4079

Szczegóły
Tytuł 4079
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4079 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4079 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4079 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek Nowakowski Silna gor�czka Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 KOCIO� To �mieszne o tym pisa�, tylko wstyd. To zaczyna si� przewa�nie od takich zajob�w�kot��w w �rodku, te �elazne szcz�ki, kt�re trzymaj� cz�owieka w spokojnym nastroju, rozlu�niaj� si� i zaczyna si� ko�owanina, ca�y ci�g spraw wy- �azi ze spodu natr�tnie, wszystkie dra�skie i m�cz�ce. I to jest szpas, nie mo�na sobie z tym da� rady. Albo jeszcze inaczej � jest ze mn� kto�, dziewczyna, licz� na ni�, m�j �wiat to r�wnie� ona, du�y kawa� mojego �wiata, pozby� si� jej � to znaczy wyrwa� co� z siebie, co� straci� � cholernie bola�oby to. Wi�c na pocz�tku s� lekkie jakie� niepokoje w �rodku, idziesz do swojej dziewczyny, liczysz na B�g wie jak� jej wszystkowiedz� albo tak� m�dr�, przenikliw� samicz� intuicj�, przychodzisz do niej sztywny jak drut, taki szklisty, ostry, ws�uchany w swoje drgania i winy cholerne i czekasz na t� jej wszystkowiedz�, z ogromnym napi�ciem czekasz... Napi�cie jest tak dra�skie, �e nigdy, cho�by ju� dziewczyna dochodzi�a powoli, po omacku do twego b�lu � �e nigdy nie przyjdzie wtedy spok�j, to Co� jadowite, kt�re siedzi w tobie przyczajone, dopiero zaczyna wierzga�, odpychasz wszelk� pomoc, ona, my�lisz wtedy jak w transie, ona jest w �wietnym nastroju, ona nie mo�e pom�c, ona jest obca, ona nic nie rozumie, ona jest przeciw tobie ten �a�cuch nie ko�czy si�. To dra�skie Co�, kt�re zniszczy ci� na d�ugie tygodnie, ju� si� zacz�o... Najgorzej, �e nie wiadomo, kiedy wyskoczy to z ciebie. Bo wtedy by�o zupe�nie dobrze i nic nie wskazywa�o na to, �e zacznie si� wielki klops. Wsta�em raniutko, pogwizdywa�em nawet, ogoli�em si�, zjad�em �niadanie i pr�bowa�em zabra� si� do roboty, ale nic mi nie wychodzi�o, sprawa raczej prosta, ostatnio przez tydzie� nad t� robot� siedzia�em, wi�c jestem wypluty i na razie nic z siebie nie wydusz�. Poszed�em do pracowni galanterii plastykowej. Do tego �adnego Wsp�czesnego. On tam pracowa�, w�a�ciciel tego interesu te� m�ody, w og�le wszyscy tam m�odzi, modni, tacy �yciowi ch�opcy, co po studiach postanowili nie bid� klepa�, ale fors� zarabia�. Tego �adnego Wsp�czesnego pozna�em niedawno, fajny facet, ostrzy�ony kr�tko, jakby ameryka�ski ch�opak, a przy tym nie krzykliwy, nie g�upio pewny wszystkiego jak ci inni modni wsp�cze�ni, co to takie rozr�by niby�bitnikowskie robi�, niby zbuntowani, niby strace�cy, a w ciuchy drogie si� ubieraj� i od starych niema�o waluty dostaj� (bo kupa w�r�d nich jedynak�w z zamo�nych, solidnych dom�w � wi�c te ich bitnikostwo g�wniarskie i �enuj�ce). Ten m�j znajomek, �adny Wsp�czesny, te� w d�insach niebieskich, kr�tki w�os na bok i ch�d taki typowy mia�, koci, przeginany, taki deanowski ch�d. Ale polubi�em go, bo on bez tego wrzasku frajerskiego, uwa�ny, bystry i bardzo na �ycie ciekawy, bardzo na �ycie zach�anny, i wyczu�em go, �e nie tch�rz, ryzykant raczej w odr�nieniu od tych wszystkich w d�insach, co to nigdy w niczym dupy nie umocz�. A przy tym by� dla mnie symbolem tych wsp�czesnych ch�opak�w, i czu�em si� przy nim troch� jak m�drzec, stary i do�wiadczeniem wy�adowany, stary ju� cho�by dlatego, my�la�em czekaj�c a� sko�czy wykrawa� na maszynie du�e, r�owe damskie torby z plastyku, wi�c stary dlatego cho�by, �e bezz�bny (ta g�rna, pusta szcz�ka) i bronchit chroniczny, typowy dla palaczy mam, maszyna do szycia tych torebek terkota�a sucho, do pracowni wpad�y dwie furkocz�ce halkami dziewczyny, �adne i pogardliwe, szczebiota�y zalotnie z tym moim znajomkiem, on gada� z nimi niedbale, przymila�y si� do niego, on z t� swoj� tak� jakby ameryka�sk� urod� powodzenie u dziewczyn mia�, imponowa�o mi to, bo za �mia�y nie jestem. �mieszna ta nasza znajomo��, my�la�em, i to, �e ja tak jak starzec, m�drzec czuj� si� wobec niego, ale co� z prawdy w tym by�o, najwa�niejsze ju� to, �e on zawsze trzyma� z r�wie�nikami, czy to w domu, czy na studiach, czy teraz w tej plastykowej robocie, on ci�gle w�r�d tych ch�opak�w ros�ych, dobrze ubranych, kocio chodz�cych; a ja mia�em zawsze do starszych sk�onno�ci, w dzieci�stwie jeszcze do tego si� rwa�em, ci starsi jak tytany dla mnie, i odt�d tak mi si� uk�ada�o, �e ze starszymi ci�gle � a chocia�by ci w�glarze albo ci z wi�zienia, te cwaniaki, zakapiory, pomarszczone, siwe ch�opy, i ja z nimi, na r�wni przez nich traktowany, taki m�drek ma�oletni, wi�c 5 si�� rzeczy mam w sobie co� starczego, co� od nich, nie zapalam si� byle czym, ma�o m�wi� i nie przepadam za efektownym pozerstwem, szumem, ca�� t� fanfaronad� m�odych. Wreszcie sko�czy� szy� te w gu�cie Chmielnej torebki i wyszli�my z pracowni. Cieszy� si�, �e go odwiedzi�em, on chyba te� mnie lubi, mo�e bawi� go jako okaz nie znanego mu sortu, siedzimy przy kawie, on m�wi, co tam kawa, wypijemy co�, I zaszli�my do knajpy. Chlupn�li�my po dwie po�pieszne. Poczu�em si� w niebie. To moje niebo to takie o�ywienie, spr�ysto�� wi�ksza, gadam ch�tniej, a jak mam fajnych ludzi ko�o siebie, to troch� b�aznuj�, tak� mow� na b�ysk mam, ten spos�b na b�ysk zwi�zany jest z moimi prze�yciami, kt�re po w�dce mocniej ci���, w�a�ciwie czystego aktorstwa w tym ma�o, mo�e to by� ch�� pokazania si� ludziom ma�o mnie znaj�cym � dok�adniej, barwniej, w og�le jest to te� jaka� rekompensata za stan przed w�dk�, bo wtedy nastroszony jestem, skryty, szary, nie�mia�y te�, ust�puj� ch�tnie i daj� si� za nos jak wiejski Jasio wodzi�. A wi�c gadka przy gorzale to pokazywanie takich b�yskotek, kolorowych pi�rek, odgrzewanie wszystkiego, co ju� dla mnie kolor straci�o. On, �adny Wsp�czesny, pi�knie s�ucha�, te oczy jego wch�aniaj�ce moje miny, coraz taki dziwny ruch d�oni�, takie zaci�ni�cie d�oni w p�pi��. Zreszt� niekt�re moje gadki... Na przyk�ad ta, jak w celi kapusia noc� w koc owijaj� i robi� mu podrzut � do g�ry i na beton, �up, �up, albo to rozprawiczanie ma�oletnich frajerk�w, te ohydne, pe�ne wspomnie� o dziwkach rozmowy starych wyrokowc�w i to ich lubie�ne spojrzenie na upatrzonych, i to, jak tych upatrzonych dokarmiaj�, dolewka, kawa�ek chleba, wi�cej t�uszczyku, no we�, masz, popal se, i ca�y czas przy tym takie po��danie g�ste, niecierpliwe... Wi�c te niekt�re moje gadki, z dobrze wymierzonym szczeg�em, gwar� wi�zienn� nieco szpikowane � nie�le nadaj� si� do s�uchania. A on s�ucha� pi�knie. Chlupn�li�my jeszcze po wi�kszej. Potem zacz�o si� tempo. Do kumpli moich, postanowi�em; do tych, co po�wiadcz� sob� moje opowie�ci, no, jasne, do nich. Taka trasa cyrkowa, taki obch�d mena�erii (i w tym jestem �mierdz�cy b�azen, bo przecie� sam m�g�bym tam...) Pocz�tek przy dworcu, tam pod rozk�adem jazdy w�zek z czesk� bi�uteri�, przy tym w�zku baba z g�b� jak sagan, taka warszawska Mamu�cia, cwaniara jak licho, o oczkach okrutnych, chytrych, co to w niedziel� popielice, wk�ada i dwadzie�cia deka z�ota na �apy, przy Mamu�ci krz�ta si� Genek �apka, czarniawy, o �ydowskiej twarzy, taki z�odziej�emeryt, kochanek Mamu�ci, jej pokorny pomagier i pochlebca. To etap pierwszy. Lubimy si� z Genkiem, siedzieli�my kiedy� razem � wi�c wypijamy teraz �wiartk� w bramie. Mamu�cia przykazuje surowo, tylko �wier� i ani �yka wi�cej, Mietek, te� niez�y aktorek, rozpozna� w tym moim �adnym Wsp�czesnym wdzi�cznego s�uchacza i od razu b�yskotki swoje wyci�gn��, gada kmin�, wspomina wi�zienne pierepa�ki, wspomina siebie z czynnego �ycia, by� wtedy z niego niez�y z�odziejski fachowiec, rozstajemy si� wreszcie, bo Mamu�cia pokrzykuje niecierpliwie, �adny Wsp�czesny chce �egna� si� z Mietkiem, lecz ten cofa sw� d�o�, m�wi z namaszczeniem, lepiej si� wita� ni� �egna�, odchodzimy, �adny Wsp�czesny oszo�omiony, t�umacz� mu z zadowoleniem, to taki zwyczaj fatalistyczny urk�w, bo �egna� si� pachnie wpadk�... Zmierzamy teraz do budki z piwem, ten punkt niedaleko Mamu�ci, trasa doskonale zorganizowana. Ta budka w dobrym miejscu, zawsze przy niej jakie� okazy. Teraz na beczce przegni�ej siedzi Adolf J�ka�a, taki staruch, co noc� handluje kwiatami, pijany jak b�k, gada z trampem, zbieraczem �mietnikowym, obaj fioletowi, brodaci, Adolf pomachuje nar�czem kluczy do wind, kluczami handluje w dzie�, a noc� wtyka rozbawionym parom p�czki fio�k�w i r�e pod kawiarni�. Wchodzimy do kiosku od ty�u, to tylne wej�cie tylko dla zaprzyja�nionych, znam doskonale tego w kiosku; facet jak g�ra, z w�sikiem male�kim, zupe�nie jak szynkarz z powie�ciowej speluny, wizerunek klasyczny, bo i brzuch baloniasty, i fartuch brudny, i �apy jak kloce, poro�ni�te rudawym w�osem. Przyja�nimy si� od dawna, popijamy porter, fajnie siedzie� w kiosku i spogl�da� na korowody ludzi zdmuchuj�cych pian�, wypijaj�cych zach�annie t� najta�sz� zaprawk� � du�e jasne. Adolf krzyczy cienko: � Nie mmam, nnie... 6 Ten zbieracz �mietnikowy zr�cznie podwija mu nogawk�, na nodze Adolfa suchej, ze smugami brudu, kilka banknot�w dwudziestoz�otowych przyci�ni�tych podwi�zk�. � ... bo ttto to mnie � zaperza si� Adolf � ttto na czarn� gggodzin�... � Widzisz � m�wi� do �adnego Wsp�czesnego � jakie smutne, wariackie �ycie. On patrzy ze skupieniem, zamy�lony i powa�ny jaki�. My�l�: �Du�y cyrk robi�, taki pokaz grat�w, ale program dzi� dobry, bo i komplet, i du�o us�yszy ten �adny Wsp�czesny�. Jestem ju� troch� zaprawiony, postanawiam, na D� pojedziemy; do tych cwaniaczk�w�szakali, co zbieraj� si� tam przy rogu Czerniakowskiej i �niegockiej. Tak, na D�. �adny Wsp�czesny ca�y przenikni�ty ju� gotowo�ci� do tej egzotyki nieznanej, w�dka pot�guje jeszcze jego ch�onno��, jak pr�dem wy�adowany t� gotowo�ci�. M�wi� do niego z powag�, skanduj� s�owa jak kamienie: � Tam zbieraj� si� same kozaczki, rozumiesz, fajnie tam, speluny z w�d�, tylko � cmokam z frasunkiem � troch� wygl�d masz taki podpadaj�cy, te farmerki niebieskie, to uczesanie i but nosaty, ten sweter moherowy... �adny Wsp�czesny zastanawia si�, m�wi powoli, no tak, oni nie lubi� tego wszystkiego, tego frajerstwa, mo�e by� kocka z tego powodu i obciach dla ciebie... (Cha, cha, on ju� u�ywa tego cwaniacko�z�odziejskiego �argonu, te s�owa od Genka, Dodka Piwiarza wpadaj� w niego jak w studni�.) Nagle twarz mu si� rozja�nia: � P�aszcz zapn� i chocia� tego swetra nie b�dzie wida�. Dodek Piwiarz patrzy na mnie z u�miechem, m�wi: � Gdzie go ci�gniesz, rozfartowa�e� si� ju�, w cug si� szykujesz � klepie mnie swoj� �ap��klocem po plecach. Dodek uwa�a mnie , za r�wnego ch�opa, nie wie, �e tyle we mnie kombinacji, udawania, w og�le gnoju takiego, co wszystko zapowietrzy. Ju� ciemno, szukamy taks�wki, wreszcie mamy i p�dzimy (ten motyw te� wa�ny, taks�weczk� jedziemy na D�, wygodnie w samochodziku zd��amy do osobliwego �ycia w rejonie Czerniakowskiej i �niegockiej). Na Dole ca�kiem czarno, bardziej ni� na g�rze, bo tu latar� ma�o, jeste�my na miejscu, ta �niegockiej uliczka w�woziasta, ponura, z parku dobiegaj� przeci�g�e okrzyki: �Hija! Hiiija!!!� To Rysiek D�ugi ten okrzyk wymy�li�, doskonale pasuje do tutejszej scenerii, pusto, stare, poobijane domy, ten park szumi, w parku pijak�w rozbieraj�, co krok to meta, co krok to ci szakale z Do�u ob�lizguj� ci� uwa�nym spojrzeniem i przy tym wszystkim to: �Hija� � jak zawo�anie szczepowe lub okrzyk wojenny, � Wi�c jeste�my na Dole � og�aszam patetycznie. Mijamy dwie rudery, brama, schodki bez por�czy, i ju� to mieszkanie, D�ugi rozwalony na tapczanie st�ka �a�o�nie, do po�udnia, m�wi Iza, przyprawi� i teraz odsypia, na pod�odze raczkuje dzieciak, to dziecko D�ugiego i Izy, dw�ch cwaniak�w siedzi przy stole, pokrzykuj� do dziecka: �Hija, hija� � niech si� przyzwyczaja, m�wi�, jeden z tatua�em na d�oni, o ostrym, przebieg�ym spojrzeniu, to spojrzenie obmacuje uwa�nie �adnego Wsp�czesnego, drugi to Polder, brat Witka, dobrze si� zapowiadaj�cego kozaczka, co to zak�uli go no�ami na Ch�odnej, zemsta to by�a, Polder nieboszczyk okrad� kiedy� kozaczka z innej ferajny, i za to go w�a�nie. Ten Polder II te� niez�y zakapiorek, m�wi do nas: � Git, �e przyszli�cie, z�o�ymy si� na flaszk�. Wsta� ju� D�ugi, jak t� rozmow� pos�ysza�, wysoki przystojniak, podniszczony mocno, kiedy� najlepsze dziwki w nim si� kocha�y, teraz on ju� tylko na Dole siedzi i z Iz� �yje, z t� Iz� ruchliw�, zwinn�, o twarzy jak �asica, bez wieku i zniszczenia, g�adk�, blad�. No i zachlustali�my niezgorzej na tym Dole. Byli�my jeszcze u drugiego r�wnego ch�opaka, u Br�dki (Br�dka dlatego, �e nosi kr�tk�, g�st� brod�, tu zjawisko prawie niespotykane). Br�dka zn�w ma period nieszcz�sny, dwa lata nie pi�, mieszkanie przez ten czas urz�dzi� nowocze�nie, mebelki jasne, kinkiety, cepeliowskie obrusy i dwa garnitury sobie sprawi�, i zn�w z�apa� go ten period potworny, chla (on ma taki notes i w nim te cugi�periody zapisuje, ka�dy dzie� cugu krzy�ykiem oznacza, d�ugie te periody, trzydziesto � czterdziestodniowe), drobniejsze ciuchy ju� sprzedaje i oczy ma takie biedne, �a�osne, jaka� bezradno�� w nich mistyczna wobec tego periodu�potwora. Wi�c siedzimy u niego, m�j �adny 7 Wsp�czesny zd��y� mi szepn�� o Br�dce sw� opini�, cholernie interesuj�cy facet, troch� to mnie zez�o�ci�o, bo jakim prawem taki byczek zdrowy, �adny � tak o Br�dce, a ten Polder II i cwaniaczek z tatua�em raz po raz zerkaj� do szafy, tam w tej szafie dwa garnitury. My�l�: �Oni go schlaj�, Br�dka g�odny gorza�y, wi�c tak go schlaj� specjalnie, �eby jeszcze na jeden �yk mia� wielki apetyt i wtedy powiedz�, no, Br�deczko, waluty ju� nie ma... i poka�� mu te garnitury... on skinie g�ow� um�czony i g�odny, oni te garnitury w mig wynios�... My�l�: �Nie mog� do tego dopu�ci�... Lubi� Br�dk�, i �al tych garnitur�w, Br�dka ci�ko tyra, a przecie� inteligenciak z niego, teraz tokarz, Kwietny rzemiecha samouk, �apy ma po�cierane i jak r�g twarde, szkoda... Samouk rzemiecha dlatego, �e on kiedy� urz�dnicz� posad� mia�, ale jak zacz�y si� te w�dy d�ugofalowe to z pracy go wywalili, i wiedzia�, �e dalej z ka�dej takiej urz�dniczej posady b�d� go wywalali, wi�c nauczy� si� tokarstwa, wiedzia�, �e z takim fachem wsz�dzie go przyjm�, i jest to jego �yciowe zabezpieczenie... I teraz zn�w rozwala mu si� wszystko, te mebelki, garnitury diabli mog� wzi��, b�dzie zn�w chla� do dechy, samotnie, byle tylko w�da by�a, b�dzie zamyka� si� na klucz i gorza�� ci�gn��, b�dzie marzy�, �eby ju� ta gorza�a wyko�czy�a go, bo przecie� nie mo�e z tym sobie da� rady.., szkoda...� M�wi� do Poldera II: � Nie patrz tam, w t� szaf�, nie patrz! W�ciek�o�� nagle ogarn�a tych szakali, Poldera II i cwaniaczka z tatua�em, co ty, warcz�, a ten z tatua�em nawet od ty�u mnie zaszed� i chcia� trzasn��, tylko D�ugi go odci�gn��, D�ugi w tej sprawie z garniturami rozdarty bole�nie, wie, �e z ciuch�w w�da, a zn�w g�upio mu troch�, co ty, Krzysztof, powtarza�, co ty, a do nich, ch�opaki, co wy, wreszcie uda� pijanego i sztucznie zachrapa�. By�em ju� w strachu, jedyny sojusznik wycofa� si�. �adny Wsp�czesny nie wie, o co chodzi, b��dzi oczyma po nas i nic nie wie. Br�dka przyssa� si� do butelki i pije zach�annie, nic go teraz nie oderwie, a w oczach tych dw�ch szakali chciwo�� i z�o��. Polder II, taki ma�y, nabity jak bry�ka osi�ek, cz�ko na dwa palce i graby jak m�oty, podsuwa si� do mnie i warczy, ty nie znasz jeszcze r�ki Poldera, nie znasz... I wtedy �adny Wsp�czesny zauwa�y� tatua� na r�ku drugiego szakala, taka nad d�oni� tapeta ozdobna, czaszka, naga baba, a wy�ej �wi�ta panienka. �adny Wsp�czesny zachwyci� si�, pochwali� te tatua�e. Polder II zazdrosny, rozpi�� koszul� na piersi i pokaza� mu swoje tatua�e. No, nie�le, ten �adny Wsp�czesny roz�adowa� troch� t� parszyw� sytuacj�. Zaraz zbudzi� si� te� D�ugi i opowiedzia� historyjk� o Polderach, oni s� z rze�nickiej rodziny, m�wi�, ich tatu� krew �wie�� z wo�u wypija� dziennie trzy szklaneczki, tak, przytakn�� Polder II, to jest najlepsze, taka krew, sam koncentrat... A p�niej Br�dka otrze�wia� jakby, uda�o mi si� szepn�� o tych garniturach. Nieznacznie wymkn��em si� z mieszkania, za mn� �adny Wsp�czesny.. My�la�em: �Nie wiadomo co b�dzie z tymi garniturami. Br�dka mia� takie b��dne, obce oczy�. �adny Wsp�czesny powiedzia�: � Ale meksyk, ale typy, ale �ycie... Przytrzyma�em go za r�kaw i powiedzia�em zduszonym g�osem: � Mogli nas zabi�, kapujesz, kosami zar�n��. Jego radosne spojrzenie st�a�o nagle w oszo�omieniu. Po chwili doda�em: � Ale musia�em si� wtr�ci�, bo Br�dka r�wniak. Wyszli�my na ulic�. �adny Wsp�czesny odetchn�� g��boko. � Tak, to du�y charakterniak � przytakn�� � a oni mu chcieli przewalane zrobi�. (Ju� bez przerwy gwary wi�zienno�cwaniackiej u�ywa�.) Z tym zar�ni�ciem to �lip� wstawi�em, zn�w teatralno�� przem�wi�a ze mnie, owszem, czasem co� z�ego zrobi�, ale w warunkach dobrych, gdzie� na uboczu, cho�by w parku, tam, owszem, ten Polder II zmarszczy�by cz�ko na dwa palce, oczy bia�e od gorza�y i za�arte, tam w parku mogliby, na przyk�ad, rozebra�. Ale to niewa�ne, baja�em nieprzerwanie, dalej ten D� malowa�em na czarno, tydzie� temu zegarmistrz st�d pi� po �mierci �ony, wypatrzy� go Polder i chodzi� za nim ca�y dzie�, wreszcie wypatrzy� go w parku, kos� wyci�gn�� i fors� zabra�. To prawda, ta opowie�� bez 8 picu, ale po co to gada�em, ju� garnitury Br�dki mi zoboj�tnia�y, tylko podniecony jak po dobrym przedstawieniu snu�em krwio�ercze opowie�ci. Sprawa raczej wyrazista, co za ko�omyja robi si� ze mn�, to wyszukiwanie nastroj�w, te w�dr�wki, pot�guj�ca si� ko�omyja. �adny Wsp�czesny � barczysty, z otwart� g�b�, w takich obcis�ych farmerkach, zgrabny jak �wica, na pewno ta�czy znakomicie, tak specjalnie, z wygibami, na pewno tak, dziewczyn� owija, jej kiecka fruwa, nogi w wiruj�cym szale, oni przecie� prywatki cz�sto robi�, adapter, niekiedy magnetofon, wino, w�da i taka weso�a, m�oda zabawa idzie pe�n� par�. Wi�c z nim ta moja ponura ko�omyja, ten obch�d mena�erii, bo on ch�odny, pe�en ciekawo�ci �ycia, jeszcze takiego, on my�li, z tak� egzotyk� i ja z nim te ko�owroty robi�, jak wrak, b�azen, taki bezz�bny, niestary przecie�, a jakby wypalony nygus ze mnie. Zawstydzi�em si� troch�, g�upio przecie�. Szybko wynie�li�my si� z Do�u. Jeste�my w �r�dmie�ciu. �adny Wsp�czesny cieszy si� wra�eniami, pasuje mi to wszystko, powiada, idzie ulic� zaczepny, wyzywaj�cy. Przy sklepowej wystawie przystaje obok dziewczyny z dumn�, czyst� twarz�. Co� gada, ona, ta wynios�a dziewczyna, u�miecha si� do niego, spodoba� si� jej, ma tak� twarz portretow�, pi�kn�, u�miecha si� przyzwalaj�co do niego. �adny Wsp�czesny za nic ma jej przyzwolenie, ca�� t� ch�� w jej niebieskich, wielkich oczach psuje od razu, m�wi do niej tak, te, r�wniaczka, jak chcesz, to mo�emy si� zblatowa�, zachichota� uszcz�liwiony. Jej mina, niesmak, oburzenie; odesz�a. Wtedy pomy�la�em: �P�jdziemy do mojej Eli�. Zawsze po tych wycieczkach do niej wracam, czasem przyprowadzam ze sob� tych r�nych facet�w poznanych na trasie, lubi� tak wraca�, pokaza� jej, pozna� j� z kim� interesuj�cym, to jak gdyby przecie� usprawiedliwia moje w��cz�gi, wi�c bogata galeria typ�w przewin�a si� przez to mieszkanie Eli, dzi� te� b�dzie nowy, Ela zawsze fajnie ich przyjmowa�a, nigdy z�a, cieszy�o mnie jej opanowanie, bo �adna to w�a�ciwie przyjemno�� dla niej, nud� przecie� siedzie� w�r�d miotaj�cych si� i zaprawionych, cieszy�a mnie ogromnie ta jej wyrozumia�o�� dla mnie. Gites zaprawka, cieszy� si� �adny Wsp�czesny, dobrze, �e jeszcze nie koniec... Zapukali�my do niej. �adny Wsp�czesny mamrota�, ale ty masz mety wsz�dzie, w ca�ym mie�cie... ho, ho... � Moja laleczka � przedstawi�em �adnemu El� � r�wniaczka, du�a r�wniaczka. Tak, pami�tam, w ten spos�b powiedzia�em, �adny Wsp�czesny potkn�� si� o pr�g, ale zwinna z niego sztuka, wykona� przysiad, podskok, nie przewr�ci� si�, taki jak spr�ynka, smuk�y i bardzo obci�le ubrany. U Eli by�a kole�anka, pulchna rumiana lekarka, twarz okr�g�a, �miesznie t�usta i w tej okr�g�o�ci grymas gorzki przy ustach, dziwnie ostry grymas. Ten grymas st�d chyba, opowiada�a mi Ela, �e ta lekarka w swych sprawach z m�czyznami zawsze doznaje zawodu, nie wychodzi jej nic, te jej mi�o�ci rozwiewaj� si� ju� na pocz�tku, m�wi mi Ela, �e ona za bardzo staro�wiecka i sztywna. Ela dzi� bardzo fajna. Wino wyci�gn�a. Mi�a. A przecie� wiem, co to za m�ka by� w�r�d zaprawionych, nuda na trze�wo przys�uchiwa� si� be�kotom i widzie� g�by w�d� pokrzywione. Szepn�a te� mi Ela, �e m�g�bym sko�czy� ju� t� zabaw�, ca�y dzie� przecie�... I jak zabrali�my si� do wina, pomy�la�em tak: �Ta Ela niby tak bardzo moja, oddana, wierna, a byle czym mo�na przecie� udowodni�, �e nie jest nigdy tak, �eby kto� bezwzgl�dnie i prawdziwie nale�a� do kogo��. Wrednie pomy�la�em, bez �adnego powodu. Tyle w oczach Eli zaufania do mnie, troch� smutku, �e ca�y dzie� tak si� tyt�am w w�dzie w�drownej. Ale ja by�em ju� z t� g�b� swoj�, niby kamienn�, i ten skrzyw ust wredny, z�y. Zaczyna�em te� m�wi� lekcewa��co, po alfonsiacku, takie maniery lewe mia�em przy winie, no, lalka, daj co� na z�b, i mo�e jeszcze troch� wi�ska, no... Rozpar�em si� niedbale, g�ba coraz bardziej wredna. Ela posz�a do kuchni robi� zak�sk�, ja za ni�, oczy ju� mia�em nieufne, przeciw niej oczy, i m�wi� s�odko, �adny ch�opak, nie, taki wsp�czesny modniak, polubili�my si�, b�d� z nim kolegowa� si�. 9 Wypili�my wino, potem skoczy�em do dozorczyni po w�dk�, na zak�sk� by� boczek i pomidory. �adny Wsp�czesny dobrze si� poczu�, gadk� zalotn�, towarzysk� wstawia�. A u mnie w �rodku ten kocio� zaczyna� ju� wrze�, bulgota�, co kieliszek obsuwa�em si� coraz g��biej, �adny Wsp�czesny rozprawia� gestykuluj�c, obserwowa�em pilnie El�, patrzy�a na niego niekiedy, my�la�em, podoba ci si� ten w d�insach byczek, ona chyba skrycie lubi takich ch�opaczk�w, pe�nych �ycia, prostych, �wie�ych, zawsze za takim okiem strzeli, na pewno poci�ga j� taki l�ejszy konszacht z ch�opami, bez tych moich zajob�w, nastroj�w, tego jadu, no tak, ona jak. najbardziej obca, chyba z rozp�du tylko trzyma si� mnie. Przypomina�em wszystkie takie jej spojrzenia na �adnych w kinie, na ulicy, w kawiarni, zacz�� mnie ogarnia� r�j tych jej spojrze�, ona coraz bardziej obca, jak wr�g dla mnie, a ja frajer, ci�ki frajer, my�la�em, oszukany frajer, obsuwa�em si� coraz g��biej... Na g�os za�, ca�� twarz�, przytakiwa�em tokowaniu �adnego Wsp�czesnego, mieni�em si� sztucznym zachwytem, kiwa�em g�ow�, �adny Wsp�czesny zadowolony, tokowa� coraz bardziej, szpikuj�c to nieco powiedzonkami z Do�u... Ela zna te moje ob�udne gierki, wi�c i teraz wiedzia�a, �e to potakiwanie �adnemu Wsp�czesnemu wyra�a moj� wrogo�� wobec niej, pogard�, oboj�tno��. Z�apa�a mnie fala nienawi�ci. My�la�em: �A� piszczysz za takim smacznym gdakaniem, pe�nym przechwa�ek i zalotno�ci s�odkiej jeszcze przy tej jego urodzie, zdrowej, jasnej, ty ma�a blond jak anio�ek dziwko, to ci jest potrzebne jak powietrze, on podoba ci si�, taki poci�gaj�cy sw� modn� m�odo�ci�, takie oczy niebieskie, lekko sko�ne i brwi zro�ni�te, a jeszcze te ruchy jego kocie, deanowskie, tak, tak � wgryza�em si� zaciekle w swoj� nienawi�� � do�� ju� masz tych moich siup�w, tej mojej mordy wyblak�ej, zm�czonej, tej paszczy z zepsutymi z�bami, grymasem jakim� zawsze wykrzywionej, ob�udnie tylko udajesz, ale to k�amstwo, wi�c da� ci tylko sposobno��, wi�c...� �adny Wsp�czesny nachyli� si� nad radiem, zna� jak�� stacj� z d�ezem znakomitym, zacz�� suwa� ga�k�, wreszcie z�apa� t� stacj�, �piewaczka ochryp�a, g�os niski, wibruj�cy. �adny Wsp�czesny zata�czy� z t� lekark� pulchn� i w mi�o�ci nieszcz�liw�. Wyginali si�, nie my�la�em, �e ta werterowska pulchno�� umie tak pr�y� si� i dygota� zadkiem, w�azili w siebie, okr�cali si�, ta lekarka popiskiwa�a nawet, i jej podoba� si� �adny Wsp�czesny. A Ela patrzy�a na ten taniec od niechcenia, ziewn�a nawet w d�o�, niby stateczna, niby oboj�tna, ale te� ci si� chce tej zabawy, blond� dziwko, zgrzytn��em z�bami, niez�y kocio� u mnie, wir jak ten taniec (teraz w�a�nie kr�cili si� jak frygi), ca�y si� rozwala�em, klepka po klepce. Sko�czyli ta�czy�. Lekarka zadyszana, radosna. Zn�w d�ez be�kotliwy z radia pop�yn��. � Teraz niech Ela te� � powiedzia�em � zata�cz, no... I Ela zata�czy�a z �adnym Wsp�czesnym. Przez ca�y czas ta�ca s�czy�em w�dk�, nie smakowa�a mi ju� w�a�ciwie, ale ten kocio� w �rodku potrzebowa� w�dy jak ogie� drzewa. Ela wiruje, wygina si�, �adny Wsp�czesny przytupuje, Ela u�miecha si�, przegina g�ow�, piersi jej faluj�, �miech coraz bardziej natarczywy, niby to towarzyski �miech, ale nie, to tokowanie samicy, odzew na zaloty samca, sprawdza si� wszystko, my�la�em, zacisn��em pi�ci pod sto�em, by�em prawie pewny swego, tylko jeszcze par� minut, mo�e troch� wi�cej, i ju�, niekiedy jeszcze przeciw tej pewno�ci jakie� resztki rozs�dku wyst�powa�y, przecie� sam to organizujesz, kierujesz ca�y czas tym spektaklem, co chcesz od Eli, ona nie chce, ale zaraz ten rozs�dek osuwa� si� gdzie� na dno, przywala�a go jadowita pewno��, �e ju� nic nie ma opr�cz k�amstwa i z�udze�, zaraz zreszt� to si� oka�e, szepta�o mi Co� w �rodku, przecie� ten taniec te� ci chyba wyja�nia, spojrza�em na El�, rozchylone usta, zadowolona, no, to Co� zia�o pewno�ci�, no... Zerwa�em si� od sto�u, szarpn��em El� za r�k�, przyci�gn��em do siebie i wykr�ci�em jej d�o�, to by�o bardzo bolesne, ale twarz Eli nie wyrazi�a nic. �adny Wsp�czesny zbarania� na chwil�, poniewa� jednak przywyk� ju� dzi� do nieoczekiwanych efekt�w, spok�j wr�ci� mu na twarz i nawet u�miechn�� si� weso�o. Ela usiad�a przy stole i wypi�a duszkiem dwa kieliszki gorza�y. 10 Zacz��em �mia� si� paskudnie, mam taki �miech parszywy, prowokuj�cy (co� w tym z b�azna i pogromcy), spojrza�em te� z zadowoleniem na r�k� Eli, mocno wykr�ci�em, czerwona obr�czka na przegubie i chyba puchnie ju�. Powtarza�em szeptem, ty dziwko, dziwko... Ta kole�anka Eli, lekarz, przera�ona, jej zm�tnia�e oczy wpatrywa�y si� we mnie jak w raroga. �ci�gn��em twarz, karczemno�� zdusi�em w sobie i powiedzia�em bezbarwnym g�osem: � Po prostu unios�em si�, zreszt� to nie ma znaczenia, ona jest zwyk�a... (prze�u�em przekle�stwo) � powt�rzy�em � zwyk�a... � Krzysztof � odezwa�a si� b�agalnie Ela � jeste� zm�czony, niech on ju� p�jdzie st�d, niech wyjdzie ten ch�opak, po co on przy tym... Odepchn��em j�. � Udowodni� ci � wykrztusi�em � zobaczysz. � Co mam udowodni�, nie wiedzia�em dok�adnie, by�em jednak pewien, �e stanie si� co� takiego, co skopie mnie i zeszmaci do ostatka, przecie� starannie zaj��em si� ca�� spraw�... Nik�y g�os rozs�dku odzywa� si� jeszcze, przecie�, m�wi� mi, jeste� niez�ym re�yserem, ta heca z Do�em i �adnym Wsp�czesnym pi�kna robota re�yserska, wi�c nic si� nie stanie, umiesz re�yserowa�, wi�c re�yseruj odpowiednio, ale zaraz natr�tnie pojawia�o si� to Co� w �rodku i wir ogarnia� mnie ze zdwojon� si��. Pulchna lekarz spojrza�a chy�kiem na �adnego Wsp�czesnego, podoba� si� jej ten ch�opak, zalotnie wyba�usza�a ga�y. �adny Wsp�czesny poprosi� j� do ta�ca, w ta�cu u�miecha� si� pi�knie, ujmuj�co, ona skr�ca�a si� pod tym jego zab�jczym spojrzeniem, podniecona, dysz�ca, i piersi jej mi�kko koleba�y pod sukienk�. Ela siedzia�a z opuszczon� g�ow�, nogi szeroko rozstawione, taka sylwetka zm�czona i nieefektowna. �adny Wsp�czesny i lekarka usiedli na dywanie pod szaf�, ona blada, dysza�a �miesznie, on obj�� j� wp�, zachichota�a, taki chichot histeryczny, napastliwy, on u�miechn�� si� ujmuj�co, pulchna lekarka przymkn�a oczy. Zacz��em te� chichota�, ona ju� prawie rozpracowana, my�la�em: �Taka staropanie�ska i sztywna, pe�na surowych wymaga� wobec m�czyzn, mi�o�ci, tu na dywanie topi si� jak wosk i tylko t�uste piersi coraz szybciej faluj�, gorzkie zmarszczki wok� ust jakby zatar�y si�, i ten chichot jej wyzywaj�cy�. Wi�c ten chichot, kombinowa�em, to prawda najg��bsza o niej, bo tamto, marzenie o wielkiej mi�o�ci, gorycz niespe�nienia si� idea�u to tylko poz�r, to ob�udna sk�ra, i tylko ta zmys�owo�� dobywaj�ca si� teraz z jej t�ustego cia�a m�wi co� o niej, cho� mo�e i to, i tamto prawda o niej, jednakowo wa�na. Ela nadal tkwi�a w tej pozycji zm�czonego cz�owieka, nogi szeroko rozstawione, g�owa wtulona nisko, by�a jaka� chuda, biedna, co� mamrota�a monotonnie. Zaciekawiony ws�ucha�em si� w to mamrotanie, ona powtarza�a: � Dlaczego to zrobi�e�, boli mnie r�ka... dlaczego... � Zrobi�o mi si� jej �al, przecie� ona niczemu nie winna, to ja jestem bydl�, ko�uj� dziewczyn�, siedzi zupe�nie z�amana; ale ten kocio� w �rodku nie pozwoli� mi by� za d�ugo sprawiedliwym. Jednym gwa�townym posuni�ciem zamota�em wszystko i po raz drugi spojrza�em na El� ju� tylko z m�ciw� nienawi�ci�. EIa nie patrzy�a na mnie, w og�le pogr��ona w jakich� pos�pnych rozmy�laniach. �adny Wsp�czesny wsta� z pod�ogi, zatoczy� si� bezw�adnie i plecami r�bn�� w oszklon� szaf�, szk�o posypa�o si� z brz�kiem, on ju� porz�dnie zaprawiony. Zaprowadzi�em, go do kuchni, podstawi� g�ow� pod kran, pu�ci�em strumie� wody, troch� go to otrze�wi�o, powtarza� g�upawo, ale u ciebie git meta, dziweczki r�wne, ho, ho... (Ten �argon cwaniacki by� ju� wy��cznym jego j�zykiem dzisiaj.) �Wi�c on nic dalej nie kapuje, nie wie dot�d, �e Ela to naprawd� moja dziewczyna, po prostu dla niego dziweczka r�wna, uwa�a to mieszkanie za met�, swoj� drog� bystry on nie jest, dla niego wszystko dzisiaj jest met� i dziwk�, to �adny g�upek� � pomy�la�em bez z�o�ci. Weso�y, r�wny, dansior zawo�any, niefrasobliwy byczek, nie�le takiemu, takie psie, pijane oczy, u�miech ujmuj�cy, otwarty, i ta fajna, kr�tko strzy�ona, na bok przylizana czuprynka. 11 To i dobrze, powtarza�em, doskonale, sprawdzi mi si� wszystko w oczywisty, bez niedom�wie� spos�b, jeszcze sekundy, minuty, wiedzia�em, sprawdz� wszystko, doprowadz� do ko�ca, to jest nieuchronne. Wr�cili�my do pokoju. �adny Wsp�czesny obj�� lekark�, przytuli�a si� mi�kko do niego, twarz mia�a zadowolon�, wyczekuj�c�, pog�adzi� j� po policzku, zachichota�a. Ela p�aka�a cicho. � Co za cmentarz! � rykn��em � bawi� si�! � Na ca�y regulator nastawi�em radio. �adny Wsp�czesny i lekarka poszli do drugiego pokoju, on wychodz�c zerkn�� na mnie chytrze i zamkn�� drzwi za sob�. Potem zza drzwi �miech, jego g�os, jej szept, tupot, szelest, radio huczy... Ele pop�akiwa�a nadal. � Przesta� becze� � szydzi�em okrutnie zaraz i ty z nim zata�czysz. Nie b�j si�, ja dopilnuj� kolejno�ci... A �adny z niego ch�opak, przystojniak, co... i taki zdrowy, przejrzysty, nie nadgni�y... Co ja od niej chc�, nie wiem, ale zastawia�em t� sie� na ni� g�st� i g�os m�j taki zimny, bezbarwny, twarz bez wyrazu, obca. Ela podnios�a d�o� do g�ry, palce wpi�a w policzki. Usta� tupot, usta�y g�osy, cisza w tamtym pokoju. �Wi�c ju�� � pomy�la�em. Ostro�nie zajrza�em tam. Chwyci� mnie �miech, z trudem zdusi�em. Oni le�eli na tapczanie. Spl�tani, ruchliwi, k��bili si� na tapczanie. Ta lekarka, dusi�em si� �miechem, taka cnota godna, w�da j� wzi�a, Wsp�czesny j� wzi��. Poci�gn��em El� za r�k�. � Patrz � szepta�em � wszystko si� sprawdza. � Co si� sprawdza, nie wiedzia�em, ale czu�em, �e do czego� to prowadzi. Ona spojrza�a na sk��bione, obna�one cia�a. Wyrwa�a mi si� gwa�townie. Podbieg�a do sto�u. T� resztk� w�dki wypi�a z butelki. Oczy zupe�nie b��dne. �Ju� sko�owana� � pomy�la�em. Widok tej kole�anki lekarz, z uporem szukaj�cej prawdziwej mi�o�ci, niez�omnej w tych uczuciowych w�tkach, zdecydowanej i nieugi�tej; teraz spl�tanej z �adnym Wsp�czesnym w bezwstydnym uk�adzie na tapczanie � mnie te� przerazi�. I po raz pierwszy w tym spektaklu poczu�em strach i niepok�j, ale zawraca� ju� nie mo�na, za p�no. I dalej m�wi�em spokojnym, bezbarwnym g�osem (sam jad w tym g�osie): � Widzisz, twoja przyjaci�ka, wz�r niedo�cig�y, te jej czyste, nie spe�nione marzenia... i teraz... na wszystko jest spos�b... bycza kuracja... A i ty � �ciszy�em g�os do �wistu � zobaczysz.,. � Oczy Eli b��dne, pe�ne zwierz�cego strachu, zupe�nie ju� sko�owana. Oni wr�cili do pokoju roze�miani, trzymali si� za r�ce, �adny Wsp�czesny jeszcze bardziej pijany. Pulchna lekarka rozczochrana, u�miech na jej twarzy sztywny, napi�ty jak grymas. Wtedy pomy�la�em: �Ona tak sobie postanowi�a, ona chcia�a Tego wszystkiego nie od dzi� i w tej okazji postanowi�a To zrobi�...� Ela wybucha histerycznym p�aczem. � Id�cie st�d! � krzyczy � id�cie... Zn�w przeszy� mnie strach. Co z tego b�dzie? Ale nie mog�em d�ugo si� zastanawia�, martwisz si�, powiedzia�em sobie, zobaczysz, lepiej wcze�niej niech ci si� oczy otworz�, nie mo�esz stch�rzy�. Ela podbieg�a do pulchnej lekarki, chcia�a j� uderzy�, �le wymierzy�a, trzepn�a d�oni� w �cian�, mocne uderzenie, d�o� czerwona, spuch�a jak befsztyk... � Balecik, balecik si� zaczyna � m�wi�em swoim ostrym, z wielu igie�ek z�o�onym g�osem. � Teraz � zwr�ci�em si� do �adnego Wsp� czesnego � powiniene� zata�czy� z El�. Jej te� si� nale�y � mrugn��em do niego znacz�co. On ci�gle nic nie rozumia�, przenikni�ty t� pozorn� zabaw�, radosny i zadyszany, pewnie te wszystkie baleciki mu si� przypomina�y, na studiach czy ju� w tej ga�anterii torebkowej, chata wolna, zbiera si� ich kilku, dziewczynki modne te� s�, ta�cuj�, mino ��opi�; to wszystko prowadzi do weso�ego, przyjemnego ko�ca (najwy�ej kilka bolesnych westchnie� i wielkich mi�osnych przyrzecze�). I ten balecik tutaj spodoba� mu si� bardzo, bo taki inny, z obudow� ciekawsz�, to wykr�cenia Eli r�ki (cholernie spuch�a teraz, widz�), ta lekarka bezwolna... Nic �adny Wsp�czesny ni rozumia�. 12 Teraz nagle rzuci� si� skokiem do korytarza Ale drzwi trzasn�y mu przed nosem. Stukot ob casik�w na schodach. To pulchna lekarka uciek�a. Szybko, zr�cznie wymkn�a si� z mieszkania. � Jedna ju� po zastrzyku � za�artowa�em po chamsku. Ela zacz�a czesa� si� starannie, upudrowa� nos, chusteczk� przetar�a oczy, ju� nie p�acze twarz jak maska, blada, zastyg�a. Strach patrze� Ona zdecydowa�a. Nie patrzy w og�le na mnie Oczy skupione, zimne. Zdecydowa�a. Strach za �widrowa� natarczywie. � Ta�czy�! � rykn��em. � Ta�czy�!... Ba wi� si�! Ta�czyli. S�czy�em to wstr�tne, owocowe w: no, we �bie jeden wielki wir, nie ma spokoju, ni ma nic, wali si� wszystko, po co z�udzenia, upi� si�, kierowa� spraw� do pointy, podpowiada to wszechw�adne Co�, ju� nied�ugo, zobaczysz spustoszenie, oni ta�cz� zajadle, �adny ch�opak, �wietne wygiby i nuci tak dziko, gard�owo, Ela uroczysta, skupiona, nie ma ju� nic... Oni zwolnili tempo. �adny Wsp�czesny przycisn�� El�, poca�owa�. Nie broni�a si�. Wi�c ju�. Przesun�li si� do drugiego pokoju. On zacz�� nog�, tak po cwaniacku, nieznacznie przymyka� drzwi. Dostrzeg�em twarz Eli. Dziwne to, by�a przecie� pot�nie pijana, chwia�a si�, a twarz jak odlew, nic w niej nie roz�azi�o si� (zwykle przecie� po w�dzie twarz jak wata, rozmam�ana), i oczy mia�a przenikliwe, ostre. Opu�ci�em g�ow�. Nie by�o odwrotu. Tylko wir w �rodku, i nie spos�b �adnej znale�� rady. Podszed�em do nich, popchn��em silnie El�, upad�a na tapczan jak kukie�ka. � Na razie � wykrztusi�em � zostaniesz sama... bez nikogo... Ale mo�e � doda�em � p�niej zdecyduj� inaczej... �adny Wsp�czesny poszed� za mn�. Przystan�li�my w bramie. By�o ju� dobrze po p�nocy. �P�jd� na Poln� � pomy�la�em � mam jeszcze fors�, b�d� pi� na placu.� �adny Wsp�czesny przytrzymywa� mnie za r�kaw. � Oh, zostawi�em zegarek tam �szepn��. Popatrzy�em na niego z u�miechem. � Musz� doko�czy� baletu � rzek� mrugaj�c chytrze lewym okiem. � Dobrze, p�kaj! Odszed�. Zosta�em sam. Popatrzy�em za nim. Taka zgrabna, spr�ysta sylwetka. Na Polnej ruch, badylarze zje�d�ali taborem, wozy z piramidami kapusty, kalafior�w. Lampki przy wozach migota�y jak b��dne ogniki. �Wi�c klops� � pomy�la�em i szybko przygryz�em wargi, bo bardzo wy�, rycze� mi si� chcia�o. Kr�ci�em si� po placu. W�azi�em w gromady handlarzy i ch�opak�w w butach z cholewami. Chcia�em spotka� kogo� znajomego. Pogada�, napi� si� w�dy. Przy kiosku drepta�y dziwki. Mo�e kt�ra� znajoma? Uk�oni�em si�. Pocz�stowa�em papierosami. Stare, wys�u�one dziewczyny. Nie znam ich. � Mo�e masz ch�� � zapyta�a kt�ra� � nie wstyd� si�. � Nie � odpar�em � wracam z baletu. Tam by�o tego po uszy... Roze�mia�y si�. Od baby w fufajce kupi�em �wiartk� z zak�sk�. Cztery dychy to kosztuje. Na zak�sk� kawa�ek ciep�ej kaszanki. Rozgl�da�em si� niecierpliwie. Nikogo znajomego. Podje�d�a�y taks�wki, wysiadali faceci. Niekt�rzy w czarnych garniturach, odstrojeni, pewnie zjechali tutaj z nocnych knajp i dansing�w na doprawk�. Ulic� przechadza� si� milicjant, ale blatny, bo baby z w�d� w s�omianych koszykach nawet nie zwraca�y na niego uwagi. Ten Ksi��� Nocy, Rysiek, co ma wariackie papiery, wyr�s� przede mn� niespodzianie. Wynurzy� si� zza wozu z pomidorami i chwyci� mnie za r�k�. � Witam w kr�lestwie nocy � powiedzia�. � W moim kr�lestwie... Z nim si� napij�. Wyci�gn��em butelk�. Ksi��� poci�gn�� z flaszki. Nie �a�owa�em mu. Zakrztusi� si� i wylaz�y mu oczy. Przystawi�em sobie do ust butelk�. Zalecia�o ostrym, jakby denatu- 13 rowym. smrodem. W�a�ciwie nie mia�em ju� ch�ci pi�. I trze�wy te� by�em, jakbym nic nie pi�, trze�wy, diabelnie zm�czony i pusty jaki� wewn�trz, jak wydr��ony, nic nie my�la�em, porusza�em si� jak manekin i nie s�ysza�em, co gada Ksi���. Poci�gn��em ma�y �yk, ale poczu�em taki wstr�t, �e zaraz wyplu�em. � Nie marnuj � wykrzykn�� Ksi��� � daj mnie. � Zabra� mi flaszk� i wsun�� do kieszeni. U�miecha� si� przymilnie, �asi� si� do mnie za t� flaszk�. Jaki� handlarz w sk�rze po kostki wskaza� na Ksi�cia, ca�a gromadka wybuchn�a �miechem. W�a�ciwie wszyscy nocni cwaniacy pogardzali teraz Ksi�ciem. �achudrowaty, zawsze bez grosza i stukni�ty. Ksi��� pogrozi� im pi�ci�. Bardzo z�y, dygota�. Taki ma�y, wychudzony cz�owieczek. Ju� i baby za boki si� bra�y od �miechu. �miech ze wszystkich stron. On coraz bardziej jak w febrze dygota�. Te� zadr�a�em. Ten �miech ze wszystkich stron. Do Eli par� krok�w st�d. � Chod� � poci�gn��em go za sob�, Ukryli�my si� za wozem. Znam tego Ksi�cia od dawna, jeszcze z czas�w kiedy by� z niego spr�ysty, cwany przystojniak z cieniutkim jak przecinek w�sikiem, alfonsiak to by� przedniego sortu, inteligentny i wymowny, bo i dwa lata studi�w mia�, zawsze mucha, garniturek. Teraz dwa z�by �miesznie mu wychylaj� si� spod warg, robi miny niby gro�ne, �a�osne. Dawniej te jego miny wstrz�sa�y mn�, w og�le Ksi��� uciele�nia� wtedy ca�e to mitologiczne w mojej wyobra�ni, ciemne, sk��cone z prawem �ycie, sny mia�em o tym niespokojne. � Te z�by to chyba ostre masz? � zapyta�em z kpi�c� min�. � No, jednemu gard�o tak rozora�em, cholernie ostre � wykona� szeroki gest kosiarza. Uspokoi� si� ju�, przesta� dygota�. � Jak chcesz � powiedzia� � mo�emy si� przekima�... Mam tu hotelik. Poszli�my. Na ko�cu placowej uliczki w�r�d handlarskich bud rozwalony stragan. ...�adny Wsp�czesny ju� jest tam. Widzia�em dok�adnie, jak wchodzi, u�miecha si� ujmuj�co... To zale�a�o ode mnie. Tylko. M�cz�ca �wiadomo��. Gdyby nie ta w�da... tandetna, teatralna eskapada. Gdyby nie ten atak na El�, ma��, biedn�, sko�owan�. Gdyby nie pu�ci� �adnego Wsp�czesnego. Jeszcze teraz p�j�� tam, jeszcze jest czas... O, rany, rany... � Daj �yk � powiedzia�em do Ksi�cia. Wypi�em do ko�ca. U�o�yli�my si� na deskach w tym rozwalonym straganie. Ksi��� wyci�gn�� derk� �mierdz�c� ko�skim potem. Nakryli�my si�. On zaraz zachrapa�. � O, rany, rany � powtarza�em, strach �ciska� gard�o, nic nie mog�em zrobi�, nic... To by� p�ny ranek. Wsta�em ostro�nie, �eby nie zbudzi� Ksi�cia. Przez dziur� w p�ocie wyszed�em z bazaru. Najbli�sza budka telefoniczna przy rogu. Automat czynny. Wykr�ci�em ten numer. G�os Eli. � Wi�c? � zapyta�em. I czeka�em �ci�ni�ty mocno, najwi�kszy ucisk w piersiach i gardle. � By�am zupe�nie nieprzytomna � odpowiedzia�a po d�ugiej chwili � on po�o�y� si� obok, nawet nie wiedzia�am... Powiesi�em s�uchawk�. Jeszcze kilka godzin temu nie by�o tego piek�a. I mog�o nic nie by�. A teraz. Os�upia�y tkwi�em w telefonicznej klatce. Zebra�o si� ju� kilka os�b. Pukali w szyb�. Wyszed�em. Zniszczone wszystko. Przecie� ca�� sw� umiej�tno��, maskaradow� umiej�tno�� w�o�y�em we wczorajsz� histori�, miny moje kamienne, odpychaj�ce, oczy jak brzytwy, pe�ne chciwego oczekiwania na jej za�amanie, broni�a si� d�ugo, pi�a, �mia�a si�, ta�czy�a, jednak � kruszy�a si� jej odporno��, nienawi�� do siebie rozp�ta�em w niej, tak p�aka�a cicho, monotonnie, kiedy kole�anka lekarz wr�ci�a z �adnym Wsp�czesnym z drugiego pokoju, i wtedy z�apa� mnie strach, i nic nie mog�em na to poradzi�, 14 posuwa�em si� do ko�ca, i jak umiej�tnie prowadzi�em ten gnilny w�tek, znakomicie, ka�dy szczeg� precyzyjnie opracowany, wbija�em w ni� oczy, one m�wi�y, jeszcze nie, ale za chwil�, jeszcze troch�, i... Ta atmosfera g�stnia�a, otoczy�a El� duszn� pow�ok�, nie by�o �adnego wyj�cia. Widzia�em teraz t� spraw� przera�liwie jasno. A wystarczy�o wtedy tylko wzi�� si� za mord�, zgnie�� to Co� w sobie, st�amsi�, nalewa� spokojnie w�dk�, pi� rozs�dnie, �artowa�, �mia� si�, jak to ludzie przy w�dce, wreszcie powiedzie�, no starczy ju�, do��, �adnemu Wsp�czesnemu powiedzie� id�, p�no, cze��. Ale na kocio� nie ma przecie� sposobu. Ten jest dzisiaj, wczoraj nie. I to jest w�a�nie kocio�. Hodowa�em przez trzy lata spraw� z El�, to najlepsza, powiada�em z promienn� pewno�ci�, najfajniejsza sprawa mego �ycia, wiedzia�em te�, �e wsz�dzie jest gn�j, kupa gnoju, ale w tej mojej sprawie, m�wi�em, nie ma gnoju, nie mo�e by� gnoju. I przez jeden wiecz�r zgnoi�o si� wszystko. I tyle by�o szans uciec od tego. Tyle. Przecie� mog�em �adnego Wsp�czesnego nie pu�ci� tam, na plac z nim i��, pod ko�sk� derk� we trzech by�my si� zmie�cili. I dok�adnie widz� teraz El�, z�aman�, przera�on�, le�y jak worek, traci �wiadomo��, sen ogarnia j� ci�ki, z�y, on wraca z ulicy, talii �adny Wsp�czesny, wraca ko�czy� t� fajn� zabaw�, ten balet prima sort, my�li pewnie o mnie, ten Krzysztof umie urz�dza� ciekawskie imprezy, stoi nad El� w tych farmerkach niebieskich, sztywnych, i cieszy si�... Nic nie ma, zawali�o si� wszystko. To jest w�a�nie kocio�. O, rany, rany, jak ja si� pozbieram do kupy, 15 SILNA GOR�CZKA To zacz�o si� od drapania w gardle, kilku niewinnych kichni��, niby nic, ale wiem doskonale, �e u mnie tak si� zaczyna. No i nast�pnego dnia z rana dreszcze i wredne samopoczucie. A mia�em akurat przed sob� mi�y dzie�, imieniny kolegi w B. Lubi� imieniny u niego, w og�le mam sentyment do tej rodziny w B., kupi�em zawczasu dwie paczki amerykan�w, mizerny prezent, ale kolega wie przecie�, �e z fors� u mnie rozmaicie, i w�a�nie z�apa�y mnie te cholerne dreszcze, gor�czka. Pe�en z�o�ci (ale liczy�em jeszcze, �e wywin� si� z tego), poszed�em na g�r� do Korwina�Piotrowskiego. Korwin siedzia� w fotelu, ta jego drewniana noga w skarpetce i bucie obok, czyta� ksi��k�. Dawno ju� takiej nie czyta�em, ucieszy� si� z mego przyj�cia, dobra, mi�osna ksi��ka, m��, �ona i ten trzeci. Wzi�� t� drewnian� nog�, przypi��, stan��, zaskrzypia�o. Ja te� tak kiedy�, powiada, zna�em jedn� m�atk�, zachodzi�em do niej, bo m�� na delegacje wyje�d�a�, raz w nocy, u niej, nad ranem, pukanie, psiakrew, m�� wr�ci�, ona blada, nie otwieraj, m�wi�, i godzin� wali�, wreszcie zm�czy� si� i wyszed� na podw�rze, ja od razu za drzwi i pi�tro wy�e j... Czu�em, �e gor�czka wzmaga si�, oczy piek�, takie szczypanie w k�cikach oczu, po tym najlepiej mo�na rozezna� si� na gor�czce. Wr�ci�em do siebie, mia�em ju� pewno��, �e nie wywin� si� z tego, klops, zapakowa�em si� do ��ka, na ko�dr� po�o�y�em jeszcze koc i poduszk�, bo cho� dzie� ciep�y, to szcz�ka�em z�bami raz po raz. Nic Korwinowi nie m�wi�em, po co, on w tych sprawach chorobowych oswojony, wi�c co b�d� m�wi� mu o jakiej� gor�czce, dreszczach, to przy tym, co on mia�, tylko mikrochoroba albo jeszcze mniej. Pod tymi betami dreszcze ust�pi�y, gor�co teraz i b�l g�owy. Korwin na g�rze protez� stuka, pod�piewuje, odk�d mo�e ju� swobodnie sika�, po tej operacji p�cherza, przewa�nie wy�piewuje takie legionowe piosenki, wyci�ga starczo junackim g�osem i stuk, stuk, �azi po mieszkaniu. Kolega z B. b�dzie z�y, obra�ony, pomy�li sobie, �e nie chcia�o mi si� albo �e inn�, lepsz� okazj� mia�em. A bardzo chcia�em tam jecha�, fajnie w B., zielony domek, ni to cha�upka, ni willa, w ogrodzie, �mieszna rodzinka, babka na czele rodu, taka po siedemdziesi�tce, oczy ma bystre, zimne, trz�sie ca�� rodzin�, kolega m�wi�, �e u babki bank ziemny nielichy, po wojnie sklepik z obuwiem mia�a, kasa pancerna u babki pod ��kiem, ci�ka, metalowa skrzynka, kolega podrzuci� troczek od pid�amy do kasety i jak zatrzaskiwali, to przez ten troczek nie zamkn�li dok�adnie, kolega zakrad� si� noc� pod ��ko i r�k� do kasety wsadzi�, wyci�gn�� ca�� gar�� banknot�w, ale szcz�cia nie mia�, co najdrobniejsze dosta�y mu si� w d�o�. Ta babka jeszcze ma co� z tego, cho� dawno ju� sklepiku nie ma, jakie� rubelki, dolarki, przypuszcza kolega, i ci�gle szuka tego banku ziemnego, ale nie mo�e znale��. Bardzo lubi� wyjazd do B., ju� droga do zielonego domku przyjemna, ��ki, wille, cha�upy, tak jakby na wsi. A potem imieninowy st�, babka na honorowym miejscu w czarnej sukni z koronkami, nieruchoma, podpar�a si� �okciami, i te oczy zimne, bystre. Najgorzej, �e Ela nie przyjedzie do mnie dzi�. Roz�o�y�em si�, a nie ma co marzy� nawet, �eby ona przyjecha�a. Jej rodzice urz�dzaj� przyj�cie, w og�le tu przyj�cia, tam przyj�cia, a ja z t� gor�czk� przywalony ko�dr�, kocem i poduszk�, to przyj�cie z okazji sze��dziesi�tej rocznicy urodzin, oboje uko�czyli w tych dniach po sze��dziesi�tce i w t� sobot� uroczysto��. Wi�c Ela zaj�ta w domu, a gdyby spr�bowa�a si� wyrwa�, to dopiero zrobiliby wolt�. Chocia�... Ale gdzie� tam. Ju� widz� jej fatra, zza okular�w rzuca �mijowate spojrzenie, uda�a si� c�reczka, m�wi, hm, postukuje paznokciami w por�cze fotela, mama robi bolesne oczy, Eli fater nazywa to �adnie, oczy gazeli, no i afera gotowa. W par� dni potem oficjalna rozmowa, zn�w bolesne oczy, zn�w postukiwanki, hm, jeste� ju� dostatecznie, hm, doros�a, by zacz��, hm, samodzielne �ycie, i tak cz�sto, coraz cz�ciej. Ela my�li, �eby si� wyprowadzi�, ale do tego na razie nie mo�na dopu�ci�, Ela kiepsko zarabia teraz, a moje dochody te� �miesznie ma�e. 16 Mimo wszystko czuj� jednak, �e nawet bez �adnego powodu ta wyprowadzka wkr�tce nast�pi, zbli�a si� grudzie�, w tamtym roku te� w grudniu Ela wyprowadzi�a si�. Znale�li�my wtedy sublokatorski pokoik na Powi�lu (bo ja jeszcze swego nie mia�em i mieszka�em k�tem u kolegi w B.), to by� skurwysy�ski pokoik. Do dzi� ten smr�d czuj�, co to z kuchni do nas wy�azi� i miesza� si� z czadem z pieca, smr�d ryb, starej kapusty, wilgoci, ten nasz pokoik ledwie dziewi�� metr�w, rano budzili�my si� z b�lem g�owy, a nawet rzyga� si� chcia�o, w ko�� nam da�a ta klitka. Spraw� rozstrzygn�� ostatecznie po�ar, Ela zasn�a z papierosem, mnie wtedy nie by�o, no, nie taki wielki po�ar, ale zapali� si� dywan, makata, materace i kawa�ek tapczanu. Wi�c od po�aru amnestia, starzy przyj�li j� z powrotem, niby wi�c lepiej dla Eli, ale nadal, prawd� m�wi�c, kiepsko. Starzy nie daj� Eli spokoju z mojego powodu, �e pijaczek jestem, �e degenerat, �e bez zawodu, a ona ma ju� dwadzie�cia pi�� lat i nie my�li o �adnej stabilno�ci, �adzie, te rozmowy cz�sto, co wiecz�r prawie, bolesne oczy, stuki paznokietkami w oparcie fotela, i jeszcze ca�a gama zjadliwych sposob�w. Biedna Ela porz�dnie sko�owana. W parszywy dzie� z�o�y�o mnie to chor�bsko. Eli nie zobacz�. Tam u nich rejwach, robi� sa�atki, galaretki, kroj�, tr�, bij�, gniot�. Jej starzy bardzo przemy�lni, na te urodziny prosz� takiego Eli koleg� z pracy, on im si� podoba, magister, rzetelny, spokojny, tak kombinuj�, �eby ich skojarzy�. Swoj� drog�, to nieprzyjemna wiedza w tej gor�czce. Teraz na urodzinach ten facet rzetelny u boku Eli, rodzice uprzejmi, matka mu p�miski podsuwa. Eh... Stukot powolny na schodach, to Korwin wraca z obiadu. Korwin przed tym ostatnim pobytem w szpitalu zrobi� sobie .obserwatorium znakomite na balkonie, od tych z budowy ko�cio�a poprosi� o jak�� robot�, dali mu gwo�dzie do prostowania, usadowi� si� na balkonie i nie min�� miesi�c, jak pozna� wszystkie kobiety chodz�ce t� ulic�, obserwacji poddawa� takie od pi�tnastu lat do czterdziestki, dalej, powiada�, nie warto, bo ju� nic ciekawego, pokaza� mi nawet jedn�, nigdy jej nie widzia�em, a przecie� mieszkam do�� d�ugo, kobita okaza�a, chodzi�a umiej�tnie, poruszaj�c tym wszystkim, co najwa�niejsze, Korwin a� palec sobie m�otkiem przyt�uk�. Dziwnie si� dzieje, jak zjawia si� w takich sytuacjach siostrzenica Korwina, pani o godnej twarzy i mi�kkim, aksamitnym g�osie, z kt�rego przebijaj� jednak twarde, nieust�pliwe tony. Korwin zwiewa wtedy niezgrabnie z balkonu albo prostuje gorliwie gwo�dzie nie patrz�c na ulic�. Ta siwa, godna pani domy�la si� jakich� nie licuj�cych z wiekiem wuja zdro�nych w�tk�w mi�dzy nami, bo zawsze, gdy wchodzi do pokoju, przygl�da si� nam badawczo. Tak w�a�nie by�o ostatnim razem, Korwin opowiada�, na tym maj�tku, zarz�dza� wtedy PGR�em na Pomorzu, dwie Niemki si� trafi�y, jedna kiepska, ale druga przy ko�ci, akuratna, wzi��em j� za s�u��c�, grzeczna i domy�lna, jak tylko zawo�a�em wieczorem, to przysz�a ju� w bieli�nie, potem Korwin na tydzie� wyjecha� do dyrekcji, wracam, a zast�pca m�wi mi, �e coraz to kilku Niemc�w (oni tam pracowali) zwalnia si� do lekarza, jakby jaka epidemia czy co, wi�c Niemc�w przydusi�em, i co si� okaza�o, tryperkiem pocz�stowani, od kogo, badam, no i wysondowa�em, od mojej Niemeczki, a ona zn�w, te� j� przydusi�em, na krzyk j� wzi��em; do wi�zienia p�jdziesz, wi�c ona by�a zaraz po moim wyje�dzie na wojskowej zabawie, tam jednostka sta�a, od �o�nierzy z�apa�a, m�g�bym od niej i ja, zako�czy� Korwin, ma si� rozumie�, odprawi�em dziewuch�. Wtedy w�a�nie wesz�a jego siostrzenica i tak przenikliwie na nas spojrza�a. Ona ma pewno��, �e mi�dzy nam