4179

Szczegóły
Tytuł 4179
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4179 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4179 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4179 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PAWE� MOSSAKOWSKI WIECZORY I PORANKI Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 SCENA 1 Ca�a sztuka rozgrywa si� w mieszkaniu Andrzeja, kt�re sk�ada si� z obszernego pokoju, korytarza, kuchni i �azienki. W k�cie pokoju, oddzielonego od reszty pomieszczenia (tzw. wn�ka sypialniana), znajduje si� szeroki tapczan; na �rodku, naprzeciwko okna stoi biurko z komputerem; po lewej stronie sk�rzany komplet (kanapa i dwa fotele), i niewielki stolik, naprzeciwko kanapy telewizor i wie�a stereo. Du�a p�ka z ksi��kami i p�ytami CD. Obok stoliczek z telefonem i pod��czon� do� automatyczn� sekretark�. Za drzwiami gitara i narty. W pokoju, kt�ry �wiadczy o og�lnej zamo�no�ci gospodarza, panuje obecnie spory ba�agan; ��ko jest niepo�cielone, na �rodku walaj� si� skarpetki, stare gazety i pusta butelka po wodzie mineralnej. Zgrzyt klucza w zamku. Wchodzi Andrzej z Monik�. Andrzej ma ok. 35 lat, pocz�tki nadwagi, interesuj�cy raczej ni� klasycznie przystojny, Monika jest o ok. 10 lat m�odsza, zdecydowanie atrakcyjna. ANDRZEJ: No to jeste�my. Tylko si� nie przestrasz. MONIKA: S�ucham? (Andrzej zapala �wiat�o, oczom Moniki ukazuje si� ogrom panuj�cego tu ba�aganu). A, rozumiem... ANDRZEJ: ( usprawiedliwiaj�co) Nie zd��y�em ju� tu wpa�� przed ca�� t� imprez�... ( wyra�nie zmieszany) Wiesz co? Zr�bmy tak: ty zamkniesz oczy i otworzysz dopiero, jak ci powiem. OK? MONIKA: ( lekko rozbawiona) A mo�e pro�ciej b�dzie, jak p�jd� na chwil� do �azienki? ANDRZEJ: �wietny pomys�! Tamte drzwi na lewo. Tylko... ( waha si�) MONIKA: ( domy�lnie) Dobrze, dobrze... ju� nic mnie nie przestraszy. ( znika w �azience, Andrzej rzuca si� do gor�czkowych porz�dk�w, �ciele ��ko, upycha skarpetki pod kanap�, rulon gazet wrzuca do kosza, itd. W trakcie porz�dk�w odtwarza nagrania z sekretarki automatycznej: Cze�� Andrzejku. M�wi Piotr Maszewski. S�uchaj, zapomnia�em ci powiedzie� na tej imprezie... po twoim wyj�ciu dzwoni� cz�owiek z MARS-a i prosi� o selling line na jutro rano...) ANDRZEJ: O, kurwa... G�OS: Tak, oczywi�cie... Troch� p�no si� obudzi�, ale spr�buj jednak co� wymy�li�. Co to zreszt� dla ciebie. Do jutra... ( bip. W��cza si� kobiecy g�os �Cze��, m�wi Wanda. Chcia�abym si� 5 dowiedzie�, czy przyjdziesz jutro zobaczy� si� z Julci�. Zadzwo�, je�eli...� Monika wychodzi z �azienki, Andrzej po�piesznie przerywa nagranie) ANDRZEJ: ( zataczaj�c r�k� kr�g) Lepiej? MONIKA: Du�y post�p. Mo�na nawet usi���... ANDRZEJ: To siadaj... gdzie chcesz... Tu czy tam ( maj�c do wyboru kanap� i fotel, Monika wybiera ten ostatni. Andrzej podchodzi do wie�y) Czego chcesz pos�ucha�? MONIKA: Najch�tniej niczego. ANDRZEJ: ( zdziwiony) Niczego? �adnej muzyki, powa�nie? My�la�em, �e jako czo�owa did�ejka radia �Stolica�... MONIKA: ( wpadaj�c w s�owo) Och, daj spok�j. Jakby� p� dnia siedzia� w studio i tylko programowa� muzyk�, to wieczorem te� mia�by� dosy�. ANDRZEJ: Rozumiem...Napijesz si� czego�? MONIKA: A masz bia�e wino? ANDRZEJ: Znajdzie si�. ( idzie do kuchni. Monika wstaje, chodzi po pokoju, chwil� ogl�da zdj�cie ma�ej dziewczynki stoj�ce na p�ce, przegl�da zbi�r p�yt kompaktowych. Nag�y rumor dobiegaj�cy z kuchni) MONIKA: Co� si� sta�o? ANDRZEJ: Nic, nic... szukam otwieracza... ( przeniesienie do kuchni. Na pod�og� wyrzucona szuflada ze sztu�cami. Kucaj�cy z butelk� �Sofii� w r�ku Andrzej grzebie w niej nerwowo. Nie znalaz�wszy otwieracza wygl�da najpierw dyskretnie przez drzwi, a nast�pnie wprawnym ruchem odbija wino. Stawia je na tac� obok butelki whisky, p�miska z lodem, kieliszka i szklanki � ca�o�� wnosi do pokoju. Monika odwraca si� od p�ki z p�ytami) MONIKA: Niesamowity masz zbi�r. ANDRZEJ: 6 Stare hobby. ( k�adzie tac� na stoliku) Co my�lisz o �Sofii�? MONIKA: Jak najlepiej. ANDRZEJ: ( nalewaj�c wino) Ja, pozwolisz, pozostan� przy swoim. ( nalewa sobie whisky) Nie lubi� miesza�. ( siada na kanapie, w s�siedztwie fotela Moniki, upija du�y �yk, odstawia szklank�) Mam nadziej�, �e nie wynudzi�a� si� strasznie na tym przyj�ciu? MONIKA: Nie, dlaczego? ANDRZEJ: Bo to niezbyt emocjonuj�ce imprezy te przyj�cia dla klient�w. Gdyby� nie zgodzi�a si� tam ze mn� p�j��, w og�le bym to ola�... ( Monika milczy) Ale m�wisz, �e nie by�o tak �le? MONIKA: Nie. Sztywniactwo, ale z klas�. ANDRZEJ: ( kiwaj�c g�ow�) Dobrze, �e nie musisz na co dzie� obserwowa� tej ich klasy. ( przedrze�niaj�co): Mia�o by� �najcudowniejsza jako��, a pan to samowolnie przerabia na �najwspanialsza jako��. I t�umacz potem takiemu je�opowi, �e w Polsce najcudowniejsza to mo�e by� �wi�ta panienka, ale nie francuska szminka... ( macha r�k�) A, mniejsza z tym. MONIKA: ( spokojnie) Wi�c po co mnie zabiera�e� w takie sk�ady? ANDRZEJ: ( zaskoczony) No... nie by�o dzi� wieczorem �adnej innej imprezy... ( zmieszany upija �yk whisky) MONIKA: ( przygl�daj�c mu si�) Nie przepadasz, zdaje si�, za t� prac� w agencji. ANDRZEJ: Przepadam, nie przepadam. Robi� swoje. MONIKA: Dobra, dobra. Od razu pozna�am. Jeszcze u nas, w studio. W og�le ci� nie obchodzi�o, co wyjdzie z tego nagrania. ANDRZEJ: Mam, jak to si� m�wi, zaufanie do zawodowc�w. MONIKA: 7 Inni copywriterzy te� maj�, a pilnuj� ka�dego przecinka. A ty rozsiad�e� si� z gazet� i w og�le nawet nie s�ucha�e�... ANDRZEJ: ( zmieniaj�c temat) A co ty w�a�ciwie tam robi�a�? Jeste� przecie� did�ejk�, a nie... MONIKA: Ch�opak od spot�w si� upi� i kto� go musia� zast�pi�. ANDRZEJ: Aha. W takim razie jego zdrowie. ( wypija du�y �yk) Usi�d� tu, Monika... ( pokazuje jej miejsce na kanapie, obok siebie) MONIKA: Po co? S�ysz� ci� st�d dobrze. ANDRZEJ: O, Bo�e...Czy naprawd� musimy przedtem zalicza� obowi�zkowe p� godziny rozmowy? MONIKA: ( �naiwnie�) Przed czym? ANDRZEJ: S�ucham? MONIKA: ( wci�� �naiwnie�) Powiedzia�e� �przedtem�. Co mia�e� na my�li? ANDRZEJ: O, rany, Monika. Czy nie mo�emy i�� po prostu do ��ka? MONIKA: ( z westchnieniem) Jak to mi�o spotka� wreszcie romantycznego m�czyzn�. ANDRZEJ: W ��ku te� mo�e by� romantycznie. MONIKA: ( po chwili) A nie przysz�o ci do g�owy, �e przysz�am tu wy��cznie po to, �eby porozmawia�? ANDRZEJ: Prawd� m�wi�c � nie. MONIKA: Szkoda. ANDRZEJ: 8 ( ust�puj�c) W porz�dku... rozmawiajmy wi�c, rozmawiajmy... O czym to ostatnio m�wili�my? Aha, �e wasz ch�opak od spot�w si� upi�. To bardzo interesuj�cy temat. Przy pomocy jakich trunk�w osi�gn�� ten b�ogos�awiony stan? Jakie by�y jego objawy? Czy robi to codziennie, czy tylko we czwartki? MONIKA: Nie. M�wili�my o tobie. �e kompletnie olewasz... ANDRZEJ: ( przerywaj�c jej) To ju� lepiej m�wmy o twoim niezdyscyplinowanym koledze. MONIKA: Czemu tak si� wykr�casz? Sam przecie� powiedzia�e� po zako�czeniu nagrania:�No, odwalili�my kawa�ek solidnej, nikomu niepotrzebnej roboty�. ANDRZEJ: I to ci� tak bardzo zaintrygowa�o, �e zgodzi�a� si� przyj�� moje zaproszenie? MONIKA: Nie, nie tylko to. ANDRZEJ: ( nalewa sobie whisky). Dobrze, niech ci b�dzie, �e olewam. A �ci�lej m�wi�c nie traktuj� powa�nie. MONIKA: Dlaczego? ANDRZEJ: S�uchaj... Trudno �ebym serio traktowa� wypisywanie jakich� bzdur o niepowtarzalnym smaku hamburgera. Wtedy musia�bym przesta� traktowa� siebie powa�nie. A to dla mnie nieop�acalna wymiana. MONIKA: Chyba nie rozumiem. ANDRZEJ: ( patrzy na ni� przez chwil�) Nie ty jedna... ( wstaje, kr��y po pokoju ze szklank� w r�ku) Twoi r�wie�nicy... moi koledzy z agencji, te� nie mog� zrozumie�...Nie mog� si� nadziwi�, �e tak zupe�nie nie przejmuj� si� wynikami naszych kampanii reklamowych. Przybiegaj� do mnie z jakimi� raportami, wykresami, wyliczeniami, B�g wie czym jeszcze... i krzycz� z rado�ci, �e sprzeda� pasty czy innego szajsu wzros�a o 48 procent. Dla nich to jakby osobisty sukces... A jak wymy�l� jaki� zgrabny slogan, to chodz� tacy dumni, jakby nie wiem... stworzyli wiekopomny wiersz... 10, 15 lat temu byliby poetami, dzisiaj pracuj� jako copywriterzy... 48 procent! 48 procent! A co mnie to w�a�ciwie obchodzi? Wzros�a, spad�a...co za r�nica? ( zm�czony monologiem opada na kanap�) MONIKA: ( po chwili) Wi�c je�eli ci to tak zupe�nie wisi, czemu nie wr�cisz do pisania piosenek? 9 ANDRZEJ: ( zaskoczony patrzy na ni� w milczeniu, po chwili odzyskuje rezon) A kto ci powiedzia�, �e nie pisz� ju� piosenek? MONIKA: ( zaskoczona) A piszesz? ANDRZEJ: Pisz�, oczywi�cie, �e pisz�. Chcesz pos�ucha�? ( podchodzi do drzwi, bierze gitar�, �piewa na sztajersk� nut�) �Jest takie miejsce, co si� zwie EURO. W EURO na pewno znajdziesz niejedno. Wysoka jako�� i niska cena, tam gdzie Kasprzak spotyka Bema. Lecz co tam jest? No, przecie� wiesz. Sprz�t RTV i AGD!� ( odk�ada gitar�) �adne? MONIKA: I po co si� wyg�upiasz? ANDRZEJ: ( odk�adaj�c gitar�) Sk�d wiesz, �e pisa�em piosenki? MONIKA: Przecie� jestem zawodowcem. Nie zatrzyma�am si� na grupie �Hey�. Klasyk� polskiego rocka te� znam. ANDRZEJ: ( mrukliwie) No prosz�... wi�c stali�my si� ju� klasykami? MONIKA: Orientuj� si� po prostu, co dzia�o si� w muzyce 5 czy 10 lat temu. ( Andrzej milczy) Je�dzi�am regularnie do Jarocina i... ANDRZEJ: A, i st�d znasz nasze kawa�ki? MONIKA: Nie tylko. ANDRZEJ: Chyba tylko tam mo�na by�o nas us�ysze�. Nie byli�my lansowani przez Polskie Radio. MONIKA: No, nie przesadzaj, �eby was tak znowu t�pili. Poza tym, chodzi�y wtedy wasze kasety. W takim jakby trzecim obiegu. ANDRZEJ: ( po chwili) Zdaje mi si�, �e znasz mnie znacznie d�u�ej, ni� ja ciebie... MONIKA: 10 Po prostu za kt�rym� razem wr�ci�am z Jarocina, p� dnia przele�a�am w wannie, wieczorem obejrza�am reporta� w telewizji... ANDRZEJ: ...o grupie �Paranoja�. W pe�nym sk�adzie plus mened�er i tek�ciarz. MONIKA: Dok�adnie... Dlaczego wymieniasz si� na ostatnim miejscu? ANDRZEJ: Bo zawsze w takiej kolejno�ci si� pojawiali�my. MONIKA: Ten go�� w telewizji wypytywa� ci�, jak to si� dzieje, �e mimo r�nicy wieku, twoje teksty tak dok�adnie trafiaj� w oczekiwania m�odzie�y. ANDRZEJ: I wtedy odpowiedzia�em, �e po pierwsze, jako by�y nauczyciel troch� znam m�odzie�, i po drugie, �e ja i m�odzie� �yjemy w tym samym kraju. MONIKA: S�owo w s�owo. Dobr� masz pami��. ANDRZEJ: Zawsze tak odpowiada�em. I zawsze potem rozwija�em swoj� odpowied�, ale to ju� telewizji nie interesowa�o. MONIKA: A jak rozwija�e�? ANDRZEJ: A to ju� r�nie. Ale sens by� zawsze taki, �e jest tu straszny syf i �e ka�dy to widzi niezale�nie od wieku ( tkni�ty nag�� my�l�) S�uchaj... czy ten wasz ch�opak od spot�w naprawd� si� upi�? Czy ty specjalnie... ( urywa) MONIKA: ( lekko zmieszana) No... tak prawd� m�wi�c...rzeczywi�cie by� troch� podci�ty, ale nie na tyle, �eby nie dopilnowa� nagrania. ANDRZEJ: Wi�c zg�osi�a� si� na ochotnika, �eby go zast�pi�. MONIKA: Po prostu us�ysza�am na korytarzu twoje nazwisko i chcia�am sprawdzi�, czy to nie przypadkiem... ANDRZEJ: 11 ...ten sam obywatel. Ten sam, ten sam... zreszt� nie wiem. ( macha r�k�) Dawne czasy... ( wskazuje pytaj�co na butelk� wina, Monika kiwa g�ow�. Andrzej nalewa jej, sobie te� nie �a�uje whisky. Poci�ga �yk) MONIKA: Nie ci�gnie ci� do nich? ANDRZEJ: A do czego ma mnie ci�gn��? Grupa si� przecie� rozpad�a. Munio prze�pa�, Janek brzd�ka co� w Ameryce, Arek... nie wiem nawet z kim gra, bo zmienia zespo�y co miesi�c. MONIKA: W �Osmozie�. ANDRZEJ: Nie s�ysza�em nawet. MONIKA: Ja nie m�wi� akurat o reaktywowaniu zespo�u. Ale masz chyba jakie� propozycje od innych grup. ANDRZEJ: Mam. MONIKA: I co? ANDRZEJ: I nic. Nie wyobra�am sobie, �e z jak�� inn� kapel� mog�oby mi si� tak wsp�pracowa�. To by�o co� zupe�nie wyj�tkowego. A poza tym... mnie ju� to zupe�nie nie interesuje. MONIKA: Dlaczego? ANDRZEJ: ( zniecierpliwiony) Bo�e, czuj� si�, jakbym ci udziela� telewizyjnego wywiadu... No bo... to ju� nie jest wa�ne. MONIKA: Nie rozumiem. ANDRZEJ: S�uchaj, ile ty masz lat? MONIKA: Dwadzie�cia pi��. ANDRZEJ: 12 To nie zrozumiesz. Nie zrozumiesz, �e to by�a jedna z niewielu okazji, �eby publicznie, nie g�osem spod ziemi, powiedzie� jak�� tam prawd� o �yciu w tym kraju. Teraz znajdziesz takie rewelacje w byle gazecie. MONIKA: No, to by�a jednak troch� inna prawda. ANDRZEJ: ( ironicznie) Tak, tak, oczywi�cie � artystyczna, poetycko przetworzona... E, daj spok�j. Ja uk�ada�em te piosenki przeciwko pewnej sytuacji. Sytuacja si� zmieni�a � i chwa�a Bogu � tylko �e ja ju� nie mam przeciwko czemu pisa�. MONIKA: Uwa�asz, �e wszystko jest tak �wietnie? ANDRZEJ: Nie, ale o to niech si� teraz martwi� politycy. Ja si� nie czuj� powo�any, �eby pisa� o problemach m�odego bezrobotnego. To by brzmia�o fa�szywie. MONIKA: Zawsze tak ironizujesz? ANDRZEJ: ( z u�mieszkiem) No... je�li znasz moje piosenki, to powinna� wiedzie�... ( powa�niej�c) Nie, podaj� ci tylko przyk�ad. A z drugiej strony, za stary ju� jestem, �eby wypisywa� jakie� liryczne trele o rozstaniach, powrotach, roz��ce, samotno�ci... MONIKA: Szkoda... ANDRZEJ: ( zniecierpliwiony) S�uchaj... czy ty przysz�a� tu po to, �eby mnie nawraca� na pisanie piosenek? To w takim razie niepotrzebnie si� fatygowa�a�. MONIKA: Nie. By�am po prostu ciekawa... ANDRZEJ: ( z irytacj�) By�a� ciekawa... A powiedz mi... gdyby� nie wiedzia�a, kim jestem... to znaczy, kim by�em... przyj�aby� moje zaproszenie? MONIKA: ( po chwili) Nie wiem. Chyba nie. ANDRZEJ: ( sucho) Szkoda... MONIKA: 13 Nie, �le mnie zrozumia�e�. Ja... ja po prostu nie mam zwyczaju umawia� si� na przyj�cia z facetami, kt�rych pozna�am p� godziny wcze�niej. Zw�aszcza, gdy zaproszenie jest w stylu � �te, ma�a, skoczymy gdzie� dzisiaj?� ANDRZEJ: Tak powiedzia�em? MONIKA: Nie, powiedzia�e� dok�adnie tak:�Mo�e by�my jako� uczcili nagranie tego bzdeta? Moja agencja urz�dza przyj�cie dla swoich klient�w�. ANDRZEJ: Ca�kiem eleganckie zaproszenie, moim zdaniem. MONIKA: No... jak dla mnie... troch� za bardzo bezpo�rednie. ANDRZEJ: Rozumiem. Bez tych wszystkich wst�p�w w rodzaju �D�ugo tu pracujesz? O, jeste� did�ejk�? To bardzo ciekawe. Jak� muzyk� lubisz najbardziej?� Tak? MONIKA: Chocia�by. W ka�dym razie tylko to mia�am na my�li m�wi�c, �e nie um�wi�abym si� z tob�. A nie dlatego, �e... �e tak powiem, sam w sobie nie wydajesz si� interesuj�cy. ANDRZEJ: To ju� lepiej ( upija whisky) MONIKA: ( po chwili) Cz�sto w ten spos�b zapraszasz dziewczyny? ANDRZEJ: Czasami. MONIKA: Z jakim skutkiem? ANDRZEJ: R�nie. ( ironicznie) Nie wszystkim jest znana moja znakomita przesz�o��. MONIKA: No, jako wzi�ty copywriter te� stanowisz atrakcyjn� parti�... ANDRZEJ: ( wzruszaj�c ramionami) Nie najgorsz�. MONIKA: To mo�e dlatego si� tym zajmujesz, co? 14 ANDRZEJ: Nie �artuj. MONIKA: ( zniecierpliwiona) Wi�c po co, do diab�a, to robisz?! Dla trzydziestu milion�w miesi�cznie? ANDRZEJ: ( z u�mieszkiem) Niezbyt drogo mnie wyceniasz... MONIKA: ( bezradnie) No to ju� nie wiem... ANDRZEJ: Ja, prawd� m�wi�c, te� nie. ( chwila ciszy. Andrzej wstaje, kr��y po pokoju ze szklank� w r�ku) Ale na pewno nie dla pieni�dzy, mo�esz mi wierzy�. My�my zawsze bardzo uwa�ali, �eby si� nie sprzeda�. Ani za pralk�, ani za lod�wk�. Ani za talon na samoch�d, ani za przydzia�owe mieszkanie. Ani za spokojn� posadk�. Ka�dy, cho� �ysia�, by� w duchu hipisem. I to nam zosta�o. MONIKA: Jacy �my�? ANDRZEJ: No, my. Tak og�lnie. MONIKA: A co z �ja�? ANDRZEJ: ( macha r�k�) Nie r�ni�o si�... Nie wiem, ja naprawd� nie wiem. Mo�e nie mam teraz innego pomys�u na �ycie. A mo�e widz� w tym interesuj�c� kompozycj� artystyczn�. MONIKA: ( niepewnie) M�wisz o reklam�wkach? ANDRZEJ: Nie, m�wi� o swoim �yciu. To ca�kiem �adna konstrukcja: zaczyna� jako wra�liwy poeta a ko�czy� jako autor hase� reklamowych. Nie uwa�asz, �e to zabawne? MONIKA: ( ze znu�eniem) Nie wiem. Czy zreszt� wszystko musi by� zabawne? ANDRZEJ: ( powoli) Nie, nie musi. ( kl�ka przed ni�) Daj mi r�k�. MONIKA: Chcesz mi powr�y�? 15 ANDRZEJ: Daj, prosz�. MONIKA: Nie, Andrzej. Andrzej, nie! ( wyszarpuje si�, zrywa z fotela. Andrzej wstaje z kl�czek. Stoj� naprzeciwko siebie w milczeniu) Naprawd�, nie po to tu przysz�am... ANDRZEJ: ( �naiwnie�) Co rozumiesz przez �to�? MONIKA: ( po chwili) Mog� zam�wi� taks�wk�? ANDRZEJ: Mog� ci� odwie��. MONIKA: W tym stanie? ( podchodzi do telefonu, wykr�ca numer) Chcia�abym zam�wi� taks�wk� na ulic� Kopernika... ANDRZEJ: ( wracaj�c do whisky) ...8 mieszkania 71 MONIKA: ...8 mieszkania 71. Telefon 27 91 00. Na ju�... Dzi�kuj�. ( odk�ada s�uchawk�) ANDRZEJ: ( po chwili) Zdajesz sobie spraw�, �e gdybym ci� zgwa�ci�, s�d by mnie najpewniej uniewinni�? ( Monika milczy, zdezorientowana) Nie b�j si�. �artowa�em. MONIKA: Wiem. To zreszt� prawda. S�dzina na pewno by si� spyta�a, w jakim celu poszkodowana przysz�a wieczorem do mieszkania samotnego m�czyzny. ANDRZEJ: W�a�nie... MONIKA: ( kupuj�c �s�dow�� konwencj�) Z ciekawo�ci, Wysoki S�dzie. ANDRZEJ: Co poszkodowan� tak ciekawi�o? MONIKA: By�am ciekawa, kim jest...jaki jest cz�owiek, kt�rego teksty...by�y kiedy� dla mnie wa�ne. ANDRZEJ: ( wychodz�c z �s�dowej� konwencji) Zawiod�a� si�? 16 MONIKA: Nie. Raczej zdziwi�am. ANDRZEJ: Czym? MONIKA: No, twoim kompletnym zwisem. Robisz wra�enie cz�owieka, kt�remu na niczym nie zale�y. Pisanie buntowniczych tekst�w ju� ci� nie interesuje, pisanie reklam�wek te� ma�o kr�ci... Mieszkasz, nie obra� si�, w chlewie. Pijesz jak... ANDRZEJ: ( przerywaj�c litani�) Mi�ych rzeczy si� cz�owiek dowiaduje na po�egnanie... ( Monika robi niewyra�ny gest: �ale tak jest�) Zobaczymy si� kiedy� jeszcze? MONIKA: ( wymijaj�co) Wiesz, gdzie mnie szuka�. ANDRZEJ: B�d� musia� nam�wi� swoj� agencj�, �eby cz�ciej korzysta�a ze studia radia �Stolica�. MONIKA: Zr�b to. ( zerka na zegarek) No... to do zobaczenia. ANDRZEJ: Do zobaczenia... ( Monika wychodzi) Monika... MONIKA: Tak? ANDRZEJ: Mimo wszystko...szkoda, �e nie masz ochoty uci�� sobie romansu z idolem swojej m�odo�ci ( autoironicznie, rzecz jasna) MONIKA: Wcale tego nie powiedzia�am. ( wychodzi. Andrzej zamyka drzwi. Wraca do pokoju zamy�lony. Nagle rzuca si� z powrotem. Wybiega na klatk�) ANDRZEJ: ( wo�a, z offu, akustyka klatki schodowej) Zaraz... czego nie powiedzia�a�? �e nie jestem idolem twojej m�odo�ci? ( daleki �miech Moniki. Andrzej wraca do mieszkania. Siada, nalewa sobie jeszcze whisky. Siedzi chwil� w milczeniu) ANDRZEJ: ( do siebie) Tyle dobrego, �e wreszcie posprz�ta�em mieszkanie... ( wstaje, idzie do telefonu, wykr�ca numer) Wanda? Cze��... Tak, by�em na przyj�ciu w agencji, troch� si� przed�u�y�o... A jak tam Julka?... To dobrze. S�uchaj, wpadn� po ni� zaraz po pracy, tak jak dzisiaj, ko�o sz�stej. OK? No, to na razie. ( odk�ada s�uchawk�, chwil� stoi niezdecydowany. Potem siada 17 za biurkiem, wyjmuje z teczki materia�y promocyjne firmy MARS, w��cza komputer. Poci�ga whisky, wpatruje w ekran. Wyciemnienie) SCENA 2 W dwa tygodnie p�niej. Noc. �wieci si� tylko lampka przy ��ku, w kt�rym le�� Andrzej z Monik�. W mieszkaniu panuje tym razem porz�dek. �rodek rozmowy. ANDRZEJ: ( zaskoczony) ... powa�nie? MONIKA: Powa�nie. Nie musz� chodzi� do ��ka z byle napale�cem. ANDRZEJ: ( po chwili) Kto by� moim... tak odleg�ym... poprzednikiem? MONIKA: Kolega po fachu z radia MIX. ANDRZEJ: Aaa... i zabroniono ci kontakt�w z przedstawicielem konkurencji, tak? Wsp�czesna wersja �Romea i Julii�... ( �mieje si�) MONIKA: Nie. Wali� amfetamin�, �eby by� bardziej elokwentnym na antenie. Potem, �eby by� w og�le bardziej elokwentnym. Nie sz�o wytrzyma�... ANDRZEJ: ...bo wci�� gada� i nie dopuszcza� ci� do g�osu. MONIKA: To nie jest �mieszne, Andrzej. ANDRZEJ: Wiem. Przepraszam... MONIKA: ( po chwili) S�uchaj, Andrzej... czy to by�o naprawd�? ANDRZEJ: No... ( patrz�c na rozbebeszon� po�ciel) na to wygl�da MONIKA: Nie. Pytam si� o to, co powiedzia�e�. ANDRZEJ: �e ci� kocham? Jasne, �e tak. 18 MONIKA: Mo�esz to teraz powt�rzy�? ANDRZEJ: Kocham ci�, Moni... Naprawd�. ( chwila ciszy) W ameryka�skich filmach zwykle s�yszy si� potem: �Ja ciebie te��... MONIKA: Ale my przecie� nie gramy w ameryka�skim filmie... Poczekaj, musz� wzi�� prysznic. ( wstaje z ��ka, wk�ada na siebie koszul� Andrzeja, idzie do �azienki. Andrzej po chwili wstaje r�wnie�, wci�ga spodnie, idzie do kuchni. Przy akompaniamencie prysznica z �azienki robi sobie w kuchni �drinka�, whisky z lodem i wod�. Do drugiej szklanki nalewa wody i z obydwoma naczyniami wraca do pokoju. Siada na pod�odze, opieraj�c si� o kraw�d� rozgrzebanego, skot�owanego ��ka. Poci�ga �yk ze swojej szklanki. Z �azienki wychodzi Monika, ubrana w m�ski szlafrok) MONIKA: Znowu whisky? ANDRZEJ: C�, jest okazja. Po d�ugich, mozolnych zabiegach uda�o mi si� wreszcie zaci�gn�� pani� redaktor Monik� Mrzyg��d do swojej, przepraszam za wyra�enie, garsoniery. MONIKA: Och, biedaku, ale si� musia�e� napracowa�. ( siada obok niego, podwija po�y szlafroka) Jedno wsp�lne wyj�cie na koncert �Blood, Sweet and Tears�, potem pub �Harenda�, dwa zaproszenia na kolacj� w niez�ych lokalach, kilka telefon�w do radia... ANDRZEJ: Kilkana�cie. A dodzwoni� si� do was trudno. MONIKA: Niech ci b�dzie, �e kilkana�cie. To wie tylko telefonistka z centrali. Ale co ja z tego mam? Szampana nie widz�. ANDRZEJ: ( gorliwie) Mog� zaraz zam�wi�. Ka�dy taks�wkarz... MONIKA: Nie, nie. Wystarczy to. ( bierze szklank� wody z r�ki Andrzeja) Dzi�ki. ( upija �yk, wskazuje szklank� z whisky Andrzeja) Nie my�lisz... �e niezale�nie od okoliczno�ci... troch� za du�o dajesz? ANDRZEJ: No, prosz�. Ledwo si� przespali�my ze sob�, a ju� zaczyna si� moralizowanie. MONKA: Ja nie moralizuj�, Andrzej. Po prostu nie chc�, �eby facet, na kt�rym mi bardzo zale�y, niszczy� sobie zdrowie. ( chwila ciszy) 19 ANDRZEJ: No... wobec takiego argumentu. ( wstaje, idzie do kuchni, wylewa zawarto�� do zlewu, ale jeszcze przed wylaniem bierze ma�y �yczek. Wraca do pokoju) Masz jaki� pomys� na dalszy ci�g wieczoru? MONIKA: ( z zalotnym u�miechem) Mam... ANDRZEJ: ( odwzajemniaj�c u�miech) To dobry pomys�. ( obejmuje j�, ca�uje. Wyciemnienie) SCENA 3 Dwa tygodnie p�niej. Ranek. Mieszkanie Andrzeja zmieni�o si� nie do poznania. Panuje tu wzorowy porz�dek. Wida� wyra�ny �lad kobiecej r�ki. Kilka nowych mebli (staro�wiecki kufer i taki� fotel, a tak�e para nart za drzwiami) �wiadczy o trwa�ej ju� obecno�ci Moniki. Troch� zrobi�o si� ciasno. Monika ko�czy przygotowywanie �niadania w kuchni. Andrzej wychodzi z �azienki ubrany w marynark� i krawat. MONIKA: O, rany... Nie wiedzia�am, �e mo�esz by� taki elegancki. ANDRZEJ: Wszystko przez t� cholern� prezentacj�... R�wno wisi? MONIKA: Mniej wi�cej. ( poprawia mu krawat) Co b�dziesz prezentowa�? ANDRZEJ: Projekt kampanii. G��wne has�o przynajmniej. ( przedrze�niaj�co) �Katar z nosa? Lizine i z g�owy�. Albo: �Na zim� � Lizine�. Albo �Mia�e� katar, lecz zaraz znik�. Mia�e� nosa stosuj�c Lizine�. Albo: �Lizine�... MONIKA: Starczy, starczy. Du�o masz tych projekt�w? ANDRZEJ: Szesna�cie. Jaki� zawsze kupi�. ( siada przy stole) Co to dzisiaj mamy? Znowu dzie� bezmi�sny? A, nie, przepraszam. Jest te� co� i dla mnie. MONIKA: Nie b�d� ci� na si�� nawraca� na wegetarianizm... S�uchaj, odwieziesz mnie dzisiaj? ANDRZEJ: Oczywi�cie. ( zerka na zegarek) A co ci� tak gna? Masz program od drugiej... MONIKA: 20 Musz� zrobi� wywiad z ch�opcami z �Va Banque�. ANDRZEJ: ( jedz�c) Z kim? MONIKA: �Va Banque�. Nie s�ysza�e� o nich? To rzeczywi�cie odpad�e�. ANDRZEJ: ( cie� irytacji w g�osie) Przecie� wiesz, �e nie s�ucham wsp�czesnych kapel. MONIKA: ( po chwili) Rozumiem. W ka�dym razie... s� bardzo modni. Musz� pojecha� przedtem do archiwum i przeczyta� ich bibliografi�. ANDRZEJ: ( jedz�c) Bibliografi�? A co ty... rozpraw� naukow� chcesz pisa�? MONIKA: Musz� by� przygotowana do rozmowy. To chyba jasne. ANDRZEJ: Z g�owy nie potrafisz? MONIKA: Z g�owy pytaj� amatorzy. ANDRZEJ: ( �miej�c si�) Profesjonalistka. MONIKA: �eby� wiedzia�. S�uchaj... a mo�e chcia�by� p�j�� na ich koncert? ANDRZEJ: Po co? Jeste� ciekawa mojej opinii? MONIKA: A� tak� profesjonalistk� nie jestem. Nie, dla zabawy po prostu. �Just for fun�. Mam zaproszenie na dwie osoby. ANDRZEJ: Nie. Dzisiaj nie mog�. Obieca�em Julce, �e zabior� j� gdzie� po pracy. Troch� jest za ma�a na takie imprezy. MONIKA: Mhm... ANDRZEJ: ( po chwili) Co jest? 21 MONIKA: Nic, nic. Gdzie j� zabierzesz? ANDRZEJ: Nie wiem jeszcze. Mo�e do �Cricolandu�. Tam si� zdrowo wyszaleje. ( chwila ciszy) O co chodzi, Moni? MONIKA: Nic. Ty j� chyba strasznie kochasz. ANDRZEJ: Kocham. Widzisz w tym co� z�ego? MONIKA: Nie, sk�d. Po prostu stwierdzam fakt... ( Andrzej milczy) Nawet nie wiesz, jak si� zmieniasz, gdy jeste� w jej towarzystwie. ANDRZEJ: ( ch�odno) Co to znaczy �zmieniam�? MONIKA: Twoja twarz. Twoja twarz si� zmienia. Traci ten cyniczno�dra�ski wyraz. Jakby co� ci� roz�wietla�o od �rodka. ANDRZEJ: ( wracaj�c do jedzenia) Mo�liwe. Czyta�em gdzie�, �e prawdziwi m�czy�ni kochaj� nie syn�w, a w�a�nie c�rki. Rozumiesz: kobieta i dziecko w jednym, taki emocjonalny �Vidal Sasoon�. ( Monika milczy) O, rany, Moni... Nie jeste� chyba zazdrosna o pi�cioletnie dziecko? MONIKA: Nie. Ale... ANDRZEJ: Ale co? Bo kiedy patrz� na ciebie, nic si� nie roz�wietla? MONIKA: A� tyle nie wymagam. ANDRZEJ: Jeste� niezadowolona, �e zamiast i�� z tob� na koncert, wybieram si� z ma�� do lunaparku? MONIKA: Nie r�b ze mnie egoistycznej kretynki. Mnie si� to po prostu wydaje troch� nienormalne. Inni ojcowie, po rozwodzie, spotykaj� si� ze swoimi dzie�mi... no, nie wiem... w weekendy, w niedziel�... ANDRZEJ: G�wno mnie obchodzi, co robi� inni ojcowie. 22 MONIKA: Oho, lew si� je�y. Spokojnie. Mnie si� tylko wydaje, �e w ten spos�b budujesz dla niej zupe�n� fikcj�. �e niby nic si� nie zmieni�o, tylko tata nocuje gdzie indziej... ANDRZEJ: Mo�liwe. Ale mnie nie chodzi tylko o ni�. Bardziej nawet o siebie. ( Monika milczy) Wyobra� sobie, �e jaka� cz�� twojej osoby... nie, nie osoby nawet � organizmu... zaczyna �y� swoim w�asnym �yciem. Rozwija si� gdzie� poza tob�. Jakby ci wyr�s� na przyk�ad sz�sty palec u r�ki. Za�o�� si�, �e te� by� chcia�a to dziwne zjawisko kontrolowa�. ( Monika nie odpowiada. Andrzej wpada w zaczepny ton) Co, nie lubisz chodzi� sama na koncerty? MONIKA: Przyzwyczai�am si�. ANDRZEJ: A mo�e nie lubisz samodzielnie wydawa� opinii o obejrzanych zespo�ach? MONIKA: Nie my�la�am o tobie jako o konsultancie. Takim wybitnym ekspertem ju� nie jeste�. ANDRZEJ: ( po chwili) Pewno nie. W ka�dym razie, je�li mam ci� jeszcze zawie�� do tego archiwum, to zbierajmy si�. Pan od kropelek nie b�dzie wiecznie czeka�... ( Monika kiwa g�ow�, wstaj�, zbieraj� si� do wyj�cia. Wyczuwa si� mi�dzy nimi lekkie napi�cie. Wyciemnienie) SCENA 4 Wiecz�r, tego samego dnia. Andrzej w kuchni, pitrasi co� z ksi��k� kucharsk� w r�ku i w fartuszku. Do mieszkania wchodzi Monika. Andrzej zdejmuje fartuszek, wychodzi jej na spotkanie. ANDRZEJ: I jak by�o? MONIKA: ( zdejmuj�c p�aszcz) Nie�le. Troch� tylko za mi�kko graj�, popowo. No i nag�o�nienie by�o tragiczne. ANDRZEJ: Jak zawsze... MONIKA: ( po chwili) A co u ciebie? ANDRZEJ: 23 W porz�dku. Zabra�em ma�� na �Kr�la Lwa�. �wietny film, taki jakby �Hamlet� dla dzieci. MONIKA: A...a jak prezentacja? ANDRZEJ: Wybrali najg�upsze has�o. Te� jak zawsze. �Lizine � tylko jedna kropla�... MONIKA: S�uchaj, Andrzej... przepraszam za dzisiejszy poranek. Nie powinnam si� wtr�ca�... ANDRZEJ: Nie powinna�. MONIKA: Ale nie gniewamy si� ju�? ANDRZEJ: Nie. MONIKA: ( z ulg�) To dobrze... ( ca�uje go w policzek) S�uchaj, potwornie jestem g�odna. Zaraz zrobi� kolacj� i... ANDRZEJ: Kolacja jest gotowa. MONIKA: Naprawd�. Sam przygotowa�e�? MONIKA: Nudzi�o mi si� czekanie na tw�j powr�t ( wchodz� do kuchni. Andrzej wskazuje st�) Kuchnia �ci�le wegetaria�ska. Stek z soi, sa�atka z oliwek, bia�e wino. MONIKA: Niesamowite... Wi�c pohamowa�e� dla mnie swoje mi�so�erne instynkty? Ty naprawd� musisz mnie kocha�. ANDRZEJ: Mia�a� w�tpliwo�ci? ( Monika u�miecha si� w odpowiedzi, siadaj� przy stole, Andrzej rozlewa wino) ANDRZEJ: No. To za zgod�. ( wznosi kieliszek) MONIKA: Za nas. ( tr�caj� si�, zabieraj� do jedzenia) ANDRZEJ: 24 ( po chwili) I jak? MONIKA: �wietne. Cz�ciej powiniene� robi� wegetaria�skie posi�ki. ANDRZEJ: ( jedz�c) By�a� potwornie g�odna. We� poprawk�. MONIKA: Nie, naprawd�. ANDRZEJ: Mhm...S�uchaj, Moni...jeszcze jedno chcia�em wyja�ni�, �eby potem nie by�o nieporozumie�. Mnie nie chodzi o to, �eby� si� nie wtr�ca�a do moich rodzinnych spraw. Moja c�rka nigdy mi�dzy nami nie stanie. Ale nie chc� r�wnie�, �eby ktokolwiek stan�� mi�dzy mn� a ni�. Rozumiesz? MONIKA: Tak. Nie b�d� si� ju� wcina�. ( chwila ciszy) Tylko jedno ci powiem. Zdajesz sobie chyba spraw�, �e wcze�niej czy p�niej twoja by�a zechce u�o�y� sobie z kim� �ycie... ANDRZEJ: Oczywi�cie. Ale chcia�bym, �eby nawet wtedy moja c�rka wiedzia�a, kto jest jej prawdziwym ojcem. MONIKA: ( bez przekonania) Rozumiem. ( po chwili) Twoja by�a nie robi ci przeszk�d w spotykaniu z Julk�? ANDRZEJ: Nie. Dlaczego? MONIKA: R�nie to bywa po rozwodzie. ANDRZEJ: Nie, to nie ten przypadek. Jest nawet zadowolona, �e nie musi op�aca� opiekunki. ( Monika wybucha �miechem) Z czego si� �miejesz? MONIKA: Przepraszam. Po prostu wyobrazi�am sobie ciebie w roli piastunki. I... ANDRZEJ: ( z westchnieniem) Czasami tak si� czuj�. MONIKA: ( nie rozumiej�c) Mhm? 25 ANDRZEJ: Wiesz, dlaczego naprawd� tak cz�sto si� widuj� z ma��? Bo ja si� zwyczajnie o ni� boj�. MONIKA: Dlaczego? ANDRZEJ: Nie wiem. Moja by�a �ona nie nale�y do najbardziej odpowiedzialnych matek. Gdy ju� zacznie projektowa� t� swoj� bi�uteri�, zapomina o bo�ym �wiecie. Boj� si�, �e jej nie przypilnuje i... MONIKA: Nie b�j si�. Nawet najbardziej odjechane kobiety nie zapominaj� o dzieciach. ANDRZEJ: ( bez przekonania) Nie jestem taki pewien... MONIKA: ( po chwili) Dlaczego si� rozstali�cie? ( Andrzej milczy, zaskoczony) Je�li to nie jest zbyt osobiste pytanie... ANDRZEJ: ( po chwili) Nie. Tylko cholernie trudne. Wiesz...my�my chyba byli stworzeni na inne czasy. Wszystko by�o w porz�dku, gdy pisa�em te swoje teksty, je�dzili�my z �Paranoj�� na koncerty, ona jako osoba towarzysz�ca... ( �miech) wiesz, wyst�py, imprezy, �atwe pieni�dze, weso�e �ycie...No, ale gdy tu wszystko si� zmieni�o, �Paranoja� przesta�a istnie�, a na dodatek urodzi�o si� dziecko... no, nie odnale�li�my si�. Musieli�my zagra� w nowych rolach, a w nich ju� si� sobie nie podobali�my. MONIKA: Dlaczego? ANDRZEJ: Bo podobali�my si� sobie w zupe�nie innych. MONIKA: I nic nie by�o w �rodku, poza rolami? ANDRZEJ: Widocznie za ma�o. S�uchaj... ja naprawd� nie wiem, dlaczego przestali�my si� kocha�. Gdyby zreszt� kto� potrafi� to wyja�ni�, odkry�by najwi�ksz� zagadk� ludzko�ci. Jeste� z kim�, kochasz... a potem nagle zwi�zek zaczyna si� rozlatywa�... Widzisz to, czujesz... i nic nie potrafisz na to poradzi�. A w�a�ciwie to ju� ci si� nie chce tego rozpadu powstrzymywa�... MONIKA: ( po chwili) I to by� wystarczaj�cy pow�d rozstania? ANDRZEJ: ( zdziwiony) Uwa�asz, �e to ma�o? 26 MONIKA: No wiesz... ludzie na og� przestaj� si� kocha�, a mimo to zostaj� razem. Zw�aszcza, jak maj� dzieci. ANDRZEJ: Nie wiem, co robi� ludzie na og�. Ja bym tak nie potrafi�. Wanda zreszt� te� nie... MONIKA: No a c�rka... ANDRZEJ: ( zniecierpliwiony) Co � c�rka? Pos�uchaj, m�j stary tu� przed �mierci�, zwierzy� mi si�, �e wytrzyma� z matk� tak d�ugo, tylko ze wzgl�du na mnie. Ale je�li o mnie chodzi, niepotrzebnie si� tak po�wi�ca�. Znacznie bardziej bym wola�, �eby raz, a dobrze si� rozwiedli, ni� rozstawali co p� roku i wracali do siebie. Tylko po to �eby po raz kolejny si� przekona�, �e nie potrafi� ze sob� �y�. Wi�c ja mia�bym skazywa� swoj� c�rk� na podobn� ko�omyj�? MONIKA: I nie �a�ujesz? ANDRZEJ: �a�ujesz... To nie jest odpowiednie s�owo. Mog� �a�owa�, �e doprowadzili�my do sytuacji, gdy rozw�d by� jedynym wyj�ciem. Nie... tam si� zrobi�o nie do zniesienia... jedna, nieustaj�ca k��tnia. A poniewa� nic nie wskazywa�o, �eby mog�a si� sko�czy�, wi�c... ( rozk�ada r�ce) MONIKA: ( po chwili) Przygn�biaj�ce, co m�wisz. ANDRZEJ: E, nie przesadzajmy, da si� wytrzyma�. Nie pierwsza mi�o��, nie pierwsze rozstanie... Tylko dziecko pierwsze. MONIKA: ( patrzy na niego z wahaniem, chwila ciszy) Nie, nie to mia�am na my�li. Przygn�biaj�ce jest to, �e ludzie si� kochaj�, nie wyobra�aj� sobie �ycia bez siebie, a potem potrafi� si� znienawidzi�. �e to si� tak ci�gle powtarza. ANDRZEJ: ( bior�c j� za r�k�) Tak nie musi by�, Moni. MONIKA: My�lisz...my�lisz, �e nam si� uda? ANDRZEJ: Musi. Ja ju� nie mog� pozwoli� sobie na pomy�k�. MONIKA: 27 ( po chwili) Ja te� nie. ANDRZEJ: ( nalewaj�c wino) Kto to by�? MONIKA: S�ucham? ANDRZEJ: Kto by� Cz�owiekiem Pomy�k�? Ambitny did�ej? MONIKA: Nie, to by� czysto towarzyski uk�ad... M�j ch�opak z liceum, jeszcze z Przemy�la. Oprowadzali�my si� trzy lata, robili�my wielkie plany, mieli�my razem wyjecha� na studia. A po maturze rzuci� mnie dla mojej najlepszej przyjaci�ki. ANDRZEJ: ( w zamy�leniu) Ale ty m�oda jeszcze jeste�, Moni... MONIKA: I dlatego mog� sobie jeszcze pozwoli� na pomy�k�? Nie, ju� nie. Potwornie mnie to r�bn�o, uwierz. ANDRZEJ: Wierz�. Podw�jne uderzenie. MONIKA: Taaak... C�, jej starzy mieli najwi�kszy w Przemy�lu zak�ad fotograficzny. Wola� w�eni� si� w dobry interes na miejscu, ni� rusza� ze mn� w nieznane. Mo�e gdybym zosta�a, to... ( urywa)... ale ja nie chcia�am tam zosta�. ANDRZEJ: ( po chwili) Tak ci� ci�gn�o do stolicy? MONIKA: A ty by�e� kiedy� w Przemy�lu? ANDRZEJ: Raz. Ca�kiem �adne miasto. MONIKA: �adne miasto... tak. Zw�aszcza, jak si� do niego przyje�d�a. Ale co innego w nim �y�. Wyobra� sobie miasto, kt�re sk�ada si� wy��cznie z koszar i klasztor�w. Tylko pielgrzymki i defilady. Trudno mi�dzy nimi swobodnie spacerowa�... Rozumiesz? ANDRZEJ: Chyba tak. MONIKA: 28 ( macha r�k�) Nie, tego nie mo�na zrozumie�. Nie mo�esz sobie wyobrazi�, jak strasznie si� tam dusi�am. Bo�e! Pr�bowa�am nawet kompotu, �eby uciec od tego prowincjonalnego syfu. ANDRZEJ: ( zdumiony) Ty? Kompotu? Nie �artuj. MONIKA: Nie �artuj�. Ale porzyga�am si� tylko i tak zako�czy�a si� moja przygoda z narkotykami. ANDRZEJ: ( w zamy�leniu) Inni nie mieli takiego fartu. MONIKA: My�lisz o Muniu? ANDRZEJ: Tak... nie tylko zreszt� o nim. MONIKA: P�niej znalaz�am sobie bezpieczniejszy narkotyk. ANDRZEJ: Trawk�? MONIKA: ( z u�miechem) Nie. Jarocin. ANDRZEJ: O! Rzeczywi�cie, m�wi�a� kiedy� o tym... I co, wystarcza�o ci? MONIKA: Przez jaki� czas... chyba tak... Tak... To by�o jakie� miejsce do �ycia. M�j prawdziwy �wiat, moja Polska, moja � jak to si� m�wi � ma�a ojczyzna. Ale na d�u�ej nie... bo czy mo�na mie� ojczyzn� pi�� dni w roku? ( Andrzej milczy) Tak naprawd� mieli�my zamiar z tym moim ukochanym wywia� dalej, do Stan�w... Warszawa mia�a by� tylko stacj� przesiadkow�. No, ale on si� wystraszy�. ANDRZEJ: A ty? MONIKA: Nie, sk�d? Po naszym rozstaniu tym bardziej chcia�am st�d wyjecha�. Wszystko sobie dok�adnie zaplanowa�am. Zda�am na anglistyk�, �eby sobie podszkoli� j�zyk, zrobi�am kursy komputerowe, co nie by�o wtedy takie modne jak dzisiaj... ANDRZEJ: Jak na tak� odlotow� panienk�, kt�ra pr�buje heroiny i co roku je�dzi do Jarocina, ca�kiem trze�wo kalkulowa�a�. 29 MONIKA: Wtedy by�am ju� inna. Mniej idealistyczna. Nie chcia�am zaczyna� tam od nia�czenia cudzych dzieci albo zasuwania w knajpie. ANDRZEJ: S�usznie. Wiem co� o tym. MONIKA: To znaczy? ANDRZEJ: Przez dwa lata kelnerowa�em w Nowym Jorku. ( macha r�k�) Niewa�ne. Sko�czyli�my je��? MONIKA: Ja tak. ( po chwili) By�o naprawd� �wietne. ANDRZEJ: Ciesz� si�. ( wstaj�c)To chod�my na salony. MONIKA: Poczekaj, pozmywam najpierw. ( podchodzi do zlewu) Nie znosz� budzi� si� i ogl�da� brudne naczynia. ( zaczyna zmywa�) ANDRZEJ: ( stoj�c oparty o szafk�) A co ci� w�a�ciwie zatrzyma�o w Polsce? Jaka� nowa mi�o��? MONIKA: ( zmywaj�c) Nie jestem a� tak kochliwa. ANDRZEJ: Rodzice? MONIKA: ( zmywaj�c) Nie. Dla nich to by�by wprawdzie mocny cios, ale w ko�cu by si� otrz�sn�li. To by�o, jak m�wisz, wkalkulowane w koszta. Nie, po prostu, kiedy sko�czy�am pierwszy rok studi�w, wszystko tu si� zmieni�o. I pomy�la�am, �e nie musz� ju� wyje�d�a� do Ameryki, gdy tu si� robi Ameryka. ( ko�czy zmywanie. Id� do pokoju, siadaj� na pod�odze) ANDRZEJ: ( nalewaj�c wino) Szcz�liwe pokolenie... MONIKA: ( obruszona) Ja nie jestem �adne pokolenie. ANDRZEJ: ( rozbawiony) Przepraszam, wasza indywidualno��... ( popijaj�c wino) Wi�c nie �a�ujesz, �e zosta�a�? 30 MONIKA: Sk�d? Lubi� to, co robi�, robi� to, co lubi�. Zawsze kocha�am rocka, teraz z niego �yj�. I nawet nadal je�d�� do Jarocina, tylko, �e teraz jako korespondentka. A w przysz�o�ci mo�e... ( urywa)... nie, nie chc� zapesza�... ANDRZEJ: ( po chwili) Zabawna p�telka. MONIKA: Taak...( po chwili) Lubisz to okre�lenie. ANDRZEJ: Jakie? MONIKA: �Zabawna p�telka�. Kiedy by�am tu pierwszy raz, te� tak powiedzia�e�... o swoim �yciu. Co� w tym sensie, �e zacz��e� jako liryczny poeta, a ko�czysz jako cyniczny copywriter. ANDRZEJ: A, tak. Cho� to nie jest wcale takie zabawne. MONIKA: Naprawd� by�e� poet�? ANDRZEJ: Du�o powiedziane. Ale pisa�em wiersze. ( Monika patrzy z niedowierzaniem) No, naprawd�. My�lisz, �e zawsze by�em tek�ciarzem? MONIKA: Nie. Po prostu nigdy nie zetkn�am si�... ANDRZEJ: Nak�ad by� bardzo ograniczony. A ty wtedy nie mia�a� wi�cej ni� dwana�cie lat. ( macha r�k�) Stare dzieje. MONIKA: Ci�gle to powtarzasz. ANDRZEJ: Co? MONIKA: �Stare dzieje�... Czasami wydajesz mi si� bardzo starym cz�owiekiem. ANDRZEJ: Bo czasami tak si� czuj�. ( obejmuje j�, usi�uje poca�owa�) MONIKA: O, ca�kiem z ciebie dziarski staruszek. ( wymyka si�) Dasz przeczyta�? 31 ANDRZEJ: Co? MONIKA: No, twoje wiersze. ANDRZEJ: A. Jasne. Ale chyba nie teraz? MONIKA: Nie, kiedy�. Teraz musz� ju� i�� spa�. ( wysuwa si� z jego ramion, wstaje z pod�ogi) ANDRZEJ: To bardzo niezdrowo chodzi� spa� zaraz po jedzeniu. Zawsze to powtarzasz. MONIKA: Wiem. Ale musz� jutro wcze�nie wsta�, �eby przygotowa� program. Co� �something special�. ANDRZEJ: Tak na co dzie� nie improwizujesz? MONIKA: Sk�d�e! ANDRZEJ: Zawsze gdy s�ucha�em twoich audycji, wydawa�o mi si�, �e idziesz na �ywio�. MONIKA: ( z chytrym u�miechem) I o to chodzi... ANDRZEJ: ( �ci�gaj�c j� z powrotem na pod�og�) Profesjonalistka. ( ca�uje j�) MONIKA: ( poddaj�c si�) Cynik. ( ca�uj� si�) ANDRZEJ: Wstr�tna hipokrytka. ( ca�uj� si�) MONIKA: Obrzydliwy erotoman. ANDRZEJ: ( ze �miechem) �e dziewica � nie powiem. ( opadaj� na dywan. Wyciemnienie) 32 SCENA 5 Noc. Andrzej i Monika le�� w ��ku. Wchodzimy w �rodek rozmowy. MONIKA: ...i dlatego tak bardzo nie lubisz Ameryki? ANDRZEJ: Nie, chyba nie. Raczej dlatego, �e zabra�a mi dwa lata �ycia. MONIKA: Kelnerowanie na Manhattanie. ANDRZEJ: Nie tylko kelnerowa�em. Czasami wychodzi�em na noc z klientkami. ( prycha) Kurewska wegetacja... ( Monika milczy) Ta nora na Greenpoincie, te nocne rozmowy z rodakami z �om�y, koszmar... MONIKA: Je�li tak to wygl�da�o, to i tak d�ugo wytrzyma�e�. ANDRZEJ: Wiesz, ja �y�em tam w takim jakim� bezw�adzie, �e jeszcze d�ugo mog�em si� w ten spos�b buja�. Na szcz�cie spotka�em koleg�w z �Paranoi�. MONIKA: Zna�e� ich przedtem? ANDRZEJ: Nie, sk�d? Oni tu byli gwiazdami, a ja skromnym belfrem. Tam ich pozna�em. Wyst�powali w �Szopenie�, takiej taniej tancbudzie na Greenpoincie. To by�a prawdziwa katastrofa, ten ich koncert. Pami�ta�em, jak w Polsce ich entuzjastycznie przyjmowano. Ale tam... zupe�nie nie wstrzelili si� w nastr�j sali. Nasi rodacy � ci sami, kt�rzy w Polsce szaleli na ich wyst�pach � gwizdali i rzucali w nich kotletami. Zero kontaktu ( urywa) Nie �pisz jeszcze? MONIKA: Nie, sk�d? ANDRZEJ: Podczas przerwy zaszed�em do nich na zaplecze i zaproponowa�em, �eby przeszli na bardziej swojskie klimaty. ( �piewa) �Kiedy azbest me p�uca �re, wci�� pami�tam, �e kocham ci�... Albo �Gdy dolary zielone licz�, wtedy wiem, �e nie wr�c� z niczem�... ( �mieje si�) MONIKA: I co oni na to? ANDRZEJ: 33 Oni? Najpierw popatrzyli na mnie jak na idiot�. No, ale nic nie mieli w ko�cu nic do stracenia, wyst�p im si� wali�. Zacz�li�my wsp�lnie improwizowa� i jako� dobrn�li�my do ko�ca. Nawet chyba bisy bi�y. A nast�pnego dnia spakowa�em si� i ruszy�em z nimi w tras�. Jackowo, Pensylwania... MONIKA: ( przekornie) I na tym, kochany, polega Ameryka. Jednego dnia jeste�... ANDRZEJ: ( kwa�no) Powiedzmy. W ka�dym razie mia�em ju� wtedy po co wraca� do Polski. MONIKA: ( po chwili) Wi�c po co w og�le z niej wyje�d�a�e�, je�li nie mia�e� pomys�u na Ameryk�? ANDRZEJ: ( niech�tnie) Musia�em. MONIKA: Musia�e�? ANDRZEJ: ( z rozdra�nieniem) Nie zawsze mo�na by�o tak dok�adnie sobie zaplanowa� podr�... Musia�em, chcia�em... jakie to ma dzisiaj znaczenie? ( chwila ciszy) MONIKA: Je�li nie chcesz o tym m�wi�... ANDRZEJ: Niespecjalnie... ale ty chcesz o tym us�ysze�, nie? Mia�em przedtem fatalny okres. Zacz�o si� od opublikowania wierszy w podziemnym wydawnictwie. Za kar� straci�em prac� w liceum jako element �nieodpowiedzialny wychowawczo�. A ja bardzo lubi�em t� robot�. MONIKA: ( ze �mieszkiem) Ci�ko mi sobie ciebie wyobrazi� jako wychowawc� m�odzie�y. ANDRZEJ: Wi�c wyobra� sobie, �e by�em wtedy inny. Zupe�nie inny. MONIKA: Lepszy? ANDRZEJ: My�l�, �e tak... W ka�dym razie, nie mog�em potem znale�� pracy w �adnej innej szkole. Ubecy ju� o to zadbali... MONIKA: ( nie rozumiej�c) Ale w�a�ciwie dlaczego? 34 ANDRZEJ: Dlaczego? Bo nie chcia�em z nimi wsp�pracowa�, jak to okre�lali. Nie chcia�em im poda� nazwiska wydawcy, a to tak naprawd� ich interesowa�o. Musia�em wi�c zosta� jako� ukarany, a trudno by�o kogo� wsadza� do mamra za kajecik wierszy... ( Monika milczy) Na dodatek m�j wydawca... ten, kt�rego nie chcia�em zasypa�... te� nie�adnie ze mn� pogra�. Zrobi� za moimi plecami dodruk, a pieni��ki zagarn�� dla siebie. MONIKA: Wi�c wtedy by�y ju� takie przekr�ty? ANDRZEJ: By�y, by�y. Tylko o nich nie m�wili�my... ( chwila ciszy) Wi�c sama widzisz, Moni. Nic mnie tu nie trzyma�o. To by�o troch� tak, jak z twoim wyjazdem z Przemy�la. Nie wyje�d�a�em tam, wyje�d�a�em st�d... A tam okaza�o si� jeszcze bardziej beznadziejnie. ( chwila ciszy) MONIKA: Niesamowita historia... ANDRZEJ: Pe�no wtedy by�o takich... ( ze �miechem) O, rany...co ja w�a�ciwie robi�? Le�� w ��ku z m�od�, pi�kn� dziewczyn� i opowiadam jej martyrologiczne kawa�ki... MONIKA: Wcale si� nie nudzi�am. ANDRZEJ: Uprzejma jeste�. MONIKA: Nie, naprawd�... Wiesz, strasznie ma�o o tobie wiem. ANDRZEJ: Ale przynajmniej, dlaczego nie lubi� Ameryki... MONIKA: Nie tylko... ANDRZEJ: ( ziewaj�c) M�wi�a�, �e musisz dzisiaj i�� wcze�niej spa�. MONIKA: Tak. Ale tylko w nocy mog� co� z ciebie wyci�gn��. Nie lubisz m�wi� o swojej przesz�o�ci. ANDRZEJ: Nie, nie lubi�. To naprawd� �stare dzieje� ( chwila ciszy) �pijmy ju�, ma�a. ( wtulaj� si� w siebie. Wyciemnienie) 35 SCENA 6 Ranek. Elegancko � cho� bez przesady � ubrany Andrzej wnosi z kuchni kubki z kaw�. Usi�uje obudzi� Monik� � bezskutecznie. ANDRZEJ: ( potrz�saj�c j�) Moni, ej, Moni... Dzwoni jaka� Katarzyna Nosowska... MONIKA: Co? ( zrywa si�, dostrzega od�o�on� s�uchawk�) Ty draniu! ANDRZEJ: ( usprawiedliwiaj�co) Nie by�o innego sposobu, �eby ci� obudzi�. MONIKA: A kt�ra jest godzina? ANDRZEJ: W p� do dziewi�tej. MONIKA: O, Jezu. ( wstaje szybko, biegnie do �azienki. Andrzej siada z kaw� przy biurku, przegl�da jakie� dokumenty) MONIKA: O kt�rej poszli�my spa�? ANDRZEJ: ( znad papier�w) Nie wiem. Nie patrzy�em wtedy na zegarek MONIKA: ( zjawia si� w drzwiach �azienki ze szczoteczk� stercz�c� z ust) Ty draniu! Wiedzia�e�, �e musz� wcze�niej wsta�... ( ale z u�miechem to m�wi, bez pretensji) ANDRZEJ: Ty te� wiedzia�a�. Gdybym ci nie kaza� spa�, gadaliby�my do rana. MONIKA: ( z u�mieszkiem) Gadaliby�my... ( i znika w �azience. Andrzej wraca do przegl�dania papier�w. Monika po chwili wchodzi do pokoju) ANDRZEJ: ( wskazuj�c kubek) Masz tu kaw�. MONIKA: Kochany jeste� ( pije �apczywie, zerka na str�j Andrzeja) Prezentacja? ANDRZEJ: Nie, na razie wst�pne spotkanie z klientem. �Gilette�. Ale te� trzeba si� odsztafirowa�. 36 MONIKA: Zaraz jedziesz? ANDRZEJ: Nie. ( zerka na zegarek) Na dziesi�t�. Ale jak ci� tak goni, we� samoch�d. ( wyjmuje z kieszeni kluczyki) MONIKA: Powa�nie? Ale ja od egzaminu nie prowadzi�am. ANDRZEJ: W ko�cu musisz zacz��. Potrzebuj� szofera, kt�ry by mnie odwozi� po przyj�ciach do domu... MONIKA: ( bije go pi�ci� w rami�) E�, ty draniu! ( waha si�) Nie, zam�wi� taks�wk�. ( wstaje, zamawia, Andrzej wci�� studiuje materia�y) O kt�rej b�dziesz? ANDRZEJ: Nie wiem dok�adnie. Chc� po fajrancie spotka� si� z Julk�. ( chwila ciszy) MONIKA: Aha... ANDRZEJ: Pewno ko�o si�dmej. A ty? MONIKA: Nie wiem. Chyba p�niej. ANDRZEJ: O. MONIKA: To mo�e by� wa�ny dzie� w moim �yciu. ANDRZEJ: Rozumiem, �e wa�ny. Ale czemu taki d�ugi? MONIKA: O nic nie pytaj. Opowiem, jak wr�c�. ( zerka na zegarek, idzie do kuchni wymy� kubek, bierze jab�ko, wraca do pokoju) Pa, draniu. ( ca�uje go) Trzymaj kciuki. ANDRZEJ: OK, ale za co? ( Monika k�adzie palec na ustach, wychodzi. Andrzej wraca do lektury. Wyciemnienie) 37 SCENA 7 Wiecz�r. Andrzej le�y na kanapie, czyta �Wyborcz��. W��czone radio �Stolica�. Wchodzi Monika. Jest wyra�nie zdenerwowana. ANDRZEJ: Cze��. MONIKA Hej. ( wskazuj�c na radio) S�ucha�e�? ANDRZEJ: ( znad gazety) Mhm... MONIKA: Bardzo si� zb�a�ni�am? ANDRZEJ: A� tak dok�adnie nie s�ucha�em. ( odk�ada gazet�) A co? MONIKA: ( dramatycznie) Pomyli�am Neila Yonga z Paulem Yongiem. ANDRZEJ: A wiedz� o tym? MONIKA: ( zaskoczona) S�ucham? ANDRZEJ: Na Ameryk� przecie� jeszcze nie nadajecie. ( wybucha �miechem) Moni... wyluzuj si�. Jeste� tylko prezenterk� muzyki, a nie komentatork� donios�ych wydarze� politycznych. Gdyby� pomyli�a premiera Oleksego z prezydentem Wa��s�... MONIKA: W mojej skali to taki sam b��d. ANDRZEJ: O rany, nie przesadzaj. Chcesz by� takim bezb��dnym automatem od wyrzucania informacji? Jeste� �ywym cz�owiekiem, kt�ry ma prawo od czasu do czasu si� waln��. MONIKA Ale nie dzisiaj. ANDRZEJ: A co takiego mia�o miejsce dzisiaj? MONIKA: ( siada na kanapie, �ci�ga buty). By� u nas w studio Jarek Szczepa�ski, jeden z organizator�w Jarocina. Szuka prezenterek. Cholera! �e akurat dzisiaj musia�am si� tak obsun��! 38 ANDRZEJ: ( ironicznie) No to rzeczywi�cie kompromitacja. Daj spok�j, Moni. W San Remo si� myl�, na ca�� Europ�. Chod� tutaj. ( Monika podchodzi siada mu na kolanach) Nie znam wprawdzie cz�owieka, ale by�by idiot�, gdyby si� kierowa� takimi kryteriami. Wa�ne czy masz w�asny styl, indywidualno��... MONIKA: Uwa�asz, �e mam? ANDRZEJ: Tak. ( z u�miechem) Wypracowany, ale masz. MONIKA: Kochany jeste�. ( przytula si� do niego) ANDRZEJ: Tak? A przez kogo? MONIKA: Przez tak� jedn� ma�olat�. ANDRZEJ: Nie odm�adzaj si� tak. MONIKA: Przez tak� jedn� g�upi� did�ejk�. ANDRZEJ: A, to teraz ju� wiem. ( po chwili) Naprawd�? MONIKA: Jasne, ty g�upi copywriterze. ( ca�uj� si�, Monika odrywa usta) Naprawd� uwa�asz, �e to nie by�a dyskwalifikuj�ca wpadka? ANDRZEJ: ( udaj�c g�upiego) Jaka wpadka? MONIKA: ( z u�miechem) Chcia�abym, �eby� by� organizatorem Jarocina... ANDRZEJ: Mhm...Na twoj� cze�� zaprosi�abym Paula... nie, przepraszam � Neila Yonga. MONIKA: ( uderza go pi�ci� w rami�) Dra�! ( nagle mi�knie) Przytul mnie, Andrzej... ANDRZEJ: Tylko przytul? 39 MONIKA: ( z prowokacyjnym u�mieszkiem) Nie, nie tylko... ( Wyciemnienie) SCENA 8 Rano, nast�pnego dnia. Andrzej i Monika, w po�piechu ko�cz� je�� �niadanie. ANDRZEJ: Jak b�dzie lepiej: �Silveredge � mi�kkie ostrze� czy �Silveredge � ostro, ale bezpiecznie�? MONIKA: Nie wiem. Chyba pierwsze. Mniej dos�owne. ANDRZEJ: M�wisz... Ale gdyby jednak drugie, mo�na by do wstawki telewizyjnej u�y� szybkiego, srebrnego samochodu, kt�ry ostro wchodzi w zakr�t i �agodnie z niego wychodzi. Odej�� od tej sztampy z gol�cym si� gogusiem. ( Monika milczy) A wiesz, co proponuje klient? �Najwy�sza jako�� golenia�. Dobre, co? ( Monika u�miecha si� blado) Co jest? Wci�� si� przejmujesz t� wczorajsz� wpadk�? MONIKA: Troch� tak. Czuj�, �e co� wa�nego przelecia�o mi ko�o nosa. ( ilustruje gestem) ANDRZEJ: E, daj spok�j. Nic si� przecie� jeszcze nie rozstrzygn�o. To, jak rozumiem, pierwsze przedbiegi. MONIKA: Ale widz� ju� miny moich kole�anek z pracy. Tak jej zale�a�o, tak si� stara�a... i... ANDRZEJ: Nie przejmuj si� nimi. ( macha r�k�) Zawistne pindy. Pomy�l, co mnie dzisiaj czeka. Wyobra� sobie: t�umaczy� jakiemu� Holendrowi, �e �najwy�sza jako�� golenia� znaczy po polsku �najg�adsze kolano�. ( Monika po chwili zaskoczenia wybucha �miechem, �mieje si� przez chwil�, wygl�da na ju� rozlu�nion�) To co, lecimy? MONIKA: ( energicznie) Lecimy. ( wstaj� od sto�u. Wyciemnienie) SCENA 9 Wiecz�r tego samego dnia. Andrzej siedzi przy biurku, pisze na komputerze. Wpada Monika � u�miechni�ta, wyluzowana. 40 MONIKA: Hej! ANDRZEJ: Cze��. ( spogl�da na promieniej�c� Monik�) I co? Pewno si� w og�le nie kapn�li. MONIKA: Kapn�li si�. Ale Jarek powiedzia�, �e nadal mam szans�. ANDRZEJ: Jarek? Jeste�cie ju� na �ty�? MONIKA: Nie udawaj zazdrosnego, s�abo ci wychodzi. ( opada na kanap�) Kurcz�, Andrzej... ul�y�o mi, naprawd� mi ul�y�o... ANDRZEJ: To �wietnie. ( ko�czy pisanie, wstaje) Chod�my to uczci� MONIKA: ( zaskoczona) Dok�d? ANDRZEJ: Nie m�wi�em ci? Szczepan...wiesz, ten m�j artdirector urz�dza dzi� przyj�cie imieninowe. Polecimy? MONIKA: ( kr�ci przecz�co g�ow�) Nie. Jutro mam dy�ur. ANDRZEJ: W �wi�to? MONIKA: To co? Mamy potem jeszcze trzy wolne