3993
Szczegóły |
Tytuł |
3993 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3993 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3993 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3993 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Bajarka opowiada
Zbi�r ba�ni ca�ego �wiata
opracowa�a
Maria Niklewiczowa
Ksi��ka ukazuje si� z inicjatywy Spo�ecznego Komitetu, utworzonego przy:
* Redakcji �Dziennika Wieczornego",
* bydgoskiej ksi�garni �Wsp�czesna"
* Klubie Mi�o�nik�w Ksi��ki,
dzia�aj�cym przy ksi�garni �Wsp�czesna". Spo�eczny Komitet dedykuje t� ksi��k� spo�ecze�stwu Bydgoszczy, kt�re �wiadczy�o na rzecz jej wydania.
O DOBRYM PRZEWO�NIKU I O DW�CH SIOSTRACH RUSA�KACH
By� sobie stary przewo�nik, kt�ry mia� trzech dorodnych syn�w. �ona w�a�nie mu zmar�a, nie szcz�ci�o mu si� przez ca�e �ycie. Cz�sto nie mia� nawet kawa�ka chleba, bo jego rola by� to piasek lotny, ��ka � bagno bezdenne, a prom mia� stary, spr�chnia�y, tak �e nikt wozi� si� nim nie chcia�.
�y� biedny staruszek, �y� � a� zaniem�g� i zebra�o mu si� na �mier�.
W�a�nie kiedy umiera�, zerwa�a si� straszna burza, b�yska�o i grzmia�o raz po raz, wreszcie deszcz lun�� jak z wiadra. Rzeka wezbra�a i woda unios�a prom.
Ojciec umar�. Synowie p�akali, p�akali � ani za co pogrzebu sprawi�, ani �y� z czego. A zapracowa� te� nie ma na czym bez promu.
Przechodzi� tamt�dy starzec z d�ug� bia�� brod�.
� Czego p�aczecie, biedacy? � zapyta�.
Opowiedzieli mu o �mierci ojca i o wszystkim, co si� przydarzy�o. Staruszek zacz�� ich pociesza�:
� Ojciec wasz ci�kie mia� �ycie i z woli Bo�ej teraz ma odpoczynek. Nie ma tego z�ego, co by si� nie obr�ci�o na dobre. Ale sp�jrzcie na rzek�, to� prom jest u brzegu!
Trzej bracia pobiegli, patrz�: stoi prom nowiutki i mn�stwo ludzi czeka na przew�z.
Obejrzeli si� za staruszkiem � nie by�o go nigdzie.
Synowie pochowali ojca uczciwie. Zabrali si� do pracy i powoli rozgospodarowali si� dostatnio.
Dwaj starsi tacy ju� byli, �e brak�o im serca dla ludzi. Pr�dko zapomnieli o w�asnej biedzie, wi�c i cudzej nie rozumieli. Darmo nikogo nie przewie�li, cho�by to by� �ebrak albo kaleka, co na nogach ledwo m�g� usta�. Nawet je�eli ze �zami prosi�, odp�dzili takiego, co nie mia� czym zap�aci� i jeszcze po�ajali go z�ym s�owem.
Najm�odszy ca�kiem si� od nich odrodzi�. Co mu kto da� za przew�z, to on wzi�� bez targu, a jak tamten powiedzia�, �e nie ma czym p�aci�, to go przewi�z� darmo.
Z pocz�tku bracia dzielili si� zarobkiem r�wno: mnie cz��, tobie cz�� i jemu cz��. Ale ju� po kilku dniach najstarszy m�wi do najm�odszego:
� Tak dalej by� nie mo�e. Jake� g�upi i chce ci si� wozi� za darmo � twoja wola. Ale odt�d b�dziesz mia� to, co sam zarobisz, a my we�miemy swoje.
Tak wi�c wysz�o, �e po jakim� czasie starsi si� wzbogacili, a najm�odszy nie. Ale chleba mu nie brak�o. I pracowa�o mu si� weso�o.
Raz o zachodzie s�o�ca, kiedy najstarszy brat. by� na promie, przyszed� ten sam staruszek co dawniej i poprosi�:
� Przewie� mnie, dobry cz�owieku.
� Masz czym zap�aci�?
� Nie mam, przewie� mnie za �B�g zap�a�.
� To nie syci ani nie grzeje. Nie przewioz� za �B�g zap�a�".
� To we� moj� pust� star� kiesk�, nic innego nie mam.
� Id� najpierw na �ebry, a jak zbierzesz co do tej kieski, wtedy ci� przewioz�, inaczej nie. Tymczasem fora ze dwora! Posta� starzec przy promie � i poszed�.
Na drugi dzie� wr�ci� znowu. Tego dnia �redni brat by� na promie, ale i on starca odepchn��.
Na trzeci dzie� najm�odszy brat wozi� �udzi promem. Przewi�z� staruszka na tamten brzeg i o zap�at� wcale nie pyta�, jeszcze mu podzi�kowa� za dobre s�owa po �mierci ojca i �yczy� szcz�liwej drogi.
Staruszek podzi�kowa� za przew�z i m�wi:
� Nie mam ci czym zap�aci�, ale we� moj� kiesk�. Chocia� jest stara i pusta i wygl�da na to, �e nic nie jest warta, przyda ci si�. Potrz��nij ni� tylko i powiedz:
Ile szyszek jest na so�nie,
Ile jag�d w lesie ro�nie,
Ile brz�czy pszcz� na lipie,
Tyle z�ota niech si� sypie.
Tak rozkaza�, kto mi ci� da�. Spami�tasz?
� Spami�tam. Wzi�� najm�odszy brat kiesk� i poszed� do domu.
� Du�o� zarobi�? � spyta� �redni brat.
� Trzy grosze i t� kiesk�. Bracia zacz�li si� �mia�.
� Ha, ha, ha! Przewi�z� tego starucha, co si� wci�� naprasza� darmo na prom! Przecie� tamten nas tak�e cz�stowa� swoj� star�, pust� kiesk�. Wreszcie trafi� na g�upiego, co j� wzi��.
Najm�odszy brat nic nie odpowiedzia�, tylko potrz�sn�� kiesk� i zawo�a�:
� Ile szyszek jest na so�nie, Ile jag�d w lesie ro�nie, Ile brz�czy pszcz� na lipie, Tyle z�ota niech si� sypie! Tak rozkaza�, kto mi ci� da�.
I patrzcie: z�oto sypn�o si� jak grad, ca�y st� zasypa�o. Starsi bracia rzucili si� chciwie i nu� garn�� je ka�dy do siebie.
Rado�� by�a w ca�ej wiosce, ba! i w innych wioskach dooko�a. Bo dobry przewo�nik ka�dego obdarowa�, o kim wiedzia�, �e jest w potrzebie.
Ale chciwemu si� zda, �e r�ce wci�� ma puste, cho�by nie wiedzie� ile wzi��. Tak i dwaj starsi bracia. Najm�odszy z�ota im nie �a�owa�, ale oni wci�� zazdro�cili mu .kieski z�otosypki.
Zazdro�cili, zazdro�cili, wreszcie wzi�li si� na spos�b. Jeden kupi� wianek kie�basy, drugi kupi� flaszk� w�dki i dalej�e brata cz�stowa�:
� Pojedz se, chudzino! Napij si� na rozgrzewk�!
Najm�odszy brat nigdy nie pija� gorza�ki, bo mu si� zaraz przypomina�o, jak ojciec nieboszczyk mawia�: �od w�dki rozum kr�tki". Ale rym razem deszcz z wichrem zacina�, on przezi�b� na promie, wi�c pomy�la�:
� A no, spr�buj� raz. Jeden kieliszek to tyle co nic. Wypi� jeden, a brat starszy m�wi:
� Cz�owiek chodzi na dw�ch nogach, nie na jednej, Wypi� drugi, a brat �redni m�wi:
� Koniczyna ma trzy listki, a nie dwa.
Tak od kieliszka do kieliszka, spa� mu si� zachcia�o okrutnie. Opar� g�ow� o st� i zachrapa�.
Bracia tylko na to czekali. Ukradli mu kiesk� z�otosypk� i w nogi! Jeszcze z chaty wynie�li wszystko co lepsze.
Ale jaki nabytek, taki u�ytek. Najstarszy kupi� sobie okr�t, na�adowa� do niego pe�no towar�w i pojecha� sprzeda� je za morze. Okr�t rozbi� si� o ska�y i zaton��, a razem z okr�tem uton�� najstarszy brat ze swoimi towarami.
Drugi kupi� dwana�cie bryk czterokonnych i tak�e na�adowa� na nie pe�no dobytku, osie ledwo go d�wiga�y, a konie ledwo ci�gn�y. Jechali lasem, w lesie napadli zb�jcy, wszystko zrabowali i drugiego brata zabili.
Tymczasem najm�odszy ockn�� si�, patrzy: ani braci, ani kieski, ani nawet kawa�ka chleba nie ma w chacie � nic!
Zosta� mu tylko prom. Pracowa� wi�c na promie. Kto m�g�, ten mu p�aci�, kto nie m�g�, tego wi�z� darmo i tak mu si� �y�o.
Tylko wci�� teraz sam sobie powtarza�: �od w�dki rozum kr�tki, dobrze mi tak!"
Kt�rego� wieczora przyszed� znajomy starzec i o zachodzie
s�o�ca stan�� obok promu. Przewo�nik ucieszy� si�, przywita� go . i opowiedzia�, jak i co si� sta�o. A starzec na to:
� Same� sobie winien l Ale poniewa� widzisz, �e� �le zrobi�, wi�c pomog� ci jeszcze raz. We� t� w�dk�, przyda ci si�. Co ni� z�owisz, to dobrze trzymaj, bo jak ci si� wymknie, b�dziesz gorzko �a�owa�.
Starzec znikn��, zosta�a tylko w�dka. Mia�a w�dzisko bursztynowe, srebrny w�osie� i z�oty p�ywek. A diamentowy haczyk �wieci� jak gwiazda.
Zanim przewo�nik zd��y� zarzuci� w�dk�, haczyk sam skoczy� do wody, w�osie� rozci�gn�� si� z pr�dem, p�ywek si� zag��bi�, a przewo�nika szarpn�o co� za r�k�.
Poczu� w wodzie szamotanie, wi�c ci�gnie, ci�gnie, a� zgina si� bursztynowe w�dzisko, ale nie p�ka. Ci�gnie jeszcze � i wyci�gn��
p� panny, p� ryby, liczko ma pi�kne jak ksi�yc, a oczka jak gwiazdy.
� Dobry przewo�niku � prosi p�panna s�odkim g�osem � wyp�acz w�dk� z mojego warkocza! S�o�ce, ju� zachodzi, a ja bez promieni s�o�ca nie mog� by� rusa�k�.
M�ody przewo�nik wyci�gn�� j� na prom, ale haczyka nie wypl�tuje. Cho� si� dziewczyna wyrywa, otula j� swoj� sukman� i trzyma mocno.
Tymczasem ostatni promie� s�o�ca zagas� na wodzie. Rusa�ka j�kn�a i � dziw nad dziwy! � stoi na promie �liczna panienka ubrana jak do �lubu. Sukienk� ma bia��, mirtowy wianuszek we w�osach i per�y w warkocz wplecione. W r�ku trzyma star� kiesk� z�otosypk�, t� sam�, kt�r� bracia skradli przewo�nikowi.
� Rusa�k� by� nie mog�, we� mnie za �on� � m�wi panienka i rumieni si� jak zorza.
Poszli do ko�ci�ka na s�siednim wzg�rzu, a tam u o�tarza czeka� ju� na nich ksi�dz, organista zaraz na organach im zagra� i w mig by�o po �lubie.
Id� z ko�cio�a do domku przewo�nika, a� tu patrz� � drog� w�druj� sznureczkiem go�cie, a go�cie!
Przewo�nik z �on� ucz�stowali ich, czym tam mogli, a kiedy go�cie mieli si� rozej��, panna m�oda potrz�sn�a kiesk� i wszystkich z�otem obdarowa�a.
Odt�d przewo�nik wozi� darmo ka�dego, a biedacy dostawali od niego jeszcze po dukacie. Mia� on pracy do��, mia� l
Kiedy kr�l dowiedzia� si� o przewo�niku, co ma pe�ne kieszenie z�otych dukat�w, a jednak r�k nie �a�uje i wozi ludzi na promie, pomy�la� sobie:
�To rzecz nies�ychana. Ilu mam w kraju bogatych wielmo��w i pan�w, �aden by si� tak nie trudzi� dla innych ludzi ani nie rozdawa�by im darmo swego z�ota. Musz� na w�asne oczy obejrze� to dziwo".
Kaza� za�o�y� do z�oconej posz�stnej karety i wie�� si� do promu.
A tam w�a�nie �ona przewo�nika podlewa�a sw�j ogr�dek przy chacie. Zohaczy� j� kr�l i serce mu zabito, rozmi�owa� si� od razu
w pi�knej �onie przewo�nika. Zawo�a� na ni� z okna karety, ale ona rzuci�a polewaczk� i jak go��bka do go��bnika, tak furkn�a do chaty.
W tej samej chwili wiatr powia� po ca�ej krainie, a z kra�c�w �wiata przylecia� cie� jak czarny s�up od ziemi a� do nieba. S�o�ce si� za�mi�o i gas�o, gas�o powoli � a� zgas�o. Na czarnym niebie zapali�y si� gwiazdy.
Umilk�y ptaki strwo�one, psy zawy�y we wsi, a konie kr�lewskie sp�oszy�y si� i by�yby utopi�y w rzece z�ocist� karet� razem z kr�lem, gdyby nie przewo�nik. Skoczy� �mia�o przed konie, chwyci� pierwsz� par� przy pyskach i zatrzyma� � taki to by� osi�ek!
Ciemno�ci d�ug� chwil� panowa�y na �wiecie, a� wreszcie s�o�ce zapali�o si� znowu.
Kr�l przesta� si� ba� i przypomnia� sobie pi�kn� �on� przewo�nika. �Jak to zrobi�, �eby si� tego przewo�nika pozby�?"
pomy�la�. �Gdyby ona owdowia�a, to bym si� z ni� o�eni�. Ubra�bym j� w jedwabne szaty, naczepia�bym na niej klejnot�w i nikt by nie pozna�, �e nie jest z kr�lewskiego rodu*'. Zawo�a� przewo�nika i m�wi tak:
� Kiedy� taki obrotny i �mia�y, id� na koniec �wiata i dowiedz si�, dlaczego s�o�ce si� za�mi�o. Jak si� nie dowiesz, to lepiej nie wracaj, bo ci� ka�� �ci��.
Kr�l krzykn�� na furmana, furman trzasn�� z bata d�ugiego na dwana�cie �okci i kareta potoczy�a si� w stron� zamku.
Zafrasowany przewo�nik usiad� w chacie zamy�lony.
� O czym my�lisz i czego si� smucisz? � zapyta�a go �ona.
� Jak nie mam si� smuci�, kiedy mi kr�l kaza� si� dowiedzie�, dlaczego s�o�ce si� za�mi�o, a jak mu nie powiem, to mi g�ow� utn�.
�ona skoczy�a do komory, wyj�a z malowanej skrzyni k��buszek nici i poda�a go m�owi.
� Nie smu� si�, m�u. To jest k��bek wskazidro�ek, on ci� doprowadzi.
Poradzi�a mu, jak ma zrobi�, po�egnali si� i przewo�nik poszed�.
Idzie, idzie przez g�ry wysokie, przez rzeki g��bokie, a k��bek wskazidro�ek wci�� toczy si� przed nim na wsch�d s�o�ca.
Wreszcie przewo�nik doszed� do zburzonego miasta, gdzie mn�stwo ludzi pozabijanych le�a�o na ulicach bez pogrzebu. Nie �a�owa� czasu i trudu, zawo�a� ludzi z s�siednich miast i razem pogrzebali wszystkich zabitych.
Dopiero wtedy poszed� dalej za k��bkiem wskazidro�kiem.
Pr�dko stara ba�� si� baje, nie tak pr�dko rzecz si� staje. Ile czasu przewo�nik szed�, tego nie wiem, ale wiem, �e doszed� wreszcie a� na to miejsce, gdzie na wschodnim kra�cu �wiata ob�oki ��cz� si� z ziemi� i w tych ob�okach stoi pa�ac ca�y ze z�ota, z bursztynowym dachem i z brylantowymi oknami.
K��bek skok! skoki skok! wskoczy� po schodach na ganek, z ganku wtoczy� si� do sieni, a z sieni do ogromnej komnaty. W tej komnacie siedzia�a stara kobieta i prz�d�a z�ot� k�dziel.
� Oj, cz�owieku, cz�owieku � powiedzia�a � po co� tu przyszed�? M�j syn, jasne S�o�ce, zaraz tu przyjdzie i spali ci�.
� Nie mog�em inaczej � i przewo�nik jej opowiedzia�, jak go kr�l wys�a� i jak on zatrzyma� si� po drodze, �eby pogrzeba� zabitych w zburzonym mie�cie.
� Kiedy tak, to ci dopomog� � powiedzia�a staruszka. � To by�o miasto mojego syna. Smok wype�z� z podziemnej jaskini, domy poburzy�, a mieszka�c�w pozabija�. Odda�e� us�ug� mojemu synowi, wi�c ci� uratuj�.
Dotkn�a wrzecionem czo�a przewo�nika i ten od razu skurczy� si� i zamieni� w bo�� kr�wk�. Staruszka wzi�a j� w palce ostro�nie i spu�ci�a za okno.
Wtem dwana�cie koni z�otogrzywych zar�a�o na dworze, jak grzmot zaturkota�a diamentowa dwuk�ka i zatoczy�a si� przed pa�ac. Wyskoczy�o z niej S�o�ce promieniste i wesz�o. Pozdrowi�o matk�, a ona poda�a mu wieczerz�. S�o�ce podjad�o sobie, po�o�y�o si� na koralowym �o�u i m�wi:
� Czuj� tu cz�owieka.
� Co gadasz, synu? � powiedzia�a matka. � By� tu jeden, ale ju� go nie ma. Lepiej powiedz mi, zanim za�niesz, dlaczego to kiedy� przesta�e� �wieci� i noc zesz�a na ziemi� po�rodku dnia.
� Jak�e mia�em �wieci�, kiedy w ciemno�ciach podziemnych wyl�g� si� smok o dwunastu g�owach i chcia� mnie po�re�. Musia�em zgasn�� i walczy� ze smokiem. By�bym walczy� jeszcze d�u�ej, gdyby nie to, �e rusa�ka mi pomog�a. Spojrza�a na smoka urocznymi oczami, smok zapatrzy� si� na ni�, a ja wtedy spali�em go na w�giel i cisn��em do morza.
S�o�ce usn�o. Wtedy staruszka wychyli�a si� za okno, dotkn�a wrzecionem bo�ej kr�wki i z powrotem zamieni�a j� w cz�owieka.
Przewo�nik wymkn�� si� cicho z pa�acu, k��bek wskazidro�ek potoczy� si� na zach�d, a on poszed� za nim i wr�ci� do �ony.
Kiedy kr�l us�ysza� o pi�knej rusa�ce z urocznymi oczami przesta� my�le� o �onie przewo�nika i powiedzia� do niego:
� Przywioz�e� mi wiadomo��, dlaczego s�o�ce si� za�mi�o, teraz przywie� mi rusa�k� cud-dziewic�. Nie wracaj bez niej, bo ci� ka�� �ci��.
Przewo�nik poszed� do domu i opowiedzia� wszystko �onie. �ona wyj�a znowu ze skrzyni k��bek wskazidro�ek. Da�a m�owi na drog� pe�en w�z najpi�kniejszych stroj�w kobiecych, jakie s� na �wiecie. Tylko rusa�ki umiej� wytka� i uszy� takie szaty z promieni s�o�ca, ksi�yca i gwiazd, tylko rusa�ki maj� takie klejnoty Z kropelek rosy i deszczu, kiedy t�cza si� w nich przegl�da.
Poradzi�a m�owi, co ma robi�, i po�egnali si�.
Wyje�d�a przewo�nik za bram�, rzuca k��bek wskazidro�ek i k�dy si� k��bek toczy, tam on za nim jedzie.
Jedzie przez g�ry wysokie, przez rzeki g��bokie, przez doliny szerokie. Jako� w tydzie� czy we dwa napotyka m�odzie�ca, kt�ry p�dzi na siwym koniu. Mijaj�c przewo�nika m�odzieniec pyta:
� Co wieziesz, cz�owiecze?
� Stroje kobiece.
� Daj mi co� na podarek dla mojej narzeczonej, jad� w�a�nie
na zar�czyny. Odwdzi�cz� ci si�. -Jakby� mnie potrzebowa�,
zawo�aj tylko:
Wichrze, co nad ziemi� dniem i noc� latasz, Przyle� mi na pomoc cho�by z ko�ca �wiata l Przewo�nik podarowa� je�d�cowi dla narzeczonej pi�kn�
srebrn� szat�. Wicher j� pochwyci� i pop�dzi� dalej.
Zaledwie przewo�nik ujecha� kilka mil, spotyka siwego, ale
krzepkiego cz�owieka. Ten go powita� i pyta:
� Co wieziesz, cz�owiecze? � Stroje kobiece.
� Daj mi co� na podarek dla c�rki, bo wydaj� j� za m�� za Wichra, dziarskiego je�d�ca. Odwdzi�cz� ci si�. Jakby� mnie potrzebowa�, zawo�aj tylko:
Mrozie, co panujesz nad po�ow� �wiata,
Przyb�d� mi na pomoc cho�by w �rodku lata!
Przewo�nik da� Mrozowi srebrne ci�emki dla c�rki i jedwabny welon �lubny srebrem tkany, a iskrz�cy si�, jakby go kto posypa�
p�ateczkami �niegu. Po�egnali si� i jeden poszed� w t� stron�, a drugi w tamt� pojecha�.
Pr�dko stara ba�� si� baje, nie tak pr�dko rzecz si� staje. Przewo�nik d�ugo jecha� za k��bkiem wskazidro�kiem, zanim stan�� nad brzegiem morza. Tam k��bek si� zatrzyma�.
Wszed� przewo�nik po pas do wody, powbija� wysokie tyczki, poprzywi�zywa� do nich d�ugie �erdzie. Na tych �erdziach jak na sznurach porozwiesza� przed �witem r�nobarwne szatki kobiece, stroje i stroiki, szale i wst�gi z�ote, �a�cuszki, brylantowe spinki i zausznice, trz�side�ka i �wiecide�ka drogimi kamieniami nabijane. Iskrzy�o si� to wszystko z daleka.
Sam zaczai� si� w zaro�lach na brzegu z w�dk� samo��wk�. Morze poja�nia�o, niebo zarumieni�o si� na wschodzie. Ogniste S�o�ce wyjrza�o z wody i rzuci�o na ni� jakby rzek� z�otych promieni. Przewo�nik zobaczy�, �e p�ynie po niej srebrne cz�enko. W cz�enku sta�a rusa�ka pi�kna jak sen i z�otym wiose�kiem wios�owa�a w stron� brzegu. Wita�a S�o�ce takim urocznym �piewem, �e przewo�nik co pr�dzej zatka� uszy.
Ba� si�, �e ten �piew ze�le na niego marzenie i sen, a przez ten czas rusa�ka mu ucieknie.
Ona z pocz�tku ba�a si� podp�yn�� do �erdzi i rozwieszonych stroj�w. Je�dzi�a tu i tam w swoim srebrnym cz�enku, a doko�a niej pl�sa�y z�ote rybki z t�czowymi skrzelkami i brylantowymi oczkami.
Wreszcie odwa�y�a si� i podp�yn�a do bawide�ek. Ju�, ju� wyci�ga�a po nie r�k�, gdy przewo�nik zawo�a�:
� Wichrze, co nad ziemi� dniem i noc� latasz, Przyle� mi na pomoc cho�by z ko�ca �wiata I Zaszumia�o, za�wista�o � siwy ko� zary� kopyta w ziemi� na morskim brzegu, a Wicher pyta:
� Co ka�esz?
Ale przewo�nik ju� wo�a:
� Mrozie, co panujesz nad po�ow� �wiata,
Przyb�d� mi na pomoc cho�by w �rodku lata!
Przewo�nika owion�� zi�b. Stan�� przed nim Mr�z i pyta�
� Co ka�esz?
� Schwytajcie mi rusa�k� I � zawo�a� przewo�nik.
Wicher dmuchn�� � wywr�ci� cz�enko. Mr�z tchn�� � �cisn�� lodem. W�dka samo��wka zarzuci�a si� sama i zahaczy�a o z�oty warkocz. Przewo�nik wyci�gn�� rusa�k�.
Zwi�za� j� srebrnym w�osieniem, wzi�� na w�z i pojechali za k��bkiem wskazidro�kiem. Rusa�ka p�aka�a po drodze, a by�a taka pi�kna, �e ani oko nie widzia�o, ani ucho nie s�ysza�o o podobnej urodzie.
Kiedy przyjechali do domu przewo�nika i rusa�ka zobaczy�a jego �on�, zaraz przesta�a p�aka� i rzuci�y si� sobie w obj�cia. Bo to by�y siostry rodzone.
Nazajutrz przewo�nik i jego �ona zaprowadzili rusa�k� do kr�la. Kr�l tak si� ni� zachwyci�, �e zerwa� si� z tronu i zawo�a�:
� B�d� moj� �on� i kr�low�!
� O panie � odpowiedzia�a rusa�ka � musz� mie� najpierw g�le samograje.
Kr�l odes�a� obie siostry do domu, a kiedy zosta� sam na sam z przewo�nikiem, rozkaza� srogo:
� Ruszaj natychmiast w �wiat po g�le samograje! Nie wracaj bez nich, bo skr�c� ci� o g�ow�.
Przewo�nik poszed� do domu strapiony, ale �ona go pocieszy�a i da�a mu na drog� swoj� chustk� z�otem wyszywan�. On zasun�� chustk� w zanadrze, rzuci� za wrotami k��bek wskazidro�ek i poszed� za nim.
Idzie, a idzie przez kraje niezmierzone. Mijaj� dnie za dniami, miesi�ce za miesi�cami, k��bek wci�� si� toczy.
Przytoczy� si� wreszcie nad ogromne jezioro. Po�rodku jeziora zieleni�a si� pi�kna wyspa. Przewo�nik zapatrzy� si� na ni�, naraz spostrzeg�, �e jaka� ��dka si� zbli�a. Przybi�a do brzegu i wysiad� z niej staruszek z bia�� brod�, ten sam, co to kiedy� podarowa� przewo�nikowi kiesk� z�otosypk� i w�dk� samo��wk�. Uradowany przewo�nik powita� go, a tamten zapyta�:
� Jak si� masz, dobry przewo�niku, dok�d to ci� droga prowadzi?
� Id� za k��bkiem wskazidro�kiem po g�le samograje, ale nie wiem, gdzie ich szuka�.
� G�le samograje s� tam, na wyspie Z�otomora � powiada starzec. � Ale nie wiem, jak sobie poradzisz ze Z�otomorem, trudna z nim b�dzie sprawa. Przewozi�e� mnie nieraz, ja przewioz� ci� teraz. Siadaj do ��dki!
Pop�yn�li do wyspy. Kiedy ��d� przybi�a do brzegu, przewo�nik wysiad� na l�d, a starzec obieca�, �e na niego poczeka.
Przewo�nik rzuci� k��bek wskazidro�ek i poszed� za nim zielon� wysp� a� do pa�acu po�r�d drzew. Zastuka� �mia�o z�ot� ko�atk� do z�otych wr�t. Wrota cicho si� otworzy�y i rozleg� si� z g��bi straszliwy g�os Z�otomora:
� Dok�d idziesz i po co?
� Id� do ciebie po g�le samograje.
� Dam ci je tylko wtedy, je�eli b�dziesz moim go�ciem przez trzy dni i trzy noce i ani na chwil� nie za�niesz. Je�eli za�niesz, nie wyjdziesz st�d �ywy.
Z�otom�r zaprowadzi� przewo�nika do olbrzymiej komnaty w wie�y i zamkn�� go w niej na dziewi�� rygli.
Rozejrza� si� przewo�nik: w komnacie pusto, tylko po�rodku stoi donica szczeroz�ota, a w tej donicy ro�nie sen-traw�, bujna, zielona, pachnie jak tysi�ce ogrod�w.
Zaledwie min�a chwila, przewo�nika zdj�� sen nieprzemo�ony. Run�� na ziemi� jak martwy.
Na drugi dzie� rano zgrzytn�y rygle i wszed� Z�otom�r. Wystawi� za okno donic� z sen-traw�, obudzi� przewo�nika i m�wi:
� Zasn��e�, wi�c gotuj si� na �mier�!
Przewo�nik skoczy� na r�wne nogi. Chcia� walczy�, ale Z�oto1 m�r tupn�� w pod�og�, pod�oga si� otworzy�a i przewo�nik spad� do dolnej komnaty. S�o�ce -zagl�da�o tam przez okna kryszta�owe, a w jego promieniach iskrzy�y si� stosy drogocennych kamieni i j;ik t�cze odbija�y si� w zwierciadlanych �cianach komnaty. Cudny to by� widok � ale nic dla g�odnego.
Min�y trzy dni. Okna by�y opatrzone g�st� krat�. Przewo�nik s�ysza� �piew s�owik�w i kukanie kuku�ek po�r�d drzew
dooko�a wie�y, s�ysza� nawet gruchanie swojskich go��bi. Ale daremnie wo�a� o ratunek � nie przychodzi� nikt.
Nie wiedzia�, �e w suficie jest otw�r, a przez ten otw�r �ledzi go oko Z�otomora.
Cierpia� m�k� g�odow�, a najwi�cej cierpia� s�ysz�c gdzie� w pobli�u szmer strumyka, podczas kiedy jemu tak chcia�o si� pi�, �e wargi mu pop�ka�y i j�zyk przysech� do podniebienia.
Ach, jak�e ch�tnie odda�by wszystkie te skarby, kt�re go otacza�y, za kubek wody i kawa�ek chleba!
W tej m�ce si�gn�� r�k� po sw�j krzy�yk �elazny; dosta� go od matki, kiedy by� dzieckiem, i zawsze odt�d nosi� go na szyi. Niechc�cy wyrzuci� przy tym z zanadrza chustk� z�otem haftowan�, kt�r� �ona da�a mu na drog�.
Zaledwie chustka upad�a na ziemi�, us�ysza� okrzyk nad sob�, a po chwili drzwi si� otworzy�y i wpad� Z�otom�r z wyci�gni�tymi ramionami,
� T� chustk� dosta�e� od mojej siostry! Jeste� m�em mojej siostry rusa�ki!
Zaprowadzi� przewo�nika do swoich pokoj�w, nakarmi�, napoi� i podarowa� g�le samograje.
� Bierz, kochany szwagrze! Wielu tu ju� bywa�o, co mnie chcieli obrabowa�. My�la�em, �e i ty jeste� taki.
Przewo�nik po�egna� Z�otomora, a starzec przeprawi� go swoj� ��dk� z wyspy na brzeg jeziora.
Kiedy kr�l zobaczy� g�le samograje, kaza� natychmiast sprowadzi� rusa�k� cud-dziewic� i jej starsz� siostr�. Rusa�ka poprosi�a:
� Kr�lu, ka� zwo�a� na podw�rzec zamkowy wszystkich . biednych, smutnych, szpetnych i kaleki, ka� przynie�� chorych, a tak�e tych, co zmarli, ale jeszcze nie pogrzebano ich w �wi�tej ziemi!
Kr�l nie chcia� jej si� sprzeciwia� i wyda� taki rozkaz.
Kiedy podw�rzec si� zape�ni�, rusa�ka wysz�a z g�lami miedzy lud i za�piewa�a s�odkim g�osem:
� Grajcie, g�le, grajcie, Prosi� si� nie dajcie, Pi�knie grajcie, g�le, Dajcie ludziom szcz�cie!
G�le zacz�y gra�... Co si� dzieje? Szmer idzie przez t�um, s�ycha� radosne okrzyki, kulawi odrzucaj� szczud�a, garbaci si� prostuj�, chorzy zaczynaj� ta�czy�, smutni �miej� si� i �piewaj�, a umarli siadaj� na marach, przecieraj� oczy i m�wi�:
� Za d�ugo spa�em.
Kr�l patrzy� na to przez okno swojej komnaty i wcale nie by� z tego rad. �Nie chc�, �eby ona by�a moj� �on� i kr�low� tego kraju", pomy�la�, �bo by mi tu wci�� sprowadza�a �ebrak�w i kaleki".
Kr�l o nielito�ciwym sercu nie wiedzia�, �e on sam nie b�dzie si� ju� d�ugo cieszy� zdrowiem. Tej samej nocy zaniem�g� nagle i nad ranem umar�.
Rusa�ka podarowa�a siostrze g�le samograje i powiedzia�a:
� B�d� zdrowa i szcz�liwa, siostro kochana, razem z twoim m�em, dobrym przewo�nikiem. Ja wracam do srebrnego cz�enka, do z�otego wios�a, do moich rybek t�czowych i do promieni S�o�ca. S�o�ce t�skni za mn� okrutnie, a ja za nim.
Lud obra� na kr�la dobrego przewo�nika. Rz�dzi� on m�drze i sprawiedliwie. Kr�lowa rusa�ka mia�a dla wszystkich wsp�czuj�ce serce, ratowa�a ka�dego, kto potrzebowa� pomocy. Za ich rz�d�w nikt nikogo nie krzywdzi�, nie by�o wojny, ani zarazy, ani posuchy, ani powodzi, a ziemia rodzi�a tak obficie, �e najstarsi ludzie nie pami�tali takiego urodzaju.
TWARDOWSKI
Gdzie urodzi� si� Twardowski, o kt�rym tyle kr��y opowie�ci, tego wam nie powiem, bo �adne zapiski o tym nie m�wi�. Wiemy tylko, �e by�o to bardzo dawno, jeszcze w szesnastym wieku; kiedy Twardowski dor�s�, panowa� nam ..mi�o�ciwie kr�l Zygmunt August, ostatni Jagiello�czyk.
Twardowski by� szlachcicem po ojcu i po matce, ale zapewne pochodzi� z niezbyt znacznego rodu, bo nie wys�ali go rodzice na nauk� za granic� ani te� nie oddali na dw�r magnacki, tylko do Akademii Krakowskiej.
Co prawda by�a to wtedy uczelnia znana w kraju i za granic�; jednak�e �aden szlachcic z bogatego rodu nie by�by w owych czasach obra� zawodu lekarza.
Z pocz�tku Twardowski by� uczniem pilnym i pobo�nym, uk�ada� nawet podobno kantyczki do Matki Boskiej, kt�re powszechnie �piewano.
Ale z czasem zachcia�o mu si� pozna� takie sekrety, jakich nie m�g� mu odkry� �aden cz�owiek: jak robi� z�oto, jak wywo�ywa� duchy zmar�ych, jak odzyska� m�odo�� i nigdy nie umrze�.
Zacz�� studiowa� ksi�gi czarnoksi�skie i nauczy� si� zakl��, kt�rymi mo�na by�o wywo�a� diab�a.
Kamienica, w kt�rej mieszka� Twardowski, sta�a po�r�d innych ko�o bramy grodzkiej. Niedogodnie by�o sprowadzi� tam diab�a, nale�a�o znale�� miejsce bardziej ustronne.
Wybra� je sobie za Wis��, na Podg�rzu, gdzie do dzi� wznosz� si� wapienne ska�ki zwane Krzemionkami. Tam chodzi� Twardowski sam jeden i w skalnej rozpadlinie pr�bowa� swoich zakl�� czarnoksi�skich.
Nie od razu uda�o mu si� wywo�a� diab�a. Ale dnia pewnego, kiedy wypowiedzia� wezwanie i u�y� tajemnych znak�w � ziemia si� zatrz�s�a, b�ysn�o, buchn�� p�omie� i przed Twardowskim stan�� czart.
Nie wiemy, jak si� z sob� targowali. Do��, �e sko�czy�o si� na ugodzie. Diabe� obieca� s�u�y� Twardowskiemu i spe�nia� wszystkie jego zachcianki a� do ko�ca �ycia. W zamian za to Twardowski zapisa� mu cia�o i dusz� po �mierci na wieki.
Straszna to by�a cena. Twardowski mia� zamiar wykr�ci� si� jako� od tej zap�aty, wi�c wytargowa� paragraf dodatkowy: oto diabe� b�dzie mia� prawo porwa� go do piek�a tylko z Rzymu. My�la� sobie, �mog� je�dzi� po ca�ym �wiecie, ale nikt mnie nie zmusi, �ebym jecha� w�a�nie do Rzymu".
Diabe� zgodzi� si� na ten warunek, bo wiedzia�, �e kto wejdzie Z nim w uk�ady, ten musi w ko�cu przegra�.
Czart wygotowa� cyrograf na pergaminie, Twardowski podpisa� go krwi� z serdecznego palca,
Teraz zacz�o si� dla niego �ycie pe�ne nadzwyczajno�ci.
Kaza� sobie na p��tnie namalowa� konia, a ten ko� o�y� w jednej chwili. Twardowski go dosiad� i je�dzi� na nim, gdzie chcia�. Nie mia� blczyka � to ukr�ci� go sobie z piasku.
Kiedy mu si� sprzykrzy� malowany ko�, dosiada� koguta. Kogut ro�! w oczach, m�g� unie�� doros�ego m�czyzn� i piej�c biega� po Krakowie z czarnoksi�nikiem na grzbiecie.
Ludzie gromadzili si� ze wszystkich stron, �eby obejrze� te dziwy. Nawet spoza Krakowa furmanki zwozi�y ciekawych przez bramy grodzkie, tym bardziej, �e kiedy� widziano, jak Twardowski lata� bez skrzyde� nad dachami.
T�umy podziwia�y czarnoksi�nika, ale jednocze�nie bano si� go. Rozchodzi�y si� trwo�ne wie�ci, �e tylko dzi�ki zmowie z czartem doszed� do takiej pot�gi,
� Czy wiecie, ludzie, co on zrobi� u nas pod Knyszynem ? � opowiada� obok Sukiennic jaki� przyjezdny. � Brakowa�o nam wody, bo to u nas nie ma rzeki. Nasz dziedzic to jaki� Twardowskiego krewniak. Twardowski chcia� mu wygodzie i przez jedn� noc wykopa� mu wielki staw. Nawet nikt nie widzia�, jak on to zrobi�. Mamy ten staw do dzi�, nazywa si� Czechowizna, ca�a wie� z niego korzysta.
� Przyjechali tu do nas, do Krakowa, handlarze zza Czerwi�ska � przerwa�a mu jedna ze straganiarek spod Sukiennic, � M�wili, �e nasz Twardowski tam by� tak�e. D�wign�� na polu taki g�az, kt�rego sze�� koni nie mog�o wyci�gn��. A on go wzi�� jakby to by�o jab�ko, podni�s� na grzbiecie i wrzuci� do rzeki, a� woda na brzegi chlusn�a.
� Nie dziwota � m�wi�a inna � on przecie robi� jeszcze wi�ksze czary. Pod Ojcowem przeni�s� ska�� wysok� jak g�ra i postawi� cie�szym ko�cem na d�, �e wygl�da jak bu�awa jakiego olbrzyma. Soko�y si� na niej zagnie�dzi�y, wi�c ludzie o niej m�wi�: Sokola Ska�a.
� To nie Twardowski sprawi�, tylko bies, co mu s�u�y � szepn�� trwo�nie sukiennik z s�siedniego stragana. � Czy to cz�owiek, chocia�by nawet czarnoksi�nik, potrafi�by z ca�ej Polski znie�� srebro w jedno miejsce, jak si� sta�o pod Olkuszem? Olkusk� kopalni� srebra te� czart zbudowa�, bo go zakl�� Twardowski.
� Tsss, nie wymawiajcie z�ego imienia � sykn�a przekupka i obejrza�a si� trwo�nie, czy aby diabe� nie pods�uchuje.
Twardowski mieszka� w Krakowie, ale je�dzi� po ca�ej Polsce. Czasem to nawet tak dziwnie si� dzia�o, �e widziano go i tu, i tam. Mieszczanie krakowscy zaklinali si�, �e go spotkali w tym a w tym
dniu na Floria�skiej czy na Szpitalnej, a tymczasem inni ludzie ogl�dali go gdzie� daleko, w Warszawie czy Bydgoszczy.
Opowiadano sobie tam nawet o przypadku, kt�rego sprawc� by� ten�e sam Twardowski z Krakowa.
Pozna� on w Bydgoszczy przy kuflu pewnego szlachcica, kt�ry na hulankach roztrwoni� maj�tek odziedziczony po przodkach i wa��sa� si� teraz po gospodach, przysiadaj�c si� do nieznajomych w nadziei, �e go pocz�stuj�.
Twardowski mia� zawsze trzos pe�en dukat�w, diabe� mu go nape�nia� co rano. Ch�tnie te� ka�demu fundowa� i wdawa� si� w rozmowy Z obcymi, chyba �e tego dnia ogarn�y go czarne my�li i przeczucia, bo wtedy zaszywa� si� w ciemny k�t i z nikim nie gada�.
Ale tym razem by� wes� i podochocony, tote� s�siadom w gospodzie pokazywa� sztuczki rozliczne, a kiedy si� dziwowali, on �mia� si� do rozpuku.
Przysun�� si� bli�ej na �awie �w zubo�a�y szlachcic i zagadn�� Twardowskiego:
� A mo�e by� tak wa�pan dobrodziej i mnie dopom�g� jak� sztuczk�? Ca�y maj�tek przepad� mi z kretesem i nie mam z czego �y�.
� Czemu nie, panie bracie � zawo�a� Twardowski. � Ch�tnie ci pomog�! Rad takowych, jak s� moje, nie godzi si� dawa� publicznie, ale zajd� do mnie wa�pan wieczorkiem na kwater�, to sobie pogadamy.
Kiedy �w szlachcic przyszed� na zaproszenie, Twardowski pocz�stowa� go lampk� wina i odsypawszy na st� gar�� srebrnych monet, powiedzia�:
� Odlicz wa�pan dziewi�� pieni��k�w, id� z nimi do ustronnej jakiej� chaty i licz tam owe pieni��ki od wieczora a� do �witania. Licz od jednego do dziewi�ciu I z powrotem od dziewi�ciu a� do jednego. R�b tak bez przerwy, p�ki s�o�ce nie wstanie, ale uwa�aj, �eby� si� nie pomyli�, bo wszystko przepadnie. Czart�w si� nie b�j; cho� ci� b�d� straszy�y, nic ci nie zrobi�.
Szlachcic poszed� za rad� Twardowskiego. Zasiad� z wieczora na lawie w pustej chacie i przy �wietle �oj�wki liczy� swoich
dziewi�� pieni��k�w tam i z powrotem. Biesy wy�y, skaka�y i sypa�y skrami doko�a niego, a on nic, tylko powtarza swoje:
� Jeden, dwa, trzy, cztery, pi��, sze��, siedem, osiem, dziewi��, osiem, siedem, sze��, pi��, cztery, trzy, dwa, jeden � i tak w k�ko.
Zacz�o szarze�, a on nie pomyli� si� ani razu i nie ul�k� si� diabelskich strach�w.
S�o�ce mia�o ju� wsta� niebawem, gdy w izbie stan�� nagle czart w postaci Twardowskiego. Opar� si� d�oni� o st� obok pieni��k�w i pyta:
� Nie pomyli�e� si�?
� Nie � odpowiedzia� szlachcic, kt�ry my�la�, �e to Twardowski przyszed� zobaczy�, jak mu si� powodzi.
� No, to licz dalej! � hukn�� czart i znik�, tylko na stole pozosta� wypalony �lad jego pazur�w.
Przera�ony szlachcic chce liczy� dalej � a tu zapomnia�, na czym przerwa�.
I tak przepad�o wszystko.
Ale wysz�o mu to w ko�cu na korzy��, bo chocia� maj�tku nie odzyska�, to jednak opami�ta� si� i zosta� mnichem w bydgoskim klasztorze reformat�w. Tam przez reszt� �ycia pokutowa� za swoje hulanki i za to, �e wda� si� w diabelskie praktyki.
Przyszed� czas, kiedy Twardowskiemu zachcia�o si� �eni�. Wybra� sobie mieszczk� krakowsk� miernego stanu, ale fertyczn� i liczka g�adkiego, kt�r� zn�ci�o jego bogactwo,
Z pocz�tku zacz�a si� z nim droczy�. Najpierw zamkn�a jakie� stworzenie we flaszce z zielonego szk�a i powiada:
� Co to za zwierz�, robak czy w��? Kto to odgadnie, b�dzie m�j m��.
Twardowski mia� diab�a jako doradc� i wiedzia� o wszystkim, co si� gdzie kryje. Tote� zawo�a� od razu:
� To pszcz�ka, wa�panno, to pszcz�ka!
I zgad�.
Ona jednak postawi�a mu nowy warunek:
� Chc�, �eby� mnie wasza mi�o�� przewi�z� �odzi� po Wi�le, ale tak, �eby�my jechali pod pr�d bez �agla ani wiose�.
� Zgoda! � zawo�a� Twardowski i powi�z� j� tak w stron� Ty�ca, a ludzie podziwiali spod Wawelu t� jazd�.
Na tym si� jednak nie sko�czy�o, bo ona za��da�a jeszcze czego� nowego:
� Chc� by� kramark� na krakowskim rynku. Zbuduj mi tam domek, �ebym mia�a gdzie sprzedawa� garnki.
Twardowski podkr�ci� w�sa, z u�miechem wzi�� j� za r�czk� i wprowadzi� pod Sukiennice. A tam stal ju� przygotowany dla niej domeczek z wypalonej gliny. Przed nim na p�kach i na lawach rozstawiono garnki i garnuszki, donice i miski, i dzbanki, i dwojaczki. Wszystko �liczne, polewane w kogutki, w lelije, w kocic pazurki, w sosenki, w r�yczki.
Teraz ju� zgodzi�a si� zosta� �on� Twardowskiego.
Ale od tej pory dopiero zacz�y si� psoty!
Siedzi sobie pani Twardowska na krakowskim rynku, plotkuje z kumoszkami i garnki sprzedaje. Kupuj�cych nie brak, bo straganiarka urodziwa, a towar wyborny.
Wtem wje�d�a na rynek okaza�a kolasa, a w niej pan Twardowski przy szabli, w kontuszu i �upanie, w ko�paku z pi�rem i w czerwonych butach. A� �una od niego bije.
Przed nim dwaj hajducy -drog� toruj� � my�la�by kto, �e to hetman jaki albo wojewoda na Wawel jedzie do kr�la jegomo�ci.
Wtem kolasa przystaje obok stragan�w i Twardowski klaszcze na czelad�. Ci rzucaj� si� na stragan pani Twardowskiej i nu� t�uc pa�kami, nu� rzuca� na ziemi� garnki i misy, nu� depta� po nich obcasami...
Twardowska w krzyk, w lament, a m�� wygl�da z kolasy i �mieje si� do rozpuku.
� Nie p�acz � wo�a � jutro ci sprawi� pi�kniejsze!
Tak si� to z �on� przekomarza�.
Ale dobrze z sob� �yli. Tylko dzieci nie mieli. Ludzie szeptali, �e b�ogos�awie�stwa bo�ego brak temu stad�u.
W czary Twardowski nie wtajemniczy� �ony. Mia� na czary komnat� osobn�, sklepion�, na ci�kie wrzeci�dze zamykan�, w niej folia�y, butle przer�ne i palenisko.
Nikomu zachodzi� tam nie dozwala� opr�cz jednego ucznia zaufanego, a i ten nie do wszystkich sekret�w by� przypuszczony.
W owej komnacie Twardowski warzy� tajemnicze zio�a, sporz�dza� driakwie i ma�cie. Pr�cz tego, jak powiadaj�, z�oto nawet wytapia�.
Jego s�awa lekarska rozesz�a si� szeroko. Z ca�ej Polski zje�d�ano si� do niego po rad� na przer�ne choroby, czasem nawet przez granic� czesk� albo w�giersk� przetoczy�a si� kolasa wioz�ca kogo�, kto jego porady potrzebowa�.
Twardowski od jednych bra� pieni�dze za leczenie, od innych nie bra� � jak si� zdarzy�o. Naprawd� to tych pieni�dzy nie potrzebowa�, mia� ich od czarta jak piasku.
Szeptano te�, �e umie wywo�ywa� dusze zmar�ych. Mia� lustro z polerowanego kruszcu, w czarn� d�bow� ram� uj�te. W tym lustrze ukazywa�y si� patrz�cym r�ne dziwy, w nim te� ogl�dali nieboszczyk�w tak, jakby ci jeszcze �yli.
Czasem Twardowski potrafi� wywo�a� ducha zmar�ej osoby nawet bez lustra, tak �e ukazywa�a si� na chwil� po�r�d �ywych.
W�a�nie w tym czasie zmar�a kr�lowi umi�owana ma��onka, pi�kna Barbara Radziwi���wna. Zygmunt August nie m�g� pocieszy� si� po tej stracie � wychud�, poblad�, obawiano si� o �ycie m�odego kr�la. Zwierzy� si� kiedy� dworzanom, �e da�by nie wiedzie� co, byle m�g� cho� przez chwil� zobaczy� ducha Barbary.
Dworacy sprowadzili wr��w, obiecali im wspania�e nagrody, czarodzieje pr�bowali rozmaitych zakl�� i sztuk � wszystko na pr�no.
Wtem zjawi� si� nie wo�any mistrz Twardowski. Obawiano si� wzywa� go z powodu jego konszacht�w z mocami piekielnymi, ale kiedy przyszed� i o�wiadczy�, �e got�w jest ukaza� kr�lowi jego zmar�� ma��onk�, Zygmunt August koniecznie chcia� go wypr�bowa�.
Twardowski ostrzega� kr�la:
� Mi�o�ciwy panie, gdyby wasza kr�lewska mo�� poruszy�a si� z miejsca albo wyrzek�a bodaj jedno s�owo, nie r�cz� za �ycie waszej kr�lewskiej mo�ci.
Kr�l obieca� zastosowa� si� do tej przestrogi.
Jakich zakl��, czarodziejskich narz�dzi i magicznych figur u�y� Twardowski do pomocy, nie wiadomo. Do��, �e podobno z mrok�w komnaty powoli wyst�pi� cie� m�odej zmar�ej. A kr�la ogarn�o takie wzburzenie, taka �a�o��, �e zerwa� si� z fotela i chcia� podbiec do zjawy.
Twardowski ledwo zd��y� przytrzyma� kr�la za ramiona, ale cie� Barbary rozwia� si� natychmiast.
Przyszed� wreszcie czas, gdy Twardowski si� zestarza�. Coraz mniej m�g� korzysta� z r�nych uciech, kt�rych dostarcza� mu diabe�. Bo jak�e tu u�ywa� �ycia, gdy po ko�ciach cz�owieka strzyka, grzbiet chyli si� ku ziemi, s�uch zawodzi i wzrok si� m�ci?
Diabe� � wiadomo � pragn��by jak najpr�dzej uko�czy� s�u�b� i porwa� Twardowskiego. Cieszy� si�,- wi�c, �e czarnoksi�nik si� starzeje i zapewne nied�ugo umrze. Ale sam Twardowski wcale nie mia� ochoty umrze� i dosta� si� do piek�a.
By� z niego ryzykant, wi�c postanowi� w tajemnicy popr�bowa� sztuki, o kt�rej wyczyta� w starej ksi�dze.
Kaza� uczniowi rozg�osi� wsz�dzie nowin� o �mierci swego mistrza, a sam w najwi�kszej tajemnicy wyciska� soki z zi�, sporz�dza� wywary i ma�cie.
Potem wypi� jeden z napar�w i zapad� w g��boki sen. Wtedy ucze� posieka� jego cia�o na drobne kawa�ki, natar� je ma�ciami i pola� sokiem z zi�, jak mu Twardowski nakaza�. Nast�pnie z�o�y� cia�o z powrotem, ale w trumnie, na pos�aniu z wi�r�w.
Wiadomo by�o, �e czarnoksi�nik �y� z biesem w komitywie, tote� nikt nie szed� za jego trumn� opr�cz tego jednego ucznia. Pochowano go nie na cmentarzu, tylko za murem, na nie po�wi�canej ziemi.
Twardowski przed �mierci� powiedzia� by� uczniowi tak:
� Masz czeka� od chwili mojego pogrzebu trzy lata, siedem miesi�cy, siedem dni i siedem godzin. Nastanie wtedy p�noc, a ksi�yc �wieci� b�dzie w pe�ni. We�miesz rydel i p�jdziesz na m�j gr�b, ale sam jeden, w tajemnicy. Rozkopiesz mogi��, zapalisz nad trumn� siedem �wiec i otworzysz j�. Je�eli wszystko si� uda, to w trumnie znajdziesz mnie �ywego.
Ucze� zrobi� jak kaza� mistrz. Skoro nadszed� dzie� wyznaczony, zabra� �opat�, zabra� �wiece i poszed� na gr�b Twardowskiego.
Z pocz�tku pracowa� przy �wietle ksi�yca. Kiedy rydel uderzy� ju� o wieko trumny, ucze� zapali� �wiece i przy ich migotliwych p�omykach odgarn�� ziemi�, ods�oni� wieko, podwa�y� je i uni�s�.
W trumnie na pos�aniu z kwitn�cych fio�k�w i macierzanki le�a�o male�kie niemowl�...
Zdumia� si� ucze�. Co tu robi�? Mistrz nie zezwoli� przypu�ci� nikogo do tajemnicy, wi�c ucze� zrzuci� kapot�, zawin�� w ni� niemowl�, a zasypawszy d� z powrotem ziemi� dla niepoznaki, zabra� dzieci� do domu i zamkn�� je w tajemniczej komnacie Twardowskiego.
Ucze� piel�gnowa� dziecko troskliwie, a ono po siedmiu dniach zacz�o m�wi� i po siedmiu miesi�cach sta�o si� doros�ym m�odzie�cem, odrodzonym im� panem Twardowskim, jak wprz�dy lekarzem czarnoksi�nikiem.
Wtedy ucznia swego zamieni� Twardowski w paj�ka, �eby nie m�g� zdradzi� jego tajemnicy. Trzyma� go w swojej komnacie i opiekowa� si� nim troskliwie. Kiedy wyje�d�a� z domu, paj�k zawsze mu towarzyszy�, uczepiony u jego buta nitk� paj�czyny.
Od chwili pogrzebu Twardowskiego diabe� na pr�no szuka� jego duszy i nigdzie nie m�g� jej znale��. Podejrzewa� wi�c jaki� podst�p.
Okaza�o si� wreszcie, �e Twardowski zn�w chodzi po ulicach Krakowa, nie tylko �ywy, ale nawet odm�odzony.
Ba! na dobitk� czarnoksi�nik przywo�a� sobie zn�w czarta magicznym zakl�ciem i kaza� mu s�u�y� jak przedtem.
Tego by�o nadto. Diabe� wpad� we w�ciek�o�� i postanowi� z tym sko�czy�.
Kiedy� Twardowski przechadza� si� po lesie bez swoich narz�dzi czarnoksi�skich, wtem diabe� napad� na niego. Zacz�� go szarpa� i krzycze�:
� A p�jdziesz mi nareszcie do Rzymu, przechero? Zapisa�e� mi dusz�, a teraz pr�bujesz si� wymiga�?
� I owszem, zapisa�em � przyzna� Twardowski. � Ale, po pierwsze nie by�o mowy o �adnym terminie. Po drugie, ty� si� zobowi�za�, �e nie we�miesz mnie inaczej ni� z Rzymu, ale ja ci wcale nie obieca�em do Rzymu pojecha�. Wi�c jakim prawem mi dokuczasz? Wyno� mi si� st�d natychmiast!
Tu u�y� straszliwego zakl�cia. Diabe� nie m�g� mu si� oprze�. Ale zanim znik�, wyrwa� sosn� i uderzy� ni� Twardowskiego po nogach. Jedn� z n�g mu zdruzgota�, a chocia� si� zros�a, czarnoksi�nik odt�d kula� i przezwano go Kuternog�.
Kuternoga czy nie Kuternoga, hula� jak wprz�dy, pi� po gospodach i p�ata� psoty. To zamieni tch�rza na chwil� w zaj�ca i wszyscy si� �miej�, a zaj�c przera�ony kica mi�dzy �awami. To szpunt przy�o�y pijakowi do podgolonego �ba i ze szpunta w�grzyn leje si� do podstawionego kielicha. To na pustym stole wyczaruje najprzedniejsze jad�o i napoje. Czego Twardowski nie wyrabia�!
Ale diabe� nie da� za wygran�.
Pewnego dnia przed dom czarnoksi�nika zajecha�a wygodna kolasa. Wysiad� z niej niem�ody szlachcic i zastuka� ko�atk� do drzwi. Gdy mu Twardowski otworzy�, szlachcic powiedzia�:
� Jestem dworzaninem Ja�nie O�wieconego... � tu wymieni� nazwisko i tytu�y znane w ca�ej Rzeczypospolitej. � Pan m�j zachorza� w podr�y i pilno pragnie widzie� wa�pana, bo wierzy, �e tylko tw�j kunszt potrafi go uleczy�. Zechciej wi�c wa�pan nie mieszkaj�c zabra� swoje narz�dzia, proszki i mikstury i towarzyszy� mi. Konie czekaj� pod bram�.
� Dok�d mamy jecha�? � zapyta� Twardowski.
Pochlebia�o mu, �e magnat nie innych doktor�w wzywa ze s�awnego krakowskiego grodu, ale w�a�nie jego. Z drugiej jednak strony niezbyt mu si� ta jazda u�miecha�a, bo wiecz�r by� d�d�ysty i wietrzny, a on siedzia� sobie przy zacisznym kominku nad kubkiem grzanego wina z korzeniami.
� Pojedziemy w stron� Sandomierza, ale nie nazbyt daleko � t�umaczy� przybysz. � Zostawi�em mego pana w gospodzie pod opiek� innych dworzan i towarzysz�cej mu ma��onki, a sam po�pieszy�em po wa�pana.
Nie podejrzewaj�c podst�pu, Twardowski zebra� si� w drog�, wsiad� do kolasy i pojecha�.
Dziwi� si�, �e konie sz�y ca�� noc jak smoki nie popasaj�c ani razu.- Ale nie domy�li� si�, �e to czart przybra� posta� podr�nego, �eby go zmyli� i powie�� na zatracenie.
Kiedy nazajutrz Twardowski wysiad� wieczorem z kolasy i wszed� do gospody, przed kt�r� si� zatrzymali, stado kruk�w, puchaczy i s�w obsiad�o z wrzaskiem dach, a dworzanin w jednej chwili przedzierzgn�� si� z powrotem w diab�a.
Twardowski pozna� go teraz. Czart mia� na sobie niemiecki frak z kamizelk� d�ug�, a� na brzuch, kr�tkie obcis�e spodnie, tr�jgraniasty kapelusz i trzewiki ze wst��kami i sprz�czkami. Jednak spod kapelusza wystawa�y rogi, a pazury z trzewika.
Diabe� zakrzykn�� z triumfem:
Ha, ha, mam ci� nareszcie! Ta karczma Rzym si� nazywa�!
Twardowski pochwyci� na r�ce dziecko karczmarki le��ce w kolebce. Chcia� si� w ten spos�b obroni� � wiedzia�, �e szatan nie ma dost�pu do bezgrzesznego dzieci�cia. Ale diabe� spowa�nia� nagle i powiedzia�:
� Mo�ci Twardowski! Da�e� s�owo, a verbum nobile debet esse stabile.
To znaczy po �acinie, �e s�owo szlachcica powinno by� niez�omne. Jak widzicie, by� to diabe� uczony.
Opami�ta� si� Twardowski. Od�o�y� dziecko do ko�yski i rzek�:
� Cho� wzi��e� mnie podst�pem, masz mnie, mo�ci czarcie!
Diabe� porwa� czarnoksi�nika i uni�s� w przestworza.
Rozleg� si� radosny wrzask z�ego ptactwa na dachu, ale do uszu Twardowskiego dolatywa� z coraz wi�kszej dali, bo czart ni�s� go wci�� wy�ej i wy�ej nad ziemi�.
Karczma wygl�da�a w dole jak muszka, Twardowskiego owiewa�y wysokie wichry podchmurne. Przypomnia� sobie swoje przesz�e �ycie i ogarn�� go straszliwy �al. Teraz ju� nie ma ratunku, nie pomog� �adne zakl�cia i czary! Wyrzek� si� Boga, zapisa� dusz� czartu i czart unosi go do piek�a.
Wtem przypomnia� sobie lata dziecinne, pacierz z matk� odmawiany i kantyczki, kt�re uk�ada� na cze�� Matki Boskiej. I nagle czarnoksi�nik w szponach diab�a zanuci� gdzie� pod chmurami:
� Przyb�d� nam, mi�o�ciwa Pani, ku pomocy,
A wyrwij nas z czartowskiej nieprzyjaci� mocy...
Chmura opadaj�c ku ziemi zanios�a ten g�os pasterzom, kt�rzy strzegli noc� swoich trz�d na pastwisku.
W tej samej chwili rozleg� si� w g�rze okrzyk diabelski pe�en w�ciek�o�ci � i ca�e niebo zaleg�a cisza.
Twardowski poczu�, �e ju� nie leci dalej i �e nikt go nie trzyma. Dooko�a widzia� srebrzyste �wiat�o ksi�yca.
Us�ysza� g�os niebieski:
� Zostaniesz tak zawieszony a� do dnia s�dnego.
Odt�d w pogodne noce, kiedy jest pe�nia ksi�yca widzimy na nim zarys postaci mistrza Twardowskiego. Ucze� jest razem z nim, bo jak zwykle uczepi� si� jego buta, kiedy Twardowski wyje�d�a� przed wiekami w sw� ostatni� podr� i diabe� uni�s� paj�ka razem z Twardowskim na ksi�yc.
Od czasu do czasu ucze� spuszcza si� na nitce paj�czej nisko, niziutko nad ziemi�. Podgl�da i nads�uchuje, co si� u nas dzieje. Potem wraca na ksi�yc i opowiada swemu nauczycielowi nowinki, �eby mu si� nie przykrzy�o.
Na ziemi zosta�y gadki o Twardowskim, zosta�y tak�e niekt�re pami�tki. Jest na Krzemionkach krakowskich skalna rozpadlina zwana �szko�� Twardowskiego", stoi Sokola Ska�a pod Ojcowem, istniej� zasypane piaskiem kopalnie pod Olkuszem, z kt�rych srebro dawno wybrano.
Kruszcowe zwierciad�o do wywo�ywania duch�w zawieszono po �mierci czarnoksi�nika w skarbcu ko�cio�a w W�growie na Podlasiu. Chocia� jest ono w dole p�kni�te i nie wiadomo, czy by si� jeszcze co� w nim ukaza�o, umieszczono je tak wysoko, �eby ludzie nie mogli do niego zagl�da�.
Najdziwniejsze by�y losy czarodziejskiej ksi�gi, w kt�rej mistrz Twardowski spisa� na pergaminie ca�� swoj� wiedz�. Nazywano j� po �acinie �liber magnus", to znaczy wielka ksi�ga. Po znikni�ciu Twardowskiego oddano j� podobno kr�lowi, �eby rozporz�dzi� ni�, jak uzna za s�uszne. Szkoda by�o j� spali�, ale nie nale�a�o da� jej do r�k byle komu, �eby nie uczy� ludzi czar�w i wywo�ywania diab��w.
W dawnych kromkach zanotowano, �e kr�l Zygmunt August zapisa� ksi�g� jezuitom wile�skim. Ot� zdarzy�o si�, �e pomocnik prze�o�onego nad tamtejszym ksi�gozbiorem jezuickim, ksi�dz Daniel Butwi�, w kilkadziesi�t lat p�niej zacz�� czyta� ow� ksi�g�, by si� przekona�, co te� czarnoksi�nik tam napisa�.
Wtem rozleg� si� dooko�a niego w ksi��nicy piekielny zgie�k i �oskot. Zlecia�a si� ci�ba z�ych duch�w, a ksi�dz ledwo wymkn�� si� z izby. Sp�dzi� noc bezsennie. Z samego rana poprosi� innych ksi�y, �eby, z nim razem weszli do ksi��nicy. Ale ksi��ki Twardowskiego ju� tam nie znale�li, pewno j� czarty porwa�y.
Pewien pami�tnikarz pisze jednak, �e widzia� j� p�niej w ksi��nicy Akademii Krakowskiej i �e by�a to wielka ksi�ga na �a�cuchach przykuta i kamieniami dla bezpiecze�stwa przywalona. Mimo to stamt�d te� Znikn�a i nie wiadomo, co si� z, ni�, sta�o.
KOCIO�EK
Na przyzbie malej chatki, na skraju wsi, siedzia�o dwoje staruszk�w.
� C�e� si� tak zafrasowa�? � spyta�a �ona.
� Bo my�l� o tym, �e trzeba b�dzie sprzeda� krow�, a �al mi jej.
� Co, nasz� Krasul� chcesz sprzeda�? Chyba ci� co� zamroczy�o! Karmi�a nas w�asnym mlekiem tyle lat, a teraz na staro��, jak ju� straci�a mleko, chcesz jej si� tak odwdzi�czy�?
� A czym j� wy�ywimy przez zim�? My�my przecie� nie gospodarze, tylko wyrobnicy, w�asnego gruntu nie mamy ani zagonka. A nasz gospodarz nie da paszy dla Krasuli.
Staruszka westchn�a..
� Oj, nie da, nie da, to prawda. Odprawi� nas, jake�my si� zestarzeli i nic go nie obchodzi, �e mo�emy umrze� z g�odu. Jeszcze tak pokr�ci� rachunki na po�egnanie, �e nie wyp�aci� nam ani got�wki, ani zbo�a, kt�re nam by� winien. �Nic wam si� nic nale�y", powiedzia�, �a wi�cej was nie potrzebuj�, bo nie macic ju� si� do pracy". Nasz gospodarz, chocia� sam ma tyle kr�w i owiec, i pola, i ��ki, nie da�by dla Krasuli nawet gar�ci sieczki.
� Nie wyrzekaj, �ono � uspokaja� j� m�� � ale sama widzisz, �e musimy sprzeda� krow�,