3999

Szczegóły
Tytuł 3999
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

3999 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 3999 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3999 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

3999 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

KAJTKOWE PRZYGODY Maria Konwacka Lektura klasy III Maria Kownacka (1894�1982) ponad sze��dziesi�t lat swojej pracy tw�rczej po�wi�ci�a dzieciom i m�odzie�y. Pisa�a o sprawach bliskich czytelnikowi � o domu, o szkole, o stosunku do zwierz�t, o przyrodzie i �yciu wsi polskiej. Le�a�y jej tak�e na sercu sprawy teatru dzieci�cego. Bogaty i r�norodny dorobek Marii Kownackiej obejmuje kilkadziesi�t ksi��ek � zbiork�w wierszy, opowiada�, bajek, powie�ci, sztuk dla teatr�w szkolnych. S� to mi�dzy innymi: �Plastusiowy pami�tnik�, �Przygody Plastusia�, �Kajtkowe przygody�, �Roga� z Doliny Roztoki�, �Dzieci z Leszczynowej G�rki�, �Szko�a nad ob�okami� i in. Wsp�lnie z Janem Edwardem Kucharskim napisa�a �Wiatrak profesora Biedronki� i �Skarb pod wiatrakiem�. SPIS TRE�CI * O t�ustym �limaku i fikni�ciu kozio�ka, o sejmie bocianim i co by�o na nim * Z bocianiego gniazda na podw�rko jazda! * Wszystkiego si� dowiecie o szarej g�si, wr�blach i Bukiecie * O grzybach na jednej nodze i �abie kolczastej srodze * O g�uchym koszu, Florku i dziurawym worku * O mysiej norce, o kopaniu i Wawrzonka pilnowaniu * Roboty tyle przez wstr�tne badyle * O kijach-samobijach * Cukierkowej kitce i o tym, kto skaka� na nitce * Kicusiowe swawole i o tym, kto siedzia� w dole * O bia�ym mrozie, czerwonym kamieniu i o kapusty kiszeniu * Straszna heca w beczce, co sta�a wedle pieca * O �liskiej pod�odze, o twaro�ku, o psiej budzie, ptasim jadle, o wszystkim po troszku * O mysich psotach i jak zamiast myszy mo�na z�apa� kota * Filipie, Fredziu Kicie i o tym, kto komu uratowa� �ycie * O szmacianym Pawe�ku, o kukie�ce i mase�ku * O pajdce z pieprzem i o tym, co od chleba lepsze * O szafliku, o rybach i o tym, kto na nie dyba� * Kajtek orze na traktorze O t�ustym �limaku i fikni�ciu koziolka, o sejmie bocianim i co bylo na nim Nazywam si� Kajtu�. Mam d�ugie, czerwone nogi, bia�y kubrak z czarnymi wy�ogami, no i pot�ny, mocny, czerwony dzi�b. Przed moim dziobem dr�y ca�e nasze podw�rko i wszyscy nieproszeni go�cie, to jest kury, g�si i psy od s�siad�w. Tylko z jednym Bukietem wol� si� nie zadawa�, bo to jest pies bez wychowania i nie umie si� grzecznie obchodzi� z takim bocianem jak ja. Pewno was dziwi, dlaczego bocian gospodaruje na wiejskim podw�rku zamiast �apa� �aby na ��ce albo w�e i jaszczurki w dalekim, ciep�ym kraju!... To jest bardzo �a�osna historia!... Przyszed�em na �wiat w pi�knym, roz�o�ystym gnie�dzie ze starej brony, na wysokiej topoli rosn�cej w zagrodzie u Orczyk�w. By�em najwi�kszy i najsilniejszy z trojga rodze�stwa, a g�odny zawsze jak wilk. Ci�gle wo�a�em: - Je��!... Je��!... Je��!... Gdybym m�g�, po�kn��bym ca�� zagrod� razem z nasz� topol�... Rodzice przynosili nam do gniazda k�aczek trawy i na ten obrusik wyk�adali z wola - pasikoniki, chrab�szcze, �limaki, a nawet �aby i myszy - upolowane na ��ce. To by�a prawdziwa uczta. Ale mnie zawsze wszystkiego by�o ma�o. - Je��!... i je��!... - wo�a�em bez ustanku. Ros�em jak na dro�d�ach, by�em coraz mocniejszy. Zacz��em wyrywa� k�ski bratu i siostrze, za co rodzice klekotali na mnie z oburzeniem. Jednego rana przynios�a matka t�ustego �limaka. Brat pochwyci� go dziobem, wygi�� szyj� i oczy przymkn��, �eby po�kn�� smaczny k�sek. Rzuci�em si� na niego: - Oddawaj mi to zaraz, niedo��go!... Wbi�em nogi w brzeg gniazda i szarpn��em z ca�ej si�y. Brat s�abszy by� ode mnie, pu�ci� zdobycz, a ja razem ze �limakiem fikn��em kozio�ka i stoczy�em si� mi�dzy ga��ziami na muraw� podw�rka. Jak d�ugo tam le�a�em, nie wiem. Naraz us�ysza�em nad sob� cienki g�osik: - Ojej! Bocianek wylecia� z gniazda! W g�owie mi si� kr�ci�o, by�em og�uszony. Schwyci�y mnie czyje� r�ce i kto� powiedzia�: - Nie ma chyba nic z�amanego. Jeszcze dzi�b ma czarny, nogi szare i kr�tkie - m�ody, mo�e si� wyleczy! Dawajcie drabin�, trzeba go w�o�y� z powrotem do gniazda! Po chwili siedzia�em ju� w gnie�dzie, ale osowia�y i smutny. Prawe skrzyd�o bola�o mnie mocno i d�ugo, musia�o by� nadp�kni�te, bo pot�uk�em si� porz�dnie. Przesta�em ju� tak szybko rosn��. Chocia� w sierpniu moje czarne nogi i dzi�b zacz�y czerwienie� jak u moich braci, to i tak z najsilniejszego by�em teraz najs�abszy w gnie�dzie. Nadszed� dzie� �wi�tego Bart�omieja. Wa�ny dzie� dla bocian�w. O tym dniu od dawna ojciec nam wieczorami klekota�. Na dalekiej zielonej ��ce zebra� si� wielki sejm bociani. Pe�no tam by�o klekotu, podskok�w, wsp�lnych oblot�w. Moi r�wie�nicy, m�ode bociany, popisywa�y si� sztuk� latania. Ale mnie to nie wychodzi�o... Brakowa�o mi si�... Wszyscy moi bracia odlecieli drugiego dnia o �wicie, a ja zosta�em sam. C� by�o robi�!... Z bocianiego gniazda na podw�rko jazda! Trwa�a pi�kna, ciep�a pogoda. W powietrzu snu�y si� cienkie, srebrne paj�czyny. Lata�em jak dawniej na ��k�, a wieczorami wraca�em do zagrody i osowia�y, samotny siadywa�em na naszej topoli, przy gnie�dzie. Tak by�o przez kilka tygodni. A� nagle zawia�y jakie� zimne, jak nigdy dot�d, przejmuj�ce wiatry. Kostnia�em nocami na gnie�dzie tak, �e rano nogi i skrzyd�a mia�em zesztywnia�e, a dzi�b tak mi dr�twia� z zimna, �e nawet zaklekota� nie mog�em. A do tego wszystkiego jeszcze i �aby z ��ki gdzie� si� pochowa�y! Czary jakie czy co?!,.. Ani jednej znale�� nie mog�em. Siedz� g�odny i napuszony na dachu stodo�y i patrz�, jak gospodyni i jej dzieci nosz� jedzenie Bukietowi do miski, kurom do korytka, kr�likom do kafelk�w... Patrz� i my�l� sobie: �C� to ja mam by� gorszy od tej ca�ej podw�rkowej zgrai?!... To oni maj� si� objada� po uszy, a ja mam na to z dachu patrze� i �link� tylko �yka�?!.,. A niedoczekanie!� Co prawda, troch� mnie strach oblatywa� przed tym sfruni�ciem mi�dzy ludzi. Par� razy ju�... ju�... unosi�em skrzyd�a, ju� si� odbija�em od kalenicy1 nogami i zawsze co� mnie wstrzymywa�o na dachu: A to Bukiet g�o�no zaszczeka�, a to gospodarz konia wyprowadzi� ze stajni, a to dzieci wypad�y z sieni ze �miechem... Wreszcie, kt�rego� rana, wynios�a gospodyni kurom ziemniaki z osypk�... My�l� sobie: �Niech si� dzieje, co chce, kiszki mi marsza graj� z g�odu.� Hul, kasztan do wody! - i frr... z dachu, jak z procy, prosto do korytka!... Kurom dla pewno�ci od razu przy�o�y�em t�go po ogonach, �eby si� za bardzo nie panoszy�y, ziemniak�w si� najad�em a� po gard�o i - jazda z powrotem na dach!... Zrobi�o mi si� jako� ra�niej. Chocia� te ziemniaki - to nie przysmak dla bociana... Ale co zrobi�, kiedy g��d przyci�nie... Wszystkiego si� dowiecie o szarej g�si, wr�blach i Bukiecie Z pocz�tku na podw�rku nie by�o �adnego �adu. Szara g� rz�dzi�a si� tam jak u siebie w domu, a wr�ble objada�y wszystkich, gdzie si� tylko da�o: Sypnie gospodyni kurom po�ladu, ju� wr�blisk�w pe�no pod nogami. Co kura jedno ziarno, to one cztery!... Podrzuci gospodarz Kasztanowi miark� owsa, ju� mu wr�ble po kopytach podryguj�, do pyska podlatuj�! Zaniesie Weronka Krasuli pomyj z obierkami, ju� wr�blaszki o ma�o kr��ka nie dostan�! Pocz�stuje Kacperek Bukieta' kasz� z ziemniakami, to ju� mu wr�ble wy�apuj� z miski co najlepsze k�ski. Stan��em sobie �adnie na jednej nodze na korycie przy studni, jedno oko przymkn��em, niby nigdy nic, i przygl�dam si� temu wszystkiemu, i z�o�� we mnie wzbiera, �e nie mog� wytrzyma�... Ta szara g� cz�apie na tych swoich k�apcias-tych nogach i posykuje na wszystko. Wypu�ci�a gospodyni na chwil� wieprzki, �eby w chlewku porz�dek zrobi�. Gospodyni du�o tego roku wieprzk�w chowa! Pobieg�y one do kurzego korytka, a szara g� - szczyp! - wieprzka w ucho, a wieprzek w kwik! Jak ja to zobacz�, jak si� nie puszcz�: �up! g� po ogonie! Cup! wieprzki po szczecinie! �up-cup! kury po grzbietach! I dalej dopiero na wr�ble! �aden nie dosta�, jak si� nale�a�o, bo pozmyka�y: te drapichrusty sprzed kurnika i te sprzed ob�rki. Chcia�em przegna� te sprzed Bukietowej budy, ale Bukiet to kundel bez �adnego wychowania. Zamiast mi podzi�kowa�, to si� naje�y�, nasro�y� i zawarcza� : - Warrra od mojej budy, przyb��do!... We mnie si� wszystko zagotowa�o. - Kto przyb��da, kto?!... Kto przyszed� na �wiat na tutejszej topoli, ja czy ty, coo?! -wrzasn��em. Wtedy on zacz�� szczeka�, �e psy na topoli nie przychodz� na �wiat, tylko takie pokraki jak ja. A ja mu na to, �e on sam jest przyb��da, bo kiedy by� szczeniakiem, to go przynie�li ze �wiata w worku. - Kto ci to powiedzia�, czerwony nochalu?!... - Wszystkie wr�ble o tym �wierkaj� na p�ocie! Wtedy Bukiet a� ochryp� od szczekania na mnie, a ja sobie stan��em na korycie przy studni na jednej nodze, przymkn��em jedno oko i udawa�em, �e nic nie s�ysz� i nie wiem, na kogo on szczeka, i to go-jeszcze wi�cej z�o�ci�o. A� Antek wylecia� z domu zobaczy�, na kogo Bukiet tak ujada, i powiedzia�: - Bukiet, czy� ty oszala�, �eby szczeka� tak na wiatr?... Bukiet si� zawstydzi�, zaczai merda� ogonem, a ja sta�em dalej na korycie przy studni na jednej nodze, z niewinn� min�, niby nigdy nic. Z tym Bukietem to b�dzie trudna sprawa, bo tak, to sobie dam rad� nawet z t� szar� g�si�! O grzybach na jednej nodze i �abie kolczastej srodze U Orczyk�w coraz lepiej mi si� powodzi�o. Wszyscy mores przede mn� znali. Ziemniak�w z kurzego korytka mog�em dzioba�, ile dusza zapragnie, tylko �ab by�o coraz mniej. Chcia�em jedn� grub� ropuch� wyci�gn�� spod progu domu, bo ich si� tam gnie�dzi�o a� cztery albo wi�cej, to dzieci wrzasku narobi�y, �e jestem �rozb�jnik�, bo �ropuszki� s� bardzo po�yteczne w ogrodzie. Lata�em na nasz� ��k�, ale trudno by�o co� u�owi�. Wczoraj wzi�y dzieci koszyki i gdzie� si� wybieraj�, wi�c ja za nimi. Zawsze w polu �atwiej jaki porz�dny k�sek si� trafi ni� przy domu. A tu Bukiet na �a�cuchu gwa�t podnosi, �e i on p�jdzie. Przykaza� mu Kacperek, �e ma grzecznie i�� ca�y czas za nog�, nie goni� zaj�czk�w i nie straszy� ptaszk�w. Zaszli�my do lasu. �aden porz�dny bocian do lasu nigdy nie lata, ale ja inwalida, co mam pocz��? Zacz�y si� dzieci kr�ci� po lesie i zbiera� do koszyk�w r�ne niepotrzebne rzeczy, m�wi�y na to �grzyby�. Pe�no tych grzyb�w wsz�dzie tu ros�o i te�, tak jak ja, lubi�y sta� na jednej nodze, ale �ab ani �limak�w dzieci nie zbiera�y wcale. Dziwne ci ludzie maj� zwyczaje! Jak Kacperek znalaz� brzydki, bury grzyb, to wo�a�: - Weronka, hop, hop! znalaz�em borowika! � i fika� kozio�ki z rado�ci. A Weronka odkrzykiwa�a: � Ojej! co tu ma�lak�w! - i zbiera�a takie sobie, ��tawe grzybki. A jak pod chojarem r�s� wspania�y grzyb w kapeluszu jeszcze czerwie�szym od mojego dzioba i do tego w bia�e kropki, to m�wili, �e to muchomor, truj�cy grzyb, i zostawiali go spokojnie we mchu. Ja zacz��em te� myszkowa� po krzakach; nie szuka�em naturalnie grzyb�w, tylko �abek, a tu s�ysz�, co� szele�ci pod ja�owcem w zesch�ych li�ciach. Co� si� tam du�ego rusza. My�l� sobie: �Jaka� wielka, pi�kna �aba!...� Zaczynam si� chy�kiem podkrada�... Ju�, ju�... chc� dziobem �upn��, patrz�... a to k��bek samych kolc�w... Tr�ci�em to �co�� dziobem, poruszy�o si�... My�l� sobie: �Wszystkie drzewa w tym lesie kolczaste, nie tak jak u nas na ��ce, wida� i �aby kolcami tu porastaj�!...� Ju� mam si� zabiera�, �eby t� �ab� z tych kolc�w wy�uska�, a tu Bukiet hyc! zza krzaka!... My�la�em, �e si� na mnie rzuci, wi�c hopsa-sa-sa!... odskoczy�em jak oparzony, a on tymczasem-do tego kolczastego k��bka jak nie zacznie doskakiwa� a naszczekiwa�, a nos sobie k�u� o te ig�y! Wszyscy si� zbiegli, zrobi� si� gwa�t. Kacperek odci�ga Bukieta za ogon. Weronka za obro��... - Przesta�, Bukiet, przesta�, to je�u�!... Odci�gn�li Bukieta i mnie nie dali tkn�� tego naszpilkowanego grubasa. Nie rozumiem, dlaczego tak si� nim zaopiekowali. A mia�em ochot� po�kn�� go na �niadanie. Potem wr�cili�my do domu z pe�nymi koszami. Weronka wo�a�a z daleka: - Mamo, ciociu, zobaczcie, co�my grzyb�w przynie�li! Gospodyni i ciocia Zosia wybieg�y z domu. Zacz�o si� przebieranie, krajanie, nawlekanie na nitki tych grzyb�w. Sporo odrzucali, m�wili, �e �robaczywe�. Potem grzyby sch�y porozwieszane na s�o�cu, a ja pilnowa�em, �eby ich kury i szara g� nie poobskubywa�y. O g�uchym koszu, Florku i dziurawym worku Dzisiaj od samego rana zrobi� si� w zagrodzie ruch. Kacperek z Antkiem poprawiali przed drwalk� takie dziwne kije podobne do pogrzebacza. M�wili, �e to �motyki�. Kacperek przytrzymywa� motyk� na pie�ku za trzonek, a Antek -stuk-puk! - wbija� gwo�dzie, �eby si� im te b�yszcz�ce �g�owy� nie chwia�y. Gospodarz m�wi, �e ten nasz Antek to do wszystkiego �maj-ster-klepka�. A potem wyjecha�y ze strychu i z komory wszystkie kosze, koszyczki i worki, i p�achty. Siad� Antek na pie�ku i przeplata kosze wiklin�, co�my po ni� wczoraj na ��k� chodzili. Gdzie tylko troch� przetarte, tam zaraz -szast-prast! - zgrabnie witk� wiklinow� przeplecie i dziur� za�ata. Najwi�kszy kosz mia� tylko jedno ucho, i to naderwane; zawin�� si� Antek i nowe ucha mu dorabia. Przewija wiklin�, doci�ga, przeplata, przycina. Kacperek podaje Antkowi wiklinowe witki, �eby pr�dzej sz�a robota, i pyta: - Po co ty mu nowe �uszy� dorabiasz?... - �eby lepiej s�ysza�, jak si� go do roboty zawo�a, bo tak, to troch� przyg�uchy - �mieje si� Antek. Babcia z Weronik� siad�y na �awce przed domem i a� im si� te ig�y migaj�. Gdzie tylko worek si� przetar� albo ma ochot� si� przetrze�, tam dostaje zaraz pi�kn�, mocn� �at�. - Do kopania wszystko musi by� przygotowane jak si� patrzy, �eby nie by�o jak z tym Pi�rkiem - m�wi babcia. - Z jakim �Pi�rkiem�, babulko?... - Ano z tym, co to: Ni�s� Florek ziemniak�w worek. W worku dziura jak fasa, wi�c ziemniaki � hopsasa!... Przyszed� do dom Florek, patrzy �pusty worek!... Wszyscy si� zacz�li �mia�, a ja nic nie rozumiem, po co oni te motyki, te worki i te kosze szykuj� i ci�gle m�wi� o jakim� �kopaniu�. Ch�opcy na podw�rku kopali pi�k�, na ��ce kopali glisty, jak szli na ryby. Mo�e my te� du�o glist tymi motykami nakopiemy i p�jdziemy ryby �owi�! Rybacy na naszej rzece te� do takich koszy ryby �apali. Te kosze to pewno na ryby! Toby dopiero Kajtu� mia� bal! O mysiej norce, o kopaniu i Wawrzonka pilnowaniu Wcale�my nie poszli na podw�rko kopa� pi�k� ani na ��k� kopa� glisty i �owi� ryby, tylko w pole kopa� ziemniaki. Z pocz�tku by�em z�y, ale po drodze, na polach po �ycie, z�owi�em i po�kn��em na �niadanie par� myszek. Te myszy teraz niewiele s� gorsze od �ab, wi�c si� pocieszy�em. Poszli�my w pole wszyscy, kto tylko �yje w domu, nawet Wawrzonek. Tylko Bukiet pilnowa� zagrody. By� ciep�y dzie�, s�o�ce grza�o jak w lipcu. U�o�y�a gospodyni Wawrzonka �adnie na miedzy, pod�o�y�a mu grub� p�acht� i star� chustk� i m�wi do Kacperka: - Kacperek, popilnujesz Wawrzusia, �eby mu si� co nie sta�o! A Kacperek w bek: - Ja nie chc� Wawrzka pilnowa�, ja chc� ziemniaki kopa�!... - Nie dasz rady kopaniu, jeszcze� za ma�y -m�wi gospodyni. - To b�d� podbiera� takie pozostawione ziemniaki! - Ha, to chyba go Kajtu� popilnuje - powiedzia�a gospodyni i ruszy�a �wawo kopa� swoj� redlin�. A ja o ma�o z pychy nie p�kn�, �e mnie gospodyni kaza�a Wawrzonka pilnowa�; wida� ja nie gorszy od BukietaL. Stan��em sobie na jednej nodze tu� przy Wawrzusiowej p�achcie i patrz� na wszystkie strony. - Niech no si� kto �mie do dziecka zbli�y�!... Antek z Weronik� kopi� na wy�cigi, Kacperek zbiera do koszyka pozostawione ziemniaki. Uwijaj� si� wszyscy, ile tylko si�. Gospodarz wo�a: - Nie urz�dza� mi tylko wy�cig�w, a wybiera� co do jednego ziemniaka! Robota a� kipi. Wawrzonek bawi� si� �adnie w�asn� pi�ci� i ssa� sk�reczk� chleba, wreszcie usn��, a ja wci�� stoj� na stra�y na jednej nodze. Nagle widz�, �e tu� przy Wawrzonkowej g��wce pod miedz� jest malutka, czarna norka. Nawet dziobem nie poruszy�em,' ale tej norki nie spuszczam z oka. Jeszcze z niej co na dziecko wyskoczy!... Cierpliwo�ci to ju� nikt mnie nie potrzebuje uczy�! Nagle co� w norce mign�o, wysun�� si� z niej malutki pyszczek, uszki, ca�a myszka razem z ogonkiem, a ja ani drgn�... Pokr�ci�a ta mysz nosem i myk! sunie do sk�rki chleba, co j� Wawrzonek w garstce trzyma... Jak ja to zobacz�, jak nie skocz�: - Czekaj, ty rozb�jniczko, b�dziesz dziecku chleb rabowa�a! �up-siup! prosto w t� mysz! I nagle Wawrzonek w krzyk, myszy ani �ladu, a ja stoj� nad Wawrzonkiem ze sk�rk� chleba w dziobie... Przybieg�a gospodyni, ciocia Zosia, Weronika. - Co si� dziecku sta�o? Czemu tak przera�liwie krzykn�o?... - Co� mu si� wida� przy�ni�o - m�wi Weronika. - �adnie mu si� przy�ni�o, siniaka ma na brzuszku i r�czk� zadra�ni�t�!... Po�kn��em pr�dko t� sk�rk� chleba, bo jakby j� w moim dziobie zobaczyli, toby nikt nie uwierzy�, �e to si� sta�o niechc�cy. - To ty �adnie, Kajtek, dziecka pilnujesz! -powiedzia�a gospodyni. A ja sta�em pokorniutko i przyrzeka�em sobie nie tkn�� Wawrzonka, �eby nawet wszystkie �aby i wszystkie myszy z ca�ego pola po nim spacerowa�y!... Roboty tyle przez wstr�tne badyle Co ci moi gospodarze wynajduj� sobie za dziwne zaj�cia! Jakby nie mieli nic lepszego do roboty. Wczoraj gospodarz z Antkiem wykopali na wygonie g��boki na ch�opa i szeroki na p� izby d�, powbijali nad nim jakie� ko�ki, a na tych ko�kach z�o�yli taki most z patyk�w, �e zmie�ci�oby si� na nim z pi�� gniazd bocianich. Dzisiaj raniutko za�o�y� gospodarz Kasztana do wozu i jazda wszyscy na ��k�, a ja ile si� za nimi. Ciekawy jestem okropnie, co te� oni b�d� tam robi�!... Chyba si� nareszcie namy�lili troch� �ab i ryb na�apa�! Pewno je wpuszcz� do tego do�u, �eby by�o co je�� przez zim�. Wielka ju� pora!... A tu Antek: - Prrr! - zatrzymuje Kasztana przed takimi wstr�tnymi badylami, co je nie wiadomo po co dawno, jeszcze przed odlotem moich braci, na ��ce gospodyni rozpostar�a. Z pocz�tku to by�o zielonkawe, potem sczernia�o i le�a�o jak takie d�ugie dr�ki nad rzek�, i przeszkadza�o �aby �owi�. Upatrzy�em raz tak� pi�kn�, zielon� �ab�, siedzia�a pod krzaczkiem dzikiej mi�ty, ja do niej, a ona: - Hopsa-sasaL. Hop! Hop! Hop - od razu na te badylowe chodniczki. Ja za ni�, a tu nogi mi si� w te badyle zapl�tuj�, o ma�o nie b�cn��em jak d�ugi, a moja �aba - szust do rzeczki - i tyle j� widzia�em!... Okropnie tych badyli nie cierpia�em, bo mi polowanie psu�y. A tu si� nasz w�z przy nich zatrzymuje i wszyscy zaczynaj� zbiera� to szkaradzie�stwo, wi��� w p�ki i �aduj� na fur�, a jeszcze gospodyni m�wi: - Pi�kny nam lato� len urosia�, b�dzie go dobrze mi�dli�! - Straszne rosy uderza�y rankami na ��k� -m�wi Weronika. Straci�em ca�y humor, ale c� by�o robi�?... Jak wszystko do kruszyny za�adowali na w�z, Antek pop�dzi� Kasztana i ruszyli�my prosto na wygon do tego wykopanego do�u. My�l� sobie: �Aha, teraz to �wi�stwo zakopi� i b�dzie po krzyku!� Ale gdzie tam! Znowu z wozu zdj�li, na tym chru�cianym pomo�cie pouk�adali, a Antek rozpali� w tym dole pod spodem ogie�. My�l� sobie: �Aha, teraz si� to wszystko spali i b�dzie spok�j!� Ani nawet, wcale si� nie spali�o! Gospodarz powiedzia�, �e jak si� ten �len� suszy w domu, w piecu po chlebie, to si� cz�sto spali razem z domem, wi�c dlatego chodzi taki gruby pan milicjant z b�yszcz�cymi guzikami i nie pozwala w domu suszy�. Antek i Kacperek podk�adali na ogie�, a go spodyni z Weronik� przewraca�y ci�gle badyle. - Cienko rozk�adaj, Werosia, len na lasach2, �eby nam �adnie podsech� na wszystkie strony, nim mi�dlarki na t�ok�3 przyjd�. - O, jak pr�dko schnie, a� para z niego leci -cieszy si� Weronika. O kijach-samobijach Ledwo ten len na tych lasach podsech�, ja patrz�, a tu z ku�ni leci kowalka, a ode wsi nasze s�siadki zza p�otu: pani Chmielowa i Miturzyna, a od kolonii ciocia Zosia. A wszystkie nios� jakie� kije, patyki, dr�gi... My�l� sobie: �No, teraz to ju� chyba b�dzie bijatyka na dobre - i zerkam tylko bokiem, gdzie by tu czmychn��, jak co do czego przyjdzie...� A tu jeszcze na dobitk� leci za pani� Chmielow� Cukierek, taki wstr�tny kundel z kitka zakr�con� jak u naszego wieprzka, nie wi�ksze toto od naszej szarej g�si, a jeszcze z dziesi�� razy zajadlejsze od Bukieta. Szczekliwe, wstr�tne psisko. Ju� go wy dzioba�em ze trzy razy z naszego podw�rza, �ale co innego w�asne podw�rko, a co innego obce pole. Wi�c si� przysun��em do Werosi i czekam, co z tego b�dzie. Przylecia�y te gospodynie z kijami i nic, wcale si� z nikim nie bij�, tylko nas pi�knie pozdrowi�y i pozatyka�y w ziemi� na tych kijach takie �mieszne, w�ziuchne korytka. W ka�dym takim korytku przez �rodek chodzi�a taka d�uga, drewniana r�czka. Dalej�e te s�siadki chwyta� nasz wysuszony len i - buch! buch! buch!... wali� go z ca�ej si�y t� drewnian� r�czk� w tym korytku. My�l� sobie: �No, przynajmniej teraz dostan� te badyle za swoje od tych kij�w-samobij�w!� Weronika wo�a: - Zobacz, Kacper, jak si� �adnie pa�dziorki spod mi�dlicy sypi�!... Ja patrz�: czary czy co? Z tych czarnych badylk�w, jak si� je wy�omota�o, zrobi�y si� takie d�ugie, jasne w�osy jak naszej Weroniki. Uk�adaj� gospodynie ten wymi�dlony len garstkami na kozio�kach z dr��k�w albo na ziemi w ma�e gromadki. Cukierek po�o�y� si� pod mi�dlic� swojej pani. Lec� na niego pa�dziorki, lec�, w kude�ki mu si� wkr�caj�, a on nic, �pi. Kowalka przechodz�c potr�ci�a go nog�. Zerwa� si� jak czupirad�o poro�ni�te w pa�dzierze i rozgl�da si� za lepszym legowiskiem. Zobaczy� na ziemi za pani� Chmielow� gromadk� wymi�dlonego lnu i zaraz chy�kiem, boczkiem - myk!... do tej kopki. Nikt tego nie zauwa�y�, tylko ja jeden, bo wszyscy mi�dlili zawzi�cie. Wpakowa� si� on bez ceremonii w �wie�o wymi�dlony len, a taki by� naszpikowany pa�dziorkami, �e nic si� od tego pos�ania nie r�ni�. Pokr�ci� si�, pokr�ci� w k�ko, kitk� podwin��, jeszcze raz wsta�, jeszcze si� ze trzy razy obr�ci�, jakby dosta� kr��ka, wreszcie po�o�y� si� na prawym boczku i chrapn�� sobie jak na pierzynie. A pani Chmielowa nic nie widzi, co si� �wi�ci, tylko sk�ada na tego Cukierka jedn� garstk� wymi�dlonego lnu po drugiej... Robota idzie, �e a� furczy, wysuszonego lnu coraz mniej, my�l� sobie: �Ju� nied�ugo b�dzie koniec.� O Cukierkowej kitce i o tym, kto skaka� na nitce Gospodyni Chmielowa wymi�dlila reszt� lnu i - �aps! chwyta ca�� kopk�, �eby j� zanie�� znowu na lasy do podsuszenia, zanim go zacznie pociera�. - Ajaj! ajaj! ajaj! - skomli przera�liwie Cukierek i zmyka z wygodnego pos�ania jak niepyszny... - Widzicie go, jakie to sobie legowisko znalaz�, o ma�o mu ogona nie urwa�am! - wo�a oburzona Chmielowa. Wszyscy si� �miej�, tylko Cukierek, niewyspany i z�y, przysiad� sobie z boku. Podsun��em si� do niego i m�wi� grzecznie: - Widzisz, dobrze ci tak, kundlu jeden! A ten na mnie z�by szczerzy! - Wstydu si� najad�e� za wszystkie czasy! -powiadam bez z�o�ci, a ten na mnie hyc! z z�bami!... Musia�em odskoczy�, a on za mn�. Musia�em podfrun��, boby mi pi�ro z ogona wyrwa�, a on za mn�... Lec� do Werosi po ratunek, a on za mn�, za mn�... Chcia�em przysi��� przy Weronice, ale mnie odegna�, podfrun��em znowu i niechc�cy usiad�em w samym �rodku kopki tych lnianych w�os�w, a ten kundel jeszcze za mn�. Chc� si� poderwa�, ale nogi mi si� zapl�tuj�, ani rusz!... Podskakuj�, podryguj�, psisko ujada, wszyscy si� zbiegli, wymachuj� kijami. - �apcie bociana, �apcie! - Ca�y len skot�uj�!... - Trzymajcie Cukierka! Wreszcie Antek pochwyci� mnie i nogi mi wypl�ta�, cho� wierzga�em nimi ile tylko si�y, a Chmielowa przytrzyma�a t� swoj� pociech� Cukierka i troch� mu wsypa�a, �eby wiedzia�, jak si� na t�oce sprawowa�. A potem u nas w zagrodzie by� obiad dla wszystkich, co przyszli na t�ok� pomaga� po s�siedzku przy lnie. Gospodarze, Weronika i Antek roznosili miski i zapraszali pi�knie do jad�a. My wszyscy na podw�rku te� dostali�my lepsze k�ski przez t� t�ok�. A jutro my p�jdziemy innym pomaga�. Wr�bliska, wiadomo, musia�y si� zaraz na t� uczt� wkr�ci�, cho� ich nikt nie prosi�. Porywa�y nam sprzed nosa, co tylko by�o najlepszego, a potem: frrr! na p�ot i dr� si� na ca�� wie�: �wir f �wir ! �wir f przygoda taka: nie wr�bel3 tylko bocian na nitce skaka�!... Sk�d te plociuchy, drapichrusty wszystko musz� wiedzie�?!... Okropnie si� zez�o�ci�em, ale musia�em nadrabia� min� i jeszcze tego Cukierka pi�knie ugo�ci�; trudno, jak t�oka, to t�oka; ale niech no on si� spr�buje jutro na moim podw�rku pokaza�!... Kicusiowe swawole i o tym, kto siedzia� w dole Ciocia Zosia z Weronik� wykopa�y buraki w ogrodzie i posz�y raniutko z motykami w stron� ��ki. Pewno marchew b�d� kopa�, co tam ros�a na poletku. Nawet z nimi nie poszed�em, bo po co si� na pr�no w��czy�, �aby si� gdzie� pochowa�y. A tu tymczasem patrz�, gospodarz z Antkiem znowu si� bior� do kopania do�u, zaraz za nasz� stodo��. D� nie by� taki g��boki jak ten na wygonie. Wy�o�yli go prost� s�om�, naznosili nad brzeg ��ciny ziemniaczanej, pojechali w Kasztana w stron� ��ki i przywie�li co� w workach, ale ju� nie zd��yli tego do do�u wsypa�, bo gospodyni zwo�ywa�a wszystkich na obiad. Ciocia Zosia z Weronik� ledwo wr�ci�y z motykami, zd��y�y jeszcze przynie�� z ogrodu i postawi� nad do�em du�y kosz burak�w, umy�y r�ce i posz�y na obiad. A tu tymczasem te kicusie, Kacperkowe kr�liki: myk! myk! od razu do tej ��ciny, a szara g� te�; jak�eby jej mia�o gdzie zabrakn��? Stoj� sobie �adnie na jednej nodze na korycie przy studni i patrz�, co z tego b�dzie. P�ki objada�y ��cin�, to nic nie m�wi�em. A� tu najwi�kszy �aciaty k�apouch zaczyna obw�chiwa� ten wypchany worek, co z ��ki przyjecha�, wspina si� na niego, nosem rusza i uszyskami strzy�e. Patrz�, oka z niego nie spuszczam, a ten nicpo� tymi swoimi z�biskami worek zaczyna obrabia�. - To po to babulka z Weronk� p� dnia worki �ata�a, �eby� ty, urwipo�ciu, co sam masz kubrak po�atany, mia� co z�biskami wygryza�?!!... Zaczekaj, ja ci tu sprawi�!... A on nic: - chrup... chrup... dobiera si� coraz lepiej do tego, co tam w worku siedzi, a tu jeszcze i k�apouszka ki�, ki�, zaczyna si� do worka dobiera�!... Jak nie skocz� z koryta, jak si� nie rozp�dz�: -�up! k�apouszk� po bia�ej kitce! �up-cup! k�a-poucha po �aciastym kubraku. Chcia�em jeszcze szar� g� stukn�� po ogonie, ale mi odskoczy�a w prawo, kr�le w lewo, a ja rozp�dzony: �apa j - trzymaj!... buch! prosto do do�u!... Chc� podfrun��, nie ma si� gdzie rozp�dzi�. Chc� wyskoczy� - za wysoko... A tu k�apouchy, szara g� i ca�e podw�rko wydziwia, �e Kajtek w dole siedzi, a wr�bliska �wierkaj� z uciechy: Ten nasz bocian Kajtek podar� par� majtek! A kr�liki podryguj� nad do�em: Bo ten Kajtu� zabijaka, wi�c siedzi zamiast buraka w tym dole ! w tym dole!... - Czekajcie, drapichrusty i podrygusie, ju� was rozumu naucz�, jak tylko z do�u wyjd�! A tu, jak na z�o��, jedz� ten obiad i jedz� tak d�ugo jak nigdy. S�ysz�, jak Weronka wynosi pomyje prosi�tom, jak Bukiet ch�epcze sw�j obiad z miski przed bud�, wreszcie jak Kacperek wyszed� przed pr�g i wo�a: - Kajtu�, Kajtu�, chod� je��! A� mnie poderwa�o, ale c�, nie mog� si� ruszy�!... - Ooo! A gdzie� to si� Kajtek podzia�, mamo, nie widzieli�cie Kajtusia?... S�ysz�, jak mnie szukaj� na strychu, w drwalce, za piwniczk� z ziemniakami. S�ysz�, jak kube� - bum!... bum!... rozbija si� g�ucho o cembrowin�... Szukaj� mnie w studni ! Jestem zawstydzony, a jednak mi przyjemnie, �e si� tak o mnie martwi�. Wreszcie s�ysz� g�os gospodarza: - No, czas ju� bra� si� do roboty, dosy� tego ba�amuctwa, mo�e bocian sam z jakiej dziury wy-lezie. Trzeba zado�owa� marchew i buraki, dobrze ��cin� okry� i ziemi� przysypa�, �eby nam zim� nie zmarz�y. S�ysz�, jak Antek podchodzi do do�u i majstruje co� przy tym wypchanym worku, widz�, jak si� razem z workiem nachyla nad do�em i... rrrru! - sypie si� na mnie ca�y grad r�owych marcheweczek!... Ledwo zd��y�em uskoczy� w k�t do�u. - Kajtek, to ty tutaj ?! - wo�a Antek. Zbiegli si� wszyscy, kto tylko �ywy, Kacperek wyci�gn�� mnie z do�u w okamgnieniu. A co by�o �miechu! Sama babulka wynios�a mi na obiad ca�� misk� klusek. Wida� zrozumia�a, �e broni�em jej worka przed kr�liczymi z�bami. Stan��em sobie na �rodku podw�rka i �yka�em kluski pomalutku, przymykaj�c oczy, na z�o�� wr�bliskom. O bia�ym mrozie, czerwonym kamieniu i o kapusty kiszeniu Robi si� coraz zimniej. Musz� sypia� w kurniku razem z t� ca�� zgraj�. Kacperek powiedzia�, kiedy mnie pierwszy raz do kurnika zamyka�: - Zmarz�by� na dworze, Kajtu�, i u�wierkn��!... Szara g� ma ochot� mnie podszczypywa�, kury si� kokosz� na grz�dzie, ale wszyscy si� boj� mojego dzioba. Dzi� rano wychodz� na podw�rko, patrz�, a tu wszystkie dachy: ob�rki, stodo�y, domu, nawet Bukietowej budy s� bielusie�kie. My�l� sobie: �Ojej! Kiedy� ten gospodarz zd��y� to wszystko pobieli�?� A tu Weronika wybiega przed dom i wo�a: -Patrzajcie, mamo, bia�y mr�z! Potem s�o�ce przygrza�o i wszystko zrobi�o si� szare jak dawniej, ale powietrze by�o ostre i nogi mi marz�y. Stan��em na korycie, skurczy�em si� z zimna i podkulam to jedn�, to drug� nog�, �eby si� ogrza�a. My�l� sobie ze smutkiem, jacy szcz�liwi s� moi bracia w ciep�ych krajach, �e im nogi nie marzn�... A tu nagle ta wr�bla ho�ota z p�ota zaczyna wrzeszcze�: �wir... �wir... �wir... idzie zima, a nasz Kajtek but�w nie ma, nie ma Kajtek ciep�ych majtek!... �wir... �wir... �wir!... Okropnie si� zgniewa�em i my�l� sobie: �Poczekajcie, wstr�tne drapichrusty, nie b�d� z wami tutaj na podw�rku stercza�, wszyscy siedz� w domu i ja si� tam dostan�!� Ale to wcale nie by�o �atwo dosta� si� dzi� do domu, bo wszyscy za sob�, jak na z�o��, dobrze drzwi zamykali. A tymczasem wiatr coraz zimniejszy wieje od p�nocy... Nagle wybieg� z domu Kacperek, zabra� spod stodo�y cztery spore kamienie i wraca do domu, a ja za nim co si� w nogach. Nie m�g� pr�dko drzwi zamkn��, wi�c ja mu myk! pod nogami prosto do sieni, a z sieni do izby. Przyczai�em si� cichutko w k�cie mi�dzy �aw� a piecem i nikt mnie nie zauwa�y�. O, jak dobrze, o, jak przyjemnie!... Ju� chyba w ciep�ych krajach nie mo�e by� lepiej. Czuj�, jak moje nogi przestaj� dr�twie� z zimna. Zaczynam si� rozgl�da� po izbie. Gospodyni bierze od Kacperka te kamienie i k�adzie pod blach� do ognia. Na �awie pod piecem wygrzewa si� Mruczek, a przy nim siedzi nasza babulka i wyczynia jakie� dziwne rzeczy. Zatkn�a na kiju tak� wielk� strzech� tego lnu, co to�my go wtedy mi�dlili, i ci�gnie z niej palcami d�ug�, cieniusie�k� nitk�, a nog� kr�ci jakie� k�ko. To k�ko furczy: furr... furr... furrr..., a nitka nawija si� na jakie� drewienko, kt�re si� tak�e kr�ci. Co ta babulka na staro�� wymy�li�a sobie za �mieszn� zabawk�! A� Wawrzonek ze swego ��eczka �mieje si� do tego k�ka i r�czkami macha. - Niech babulka zostawi t� k�dziel - m�wi gospodyni - trzeba si� bra� do kapusty. A tu - �omot - otwieraj� si� drzwi jak szerokie i wtacza si� do izby gruba, zamaszysta beczka, a pomagaj� jej przej�� przez pr�g sam gospodarz z Antkiem. Nala� gospodarz do beczki wrz�cej wody, a gospodyni wyj�a z ognia kamienie blaszan� �opatk�. Ja patrz�, co za dziwo?... Te kamienie wcale nie s� do siebie podobne, s� czerwone i ogniste jak s�o�ce, kiedy si� k�adzie spa� za nasz� ��k�. A gospodyni odwr�ci�a si� na pi�cie i - buch - te kamienie do beczki z wod�! Gwa�tu, rety!... Co si� dzieje?... Syk, trzask, co� si� k��bi, bucha z beczki na ca�� izb�! �Zaraz ca�y dom rozniesie� - my�l� sobie. Kot zadar� ogon i - hop! sadzi za piec, a ja -hyc! do drzwi i chc� zmyka� na podw�rko, ale drzwi na szcz�cie by�y zamkni�te, bo wcale nie by�o si� czego ba�. Gospodyni przykry�a beczk� p�acht� i wszystko si� uspokoi�o. Babulka wyszorowa�a i wyparzy�a ukropem denko od beczki, dwa du�e, ci�kie kamienie, st�porek4 d�bowy i m�wi: Kto wszystko wyszoruje i dobrze wyparzy, to mu si� na zim� kapusta udarzy. Komu si� wyparzy� nie �ni, to b�dzie mia� beczk� ple�ni. - Oj, to to, �wi�ta prawda - �mieje si� gospodyni : Kto czysto�ci zaniecha, tylko �winkom pociecha. Straszna heca w beczce, co s�a�a wedle pieca Antek z ojcem wyleli wod�, wyrzucili pop�kane kamienie z beczki i �eby pr�dzej wysch�a, przysun�li j� blisko pieca, troch� nachylili, a pode dno podsun�li polano. - No, teraz skoczcie, ch�opcy, do kowal�w po�yczy� szatkownicy, a ja id� po kapust� -m�wi gospodarz. Umiot�a Weronika izb�, babulka zgrzytu-fitu... ostrzy no�e na ose�ce, a gospodarz znosi workiem g�owy kapu�ciane i uk�ada je w wielki stos na �rodku izby. Dobrze ja znam t� kapu�cioch�! Ros�a na zagonku w�r�d naszej ��ki, a �abska ucieka�y w ni� jak do lasu. - T�ga kapusta nam si� lato� zdarzy�a -cieszy si� babulka. - A to przez to, �e na do�ku, bo innym to wypali�o do czysta, nawet si� g��wki nie zwin�y. Siad�a Weronika z babulka, p�achtami kolana okry�y i dalej�e g��by i wierzchnie li�cie, co si� rozk�adaj� na boki, odziabywa� no�ami. To w�a�nie pod te li�cie �aby si� najbardziej pcha�y, kiedy je goni�em. Babulka z Weronik� -ciach... ciach... ciach... no�ami i zostaj� tylko �ysiutkie, twarde kapu�ciane g�owy. A tu ju� tupot w sieni. Nios� ch�opcy jak�� dziwn� desk�, przez �rodek tej deski na ukos po�yskuj� no�e jak te kosy, kt�rymi traw� na ��ce kosili. To wida� ta szatkownica... Ostro�nie przechodz� przez pr�g, a tu im pod nogami - ki�... ki�... ki�... kr�le do izby si� pchaj� na gwa�t i dalej�e do tych kapu�cianych li�ci, a uszami strzyg�, a nosami kr�c�. My�l�: �Jeszcze tego ta�atajstwa tutaj brakowa�o!� Nie wytrzyma�em, wyskoczy�em z k�ta i -�omot!... kr�le po ogonach! - Patrzcie no, Kajtek i kr�liki! Trzeba to wszystko przegna� na dw�r - m�wi gospodyni. Kr�le pokica�y czym pr�dzej pod �aw�, a mnie si� zrobi�o bardzo markotno, ale Kacperek m�wi: - Mamo, Kajtek tak zmarz�, niech si� troch� ogrzeje! Chwytaj� mnie Kacperkowe r�ce i sadzaj� na piecu. Oho! Tu jeszcze cieplej i przyjemniej, siedz� sobie jak na w�asnym bocianim gnie�dzie i wszystko widz� doko�a. A tymczasem ch�opcy ustawili szatkownic� na dw�ch sto�kach, w samym �rodku izby. - Pan kowal powiedzia�, �e no�e dla nas wyostrzy� jak brzytwy - m�wi Antek. - No, teraz do roboty! - wo�a gospodarz. Zakasa� r�kawy i... szach... szach... szach... trze po ostrych no�ach kapust� za kapust�, tylko si� z tych g��wek wi�reczki sypi� do balijki, co pod spodem stoi. Weronika z Kacperkiem zebra�a do p�achty kapu�ciane li�cie i wynie�li je dla wieprzk�w. Robota idzie jak z p�atka. Wraca Weronika i Kacper z pust� p�acht�. Za nimi pcha si� Bukiet. My�l� sobie: �No, teraz b�dzie chyba jaka awantura... Dobrze, �e jestem na piecu!� Ale nic, stoj� sobie na kraw�dzi pieca na jednej nodze, jedno oko przymkn��em i czekam, co dalej b�dzie. A Bukiet tymczasem boczkiem... boczkiem... drobnym kroczkiem podsuwa si� do �awy pod piecem. Mruczek poderwa� si�, wypr�y� nogi i ogon, grzbiet wygi�� jak pa��k �d koszyka i - prych... prych... prych... Bukiet nie wytrzyma�, naje�y� si�, zebra� w sobie i - ryms na kota!... Mign�o co�, �mign�o... z �awki na k�dziel, a z k�dzieli prosto mnie na g�ow�... A� mnie zamroczy�o. Zachwia�em si�, odskoczy�em: - Czekaj ty, koci pazurze, ja ci� tu naucz�! -Rozmachn��em si� dziobem i... cup! kota po uchu... - Ratunkuuuu! Co si� dzieje!... - Krzyk, wrzask, ujadanie, a piec zapada si� gdzie� pod nogami. Stukn��em mocno o co� twardego g�ow�, w oczach czarno, w g�owie si� kr�ci... Gdzie ja jestem?!... W�sko, ciasno... doko�a deski, kocur ko�o mnie skacze jak oparzony, w otworze u g�ry nad g�ow� ujada obmierz�a psia paszcza, a o deski �omocz� coraz zajadlej psie pazury... Nagle - �omot!... ca�y �wiat znowu przewraca si� do g�ry nogami i zaczynamy si� turla�, to kot na wierzchu, to znowu ja, a psie pazury b�bni� po deskach i szczekanie a� ochryp�e z zajad�o�ci!... Weronika wyci�ga mnie i kota z beczki. Antek wyprowadza Bukieta za obro��. Kacperek wygania rozbiegane kr�liki, a gospodyni podgarnia porozrzucan� kapust�. - Trzeba na nowo przez te psie figle beczk� parzy�! - m�wi zagniewany gospodarz. - A tyle razy ci m�wi�em, Kacper, niech pies biega po drucie przez ca�e podw�rze, niech ma porz�dn� bud�, ale do domu go nie sprowadza�. Stan��em pokorniutko w k�ciku. Beczk� na nowo wyparzyli, wysuszyli i dalej�e ubija� w niej kapust� st�porkiem, wszyscy po kolei. A gospodyni tylko przesypuje to sol�, to koprem, to wrzuci z�bek czosnku, to zn�w s�l i tak w k�ko a� do pe�na. Wreszcie przysz�o denko, a dwa ci�kie kamienie przypiecz�towa�y i przydusi�y kapust�, �eby nam z beczki nie wyskoczy�a, jak zacznie kisn��. Zatoczy� gospodarz beczk� do k�ta i m�wi: - Jak ze dwa tygodnie w cieple poki�nie, to j� wyniesiemy do piwnicy. - Ooo, dotrzyma do nowej, nie ma strachu! -zawo�a�a znad k�dzieli babulka. O �liskiej pod�odze, o twaro�ku, o psiej budzie, ptasim jadle, o wszystkim po troszku Niezgorzej mi si� teraz dzieje. Na piecu mam ciep�o i nikt mnie z izby nie wygania, ale ja sam, z dobrej woli, lubi� Kacperka odprowadzi� do szko�y i sprawdzi� porz�dek na podw�rku, �eby si� to wszystko za bardzo beze mnie nie rozpanoszy�o. Zesz�ego tygodnia przyby� w ob�rce naszej Krasuli cielaczek. Takie sobie zwyczajne �aciate ciel�, co podryguje i ogonem miele. Krasula daje teraz du�o, du�o mleka. Dzisiaj gospodarz wszed� do izby i m�wi: - Przelej, Antek, mleko do ba�ki i zanie� do mleczarni sp�dzielczej. My�l� sobie: �Co te� to mo�e by� takiego -ta �mleczarnia sp�dzielcza�?� Wychodzi Antek z ba�k�, a ja za nim. Jest troch� zimno. Ale s�o�ce pi�knie �wieci. Min�li�my nasze podw�rko. Z p�otu wr�ble si� dr�: Cwir... �wir... �wir... to ci heca, wylaz� Kajtek dzi� zza pieca!... Ale nochal ma czerwony, tam za piecem odmro�ony!... Cwir... �wir... �wir... �wir!... Nawet nie spojrza�em na t� ho�ot�, tylko dumnie krocz� za Antkiem, a tu Cukierek z zagrody Chmiel�w na mnie z�biska szczerzy i ujada przez p�ot, ile wlezie. Te� nawet nie zwr�ci�em uwagi na tego pokurcza. Idziemy sobie z Antkiem wa�ni - prosto do mleczarni sp�dzielczej. Ta mleczarnia daleko, na samym ko�cu wsi. Du�y dom, pi�kny, czerwony, koloru mojego dzioba. Weszli�my do �rodka. By�o tam �adnie, czy�ciutko. Pachnia�o mlekiem i �wie�ym serem. Chcia�em sobie wszystko obejrze�, ale nogi mi si� rozje�d�a�y, bo pod�oga by�a dziwnie �liska. My�l� sobie: �Co za sens tak� pod�og� robi�?� I ostro�nie sun� do takiego posrebrzanego szafliczka ze �wie�ym twaro�kiem. Dziobn��em raz i drugi porz�dny �yk, a tu si� robi rwetes... Napada na mnie taki jaki� zabijaka i krzyczy: - Bocian twar�g dziobie!... Do mleczarni nie wolno wprowadza� ps�w, bocian�w ani innych zwierz�t!... Zl�k�em si� okropnie, nogi mi si� rozjecha�y i klapn��em jak d�ugi na �lisk� pod�og�. Musia� mnie Antek wzi�� pod pach�. Takiego wstydu si� najad�em! Przygl�da�em si� zza pazuchy Antkowej temu zabijace: sam si� przebra� za bociana w bia�y kitel z r�kawami, a porz�dnemu bocianowi �y� nie daje!... Na mnie to krzycza�, a teraz opowiada grzeczniutko Antkowi, Jurkowi od kowal�w i jeszcze paru ch�opcom, co te� tu mleko przynie�li, jak trzeba krowie wymi� my�, jak doi�, jak cedzi� mleko i r�ne inne g�upstwa. Jedno tylko, co mia� racj�, �e ps�w nie pozwala wprowadza�! Wyszli�my wreszcie i Jurek z Antkiem zaczynaj� wychwala� t� mleczarni� sp�dzielcz�. My�l� sobie: �Gadajcie, co chcecie, a moja noga ju� tam wi�cej nie postanie�. Kiedy�my wr�cili, ch�opcy zabrali si� do zabijania ko�k�w w ziemi� i ogacania igliwiem Bukietowej budy. Wcale tego niewarte to szkaradne psisko, ale coraz zimniej, trudno, niech i jemu b�dzie troch� cieplej!... A po obiedzie Kacperek m�wi do Weroniki: - Chod�, Wero�ka, musimy karm� dla ptak�w zebra� do woreczk�w. Gramol� si� na strych, a ja strasznie zaciekawiony za nimi - hyc! hyc! ze szczebla na szczebel, coraz wy�ej. A tam na strychu wisz� p�czki suchej jarz�biny i dzikiego bzu, i ja�owcowe r�zgi, a na p�achcie le�� nasiona ostu i rozmaite inne. Zabrali si� oni do roboty, a ja sobie my�l�, �e ten Kacperek to chyba ma �le w g�owie, ptaszyska b�dzie karmi�! Zimno by�o na strychu, wi�c zeszed�em do izby, stan��em na kraw�dzi pieca i patrz� przez okno. Siedz� wr�ble na p�ocie, nastroszy�y pi�rka z zimna, pokurczy�y si� jak Wawrzonkowe pi�steczki. My�l� sobie: �Obwiesie, drapichrusty, nicponie z was i obie�y�wiaty. Ale Kacperek nie da wam zim� z g�odu u�wierkn��, trudno, takie ta�atajstwo te� wida� potrzebne na �wiecie�. Zesz�y dzieci ze strychu z wypchanymi woreczkami i zawieszaj� je u pu�apu. Poskrzypuje od pieca babulkowy ko�owrotek: - Dobrze, dobrze robicie, �e o ptaszkach pami�tacie - m�wi babulka. � U�wierk�yby bez was, chudziny, bo to lato� bociany w czas odlecia�y... Sroga zima idzie na �wiat... O mysich psotach i jak zamiast myszy mo�na z�apa� kota Min�y s�oty. My�l� sobie: �Teraz to ju� pewno zaraz b�dzie wiosna!� Ale gdzie tam, sypi� si� takie bia�e pi�rka z nieba, nie wiem, kacze czy g�sie, ludzie to nazywaj� - ��nieg�. Okienka zamarzaj�, �e nawet wr�bli przez nie nie wida�, cho� wiem, �e ci�gle za szybami podryguj�. Przyczajam si�, jak tylko mog�, w izbie, �eby mnie aby do tego kurnika nie wyprawili. Gospodyni wygania mnie co dzie� na podw�rko, ale ja pospaceruj� troch� i niech tylko kto drzwi odemknie - to zaraz myk! do izby. Wypatrzy�em niedawno, �e naprzeciwko rogu pieca maj� myszy w �cianie nor�. Tych myszy w cha�upie tyle, �e sobie rady da� nie mo�na. Podobno si� z pola to ta�atajstwo sprowadzi�o ! Prz�dzie babcia dzisiaj tak� wielk� k�dziel k�ak�w, gospodyni �ata worki, co je myszy w komorze poci�y, Mruczek zwin�� si� w k��bek i chrapie na tych wylatanych workach, a ja stoj� sobie wysoko na kominie na jednej nodze i niby �pi�, a jednym oczkiem zerkam na t� mysi� nor�. A� tu nagle patrz� - wyskakuje mysz z tej nory, jakby nigdy nic! Pokr�ci�a si� pod �awk�, zawin�a si� ko�o pieca, pomerda�a ogonem i hyc! do nory z powrotem. A� si� we mnie wszystko zatrz�s�o! A tu ju� druga szasta ogonem ko�o komina l My�l� sobie: �Czekajcie, gryzikrupki!... Ju� ja wam poka��!� Cichusie�ko jak anio�ek sfrun��em na ziemi� i przycupn��em tu� za rogiem pieca, na wprost mysiej nory. - Czekajcie, gryzikrupki, w kopanie na polu mi si� z wami nie uda�o, ale teraz mi si� uda! Nie b�jcie si�, nie b�dzie gospodyni work�w po waszych z�biskach �ata�a. Niedoczekanie! Ju� Kajtu� si� z wami rozprawi! Stoj�, stoj�, ju� mi nogi ca�kiem zdr�twia�y i szyja �cierp�a, a ja nic, tylko oczyska wyba�uszam w t� nor� jak wrona w gnat. Czatuj�, ani drgn�!... Nic, cicho. A� tu nagle... w tej norze co� mign�o... Patrz� - w�siczki, a pod w�siczkami w�sz�cy nosek, a nad noskiem oczki jak pacioreczki... - Bij, kto w Boga wierzy! - Hop! Siuup! Ciup!... Gdzie m�j dzi�b! �upn��em w co� twardego! Co si� dzieje?! Co za wrzask?!... Mysz kocim g�osem miauczy? Czy co? - MiauL. Miauuu!... Miauuuuu!... - a� si� szyby trz�s�. Mruczek tarza si� przy norze i wrzeszczy: -Miauuuu! Ja mam pe�ny dzi�b kociej sier�ci, a po myszy - ani �ladu! Stoj�, nic nie rozumiem. Nadbieg�y babcia z gospodyni�. - Co si� tu znowu sta�o? - Polowali wida� na jedn� mysz - powiada babcia - czatowali po dw�ch stronach pieca, nie wiedz�c o sobie, rzucili si� na ni� razem i Kajtek, zamiast mysz, �upn�� Mruczka w szyj�! Oj, by�o z nas �miechu, by�o! Mruczek z przekrzywion� szyj� usiad� z powrotem na workach i mia� bardzo obra�on� min�, ale c� ja by�em winien, �e mu si� te� nagle zachcia�o po kryjomu polowa� na myszy ? Gospodyni wr�ci�a do przerwanej roboty i - szach-mach! �ata worki, �e a� strach, podszed�em do niej, a ona m�wi: - Dobry Kajtek, porz�dny bociu�, myszy nam p�oszy! I wyci�gn�a r�k�, �eby mnie pog�aska�, a tu jej z palca - hop! taki srebrny �limaczek i - hyc... hyc... hyc!... podskakuje sobie po pod�odze, dalej�e ja za nim - dopad�em i - �yk! po�kn��em czym pr�dzej. Niech�e chocia� �limaka po�kn�, kiedy mi mysz uciek�a. My�l� sobie: �Teraz mi gospodyni jeszcze pi�kniej podzi�kuje!� A tu tymczasem gospodyni na mnie � hurru-burru! - Co� ty zrobi� najlepszego, Kajtek? Naparstek mi po�kn��e�, a i jak�e ja te twarde worczyska b�d� szy�a bez naparstka?! No, i jak z tymi lud�mi trafi� do �adu?! O Filipie, Fredziu Kicie i o tym, kto komu uratowa� �ycie Babcia zrobi�a now� k�dzio�k�, wielk� jak st�g siana, i posz�a z gospodyni� po ziemniaki do piwnicy, a ja sobie my�l�: �Na tej k�dzio�ce toby si� siedzia�o jak na bocianim gnie�dzie!� Wi�c sfrun��em sobie z pieca prosto na k�dzio�k�, umo�ci�em si� wygodnie, w nogi mi ciep�o, my�l� sobie: �Gospodyni przyjdzie, to mnie pochwali!� A tu znowu na odwr�t! Wr�ci�y z ziemniakami, narobi�y gwa�tu, �e im k�dziel potarmosi�em, i - buch!... znowu si� znalaz�em na podw�rzu. Ale na szcz�cie s�oneczko przygrzewa, �e a� mi�o, �nieg b�yszczy i wcale nie jest taki zimny. My�l� sobie: �Nie p�jd� do kurnika, nie b�d� z tymi zmarzluchami kurzymi siedzia�, tylko p�jd� sobie na ��k�. Mo�e ju� �abki si� pokaza�y?!�... Id� po �niegu zamaszystymi krokami jak nasz gospodarz, nic nie pytam. Min��em stodo��, nasz p�ot, i id�... id�... przed siebie precz polem, a� tu, kiedy mija�em poln� kamionk� poro�ni�t� tarnin�, nagle: -Hyc!!! - co� prosto na mnie wyskoczy�o. A naprzeciwko mnie z przera�enia przysiad� na ogonie m�j dobry znajomy jeszcze z lata -Filip Wyp�osz. / Powiadam mu: - A to�cie mi� dopiero, kumie Filipie, przerazili ! A on mi powiada: - A to�cie mi dopiero, kumie Kajtku, nap�dzili strachu!... - Ano, co s�ycha�? - Ano, nic nowego! - Pr�dko b�dzie wiosna? - Jako� jeszcze nie wida�! - A gdzie to mieszkacie ? - A tutaj mamy z �on� kotlink� mi�dzy kamieniami pod cierniem. - A nie zimno wam? Filip ruszy� dumnie w�sami: - �adnemu porz�dnemu zaj�cowi, co potrafi wynale�� sobie zaciszn� kotlink� od po�udniowej strony i porz�dnym zimowym futrem podbi� sobie szub� na jesieni, nie mo�e by� zimno! - A jak wielki mr�z chwyci? - To si� pota�cuje po �niegu, poharcuje po polach i zaraz jest gor�co. - A mieszka te� tu jeszcze kto ko�o was w tej kamionce? - Tak, mamy s�siada! - A kt�e to taki ? - Jerzy Szpileczka, �pi tutaj pod kup� li�ci, mi�dzy kamieniami. - A mo�e by go obudzi�?! - Oho! Nie obudzi si� do wiosny, cho�by tu armaty zatoczy�! Szkoda mruga�! Chrapie jak zabity. Nikt o nim nie wie. Dawno by go Kita schrupa�, gdyby o nim wiedzia�. - Czy to czasami nie �aba ?! - O, nie, to je�, �aby �pi� w b�ocie, nie po polnych kamionkach. - A jak te� wygl�da ten je� ? - Taki ze szpilkami na grzbiecie. - Aha! Aha! ju� wiem! Spotka�em takiego w lesie na jesieni, nie ma z niego �adnego po�ytku! - klapn��em pogardliwie dziobem. W tej chwili potoczy�y si� ko�o nas spod kamionki szare kulki, pomkn�y �wawo po �niegu i wzbi�y si� w powietrze z furkotem jak te wielkie ptaki metalowe, �e a� si� zatrz�s�em na nogach: - Ojejej! a to co, u licha?!... Obejrza�em si� na Filipa Wyp�osz� - ju� go nie by�o: pomyka� het gdzie� pod lasem, zakre�li� wielkie ko�o na �niegu i wraca� z powrotem do mnie. - Gdzie�cie to latali, kumie Filipie ? - Strze�onego Pan B�g strze�e! Nie wiadomo, czy co�, co sp�oszy�o kuropatwy, nie jest gro�ne i dla zaj�czka. Ehe! ale tym razem si� nabra�em! Patrz, tam pod tarnin�! Spojrza�em uwa�nie: spomi�dzy kamieni wygl�da� tr�jk�tny pyszczek z bystrymi, okr�g�ymi oczkami. - �apaj - trzymaj! - rzuci�em si� jak szalony, my�l�c, �e to szczur, taki jak te, co si� kr�c� u nas w �wironku5. Ale tylko dzi�b sobie nadwer�y�em o kamienie, a z owego pyszczka nie zosta�o ani �ladu. - Ho! ho! ho! - �mia� si� Filip - zachcia�o ci si� polowania na �asiczki, nie tacy jak ty nie mog� ich z�owi�! - Ta �asiczka, naprawd�, to si� powinna nazywa� ��aziczka w�cibinoska�; przepatruje wszystkie k�ty i poluje, na co si� da. Wsz�d

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!