4150

Szczegóły
Tytuł 4150
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4150 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4150 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4150 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WALTER M. MILLER jr. KANTYK DLA LEIBOWITZA (T�umaczy� : Adam Szymanowski) Dedykacja to tylko drapanie Sw�dz�cego miejsca � A zatem dla Anne, na kt�rej Piersi spoczywa zadumana Rachel, Daj�c mi natchnienie przy pisaniu Tej pie�ni I chichocz�c mi�dzy jej wierszami - z b�ogos�awie�stwem, Lass W. Podzi�kowanie Wszystkim, kt�rych wsparcie w rozmaity spos�b przyczyni�o si� do napisania tej ksi��ki, autor wyra�a uznanie i wdzi�czno��, a szczeg�lnie i dobitnie nast�puj�cym osobom: pa�stwu W. i M. Millerom, Sr., panom Donowi Congdonowi, Anthony'emu Boucherowi i Alanowi Williamsowi, a tak�e dr. Marshalowi Taxayowi, wielebnemu Alvinowi Burggraffowi csp oraz �wi�tym Franciszkowi i Klarze, i Maryi, z przyczyn, kt�re ka�demu z Nich s� dobrze znane. Fiat homo1 1 Brat Franciszek Gerard z Utah nigdy by pewnie nie odkry� owych �wi�tych pism, gdyby nie pielgrzym z przepasanymi biodrami, kt�ry pojawi� si� na pustyni w okresie nakazanego nowicjuszom czterdziestodniowego postu. Brat Franciszek nigdy dot�d nie widzia� pielgrzyma z przepasanymi biodrami, ale o tym, �e ten w�a�nie jest osobnikiem bona fide2, przekona� si�, jak tylko opanowa� dreszcz przera�enia wywo�any pojawieniem si� na horyzoncie czarnej joty chybocz�cej si� w rozedrganej mgie�ce rozgrzanego powietrza. Beznoga, ale wyposa�ona w ma�� g�ow� jota wy�oni�a si� z lustrzanego szkliwa, id�c potrzaskan� szos�, aczkolwiek mia�o si� wra�enie, �e nie kroczy, lecz wkr�ca si� niby �ruba w pole widzenia. Brat Franciszek zacisn�� kurczowo w d�oniach krucyfiks przy r�a�cu i bezg�o�nie poruszaj�c ustami, odm�wi� jedn� i drug� zdrowa�k�. Owa jota nasuwa�a my�l, �e chodzi tu o jak�� drobn� zjaw� sp�odzon� przez demony upa�u, kt�re n�kaj� ca�� t� krain� w samo po�udnie, kiedy wszelkie stworzenie mog�ce si� porusza� po pustyni (poza s�pami i paroma pustelnikami w rodzaju Franciszka) le�a�o bez ruchu w swojej jamie albo kry�o si� w cieniu ska�y przed w�ciek�o�ci� promieni s�onecznych. Tylko jaka� istota potworna, nadprzyrodzona, niespe�na rozumu mog�a kroczy� w samo po�udnie szlakiem przez pustkowie. Brat Franciszek dorzuci� czym pr�dzej modlitw� do �wi�tego Raula Cyklopa, patrona ludzi b�d�cych od urodzenia wybrykami natury, o ochron� przed nieszcz�ciami, nad kt�rymi ten �wi�ty roztacza� swoj� opiek�. A kt� nie wiedzia� w owych dniach, �e na ziemi �yj� potwory? Ka�dy bowiem, kto urodzi� si� �ywy, musia�, na mocy nakazu Ko�cio�a i prawa naturalnego, znosi� w miar� mo�no�ci swoje pe�ne cierpienia �ycie i korzysta� jako dziecko z pomocy tych, kt�rzy go sp�odzili. Nie zawsze przestrzegano tego prawa, ale wystarczaj�co cz�sto, by podtrzymywa� rozproszon� populacj� doros�ych potwor�w, kt�re wybiera�y sobie cz�sto najbardziej zapad�e zak�tki pustynnych krain i noc� podpe�za�y do ognisk os�b podr�uj�cych przez preri�. W ko�cu jednak jota wykr�ci�a si� ca�kowicie z rozedrganej warstwy na przezroczyste powietrze i wtedy sta�o si� zupe�nie oczywiste, �e jest ni� odleg�y nadal pielgrzym. Brat Franciszek pu�ci� krucyfiks i powiedzia� cichutko: �Amen". Pielgrzymem okaza� si� chudy starzec, wspieraj�cy si� na lasce, w plecionym kapeluszu, z potargan� brod� i buk�akiem na wod� przerzuconym przez rami�. �u� i spluwa� ze zbyt wielkim zaci�ciem, jak na zjaw�, a jednocze�nie robi� wra�enie zbyt w�t�ego i u�omnego, �eby z powodzeniem uprawia� fach wilko�aka albo rozb�jnika. Jednak Franciszek cichaczem usun�� si� z pola widzenia pielgrzyma i przycupn�� za stert� gruzu, sk�d m�g� widzie�, sam nie b�d�c widziany. Spotkania z obcymi na pustyni zdarza�y si� niecz�sto, ale kiedy ju� do nich dochodzi�o, nie obywa�o si� bez podejrzliwo�ci i wst�pnych przygotowa� obu stron, powitanie bowiem mog�o okaza� si� r�wnie dobrze serdeczne, jak wrogie. Zwykle nie cz�ciej ni� trzy razy do roku jaki� cz�owiek �wiecki lub w og�le kto� obcy przemierza� stary szlak przechodz�cy przez teren opactwa, chocia� by�a tam oaza, kt�ra umo�liwia�a jego istnienie i kt�ra uczyni�aby z klasztoru naturalny zajazd dla w�drowc�w, gdyby nie fakt, �e szlak prowadzi� donik�d, oczywi�cie jak na �wczesne sposoby podr�owania. By� mo�e w minionych wiekach szosa stanowi�a fragment najkr�tszej drogi z Great Salt Lake do Old El Paso; na po�udnie od opactwa przecina�a si� z innym pasmem gruzu rozci�gaj�cym si� na wsch�d i zach�d. Spustoszenia by�y dzie�em czasu, nie za� cz�owieka. Pielgrzym zbli�y� si� na odleg�o�� g�osu, ale nowicjusz nie wyszed� spoza sterty gruzu. Biodra pielgrzyma by�y naprawd� przepasane strz�pem brudnego worka, kt�ry stanowi� jego jedyne odzienie, je�li nie liczy� kapelusza i sanda��w. Wytrwale zd��a� przed siebie, stawiaj�c mechanicznie kroki, wspomagaj�c chrom� nog� ci�k� lask�. Rytmiczny marsz �wiadczy� o tym, �e w�drowiec ma d�ug� drog� za sob� i r�wnie d�ug� przed sob�. Kiedy jednak wszed� na teren staro�ytnych ruin, przystan��, �eby si� rozejrze�. Franciszek schowa� g�ow�. W�r�d stert gruzu, w miejscu gdzie niegdy� wznosi�o si� skupisko wiekowych budowli, nie by�o nigdzie cienia, ale niekt�re wi�ksze g�azy mog�y jednak da� troch� och�ody wybranym fragmentom cia�a podr�nik�w, r�wnie m�drych w drodze przez pustyni� jak -ju� wkr�tce si� okaza�o - pielgrzym. Si�gn�� bez wahania po odpowiedniej wielko�ci od�am skalny. Brat Franciszek zauwa�y� z uznaniem, �e tamten nie szarpa� si� z kamieniem, lecz stan�� przed nim w bezpiecznej odleg�o�ci i, wykorzystuj�c swoj� lask� jako d�wigni�, a mniejszy od�amek jako punkt podparcia, przesun�� ci�ar, spod kt�rego wype�z�o z sykiem zagniewane stworzenie. Podr�ny oboj�tnym ciosem laski zabi� w�a i odrzuci� na bok wij�ce si� jeszcze �cierwo. Usun�wszy mieszka�ca szczeliny pod kamieniem, pielgrzym wykorzysta� owo sklepienie ch�odnej szczeliny, stosuj�c zwyk�� metod�, to znaczy odwracaj�c kamie� na drug� stron�. Nast�pnie obci�gn�� z ty�u przepask�, usiad� zwi�d�ymi po�ladkami na wzgl�dnie ch�odnej powierzchni kamienia, ruchem n�g zrzuci� sanda�y i postawi� stopy na tym, co by�o przedtem piaskowym pod�o�em ch�odnej jamy. Och�odziwszy si� w ten spos�b, poruszy� palcami st�p, u�miechn�� si� bezz�bnymi ustami i zacz�� nuci� jak�� melodi�. Wkr�tce rozleg� si� zawodz�cy �piew w nie znanym nowicjuszowi dialekcie. Zm�czony i skulony brat Franciszek ci�gle zmienia� pozycj�. Nie przestaj�c �piewa�, pielgrzym wydoby� suchar i kawa�ek sera. Potem �piew umilk� i pielgrzym wsta� na chwil�, �eby g�osem przypominaj�cym nosowe pobekiwanie wykrzykn�� w miejscowym narzeczu: �B�ogos�awiony b�d�, Adonai Elohim, kr�lu wszystkich rzeczy, kt�ry sprawi�e�, �e ziemia rodzi chleb". Potem usiad� z powrotem i pocz�� je��. Ten w�drowiec musia� naprawd� przeby� szmat drogi - pomy�la� brat Franciszek, nie zna� bowiem �adnego pobliskiego kr�lestwa, kt�re by�oby rz�dzone przez monarch� o tak niezwyk�ym imieniu i takich dziwacznych roszczeniach. Starzec odbywa pielgrzymk� pokutn� - pr�bowa� odgadn�� brat Franciszek - by� mo�e do �sanktuarium" w opactwie, aczkolwiek nie by�o tam oficjalnie �adnego sanktuarium, a ��wi�ty" nie zosta� jeszcze uznany za �wi�tego. Brat Franciszek nie potrafi� znale�� �adnego innego wyt�umaczenia dla obecno�ci starego w�drowca na drodze prowadz�cej donik�d. Pielgrzym spo�ywa� chleb i ser bez po�piechu i nowicjusz wierci� si� coraz bardziej, w miar� jak nikn�� strach. Regu�a milczenia podczas dni postnych nie pozwala�a wszczyna� dobrowolnie rozmowy ze starcem, ale nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e gdyby opu�ci� swoj� kryj�wk� za stert� gruzu, zanim starzec odejdzie, zosta�by rych�o dostrze�ony albo us�yszany przez pielgrzyma, jako �e nie wolno mu przecie� opuszcza� s�siedztwa swojej pustelni przed ko�cem wielkiego postu. Ci�gle jeszcze niezbyt pewny swego, brat Franciszek odchrz�kn�� g�o�no, a nast�pnie wyprostowa� si� tak, �e mo�na go by�o zobaczy�. - Ojej! Starzec rzuci� natychmiast chleb i ser. Chwyci� za lask� i zerwa� si� na r�wne nogi. - Tylko spr�buj si� zbli�y�! Potrz�sa� gro�nie lask� w stron� zakapturzonej postaci, kt�ra wy�oni�a si� spoza stosu kamieni. Brat Franciszek zauwa�y�, �e grubszy koniec laski jest uzbrojony w kolec. Nowicjusz trzykrotnie sk�oni� si� uprzejmie, ale pielgrzym nie zwr�ci� uwagi na te grzeczno�ci. - Cofnij si�! - wychrypia�. - Trzymaj si� z daleka, poczwaro. Nie masz tu czego szuka�, chyba �e chodzi ci o ser. Mo�esz go sobie wzi��. Je�li pragniesz mi�sa, tylko sp�jrz na mnie: sk�ra i ko�ci, ale b�d� walczy�, �eby to zachowa�. Cofnij si�! Do ty�u! - Pos�uchaj... - nowicjusz przerwa�. Mi�osierdzie, a nawet zwyk�a grzeczno�� mog�y mie� pierwsze�stwo przed wielkopostn� regu�� milczenia, ale perspektywa przerwania milczenia z w�asnej woli zbija�a go nieco z tropu. - Nie jestem �adn� poczwar�, dobry prostaku - ci�gn��, u�ywaj�c grzeczno�ciowego zwrotu. Odrzuci� do ty�u kaptur, �eby pokaza� mnisi� fryzur�, i uni�s� sw�j r�aniec. - Czy pojmujesz, co to jest? Przez kilka sekund pielgrzym trwa� w postawie kota gotowego do walki, przygl�daj�c si� sp�kanej od s�o�ca ch�opi�cej twarzy. W tym, �e pielgrzym b��dnie go oceni�, nie by�o nic dziwnego. Groteskowe stworzenia, kt�re pe�za�y na obrze�ach pustyni, cz�sto nosi�y kaptury, maski albo obszerne suknie, by ukry� zniekszta�cenia cia�a. Byli w�r�d nich i tacy, kt�rzy nie tylko cia�o mieli zdeformowane, lecz uwa�ali podr�nych za zupe�nie w�a�ciwe �r�d�o dziczyzny. Po kr�tkich ogl�dzinach pielgrzym wyprostowa� si�. - Och... jeste� wi�c jednym z nich. - Opar� si� na kiju i jego twarz zachmurzy�a si�. - Czy to opactwo Leibowitza? - spyta�, wskazuj�c na odleg�e skupisko budynk�w dalej na po�udnie. Brat Franciszek sk�oni� si� uprzejmie do samej ziemi. - C� czynisz tu w�r�d ruin? Nowicjusz wzi�� do r�ki kawa�ek kamienia przypominaj�cy kred�. By�o ma�o prawdopodobne, by podr�nik umia� czyta�, ale brat Franciszek postanowi� podj�� pr�b�. Poniewa� pospolity dialekt ludowy nie mia� ani swojego alfabetu, ani ortografii, napisa� kred� na wielkim p�askim kamieniu �aci�skie s�owa oznaczaj�ce pokut�, samotno�� i milczenie, a nast�pnie powt�rzy� je poni�ej w staro�ytnym angielskim, maj�c - wbrew swemu nie u�wiadomionemu pragnieniu, �eby z kim� porozmawia� - nadziej�, �e starzec zrozumie i pozostawi go samotnemu, wielkopostnemu czuwaniu. Na widok napisu pielgrzym za�mia� si� z ironi�. Jego �miech bardziej, prawd� m�wi�c, przypomina� pe�ne rezygnacji beczenie owcy ni� d�wi�ki wydawane przez cz�owieka. - Hmmm... hnnn... - ozwa� si�. - Nadal wi�c piszecie w niew�a�ciw� stron�. Je�li jednak nawet zrozumia� to, co Franciszek napisa�, nie chcia� si� przyzna�. Od�o�y� kij, usiad� z powrotem na kamieniu, podni�s� chleb i ser z piasku i przyst�pi� do ocierania z nich py�u. Franciszek obliza� �akomie wargi, ale odwr�ci� g�ow� w drug� stron�. Od �rody popielcowej nie jad� nic poza owocami kaktusa i gar�ci� palonej kukurydzy; regu�y postu i wstrzemi�liwo�ci by�y bardzo ostre w okresie czuwania przed z�o�eniem �lub�w zakonnych. Pielgrzym zauwa�y� min� brata Franciszka; prze�ama� chleb i ser i poda� m�odzie�cowi. Pomimo odwodnienia, spowodowanego sk�pym zapasem wody, usta nowicjusza wype�ni�y si� �lin�. Niepos�uszne oczy nie mog�y oderwa� si� od r�ki podaj�cej jedzenie. �wiat skurczy� si�; w samym jego �rodku znalaz� si� zapiaszczony smako�yk w postaci ciemnego chleba i bladego sera. Demon nakaza� mi�niom lewej nogi przesun�� stop� o p� metra do przodu. Nast�pnie demon zaw�adn�� jego praw� nog� i oto prawa stopa stan�a przed lew�, a potem w jaki� sobie tylko znany spos�b zmusi� mi�sie� piersiowy i biceps do wyci�gni�cia prawej r�ki, a� d�o� mniszka dotkn�a d�oni pielgrzyma. Palce wymaca�y jad�o. Wydawa�o si� nawet, �e czuj� jego smak. Bezwiedny dreszcz przebieg� przez wyg�odzone cia�o. Brat Franciszek przymkn�� oczy i ujrza� opata, kt�ry przygl�da� mu si�, potrz�saj�c bykowcem. Kiedy tylko nowicjusz pr�bowa� wyobrazi� sobie Tr�jc� �wi�t�, B�g Ojciec zawsze przybiera� rysy opata, kt�ry zazwyczaj - tak si� przynajmniej wydawa�o Franciszkowi - wyra�a�y wielkie zagniewanie. Za plecami opata szala� ogie�, a z p�omieni wyziera�y oczy b�ogos�awionego m�czennika Leibowitza patrz�cego w udr�ce umierania na tego, kt�ry po�ci� w jego imi�, ale oto zosta� przy�apany na si�ganiu po ser. Nowicjusz raz jeszcze zadr�a�. - Apage Satanas!3 - sykn��, odskakuj�c do ty�u i rzucaj�c jedzenie. Bez �adnego ostrze�enia pokropi� starca �wi�con� wod� z ma�ej fiolki, kt�r� wydoby� z r�kawa. W oszo�omionym nieco wskutek s�o�ca umy�le nowicjusza pielgrzym zla� si� na chwil� w jedno z arcyprzeciwnikiem. Ten atak z zaskoczenia na si�y ciemno�ci i pokusy nie wywo�a� natychmiastowych nadprzyrodzonych skutk�w, ale przyrodzone skutki ujawni�y si� ex opere operato4. Wprawdzie pielgrzym-Belzebub nie przemieni� si� w siarczany dym, ale wyda� z siebie gard�owe d�wi�ki, obla� go blady rumieniec i si�gn�� w stron� Franciszka z rykiem mro��cym krew w �y�ach. Nowicjusz przydeptywa� sobie sukni�, kiedy umyka� przed zamaszystymi ciosami zaostrzonego kija, i tylko dlatego wykaraska� si� z opresji bez podziurawionego cia�a, �e pielgrzym zapomnia� o swoich sanda�ach. Starzec zrobi� min�, jakby nagle u�wiadomi� sobie, �e staje bosymi stopami na rozpalonych kamykach. Przystan�� i popad� w zamy�lenie. Kiedy brat Franciszek zerkn�� przez rami�, mia� wyra�ne uczucie, �e pielgrzym musia� zdoby� si� na nie lada bohaterstwo, �eby, skacz�c na palcach, wycofa� si� w ch�odne miejsce. Zawstydzony zapachem sera na palcach i powtarzaj�c raz po raz sw�j bezsensowny egzorcyzm, nowicjusz zabra� si� chy�kiem do prac, kt�re sam sobie wyznaczy� w�r�d starych ruin. Pielgrzym ch�odzi� stopy i roz�adowywa� gniew, ciskaj�c co jaki� czas kamieniem w stron� m�odzika, kiedy tylko ten znalaz� si� w zasi�gu wzroku po�r�d stert gruzu. W ko�cu r�ka mu si� zm�czy�a i udawa�, �e rzuca kamienie. Mrucza� co� pochylony nad chlebem i serem, wi�c Franciszek zaprzesta� nawet robienia unik�w. Chodzi� to tu, to tam w�r�d ruin i co jaki� czas w�drowa� w stron� jakiego� ogniskowego punktu swojej pracy, obejmuj�c w bolesnym u�cisku g�az wielko�ci tu�owia. Pielgrzym przygl�da� si�, jak nowicjusz wybiera kamie�, ocenia jego wielko��, rozci�gaj�c ramiona, odrzuca, a nast�pnie wybiera starannie inny, wydobywa go ze zwaliska, d�wiga i niesie, potykaj�c si� pod brzemieniem. Jeden z g�az�w rzuci� po zrobieniu kilku krok�w i nagle usiad�, opuszczaj�c g�ow� nisko mi�dzy kolana, najwidoczniej staraj�c si� unikn�� omdlenia. Przez chwil� ci�ko dysza�, ale potem znowu wsta� i doko�czy� prac�, tocz�c g�az do celu. Kontynuowa� swoje dzie�o, a pielgrzym przesta� rzuca� w�cibskie spojrzenia i zacz�� ziewa�. S�o�ce rzuca�o swoje po�udniowe przekle�stwo na spalon� ziemi�, obk�adaj�c anatem� wszystko, co zachowa�o cho�by odrobin� wilgoci. Franciszek nie ustawa� w pracy pomimo skwaru. Kiedy podr�ny zmi�t� co do ostatniej okruszyny zapiaszczony chleb i ser, wypi� par� �yk�w z buk�aka, wsun�� stopy w sanda�y, wsta� z chrz�kni�ciem i poku�tyka� przez ruiny do miejsca, gdzie trudzi� si� nowicjusz. Widz�c, �e starzec zbli�a si�, brat Franciszek usun�� si� na bezpieczn� odleg�o��. Pielgrzym drwi�co pogrozi� mu swoj� zaostrzon� lask�, ale wydawa�o si�, �e bardziej interesuje go murarskie przedsi�wzi�cie m�odzie�ca ni� zemsta. Przystan��, �eby obejrze� zbudowan� przez nowicjusza kryj�wk�. W tym miejscu, w pobli�u wschodniego kra�ca ruin, brat Franciszek wygrzeba� p�ytki d�, u�ywaj�c przy tym kija jako motyki i r�k zamiast szufli. Pierwszego dnia wielkiego postu zrobi� dach, wykorzystuj�c do tego celu wi�zki chrustu, i noc� chroni� si� pod nim przed pustynnymi wilkami. Ale w miar� jak przybywa�o dni postu, wzrasta�a w okolicy liczba jego �lad�w i nocne drapie�niki poczu�y nieprzeparty poci�g do terenu ruin, a kiedy wygas�o ognisko, o�mieli�y si� tak dalece, �e j�y drapa� wok� wi�zki chrustu. Franciszek najpierw pr�bowa� zniech�ci� je do nocnych podkop�w, narzucaj�c wi�cej chrustu na sw�j d� i odgradzaj�c go kr�giem g�az�w u�o�onych ciasno w bru�dzie. Ale poprzedniej nocy co� wskoczy�o na stos chrustu i zacz�o wy�, podczas gdy Franciszek le�a� pod spodem i dr�a� ze strachu, tak wi�c postanowi� umocni� jam� i, wykorzystuj�c pierwszy kr�g kamieni jako fundament, j�� budowa� �cian�. Mur pochyla� si� do �rodka, ale poniewa� ogrodzenie mia�o kszta�t prawie owalny, kamienie z ka�dej kolejnej warstwy napiera�y jedne na drugie, uniemo�liwiaj�c zawalenie si� ca�ej budowli. Brat Franciszek mia� nadziej�, �e dobieraj�c starannie skalne od�amy, dbaj�c o utrzymanie r�wnowagi, utykaj�c szczeliny ziemi� i podpieraj�c ma�ymi kamykami, zdo�a doko�czy� budowy kopu�y. I nawet jedno prz�s�o nie wspartego na niczym �uku rzuca�o w jaki� nie wyja�niony spos�b wyzwanie sile ci��enia, wznosz�c si� nad jam� jako �wiadectwo tych plan�w. Brat Franciszek zaskowycza� jak szczeni�, kiedy pielgrzym zacz�� z zaciekawieniem szturcha� ten �uk swoj� lask�. Zatrwo�ony o swoje mieszkanie nowicjusz przysun�� si� bli�ej i patrzy�, jak pielgrzym dokonuje inspekcji. Ten za� odpowiedzia� na jego skowyt pokazaniem laski i krwio�erczym rykiem. Brat Franciszek, umykaj�c, nast�pi� na skraj habitu i klapn�� na ziemi�. Starzec zachichota�. - Hmmm... hnnn. Potrzebny ci b�dzie g�az niezwyk�ego kszta�tu, �eby pasowa� do tego otworu - oznajmi� i zacz�� obstukiwa� kijem na wszystkie strony pust� przestrze� w najwy�szym rz�dzie kamieni. M�odzieniec skin�� i spojrza� w drug� stron�. Nadal siedzia� na piasku i mia� nadziej�, �e milczenie i spuszczony wzrok wyja�ni� starcowi, i� nie wolno mu ani rozmawia�, ani zgodzi� si� dobrowolnie na czyj�� obecno�� w wielkopostnej samotni. Wzi�� patyk, zacz�� pisa� na piasku: Et ne nos inducas in.. .5 - Jak na razie nie zaproponowa�em ci, �e zmieni� te kamienie w chleb, prawda? - spyta� ze z�o�ci� w�drowiec. Brat Franciszek podni�s� szybko wzrok. Wi�c to tak! Wi�c starzec umie czyta�, a co wi�cej, zna Pismo. Ponadto jego uwaga wskazywa�a, �e zrozumia�, dlaczego m�odzieniec tak impulsywnie u�y� �wi�conej wody, a r�wnie� dlaczego tu przebywa. Brat Franciszek, zdaj�c sobie teraz spraw� z tego, �e pielgrzym podkpiwa sobie z niego, znowu spu�ci� wzrok i czeka�. - Hmmm... hnnn... Tak wi�c nale�y zostawi� ci� samego? No c�, ruszam w takim razie swoj� drog�. Powiedz mi jednak, czy twoi bracia z opactwa u�ycz� staremu cz�owiekowi dachu nad g�ow�. Brat Franciszek skin�� potakuj�co. - Dadz� ci tak�e je�� i pi� - doda� cicho, korzystaj�c z prawa mi�osierdzia. Pielgrzym zachichota�. - W zamian za to, zanim odejd�, znajd� ci g�az, kt�ry b�dzie pasowa� do otworu. B�g z tob�. �Ale� wcale nie musisz" - nie wypowiedziany protest zamar� bratu Franciszkowi na wargach. Patrzy�, jak tamten odchodzi, ku�tykaj�c. Pielgrzym j�� chodzi� to tu, to tam w�r�d stert gruzu. Przystawa� co jaki� czas, by obejrze� jaki� kamie� albo podwa�y� go swoj� lask�. Jego starania z ca�� pewno�ci� oka�� si� bezowocne - pomy�la� nowicjusz, gdy� sam ju� prowadzi� podobne poszukiwania od przedpo�udnia. Doszed� w ko�cu do wniosku, �e �atwiej b�dzie usun�� i zbudowa� na nowo odcinek ostatniego rz�du ni� znale�� zwornik, kt�ry pasowa�by do przypominaj�cego klepsydr� otworu. Ale z pewno�ci� pielgrzym straci rych�o cierpliwo�� i p�jdzie swoj� drog�. Przez ten czas brat Franciszek odpoczywa�. Modli� si� o odzyskanie tego duchowego oderwania od �wiata, kt�rego mia� szuka zgodnie z za�o�eniami czuwania; chodzi�o o to, �eby umys� sta� si� czystym pergaminem, na kt�rym w tej samotno�ci mog�yby zosta� zapisane s�owa wezwania - je�li tylko ta inna Niezmierzona Samotno��, B�g, zechce wyci�gn�� d�o�, by dotkn�� jego ludzkiej samotno�ci i naznaczy� jego powo�anie. Mata Ksi�ga kt�r� przeor Cheroki wr�czy� mu poprzedniej niedzieli, s�u�y�a z; przewodnik w medytacji. Liczy�a sobie wiele wiek�w i nazywane j� Libellus Leibowitz, aczkolwiek tylko niepewna tradycja przy pisywa�a jej autorstwo samemu b�ogos�awionemu. Parum e�uidem te diligebam, Domine, juventute mea; quart doleo nimis... Zbyt ma�o, Panie m�j, mi�owa�em Ci� w latach me m�odo�ci; dlatego tak bardzo smuc� si� w mych latach dojrza�ych Pr�no w dniach owych ucieka�em do Ciebie... - Hej!, tutaj! - Okrzyk dobieg� zza stos�w gruzu. Brat Franciszek rzuci� kr�tkie spojrzenie w stron�, sk�d dochodzi� g�os, ale nie dostrzeg� pielgrzyma. Jego wzrok znowu skierowa� si� na stronic�. Repugnans tibi, ausus sum quaerere quidquid doctius mihi fide, certius spe, aut dulcius caritate visum esset. Quis ita�ue stultior me.. .6 - Hej, ch�opcze! - rozleg� si� znowu okrzyk. - Znalaz�em ci kamie�, kt�ry zapewne b�dzie pasowa�. Tym razem, kiedy brat Franciszek uni�s� g�ow�, zobaczy� lask� daj�c� mu sygna�y zza g�ry kamieni. Westchn�� i wr�ci� do lektury. O inscrutabilis Scrutator animarum, cui patet omne c�r, sime vocaveras, olim a te fugeram. Si autem nunc velis vocare me indignum...7 Spoza gruz�w dobieg� poirytowany g�os: - Dobrze, jak sobie �yczysz! Oznacz� g�az i wetkn� przy nim kij. R�b, co ci si� podoba. - Dzi�kuj� ci - westchn�� nowicjusz, ale sam w�tpi�, by starzec go us�ysza�. Dalej mozoli� si� nad tekstem. Libera me, Domine, ab vitiis meis, ut solius tuae voluntatis mihi cupidus sim, etvocationis...8 - Tutaj! - wrzasn�� pielgrzym. - Wetkn��em kij i zaznaczy�em g�az. I oby� jak najszybciej us�ysza�, ch�opcze, g�os, na kt�ry czekasz. Olla allaj! Okrzyk os�ab� i zamiera�, i zaraz potem brat Franciszek dostrzeg� k�tem oka pielgrzyma z trudem pod��aj�cego szlakiem, kt�ry prowadzi� do opactwa. Szeptem wypowiedzia� czym pr�dzej s�owa b�ogos�awie�stwa i modlitw� o szcz�liw� drog�. Odzyskawszy swoj� samotno��, od�o�y� ksi��k� do jamy i wr�ci� do wznoszenia na chybi� trafi� swojego muru, nie zawracaj�c sobie na razie g�owy g�azem znalezionym przez pielgrzyma. Kiedy jego wyg�odnia�e cia�o d�wiga�o si�, napina�o i potyka�o f pod ci�arem g�az�w, jego umys� automatycznie powtarza� modlitw� o utwierdzenie w powo�aniu: Libere me, Domine, ab vitiis meis... Uwolnij mnie, Panie, od wyst�pk�w moich, abym w mym sercu pragn�� tylko spe�nienia Twojej woli i abym us�ysza� Twoje wezwanie, gdy nadejdzie... ut solius tuae voluntatis mihi cupidus sim, et vocationis tuae i conscius si digneris me vocare. Amen. - Uwolnij mnie, Panie, od wyst�pk�w moich, abym w mym sercu... Stado cumulus�w zd��aj�cych w stron� g�r, by obdarzy� je mokrym b�ogos�awie�stwem, kt�rego przedtem odm�wi�o wypalonej pustyni, zacz�o zas�ania� s�o�ce i przesuwa� mroczne plamy cienia poprzez spalon� ziemi�, daj�c� chwilow�, ale upragnion� ulg� od �aru promieni s�onecznych. Kiedy cie� chmury przesuwa� si� przez ruiny, nowicjusz pracowa� gor�czkowo, a potem odpoczywa�, dop�ki postrz�piony k��b nie przes�oni� s�o�ca. G�az znaleziony przez pielgrzyma odkry� zupe�nie przypadkowo. Podczas swojej krz�taniny potkn�� si� o patyk, kt�ry starzec wetkn�� w ziemi� jako drogowskaz. Pad� na czworaki i wpatrywa� si� w dwa znaki napisane przed chwil� kred� na starym kamieniu: Znaki zosta�y tak starannie nakre�lone, �e brat Franciszek uzna� je bez wahania za symbole, ale chocia� przez par� minut duma� nad nimi, ci�gle by� jak zamroczony. Mo�e tymi znakami? Ale� nie, starzec zawo�a� przecie�: �B�g z tob�", czego czarownik by nie uczyni�. Nowicjusz wy�uska� g�az i przewr�ci� go na drug� stron�. Kiedy to robi�, sterta gruzu osun�a si� nieco; ma�y kamyczek potoczy� si� po jej zboczu. Franciszek odskoczy�, obawiaj�c si� lawiny, ale kamienie zamar�y ju� w bezruchu. W miejscu, gdzie zaklinowany by� g�az znaleziony przez pielgrzyma, ukaza� si� ma�y czarny otw�r. Takie jamy cz�sto mia�y lokator�w. Ale ten otw�r by� tak szczelnie zatkany przez g�az pielgrzyma, �e dop�ki Franciszek nie usun�� go, mog�a si� tam wcisn�� ledwie pch�a. Poszuka� jednak kija i ostro�nie wsun�� go w pustk�. Nie napotka� �adnego oporu. Kiedy za� wypu�ci� go z r�ki, kij zsun�� si� i znik� w jakiej� wi�kszej podziemnej jamie. Czeka� zdenerwowany. Z dziury nic nie wype�z�o. Pad� znowu na kolana i ostro�nie wci�gn�� do nosa powietrze z pieczary. Poniewa� nie poczu� zapachu ani zwierz�cia, ani siarki, wrzuci� do �rodka ma�y kamyk i nachyli� si� jeszcze bardziej, nas�uchuj�c. Kamyk odbi� si� troch� poni�ej, a nast�pnie stoczy� si�, potr�ci� po drodze co� metalowego i wreszcie zatrzyma� si� gdzie� g��boko w dole. Pog�os �wiadczy� o tym, �e podziemna pieczara jest zapewne wielko�ci izby. Brat Franciszek niepewnie d�wign�� si� na nogi i rozejrza�. By� chyba sam, je�li nie liczy� s�pa, towarzysza jego samotno�ci, kt�ry wzbi� si� wysoko i przygl�da� mu si� ostatnio z takim zainteresowaniem, �e inne s�py co jaki� czas opuszcza�y swoje terytoria gdzie� na horyzoncie i przylatywa�y, �eby zbada� spraw�. Nowicjusz obszed� doko�a stert� gruzu, ale nie znalaz� drugiej dziury. Wspi�� si� na przyleg�e wzniesienie i mru��c oczy, wpatrywa� si� w szlak. Pielgrzym ju� dawno znalaz� si� poza zasi�giem wzroku. Na starej szosie nic si� nie rusza�o, ale przelotnie dostrzeg� brata Alfreda pokonuj�cego niskie wzniesienie, jakie� p�tora kilometra na wsch�d, w poszukiwaniu wok� swojej wielkopostnej pustelni patyk�w na opa�. Brat Alfred by� g�uchy jak pie�. Poza nim nie by�o wida� nikogo. Franciszek nie widzia� �adnego powodu, �eby wo�a� o pomoc, ale je�liby wy�oni�a si� taka potrzeba, tego rodzaju wo�anie by�oby tylko ja�owym zdzieraniem sobie gard�a. Po dokonaniu uwa�nych ogl�dzin terenu zlaz� ze sterty. Oddech potrzebny do krzyczenia lepiej wykorzysta�, kiedy trzeba b�dzie biec. Pomy�la�, �e najlepiej by�oby po�o�y� g�az na miejsce, �eby zatka� otw�r jak poprzednio, ale s�siednie kamienie przesun�y si� nieco, wi�c g�az nie pasowa� ju� do swojego miejsca w uk�adance. Poza tym otw�r w najwy�szym rz�dzie muru pozosta� nie zatkany, a pielgrzym mia� racj�: wygl�da�o na to, �e g�az pasuje j do� rozmiarami i kszta�tem. Po kr�tkim wahaniu d�wign�� g�az i potykaj�c si�, ruszy� do swojej nory. Kamie� wsun�� si� dok�adnie w puste miejsce. Brat Franciszek sprawdzi� kopni�ciem, czy zosta� dobrze osadzony; i zwornik trzyma� si� pewnie, chocia� wstrz�s spowodowa�, �e mur troch�. osiad� tu i �wdzie. Znaki narysowane przez pielgrzyma zamaza�y | si� przy przenoszeniu kamienia, ale by�y nadal wystarczaj�co i wyra�ne, by da�o si� je skopiowa�. Brat Franciszek starannie i przepisa� je na innym kamieniu, u�ywaj�c jako rylca zw�glonego ko�ca kija. Kiedy w sobot� przeor Cheroki b�dzie dokonywa� obchodu pustelni, by� mo�e zdo�a powiedzie�, czy maj� one jakie� znaczenie jako urok albo przekle�stwo. Wprawdzie nie wolno ba� i si� kaba�y pogan, ale nowicjusz ch�tnie dowiedzia�by si� przynajmniej, co za znak znalaz� si� nad jego legowiskiem, zwa�ywszy na ci�ar materia�u, na kt�rym zosta� napisany. Nie przerwa� swojej pracy przez ca�e upalne popo�udnie. Gdzie� w zak�tku m�zgu tkwi�a my�l o interesuj�cym, ale i przera�aj�cym otworze, i o tym, jak to osuwanie si� kamyka wywo�a�o gdzie� w g��bi s�abe echo. Wiedzia�, �e wszystkie ruiny rozci�gaj�ce si� wok� niego s� bardzo stare. Wiedzia� te� z tradycji, �e tymi dziwacznymi kupami gruzu sta�y si� wskutek dzia�alno�ci ca�ych pokole� mnich�w, wspieranych czasem w tym dziele przez obcych ludzi szukaj�cych �adunku kamieni albo kawa�k�w zardzewia�ego �elaza, kt�re mo�na by�o wydoby�, rozbijaj�c wi�ksze fragmenty kolumn i p�yt, jako �e staro�ytne pr�ty tego metalu zosta�y w jaki� tajemniczy spos�b wbite w ska�y przez ludzi �yj�cych w wiekach prawie ju� zapomnianych przez �wiat. Ta dokonana ludzkimi r�kami erozja zniweczy�a wszelkie podobie�stwo do budowli, kt�re tradycja wi�za�a z ruinami we wcze�niejszym okresie, aczkolwiek obecny mistrz mularski opactwa nadal szczyci� si� tym, �e potrafi� wyczu� i wskaza� tu i �wdzie pozosta�o�ci dawnego planu poziomego. I nadal znajdowa�o si� tu metal, je�li tylko kto� zada� sobie trud roz�upania wystarczaj�cej ilo�ci ska�. Samo opactwo wybudowane zosta�o z tego w�a�nie kamienia. �eby pokolenia mularzy buszuj�cych tu przez tyle wiek�w mog�y pozostawi� jeszcze co� interesuj�cego, Franciszek uwa�a� za czyste mrzonki. A ponadto nie s�ysza� nigdy, by kto� wspomina� o budowlach z pomieszczeniami na poziomie gruntu albo pod ziemi�. Przypomnia� sobie teraz nawet, �e mularze stanowczo twierdzili, i� budowle na tym terenie robi�y wra�enie wzniesionych pospiesznie, nie mia�y g��bokich fundament�w i w wi�kszo�ci przypadk�w sta�y na p�ytach u�o�onych na powierzchni. Kiedy budowa schronienia dobiega�a prawie ko�ca, brat Franciszek o�mieli� si� znowu zbli�y� do otworu i sta� nad nim, wpatruj�c si� w d�. Nie m�g� wyzby� si� w�a�ciwego mieszka�com pustyni przekonania, �e je�li tylko gdzie� jest jakie� miejsce, w kt�rym mo�na skry� si� przed s�o�cem, z pewno�ci� zosta�o ju� zaj�te. Nawet je�li w tej chwili nie mieszka w niej �adne stworzenie, z ca�� pewno�ci� w�lizgnie si� tam, zanim wstanie jutrzejszy �wit. Z drugiej strony, je�li co� ju� w �rodku �yje, bezpieczniej b�dzie zawrze� znajomo�� w ci�gu dnia ni� w nocnych ciemno�ciach. Wygl�da�o na to, �e w s�siedztwie nie ma �adnych �lad�w poza jego w�asnymi, tymi pozostawionymi przez stopy pielgrzyma oraz tropami wilk�w. Podj�wszy szybko decyzj�, pocz�� oczyszcza� dziur� z kamieni i piasku. Po p�godzinnej pracy wprawdzie nie sta�a si� wi�ksza, j ale jego przekonanie, �e prowadzi do podziemnej sztolni, zmieni�o j si� w pewno��. Dwa ma�e, na p� zagrzebane g�azy tu� obok otworu najwidoczniej zaklinowa�y si� wskutek nacisku wielkiej masy napieraj�cej na wylot szybu; robi�y wra�enie, jakby uwi�z�y w szyjce butelki. Kiedy podwa�y� jeden z kamieni w stron� praw�, jego s�siad przesun�� si� w lewo tak, �e wszelkie dalsze przemieszczanie sta�o si� niemo�liwe. Przeciwny skutek nast�pi�, kiedy zacz�� napiera� w drug� stron�, ale nie rezygnowa�. D�wignia sama wysun�a mu si� z r�k, odskoczy�a, uderzy�a go w bok g�owy i znikn�a w jamie, kt�ra si� nagle otworzy�a, Gwa�towny cios sprawi�, �e zatoczy� si� na nogach. Kamie�, kt�ry wystrzeli� z osuwiska, uderzy� go w plecy, wi�c upad�, �apczywie chwytaj�c powietrze, niepewny, czy wpad� do szybu, czy te� nie, a� do chwil i, kiedy waln�� brzuchem o pod�o�e i przywar� do niego ramionami. �oskot spadaj�cych ska� trwa� kr�tko, ale by� og�uszaj�cy. O�lepiony py�em Franciszek le�a�, chwytaj�c �apczywie powietrze i zastanawiaj�c si�, czy zdob�dzie si� na odwag�, �eby wykona� jaki� ruch, tak ostry by� b�l w plecach. Kiedy odzyska� nieco dech, wsun�� r�k� pod habit i si�gn�� do miejsca mi�dzy �opatkami, gdzie jakie� ko�ci mog�y ulec z�amaniu. Palce natrafi�y na zgrubienie i poczu� k�ucie. Cofn�� r�k� i zobaczy�, �e palce ma mokre i czerwone. Poruszy� si�, ale j�kn�� i pad� z powrotem. Jego uszu dobieg� �agodny trzepot skrzyde�. Spojrza� do g�ry i zobaczy� s�pa gotuj�cego si�, by usi��� na stercie gruzu w odleg�o�ci kilku metr�w. Ptak zaraz wzbi� si� znowu w powietrze, ale Franciszek wyobrazi� sobie, �e s�p spojrza� na niego z jakim� matczynym zafrasowaniem, tak jak patrzy zmartwiona kokosz. Czym pr�dzej przekr�ci� si� na plecy. Ptaki zbi�y si� na niebie w wielk� czarn� hord� i zatacza�y kr�gi na ma�ej wysoko�ci. Kiedy si� poruszy�, wzlecia�y wy�ej. Nagle, nie zwa�aj�c na to, �e by� mo�e ma z�amany kr�gos�up albo z�amane �ebro, stan�� na trz�s�cych si� nogach. Rozczarowana czereda wzbi�a si� znowu wysoko na niewidocznych s�upach rozgrzanego powietrza, a nast�pnie rozproszy�a si�, odlatuj�c w stron� swoich oddalonych, powietrznych posterunk�w. Wydawa�o si�, �e ptaki, mroczne alternatywy Parakleta, na kt�rego nadej�cie czeka�, pragn� czasem zst�pi�, zajmuj�c miejsce Go��bia; ich nag�e zainteresowanie jego osob� denerwowa�o go i poruszywszy par� razy na pr�b� ramionami, rych�o doszed� do wniosku, �e ostry od�am skalny zrobi� mu tylko siniaka i lekko go skaleczy�. Powiew wiatru rozprasza� s�up py�u, kt�ry wzbi� si� znad szybu. Franciszek mia� nadziej�, �e z wie� stra�niczych opactwa dojrz� ten py� i kto� przyb�dzie, �eby sprawdzi�, co te� si� sta�o. U jego st�p, w miejscu gdzie zbocze si� zapad�o, zion�� kwadratowy otw�r. Zobaczy� wiod�ce w d� schody, ale tylko ich g�rny fragment nie by� zasypany. Ni�ej pokrywa� je gruz, kt�ry przez sze�� wiek�w wisia� na w�osku, czekaj�c na pomoc brata Franciszka, �eby zwali� si� z �oskotem. Na �cianie szybu przetrwa� czytelny, chocia� na p� zasypany znak. Mobilizuj�c ca�y skromny zas�b swojego angielskiego sprzed potopu, wyszepta�, zaj�kuj�c si�, s�owa: SCHRON DLA PRZETRWANIA OPADU Maksymalna pojemno��: 15 Zaopatrzenie w przeliczeniu na jednego u�ytkownika: 180 dni. Podzieli� przez liczb� u�ytkownik�w. Wchodz�c do schronu, upewnij si�, czy pierwszy w�az jest szczelnie zaryglowany, czy os�ona zabezpieczaj�ca przed wtargni�ciem os�b napromieniowanych jest pod napi�ciem, czy �wiat�a ostrzegawcze na zewn�trz zosta�y w��czone... Reszta by�a zasypana, ale Franciszkowi wystarczy�o jedno s�owo. Nigdy nie widzia� �opadu" i mia� nadziej�, �e nigdy go nie zobaczy. Nie przetrwa� �aden wiarygodny opis tego potwora, ale Franciszek s�ysza� kr���ce o nim legendy. Prze�egna� si� i cofn�� znad otworu. Tradycja m�wi�a, �e b�ogos�awiony Leibowitz spotka! potwora i by� w jego w�adaniu przez wiele miesi�cy, zanim egzorcyzmy, jakie towarzyszy�y jego ochrzczeniu, odp�dzi�y szatana. Brat Franciszek wyobra�a� sobie opad jako na p� salamandr�, albowiem, wed�ug tradycji, zrodzi� si� z Potopu P�omieni, i napoi inkuba, kt�ry psu� dziewki podczas snu; czy� bowiem potwor�w tego �wiata nie nazywano nadal �dzie�mi Opadu"? To, �e diabe� jest zdolny zada� wszystkie nieszcz�cia, jakie spad�y na Hioba, zosta�o nie tylko zapisane, ale by� mo�e stanowi�o artyku� wiary, Nowicjusz z przera�eniem patrzy� na znak. Jego znaczenie by�o wystarczaj�co wyra�ne. Niechc�cy wtargn�� do siedziby (modli� si�, by okaza�a si� pusta) niejednej, ale pi�tnastu straszliwych istot! Si�gn�� po fiolk� ze �wi�con� wod�. 2 A spiritufomicationis, Domine, libera nos9. Od piorun�w i burzy Wybaw nas, Panie. Od bicza trz�sienia ziemi Wybaw nas, Panie. Od plag powietrza, g�odu i wojny Wybaw nas, Panie. Od zerowego punktu wybuchu Wybaw nas, Panie. Od kobaltowego deszczu Wybaw nas, Panie. Od deszczu strontu Wybaw nas, Panie. Od opadu cezu Wybaw nas, Panie. Od przekle�stwa Opadu Wybaw nas, Panie. Od tego, by�my si� rodzili potworami Wybaw nas, Panie. Od przekle�stwa zniekszta�ce� cia�a Wybaw nas, Panie. A morte perpetua, Domine, libera nos10. Peccatores, te rogamus, audi nos11. Aby� nas oszcz�dzi�, prosimy, wys�uchaj nas. Aby� zechcia� nam wybaczy�, prosimy, wys�uchaj nas. Aby� zechcia� doprowadzi� nas do prawdziwej skruchy, te rogamus, audi nos. Brat Franciszek zdyszanym szeptem odmawia� strz�py tych wers�w z Litanii do Wszystkich �wi�tych, schodz�c ostro�nie klatk� schodow� dawnego schronienia przez Opadem, uzbrojony jedynie w �wi�con� wod� i zaimprowizowan� pochodni�, kt�r� zapali� od przechowanych w�gielk�w ogniska roznieconego poprzedniej nocy. Przez ponad godzin� czeka�, �eby kto� z opactwa przyby� zobaczy�, co by�o powodem s�upa py�u. Nikt si� nie j zjawi�. Porzucenie, cho�by na kr�tko, czuwania przed przyj�ciem �lub�w, je�li powodem nie by�a powa�na choroba albo polecenie powrotu do opactwa, uznano by za wyrzeczenie si� ipso facto twierdzenia o powo�aniu do �ycia mnisiego w benedykty�skim zakonie Leibowitza. Brat Franciszek wola�by ponie�� �mier�. Tak zatem sta� w obliczu wyboru mi�dzy zbadaniem przera�aj�cego pomieszczenia przed zachodem s�o�ca a sp�dzeniem nocy w jamie, nie wiedz�c, co mog�o zaczai� si� w kryj�wce i, obudziwszy si� w ciemno�ci, wype�zn��. Ju� wilki by�y wystarczaj�co niebezpieczne, by zbudzi� nocne l�ki, a przecie� to tylko stworzenia z krwi i ko�ci. Istoty bardziej zwiewne wola�by spotyka� w ci�gu dnia; aczkolwiek jama by�a jeszcze troch� o�wietlona sk�pym �wiat�em, s�o�ce bowiem chyli�o si� ju� ku zachodowi. Gruz, kt�ry run�� do schronu, utworzy� nasyp si�gaj�cy do samego prawie szczytu schod�w, tak �e mi�dzy g�azami a sufitem pozosta� tylko w�ski przesmyk. Wsun�� si� tam nogami i stwierdzi�, �e ze wzgl�du na stromo�� zbocza musi ju� zsuwa� si� na brzuchu. Tak zwr�cony ty�em ku Niewiadomemu szuka� oparcia dla st�p w osuwaj�cej si� stercie kamieni i stopniowo przeby� ca�� drog� w d�. Od czasu do czasu, kiedy s�ab�o �wiat�o pochodni, nachyla� j� do do�u, �eby p�omie� obj�� wi�cej drewna. W czasie tych przerw pr�bowa� oceni� niebezpiecze�stwo czaj�ce si� wok� niego i poni�ej. Niewiele jednak by�o do ogl�dania. Znalaz� si� w podziemnym pomieszczeniu, prawie w jednej trzeciej zawalonym gruzem, kt�ry osun�� si� tutaj przez szyb schodowy. Lawina kamieni pokry�a ca�� pod�og�, po�ama�a spor� cz�� wyposa�enia, kt�re znalaz�o si� w zasi�gu jego wzroku, i prawdopodobnie ca�kowicie zasypa�a reszt�. Ujrza� zgruchotane metalowe szafki, pochylone w r�ne strony, g��boko zanurzone w gruz. W przeciwleg�ym kra�cu pomieszczenia znajdowa�y si� metalowe drzwi otwieraj�ce si� na jego stron� i zaryglowane solidnie przez kamienne zwalisko. Na drzwiach z trudem mo�na by�o odczyta� �uszcz�ce si� szablonowe litery: WEWN�TRZNY W�AZ POMIESZCZENIE HERMETYCZNE Najwidoczniej miejsce, gdzie si� znalaz�, by�o tylko przedsionkiem. Ale to, co znajdowa�o si� po drugiej stronie w�azu wewn�trznego, zosta�o zaryglowane przez kilka ton ska�. Tamto miejsce naprawd� by�o hermetycznie zamkni�te, chyba �e istnia�o jakie� drugie wyj�cie. Kiedy nowicjusz znalaz� si� wreszcie na samym dole i przekona� si�, �e w przedsionku nie zagra�a mu na pierwszy rzut oka �adne niebezpiecze�stwo, ostro�nie podszed� do metalowych drzwi, by przyjrze� si� im uwa�niej w �wietle pochodni. Pod wypisanymi za pomoc� szablonu literami m�wi�cymi o wewn�trznym w�azie znajdowa�y si� mniejsze, poszatkowane rdz� litery: OSTRZE�ENIE: W�azu nie nale�y zamyka� hermetycznie, dop�ki ca�y personel nie znajdzie si� wewn�trz i dop�ki nie wykona si� wszystkich czynno�ci przewidzianych przez Instrukcj� techniczn� CD-Bu-83A. Po hermetycznym zamkni�ciu w�azu powietrze wewn�trz osi�gnie ci�nienie o 150 gram�w na centymetr kwadratowy wy�sze od ci�nienia atmosferycznego w celu zminimalizowania przenikania powietrza z zewn�trz. Po zaryglowaniu w�az zostanie automatycznie otwarty przez zaopatrzony w monitor serwomechanizm dopiero w chwili, kiedy spe�niony zostanie jeden z nast�puj�cych warunk�w: 1) promieniowanie na zewn�trz spadnie poni�ej poziomu zagro�enia, 2) zawiedzie system oczyszczenia powietrza i wody, 3) wyczerpi� si� zapasy �ywno�ci, 4) zawiod� wewn�trzne �r�d�a energii. Dalszych instrukcji nale�y szuka� w CD-Bu-83A. Brat Franciszek poczu� si� odrobin� zbity z tropu tym Ostrze�eniem, ale postanowi� zachowa� ostro�no�� i nie dotyka� drzwi. Nale�y unika� lekkomy�lnego obchodzenia si� z cudownymi wynalazkami staro�ytnych, jak potwierdzi�o to, wydaj�c ostatnie tchnienie, wielu badaczy przesz�o�ci. Zwr�ci� uwag� na to, �e szcz�tki zalegaj�ce przez ca�e wieki przedsionek by�y ciemniejsze i bardziej chropowate ni� te, kt�re zosta�y wypalone promieniami s�o�ca i osmagane nios�cymi piasek wichrami, zanim osun�y si� dzisiaj do �rodka. Przyjrzawszy si� kamieniom, mo�na by�o stwierdzi�, �e wewn�trzny w�az zosta� zablokowany nie przez dzisiejsz� lawin� kamienn�, lecz przez jak�� starsz� nawet ni� opactwo. Je�li w zamkni�tym hermetycznie pomieszczeniu schronu kry� si� Opad, oznacza�o to, �e demon nie otworzy� wewn�trznego w�azu od czas�w Potopu P�omieni, kt�ry mia� wszak miejsce przed Sprostaczeniem. A skoro przez tak wiele wiek�w by� zaryglowany za metalowymi drzwiami, nie ma specjalnych powod�w - powiedzia� sobie Franciszek - by obawia� si�, i� wypadnie nagle z w�azu przed Wielk� Sobot�. Pochodnia przygas�a. Znalaz� od�aman� nog� od krzes�a i przypali� j� od zamieraj�cego p�omienia, a nast�pnie zacz�� gromadzi� szcz�tki zniszczonego umeblowania, �eby rozpali� odpowiedni ogie�, zastanawiaj�c si� przez ca�y czas nad staro�ytnym napisem: SCHRON DLA PRZETRWANIA OPADU. Sam brat Franciszek bez wahania przyznawa�, �e jego znajomo�� angielskiego sprzed Potopu jest jeszcze daleka od doskona�o�ci. Spos�b, w jaki w tym j�zyku jedne rzeczowniki mog� czasami zmienia� inne, stanowi� zawsze jeden z jego s�abych punkt�w. Po �acinie, podobnie jak w najprostszych dialektach tego regionu, konstrukcja w rodzaju servus puer12 znaczy�a mniej wi�cej to samo co puer servus i nawet po angielsku slave boy oznacza�o boy slave. Ale na tym ko�czy�y si� podobie�stwa. Nauczy� si� tego, �e house cat nie znaczy to samo co cat house i �e dativus celu albo posiadania, jak w mihi amicus13 w pewien spos�b przenosi si� na dogfood albo sentry box, nawet bez fleksji. Co jednak z potr�jn� przydawk� jak fallout survival shelter, czyli �schron dla przetrwania opadu"? Brat Franciszek potrz�sn�� g�ow�. Ostrze�enie na wewn�trznym luku m�wi�o o po�ywieniu, wodzie i powietrzu, aczkolwiek z ca�� pewno�ci� nie by�y to rzeczy niezb�dne dla pomiot�w piekielnych. Czasem nowicjusz dochodzi� do wniosku, �e przedpotopowy angielski jest bardziej k�opotliwy ni� angelologia po�rednictwa albo obliczenia teologiczne �wi�tego Leslie. Rozpali� ognisko na zboczu sterty gruzu, sk�d mog�o o�wietli� najciemniejsze zak�tki przedsionka. Potem zabra� si� do badania wszystkiego, co nie by�o przywalone rumowiskiem. Na powierzchni ziemi ruiny pod wzgl�dem archeologicznym straci�y sw� jednoznaczno�� wskutek dzia�ania ca�ych pokole� szperaczy, ale tych podziemnych szcz�tk�w nie tkn�a jeszcze �adna r�ka, poza r�k� bezosobowej katastrofy. Miejsce robi�o wra�enie nawiedzanego przez zjawy z innych czas�w. Czaszka poniewieraj�ca si� w�r�d kamieni w najciemniejszym k�cie zachowa�a z�oty z�b, kt�ry ods�ania�a w u�miechu, i stanowi�o to wyra�ny dow�d, �e do schronu nigdy nie wtargn�li w��cz�dzy. Z�oty siekacz zamigota�, kiedy p�omie� zata�czy� wysoko. Brat Franciszek nieraz spotka� na pustyni nad jakim� wysch�ym strumykiem ma�� kupk� ludzkich ko�ci, objedzonych do czysta i wybielonych przez s�o�ce. Nie by� szczeg�lnie przeczulony, a zreszt� cz�owiek zawsze m�g� si� czego� takiego spodziewa�. Tak wi�c bynajmniej nie popad� w przera�enie, kiedy po raz pierwszy dostrzeg� czaszk� w k�cie przedsionka, ale blask z�ota w jej u�miechu przyci�ga� jego wzrok, kiedy pr�bowa� wywa�y� drzwiczki (zaryglowane lub zablokowane) zardzewia�ych szafek i szarpa� si� z szufladami (tak�e zablokowanymi) po�amanego �elaznego sto�u. �w st� m�g� okaza� si� bezcennym znaleziskiem, je�li kry� w sobie jakie� dokumenty, a mo�e jedn� czy drug� ksi��k�, kt�ra przetrwa�a stosy rozpalane w wieku Sprostaczenia. Kiedy zmaga� si� z szufladami, ogie� przygas� i wyda�o mu si�, �e czaszka zacz�a �wieci� swoim w�asnym s�abym blaskiem, Takie zjawisko nie by�o szczeg�lnie niezwyk�e, ale w tej pos�pnej krypcie brat Franciszek uzna� je za bardziej nieprzyjemne. Zebra� wi�cej drewna na ogie�, wr�ci� do szamotania si� przy stole i stara� si� nie zwraca� uwagi na b�yskaj�cy u�miech czaszki. Chocia� bat si� jeszcze troch�, �e gdzie� tu mo�e by� Opad, wystarczaj�co jednak wyzby� si� pocz�tkowego l�ku, �eby u�wiadomi� sobie, �e schron, a zw�aszcza st� i szafki, mog� kry� w sobie obfito�� relikt�w z czas�w, o kt�rych �wiat postanowi� prawie bez reszty zapomnie�. Opatrzno�� okaza�a si� w tym momencie dla niego �askawa, Znale�� jaki� fragment przesz�o�ci, kt�ry unikn�� zar�wno stosu, jak i pl�druj�cych szperaczy, to w dzisiejszych czasach niecz�sty zbieg okoliczno�ci. Zawsze jednak wi�za�o si� z tym pewne ryzyko. Klasztorni kopacze, wyczuleni na starodawne skarby, byli znani z tego, �e wy�aniali si� z dziury w ziemi, tryumfalnie d�wigaj�c dziwaczny, cylindryczny produkt r�k ludzkich, a potem - czyszcz�c go albo pr�buj�c ustali� jego zastosowanie - naciskali niew�a�ciwy guzik albo przekr�cali niew�a�ciw� ga�k�, niwecz�c w ten spos�b wszystko bez �adnego po�ytku dla duchowie�stwa. Nie dalej jak osiemdziesi�t lat temu czcigodny Boedullus ze zrozumia�ym ukontentowaniem napisa� do swojego opata, �e jego ma�a ekspedycja odkry�a szcz�tki, wed�ug jego w�asnych s��w, �p�yty wyrzutni rakiet mi�dzykontynentalnych, kompletnej, z licznymi zadziwiaj�cymi, podziemnymi zbiornikami zasobowymi". Nikt w opactwie nie mia� poj�cia, co czcigodny Boedullus mia� na my�li, kiedy pisa� o �p�ycie wyrzutni rakiet mi�dzykontynentalnych", ale panuj�cy w�wczas opat wyda� srogie zarz�dzenie, �eby na przysz�o�� klasztorni archeolodzy pod gro�b� ekskomuniki unikali takich �p�yt". Albowiem list do opata by� ostatni� wie�ci� o czcigodnym Boedullusie, jego zespole, umiejscowieniu �p�yty wyrzutni" i ma�ej wiosce po�o�onej na tym terenie. Powabu okolicy dodawa�o teraz osobliwe jezioro w miejscu, gdzie znajdowa�a si� wioska, a to dzi�ki paru pasterzom, kt�rzy odwr�cili bieg strumienia tak, by wpad� do krateru i zapewni� na por� suszy zapas wody dla ich stad. Podr�ny, kt�ry przyby� z tamtych stron mniej wi�cej dziesi�� lat temu, doni�s�, �e jezioro to istny raj dla w�dkarzy, ale okoliczni pasterze uwa�aj� ryby za dusze zmar�ych wie�niak�w i poszukiwaczy; nie chcieli �owi� ryb ze wzgl�du na Boedollosa, kolosalnego z�bacza, kt�ry wyl�g� si� w g��binie. �Zabronione jest r�wnie� wszczynanie jakichkolwiek bada� wykopaliskowych, kt�rych naczelnym celem nie by�oby wzbogacenie memorabili�w" - napomnia� poza tym opat w swoim rozporz�dzeniu, maj�c na my�li bez w�tpienia to, �e brat Franciszek powinien ograniczy� si� do poszukiwania ksi��ek i papier�w, a trzyma� si� z daleka od wszelkich urz�dze�, cho�by nie wiadomo jak go zaciekawi�y. Z�oty z�b migota� i b�yszcza� w k�ciku jego oka, kiedy brat Franciszek zmaga� si� z szufladami. Szuflady ani drgn�y. Kopn�� wi�c na koniec st� i obr�ci� si� z irytacj� w stron� czaszki: Mo�e by� tak zechcia�a po�mia� si� z czego� innego? U�miech nie znikn��. Z�otoz�by ko�ciotrup le�a� z czaszk� wci�ni�t� mi�dzy ska�� a zardzewia�� metalow� skrzynk�. Nowicjusz zostawi� w spokoju st� i przedar� si� przez gruz, �eby z bliska przyjrze� si� �miertelnym szcz�tkom. Ten cz�owiek najwyra�niej zgin�� na miejscu, powalony przez lawin� kamieni i na p� pogrzebany pod gruzem. Na powierzchni zosta�a tylko czaszka i jedna noga. Ko�� udowa by�a z�amana, a ty� czaszki rozbity. Brat Franciszek odm�wi� szeptem modlitw� za zmar�ych, a nast�pnie bardzo delikatnie podni�s� czaszk� z miejsca jej spoczynku i obr�ci� w drug� stron�, tak by �mia�a si� do �ciany. Potem jego spojrzenie pad�o na zardzewia�e pud�o. Pud�o mia�o kszta�t torby i najwyra�niej s�u�y�o do przenoszenia jakich� przedmiot�w. Mog�o zreszt� mie� rozmaite przeznaczenie, ale w tej chwili by�o paskudnie pokiereszowane przez spadaj�ce kamienie. Ostro�nie oswobodzi� je z rumowiska i zani�s� w pobli�e ognia. Wygl�da�o na to, �e zamek zosta� rozbity, ale rdza przytwierdzi�a wieko. Kiedy potrz�sn�� skrzynk�, co� w niej zagrzechota�o. Nie tutaj nale�a�oby w pierwszym rz�dzie szuka� ksi��ek i dokument�w, ale nie ulega�o r�wnie� w�tpliwo�ci, �e przedmiot ten pomy�lano w ten spos�b, by da� si� otwiera� i zamyka�. M�g� wi�c zawiera� jakie� strz�py informacji, kt�re znalaz�yby swoje miejsce w�r�d memorabili�w. Mimo to, wspomniawszy na los brata Boedullusa i innych, skropi� je �wi�con� wod�, zanim podj�� pr�b� wywa�enia wieka, i obchodzi� si�. z reliktem przesz�o�ci z ca�ym poszanowaniem, jakie tylko by�o i mo�liwe, kiedy wali�o si� kamieniem w zardzewia�e zawiasy. Wreszcie rozbi� zawiasy i wieko odskoczy�o. Z korytek wypad�y ma�e metalowe rodzynki, kt�re rozsypa�y si� w�r�d kamieni tak, �e cz�ci z nich nie da si� ju� odzyska�, bo powpada�y w szczeliny. Ale na dnie skrzynki, w przestrzeni mi�dzy korytkami, ujrza� jakie� papiery! Po odm�wieniu zwi�z�ej modlitwy dzi�kczynnej zebra� ile si� tylko da�o rozsypanych szparga��w i przykry wszy lu�no skrzynk� deklem, pocz�� pi�� si� po wzg�rku gruzu w stron� schod�w i male�kiej plamki nieba, �ciskaj�c skrzynk� mocno pod pach�. Kiedy wyszed� z ciemnego schronu, s�o�ce zupe�nie go o�lepi�o. Ledwie zwr�ci� uwag� na to, �e niebezpiecznie pochyli�o si�. ju� ku zachodowi. Zacz�� natychmiast rozgl�da� si� za p�askim kamieniem, na kt�ry m�g�by wysypa� zawarto�� skrzynki, nie obawiaj�c si�, �e jaki� drobiazg zgubi si� w piasku. Kilka minut p�niej, zasiad�szy na pop�kanej p�ycie fundamentu, zacz�� wyjmowa� z korytek metalowe i szklane szparga�y, By�y to przewa�nie ma�e rurki z drucianym w�sem przy ka�dym z ko�c�w. Takie przedmioty nie by�y dla niego niczym niezwyk�ym. Zgromadzono ich troch� w ma�ym muzeum opactwa-r�nego wymiaru, koloru i kszta�tu. Kiedy� widzia�, jak szaman poga�skiego ludu ze wzg�rz nosi ich ca�y sznur jako obrz�dowy naszyjnik. Ludzie ze wzg�rz my�leli o nich jako o � cz�ciach cia�a boga", bajecznej machina analytica, czczonej jako najm�drzejszy z bog�w. Powiadali, �e po�ykaj�c jedn� z tych rurek, szaman mo�e zyska� �nieomylno��". Z pewno�ci� zyskiwa� w ten spos�b uleg�o�� swojego ludu - chyba �e kt�ra� z po�kni�tych rurek okaza�a si� truj�ca. Podobne drobiazgi w muzeum tak�e by�y ze sob� po��czone, aczkolwiek nie w kszta�t naszyjnika, ale w skomplikowan� i zupe�nie bezsens