarka, i p�niej, p�niej...
Mieczys�aw wsta�. Prosto, sztywnie post�pi� kilka krok�w, chude swe ramiona w wytartych r�kawach zaokr�gli� doko�a kibici siostry i mocno j� kilka razy w czo�o poca�owa�. Ona skoczy�a mu na szyj�. Uradowana by�a i zdziwiona. Objawy czu�o�ci bywa�y u niego tak rzadkie, �e takiego, jak teraz, prawie nie pami�ta�a. Potem dopiero, gdy wzi�wszy czapk� wyszed� do biura, a ona pogr��ona w my�lach sama jedna siedzia�a w kuchence, po g�owie jej przemkn�o:
"Czy on tak rozczuli� si� dla mnie z powodu tego przysz�ego zarobku? Wi�c o niczym wi�cej nie pomy�la�, tylko o pieni�dzach!..."
Jednak tego wieczoru smutne my�li pr�dko od niej uciek�y. Przy zapadaj�cym zmierzchu z do�u, spod pod�ogi, wzbija� si� ku niej zacz�y wci�� g�o�niejsze, niesforne gwary, stukania, krzyki. By�a to chwila, w kt�rej, gdy �wiat�o dnia usypia�o, budzi� si� i �ycie swe rozpoczyna� szynk. Jakby odg�osy tego nocnego, podziemnego �ycia z miejsca j� poderwa�y, Joanna zerwa�a si� z �awki i szybko zbieg�a na dziedziniec. Bieg�a ku mieszkaniu �lusarza-pijaka i �ony jego, praczki. Po drodze sukni jej uczepi�a si� dziewczynka malutka, bosa, puco�owata, rumiana i z kaczymi ruchami obok niej bieg�c, razem z ni� znikn�a za drzwiami ciemnej sionki. Gdy po up�ywie do�� d�ugiego czasu wysz�y obie na dziedziniec, za nimi ukaza� si� �lusarz, cz�owiek barczysty, z twarz� obrz�k�� od pija�stwa, za�zawionymi oczami i wielk�, rozczochran� czupryn� nad w�skim czo�em. Z ubrania i ca�ej postaci jego wia� nieporz�dek przyzwyczaje�, nie by� jednak dnia tego pijanym, tylko czego� uradowanym i rozrzewnionym. Za progiem mieszkania swego pochyli� si� i schwyciwszy r�k� Joanny z ca�ej si�y swych warg j� poca�owa�. Jednocze�nie du�y Kostu�, barczysty, ci�ki, ca�y w grube p��tno odziany, bosymi stopami ci�ko o kamienie uderzaj�c, z dzbankiem pe�nym wody pobieg� na schodki prowadz�ce do mieszkania Lipskich. Od do�� dawna ju� oddawa� on czasem Joannie r�ne gospodarskie przys�ugi. Rzecz dziwna! Dwunastoletnie to dziecko mia�o ju� czo�o zmarszczone i patrzy�o na ludzi spod brwi, nieufnie, czasem przebiegle i ze z�o�ci�. Matka, zapracowana i wiecznie zgryziona, cz�sto �aja�a go i nawet bi�a; ojciec, kt�ry przepada� za nim, przynosi� mu z szynku niedopa�ki cygar i obwarzanki cuchn�ce w�dk�; zdrojem zabawy, rozkoszy i poznania �ycia by� mu - szynk. Jednak od niedawna to stare dziecinne serce po raz pierwszy mo�e rozkwit�o uczuciem innym ni� uczucie krzywdy, boja�ni, bosych n�g i karczemnych wra�e�. Nigdy w �yciu nie widzia� tak �licznej panienki, jak� w oczach jego by�a Joanna, i nie s�ysza� ani tak �agodnego g�osu, ani tak ciekawych powiastek, jak te, kt�re opowiada�a mu ona, ilekro� gotowa�a obiad lub naprawia�a bielizn�, a on dopomaga� jej, w czym m�g�, albo przy �cianie kuchenki siedzia� na ziemi, obejmuj�c ramionami swe podniesione kolana i patrz�c na ni� ju� nie spod brwi i dziko, lecz �mia�ym, roztropnym wzrokiem. Odk�d mu powiedzia�a, aby by� dobrym dla malutkiej Ma�ki, nie bi� jej nigdy, nie szczypa� i nie straszy�, a bardzo cz�sto widzie� ich mo�na by�o trzymaj�cych si� za r�ce i z powag� przechadzaj�cych si� po dziedzi�cu. Cz�sto te� wst�powali w ten spos�b na wschodki i wchodzili do kuchenki Lipskich.
W kuchence bywa�o potem codziennie bardzo gwarno. Zza cienkiej �ciany g�rnego pi�terka domu wychodzi�y na zewn�trz cieniuchne g�osy dzieci�ce, b�kaj�ce:
A... b... c... A... b... c...
Inne, starsze nieco, prawi�y:
- Pszczo�a, acz ma�a, po�ytecznym jest owadem. Ma cztery skrzyde�ka, sze�� n�ek, dwa r�ki i ��d�o...
Albo:
- Pi�� razy sze�� trzydzie�ci... cztery od dziesi�ciu - sze�� itd. Du�y Kostu� okaza� si� szczeg�lnym wielbicielem kaligrafii. Nic mu si� tak bardzo nie podoba�o, jak wodzenie pi�rem po papierze, to s�abiej, co mocniej, i gdy tylko zacz�� ju� pisa� litery, formalnie lubowa� si� swymi arcydzie�ami. Joanna sama u�o�y�a dla niego kaligraficzne wzory. Mia�a w tym sw�j cel. Ch�opiec zakre�liwszy ca�� stronic� bra� papier w obie r�ce, szerokie plecy w p��ciennym spencerze garbi� nad sto�em i g�o�no, z tryumfem, z prawdziw� rozkosz� odczytywa� swoje pisanie:
- Nie czy� drugiemu, co tobie nie mi�o... Cho� ubogo, ale ch�dogo... Pieczone go��bki nie wpadaj� do g�bki...
W porze owej Joanna nigdy ju� nie bywa�a smutn�. Nawet gdy sz�a ulicami miasta, mo�na by�o spostrzec w ruchach jej i wyrazie twarzy znaczne zmiany. Wygl�da�a ra�niej, zdrowiej i pogodniej. Obuwie jej nie by�o ju� nigdy podarte ani suknie tak zniszczone. Odkwit�a. Zdobycze jej by�y bardzo ma�e, ale wiadomo, �e poj�cie wielko�ci i ma�o�ci jest na tym �wiecie niezmiernie wzgl�dne. Dla niej drobiazgi te by�y prawie zbawieniem. Od jednych otrzymywa�a ma�e kwoty pieni�ne, inni wynagradzali j� inaczej, jak mogli. Praczka bezp�atnie pra�a ich bielizn�; mularz, posiadaj�cy obszerny ogr�d, przynosi� im warzywa i owoce; mieszkaj�cy naprzeciw piekarzowie w dodatku do miesi�cznego rubla przysy�ali co dzie� ma�� bu�k� chleba; str� domu darmo drzewo na opa� r�ba�, a czasem to i owo na rynku kupi� i przyni�s� w prezencie panience, kt�ra dla jego ma�ej by�a tak dobr�... Jak�e zdziwi�a si�, gdy spostrzeg�a, �e nawet pijak-�lusarz p�aci� jej pragn�� monet� innej wprawdzie natury, ale kt�ra niemniej posiada�a dla niej cen� wysok�. Ilekro� wracaj�c z miasta wchodzi�a na dziedziniec, cz�owiek ten, nie wiedzie� sk�d, zjawia� si� tak�e. Czy ujrzawszy j� przez okna wypada� z szynku lub wysuwa� si� zza w�g�a domu, u kt�rego pr�niaczo godzinami przesiadywa�, lub w lepszych dniach swoich przerywa� �lusarsk� robot� i wychodzi� ze swego mieszkania, do�� �e zawsze, nieodmiennie, z zegarkow� regularno�ci� g�sta czupryna i niskie, ciemne czo�o pochyla�o si� przed ni�, a ��te obrz�k�e wargi wyciska�y na jej r�ku g�o�ny, przeci�g�y poca�unek pijaka, kt�rego �lady bezwiednie prawie i co najpr�dzej ociera�a z r�ki, kt�ry jednak brylantem wpada� do jej serca. Jak brylanty, rado�ci� �wieci�y jej oczy, gdy przynios�a i pokaza�a bratu p� tuzina �nie�nych nowych koszul, kt�rymi zast�pi�a tamte... dr�ce si� w kawa�ki. Tego dnia tak�e do czarnego zawsze swego kapelusza przypi�a ga��zk� sztucznych kwiat�w... Teraz na ludzi patrza�a �mia�o i spokojnie; ale by� w mie�cie jeden szczeg�lniej cz�owiek, z kt�rego spojrzeniem, ilekro� spostrzega�a go, spotka� si� pragn�a, chocia� usi�owa�a o tym nie my�le�. By� on dla jej ojca bardzo dobrym w czasie d�ugiej jego choroby, widywa�a go wtedy cz�sto, s�ucha�a rozm�w, kt�re z uczonym pedagogiem uprzejmie prowadzi� - potem przyby� na pogrzeb i gdy chwiej�ca si� sz�a za trumn�, r�k� jej opar� na swoim ramieniu. I nic wi�cej pomi�dzy nimi nie by�o, ale ona o tym nigdy nie zapomnia�a. Teraz widywa�a go tylko na ulicy, z daleka, gdy zgrabnym jednokonnym powozikiem obje�d�a� domy swoich pacjent�w. Ilekro� spostrzeg� j�, k�ania� si� grzecznie. Nic wi�cej. Jednak w jej sercu struna jaka� upar�a si� dr�e� przy ka�dym jego spotkaniu i �piewa� jej o nim w godzinach ciszy. Powiedzia�a sobie: "Niepodobna!" Ale nikt ju� wi�cej nie sprawia� na ni� najl�ejszego wra�enia, a czasem w noce ksi�ycowe po dniu pracy spoczywaj�c, lecz jeszcze nie �pi�c, przez szyby ma�ego okna patrza�a w g�r� wysoko... To wielkie szcz�cie, o kt�rego zdobyciu nie marzy�a, wydawa�o si� jej wtedy t�cz� idealn�, w niedo�cignionej oddali zawieszon� nad szar� ziemi�...
Czasem te� wyobra�a�a sobie, �e jest drobnym robaczkiem uwijaj�cym si�, ile tylko si� starczy�o, u podstaw wynios�ej, a� niebotycznej budowy. U p o d s t a w. Wyraz ten gdzie� s�ysza�a, czyta�a. Ot� by�a tam teraz. Wy�ej promiennie by�o i �wietnie. Ludzie tam d�wigali i kuli marmury drogocenne, �ci�gali z nieba promienie s�o�ca, szukali klejnot�w, �wiat i siebie stroili w blaski. Ona razem z mn�stwem podobnych sobie maluczkich istot zbiera�a w cieniu drobne py�ki, ale tak zupe�nie poprzestawa�a na tym, �e przed jej wyobra�ni� przysz�o�� stawa�a pogodna, pe�na i nawet z owej g�rnej t�czy nieznanego i na zawsze niemego uczucia nie spada�a na wargi jej �adna kropla goryczy, tylko sp�ywa�o czasem troch� t�sknoty i smutku...
Cz�sto w p�ne wieczory bezecne pie�ni, ohydne �miechy, niesforne tupoty i stuki szynkowe z do�u, spod pod�ogi, bucha�y w ciemn� lub o�wietlon� ksi�ycem kuchenk�. Dziki ten ha�as unosi� si� wtedy nad bia�� po�ciel�, nad my�lami, marzeniami i dzieci�co czystym, cichym snem Joanny.
*
Chocia� uczy�a do�� znaczn� liczb� drobnych dzieci, nie przesta�a przecie� zajmowa� si� pilnie ma�ym gospodarstwem swoim i brata. Dlatego codziennie, raz albo i dwa razy na dzie� po prowizj� i r�ne sprawunki wychodzi�a do miasta. W tych wycieczkach najcz�ciej mija� musia�a z bliska wielki gmach s�dowy, ale nigdy na niego najmniejszej nie zwraca�a uwagi. By� on tak wielki, a ona by�a tak ma�a! Rozleg�e wn�trze jego nape�nia�y odg�osy spor�w i zbrodni, c� wi�c mog�a ona mie� z nim wsp�lnego? Jednak - jakim sposobem si� to sta�o, trudno docieka� - pewnego dnia wesz�a do jednej z sal tego gmachu i wskazano jej zaraz miejsce, kt�re mia�a zaj��. By�a nim �awa oskar�onych. Nigdy potem nie potrafi�a zda� sobie sprawy, jakim sposobem przeby�a t�um i dosz�a do tego miejsca. Zdawa�o si� jej wtedy, �e wszystka krew zbieg�a si� do jej g�owy, kipia�a tam, szumia�a, j�cza�a, pali�a w policzki i czo�o jak rozpalone �elazo. W oczach jej ludzie, �ciany, sprz�ty mgli�y si� i m�ci�y tak, �e doko�a siebie widzia�a tylko jak�� pstr�, migotliw� mas�. Gdy rozpozna�a na koniec, �e masa ta mia�a kilkaset ludzkich oczu, kt�re wszystkie z wyt�on� ciekawo�ci� spogl�da�y na ni�, do�wiadczy�a takiego uczucia, jakby odart� z wszelkiej odzie�y postawiono j� nagle po�r�d miejskiego rynku. Zapragn�a gwa�townie zerwa� si� i uciec, ale w zm�conej do g��bi swej istocie mia�a m�tne uczucie, �e by�o to niepodobie�stwem. Ci, kt�rzy w tej chwili patrzali na ni�, widzieli szczup��, delikatn� dziewczyn� w czarnym, skromnym ubraniu, dr��c�, przel�k��, a� do pasma jasnych w�os�w p�omiennie zarumienion�.
By�a to n�jwi�ksza z sal wielkiego gmachu. Ko�cielna prawie wysoko�� nadawa�a jej poz�r imponuj�cy; uroczyste wra�enie sprawia�y purpurowe kobierce i okrycia d�ugiego sto�u, za kt�rym zasiedli s�dziowie. T�um ludzi r�nych stan�w nape�nia� szeregi �aw ustawionych przy wnij�ciu. W poprzecznych �cianach wysoko umieszczone cztery ogromne okna rzuca�y jednolite, bia�e, nu��ce �wiat�o na wysokie, bia�e, jednolite �ciany, na powa�ne postawy s�dzi�w, na rozlegaj�cy po�ow� sali pstry, ruchliwy, g�uchymi rozmowami szumi�cy t�um. Tu i �wdzie jaskrawy kwiat zako�ysa� si� na kobiecej g�owie, zadzwoni� i echem odbi� si� w g�rze g�o�niej wym�wiony wyraz. Wo�ny s�dowy wym�wi� kilka g�o�nych, dobitnych s��w i zrobi�a si� wielka cisza, w�r�d kt�rej da� si� s�ysze� g�os przewodnicz�cego s�dowi:
- Sprawy Joanny Lipskiej, obwinionej o utrzymywanie szko�y bez pozwolenia w�adz...
S�owa te powr�ci�y Joannie przytomno��. Powsta�a i na kilka zapyta� przewodnicz�cego odpowiedzia�a cicho, lecz wyra�nie. Potem usiad�a znowu. Ogniste rumie�ce znikn�y z jej twarzy, ukazuj�c zwyk�� jej blado��. Zarazem wida� by�o, �e ogarnia j� zamy�lenie tak natarczywe i nieodparte, i� odrywa�o wzrok jej i s�uch od rozgrywaj�cej si� przed ni� a tak z bliska obchodz�cej j� sceny. W szeroko otwartych jej oczach odmalowa�o si� zdziwienie. Wznios�a je w g�r� ku ozdobnym gzymsom przeciwleg�ej �ciany; czasem g�ow� czyni�a ruchy takie, jakby we wn�trzu swym usi�owa�a co� nadzwyczaj dziwnego zrozumie� i - za nic nie mog�a. Trudno by�o powiedzie� na pewno, czy zwraca�a jak�kolwiek uwag� na zeznania �wiadk�w. A jednak by�y one g�o�ne i trwa�y d�ugo. Oty�a i siwa Ro�nowska w staro�wieckiej mantyli2 i z p�askim, czerwonym kwiatem na kapeluszu, chustk� ocieraj�c spocon�, wielk�, dobroduszn� twarz, po kilkakro� powtarza�a wyznanie, �e ona to g��wnie wszystkiemu jest winna. Sumienie jej inaczej m�wi� nie pozwala. Przysi�g�a, �e powie prawd�, i prawd� m�wi. Ona to pierwsza nam�wi�a do tego Lipsk�. Dziewczyna jest ubog� i sierot�, potrzebowa�a zarobku, ona za� ma wnuczki. Gdyby wiedzia�a, �e jest w tym co z�ego, pewno by nie namawia�a, ale na Chrystusa przysi�ga, �e ani jej przez g�ow� nie przesz�o, �e do z�ego namawia. Siwe ma w�osy, ca�e �ycie przesz�o jej w tym mie�cie i niech wszyscy za�wiadcz�, czy kogo kiedykolwiek do jakiej nieuczciwo�ci nam�wi�a. Zach�ysn�a si� p�aczem, jeszcze raz powtarza� zacz�a, �e namawia�a... nawet prosi�a... ale dano jej znak, aby umilk�a ju� i usiad�a. Przyjaci�ka w�a�cicielki magla, posiadaczka dw�ch domk�w, malutka, sucha kobiecina, b�yszcz�ca w tym zgromadzeniu kaszmirow� sukni� i eleganckimi manierami, przyciszonym g�osem, ale przymilaj�cym si� u�miechem o�wiadczy�a, �e ksi��ki, kt�re jako corpus de1icti3 le�a�y przed s�dem, istotnie kupi�a i darowa�a Lipskiej, kt�ra jej syna do septimy przygotowa�a tak dobrze, �e teraz, gdyby nie by� jeszcze zbyt ma�ym, przyj�to by go mo�e i do seksty.4 Bardzo sumiennie uczy�a, bardzo sumiennie... tak sumiennie, �e uczu�a si� ona w obowi�zku zap�at� jej podwy�szy�. Gdyby by�a wiedzia�a, �e w tym jest co z�ego, by�aby pewno tego nie uczyni�a, ale s�owo honoru daje, �e nie wiedzia�a. C�? Kto ma dziecko, ten o edukacj� jego dba� musi, a tu pod bokiem guwernantka uczciwa, sumienna i ta�sza od innych, bo biedna sierota... Tu wykona�a przed s�dem dyg elegancki i pe�ny uszanowania, po czym milutko zawsze u�miechni�ta, lecz z drgaj�cymi troch� usty i powiekami obok Ro�nowskiej usiad�a.
Od zapytywanej z kolei praczki, �ony pijaka-�lusarza, najmniej dowiedzie� si� by�o mo�na, bo ta kobieta, wysoka i chuda, z twarz� wszerz i wzd�u� zoran� b�lem i troskami, w grubej, kr�tkiej sp�dnicy i wielkiej chustce zarzuconej na g�owie, tak by�a strwo�ona i roz�alona, �e pr�cz kilku niewyra�nych, ledwie dos�yszalnych s��w, nic wym�wi� nie mog�a. Ramiona jej dr�a�y pod wielk� chustk�, z oczu wypieczonych par� wrz�tku i spiek� �elazek �zy jak groch pada�y na grube, poparzone, u piersi splecione r�ce. Z ca�ej jej mowy dos�ysze� mo�na by�o tylko wyrazy: syn dwunastoletni, ojciec pijak, szynk w tym samym domu, nauka, dobra panienka... Odprawiono j� pr�dko, a miejsce jej zast�pi� mularz. Ten m�wi� za siebie i poprzedniczk� swoj� du�o, pr�dko i tak g�o�no, �e par� razy zalecano mu, aby g�os zni�y�, czemu natychmiast by� pos�usznym, ale r�k� �ylast� i siln� targaj�c mosi�ny �a�cuch zegarka albo na g�owie burz�c g�stwin� twardych w�os�w, wnet znowu w ferwor wpada� i g�o�niej, ni� wypada�o, dowodzi�, �e gdy za uczenie swojej c�rki p�aci� pannie kartoflami i warzywem, to wida� bardzo sz�o mu o to, aby c�rka cokolwiek umia�a. Za� posy�a� j� na pensj� - za drogo mu by�o. Wi�c c� mia� robi�? I c� on takiego zrobi�? Albo ta panienka: co ona takiego zrobi�a?... Po zadaniu takiego pytania rozstawi� r�ce z takim gestem i tak wytrzeszczy� oczy, jakby tu� przed jego wzrokiem ca�y �wiat przewraca� si� do g�ry nogami, a on za nic zrozumie� nie m�g�, dlaczego tak si� z nim dzieje? Po tym mularzu zeznawali i �wiadczyli jeszcze: piekarz, str� domu, jaki� doro�karz i jaka� wdowa po urz�dniku, na koniec i najd�u�ej ten, kto dokona� odkrycia, �e na g�rnym pi�terku domu, kt�rego dolne pi�tro zajmowa� szynk, gromadka drobnych dzieci dowiadywa�a si� o tym, �e pszczo�a ma cztery skrzyde�ka, sze�� n�ek, dwa r�ki i ��d�o, �e cztery od dziesi�ciu sze��, �e nie trzeba czyni� drugiemu tego, co nam nie mi�o itd.
W chwilowej ciszy, kt�ra zapanowa�a, gdy umilk� g�os ostatniego z zeznaj�cych, wzrok Joanny powoli sp�yn�� z g�ry ku t�umowi nape�niaj�cemu po�ow� sali. Wszyscy siedzieli na �awach, pilnie, w milczeniu �ledz�c bieg sprawy. Nad pstr� i nieruchom� w tej chwili mas� wzbija� si� jeden cz�owiek, kt�ry nie siedzia�, ale sta�. A�eby m�c lepiej wszystko widzie�, sta� on za wszystkimi �awami, na jakim� ma�ym podniesieniu, tak plecami do �ciany przyci�ni�ty, jakby mu one do niej przyros�y. Oczy Joanny przyros�y do jego twarzy i nape�ni�y si� wyrazem przera�enia.
By� to jej brat, ale jak�e inaczej wygl�da� ni� zwykle! Suche ramiona swoje w wytartych r�kawach skrzy�owa� i mocno do piersi przyciska�; na papierowo blade jego policzki wyst�pi�y plamy czerwone i wzbija�y si� a� pod brzegi ciemnych okular�w. Oddycha� pr�dko i usta mia� nieco rozwarte, co zreszt� zdarza�o mu si� cz�sto, tylko �e w tej chwili ten charakterystyczny rys jego twarzy nie rzuca� na ni� wyrazu ani gapiowato�ci, ani martwoty, lecz nieopisanego udr�czenia. Z wyt�on� uwag� s�ucha� on kr�tkiego, lecz energicznego oskar�enia, kt�re wyg�osi� prokurator, i spl�tanej jako� obrony adwokata. Potem przewodnicz�cy s�dowi zwr�ci� si� do Joanny oznajmuj�c jej, �e ma prawo wyrzec w tych rozprawach ostatnie s�owo, i zapytuj�c, co by na sw� obron� powiedzie� mog�a i chcia�a.
Nad wysok�, ci�k� por�cz� �awy oskar�onych podnios�a si� znowu szczup�a, jasnow�osa, czarno ubrana dziewczyna. Powieki mia�a spuszczone, postaw� spokojn� i tylko g�os troch� dr��cy:
- Uczy�am dzieci, my�la�am, �e czyni� dobrze...
Tu na mgnienie oka w twarzy jej zasz�a uderzaj�ca zmiana. Jakby zawrza�y w niej gwa�towne jakie� uczucia, podnios�a czo�o, oczy jej b�ysn�y, usta drgn�y i poprawiaj�c ostatnie swe zdanie, g�o�no, wyra�nie rzek�a:
- My�l�, �e dobrze czyni�am.
Bezwarunkowo by�a winn�. Rzecz dziwna jednak, dlaczego przewodnicz�cy s�dowi nie powsta� zaraz dla udania si� z towarzyszami swymi do komnaty narad, lecz przez par� minut siedzia� z podniesion� troch� g�ow� i jak w t�cz� wpatrywa� si� w obwinion� - z jakim wyrazem oczu? - tego z powodu oddalenia nikt z t�umu dostrzec nie m�g�. Patrzali te� na ni� i jego towarzysze, z kt�rych jednemu brwi zsun�y si� mocno. Trwa�o to bardzo kr�tko, minut� najwy�ej, dwie minuty, po czym wstali i odeszli. Nie wracali d�ugo. Sprawa by�a prosta i jasna. Dlaczeg� narada trwa�a tak d�ugo?
Tubalnym g�osem wo�ny oznajmi�, �e s�d do sali posiedze� powraca.
Ze szmerem szumi�cych drzew wszyscy powstali. Za sto�em zas�anym suknem przewodnicz�cy stan�� pospo�u z towarzyszami swymi i zacz�� czyta� wyrok. Zauwa�ono, �e czyta� nieco cichszym g�osem ni� ten, kt�rym wprz�dy przemawia�:
- Joanna Lipska skazana zosta�a na dwie�cie talar�w kary pieni�nej, a w razie niewyp�acalno�ci na - trzy miesi�ce wi�zienia.
Posiedzenie s�dowe zamkni�te; publiczno�� odp�ywa z sali. Tu i �wdzie prawnicy pomi�dzy sob� szepcz�, �e dziewczyna ta jest szcz�liwa, bo ma�ym jeszcze kosztem przest�pstwo okupi.
Jednak ma�o�� i wielko�� s� poj�ciami nadzwyczaj wzgl�dnymi. Tak zapewne my�la� Mieczys�aw Lipski, kt�ry po us�yszeniu wyroku najl�ejszego poruszenia nie uczyni� i sta� przy �cianie jak wprz�dy, skrzy�owane ramiona do piersi przyciskaj�c. Urz�dnik, jaki� w ko�nierzu z rzadka haftowanym z�otem przechodzi� tamt�dy i spostrzeg�szy go zatrzyma� si� przed nim. Zna� go wida� i �yczliwym u�miechem zacz��:
- No, c�, panie Lipski? Dobrze sko�czy�o si� wszystko. Ale jak�e b�dzie? Sztraf5 czy wi�zienie? Jutro rano sam przyjd� do was. Ale zap�a�cie lepiej... Dwie�cie talar�w rzecz niewielka, a panienki szkoda...
I pobieg� dalej. W tej�e chwili Mieczys�aw oderwa� si� od �ciany i skoczy� ku wyj�ciu. Paru biurowych koleg�w chcia�o go trzyma� i m�wi� co�, mo�e doradza�... Ale jego oczy by�y tak rozpalone, �e zza ciemnych okular�w wida� by�o ich b�yski, a ostre �okcie rozpycha�y wszystkich i wszystko doko�a. Tak wypad� do d�ugiej, jasnej galerii z rz�dem ogromnych, jasnych okien, kt�r� przep�ywa�a publiczno�� z wolna, znikaj�c w dole na schodach. Tu obejrza� si� i we framudze jednego z okien spostrzeg� Joann�, kt�ra tam sta�a, mo�e czekaj�c na niego, mo�e nie maj�c si�y czy odwagi torowa� sobie drogi w�r�d t�umu. W tej chwili wiod�a ona wzrokiem za grup� os�b znajduj�cych si� ju� u przeciwleg�ego ko�ca galerii. By�y to dwie kobiety i jeden m�czyzna, powszechnie w tym mie�cie znany, przystojny, wzi�ty, przez panie szczeg�lniej lubiony doktor Adam. Jak mn�stwo ludzi innych, przyby� on tu dzi� dla wys�uchania ciekawej sprawy s�dowej i �atwo by�o dostrzec, �e wychodzi� pod wp�ywem powa�nych i smutnych wzrusze�. Przecie�, gdy jedna z jego towarzyszek, wysoka i strojnie ubrana panna, z u�miechem przem�wi�a do niego, u�miechn�� si� tak�e i w pocz�tku wschod�w po�pieszy� poda� jej rami�. Joanna uczu�a w tej chwili, �e kto� j� chwyta za r�k�, i zobaczy�a Mieczys�awa, kt�ry schylony nad ni� pr�dko i cicho m�wi� zacz��:
- Id� sama do domu. Ja teraz z tob� i�� nie mog�. Mam w mie�cie pilne interesa. Za par� godzin wr�c�. Id� sama do domu.
Wpatrywa� si� w ni� rozognionymi wci�� oczami i mocno �ciskaj�c jej r�k� doda�:
- Nie l�kaj si�... nie l�kaj si� tylko... nie l�kaj!
*
W kilka godzin potem Mieczys�aw Lipski znu�onym krokiem wst�powa� na wschody swego mieszkania. Powoli przeszed� kuchenk� i w przyleg�ym pokoju z g�o�nym st�kni�ciem usiad� na twardej staro�wieckiej kanapie. By� widocznie ci�ko znu�onym, twarz jego wr�ci�a do swej jednolitej, papierowej bia�o�ci; gestem zamy�lenia i stroskania przesuwa� d�ug�, bia�� sw� r�k� po zmarszczonym czole. Nie dziwi�o go to wcale, �e Joanny w kuchence nie zobaczy�. Zesz�a mo�e na dziedziniec do praczki albo mo�e zabra�a j� na ten dzie� do siebie poczciwa Ro�nowska.
Jednak Joanna znajdowa�a si� w kuchence, tylko siedzia�a w ciemnym jej k�tku, ukryta za wysok� por�cz� ��ka. Widz�c wchodz�cego brata nie zerwa�a si� zaraz, jak to bywa�o zwykle, aby przywita� go i zapyta�, czy czego nie potrzebuje. Nie mog�a mo�e od razu wyrwa� si� z zamy�lenia albo mia�a do niego troch� �alu za to, �e tak niepr�dko wraca�. Po kilku jednak minutach wsta�a i powoli, cicho wesz�a do przyleg�ego pokoju.
- Jeste� wi�c! Gdzie�e� by�a?... - zapyta� Mieczys�aw.
- By�am w domu, tylko mi� nie spostrzeg�e�. Ro�nowska przysy�a�a prosz�c, abym do niej na reszt� dnia przysz�a, ale nie chcia�am... My�la�am, �e zaraz przyjdziesz... przyszed�e� tak p�no...
- Aha! p�no - mrukn�� kancelista.
Dziewczyn� ta oboj�tno�� jej brata na jej losy widocznie w serce k�u�a. Sta�a o par� krok�w przed nim ze splecionymi na sukni r�kami, oczy jej g��boko zapad�e smutne �wieci�y po�r�d bardzo mizernej twarzy.
- My�la�am, �e zechcesz pom�wi� ze mn� w ostatnim dniu... przed rozstaniem...
- Jaki ostatni dzie�? jakie rozstanie? - mrukn�� znowu brat.
- Czy�by� ju� zapomnia�, �e jutro zaprowadz� mi� do wi�zienia?
Po twarzy jej przebieg�o kilka nerwowych drgnie�. Zaraz jednak m�wi�a dalej:
- Trzy miesi�ce to czas do�� d�ugi... a i potem najpewniej nie wr�c� ju� do ciebie, tylko gdziekolwiek w jak�kolwiek s�u�b� p�jd�... Trzeba wi�c pomy�le� o twoim gospodarstwie. Dzi� wieczorem spisz� dok�adnie bielizn� twoj� i odzienie, aby� wiedzia�, co masz, i okrada� si� nie dawa�. Matk� Kostusia um�wi�, aby co dzie� z rana przychodzi�a mieszkanie ci uprz�tn�� i samowar nastawi�. W domu ju� jada� nie b�dziesz, bo kt� by ci teraz gotowa�? Ale ja p�jd� na chwil� do Ro�nowskiej i dowiem si�, czyby nie chcia�a za zap�at� obiad ci dawa�. Mia�by� u niej jedzenie zdrowsze ni� w restauracji... Pami�taj tak�e, gdy wieczorem siadasz do pisania, lamp� uwa�nie zapala�, bo masz zwyczaj czyni� to tak, �e pok�j nape�nia si� dymem i sw�dem, co ci bardzo na oczy szkodzi... W spi�arence przy kuchni jest troch� mas�a, kaszy, m�ki, a w piwnicy kartofli i warzywa sporo... dobrze zrobisz oddaj�c to wszystko Ro�nowskiej, je�eli u niej jada� b�dziesz. Zawsze to ci troch� pieni�dzy oszcz�dzi...
Gdy tak m�wi�a, Mieczys�aw patrza� na ni� z dziwnym wyrazem oczu. W tych przedwcze�nie zmordowanych i chorych oczach by�o tyle weso�o�ci i razem tyle �alu, �e trudno by�oby powiedzie�, czy wybuchnie on zaraz �miechem, czy p�aczem. Gdy Joanna m�wi� przesta�a, zapyta�:
- Czy sko�czy�a�?
- Tak- odrzek�a - zreszt� przez dzisiejszy wiecz�r i jutrzejszy ranek mo�e jeszcze co� przypomn� sobie...
Nie spuszczaj�c z niej wzroku przez kilka sekund wstrz�sa� g�ow�, tak jakby dziwi� si� czemu� lub nad czym� ubolewa�. Potem nosowym swym, przewlek�ym g�osem m�wi� zacz��:
- I ty naprawd� my�le� mog�a�, �e ja pozwol� na to, aby� sz�a do wi�zienia i trzy miesi�ce przesiedzia�a ze z�odziejami i zgubionymi kobietami, w brudach, w b�ocie?...
Teraz Joanna zdziwi�a si� bardzo.
- Jak�e mo�e by� inaczej? Wyrok s�dowy... ostateczny...
- Czy� nie s�ysza�a? Dwie�cie talar�w kary pieni�nej albo wi�zienie!... dwie�cie talar�w... wyra�nie: dwie-�cie! Czy nie s�ysza�a�?
U�miechn�a si� i ramionami wzruszy�a.
- Owszem, s�ysza�am. Ale to wszystko jedno. Dla mnie sum� t� dosta� jest tym samym, co zdj�� gwiazd� z nieba! ani pomy�la�am o tym.
- Aha! nie pomy�la�a�! - zawo�a� kancelista i tym razem zerwawszy si� z kanapy wyprostowa� si� w ca�ej swej cienko�ci i wysoko�ci, a d�ugie, ko�ciste ramiona szeroko rozpostar�, co wszystko nada�a mu niejako podobie�stwo do wietrznego m�yna. W postawie tej, miotaj�c w powietrzu ramionami jak m�y�skimi skrzyd�ami, wo�a�:
- Zobacz� ci� str�e wi�zienni tak, jak swoje uszy bez lustra! Plwam ja na pieni�dze tam, gdzie idzie o honor, a mo�e i �ycie mojej siostry! Bagatela! trzy miesi�ce w mokrych murach, w brudzie, b�ocie, ze z�odziejami i �ajdaczkami! Nie spod ogona sroki wyskoczy�a�! Jeste� c�rk� profesora, dobrze wychowan� i delikatn�... Dlatego �e�my zbiednieli, to mamy ju� tarza� si� po wi�zieniach ze z�odziejami i pijakami! Cha, cha, cha! cha, cha, cha!
Nie chodzi�, ale biega� po pokoju oddychaj�c pr�dko, nerwowo �miej�c si� i gestykuluj�c.
Joanna szeroko oczy ze zdziwienia otwiera�a.
- Ale� na mi�o�� bosk�! Mieczku! co ty wagadujesz! Sk�d�eby� ty wzi�� tyle pieni�dzy? Wszak to niepodobie�stwo.
Stan�� i d�oni� w st� uderzy�.
- Ot� wzi��em! Ot� dosta�em! Ot� przekonasz si�, �e nie jestem takim niedo��g�, na jakiego wygl�dam, i �e ty nie jeste� ju� tak znowu zupe�nie sama na �wiecie!
Poskoczy�a i r�ce jego w swoje pochwyciwszy mocno je �cisn�a. Mn�stwo uczu� wstrz�sa�o jej rysami: niespodziana nadzieja wyzwolenia si� od czego�, przed czym w tajemnicy swej duszy �miertelnie dr�a�a, rado��, kt�r� jej sprawia� ten wybuch braterskiej czu�o�ci, najbardziej przecie� przestrach...
- Sk�d wzi��e� te pieni�dze, Mieczku? Jakim sposobem dosta�e� te pieni�dze? Drogi m�j, co ty zrobi�e�?
Spr�bowa� r�ce swe wydoby� z jej d�oni, ale ona je z ca�ych si� coraz mocniej �ciska�a.
- Sk�d wzi��em? Nie ukrad�em ich przecie�. Wiesz o tym dobrze, �e nie ukrad�em. Po�yczy�em -- i koniec.
Joanna od st�p do g�owy zadr�a�a.
- Po�yczy�e�! - krzykn�a - ale� to dla ciebie ostatnia zguba! Jak�e ty b�dziesz m�g� tak wielk� sum� zwr�ci�? Suchym chlebem chyba �yj�c! A kt� ci po�yczy�! Bogatych ludzi nie znamy. Pierwsza Ro�nowska da�aby, gdyby mia�a, ale nie ma. I nikt z tych biednych ludzi takich wielkich pieni�dzy nie ma! Kt� ci wi�c je po�ycza�? Kto? Kto? kto?
I dop�ty �ciga�a go tym natarczywym, gwa�townym pytaniem, dop�ty wzrok sw�j gorej�cy i strwo�ony w jego oczach zatapia�a, dop�ki z niech�ci� i prawie z gniewem nie wym�wi� nazwiska jednego z najbardziej znanych w tym mie�cie lichwiarzy. Joanna uderzy�a g�o�no w d�onie, a potem nimi twarz sobie zakry�a.
- Bo�e! - m�wi�a - Bo�e! Bo�e!
Przez par� minut pr�cz tego jednego wyrazu nic m�wi� nie mog�a. Biedny jej brat ze zwichni�tym �yciem przez ni�, dla niej oddawa� si� jeszcze w r�ce lichwiarza, wst�powa� w przepa�� d�ug�w, zgryzot, n�dzy... Odj�a r�ce od oczu i obejmuj�c go ramionami b�aga� zacz�a, aby pozwoli� jej i�� do wi�zienia. M�wi�a mu, �e jest zdrow�, siln�, m�od� i mo�e wszystko wytrzyma�, �e s�usznym jest, aby nios�a odpowiedzialno�� za to, co czyni�a sama; �e ten d�ug, kt�ry zaci�gn��, stokro� wi�cej sprawia jej b�lu i trwogi ni� te trzy miesi�ce... tam!... A gdy on przecz�co wci�� g�ow� wstrz�sa� i z wielkim wzruszeniem, lecz stanowczo powtarza�: "Nie, Joasiu, nie, nie! Ja na to przysta� nie mog�!" - osun�a si� na kl�czki i r�kami kolana jego obj�wszy b�aga�a go gradem s��w, kt�re przechodzi�y w nami�tne krzyki.
- Mieczku! najdro�szy! pozw�l, pozw�l, pozw�l mi tam p�j��, a pieni�dze te odnie� temu, od kogo je wzi��e�... Zaraz, zaraz, zaraz je odnie�! Pozw�l, braciszku! z�oty, pozw�l mi tam p�j��!
P�aka�a gradem �ez. Wielki warkocz jasnych w�os�w odwin�� si� jej z g�owy i rozpleciony, stargany strug� bladego z�ota osypywa� grube obuwie kancelisty. Ale on, schyliwszy si� pr�dko i podnosz�c j� z kl�czek, d�ugimi swymi, twardymi ramionami mocno do swej piersi przycisn��.
- To ju�, moja droga, by� nie mo�e. Pieni�dzy tych odda� nie mog�. S� one ju� u tego urz�dnika, kt�ry tu przyj�� mia� jutro rano, aby ci� do wi�zienia zaprowadzi�... a teraz nie ma po kogo przychodzi�! Cha, cha, cha, cha!
�mia� si� troch� gapiowato, a troch� nerwowo, ze szczeg�lnym zmieszaniem tryumfu i goryczy. Ona cicho, g��boko na jego piersi p�aka�a. Sta�o si�. Dlatego przez klika godzin do domu nie wraca�, �e stara� si� o pieni�dze i odnosi� je temu, komu nale�a�o. Wdzi�czno�� bez granic, rado�� wyzwolenia, �al nad bratem i trwoga o jego przysz�o�� przejmowa�y do g��bi dziewczyn� stargan� strasznymi wra�eniami tego dnia. Nie mog�a m�wi�, tylko z ca�ej si�y przyciska�a si� do piersi tego dziwnego ch�opca, kt�ry mia� poz�r tak zgn�biony i zamar�y, wydawa� si� zwykle tak oboj�tnym, a teraz...
Przycisn�a usta do jego r�ki i cicho rzek�a:
- Niech�e wi�c b�dzie tak, jak ty chcia�e�.
Zm�czony Mieczys�aw po�o�y� si� na kanapie za sto�em okrytym kancelaryjnymi papierami. Joanna wr�ci�a do kuchni i zakrz�tn�a si� oko�o nastawiania samowaru. Nape�ni�a samowar wod� i z dzbankiem w r�ku sta�a chwil� nieruchoma. Potem, widocznie zmuszaj�c si� do ruchu, nabra�a z piecyka w�gli, kt�re tak�e do samowara wrzuciwszy, znowu zwiesi�a r�ce na sukni� i sta�a prosta, sztywna, szklanym wzrokiem patrz�c na stoj�c� u �ciany szafk�. Sprz�t ten przypomnia� jej snad� o czym�, bo post�pi�a ku niemu i zacz�a z niego wyjmowa� szklanki i �y�eczki. Ale te ostatnie wypad�y jej z r�ki na pod�og�, ona za� zamiast je podnie�� pochwyci�a n� i bu�k� chleba. Ruchy jej by�y pr�dkie i nerwowe, co chwila powstrzymywane nieodpartym zamy�leniem. Na koniec n� i chleb na st� rzuci�a i r�kami twarz zakrywaj�c, a czo�o przyciskaj�c do drzwiczek szafki, wybuchn�a gwa�townie t�umionym p�aczem. Co ona teraz z sob� pocznie? Jaka teraz b�dzie jego przysz�o��? O, straszna pustka jej �ycia, a straszniejsze jeszcze jego troski, zgryzoty, ruina! St�umi�a �kania i p�aka� przesta�a. L�ka�a si�, aby jej p�acz w przyleg�ym pokoju nie by� us�yszanym, i przesta�a p�aka�. Ale nic robi� nie mog�a; formalnie nie mog�a. Trzeba jej by�o my�le�, my�le�, my�le� i my�lami tymi zjada� w�asne serce. Usiad�a na �awce przy oknie i my�la�a. Os�upia�y wzrok jej b��dzi� za szybami nie widz�c nic pr�cz kilku czarnych, brzydkich dach�w i kawa�ka nieba zasnutego wydobywaj�cym si� z komin�w t�ustym dymem. Nie by�o w tym widoku �adnej rozrywki i �adnej pociechy, wi�c te� twarz Joanny stawa�a si� coraz bardziej pos�pn�. �zy jej osch�y, ale blad� zazwyczaj cer� zap�yn�� odcie� przykrej ��to�ci, a po sp�owia�ych ustach po raz pierwszy w jej �yciu wi� si� zacz�� gniewny cierpki u�miech.
Wtem drzwi do kuchenki skrzypn�y i ukaza�y si� w nich dwie dziecinne postacie. By� to du�y Kostu� w swym ubraniu z grubego p��tna, bosy, ci�ki, przygarbiony i za r�k� prowadz�cy ma��, pucat� Ma�k�, pr�dko drepc�c� bosymi tak�e n�kami, wydobywaj�cymi si� prawie po kolana spod lu�nej, sp�owia�ej sukienczyny. Nie up�yn�o paru sekund, a ch�opak, l�kliwie i z zas�pion� jak�� czu�o�ci� spod brwi spogl�daj�c, przed Joann� ukl�k�, dziewczynka za�, trzepocz�c ma�ymi nogami i r�kami, z cichym chichotem na kolana jej wskoczy�a. U n�g Joanny le�a� p�k czeremchy, kt�ra teraz w�a�nie rozkwita�a na �wiecie, a kt�re spor� gar�� syn �lusarza narwa� zapewne w czyim� ogrodzie i milcz�c tu na pod�odze po�o�y�. Silny zapach tego �nie�nego, wiosennego kwiatu nape�ni� kuchenk�. Kostu� za�, wci�� tym samym spojrzeniem przywi�zanego i l�kliwego zwierz�tka spod brwi na ni� patrz�c, wyj�� z zanadrza spory zeszyt i rozwar�szy go, powoli czyta� zacz��:
- Pr�-niac-two jest oj-cem wszyst-kich grzech�w. Kto ra-no wsta-je, te-mu Pan B�g da-je...
A ma�a Ma�ka tak�e zza sukienki wyj�a elementarzyk, stary, zbrudzony, zgnieciony, i rozwieraj�c go na tej karcie, gdzie si� znajdowa� alfabet, zacz�a:
- A... b... c...
Joanna zacz�a z cicha �mia� si� i ca�owa�a zmarszczone czo�o ch�opca i j�drny, rumiany policzek dziewczynki. Oni ucieszyli si� tym bardzo. St�d powsta� ma�y gwar. Z s�siedniego pokoju nosowy, zaspany g�os zapyta�:
- Kto tam taki, Joasiu? Z kim rozmawiasz?
Joanna sp�on�a ciemnym rumie�cem i twarz ku oknu odwracaj�c odpowiedzia�a...
- Dzieci...
- Dzieci!... - zawo�a� Mieczys�aw i natychmiast stan�� w p