4162
Szczegóły |
Tytuł |
4162 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4162 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4162 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4162 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
AGATHA CHRISTIE
MORDERSTWO NA POLU GOLFOWYM
T�UMACZY� JAN S. ZAUS
TYTU� ORYGINA�U: THE MURDER ON THE LINKS
ROZDZIA� PIERWSZY
TOWARZYSZKA PODRӯY
S�dz�, �e nadal kr��y znana anegdota o m�odym pisarzu, kt�ry chc�c ju� od pierwszego s�owa wzbudzi� zainteresowanie wielce zblazowanego wydawcy, rozpocz�� powie�� nast�puj�cym zdaniem:
��Do diab�a! � powiedzia�a ksi�na.
Dziwnym zbiegiem okoliczno�ci moja opowie�� zaczyna si� w ten sam spos�b. Tylko, �e dama, kt�ra wyda�a �w okrzyk, bynajmniej nie by�a ksi�n�.
Na pocz�tku lipca, po za�atwieniu kilku spraw w Pary�u, wraca�em porannym ekspresem do Londynu. Ci�gle dzieli�em mieszkanie z moim starym przyjacielem, Herkulesem Poirotem, jeszcze do niedawna belgijskim detektywem.
Ekspres, jad�cy z Calais, by� osobliwie pusty i poza mn� w przedziale znajdowa�a si� tylko jedna osoba. Hotel opu�ci�em w po�piechu i teraz zaj��em si� sprawdzaniem baga�y. Z tego te� powodu ledwo zwr�ci�em uwag� na towarzyszk� podr�y, kt�ra nagle przypomnia�a mi o swej obecno�ci. Zerwa�a si� ze swego miejsca, opu�ci�a okno, wychyli�a si�, ale zaraz cofn�a wykrzykuj�c z ca�ym przekonaniem:
��Do diab�a!
Przyznaj�, jestem cz�owiekiem staromodnym. Wed�ug mnie kobieta powinna by� kobieca. Nie mam cierpliwo�ci do tych wszystkich nowoczesnych neurotycznych dziewcz�t s�uchaj�cych od rana do wieczora jazzu, pal�cych i dymi�cych jak komin i m�wi�cych j�zykiem, kt�ry m�g�by wywo�a� rumieniec na twarzy przekupki z Billingsgate! Podnios�em g�ow� i zmarszczy�em brwi. Pod krzykliwym, czerwonym kapelusikiem ujrza�em �adn�, bezczeln� twarzyczk� okolon� g�stymi, czarnymi lokami zakrywaj�cymi uszy. Cho� dziewczyna mia�a niewiele ponad siedemna�cie lat, jej policzki pokrywa�a warstwa pudru, a wargi by�y nienaturalnie czerwone.
Nie speszona, �mia�o znios�a moje spojrzenie i odpowiedzia�a na nie wymownym grymasem.
��O, m�j Bo�e, zaszokowali�my pewnego d�entelmena! � zwr�ci�a si� do nie istniej�cego audytorium. � Uprzejmie przepraszam za m�j spos�b wyra�ania si�! Przyznaj�, to nie przystoi prawdziwej damie, ale � o, Bo�e, mia�am powa�ny pow�d! Czy pan wie, �e straci�am jedyn� siostr�?
��Doprawdy? � powiedzia�em uprzejmie. � To godne po�a�owania.
��On mnie pot�pia! � zauwa�y�a m�oda panna. � Najwyra�niej pot�pia� mnie i moj� siostr�, a to ostatnie jest nie fair, bo nawet jej nie widzia�!
Otworzy�em usta, ale nie dopu�ci�a mnie do s�owa.
��Niech pan nic nie m�wi! Nikt mnie nie kocha! Za kar� powinnam i�� do ogrodu i zjada� szkodniki. Buuu�! Zosta�am ukarana!
Zas�oni�a si� p�acht� francuskiego czasopisma satyrycznego. Za chwil� zauwa�y�em, �e zerka na mnie ukradkowo ponad pismem. Na przek�r sobie nie mog�em si� powstrzyma� od u�miechu i w tym momencie odrzuci�a czasopismo i roze�mia�a si� perli�cie.
��Wiem, �e nie jest pan takim strasznym ponurakiem, na jakiego pan wygl�da � rzek�a.
Jej �miech by� tak zara�liwy, �e nie mog�em d�u�ej zachowywa� powagi, mimo, �e okre�lenie �ponurak� nie przypad�o mi do gustu.
��Nareszcie! A wi�c jeste�my ju� przyjaci�mi! �o�wiadczy�a pannica. � Niech pan powie, �e jest mu przykro z powodu mojej siostry�
��Jestem zrozpaczony�
��Dobry ch�opiec!
��Prosz� pozwoli� mi doko�czy�. Chcia�em doda�, �e chocia� jestem zrozpaczony, doskonale mog� znie�� jej nieobecno��.
Przy tych s�owach sk�oni�em troch� g�ow�. Ale ta m�oda, i w istocie nieobliczalna, istotka zmarszczy�a brwi i potrz�sn�a g�ow�.
��Dosy�. Wol� ju� pa�sk� dostojn� dezaprobat�. Och, ten wyraz twarzy! Wida� na niej wypisane s�owa: �To nie jest osoba z naszego towarzystwa�. I nie myli si� pan, chocia� w dzisiejszych czasach trudno odr�ni� ksi�n� od kobiety z p�wiatka. Masz tobie, znowu pana zaszokowa�am, prawda? Pan z pewno�ci� niedawno wyszed� z d�ungli, ale mnie to nie przeszkadza. �a�uj�, �e ludzie pa�skiego pokroju, to dzi� prze�ytek. Nienawidz� ludzi, kt�rzy s� zbyt �miali. Natychmiast si� w�ciekam.
Potrz�sn�a energicznie g�ow�.
��Jak pani wygl�da, gdy si� w�cieka? � zapyta�em z u�miechem.
��Wtedy wst�puje we mnie diabe�. Nie zwracam uwagi na to, co m�wi� i co robi�. Za�atwi�am tak pewnego faceta. Naprawd�. Ale zas�u�y� na to.
��No to � powiedzia�em b�agalnie � niech si� pani na mnie nie w�cieka.
��Nie b�d�. Lubi� pana� polubi�am pana od pierwszej chwili. Ale sprawia� pan wra�enie takiego zdegustowanego, �e pomy�la�am, i� nigdy si� nie zaprzyja�nimy.
��A jednak zostali�my przyjaci�mi. Prosz� mi powiedzie� co� o sobie.
��Jestem aktork�. Nie� nie tak�, jak pan my�li. Wyst�puj� na scenie od sz�stego roku �ycia. Wywracam kozio�ki.
��Pani wybaczy, ale� � zacz��em zaskoczony.
��Nigdy nie widzia� pan dzieci robi�cych r�ne sztuczki akrobatyczne?
��Ach tak, rozumiem!
��Z urodzenia jestem Amerykank�, ale prawie ca�e �ycie sp�dzi�am w Anglii. W�a�nie opracowa�y�my nowy numer�
��My?
��Moja siostra i ja. Taka mieszanka, troch� �piewu, troch� ta�ca, potem odklepujemy tekst i do tego stare sztuczki. W sumie nowy pomys�, kt�ry zawsze bierze. I daje szans� na niez�y zarobek�
Moja nowa znajoma pochyli�a si� i m�wi�a dalej z zapa�em, u�ywaj�c niezrozumia�ych dla mnie okre�le�. Ale mimo to zauwa�y�em, �e coraz bardziej mnie interesuje. Wydawa�a si� ciekaw� mieszanin� dziecka i kobiety. Chocia� �yciowo do�wiadczona i � jak twierdzi�a � zdolna o siebie zadba�, w jej prostych pogl�dach na �ycie i determinacji, aby odnie�� sukces, by�o co� interesuj�co naiwnego.
Min�li�my Amiens. Ta nazwa wywo�a�a wspomnienia. Moja towarzyszka zdawa�a si� czyta� w moich my�lach.
��My�li pan o wojnie?
Skin��em g�ow�.
��Bra� pan w niej udzia�, jak s�dz�?
��A jak�e. Zosta�em ranny i po bitwie nad Somm� odes�ano mnie do domu. Teraz jestem kim� w rodzaju prywatnego sekretarza pos�a do parlamentu.
��O Bo�e! Ma pan g�ow� na karku!
��Nie, to nic ciekawego. W istocie nie mam wiele do roboty. Najwy�ej dwie godziny dziennie. A poza tym to nudna praca. I doprawdy nie wiem, co bym robi�, gdybym nie mia� innego, bardziej interesuj�cego zaj�cia.
��Niech pan nie m�wi, �e kolekcjonuje owady!
��Nie. Mieszkam z bardzo interesuj�cym cz�owiekiem. To Belg � by�y detektyw. Obecnie mieszka w Londynie i zajmuje si� niezwyk�ymi sprawami. To doprawdy wspania�y cz�owiek. Niejeden raz rozwi�za� spraw�, z kt�r� policja nie potrafi�a sobie poradzi�.
Moja towarzyszka s�ucha�a z szeroko otwartymi oczami.
��To fascynuj�ce! Ub�stwiam zbrodnie. Ogl�dam wszystkie filmy kryminalne. A kiedy wydarzy si� jakie� morderstwo, po prostu po�eram dzienniki.
��Pami�ta pani morderstwo w Styles*? � zapyta�em.
��Chwileczk� czy to wtedy otruto starsz� pani�? Gdzie� w hrabstwie Essex?
Skin��em g�ow�.
��To by�a pierwsza wielka sprawa Poirota. Gdyby nie on, morderca uszed�by bezkarnie. To by� cudowny popis zr�czno�ci detektywistycznej.
Zapaliwszy si� do tematu, zacz��em opisywa� g��wne etapy �ledztwa, a� do zaskakuj�cego, triumfalnego zako�czenia.
Dziewczyna s�ucha�a oczarowana. Byli�my tak zaabsorbowani, �e nawet nie zauwa�yli�my, �e poci�g zatrzyma� si� na dworcu w Calais.
Zawo�a�em dw�ch baga�owych i wysiedli�my na peron. Moja towarzyszka poda�a mi r�k�.
��Do widzenia. W przysz�o�ci b�d� si� stara�a lepiej wyra�a�.
��Och, ale pozwoli pani, �e zaopiekuj� si� ni� na statku?
��Mo�e nie wsi�d� na ten statek. Wpierw musz� poszuka� siostry i upewni� si�, czy jecha�a razem z nami. W ka�dym razie dzi�kuj�.
��Ale z pewno�ci� jeszcze si� spotkamy, prawda? Nie poda�a mi pani swojego imienia! � krzykn��em, gdy odwraca�a si�.
Spojrza�a na mnie przez rami�.
��Kopciuszek � odpar�a i za�mia�a si�.
Wtedy nawet nie przysz�o mi do g�owy, kiedy i w jakich okoliczno�ciach znowu j� spotkam.
ROZDZIA� DRUGI
WEZWANIE NA POMOC
Nast�pnego dnia pi�� po dziewi�tej wszed�em do naszego wsp�lnego salonu na �niadanie. M�j przyjaciel, Poirot, jak zawsze punktualny, w�a�nie rozbija� skorupk� drugiego jajka.
U�miechn�� si� promiennie na m�j widok.
��Dobrze spa�e�? Odpocz��e� po tej okropnej podr�y? To wspaniale, dzi� rano jeste� wyj�tkowo punktualny. Pardon, ale tw�j krawat le�y niesymetrycznie. Pozwolisz, �e go poprawi�?
Herkulesa Poirota opisa�em ju� w innej ksi��ce. To niezwyk�y cz�owieczek! Jego wzrost nie przekracza metra sze��dziesi�ciu centymetr�w; ma owaln� g�ow�, zwykle przechylon� nieco na bok; oczy, gdy jest podniecony, rzucaj� zielone b�yski; w�s zakr�cony sztywno po wojskowemu; zawsze elegancki jak dandys. A poza tym jest we wszystkim niesamowitym pedantem. Na widok krzywo stoj�cego bibelotu, �ladu kurzu, czy te� najmniejszej niedba�o�ci w czyim� stroju, cierpi istne tortury, dop�ki nie zaprowadzi porz�dku. Porz�dek i Metoda, to jego b�stwa. Gardzi namacalnymi dowodami, takimi jak �lady st�p i popi� z papierosa, twierdz�c, �e tego rodzaju rzeczy nigdy nie doprowadz� detektywa do rozwi�zania zagadki. Wyk�adaj�c to zwykle puka� si� z zadowoleniem w jajowat� g�ow� i powtarza� z satysfakcj�:
��Ma�e, szare kom�rki � zawsze pami�taj o ma�ych, szarych kom�rkach, mon ami.
Usiad�em na swoim miejscu i w odpowiedzi na powitanie Poirota zauwa�y�em od niechcenia, �e godzinn� podr� z Calais do Dover trudno nazwa� okropn�.
��Nie ma nic interesuj�cego w dzisiejszej poczcie? � zapyta�em.
Poirot potrz�sn�� z niezadowoleniem g�ow�.
��Jeszcze nie przejrza�em wszystkich list�w, ale dotychczas nie przysz�o nic interesuj�cego. Wielcy zbrodniarze, przemy�lne zbrodnie, to wszystko nie istnieje.
Potrz�sn�� g�ow� przygn�biony, a ja roze�mia�em si�.
��Nie przejmuj si�, Poirot, jeszcze u�miechnie si� do ciebie szcz�cie. Otw�rz listy. Ka�dy z nich mo�e zawiera� jak�� spraw� rysuj�c� si� na horyzoncie.
Poirot u�miechn�� si�, chwyci� ma�y no�yk do otwierania list�w i zacz�� rozcina� pierwsz� z brzegu kopert� le��c� na wierzchu kilku list�w znajduj�cych si� obok jego talerza.
��Rachunek. Nast�pny rachunek. Na staro�� robi� si� rozrzutny. Ach! Ot� i wiadomo�� od Jappa.
��Doprawdy? � Nadstawi�em uszu. Inspektor Scotland Yardu niejeden raz wci�gn�� nas w interesuj�c� spraw�.
��Tylko dzi�kuje mi (na sw�j w�asny spos�b) za pomoc w sprawie Aberystwitha, kiedy skierowa�em go na w�a�ciwy trop. Z przyjemno�ci� mu pomaga�em.
Poirot nadal bez entuzjazmu przegl�da� korespondencj�.
��Pro�ba o wyk�ad dla naszych miejscowych skaut�w.
Hrabina Forfanock b�dzie zobowi�zana, je�li j� odwiedz�. Pewnie nast�pny piesek salonowy! Ina koniec� Ach� W jego g�osie zasz�a nag�a zmiana. Podnios�em wzrok. Poirot czyta� z uwag�. Po chwili podsun�� mi kartk� papieru.
��To co� niezwyk�ego, mon ami. Przeczytaj.
List, na zagranicznym papierze, napisany by� pewn� r�k�.
WILLA GENEVI�VE,
MERLINVJLLE�SUR�MER,
FRANCJA
Szanowny Panie,
Potrzebuj� us�ug dobrego detektywa, poniewa� z pewnych wzgl�d�w � kt�re podam panu p�niej � nie chc� powiadamia� policji. S�ysza�em o Panu z wielu r�nych �r�de� i wszyscy twierdz�, �e jest Pan nie tylko bardzo zdolny, ale r�wnie� dyskretny. Nie chc� podawa� w li�cie szczeg��w, ale z uwagi na posiadan� tajemnic� obecnie �yj� w ci�g�ym strachu. Jestem przekonany, �e niebezpiecze�stwo jest bliskie, i dlatego b�agam, �eby nie traci� Pan czasu i jak najszybciej przyby� do Francji. Prosz� przys�a� depesz� z dat� przyjazdu, to przy�l� po Pana samoch�d do Calais. By�bym zobowi�zany, gdyby porzuci� Pan prowadzone obecnie dochodzenia i ca�kowicie po�wi�ci� si� moim sprawom. Jestem przygotowany zap�aci� ka�de honorarium. By� mo�e b�d� potrzebowa� Pa�skich us�ug przez d�u�szy czas i mo�e zaistnie� konieczno�� udania si� do Santiago, gdzie mieszka�em przez wiele lat.
Jeszcze raz zapewniam Pana, �e sprawa jest niezwykle pilna.
Z powa�aniem
P. T. Renauld
Pod podpisem skre�lone by�y dr��c� r�k� prawie nieczytelne s�owa:
�Na lito�� bosk�, niech pan przyjedzie�.
Z przyspieszonym biciem serca zwr�ci�em Poirotowi list.
��Nareszcie co� niezwyk�ego! �powiedzia�em.
��Istotnie � odpar� Poirot w zamy�leniu.
��Oczywi�cie pojedziesz�doda�em.
Poirot skin�� g�ow�. My�la� intensywnie. W ko�cu ockn�� si� i spojrza� na zegarek. Jego twarz by�a bardzo powa�na.
��Jak wiesz, przyjacielu, nie mamy czasu do stracenia. Jednak ekspres na kontynent odje�d�a z dworca Victoria dopiero o jedenastej, wi�c nie denerwuj si�, mamy do�� czasu. Mo�emy po�wi�ci� dziesi�� minut na dyskusj�. B�dziesz mi towarzyszy�, n�est�ce pas!
��No�
��M�wi�e�, ze tw�j pracodawca nie b�dzie ciebie potrzebowa� przez nast�pne kilka tygodni.
��Och, tak, wszystko si� zgadza. Ale pan Renauld da� niedwuznacznie do zrozumienia, �e to sprawa prywatna.
��Dobrze, dobrze. Za�atwi� to z panem Renauldem. A przy okazji, chyba znam sk�d� to nazwisko?
��Znany po�udniowoameryka�ski milioner nazywa si� Renauld. Nie wiem, czy to ten sam.
��Niew�tpliwie. To wyja�nia Santiago. Santiago jest w Chile, a Chile le�y w Po�udniowej Ameryce! No, w ka�dym razie zrobili�my post�py! Zwr�ci�e� uwag� na dopisek? Co ci� w nim uderzy�o?
Zamy�li�em si�.
��Wyra�nie ca�y list napisa� pewn� r�k�, ale pod koniec przesta� si� kontrolowa� i pod wp�ywem nag�ego impulsu dopisa� te sze�� s��w.
M�j przyjaciel potrz�sn�� energicznie g�ow�.
��Mylisz si�. Nie zauwa�y�e�, �e atrament podpisu jest wyra�nie czarny, a w dopisku blady?
��I co z tego? � zapyta�em z ciekawo�ci�.
��Mon Dieu, mon ami*, u�yj swoich szarych kom�rek. Czy to nie oczywiste? Pan Renault napisa� ca�y list. Nie osuszaj�c go bibu�� przeczyta� uwa�nie. Nast�pnie, nie powodowany impulsem, ale rozmy�lnie, doda� ostatnie s�owa i natychmiast wysuszy� je bibu��.
��Dlaczego?
��Parbleu! Aby wywrze� na mnie odpowiednie wra�enie � takie jakie wywo�a� na tobie.
��Co?
��Mais oui� chcia� by� pewien, �e przyjad�! Przeczyta� napisany list i nie by� z niego zadowolony. Nie by� wystarczaj�co przekonuj�cy!
Przerwa�, a po chwili � z �wiadcz�cym o wewn�trznym podnieceniu zielonym b�yskiem w oczach � doda� �agodnie:
��Tak wi�c, mon ami, skoro nie pod wp�ywem impulsu, ale na trze�wo, z zimn� krwi� doda� to postscriptum, sprawa jest niezwykle pilna i musimy dotrze� do niego tak szybko, jak to tylko mo�liwe.
��Merlinville�Sur�Mer��mrukn��em w zamy�leniu.
��Wydaje mi si�, �e s�ysza�em ju� t� nazw�.
Poirot skin�� g�ow�.
��To spokojna, ma�a miejscowo�� � ale szykowna! Le�y w po�owie drogi mi�dzy Boulogne i Calais. Jak s�dz�, pan Renauld ma dom w Anglii?
��Tak, o ile dobrze pami�tam, przy Rutland Gate. I jak�� du�� posiad�o�� na prowincji, w Hertfordshire. Prawd� m�wi�c ma�o o nim wiem, nie lubi si� udziela� towarzysko. Chyba ma w City biuro prowadz�ce jakie� interesy z Po�udniow� Ameryk� i wi�kszo�� �ycia sp�dzi� w Chile i Argentynie.
��Wszystkich szczeg��w dowiemy si� od niego samego. Chod�my si� spakowa�. Wystarczy jedna ma�a walizka dla ka�dego, a potem taks�wka na dworzec Victoria.
O jedenastej poci�g ruszy� w kierunku Dover. Przed odjazdem Poirot wys�a� depesz� do pana Renaulda, podaj�c czas przybycia do Calais.
Wiedzia�em, �e na statku lepiej nic zak��ca� samotno�ci mojego przyjaciela. By�a wspania�a pogoda i morze g�adkie jak lustro, wi�c nie by�em zaskoczony, gdy po przybiciu do Calais Poirot do��czy� do mnie z u�miechem. Ale czeka�o nas rozczarowanie; nie przys�ano po nas samochodu. Wygl�da�o na to, �e depesza Poirota utkn�a gdzie� po drodze.
��Musimy wynaj�� taks�wk� � o�wiadczy� weso�o. Po kilku minutach, jechali�my do Merlinville w okropnie rozklekotanym aucie.
By�em w dobrym nastroju, ale m�j ma�y przyjaciel obserwowa� mnie pos�pnie.
��Zachowujesz si� jak niespe�na rozumu, Hastings. A to wr�y nieszcz�cie.
��Nonsens. W ka�dym razie ty nie podzielasz moich uczu�.
��Nie, ale boj� si�.
��Czego?
��Nie wiem. Mam przeczucie �je ne sais quoi!*
Powiedzia� to tak powa�nie, �e wbrew wszystkiemu i mnie si� to udzieli�o.
��Czuj� � powiedzia� wolno � �e to b�dzie du�a sprawa � d�ugi, nu��cy i nie�atwy do rozwi�zania problem.
Nie zadawa�em dalszych pyta�, bo w�a�nie przyjechali�my do ma�ego miasteczka Merlinville i zwolnili�my, �eby zapyta� o drog� do willi Genevi?ve.
��Prosto, monsieur, przez miasto. Willa Genevi?ve znajduje si� osiemset metr�w za miastem. Nie zab��dzicie. To du�a willa z widokiem na morze.
Podzi�kowali�my informatorowi i pojechali�my wedle wskaz�wek. Drugi raz zatrzymali�my si� na rozwidleniu dr�g. W naszym kierunku wl�k� si� jaki� wie�niak i czekali�my, a� si� zbli�y, �eby znowu zapyta� o drog�. Po prawej stronie drogi sta�a niewielka willa � zbyt ma�a na t�, kt�rej szukali�my. Nagle otworzy�a si� furtka i wysz�a z niej jaka� dziewczyna.
Szofer wychyli� si� przez okno i zapyta� mijaj�cego nas wie�niaka o drog�.
��Willa Genevi?ve? To kilka krok�w st�d, trzeba skr�ci� w drog� po prawej, monsieur. Mogliby�cie j� widzie�, gdyby nie sta�a za zakr�tem.
Szofer podzi�kowa� i ruszyli�my. Patrzy�em zafascynowany na stoj�c� dziewczyn�. Trzyma�a r�k� na klamce furtki i patrzy�a na nas. Jestem wielbicielem pi�kna, a teraz mia�em przed sob� istot�, obok kt�rej nie spos�b przej�� oboj�tnie. Wysoka, o proporcjach m�odej boginki, z�ote w�osy b�yszcza�y w s�o�cu. M�g�bym przysi�c, �e nigdy nie widzia�em pi�kniejszej dziewczyny. Mijaj�c j�, odwr�ci�em g�ow� i patrzy�em oczarowany.
��Na Boga, Poirot � wykrzykn��em � zauwa�y�e� t� m�od� bogini�?
Poirot uni�s� brwi.
���a commence!* � mrukn��. � Ju� zd��y�e� zobaczy� bogini�!
��Niech to diabli, czy to nie by�a bogini?
��Mo�liwe, ale ja tego nie zauwa�y�em.
��Nie zauwa�y�e� jej?
��Mon ami, dw�ch ludzi rzadko widzi to samo. Ty, na przyk�ad, widzia�e� bogini�, a ja� � zawaha� si�.
��A ty�?
��Widzia�em tylko dziewczyn� o niespokojnych oczach � odpar� powa�nie Poirot.
W rym momencie zajechali�my przed wielk�, zielon� bram� i oboje r�wnocze�nie wydali�my okrzyk zdumienia. Przed bram� sta� imponuj�cego wzrostu policjant, kt�ry na nasz widok podni�s� r�k�.
��Zakaz wjazdu, messieurs.
��Ale my chcemy si� widzie� z panem Renauldem � wykrzykn��em. � Jeste�my um�wieni na spotkanie. To przecie� jego willa, prawda?
��Tak, monsieur, ale�
Poirot pochyli� si� do przodu.
��Ale co?
��Monsieur Renauld zosta� dzi� rano zamordowany.
ROZDZIA� TRZECI
W WILLI GENEVI?VE
Poirot wyskoczy� z samochodu, jego oczy b�yszcza�y z podniecenia.
��O czym pan m�wi? Zamordowany? Kiedy? Jak?
Policjant wyprostowa� si�.
��Nie wolno mi odpowiada� na �adne pytanie, monsieur.
��Tak, to prawda. Rozumiem. � Poirot zastanawia� si� przez chwil�. � Niew�tpliwie w willi jest teraz komisarz policji?
��Tak, monsiuer.
Poirot wyj�� wizyt�wk� i napisa� kilka s��w.
��Voil?! Czy b�dzie pan tak dobry i natychmiast przeka�e ten bilecik panu komisarzowi?
M�czyzna wzi�� wizyt�wk�, odwr�ci� g�ow� i zagwizda�. Po chwili zjawi� si� jego kolega i odebra� wizyt�wk� Poirota. Po kilku minutach pojawi� si� niski, oty�y m�czyzna z sumiastym w�sem. Szybko podszed� do bramy.
��Drogi monsieur Poirot! � wykrzykn��. � Jakie to szcz�cie, �e si� pan tu zjawi�.
Twarz Poirota rozpromieni�a si�.
��Monsieur Bex! Jestem zachwycony. � Odwr�ci� si� do mnie. � Pozwol� panowie, �e ich przedstawi�. Oto m�j angielski przyjaciel, kapitan Hastings, a to monsieur Lucien Bex.
Sk�onili�my si� sobie ceremonialnie i pan Bex zwr�ci� si� do Poirota:
��Mon vieux, nie widzia�em pana od 1909 roku, gdy spotkali�my si� w Ostendzie. Ma pan jakie� informacje?
��Mo�e ju� je pan zna. Wie pan, �e zosta�em tu wezwany listownie?
��Nie. Przez kogo?
��Przez zamordowanego. Wydaje si�, �e wiedzia�, i� kto� nastaje na jego �ycie. Na nieszcz�cie wezwa� mnie za p�no.
��Sacre tonnerre!* wykrzykn�� Francuz. � Zatem przewidzia� w�asne morderstwo. To w znacznym stopniu podwa�a nasze teorie! Ale wejd�my do �rodka.
Otworzy� bram� i ruszyli�my w kierunku domu. Monsieur Bex kontynuowa�:
��Natychmiast musi pan to powt�rzy� s�dziemu �ledczemu, monsieur Hautetowi. W�a�nie sko�czy� badanie miejsca zbrodni i teraz przes�uchuje �wiadk�w.
��Kiedy pope�niono zbrodni�? � zapyta� Poirot.
��Cia�o znaleziono dzi� rano oko�o dziewi�tej. Wed�ug zeznania pani Renauld i orzeczenia lekarzy, �mier� musia�a nast�pi� oko�o drugiej w nocy. Ale prosz�, wejd�my do �rodka.
Pokonali�my kilka stopni wiod�cych do frontowych drzwi willi. W holu siedzia� nast�pny policjant. Wsta� na widok komisarza.
��Gdzie teraz jest monsieur Hautet? � zapyta� Bex.
��W salonie, prosz� pana.
Komisarz otworzy� drzwi po lewej stronie i weszli�my do salonu. Monsieur Hautet siedzia� ze swoim sekretarzem przy du�ym okr�g�ym stole. Spojrza�, gdy wchodzili�my. Komisarz przedstawi� nas i wyja�ni� nasz� obecno��.
S�dzia �ledczy, monsieur Hautet, by� wysokim, chudym m�czyzn�, o przenikliwych oczach i starannie przyci�tej br�dce, kt�r� mia� zwyczaj g�adzi�, gdy m�wi�. Przy kominku sta� starszy, troch� przygarbiony m�czyzna, kt�rego przedstawiono nam jako doktora Duranda.
��To doprawdy niezwyk�e � zauwa�y� monsieur Hautet, gdy komisarz sko�czy�. � Ma pan przy sobie ten list ?
Poirot poda� mu list i s�dzia zacz�� czyta�.
��Hm� Pisze o jakiej� tajemnicy. Jaka szkoda, �e nie wyja�ni� tego bli�ej. Jeste�my bardzo wdzi�czni, �e pan przyjecha�, panie Poirot. Mam nadziej�, �e uczyni nam pan �ask� i we�mie udzia� w �ledztwie. A mo�e musi pan wraca� do Londynu?
��Panie s�dzio, zamierzam zosta�. Nie przyjecha�em w por�, aby zapobiec �mierci mego klienta, i m�j honor nakazuje mi teraz wykry� morderc�.
S�dzia sk�oni� si�.
��To bardzo chwalebne. Bez w�tpienia madame Renauld r�wnie� zechce skorzysta� z pa�skich us�ug. W ka�dej chwili spodziewamy si� pana Girauda z S?ret� w Pary�u i jestem pewien, �e wzajemnie b�dziecie si� wspomaga� w �ledztwie. A tymczasem mam nadziej�, �e uczyni mi pan grzeczno�� i we�mie udzia� w przes�uchaniu; chyba nie musz� dodawa�, �e w razie potrzeby s�u�ymy pomoc�.
��Dzi�kuj�. Obecnie, jak pan wie, poruszam si� w kompletnych ciemno�ciach. Nie mam o niczym poj�cia.
S�dzia kiwn�� na komisarza, kt�ry zacz�� relacjonowa�:
��Dzi� rano stara s�u��ca, Fran�oise, zesz�a na d�, aby zacz�� codzienne zaj�cia i zauwa�y�a, �e frontowe drzwi s� otwarte. Obawiaj�c si�, �e do domu weszli z�odzieje, zajrza�a do jadalni, ale przekonawszy si�, �e srebra s� w komplecie, przesta�a si� martwi�. Dosz�a do wniosku, �e niew�tpliwie jej pan wsta� wcze�nie i wyszed� na spacer.
��Przepraszam, monsieur, �e przerw�, ale czy le�a�o to w jego zwyczaju?
��Nie, ale stara Fran�oise ma wyrobione zdanie na temat Anglik�w � uwa�a, �e wszyscy s� pomyleni i cz�sto post�puj� w spos�b niewyt�umaczalny! Gdy pokoj�wka L�onie, m�oda dziewczyna, posz�a zbudzi� swoj� pani�, z przera�eniem odkry�a, �e le�y na ��ku zwi�zana i zakneblowana. Niemal w tej samej chwili nadesz�y wiadomo�ci, �e znaleziono cia�o pana Renaulda z sztyletem w plecach.
��Gdzie?
��Ot� to w�a�nie jest najdziwniejsze w tej sprawie, panie Poirot. Cia�o le�a�o twarz� do ziemi� w otwartym grobie.
��Co?
��Tak. Gr�b by� �wie�o wykopany � zaledwie kilka metr�w za ogrodzeniem.
��Kiedy nast�pi�a �mier�?
Na to pytanie odpowiedzia� doktor Durand.
��Zbada�em cia�o o dziesi�tej rano. �mier� musia�a nast�pi� co najmniej siedem albo dziesi�� godzin wcze�niej.
��Hmmm� To znaczy, �e mieczy p�noc� i trzeci� nad ranem.
��Zgadza si�, a poza tym zeznanie pani Renauld wskazuje na drug�, co dok�adnie okre�la czas pope�nienia zbrodni. �mier� musia�a nast�pi� natychmiast i oczywi�cie wyklucza si� samob�jstwo.
Poirot skin�� g�ow� i komisarz kontynuowa�:
��Przera�ona s�u�ba szybko uwolni�a pani� Renauld z wi�z�w. By�a niezmiernie os�abiona, prawie nieprzytomna z b�lu, jaki spowodowa�y sznury. Okaza�o si�, �e do sypialni wdar�o si� dw�ch zamaskowanych m�czyzn, zakneblowali j� i zwi�zali, potem si�� uprowadzili jej m�a. Ale o tym dowiedzieli�my si� z drugiej r�ki, od s�u�by. Gdy nadesz�y tragiczne wie�ci, pani Renauld wpad�a w czarn� rozpacz. Doktor Durand po przybyciu natychmiast poda� jej �rodek nasenny. Teraz niew�tpliwie �pi spokojnie i odpoczywa po napi�ciu wywo�anym przes�uchaniem.
��Kto mieszka w tym domu?
��Gospodyni, stara Fran�oise. Od wielu lat s�u�y�a u poprzednich w�a�cicieli willi. Nast�pnie mamy dwie m�ode dziewczyny, siostry Denise i L�onie Oulard. Pochodz� z Merlinville i maj� bardzo porz�dnych rodzic�w. Dalej, szofer, kt�rego pan Renauld przywi�z� z Anglii. Obecnie jest na urlopie. Wreszcie sama pani Renauld i jej syn, Jack Renauld. Ale i on w tej chwili jest nieobecny. Poirot skin�� g�ow�.
��Marchaud! � zawo�a� Hautet. Pojawi� si� policjant.
��Przyprowad� Fran�oise.
Policjant zasalutowa� i wyszed�. Po chwili przyprowadzi� wystraszon� gospodyni�.
��Nazywa si� pani Fran�oise Arrichet?
��Tak, prosz� pana.
��Od jak dawna s�u�y pani w willi Genevi?ve?
��Przez jedena�cie lat s�u�y�am u pani wicehrabiny. Potem wiosn� sprzeda�a will� i ugodzi�am si� na s�u�b� do tego angielskiego milorda. Nigdy nie wyobra�a�am sobie, �e�
S�dzi a kr�tko jej przerwa�.
��Niew�tpliwie, niew�tpliwie. Niech nam pani powie, Fran�oise, kto zwykle zamyka na noc drzwi frontowe?
��Ja, prosz� pana.
��A wczoraj wieczorem?
��Zamkn�am je, jak zwykle.
��Jest pani tego pewna?
��Przysi�gam na wszystkie �wi�to�ci, monsieur.
��O kt�rej godzinie?
��Normalnie, o wp� do jedenastej.
��Czy inni mieszka�cy udali si� ju� na spoczynek?
��Madame dawno ju� posz�a do siebie. Denise i L�onie posz�y ze mn� na g�r�. Monsieur zosta� w gabinecie.
��A zatem je�li kto� potem otworzy� drzwi, to m�g� to zrobi� tylko pan Renauld?
Fran�oise wzruszy�a szerokimi ramionami.
��A po co mia�by to robi�? Przecie� ci�gle kr�c� si� tutaj z�odzieje i bandyci! Co za pomys�! Monsieur nie by� g�upcem. Przecie� nie musia� wpuszcza� tej damy�
S�dzia szybko przerwa�:
��Dama? O jakiej damie pani m�wi?
��O tej, co przysz�a do niego.
��Wczoraj wieczorem odwiedzi�a go jaka� kobieta?
��Ale� tak, prosz� pana� Cz�sto przychodzi�a wieczorem.
��Kto to by�? Zna j� pani?
Kobieta skrzywi�a si� chytrze.
��A sk�d niby to mia�abym wiedzie�? � mrukn�a. � Ja jej wczoraj wieczorem nie wpuszcza�am.
��Hola! � krzykn�� s�dzia, uderzaj�c pi�ci� w st�. � Chce si� pani bawi� z policj� w kotka i myszk�? Prosz� natychmiast powiedzie� nazwisko tej kobiety, kt�ra wieczorami odwiedza�a pana Renaulda.
��Policja� policja � mrucza�a Fran�oise. � Nigdy nie my�la�am, �e b�d� mia�a do czynienia z policj�� Wiem dobrze, kto to by�. Pani Daubreuil.
Komisarz wyda� cichy okrzyk zaskoczenia.
��Pani Daubreuil� z po�o�onej w pobli�u willi Marguerite?
��Zgadza si�, monsiuer. Och, �adny z niej numerek. Kobieta pokiwa�a g�ow� pogardliwie.
��Pani Daubreuil� � mrucza� komisarz. � Niemo�liwe.
��Voil? � doda�a Fran�oise. � Oto co mnie spotyka za to, �e wyzna�am prawd�.
��Ale� nie � odpar� s�dzia uspokajaj�co. � Tylko byli�my tym zaskoczeni. A wi�c madame Daubreuil i monsieur Renauld, oni byli�? � przerwa� taktownie. � No? Niew�tpliwie o to chodzi�o, prawda?
��A sk�d mam wiedzie�? O czym pan m�wi? Przecie� m�j pan by� angielskim d�entelmenem� bardzo bogatym� a pani Daubreuil jest biedna, ale bardzo szykowna. A poza tym ona mieszka spokojnie z c�rk�. Niew�tpliwie to kobieta z przesz�o�ci�! I nie jest ju� m�oda � chocia� ma foi! A ja, kt�ra panu o tym m�wi�, widzia�am, jak m�czy�ni odwracaj� si� i gapi� na ni�, gdy idzie ulic�. Ostatnio wydawa�a wi�cej pieni�dzy � wszyscy w mie�cie o tym wiedz�! � Fran�oise potrz�sn�a g�ow� z absolutn� pewno�ci�.
Pan Hautet g�aska� brod� w zamy�leniu.
��A pani Renauld? � zapyta�. � Jak ona odnosi�a si� do tej� przyja�ni?
Fran�oise wzruszy�a ramionami.
��Zawsze by�a bardzo mi�a� bardzo uprzejma. Kto� m�g�by powiedzie�, �e niczego sienie domy�la. Ale mimo wszystko � czy nie jest tak, �e serce cierpi, prawda prosz� pana? Obserwowa�am, jak z dnia na dzie� pani stawa�a si� coraz bledsza, coraz szczuplejsza. Nie by�a ju� t� sam� kobiet�, kt�ra przyby�a tu miesi�c temu. Monsieur te� si� zmieni�. On te� mia� swoje zmartwienia. Ka�dy m�g� zauwa�y�, �e znajduje si� na skraju wyczerpania nerwowego. I czy mo�na si� temu dziwi�, skoro tak pokierowa� swoim romansem? �adnej pow�ci�gliwo�ci, �adnej dyskrecji. To zupe�nie w angielskim stylu!
Oburzony poruszy�em si� na krze�le, ale s�dzia, nie zra�ony tymi dygresjami, kontynuowa� pytania.
��Wi�c m�wi pani, �e monsieur Renauld nie musia� sam wypuszcza� madame Daubreuil. No, ale w ko�cu wysz�a?
��Tak, prosz� pana. S�ysza�am, jak oboje wychodz� z gabinetu i id� do drzwi. Monsieur Renauld po�egna� j� i zamkn�� drzwi.
��Kt�ra to by�a godzina?
��Chyba dwadzie�cia pi�� minut po dziesi�tej.
��S�ysza�a pani, o kt�rej pan Renauld poszed� spa�?
��S�ysza�am, jak poszed� na g�r� mniej wi�cej dziesi�� minut po nas. Schody tak trzeszcz�, �e s�ycha�, jak si� po nich chodzi.
��I to wszystko? S�ysza�a pani co� niepokoj�cego w nocy?
��Nie, nic takiego nie s�ysza�am.
��Kto ze s�u�by zszed� rano pierwszy na d�?
��Ja. I zaraz zobaczy�am otwarte drzwi.
��Czy wszystkie okna na parterze by�y zamkni�te?
��Tak, panie s�dzio. Nie zauwa�y�am nic podejrzanego.
��Dobrze, mo�e pani odej��, Fran�oise.
Stara kobieta powlok�a si� do drzwi. W progu obejrza�a si�. � Chc� panu co� powiedzie�. Ta madame Daubreuil, to z�a kobieta! O tak, kobieta zawsze pozna si� na drugiej kobiecie. Ona jest z�a, prosz� to zapami�ta� � przy tych s�owach potrz�sn�a ze znawstwem g�ow� i wysz�a z pokoju. � L�onie Oulard! � krzykn�� s�dzia. Pojawi�a si� L�onie, ton�c we �zach, sk�onna do histerii. Pan Hautet zaj�� si� ni� zr�cznie. Pokoj�wka potwierdzi�a, �e jej pani zosta�a zakneblowana i zwi�zana. Fakty te znacznie wyolbrzymi�a i udramatyzowa�a. Ale, podobnie jak Fran�oise, w nocy nic nie s�ysza�a.
Denise potwierdzi�a zeznania siostry. I ona te� zauwa�y�a, �e jej pan ostatnio bardzo si� zmieni�.
��Z dnia na dzie� stawa� si� coraz bardziej markotny. Jad� mniej. Ci�gle by� przygn�biony. � Denise mia�a co do tego w�asn� teori�. � Niew�tpliwie mafia wpad�a na jego �lad! Dw�ch zamaskowanych m�czyzn� Kto inny, jak nie mafia? To straszne!
��Tak, tak, oczywi�cie � stwierdzi� s�dzia pojednawczo. � A teraz, moja droga, powiedz nam, czy to ty wczoraj wieczorem wpu�ci�a� do domu madame Daubreuil?
��Nie wczoraj wieczorem, tylko przedwczoraj.
��Ale Fran�oise przed chwil� powiedzia�a, �e madame Daubreuil by�a tu wczoraj wieczorem?
��Nie. Wczoraj wieczorem do naszego pana przysz�a kobieta, ale to nie by�a pani Daubreuil.
Zaskoczony s�dzia zacz�� si� upiera�, ale dziewczyna nie ust�pi�a. Zna�a dobrze pani� Daubreuil z widzenia. A ta kobieta, chocia� te� ciemnow�osa, by�a ni�sza i m�odsza. Nic nie mog�o zachwia� jej przekonania.
��Widzia�a� j� ju� przedtem?
��Nigdy. � Ale my�l�, �e to by�a Angielka.
��Angielka?
��Tak, prosz� pana. Zapyta�a o monsieur Renaulda po francusku, ale z takim akcentem� po tym ka�dy by pozna�. Poza tym, gdy wychodzili z gabinetu, m�wili po angielsku.
��S�ysza�a�, co m�wili? Jak s�dz� zrozumia�a�?
��M�wi� do�� dobrze po angielsku � odpar�a Denise z dum�. � Jednak ta pani m�wi�a za szybko, �ebym mog�a j� zrozumie�, ale gdy pan otwiera� przed ni� drzwi, us�ysza�am, jak do niej m�wi�� � przerwa�a, a nast�pnie powt�rzy�a starannie i mozolnie: � �Ta� ta� ale teraz, na mi�o�� bosk�, niech ju� pani idzie!�
��Tak, tak, ale teraz, na mi�o�� bosk�, niech ju� pani idzie! � powt�rzy� s�dzia.
Zwolni� Denise i po chwili zastanowienia poleci� wezwa� Fran�oise. Zaraz na wst�pie zapyta�, czy przypadkiem nie pomyli�a si� co do wieczoru, w kt�rym z�o�y�a wizyt� pani Daubreuil. Jednak Fran�oise okaza�a niespodziewany up�r. Madame Daubreuil przysz�a wczoraj wieczorem. Bez w�tpienia to by�a ona. Denise chcia�a na siebie zwr�ci� uwag�, voil? tout!* Dlatego snu�a opowie�� o jakiej� dziwnej kobiecie. No i z pewno�ci� chcia�a si� pochwali� znajomo�ci� angielskiego! Pewnie jej pan nigdy nie wypowiedzia� takiego zdania po angielsku, ale � nawet gdyby wypowiedzia� � to i tak o niczym nie �wiadczy, poniewa� pani Daubreuil doskonale m�wi po angielsku i zwykle u�ywa tego j�zyka w rozmowie z pa�stwem Renauld.
��Widzi pan, panicz Jack, syn naszego pana, prawie zawsze tu przebywa�, a on m�wi bardzo �le po francusku.
S�dzia nie upiera� si� wi�cej. Zmieni� temat i zapyta� o szofera. W odpowiedzi us�ysza�, �e wczoraj pan Renauld o�wiadczy�, i� nie b�dzie potrzebowa� samochodu i szofer mo�e wzi�� urlop.
Poirot zmarszczy� w zamy�leniu brwi.
��O co chodzi? � wyszepta�em. Potrz�sn�� g�ow� niecierpliwie i zapyta�:
��Przepraszam, panie Bex, monsieur Renauld z pewno�ci� mia� prawo jazdy?
S�dzia spojrza� na Franpoise i stara kobieta natychmiast odpar�a:
��Nie, prosz� pana, on nie potrafi� prowadzi� samochodu.
Poirot jeszcze mocniej zmarszczy� brwi.
��Mo�esz mi powiedzie�, o co ci chodzi? � zniecierpliwi�em si�.
��Nie rozumiesz? W li�cie napisa�, �e przy�le po nas samoch�d do Calais.
��Mo�e mia� na my�li samoch�d wynaj�ty � podsun��em.
��Niew�tpliwie, cho� po co wynajmowa� samoch�d, skoro ma si� w�asny? Dlaczego akurat wczoraj, w dzie� naszego przyjazdu, nagle wys�a� szofera na urlop? Czy istnia� jaki� pow�d, dla kt�rego chcia� si� go pozby� przed naszym przybyciem?
ROZDZIA� CZWARTY
LIST OD BELLI
Fran�oise opu�ci�a pok�j. S�dzia w zamy�leniu b�bni� palcami po stole.
��Monsieur Bex � powiedzia� w ko�cu � mamy wyra�n� sprzeczno�� zezna�. Kt�rej powinni�my wierzy�? Fran�oise czy Denise?
��Denise � odpar� zdecydowanym tonem komisarz. � To ona otworzy�a drzwi tej pani. Fran�oise jest stara i uparta, a w dodatku wyra�nie nie lubi pani Daubreuil. Poza tym posiadamy dokument �wiadcz�cy, �e Renauld uwik�a� si� w intryg� mi�osn� z inn� kobiet�.
��Tiens! � wykrzykn�� monsieur Hautet. � Zapomnieli�my o tym poinformowa� monsieur Poirota. � Poszuka� mi�dzy papierami le��cymi na stole i wr�czy� jeden z nich mojemu przyjacielowi. � Ten list, monsieur Poirot, znale�li�my w kieszeni p�aszcza zamordowanego
Poirot roz�o�y� list. By� bardzo pognieciony. Napisa�a go po angielsku niewprawna r�ka:
M�j Najdro�szy,
Dlaczego tak d�ugo do mnie nie piszesz? Czy kochasz mnie jeszcze? Twoje ostatnie listy by�y takie inne, zimne i obce, a teraz takie d�ugie milczenie. Boj� si�. Czy�by� ju� przesta� mnie kocha�? Ale� to niemo�liwe � jaka ja g�upia � po co wyobra�am sobie takie straszne rzeczy! Gdyby� naprawd� przesta� mnie kocha�, nie wiem, co bym zrobi�a. Pewnie zabi�abym si�! Nie mog� �y� bez Ciebie. Czasem wyobra�am sobie, �e stoi mi�dzy nami inna kobieta. Powiedz, �eby si� strzeg�a� i ty te� strze� si�! Pr�dzej ci� zabij�, ni� oddam innej! Przysi�gam!
Ale po co wypisuj� takie bzdury. Ty mnie kochasz i ja kocham ciebie� tak, kocham, kocham, kocham!
Twoja i tylko twoja, ub�stwiaj�ca ci�
Bella
Nie by�o daty ani adresu nadawcy. Poirot z powa�nym wyrazem twarzy zwr�ci� list s�dziemu.
��I jakie s� pan�w przypuszczenia�?
S�dzia wzruszy� ramionami.
��Monsieur Renauld z pewno�ci� mia� kochank� w Anglii� o imieniu Bella! Przyjecha� tutaj, pozna� madame Daubreuil i zacz�� z ni� romansowa�. Wtedy jego stosunek do tamtej sta� si� ch�odniejszy, a ona natychmiast zacz�a co� podejrzewa�. Ten list zawiera wyra�n� pogr�k�. Na pierwszy rzut oka sprawa wydaje si� bardzo prosta. Zazdro��! To, �e Renauld otrzyma� cios w plecy, wydaje si� wskazywa�, �e zabi�a go kobieta.
Poirot skin�� g�ow�.
��Sztylet w plecach, tak� ale nie gr�b! Kopanie grobu to ci�ka i �mudna praca, kt�rej nie podo�a kobieta. To mo�e wykona� tylko m�czyzna.
��Tak, tak, ma pan racj�! � wykrzykn�� podniecony komisarz. � Nie pomy�leli�my o tym.
��Jak powiedzia�em � ci�gn�� s�dzia � na pierwszy rzut oka sprawa wydaje si� bardzo prosta, ale zamaskowani m�czy�ni i list, kt�ry otrzyma� pan od Renaulda, bardzo j� komplikuj�. To zupe�nie zmienia sytuacj�, wydaje si�, �e mamy dwie, nie powi�zane ze sob� i r�ni�ce si� okoliczno�ci. Czy s�dzi pan, �e list, kt�ry pan otrzyma�, mo�e dotyczy� Belli i jej pogr�ek?
Poirot potrz�sn�� g�ow�.
��Nie. Taki cz�owiek jak Renauld, kt�ry obija� si� po ca�ym �wiecie i prowadzi� awanturnicze �ycie, nie b�dzie prosi� o pomoc w obawie przed kobiet�.
S�dzia skin�� g�ow� z g��bokim przekonaniem.
��Zgadzam si� z panem. Zatem rozwi�zania zagadki tego listu musimy poszuka�
��W Santiago � doko�czy� komisarz. � Niezw�ocznie wy�l� telegram do policji w Santiago z pro�b� o informacje dotycz�ce zamordowanego z czas�w jego pobytu w tym mie�cie. Musimy si� dowiedzie� o jego romansach, jakie prowadzi� interesy, jakich mia� przyjaci� i wrog�w. By�oby dziwne, gdyby�my w ten spos�b nie znale�li klucza do rozwi�zania zagadki morderstwa.
Komisarz rozejrza� si�, oczekuj�c aprobaty.
��Wspaniale! � powiedzia� Poirot z uznaniem. � Czy w�r�d papier�w Renaulda znale�li�cie inne listy Belli? �� zapyta�.
��Nie, ale oczywi�cie w pierwszym rz�dzie przejrzeli�my tylko dokumenty znajduj�ce si� w jego gabinecie. Jednak nie znale�li�my nic interesuj�cego. Wszystko wydaje si� normalne i uczciwe. Natomiast zainteresowa� nas jego testament. Oto on.
Poirot zacz�� czyta�.
��Tak. Zapis tysi�ca funt�w dla pana Stonora� Kim jest pan Stonor?
��To sekretarz Renaulda. Zosta� w Anglii, ale przyje�d�a� tu kilka razy na weekendy.
��Ca�y maj�tek zapisuje bez zastrze�e� swej ukochanej �onie, Eloise. Prosty, legalny zapis. Podpisany przez dw�ch �wiadk�w, Denise i Fran�oise. Nie widz� w nim nic niezwyk�ego.
Poirot zwr�ci� testament s�dziemu.
��By� mo�e � wtr�ci� Bex � ale nie zwr�ci� pan uwagi na�
��Dat�? � szybko przerwa� Poirot. � Ale� tak, zauwa�y�em. Sprzed dw�ch tygodni. Zapewne wtedy otrzyma� pierwsz� pogr�k�. Wielu bogatych ludzi umiera bez testamentu, poniewa� nie przychodzi im do g�owy, �e mogliby umrze�. Ale niebezpiecznie jest przedwcze�nie wyci�ga� wnioski. Jednak w tym wypadku wyra�nie wida� uczucie i przywi�zanie do �ony, mimo r�nych mi�osnych intryg.
��Tak � odpar� z pow�tpiewaniem pan Hautet. � Lecz mo�e to nie w porz�dku w stosunku do syna, kt�rego ca�kowicie uzale�ni� od matki. Gdyby wysz�a powt�rnie za m�� za kogo�, kto by j� ca�kowicie zdominowa�, mog�oby si� okaza�, �e ch�opiec nigdy nie ujrzy grosza z pieni�dzy ojca. Poirot wzruszy� ramionami.
��Cz�owiek, to stworzenie pr�ne. Monsieur Renauld bez w�tpienia wyobra�a� sobie, �e wdowa po nim nigdy powt�rnie nie wyjdzie za m��. A je�li chodzi o syna � to uwa�a�, �e bezpieczniej b�dzie pozostawi� pieni�dze w r�kach matki. Synowie bogaczy bywaj� przys�owiowo rozrzutni.
��Mo�e ma pan racj�. A teraz, monsieur Poirot, z pewno�ci� zechce pan obejrze� miejsce zbrodni. Przykro mi, ale cia�o zosta�o zabrane. Jednak mamy fotografie zrobione pod r�nymi k�tami i otrzyma je pan, jak tylko zostan� wywo�ane.
��Dzi�kuj�. Jest pan bardzo uprzejmy. Komisarz wsta�.
��Panowie, prosz� za mn�.
Otworzy� drzwi i sk�oni� si� ceremonialnie, puszczaj�c przodem Poirota. Poirot, r�wnie� bardzo uprzejmy, cofn�� si� i sk�oni� przed komisarzem.
��Pan pierwszy.
��Ale� pan, monsieur.
W ko�cu jako� uda�o im si� wyj�� do holu.
��Czy to tu jest gabinet? � zapyta� nagle Poirot, wskazuj�c drzwi po�o�one naprzeciwko.
��Tak. Chce pan tam wej��?
��Komisarz, otworzy� drzwi i weszli do �rodka. Pok�j, kt�ry Renauld wybra� do prywatnego u�ytku, by� ma�y, ale umeblowany wygodnie i z du�ym smakiem. Przy oknie umieszczono du�e biurko z wieloma szufladkami. Przed kominkiem sta�y dwa sk�rzane fotele, a mi�dzy nimi okr�g�y st� pokryty ksi��kami i czasopismami.
Poirot sta� przez chwil�, uwa�nie si� przygl�daj�c. Potem podszed� do foteli, lekko przeci�gn�� d�oni� po ich oparciach, podni�s� ze stolika czasopismo, a nast�pnie delikatnie przesun�� palcem po d�bowym blacie kredensu. Na jego twarzy ukaza� si� wyraz zadowolenia.
��Ani �ladu kurzu? � zapyta�em z u�miechem. Spojrza� na mnie z uznaniem, doceniaj�c moj� wiedz� na temat jego szczeg�lnych upodoba�.
��Ani �ladu, mon ami! I by� mo�e tym razem szkoda, �e nie ma.
Jego bystre, sokole oczy, przesuwa�y si� z miejsca na miejsce.
��Ach! � zauwa�y� z ulg� � dywanik przed kominkiem le�y krzywo � i pochyli� si�, aby go wyprostowa�. Nagle wyda� okrzyk i wyprostowa� si�. Trzyma� w r�ce ma�y kawa�ek r�owego papieru.
��We Francji, podobnie jak w Anglii � stwierdzi� � s�u�ba te� ma zwyczaj podmiata� �mieci pod dywan?
Bex wzi�� od niego skrawek papieru i zacz�� go ogl�da�.
��Poznajesz to� Hastings?
Potrz�sn��em g�ow� zaintrygowany � a jednak ten szczeg�lny r�owawy odcie� papieru by� mi sk�d� znany. Komisarz skojarzy� szybciej ode mnie.
��To fragment czeku! � wykrzykn��.
Skrawek papieru mia� oko�o trzech centymetr�w kwadratowych i widnia�o na nim napisane atramentem s�owo �Duveen�.
��Bien! � rzek� Bex. � Ten czek albo mia� opiewa� na jakiego� Duveena, albo by� przez niego wystawiony.
��Pr�dzej to pierwsze � stwierdzi� Poirot. � Poniewa�, o ile si� nie myl�, napisa�a to r�ka pana Renaulda.
Wkr�tce jego domys� si� potwierdzi�; wystarczy�o por�wna� charakter pisma z notatk� le��c� na biurku.
��M�j Bo�e � mrucza� strapiony komisarz � wprost nie mog� sobie wyobrazi�, jak mog�em to przeoczy�.
Poirot za�mia� si�.
��P�ynie z tego nauczka � zawsze zagl�daj pod dywan! M�j przyjaciel, Hastings, mo�e panu co� powiedzie� na temat tego, jak bardzo denerwuje mnie ba�agan. Gdy tylko ujrza�em, �e ten dywanik le�y krzywo, powiedzia�em sobie tiens! Nie da� si� odsun��, bo zahaczy� o nogi fotela. Mo�e le�e� pod nim co�, co przeoczy�a nasza dobra Fran�oise.
��Fran�oise?
��Albo Denise, czy L�onie. Ten, kto tu sprz�ta�. A musia� kto� sprz�ta� dzi� rano, nie znalaz�em bowiem �ladu kurzu. Zrekonstruujmy wi�c wydarzenia: wczoraj, by� mo�e wieczorem, monsieur Renauld wypisa� czek komu� o nazwisku Duveen. Potem podar� go i rzuci� na pod�og�. Dzi� rano�
Monsieur Bex niecierpliwie nacisn�� dzwonek.
Zjawi�a si� Fran�oise. Tak, na pod�odze by�o pe�no skrawk�w papieru. Co z nimi zrobi�a? Oczywi�cie spali�a w kuchennym piecu! A co innego mog�a zrobi�?
Bex zwolni� j� gestem rozpaczy. Po chwili jego twarz rozpromieni�a si� i podbieg� do biurka. Po chwili znalaz� ksi��eczk� czekow� zamordowanego. Jednak czeka�o go rozczarowanie. Ostatni odcinek czeku by� czysty.
��Odwagi! � wykrzykn�� Poirot, klepi�c go po plecach. � Niew�tpliwie madame Renauld b�dzie mog�a powiedzie� nam co� na temat owej tajemniczej osoby nazwiskiem Duveen.
��Racja � twarz komisarza rozja�ni�a si�. � Przejd�my zatem do ogl�dzin cia�a.
Ju� mia� wychodzi�, gdy Poirot zauwa�y� zdawkowo:
��To w tym pokoju monsieur Renauld przyjmowa� go�cia wczoraj wieczorem, prawda?
��Tak. Ale na jakiej podstawie pan tak s�dzi?
��Na podstawie tego. Znalaz�em to na oparciu fotela � pokaza� trzymany mi�dzy kciukiem a palcem wskazuj�cym d�ugi czarny w�os. W�os kobiety!
Pan Bex zaprowadzi� nas za dom, do malej szopy przylegaj�cej do willi. Wyj�� z kieszeni klucz i otworzy� drzwi.
��Cia�o le�y tutaj. Usun�li�my je z miejsca zbrodni tu� przed przybyciem pan�w, zaraz po sporz�dzeniu odpowiednich zdj��.
Weszli�my do �rodka. Zamordowany le�a� na ziemi, przykryty prze�cierad�em. Bex zr�cznie ods�oni� nakrycie. Renauld by� szczup�ym m�czyzn� �redniego wzrostu. Mia� oko�o pi��dziesi�ciu lat, jego ciemne w�osy zaczyna�y siwie�. By� g�adko ogolony, mia� d�ugi, cienki nos i blisko osadzone oczy. Oliwkowa cera �wiadczy�a o d�ugim przebywaniu pod niebem tropik�w. Rozchylone wargi ukazywa�y z�by, a na twarzy zastyg� wyraz absolutnego zdumienia i grozy.
��Ju� z twarzy kto� m�g�by wyczyta�, �e otrzyma� cios w plecy � zauwa�y� Poirot.
Bardzo delikatnie odwr�ci� cia�o. Mi�dzy �opatkami widnia�a okr�g�a ciemna plama. W �rodku niej znajdowa� si� w p�aszczu otw�r. Poirot obejrza� go z bliska.
��Wiecie, jakim narz�dziem pope�niono zbrodni�?
��Tkwi� w ranie. � Komisarz poda� detektywowi szklany s��j. Le�a� w nim ma�y przedmiot, przypominaj�cy n� do rozcinania papieru. Mia� czarn� r�koje�� i w�skie, l�ni�ce ostrze. Ca�o�� nie mia�a wi�cej jak dwadzie�cia pi�� centymetr�w d�ugo�ci. Poirot sprawdzi� palcem ostrze.
��Ma foi! Ostry jak brzytwa! Pi�kne narz�dzie zbrodni!
��Niestety, nie znale�li�my na nim �adnych odcisk�w palc�w � zauwa�y� z �alem Bex. � Morderca zapewne nosi� r�kawiczki.
��To zupe�nie oczywiste � powiedzia� Poirot w zamy�leniu. � Nawet w Santiago znaj� si� na tym. Tak�e w Anglii wiedz� o tym r�ni amatorzy � a to dzi�ki rozreklamowaniu w prasie metody Bertillona. Mimo wszystko, to bardzo ciekawe, �e nie by�o odcisk�w palc�w. Przecie� to zdumiewaj�co proste � zostawi� odciski kogo� innego. A policja by�aby zachwycona. � Potrz�sn�� g�ow�. � Obawiam si�, �e nasz morderca nie jest cz�owiekiem metodycznym � albo nie mia� czasu. Ale to si� oka�e.
Ostro�nie odwr�ci� cia�o, uk�adaj�c je w poprzedniej pozycji.
��Jak widz�, pod p�aszczem mia� na sobie tylko bielizn� � rzek�.
��Tak. Badaj�cy go s�dzia r�wnie� by� tym zdziwiony.
W tym momencie us�yszeli pukanie do drzwi. Bex otworzy�. By�a to Fran�oise. Z niezdrow� ciekawo�ci� zerkn�a do �rodka.
��O co chodzi? � zapyta� Bex niecierpliwie.
��Pani czuje si� lepiej i mo�e ju� odpowiada� na pytania s�dziego.
��Dobrze � rzuci� �ywo komisarz. � Prosz� to powt�rzy� monsieur Hautetowi i powiedzie�, �e zaraz przyjdziemy.
Poirot oci�ga� si� przez chwil�, spogl�daj�c na zw�oki. Przez moment pomy�la�em, �e zamierza do nieboszczyka przem�wi�, o�wiadczaj�c mu, �e nigdy nie spocznie, dop�ki nie znajdzie mordercy. Ale gdy przem�wi�, zabrzmia�o to jako� niezr�cznie i komentarz �miesznie nie pasowa� do powagi chwili.
��Ten jego p�aszcz jest dziwnie d�ugi � zauwa�y� z za�enowaniem.
ROZDZIA� PI�TY
OPOWIE�� PANI RENAULD
Razem z Hautetem, kt�ry czeka� na nas w holu, weszli�my za Fran�oise na pi�tro. Poirot szed� po schodach zygzakiem, co bardzo mnie zaciekawi�o. Moje zdziwienie ust�pi�o, gdy szepn�� do mnie, krzywi�c si�:
��Nic dziwnego, �e s�u�ba s�ysza�a, jak Renauld wchodzi� po schodach. To nie jedna deska, ale ca�e schody tak skrzypi�, �e mog�yby obudzi� umar�ego!
Od szczytu schod�w odchodzi� w bok w�ski korytarz.
��Prowadzi do pomieszcze� dla s�u�by � wyja�ni� Bex.
Fran�oise zapuka�a do ostatnich drzwi po prawej stronie g��wnego korytarza.
S�aby g�os powiedzia� �prosz�. Weszli�my do du�ego, s�onecznego pokoju z oknami wychodz�cymi na morze, kt�re w odleg�o�ci oko�o p� kilometra po�yskiwa�o b��kitem.
Ob�o�ona poduszkami, obs�u�ona ju� przez doktora Duranda, spoczywa�a na kanapie wysoka, zwracaj�ca na siebie uwag� kobieta. By�a w �rednim wieku, i chocia� jej czarne w�osy przypr�szy�a siwizna, najwyra�niej promieniowa�a �ywotno�ci� i si�� osobowo�ci. Ka�dy natychmiast m�g� si� zorientowa�, �e stoi przed osob�, kt�r� Francuzi nazywaj� une ma�tresse femme*.
Powita�a nas dostojnym skinieniem g�owy.
��Prosz�, niech panowie usi�d�.
Zaj�li�my miejsca, a sekretarz s�dziego �ledczego usiad� przy okr�g�ym stole.
��Mam nadziej�, madame � zacz�� monsieur Hautet � �e nie zm�czy pani� zrelacjonowanie nam wypadk�w, jakie ostatnio si� wydarzy�y?
��Nie zm�czy, prosz� pana. Wiem, jak cenny jest czas, je�li ci podli mordercy maj� zosta� uj�ci i skazani.
��Doskonale. Chyba mniej si� pani zm�czy, je�li b�d� zadawa� pytania, na kt�re pani b�dzie odpowiada�a. O kt�rej uda�a si� pani wczoraj na spoczynek?
��O wp� do dziesi�tej. By�am zm�czona.
��A pani m��?
��Zdaje si�, �e godzin� p�niej.
��Czy zdradza� jaki� niepok�j� by� czym� poruszony?
��Nie, nie bardziej ni� zwykle.
��Co si� potem wydarzy�o?
��Zasn�li�my. Obudzi�am si�, czuj�c, �e kto� przyciska mi d�o� do ust. Pr�bowa�am krzykn��, ale nie mog�am. W pokoju znajdowa�o si� dw�ch m�czyzn. Obaj zamaskowani.
��Mo�e ich pani opisa�?
��Jeden wysoki, z d�ug� czarn� brod�, drugi niski, gruby i mia� rud� brod�. Obaj nosili zas�aniaj�ce oczy kapelusze.
��Hm� � mrukn�� s�dzia w zamy�leniu � obawiam si�, �e co� tu za du�o tych br�d.
��My�li pan, �e by�y fa�szywe?
��Tak, madame. Ale prosz� m�wi� dalej.
��Trzyma� mnie ten ni�szy. Wetkn�� mi w usta knebel, a potem zwi�za� r�ce i nogi. Drugi sta� nad moim m�em. Chwyci� z toaletki n� do przecinania papieru i przytkn�� ostrze do jego piersi. Gdy ni�szy sko�czy� mnie wi�za�, przy��czy� si� do tamtego i obaj zmusili mego m�a, �eby wyszed� z nimi do ubieralni. Le�a�am niemal omdla�a ze strachu, ale mimo to rozpaczliwie nads�uchiwa�am.
M�wili za cicho, �ebym zrozumia�a s�owa. Ale rozpozna�am j�zyk, jak�� wulgarn�, hiszpa�sk� gwar�, jak� pos�uguj� si� w pewnych cz�ciach Ameryki Po�udniowej. Zdawa�o si�, �e domagaj� si� czego� od m�a i kiedy gniewnie podnie�li g�os us�ysza�am, jak ten wy�szy powiedzia�: �Wiesz, czego chcemy? Musisz nam zdradzi� tajemnic�!� Nie wiem, co m�j m�� odpowiedzia�, ale ten drugi odpar� z w�ciek�o�ci�: ���esz! Wiemy, �e to masz. Gdzie s� klucze?�
Potem us�ysza�am, jak wysuwaj� szuflady. W ubieralni znajdowa�a si� w �cianie kasa pancerna, w kt�rej m�� zwykle trzyma� do�� du�� sum� pieni�dzy na bie��ce wydatki. P�niej L�onie powiedzia�a mi, �e kasa jest otwarta i pieni�dze znikn�y, ale najwyra�niej nie znale�li tego, czego szukali, poniewa� ten ni�szy zakl�� i rozkaza� mojemu m�owi ubra� si�. Kr�tko potem zaniepokoi� ich jaki� ha�as w domu i na p� ubranego m�a wepchn�li z powrotem do sypialni.
��Przepraszam � wtr�ci� Poirot � czy nie ma innego wyj�cia z ubieralni?
��Nie, prosz� pana, tylko przez sypialni�. Ni�szy m�czyzna szed� przed moim m�em, a wysoki za nim, ci�gle z no�em w r�ce. Paul pr�bowa� podej�� do mnie. Ujrza�am jego pe�en cierpienia wzrok. O