3990
Szczegóły |
Tytuł |
3990 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3990 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3990 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3990 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Lucyna Legut
NASZA ZMIERZCHOWA
MAMA
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
Matce
5
W pomara�czowym domu
Podw�jny zmierzch. Ten za oknem i ten w naszym �yciu. Siedzimy w tr�jk�: nasza
zmierzchowa mama i my dwie zmierzchowe siostry. Jeszcze �yjemy, ale ju� w tym spokoju
przed umieraniem. Wszystko, co nas dotyczy, jest ju� wspomnieniem, ale wszystko kiedy� si�
dopiero zaczyna�o. �ycie naszej zmierzchowej matki mia�o tak�e kiedy� zapach pierwszej
zielonej trawy. I by�o inne. Niepoj�cie inne od naszej m�odo�ci, kt�ra znowu by�aby niepoj�cie
inna od m�odo�ci naszych dzieci, gdyby�my je mia�y. Czy warto cofn�� si� w tamten czas,
�eby dowiedzie� si�, jak to wszystko wygl�da�o?...
Teraz, o zmierzchowej godzinie, siedzimy w domu, kt�ry swoimi kolorami przypomina
pomara�czowy ogr�d: zielono od kwiat�w wype�niaj�cych mieszkanie i pomara�czowo od
firan, zas�on, dywan�w i serwet pokrywaj�cych st� i stoliki. Nawet pachn� pomara�cze w
wielkiej szklanej misie na stole. Bior�c �ycie za �eb ze wszystkich stron, dobrn�y�my do tego,
co mo�na by teraz nazwa� wygodnym, dostatnim �yciem w pomara�czowym domu, ale
pocz�tek tego �ycia by� inny, mia� r�ne kolory i nie mia� zapachu pomara�cz.
Nasza matka jest drobna i teraz ju� raczej malutka. Ma astm� i chroniczny bronchit. Bol�
j� nogi i m�czy si� przy najmniejszym wysi�ku, ale krz�ta si� ca�y dzie� po domu, bo szkoda
jej czasu na wypoczynek, m�wi, �e potem b�dzie ju� ZAWSZE wypoczywa� i dlatego teraz
kradnie �yciu ka�d� chwil�. Matka �le widzi. Jedno oko jest ju� tylko dekoracj�, widzi nim
jakie� zamglone kontury, wi�c �eby si� nie przem�cza�o, przy ogl�daniu telewizji k�adzie pod
okulary w�a�nie na to �z�e� oko kulk� waty. Je�eli kto� obcy pojawi si� w domu, wata znika; z
wat� pod szk�em okular�w wygl�da si� �miesznie. Wprawdzie nasza matka lubi bawi� sob�,
kiedy ma na to ochot�, co innego jednak zabawia� kogo� sob�, a co innego by� �mieszn� z
powodu mankamentu. Wata sterczy pod okularami nier�wno zwini�ta, czasem jej strz�pek
zwisa a� na policzek. Matka oszcz�dza wat�, nie ma zamiaru co chwila jej zmienia�, skoro
stara mo�e jeszcze d�ug s�u�y�. Matka w og�le lubi oszcz�dza� wszystko. �aden papier nie
zostaje wyrzucony, �adna torebka, �aden kawa�ek sznurka � wszystko kiedy� mo�e si� przyda�.
Stare sznurki zostaj� dok�adnie rozpl�tane; co jaki� czas, kiedy nask�ada si� troch� tych
sznurk�w, matka zasiada do tego zaj�cia. Po rozpl�taniu zwija si� je w ma�e i ca�kiem malutkie
k��bki i chowa do specjalnej torebki, te� zu�ytej, ale jeszcze po�ytecznej. I tym sposobem
ca�y dom jest wype�niony przedmiotami, kt�re na pewno kiedy� si� na co� przydadz�.
Nasza zmierzchowa mama bez przerwy ma baczne oko na wszystko, co dotyczy naszego
cia�a i ducha. Jak dzie� d�ugi s�yszymy szmer lekko zdyszanych s��w:
� Mo�e by�cie co� zjad�y, dzieci? Usma�� wam sznycelki albo mo�e raz-dwa skocz� i utr�
ziemniak�w na placki...
� Lidusiu, kiedy wstajesz w nocy do �azienki, to zarzu� szlafroczek, bo si� mo�na przezi�bi�.
W ��ku cz�owiek zawsze troch� si� spoci.
� Co? Ty wychodzisz? I nie wk�adasz szalika??! B�j si� Boga! Nie wypuszcz� ci� z domu
z go�� szyj�!
� A ty si� troch� wymaluj, zanim wyjdziesz z domu. Blado wygl�dasz. I po co tak przylizywa�
w�osy? Jakby� troch� napuszy�a nad czo�em, to by by�o �adnie.
Zainteresowania naszej matki dotycz� r�wnie� tego, co si� dzieje za oknem. Tkwi w nim
godzinami i jak bardzo troskliwy i wymagaj�cy kierownik rob�t sprawdza, co i jak zosta�o
zrobione, lecz prawie nigdy nie jest zadowolona:
6
� Oni ju� dawno powinni postawi� ten budynek! Narobili tylko rumowiska i nic si� robota
nie posuwa. Ca�y dzie� ten d�wig si� kiwa, ale wcale budynku nie przybywa. Dzisiaj rano
by�o tam sze�ciu ch�op�w, a teraz tylko jeden si� kr�ci. Du�o on tam sam narobi!...
Kiedy robotnicy schodz� z placu budowy, matka mo�e opu�ci� stanowisko przy oknie. W
ci�gu dnia ma urwanie g�owy, bo co chwila musi odbiega� od garnk�w i zagl�da� w okno, co
oni tam robi�. Wreszcie o godzinie szesnastej mo�e spokojnie chwil� odpocz��, potem zabiera
si� do haftowania, a je�eli w telewizji jest co� godnego uwagi, zasiada na tapczanie oparta
o kilka poduszek, z nogami na malutkim krzese�ku i patrzy. Ogl�danie telewizji jest ca�y czas
przerywane komentarzami, kt�re przewa�nie dotycz� wygl�du os�b pojawiaj�cych si� na
ekranie:
� O �winia! Ale ma g�ow�, jak jajo! �ys�! Jakem stara, to bym go za �adne skarby nie
chcia�a! Trzeba nie mie� wstydu, �eby si� z takim jajem pcha� do wystawy w telewizji! A
ta??! Co to zrobi�a ze sob�! Jak ona si� paskudnie uczesa�a! Po co jej ten z�b z w�osisk�w nad
czo�em? Powinna to wszystko zaczesa� do ty�u!
Nie pomog� nasze b�agania, aby matka siedzia�a cicho, poniewa� niewiele s�yszymy z tego,
co tam kto� m�wi.
� Nic nie m�wi�. Same g�upoty! Nie ma czego s�ucha� � odpowiada matka, kt�ra nie lubi,
kiedy jej si� zwraca uwag�. Ona wszystko wie najlepiej. Kiedy ju� si� napatrzy, naz�o�ci i
nawybrzydza, pr�buje od nas dowiedzie� si� czego� na temat akcji ogl�danego programu.
W�wczas odpowiadamy:
� Gdyby� s�ucha�a, zamiast m�wi� bez przerwy, wiedzia�aby�, o co chodzi. � Darujemy
jednak matce jej s�abo�� w dogadywaniu i po chwili informujemy j� o wszystkim. Bardzo j�
dziwi, sk�d my to wiemy, bo ona nic nie zrozumia�a...
Nasza matka ma tysi�c przywar jak ka�dy cz�owiek. A mo�e raczej tysi�c inno�ci. Jest
ogromnie uczulona na punkcie swojego wygl�du. Zw�aszcza sprawa w�os�w nigdy nie daje
jej spokoju. Te w�osy s� problemem, kt�ry bardzo trudno rozwi�za�, jako �e mama, m�wi�c z
przesad�, ma sze�� w�os�w na g�owie i stale z nimi walczy, aby stworzy� z nich urocz�, puszyst�
fryzur�. Rano godzin� siedzi w �azience przed lustrem, moczy grzebie� w wodzie,
przyciska palcami te w�osy, naci�ga tam, gdzie jest ich zbyt ma�o, robi karbki, loczki i nigdy
nie jest ca�kowicie zadowolona. Po takiej wojnie z w�osami zasiada um�czona na tapczanie i
snuje smutne refleksje:
� Dlaczego to jedni mog� mie� pi�kne, puszyste w�osy, a drudzy nie? Co by tu zrobi�, �eby
w�osy naros�y? Mo�e jest jakie� lekarstwo? Trzeba by si� dowiedzie�. Przecie� to niemo�liwe,
�eby ludzie, kt�rzy wynale�li rakiety na ksi�yc, telefon i telewizor nie mogli wynale��
lekarstwa na g�ste w�osy!... Z tak� g�ow�, jak moja, nie jestem w stanie �y�. Ju� lepiej si�
powiesi�.
Stroje naszej matki to te� osobna sprawa; ka�da suknia musi mie� st�jk�, bo matka nie lubi,
aby jej by�o wida� szyj�. Cz�sto kombinuje, co by zrobi�, �eby �szyj� przerobi�? Chcia�aby
mie� m�od�, g�adk�, ale bro� Bo�e nie d�ug�! D�uga szyja wed�ug zdania naszej matki
jest paskudna. Z tak� szyj� cz�owiek wygl�da jak czapla. Czaple si� matce podobaj�, ale kiedy
s� czaplami. Cz�owiek z szyj� jak czapla nie podoba si� jej.
Matka lubi by� uwielbiana przez naszych przyjaci�, chocia� za ka�dym dowodem uwielbienia
zadaje nam te same pytania:
� Co w tym jest, �e oni wszyscy tak si� do mnie przymilaj�? Dlaczego zawsze kto� przynosi
mi kwiaty i s�odycze? To naprawd� a� nieprzyjemne, bo ja nie mam si� czym rewan�owa�...
A najbardziej nasza matka lubi m�wi� o dawnych czasach. My mo�emy tego s�ucha� bez
przerwy. Matka zawsze troch� si� certuje:
� Sto razy ju� wam o tym opowiada�am. Nic w tym ciekawego nie ma. I nawet nic weso�ego.
Gdyby mi teraz Pan B�g powiedzia�: �Julio, jak chcesz, to mo�esz teraz mie� z powrotem
7
dwadzie�cia lat, ale musisz jeszcze raz prze�y� to wszystko, co prze�y�a��, to ja bym odpowiedzia�a,
�e bardzo dzi�kuj� i wol� ju� nie mie� tych dwudziestu lat, ale nie chc� znowu
tamtych rzeczy prze�ywa�.
My jednak chcemy, �eby nasza matka jeszcze raz prze�y�a wszystko i chcemy prze�ywa�
to razem z ni�, dlatego siadamy o zmierzchu i s�uchamy opowie�ci naszej zmierzchowej mamy.
Chaotycznie p�yn� s�owa, pl�cz� si� czasy, jak w kalejdoskopie zmieniaj� uk�ad p�aszczyzny.
Z tego chaosu wy�ania si� powoli ca�e �ycie naszej mamy, czyli pi�knej Juleczki...
Dom z r�ami za oknem, zupa wodzianka,
a do studni chodzi�o si� w zimie boso
Nasz dom by� taki: byle jaki, wiejski. Gospodarka prawie �adna, bo mama tylko co� tam w
polu zrobi�a, a ojciec prawie nic. Stolarzy�, ale te� nie bardzo, tyle tylko �eby instrumenty
zrobi� do grania, no i chodzi� grywa� z t� swoj� kapel�. Najwi�cej po weselach grywali. Jak
zaszed� na wesele, jak zacz�� gra�, to wszystkie baby prosi�y, �eby nie gra�; wzi�y mu
skrzypce z r�ki... Bo strasznie umia� wice opowiada�. Chcia�y, �eby m�wi� im wice o koniu:
� Panie Wincenty! Opowiadajcie o koniu! Jakiego�cie to konia mieli??!
� Ko� by� taki: gruby by�, jakby dwa prze�cierad�a do siebie z�o�y�, a taki by� �yrny! To
mu ino dawa�em t�uczone szk�o, bo bardzo lubi� to je��.
� A czym�e�cie go przykrywali w zimie?
� O, takimi zygzatymi patykami, ostrwiami, co sie siano na to kopi.
� A gdzie� sypia�? Mieli�cie jak� szop�?
� Nie. Pod mostem spa�. A jak by�a wielka woda, to go przyla�o, przymuli�o, a w zimie lodem
nakry�o.
� A szybki by� ten wasz ko�?
� Bardzo szybki. Jak go wypcha�em do g�ry na brzeg i jak go popchn��em, to zjecha� na
d� pr�dko, na zadzie, a� do wody wpad�. To by� taki ko�!
Strasznie si� baby cieszy�y z tego opowiadania. A kumoski, jak flaczki roznosi�y na imieniny
u mojej mamy, bo zawsze imieniny sprawia�a, to kumoski flaczki roznosi�y na talerzach
ka�demu, wi�c jak si� zacz�y �mia�, to jedna drugiej do podo�ka wsypa�a flaczki, ze �miechu.
Tak wariowa�y. A wujek B�bel tylko jedno i to samo zawsze �piewa� i gra�; m�ynek
wzi�� do kawy i tak kr�ci� i �piewa�: �Ja swej �ony nie sprzedam, ani za tysi�ce! Jak si� na ni�
popatrz�, to mnie boli serce!� Ka�de imieniny to samo. Nie umia� nic innego, bo by� takim
aktorem b�d� jakim.
A jak ojciec chodzi� z muzyk� na wesela, to na ko�cu po weselu gospodyni dawa�a zawsze
muzykantom po �wiartce placka. Tam si� piek�o na �opacie takie placki okr�g�e. Pokroi�a na
�wiartki i da�a muzykantom po par� kawa�k�w. No to tam ojciec przecie� nie bra� na to specjalnego
pakunka, tylko wyj�� z kieszeni brudne chustki od nosa, nak�ad� plack�w, zwi�za� i
przyni�s� do domu, a my tylko oknem patrzyli, jak p�jdzie z wesela rano... Czasem dwa dni
go nie by�o, jak wesele d�u�ej trwa�o... To placki niesie! W chusteczce od nosa. Nikt si� nie
umia� brzydzi� wtedy, tylko�my ch�tnie asystowali, �eby tych plack�w dosta� po kawa�eczku.
Ja kiedy podros�am, to chodzi�am na wesela z ojcem. I bardzom hula�a. Bardzo!
Jak ju� ojciec nie chodzi� po weselach, bo by� starszy i strasznie go nogi bola�y, co ju� nied�ugo
z tego umar�, to mama sz�a z nim do brata swojego, do Staszka, a ju� by�a s�aba... Dom
na g�rce sprzedali i poszli mieszka� za ko�ci�, �eby mieli bli�ej do niego. Chaup� sprzedali,
pieni�dze rozpo�yczyli ludziom, kt�re wszystkie im przepad�y. No to stamt�d, zza ko�cio�a
8
id� do Staszka... To si� sz�o przez �aw�, przez taki mostek. Ojciec na przedzie szed�, jak to
ch�op, a mama biedna za nim, a� jej si� zawr�ci�o w g�owie i spad�a do tej rzeki. Ale na kraju.
Wtedy by�a malutka woda, tak jako�... Ojciec przyszed� do Staszka, Staszek m�wi: � A gdzie
mama ? � A on � nie ogl�dn��em si�, gdzie ta sz�a. Sz�a za mn�, alem si� nie ogl�dn��. No nie
wiem, gdzie jest. Podzia�a si�.
Nie by�o daleko, to si� wr�ci�. Patrzy, a mama pod �aw�. G�ow� mia�a na kamieniach.
Przyprowadzili j� i chcieli my j� odda� do szpitala. Tak mi jej �al, dzisiaj jeszcze... No ale
gdzie by ta da� grosza na szpital... No to tak by�o. A ona po tym wszystkim mia�a zanik pami�ci.
I jak ju� ojciec le�a� umar�y, to go wci�� rusza�a: � Tatu�! A chod��e do siostry ze
mn�! Chod��e tatu�! � Zrobi�a mu �niadanie... Tego to nie lubi� wspomina�, bo mia�a taki
ci�ki �ywot do ko�ca... Zrobi�a mu �niadanie i gwa�tem go budzi�a w trumnie: � Tatu�!
�niadanie stygnie! Wsta�e tatu�!
A w Prokocimiu jak by�a z nami, to ju� nam chcia�a nieraz uciekn��, trzeba j� by�o przywi�za�
za sznurek w ogr�dku i dzieci j� pilnowa�y. A jako� si� nam raz rozwi�za�a i uciek�a,
co�my j� znale�li w Bierzanowie, w altanie.
Jak byli�my mali, to mama najcz�ciej gotowa�a na obiad wodziank�. Ojciec ususzy� �liwek,
ususzy� jab�ek i tak� wod� mama gotowa�a do ziemniak�w, do ja�owych oczywi�cie. Jak
ugotowa�a garnek tych suszek, to pierwsza woda by�a g�ciejsza, taka esencjonalna, to dla
ojca garnuszek, a dla nas dola�a wody, rozpu�ci�a i nam da�a tego wodnistego. A na drugi
dzie� wymok�o lepiej, to jemu pierwsze, a nam ju� nie rozpuszcza�a, tylko da�a tego ze spodu,
a na trzeci dzie� dopiero owoce da�a, bo jeszcze pomok�y troch�. Mi�sa jak tam kupi�a odr�bk�,
na dwana�cie ludzi, to kawa�eczek ugotowa�a ojcu: � Tatu�! Zjedz�e to mi�so! Zjedz�e! �
No to ogryza� mi�so i kostki rzuca�. My tylko patrzyli, asystowali. To si� kostk� wzi�o, oblizywa�o.
Dzielili�my si� tymi kostkami z mi�sem. By�o nas bardzo du�o.
Chaupina nasza by�a dosy� pi�kna. Z kamieni by�a wystawiona. Dosy� zgrabna: pok�j,
kuchnia, stolarnia, sie�. Stajnia w sieni, wychodek na ganku. Zamyka�o si� tak� zawias�, takim
drewnem si� zamyka�o. A r�e przed oknami!... Ca�e okno by�o zawalone r�.
Jak mia�am cztery lata, rodzi�o si� kt�re� tam dziecko, bo nas by�o o�mioro: czterech syn�w,
cztery c�rki mia�a moja mama; taka by�a plenia. I jak jedno dziecko przychodzi�o na
�wiat, nie wiem kt�re, to tam by� ha�as w izbie, a ja si� dar�am razem z mam�, bo nie wiedzia�am,
co jej kto robi, pewnie krzywd� jak�, wi�c ja si� w kuchni okropnie dr�, jeszcze g�o�niej
ni� mama w izbie. Wtedy ojciec zamkn�� izb� i mnie porwa�, bom si� nie ustawa�a
drze�, porwa� mnie do stajni, do chlewka, ku �wini mnie zamkn��. Dar�am si� tak, com
ochryp�a, a �winia mnie szarpa�a po sukni, ale by�a jeszcze za m�oda, wi�c mnie nie zd��y�a
zje��, bo nie da�a rady. Ale by�a z�o�liwa. No to mnie potem Z�dkowa porwa�a stamt�d od tej
�wini. To ja si� modli�am, jakem umia�a, ca�e �ycie, �eby ojciec umar�. Jeszczem do szko�y
chodzi�a, tom si� modli�a, �eby umar� za t� �wini�, bo mu nie mog�am podarowa� tego.
Jak chodzi�am do szko�y, tom si� przezi�bi�a. A tu gula taka na nodze wyros�a... Teraz pani
dokt�r mi si� spyta�a, jak by�am w szpitalu... Bo w koszulce kr�tkiej le�a�am... Ona widzi
tak� szram� i pyta: � Co to pani ma? � Ja m�wi�: � To nie by�o szyte, tylko przeci�te brzytw�,
bo mnie tu taka gula uros�a, jak jajo, bom si� przezi�bi�a, jak do szko�y chodzi�am, i ojciec
wzi�� brzytw� i przeci�� mi to. Mama przynios�a z ogr�dka li�cie takie, babka si� nazywa�y,
po�o�y�a mi na tym, to si� zagoi�o. I jest jak szew. Taki szram d�ugi.
Potem w sieni sta� taki garnek wielki, �elazny, no to lecia�am po ciemku, uderzy�am w ten
garnek nog� i mam te� szram�. Krew si� la�a, la�a... Ca�� zim� si� nie goi�o, bo nie by�o czym
zawin��, tylko po�czoch� czarn� ubiera�o si� na to. Da�o si� kawa�ek papieru i po�czoch�.
Przysz�am ze szko�y, tom oderwa�a, bo si� po�czocha przylepi�a. Zagoi�o si� samo na wiosn�
i ju� jest dobre do dzi� dnia.
Do studni chodzi�o si� w zimie boso, bo kt� by ta jakie papucie da� albo buty? Do szko�y
si� chodzi�o boso w lecie, a buty si� ubiera�o przed szko��. Jeszcze mi si� wci�� �ni, �e boso
9
chodz� po polu, com tak by�a nauczona. A jak do ko�cio�a lecia�am, to butki na ramionach, za
sznur�wki; przed ko�cio�em si� butki ubiera�o. No to do studni boso. Nogi przymarza�y, to si�
trza by�o pr�dko �pieszy�. Ci�g�o si� wod� ze studni, trzeba by�o kl�kn�� na lodzie i patrze�,
�eby si� nie wpad�o tam. Z takiego do�ka si� bra�o wod�. Przylecia�o si� do domu i trzeba
by�o nogi pociera�, bo tak stward�y z zimna. A teraz to bym mog�a trzy pary nowych but�w
na nogi ubra�, jakbym sz�a do studni. I dwa kapelusze bym mog�a na g�ow� da�! A wtedy nie
mia�am nawet chusteczki.
W zimie do szko�y jecha�o si� na torbie. Sz�o si� do takiego drzewa i stamt�d z g�ry na d�
si� zje�d�a�o, to by�o bardzo spadzisto, wi�c si� zej�� nie da�o, tylko zjecha� na torbie.
Jak mia�am dwana�cie lat, to ju� chodzi�am do Makowa, do haftu. Sko�czy�am pi�t� klas�,
to mnie wypisali, bo nie by�o czasu. Bo trzeba by�o zarabia�. Wtedy wolno by�o wypisa� z
pi�tej klasy.
Do Makowa, do haftu sz�o si� na dziewi�t�, wi�c trzeba by�o o si�dmej wyj��, wzi�� czarnej
kawy do flaszki, oczywi�cie zbo�owej, dziesi�� cent�w do r�ki na dwie bu�ki. To by�o na
ca�y dzie�. Czasem kt�ra dziewczynka wzi�a mnie na noc do siebie, jak by� deszcz czy zawierucha,
no tom tam co� zjad�a. Z lito�ci mnie bra�y. A jak spa�am czasem u siostry, to nie
mieli mnie gdzie po�o�y� i spa�am w paczce, co w�gle by�y. A paczka by�a du�a, to ja si�
zmie�ci�am, bo by�am ma�a. I spa�am w tym, w czym chodzi�am. Da�am sobie p�aszczyk pod
g�ow� i w�gle by�y wy�ej. To za� nauczycielka, jak jej pod�og� wymy�am, z wielk� rado�ci�,
�e to u nauczycielki myj�, co nas uczy haftu, no to tam kromk� chleba da�a. Z mas�em!
Ksi�dz mnie bardzo lubi�, bom dobrze si� uczy�a. To ksi�dz siedzia� na krze�le, taki rozpanoszony...
Ksi�dz taki grubas by�. Religia jest, to kto mu si� podoba�, temu kiwn�� palcem...
Dwie my takie by�y: ja i jeszcze jedna. To wyj�� z kieszeni gruszk�, jab�ko, pomara�cza i da�.
Bo by�am taka dziewczynka skromna i popaniata. A tam by�y straszne wsioki: z Grzechyni, z
Makowa to by�y wsioki, a ja by�am ze Suchej, z miasta prawie. Bosa, ale taka... Nie cham.
Siedem kilometr�w codziennie sz�o si�. Do Makowa to si� idzie ze Suchej na pag�rek, na
d�, na pag�rek, na d�... Dwa pag�rki do Makowa s�. Jak wysz�am pod pag�rek, to si� um�czy�am...
Ch�op, nazywa� si� �dro�nik�, je�dzi� z takimi taczkami; zbiera� kamienie przy drodze
na te taczki i gdzie� je wywozi�. To on widzi, ma�a dziewczynka idzie... By�am ma�a, bom
i teraz niedu�a... To mu by�o mnie �al, bo mnie ch�opaki co krowy pas�y bi�y kamieniami i
�ciga�y. To mnie wzi�� na te taczki czasem: � Siadnijze, dziwce. Podwieze cie kawo�ek. �
Podwi�z� mnie czasem na tych kamieniach. Wi�c znowu si� ogl�da�am, czy jaki w�z nie jedzie...
Jedzie w�z z ch�opem... Jak by� ch�op dobry, to mnie wzi�� pod pag�rek, a jak by� niedobry,
to mnie nie wzi��, Ale jak wje�d�a� na pag�rek poma�u, to ja si� zawiesi�am na dyszlu.
A ch�op czuje, �e mu ci�ko, ogl�dn�� si�: � Slezies z tego wozu z tela??! � I tak mnie biczem
chcia� dochodzi�, ale ja si� schyli�am i tym biczem nie da� rady mnie dosi�gn��. A czasem mu
si� uda�o, to mnie po grzbiecie wy�oi�. Mia� prawo.
Daruj� wam winy w zamian za plotki
Nasza matka przepada za wszystkimi wiadomo�ciami, kt�re maj� w sobie wielki �adunek
sensacji: trz�sienia ziemi, katastrofy kolejowe czy lotnicze, powodzie, susze, uprowadzenia
samolotu, porywania dzieci milioner�w, bestialskie mordy, po�ary w drapaczach chmur, epidemie,
kt�re nagle wybuch�y i zg�adzi�y tysi�ce ludzi, turysta rozszarpany przez tygrysa na
10
oczach �ony i dziecka, afery pieni�ne, napady na banki, skandale wielkich aktorek, zamach
na kr�low� Anglii... Wszystko to nie ujdzie ucha naszej matki i jest dok�adnie i na d�ugo zapami�tane,
chocia� niby z pami�ci� nie jest u niej najlepiej. Mo�na jej na przyk�ad sto razy
powtarza�: wychodz� z domu i wr�c� dopiero p�nym wieczorem, pami�taj, �eby� si� potem
nie niepokoi�a! Oczywi�cie niepokoi si�. Biega po mieszkaniu od okna do drzwi. W oknie
wypatruje (tym jednym swoim okiem), czy nie ujrzy dobrze znanej sylwetki. Do drzwi przyk�ada
ucho, bo mo�e ju� jedzie winda (w jej s�owniku nazywa si� to �autobus powietrzny�),
mo�e zatrzyma si� na naszym pi�trze i nareszcie pojawi si� siostra lub ja, w ka�dym razie ta,
kt�ra powinna ju� dawno by� w domu. Kiedy wreszcie pojawi si� oczekiwana, matka najpierw
chwil� milczy, obra�ona, potem nie wytrzymuje i zaczyna gdera�:
� Trzeba nie mie� sumienia, �eby mi robi� tyle zmartwie�! Noc jest, wsz�dzie pe�no chuligan�w
(wed�ug matki dziewi��dziesi�t dziewi�� procent m�czyzn, to chuligani), taki tylko
czeka, �eby u�api� za torebk� albo paln�� czym� w g�ow�. Ju� nied�ugo po�yj� � ten strza�
jest zawsze celny � ale jeszcze ka�dy musi mi dodawa� zmartwie�.
� Przecie� ci m�wi�am, �e wr�c� p�no � odpowiada kt�ra� z nas, lekko zniecierpliwiona.
� Nic mi nie m�wi�a�! Jakby� m�wi�a, to bym o tym wiedzia�a!
� Owszem, m�wi�am ci, tylko pewnie wtedy akurat rozmy�la�a� o wr�blach i nie uwa�a�a�,
co m�wi�.
Wr�ble zaprz�taj� uwag� naszej matki r�wnie mocno, jak sprawa budowy dom�w, posuwaj�ca
si� w denerwuj�co wolnym tempie. Ju� o �wicie biegnie do kuchni, wsypuje do malutkiego
kubeczka po kefirze troch� p�atk�w owsianych, potem zawija g�ow� r�cznikiem i
zapina agrafk� szlafrok wysoko pod szyj� (�eby jej nie zawia�o), otwiera okno i wsypuje do
karmnika p�atki. Chowa si� za firank�, �eby nie p�oszy� wr�bli, kt�rych szczeg�ln� cech� jest
tch�rzostwo i podejrzliwo��; prawdopodobnie ka�dy zauwa�ony ruch uwa�aj� za perfidnie
przemy�lan� zasadzk�. Matka bezpiecznie ukryta, z k�ta pokoju obserwuje nalot wr�bli i porann�
awantur� w karmniku. Zawsze je karci i poucza, w jaki spos�b powinny spo�ywa�
�niadanie:
� Po co to si� tak pcha�, dzioba� po g�owach i rozrzuca� owsiank�? Jakby ka�dy spokojnie
zjad� sw�j p�atek, to by starczy�o dla wszystkich i nic by poza karmnik nie spad�o. Ale m�w�e
tu do nich! Narozsypuj� i jeszcze do tego bij� si�. A przecie� nie musisz bra� tego samego
p�atka co tamten! Masz inny obok!
Wr�ble jeszcze mniej przejmuj� si� naukami matki, ni� my z siostr�. Matka niby z�o�ci si�,
ale jej oczy s� pe�ne zachwytu i mi�o�ci. Mog�aby ca�y dzie� obserwowa� wr�ble i m�wi� do
nich, czy te� raczej do siebie:
� Jakie to s�odkie! Jakie to maj� g�adziutkie g�owicki! Takie przylizane, okr�g�e, jak w
chustusi...
No wi�c przez wr�ble, czy nie przez wr�ble, matka zapomina dosy� cz�sto o wa�niejszych
sprawach. Je�eli zapomnia�a o temacie p�niejszego powrotu do domu, mojego czy siostry,
po narzekaniach na nasz� oboj�tno�� i nie szanowanie jej nerw�w i zdrowia, pr�buje zadokumentowa�
stan �przedagonalny�, kt�ry zbli�a si� dzi�ki kt�rej� z nas; zaczyna m�wi�
omdla�ym, przerywanym z bezsilno�ci g�osem o zbli�aj�cym si� rych�ym ko�cu jej �ycia.
Siada w kuchni na krzese�ku, w najciemniejszym k�cie, opiera g�ow� na r�ce (oczywi�cie
os�abienie nie pozwala jej utrzyma� g�owy w normalnej pozycji) i swoim zwyczajem kiwa si�
w prz�d i w ty�. Chwil� trwa niemi�e napi�cie, potem kt�ra� ze stron decyduje si� i�� na
ust�pstwo, wi�c albo ja, albo siostra m�wimy:
� Je�eli si� �le czujesz, to mo�e �yknij sobie troch� koniaku?
Czasem zn�w matka dochodzi do wniosku, �e nie ma co �przeci�ga� struny� i sama (jeszcze
s�abym g�osem) o�wiadcza, �e napije si� naparsteczek koniaku, to si� zaraz lepiej poczuje.
Matka zawsze pije koniak w kieliszku od jajka. S� w domu koniak�wki, ale matka twierdzi,
�e �ten ma swoj� miark� i lepiej w nim smakuje. Prawdopodobnie, albo raczej z ca��
11
pewno�ci�, chodzi tu o oszcz�dno�� naczynia; wszystko co mniejsze, wydaje si� matce praktyczniejsze,
kiedy przychodzi do mycia. Nie pomog� t�umaczenia, �e du�y talerz tak samo
trzeba wymy�, jak ma�y i to samo dotyczy kieliszk�w. Matka ma w�asn� filozofi� naczyniow�,
od kt�rej nie odst�pi za nic na �wiecie. Wybiera najmniejsze talerzyki i uk�ada na nich
wszystko w kszta�cie kopca; je�li cz�owiek chce si� wzi�� do jedzenia tego czego�, tak pieczo�owicie
i zmy�lnie na�o�onego, wszystko rozlatuje si� na boki i spada na serwet� na stole.
Cz�sto w takich wypadkach idziemy z siostr� do kuchni, bierzemy wi�ksze talerze i przesypujemy
te kopczyki. W�wczas matka ma o dwa talerze wi�cej do mycia, co jednak nigdy jej
nie zra�a i zn�w nast�pnym razem widzimy przed sob� zgrabnie u�o�ony kopczyk.
Prawdopodobnie we wszystkich rodzinach odbywaj� si� jakie� walki, wi�c i my toczymy
t� nie ko�cz�c� si�, bezkrwaw� walk� z talerzykami, oraz ze wszystkim, co jest inne w nas i
inne w naszej matce. Wcale nam to nie przeszkadza �y�. My z siostr� ci�gle jeszcze rozumiemy,
�e ka�dy cz�owiek ma prawo by� inny, nasza matka natomiast jest zdania, �e ka�dy
powinien by� taki jak ona. Cz�owiek, kt�ry jest r�ny od niej, zas�uguje tylko na jedno okre�lenie
�idyjota�. W ci�gu ka�dego dnia s�yszy si� cz�sto to s�owo, skwitowane jeszcze lekcewa��cym
machni�ciem r�ki. Jest to gest, kt�ry w werbalnym przek�adzie w pe�nym brzmieniu
wygl�da�by nast�puj�co: �Nie ma o czym m�wi�! Dajmy lepiej temu spok�j, bo to ca�kowity
idyjota!�
Po wypiciu swego �jajowego� kieliszka, wype�nionego koniakiem, matka jeszcze dok�adnie
wymazuje go palcem, �eby si� nic nie zmarnowa�o, palec oblizuje ze wszystkich stron,
potem odstawia kieliszek na p�k�, za firank� w malutkie kwiatuszki. Ten kieliszek czeka na
swoj� nast�pn� porcj�. Nie myje si� go, bo po co, skoro zn�w b�dzie si� z niego pi�o...
Matka ju� w lepszym nastroju zasiada na tapczanie, na swoim miejscu z poduszkami...
Opiera nogi na krzese�ku i jeszcze, �eby postawi� na swoim, pr�buje nas troszk� szanta�owa�:
z uwag� ogl�da swoje nogi. Wiemy o tym, �e te nogi bywaj� spuchni�te i �e to o niczym
dobrym nie �wiadczy. Ogl�danie n�g odbywa si� bez komentarzy, w milczeniu; wiadomo, �e
my to zauwa�ymy i �e l�k zago�ci w naszych sercach, czyli �e ca�a uwaga zostanie wy��cznie
skierowana na ni�. W�wczas czuje si� ca�kiem dobrze, jakby jej nic nie dolega�o.
�eby matk� ostatecznie usatysfakcjonowa�, opowiadamy jej, co si� nam wydarzy�o w ci�gu
ca�ego dnia. I chocia� matka wielu ludzi i spraw nie zna, czuje si� bardzo swobodnie w
naszym �wiecie, jakby ka�dego cz�owieka, o kt�rym m�wimy, widzia�a tysi�c razy, chocia�
go nie widzia�a nigdy. Przepada zw�aszcza za mi�osnymi perypetiami naszych kole�anek.
Je�eli kto� kogo� rzuci� albo odby�a si� jaka� publiczna awantura z powodu zazdro�ci, matka
gotowa nam darowa� nawet najp�niejszy powr�t do domu. My opowiadamy, a ona tylko, od
czasu do czasu, wykrzykuje: � Co za �wiat??! Co za ludzie??! Co� podobnego??!...
Milkniemy na chwil�. Temat si� sko�czy�. Ciemno�� pokapuje po oknach. Firanki ju� nie
s� pomara�czowe, s� szare. Matka zn�w si� zaczyna kiwa�. Kiwa si� do swoich my�li, do
swoich romans�w, do zamierzch�ych mi�o�ci. Wiemy o tym. Nie jest trudno odgadn�� my�li
naszej matki. Ona ci�gle jest �w tamtych czasach�. Ci�gle jeszcze chodzi �go�ymi stopami po
rosie�. Przerywamy milczenie. To kiwanie si� matki ma w sobie zawsze jaki� osad smutku.
Ju� wolimy, �eby m�wi�a. Kiedy si� przeniesie w odleg�� m�odo��, zapomni o spuchni�tych
nogach, o duszno�ci i o tym, �e nie wr�ci nigdy nic z tego, co by�o.
Moja siostra, jak zwykle z wdzi�kiem, zak�ada nog� na nog�, opiera wyprostowane plecy o
�cian� i niby z ogromnym zainteresowaniem zapytuje matk�:
� W�a�ciwie jak to by�o z tym twoim pierwszym ukochanym? Nie znam wszystkich szczeg��w,
a wiem, �e to by�o bardzo interesuj�ce. Ka�da tragedia mi�osna jest interesuj�ca i dlatego
ludzie tak lubi� melodramaty. Oczywi�cie nikt si� do tego nie przyznaje, a przecie� w
za�o�eniu naszego �ycia tkwi melodramat.
12
Matka nie zwraca uwagi na wym�drzania si� siostry na temat melodramat�w. Skwapliwie
korzysta, aby powiedzie� o tej najwa�niejszej dla niej sprawie. Tym razem nawet nie pr�buje
udawa�, �e nie ma na to ochoty, �jako �e my ju� wszystko znamy�. I opowiada...
Zacz�o si� od mg�y na szybie
Wi�c tak... Znali�my si� miesi�c z Jankiem. I to by�a pierwsza mi�o��. �liczny ch�opak by�.
Ale nie chcieli rodzice, �ebym za niego sz�a za m��, dlatego �e by� w wojsku. W poci�gu�my
si� poznali. Mia� czarne w�osy, oczy niebieskie, cudo!... On jedzie i ja jad�. I by�a mg�a na
szybie. Wi�c on mi si� strasznie podoba�, a kolega z nim te� jecha� i m�wi mu �Janek�, no to
ja ju� wiem, jak mu na imi�, wi�c na tej szybie, na mgle palcem wypisa�am �Janeczku kochany�.
Od razu si� zakocha�am. A jecha�am do �ywca, do brata, bo brat tam m�j by� przy wojsku.
Z nim. No to on mnie zaraz wzi�� w �ywcu na obiad i potem poszli�my do brata.
Wr�ci�am do Suchej, a on w Suchej stacjonowa�, ale je�dzi� do �ywca, tak... Jak to wojsko,
s�u�bowo. No to jak wr�ci� z �ywca, to ju� do mnie chodzi�.I rzecz jasna, �e si� zaraz
chcia� zar�czy�. Ale idzie do mnie raz... Niespodziewanie z �ywca przyjecha�, a u mnie siedzia�
inny, co si� na zab�j chcia� �eni�, kolejarz: J�zio Pazdor. No ale ja my�l� o Janku, a
rodzice chc� za kolejarza...
Pazdor siedzi ze mn� przy oknie... No wi�c on chcia� tak ze mn� bli�ej... A Janek ju� nie
m�g� na to patrze�, bo sta� za oknem. I jakby mnie Pazdor poca�owa�, to Janek by do niego
strzeli� � tak mi powiedzia�. Ale na szcz�cie tak�e�my tylko siedzieli, bo ja tam nie by�am
pr�dka do niego i potem Pazdor wychodzi. Brat go odprowadza� z latark�, tak� s�u�bow�,
kolejow�, co to lampka jest w �rodku... A od nas by�y dwie drogi: jedna prowadzi�a przez
pole i ko�o takiego, nazywa� si� G��boki Potok; g��bina by�a i taka ma�a �cie�ka ko�o kraja. A
bli�sza droga do stacji by�a przez pole. Wi�c Janek my�la�, �e Pazdor p�jdzie przez to pole do
stacji i tam czeka� na niego z rewolwerem. By�by go zastrzeli�. Ale brat m�wi: �Chod�my na
prze�aj, ko�o G��bokiego Potoku�. I tam poszli, i Jankowi si� nie uda�o przelecie�, bo tam
by�a g��bina, tylko z daleka �puf!� z rewolweru da� dwa strza�y. No to my straszne krzyki
narobili�my, bo dwa strza�y by�y, to ja my�la�am, �e zastrzeli� brata i jego. M�j ojciec wylecia�,
krzyczy ogromnie: �Stasiu! Gdzie jeste�??!� A ja znowu, wo�am: �Janku! Janku! Co� ty
zrobi�??!� A ojciec: �Stasiu! Stasiu! Czy �yjesz?� A ludzie znowu... za tym potokiem, tam
du�o chaup�w jest... Ludzie si� dr�!... Wszystko wylecia�o na pole, bo to straszny ha�as by�
wiecz�r. W zimie to taka jest cisza na wsi. Wszystko krzyczy: �Wincenty! Co si� tam sta�o??!�
A ojciec im odpowiada: �g�wno!� Bo by� w�ciek�y, �e si� pytaj� jeszcze. On my�la�,
�e nie�ywe dwa trupy, a oni si� jeszcze pytaj�... Dalszy ci�g taki: wi�c my stoimy, wtem brat
wraca. No to ojciec si� cieszy, �apie jego, a ja �api� Janka. Pytam si�: � Co� zrobi�, Janeczku?
� Co zrobi�em? Nic. To niewa�ne.
A brat m�wi: � Nic nie zrobi�. Do latarki kulka trafi�a.
Ale Pazdor poszed� prosto do rynku, na policj� zda�. A Janek zosta� u nas. Rodzice m�wi�:
� Nie damy ci dziecka! P�jdzie na zakonnic�, a nie damy ci jej! Ty bandyto! Taki, owaki!
� P�jdzie na zakonnic�, to ja j� i tak ukradn�. Wezm� j� na konia i ukradn�. Ona i tak musi
by� moja! � Tak powiedzia�.
Ja bym si� da�a ukra��. Jeszcze dzi� bym z nim posz�a.
No wi�c ja jestem szcz�liwa, �e on jest, �e �yje. A potem jest s�d, bo tamten poda� to do
s�du. Ale Janek mnie pouczy�, co mam powiedzie�, jak p�jd� do przysi�gi. Do przysi�gi posz�am,
chocia� by�am jeszcze za m�oda, ale kazali mi m�wi�, jak on strzela�.
� Powiedz tak, �e to by� straszak. �e ja ze straszaka strzela�em.
13
No to ja tak powiedzia�am.
� A czy panienka widzia�a t� bro�? � pytali mnie na przysi�dze.
� Nie widzia�am. Bo mi nie pokazywa�. � Bo faktycznie nie. Ale gdzie� on m�g� mie� straszak?...
W ka�dym razie by� sier�antem, to go zdegradowali. Nie by� ju� sier�antem, bo kara
musi jaka� by�. I poszed� dalej. Pojecha� do wojska. Jeszcze by� w �ywcu jaki� czas i pisze, i
pisze... Ja by�am biedna z domu i biednie ubrana... �Strz�pku Obtarga�cu� pisze �taka masz
i�� do �lubu, jak jeste�, jak ci� pozna�em�. �Nie chc� nic od niej! Tak� mi j� dajcie, jak j�
widz�!� pisze do moich rodzic�w. No i �Przyje�d�am. Zar�czyny b�d� w �wi�ta Wielkanocne�.
Ale rodzice za Boga nie pozwol� na �adne zar�czyny!... Co tu robi�?... Tylko si� modli�...
Wi�c mi doradzili ludzie, �eby w Wielki Pi�tek nic nie je��, nic nie pi�, to dojdzie do
wszystkiego; Pan B�g wys�ucha, wszystko si� spe�ni. No to ja to zrobi�am: nie jad�am, nie
pi�am, �eby si� te zar�czyny odby�y... I faktycznie! Zgodzili si� na zar�czyny. Do tego stopnia
nawet, �e ojciec poszed� i pier�cionek kupi�, chocia� by� biedny. A ja tak si� dalej modli�am,
�e a� mama da�a na m�k�, na mas�o, na jaja. Siostra wzi�a taczki... takie taczki, co si� wozi...
o jednym k�ku, takie z drzewa... wozi si� tam b�d� co na tym... Pojecha�a siostra z m�k�, z
mas�em, z jajami do rynku, tam gdzie druga siostra mieszka�a. To by�o daleko. Bo my tak
mieszkali na wzg�rku, na wiosce. Pojecha�a do rynku z tymi taczkami, wszystko zawioz�a,
piek�a. Napiek�a pe�no dobrych rzeczy na te zar�czyny.
Janek przyjecha� z pier�cionkiem od razu. Zar�czyny si� odby�y sute. Kaza� w�dek nanie��,
piwa kaza� beczk� kupi�... Dwa dni by� u nas. No wi�c odby�y si� zar�czyny, bom si� o
to modli�a, a nie pomodli�am si�, �ebym za niego wysz�a! A Janek m�wi tak:
� Mamy jeszcze w wojsku jedno zadanie. Bardzo trudne. Jak to przejdzie, dostan� miesi�c
urlopu, odpoczynek, po froncie. Przyjad� i si� pobierzemy.
Pojecha�. Bo by� we Lwowie front wtenczas. Ostatni. I tam zgin��. M�j kuzyn te�, kt�ry
by� oficerem. Le�y tam na cmentarzu, nawet mu zrobili grobowiec. Zdj�cie kuzynki maj�,
tego grobowca. Nazwisko tam jest i wszystko, a Janek by� pochowany tylko tak, normalnie,
ale te� na cmentarzu. I przyszed� mi taki list... Od ksi�dza z pu�ku. Bo wiedzieli wszyscy, �e
on ma dosta� urlop, �e si� ma �eni�...
Przyszed� mi list, �e mnie pociesza ksi�dz, �ebym nie rozpacza�a, bo Janek zgin�� na polu
chwa�y, jak wielu innych, ale przynajmniej nie jest gdzie� w rowie, czy te� na polu pochowany,
tylko na cmentarzu, bo umar� w szpitalu. Dosta� kulk� w g�ow�. By� na dachu. Koledzy go
ostrzegali: �Nie wychod� na dach!� A on wyszed�, wi�c tam na tym dachu zgin��. No i ju�
wi�cej nie wr�ci�, bo ju� go nie by�o. I tak si� sko�czy�o.
�lub w listopadzie i ani listka na drzewie!
Janek zgin�� dwudziestego kwietnia, a �lub z waszym ojcem by� dwudziestego listopada,
za ca�e p�l roku. Zdj�cie �lubne robili my w sadzie. Ani listka ju� nie by�o na drzewie! Same
patyki, czarne i smutne, jak ca�e �ycie z Tugelem.
Najpierw jeszcze, jak ju� Janek zgin��, to ten Pazdor przychodzi�, ale ju� nie by�o o nim
mowy, bo mi narobi� przykro�ci, za to �e go Janek wtenczas nie zastrzeli�. Ale to niewa�ne.
Waszego ojca pozna�am tak, �e przyszed� do nas z bratem, bo ten brat chcia� si� �eni� z moj�
siostr� J�zi�. Byli bardzo zakochani w sobie. Tylko �e on prosi�, �eby maj�tek zapisali jemu,
bo on chcia� z J�zi� zosta� na tym gospodarstwie, �eby gospodarowa�, i rodzice b�d� przy
nich. Mieliby bardzo dobrze. Ale oni tego nie zrobili, nawet nie chcieli da� J�zi w wianie
cho�by tylko maszyny do szycia, wi�c on wyjecha�. Ale najpierw przyprowadzi� brata, �eby
go swata�, �eby mu t� �eniaczk� za�atwi�. Wi�c nie dosz�o do tego, a zn�w Tugel, wasz ojciec,
14
jak mnie tylko zobaczy�, to chcia� tej samej nocy bra� �lub ze mn�, chocia� wiedzia�, �e mnie
te� w posagu nic nie dadz�, ale nie patrzy� na to, a bratu to moj� siostr� J�zi� odradzi�, �eby
jej nie bra� bez maj�tku. Jak przyszed�, tak nie odszed� ju� do rana. Ja na ��ku le�a�am, siostra
ko�o kraja, bo ja od �ciany. A mama siedzia�a ca�y czas przy nas na krze�le. Do rana siedzia�a!
A rano on pojecha� do s�u�by, bo by� kolejarzem i obieca� si� zaraz �eni�. Tylko dzie�
min��, przychodzi list w nocy, ekspres polecony; listonoszka przynios�a go do domu, do nas.
Wtedy nikt nie pisa� �adnych ekspres�w, to nawet w nocy z takim listem lecieli, bo to by�o
takie B�g wie co... Tugel pisze w tym li�cie, �e przyje�d�a rano wczas, niesiemy na zapowiedzi,
bo by� pi�tek. W pi�tek si� dawa�o na zapowiedzi. A tu dru�ba, co druhnowa�am z nim w
mi�dzyczasie, by� ju� taki zakochany, �e tylko my�la� o �eniaczce ze mn�, ale ja o tym nie
my�la�am wcale. To by� Romu� Pyka. Pykowa bardzo rozpacza�a, jak si� dowiedzia�a o li�cie
Tugela, bo my�la�a, �e wyjd� za jej Romusia. No ale przyjecha� Tugel. A ja go nie chcia�am
za Boga! Tak go nie chcia�am, �e powiedzia�am, �e opr�cz wstr�tu nic do niego nie czuj�. A
moja mama powiedzia�a tak:
� Za niego nie p�jdziesz, to ci� do �yda dam na s�u�b�!
Ja do dzi� dnia �a�uj�. Mog�am u �yda s�u�y�, a by�abym wysz�a za innego. Ale mama
m�wi, �e Tugel jest kolejarz, jest bogaty, a chocia� ja go nienawidz�, to po �lubie si� mi�o��
znajdzie. No to ja se my�l� � mo�e si� i znajdzie?... � Uwierzy�am w to, bom g�upia strasznie
by�a. No i tak si� sta�o, �e si� nie znalaz�a ta mi�o��.
On rano przyjecha� i niesiemy na te zapowiedzi. Tam by�a mama jednego sier�anta, Zborowskiego,
co mi si� bardzo podoba� i ja jemu jeszcze bardziej. Wi�c sobie my�l�: �P�jd� ja
za tego sier�anta Zborowskiego� i m�wi� jej: � pani Zborowska! Chcia�abym si� strasznie
teraz znaj�� z powrotem w domu, to bym tu ju� nie przysz�a! Rodzice mnie wypchali, musia�am
na zapowiedzi przyj��, a ja bym wola�a za Olusia paninego wyj��!
A ona m�wi tak:
� Panno Juleczko, jak�e to... Olu� wszystko ma przygotowane, ca�� skrzyni� ma zakupionego
r�nego p��tna, bo wie, �e panienka biedna, wszystko da� poszy�, ca�� wypraw� i tylko z
panienk� chcia� si� �eni�, bardzo tego pragn��. Nie wiedzia�, �e panienka za innego b�dzie
wychodzi�a.
Ja m�wi�: � Rodzice mnie zmusili, ale ja bym wola�a za Olusia i�� spo�r�d innych.
Ona m�wi: � No ju� trudno. Musi tak by�. Olusiowi b�dzie przykro. A jak si� to sta�o? �
pyta.
Nie wiedzia�am, jak to si� sta�o, bo si� sta�o wszystko za pr�dko. �ebym wcze�niej si�
zd��y�a ugada� z Olusiem, to bym za Tugela nie posz�a. Potem Olu� powiedzia�, �e musi si� z
tak� o�eni�, �eby by�a do mnie podobna i musi jej by� na imi� Jula. I rzeczywi�cie z Jul� si�
o�eni�.
Zapowiedzi si� odby�y, bo ju� nie by�o innej rady i zaraz potem Tugel pojecha� do P�aszowa,
bo by� tam na s�u�bie, a w mi�dzyczasie przyjecha� jeszcze z miasta �odzi Jasiu Wieszczak.
Malarz pokojowy. Dwa tygodnie by� u nas, a ja by�am w zapowiedziach, ale Jasiu o tym
nie wiedzia�. Brunet. Pi�kny. Dwa tygodnie ojcu pomaga�. Liczy� na to, �e b�dzie zi�ciem.
My�my nic nie m�wili, bo�my si� go bali. Na szcz�cie odjecha�. Potem Tugel wr�ci� i jest
ten �lub, a Jasiu nic nie wie, pisze list za listem, co jedna linijka to innym atramentem, taki
by� zakochany...
Przychodzi do tego �lubu, no to trudno si� nazywa. W stolarni... bo ojciec mia� stolarni�, w
stolarni by�o wszystko napieczone do wesela, sukienka do �lubu, kwiaty, wszystko. Tam by�o
takie mieszkanie, na razie. No to zrobili tam legowisko dla m�odego pana. A mama spa�a w
kuchni i ja mia�am spa� z ni�, ale posz�am do stolarni, siedz� z nim i rozmawiamy sobie, a
mama przylecia�a i �ap mnie za r�k�: � Chod� tu zaraz! Tu ci nie wolno siedzie�! Jutro tu b�dziesz
siedzia�a!
15
Na drugi dzie� muzyka gra jak diabli przed domem! Przylecieli wszyscy! Na pr�g a� postawali.
Muzyka r�nie wszystkie weselne kawa�ki, i ruszyli�my, idziemy po �niegach, dru�bowie
mnie pod r�ce prowadz�, ju� my s� w rynku, przy ko�ciele, a ja bukiet zapomnia�am,
boby mi przecie� zawadza�, kiedy mnie tak pod r�ce prowadzili. No to dopiero jeden dru�ba
leci do domu po bukiet. A w Ksi�ym Potoku p� wsi z Kurowa czeka�o na to wesele. I potem
wszyscy do nas przyszli! Dwa dni byli u nas. Wszystko pozjadali, a� zabrak�o, no bo przecie�
dwa dni?... Daj�e spok�j!... Co by�o napieczone, to pozjadali, powypijali gorza�ki i piwa, ale
nikt nic nie przyni�s� na wesele!
W stolarni, jak tam by�y napieczone ciasta na wesele, to szczury wywlek�y wszystkie francuskie
ciastka. Pod pod�og� zanies�y. Deska by�a stara; wykrad�y. Rano mama idzie po ciasta
do wesela � ciastek nie ma! Francuskie by�y najlepsze. Inne by�y, ale francuskie wywlek�y i
nie wiedzieli�my, gdzie si� podzia�y. Za par� dni mama sprz�ta, deska si� podnosi, mama
patrzy, a tam resztki po ciastkach. Okruszki tylko, cukier taki...
A jeszcze przypomnia�o mi si�, �e kiedy� przed �lubem, zanim jeszcze pozna�am waszego
ojca, to by�o tak, �e raz by� u mnie Zborowski. Ja znowu le�a�am od �ciany, a J�zia z brzegu, i
Zborowski siedzia�, ja mia�am warkocz przerzucony przez J�zi�, i on ten warkocz mi zaplata�,
a mama nie ruszy�a si� z miejsca, tylko siedzia�a ca�y czas, r�aniec m�wi�a i oka z nas nie
spuszcza�a. Warkocz mia�am d�ugi, a� poza p� nogi, poza brzuszcze. A siostra J�zia przecie�
dlatego umar�a, �e j� za Frania nie chcieli da�, wi�c ona jecha�a na sankach, bo si� chcia�a
zabi�. Jecha�a na sankach z g�ry na d� i uderzy�a si� o d�ba, rozbi�a kr�gos�up specjalnie, ale
si� nie zabi�a. W Krakowie za�o�yli jej gips, ale to j� strasznie bola�o, do krwi j� ober�n�o
prawie. Tej samej nocy ojciec musia� jej to przepi�owa� i zdj��, bo strasznie p�aka�a do rana z
b�lu. No i tak ju� le�a�a, le�a�a, dwa lata, a� jej wysech� kr�gos�up ca�kiem. Le�a�a i ca�y czas
patrzy�a do okna. Przed domem kwit�y same r�e, a jedna r�a przebi�a ko�o deski dziur�, bo
pod oknem zawsze by�a taka szpara w ziemi, to r�a pod mur przesz�a, glin� wysz�a na
wierzch i taka bia�a ros�a w chaupie do g�ry. No i J�zia patrzy�a sobie na t� r��, jak umiera�a.
Przez te dwa lata le�enia zrobi�a si� taka malusie�ka jak bocheneczek chleba, mo�na j�
by�o pod pach� w�o�y�, a jak umar�a, to trumienk� mia�a tak� ma��, jak �elazeczko.
Najwa�niejsze, aby komu� zaimponowa�
Nasza matka przepada za zabawami, muzyk�, ta�cami i �piewem. Z�o�ci si� na wszystko
to niesprawne w swoim ciele, co jej przeszkadza w u�ywaniu rozkoszy �ycia. Cz�sto m�wi,
�e pazurami wyrwa�aby z p�uc to co�, co jej tam rz�zi i nie pozwala oddycha�. Nogi j� bol�,
zw�aszcza w kolanach.W ko�ciele nie mo�e kl�cze�, bo potem ma trudno�ci z wstawaniem.
Kiedy wysiada z samochodu, kilka os�b musi jej pomaga�, bo twierdzi, �e �nogi si� jej zasta�y
podczas siedzenia�. Zreszt� wysiada w niezwyk�y spos�b i nie ma mo�liwo�ci, aby j�
nauczy�, �e najpierw wysuwa si� z samochodu nogi. Nasza matka �wie wszystko najlepiej�,
wysuwa wi�c najpierw g�ow�, zostawiaj�c za sob� reszt� cia�a. Kiedy ju� ma g�ow� na zewn�trz,
oczywi�cie nie jest w stanie utrzyma� r�wnowagi, trzeba wi�c j� chwyta� pod ramiona,
ale i tak w dalszym ci�gu nie mo�e si� zmie�ci� w ma�ym otworze samochodu. Kiedy
wreszcie z trudem si� j� wyci�gnie, zatacza si� na podgi�tych nogach i o�wiadcza, �e wi�cej
do samochodu nie wsi�dzie, bo to nie dla niej. Pogr�ki jednak nigdy si� nie sprawdzaj�,
gdy� matka woli zn�w nast�pnym razem wykr�ca� cia�o w m�ce wysiadania, zamiast zrezy-
16
gnowa� z luksusu jazdy samochodem. Ponad wszystko lubi imponowa�! Czymkolwiek. Samoch�d
i ona w samochodzie jest z ca�� pewno�ci� powodem do imponowania. Martwi si�
tylko, �e mo�e za ma�o os�b wie o tym, i� ona �je�dzi samochodem, jak jaka� wielka pani!�
Je�eli w naszym �yciu wydarzy si� cokolwiek, co mog�oby nas wyr�ni� od innych ludzi,
matka niespokojnie kr��y po mieszkaniu, zastanawiaj�c si�, komu by mo�na o tym wszystkim
powiedzie�?... Na zapytanie: Dlaczego ci na tym zale�y, aby inni ludzie o wszystkim wiedzieli?
� odpowiada oburzona:
� Jak to ma mi nie zale�e�? Przede wszystkim wa�ne jest to, aby ka�dy wiedzia�! Jak nikt
nic nie wie, to po co to wszystko? Nic mi nie przyjdzie z tego, �e sama co� wiem. Niech mi
inni zazdroszcz�!
Cz�sto z siostr� zmy�lamy jakie� wydarzenia, kt�re mog� przyda� blasku naszej matce, bo
je�eli nas spotka�o co� niezwyk�ego, to zaszczyty spadaj� na ni�, jako nasz� matk�. Nikt przecie�
nie ma prawa mie� zdolniejszych i m�drzejszych dzieci, ni� ona! Czasem troch� zagalopujemy
si� w k�amstwach, w�wczas matka patrzy na nas podejrzliwie tym �dobrym okiem� i
kategorycznie ��da: � Dajcie mi s�owo, �e to jest prawda! � My dajemy s�owo i matka jest
zadowolona, cho�by nawet niezupe�nie wierzy�a w t� prawd�.
Matka nie wie, �e wiek narzuci� jej wiele dziwactw. Wydaje si� jej, �e jest w sam raz taka,
jak by� powinna. Je�li opowiadamy jej o przywarach czy te� niezwyk�o�ciach innych matek, z
dezaprobat� kr�ci g�ow�: � Co te� si� z lud�mi potrafi dzia� na staro��??! Dobrze, �e ja jestem
ca�kiem normalna. Przecie� to by wytrzyma� by�o trudno z takim dziwad�em! � Cz�sto
nawet szykuje si� do rozm�w z kt�r�� z tych innych matek, twierdz�c, �e �ju� ona by je nauczy�a,
jak trzeba �y� i co robi�. Wybi�aby im z g�owy ich dziwactwa...�
Kiedy matka ogl�da w telewizji jazd� figurow� na lodzie albo balet, zaczyna nerwowo zaciska�
palce i skuba� materia� sukni czy fartucha. Robi si� czerwona z podniecenia i poj�kuje:
� �e te� ja za m�odu by�am taka g�upia, �em si� nie nauczy�a tak je�dzi� albo ta�czy�! Albo
�em przynajmniej dzieci nie da�a na takie tancerki wyuczy�?... Wszystko przez to, �e wtedy
nie by�o telewizji i cz�owiek o niczym nie wiedzia�. Teraz bym nie by�a taka g�upia, ale ju�
jest za p�no.
Pocieszamy matk�, �e chocia� nie bierzemy udzia�u w ta�cach na lodzie ani w balecie, nie
mamy powodu narzeka� na swoje �ycie. Matk� to wcale nie pociesza: � Co z tego? Ale jakby�cie
je�dzi�y tak na �y�ewkach, to by teraz ca�y �wiat m�g� was ogl�da�! I jaka przyjemna
jest taka jazda, albo ta�ce... Ja za m�odu, owszem, dosy� du�o hula�am, bom lubi�a si� bawi�,
ale przecie� to nie to samo, co takie wyuczone ta�ce. I kto tam o tym wiedzia�? Chyba tylko
ten, co si� ze mn� bawi�... Nie powiem, chodzi�o si� na zabawy, nie marnowa�o si� czasu.
Zawsze si� znalaz�o okazj�, �eby si� zabawi�. Przecie� stale by�y festyny, zabawy, wesela. A
ojciec grywa� ze swoj� kapel� na ka�dej takiej uroczysto�ci, to si� nie obesz�o, �eby mnie tam
nie by�o. Pi�knie ojciec gra� i przecie� sam wszystkie instrumenty wyrabia�, opr�cz d�tych, bo
robi� tylko te, co by�y z drzewa. On by� bardzo zdolny. Jakby teraz �y�, to by go co dzie� pokazywali
w telewizji i nas te� przy tej okazji. Teraz to ino kto co zarz�poli, ju� go pchaj� do wystawy
w telewizji! A on by� mistrz nad mistrze! No, ale jak�e go w telewizji pokaza�? Ju� si�
dawno na proch rozlecia� w grobie... Lubi� to granie. Chocia� nieraz to si� porz�dnie um�czy�, a
bywa�o i tak, �e ma�o co dosta� za granie albo i ca�kiem nic. Pami�tam przecie� wesele Joasi...
I tu p�ynie dalsza, zamierzch�a opowie�� naszej matki...
�lub ciotki Joasi, w pomara�czowej sukni
i babka na piecu
17
Ciotka Joasia by�a siostr� waszego ojca. Wysz�a za m��, kiedy ju� by�a star� pann�, bo
mia�a w�wczas dwadzie�cia siedem lat; jak na owe czasy za du�o. Jak Joasia wychodzi�a za
m��, to by�a tak ubrana do �lubu: wtenczas by�y modne materia�y takie jak worek, co by�y
zeszyte, workowe, taki trykocik jedwabny. Trzeba by�o tylko tak gdzie� podci��, a boki ju�
zeszyte. Wi�c to by�o w kolorze pomara�czowym. Jej si� tak podoba�o. Ale przecie� mo�e i��
do �lubu i stara baba w pomara�czowej albo w r�owej. Ja mog� i�� do �lubu i w czerwonej!
No wi�c ona t� pomara�czow� sprawi�a i takich koralik�w z�otych kupi�a ca�e kilo! Wszystko
kaza�a krawcowej poprzyszywa�, jak idzie, �eby tak na nitce by�o. I ta suknia ca�a by�a ponaszywana
koralikami. Ino si� �wieci�y i rusza�y na niej. Takie fr�dzle! Do tego czarne lakierki,
po�czochy bia�e, bo pomara�czowych ani ��tych nie by�o, a czarnych po�czoch nie wdzieje,
bo to tylko do �a�oby. I welon bia�y. Ja jej po�yczy�am welonu, bo si� nie op�aci�o kupowa�.
Wszyscy przyszli na wesele, jej rodzina, no to ona sze�� kilo m�ki kupi�a i napiek�a plack�w!...
Sze�� kilo m�ki na placki, na wesele, a ja byle kiedy napiek�am ciasta z pi�ciu kilo,
byle kiedy, tak dla domu. A ona: �Sze�� kilo m�ki kupi�am! Napiek�am!� Ale teraz komu da�
tych plack�w, jak ludzi tysi�c, a tu plack�w tylko z sze�ciu kilo?... A jeszcze takie chamy tam
by�y, co brali wszystko do kieszeni! Po p� placka do kieszeni! Pod pach�! Pod kapot�! Ka�da
baba kaftanik rozpi�a i tam pcha�a placki. Ja nie mia�am gdzie wepchn�� placka, bo ju� by�am...
tego... z Lidusi�... Nie dam nigdzie placka, bobym grubsza by�a, a widz�, �e wszyscy
chowaj�, to te� chcia�am troch� schowa�, bo wiedzia�am, �e tam b�dziemy g�odni na tym weselu.
A ch�opom kupi�a par� flaszek w�dki; litrowe takie flachy czy�ciuchy. To ka�dy do
garnczka porwa�... garnczki takie do kawy. Ponalewali gorza�y z tych flaszek po pe�nym
garnczku i wypili. Raz-dwa, w mig ju� nic nie by�o!
Te ch�opy przyjecha�y ko�mi, bo ko�mi si� do �lubu jecha�o. Daleko, do drugiej wsi.
Trzeba by�o jecha� takimi w�wozami, tu przepa��! Z ty�u wysoko! To ja si� dar�am ca�y czas,
ilem si� mia�a, od strachu, bo oni byli pijani i strasznie wariowali na tym wozie! Zacinali konie,
a konie koz�a stawa�y!
No to ju� po �lubie wracamy do jej domu. M�j ojciec te� by�, bo gra� na tym weselu. I
mama te� by�a. Dzi� j� widz�, jaka g�odna by�a. Prosi�a, czybym nie ukrad�a gdzie� dla niej
placka, a ja m�wi�: � Ju� nigdzie nie ma, bo pochowa�y baby do zanadrzy, ch�opy do kieszeni.
Nie ma nic!
� Cho� w�dki, �ebym si� zagrza�a! Cho� herbaty...
Herbaty nie ma, bo matka tej m�odej panny, to taki by� cmok straszny, siad�a na kuchni, na
piecu i nie pu�ci! Z pieca nie zejdzie, �eby nikt bro� bo�e nie gotowa� herbaty, �eby nikomu
nie da�! Wi�c na weselu nikt nie dosta� herbaty, a te chamy wypili ca�� gorza�k�... Nikt herbaty
nie wypije, nikt si� nie zagrzeje. Ona siedzi ca�y czas na piecu i pyskuje. A m�oda panna
ze swoim m�odym panem... Jego bola� ca�y czas �o��dek. On na ten �o��dek umar�, ale po
pi��dziesi�ciu latach. Mia� dwadzie�cia lat, jak si� �eni�, a siedemdziesi�t, jak umar�. Po�y�
troch�... �o��dek go bola�, wi�c trzeba by�o legn��, a nie by�o na ��ku nic, tylko s�oma w
kuchni, i on na tym �o��dku le�y, zwija si�, to Joasia chcia�a ko�o niego, �e go tam niby ratuje.
W welonie, w tej sukni pomara�czowej ze z�otymi koralikami i w lakierkach leg�a tak na
prze�aj na nim i go pociera�a po tym �o��dku... i tak le�eli jak dwa barany. A jej matka dalej
siedzi na piecu, rozwali�a sp�dnice, �eby nikt tam nie gotowa�... Ja bym by�a pod ni� gotowa�a,
co mnie taka z�o�� bra�a!
A ksi�dz by� jeden taki, co mi si� strasznie podoba�. Kocha�am si� w nim ogromnie dawno,
jak mia�am czterna�cie lat. Bo pracowa�am w jednym sklepie, a on tam mia� naprzeciw wikari�wk�,
to my tak wychodzili: on przed ko�ci�, a ja przed sklep � i tak my kukali do siebie. I
my�l� sobie, p�jd� kiedy do spowiedzi do niego, to go cho� z bliska uwidz�. Ale com posz�a,
to on wylecia� z konfesjona�u. Nie chcia� mnie spowiada�. Ale jak by� na ambonie, to ju� ca�y
czas na mnie patrzy�, tom ja ju� pod ambon� stercza�a i patrzy�a na niego.
18
Sklep by� pod Zawoj�. I on mia� i�� jednego razu do Suchej, pieszo. A sz�o si� przez g�ry,
przez lasy,