4021

Szczegóły
Tytuł 4021
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4021 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4021 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4021 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Raymond A. Moody �ycie po �yciu Tytul orygina�u LIFE AFTER LIFE REFLECTIONS ON LIFE AFTER LIFE Z angielskiego przelo�yli �ycie po �yciu -Irena Dole�a�-Nowicka Refleksje nad �yciempo �yciu- Marian M�ynarczyk Projekt ok�adki i stron tytu�owych Zygmunt Zaradkiewicz Redakcja Adam Kowalski Redakcja techniczna Alicja Jab�o�ska-Chodze� Korekta Ma�gorzata Jura� Copyright @ 1975 by Raymond A. Moody @ Copyright for the Polish book club edition by "Swiat Ksil!zki", Warszawa 1996 @ Copyright for the Polish translation by Irena Dole�a�-Nowicka, Marian M�ynarczyk, 1995 �wiat Ksi��ki, Warszawa 1996 Druk i oprawa w GGP ISBN 83- 7129-982-6 14l3 . �ycie po �yciu Z angielskiego prze�o�y�a - Irena Dole�a�-Nowicka Ksi��k� t� po�wi�cam dr. George'owi Ritchiemu, a przez niego Temu, o kt�rym mi m�wi� Podzi�kowanie W czasie badan i pracy nad t� ksi��k� pomog�o mi wiele os�b, bez kt�rych zach�ty nigdy nie doprowadzi�bym do ko�ca mego zamierzenia. Do wyg�oszenia pierwszego odczytu na temat w niej poruszony zach�ci� mnie m�j dobry przyjaciel John Ouzts, a John Egle z wydawnictwa Mocking- bird Books sk�oni� mnie do spisania moich spostrze�e�, przez ca�y czas podtrzymuj�c na duchu i dodaj�c odwagi. Leonard, Mae, Becky i Scott Brookowie nieraz udzielali mi go�ciny pod swym dachem, przywozili i odwozili, kiedy to by�o najbardziej potrzebne. Kathy Tabakian towarzyszy�a mi podczas wielu rozm�w, a dyskusje z ni� wiele mi dawa�y. Russ Moores, Richard Martin i Ed McCranie- wszyscy ze Szko�y Medycznej stanu Georgia - s�u�yli mi cennymi uwagami, wskazuj�c bardzo istotne �r�d�a. Moja �ona za� d�ugie godziny po�wi�ci�a opracowaniu maszynopisu. Na koniec pragn� podzi�kowa� zw�aszcza tym, kt�rzy mi opowiedzieli o swoich spotkaniach ze �mierci�. Mam nadziei�, �e ksi��ka ta spe�ni oczekiwania wszystkich wymienionych tu os�b. 7 Przedmowa Mia�am zaszczyt czyta� ksi��k� doktora R. Moody �ycie po �yciu jeszcze w maszynopisie i jestem niezwykle rada, �e ten m�ody naukowiec mia� odwag� przedstawi� swoje odkrycia; dzi�ki temu nowa dziedzina bada� sta�a si� dost�pna szerokiemu gronu czytelnik�w. Od blisko dwudziestu lat pracuj� z nieuleczalnie chorymi i z up�ywem czasu zjawisko �mierci jako takiej interesowa�o mnie coraz bardziej. Du�o ju� wiemy o procesie umierania, ale wiele pyta� zwi�zanych z momentem �mierci, z prze�yciami naszych pacjent�w -kiedy z punktu widzenia medycyny uwa�a si� ich za zmar�ych - pozostaje bez odpowiedzi. Tego rodzaju obserwacje, jakie doktor Moody przedstawia w swej ksi��ce, o�wiec� wielu i potwierdz� to, czego uczono nas przez blisko dwa tysi�ce lat - �e istnieje �ycie po �mierci. Chocia� nie twierdzi on, �e bada� samo zjawisko �mierci, z jego odkry� wynika jasno, �e umieraj�cy zachowuje �wiadomo�� otoczenia, mimo i� stwierdzono jego kliniczn� �mier�. Wi��e si� to �cisle z moimi badaniami, w kt�rych opar�am si� na relacjach pacjent�w uznanych za zmar�ych i przywr�conych �yciu ca�kowicie wbrew naszym oczekiwaniom, znanych i z pewno�ci� znakomitych lekarzy. Wszyscy ci pacjenci do�wiadczyli oderwania si� od swego ciala fizycznego, co ��czy�o si� z uczuciem wielkiego spokoju i zadowolenia. Wi�kszo�� z nich zdawa�a sobie spraw� z obecno�ci jakiej� istoty, kt�ra dopomaga�a im w przej�ciu na inn� p�aszczyzn� egzystencji. Wi�kszo�� z nich te� widzia�a osoby drogie ich sercu zmar�e dawniej albo posta�, kt�ra 9 odgrywa�a du�� rol� w ich �yciu duchowym i by�a zwi�zana z ich wiar�. Lektura ksi��ki doktora Moody wiele mi da�a, gdy� w�a�nie teraz wyniki moich spostrze�e� zamierzam przela� na papier. Doktor Moody musi by� przygotowany na to, �e spotka si� z powa�n� krytyk�, zw�aszcza z dw�ch stron. Z pewno�ci� niekt�rzy duchowni b�d� oburzeni, �e kto� o�miela si� prowadzi� badania w dziedzinie uwa�anej dot�d za tabu. Zreszt� przedstawiciele jednego z Ko�cio��w ju� wyrazili swoje pot�pienie dla tego rodzaju publikacji. Pewien duchowny okre�li� to jako "kupczenie tani� �ask�". Inni po prostu s� zdania, �e problem �ycia pozagrobowego powinien pozosta� domen� �lepej wiary, kt�rej nikomu nie wolno podawa� w w�tpliwo��. Doktor Moody mo�e te� spotka� si� z reakcj� drugiej grupy ludzi, mianowicie naukowc�w i lekarzy, kt�rzy tego rodzaju prace uwa�aj� za "nienaukowe". S�dz�, �e nasze spo�ecze�stwo znajduje si� obecnie na etapie przej�ciowym. Musimy mie� odwag�, by otworzy� drzwi nowym badaniom; musimy mie� odwag� przyzna�, �e nasze wsp�czesne narz�dzia s� w tej dziedzinie niewystarczaj�ce. Moim zdaniem ksi��ka ta otworzy wiele takich drzwi ludziom o rozleg�ych horyzontach, b�dzie dla nich zach�t� i �r�d�em odwagi, spowoduje, �e nale�ycie oceni� nowe domeny poszukiwa�. Wyniki badan doktora Moody potwierdzaj� moje w�asne wnioski oraz odkrycia bardzo powa�nych naukowc�w, uczonych i duchownych, kt�rzy nie bali si� zapu�ci� w t� now� dziedzin� pe�ni nadziei, �e dopomog� tym, kt�rzy chc� raczej wiedzie� ni� wierzy�. Ksi��k� t� polecam wszystkim ludziom o otwartych umys�ach i gratuluj� doktorowi Moody, �e zdecydowa� si� opublikowa� swoje odkrycia. dr med. Elisabeth Kiibler-Ross Flossmoor, Illinois Wst�p Ksi��ka ta, rzecz jasna, odzwierciedla stanowisko, pogl�dy i zastrze�enia autora. I cho� stara�em si� zachowa� jak najdalej id�cy obiektywizm i rzeczowo��, pewne fakty dotycz�ce mnie mog� by� po�yteczne, je�li idzie o ocen� niezwyk�ych stwierdze� ni�ej przytoczonych. Przede wszystkim nigdy nie otar�em si� o �mier� i dlatego nie mog� da� relacji z pierwszej r�ki. R�wnocze�nie nie mog� zapewni� swego pe�nego obiektywizmu, poniewa� w sprawy te jestem zaanga�owany uczuciowo. Po wys�uchaniu tylu relacji dotycz�cych niezwyk�ych dozna�, jakie sk�adaj� si� na tre�� tej ksi��ki, zacz��em odnosi� wra�enie, ze to ja sam je prze�y�em. I dlatego mog� jedynie mie� nadziej�, �e ta postawa nie umniejszy�a mej rzeczowo�ci i rozs�dku. Po drugie, nie jestem zbyt oczytany w bogatej literaturze dotycz�cej zjawisk paranormalnych i okultystycznych. Nie znaczy to, bym tak� literatur� dyskredytowa�, i jestem pewny, i� lepsza jej znajomo�� poszerzy�aby moj� wiedz� na temat badanych przeze mnie zjawisk. Mam szczery zamiar zapozna� si� bli�ej z niekt�rymi pracami, �eby si� przekona�, do jakiego stopnia dociekania innych potwierdzaj� moje spostrze�enia. Po trzecie, pewnego wyja�nienia wymaga wychowanie religijne, jakie otrzyma�em. Rodzina moja nale�a�a do Ko�cio�a prezbiteria�skiego, jednak rodzice nam, dzieciom, nigdy nie pr�bowali narzuci� swoich wierze� czy pogl�d�w religijnych. Starali si�, w miar� jak dorasta�em, popiera� wszelkie moje zainteresowania i stwarzali sprzyjaj�ce warunki, �ebym je kultywowa�. Dlatego te� wyros�em, wyznaj�c nie "religi�" ustalonych regul, lecz zesp� duchowych i religijnych doktryn, nauk i problem�w. Jestem przekonany, �e wielkie religie �wiata maj� nam do przekazania wiele prawd, oraz �e nikt z nas nie zna wszystkich odpowiedzi na podstawowe prawdy, jakie s� tworzywem religii. Je�li idzie o sprawy organizacyjne, nale�� do Ko�cio�a metodyst�w. Po czwarte, moje przygotowanie akademickie i zawodowe jest do�� urozmaicone - kto� by nawet m�g� powiedzie�: niejednolite. Uko�czy�em filozofi� na uniwersytecie Virginia i zrobi�em doktorat w roku 1969, interesuj� si� zw�aszcza etyk�, logik� i filozofi� j�zyka. Po trzech latach wyk�adania filozofii na uniwersytecie we wschodniej P�nocnej Karolinie, postanowi�em sko�czy� studia medyczne, specjalizowa� si� w psychiatrii i wyk�ada� filozofi� medycyny w uczelniach medycznych. Wszystkie te zainteresowania i do�wiadczenia wp�yn�y z pewno�ci� na m�j stosunek do prowadzonych bada�. Mam nadziej�, �e ksi��ka ta zwr�ci uwag� na zjawisko, kt�re r�wnocze�nie jest powszechnie znane i starannie przemilczane, a przy tym dopomo�e stworzy� bardziej przychylny dla� klimat. Jestem bowiem g��boko przekonany, �e ma ono donios�e znaczenie nie tylko dla nauki teoretycznej i praktycznej (zw�aszcza psychologii, psychiatrii, medycyny, filozofii, teologii i duszpasterstwa), ale tak�e ma wp�yw na to, jak �yjemy na co dzie�. Pragn� podkre�li� na samym pocz�tku, �e opieraj�c si� na przes�ankach, jakie wyja�ni� znacznie p�niej, nie staram si� dowie��, i� istnieje �ycie po �mierci. Nie twierdz� te�, �e obecnie mo�na to "udowodnic". Dlatego mi�dzy innymi unika�em pos�ugiwania si� nazwiskami i zatar�em pewne szczeg�y identyfikuj�ce moich rozm�wc�w, nie zmieniaj�c jednak ich relacji. By�o to konieczne, by zachowa� incognito tych os�b, a w wielu wypadkach, by uzyska� od nich zezwoleniena opublikowanie zwierze�, kt�rych by�em pierwszym s�uchaczem. 12 Wielu nie uwierzy w przytaczane tu relacje i w pierwszym odruchu odrzuci je. Nie zamierzam nikogo pot�pia�, je�li tak zareaguje; kilka lat temu ja sam podobnie bym post�pi�. Nie ��dam, aby kto� uwierzy� w tre�� tej ksi��ki i z ni� si� zgodzi� tylko na zasadzie mego autorytetu. Zw�aszcza jako logik nie uznaj� ma�o przekonuj�cego odwo�ywania si� do autorytetu za drog� prowadz�c� do poznania i po nikim si� tego nie spodziewam. O jedno natomiast prosz� osoby, kt�re nie dadz� wiary temu, co tu przeczytaj�, a mianowicie, �eby same zacz�y szuka�. Pro�b� t� od pewnego czasu ponawiam ustawicznie. W�r�d tych, co j� spe�nili, jest wielu - z pocz�tku bardzo sceptycznych - kt�rzy zacz�li podziela� moje zdumienie wobec tych zjawisk. Z drugiej strony nie ma w�tpliwo�ci, �e znajdzie si� wiele os�b, kt�re t� ksi��k� przeczytaj� i z ulg� stwierdz�, �e nie s� osamotnione, �e inni mieli podobne prze�ycia. Im zw�aszcza - je�li, jak wi�kszo�� ludzi, ukrywa�y swoje doznania przed szerszym gronem, zwierzaj�c je tylko najbli�szym - mog� powiedzie� tyle: Mam nadziej�, �e ksi��ka ta zach�ci was do m�wienia o swych do�wiadczeniach swobodniej, gdy� w ten sposob padnie �wiat�o na najbardziej tajemny zak�tek duszy ludzkiej. 1 Zjawisko �mierci Jak si� umiera? Oto pytanie, kt�re stawia sobie ludzko��, od kiedy istnieje. W ci�gu ubieg�ych paru lat mia�em mo�no�� zadawa� je licznym grupom moich s�uchaczy, kt�rymi byli nie tylko studenci psychologii, filozofii i socjologii, ale te� cz�onkowie organizacji ko�cielnych, klub�w obywatelskich i zawodowych stowarzysze� medycznych. Na tej podstawie �mia�o mog� powiedzie�, �e temat ten porusza najg��bsze odczucia ludzi o r�nej wra�liwo�ci, przedstawicieli r�nych zawod�w. A jednak, mimo tego zainteresowania, faktem jest, �e na og� bardzo trudno jest nam m�wi� o �mierci. Istniej� co najmniej dwa po temu powody. Jeden -to pow�d przede wszystkim psychologiczny i kulturowy: temat �mierci jest niejako tabu. Czujemy, mo�e tylko pod�wiadomie, �e wszelki kontakt ze �mierci�, nawet niebezpo�redni, stawia nas wobec mo�liwo�ci w�asnej �mierci, przybli�a j� do nas, sprawia, �e jest bardziej rzeczywista i wyobra�alna. Na przyk�ad wi�kszo�� student�w medycyny, ��cznie ze mn� samym, przekona�a si�, �e spotkanie ze �mierci� - nawet anonimow� - a dzieje si� to podczas pierwszej bytno�ci w prosektorium na pocz�tku studi�w - mo�e wywo�a� bardzo silne uczucie niepokoju. Przyczyn� takiej reakcji wydaje mi si� teraz ca�kiem oczywista. Kiedy si� nad tym 15 obecnie zastanawiam, dochodz� do wniosku, �e do�wiadczy�em wtedy nie tylko wsp�czucia dla zmar�ych, kt�rych tam zobaczy�em. To, co ujrza�em na stole sekcyjnym, by�o symbolem mojej w�asnej �miertelno�ci. W jaki� spos�b, cho� mo�e jedynie pod�wiadomy, w moim m�zgu musia�a zrodzi� si� my�l: "Mnie tak�e to czeka". Podobnie, z punktu widzenia psychologii, rozmowy o �mierci mo�na uwa�a� za jeszcze jeden spos�b podej�cia nie wprost do tego zjawiska. Bez w�tpienia, wiele os�b s�dzi, �e samo ju� rozmawianie o �mierci przybli�a j� tak, �e trzeba stan�� wobec nieuchronno�ci w�asnego odej�cia. I dlatego, �eby unikn�� najmniejszego psychicznego urazu, wolimy po prostu omija� ten temat. Drugi pow�d, dla kt�rego trudno nam m�wi� o �mierci, jest bardziej skomplikowany, gdy� wro�ni�ty w sam� istot� j�zyka. W wi�kszo�ci wypadk�w s�owami okre�lamy rzeczy do�wiadczane poprzez zmys�y. �mier� jednak jest czym�, co le�y poza �wiadomym do�wiadczeniem wi�kszo�ci ludzi, poniewa� wi�kszo�� z nas jej nie do�wiadczy�a. Je�li wi�c w og�le mamy m�wi� o �mierci, musimy unika� zar�wno spo�ecznych tabu, jak i g��boko zakorzenionych dylemat�w j�zykowych, kt�re wywodz� si� z braku naszego do�wiadczenia. Cz�sto rozwa�ania na ten temat koncz� si� u�ywaniem eufemistycznych sformu�owa�. Por�wnujemy �mier� czy umieranie do przyjemniejszych dozna�, kt�re dobrze znamy. Zapewne najcz�ciej spotykan� analogi� jest por�wnanie �mierci do snu. Umieranie - powiadamy �przypomina zapadanie w sen. Ta figura retoryczna wyst�puje bardzo cz�sto w zwyk�ym rozumowaniu i j�zyku potocznym, jak r�wnie� w literaturze r�nych kultur i epok. By�a powszechnie stosowana nawet w czasach staro�ytnych Grek�w. Na przyk�ad w lliadzie Homer nazywa sen "siostr� �mierci", a Platon w dialogu Obrona Sokratesa nast�puj�ce s�owa wk�ada w usta swego nauczyciela, kt�rego s�d ate�ski w�a�nie skaza� na �mier�: 16 "Je�li jest tylko snem bez marze�, to� przedziwnym zyskiem by�aby �mier�. Bo zdaje mi si�, �e gdyby kto� mia� wybiera� w my�li tak� o noc, w kt�rej tak twardo zasn��, �e nawet mu si� nic nie �ni�o, i inne noce i dni w�asnego �ycia mia� z ni� zestawi� i, zastanowiwszy si�, powiedziec, ile te� dni i nocy prze�y� lepiej i przyjemniej od tamtej, to my�l�, �e [...] na palcach policzy� by je mo�na w por�wnaniu do tamtych innych dni i nocy. A wi�c je�eli �mier� jest czym� w tym rodzaju, to ja j� mam za czysty zysk. To� wtedy ca�y czas nie wydaje si� ani odrobin� d�u�szy, ni� jedna noc". * To samo por�wnanie tkwi w naszym wlasnym wsp�czesnym j�zyku, chocby w wyra�eniu "u�pi�". Je�li prowadzimy naszego psa do weterynarza i prosimy, zeby go "uspi�", z pewno�ci� znaczy to ca�kiem co� innego, ni� kiedy m�wimy, �e anestezjolog "u�pi�" nasz� �on� czy m�a. W u�yciu s� te� inne podobne zwroty. �mier�, powiadaj� niekt�rzy, jest zapomnieniem. Kiedy si� umiera, zapomina si� o wszelkich cierpieniach, wszystkie bolesne i przykre wspomnienia przestaj� istnie�. Cho� tego rodzaju okre�le�, jak "za�ni�cie" czy "zapomnienie", u�ywamy od dawna i s� one bardzo rozpowszechnione, lecz zupe�nie nie wystarczaj�, je�li idzie o dodanie nam otuchy. Ka�de z nich na inny spos�b m�wi to samo. Chocia� podaj� nam to w formie �atwej do przyj�cia, obydwa oznaczaj�, �e �mier� jest po prostu unicestwieniem na zawsze �wiadomego prze�ywania. A je�li tak, to w rzeczywisto�ci �mier� nie ma �adnej z tych godnych po��dania cech snu i zapomnienia. Sen jest w �yciu zjawiskiem pozytywnym, po��danym, gdy� nast�puje po nim przebudzenie. Po daj�cym wypoczynek �nie nocnym jeste�my w dobrym nastroju i wydajnie pracujemy. Gdyby�my si� nie obudzili, nie istnia�yby te� korzy�ci ze snu. Przecie� Platon, Obrona Sokratesa, prze�. W. Witwicki t. IV, s. 129, XXXII, PWN, Warszawa 1958. l7 unicestwienie swiadomych przezyc powoduje nie tylko wymazanie wszystkich bolesnych wspomnie�, ale r�wnie� i tych przyjemnych. I dlatego widzimy, �e �adna z omawianych analogii nie jest na tyle precyzyjna, �eby nas naprawd� pocieszy� czy da� nadziej� w obliczu �mierci. Istnieje jednak inny pogl�d, kt�ry dyskredytuje definicj� �mierci jako unicestwienia �wiadomo�ci. Zgodnie z t� inn�, mo�e starsz� tradycj�, jaki� aspekt ludzkiej istoty �yje nadal, cho� cia�o fizycznie przestaje funkcjonowa� i ulega ca�kowitemu zniszczeniu. �w aspekt opatrywany bywa rozlicznymi nazwami: psyche, dusza, umys�, duch, ja��, istota, �wiadomo��. Niezale�nie od tego, jak bywa nazywany, przekonanie, �e po �mierci fizycznej przechodzi si� do innego wymiaru egzystencji, tkwi g��boko w wierzeniach ludzko�ci. W Turcji odkopano cmentarz sprzed oko�o l00 000 lat. Archeologowie stwierdzili, �e tamtejsi Neandertalczycy chowali swych zmar�ych na marach pokrytych kwiatami; mo�e �mier� uwa�ali za okazj� do �wi�towania: zmar�y przechodzi� z tego �wiata do drugiego? Na og� bardzo dawne groby w przer�nych zak�tkach ziemi �wiadcz� o wierze ludzi w prze�ycie cielesnej �mierci. Kr�tko m�wi�c, stajemy wobec dw�ch przeciwstawnych odpowiedzi na nasze pierwsze pytanie dotycz�ce istoty �mierci: obie wywodz� si� z bardzo odleg�ych czas�w, jednak s� szeroko rozpowszechnione jeszcze dzisiaj. Jedni twierdz�, �e �mier� jest unicestwieniem �wiadomo�ci; inni m�wi� z r�wnym przekonaniem, i� �mier� jest przej�ciem duszy albo umys�u w inny wymiar rzeczywisto�ci. W dalszych rozwa�aniach nie zamierzam dyskredytowa� �adnej z tych odpowiedzi. Po prostu pragn� zda� relacj� z poszukiwa�, w kt�rych osobi�cie wzi��em udzia�. W ci�gu ubieg�ych paru lat spotka�em wiele os�b, kt�re do�wiadczy�y tego, co b�d� dalej nazywa� "prze�yciami z pogranicza �mierci". Zetkn��em si� z tymi lud�mi przy r�nych okazjach. Po raz pierwszy przypadkowo. By�o to w 1965 roku, kiedy studiowa�em jeszcze filozofi� na uniwer 18 sytecie Virginia. Pozna�em w�wczas profesora psychiatrii klinicznej, wyk�adowc� akademii medycznej. Od samego pocz�tku uj�a mnie jego serdeczno��, �yczliwo�� i humor. Nieco p�niej ku memu wielkiemu zdumieniu dowiedzia�em si� ciekawego faktu z jego �ycia, mianowicie �e "umar�", i to nie raz, lecz dwa razy w ci�gu dziesi�ciu minut, i �e opowiada� wprost niezwyk�e rzeczy o tym, co si� z nim dzia�o, kiedy "nie �y�". Ja sam wraz z ma�ym gronem student�w us�ysza�em potem jego opowiadanie. Zrobi�o na mnie wtedy du�e wra�enie, poniewa� jednak nie mia�em odpowiedniego przygotowania, �eby os�dzi� tego rodzaju prze�ycia, "utrwali�em" je tylko, zar�wno w pami�ci, jak i na ta�mie magnetofonowej. W kilka lat p�niej po zrobieniu doktoratu z filozofii wyk�adalem na uniwersytecie we wschodniej cz�ci stanu P�nocna Karolina. Podczas kt�rego� seminarium kaza�em moim studentom przeczyta� dialog Platona Fedon, w kt�rym mi�dzy innymi toczy si� dyskusja na temat nie�miertelno�ci. W wyk�adach moich omawia�em inne tezy, kt�re Platon tam przedstawia i nie zatrzymywa�em si� specjalnie na problemie �ycia po �mierci. Pewnego dnia po wyk�adzie zatrzyma� mnie jaki� student i spyta�, czy mogliby�my porozmawia� na temat nie�miertelno�ci. Bardzo si� tym interesowa�, poniewa� jego babka "umar�a" podczas operacji i potem opowiedzia�a mu niezwykle rzeczy. Poprosi�em, �eby mi je powt�rzy� i ku memu zdumieniu us�ysza�em prawie to samo, co par� lat temu zrelacjonowa� �w profesor psychiatrii. Tak wi�c nieco aktywniej j��em szuka� tego rodzaju "przypadk�w", a do mych wyk�ad�w z filozofii zacz��em wprowadza� teksty dotycz�ce prze�ycia przez cz�owieka �mierci biologicznej. Jednak by�em na tyle ostro�ny, �e nie wspomina�em moim s�uchaczom o tych dw�ch relacjach. Przyj��em postaw� wyczekuj�c�. Je�li takie zjawiska s� do�� powszechne - pomy�la�em sobie - us�ysz� o nich zapewne wi�cej; wystarczy, �e porusz� og�lnie temat przysz�ego �ycia 20 w dyskusji filozoficznej i wyra�� swoj� przychyln� postaw� wobec tego zagadnienia. Ze zdziwieniem przekona�em si�, �e prawie z ka�dej grupy, licz�cej zwykle oko�o trzydziestu student�w, zg�asza� si� potem do mnie co najmniej jeden s�uchacz i opowiada� swoje prze�ycia z pogranicza �mierci. Od pocz�tku, ledwie zacz��em si� interesowa� zagadnieniem, uderzy�y mnie wielkie podobie�stwa w relacjach, mimo i� pochodzi�y od os�b wyznaj�cych odmienne religie, przedstawicieli r�nych �rodowisk spo�ecznych, o r�nym stopniu wykszta�cenia. Kiedy w roku 1972 rozpoczyna�em studia medyczne, zebra�em ju� spor� liczb� tego rodzaju przypadk�w i zacz��em wspomina� o moich nieformalnych badaniach znajomym z grona lekarskiego. W wyniku tego jeden z przyjaci� nam�wi� mnie, �ebym wyg�osi� odczyt w pewnym towarzystwie medycznym, po czym nast�pi�y dalsze moje publiczne wyst�pienia. I znowu po ka�dym odczycie zg�asza� si� do mnie kto�, kto opowiada� o swoich w�asnych prze�yciach. Z czasem moje zainteresowania sta�y si� bardziej znane, lekarze zacz�li kierowa� do mnie reanimowanych przez siebie pacjent�w, kt�rzy im si� zwierzyli ze swych niezwyk�ych dozna�. Jeszcze inni przesylali mi pisemne relacje po ukazaniu si� w gazetach artyku��w o moich badaniach. Obecnie znam oko�o 150 przypadk�w tego rodzaju zjawisk. Prze�ycia, kt�re przeanalizowa�em, podzieli� mo�na na trzy kategorie: 1. Prze�ycia ludzi, kt�rzy zostali pomy�lnie reanimowani, mimo i� lekarze uwa�ali ich za klinicznie zmar�ych. 2. Prze�ycia ludzi, kt�rzy z powodu wypadku, ci�kiego uszkodzenia cia�a lub choroby byli bardzo bliscy �mierci fizycznej . 3. Prze�ycia ludzi, kt�rzy "umarli", a nast�pnie opowiedzieli je obecnym przy tym osobom, kt�re z kolei te relacje mnie przekaza�y. Obszerny materia�, na jaki sk�ada�o si� te 150 przypadk�w, wymaga� oczywi�cie selekcji. Mia�a ona okre�lony 20 cel. Na przyk�ad, chocia� przekona�em si�, �e relacje z trzeciej grupy na og� uzupe�niaj� dwie pierwsze i nie r�ni� si� od nich, przewa�nie nie rozwa�a�em ich dla dw�ch powod�w. Po pierwsze, ograniczy�em w ten spos�b badane przypadki do liczby, kt�r� �atwiej operowa�, a nast�pnie do wypowiedzi z pierwszej r�ki. Dzi�ki temu przeprowadzi�em szczeg�owe rozmowy z pi��dziesi�cioma osobami, kt�rych prze�ycia mog� przytoczy�. W�r�d nich przypadki pierwszej kategorii (to znaczy prze�ycie oczywistej �mierci klinicznej) z pewno�ci� s� bardziej dramatyczne ni� te drugiego rodzaju (prze�ycie bliskiego zetkni�cia si� ze �mierci�). Ilekro� mia�em odczyty, przypadki "�mierci" zawsze wzbudza�y wi�ksze zainteresowanie. Nawet autorzy artyku��w na ten temat pisali czasem tak, jakbym tylko tego rodzaju przypadkami si� zajmowa�. Jednak selekcjonuj�c materia�, kt�ry zamierza�em przedstawi� w tej ksi��ce, nie uleg�em pokusie, by ograniczy� si� tylko do przypadk�w, w kt�rych zosta�a stwierdzona "�mier�". Gdy�, jak si� przekona�em, prze�ycia drugiej kategorii nie tylko s� odmienne od pierwszej, ale s� jakby ich kontynuacj�. A chociaz do�wiadczenia ludzi znajduj�cych si� na progu �mierci s� uderzaj�co podobne, zar�wno okoliczno�ci towarzysz�ce im, jak i osoby opowiadaj�ce te do�wiadczenia r�ni� si� znacznie. I dlatego stara�em si� poda� te prze�ycia, kt�re w nale�yty spos�b odzwierciedlaj� ow� odmienno��. Pami�taj�c o tym, przypatrzmy si�, co mo�e zdarzy� si� - wedle tego, co uda�o mi si� odkry� - podczas procesu umierania. Prze�ycia towarzysz�ce umieraniu Pomimo znacznej r�norodno�ci warunk�w towarzysz�cych spotkaniu ze �mierci�, pomimo �e do�wiadczy�y tego bardzo r�ne osoby, nie ulega kwestii, i� wyst�puje uderzaj�ca zbie�no�� w relacjach dotycz�cych owego zjawiska. W istocie te zbie�no�ci s� tak du�e, �e z �atwo�ci� mo�na wyszczeg�lni� pi�tna�cie element�w, kt�re stale powtarzaj� si� w zebranych przeze mnie wypowiedziach. Na podstawie tych zbie�no�ci pozwol� sobie ustali� kr�tki teoretyczny opis "idealnego" i "kompletnego" prze�ycia, kt�ry zawiera wszystkie te wsp�lne elementy w porz�dku, w jakim zwykle wyst�puj�. Cz�owiek umiera i kiedy znajduje si� w momencie najwi�kszego cierpienia fizycznego, dochodzi do niego g�os lekarza oznajmiaj�cego �mier�. Wtedy zaczyna s�ysze� przykry ha�as, g�o�ne dzwonienie albo szum, i w tej samej chwili czuje, �e bardzo szybko porusza si� w d�ugim, ciemnym tunelu. Potem nagle spostrzega, i� znajduje si� poza swoim fizycznym cia�em, ale nadal przebywa w fizycznym bezpo�rednim otoczeniu i widzi swoje cia�o z pewnej odleg�o�ci - jak widz w teatrze. Oszo�omiony, zmieszany obserwuje nadal zabiegi reanimacyjne. Po chwili odzyskuje panowanie nad sob� i jakby przyzwyczaja si� do tej przedziwnej sytuacji. Spostrzega, �e 22 nadal ma "cia�o", ale bardzo r�ne od dotychczasowego i obdarzone innymi mo�liwo�ciami ni� to fizyczne, kt�re zostawi�. Wkr�tce zaczynaj� si� dzia� niezwyk�e rzeczy. Pojawiaj� si� inni, �eby mu pom�c. Widzi duchy krewnych i przyjaci�, kt�rzy zmarli wcze�niej, i pojawia si� przed nim pe�en mi�o�ci, promieniej�cy ciep�em duch, kt�rego nigdy dot�d nie spotka�, jaka� �wietlista istota. Zwraca si� ona do niego bez s��w, �eby dokona� oceny swego �ycia, i pomaga mu w tym, ukazuj�c natychmiast panoram� minionych wa�niejszych wydarze�. W pewnej chwili zdaje sobie spraw�, �e zbli�a si� do jakiej� bariery czy granicy -zapewne granicy pomi�dzy �yciem ziemskim i przysz�ym. A jednak wie, �e musi wr�ci� do doczesno�ci, �e czas jego �mierci jeszcze nie nadszed�. Nie chce tego, gdy� pogr��ony w uczuciu niezwykle intensywnie prze�ywanej rado�ci, mi�o�ci i spokoju jest zachwycony tym, co si� z nim dzieje. Pomimo to ��czy si� jako� pooownie ze swym fizycznym cia�em i �yje nadal. P�niej pr�buje nawet opowiedzie� o swym prze�yciu innym ludziom, ale napotyka trudno�ci. Po pierwsze �nie znajduje s��w odpowiednich, �eby opisa� owe doznania. Poza tym cz�sto bywa wy�miany i dlatego przestaje o tym m�wi�. A jednak to, czego do�wiadczy�, ma g��boki wp�yw na jego �ycie, zw�aszcza na pogl�dy na �mier� i jej zwi�zek z �yciem. Musimy pami�ta�, �e powy�sze opowiadanie nie jest streszczeniem niczyjego prze�ycia. Jest raczej "modelem", zbiorem element�w spotykanych w wielu relacjach. Zamieszczam je tu, �eby da� wst�pny, og�lny pogl�d na to, czego mo�e do�wiadczy� osoba umieraj�ca. Poniewa� jest to abstrakcja, a nie realna wypowied�, w rozdziale p�niejszym om�wi� szczeg�owo ka�dy element, ilustruj�c go przyk�adami. Zanim jednak to uczyni�, trzeba ustali� kilka fakt�w po to, by przytoczonym poni�ej opisom prze�y� towarzysz�cych procesowi umierania da� odpowiednie ramy: 23 1. Pomimo uderzaj�cych podobie�stw mi�dzy r�nymi opowiadaniami nie ma dw�ch identycznych (chocia� niekt�re s� bliskie tego). 2. Nie spotka�em osoby, kt�ra by przytoczy�a wszystkie pi�tna�cie element�w. Bardzo wiele relacji zawiera�o wi�kszo�� (tj.osiem albo i wi�cej), a kilka nawet dwana�cie. 3. Nie ma takiego elementu "modelowego" prze�ycia, kt�ry by mi przytoczy�a ka�da osoba i kt�ry wyst�powa�by w ka�dym opowiadaniu. Mimo to kilka z nich wyst�puje, mo�na by rzec, powszechnie. 4. Nie ma ani jednego sk�adnika mego abstrakcyjnego modelu, kt�ry by wyst�powa� tylko w jednej relacji, ka�dy element wyst�powa� w wielu. 5. Kolejno�� poszczeg�lnych etap�w, przez jakie przechodzi osoba umieraj�ca, mo�e by� odmienna od tego przytoczonego w moim "teoretycznym modelu". Pos�u�� si� tu przyk�adem: r�ne osoby m�wi�y mi o pojawieniu si� "�wietlistej istoty" przed albo w momencie opuszczenia przez nie fizycznego cia�a, a nie jak w modelu nieco p�niej. Jednak kolejno��, w jakiej wyst�puj� etapy w modelu, jest bardzo typowa, a wi�ksze odchylenia zdarzaj� si� raczej rzadko. 6. Do jakiego stopnia hipotetyczne prze�ycia staj� si� udzia�em umieraj�cej osoby, zale�y chyba od tego, czy prze�y�a wtedy oczywist� kliniczn� �mier�, a je�li tak, jak d�ugo przebywa�a w tym stanie. Na og� osoby, kt�re "zmar�y", daj� bogatszy, pe�niejszy opis swoich dozna� ni� te, kt�re tylko otar�y si� o �mier�; te za�, kt�re by�y "martwe" d�u�ej, dozna�y g��bszych prze�y� ni� te, kt�re by�y "martwe" kr�tko. 7. Rozmawia�em z kilkoma osobami, uznanymi za zmar�e i reanimowanymi, kt�re nie dozna�y �adnych w og�le prze�y�. M�wi� one, �e nic nie pami�taj�. Rzecz jednak interesuj�ca -rozmawia�em te� z paroma osobami, kt�re w przeci�gu kilku lat by�y dwukrotnie uznane za klinicznie zmar�e i kt�re za pierwszym razem nie do�wiadczy�y niczego, natomiast za drugim tak. 24 8. Trzeba tu podkre�li�, �e pisz� przede wszystkim o relacjach czy opowiadaniach przekazanych mi ustnie. Dlatego te� kiedy robi� uwag�, �e jaki� element abstrakcyjnego, "kompletnego" prze�ycia nie wyst�puje w danej relacji, nie zak�adam bynajmniej, �e ta osoba tego nie prze�y�a. Znaczy to tylko, �e nie powiedzia�a mi o nim albo z jej opowiadania nie wynik�o, �e go do�wiadczy�a. Ustaliwszy te pewne ramy, przejd�my do etap�w i zdarze� wyst�puj�cych powszechnie w trakcie umierania. Niewyra�alno�� Porozumiewamy si� za pomoc� j�zyka; jest to metoda powszechnie stosowana, kt�r� prawie wszyscy si� pos�ugujemy. Ten prosty fakt stwarza jednak pewien nieoczekiwany problem, ktory komplikuje wszelkie przekazy na temat dozna�, jakie mieli ludzie bliscy �mierci, gdy� owe doznania le�� poza granic� powszechnych do�wiadcze�. Dlatego zrozumia�e jest, �e mog� oni mie� pewne trudno�ci j�zykowe dla wyra�enia tego, co im si� wydarzy�o. Osoby te, wszystkie bez wyj�tku, okre�laj� swe prze�ycia jako nie do opowiedzenia, jako "niewyra�alne". W zwi�zku z tym wiele os�b m�wi�o mi: "Nie znajduj� s��w, �eby wyrazi� to, co chc� powiedzie�" albo: "Nie znam okre�le� czy superlatyw�w, �eby to opisa�". Pewna kobieta tak to rzeczowo uj�a: Trudno mi to teraz panu opowiedzie�, gdy� wszystkie s�owa, jakie znam, s� tr�jwymiarowe. A kiedy to prze�ywa�am, ca�y czas n�ka�a mnie my�l: "W szkole na lekcjach geometrii wbijano mi w g�ow�, �e istniej� tylko trzy wymiary, i przyj�am to za pewnik. Ale moi 25 nauczyciele mylili si�. Jest wi�cej wymiar�w". Oczywi�cie nasz �wiat, ten, w kt�rym �yjemy teraz, jest tr�jwymiarowy, ale tamten �wiat nie. I dlatego tak trudno mi o tym m�wi�. Musz� panu opisywa� to wszystko w tr�jwymiarowych s�owach, mo�liwie jak najwierniej, ale one nie s� wystarczaj�ce. Nie mog� da� pe�nego obrazu. S�yszenie Wielu ludzi m�wi�o mi o tym, �e slyszeli, jak lekarze czy inne obecne osoby stwierdza�y ich �mier�. Pewna kobieta tak mi to opowiedzia�a: By�am w szpitalu, ale nie wiedzieli, co mi dolega. Dlatego dr James opiekuj�cy si� mn� pos�a� mnie na d� do rentgena na cholangiografi�, �eby si� dowiedzie�, co mi jest. Najpierw zrobili mi zastrzyk w r�k� z tego lekarstwa, jakie mi miano poda�, bo by�am uczulona na wiele �rodk�w. Poniewa� nie by�o reakcji... dali mi je, a wtedy straci�am przytomno��. S�ysza�am jednak wyra�nie, jak rentgenolog, kt�ry si� mn� zajmowa�, podszed� do telefonu, nakr�ci� numer i powiedzia�: "Doktorze James, zabi�em pa�sk� pacjentk�, pani� Martin". Jednak wiedzia�am, �e nie jestem martwa. Pr�bowa�am si� poruszy�, jako� da� im zna�, �e tak nie jest, ale nie mog�am. Kiedy starali si� mnie reanimowa�, s�ysza�am, jak m�wi�, ile centymetr�w sze�ciennych czego� tam trzeba mi poda�, ale nie czu�am uk�ucia ig�y. Nic nie czu�am, kiedy mnie dotykali. A oto relacja osoby cierpi�cej ju� wcze�niej na serce; dosta�a ona ataku, w czasie kt�rego omal nie umar�a: Nagle poczu�am okropny b�l w piersi, jakby kto� szybko, coraz mocniej �ciska� mi �elazn� obr�cz� klatk� piersiow�. M�j m�� i przyjaci�ka us�yszeli, �e upad�am, i przybiegli, by mi pom�c. 26 Znalaz�am si� w g��bokiej ciemno�ci i poprzez ni� s�ysza�am, �e m�j m��, jakby z wielkiej odleg�o�ci, powiedzia�: "Sta�o si�, tym razem sta�o si�". A ja pomy�la�am: "Tak, sta�o si�". M�ody czlowiek, uznany za martwego w wypadku samochodowym, opowiada: Us�ysza�em, jak jaka� kobieta spyta�a: "Czy on nie �yje?", a kto� inny odrzek�: "Tak, on nie �yje". Relacje tego typu s� zgodne ca�kowicie z tym, co pami�taj� lekarze i inne osoby obecne przy wypadku. Na przyk�ad pewien lekarz powiedzia� mi: U jednej z moich pacjentek zatrzymala si� akcja serca tu� przed operacj�, jak� mia�em jej zrobi� z koleg� chirurgiem. Sta�em przy niej i zobaczy�em, �e �renice jej rozszerzaj� si�. Przez pewien czas pr�bowali�my j� reanimowa�, lecz bezskutecznie, wi� by�em pewien, �e nie �yje. Memu koledze, kt�ry mi w tym pomaga� powiedzia�em: "Spr�bujmy jeszcze przez pewien czas, a potem damy spok�j". Tym razem serce zacz�o bi� i chora odzyska�a przytomno��. P�niej spyta�em j�, jakie ma wspomnienia ze swojej "�mierci". Odpar�a, �e niewiele pami�ta, tylko te moje s�owa: "Spr�bujmy jeszcze przez pewien czas, a potem damy spok�j". Uczucie spokoju i ciszy Wiele os�b opisuje niezwykle przyjemne uczucia w pierwszych etapach swych prze�y�. M�czyzna, kt�ry mia� ci�kie uszkodzenie g�owy i nie dawa� oznak �ycia, tak opowiada: W momencie uderzenia poczu�em nag�y b�l, kt�ry natychmiast ca�kiem znikn��. Mia�em uczucie p�ywania w ciemnej przestrzeni. 21 Dzie� by� wtedy bardzo zimny, ale w tej ciemno�ci by�o mi ciep�o i wygodnie, jak nigdy dot�d... Pami�tam, �e pomy�la�em sobie: "Z pewno�ci� nie �yj�". Kobieta, kt�ra zosta�a reanimowana po ataku serca, zrobi�a tak� uwag�: Zacz�am doznawa� cudownych wprost wra�e�. Nic nie czu�am opr�cz spokoju, ciszy, odpr�enia. Wszystkie moje troski min�y i pomy�la�am sobie: "Jak mi cicho i spokojnie, to wcale nie boli". Pewien m�czyzna wspomina: Mia�em wspania�e wra�enie samotno�ci i spokoju... By�o cudownie i odczuwa�em taki wewn�trzny spok�j. A by�y �o�nierz, kt�ry "umar�" na skutek ran odniesionych w Wietnamie, powiada, �e kiedy zosta� trafiony, odczu� wielk� ulg�. Nic mnie nie bola�o i nigdy jeszcze nie by�em tak odpr�ony. By�o mi bardzo dobrze. Ha�as W wielu przypadkach w momencie �mierci czy na jej progu wyst�puj� niezwykle wra�enia s�uchowe. Czasami s� one w najwy�szym stopniu dokuczliwe. M�czyzna, kt�ry podczas operacji brzusznej "nie �y�" przez dwadziescia minut, tak mi to opisuje: Z wn�trza mojej g�owy dobywa� si� przykry, trudny do zniesienia brz�cz�cy ha�as... Nigdy nie zapomn� tego ha�asu. Znowu inna kobieta wspomina, �e w momencie utraty przytomno�ci us�ysza�a: 28 G�o�ne dzwonienie, kt�re mo�na nawet okre�li� jako brz�czenie, a ja by�am ca�kowicie oszo�omiona. Owe przykre wra�enia okre�lano r�wnie� jako g�o�ny stuk, ryczenie, uderzanie lub jako przenikliwy �wist, podobny do �wistu wiatru. W innych przypadkach wra�enia s�uchowe przybiera�y przyjemniejsz� muzyczn� form�. Na przyk�ad m�czyzna, kt�ry zosta� przywr�cony do �ycia po tym, jak go uznano za martwego po przywiezieniu do szpitala, opowiada, �e podczas swej "�mierci.. s�ysza�: Jakby odlegle bicie dzwon�w nios�ce si� z wiatrem. Przypomina�o to japo�skie dzwoneczki poruszane przez wiatr... To by� jedyny odg�os, jaki wtedy s�ysza�em. M�oda kobieta, kt�ra omal nie umar�a na skutek wewn�trznego krwotoku spowodowanego brakiem krzepliwo�ci krwi, kiedy straci�a przytomno��, us�ysza�a jak�� majestatyczn�, naprawd� pi�kn� muzyk�. Czarny tunel Cz�sto si� zdarza, �e wraz z pojawieniem si� ha�asu ludzie maj� uczucie, �e s� szybko wci�gani w jak�� ciemn� przestrze�. Opisywano mi j� w r�ny spos�b: jako pieczar�, studni�, r�w, zamkni�cie, tunel, lej, pr�ni�, pustk�, kana�, dolin� i cylinder. Chocia� ludzie ci pos�ugiwali si� r�nymi okre�leniami, jasne, �e wszyscy starali si� wyrazi� jedno poj�cie. Przypatrzmy si� dw�m relacjom, gdzie wyra�nie wyst�puje "tunel�. Zdarzy�o si� to, kiedy by�em ma�ym ch�opcem, mia�em wtedy dziewi�� lat. Od tej pory min�o dwadzie�cia siedem lat, ale by�o to 29 tak niezwyk�e prze�ycie, �e nigdy go nie zapomn�. Kt�rego� popo�udnia ci�ko zachorowa�em i zawieziono mnie do najbli�szego szpitala. Kiedy si� tam znalaz�em, lekarze doszli do wniosku, �e trzeba mnie u�pi�, dlaczego - nie wiem, bo by�em za ma�y, �eby to zrozumiec. W owych czasach u�ywano jeszcze eteru, nasycaj�c nim gaz�, kt�r� przyk�adano do nosa, i kiedy to zrobiono - jak mi potem opowiedziano -moje serce przesta�o bi�. Wtedy nie wiedzia�em, co si� ze mn� dzieje, w ka�dym razie, kiedy to nast�pi�o, mia�em dziwne prze�ycie. Najpierw si� zdarzy�o... b�d� to opisywa�, tak jak to czu�em... a wi�c najpierw us�ysza�em jakby d�ugi dzwonek drrrrrrrr, bardzo rytmiczny. A potem znalaz�em si� i zacz��em porusza� - pan pomy�li, �e to ca�kiem g�upie - w jakim� d�ugim ciemnym miejscu, przypominaj�cym tunel czy co� w tym stylu. Naprawd� nie potrafi� tego opisa�, porusza�em si�, obija�em, przez ca�y czas s�ysz�c ten przera�liwie d�wi�cz�cy dzwonek. Inny m�j informator stwierdza: Zaszkodzi�o mi lokalne znieczulenie i przesta�em oddycha�. Najpierw znalazlem si� w czarnej pr�ni, w kt�rej porusza�em si� z niezwyk�� szybko�ci�. Mo�na by j� chyba por�wna� do tunelu. Mia�em wra�enie, jakbym w weso�ym miasteczku jecha� diabelsk� kolejk� przez tunel z wielk� szybko�ci�. Podczas ci�kiej choroby pewien m�czyzna by� bliski �mierci, �renice mu si� rozszerzy�y , temperatura cia�a zacz�a gwa�townie spada�. Powiedzia�: By�em w absolutnie ciemnej pustce. To bardzo trudno wyja�ni�, ale mia�em uczucie, jakbym si� porusza� w pr�ni, w ciemno�ci. A jednak by�em ca�kiem przytomny. Jakbym si� znajdowa� w cylindrze, w kt�rym nie by�o powietrza. Mialem uczucie, �e znajduj� si� w otch�ani, �e jestem w po�owie drogi mi�dzy tym �wiatem a drugim. Cz�owiek, kt�ry "umiera�" kilkakrotnie na skutek ci�kich oparze� i uszkodze� spowodowanych upadkiem, m�wi: 30 Niemal tydzie� znajdowa�em si� w szoku i w tym czasie nagle znalaz�em si� w czarnej pr�ni. Mia�em wra�enie, �e przebywam w niej d�ugi czas, p�ywaj�c i ko�ysz�c si� w przestrzeni... Tak by�em poch�oni�ty w pr�ni�, �e o niczym innym nie my�la�em. Pewien m�czyzna dozna� takiego prze�ycia jako ch�opiec: bardzo ba� si� wtedy ciemno�ci. Kiedy serce przesta�o bi� wskutek wewn�trznych obra�e� spowodowanych wypadkiem rowerowym mia�em uczucie, �e poruszam si� w g��bokiej, bardzo ciemnej dolinie. Ta ciemno�� by�a tak g��boka i nieprzenikniona, �e absolutnie nic nie widzia�em, ale by�o to najcudowniejsze, wolne od zmartwie� prze�ycie, jakie mo�na sobie wyobrazi�. Kobieta, kt�ra mia�a zapalenie otrzewnej, tak opowiada: Lekarz wezwa� moj� siost� i brata, �eby mnie zobaczyli po raz ostatni. Piel�gniarka zrobi�a mi zastrzyk, poniewa� chcia�a mi u�atwi� umieranie. Otaczaj�ce mnie rzeczy zacz�y si� coraz bardziej oddala�. I kiedy si� tak cofa�y, wesz�am g�ow� naprz�d w w�ski i bardzo, bardzo ciemny korytarz, do kt�rego by�am dobrze dopasowana, i zacz�am si� zsuwa� coraz szybciej w d�. Inna osoba, bliska �mierci na skutek wypadku ulicznego, zrobi�a por�wnanie wzi�te z widowiska telewizyjnego: Mia�am uczucie ca�kowitego spokoju, �adnego l�ku; znalaz�am si� w tunelu - tunelu z�o�onym z koncentrycznych k�. Wkr�tce potem ogl�da�am program telewizyjny pt. "Tunel czasu", gdzie ludzie cofaj� si� w czasie przez taki spiralny tunel. I chyba to jest najlepsze por�wnanie, jakie mi przychodzi na my�l. Pewien m�czyzna da� odmienne por�wnanie, wywodz�ce si� z jego wierze� religijnych. Powiedzia�: Nagle znalaz�em si� w bardzo ciemnej i bardzo g��bokiej dolinie. Wydawa�o mi si�, �e przez t� dolin� prowadzi �cie�ka, prawie droga, 31 a ja szedtem t� �cie�k�... P�niej, kiedy wyzdrowia�em, pomy�la�em: "Teraz ju� wiem, co znacz� te s�owa w Biblii �dolina cieni �mierci�, poniewa� tam by�em". Poza cia�em Truizmem b�dzie stwierdzenie, �e wi�kszo�� ludzi przewa�nie identyfikuje si� ze swym fizycznym cia�em. Owszem, przyznajemy, �e inamy r�wnie� "umys�", ale jest on dla nas czym� bardziej efemerycznym ni� cia�o. Umys� ostatecznie mo�e by� jedynie wynikiem elektrycznych i chemicznych reakcji, jakie zachodz� w m�zgu, kt�ry jest cz�ci� fizycznego cia�a. Wiele os�b nie mo�e wyobrazi� sobie w�asnego istnienia w innej formie ni� w ciele fizycznym, kt�re darz� takim przywi�zaniem. Osoby, z kt�rymi przeprowadza�em wywiad, przed swoimi prze�yciami nie r�ni�y si� pod tym wzgl�dem od innych. Dlatego te� po tym szybkim przej�ciu przez ciemny tunel umieraj�cy doznaje cz�sto niezwyk�ego zdumienia, gdy� w tym momencie si� zdarza, i� patrzy na w�asne cia�o z jakiego� zewn�trznego punktu, jako "widz" albo "trzecia osoba w pokoju", albo jakby ogl�da� wydarzenie "na scenie w teatrze" lub "w kinie". Sp�jrzmy teraz na urywki niekt�rych relacji, gdzie to niezwyk�e oderwanie si� od cia�a zosta�o opisane: Mia�am siedemna�cie lat i wraz z bratem pracowali�my w weso�ym miasteczku. Kt�rego� popo�udnia postanowili�my pop�ywa�, wraz z nami posz�o sporo m�odzie�y. Kto� zaproponowa�: "Przep�y�my jezioro". Robi�am to wiele razy, ale tego dnia, nie wiedzie� czemu, posz�am na dno na �rodku jeziora... Wyp�ywa�am i sz�am pod wod� 32 kilka razy i nagle dozna�am uczucia, jakbym znalaz�a si� poza "w�asnym cia�em, poza wszystkimi, sama w przestrzeni. Chocia� by�am w jednym miejscu, na tym samym poziomie, widzia�am swoje cia�o w wodzie o jakie� trzy, cztery stopy ode mnie, to wyp�ywaj�ce, to nikn�ce pod wod�. Widzia�am je od ty�u bardziej z prawej strony. I nadal czu�am ca�e swoje cia�o, cho� si� znajdowa�am poza nim. Mialam cudowne, nie do opisania uczucie. Czu�am si� jak pi�rko. -Jaki� rok temu zosta�am przyj�ta do szpitala z powodu choroby serca i nast�pnego dnia, le��c w ��ku, zacz�am odczuwa� bardzo silny b�l w piersi. Nacisn�am guzik znajduj�cy si� ko�o ��ka, �eby wezwa� piel�gniarki; przybieg�y zaraz i zaj�y si� mn�. By�o mi niewygodnie le�e� na plecach, wi� si� obr�ci�am, a kiedy to zrobi�am, przesta�am oddycha� i stan�o mi serce. Wtedy us�ysza�am, jak piel�gniarki zawo�a�y: "Umiera! Umiera!" W tej samej chwili poczu�am, �e wychodz� ze swego cia�a, �e zsuwam si� z materaca, pod pr�tem z boku ��ka - zupelnie, jakbym przenikn�a przez ten pr�t - i ze�lizguj� si� na ziemi�. A potem zacz�am powoli si� unosi�; kiedy to si� ze mn� dzia�o, widzia�am, jak do pokoju wbiegaj� jeszcze inne piel�gniarki, bylo ich chyba z tuzin. M�j lekarz akurat mia� obch�d, wi�c go wezwa�y; wszed�, a ja pomy�la�am: "Ciekawa jestem, co on teraz zrobi". Przep�yn�am ko�o stolika - zobaczy�am go z boku i to bardzo wyra�nie - unioslam si� pod sufit i zatrzyma�am, patrz�c w d�. Mia�am wra�enie, �e jestem papierkiem dmuchni�tym do g�ry. Obserwowa�am stamt�d, jak mnie reanimowali! Moje cia�o le�a�o w dole wyci�gni�te, widzia�am je wyra�nie, a oni wszyscy stali woko�o. Us�ysza�am, jak jedna z piel�gniarek powiedzia�a: ,,O Bo�e! Ona umar�a", gdy tymczasem inna pochyli�a si�, �eby mi zrobi� oddychanie usta-usta. Dok�adnie widzia�am jej g�ow� z ty�u. Nigdy nie zapomn� jej w�os�w, by�y kr�tko przyci�te. Potem zobaczy�am, �e wt�aczaj� do pokoju jak�� maszyn�, kt�ra powodowa�a wstrz�sy klatki piersiowej. W��czyli ten aparat i zobaczy�am, �e moje cia�o podskakuje na ��ku, i s�ysza�am, �e ka�da moja kostka trzeszczy. To by�o okropne. 33 Kiedy tak patrzy�am, jak ugniataj� mi klatk� piersiow� i nacieraj� r�ce i nogi, pomy�la�am: "Dlaczego zadaj� sobie tyle trudu? Przecie� jest mi dobrze". M�j m�ody rozm�wca powiedzia�: By�o to dwa lata temu, sko�czy�em w�a�nie dziewi�tna�cie lat. Odwozi�em do domu przyjaciela moim wozem i kiedy znalaz�em si� na jednym ze skrzy�owa� w centrum, stan��em i rozejrza�em si� w obie strony, ale nic nie nadje�d�a�o. Wjecha�em wi�c na skrzy�owanie i w tym momencie us�ysza�em przera�liwy krzyk przyjaciela. Nagle zobaczy�em reflektory samochodu p�dz�cego wprost na nas. Us�ysza�em okropny trzask bok mego wozu zosta� zmia�d�ony, a ja znalaz�em si� w ciemno�ci, w zamkni�tej przestrzeni. Sta�o si� to bardzo szybko. A potem, jakbym si� unosi� o jakie� pi�� jard�w nad ulic�, mniej wi�cej pi�� jard�w od wozu. S�ysza�em cichn�cy odg�os tego trzasku. Zobaczy�em ludzi nadbiegaj�cych i gromadz�cych si� wok�; m�j przyjaciel wyszed� z wozu, najwidoczniej w szoku. Widzia�em swoje cia�o w rozbitym wozie, w�r�d tych obcych ludzi, i jak probowali mnie z niego wyci�gn��. Moje nogi by�y wykr�one, a wszystko zbryzgane krwi�. Jak mo�na sobie �atwo wyobrazi�, niezwyk�e by�y my�li i uczucia ludzi, kt�rzy co� takiego prze�ywali. Wiele os�b uwa�a przebywanie poza w�asnym cia�em za rzecz tak niemo�liw�, �e nawet kiedy tego do�wiadczaj�, czuj� si� ca�kiem oszo�omione i przez pewien czas nie wi��� tego ze �mierci�. S� zdumione tym, co si� z nimi dzieje: dlaczego nagle patrz� na siebie jak widzowie? Reakcje emocjonalne na ten dziwny stan bywaj� r�ne. Wi�kszo�� ludzi stwierdza, �e najpierw czuli rozpaczliw� ch�� powrotu do swego cia�a, ale nie wiedzieli zupe�nie, jak to zrobi�. Inni zn�w byli przera�eni, wprost w panice. Byli te� tacy, kt�rzy podchodzili do tego zjawiska z ca�ym spokojem, jak autor poni�szej wypowiedzi: Zachorowa�em bardzo ci�ko i lekarz umie�ci� mnie w szpitalu. Pewnego ranka zebra�a si� wok� mnie jakby g�sta szara mg�a 34 i poczu�em, �e opuszczam swoje cia�o. Wydawa�o mi si�, �e szybuj�, obejrza�em si� i zobaczy�em siebie le��cego na ��ku. Nie ba�em si� wcale, mia�em wra�enie wielkiego spokoju i ukojenia. Nie by�em ani przera�ony, ani wzburzony. Po prostu do�wiadcza�em mi�ego uczucia uspokojenia, niczego si� nie ba�em. Mia�em �wiadomo��, �e chyba umieram, i by�em przekonany, �e je�li nie wr�c� do swego cia�a, umr�, odejd�. Odmienna tak�e bywa postawa poszczeg�lnych os�b wobec w�asnego cia�a, od kt�rego si� oderwa�y. Na og� niepokoj� si� o nie. Pewna m�oda kobieta, kt�ra w momencie tego prze�ycia by�a s�uchaczk� szko�y piel�gniarskiej, wyra�a zrozumia�y w jej sytuacji l�k: W szkole piel�gniarskiej starano si� nas nak�oni�, �eby�my po �mierci odda�y nasze cia�a na potrzeby nauki. To by�o �mieszne, ale kiedy patrzy�am, jak staraj� si� przywr�ci� mi oddech, my�la�am: "Nie chc�, �eby u�ywali mego cia�a do bada�". Dwie inne osoby wyrazi�y t� sam� obaw�, kiedy przekona�y si�, �e s� poza cia�em. Co ciekawe, obie reprezentowa�y medycyn�: byli to lekarz i piel�gniarka. W innym przypadku niepok�j o w�asne cia�o przybra�o form� �alu. M�czyzna, u kt�rego w wyniku powa�nych obra�e� spowodowanych upadkiem nast�pi�o zatrzymanie akcji serca, wspomina: Widzia�em siebie le��cego na ��ku i jednocze�nie lekarza, kt�ry mnie ratowa�. Nie mog�em tego zrozumie�, ale patrzy�em na moje w�asne cia�o le��ce na ��ku. I poczu�em si� okropnie, kiedy mu si� uwa�niej przyjrza�em i zobaczy�em, w jak op�akanym jest stanie. Kilka os�b powiedzia�o mi, �e czu�o obco�� wobec w�asnego cia�a: Orally, nigdy nie zdawa�em sobie sprawy, �e tak wygl�dam! Wie pan, przywyk�em ogl�da� siebie na zdj�ciach albo w lustrze, i w obu wypadkach jestem p�aski. Ai tu nagle widz� siebie - a w�a�ciwie moje cia�o - z wysoko�ci jakich� pi�ciu st�p. Po dobrej chwili dopiero pozna�em, �e to jestem ja. 35 W jednej wypowiedzi to uczucie obco�ci przybra�o form� kra�cow� i wr�cz humorystyczn�. Pewien lekarz opowiedzia� mi, jak podczas swojej klinicznej �mierci znajdowa� si� ko�o ��ka i patrzy� na w�asne poszarza�e cia�o. Zrozpaczony i zdumiony zastanawia� si�, co robi�. Postanowi� po prostu odej��, gdy� czu� si� zmieszany, niepewny. W dzieci�stwie nas�ucha� si� od dziadka opowie�ci o duchach i zwierzy� mi si� - c� za paradoks! - Nie chcia�em by� przy ciele, kt�re wygl�da�o na martwe, cho� to by�o moje i w�asne cia�o! Pozna�em te� odmienn� postaw� - niekt�rzy m�wili, �e nie doznawali �adnych specjalnych uczu� wobec swoich cia�. Pewna kobieta na przyk�ad, kt�ra mia�a atak serca, wiedzia�a z pewno�ci�, �e umiera. Poczu�a, �e jest jakby wyrwana w ciemno�� ze swego cia�a i szybko si� od niego oddala. Tak to opisala: Nie obejrza�am si� nawet na swoje cia�o. Owszem, wiedzia�am, �e tam jest i ze mog�abym je zobaczy�, gdybym spojrza�a. Ale nie chcia�am spojrze�, wcale nie, poniewa� wiedzia�am, �e zrobi�am w �yciu wszystko, co do mnie nale�a�o, i teraz ca�� uwag� skupi�am na tej innej rzeczywisto�ci. Wiedzia�am, �e gdybym spojrza�a na moje cia�o, to spojrza�abym r�wnocze�nie na moj� przesz�o��, a tego stanowczo nie chcia�am zrobi�. Podobnie dziewczyna, kt�ra prze�y�a oderwanie si� od cia�a na skutek wypadku, w kt�rym odnios�a powa�ne obra�enia, opowiada: Widzia�am swoje cia�o bardzo powykr�cane w samochodzie i ludzi zebranych woko�o, ale, wie pan, nic do niego nie czu�am. Zupe�nie jakby chodzi�o o kogo� innego albo mo�e nawet o przedmiot... Wiedzia�am, �e to moje w�asne cia�o, ale nic do niego nie czu�am. Cho� przebywanie poza w�asnym cia�em by�o doznaniem co najmniej niezwyk�ym, umieraj�cy tak nagle znajdowa� si� w tej sytuacji, �e dopiero po chwili zaczyna� rozumie� to, co prze�ywa. M�g� przebywa� przez pewien czas poza 36 cia�em, rozpaczliwie staraj�c si� rozezna� w tym wszystkim, co si� z nim dzia�o, nim u�wiadomi� sobie, �e umiera albo nawet, �e umar�. Kiedy to wreszcie poj��, towarzyszy� temu cz�sto wielki wstrz�s powoduj�cy dziwne my�li. Pewna kobieta pami�ta, �e pomy�la�a: Umar�am! Jakie to przyjemne! Pewien m�czyzna o�wiadczy�, �e pomy�la� wtedy: To musi by� to, co nazywaj� �mierci�. Nawet kiedy ju� si� jest �wiadomym w�asnej �mierci, mo�e towarzyszy� temu zdumienie, a nawet sprzeciw. M�ody ch�opak, na przyk�ad, przypomnia� sobie biblijn� obietnic� "trzech razy po dwadzie�cia i dziesi�� lat" i odczu� bunt, �e prze�y� dopiero jedn� dwudziestk�". Studentka opowiedzia�a mi w spos�b niezwykle wzruszaj�cy o swoich prze�yciach: Pomy�la�am, �e nie �yj� i wcale si� tym nie zmartwi�am, ale nie mog�am sobie wyobrazi�, dok�d powinnam p�j��. Moje my�li i �wiadomo�� by�y takie same jak normalnie �a �ycia, ale nie mog�am sobie tego wszystkiego wyobrazi�. I ci�gle my�la�am: "Gdzie mam p�j��? Co mam robi�?" i "Dobry Bo�e, nie �yj�! Nie mog� w to uwierzy�!" Bo chyba nikt naprawd� nie wierzy, �e umrze. To co�, co przydarza si� zawsze innym, i chocia� wie si� o tym, nigdy nie wierzy si� w to naprawd�... No, i postanowi�am, �e zaczekam, a� ca�y zam�t minie i zabior� moje cia�o, a wtedy postaram si� zastanowi�, dok�d mam p�j��. W kilku badanych przeze mnie przypadkach umieraj�cy, kt�rych dusza, umys�, �wiadomo�� (czy jak to nazwa�) oderwa�y si� od cia�a, m�wili, �e po tym wyzwoleniu nie czuli, by w og�le kiedy� przebywali w ciele. Czuli si� tak, jakby byli "czyst�" �wiadomo�ci�. Jeden z nich opowiada: Czu�em wtedy, �e mog� widzie� wszystko wok� siebie - ��cznie z cia�em le��cym na ��ku - nie zajmuj�c wcale miejsca, to znaczy jakby by� punktem �wiadomo�ci. Inni twierdzili, �e po wydostaniu si� ze swojej pow�oki cielesnej w og�le nie mogli sobie przypomnie�, czy byli w jakim� "ciele", gdy� tak urzek�o ich to, co si� wok� dzia�o. 37 Niew�tpliwie wi�kszo�� moich rozm�wc�w jednak stwierdza, �e po uwolnieniu si� z fizycznego cia�a znale�li si� w jakim� innym. Ale tutaj jeste�my ju� w sferze dozna�, o kt�rych niezwykle trudno m�wi�. To "nowe cia�o" nale�y do dw�ch, mo�e trzech aspekt�w prze�y� zwi�zanych ze �mierci�, wobec kt�rych j�zyk ludzki napotyka najwi�ksze trudno�ci. Prawie ka�dy, kto mi opowiada� o tym "ciele", w pewnym momencie miesza� si�, przerywa�, wreszcie m�wi�: Nie potrafi� tego opisa� albo robil inn� uwag� w tym stylu. Tym niemniej opisy tego cia�a maj� wiele cech podobie�stwa. I tak, cho� poszczeg�lni ludzie u�ywaj� o