4225
Szczegóły |
Tytuł |
4225 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4225 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4225 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4225 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
HARRY TURTLEDOVE
Imperator Legionu
Cykl: Legion Videssos tom 2
(Prze�o�yli: Anna Reszka i Cezary Fr�c)
ROZDZIA� I
Odwr�t z pola bitwy, na kt�rym poni�s� �mier� Imperator Videssos, da� si� Rzymianom mocno we znaki. Zbli�a� si� koniec lata. Ziemie, przez kt�re maszerowali, by�y gor�ce i spieczone. W oddali pojawia�y si� mira�e, podst�pnie obiecuj�c jeziora w miejscach, gdzie cudem trafi�aby si� b�otnista sadzawka. Bandy Yezda n�ka�y uciekinier�w, wszczynaj�c potyczki i wy�apuj�c maruder�w.
Skaurus ni�s� uci�t� g�ow� Mavrikiosa Gavrasa; jedyny dow�d, �e Imperator nie �yje. Trybun wiedzia�, �e po upadku Mavrikiosa w kraju zapanuje chaos, i zamierza� przeszkodzi� pretendentom, kt�rzy mogli powo�ywa� si� na kr�lewskie imi� w d��eniu do w�adzy. W Videssos zdarza�y si� ju� takie rzeczy.
- Szkoda, �e mnie nie by�o, kiedy ten czarny �otr, Avshar, rzuci� ci g�ow� - powiedzia� Viridoviks do trybuna. M�wi� po �acinie z melodyjnym celtyckim akcentem. - Mia�em niez�y �eb Yezda. Mog�em mu go odrzuci�.
Zgodnie z okrutnym zwyczajem swojego ludu, Gal wzi�� g�ow� zabitego wroga jako trofeum.
Kiedy indziej Marek uzna�by to za odra�aj�ce. Ogarni�ty gorycz� z powodu kl�ski, powiedzia�:
- Ja te� �a�uj�.
- Tak, da�oby to sukinsynowi do my�lenia - doda� Gajusz Filipus.
Starszy centurion zwyk�e lubi� si� k��ci� z Viridoviksem, ale teraz pogodzi�a ich nienawi�� do ksi�cia-czarnoksi�nika Yezda.
Marek potar� brod�. Poczu� pod palcami szorstk� szczecin�. Jak wi�kszo�� Rzymian, goli� si� w kraju brodaczy, ale ostatnio nie mia� na to czasu. Wyrwa� w�osek, kt�ry w �wietle s�onecznym zal�ni� z�otem. Skaurus pochodzi� z Mediolanu i mia� w �y�ach sporo p�nocnej krwi. W armii Cezara w Galii dra�niono si� z nim m�wi�c, �e wygl�da jak Celt. Videssa�czycy cz�sto brali go za Halogajczyka. Wielu wojownik�w tego ludu porzuca�o ch�odn� ojczyzn� dla s�u�by najemnej w Imperium.
Smuk�y i �niady Gorgidas uwija� si� niestrudzenie przy rannych. Zmienia� opatrunki, sk�ada� z�amane ko�ci i aplikowa� resztki ma�ci i lek�w. Cho� sam ranny, grecki lekarz nie zwa�a� na b�l, nios�c innym ulg�.
Os�aniani przez oddzia� lekkiej kawalerii z Khatrish, s�siaduj�cego od wschodu z Videssos, legioni�ci posuwali si� na wsch�d w stron� miasta Khliat tak szybko, jak byli w stanie, maj�c tylu rannych. Gdyby szli przez ziemie pozostaj�ce pod rz�dami Rzymu, Skaurus skierowa�by si� raczej na pomocny zach�d, by do��czy� do Thorisina Gavrasa i prawego skrzyd�a rozbitej armii imperialnej. Mia�o to militarny sens, gdy� brat Imperatora - nie, teraz ju� sam Imperator - wyprowadzi� swoje oddzia�y w karnym szyku. Na nim spoczywa� teraz g��wny ci�ar walki z Yezda.
Marek by� nie tylko oficerem legion�w, lecz jednocze�nie dow�dc� najemnik�w. Musia� liczy� si� z faktem, �e rodziny, kt�re legioni�ci za�o�yli po przybyciu do Videssos, zosta�y w vaspuraka�skim mie�cie, bazie przegranej kampanii wojennej Mavrikiosa. �aden rozkaz nie m�g� odwie�� Rzymian od marszu do Khliat. Tym bardziej nie pos�ucha�yby go setki niedobitk�w, kt�rzy przy��czyli si� w jego wojska, traktuj�c je jako ostatni ratunek.
Marek wcale nie zamierza� wydawa� takiego rozkazu. Jego towarzyszka �ycia, Helvis, oczekuj�ca dziecka, przebywa�a w Khliat razem z synkiem z pierwszego zwi�zku.
Przynajmniej tak� mia� nadziej�. Niepewno�� dr�czy�a legionist�w r�wnie dotkliwie jak Yezda. Skaurus wiedzia�, �e wrogowie mogli napa�� na Khliat i zabi� albo wzi�� do niewoli wszystkich mieszka�c�w. Nawet je�li tego nie zrobili, z pewno�ci� do miasta dotarli zbiegowie z wie�ci� o kl�sce, kt�ra spotka�a videssa�sk� armi�.
Po us�yszeniu takiej nowiny cywile mogli uciec na wsch�d, co by�o bardziej niebezpieczne, ni� gdyby zostali za murami obronnymi. Marka n�ka�y bez przerwy ponure wizje: Helvis nie �yje, Helvis schwytana przez Yezda, ci�arna Helvis z trzyletnim dzieckiem pod��aj�ca na wsch�d przez wrogi kraj...
Wysi�kiem woli odsun�� od siebie niespokojne my�li. Nie po raz pierwszy by� wdzi�czny, �e studiowa� w szkole stoik�w, gdzie nauczy� si� odrzuca� bezproduktywne spekulacje. Wkr�tce dowie si� wszystkiego i wtedy nadejdzie czas dzia�ania.
P�tora dnia drogi od Khliat do rzymskiego trybuna przyby� zwiadowca.
- Od wschodu zbli�a si� je�dziec, panie - zameldowa�. M�wi� z wyra�nym khatriszerskim akcentem i Skaurus mia� trudno�ci ze zrozumieniem. Videssa�ski trybuna te� by� daleki od doskona�o�ci. Kiedy Marek wreszcie zrozumia�, co m�wi zwiadowca, obudzi�o si� w nim zainteresowanie.
- Ze wschodu? Samotny je�dziec?
Khatrish roz�o�y� r�ce.
- O ile mog�em stwierdzi�. By� wystraszony i schowa� si�, gdy tylko nas zauwa�y�. Wygl�da� mi na Vaspurakanera.
- Nic dziwnego, �e zachowa� czujno��. Pewnie wzi�� ci� za Yezda.
Wojowniczy nomadzi od lat pustoszyli Vaspurakan. Miejscowi znienawidzili ich. Khatrishe r�wnie� wywodzili si� z koczownik�w i mimo �e przej�li wiele zwyczaj�w videssa�skich, zosta�o w nich sporo cech mieszka�c�w r�wnin.
- Przyprowad�cie go, lecz nie r�bcie mu krzywdy - zadecydowa� Marek. - Kto� g�upi na tyle, by podr�owa� na zach�d, gdy wszyscy ci�gn� w przeciwn� stron�, musi mie� po temu dobry pow�d. Mo�e niesie wie�ci z Khliat - doda�, wbrew sobie ogarni�ty nadziej�.
Zwiadowca machn�� mu weso�o - Khatrishe byli wolnymi lud�mi - i pop�dzi� konia. Skaurus nie spodziewa� si� go szybko. Nie s�dzi�, by z takim wygl�dem przekonanie Vaspurakanera o w�asnej nieszkodliwo�ci przysz�o mu �atwo. Trybun by� zaskoczony, kiedy Khatrish wkr�tce pojawi� si� z obcym je�d�cem.
Towarzysz zwiadowcy wygl�da� znajomo, nawet z pewnej odleg�o�ci. Zanim trybun zd��y� mu si� przyjrze�, Senpat Sviodo krzykn�� rado�nie, spi�� konia ostrogami i pop�dzi� na spotkanie przybysza.
- Nevrata! - wrzasn�� Vaspurakaner. - Zwariowa�a�? Podr�ujesz samotnie przez ziemie wilk�w?
Jego �ona od��czy�a si� od eskorty i w chwil� p�niej rzuci�a mu si� w obj�cia. Khatrish wytrzeszczy� oczy i rozdziawi� usta. W lu�nym pokrytym kurzem stroju podr�nym, z kr�conymi czarnymi w�osami upchni�tymi pod vaspuraka�sk� sk�rzan� czapk� z trzema rogami, obcy nie wygl�da� na kobiet�. Zdradza�y go tylko g�adkie policzki. Nevrata by�a uzbrojona jak m�czyzna. W r�kach trzyma�a �uk z nasadzon� strza��, a do pasa mia�a przytroczon� szabl�.
Oboje z Senpatem trajkotali w gard�owym j�zyku, wracaj�c powoli w stron� kolumny najemnik�w. Khatrish jecha� za nimi, potrz�saj�c g�ow�.
- Wasz zwiadowca ma g�ow� na karku - powiedzia�a do Skaurusa, przechodz�c na videssa�ski. - Wzi�am ca�� grup� za Yezda, mimo �e wrzeszczeli �przyjaciele�, �swoi�! Dopiero kiedy ten krzykn�� �Rzymianie�, od razu si� zorientowa�am, �e nie jest szakalem.
- Ciesz� si�, �e mu zaufa�a� - odpar� Marek.
Podoba�a mu si� dzielna �niada dziewczyna. Innym Rzymianom r�wnie�. Rozleg�y si� wiwaty, kiedy m�czy�ni j� rozpoznali. Nevrata b�ysn�a w u�miechu bia�ymi z�bami. Senpat Sviodo, dumny z wyczynu �ony i szcz�liwy, �e bezpiecznie do niego przyjecha�a, r�wnie� u�miechn�� si� szeroko.
Pytanie Senpata ko�ata�o si� trybunowi w g�owie. Nagle porazi�a go straszna my�l.
- Na imi� Phosa, Nevrato, dlaczego opu�ci�a� Khliat? Miasto pad�o?
- Wczoraj rano, kiedy wyrusza�am, jeszcze sta�o - odpar�a dziewczyna.
Rzymianie, kt�rzy us�yszeli odpowied�, znowu wznie�li okrzyki, tym razem pe�ne ulgi. Nevrata szybko ostudzi�a ich rado��.
- Wewn�trz mur�w panuje wi�kszy chaos ni� ten, kt�ry widzia�am po drodze.
Gajusz Filipus skin�� g�ow�, jakby us�ysza� to, czego si� spodziewa�.
- Wpadli w panik�, kiedy dotar�a wie��, �e zostali�my pobici?
M�wi� zrezygnowanym tonem. Widzia� do�� zwyci�stw i kl�sk, by ich nast�pstwa nie stanowi�y dla niego tajemnicy.
Rzymianie st�oczyli si� wok� Nevraty, wykrzykuj�c imiona swoich kobiet i zasypuj�c j� pytaniami.
- Wyjecha�am wczoraj. Kiedy ostatnio je widzia�am, by�y ca�e i zdrowe. Wasze dziewczyny s� rozs�dne. Maj� do�� rozumu, by nie ucieka� z miasta.
- Wi�c mieszka�cy zamierzaj� uciec? - zapyta� Skaurus czuj�c, �e zamiera mu serce.
Nevrata natychmiast po�o�y�a kres jego obawom.
- Helvis zna wojn�, Marku. Mam ci przekaza�, �e zostanie w Khliat, p�ki pierwszy Yezda nie pojawi si� na murach.
Trybun ba� si�, �e g�os go zawiedzie, wiec tylko skin�� g�ow� w podzi�kowaniu. Poczu� nagle, jakby zdj�to mu ci�ar z ramion. Wiedzia� jednak, �e Helvis nie mia�a takiej pewno�ci, i� on �yje.
Dla innych Rzymian r�wnie� by�y nowiny z Khliat.
- Jest tutaj Kwintus Glabrio?
M�ody centurion sta� niemal przy Nevracie, ale jak zwykle nie zwraca� na siebie uwagi. Zrobi� krok do przodu. Nevrata roze�mia�a si� zaskoczona.
- Przepraszam. Twoja Damaris obieca�a, �e b�dzie na ciebie czeka� w mie�cie.
- Jestem pewien, �e b�dzie robi� nie tylko to - odpar� z u�miechem.
Rzymianie, kt�rzy znali Damaris, roze�miali si�. Gor�ca videssa�ska dziewczyna potrafi�a m�wi� za siebie i za Glabrio.
- Minucjuszu - m�wi�a dalej Nevrata. - Erene przekazuje ci, �e przesta�a wymiotowa�. Troch� si� zaokr�gli�a.
- Mi�o to s�ysze� - powiedzia� krzepki legionista.
Po tygodniu bez brzytwy mia� g�sty czarny zarost.
Nevrata spojrza�a na Marka z rozbawieniem w br�zowych oczach.
- Helvis nie ma dla ciebie takiej samej wiadomo�ci, przyjacielu. Przez wi�kszo�� czasu jest zielona jak por.
- Dobrze si� czuje? - zapyta� niespokojnie.
- Tak, �wietnie. Nie ma si� czym martwi�. Wy m�czy�ni jeste�cie jak dzieci w tych sprawach.
Mia�a tyle pocieszaj�cych i uspokajaj�cych nowin, �e kto� wreszcie zawo�a�:
- Skoro jest tak dobrze, dlaczego uciek�a� z miasta?!
- Nie jest a� tak dobrze - odpar�a. - Pami�tajcie, �e wiadomo�ci przynosz� od os�b, kt�re mia�y do�� rozs�dku, �eby zosta�, i do�� hartu, by wierzy�, �e znowu was zobacz�. Wi�kszo�� jest innego pokroju. Uciekaj� jak zaj�ce od chwili, kiedy Ortaias Sphrantzes przygalopowa� do miasta z wie�ci�, �e wszystko stracone.
Na d�wi�k nazwiska m�odego arystokraty podnios�y si� gniewne okrzyki i przekle�stwa. To on dowodzi� lewym skrzyd�em armii videssa�skiej i jego paniczna ucieczka zamieni�a spokojny odwr�t w druzgocz�c� kl�sk�. Nevrata skinieniem g�owy skwitowa�a wybuch Rzymian. Nie widzia�a ucieczki Ortaiasa z pola bitwy, ale by�a w Khliat.
- Zatrzyma� si� tylko po to, by zmieni� konie - rzuci�a pogardliwie. - Ten, kt�rego zaje�dzi�, pad� nast�pnego dnia. Biedne stworzenie. Ortaias natychmiast znowu pogna� na wsch�d. I krzy�yk mu na drog�, je�li kogo� interesuje, co my�l�.
- Masz racj�, dziewczyno - odezwa� si� Gajusz Filipus i jako �o�nierz z krwi i ko�ci zapyta� od razu: - Widzia�a� po drodze jakich� Yezda albo naszych?
- Wielu Yezda. Na wschodzie jest ich wi�cej, ale nie ma w�r�d nich �adnej dyscypliny. Skacz� jak �aby za muchami, atakuj� wszystko, co si� rusza. Po��czy�a ich kr�lewska armia. Po rozgromieniu jej znowu si� podzielili i szukaj� nowych teren�w. Ca�e Videssos po tej stronie Ko�skiego Brodu stoi przed nimi otworem.
Marek wyobrazi� sobie zachodnie ziemie Videssos spustoszone przez nomad�w, �yzne pola spalone, miasta, kt�re nawet nie mia�y mur�w obronnych, gdy� od dawna �y�y w pokoju, a teraz mog�y sta� si� igraszk� barbarzy�skich naje�d�c�w, o p�on�cych o�tarzach i krwawych ofiarach dla mrocznego boga Yezda Skotosa. Odsun�� od siebie te straszne obrazy i powt�rzy� drug� cz�� pytania Gajusza Filipusa:
- A co z wojskami Imperium?
- Wi�kszo�� zosta�a r�wnie mocno przetrzebiona jak oddzia�y Ortaiasa. Widzia�am trzech Yezda, kt�rzy �cigali ca�y szwadron kawalerii i za�miewali si� do rozpuku. Jeden ruszy� za mn�, ale zgubi�am go w skalistym terenie. - Jednym zdaniem Nevrata skwitowa�a dwie godziny przera�enia. - Dzie� jazdy od was widzia�am resztk� regimentu Namdalajczyk�w. Nomadzi omijali ich szerokim �ukiem.
- To mo�liwe - wtr�ci� Viridoviks. - Namdalajczycy s� twardzi jak ska�a.
Rzymianie podzielali t� opini�. Wojownicy z namdalajskiej wyspy Duchy, ambitni jak wszyscy najemnicy, byli w oczach Videssan heretykami, ale walczyli tak dobrze, �e Imperium ch�tnie ich wynajmowa�o.
- Widzia�a� Thorisina Gavrasa? - zapyta� Skaurus.
Znowu pomy�la� o przy��czeniu si� do niego.
- Sevastokratora? Nie. Nic te� o nim nie s�ysza�am. Czy to prawda, �e Imperator nie �yje? Ortaias twierdzi�, �e tak.
- To prawda. - Marek nie wspomnia� o upiornym dowodzie �mierci Mavrikiosa.
- Sk�d Sphrantzes m�g� to wiedzie�? - zapyta� Gorgidas, kt�ry wychwyci� co�, co trybun przeoczy�. - Uciek�, zanim Imperator zgin��.
Gdy Rzymianie zrozumieli, co to oznacza, wydali pomruk.
- Mo�e tak bardzo tego chcia�, �e nie mia� �adnych w�tpliwo�ci - zasugerowa� Kwintus Glabrio. - Ludzie cz�sto wierz� w to, czego najbardziej pragn�.
Glabrio zwykle przypisywa� ludziom najlepsze intencje. Markowi, kt�ry w rodzinnym Mediolanie para� si� polityk�, nasun�o si� inne wyt�umaczenie. Ortaias Sphrantzes pochodzi� z rodu, kt�ry rz�dzi� Imperium. Jego wuj Yardanes Sphrantzes, Sevastos czy te� inaczej premier, by� g��wnym rywalem Mavrikiosa.
- Czy nie do�� si� nagadali�my? - Gajusz Filipus przerwa� rozmy�lania Skaurusa. - Im szybciej wyruszymy do Khliat, tym pr�dzej b�dziemy mogli przyst�pi� do dzia�ania zamiast strz�pi� j�zyki.
- Nie masz lito�ci - stwierdzi� Viridoviks, wycieraj�c wierzchem d�oni spocone czo�o. - Zapominasz, �e nie wszyscy s� jak ten niestrudzony gigant z br�zu, o kt�rym opowiadaj� Grecy...
Spojrza� pytaj�co na Gorgidasa.
- Talos - podpowiedzia� mu Grek.
- W�a�nie - ucieszy� si� Celt.
By� zapalczywy, energiczny i niezr�wnany, je�li chodzi o kr�tkotrwa�y wysi�ek, lecz starszy centurion - podobnie jak wielu Rzymian - przewy�sza� go wytrzyma�o�ci�.
Mimo narzeka� Viridoviksa Marek doszed� do wniosku, �e Gajusz Filipus ma racj�. On te� uwa�a�, �e posuwali si� za wolno. Mieli wielu rannych, kt�rzy mogli sami i��, ale innych trzeba by�o nie�� na noszach. Rzymianie powinni jak najszybciej dotrze� do Khliat, zanim Yezda napadn� na miasto i pokonaj� s�aby garnizon, kt�rego morale z pewno�ci� by�o niskie. Przysz�a mu do g�owy jeszcze jedna my�l.
- Ostatnie pytanie, zanim ruszymy - powiedzia� do Nevraty. - Czy co� wiadomo o Avsharze?
By� pewien, �e ksi���-czarnoksi�nik pr�buje zorganizowa� niesfornych nomad�w, �eby przyst�pi� do ataku.
Nevrata potrz�sn�a g�ow�.
- Zupe�nie nic, podobnie jak o Thorisinie. Dziwne, nieprawda�?
Zna�a wojn� i bra�a udzia� w walkach, kiedy Yezda pierwszy raz napadli na Vaspurakan. W lot zrozumia�a, o co chodzi trybunowi.
Przed zapadni�ciem nocy Rzymianie i ich towarzysze znale�li si� nieca�y dzie� drogi od Khliat. Nie n�kani przez Yezda, rozbili ufortyfikowany ob�z. Robili to ju� wielokrotnie. Legioni�ci uwijali si� po obozowisku, kopi�c r�w, buduj�c przedpiersie i palisad�. Wewn�trz niej ustawili w r�wnych rz�dach sk�rzane o�mioosobowe namioty.
Rzymianie pokazali Videssa�czykom i innym sprzymierze�com, co maj� robi�, i pilnowali wykonania zada�. Przeklinaj�c i pokrzykuj�c, Gajusz Filipus powoli zaprowadzi� porz�dek w szeregach legionist�w. Nowi przybysze uzupe�nili manipu�y, zajmuj�c miejsca zabitych Rzymian.
- To pierwszy krok, �eby zrobi� z nich legionist�w - pochwali� Skaurus.
- W�a�nie tak pomy�la�em - stwierdzi� Gajusz Filipus. - Niekt�rzy uciekn�, ale nad innymi popracujemy i jeszcze b�dzie z nich pociecha. Dotr� si� w�r�d dobrych �o�nierzy.
Do Marcusa podszed� Senpat Sviodo i uk�oni� si� nisko.
- Mam nadziej�, �e nie sprzeciwisz si�, panie, by moja �ona sp�dzi�a noc wewn�trz umocnie� - powiedzia� z ironicznym b�yskiem w oczach.
Skaurus poczerwienia�. Do czasu kl�ski videssa�skiej armii przestrzega� rzymskiego zwyczaju i nie pozwala� kobietom przebywa� w kwaterach �o�nierzy. W rezultacie, Senpat i Nevrata, kt�rzy przedk�adali swoje towarzystwo nad legionow� dyscyplin�, zawsze rozbijali namiot tu� za rzymskim obozem. Teraz jednak...
- Oczywi�cie - odpar� trybun. - Kiedy dotrzemy do Khliat, b�dzie mia�a liczne towarzystwo. - Nie powiedzia� �je�li dotrzemy do Khliat�... Nie �mia� tak my�le�.
- To dobrze. - Senpat przyjrza� si� trybunowi. - Wi�c jednak potrafisz by� mi�kki, panie? Zawsze mnie to intrygowa�o.
- Chyba tak - westchn�� Marek z takim �alem w g�osie, �e obaj ze Sviodo si� roze�miali.
Wi�c kobiety b�d� z nami, dok�dkolwiek p�jdziemy? - pomy�la� trybun. - Jeszcze jeden krok na drodze od oficera legion�w do dow�dcy kompanii najemnik�w. Znowu roze�mia� si� z samego siebie, tym razem w duchu. W Imperium Videssos b�dzie co najwy�ej dow�dc� najemnik�w i najwy�szy czas, �eby przyzwyczai� si� do tej my�li.
Wok� Khliat roi�o si� od Yezda. Ostatni dzie� marszu by� jednym pasmem potyczek. Lecz samo miasto, ku zaskoczeniu Skaurusa, nie by�o obl�one. Nikt te� nie stawia� Rzymianom oporu. Jak zauwa�y�a Nevrata, nomadzi zapomnieli o dow�dcach, dzi�ki kt�rym odnie�li zwyci�stwo.
I ca�e szcz�cie, gdy� Khliat nie odpar�oby powa�nego ataku. Marek spodziewa� si�, �e mury b�d� naje�one w��czniami, lecz zobaczy� tylko garstk� m�czyzn i kobiet. Wstrz��ni�ty stwierdzi�, �e bramy s� otwarte.
- Dlaczego nie? - rzuci� pogardliwie Gajusz Filipus. - Uciekinierzy zdeptaliby Yezda, kt�rzy by pr�bowali dosta� si� do �rodka.
Drog� na wsch�d przes�ania� tuman szarobr�zowego kurzu, znacz�c tras� ucieczki mieszka�c�w miasta.
Wewn�trz mur�w panowa� chaos. T�u�ci markietanie, ludzie wyrachowani, kt�rzy potrafili wyczu� miedziaki nawet w gnoju, wyprzedali towary wszystkim, kt�rzy chcieli je bra�. Mogli wi�c ucieka� nie obci��eni. Pojedynczo i ma�ymi grupkami �o�nierze w�drowali po kr�tych uliczkach i zau�kach miasta, wykrzykuj�c imiona przyjaci�ek i kochanek w nadziei, �e otrzymaj� odpowied�.
Bardziej �a�osny widok stanowi�y kobiety zbite w gromadk� przy zachodniej bramie Khliat. Niekt�re daremnie czeka�y na swoich m�czyzn. Inne, wystrojone i obwieszone bi�uteri�, ju� pogodzi�y si� z losem i by�y gotowe odda� si� ka�demu wojownikowi, kt�ry m�g� si� nimi zaopiekowa�.
Pierwsi weszli do Khliat Khatrishe. W wi�kszo�ci nie mieli tutaj kobiet, gdy� s�u�yli Videssos tylko podczas tej jednej kampanii, a �ony i ukochane zostawili w lesistej ojczy�nie.
Trybun przeszed� pod niskim szarym �ukiem z kamienia i pod krat� z �elaznymi kolcami, kt�ra strzeg�a zachodniej bramy miasta. Spojrza� na otwory strzelnicze i potrz�sn�� g�ow�. Gdzie byli �ucznicy, gotowi zastrzeli� ka�dego intruza? Gdzie kadzie z wrz�cym olejem i topionym o�owiem, �eby zgotowa� wrogowi gor�ce przyj�cie? Najprawdopodobniej dow�dca garnizonu uciek� i nikt nie zaj�� si� przygotowaniem obrony - pomy�la� trybun.
Straci� jednak zainteresowanie dla spraw militarnych, gdy Helvis, nie zwa�aj�c na tward� zbroj�, u�cisn�a go mocno. �mia�a si� i p�aka�a jednocze�nie.
- Marku! Och, Marku! - wykrzykn�a i zasypa�a go poca�unkami.
Dla niej r�wnie� sko�czy�a si� m�ka oczekiwania.
Inne kobiety p�aka�y z rado�ci i bieg�y w obj�cia swoich m�czyzn. Trzy dziewczyny rzuci�y si� w stron� Viridoviksa i zatrzyma�y si� skonsternowane, gdy zorientowa�y si�, �e zmierzaj� do jednego celu.
- Wola�bym stan�� oko w oko z Yezda - skomentowa� to Gajusz Filipus, lecz Viridoviks podj�� wyzwanie bez l�ku.
Z idealn� bezstronno�ci� wielki Gal rozdziela� poca�unki, u�ciski i mi�e s��wka mi�dzy wszystkie trzy kochanki. Urok, dzi�ki kt�remu uwi�d� je wcze�niej ka�d� z osobna, teraz podzia�a� na nie znowu.
- To niesamowite! - mrukn�� z zazdro�ci� starszy centurion.
Sam nie mia� szcz�cia do kobiet, g��wnie dlatego, �e nie interesowa�o go nic poza zaspokojeniem ��dz.
- Rzymianie! Rzymianie!
Od zachodniej bramy ponios�y si� okrzyki po ca�ym Khliat, zanim ostatni legionista wkroczy� do miasta. Zbiegli si� bliscy. Nast�pi�y radosne powitania. By�o te� wiele kobiet, kt�re dowiedzia�y si� - w �agodny spos�b od innych �o�nierzy lub poprzez brutalny fakt nieobecno�ci ukochanego - �e nie maj� na kogo czeka�. Niekt�rzy Rzymianie na pr�no wypatrywali kochanych twarzy w podnieconym t�umie i zwieszali g�owy, ogarni�ci smutkiem spot�gowanym rado�ci� towarzyszy.
- Gdzie jest Malrik? - zapyta� Marek. Musia� krzycze�, �eby Helvis go us�ysza�a.
- Z Erene. Kiedy ona wczoraj trzyma�a wart� przy bramie, pilnowa�am jej dw�ch dziewczynek. Musz� p�j�� i powiadomi� j�, �e ju� jeste�cie.
Nie wypu�ci� jej z obj��.
- Ca�e miasto ju� wie - zaprotestowa�. - Zosta� chwil� ze mn�.
Ze zdumieniem stwierdzi�, �e przez kr�tki czas, kiedy byli razem, przywyk� do jej urody. Teraz, po d�u�szej roz��ce i licznych niebezpiecze�stwach, odni�s� wra�enie, �e widzi j� po raz pierwszy.
Nie mia�a rze�bionych, orlich rys�w videssa�skich kobiet. By�a Namdalajk� o zadartym nosie i szerokiej twarzy, mia�a intensywnie niebieskie oczy oraz wydatne i nami�tne usta, na kt�rych cz�sto go�ci� u�miech. Ci��a jeszcze nie zniekszta�ci�a jej zgrabnej figury, lecz twarz promienia�a obietnic� nowego �ycia.
Trybun poca�owa� j� wolno i z namaszczeniem, a potem zwr�ci� si� do Gajusza Filipusa z rozkazami.
- Samotni zaczekaj�, a� reszta odszuka rodziny i przyprowadzi je tutaj. Daj nam, hmmm... - spojrza� na zachodz�ce s�o�ce - dwie godziny. Potem wyznaczysz stu godnych zaufania �o�nierzy i zajmiesz si� g�upcami, kt�rzy dojd� do wniosku, �e sami sobie lepiej poradz�.
- Tak jest. - Zawzi�ta mina centuriona powinna ka�demu potencjalnemu dezerterowi da� do my�lenia. - Mo�na by wyznaczy� Khatrish�w do patrolu - zasugerowa�.
- To jest my�l - przyzna� Marek i zawo�a�: - Pakhymer!
Dow�dca je�d�c�w z Khatrish podjecha� do trybuna na ma�ym kud�atym koniku. Skaurus wyja�ni� mu, o co chodzi. Polecenie wyrazi� w formie pro�by. Khatrishe nie podlegali jego rozkazom, lecz byli towarzyszami niedoli.
Laon Pakhymer z nieobecnym wyrazem twarzy podrapa� si� po policzku. Jak wszyscy jego ziomkowie by� brodaty. G�ste bokobrody zakrywa�y dzioby po ospie.
- Zrobi� to pod warunkiem, �e patrole b�d� ��czone - odezwa� si� wreszcie. - Chc� mie� �wiadk�w na wypadek, gdyby kt�ry� z waszych �o�nierzy si� awanturowa� i trzeba b�dzie go zdzieli� w g�ow�. Lepiej nie prowokowa� wendety, kt�rej trudno po�o�y� kres.
Nie po raz pierwszy Skaurus podziwia� zdrowy rozs�dek Pakhymera. W obszarpanych sk�rzanych spodniach i przepoconej czapce z lisa wygl�da� na prostego nomad�. Khatrishe rzeczywi�cie prowadzili kiedy� koczowniczy tryb �ycia, lecz nabrali og�ady od czasu, kiedy przed o�miuset laty ich przodkowie Khamorthci wyruszyli z r�wnin Pardraji i zagarn�li jedn� z prowincji Videssos. Byli jak dobre wino w tanich dzbanach, kt�rego jako�� trudno jest doceni� przy po�piesznym piciu.
Trybun da� znak tr�baczom. Legioni�ci stan�li na baczno��, a Marek wyda� im rozkazy:
- Niekt�rzy z was zapewne s�dz�, �e uda si� im wymkn�� i nigdy nie zostan� z�apani - doda� na koniec. - Mo�e maj� racj�. Radz� jednak pami�ta�, co was czeka za murami. Nied�ugo by�cie si� cieszyli wolno�ci�.
Zapad�a cisza, kt�r� przerwa� ryk Gajusza Filipusa: �Spocznij!�. �onaci m�czy�ni rozeszli si� po mie�cie. Kawalerowie zostali, by czeka� na ich powr�t. Niekt�rzy ruszyli ku kobietom zgromadzonym przy bramie. Najwyra�niej chcieli zmieni� status; na sta�e lub na troch�. Gajusz Filipus uni�s� brew i spojrza� pytaj�co na Skaurusa. Trybun wzruszy� ramionami na znak, �e nie ma nic przeciwko temu, by �o�nierze znale�li sobie pocieszenie.
- Minucjuszu, p�jdziesz z Helvis i ze mn�? - zapyta�. - Erene pilnuje Malrika.
Legionista u�miechn�� si� szeroko.
- Tak, panie. Jestem pewien, �e ucieszy si� na m�j widok, maj�c na g�owie tr�jk� dzieciak�w. Zawsze to b�dzie dla niej ulga i mi�a odmiana.
Marek za�mia� si� i przet�umaczy� Helvis jego s�owa. Mi�dzy sob� Rzymianie rozmawiali przewa�nie po �acinie.
- Nawet nie wiesz, ile racji jest w tym, co m�wisz - powiedzia�a Helvis do Minucjusza, wywracaj�c oczami.
- Ale� wiem, moja damo - odpar� legionista, przechodz�c na videssa�ski. - Na ma�ej farmie, na kt�rej dorasta�em, by�em najstarszy z o�miorga dzieci, nie licz�c dw�jki, kt�ra umar�a w niemowl�ctwie. Nie mam poj�cia, kiedy moja matka spa�a.
Nawet w ci�kich czasach niekt�re rzeczy w Khliat nie zmienia�y si�. Kiedy Helvis, Marek i Minucjusz szli przez miejski rynek, musieli torowa� sobie drog� w�r�d go��bi, kos�w i wr�bli, kt�re robi�y harmider wok� stragan�w ze zbo�em. Ptaki by�y pewne, �e nie zabraknie im jedzenia i czu�y si� bezpiecznie.
- Wkr�tce zm�drzej� - stwierdzi� Minucjusz, omijaj�c go��bia, kt�ry nie chcia� mu ust�pi� drogi. - Przyjdzie obl�enie i przez pierwsze dni b�dzie du�o wykwintnych pieczeni. Potem ptaki zrozumiej�, �e dobre czasy si� sko�czy�y, i cz�owiek nie zbli�y si� do �adnego na odleg�o�� pi��dziesi�ciu krok�w.
Na rynku nadal siedzieli �ebracy, cho� wygl�da�o na to, �e co sprawniejsi udali si� w bezpieczniejsze strony. Minucjusz pogrzeba� w sakiewce, �eby da� par� groszy chudemu, siwobrodemu starcowi z jedn� nog�, kt�ry roz�o�y� si� przed otwartymi drzwiami szynku.
- Dasz mu z�oto? - spyta� Marek zaskoczony widz�c, �e �o�nierz wyjmuje ma�� monet� zamiast jednego z du�ych miedziak�w bitych w Videssos.
- Jakie z�oto? To pieni�dze tego gryzipi�rka Strobilosa. Nic nie warte.
Stryjeczny dziadek Ortaiasa Sphrantzesa, Strobilos, by� autokrat� do czasu, kiedy przed czterema laty jego miejsce zaj�� Mavrikios Gavras. Bite przez niego pieni�dze straci�y na warto�ci jeszcze wi�cej ni� za poprzednich biurokratycznych Imperator�w; �z�ota� moneta z jego puco�owat� twarz� by�a warta niewiele wi�cej ni� p� miedziaka.
Minucjusz rzuci� monet� �ebrakowi, kt�ry chwyci� j� w powietrzu. Rzadko otrzymywa� takie datki. Sk�oni� g�ow� i podzi�kowa� Rzymianinowi po videssa�sku z vaspuraka�skim akcentem. Potem wsadzi� pieni�dz do ust i wczo�ga� si� do karczmy.
- Mam nadziej�, �e staruszek sobie pohula - skomentowa� Minucjusz. - Chyba nie zosta�o mu ju� du�o czasu.
Skaurus spojrza� na niego podejrzliwie. Zaskoczy�a go wra�liwo�� podw�adnego, kt�ry by� tak samo oddany legionowi jak Gajusz Filipus, cho� brakowa�o mu lat do�wiadczenia starszego centuriona.
- Je�li chcesz zobaczy� Erene tak bardzo jak ona ciebie - powiedzia�a weso�o Helvis - czekaj� was mi�e chwile. Ona m�wi tylko o tobie.
Brodata twarz w�oskiego wie�niaka rozpromieni�a si� w u�miechu, kt�ry z�agodzi� twarde rysy.
- Naprawd�? - spyta� ze zdumieniem i nie�mia�o�ci� pi�tnastolatka. - Przez ostatnie miesi�ce uwa�a�em siebie za najszcz�liwszego cz�owieka na �wiecie... - i zacz�� wychwala� Erene.
S�uchaj�c go przez ca�� drog� do domku obu kobiet, Marek zrozumia�, sk�d si� wzi�� niespodziewany przyp�yw wra�liwo�ci. Minucjusz zakocha� si� bez pami�ci. W�a�ciwie trybun poczu� uk�ucie zazdro�ci. Helvis by�a wspania�� kochank�, dobr� towarzyszk� i do tego nieg�upi� kobiet�, ale Marek nie odnajdowa� w sobie tego uczucia, kt�rym promieniowa� Minucjusz. Owszem, by� szcz�liwy, ale nie bez granic.
C� - powiedzia� do siebie - masz na karku czwarty krzy�yk, a Minucjusz sko�czy� dopiero dwadzie�cia dwa �ata. Lecz czy rzecz w tym, �e jestem starszy, czy te� po prostu z natury ch�odniejszy? By� do�� uczciwy, by przyzna�, �e nie wie.
Helvis zdj�a z szyi klucz i otworzy�a drzwi domku. W progu skoczy� na ni� Malrik, krzycz�c: �Mama! Mama!�.
- Cze��, tato! - doda�, kiedy matka go podnios�a i podrzuci�a w g�r�.
- Cze��, ch�opcze - powiedzia� Marek, bior�c go od He�vis.
- Przywioz�e� mi g�ow� Yezda, tato? - zapyta� Malrik, przypomniawszy sobie, o co prosi� Skaurusa, zanim imperialna armia opu�ci�a Khliat.
- B�dziesz musia� poprosi� o to Viridoviksa - odpar� trybun.
Minucjusz wybuchn�� �miechem.
- Oto przysz�y wojownik - powiedzia�.
Na d�wi�k jego g�osu z wn�trza domu dobieg� radosny okrzyk. Chwil� p�niej zjawi�a si� Erene, kr�pa ma�a videssa�ska dziewczyna, kt�ra ledwo si�ga�a mu do ramienia. Rzuci�a si� na ukochanego, omal go nie przewracaj�c.
- Spokojnie, kochanie, spokojnie! - powiedzia� Minucjusz, trzymaj�c j� na d�ugo�� ramienia. - Gdybym ci� u�ciska� tak mocno, jak pragn�, wydusi�bym z ciebie dziecko. - Pog�adzi� j� po policzku d�oni� stwardnia�� od miecza.
- Wszystko w porz�dku? - spyta�a Erene niespokojnie. - Nie jeste� ranny?
- Nawet nie mam zadrapania. Tyle si� wydarzy�o...
Marek zakaszla� sucho.
- Obawiam si�, �e to b�dzie musia�o zaczeka�. Erene, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy i zawo�aj dziewczynki. Chcemy wyruszy� z miasta przed zachodem s�o�ca.
Minucjusz spojrza� na niego z nagan�, ale by� zbyt zdyscyplinowanym �o�nierzem, by si� sprzecza�. Spodziewa� si� protest�w ze strony Erene, ale ona powiedzia�a:
- Jestem gotowa od dw�ch dni. On... - �cisn�a Minucjusza za rami� - potrafi podr�owa� bez zb�dnych baga�y i nauczy� mnie tego.
- A ja - odezwa�a si� Helvis, kiedy Skaurus spojrza� na ni� - jestem z tob� do�� d�ugo, by wiedzie�, �e masz fio�a na tym punkcie. Chcesz, by twoi ludzie wszystko taszczyli na plecach. Nigdy nie zrozumiem, co masz przeciwko wozom i jucznym koniom.
Namdalajczycy walczyli na koniach i byli z nimi bardziej obeznani ni� rzymska piechota.
- Im bardziej niezale�na jest armia, tym lepiej. Yezda s� tego najlepszym przyk�adem. Teraz jednak mamy ze sob� ty�u cywil�w, �e przyda�yby si� wozy i zwierz�ta. My�lisz, �e znajdziemy jakie� w Khliat?
Erene potrz�sn�a g�ow�, a Helvis wyja�ni�a:
- Jeszcze wczoraj tak, ale ostatniej nocy Utprand przyprowadzi� regiment i wyczy�ci� wszystkie stajnie. O �wicie skierowa� si� na po�udnie.
Najprawdopodobniej namdalajski kapitan prowadzi� wojsko do Phanaskertu, by do��czy� do ziomk�w, kt�rzy stanowili garnizon tego miasta. Z jego punktu widzenia by�o to logiczne posuni�cie: umo�liwia�o po��czenie wszystkich si� Duchy. Utpranda zapewne nie obchodzi�o - albo w og�le tego nie zauwa�y� - �e usuwaj�c si� z drogi Yezda, zostawi� Videssos na ich pastw�. Najemnicy my�l� przede wszystkim o sobie. Podobnie jak ja - u�wiadomi� sobie trybun.
Pogr��ony w my�lach, nie dos�ysza� nast�pnego pytania Helvis.
- S�ucham?
- Powiedzia�am, �e zapewne pojedziemy w tym samym kierunku.
- Co? Nie, oczywi�cie, �e nie.
W tej samej chwili przypomnia� sobie, �e jej brat Soteryk stacjonuje w Phanaskercie. Helvis zacisn�a wargi i gro�nie zmru�y�a oczy.
- Dlaczego? Z tego, co s�ysza�am, tw�j legion i ludzie Utpranda walczyli z Yezda do ko�ca, nawet kiedy inni uciekli. - Zwyk�� pogard� �ywion� przez najemnik�w wobec-narod�w, kt�re mieli broni�, pog��bia� fakt, �e Videssa�czycy i Namdalajczycy uwa�ali si� nawzajem za heretyk�w. - Phanaskert to pot�ne miasto, silniejsze ni� Khliat. Za jego murami mo�na �mia� si� z nomad�w.
Trybun st�umi� westchnienie ulgi. Nie zamierza� i�� do Phanaskertu, a Helvis nie�wiadomie dostarczy�a mu �wietnego militarnego uzasadnienia, by tego nie robi�. Nie chcia� te� sprzecza� si� z ni�. Mia�a siln� wol�, a w rozdra�nieniu potrafi�a by� gwa�towna. Tak czy inaczej, nie mia� czasu na k��tnie.
- Mury miasta s� s�absz� ochron� przeciwko nomadom, ni� s�dzisz. Wrogowie spal� okoliczne pola, wybij� wie�niak�w i g�odem zmusz� miasto do poddania. Przekona�a� si� o tym w Imperium i w Vaspurakanie. Yezda, niech szczezn�, r�wnie dobrze sobie radz� z obl�eniem jak z walk� na otwartym polu.
Helvis przygryz�a wargi. Mia�a ochot� dalej si� sprzecza�, ale zauwa�y�a, �e Skaurus ju� podj�� decyzj�.
- Dobrze - rzuci�a wreszcie z krzywym u�miechem. - Nie b�d� si� spiera� z tob� w wojskowych sprawach. Mam racj� czy nie, nic mi z tego nie przyjdzie.
Marek by� zadowolony, �e na tym si� sko�czy�o. Nie powiedzia� ca�ej prawdy. Nie mia� ochoty utkn�� w prowincjonalnym mie�cie, gdy w Videssos po �mierci Mavrikiosa szykowa�y si� wielkie wydarzenia. Jak wszyscy dow�dcy najemnik�w by� na sw�j spos�b ambitny i zdawa� sobie spraw�, �e chaos mo�na wykorzysta� dla zdobycia chwa�y. Poniewa� jednak dowodzi� tylko garstk� legionist�w, musia� wi�za� nadzieje z rz�dem imperialnym.
Nie zdradzi� si� z tymi my�lami. �a�owa�, �e ju� nie jest jednym z m�odszych oficer�w Cezara, ze �ci�le okre�lonymi obowi�zkami, �e nie ma nikogo, kto by za niego podejmowa� decyzje. Wzruszy� ramionami. Doktryna stoicka, kt�r� studiowa� w Italii, nauczy�a go cieszy� si� z tego, co ma, i porzuci� mrzonki. By�o to dobre credo dla spokojnego cz�owieka.
- Ruszajmy wi�c, skoro jeste�cie gotowe - powiedzia� do Helvis i Erene.
- Pewnie jestem spalony na w�gielek - poskar�y� si� Viridoviks.
W rzeczywisto�ci nie by� czarny, lecz czerwony jak niedopieczone mi�so. Jasna celtycka sk�ra spiek�a si� na ostrym vaspuraka�skim s�o�cu, lecz nie chcia�a zbr�zowie�. Gorgidas aplikowa� mu r�ne �mierdz�ce ma�ci. Schodzi�y razem z ka�d� now� warstw� �uszcz�cej si� sk�ry.
Gal zakl��, kiedy kropla potu wy��obi�a piek�cy �lad na twarzy.
- Mam dla was zagadk�! - zawo�a�. - Dlaczego nawet g�upia mewa jest m�drzejsza ode mnie?
- M�g�bym wymy�li� kilkana�cie powod�w - odezwa� si� Gajusz Filipus, kt�ry nie m�g� przepu�ci� takiej okazji. - Podaj nam sw�j.
Viridoviks spiorunowa� go wzrokiem, ale odpowiedzia�:
- Poniewa� ma do�� rozs�dku, by nie zapuszcza� si� do Vaspurakanu.
Rzymianie, brudni i spaleni s�o�cem, za�miali si� z aprobat�. Tylko Senpat Sviodo obrazi� si�, s�ysz�c niepochlebne s�owa o w�asnym kraju.
- U�wiadomi� wam - rzek� wynio�le - �e jest to pierwsza kraina, kt�r� stworzy� Phos, i zarazem ziemia ojczysta naszego przodka Vaspura, pierwszego cz�owieka.
Rozleg�y si� gwizdy Videssa�czyk�w, kt�rzy towarzyszyli Rzymianom. Vaspurakanie mogli siebie nazywa� ksi�ciami Phosa, ale nikt spoza kraju �ksi���t� nie bra� powa�nie ich teologii.
Viridoviksa nie obchodzi�y spory teologiczne. Mia� obiekcje innego rodzaju. Obejrza� si� na Senpata jad�cego konno i powiedzia�:
- Je�li chodzi o wasze pokrewie�stwo z pierwszym cz�owiekiem, nie wypowiem si� w tej kwestii. Nie znam si� na tym. Wierz� jednak, �e ten kraj to pierwsze dzie�o waszego Phosa, bo wystarczy rzut oka, by stwierdzi�, �e biedakowi przyda�oby si� wi�cej praktyki.
Widz�c os�upia�� min� Senpata, legioni�ci wznie�li okrzyki, a Videssa�czycy i Khatrishe roze�miali si� z wybornego blu�nierstwa Viridoviksa.
- Mo�esz wini� tylko siebie - powiedzia� �yczliwie Gajusz Filipus do m�odego Vaspurakanera. - Ka�dy, kto ma j�zyk do�� gi�tki, by zadowoli� trzy kochanki, jest za dobrym przeciwnikiem dla takiego szczeniaka jak ty.
- Chyba tak - mrukn�� Senpat. - Ale kto by pomy�la�, �e potrafi nim r�wnie� m�wi�?
Spieczony Yiridoviks nie m�g� poczerwienie� bardziej, lecz zduszone prychni�cie �wiadczy�o, �e Vaspurakaner cho� troch� si� zem�ci�.
Rzymianie i ich towarzysze maszerowali na wsch�d w takim szyku jak zagro�one stado. Khatrishe pe�nili rol� zwiadowc�w, os�aniali g��wny trzon ma�ej armii i ostrzegali przed niebezpiecze�stwami. Legioni�ci, jak stare samce, otaczali czworobokiem kobiety, dzieci i rannych.
Porz�dek i wyra�na gotowo�� do podj�cia walki chroni�y przed atakami. Oddzia� licz�cy oko�o trzystu Yezda pod��a� r�wnolegle do Rzymian przez jeden dzie�, jak wilki, kt�re czaj� si�, by porwa� s�absze sztuki ze stada bawo��w. W ko�cu nomadzi doszli do wniosku, �e nie ma nadziei na upolowanie zwierzyny, i odjechali w poszukiwaniu �atwiejszej zdobyczy.
Marek nie m�g� sprzeciwia� si� obecno�ci kobiet w obozie. Cho� by� zadowolony, �e Helvis dzieli z nim namiot, irytowa�o go naruszanie zasad. Godzi� si� na to, lecz bez entuzjazmu. Kiedy Senpat Sviodo zacz�� z niego pokpiwa�, zimne spojrzenie po�o�y�o kres dalszym docinkom.
Rankiem czwartego dnia po opuszczeniu Khliat nadjecha� z po�udnia khatrisherski zwiadowca. Niedbale zasalutowa� Markowi i zameldowa�:
- Co� dzieje si� na wzg�rzach. Odg�osy wskazuj� na walk�, ale s� do�� dziwne. Nie przygl�da�em si� z bliska. W tej okolicy lepiej porusza� si� pieszo ni� konno. To stromy i kamienisty teren.
- Wska� mi kierunek - powiedzia� trybun. Pod��y� wzrokiem za palcem Khatrisha. Zobaczy� ma�� chmur� kurzu, a ni�ej b�yski �wiat�a, jakby s�o�ce odbija�o si� od stali. Je�li nawet toczy�a si� tam bitwa, nie mog�a by� du�a.
Lecz je�li to videssa�skie lub vaspuraka�skie niedobitki walczy�y z przedni� stra�� sporego oddzia�u Yezda, Rzymianie powinni o tym wiedzie�.
- Wyznacz o�miu ludzi i dobrego podoficera - poleci� Skaurus Gajuszowi Filipusowi. - Niech sprawdz�, co si� tam dzieje.
- Tak jest, o�miu ludzi - centurion wskaza� g�ow� na wybranych legionist�w. - A je�li chodzi o dow�dc�, proponuj�...
Marek przerwa� mu pod wp�ywem impulsu.
- Mniejsza o to. Ja ich poprowadz�.
Twarz Gajusza Filipusa st�a�a i tylko niesforna brew unios�a si� jako milcz�cy wyraz zgorszenia, kt�rego b�d�c karnym �o�nierzem nie zamierza� wyrazi� na g�os. Lecz Skaurus mia� doskona�y s�uch. Kiedy ruszy� z oddzia�em rozpoznawczym, us�ysza�, jak centurion mruczy do siebie: - G�upi amatorzy, zawsze musz� wysuwa� si� na czo�o.
Tak si� z�o�y�o, �e ch�� dowodzenia nie odgrywa�a prawie �adnej roli w nag�ej decyzji trybuna. Znacznie wa�niejsza by�a ciekawo��, kt�r� w nim wzbudzi� dziwny opis Khatrisha. �Odg�osy wskazuj� na walk�, ale s� do�� dziwne�. To zas�ugiwa�o na bli�sze zbadanie.
- Podw�jne tempo - rzuci� Skaurus oddzia�owi i pospieszy� na po�udnie. Dzi�ki d�ugim nogom b�yskawicznie pokonywa� przestrze�.
Cho� legioni�ci byli kr�pi i ni�si od niego, dotrzymywali mu kroku. Szybki marsz, niemal trucht, nie pozwala� na pogaw�dki. Dwie mile pokonali w milczeniu przerywanym tylko ci�kimi oddechami, k�apaniem sanda��w na ubitej ziemi i pobrz�kiwaniem mieczy o �o�nierskie sp�dniczki nabijane �wiekami.
Teren zacz�� si� wznosi�, a marsz utrudnia�y drobne kamienie i �wir. Raz Marek potkn�� si� i musia� wyci�gn�� r�ce, �eby uchroni� si� przed upadkiem. Jeden z ludzi id�cych z ty�u zakl��, kiedy to samo przytrafi�o si� jemu. Skaurus stwierdzi�, �e Khatrish mia� racj�, gdy nie chcia� wje�d�a� konno na zbocze. W takim terenie lepiej by�o porusza� si� na dw�ch nogach.
Znajdowali si� teraz do�� blisko, by us�ysze� ha�as, o kt�rym meldowa� zwiadowca, cho� wielkie g�azy zas�ania�y jego �r�d�o. Khatrish m�wi� prawd�. Pocz�tkowo brzmia�o to jak ostra potyczka, ale kiedy Rzymianie podeszli bli�ej, zacz�li spogl�da� na siebie w zdumieniu. Stal uderzaj�ca o stal nie wydawa�a takich d�wi�k�w. Nie by�o te� s�ycha� okrzyk�w walcz�cych. A gdzie tupot ci�kich but�w? I co mog�o by� �r�d�em wysokiego, ledwo s�yszalnego zawodzenia?
Marek wyci�gn�� galijski miecz. Poczu� w d�oni mi�y ci�ar. Za sob� us�ysza� zgrzyt kr�tkich gladius�w wysuwanych z mosi�nych pochew. Rzymianie obeszli ostatni� przeszkod� i znale�li si� na w miar� p�askim skrawku terenu.
Na ma�ym p�askowy�u kilkunastu Yezda zagrzewanych przez m�czyzn� o surowej twarzy, w szatach koloru zaschni�tej krwi, atakowa�o garstk� Videssa�czyk�w skupionych wok� pulchnego, �ysego cz�owieka, kt�rego zakurzona szata mog�a by� kiedy� niebieska.
- Nepos! - krzykn�� Skaurus, rozpoznawszy p�katego kap�ana Phosa.
Nepos odwr�ci� g�ow�. Nier�wna walka sta�a si� jeszcze bardziej desperacka. Kr�g wok� kap�ana zacie�ni� si�. Ani videssa�scy �o�nierze, ani ich wrogowie najwyra�niej nie zauwa�yli przybycia Rzymian.
- Na nich! - krzykn�� Marek.
Je�li Yezda chcieli zachowywa� si� jak g�upcy, to ich sprawa.
M�czyzna w czerwonej szacie u�miechn�� si� lekko, kiedy legioni�ci zaatakowali.
Jego ludzie ani na moment nie odwr�cili uwagi od przeciwnik�w. Rzymianie wydali okrzyki zdumienia i przera�enia, gdy ich miecze przesz�y przez Yezda jak przez dym, a cia�a nie napotka�y oporu.
Mimo wznoszonych okrzyk�w bojowych, mimo szcz�ku ostrzy uderzaj�cych w klingi Yezda, �o�nierze videssa�scy byli r�wnie bezciele�ni jak napastnicy. Marek otrz�sn�� si� z chwilowego przera�enia. Wiedzia�, �e czarnoksi�nicy Yezda nosz� czerwonobr�zowe szaty, a sam Nepos by� nie tylko kap�anem, ale i magiem. Na oczach Rzymian rozgrywa� si� pojedynek czarodziej�w. Przeciwnik Neposa nie by� s�abeuszem, skoro potrafi� zmusi� t�ustego kap�ana do zaj�cia pozycji defensywnej.
Miecz Skaurusa przebi� jeden z fantom�w. Runy na ostrzu zaiskrzy�y si� ��to. Yezda zgas� jak p�omie� �wiecy. Kolejny rozp�yn�� si� po drugim ciosie, potem nast�pny i nast�pny. Jednocze�nie z twarzy czarnoksi�nika Yezda znikn�� u�miech.
Nepos wykorzysta� sytuacj� i rzuci� do ataku zjawy stworzone przez siebie. Teraz z kolei przeciwnik otoczy� si� lini� obrony. Ostrze Marka, zaczarowane przez galijskich druid�w, okaza�o si� kiedy� odporne na czary samego Avshara. Tym bardziej nie mog�a mu podo�a� magia jego s�ugi. Trybun zadawa� bezlitosne pchni�cia, unicestwiaj�c niematerialnych wojownik�w.
Kiedy znikn�� ostatni z nich, mag w czerwonej szacie udowodni�, �e nie jest tch�rzem ani s�abeuszem. By� do�� pot�ny, by powstrzyma� atak Neposa. Nie dosi�gn�� go �aden videssa�ski miecz, cho� omija�y go o w�os. Rzuciwszy przekle�stwo w gard�owym j�zyku, Yezda wyci�gn�� sztylet i skoczy� na Skaurusa.
Mimo odwagi napastnika walka mog�a si� zako�czy� tylko w jeden spos�b. Rzymianin odparowa� cios tarcz� i wykona� �miertelne pchniecie legionist�w. Jego miecz przebi� cia�o, a nie bezcielesn� zjaw�. Z ust Yezda trysn�a krew, t�umi�c nie doko�czon� kl�tw�.
Kiedy wr�g pad�, fantomy Neposa znikn�y. Videssa�ski kap�an chwia� si� �miertelnie wyczerpany. Pot la� si� z wygolonej czaszki, krople po�yskiwa�y na brodzie. Ma�y cz�owieczek podszed� do trybuna i chwyci� go za rami�.
- Dzi�ki Phosowi, kt�ry przysy�a �wiat�o, �e zes�a� mi was w potrzebie - powiedzia� urywanym, chrapliwym g�osem i spojrza� na skurczone cia�o martwego Yezda. - Zabi�by mnie, gdyby�cie si� nie zjawili w por�.
- Jak dosz�o do pojedynku mag�w? - zapyta� Marcus.
- Chowali�my si� przed sob� w�r�d ska�. Zobaczy�em, �e on ma bro�, wi�c chcia�em go odstraszy� fantomami. Lecz Yezda stan�� do walki i okaza� si� silny. - Nepos potrz�sn�� g�ow�. - A przecie� wygl�da� na zwyk�ego szamana, podczas gdy ja jestem magiem Akademii Videssa�skiej. Czy�by jego mroczny Skotos by� pot�niejszym bogiem od Phosa? Czy�by praca ca�ego mojego �ycia posz�a na marne?
Skaurus klepn�� go po plecach. Nepos by� z natury weso�ym cz�owiekiem, lecz �atwo poddawa� si� zniech�ceniu, kiedy sprawy przybiera�y z�y obr�t.
- G�owa do g�ry! - pocieszy� go trybun. - Oni wszyscy trzymaj� si� szaty Avshara. Jedno zwyci�stwo i ju� my�l�, �e maj� u st�p ca�y �wiat. - Przyjrza� si� wyczerpanemu kap�anowi. - A ty, przyjacielu, nie jeste� w najlepszej formie.
- W�a�nie - przyzna� Nepos.
Wytar� spocon� i brudn� twarz jeszcze brudniejszym r�kawem i potrz�sn�� g�ow� w konsternacji, jakby spojrza� na siebie po raz pierwszy od wielu dni. Uda�o mu si� przywo�a� s�aby u�miech.
- Nie wygl�dam najlepiej, prawda?
- Istotnie - potwierdzi� Marek. - Nie mog� ci obieca� �adnych wyg�d, ale przynajmniej dotrzesz bezpiecznie do domu.
U�miech Neposa sta� si� szerszy.
- Mam nadziej�. - Westchn�� i zwr�ci� si� do legionist�w. - Zdaje si�, �e b�d� musia� maszerowa� z wami, dryblasy.
Rzymianie wyszczerzyli si� do niego. Wszyscy byli wy�si - i szczuplejsi - od bary�kowatego kap�ana.
Nepos przebiera� kr�tkimi n�kami, staraj�c si� dotrzyma� im kroku.
- Nie�le - powiedzia� jeden z �o�nierzy, kiedy zbli�ali si� do kolumny Rzymian. U�miechn�� si� chytrze. - Jest z nami wielu Videssa�czyk�w. Mo�e znajdziemy jak�� kolczug� i plecak i zrobimy z was, panie, prawdziwego legionist�.
- Niech Phos broni! - wysapa� Nepos, wznosz�c oczy ku niebu.
- A mo�e po�o�ymy was, panie, na ziemi i potoczymy - zasugerowa� inny Rzymianin.
Spojrzenie, kt�re kap�an pos�a� Markowi, by�o tak pe�ne oburzenia i b�agania, �e trybun zakaszla� i po�o�y� kres �artom.
Gajusz Filipus ju� ruszy� z ca�ym manipu�em �o�nierzy na ratunek Skaurusowi. Kiedy zobaczy� wracaj�cy oddzia�, pomacha� r�k�.
- Wszystko w porz�dku? - zawo�a�, gdy podeszli bli�ej. Marek w odpowiedzi uni�s� kciuk jak na arenie. Starszy centurion odwzajemni� gest i zawr�ci� manipu� do szereg�w. Mimo pomruk�w Gajusza Filipusa o amatorach i osobistym przyw�dztwie, Skaurus nie zauwa�y�, by ktokolwiek chcia� zaj�� miejsce centuriona.
Z kolumny Rzymian wysz�a na powitanie oddzia�u zwiadowczego szczup�a posta� w chlamidzie i sanda�ach. Gorgidas zignorowa� Marka, a je�li chodzi o legionist�w, mog�oby ich tam w og�le nie by�. Ca�� uwag� skupi� na Neposie.
- Znasz videssa�sk� sztuk� uzdrawiania? - zapyta�. Pochyli� si� do przodu, jakby czeka� na potwierdzenie.
- No tak, troch�, ale...
Gorgidas nie pozwoli� na �adne protesty. On i Nepos przeprowadzili wiele rozm�w od serca, ale Grek nie chcia� teraz traci� czasu. Chwyci� kap�ana za rami� i poci�gn�� w stron� noszy z ci�ko rannymi, m�wi�c:
- Bogowie wiedz�, �e od wielu dni modli�em si�, by�my trafili na jakiego� m�drego maga. Musia�em patrze�, jak ludzie umieraj�, i nie mog�em im pom�c. Lecz wy, ch�opcy... - urwa� i potrz�sn�� g�ow�. Chc�c nie chc�c, musia� uzna� pot�g� si� niepoj�tych dla racjonalisty.
Zaciekawieni Rzymianie, ��cznie z Markiem, ruszyli za dziwn� par�. Skaurus by� kiedy� �wiadkiem, jak kap�an-uzdrawiacz uratowa� Sekstusa Minucjusza i jeszcze jednego legionist� tu� po tym, gdy Rzymianie trafili do Videssos. Cuda mog� si� powtarza� - pomy�la�.
Nepos przez ca�y czas protestowa�. Umilk� dopiero, kiedy stan�� oko w oko rannymi. Niekt�rzy �o�nierze ju� umarli z powodu ran, trud�w marszu i niewystarczaj�cej opieki.
Tym, kt�rzy jeszcze czepiali si� �ycia, nie pozosta�o wiele czasu. Szok, zaka�enia i gor�czka w po��czeniu z niedostatkiem wody i pal�cym s�o�cem sprawia�y, �e �mier� by�a cz�stym go�ciem. Smr�d zainfekowanych ran przyprawia� o md�o�ci mimo aromatycznych ma�ci, kt�re aplikowa� Gorgidas. M�czy�ni nieprzytomni od gor�czki trz�li si� w po�udniowym upale i bredzili. By�o to najbardziej ponure oblicze wojny.
Na widok takiego nieszcz�cia w Neposie dokona�o si� przeobra�enie. Gorgidas mia� nadziej�, �e to samo stanie si� z rannymi. Kap�ana opu�ci�o zm�czenie. Kiedy si� wyprostowa�, sprawia� wra�enie, jakby ur�s� o kilka cali.
- Poka� mi biedak�w w najgorszym stanie - powiedzia� do Gorgidasa w�adczym tonem, przejmuj�c inicjatyw�.
Je�li nawet Gorgidas zauwa�y� zamian� r�l, nie przejawi� niepokoju. Zadowoli� si� podrz�dn� rol�. Najwa�niejsze by�o dla niego uratowanie pacjent�w.
- W najgorszym stanie? - zastanowi� si�, pocieraj�c brod� smuk�� d�oni�. - Chyba Publiusz Flakkus. T�dy, prosz�.
Publiusz Flakkus ju� mia� za sob� etap dreszczy i majaczenia. Tylko szybki ruch klatki piersiowej �wiadczy�, �e legionista jeszcze �yje. Le�a� nieruchomo na noszach. Sztywna czarna szczecina kontrastowa�a z woskow�, naci�gni�t� sk�r� twarzy. Szabla Yezda rozora�a mu lewe udo od pachwiny do kolana. Gorgidasowi jako� uda�o si� zatamowa� krwotok, ale rana wkr�tce si� zaogni�a i zapalenie przerodzi�o si� w gangren�.
Zielonkawo��ta ropa poskleja�a banda�e, kt�rymi by�a owini�ta ranna noga. Muchy zwabione odorem rozk�adu tworzy�y chmur� wok� Flakkusa. Odlecia�y z bzyczeniem, kiedy Nepos pochyli� si� nad rannym Rzymianinem.
Kap�an zrobi� zatroskan� min�.
- Zrobi� co w mojej mocy - powiedzia� do Gorgidasa. - Zdejmij banda�e. Musz� mie� kontakt z cia�em.
Gorgidas ukl�k� obok nieprzytomnego i zr�cznie odwin�� banda�e, kt�re za�o�y� poprzedniego dnia.
Zaprawieni w bojach �o�nierze cofn�li si�, kiedy ukaza�a si� d�uga ci�ta rana. Smr�d by� nie do zniesienia, lecz kap�an ani lekarz nawet si� nie wzdrygn�li.
- Teraz rozumiem Philoktetesa - mrukn�� do siebie Gorgidas w ojczystym j�zyku.
Nepos spojrza� na niego nie rozumiej�cym wzrokiem. Lekarz nie po�pieszy� z wyja�nieniami nie�wiadomy, �e w og�le co� m�wi�.
Do Marka r�wnie� dotar�a prawda zawarta w sztuce Sofoklesa. Obecno�� ci�ko rannego cz�owieka mog�a sta� si� uci��liwa do tego stopnia, �e zmusi�a towarzyszy do porzucenia go. My�l pojawi�a si� na moment i zgas�a w chwili, gdy Nepos pochyli� si� i dotkn�� r�kami uda Publiusza Flakkusa.
Kap�an mia� zamkni�te oczy. �cisn�� poharatan� nog� tak mocno, �e a� zbiela�y mu kostki. Gdyby Flakkus by� przytomny, wrzasn��by w agonii. Teraz nawet si� nie poruszy�. Z opuchni�tej rany wyla�a si� na r�ce Neposa �wie�a ropa. Skupiony kap�an nie zwr�ci� na to uwagi.
Rok wcze�niej w Imbros Gorgidas m�wi� o uzdrawiaj�cej mocy, kt�r� mag przekazuje pacjentowi. Wyt�umaczenie by�o niejasne, ale Skaurus nie znalaz� wtedy lepszego, podobnie jak teraz. Zje�y�y mu si� w�oski na karku, kiedy poczu� strumie� energii przep�ywaj�cy mi�dzy Neposem i Flakkusem, cho� nie potrafi� nazwa� tego wra�enia.
By lepiej si� skon