4206

Szczegóły
Tytuł 4206
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

4206 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 4206 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4206 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

4206 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

JERZY SZUMSKI PAN SAMOCHODZIK I... FLORENY Z ZALEWA OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA Zbyszku, Drogi, pisz� do Ciebie z tej Strony �wiata, kt�r� opu�ci�e� na nied�ug� chwil�. Bo tak� jest prawda, �e nied�ugo wszyscy si� spotkamy. Nie martw si�. W Naszym �wiecie wszystko dzieje si� nadal tak, jak by� lego pragn��. Dziki buchtuj� w oparzeliskach, a Robin i Don oszczekuj� zaj�cze tropy na naszych �cie�kach. Wiatry Jezioraka nadal sprzyjaj� odwa�nym �eglarzom. Pan Tomasz ju� znalaz� spok�j po tym, jak ratuj�c dzieciom �ycie straci� sw�j Samochodzik. Jest pana Tomasza nast�pca, kt�rego nie waham si� nazwa� jego uczniem: Pawe� Daniec i jego niepokonany jeep Rosynant. Nie �yje ju� najgro�niejszy przeciwnik pana Tomasza Waldemar Batura, ale ber�o po nim przej�� jego syn, Jerzy, bardziej niebezpieczny od swego ojca. Nim jednak nie martw si�, Zbyszku, bo jak s�o�ce rzuca cie�, tak i Pan Samochodzik ma swego przeciwnika, z kt�rym musi si� zmaga�, wci�� licz�c si� z mo�liwo�ci� pora�ki. Czuwaj, Zbyszku, z Odleg�ych Stron nad dzia�aniami tych, kt�rych Tw�j pisarski talent pom�g� walczy� po stronie Dobra. Niech wytrwaj� i zwyci�aj�! Na z�e i dobre i Ty b�d� z nimi! Jerzy Szumski Olsztyn, 2 listopada 1999 roku ROZDZIA� PIERWSZY FLOREN I KUSA MARYNARECZKA � UCIECZKA KLIENTA � O RODZAJACH FLOREN�W � AUTOSTOPOWICZ � �LEDZ� BIA�EGO MERCEDESA � RAPORT�WKA NA SZOSIE � DNI TARGOWE W ZALEWIE � HOTEL �ANDERS� W STARYCH JAB�ONKACH - Ile to jest warte? W g�osie che�pliwo�� gin�a pod niepewno�ci� i lekiem. Z�ota moneta zatoczy�a po szkle krzywe ko�o i znieruchomia�a przykryta spocon� d�oni�. W odpowiedzi antykwariusz lekko wzruszy� ramionami. - Musia�bym obejrze� monet�... - Ale� prosz�, prosz�! Chudy m�czyzna o ptasich rysach twarzy, ubrany w kus� marynareczk�, podkoszulek, sprane d�insy i tenis�wki, nerwowo popchn�� monet�, a gdy ju� prawie spada�a z lady, skoczy� za ni�. - Przepraszam pana! - Nie szkodzi. W�a�ciciel sklepu si�gn�� po lup� i ogl�da� monet� przez d�u�sz� chwil�. - Musia�bym si� jeszcze jej przyjrze� dok�adnie, ale s�dz�, �e ten floren wart jest oko�o tysi�ca z�otych. - Floren?! Z wi�kszym zaciekawieniem spojrza�em przez szczelin� w kotarze. Drobny klient potar� nerwowo brod�. - A czy... Czy gdzie indziej dosta�bym?... Antykwariusz ponownie wzruszy� ramionami. - To niech pan idzie gdzie indziej. Cho� w�tpi�, czy uda si� panu dosta� lepsz� cen�. - Ale� nie! - m�czyzna w marynareczce zamacha� r�koma. - Ja tylko... Chcia�em... Ufam panu. I mam tu jeszcze wi�cej floren�w! - Ma pan wi�cej floren�w? - antykwariusz o�ywi� si�. - Prosz�, niech pan poka�e... Przybysz ju� si�ga� po raport�wk�. - Przepraszam, czy pan jest mo�e z Zalewa? - spyta� od niechcenia w�a�ciciel sklepu. Reakcja przyby�ego by�a na tyle gwa�towna, co dziwna: chwyci� raport�wk� i skoczy� do drzwi. - Ale� co pan?! - zawo�a� zaskoczony antykwariusz. - Niech pan zaczeka! Nie ma powodu... Pa�ski floren! W odpowiedzi tylko drzwi trzasn�y, a� zadygota�y szyby. Przez wystawowe okno wida� by�o w�a�ciciela floren�w, jak biegnie, rozpychaj�c si� chudymi ramionami, przez t�um na D�ugim Targu. Numizmatyk pokr�ci� g�ow� i podrzucaj�c floren w r�ku wszed� na zaplecze, gdzie oczekiwa�em na niego. - I co o tym s�dzisz, Pawle? - spyta� siadaj�c w fotelu i si�gaj�c do lod�wki po dzbanek z mro�on� herbat�. Upa� tego lipcowego dnia dawa� si� we znaki nawet we wn�trzu gda�skiej kamieniczki. By�em w go�cinie u Andrzeja Mo�dzierza, mego przyjaciela i znanego �Numizmatyka, w�a�ciciela sklepu numizmatycznego �Dukat�. Poci�gn��em d�ugi orze�wiaj�cy �yk. - Widzisz, Andrzeju, znana mi jest, cho� przyznam, �e powierzchownie, historia floren�w z Zalewa, ale s�dzi�em, �e ta sprawa nale�y ju� do numizmatycznej przesz�o�ci. Tymczasem okazuje si�, �e nadal kto� wykopuje w Zalewie floreny! Szkoda tylko, �e ten go�� okaza� si� taki nerwowy, chocia� w�tpi�, �eby naprawd� zechcia� nas poinformowa�, gdzie znalaz� swoje skarby... Andrzej skin�� potakuj�co g�ow�. - Historia zalewskiego skarbu nie jest jeszcze zako�czona. Pami�tam, jak do �rodowiska numizmatycznego zacz�y nap�ywa� pierwsze wiadomo�ci o odkryciu. By� to bodaj rok 1991. Na monety natrafiono podczas stawiania gara�y w Zalewie (�wczesne wojew�dztwo olszty�skie) przy ulicy �eromskiego, na �agodnym stoku powsta�ym po zsypaniu gruz�w z wy�ej po�o�onego terenu przeznaczonego pod budow� blok�w. Teren ten znajdowa� si� od pocz�tku w obr�bie starego miasta i by� stale zabudowywany. Zapewne do wyj�tk�w w jego historii nale�y okres po drugiej wojnie �wiatowej, kiedy to ruiny przez �wier�wiecze czeka�y na uprz�tni�cie. To wraz z ich gruzami skarb najprawdopodobniej zosta� przeniesiony na wysypisko i rozsypmy na d�ugo�ci 300 metr�w. Tu tak�e amatorzy, poszukiwacze skarb�w znale�li oko�o stu monet, ale skarb z pewno�ci� zawiera� ich o wiele wi�cej. Profesjonalne badania archeologiczne prowadzone w tym miejscu nie da�y rezultat�w. - Ca�y skarb zalewski to floreny? - Innych monet nie zg�oszono. Na przyk�ad w posiadaniu Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie znajduje si� 39 floren�w. Wi�kszo�� zosta�a wybita w mennicy florenckiej. Kilka na�laduje t� mennic�, a trzy nale�� do emisji z po�udnia Francji, z Delfinatu Viennois. - Wszystko to monety czternastowieczne? - Tak. Z pierwszej po�owy tego wieku. Najm�odsze datowane floreny pochodz� z lat 1332 i 1333. Przyjrza� si� przyniesionemu przez m�czyzn� florenowi. - Ten jest nieco wcze�niejszy. Datowa�bym go na koniec XIII wieku. Schyli�em g�ow�, uznaj�c kompetencje gospodarza, i si�gn��em po monet�. Mia�a �rednic� oko�o 20 milimetr�w. Na awersie widnia� stylizowany kwiat lilii, w otoku napis: + FLOR - ENTIA. Rewers zdobi�a posta� patrona miasta Florencji, �wi�tego Jana Chrzciciela, otoczona napisem: + IOHA - NNES, oraz znak mennicy listek koniczyny. - Pi�kny skarb. Ciekawe, sk�d si� znalaz� w takiej mie�cinie jak Zalewo? Ca�e to miasto mo�na by�o za niego wykupi�. Porz�dna kamienica kosztowa�a w�wczas 4,5 florena! Andrzej za�mia� si�: - Nie by�o Zalewo wtedy tak� mie�cin� jak teraz! Od 1305 roku posiada�o ju� prawa miejskie. - Tak, wiem. W 1334 roku Zalewo uzyska�o pe�ne przywileje miejskie na prawie che�mi�skim. Jednak ponad 100 floren�w to znaczna suma, �eby nie powiedzie� ogromna, w skali takiego miasta. - Prawdopodobne jest, �e stanowi�a cz��, o ile nic ca�o��, kolejnego �wi�topietrza, czyli daniny ko�cielnej przeznaczonej na utrzymanie Watykanu. Ten �grosz �wi�tego Piotra� m�g�by pochodzi� z wzniesionego w Zalewie w 1480 roku klasztoru franciszkan�w. Pokr�ci�em przecz�co g�ow�. - Nie bardzo mi to pasuje. Nie ma w skarbie monety starszej ni� z roku 1332, a klasztor wzniesiono, jak sam powiadasz, p�tora wieku p�niej! Andrzej roz�o�y� r�ce. - Mo�e to przypadek, �e w�r�d monet, kt�re trafi�y do Muzeum Warmii i Mazur nie ma nowszej? Pstrykn��em we floren. - Nie wierz� w takie przypadki. Szkoda tylko, �e nigdy nie dojdziemy, kto by� w�a�cicielem zalewskiego skarbu, dlaczego go ukry�, a tak�e dlaczego do niego ju� nie wr�ci�. Gospodarz popatrzy� na mnie spod oka. - Tak wi�c nie zajmiesz si� florenami? �a�uj�. My�la�em, �e z otwarciem przez jegomo�cia w kusej marynareczce nowego rozdzia�u w dziejach zalewskiego skarbu znajdziesz w nich co� ciekawego i dla siebie... ale c�! Parskn��em �miechem. Wygra�e�! Spr�buj� znale�� co� ciekawego w nowej historii floren�w, jak to szumnie okre�li�e�. Na razie postaram si� odszuka� go�cia w kusym przyodziewku. - Pojedziesz do Zalewa? - Nie tak od razu. Nie chcia�bym tam dotrze� przed naszym klientem. Za jakie� trzy godziny spr�buj� rozejrze� si� za nim na szosie warszawskiej. Mo�e b�d� mia� szcz�cie i natkn� si� na niego, kiedy b�dzie szuka� okazji powrotu do domu stopem? - A sk�d te trzy godziny? - Tyle czasu wyznaczam go�ciowi na och�oni�cie ze zdenerwowania wywo�anego twym pytaniem, no i na rozejrzenie si� po innych antykwariatach i sklepach numizmatycznych, bo s�dz�, �e skoro ju� przyjecha� do Gda�ska ze swym skarbem, to chyba tylko po to, �eby jak najszybciej wymieni� go na szeleszcz�ce papierki... - I na alkohol - wtr�ci� gospodarz. - Bo do niego, s�dz�c po dr�eniu r�k i zabarwieniu nosa, ma najwi�ksze zami�owanie! Zmartwi�em si�. - To by�oby najgorsze zako�czenie tej sprawy. Facet mo�e p�j�� i tango ju� tutaj... Ale jest nadzieja, �e sw�j wyjazd potraktowa� powa�nie. - A co ma mu przeszkodzi� w powa�nym upiciu si�? - Widzia�e�, jak przytula� raport�wk�? S�dz�, �e ma w torbie jeszcze sporo floren�w. Po co by j� taska� ze sob�? - Mo�e z przyzwyczajenia? Za�mia�em si� z �artu Andrzeja, ale plan�w swoich nie zmieni�em. Tamtego dnia i tak mia�em wyjecha� z Gda�ska. W�a�nie szos� warszawsk�, tyle �e nie do stolicy, a do miejscowo�ci wypoczynkowej Stare Jab�onki po�o�onej malowniczo nad jeziorem Szel�g Ma�y opodal Ostr�dy, gdzie czeka� na mnie zarezerwowany pok�j w go�cinnym hotelu �Anders� Wandy i Andrzeja Dowgia��o. W baga�niku wioz�em pisma opata Bohdana ze Szczepkowa, chluby polskiego Odrodzenia, nad kt�rymi chcia�em popracowa� tropi�c skarb z Wi�nicza. Mia�em wiec sp�dzi� w Starych Jab�onkach kilka dni nieco pracuj�c, ale wi�cej leniuchuj�c. Je�li w parad� moim szczytnym zamierzeniom wchodzi� skarb z Zalewa, nie mia�em nic przeciwko temu, aby po�wi�ci� mu dzie� czy dwa tym bardziej, �e skarb z Wi�nicza kry� si� za mgie�k� niewiadomego, a floren z Zalewa le�a� przede mn�! Jak postanowi�em, tak zrobi�em. Oko�o p� do trzeciej po po�udniu wyje�d�a�em z Gda�ska szos� warszawsk�. Przyznam, �e po przejechaniu niewielkiego odcinka zw�tpi�em w powodzenie mej misji tropicielskiej. Na szosie ruch panowa� ogromny. Cho� jecha�em najwolniej, czyli czterdziestk�, nie mia�em mo�liwo�ci skupienia si� na stoj�cych na poboczu autostopowiczach i dojrzenia po�r�d nich interesuj�cego mnie m�czyzny z Zalewa. Jednak cierpliwi b�d� wynagrodzeni! Zobaczy�em wreszcie na poboczu cz�owieka w szarej kusej marynarce, z przewieszon� przez rami� raport�wk�! Zwolni�em jeszcze bardziej i zach�caj�co zjecha�em do kraw�nika, ale Rosynant nie wiedzie� dlaczego nie spodoba� si� m�czy�nie, nie wywo�uj�c u niego tak oczekiwanej przeze mnie reakcji, czyli machania r�k�. Przejecha�em obok stoj�cego oboj�tnie i w�a�nie zastanawia�em si� rozpaczliwie co robi�, gdy w lusterku wstecznym dostrzeg�em, �e m�j klient o�ywia si� i podnosi r�k�. Na ten znak z szeregu przeje�d�aj�cych aut wysun�� si� bia�y mercedes najnowszego modelu i uprzejmie zwolni�, zatrzymuj�c si� przed machaj�cym d�oni�. Otworzy�y si� tylne drzwiczki i Kusa Marynareczka znik� w tajemniczym wn�trzu za przyciemnionymi szybami auta. Samoch�d ruszy� od razu ostro przy�pieszaj�c. Ju� mnie wyprzeda�. Doda�em gazu, aby go nie zgubi�, zafrapowany tym co widzia�em. Eleganckie limuzyny nie maj� raczej w zwyczaju zatrzymywania si� na �yczenie byle autostopowicza, jakim by� Kusa Marynareczka. Nie by�o te� zwyczajowego w takich wypadkach pytania o cel podr�y. Zupe�nie jakby mercedes by� um�wiony z Kusym Mo�e naprawd� jecha� nim jaki� znajomy mego bohatera? Mo�e. Ale w�a�ciciel floren�w naprawd� nie wygl�da� na posiadaj�cego szerokie znajomo�ci w �wiecie drogich samochod�w! No, ale nic! Zastanawia� si� nad tym rzadkim w dziejach autostopu wydarzeniem b�dziemy potem! Trzeba jecha�. I to jecha� szybko, o ile nie chce si� zgubi� merca. Ten bowiem pru� r�wno dwie�cie. Tak wi�c i ja musia�em jecha� tyle samo. Co najwi�ksz� przyjemno�� sprawia�o Rosynantowi, o czym dawa� zna� cichutkim mruczeniem silnika. - Jak si� nie wpakujemy w jak�� kraks�, to sko�czymy przynajmniej mandatem! - odmrukn��em w odpowiedzi na rado�� wiernego wozu. Zbli�ali�my si� do obwodnicy nowodworskiej, gdy jad�c po �uku zobaczy�em, �e jedno z okienek bocznych bia�ego mercedesa otworzy�o si� i wypad� przez nie jaki� przedmiot. Wiruj�c w pr�dzie powietrza wzlecia� w g�r� i spad� na szos�, wprost pod ko�a Rosynanta. Spodziewaj�c si� nie wiedzie� czemu zamachu na moj� skromn� osob�, mocniej uchwyci�em kierownic� i w tej�e chwili zwolni�em uchwyt, rozpoznaj�c w wyrzuconym z mercedesa przedmiocie raport�wk� Kusej Marynareczki... Rzut oka na �ledzone auto... Szyba ju� podnios�a si� i merc spokojnie jecha� dalej. Tak wi�c wyrzucenie raport�wki dokona�o si� za zgod� prowadz�cego w�z i zapewne jego kumpli, kt�rzy siedzieli w �rodku. Mo�liwo��, by raport�wk� wyrzuci� sam Kusy z nadmiaru rado�ci po dokonanych transakcjach numizmatycznych, odrzuci�em po kr�tkim wahaniu jako nieprawdopodobn�. Nasuwa�o to niemi�e przypuszczenie, czy aby w�a�ciciele mercedesa nie zechc� w ten sam spos�b potraktowa� autostopowicza, jak post�pili z jego baga�em! Odruchowo, jakbym w ten spos�b m�g� pom�c Kusemu, przyspieszy�em zbli�aj�c si� do mercedesa. Do kogo m�g� nale�e� �ledzony samoch�d i dlaczego tak potraktowano w nim Marynareczk�? Jeszcze raz spojrza�em na numer rejestracyjny mercedesa. Tyle mi ta obserwacja da�a, �e utwierdzi�em si� w przekonaniu, i� samoch�d zarejestrowano w wojew�dztwie olszty�skim (obecnie warmi�sko-mazurskim). M�g� jecha� do Zalewa. Tak czy inaczej postanowi�em jecha� za nim do momentu, gdy zobacz� wysiadaj�cego z niego o w�asnych si�ach Kusego. �Pawe� - pomy�la�em - a co zrobisz, gdy po�r�d wysiadaj�cych z merca nie b�dzie Kusej Marynareczki? Co wymy�lisz, gdy merc skr�ci w jak�� poln� czy le�n� drog�? Lepiej zosta� troch� z ty�u, bo prowadz�cy mercedesa zainteresuje si� wreszcie, co to za jeep siedzi mu uparcie na ogonie!� Ale zostaj�c z ty�u m�g�bym przegapi� moment, w kt�rym tamci b�d� zje�d�a� z szosy. Za�mia�em si� do swego odbicia w lusterku wstecznym. �Najwy�ej si� oka�e, �e Marynareczka spotka� znajomk�w z Zalewa. A raport�wka wyl�dowa�a na szosie dla g�upiego �artu...� Co� grozi�o Kusemu, a ja nie wiedzia�am, co ani jak temu zapobiec. Na razie mercedes jecha� nie budz�c nowy podejrze�. Spokojnie, cho� szybko. A ja ju� zd��y�em sam siebie przekona� do tego, �eby, jak tylko merc zwolni, wyprzedzi� go, zajecha� mu drog� i zmusi� do zatrzymania. Dalej mia�em symulowa� awari� Rosynanta i prosi� zatrzymanych o pomoc, a przy okazji zajrze� do merca i przekona� si�, co z Marynareczk�. Pi�kne to by�y plany, cho� przyznam, �e nieco fantazyjne. Ale na ich snuciu czas mija� szybko. Przemkn�li�my obok Elbl�ga, zostawili�my za sob� Pas��k. Jad�cych tak szybko jak my samochod�w by�o na szosie sporo, a ani jednej radarowej kontroli pr�dko�ci. Zbli�ali�my si� do Ma�dyt, gdzie krzy�uje si� z szos� warszawsko-gda�sk� szosa prowadz�ca z Olsztyna do Zalewa i dalej. �Teraz zwolnij, Pawe�ku - nakaza�em sobie w my�lach. - Za��my, �e Kusego tylko podwo��. Tu wysi�dzie, aby szuka� nowej okazji do Zalewa...� A je�li mercedes skr�ci do Zalewa, to mog�em dogoni� go szybko na bocznej szosie. Do Zalewa... Rzeczywi�cie przed skrzy�owaniem mercedes zwolni� i da� znak kierunkowskazem, �e skr�ca w prawo. Odetchn��em z ulg�. Dobrze! Grunt, �e nie powie�li Marynareczki dalej na Warszaw� czy nie skr�cili z nim na Olsztyn. Nie wiem dlaczego, ale mo�liwo�� wyrz�dzenia powa�niejszej krzywdy Kusemu przez wsp�mieszka�c�w Zalewa wyda�a mi si� ma�o prawdopodobna. Czy nie myli�em si�, mia�em si� przekona� niebawem. Do Zalewa zosta�o 11 kilometr�w... Pozwoli�em, aby mercedes odjecha� dalej do przodu. Tak, by majaczy� tylko przede mn� jako bia�a plamka w prze�witach mi�dzy przydro�nymi drzewami. Zobaczymy, czy ciekaw� oka�e si� w dalszym przebiegu �sprawa� floren�w. Jak dotychczas, pocz�tek zapowiada� j� obiecuj�co! Do Zalewa by�o ju� blisko. Bia�y mercedes jecha� tu wolniej. Du�o wolniej ni� na szosie warszawskiej, oko�o stu czterdziestu, stu sze��dziesi�ciu. Wystarczaj�co jednak szybko na t� w�sk�, kr�t� szos�, bym musia� skupi� si� na prowadzeniu Rosynanta, odk�adaj�c trosk� o Kusego na p�niej. Z�y los zdawa� si� zapomnie� zreszt� o mym podopiecznym. Bia�y merc nie zwalnia�, aby wyrzuci� ze swego wn�trza zw�oki czy tylko nieprzytomnego... I tak to trwa�o, a� zamajaczy�y przed nami pierwsze domy Zalewa. I tu stan��em przed wyborem, skoro los pozwoli� mi doprowadzi� Kus� Marynareczk� bezpiecznie z Gda�ska do Zalewa. Czy mia�em, nara�aj�c si� na zbytnie zainteresowanie za�ogi wioz�cego go mercedesa, jecha� dalej za bia�ym wozem? Czy te� powinienem na razie zrezygnowa�, ufaj�c, �e szcz�liwy traf pozwoli mi zetkn�� si� z Kus� Marynareczk� je�li nie dzi�, to jutro. Wi�cej czasu nie mia�em zamiaru po�wi�ca� florenom. Oczywi�cie by�o to tylko ograniczenie �na dzisiaj�. Na to, co o nowym etapie w odkryciu skarbu zalewskiego wiedzia�em teraz, a nie wiedzia�em specjalnie wiele. Najprawdopodobniej, gdyby nie dziwne zachowanie jad�cych mercedesem - nader uprzejme zabranie autostopowicza (po to tylko, �eby prawie zaraz po tym wyrzuci� jego raport�wk� na szos�) - ju� dawno by�bym w okolicy Ostr�dy, mo�e ju� zje�d�a�bym na olszty�sk� szos� prowadz�c� do Starych Jab�onek! No, ale skoro ju� jeste�my w Zalewie, to nale�a�oby rozejrze� si� nieco po tej szacownej miejscowo�ci, ponad miar� obdarzonej podczas wakacji turystami. Bia�y mercedes ju� dawno znikn�� mi sprzed oczu, gdy zaje�d�a�em przed kawiarni� i restauracj� �Ewingi� umieszczon� przez planist� i architekta w pi�trowym budynku w centrum Zalewa, w szacownym towarzystwie PKS-u, naprzeciwko piekarni i cukierni. Poczuwszy przyp�yw g�odu, kt�ry przypomnia� mi, �e tego dnia nie mia�em jeszcze nic w ustach opr�cz mro�onej herbaty w sklepie �Dukat� Andrzeja Mo�dzierza, skierowa�em swe kroki do restauracji. Pomimo obiadowej jeszcze pory bez wi�kszych k�opot�w uda�o mi si� znale�� wolny stolik pomi�dzy dojadaj�c� deser rodzin�, bodaj�e z Niemiec, a oczekuj�cymi na realizacje zam�wienia czterema w �rednim wieku mieszka�cami Zalewa. Zam�wi�em TZT, a wi�c Typowy Zestaw Turystyczny, czyli sma�on� w�tr�bk� z ziemniakami oraz sur�wk� i kefir. Zastanawia�em si� g��boko nad sytuacj�, w jakiej si� znalaz�em, a raczej w jakiej znalaz� si� Kusa Marynareczka. Dogrzeba� si� do kolejnej porcji z�ota z zalewskiego skarbu. Do z�otych floren�w!... Aby sprzeda� je najkorzystniej wybra� si� do Gda�ska. Nigdy jeszcze nie by� w �Dukacie�, Andrzej by go pami�ta�. Kto� musia� nada� Marynareczce adres, �e tam go nie oszukaj�... Ale Kusy nie wytrzyma� napi�cia, wystarczy�o, �e Mo�dzierz zapyta�, czy jest mo�e z Zalewa, a ju� umkn��! Czy jeszcze tego dnia pr�bowa� transakcji w innych sklepach numizmatycznych? Chyba tak. Andrzej swym pytaniem nie przestraszy� go a� tak bardzo, by si� wycofa� z podj�tej wyprawy na Wybrze�e. Tak wi�c za��my, �e Marynareczka sprzeda� floreny z godziwym zyskiem. Co dalej? Idzie na autostoop. Przypadkiem lub nie zatrzymuje si� mercedes z Zalewa. Prowadzi go lub jedzie w nim kto�, kto zna Kusego, inaczej nie zatrzyma�by si� tak �atwo. Marynareczka jest ju� zapakowany do wozu... Co dalej? Wygada� si� albo przyzna�, po co by� w Gda�sku. W raport�wce m�g� wie�� pieni�dze uzyskane za sprzedane floreny. To dlatego, pusta ju�, wyfrun�a przez okno. Pokonawszy ju� opornego mam nadziej�, Marynareczk� i zabrawszy mu pieni�dze, przywieziono go w pozornej zgodzie do Zalewa... �Mo�e floreny sprzedane ju� przez Kusego to tylko cz�� i to drobna tych, kt�re czekaj� na szcz�liwych znalazc�w w Zalewie. Kusy zna miejsce, gdzie ich szuka�, tylko z jakich� powod�w nie m�g� do niego dotrze�. O plan miejsca ukrycia wszystkich floren�w chodzi w�a�cicielowi mercedesa. Mo�e te� Marynareczka �wie za du�o�, nale�a�o go wi�c nastraszy�, �eby milcza�...� W zamy�leniu �u�em k�s �ykowatej w�tr�bki Gdybym tylko m�g� porozmawia� z Marynareczk�! Ale... �eby porozmawia� z nim, trzeba si� z nim zobaczy�. A �eby si� z nim zobaczy�, trzeba... Odwr�ci�em si� do przynosz�cej rachunki kelnerki. - Prosz� pani, kiedy jest w Zalewie rynek? - S�ucham? - Kiedy jest tutaj targ? - A cho�by jutro, w czwartek. - Dzi�kuj� pani. Pocz�tkowy plan dzia�ania mia�em u�o�ony... Ale najpierw do Starych Jab�onek, odpocz�� pod go�cinnym dachem �Andersa� i przemy�le� sobie wszystko raz jeszcze. Jad�c w stron� Starych Jab�onek rozmy�la�em, ile� to pracy i wysi�ku musieli w�o�y� Dowgia��owie, aby z podrz�dnego o�rodka PTTK stworzy� trzygwiazdkowy hotel �Anders� oraz osad� warmi�sk� �Anders� w Guzowym Piecu. Obecnie zesp� hotelu, usytuowany nad brzegiem jeziora Szel�g Ma�y, sk�ada si� z dw�ch budynk�w: zabytkowego pa�acu (19 pokoi, restauracja i bar), nowego hotelu z 60 pokojami i Fitness Centrum (kryty basen, si�ownia, sauna, solarium, gabinet masa�u) oraz kompleksu domk�w turystycznych o wysokim standardzie. Bardzo mi si� podoba�o, �e hotel opr�cz normalnych pokoi, w kt�rych mog�o nocowa� 16 go�ci, posiada cztery pokoje przystosowane dla os�b niepe�nosprawnych. Dla bogatszych �Anders� ma dwa apartamenty, a dla spragnionych odosobnienia 20 miejsc w ca�orocznych bungalowach i 100 miejsc w domkach turystycznych. �A kuchnia �Andersa�? - westchn��em i odruchowo obliza�em si�. - Kierowana przez Dariusza Struci�skiego (o kt�rym jeszcze b�dzie potem) przyprawia�a o rozkosze najwybredniejsze podniebienia!� Kompleks hotelowy oferuje go�ciom kort do tenisa ziemnego i boisko do siatk�wki pla�owej, bilard, wypo�yczalni� rower�w g�rskich oraz sprz�tu p�ywaj�cego, a tak�e przeja�d�ki konno w siodle i bryczkami. Ca�o�� terenu hotelu jest chroniona przez profesjonaln� firm�. W miejscowo�ci Guzowy Piec, dawnej osadzie warmi�skiej, w przebudowanej by�ej szkole mie�ci si� pensjonat otoczony przez luksusowo wyposa�one bungalowy, zwane tu �chatami�. Idealne miejsce dla kogo�, kto chce popracowa� w ciszy i skupieniu. A� �a�owa�em, �e go�cinni gospodarze �Andersa� zaprosili mnie do Starych Jab�onek, a nie do Guzowego Pieca! Tymczasem podje�d�a�em ju� do wjazdu na hotelowy parking i znajomy parkingowy grzecznie uchyliwszy czapki podnosi� szlaban. Odetchn��em g��boko powietrzem, w kt�rym wo� sosen miesza�a si� niepostrze�enie z zapachem jeziora. By�em wi�c w starych Jab�onkach, gdzie obiecywa�em sobie odwali� solidny kawa� mej historycznej pracy... Ale na razie cyt! Praca rozpocznie si� dopiero jutro. Dzi� jeszcze s�odkie lenistwo i nic wi�cej. Nawet o florenach pomy�la�em z pewn� niech�ci�. Zaszed�em do biura hotelu, kt�re mie�ci�o si� o dziwo w budyneczku nocnego klubu. Andrzej Dowgia��o by� akurat w Olsztynie. Jego �ona Wanda powita�a mnie nader uprzejmie obiecuj�c lada chwila powr�t m�a. - Co jak co, ale pieczony dzik ci�, Pawle, dzi� nie minie - za�mia�a si� Wanda. Musia�em widocznie drugi raz tego dnia obliza� si� ukradkiem, bo zawo�a�a: - Ech ty, �asuchu, �asuchu! Kawa�kiem pieczeni do piek�a by ci� przywiedli! Wsta�em i uk�oni�em si�. - Wypraszam sobie podobne insynuacje! Nie za kawa�ek pieczeni, ale za dzika i to pieczonego na wolnym ogniu w hotelu �Anders�. Za�miali�my si� z mego mo�e nienajzr�czniejszego komplementu, ale szczerego komplementu. Tymczasem nie tylko ja by�em tak wysokiego mniemania o kuchni i w og�le us�ugach �Andersa�. Na jednym z wielu wisz�cych na �cianie dyplom�w przeczyta�em: - Prezes Urz�du Kultury Fizycznej i Turystyki przyznaje pani Wandzie Dowgia��o dyplom za wybitne osi�gni�cia w dziedzinie rozwoju turystyki. Jacek D�bski. Warszawa, 27 wrze�nia 1998 roku. Pogaw�dzili�my jeszcze chwil�, ja zwierzy�em si� z �tajemnicy floren�w�, w kt�r� zreszt� Wanda nie bardzo wierzy�a i, poniewa� Andrzej nie nadje�d�a�, poszed�em do przeznaczonego dla mnie pokoju obmy� si� z trud�w przebytej drogi i przebra� do kolacji, po kt�rej wiele sobie obiecywa�em. R�ka mistrza wznios�a si�, b�ysn�o w promieniach zachodz�cego s�o�ca ostrze no�a, kt�ry pewnym ciosem wbi� si� w dymi�ce mi�siwo. Trysn�� wonny sok i zaskwiercza� na �arze. Pewny siebie, cho� skromny g�os o�wiadczy� licznie zebranym, �e dzik �ju� doszed��. Odpowiedzia� mu pe�en rado�ci wieloj�zyczny ch�r i szcz�k sztu�c�w. Nadesz�a chwila chwa�y pieczonego dzika, na kt�r� czeka� on tydzie� kruszej�c w marynacie. By�a to te� chwila chwa�y kuchmistrza Dariusza Struci�skiego, kt�rego wielki talent kulinarny, cho� jeszcze nie znany Europie i �wiatu (a by� na najlepszej drodze, aby da� pozna� si� �wiatowym smakoszom) odkry�a marynarka wojenna, w kt�rej pan Dariusz pe�ni�c funkcj� kucharza ods�ugiwa� obowi�zkowe trzy lata �woja�. Im d�u�ej s�u�y�, tym bardziej przygotowanie efektownych i smakowitych da� i posi�k�w dla coraz wy�szych stopniami szar� mu powierzano. A� wreszcie nadszed� dzie�, kiedy to wysoki rang� dow�dca powiedzia� Struci�skiemu: - S�uchajcie no, jak ten bankiet wypali, to p�jdziecie wcze�niej do cywila. Wiele pracy i stara� po�wi�ci� nasz bohater, aby dogodzi� admiralskim podniebieniom. A gdy bankiet zachwyci� je wszystkie... Nie, sprawiedliwo�ci na tym �wiecie nie ma! - Zostaniecie do ko�ca s�u�by, Struci�ski - us�ysza� tw�rca bankietu w�r�d wielu pochwa�. - Zbyt wielk� strat� ponios�aby polska marynarka wojenna, gdyby�cie teraz odeszli. Wyszkolicie przynajmniej nast�pc�w! Ja tu rozpisuj� si� o perypetiach kuchmistrza Struci�skiego, a Czytelnik zapewne �link� �yka: �Jak�esz to ten dzik smakowa�?� I tu przyznam si� do literackiej pora�ki. Nie opisz�. C�, nie ka�dy jest Mickiewiczem, kt�ry potrafi� zwyk�ego bigosu odda� �wo� cudn��. A gdzie� potrawie z pospolitej kapusty do zapachu i smaku dzika pieczonego na �ywym ogniu, skrusza�ego przez czas odpowiedni w marynacie? Tak wi�c pozostaje Ci, drogi Czytelniku, tylko przy najbli�szej okazji wybra� si� do hotelu �Anders� w Starych Jab�onkach i tam zapachem i smakiem sprawdzi�, czy moje zachwyty nie by�y przesadzone. Tymczasem my z pa�stwem Dowgia��o zasiedli�my nad solennymi porcjami dziczyzny i zacn� butelk� w�gierskiego czerwonego wina wytrawnego �Egri Bikaver�. Po pierwszych rozkoszach podniebienia pozwoli�em sobie wznie�� toast za wszystkich poszukiwaczy skarb�w. Toast zosta� spe�niony w nale�ytym skupieniu. - Ty naprawd� wierzysz w te floreny? - u�miechn�a si� Wanda. - Jakie floreny? - zaciekawi� si� Andrzej. - Nic o nich nie wiem. Opowiadaj, Pawle. Odpowiedzia�em wiec o perypetiach Kusej Marynareczki i o mych nadziejach z nimi zwi�zanych. - Powodzenia! - wzni�s� toast Andrzej. Wychyli�em kieliszek w milczeniu. - Nie dzi�kuje, bo to pono� przynosi pecha. Ale zaraz... taka ze mnie gapa, to wszystko przez uroki pieczonego dzika! Przecie� mam taki floren tu ze sob�, mog� go wam pokaza�. - Chce ci si� fatygowa� do pokoju? - zdziwi�a si� Wanda. - Ale� nie musz� fatygowa� si� do pokoju � odpowiedzia�em. - Mam go tu ze sob�, w kieszonce kurtki. O, zobaczcie... I z�ota moneta potoczy�a si� po stole. Tak jak rankiem tego dnia po ladzie sklepu numizmatycznego �Dukat� na D�ugim Targu w Gda�sku. Patrzy�em na ni� jak urzeczony. Dok�d �potoczy si� zloty kr��ek. Czy zabierze mnie ze sob�? ROZDZIA� DRUGI POZNAJ� �UKASZA �OBOCKIEGO � TARG W ZALEWIE � UCIECZKA JANA KOWALIKA � SZAJKA J�ZEFA BAZIAKA � NAD GROBEM ZBIGNIEWA NIENACKIEGO � D�BY PISARZA I ICH TAJEMNICA Wyruszy�em ze Starych Jab�onek po sutym �niadaniu przy stole �szwedzkim� nie za wcze�nie, tak, �eby na targu w Zalewie zjawi� si�, �e tak powiem, w pe�nym jego rozkwicie, czyli oko�o jedenastej. Niestety tu� przed celem mej wyprawy, czyli Zalewem, tam gdzie przy boisku pi�karskim zbiegaj� si� szosy z Ostr�dy i Susza Rosynant zaturkota� i �ci�gn�� w prawo. Zakl��em z cicha pod nosem, jak to zwykli czyni� samochodziarze w takich sytuacjach: z�apa�em gum�! Mia�em nad innymi kierowcami t� przewag�, �e mog�em pos�u�y� si� urz�dzeniem do sta�ego uzupe�niania powietrza w przebitej d�tce, w jakie wyposa�ony by� Rosynant. Ale wola�em, skoro nie by�o ku temu potrzeby, by wszystko zosta�o zrobione �po staremu�. To znaczy wymiana dziurawego ko�a na zapasowe, znalezienie warsztatu wulkanizacyjnego i oddanie d�tki do za�atania. Dzie� targowy o�ywi� moj� nadziej�, �e znajd� w Zalewie przynajmniej jeden czynny warsztat. Ha, spodziewa�em si� sporej kolejki i d�ugiego czekania na napraw� ko�a. Ale nie przejmowa�em si� tym zbytnio. Ostatecznie niewa�ne, gdzie Rosynant mia� czeka� na mnie, podczas gdy b�d� szuka� Kusej Marynareczki! Zjecha�em na pobocze, zaci�gn��em hamulec r�czny i wyskoczy�em z Rosynanta. Z baga�nika wyci�gn��em klucz do odkr�cania �rub ko�a i podno�nik... - Co, kicha posz�a? - us�ysza�em wypowiedziane �yczliwym, pe�nym troski g�osem. Obejrza�em si� przez rami�. Obok Rosynanta sta� wsparty o g�rski rower nastolatek w pe�nym kolarskim rynsztunku, na kt�ry opr�cz kasku, kostiumu, ochraniaczy i r�kawiczek sk�ada�a si� ogromna ilo�� reklamowych naklejek i naszywek, kt�re przyozdabia�y rower oraz barwny ju� i tak str�j m�odego cyklisty. - Widzisz chyba! - odpowiedzia�em opryskliwie. Ale kt�rego to kierowc� sta� na uprzejmo��, podczas gdy czeka go rozprawienie si� z brudnym ko�em, a przypadkowy, zadowolony z siebie kibic zadaje mu g�upie pytania. - Mo�e pom�c? - nie zrazi� si� ch�opak i ju� uk�ada� w rowie swego stalowego rumaka. - Obejdzie si� - odburkn��em, w gruncie rzeczy zadowolony z tej oferty. - To i tak pomog� - u�miechn�� si� ch�opak. Ju� bez komentarza zaj��em si� podno�nikiem. M�j nieoczekiwany pomocnik chwyci� za klucz, za�o�y� go na pierwsz� ze �rub mocuj�cych ko�o i stan�� na nim. �ruba �pu�ci�a�. Ten sam manewr powt�rzy� jeszcze tylko trzy razy. Teraz, �ruby odkr�ca�y si� ju� lekko. Unios�em, podno�nikiem bok Rosynanta w g�r�. - Nazywam si� �ukasz �obocki - przedstawi� mi si� ch�opak nie przestaj�c odkr�cania �rub. - Mi�o mi. Pawe� Daniec - sapn��em wytaczaj�c z baga�nika zapasowe ko�o. Pomog�em �ukaszowi za�o�y� je na miejsce przedziurawionego. Dokr�cili�my �ruby i ju� Rosynant stan�� na czterech ko�ach, a ja mog�em umy� r�ce w wodzie z karnisterka, kt�ry zawsze wo�� ze sob�. Znalaz�a si� te� w zbiorniczku benzyna, aby m�j pomocnik m�g� przemy� swe r�kawiczki. - Pi�kny g�rski rower - obejrza�em pojazd �ukasza - tymczasem g�r jako� tu nie widz�. Ch�opak �achn�� si�. - Strome pag�rki si� znajd�, jak w sam raz na trudn� jazd�. No i sama jazda po terenie nie jest �atwa. - Po terenie? - uda�em zdziwienie. - To� tu szosa g�adka jak st�! �ukasz u�miechn�� si�. - �wiczy�em na niej szybko�ci�wk�. Ale reszta treningu to polne drogi i le�ne �cie�ki. Zapyta�em go, cho� odpowied� mog�a by� tylko jedna: - Jeste� z Zalewa? - Tak. - Uczysz si� tutaj? - W�a�nie sko�czy�em drug� klas� gimnazjaln� w Mor�gu. A pan to pewnie turysta, do Zalewa na targ po jakie� ciekawostki? - To taki s�ynny targ, �e zje�d�aj� si� na niego tury�ci? �ukasz zdmuchn�� jaki� py�ek z ramy swego roweru. - S�ynny nie s�ynny, ale ciekawe rzeczy si� na nim trafiaj�. Popatrzy�em na niego spod oka. - Na przyk�ad floreny? Machn�� oboj�tnie r�k�. - Floreny i ca�y cyrk z nimi zwi�zany to ju� przesz�o��. Tylko symbol. Ja sam trenuj� do wy�cigu �O Z�oty Floren� i mam nadziej� wybra� go w kategorii junior�w m�odszych. Za�mia�em si�. - To tylu kolarzy jest w Zalewie, �e a� op�aca si� urz�dza� dla nich wy�cigi? Szarpn�� kierownic� swego roweru. - O, zjedzie si� tu nas ca�a kupa, do��cz� wczasowicze. B�dzie wy�cig jak ta lala! Nie mog�em oprze� si� drobnej z�o�liwo�ci: - Dla g�rskich kolarzy wy�cig bez g�r? �ukasz obruszy� si�. - I u nas da si� wytyczy� trasy, na kt�rych niejeden zaryje nosem W ziemi�! A �O Z�oty Floren� zawsze warto powalczy�! Uda�em zak�opotanego: - A na targu nie mo�na go kupi�? M�j rozm�wca roze�mia� si�: - Jeszcze par� lat temu by�o to �atwe. Teraz to i ludzie ostro�niejsi, bo dobrze wiedz�, �e taki handel florenami jest zabroniony. I co kto mia� z floren�w, to je po cichutku wyprzeda�. Ale je�li ma pan szcz�cie i sporo got�wki, to kto wie... Westchn��em. - Szcz�cie to mo�e i mam. Ale z fors� raczej u mnie krucho. �ukasz popatrzy� na Rosynanta podejrzliwie. - Biedni nie je�d�� takimi wozami. Pokr�ci�em g�ow�. - Bywa, �e je�d��. To m�j wierny Rosynant. Co� kusi�o mnie, aby zapyta� ch�opca o Kus� Marynareczk�, ale powstrzyma�em si�. Wida� te� by�o, �e �ukasz powstrzymuje si� od zadania mi jakiego�, zapewne wa�nego dla niego, pytania. - To do zobaczenia w Zalewie - si�gn�� po rower - a gdyby zechcia� pan za�ata� d�tk�, to najlepszy jest warsztat Sikorskiego na ��kowej. Ka�dy w Zalewie poka�e, jak trafi�. Wsiad� na rower i skr�ci� na �cie�k� w�r�d zaro�li. Dopiero teraz u�wiadomi�em sobie, �e nie podzi�kowa�em �ukaszowi �obockiemu z Zalewa za tak nieoczekiwane wyr�czenie mnie w niemi�ej robocie. Wgramoli�em si� do Rosynanta i ruszy�em w strony miasteczka. Targ w Zalewie nie r�ni� si� niczym od podobnych w innych miasteczkach. Tam pokwikiwa�o prosi�, �wdzie gdaka�a przera�ona kura. Producenci odzie�y, wielce kolorowej oczywi�cie, i obuwia, porozk�adali swe skarby i porozwieszali je na zmy�lnie skonstruowanych wieszakach. Wielu mieszka�c�w Zalewa, a i zapewne turyst�w, t�oczy�o si� przed straganami. W�r�d sprzedaj�cych nic zabrak�o te� go�ci zza wschodniej granicy. Co raz s�ysza�o si�: �Cigarety!� albo �Wodku choczesz?� Skierowa�em si� w ten rejon targowiska, gdzie bytuj� jego najbardziej �tajemniczy� sprzedawcy. Mo�na tu kupi� klucz nie pasuj�cy do �adnego zamka, p�kni�t� fajk�, star� maszynk� do mi�sa i zardzewia�e �o�ysko oraz wiele przedmiot�w nie wiedzie� do czego s�u��cych. Czekaj� w ciszy a� nadejdzie ich dzie�. I pewne jest, �e taki dzie� nadejdzie dla niewymiarowej uszczelki czy przekr�conego kranu. Nie musia�em d�ugo szuka�. Nad stert� rupieci, na kt�rej kr�lowa� zegar o p�kni�tym cyferblacie i pozbawiony wskaz�wek, ujrza�em Kus� Marynareczk�. Od niechcenia pogrzeba�em w jego �skarbach�. - Pan uwa�a? - o�ywi� si� od razu. - Szukam floren�w. Najlepiej w dobrym stanie - popatrzy�em srogo na niego. Cofn�� si� i nerwowo potar� przeguby wystaj�ce z przykr�tkich r�kaw�w. - Te� mi �arty! Sk�d floreny?! Jeszcze par� lat temu mo�e bym dla pana co� znalaz�, ale dzisiaj? Wyci�gn��em z kieszeni wiatr�wki notes i d�ugopis. - Imi� i nazwisko! - Ale... - Odpowiadajcie, p�ki grzecznie pytam. Sprawdzi�em wielokrotnie, �e zwracanie si� do kogo� przez �wy�, a nie per �pan� w dziwny spos�b podporz�dkowuje nagabywanego pytaj�cemu. - Kowalik - Kusy nerwowo prze�kn�� �lin�. - Kowalik Jan. - Tak wi�c, Janie Kowaliku, nie zasuwajcie mi tu bajeczek, �e floreny w Zalewie to ju� przesz�o��. Nie dalej jak wczoraj pr�bowali�cie sprzeda� jeden w sklepie numizmatycznym �Dukat� na D�ugim Targu w Gda�sku. Istnieje podejrzenie, �e z�otych monet mieli�cie ze sob� wi�cej. Podskoczy�, jakbym go uk�u�. - Ale ja tylko tego jednego mia�em i jak go sprzeda�em, to ca�� fors� stara wzi�a. Jej spytajcie - p�aczliwie si�kn�� nosem. Uda�em, �e zagl�dam do notesu. - Zn�w k�amiecie, Kowalik. Jeden floren zostawili�cie bez zap�aty w �Dukacie� uciekaj�c ze sklepu. Teraz m�wicie, �e sprzedali�cie i wasza �ona to potwierdzi. To ju� b�d� dwa floreny. A co� mi si� widzi, �e by�o ich jeszcze wi�cej. No, m�wcie, jak to by�o naprawd� z pozosta�ymi cennymi monetami... bo porozmawiamy sobie inaczej - uderzy�em d�ugopisem w notes. K�tem oka dostrzeg�em, �e opodal �ukasz �obocki wsparty o sw�j pojazd przegl�da zawarto�� straganu z cz�ciami rowerowymi. �Czy�by pods�uchiwa�?� - pomy�la�em. Ale nie mia�em czasu zajmowa� si� nim, Kusa Marynareczka, czyli Jan Kowalik, zastosowa� bowiem sw�j ulubiony manewr i rzuci� si� do ucieczki. Skoczy�em za nim nadziewaj�c si� na rower �ukasza i przewracaj�c si� z nim jak d�ugi. Wok� rozleg�y si� �miechy. Poderwa�em si� wi�c szybko na r�wne nogi, jak gdyby nic si� nie sta�o. Otrzepa�em spodnie. Tymczasem Kusy znikn�� w barwnym jarmarcznym t�umie. - On zawsze tak - pokiwa� g�ow� jego s�siad - narozrabia i pryska. Ale �eby ucieka� przed w�adz�, no, no... - Ju� ja go znajd� - godnym ruchem schowa�em notes do kieszeni. - A wy przypilnujcie tymczasem jego rzeczy - zwr�ci�em si� do podziwiaj�cego odwag� Kusego jego s�siada. - Si� robi, panie w�adzo - zasalutowa� do wytartej maciej�wki. - A ty chod� ze mn� - kiwn��em w�adczo palcem na �ukasza. Skr�cili�my mi�dzy stragany. - Ciebie co tu nosi? - warkn��em. - Szpiegujesz, mnie?! - Rynek jest dla wszystkich panie... panie w�adzo - odpar� ze �miechem ch�opak i ju� wiedzia�em, �e ani przez chwil� nie wierzy� w moj� mistyfikacj� z policj�. - A ju� mo�e najmniej dla podszywaj�cych si� pod policj�. St�umi�em �miech. - Czy ja si� podszywa�em? - A w jaki to spos�b nap�dzi� pan tyle strachu G�upiemu Jasiowi? - Dlaczego m�wisz o Kowaliku �G�upi Jasio�? - Bo wszyscy go tak nazywaj�. Ale swoj� m�dro�� to on ma! Jeszcze przekonaj� si� zalewiacy! I nie tylko oni. Spojrza� na mnie z ukosa. - A pan kim jest? Bo to, �e nie policjantem dam sobie r�k� uci��. Dziennikarzem? Teraz ja si� roze�mia�em. - Ciep�o, ale nie gor�co. Owszem, zdarza mi si� pisywa� do prasy, ale s� to cz�ciej specjalistyczne periodyki ni� dzienniki Jestem historykiem sztuki. Na twarzy ch�opca odbi�o si� zmieszanie. - To... Czy zna pan pana Tomasza? Skin��em g�ow�. - Tak. �ukasz klasn�� w d�onie. - Jasne! Jaki ja by�em g�upi! Ten przerobiony jeep. Zainteresowanie G�upim Jasiem. Pan tropi floreny z Zalewa! Czy pan Tomasz te� tu przyjedzie? Za�mia�em si� cicho. - Nie. Pan Tomasz, m�j prze�o�ony, ma inne sprawy na g�owie. Przyznam, �e i ja florenami zainteresowa�em si� przy okazji. A ty sk�d znasz pana Tomasza? - Zna� to nie znam. Raz pokaza� mi go Marek tu w Zalewie. Pan Tomasz cz�sto przyje�d�a� do Jerzwa�du za �ycia mieszkaj�cego tam pisarza Zbigniewa Nienackiego, z kt�rym Marek by� w wielkiej przyja�ni. - Kto to jest Marek? I dlaczego m�wisz o jego przyja�ni z pisarzem w czasie przesz�ym? Pok��cili si�? �ukasz u�miechn�� si� nieweso�o. - Marek to m�j starszy brat. A dlatego m�wi� �by��, �e obaj z pisarzem nie �yj�. W miesi�c po �mierci pisarza Marek zabi� si� jad�c zbyt szybko swoj� jaw�. Nasze szosy s� zdradliwe. Milczeli�my przez chwil�. Wreszcie �ukasz odezwa� si�: - Ja to tam by�em ma�y konus, ale z Marka pan Nienacki chcia� zrobi� pisarza. Swego nast�pc� - m�wi�. - Ale mimo wielkiego szacunku, jaki ten mia� do pisarza, stch�rzy� i zamiast studiowa� filologi�, wybra� weterynari� na olszty�skiej Akademii Rolniczo-Technicznej. Dziwne, bo nauki pisarza ceni� m�j brat wy�ej ni� nauczycieli w szkole. Ba, nawet bardziej ceni� ni� zdanie rodzic�w. Ka�d� chwil�, kiedy tylko m�g�, przesiadywa� w Jerzwa�dzie. Pan Nienacki te� bardzo lubi� Marka i rozmowy z nim. Rozmawiali, jak Marek m�wi�, o ludzkich my�lach, s�owach i uczynkach. Ale dopiero na pogrzebie pisarza Marek dowiedzia� si� od pana Tomasza, �e Nienacki zamierza� zrobi� z niego t�giego pisarza. O rany! Ja tu gadam i gadam o Marku, a pan pewnie my�li o florenach! Po�o�y�em mu r�k� na ramieniu. - Nie przejmuj si�. Zagadka odkrycia nowych floren�w przez Jasia Kowalika to nie a� taka wa�na sprawa. Wyszli�my z rynku. �ukasz obejrza� si� za przeje�d�aj�cym bia�ym mercedesem. - Czasem szukaj�c starych floren�w mo�na natkn�� si� na co� nowego i znacznie ciekawszego. Ma�e Zalewo te� mo�e mie� swoj� wielk� tajemnic� - powiedzia� zagadkowo. Popatrzy�em na niego uwa�nie. - No m�w, co z t� tajemnic�. �ukasz nabra� powietrza w p�uca. - Bo m�ody Baziak, J�zek, wyprowadzi� si� od starych i wynaj�� domek na Cichej od Andrzejewskich, co to wyjechali do Libii na sta�. Go�ci w nim trzech kolesi. To jacy� obcy. Dziwne, �e dziewczyn sobie nie sprowadzaj� na balangi. A �e ich forsa pochodzi ze sprzeda�y floren�w, to chyba jasne, bo ka�dy z nich nosi florena na z�otym �a�cuszku. A ka�dy floren naci�ty, tylko ka�dy w innym miejscu. - Masz dobre oko. - Jak si� chce, to du�o mo�na zauwa�y�. I jak tak patrz�, to my�l� sobie, �e dobrze by�oby nie szuka� ju� nowych floren�w, a zainteresowa� si� tymi, co Baziak i sp�ka nosz� na szyjach. - Dlaczego tak s�dzisz? - Bo my�l�, �e mog� one doprowadzi� do jakiego� szwindla, kt�ry Baziak szykuje. �ypn�� na mnie okiem. - Pan Tomasz nie przepu�ci�by takiej okazji - powiedzia� cicho. Trzepn��em go lekko po kasku. - Nie podpuszczaj! - Ale ja!... - Ju� dobrze, dobrze. Mianuj� ci� moim stra�nikiem wszystkich tajemnic Zalewa, na czele z afer� Baziaka - poda�em mu wizyt�wk�. - Masz tu m�j numer telefonu kom�rkowego, pod kt�ry mo�esz dzwoni� w dzie� i w nocy! - Pan �artuje, a ja naprawd�! - �achn�� si� ch�opak. U�miechn��em si� do niego i wyci�gn��em r�k�. - Ja te� nie �artuj�. Ale przyznasz chyba sam, �e �ledzenie kogo� tylko dlatego, �e nosi numizmatyczne wisiorki, to lekka przesada. Dowiedz si� czego� bardziej konkretnego o przest�pczych planach Baziaka, czy jak tam zwie si� ten �otr, a na pewno b�dziesz m�g� liczy� na moj� pomoc. No, zgoda? Za�mia� si� i mocno u�cisn�� podan� mu d�o� - Dok�d si� pan teraz wybiera, je�li mo�na wiedzie�? - Do Starych Jab�onek, gdzie jeszcze kilka dni b�d� mieszka� w hotelu �Anders�. Ale najpierw zajad� do Jerzwa�du - Na gr�b pana Nienackiego. - Tak. Chcia�bym z�o�y� kwiaty od pana Tomasz i od siebie oraz zapali� znicz. - Czy m�g�bym pojecha� z panem? - M�g�by�. Ale chyba nie w tym stroju kolarza i z rowerem. Wzruszy� ramionami. - Str�j jak str�j. A rower mo�na zapakowa� na tylne siedzenie pa�skiego, jak go pan zwie, Rosynanta i nie b�dzie pan musia� odwozi� mnie z powrotem. Popeda�uj� sobie do Zalewa. Chyba, �e boi si� pan ubrudzi� tapicerk�. Poniewa� nie mia�em takich obaw, pow�drowali�my do warsztatu pana Sikorskiego, gdzie czeka�o ju� na nas za�atane ko�o. Kupiwszy po drodze znicze i kwiaty ruszyli�my w niedalek� bo licz�c� 11 kilometr�w drog� do Jerzwa�du. Cmentarz znajduje si� po prawej stronie szosy, u skraju wsi. Do grobu Zbigniewa Nienackiego idzie si� prost� alejk� od wej�cia a� w cie� wysokich lip. Na prostej p�ycie z br�zowego granitu wyryto krzy� i napis: �p. Zbigniew Nowicki-Nienacki 1929-1994 Pisarz Z�o�y�em bukiet r� i zapali�em znicze. W ciszy i skupieniu pomodlili�my si� za zmar�ego. Wychodzili�my ju� z cmentarza, gdy zapyta�em id�cego z pochylon� g�ow� �ukasza: - Czy m�g�by� mi pokaza� dom, gdzie mieszka� Zbigniew Nienacki. Wiem, �e by�y plany urz�dzenia tam muzeum po�wi�conego tw�rczo�ci pisarza, ale w ostateczno�ci kupi� go kto� na letni wypoczynek... - Ale� ch�tnie - o�ywi� si� ch�opak - podjedziemy. To kawa�eczek, na skraju wsi. Rzeczywi�cie dom Nienackiego by� ostatnim domem w Jerzwa�dzie. Ma�y, zbudowany z czerwonej ceg�y i kryty dach�wk�. Werand� oplata�y pn�ce si� r�e. Za ma�ym podw�rkiem sta�a szopa - gara� na dwa samochody i rozci�ga� si� widok na Jezioro P�askie, odnog� Jezioraka. ��ka po prawej prowadzi�a do kana�u, gdzie, jak wiem, w swoim czasie cumowa�a �agl�wka �Pan Samochodzik�. Teraz by�o tam pusto. Na murze domu przy wej�ciu widnia�a tabliczka z napisem: W tym domu w latach 1967-1994 �y� i pracowa� pisarz Zbigniew Nienacki Wci�� w milczeniu, jakby czuj�c obecno�� ducha pisarza w�r�d nas, zawr�cili�my do Rosynanta. Wreszcie zdecydowa�em si� przerwa� milczenie i zapyta�em �ukasza: - Czyta�e� ksi��ki pana Zbigniewa? Popatrzy� na mnie zdumiony, �e pytam o rzecz tak oczywist�. - Ale� tak. Ca�� seri� przyg�d Pana Samochodzika i to po kilka razy. Urz�dzali�my konkursy, kto lepiej zna� ich tre��. A pan? Pan nie czyta� �Samochodzik�w�? - W dzieci�stwie i wczesnej m�odo�ci zaczytywa�em si� nimi. A i potem, w chwilach, gdy obrzyd� mi �wiat doros�ych, ch�tnie si�ga�em po przygody pana Tomasza. A� los sprawi�, ze zosta�em jego wsp�pracownikiem. Ch�opak a� podskoczy�. - To przygody Pana Samochodzika s� prawdziwe? Skin��em mu z u�miechem g�ow�. - Oczywi�cie. Ale nie mo�esz zapomnie�, �e do stopnia, od jakiego zaczyna si� swobodna wyobra�nia pisarska pana Nienackiego. To co, po�egnamy si� chyba. Do zobaczenia na tropie szajki Baziaka? Ch�opiec sta� wpatrzony w ziemi�. Wreszcie odezwa� si� powoli, jakby prze�amuj�c wewn�trzny op�r: - Jeszcze nie. Skoro jest pan przyjacielem pana Tomasza i tak wysoko ceni tw�rczo�� pana Nienackiego, to musz� pokaza� panu jedn� z tutejszych tajemnic, w kt�r� wprowadzi� mnie m�j brat ju� po �mierci pisarza. Chyba, �e nie jest jej pan ciekawy? - By� nieciekawym tajemnicy? Za nisko mnie cenisz brachu. Dawaj mi j�, gdziekolwiek ona jest! �ukasz roze�mia� si�. - Zaraz j� pan zobaczy. Musimy tylko kawa�ek przejecha� si� samochodem, cho� pieszo w�a�ciwiej by by�o do niej i��, ale czasu szkoda. - Dok�d mamy jecha�? - Najpierw prosto szos� za kana�, a potem obok le�nicz�wki drog� przez las. Pojechali�my wed�ug wskaz�wek �ukasza. Wreszcie otworzy�a si� przed nimi polana poro�ni�ta m�odnikiem. Ch�opiec poprosi� �ebym zatrzyma� Rosynanta. Wy��czy�em silnik. - Pora teraz na twoj� tajemnic�. Ch�opiec wpatrywa� si� przed siebie skupiony. - Nie moj�. Ja tylko b�d� stara� si� by� jej wart. A ma j� pan przed sob�. Spojrza�em przez przedni� szyb�. Las jak las. Tyle, �e na kraw�dzi ros�y cztery dorodne d�by. �ukasz wysiad� z samochodu. Wysiad�em i ja. - O te d�by ci chodzi? - spyta�em. Z powag� skin�� g�ow�. - Tak. To d�by pisarza. Tutaj przychodzi� pan Nienacki szuka� natchnienia. Ja by�em tutaj tylko raz. Ju� po �mierci pisarza przywi�z� mnie tu Marek. Opowiedzia� mi o rozmowach prowadzonych tu z panem Zbigniewem i o tajemnicy, kt�ra jest w tych drzewach ukryta. Obiecywa� wprowadzi� mnie w ni�, gdy b�d� ju� doros�y. Nauczy� mnie pierwszych s��w jej zakl�cia czy te� wprowadzenia. - I jak one brzmia�y? - zainteresowa�em si�. Popatrzy� na d�by, a potem wyrecytowa� �ciszonym g�osem: - Masz du�o, do�� i zostaw, a� przyjdzie inny... To tylko tyle - �ukasz w zak�opotaniu zatar� r�ce. - Wi�cej mi ju� Marek nie powie. Ale zosta�y pami�tniki. Na pewno notowa� w nich swoje rozmowy z pisarzem. By�y przecie� dla niego takie wa�ne. Dotychczas nie zagl�da�em do nich, bo, mo�e pan si� za�mieje, to taka nasza rodzinna �wi�to��. Nawet tutaj nie przyje�d�a�em. Ale teraz, po spotkaniu z panem, zmieni�em zdanie. Przeczytam pami�tniki brata. Na pewno znajd� w nich dalszy ci�g zakl�cia czterech d�b�w. Podeszli�my do drzew, w kt�rych cieniu i szumie pisarz szuka� natchnienia, a mo�e znalaz� co� jeszcze, bo przecie� powiedzia� swemu uczniowi tutaj: �Masz du�o, do�� i zostaw, a� przyjdzie inny...�. Co te� da�y, na jakie tory skierowa�y my�li pisarza cztery d�by? �ukasz opar� si� o jeden z nich i zapatrzy� w jego koron�. Po chwili, jakby zawstydzony oderwa� si� od pnia i spojrza� na mnie. - To... to ju� chyba b�dziemy wraca�. Teraz ja opar�em si� o chropaw�, nagrzan� s�o�cem kor� drzewa i dopiero po chwili odpowiedzia�em r�wnie jak �ukasz �ciszonym g�osem: - Mo�emy. �egnajcie, d�by pisarza. Kto wie, czyim natchnieniem jeszcze b�dziecie, komu wyjawicie swoj� tajemnic�? Rozstali�my si� z �ukaszem na skrzy�owaniu szos. Ch�opak wraca� do Zalewa, ja jecha�em przez I�aw� i Ostr�d� do Starych Jab�onek. Odje�d�a�em, a �ukasz wci�� jeszcze sta� wsparty o rower i macha� mi na po�egnanie. Co� mi m�wi�o, �e tylko czeka, bym znikn�� za zakr�tem, a on sam zawr�ci i pojedzie do czterech d�b�w. Nie mia�em zamiaru mu w tym przeszkadza�. Dobrze jest czasem w �yciu kierowa� si� marzeniami. A co do spraw �s�u�bowych�, to um�wili�my si�, �e jak tylko �ukasz zwietrzy co� podejrzanego w zachowaniu Baziaka i jego szajki, od razu zatelefonuje do mnie. ROZDZIA� TRZECI SZTORM NA JEZIORZE P�ASKIM � CHRISTINE WITTECK - KRYSTYNA WITEK � PRACA W HOTELU �ANDERS� Jecha�em nie spiesz�c si� szos� na I�aw� przez las nad brzegiem Jeziora P�askiego, odnogi Jezioraka, najd�u�szego jeziora w Polsce. A w g�owie mia�em, tak kto� kiedy� ten stan umys�u trafn

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!