4043
Szczegóły |
Tytuł |
4043 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4043 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4043 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4043 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
West Morris
Arcydzie�o
Obcowanie z pi�knem to pojedynek,
w kt�rym artysta krzyczy z trwogi
nim padnie pokonany
Baudelaire, Confiteor artysty
(przek�ad Joanny Guze)
Ludzie myl� zawsze cz�owieka z artyst�,
bo w jednym ciele po��czy� ich przypadek
Jules Renard, Dziennik
Moim dwu ostatnim wnuczkom Siobhan i Nataszy Luizie
UWAGA AUTORA
Kupowa�em obrazy i �y�em w�r�d nich d�u�ej ni� pami�tam.
Ksi��ka ta zamienia do�wiadczenia tych lat na w�tek, kt�rego bohaterowie istniej� jedynie na jej stronicach.
M.L.W.
ROZDZIA� 1
Trzydziestopi�cioletni Maxwell Mather uwa�a� si� za szcz�liwego cz�owieka. Zdrowie mu dopisywa�o, cia�o mia� w �wietnej formie i wci�� wygl�da� m�odo. Jego konto bankowe opiewa�o na okr�g�� sum�. D�ugotrwa�e przebywanie w�r�d bogatszych nauczy�o go oszcz�dno�ci i umiej�tnego gospodarowania pieni�dzmi. Mia� niez�� reputacj� jako naukowiec, zar�wno w dziedzinie bada� nad starymi r�kopisami, jak i historii malarstwa europejskiego. Jego hojna opiekunka otoczy�a go dyskretnym luksusem w zabytkowej wie�y, b�d�cej przyleg�o�ci� jej willi. Praca w charakterze kustosza i konserwatora archiw�w rodu Palombinich nie wymaga�a od niego wielkiego wysi�ku. W przepastnym pomieszczeniu, b�d�cym niegdy� stajni� i zbrojowni� domowej stra�y, pi�trzy�y si� w rz�dach tysi�ce ksi��ek i papier�w oraz pliki po��k�ych akt.
Na samym pocz�tku jej istnienia wie�� nazywano �Torre Merlata�, gdy� ze swoim z�batym zwie�czeniem mur�w i strzelnicami dla �ucznik�w i kanonier�w, by�a wie�� obronn�. Z biegiem czasu jej surowe imi� uleg�o skr�ceniu i zdrobnieniu na �Tor Merla� - Wie�a Kos�w.
Nazwa by�a wyj�tkowo trafna. Na dziedzi�cu r�s� bowiem wielki kasztanowiec, roz�piewany kosim �piewem, os�aniaj�c ptaki od ch�odnych g�rskich wiatr�w i chroni�c je przed pra��cym upa�em toska�skiego lata. Rankiem Pia Palombini przyje�d�a�a na elektrycznym w�zku inwalidzkim ze swojej willi i sadowi�a si� na szezlongu w s�onecznym zak�tku, sk�d mog�a obserwowa� Mathera przy pracy. Wsp�lnie zag��biali si� w opowie�ci, spisane na postrz�pionych i po��k�ych kartach papieru - procesy, zdrady, intrygi i spiski wysoko urodzonych Florencji, nie wy��czaj�c rodziny Palombini...
Wieczorami jada� kolacje w willi, w sklepionym refektarzu. Sosnowe kloce p�on�y w wielkim kominku pod rze�bion� tarcz� herbow� Palombinich: �krzy�em czerwonym na b��kitnym tle, na cztery cz�ci lec�cymi go��biami podzielonym�. P�niej, kiedy s�u�ba by�a ju� odes�ana, kochali si� w ogromnym letto matrimonio, ozdobionym brokatow� materi� ze z�oconymi fr�dzlami i pami�taj�cym wiele nami�tnych zbli�e�. Czasami, bez �adnej zapowiedzi, Pia znu�ona monotonnym rytmem dnia codziennego, porywa�a go do Wenecji, Pary�a, Londynu czy Madrytu, na ekstrawaganckie zakupy i szalone rozrywki.
By�o to ca�kiem przyjemne �ycie i Mather przyjmowa� je bez poczucia winy i bez pyta�. By� dobry w ��ku, �agodnego usposobienia, przystojny, by� dobrze wychowanym, inteligentnym rozm�wc� i go�ciem mile widzianym na ka�dym przyj�ciu. Spe�nia� wszystkie warunki stawiane przed historycznym damigello - szarmanckim towarzyszem zamo�nej damy. By� uczonym zatrudnionym w rezydencji, kt�ry zarabia� na swoje utrzymanie i zna� swoje miejsce. Nie stanowi� �adnego zagro�enia dla spadkobierc�w - milady mog�a go kocha�, lecz nigdy po�lubi�.
Pewnego pi�knego wiosennego dnia, Pia nie czuj�c si� dobrze, wybra�a si� do Florencji na konsultacj� ze swoim lekarzem, w wyniku kt�rej zosta�a natychmiast wys�ana do Mediolanu na dok�adne badania kliniczne. Diagnoza by�a jednoznaczna: zanik nerwu ruchowego, wyniszczaj�ca choroba systemu nerwowego. Rokowania zdecydowanie negatywne - przypadek nieuleczalny. Jedyn� niewiadom� pozostawa�o pytanie, czy koniec nast�pi szybko, czy b�dzie procesem d�ugotrwa�ym. Stwierdzono, �e post�puj�ce spustoszenie organizmu b�dzie nieub�agane: zanikanie mi�ni i tkanki, pog��biaj�ce si� niedomaganie systemu nerwowego i zwi�kszaj�ce si� ryzyko �mierci przez uduszenie lub ud�awienie.
Kiedy Pia powiedzia�a o tym Matherowi, spyta�a go wprost, czy zamierza pozosta� czy wyjecha�. Odpowiedzia�, �e zostanie. Gdy spyta�a dlaczego, zdoby� si� na najbardziej czaruj�ce k�amstwo w swoim �yciu, twierdz�c, �e j� kocha. Poca�owa�a go, wybuchn�a p�aczem i uciek�a z pokoju.
Tej nocy mia� makabryczny sen. �ni�o mu si�, �e le�a� w starym �o�u z baldachimem, przywi�zany do czyjego� martwego cia�a. W pierwszym odruchu, zaraz po przebudzeniu, oblany potem i przera�ony pomy�la� o spakowaniu rzeczy i ucieczce. Po chwili ju� wiedzia�, �e nie umia�by �y� z ha�ba podobnej dezercji. Lenistwo i interesowno�� utwierdzi�y go jeszcze w tym przekonaniu. Przecie� �y� w cieplarnianych warunkach. Dlaczego mia�by wychodzi� st�d na mr�z? Pia by�a rozrzutna w okazywaniu swojej wdzi�czno�ci. Okazanie jej troch� czu�o�ci i wsp�czucia, wynikaj�cych chocia�by ze zwyk�ych nakaz�w przyzwoito�ci, nie by�o wielkim wysi�kiem.
W czasie posi�k�w siada� ko�o niej, gotowy do pomocy, gdyby si� nagle zakrztusi�a, upu�ci�a widelec czy nie mog�a z�apa� oddechu. W miar� jak ataki powtarza�y si� coraz cz�ciej i jej stan si� pogarsza�, Mather j� k�pa�, ubiera�, wozi� na spacery w w�zku inwalidzkim i czyta� na g�os, dop�ki nie zasn�a przy kominku. S�u��ce, kt�re do niedawna nazywa�y go pieskiem salonowym, zacz�y wychwala� go pod niebiosa. Nawet zrz�dliwy i zazwyczaj naburmuszony zarz�dca domu - Matteo, zacz�� tytu�owa� go professore i okre�la� wobec swoich przyjaci� w sk�adzie win jako cz�owieka zacnego serca i honoru.
Pia odwzajemnia�a si� desperack� mi�o�ci� kobiety, zdaj�cej sobie spraw� z beznadziejno�ci swojego po�o�enia: z dnia na dzie� gasn�cej urody, zanikaj�cych si� i policzonych dni. Obdarowywa�a Mathera kosztownymi upominkami. Raz by� to zegarek marki Tompion, niegdy� nale��cy do jej angielskiego dziadka, innym razem szesnastowieczny sygnet z wyci�tym w szmaragdzie herbem Palombinich, czy te� komplet spinek do mankiet�w i ozdobnych szpilek, wykonany przez Buccelattiego. Do ka�dego prezentu do��czona by�a karteczka, zapisana jej r�k�. Pismo, niegdy� wyra�ne, by�o chwiejne i niezdecydowane: �Kochanemu Maxowi, kustoszowi mojej rezydencji, kt�rego domem jest moje serce... Pia.� �Maxowi, dzi�ki kt�remu b�d� wci�� �y� i kocha�... Pia.� Wszystkie dedykacje zwi�zane by�y z r�nymi �wi�tami - Wniebowzi�ciem, Wielkanoc�, imieninami Pii i jego urodzinami. Zatrzymywa� karteczki, chowaj�c je wraz z innymi pami�tkami, protestuj�c jednocze�nie przeciw przyjmowaniu prezent�w.
- Jest ich za du�o i s� stanowczo za kosztowne! Stawiaj� mnie w bardzo trudnej sytuacji. S�uchaj, p�acisz mi du�o, ale pracuj� na swoje pieni�dze. Nie jestem i nie chcia�bym by� utrzymankiem. Kiedy pojawi�em si� tutaj, archiwa Palombinich by�y w kompletnym nie�adzie. Ju� du�o si� zmieni�o. Z czasem doprowadz� je do takiego stanu, �e b�d� powodem do dumy ca�ej rodziny Palombinich. Tylko w taki spos�b b�d� m�g�, cho�by cz�ciowo, sp�aci� sw�j d�ug... Chyba si� na mnie nie gniewasz?
Gniewa� si�? Jak ona mog�aby si� gniewa�? To pytanie wywo�a�o now� fal� uczu�. Cz�sto, ca�ymi dniami nie potrafi�a spu�ci� z niego oka. Nocami b�aga�a, aby wzi�� j� do ��ka - nie tyle dla seksu, co poczucia bezpiecze�stwa, potrzeby przytulenia si�, jak� odczuwa chore dziecko. Kiedy le�a�a w jego ramionach, szybko ogarnia�o j� rozdra�nienie i �zy nap�ywa�y jej do oczu. Jej blisko�� nie wywo�ywa�a ju� w nim, tak jak kiedy�, �adnego podniecenia.
Weekendy na szcz�cie mia� wolne. Wizyty sk�ada�a rodzina Pii - wujkowie, ciotki, kuzyni, bratankowie, siostrzenice oraz najr�niejsi powinowaci. Przychodzili, by okaza� sw�j szacunek i trosk� o chor�, pilnie bacz�c, aby ich imiona, pokrewie�stwo i prawa w�asno�ci by�y odpowiednio odnotowane w jej testamencie. Nigdy nie akceptowali skandalicznych szale�stw Pii, ale teraz, kiedy romans z Matherem by� praktycznie sko�czony, byli gotowi traktowa� go jako zaufanego przyjaciela rodziny, jak lekarza czy spowiednika. Podoba�o im si�, �e oficjalnie Pia zajmuje ca�� will�, za� Mather skazany jest na celibat i samotno�� w pobliskiej Tor Merla.
W rzeczywisto�ci weekend�w nie sp�dza� ani w samotno�ci, ani w celibacie. We Florencji przebywa� w towarzystwie d�ugonogiej blondynki z Nowego Jorku, Anny-Marii Loredon, c�rki znanego licytatora u Chriestie�s, kt�ra studiowa�a we W�oszech w ramach stypendium Belle Arti. Mieszka�a w drogim, jak na studentk�, apartamencie ko�o Teatru Pergola. Spotkali si� kiedy� w barze Harry�s - dobrze im si� rozmawia�o, mi�o sp�dzili wsp�ln� noc i szybko zawarli niepisan� umow�. Mather m�g� go�ci� w ka�dy weekend, partycypuj�c w kulinarnych zakupach z okazjonaln� butelk� wina i dziel�c si� wiedz� z zakresu historii sztuki. Seks, jak obydwoje stwierdzili, mia� by� mi�ym dodatkiem - bez zale�no�ci i bez pyta�.
Uk�ad by� jasny: stanowili par� otwarcie i wzajemnie wykorzystuj�cych si� egotyk�w. Po zako�czeniu studi�w Anna-Maria mia�a zosta�, tak jak jej ojciec, znawc� i licytatorem dzie� sztuki. Teraz mia�a przystojnego towarzysza i u�atwiony dost�p do artystycznych elit Florencji, starych rod�w rzemie�lniczych: rze�biarzy, br�zownik�w, kamieniarzy, snycerzy i rymarzy, malarzy, rytownik�w i garncarzy.
Mather, poza bezpiecznym seksem, zyska� wygodn� baz� w mie�cie, punkt kontaktowy i zwi�zek akceptowalny towarzysko. Obecno�� Anny-Marii pozwala�a mu zapomnie� o pogr��onym w smutkach domu Pii, a w towarzystwie florenty�czyk�w m�g� przedstawia� si� jako czynny naukowiec, bibliotekarz i archiwista znanej arystokratycznej rodziny. Taka pozycja okaza�a si� wkr�tce ogromnie dla niego wa�na. Jego chlebodawczyni sta�a na progu �mierci i czeka�y go poszukiwania nowego miejsca w akademickim �wiecie.
Dobiera� wi�c sobie rozwa�nie swoich florenckich przyjaci�. Najwa�niejszym w�r�d nich by� kustosz dzia�u r�kopis�w Biblioteki Narodowej, siwow�osy uczony o wygl�dzie Toscaniniego. Jego to w�a�nie Mather otacza� specjalnymi wzgl�dami. W ka�d� sobot� przynosi� jeden czy dwa dokumenty z kolekcji Palombinich, aby podyskutowa� nad ich warto�ci� i wyj�tkowo�ci�, wzbudzaj�c szczer� sympati� starszego wiekiem i sta�em cz�owieka. W�r�d artyst�w jego najbli�szym przyjacielem by� Niccolo Tolentino, drobnej budowy m�czyzna z garbem na plecach i czaruj�cym, czystym u�miechem na twarzy. By� neapolita�czykiem z pochodzenia, kt�ry w m�odo�ci praktykowa� u modnego malarza w Sorrento. Cieszy� si� s�aw� jednego z najlepszych kopist�w i konserwator�w w biznesie i piastowa� stanowisko starszego konserwatora w Galerii Pittich. W�a�nie jego Mather poprosi� o odrestaurowanie w prezencie urodzinowym dla Pii bardzo zniszczonego tryptyku, przedstawiaj�cego Za�ni�cie Matki Boskiej. Ma�y cz�owieczek zwr�ci� mu pi�kn� imitacj� Duccia - z b��kitnym niebem i z�oceniami listkami z�ota. Mather by� zachwycony i natychmiast zap�aci� mu got�wk�. Tolentino w ramach rewan�u zaprosi� go na obiad i uraczy� mro��cymi krew w �y�ach opowie�ciami o falsyfikatach i oszustwach, oraz o podejrzanych milionerach z Grecji, Brazylii czy Szwajcarii, re�yseruj�cych kradzie�e i wyw�z dzie� sztuki.
Tymczasem, wraz z Ann�-Mari�, pracowicie zabiega� o wzgl�dy najwa�niejszych uczonych i koneser�w Florencji. Wytrwale odwiedzali wszystkie licz�ce si� galerie. Mather rozpowiada�, �e rozpocz�� prac� nad ma�� monografi�: �Lokalna gospodarka we Florencji na pocz�tku XVI wieku�. Mia�a by� oparta na jednej z mniej wybitnych pozycji archiwum Palombinich - serii ksi�g rachunkowych z lat 1500-1510, kt�re prowadzi� zarz�dca posiad�o�ci. Rejestrowa�y one sprzeda� i kupno wszystkich mo�liwych rzeczy: wina, oliwy, tkanin, lin, �oju, byd�a, mebli, uprz�y i ozd�b dla koni. Te w�a�nie tomy najcz�ciej pokazywa� kustoszowi dzia�u r�kopis�w, wypytuj�c go o interpretacj� archaicznych nazw i nie znanych skr�t�w. Charakter zadania, kt�re wybra�, pasowa� jak ula� do wizerunku dobrze sytuowanego, dociekliwego badacza, kt�ry cierpliwie zg��bia nie ko�cz�cy si� labirynt historycznych zagadek.
Jego wolno�� ko�czy�a si� w niedziel� o �smej wieczorem. Pia oczekiwa�a go zm�czona i rozdra�niona najazdem krewnych. Wsp�lnie jedli kolacj� w stylu angielskim - kanapki z herbat�. Pia czeka�a na relacj� ze spotka� i wydarze� minionego weekendu. Musia�y by� w miar� dok�adne, gdy� w chwilach szczeg�lnej desperacji potrafi�a sprawdza� jego informacje przez swoje kontakty w mie�cie. Nazwisko rodziny, nosz�cej sztandar rodu Medicich, wci�� czyni�o cuda we Florencji. Wiedzia�a, �e mieszka� u Anny-Marii Loredon i nie by�a zachwycona tym faktem. Akceptowa�a jednak wersj�, �e ojciec Anny-Marii by� starym przyjacielem Mathera i �e ani on nie interesowa� si� dziewczyn�, ani ona nim. Oczywi�cie Pia nie wierzy�a, �e �y� w ca�kowitym celibacie. Wyt�umaczy� jej, �e dla cielesnych potrzeb odwiedza czasem znany, ekskluzywny dom schadzek, w kt�rym seks jest bezpieczny i nie ma nic wsp�lnego z �arliw� i bezinteresown� mi�o�ci�, jak� �ywi do niej - Pii Palombini. Nie by�o wi�c ha�bi�cej rywalki i Pia gotowa by�a przyj�� istniej�cy stan rzeczy za z�o konieczne. Czasem namawia�a go do opowiadania zabawnych i spro�nych historyjek z �ycia domu publicznego. S�ucha�a jego opowiada� do p�nych godzin wieczornych. Potem zanosi� j� do ��ka, uk�ada� w�r�d poduszek i ci�kim krokiem odchodzi� do czarnej, gro�nie wygl�daj�cej na tle nieba wie�y. Wewn�trz nie musia� ju� k�ama�. By� sam z sob� - kiepskim naukowcem, cz�owiekiem leniwym i przekupnym, odpracowuj�cym sw�j kontrakt u umieraj�cej kochanki, gor�czkowo zastanawiaj�cym si�, jakby tu dobrze zorganizowa� reszt� swojego �ycia.
�ycie Pii tymczasem, z dnia na dzie� zbli�a�o si� ku ko�cowi. By�a wci�� przytomna, ale ataki duszno�ci i trudno�ci z oddychaniem powtarza�y si� coraz cz�ciej. W szybkim tempie traci�a na wadze - gdy wzi�� j� na r�ce, by�a lekka jak drezde�ska lalka. Mather wym�g� teraz na rodzinie Pii zorganizowanie ca�odobowej opieki piel�gniarskiej i codziennych wizyt lekarza. Nie m�g� patrze� na jej cierpienia i upokorzenie chorob�. Pocieszenia dla Pii szuka� w najbardziej nieoczekiwanych zak�tkach swojej duszy. Jej b�agania o szybkie zako�czenie m�ki okaza�y si� silniejsz�, ni� kiedykolwiek m�g�by przypuszcza�, pokus�. Posun�� si� nawet do rozmowy na ten temat z lekarzem, kt�ry przeszywszy go przenikliwym, lecz wsp�czuj�cym wzrokiem, odpowiedzia� ostrzegawczo:
- To nie jest Holandia, panie Mather, w naszym prawie jest wi�cej chrze�cija�stwa ni� wsp�czucia. Niech pan zaniecha wszelkich pomys��w przyspieszenia �mierci. Uwolniwszy chor�, nas obydwu wtr�ci�by pan do wi�zienia. Prosz� j� jeszcze przez chwil� otoczy� mi�o�ci�. Pewnego dnia, ju� nied�ugo, ona po prostu przestanie oddycha�.
Dok�adnie tak si� sta�o. Jednego zimowego wieczoru, kiedy piel�gniarka dzierga�a co� na drutach przy kominku, a on siedz�c na sofie trzyma� Pi� w swoich ramionach, wyci�gn�a drobn� d�o�, aby dotkn�� jego policzka. Po chwili, jakby zm�czona nieziemskim wysi�kiem, westchn�a ci�ko, zwr�ci�a g�ow� do jego piersi i umar�a. Zani�s� j� na g�r� i patrzy� jak piel�gniarka uk�ada cia�o na ��ku. Zadzwoni� do lekarza, do rodziny, do ksi�dza i usiad�, wpatruj�c si� w gasn�cy ogie�. Jeszcze nigdy w �yciu nie czu� si� tak samotny. W ko�cu uda�o mu si� od niej wyzwoli� - przecie� tak d�ugo na to czeka�... Ironia sytuacji polega�a na tym, �e to ona wyzwoli�a go od siebie. Od dawna by�a w centrum jego �ycia i teraz nagle pozosta� sam z niejasnym wizerunkiem samego siebie.
W czasie pogrzebu, aby zaoszcz�dzi� rodzinie Pii niezr�cznych sytuacji, przy��czy� si� do grupy pracownik�w posiad�o�ci. Gdy trumn� z�o�ono w grobowcu i zamkni�to za ni� drzwi z br�zu, nie potrafi� opanowa� p�aczu. Poczu� w�wczas na swoich barkach ci�kie rami� i us�ysza� g�os starego Mattea, wyg�aszaj�cego litani� pociesze�:
- No ju�, profesorze! Tak jest dla niej lepiej. Nic j� nie boli. Jest znowu pi�kna i chce, �eby tak� j� pan pami�ta�.
W to wszystko �atwo by�o uwierzy�. Nie m�g� za to zrozumie�, sk�d wzi�a si� przera�aj�ca, czarna pustka w jego duszy. Kiedy par� miesi�cy wcze�niej powiedzia�, �e j� kocha, odnosi�o si� to do konwencji, w jakiej zachowywa� ich zwi�zek. Kochali si�, byli uznawani za kochank�w, byli tymi, kt�rzy mie�cili si� w ramach tego s�ownika. Ale samej mi�o�ci do�wiadcza si� tylko w m�czarni, w szarpi�cym b�lu serca.
W wilii z�o�y� zwyczajowe kondolencje wszystkim cz�onkom rodziny i gdy tylko pozwoli�a na to przyzwoito��, powr�ci� do Tor Merla. Nala� sobie du�� porcj� brandy i usiad� na podw�rzu, obserwuj�c ta�cz�ce na zimnym wietrze pierwsze jesienne li�cie. Po godzinie odwiedzi� go tam Claudio Palombini, bratanek Pii, wyznaczony na wykonawc� jej testamentu. By� to przystojny florenty�czyk o ch�odnym spojrzeniu, kt�ry operowa� s�owami tak oszcz�dnie, jakby to by�y co najmniej z�ote floreny. Wr�czy� Matherowi kopi� testamentu Pii, napisan� zgodnie z w�oskim zwyczajem jej w�asn� r�k�. Po chwili oznajmi� powa�nym g�osem:
- Wydaje si�, �e zas�uguje pan na wi�cej wsp�czucia ni� rodzina mojej ciotki.
- Czuj� si� tak... - Max Mather powoli dobiera� s�owa - jakby to mnie zamkni�to w grobowcu, a Pia ulecia�a w nieznane.
Claudio nape�ni� kieliszek koniakiem i przysiad� na brzegu wiejskiego sto�u. Kr�tko przekaza� wyrazy wsp�czucia.
- Musz� przyzna�, panie Mather, �e dopiero niedawno zda�em sobie spraw�, jak bardzo pana podziwiam. Da� pan tyle szcz�cia cioci Pii. Rzadko kt�rego m�a sta� by by�o na takie oddanie, z jakim pan j� piel�gnowa�. Wszyscy jeste�my panu za to nies�ychanie wdzi�czni.
Mather w milczeniu przyj�� komplementy i odpowiedzia� ch�odno:
- Nie oczekuj� �adnych podzi�kowa�. Kocha�em pana ciotk�. B�dzie mi jej bardzo brakowa�o.
- Czy wie pan, �e jest uwzgl�dniony w jej testamencie?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Otrzymuje pan sum� wielko�ci dw�ch rocznych pensji, zatrzymuje pan samoch�d oraz wszystkie ofiarowane panu przedmioty. Ponadto ma pan wybra� dla siebie na pami�tk� dowoln� rzecz z archiw�w, nad kt�rymi pan pracowa�. My�l�, �e jest to godziwy zapis.
- Wi�cej ni� godziwy - odpowiedzia� szorstkim tonem Mather. - By�em hojnie wynagradzany za swoj� prac� i nie oczekiwa�em �adnych dodatkowych korzy�ci.
- Cieszy�bym si� bardzo - i bardzo by mi pomog�o - gdyby zechcia� pan rozwa�y� pozostanie i kontynuowanie u nas bada� nad archiwami.
- Dzi�kuj�, ale nie. Teraz, kiedy zabrak�o Pii, samotne �ycie w tej wie�y by�oby nie do zniesienia. Ale, czy chcia�by pan us�ysze� pewn� propozycj�?
- Oczywi�cie.
Mather zaprowadzi� swojego go�cia w g��b wie�y i jak przewodnik w muzeum zacz�� pokazywa� mu sterty ksi��ek, manuskrypt�w i folia��w, rozmieszczonych w starych, sklepionych komnatach. Powiedzia�:
- Dop�ki pan tego nie zobaczy na w�asne oczy, nie b�dzie pan w stanie zrozumie�, jak wiele pracy wymaga archiwum tych rozmiar�w.
Podni�s� zw�j papier�w, zwi�zany rozsypuj�c� si� tasiemk�, zdmuchn�� z niego kurz i poda� Palombiniemu.
- To na przyk�ad. Na pierwszej stronie widnieje data 1650 roku. Nie mia�bym odwagi na otwarcie tego pakunku, m�g�by rozsypa� si� w drobny py�. - Mo�e zawiera bardzo cenne informacje, a mo�e nie. Niezb�dna jest fachowa konserwacja w odpowiednich warunkach... Chcia�bym uzmys�owi� panu historyczne znaczenie tego archiwum oraz fakt, �e wymaga ono ci�g�ej i bardzo kosztownej pracy. Nawet je�libym tu pozosta�, sam nie da�bym sobie z tym rady. Skatalogowanie jest samo w sobie ogromnym przedsi�wzi�ciem. Konserwacja to oddzielny problem - zaj�cie tylko dla ekspert�w. Czy� nie lepiej by�oby przekaza� ca�e zbiory na rzecz Biblioteki Narodowej? By�by to i�cie kr�lewski gest, a jednocze�nie rodzina uwolni�aby si� od spoczywaj�cej na niej kulturalnej odpowiedzialno�ci i olbrzymich koszt�w. Palombini zamy�li� si� i po chwili ochoczo przytakn��.
- �wietnie, wspania�y pomys�! Kto wie, mo�e poza po�ytkiem dla prowincji b�d� te� pewne korzy�ci podatkowe dla naszej posiad�o�ci.
- Podatkowy aspekt sprawy b�d� w stanie szybko wyja�ni� - powiedzia� Mather. - Kustosz dzia�u r�kopis�w jest moim przyjacielem.
- Czy by�by pan got�w pozosta� tutaj na tyle d�ugo, aby wprowadzi� w ruch ca�e to przedsi�wzi�cie? Nie mam nic przeciwko, je�li wola�by pan zamieszka� z kim� do towarzystwa. Prawd� m�wi�c, mia�bym do pana jeszcze jedn� pro�b�.
- Jak�?
- Potrzebujemy profesjonalnie opracowanego katalogu dzie� sztuki znajduj�cych si� w willi, oraz ich wyceny. Czy m�g�by pan si� tego podj��?
- Osobi�cie, nie. Ale mog� to dla pana zorganizowa�... Poleca�bym panu Niccola Tolentina z Galerii Pittich.
- Z przyjemno�ci� zaakceptuj� pana rekomendacj�. Jest to sprawa wielkiej wagi dla ustalenia sytuacji maj�tkowej naszej posiad�o�ci. By�bym wielce zobowi�zany, gdyby pan zgodzi� si� na jej poprowadzenie.
- Dobrze, ale mog� temu po�wi�ci� tylko sze�� tygodni. P�niej b�d� musia� st�d wyjecha�. Musz� zacz�� budowanie w�asnego �ycia.
- Dzi�kuj� panu.
- Moja cena - doda� Mather - to podwojenie obecnej pensji oraz pokrycie koszt�w powrotu do Stan�w Zjednoczonych. Oczekuj� te� wyp�acenia nale�no�ci, zapisanej testamentem, przed moim wyjazdem i w nie zmienionej formie.
- Zgoda. - Palombini o�ywi� si� nieoczekiwanie. - Jest pan �wietnym biznesmenem. To mi si� podoba. �a�uj�, �e wcze�niej nie poznali�my si� bli�ej.
- Ot, ironia �ycia - odpowiedzia� Mather, u�miechaj�c si� zdawkowo. - Zaledwie podali�my sobie r�ce i ju� si� rozstajemy. Czy zamierza pan zatrzyma� obecny personel willi?
- Chwilowo tak. A dlaczego pan pyta?
- Je�li nie sprawi to panu r�nicy, przeprowadz� si� do miasta i b�d� codziennie doje�d�a�. My�l o nocowaniu tutaj przyprawia mnie o dreszcze.
- Wiem, co pan czuje. - Claudio Palombini nagle spowa�nia�. - To stare i skrwawione ziemie. Winoro�l wyrasta tu z ust zmar�ych.
Tego samego wieczora Mather wyjecha� do Florencji i wynaj�� pok�j w ma�ym pensione. Nie zadzwoni� do Anny-Marii. Ich umowa dotyczy�a wy��cznie weekend�w. W po�owie tygodnia mogli by� u niej jacy� go�cie. Nie by� w nastroju, aby spotyka� nie znane towarzystwo, czy znale�� si� w niezr�cznej sytuacji.
Zatelefonowa� do kustosza dzia�u r�kopis�w, aby poinformowa� go o decyzji Palombinich przekazania zbior�w, oraz o swoich planach opuszczenia posiad�o�ci. Stary cz�owiek wyrazi� sw�j �al i wsp�czucie przyjacielowi z powodu �mierci Pii i wyra�nie ucieszy� si� na wiadomo�� rych�ego otrzymania archiwum dla swojej instytucji. Obieca� przedyskutowanie sprawy z zarz�dem i zbadanie zagadnienia ulg podatkowych dla ofiarodawcy. Zastrzeg�, �e jak wszystkie tego typu oficjalne sprawy mo�e to zaj�� du�o czasu, ale �e zrobi co w jego mocy, aby nada� jej szybkie tempo.
Drug� osob�, do kt�rej zadzwoni�, by� Niccolo Tolentino, kt�ry, aby odwr�ci� uwag� Mathera od smutnych wydarze�, natychmiast zaprosi� go na kolacj� do restauracji Gallodoro.
By� to ulubiony wodop�j Tolentina - du�a piwnica, kt�rej bia�e �ciany i sklepione stropy florenccy arty�ci pokryli rysunkami. Nad drzwiami do kuchni g�rowa� wielki z�oty kogut w wynios�ej pozie, od kt�rego wzi�a si� nazwa restauracji. Niccolo Tolentino, kt�ry go namalowa�, siada� zawsze na honorowym miejscu w rogu. Stolik wyposa�ony by� w podwy�szone krzes�o ze specjaln� podp�rk� pod stopy, aby nikt z maluczkich nie m�g� spogl�da� z g�ry na siedz�cego, kt�ry, cho� niepozorny z wygl�du, uwa�any by� przecie� za kogo� wielkiego. Gdy pojawi� si� Mather, Tolentino urz�dowa� ju� w najlepsze w restauracji z kieliszkiem punt e mes, orzeszkami i blokiem rysunkowym.
Ich spotkanie, jak zwykle, nie oby�o si� bez egzaltacji.
- Ach, Max!
- Ach, Nicki!
D�ugi u�cisk i nowe, g�o�no wykrzykiwane zdania, kt�re zamilk�y dopiero z pojawieniem si� pe�nego kieliszka przed Matherem. Potrawy by�y ju� wybrane, wino nalane do karafki - wspania�y rocznik, kt�rego pewn� ilo�ci� obdarowa� malarza sam producent. Tolentino wzni�s� kieliszek w toa�cie.
- Za twoj� dam�, Max. Requiescat.
- Niech spoczywa w pokoju - powt�rzy� Mather. Wypili do dna. Starszy cz�owiek odstawi� sw�j kieliszek i przem�wi� �agodnie.
- Trzeba trzyma� si� starych, dobrych zwyczaj�w. Po czyjej� �mierci trzeba pi�, je��, pami�ta� same dobre rzeczy i pr�bowa� znowu si� u�miecha�. Smutek nikomu nie przyniesie korzy�ci, a ju� najmniej tym, kt�rzy odeszli ze �wiata i s� na zawsze od niego wyzwoleni. Cierpisz, prawda?
- Bardziej ni� kiedykolwiek bym przypuszcza�, Nicki, du�o bardziej.
Tolentino obrzuci� go przenikliwym spojrzeniem i zada� troch� dziwne pytanie.
- Czy by�e� kiedy� w wi�zieniu, Max?
- Jeszcze nie - Mather roze�mia� si� mimowolnie. - Dlaczego pytasz?
- Podobno najtrudniejszy jest dzie�, kiedy cz�owiek znajduje si� ponownie na ulicy... By�e� przywi�zany do Pii przez d�ugi okres czasu. Ona ju� jest wolna, ty musisz si� jeszcze wyzwoli�. Urz�dzisz sobie �ycie na nowo, z inn� kobiet� - nie dzisiaj, nie za tydzie�, ale wkr�tce nadejdzie moment, kiedy zaczniesz si� rozgl�da�. Ciesz si�, �e nie jeste� na moim miejscu - ja mog� ju� tylko si� rozgl�da�! Powiedz mi, ta dziewczyna, kt�r� odwiedzasz we Florencji... ta, kt�ra chce zosta� dealerem, licytatorem dzie� sztuki?
- Anna-Maria Loredon? A o co chodzi?
- No w�a�nie o to pytam, Max. Co z ni�? Wiem, �e mieszkacie razem w czasie weekend�w. Wsp�lnie odwiedzacie pracownie i galerie. Przecie� wrogami nie jeste�cie, to chyba jasne.
- Jeste�my par� przyjaci�. Uwielbia moj� kuchni�, a poza tym uwa�a mnie za dobrego nauczyciela.
- A co ty o niej my�lisz, Max?
- Wydaje mi si�, �e dla niej najwa�niejsza jest kariera i mnie nie bierze pod uwag�. Ale zmie�my temat. Czy wolno ci przyjmowa� prywatne zlecenia?
- Oczywi�cie. Jak ka�dy pracownik pa�stwowy we W�oszech, z tego si� utrzymuj�. A co masz na my�li?
- Claudio Palombini chce, aby wszystkie obrazy, znajduj�ce si� w willi, zosta�y skatalogowane i wycenione. Zasugerowa�em mu, �e ty by�by� najlepsz� osob� do wykonania tej pracy.
- I co powiedzia�?
- �e zostawia spraw� w moich r�kach.
Niccolo Tolentino wpatrywa� si� w niego z totalnym niedowierzaniem i po chwili wybuchn�� rechocz�cym �miechem. Wszystkie g�owy odwr�ci�y si� w ich stron�. �mia� si� tak d�ugo, a� �zy sp�yn�y mu na policzki, i Mather zacz�� obawia� si�, czy nie dosta� jakiego� ataku. Kiedy doszed� do siebie, natychmiast zam�wi� kolejne wino i wstrzymuj�c nowe fale weso�o�ci stwierdzi�:
- Stary, jest to... naj�mieszniejszy dowcip, jaki s�ysza�em od lat. My�lisz, �e Claudio nie wie, kim ja by�em?
- Nie wydaje mi si�.
- Oh, m�j drogi Maxie, to w�a�nie ja wykona�em t� kolekcj�. Znam na pami�� ka�dy podrobiony obraz i te nieliczne, prawdziwe, schowane po k�tach!
- Chyba nie jeste� z tego powodu dumny?
- Czasami my�l�, �e jestem. Czy twoja pani Pia nigdy nie opowiada�a ci o Luce Palombinim - o tym, kt�rego nazywali l�ingannatore - Luk� Oszustem?
- Nie, nigdy.
- W takim razie... wr��my do tych opowie�ci, jak przysta�o na prawdziwych d�entelmen�w, przy owocach i serach. Jedzenie tutaj jest zbyt dobre, by psu� je rozmow�. Dania, zgodnie z zapowiedzi�, okaza�y si� wy�mienite, ale historia opowiedziana przez Niccola Tolentina by�a niew�tpliwie najlepsz� pozycj� menu.
- W czasach faszystowskich, a� do ko�ca drugiej wojny �wiatowej, g�ow� klanu Palombinich by� dzielny rozb�jnik, kt�rego nazywano w okolicy Luca l�ingannatore - Luca Oszust.
Niccolo Tolentino kiwn�� ostrzegawczo palcem.
- Niech ci� nie zrazi jego przydomek. By� nie tylko zwierciad�em swoich czas�w; by� przyk�adem dawnego florenty�skiego kupca, kr�la kupc�w. W kt�rymkolwiek stuleciu przysz�oby mu �y�, zawsze by�by cz�owiekiem wysokich lot�w. Fuggerowie po�yczaliby mu pieni�dze. Cosimo i sam Lorenzo mieliby go w wielkim powa�aniu. Francuzi, Rzymianie i Wenecjanie robiliby z nim interesy - ale po ka�dym u�cisku d�oni liczyliby swoje palce. Bezwzgl�dny w realizowaniu w�asnych ambicji, mia� jednak Luca swoisty czar i zawsze stalowe nerwy hazardzisty. Plac targowy by�, jego zdaniem, najbardziej naturalnym miejscem dla ludzkiej istoty. Ka�dy m�czyzna, ka�da kobieta, ka�de stworzenie, owoc czy warzywo mia�y tam swoj� cen�. Ka�da cena by�a do wynegocjowania i Luca robi� interesy na przesz�o�ci, tera�niejszo�ci i przysz�o�ci. Dzie�a sztuki - przez co rozumia� wy��cznie sztuk� sprzedawaln� - nale�a�y do przesz�o�ci. Ich warto�� polega�a na ich wyj�tkowo�ci, patynie lat, wytrzyma�o�ci materia�u, oraz fakcie, �e by�y skatalogowane przez instytucje w rodzaju Galerii Uffizich czy Muzeum Watyka�skiego. Koniunktur� na przedmioty zabytkowe tworzyli, zdaniem Luki, nowobogaccy tury�ci - zamo�ni przemys�owcy i potentaci naftowi, nafaszerowani podejrzan� wiedz� przez Duveena, Berensona i im podobnych.
- W odr�nieniu od produkt�w naturalnych, dzie� sztuki nie da�o si� zasia� i wyhodowa�. Mo�na je za to by�o powieli� przez skopiowanie. Luca wynaj�� wi�c pewnego m�odego i utalentowanego neapolita�czyka do namalowania kopii najwarto�ciowszych obraz�w z kolekcji Palombinich. W owych odleg�ych czasach by�em nim ja - m�ody, zdolny i tani. Wkr�tce, wraz z rozlicznymi transportami wina, owoc�w, jedwabi i wyrob�w sk�rzanych w r�ne strony Europy, Luca zacz�� wysy�a� orygina�y obraz�w. Trafia�y one do bezpiecznych sk�ad�w w Szwajcarii. W tym samym czasie wywi�z� r�wnie� cz�� moich kopii, s�usznie sk�din�d rozumuj�c, �e je�li nabywca nie potrafi odr�ni� jedwabnej sakiewki od �wi�skiego ucha, to otrzyma dok�adnie to, na co zas�uguje.
- Kt� wtedy wiedzia�, co mo�e si� wydarzy�? Kto by si� przejmowa� w dobrych, faszystowskich czasach, kiedy Morze �r�dziemne by�o �Mare Nostrum�, nasze poci�gi kursowa�y punktualnie, ch�opi kalabryjscy okupowali Erytre�, a Hitler wkroczy� do Austrii? Luca wiedzia�. Luca si� przejmowa�. Luca posiada� znaczne udzia�y w neutralnej Szwajcarii, w Portugalii, Brazylii i Argentynie. Caravaggio czy Perugino mieli du�o wi�ksz� warto�� w Rio i Nowym Jorku, ni� we w�asnej ojczy�nie. Wystr�j willi Luki i apartament�w jego kochanek nie ucierpia� ani troch�.
Ma�y garbus z Neapolu - Niccolo Tolentino by� przecie� wspania�ym malarzem i geniuszem w kopiowaniu... Ale, m�j drogi Maxie - Tolentino przerwa� ci�g swoich opowie�ci dla podkre�lenia wa�nego zdania.
- Nigdy nie by�em oszustem. Nigdy w �yciu nie sprzeda�em falsyfikatu jako dzie�a mistrza. Gdy faszy�ci proponowali Luce du�e sumy lub opiek� w zamian za moje kopie, nie przejmowa�em si� ani troch�. Przecie� i tak ich nienawidzi�em. Interesy robi� Luca, nie ja. Chc�, �eby� to pami�ta�. Jest to dla mnie sprawa honoru.
- B�d� o tym pami�ta�, Nicki - zapewni� go Mather - ale nie mog� si� doczeka� dalszego ci�gu opowie�ci.
- Na przekazanie wszystkiego nie starczy�oby ca�ej nocy, Max. Id�my dalej. Ot�, zaraz po wybuchu wojny w 1939, Luca wys�a� �on� wraz z dwoma ma�ymi synkami do Szwajcarii, pod opiek� swoich bankier�w i zaufanych pracownik�w w Genewie. Sam pozosta� w willi, gdzie pozostawa� w towarzystwie licznych, kolejnych kochanek. W miar� jak losy wojny toczy�y si� coraz gorzej, zawiera� uk�ady ze wszystkimi: z faszystami, z Niemcami, z Ko�cio�em, z partyzantami, z podziemiem komunistycznym i aliantami, kt�rzy jak krety na ��ce, pokazywali si� w Toskanii i Romanii. Po upadku re�imu Mussoliniego, kiedy Niemcy rozpocz�li sw�j d�ugi i krwawy odwr�t z p�wyspu, Luca Palombini wykupi� dodatkowe ubezpieczenie.
- W ci�gu trzech dni, z pomoc� grupy partyzant�w, ogo�oci� will� ze wszystkich warto�ciowych przedmiot�w, kt�re nast�pnie ukry� w podziemiach Tor Merla. Zbudowano now� �cian� z kamienia i pokryto j� sztukateri�, kt�rej troch� wody i b�ota doda�o patyny. Partyzanci otrzymali hojn� zap�at� w got�wce oraz pozwolenie na korzystanie z wie�y w charakterze kryj�wki i magazynu �ywno�ci. Gdy w okolicy wzros�a liczba wojsk niemieckich, partyzanci znikn�li, a Tor Merla zamieni�a si� w punkt obserwacyjny �o�nierzy Wehrmachtu. Oficerowie spo�ywali posi�ki w willi w sparta�skich warunkach w towarzystwie Luki Palombiniego, wraz z jego aktualn� kochank�, Camill� Dandolo - koloraturow� �piewaczk� z La Scali, kt�rej cia�o by�o zdecydowanie lepsze od jej g�osu.
- Po og�oszeniu zawieszenia broni Luca otworzy� podziemia wie�y i zabra� si� do sprzedawania prawie wszystkich oryginalnych dzie� sztuki, aby za uzyskan� got�wk� odbudowa� maj�tek rodzinny. Chocia� �ciany willi by�y zawieszone moimi kopiami i trzeciorz�dnymi orygina�ami, kt�rych nie warto by�o sprzedawa�, interesy Palombinich w kraju i za granic� prezentowa�y si� imponuj�co.
- Luca postanowi� wezwa� swoj� rodzin� do powrotu ze Szwajcarii, lecz zanim zd��yli przyjecha�, umar� - w trakcie mi�osnego duetu z w�a�cicielk� sopranu. �ona Luki narobi�a mn�stwo ha�asu twierdz�c, �e wiele cennych przedmiot�w znikn�o bez �ladu, chocia� nie umia�a powiedzie� kt�rych. Opowiada�a na prawo i lewo, jak to dziwka z La Scali ograbi�a jej m�a, zanim zdo�a�a go wyko�czy�. Wkr�tce jednak zamilk�a, za wyra�n� namow� krewnych. Zdaniem spadkobierc�w, Luca Oszust dla swoich spadkobierc�w spisa� si� wspaniale. Je�li musia� po drodze, tu i tam p�j�� na kompromis... No c�, Florencja zawsze by�a miastem kupc�w i handlarzy. Wi�c... sta zitta Madonna! Trzeba ogranicza� swoje straty, policzy� rany i trzyma� j�zyk za z�bami!
- I na tym koniec, Max. Chocia� niezupe�nie. Siedzimy tutaj, tyle lat p�niej i ty proponujesz mi pieni�dze za wycen� resztek kolekcji Luki. C�e una pazzia, to szalone!
- Jedno pytanie, Nicki.
- Pytaj, m�j drogi Maxie.
- Je�eli kolekcja by�a, jak j� opisywa�e�, mieszanin� orygina��w i falsyfikat�w, dlaczego Luka zada� sobie tyle trudu, aby j� ukry� w Tor Merla?
Tolentino zarechota� i zacz�� �ywo gestykulowa�.
- Czy�by� ju� zd��y� zapomnie� o jego przydomku? Luca Oszust. Nic, co robi�, nie by�o takie jak si� wydawa�o. Sam fakt zamurowania zbior�w w podziemiach wie�y podni�s� ich warto��. One musia�y by� cenne. Je�li sprawa by si� wyda�a, nie mia�by wiele do stracenia. Je�eli natomiast, tak jak si� zreszt� sta�o, kolekcja zosta�a triumfalnie wydobyta na �wiat�o dzienne - ka�dy przedmiot, nawet moje kopie, zyska�y ipso facto miano arcydzie�. W taki w�a�nie spos�b Luca zbudowa� powojenne imperium rodzinne w kraju i za granic�...
- A wi�c... podejmiesz si� tego zlecenia, Nicki?
- Dla ciebie i za pieni�dze Palombiniego, oczywi�cie podejm� si�. A teraz, je�li obiecasz doprowadzi� mnie szcz�liwie do ��ka, wypijmy jeszcze jedn� brandy.
Wczesn� por� nast�pnego ranka Mather powr�ci� do Tor Merla - z bol�c� g�ow�, ale uwolniony od swoich zmor. Claudio Palombini by� jeszcze w willi. Ucieszy� si� na wiadomo��, �e odpowiedzialno�� za archiwa b�dzie najprawdopodobniej zdj�ta z jego bark�w i �e mo�liwe s� korzy�ci podatkowe. Upowa�ni� Mathera do rozpocz�cia pertraktacji z Bibliotek� Narodow� i poleci� mu nadz�r nad wycen� kolekcji przez Niccola Tolentina. Wr�czy� Matherowi czek w wysoko�ci jego sze�ciotygodniowej pensji, poinformowa� go, �e spadek Pii zostanie wyp�acony w ci�gu trzydziestu dni i uda� si� do Szwajcarii.
Mather pokr�ci� si� przez godzin� po archiwum, notuj�c co nale�a�oby zrobi�, �eby w sensownym porz�dku udost�pni� zbiory do inspekcji zarz�dowi Biblioteki Narodowej. Potrzebne by�y wysokie sto�y i p�ki, aby papiery le��ce na pod�odze uratowa� przed zjedzeniem przez robaki i karaluchy. Zdawa� sobie spraw�, cho� nie wspomnia� o tym Palombiniemu, �e biblioteka, cierpi�ca na brak funduszy i powierzchni magazynowej, mo�e odm�wi� przyj�cia nie skatalogowanego archiwum.
Wst�pi� do willi i przez Mattea zam�wi� stolarza na nast�pny dzie�. Po chwili zrobi� sobie kaw� i usiad� pod kasztanowcem z ksi��kami i nie sko�czonym tekstem monograficzym. Dzie� by� pogodny i ciep�y. W czasie pracy nad rocznikiem 1505 ksi�g rachunkowych natkn�� si� na niecodzienny wpis. Pod dat� �smego pa�dziernika znajdowa�a si� wzmianka o wyp�aceniu 80 floren�w malarzowi z Urbino, mistrzowi Raffaello, w charakterze wynagrodzenia za dwa portrety - jeden donny Delfiny Palombini, �ony Gonfaloniere imieniem Andrea - drugi ich c�rki, panny Beaty. Ponadto zanotowana by�a wyp�ata 60 floren�w za pi�� rycin do pala, malowid�a o�tarzowego w kaplicy �wi�tego Gabriela, znajduj�cej si� na terenie posiad�o�ci. Notatka potwierdza�a dostarczenie zam�wie� i ca�kowite uregulowanie rachunk�w.
Mather by� zafascynowany swoim odkryciem. O takie szcz�cie b�agaj� niebios wszyscy badacze i historycy sztuki. Nie przypomina� sobie wzmianki o portretach Palombinich, ani o rycinach w catalogue raisonne dzie� Rafaela. Przejrza� kolejne tomy w swojej bibliotece, znalaz� Passavanta i Carli. �aden z nich nie wspomina� o portretach ani rycinach. Czy�by wi�c by�a to nowa zagadka, ekscytuj�ca naukowc�w i badaczy? Czy dzie�a przetrwa�y tyle stuleci? Je�li tak - gdzie znajduj� si� teraz?
Nasuwa�y si� nowe pytania: czy s� jeszcze podobne wpisy w starych ksi�gach rachunkowych - �lady zakupu innych obraz�w? Kawa wystyg�a mu zupe�nie. Z uwag� zag��bi� si� w lektur� staro�wieckiego pisma, odgaduj�c niejasne skr�ty. By� w�a�nie w po�owie 1506 roku, gdy pojawi� si� zarz�dca posiad�o�ci, stary Matteo wraz ze stolarzem Luigim.
Przyszli wzi�� miar� na p�ki i sto�y. By�o to powa�ne zaj�cie i Mather musia� po�wi�ci� im pe�n� szacunku uwag� przez ca�e p� godziny. Dobry obyczaj nakazywa� zaoferowanie kawy i kieliszka grappy. Ze spokojem wys�ucha� lament�w falegname Luigiego, �e nie powinno si� wymaga� fachowej stolarskiej roboty w tak kr�tkim terminie. Doskonale wiedzia� jak si� ma zachowa�. Przecie� nie da�o si� walczy� z apeni�skim wiatrem; mo�na si� by�o odwr�ci� do niego plecami, zas�oni� uszy i poczeka� a� ucichnie. W�o�y� d�ugopis mi�dzy karty ksi�gi, spakowa� swoje notatki i odda� si� ca�kowicie, cia�em i dusz�, dyskusjom nad p�kami i sto�ami, oraz wy�szo�ci� drewna heblowanego nad nie heblowanym. Je�li by�by got�w przyj�� deski nie heblowane, wszystko by�oby gotowe na jutro. Je�eli natomiast spodziewa� si� prawdziwej, fachowej roboty, musia�by uzbroi� si� w cierpliwo�� na dwa tygodnie. W�a�nie mia� si� podda� z okrzykiem rozpaczy, gdy zadzwoni� telefon. Anna-Maria Loredon m�wi�a z pretensj� w g�osie:
- Max, przed chwil� dowiedzia�am si� o twojej �a�obie. Czujesz si� z pewno�ci� okropnie. Dlaczego do mnie nie zadzwoni�e�?
- Czu�em si� niezr�cznie, je�li chcesz zna� prawd�.
- Zupe�nie niepotrzebnie, przecie� jeste�my przyjaci�mi. C� warta jest przyja��, je�eli nie umie si� dzieli� smutk�w? Nicki Tolentino powiedzia� mi, �e nocowa�e� gdzie� w mie�cie. Czy nie odpowiada ci moje mieszkanie?
- Ale� wr�cz przeciwnie, ale przecie� mam tam wst�p tylko w weekendy.
- Nonsens! Koniecznie przyjd� do mnie dzi� wieczorem. Je�li masz poczu� si� lepiej, to kup co� do jedzenia i przyrz�d� kolacj�. Musimy porozmawia�, a poza tym mam pewien pomys� do przedyskutowania. B�d� o si�dmej trzydzie�ci.
- Dobrze, b�d�.
Gdy odk�ada� s�uchawk� poczu� ulg� i nag�y przyp�yw wdzi�czno�ci. M�czyzna pogr��ony w smutku jest prawie tak s�aby, jak m�czyzna zakochany - w jednym i drugim przypadku, cho� z r�nych powod�w, obawia si� �mieszno�ci. W tym samym momencie zauwa�y�, �e Matteo i falegname Luigi wci�� oczekiwali na jego odpowied� i... na drugi kieliszek grappy. Dolewaj�c im ognistego napoju stwierdzi�:
- U�yjcie takiego drewna, jakie macie. Ja po prostu potrzebuj� wystarczaj�co miejsca na sterty papier�w i ksi��ek le��cych na pod�odze. Przecie� nie budujemy apartamentu dla papie�a.
- Ale my mamy sw�j honor. - Luigi nagle okaza� si� wymowny. - Kiedy przyjd� panowie z Biblioteki nie mo�emy wprowadzi� ich do chlewu! Pana zdrowie, professore.
***
Tego wieczora Mather przyrz�dzi� uroczyst� kolacj� dla Anny-Marii. Ceremonia przygotowa� nie pozwala�a na intymn� rozmow�. Anna-Maria postanowi�a poczeka� na stosown� chwil�. Kiedy jedzenie by�o ju� gotowe, usiedli w ciszy blisko siebie, patrz�c na ksi�yc w�druj�cy ponad dachami dzwonnic. Delikatnie i powoli zacz�a nak�ania� go do m�wienia.
- Co b�dzie z twoj� posad�, Max?
- Zgodzi�em si� na pozostanie przez najbli�sze sze�� tygodni. Tyle czasu potrzebuj� na zorganizowanie przej�cia archiwum i wycen� kolekcji obraz�w. Kt� wie, co b�dzie p�niej. Nigdy przedtem nie zdawa�em sobie sprawy, do jakiego stopnia by�em uzale�niony od Pii, jak bardzo liczy�em na wieczne trwanie naszego zwi�zku.
- Nigdy mi nie m�wi�e�, co to by� za zwi�zek.
- Sam nie zadawa�em sobie tego pytania. Przyjmowa�em wszystko za dobr� monet�... a� do ko�ca, kiedy Pia sta�a si� ca�kowicie uzale�niona ode mnie. Karmi�em j�, k�pa�em, ubiera�em, i nosi�em z miejsca na miejsce jak chore dziecko. Umar�a dos�ownie w moich ramionach.
- Pewnie bardzo j� kocha�e�.
- Pewnie tak. - Mather u�miechn�� si� do niej z zak�opotaniem. - Czy jeste� zdziwiona?
- Troch�. Musisz by� silny psychicznie, je�li by�e� w stanie zaoferowa� tego typu oparcie. Szczerze m�wi�c, nigdy nie podejrzewa�am w tobie takiego m�czyzny. Ca�a reszta zdawa�a si� tworzy� logiczn� ca�o�� - bogata wdowa, przystojny naukowiec, zwi�zek op�acalny i wygodny.
- Jakikolwiek by by�, dzi� nale�y do przesz�o�ci... finita la comedia! Ale dosy� o mnie... mo�e ty powiesz mi co� o swoich planach.
- Wracam do siebie i zaczynam szuka� odpowiedniego pomieszczenia na w�asn� galeri�. Musz� zgromadzi� grup� dobrych artyst�w i stworzy� w�asn� klientel�. M�j ojciec obieca� po�yczy� mi sum� niezb�dn� do wystartowania.
- To �wietnie!
- Pomy�la�am Max, �e mo�e chcia�by� pracowa� dla mnie?
Zastanawia� si� przez d�u�sz� chwil� i przecz�co pokr�ci� g�ow�. Dla ciebie nie. By� mo�e m�g�bym pracowa� z tob�, pod warunkiem, �e dzia�a�bym z wolnej stopy. Czy nie lepiej zostawi� t� spraw� otwart�, dop�ki nie znajd� si� w Nowym Jorku?
- Oczywi�cie, ale powiedz mi szczerze, dlaczego nie zgodzi�by� si� pracowa� dla mnie?
- Dlatego - odpowiedzia� Mather - �e mam po dziurki w nosie czyjego� patronatu. Ca�e moje �ycie sp�dzi�em w ten spos�b: fundacje, stypendia, subwencje i finansowy protektorat zamo�nych kobiet w rodzaju Pii. Wobec niej, na szcz�cie, nie mam du�ych wyrzut�w sumienia, gdy� by�em w stanie sp�aci� cz�� swojego d�ugu wdzi�czno�ci. Od dzisiaj, moja droga, czeka mnie samotny lot. Je�li przyjdzie mi run�� na ziemi� z du�ej wysoko�ci - pech! Pewnie nie zdajesz sobie sprawy, jakie to dla mnie wa�ne; sprawa �ycia lub �mierci. Mam dobre podstawy naukowe, ale zawsze by�em zbyt leniwy by osi�gn�� perfekcj�. Teraz lub nigdy, musz� wystawi� si� na pr�b�, sprawdzi� z jakiej gliny jestem ulepiony.
- I za to wznosz� toast, Max. Ciekawa b�d� wyniku twoich pr�b. Ale powiedz mi co� jeszcze.
- Co?
- Co powiedzia�e� Pii o mnie?
- Niewiele. Wiedzia�a, �e mieszka�em tutaj w czasie weekend�w, �e uczy�em ci� historii sztuki i wyceny dzie� - nic poza tym.
- Czy wierzy�a, �e nie by�o czego� wi�cej?
- Postanowi�a uwierzy�.
- Podczas jej choroby nie by�o chyba wiele miejsca na seks.
- Nie, nie by�o. Godzi�a si� z faktem, �e swoje potrzeby zaspokaja�em gdzie indziej i dop�ki nie przedstawi�em jej konkretnej, namacalnej rywalki, mog�a o tym zapomnie�.
- Bardzo w�tpi�, czy mnie sta� by by�o na tak� uprzejmo��.
- Z pewno�ci�! Je�li nie chcia�aby� straci� dobrego kucharza i bezproblemowego towarzysza w ��ku.
- Nareszcie m�wisz jak Max, kt�rego zna�am dotychczas.
- Ach, ten. Jako� ostatnio nie jestem pewien czy jeszcze tam jest. Pojawia si� i znika.
- Trzeba to koniecznie sprawdzi� - zasugerowa�a Anna-Maria. - G�upio zmarnowa� tak� ksi�ycow� noc.
D�ugo spali nast�pnego ranka i dopiero w po�udnie Mather pojawi� si� w Tor Merla. Stolarz Luigi dotrzyma� danego s�owa. P�ki by�y ju� gotowe. Obok, na sko�czonej ramie sto�u le�a�a kartka z informacj�, �e wyszed� w poszukiwaniu materia�u na blat i wr�ci p�niej. Na pod�odze sta�a otwarta skrzynka z jego narz�dziami.
W pierwszej kolejno�ci Mather zamierza� u�o�y� na p�kach dokumenty. Praca w cieple i kurzu wywo�a�a u niego atak kataru siennego. Gdy wszystkie papiery zosta�y przeniesione, odkry� �e nie le�a�y one, jak mu si� wydawa�o, na kamiennej pod�odze. Spoczywa�y na drewnianej palecie, na jakiej zazwyczaj ustawia si� sterty cegie� lub jednakowej wielko�ci paczek. Po obejrzeniu z bliska, paleta okaza�a si� metrowej d�ugo�ci skrzynk� z drewnianych listew szeroko�ci sze��dziesi�ciu centymetr�w i g��boko�ci pi�tnastu centymetr�w, wy�o�on� wewn�trz s�omian� mat�.
Bardziej zwyk�a ciekawo�� ni� nadzieja interesuj�cego odkrycia spowodowa�a, �e zdecydowa� si� na podwa�enie wieka i odwini�cie maty. W �rodku znajdowa� si� spory pakunek z grubego p��tna, zaszyty �eglarskim �ciegiem i zabezpieczony przed �wiat�em i wilgoci� br�zowym, pszczelim woskiem. Na moment serce przesta�o mu bi�, zadr�a� z emocji i pr�bowa� z�apa� oddech. Zamkn�� na klucz drzwi wej�ciowe, dok�adnie spakowa� ochronn� warstw� s�omy, wcisn�� listwy skrzynki na miejsce i zani�s� zawini�tko do swojej sypialni na szczycie wie�y.
Przymkn�� okiennice, tak �e �wiat�o w pokoju sta�o si� przy�mione. Po chwili, za pomoc� �yletki, zdrapa� wosk z kraw�dzi pakunku i zacz�� bardzo delikatnie rozpruwa� szwy wykonane szewskim szpagatem. Robi� to w pe�ni profesjonalnie, pracuj�c powoli i rytmicznie. Cokolwiek by�o wewn�trz pakunku, musia�o by� bardzo cenne. Opakowanie zrobione by�o z wielk� staranno�ci�, aby ochroni� zawarto�� przed powietrzem i wilgoci�. Uszkodzenie jej nieostro�n� manipulacj� by�oby niepowetowan� okropno�ci�. Jego palce natrafi�y najpierw na dwa twarde przedmioty zawini�te w aksamit i co� jeszcze zawini�tego w jedwab.
Ostro�nie wyci�gn�� dwa twarde przedmioty - dwie deski ze starego drewna: dwa portrety, jeden kobiety, drugi dziecka, g�owa, ramiona i biust na tle toska�skich wzg�rz i letniego nieba. Zosta�y niew�tpliwie oczyszczone przed zapakowaniem, bo nie by�o �ladu retuszu. Obie mia�y staniki z epoki, pomi�dzy guzikami jednego i na koronkach drugiego namalowany by� podpis �RAFAELLO URBINAS FEC�.
Mather poczu� naraz zawroty g�owy. Upad� na kolana przy ��ku, opar� obrazy o poduszk� i kl�cza� d�ugo, wpatruj�c si� w nie z adoracj� jak mnich. Jego m�zg pracowa� jak maszyna. Te cholerne rzeczy musia�y by� prawdziwe. Wygl�da�y jak prawdziwe, w dotyku by�y jak prawdziwe... mistrzostwo, poci�gni�cia p�dzlem... paleta. Oczy mu si� zamgli�y, zamkn�� je i pochyli� g�ow� na kap�.
Zawroty min�y. Wyci�gn�� reszt� skarbu - ryciny, wyblak�e przez stulecia, ale nadal wyra�ne, nadal wibruj�ce mistrzowskimi liniami, pierwsza by�a projektem ca�ego o�tarza, przedstawia�a Chrystusa, wje�d�aj�cego na o�le do Jerozolimy i ludzi, wymachuj�cych li��mi palmowymi jak flagami, wo�aj�cych hosanna. Pozosta�e by�y studiami poszczeg�lnych element�w, zwierz�t, architektury. Wszystkie postaci, opr�cz Chrystusa, by�y przedstawione we florenckich ubiorach z epoki i pasowa�y do wiejskiego krajobrazu Toskanii. M�czy�ni byli m�odymi Palombinimi, dworzanami Medicich, a kobiety ich �onami.
Wszystko wygl�da�o prawdziwie. Dzie�a odpowiada�y opisowi w starej ksi�dze rachunkowej. Papier z wygl�du i dotyku zdawa� si� prawdziwy. Rysunek wydawa� si� charakterystyczny dla m�odego mistrza. Zapakowane by�y z wielk� staranno�ci�. Schowane po�piesznie w nag�ej wojennej potrzebie, przele�a�y pod papierami przez czterdzie�ci lat. Jedyny cz�owiek, kt�ry m�g�by wiedzie� o ich utracie nie �y�. Tylko Max Mather wiedzia� o ich istnieniu. A drog� spadku po zmar�ej kochance, m�g� legalnie wyst�pi� o ich w�asno��.
W�oskie prawo r�ni�o si� od anglosaskiego w jednym, istotnym szczeg�le: k�ad�o wi�kszy nacisk na form� dokumentu ni� na jego intencj�. A forma zapisu Pii dla niego by�a bardzo jasna. Po pierwsze, by� to r�cznie spisany dokument. Testatorka napisa�a go w�asn� r�k�, by�a wi�c to bardzo silna przes�anka pe�nego wyra�enia jej woli. Po drugie, w specyficzny spos�b wyra�one to by�o po w�osku:... la sua propria scelta d�un oggetto ricordo dal archivio... pami�tka z archiwum wed�ug jego w�asnego wyboru.
Pozostali spadkobiercy - gdyby wiedzieli - niew�tpliwie zakwestionowaliby jego prawo. Argumentowaliby, nie bez racji, �e pakunek warto�ci dziesi�tk�w milion�w dolar�w nie mo�e by� chyba uznany za oggetto ricordo. Z pewno�ci� interweniowa�yby Belle Arti, domagaj�c si� rozstrzygni�cia s�dowego, co trwa�o by lata. A nawet potem mog�yby zabroni� wywozu skarb�w narodowych.
Tak wi�c zwyczajny zdrowy rozs�dek nakazywa� mu, a�eby natychmiast zabezpieczy� swoje prawa do arcydzie� - i tak szybko jak to mo�liwe wywi�z� je z W�och i umie�ci� w sejfie depozytowym w Szwajcarii. Jednak�e, dokonuj�c tego musi zadba�, �eby nie uszkodzi� ani nie zniszczy� dowod�w doskona�ego pochodzenia dzie�.
Zosta�y one zam�wione u Rafaela przez i dla rodziny Palombinich. Tutaj, w autentycznej ksi�dze rachunkowej z epoki, pod dat� z pa�dziernika 1505 by� zapis dotycz�cy tej transakcji. Pozostawa�y niew�tpliwie w posiadaniu rodziny a� do dnia dzisiejszego, za� w czasie, gdy Luca Oszust zarz�dza� posiad�o�ci�, znalaz�y si� w archiwum i przez ponad czterdzie�ci lat pozostawa�y zagrzebane pod zakurzonymi papiera