3976
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3976 |
Rozszerzenie: |
3976 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3976 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3976 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3976 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
J�ZEF IGNACY KRASZEWSKI
POGROBEK
POWIE�� Z CZAS�W PRZEMYS�AWOWSKICH
Wydawnictwo �Tower Press�
Gda�sk 2001
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
TOM PIERWSZY
ROZDZIA� I
Ze wszystkich dwor�w ksi���cych w Polsce w drugiej po�owie XIII wieku, nie by�o mniej
wystawnego, skromniejszego nad kaliski, ksi�cia Boles�awa, zwanego Pobo�nym. Wojak
zawo�any a razem m�� bogobojny, za �on� mia�, r�wnie jak sam, zacn� i �wi�tobliw� niewiast�
Jolant�1, siostr� Kingi, �ony Boles�awa, krakowskiego ksi���cia. Nieustanne wojny go
trapi�y, to z napadaj�cymi na granice jego Brandeburczykami, to z ksi���ty �l�skimi, to z innymi
powinowatymi chciwymi ziemi, a nie mog�cymi usiedzie� spokojnie. Nie m�g� wi�c
prawie wytchn�� dnia jednego, kr�c�c si� ci�gle po rubie�ach u Santoka i Drdzenia2, zak�adaj�c
i zdobywaj�c zameczki, p�niej strzeg�c ju� nie tylko swoich posiad�o�ci, ale i zdanego
mu w opiek� m�odego Przemys�awa Pogrobka, kt�ry si� by� pozna�skiemu Przemys�awowi
ju� po jego zgonie narodzi�. Losy tego sieroty obchodzi�y go tym mocniej, �e w�asnego syna
nie mia�, a trzy c�rki tylko, kt�rym ziemi po sobie odda� nie m�g�, bo m�skiej d�oni potrzebowa�a.
By�o wi�c co robi� i si��� pod dachem na wypoczynek nie m�g� ani pomy�le� ksi��� Boles�aw,
ale to by�a krzepka i zdrowa natura, do pracy i znoju stworzona, nie przykrz�ca sobie
nimi, zawsze weso�ej my�li, spokojnego oblicza, czystego serca, prostoty wielkiej. W�r�d
tych mnogich dwor�w �wczesnych ksi���cych w Krakowie, Sieradzu, Poznaniu, Wroc�awiu,
Lignicy, Opolu, P�ocku, kaliski najmniej oczy �ci�ga� i nie stara� si� b�yszcze�.
Ludzi do wojny sposobnych Boles�aw musia� mie� ci�gle, bo mu odetchn�� nie dawano,
ale to byli jakby bracia m�odsi, jak prawa3 dru�yna i dzieci. Wszyscy z nim �yli na stopie poufa�o�ci
z poszanowaniem po��czonej, kt�r� dobroduszno�� jego wyzywa�a i cieszy�a si� ni�.
Kochali go bli�si i dalsi, a cho� czasy owe wymaga�y, aby w�dz odznacza� si�, budzi� cze��
dla siebie, Boles�aw ma�o dba� o to, by si� dumnie postawi�. Chodzi� jak prosty rycerz, nie
dbaj�c o pi�kne zbroje ani o drogie szkar�aty4 i bisiory5; klejnot�w nie lubi�, a gdy w domu
siedzia�, nosi� si� w ko�uszku prostym i sk�rzniach6, w czapce starej i wytartej, �e go nieraz
obcy przybywaj�cy pose� wzi�� za urz�dnika dworskiego, z czego on �mia� si� tylko.
Wpatrzywszy si� w jego niepozorn� twarz ogorza��, z �ywymi oczyma czarnymi, m�g�
jednak ka�dy domy�le� si� w nim szlachetnej krwi i pa�skiego ducha. Wejrzenie mia� �mia�e
a bystre, u�miech przy �agodno�ci pe�en zaufania w sobie, czo�o jasne a rozumne. Ale postaw�
nie nadrabia� wcale, zda� si� chrze�cija�sk� pokor� chcie� pokry� swe pochodzenie, a ludzi
lubi�, gdy mu zamiast bi� czo�em, zbli�ali si� do� z zaufaniem jak do ojca. Nie by�o lito-
1 Jolanta � c�rka Beli IV, kr�la w�gierskiego, i siostra Kingi (�ony Boles�awa Wstydliwego).
2 Rubie�e u Santoka i Drdzenia � tereny graniczne kraju ko�o dawnych grod�w lubuskich (obecnie Zielonog�rskie).
3 prawa � tu: zacna
4 Szkar�at � bardzo droga w �redniowieczu tkanina jedwabna lub we�niana w kolorze krwistoczerwonym.
5 Bisior � bardzo droga materia sprowadzana ze Wschodu.
6 Sk�rznie � wysokie buty sk�rzane.
5
�ciwszego nade� cz�owieka w powszednim �yciu, bo dobry chrze�cijanin w ka�dym widzia�
brata swojego w Chrystusie, cho� na placu boju czy z pogany, czy z Sasami a Brandeburczykami7
(bo ci razem chodzili), �o�nierz by� zuchwa�y, niemal szalony.
Szed� do boju prze�egnawszy si�, z modlitw� i ow� star� pie�ni� do Bogarodzicy, niezapomnian�
od czas�w Chrobrego, ale wpad�szy w zam�t i wrzaw� bojow�, gdy si� w nim krew
rycerska ockn�a i zakipia�a, stawa� si� strasznym dla wrog�w. Gdy potem, ostyg�szy, poszed�
na pobojowisko z ksi�mi, bo mia� ten zwyczaj, �e do rannych i konaj�cych ich prowadzi�,
�zy mu si� toczy�y patrz�c na pokaleczonych i dogorywaj�cych. �ama� r�ce narzekaj�c na te
nieuchronne a nieustanne wojny.
� Nie b�dzie temu ko�ca � mawia� � a� jednego pana dostan� te ziemie, a nas, drobnych,
los albo wymorzy, lub wy�enie. Sami si� my wypleniamy i niszczym ten kraj, kt�ry B�g
opiece naszej poruczy�.
Ale daremne to by�y narzekania, gdy� zamiast jednoczy� si�, dzieli�y si� ziemie polskie na
coraz drobniejsze cz�stki. Mazowieccy si� roz�amywali, �l�scy rozradzali jak mrowie, Krak�w
z Sandomierzem szed� osobno. Pozna� z Gnieznem sta�y same przez si�. Im wi�cej
przybywa�o dzieci, tym ros�o wi�cej chciwych w�adzy nieprzyjaci�. Brat bratu, synowiec
stryjowi wydziera�, nierzadko syn powstawa� na ojca. Niekt�rzy, sami ku obronie i napa�ci
nie maj�c si�y, przyzywali Prusak�w i Litw�. Siedzieli ju� na karku Mazowsza i Pomorza
niemieccy panowie krzy�owi prawem i bezprawiem zawojowuj�c ziemie.8
Czasy by�y zaprawd� ci�kie. Nikt nikomu nie wierzy�. Straszno by�o pojecha� zaproszonemu
w go�cin�, aby jak to si� nieraz trafia�o, nie zosta� schwyconym, wi�zionym w klatce i
zmuszonym oddawa� powiaty za �ycia. Wyruszy� do odleglejszego ko�cio�a ba� si� ka�dy
bez silnego orszaku, bo i tam u o�tarza m�g� na� czyha� brat, swat albo jaki pokrewny. Nie
pomaga�y na to ani ma��e�stwa, ani kumania si� i krwi zwi�zki.
Nami�tno�ci by�y rozhukane. Pobo�no�� posuni�ta do sza�u niemal, rozpusta do bezwstydu,
a obok wstrzemi�liwo�� do klasztornego w ma��e�stwach odosobnienia. Gdy Boles�aw
Wstydliwy z w�asn� nie �y� �on�, Mszczuj pomorski9 trzyma� sobie mniszk� ze s�upskiego
klasztoru wzi�t�. Dzia�y si� rzeczy straszne, dzikie, znamionuj�ce natur� nami�tn�, ludzi nieokie�znanych,
r�wnie gor�co goni�cych za z�em i dobrem. Miary w niczym nie by�o. Niewiasty
�wczesne dawa�y przyk�ad �wi�tobliwo�ci nadzwyczajnej, a m�czy�ni niekt�rzy szli
poci�gni�ci za nimi.
Na Boles�awa Pobo�nego wp�ywa�a, cho� �agodna i dobra, ale jak siostra �wi�tobliwa, Jolanta,
�ona jego, kt�ra wzdycha�a przy m�u do klasztoru. Boles�aw we wszystkim, opr�cz
wojennego sza�u, umiarkowa�szy, nie da� si� jej jednak sk�oni� do na�ladowania szwagra
Pudyka.10 Ma��e�stwo by�o przyk�adne, mi�uj�ce si�, a Boles�aw wym�g� na �onie, i� o Bogu
nie zapominaj�c, o dzieciach i o nim te� pami�ta�a.
7 Z Sasami a Brande(n)burczykami... � od 1147 r. ksi���ta sascy Henryk Lew i Albrecht Nied�wied� pod has�em
wyprawy krzy�owej na pogan rozpocz�li podboje S�owian osiad�ych mi�dzy �ab� a Odr�. Na zdobytych ziemiach
Henryk Lew utworzy� na samej p�nocy ksi�stwo meklemburskie, Albrecht Nied�wied� i jego syn Otto
utworzyli Marchi� Brandenbursk�. (Marchiami nazywano w cesarstwie niemieckim w tym okresie okr�gi wojskowo-
administracyjne powsta�e na ziemiach zdobytych: by�a np. marchia �u�ycka, austriacka, morawska).
Brandenburgia (dawniej: Brandeburgia): nazwa pochodzi od nazwy centralnego grodu Branibor. Marchia Brandenburska,
jak poka�e w powie�ci Kraszewski, sta�a si� rych�o najbardziej agresywnym niemieckim ksi�stwem
feudalnym.
8 ...panowie krzy�owi, prawem i bezprawiem zawojowuj�c ziemie � krzy�acy sprowadzeni przez Konrada Mazowieckiego
w 1226 r. dla obrony Mazowsza przed napadami poga�skich Prus�w ju� po 40 latach stali si� pot�g�
gro��c� ksi���tom piastowskim.
9 Mszczuj pomorski albo Mestwin � syn �wi�tope�ka, ksi�cia Pomorza Zachodniego; umar� w 1295 r.
10 Pudyk, Pudicus (�ac.) � Wstydliwy; przydomek Boles�awa, ksi�cia krakowskiego (umar� w 1279 r.).
6
Siostra Kinga napomina�a j� ci�gle do surowszego �ycia, do przygotowania si�, aby
owdowiawszy, razem z ni� posz�a reszt� �ycia w klasztorze po�wi�ci� Bogu. Jolanta godzi�a
pobo�no�� sw� z obowi�zkami. Trzy c�rki wyros�y u boku troskliwej matki wychowane
skromnie i pobo�nie.
Ksi��� Boles�aw, gdy mu dawa�y spocz�� Brandeburczyki, a m�g� posiedzie� troch� na
kaliskim zamku, prawdziwie by� szcz�liwy. Wojak nie straci� prostoty prawie dzieci�cej.
Siedzia� z �on� i dzie�mi u komina, bawi� si� rozmow� z nimi i s�u�b�, �mia� si� i rozkoszowa�
�yciem jakby prostego ziemianina.
Niejeden zamo�ny panek mo�e wi�cej nad niego sadzi� si� na przepych, na st� i suknie.
Ksi��� kaliski drugim pozwala� si� tym bawi�, sam nie potrzebuj�c �adnego zbytku. Skarbiec
by� dostatni, ale te� z niego c�rki trzeba by�o wyposa�y� i rycerstwo op�aci�; dla siebie za�
oboje ksi�stwo tak ma�o potrzebowali, i� go wcale nie trwonili. Ka�da za� wyprawa �upem
zdobytym go pomna�a�a.
Ksi�na Jolanta, wyj�wszy dni �wi�teczne i gdy go�cie na dw�r zjechali, nosi�a szaty we�niane,
szare, klejnot�w nigdy, zas�on� bia�� na g�owie. Dziewcz�ta chadza�y w bieli�nie11
albo zim� w prostych sukniach we�nianych. Ksi��� w swoim ko�uszku, podpasany rzemieniem,
jedwabiu nie wk�ada�, chyba na wielkie �wi�to do ko�cio�a dla Boga, nie dla siebie i
ludzi. Rozumie si�, �e przy takim panu i dw�r bardzo si� stroi� nie m�g�, cho� mu z tym czasem
bywa�o markotno, gdy kt�ry z powinowatych ksi���t nawyk�y do zbytk�w niemieckich
na dw�r zajecha�.
W Kaliszu rzadko dobywano sreber i z�ocistych naczy� lub opon ze Wschodu przywiezionych,
chyba na uczczenie jakiego dostojnika Ko�cio�a lub na uroczysto�� domow�. Gdy ksi���
Boles�aw zmuszony by� przybra� si� i nawiesza� �a�cuchy na siebie, chodzi� w nich jak w
kajdanach, zrywaj�c te wi�zy co najrychlej.
Oboje ksi�stwo pobo�ni byli bardzo, co nie przeszkadza�o im powszednie �ycie mie� w
pami�ci. Kapelan, kt�ry razem kancelarskie pe�ni� obowi�zki, ci�gle by� u jego boku. Niekiedy
drugi pobo�ny staruszek kap�an go wyr�cza�. Mia� wojewod�w, podkomorzych, urz�dnik�w
dworu ale ci jak przyjaciele domowi stali przy nim. Pada� przed sob� nie dawa� Boles�aw
nikomu, poufalszych najwi�cej kocha�, k�amstwem, cho� dla poczczenia12, si� brzydzi�.
Mia� przy tym ksi��� r�ne zami�owania ziemianina. Konie i stada swe lubi�, o urodzaje u
ludzi pilno si� dowiadywa�, z prostymi zagrodnikami rozmawia� i �artowa�, jakby mu r�wni
byli. Nieraz ubogiego dziada na drodze spotkawszy, wi�d� go z sob�, �miej�c mu si� i wyzywaj�c
na gaw�d�. Mia� to szcz�liwe usposobienie, �e weso�ym rad by� by�, czo�a dla powagi
nie chmurzy. Pos�pnych te� ludzi podejrzewa�, i� chyba z�ego co� na my�li mie� musieli.
W ostatnich lata, Boles�aw ma�o za�y� spoczynku, bo go szczeg�lniej Brandeburczyki napastowali.
Zmar�a by�a matka Przemys�awa Pogrobka, nad kt�rego spadkiem czuwa� musia�
jak nad w�asn� ziemi�. Ledwie Santok spalili umy�lnie, aby si� nie da� w nim Niemcom zagnie�dzi�,
ledwie Pobo�ny trzy zameczki na granicy za�o�y� dla obrony, ju� Brandeburczycy
odbudowali twierdz� nadgraniczn� i Suliniec jeszcze wznie�li, aby w nim zasiad�szy si�,
czatowa�.
Suliniec tedy odbiera� im trzeba by�o, a �e go rozpaczliwie broniono, szli Polacy jak mostem
tarczami okryci pod �wie�e jego �ciany, toporami odbili glin� z nich i podpaliwszy, dopiero
opanowali. Dosta� si� Sas Sabel w niewol�, ale Santoka odebra� nie uda�o si�. Nast�pnego
roku znowu Santockie trzeba by�o niszczy�, aby Brandeburczykom i Sasom pokoju nie
da�, a do Soldyna po drabinach si� dobija�. Z obu stron napadano si� nieustannie, a o ten
Santok niema�o si� krwi przela�o.
11 Bielizna � tu zgodnie ze staropolskim znaczeniem: odzie� lniana.
12 Poczczenie � uznanie czci, z�o�enie ho�du.
7
Wychowaniec ksi�cia Boles�awa, Przemys�aw Pogrobek, kt�rego doma poufale Przemkiem
Sierotk� zwano, dochodzi� lat szesnastu. Ch�opi� by�o na podziw pi�kne, silne, postawne,
�ywe i rwa�o si� ju� spod stryjowskiej opieki, nie dla w�adzy, bo dziecko by�o powolne,
ale dla rycerskich popis�w. Ksi��� Boles�aw za� nie puszcza� go za wcze�nie na wojn�, bo
obawia� si� i kocha� go, a jedyny u niego by�. Wiedzia�, �e m�odego pu�ci� na swobod� najniebezpieczniejsza
rzecz. Wstrzymywa� go, jak m�g�, ale w szesnastu leciech m�odzieniaszka
na�wczas od wojny pow�ci�gn��, gdy ta by�a ka�dego ksi���cia powo�aniem, nie mog�a najwi�ksza
powaga.
Tymczasem wiosn� 1272 roku, znowu ten Santok, aby si� Niemcy w nim nie zagnie�dzili i
nie zagospodarowali, trzeba by�o albo im wyrwa� z r�k koniecznie, lub przynajmnej nie da�
im w nim chwili pokoju. Ksi��� Boles�aw sam si� ju� na nich wybiera�, gdy majowe powietrze
wilgotne, na kt�re si� rankiem narazi�, sprowadzi�o zimnic�. Zwo�ano zaraz baby, aby na
to radzi�y; da�y mu pi� ziele gorzkie okrutnie, za�egnywa�y, odprawi� ksi�dz nabo�e�stwo, a
zimnica nie chcia�a precz. Zawsze �atwiej jej dosta�, ni� si� pozby�.
Ksi��� na wszystkie cierpienia wytrzyma�y, �e mu to chor�bsko by�o nie na r�k�, smuci�
si� i niecierpliwi�. Najpi�kniejsza pora roku do wyprawy mija�a, roz�ciela�y si� bujnie zielone
trawy, pasza dla koni by�a wyborna, powietrze dla �o�nierzy ni skwarne, ni nadto zimne. Wyprawi�
za� ludzi bez siebie nie m�g� ksi���, bo go nikt przy nich zast�pi� nie umia�. Gdy on �
weso�y � sw�j gruby, rubaszny podni�s� g�os, lecia�o rycerstwo razem z nim, nie bacz�c na
nic.
B�d� co b�d� tedy, a by�o to w drugiej maja po�owie, ksi��� ju� nawet z zimnic� wybiera�
si� by� got�w. M�wi�, i� mia� to do�wiadczenie raz w �yciu, �e na koniu si� dobrze wytrz�s�szy
i spotniawszy, choroby pozby� po�r�d wojny. Ksi�na Jolanta, kt�ra mu nigdy w niczym
na zawadzie nie stawa�a, opiera� si� nie �mia�a, ale niespokojn� by�a.
Pi�knego wieczora majowego siedzieli w podsieniu zamku kaliskiego Boles�aw, Jolanta i
c�rka jej najm�odsza. Gr�d ten, cho� na owe czasy dosy� warowny, wspania�ym wcale nie
by�. Dworce w wi�kszej cz�ci sta�y z drzewa budowane i niskie.
Ksi��� w�a�nie, w ko�uszku za sto�em siedz�c, winem ciep�ym korzennym na zimnic� sobie
radzi�, ksi�na, maj�c c�rk� u boku, z dala cicho z ni� rozmawia�a, gdy pachol� dworskie
wbieg�o z radosn� twarz�, oznajmuj�c, �e z Poznania jechali go�cie. A �e Przemka Sierotk�
kochali wszyscy, rado�� wybuch�a wielka.
� M�w, go�� a nie go�cie! � zawo�a� ksi��� do ch�opca, kt�ry sta� z oczyma weso�ymi, pewien,
�e mu za nowin� b�d� wdzi�czni.
I kubek na stole postawi�.
� Ale� go�cie, prosz� Mi�o�ci Waszej � doda�o ch�opi� � bo nie sam ksi��� Przemko, ale z
nim du�o jakich� pan�w.
Ksi�na Jolanta wsta�a troch� niespokojna, spogl�daj�c na m�a.
� Przemko bo lubi � odezwa� si� ksi��� � aby ko�o niego by�o �wietnie, ludno, b�yszcz�co.
Musia� ju� sobie dw�r pa�ski przystroi�, a temu si� zda, �e nie sam jedzie.
I wyszed� ksi��� na spotkanie pod drugie drzwi ku podw�rcom, gdy go�cie w�a�nie z koni
zsiadali. W istocie orszak by� ludny i �wietny. Na czele jego jecha� m�odziuchny, szesnastoletni,
ju� bujno wyros�y, z d�ugimi w�osy z�otawymi, z niebieskimi oczyma, zr�czny, gibki,
silny, dziwnie pa�sko patrz�cy z g�ry Przemko.
Mo�na mu by�o lat da� wi�cej, ni� ich mia� w istocie. Br�dka i w�sy ju� mu si� wysypywa�y,
a nie tkni�te jeszcze, okrywa�y jakby puszkiem z�ocistym �adn� jego twarzyczk�, weso�o
si� u�miechaj�c�. Chocia� w podr�y, ksi��� mia� zbroj� stalow�, bogato wysadzan� i
z�ocon�, ubranie obcis�e, pas b�yszcz�cy, no�yk u pasa jak cacko, ostrogi z�ocone, a na jednym
ramieniu p�aszcz lekki, ciemnoczerwony ze z�otem. Wida� by�o, �e si� przystroi� lubi�,
�e dba� o to, co mia� na sobie. He�m te�, w pasy z�ocone, skrzyd�ami b�yska� w kamienie sa-
8
dzonymi. W stroju tym Przemko tak by� w istocie pi�kny, tak wygl�da� pa�sko, i� spojrzawszy
na�, stryj r�ce podni�s� dobrodusznie wo�aj�c: � To� mi pan! To� mi pi�kny!
I po otaczaj�cych powi�d�szy wzrokiem, przekona� si�, �e ch�opi� s�uszno�� mia�o, bo nie
sam przybywa� Przemko, ale z parad� i dostojnymi go��mi, jakby w uroczystym jakim� poselstwie.
Na koniu okrytym obok jecha� powa�ny m��, tak�e odziany i zbrojny jak na gody, Przedpe�k,
wojewoda pozna�ski, za nim M�cib�r, kasztelan i trzech ziemian starszych, dalej Na��cz
Pawe�ek i Zar�ba, Michnem zwany, co si� razem z ksi�ciem wychowywali. Wszyscy oni na
wz�r pana byli poprzyodziewani �wi�tecznie, bo Przemko lubi� i wymaga�, aby ko�o niego
wszystko pi�knie wygl�da�o.
Tej prostoty obyczaju, jak� mia� stryj, nie nauczy� si� od niego � a i po ojcu zami�owania
tego w blasku odziedziczy� nie m�g�, bo Przemy�l stary, pan pobo�ny, co noce sp�dza� na
modlitwach, tak�e si� w przepychu nie kocha�, ani matka nieboszczka, El�bieta, wagi do niego
nie przywi�zywa�a. Jak si� to cz�sto zdarza, wzi�� mo�e po pradziadach sk�onno�� t�
Przemko lub mu j� da�a krew gor�ca i fantazja m�odzie�cza.
U niego wszystko, co go otacza�o, a� do najprostszej czeladzi, strojne by� musia�o. Konie
te� pobrz�kiwa�y i po�yskiwa�y, a na g�owach ich kity stercza�y i na piersiach chwost�w by�o
pe�no i blaszek. Ca�y orszak wielkopolskiego ksi�cia po�yskiwa� i b�yszcza�. On sam , �ywo z
konia skoczywszy, he�m zdj�� i do stryja podszed� uni�enie, pokornie si� k�aniaj�c a po r�kach
go ca�uj�c.
Ten obur�cz go chwyci� za szyj� i �ciska� jak w�asne dziecko, a gdy Przemko g�ow� podni�s�,
z rozkosz� mu si� przypatrywa� pocz��.
� Szesna�cie lat! M�okos! � za�mia� si�. � A takie to ju� wybuja�e, zm�nia�e, jak gdyby
mia� dwadzie�cia! Co ci tak pilno!
� Pewno, pewno, pilno mi, stryju kochany, pilno! � odpar� Przemko weso�o. � Ju� bym w
pole rad! Czas! Moi wszyscy w tych latach co ja, ju� si� ucierali, a ja musz� z kapelanem
czyta� i w dziedzi�cu do tarczy oszczepem ciska�, gdy mnie �wierzbi d�o� u�y� go na tych
Sas�w lub...
� O, b�dziesz tej zabawki dosy� jeszcze mia�! � westchn�� Boles�aw. � Niemc�w si� nie
przebierze tak pr�dko! Zaczekaj!
Przerwa� mow� wojewoda Przedpe�k, przyst�puj�c dla powitania. Spojrza� na� Boles�aw i
uprzejmie go pozdrowi�, a potem innych przyby�ych z synowcem wita� poufale, u�miechaj�c
si� do nich, ca�� t� starszyzn� poci�gaj�c za sob� do dworu.
�e w izbach duszno by�o, zasiedli znowu w podsieniach, gdzie ju� ksi�nej Jolanty nie
by�o. Staruszek tylko ksi�dz Malcher sta� na uboczu. By� to ulubiony obojgu ksi�stwu, pobo�ny
a jak oni �agodny cz�owiek, spokojnego ducha, pokory wielkiej, kt�ra przy �wi�tobliwo�ci
zda�a si� ub�ogos�awieniem. Przemko post�pi� ku niemu, aby go, jak nale�a�o, w r�k�
poca�owa�, a staruszek pob�ogos�awi� go z rozrzewnieniem.
Ksi��� Boles�aw, wnet bied� sw� przypomniawszy, pocz�� na zimnic� narzeka�.
� Gdyby to licho p�niej cho� przysz�o! � zawo�a�. � Mnie tu potrzeba i�� na tych przekl�tych
zb�j�w, na Santok, na Strzelce... a jam si� do niczego nie zda�. Jeszcze dop�ki trz�sie,
nie dba�bym o ni�; gdy zacznie pali�, �eb trzaska i cz�owiek sob� nie w�adnie.
Przemko popatrzy� na swego wojewod�, przem�wili do siebie oczyma.
� Stryju kochany � rzek�� gdyby to nie by� grzech i niepoczciwo�� wielka, powiedzia�bym,
�e si� z tej choroby ciesz�. Zimnica przejdzie, a teraz ona tego dokaza� mo�e, i� mnie pozwolicie
i�� na Santok za siebie.
Ksi��� Boles�aw r�ce podni�s� �ywo do g�ry.
� Nie pozwol�! � zawo�a�. � Nie pozwol�! Z tymi zb�jami nie twoja rzecz si� mierzy�; na
pierwsz� wypraw� ja ci� sam b�d� prowadzi�.
Przemko si� zas�pi� i obr�ci� ku swemu wojewodzie.
9
� M�wcie� wy za mn�! � zawo�a�. � M�wcie wy!
Wojewoda podszed� krok ku ksi�ciu Boles�awowi.
� Mi�o�ciwy Panie! � odezwa� si�. � Naszemu m�odemu ksi�ciu czas by si�y spr�bowa� i
trudno nam go utrzyma�, rwie si� strasznie!
� Ale nie pora dla� jeszcze! Nie pora! � rzek� ksi��� Boles�aw spokojnie. � Kiedy czas ma
by�, mnie do s�du zostawcie! Jednego jego mamy! � I poszed� Przemka u�cisn��.
� Stryju mi�o�ciwy! Pu��! Pu�� mnie! Wr�cimy cali. Przedpe�k mi za kuma do tego chrztu
krwi s�u�y� b�dzie. M�� jest do�wiadczony.
� Nie przecz� � zawo�a� ksi��� � ale i ja w kumy nie gorszym od niego!
Wojewoda cofn�� si� schylaj�c g�ow�.
� Ja bo sam chcia�em ci� w pole prowadzi�, gdyby nie ta nieszcz�sna zimnica � m�wi� stary.
� A! W por� ona mnie z�apa�a! W por�! Tymczasem Sasy i Branderburgi okopuj� si�,
pale bij�, zamki klec�, a coraz mocniejsi si� staj�. Da� si� im tu osiedzie�, p�niej trudno b�dzie
wykurzy�! Ze spoczynku korzystaj�, a tu pasza, a tu ludek wypocz�ty!
� Ski�cie� tylko! Pozw�lcie, na mi�ego Boga! My z wojewod� ruszym jutro!
Na to w�a�nie wszed� Jan, zwany Janko13 , kasztelan kaliski, poufny ksi�cia, przyboczny
s�uga i przyjaciel, m�� jak on niem�ody, ale zawi�d�y, krzepki, twarz spalona, a� brunatna, w
marszczkach ca�a, w�os przerzedzony, ramiona szerokie, pier� du�a, nogi kr�tkie i jakby
przegi�te od konia. Odzie� mia� domow�, prost�, jak ksi���, dlatego mo�e kwa�no si� ogl�da�
po strojnym dworze m�odego pana.
� W por� mi przychodzisz � zwr�ci� si� do niego Boles�aw � ty, stary m�j! Pomo�esz mi!
Ten m�okos, patrz�j go, wyrywa mi si�. S�yszysz? Chce mu si� Santoka!
Janko zadumany spojrza� na Przemka i na wojewod�, ale co mia� wzi�� stron� swego pana,
ramionami ruszy�.
� Ano � zamrucza� � ksi��� pan zosta�by� z zimnic� doma, a my, z ksi�ciem m�odym i
wojewod� ruszyliby�my Sas�w nastraszy�. Czemu nie?
� To i ty, niegodziwy zdrajco, przeciwko mnie?! � roz�mia� si� zafrasowany ksi���.
Sk�oni� si� kasztelan.
� Wasza Mi�o�� przebaczy, staremu s�udze wydaje si�, �e to by by�o niezgorzej.
� Beze mnie si� obchodzi�! � doda� ksi���.
� Z Wasz� Mi�o�ci� by�oby nam lepiej � odezwa� si� prawdom�wny przyjaciel � to� pewna.
Ale jak nam ksi��� pojedziesz s�aby, a b�dziemy go musieli w drodze strzec, to nas Niemcy
strz�pi�.
Ksi��� Boles�aw obejrza� si� doko�a, a wojewoda pozna�ski doda�:
� Naszemu panu, daj Bo�e zdrowie, ju�ci te� pora skosztowa� pola. A od czeg� my we
dwu z kasztelanem? Strzec go b�dziemy lepiej ni�li oka w g�owie, bo ka�dy z nas by za�
oboje ocz�w odda�.
� Stryju � odezwa� si� Przemko, podchodz�c ku niemu i �miej�c si� weso�o � by�e� mi zawsze
ojcem, b�d��e dobrym i �askawym! Mnie ju� wn�trzno�ci gorej�, aby raz w pole wyci�gn��!
� Na te pierwociny jam w�a�nie sam chcia� by� z tob� � rzek� stryj smutnie � a ty mi si�
wyrywasz! Nale�y mi si� do twojego rycerskiego pasa poda� ci samemu r�k�, kiedym si�
chowa� i chucha� nad tob�. Ty, niewdzi�czny, dla po�piechu i mnie si� wyrzekasz!
Przemko a� pokl�k� przed nim i r�ce z�o�y�. Stary sk�opotany przysun�� si�, �ciskaj�c go,
milcz�cy. Nie odpowiedzia� nic. Sprawa m�odego zdawa�a si� wygran�, ale s�owo stanowcze
wyrzeczone jeszcze nie by�o. Wojewoda i kasztelan stali milcz�cy, spogl�daj�c na ksi�cia,
kt�ry zaduma� si� i co� jak �z� otar� z oka.
� Ale bo� ty mi jedyny! � rzek� powoli i �agodnie. � Strach mi o ciebie. Przy moim boku
bezpieczniejszym by� by�.
13 W pierwodruku Jan Janko; wprowadzona poprawka zgodna jest z informacj� D�ugosza.
10
� My go te� nie spu�cimy z oka! � zawo�a� Janko czule. � Waszej Mi�o�ci potrzebny spoczynek.
Chor�bsko to na wypraw�, gdzie trzeba w polu na rosie spa� nie maj�c si� gdzie
ogrza�, a uznoi�, a znu�y�... to najgorsze utrapienie! Z zimnic� w pole i�� nie mo�na, a w
pole ci�gn�� musiemy. Niechaj m�ody pan poprobuje!
� Niech probuje! � wstawi� si� wojewoda pozna�ski.
Drudzy z dala stoj�cy pocz�li te� mrucze�, prosz�c za nim. Boles�aw sta� w niepewno�ci,
wahaj�c si� i raz jeszcze u�cisn�� ch�opca.
� A, a � m�wi� � ja bo na tej twej g�owie wszystkie przysz�o�ci z�o�y�em nadzieje! �mieje
mi si� na niej wi�cej ni� ksi���ca czapka. Kto wie? Odrodzona korona, mo�e!
Przemko si� zarumieni�, oczy mu si� zaiskrzy�y, wtem Boles�aw nagle umilk�, spu�ci�
wzrok ku ziemi, posmutnia�.
� Wola bo�a, wola bo�a � szepn�� cicho. � Niech b�dzie, jako pragnie i jak wy ��dacie, ale
strze�cie go! Strze�cie!
Przemko upad� na kolana i natychmiast porwa� si�, r�k� podnosz�c do g�ry, zwr�cony ku
swoim.
� Wojewodo! Kasztelanie! � krzykn�� podniesionym g�osem, kt�ry brzmia� rado�ci� i
zwyci�stwem. � Na Santok! Na Santok! Cho�by dzi� jeszcze!
11
ROZDZIA� II
W kilka dni potem, ksi��� Boles�aw sam znowu ze sw� zimnic� i starym ksi�dzem Malcherem,
siedzia� na kaliskim zamku, szerzej ni� zwykle wiosenn� wod� Pro�ny oblanym.
Przemko z wojewod� i kasztelanem dodanymi mu za opiekun�w poci�gn�� na Santok. Stryj
mia� si� czym niepokoi�. Ch�opi� to by�o jego marzeniem, nadziej�, przysz�o�ci�. Boles�aw w
my�li swej budowa� na nim przysz�e odrodzenie kraju. Chcia� go mie� rozumnym, pobo�nym,
wstrzemi�liwym, mi�o�� i poszanowanie u ludzi umiej�cym sobie pozyska�.
Obok wychowania sieroty, wedle �wczesnych poj�� o nim, ksi��� chodzi� bardzo troskliwie,
najlepszych, najzdolniejszych ludzi przydaj�c mu do boku. Tylon kanclerzem by� razem
i nauczycielem m�odzie�ca, wojewoda Przedpe�k uczy� go rycerskiej sprawy i obyczaju ksi���cego.
Oba m�owie stateczni nie spuszczali go z oka, kszta�cili tak, aby nadziejom stryja
odpowiedzia�. Cz�sto te� Boles�aw bra� go do siebie i naucza� sam, ale za mi�kkim si� czu�
dla niego i d�ugo nie trzyma�. Kocha� go nadto, wi�c mu pob�a�a�.
Rosn�c tak Pogrobek na prze�licznego wybuja� m�odziana, kt�remu nic zarzuci� nie by�o
mo�na, opr�cz �e w nim za wcze�nie gor�ca krew Piastowska gra� zaczyna�a, kt�r� w innych
ledwie najpobo�niejsze �wczesne niewiasty pohamowa� mog�y i poskromi�. Ci�gn�y go ju�
nad miar� wdzi�czne liczka, a cho� mistrzowie do zbytku surowymi nie byli, cho� Tylon patrza�
na to przez szpary, niepokoili si� troch� t� za wczesn� dojrza�o�ci�.
Ksi�a, nie bacz�c na to, �e mia� zaledwie lat szesna�cie, ju� go �eni� chcieli. Wojewoda
nie by� te� od tego. Poci�ga�o to za sob� usamowolnienie, a cho� ksi��� Boles�aw nie by� zazdrosnym
w�adzy synowca i pu�ci�by mu ch�tnie, co trzyma� pod opiek�, l�ka� si�, aby gor�co�ci�
m�odzie�cz� nie popsu�, co on z wielkim trudem mu zabezpiecza�.
Teraz, gdy go ju� puszczono w pole, na wojn�, sz�y za tym nast�pstwa konieczne, trzeba
go by�o �eni� i wypu�ci� na wol�. Ksi��� Bolko wi�cej my�la� o tym ni� o swojej zimnicy,
kt�r� pora wiosenna i b�otniste zamku okolice sprowadzi�y.
� Ksi�e Malcherze � m�wi� do staruszka � m�u dobrej rady, powiedz mi, porad� mi, co
poczyna� z tym kochanym Przemkiem! Poszed� ju� w pole! Niech go tam B�g uchowa ca�ym!
Wojewoda i kasztelan r�czyli mi g�owy swoimi, �e go nie odst�pi�. M�odo�� zawsze
zbyt gor�c� bywa. Da B�g powr�ci, trzeba go b�dzie wypu�ci� na swobod�.
Ksi�dz Malcher pocz�� z cicha:
� Tak nale�y. Wasza Mi�o�� za �ywota swojego w�a�nie cugli mu popu��. Zobaczysz, jak
wolno�ci za�ywa� b�dzie. Spos�b to najlepszy. Zap�dzi si� za daleko, to go sw� powag� powstrzymacie.
Gdyby p�niej nagle ca�� wol� oddzier�a�, nie wypr�bowawszy siebie, m�g�by
si� nadto rozbryka�.
� I to prawda! � rzek� Boles�aw. � Rad bym go wodzi� i z oka nie spuszcza�. Wojewoda
donosi� mi, �e na niewiasty ju� rzuca nadto po��dliwymi oczyma, wi�c go i �eni� trzeba.
Ksi�dz potwierdzi� wniosek.
� M�ody� jest bardzo � doda� � ale wedle rady �w. Paw�a lepiej, by si� o�eni�, ni�by gorze� mia�.
� Z wyborem �ony troska nie ma�a � westchn�� stary ksi���. � Niemieckich dziewek na seciny
jest, kt�re by nam ch�tnie dano dla niego, ale patrz�c na �l�sko i na innych naszych, kt�rym
za �onami Niemcy dwory poobsiadali, Niemki nie chc�. Rusinka mi te� nie do smaku, bo
dumne s� i samowolne. Dalej szuka� trudno.
12
Wzdycha� biedny opiekun ci�ko.
� Byle pobo�na, �wi�tobliwa niewiasta by�a � zamkn�� ks. Malcher.
� Takich jak moja w �wiecie ma�o � odezwa� si� Boles�aw � za� �wi�tych jak Jadwiga,
Salomea i Kinga14 dla Przemka nie chc�, bo mu potomstwa trzeba. Prostemu cz�owiekowi
�atwa rzecz o�eni� si�, byle niewiasta do serca przypad�a, a dziedzicowi ziem znacznych na
wszystko zwa�a� trzeba.
Ksi�dz Malcher s�ucha� z uwag� lecz nie odzywa� si� ju�, w polityk� miesza� nie chc�c.
� Jedn� z moich dziewcz�t by�bym mu swata� � m�wi� Boles�aw � cho� powinowactwo
bliskie, ale wiek nie przysta� i rachuba by�a niedobra. Po mnie on i tak Kalisz zabierze, a trzeba
mu innej, co by albo ziemi�, albo nadziej� dziedzictwa przynios�a.
Wzdycha� staruszek gorzkie ziele popijaj�c, kt�re przed nim sta�o, krzywi� si� i spluwa�.
� Niema�o, ksi�e m�j, troski z tym synem przybranym, wi�cej ni� z dzie�mi w�asnymi.
�ony mu teraz potrzeba rych�o, aby dziewki nad nim nie przewodzi�y, co z�a rzecz i grzeszna.
Rok jeszcze jaki przebryka� mo�e swobodnie, dalej go do domu przywi�za� trzeba, aby i
ziemianom ich niewiast nie ba�amuci� lub jak Mestwin mniszek po klasztorach nie szuka� i
gorszej jeszcze obrazy bo�ej si� nie dopuszcza�.
Nawzdychawszy si�, ksi��� wsta� i pocz�� przechadza�. Zaledwie wyprawa na Santok posz�a,
coraz si� ni� mocniej niepokoi�. Pilno mu by�o dosta� j�zyka.
� Sasy te � mrucza� do ksi�dza si� zbli�aj�c � bij� si� w�ciekle. W pierwsze pole na nich
i��, guza mo�na napyta�. �lem zrobi�, �e na nich Przemka pu�ci�em, na Litw� bezpieczniej
by�o, ale wstrzyma� takiego w ukropie k�panego sposobu nie by�o.
� B�g �askaw � rzek� starowina uspokajaj�c.
Dzie� tak min�� jeden, drugi i trzeci, r�s� niepok�j straszny. Boles�aw gniewa� si� ju�
chcia�, �e mu ani Janko jego, ni Przedpe�k nic zna� nie dawali; kaza� im przecie� mie� go�c�w
pogotowiu. Milczenie uparte z�e my�li nastr�cza�o.
� Kt� wie � m�wi� ksi��� dnia trzeciego � te �otry Sasy, przebiegli ludzie, mogli si� zawczasu
dowiedzie� o wyprawie i uczyni� na nich zasadzk�.
Ksi�dz staruszek i ksi�na Jolanta pr�no si� go uspokaja� starali. S�owa ich pomaga�y
ma�o. Zbiera� si� ju� s�a� za wojskami, tak go gryz�o, i� nic o Przemku nie wiedzia�. Rozwa�niejszy
ksi�dz Malcher bardzo dok�adnie obrachowywa� panu, i�, przy najwi�kszym po�piechu,
wiadomo�� �adna przyj�� tak pr�dko nie mog�a. Nic i to nie pomaga�o. Wyrzuca� sobie
stryj, i� nierozwa�nie m�okosa pu�ci�.
� Got�w wojewod� swego i kasztelana op�ta�, a do jakiego szalonego nam�wi� kroku �
gdera�. � Santok ten dla nas zawsze by� nieszcz�liwym. Brali�my go, brali i wzi�� nie mogli,
a co krwi kosztowa�!
Dopiero dnia czwartego nadbieg� goniec od pozna�skiego wojewody z pozdrowieniem i
wiadomo�ci�, �e nigdzie nieprzyjaciela spotka� nie mogli, bo si� wszystek po zamkach i
grodkach pozamyka�. Wtargn�li w Santockie pustosz�c je, ale bi� si� z kim nie by�o i m�ody
wojak narzeka�. Sasi, zawczasu pomiarkowawszy, i� si�om po��czonym Boles�awa kaliskiego,
Ziemomys�a kujawskiego, kt�ry te� im wys�a� posi�ki, i pozna�skiego Przemka nie podo�aj�,
skryli si� do miejsc obronnych, dop�ki by nawa�a nie przesz�a.
M�ody ksi��� z m�stwem swym na popis wyj�� nie mog�c rozpacza�. Bolko, wie�� o tym
odebrawszy, go�ca nazad odprawi� z kr�tkim s�owem: �Nie chce si� Brandeburczyk bi�, kraj
mu obr�ci� w perzyn�, wykurzycie go z jamy!�
Wie�� t� odebrawszy, stary odetchn��, mniej si� ju� l�kaj�c o ukochanego synowca. �owy
to ju� by�y i pl�drowanie a nie wojna. Niebezpiecze�stwo m�odemu nie grozi�o. W ci�gu ca�ej
14 Jadwiga, Salomea, Kinga... � Jadwiga, �ona Henryka Brodatego; Salomea, siostra Boles�awa Wstydliwego,
kr�lowa Halicza i W�gier; Kinga (Kunegunda), �ona Boles�awa Wstydliwego � wszystkie one opu�ci�y m��w i
osiad�y w klasztorze.
13
tej wiosennej wyprawy, co dni kilka przychodzi�y wie�ci, zawsze jedne, �e Santockie niszczono
i �upy brano ogromne. Odwet to by� konieczny, ale nie b�j, kt�rego si� l�ka� stary. Nim
si� sko�czy�o uganianie, zimnica ksi�cia Boles�awa przesz�a z cieplejszymi dniami, stary
ozdrowia�, a �e si� o synowca nie l�ka�, i dobra my�l mu wr�ci�a.
Nie up�yn�o niedziel kilku, gdy przodownicy p�dz�cy trzody i niewolnika, zjawili si� w
Kaliszu. Wojska wraca�y zwyci�skie. Wojewoda pozna�ski ze sw� cz�ci� �upu wprost poszed�
do domu, kujawscy te�. Przemko z Jankiem, kasztelanem kaliskim, jednego wieczora
przyby� na zamek. Sta� ju� u wr�t ksi��� Boles�aw, czekaj�c na umi�owanego, kt�ry skoczy� z
konia, witaj�c go r�wnie serdecznie.
� Chwa�a Panu! Powracasz ca�y! Zwyci�sko! � odezwa� si� stary rozja�niony i wes�. �
Chwa�a Panu!
� A mnie zwyci�stwa tego wstyd! � odpowiedzia� Przemko. � Mieli�my do walczenia ze
starcami i babami. Trzeba by�o tylko pali� i niszczy�! �upu jest do��, pociechy �adnej. Gdybym
nie uprosi� wojewody, aby�my Soldyna dobywali koniecznie, �o�nierza bym nie widzia�.
Twarz si� Przemkowi zapala�a, gdy m�wi�.
� O, oko�o Soldyna mieli�my co robi� � ci�gn�� dalej. � Zameczek, prawda, niezbyt warowny,
ale za�odze przyzna� trzeba, i� si� t�go broni� umia�a. Naszych te� widzie� trzeba
by�o, gdy si� na �ciany drapali, bo inaczej jak po drabinach nie byliby�my ich dostali. Naspada�o
du�o, nazabijali wielu, a�e�my ich przemogli, wdarli�my si� na gr�d i zburzyli do
szcz�tu.
To m�wi�c, obr�ci� si� za siebie, chc�c wskaza� stryjowi niewolnik�w niemieckich, kt�rych
mu wi�d� wraz z dow�dc�. Boles�aw za� nie chciwy tego widoku, a m�odego wychowa�ca
pragn�c mie� co rychlej, poci�gn�� go za sob� do izby. Tu posadziwszy przy sobie,
sam wojak nami�tny, bada� go dopiero pocz��, a�eby zobaczy�, co si� w duszy m�odego
dzia�o.
Pierwsze �owy, pierwsza wojna, pierwsza mi�o�� � pierwociny �ycia, zawsze upajaj� m�odych.
Przemko te� zda� mu si� pijany t� wypraw�. Wszystko w niej wydawa�o mu si� osobliwe,
szczeg�lne, pi�kne; s�owa z ust la�y si� potokiem. U�miecha� si� stryj s�uchaj�c.
Zimniejszy daleko kasztelan kaliski sta�, potakiwa�, cho� zapa�u tego nie dzieli�. Dla niego
przej�cie kraju nieprzyjacielskiego ogniem i mieczem by�o rzecz� tak zwyczajn�, i� o niej
m�wi� nie by�o warto. On razy tyle przeszed� ju� ze swymi Santockie, i ca�e pogranicze Marchii
Brandeburskiej.
Z dum� ukazywa� Przemko na zbroi �lad pchni�cia i raz�w, kt�re przy zdobywaniu Soldyna
otrzyma�. Wola�by by� ran� ci�sz�, krwaw�, lecz nie poszcz�ci�o mu si�. Za sto�em u
wieczerzy nie by�o o niczym mowy, tylko o zwyci�skiej wyprawie, udziale w niej Kujawiak�w
i Pozna�czyk�w, i o tym, jaki �up si� dosta� komu. Nawet najmniej chciwy w�dz, jakim
by� ksi��� Boles�aw, pragn�� musia� zdobyczy, bo ona zubo�a�a i trwo�y�a nieprzyjaciela.
Dla spoczynku chcia� Boles�aw zatrzyma� u siebie synowca, lecz ten mu si�, jak nigdy, z
niecierpliwo�ci� wyrywa� wielk�. Nad dzie� jeden nie m�g� si� nim pocieszy�. Nigdy jeszcze
takim rozgorza�ym nie widzia� m�odego, tak razem szcz�liwym i niespokojnym. Przypisywa�
to urokowi pierwszej rycerskiej wycieczki.
Trzeciego dnia przed �witem, unikaj�c gor�ca, wymkn�� mu si� Przemko, a stary zaj�� si�
podzia�em i rozdaniem sp�dzonych trz�d i zabranego niewolnika. �up by� znaczny, nie tak ze
zdobytego zamczyska, jak ze wsi i zagr�d spl�drowanych niemi�osiernie obyczajem wieku.
Gnano ogromne stada byd�a, owiec, koni, sz�y wozy pe�ne odzie�y, sukna i p��cien, a za nimi
szli powi�zani �ykami i sznurami je�cy, kt�rych w oddalonych od granicy miejscach osadzano
pod dozorem lub na zamkowe oddawano pos�ugi.
Na samej rubie�y od Marchii Brandeburskiej, w jednym z zameczk�w pobudowanych
przez ksi�cia, zwanym Nies�usz, siedzia� na�wczas na stra�y jego osiwa�y w wojnach Krzywos�d,
jeden z Boles�awowych ulubie�c�w. Wielkiej tam pilno�ci by�o potrzeba, nieustanne-
14
go czuwania; zdziwi� si� wi�c mocno ksi���, gdy go ujrza� przybywaj�cego do Kalisza w
kilkana�cie koni. Ul�k� si�, czy Sasi gr�dka mu nie wzi�li, mszcz�c si� za spustoszenia, ale
Krzywos�d przybywa� nie pot�uczony, w ca�ej zbroi, z jasn� twarz�.
� A c� ty mi, stary, przynosisz?! � zawo�a� Boles�aw, pok�on przyjmuj�c. � Tame� ty w
Nies�uszu potrzebniejszy ni� tu. �ciany z chrustu glin� lepione, licha warte, a ty tam murem i
�cian�.
Krzywos�d �mia� si�, ocieraj�c uznojone czo�o.
� Nie ma niebezpiecze�stwa � rzek�. � Po tej wyprawie Brandeburczyk posiedzi cicho. Ja
za spraw� pewn� do Mi�o�ci Waszej.
� Co za sprawa?
� A to, o t� dziewk� dow�dcy ze Soldyna � odezwa� si� Krzywos�d � co j� razem z innymi
w niewol� zabrono. Stryj i matka ofiaruj� okup znaczny. Do mnie si� z zakl�ciami wielkimi
udali, abym j� odzyska�.
� A gdzie� ta branka jest? � spyta� ksi���.
� Musieli� j� tu przywie��, bo ze wszystkich je�c�w najcenniejsz� by�a � rzek� kasztelan.
� Dziewczyna lat pi�tna�cie i pi�kna bardzo; ojciec pokumany by� z margrafem.
� Spletli ci ba�� � odpar� stary ksi��� � bo ja tu o �adnej takiej dziewce nie wiem.
� Przecie� jej by nie zabili ani by si� mog�a ukry�!
Kaza� ksi��� zawo�a� kasztelana Janka, kt�ry si� wkr�tce zjawi�. Spytany o brank�, Soldynowego
dow�dcy c�rk�, ramionami poruszy�.
� Ja o niej nie wiem � rzek�.
M�wi� jednak tak jako�, �e mu uwierzy� by�o trudno. Boles�aw, popatrzywszy na�, podumawszy,
Krzywos�dowi kaza� i�� spoczywa� i je��, a sam na bok szed� ze swym kasztelanem.
� Co si� z t� Niemk� sta�o? � napar� go. � Ty wiesz?
Janko pomilcza� troch�.
� Pono Przemko j� swoim kaza� wzi�� i jak oka w g�owie strzeg�c, aby palcem jej nikt nie
�mia� tkn��, do Poznania prowadzi�. A zagrozi�, gdyby jej si� co sta�o, �e na gardle ukarze.
Boles�aw namarszczy� si� zak�opota�.
� A widzia�e� ty j�? � spyta�.
� Jak�e nie! � rzek� Janko. � Ojciec jej broni� tak zajadle, �e gdyby z ty�u pochwyciwszy,
go nie rozbroili, da�by si� by� pewnie za ni� rozsieka�. Dziewka m�odziu�ka, pi�kno�ci osobliwej,
�mia�a jak ojciec, bo te� z no�em si� uwija�a, a� jej go z r�k wyrywa� musiano, i kilku
pokaleczy�a. Co za dziw, �e m�odemu w oko wpad�a!
� M�odo��, g�upstwo! � odpar� ksi���.
� �eby j� tak zaraz mia� za okup da�, nie my�l� � roz�mia� si� Janko � pr�dzej by sam
jeszcze zap�aci�. Niemiecka dziewczyna, bia�a jak ko�acz pszenny, w�osy z�ote a oczy czarne.
Urodziwa!
Ksi��� stary posmutnia� s�uchaj�c. Wieczorem Krzywos�da wzi�� do komory swej.
� Je�eli si� o Nies�usz nie boisz � rzek� � jed� wprost do Poznania, a dziewk� odbierz. Sam
bym za ni� zap�aci�, aby mi Przemka nie opanowa�a. M�ody jest � co si� tam sta�o � na to nie
ma rady, ale jak do niej nawyknie a przylgnie, popsuje mi si�. Odbierz mu j� gwa�tem! Wracaj
do mnie z tym, bom frasobliwy, co si� stanie.
Nazajutrz Krzywos�d jecha� ju� do Poznania, a w kilka dni by� z powrotem. Zobaczywszy
go, ksi��� podszed� �ywo z pytaniem:
� Masz brank�?
� Nie dosta�em jej. Nikt o niej nie wie. M�wi�, �e nie ma �adnej.
� C� si� z ni� sta�o?
� R�nie mnie uwodzili, �e zbieg�a noc�, drudzy, �e po drodze g�odem si� morz�c, zmar�a.
M�wi� to Krzywos�d, a z twarzy mu patrzy�o, �e sam temu nie dawa� wiary.
15
A ksi�dz Tylon, a Przedpe�k? Ci wiedzie� musz�, co si� z je�cami sta�o!
� Ni jeden, ni drugi nie chc� wiedzie� o niczym. Ramionami z�ymaj�, r�kami rozk�adaj� i
milcz�. Dziewk� mo�e gdzie schowali, a wyda� jej za najwi�kszy okup nie my�l�.
� Przemka pyta�e�?
� Wiedzia�, z czym przyby�em, i sam to zagai�. Odsy�a� mnie do drugich i tylem widzia�,
�e pozby� mnie si� chcia� co rychlej.
Tu Krzywos�d, pomilczawszy, doko�czy�:
� Nie taka to wielka rzecz jedna niemiecka dziewczyna, aby za ni� czyni� pogonie. Jestli
gdzie, pewnie na wierzch wyp�ynie. W wojnie je�c�w si� nie doliczy�, a po drodze zawsze
ich nie stanie tylu, co by�o w �ykach.
Krzywos�dowi pono ta jazda i tropienie ju� si� naprzykrzy�o, rad by� do Nies�usza wraca�
i ksi�ciu radzi�, aby go nie strzymywa� d�u�ej, bo cho� czu� grodek bezpiecznym, wszelako
diabe� i Brandeburczyk nigdy nie �pi�.
I o brance potem s�ycha� ju� nie by�o. Baczny opiekun mia� jednak swych donosicieli na
dworze w Poznaniu. Nic tam baczno�ci jego nie uchodzi�o. W miesi�c potem wiedzia� na
pewno, i� niemiecka branka na zamku siedzia�a ukryta, a Przemko w niej rozmi�owany by�
strasznie, o wszystkim dla niej zapominaj�c. Wojewodzie pozna�skiemu, kt�ry go o to upomina�,
surowo odpowiedzia� m�ody ksi���, aby mu si� do tego nie miesza� i ksi�dzu Tylonowi
wyrzut�w sobie czyni� nie da�.
Boles�aw, niewiele my�l�c, sam wybra� si� do synowca. Ilekro� do Poznania przybywa�
znany z pobo�no�ci i �askawo�ci dla duchownych ksi��� kaliski, biskup, kanonicy, zakony i
co by�o dostojniejszych, przyjmowali go uroczy�cie. Sam Przemko te� szanowa� go i kocha�,
wi�c wybieg� na spotkanie i go�ci� go jak ojca. Tym razem przyjazd nast�pi� tak niespodziewanie,
i� nikt nawet przeciw niemu wyjecha� nie mia� czasu. Ksi��� wysiada� ju� w podw�rcu,
a nikogo, opr�cz dworu, do przyj�cia go nie by�o. Wybieg� synowiec nierych�o w ubraniu
nie rycerskim, ale dworskim, strojny i u�miechni�ty, a po raz mo�e pierwszy widokiem opiekuna
zmieszany, jakby przel�k�y, do izb go wprowadzi�.
Boles�aw bacznie wszystko zwa�a�, lecz mi�o�� mu pomiarkowanie dawa�a i nie dawa� pozna�
po sobie, co w my�li mia�. Wiedzia�, �e si� tu �le dzia�o, lecz przebojem i�� przeciwko
temu l�ka� si�, aby gorzej jeszcze nie by�o i � �al mu mo�e by�o ch�opaka.
Na wieczerz� ju� si� mieli czas zebra� wszyscy na zamek; ludzi by�o dosy�. Siedzieli za
sto�em opr�cz Przedpe�ka wojewody, Miko�aj �owczy pozna�ski, Blizb�r s�dzia, Petrek z
Pr�docina, Gniewomir pods�dek, Tylon kanclerz i innych wielu.
Kaliski ksi��� zda� si� by� dobrej my�li i ozwa� si� do synowca �artobliwie:
� Nie wiesz pono ani si� spodziewasz, z czym ja przyby�em do ciebie. Opr�cz mi�o�ci mej,
dla kt�rej zawsze ci� rad widz�, sprawa niema�ej wagi.
Wszyscy oczy obr�cili na ksi�cia. Ten weso�� twarz okazywa�, co �wiadczy�o, �e sprawa
gro�n� nie by�a. Pomilcza� troch�, aby s�uchaj�cy zgaduj�c, co to by�o, g��w sobie troch� na�amali.
Przemko patrza� niespokojny, nie bez pewnej obawy, kt�ra w licu drga�a.
� Gdy z was nikt nie odgaduje � ci�gn�� dalej Boles�aw � musz� sam odkry�, z czym przybywam.
S�dz�, �e gniewu nie �ci�gn�. Ot, swatem przyby�em!
Zarumieni� si� Przemko, inni po sobie patrzali.
� Nie by�bym odgad� tego � ozwa� si� m�ody ksi��� � bom od Waszej Mi�o�ci s�ysza� niedawno,
�e mi do ma��e�stwa by�o za wcze�nie. Jeszczem te� wojny nie dosy� skosztowa�,
aby odpoczynku pragn��.
� Prawda to � rzek� Boles�aw � ale� ty u nas jedyny, rodu trzeba, a dla� macierzy. Wi�c
�eni� si� musisz nie dla siebie, a dla nas. Po�wiadczy ksi�dz Tylon, �e ci, kt�rych B�g postawi�
na �wieczniku, nie sobie �yj� i nie dla siebie si� �eni�.
Przemko milcza�, dolewa� do kubka stryjowi i r�ka mu dr�a�a.
16
� Niewiastk� dla was napatrzon� mam � m�wi� Bolko � w�a�nie tak�, jak potrzeba. Musimy
na Pomorze si� ogl�da�, aby je odzyska�. Konieczna to rzecz, cho�by dla Krzy�ak�w i
Brandeburg�w, aby oni go nie wzi�li. W Szczecinie u starego Barwina wnuczka si� chowa,
c�rka Kaszuba. Dziewczyna m�oda, przez ni� si� z Pomorzany zwi��emy. Wiem ja, �e mi jej
dla was nie odm�wi�.
Gdy to m�wi�, Przemko s�ucha� go z oczyma na st� zwr�conymi, lice mu si� wcale nie
rozja�nia�o.
� Wzi��em o niej wiadomo�� dobr� � ci�gn�� dalej stryj � dzieweczka pi�kna, m�oda, jak
potrzeba dla ciebie. Wiano te� b�dzie niczego, a Pomorze nam potrzebne. Stary Barwin
zniemcza�, ale wnuczk� baby wychowa�y inaczej.
Wojewoda pozna�ski pierwszy g�os zabra�, chwal�c wyb�r ksi�cia.
� Nie ma co na to rzec, tylko dzi�kowa� � rzek� � jecha� a swaty s�a�.
Przemko zmilcza�. By�o to zagajenie dopiero. Drugiego dnia ju� stryj m�wi� o podr�y do
Szczecina, jako o pilnej sprawie, do kt�rej si� zaraz sposobi� nale�a�o. Nie m�g� si� synowiec
sprzeciwia�, tylko zwleka�. Stryj w �arty obraca� powolno�� jego.
� Gdy zobaczysz pomorskie dziewcz�, jako mi o niej spraw� zdano � b�dziesz rad dzi�kowa�.
Najpi�kniejsz� jest mi�dzy pi�knymi, a lat nie ma jak kilkana�cie. Dziad ju� zawiadomiony
czeka. Jecha� potrzeba i bra� tylko!
Nie maj�c si� czym t�umaczy�, m�ody ksi��� sk�ada� si� tym, i� bez pi�knego orszaku ruszy�
nie m�g� i podarki �lubne przygotowa� musia�. Ludzie i konie czasu potrzebowali, nimby
ich podobierano.
Na wszystko to Boles�aw odpowied� mia� gotow�, i� z Kalisza dostarczy, czego zabraknie.
Nagli� i nastawa� tak, �e zwlec by�o niepodobna. A �e na zamku pozna�skim jak u siebie w
domu by�, co dzie� go ca�y obchodzi�, wciskaj�c si� we wszystkie k�ty, opatruj�c szopy, stajnie
i komory nawet, dla czeladzi przeznaczone. Mia� mo�e nadziej�, i� klatk� odkryje, w kt�rej
ptaszka niemieckiego chowano. Nie znalaz� go nigdzie.
B��dz�c tak dnia jednego i do okien zagl�daj�c, zaszed� do ksi�dza Tylona, kt�ry przy
ksi�ciu jako pisarz i duchowny nauczyciel by� ci�gle i co si� na zamku dzia�o, o tym wiedzie�
musia�. Mieszka� on nie opodal pana swego, w dwu izbach pe�nych ksi�g, sk�r przygotowanych
do pisania i wszelkiego kancelaryjnego przyboru. Cz�owiek by� ze swej notarialnej nauki15
i wprawy bardzo dumny, pr�ny i pok�ony lubi�cy. Nie gardzi� te� i groszem. M�wiono
o nim, i� dla dzieci brata zbiera� go chciwie, nim si� jednak mia� im dosta�, skrz�tnie uciu�any
zamykaj�c.
Nie bardzo starym by� jeszcze, ale pergaminy, z kt�rymi mia� do czynienia, odbi�y si� w
barwie twarzy jego ��tej, d�ugiej, poci�g�ej, zasznurowanej dla powagi, jak� sobie nada�
usi�owa�. Sam tu na dworze uosabiaj�c powo�anie w�adcy pi�ra i stylisty, nosi� si� ze sw�
uczono�ci� wielce. Dla tych, co mu pi�kny podarek obiecywali, got�w by� �wie�y wst�p aktu
utworzy�, innym dawa� jeden z tych kilku, kt�re do wszystkich s�u�y�y. Na jego twarzy nikt
nigdy nie widzia� u�miechu, a kto mu w poszanowaniu uchybi�, nigdy tego nie darowa�.
Szanowa� on wielce ksi�cia Boles�awa ju� dlatego, �e cz�sto dla� szczodrym bywa�, ju� �e
mia� si�� i znaczenie. Ujrzawszy go wchodz�cego, zerwa� si� do pulpitu, przy kt�rym zawsze
co� mia� do czynienia. Trzcink� po�o�y� i z uroczystym wyst�pi� pok�onem, r�ce na piersiach
sk�adaj�c.
� Ojcze m�j � odezwa� si� weso�o i dobrodusznie Boles�aw � ja do was przychodz� z wyrzutem
i na zwiady. Przemko mi co� posmutnia�, ludzie plot�, �e si� do jakiej� dziewki, branki
niemieckiej, uwi�za�. Czy� by�cie o tym nie wiedzieli?
Ksi�dz Tylon r�kami uczyni� ruch, wstr�t i obrzydliwo�� oznaczaj�cy.
15 Notarialna nauka � tu: umiej�tno�� wystawiania dokument�w pa�stwowych i prowadzenia urz�dowej korespondencji.
17
� Nic nie wiem! � rzek�. � Nic wiedzie� nie chc�. Na oczy moje nie przysz�o nic. Uszy
moje na gwar pospolitego t�umu s� g�uche. Nic nie wiem.
Ksi��� si� u�miecha�.
� A mnie m�wiono, �e on j� gdzie� na zamku chowa.
� Nic nie wiem � dobitnie powt�rzy� Tylon i podni�s� g�ow� � a prawda li to jest, nie moja
wina! Wojewoda, kasztelan winni, �wieckie rami�, nie duchowne. Moim obowi�zkiem wystawia�
mu szkarad� grzechu, obrzydliwo�� zwierz�cej rozpusty, to czyni� nie omieszkaj�c,
to czyni�; dalej, nie moja rzecz! Sprawa ludzi �wieckich!
I r�kami potrz�sa�.
� Wojewoda m�wi, �e o niczym nie wie � rzek� ksi���.
Notarius oburzy� si�.
� Zatem winien niedbalstwa, opiesza�o�ci, gnu�no�ci, �lepoty! Winien jest, gdy, postawiony
na stra�y, nie strze�e, gdy opiekunem b�d�c, nie opiekuje si�.
Ksi��� Boles�aw zapalaj�cemu si� przerwa�, daj�c znak, aby zamilk�. Z poszanowaniem
popatrzy� na pergaminy i pergaminowego cz�owieka, kt�ry sta� jeszcze nachmurzony.
Odetchn�wszy, Tylon rzek� ju� �agodniej:
� Pozwolicie mi doda�, �e tego, co by� nie powinno, czasem najlepiej nie wiedzie�, lecz�c
chorob�, jak to Wasza Mi�o�� czynicie, innymi �rodkami. Da� mu �on�, to najlepiej, krwi
m�odzie�czej inaczej nie powstrzyma�, nie pohamowa�! Wasza Mi�o�� najlepiej wiecie, co
pomo�e, w czas, jak B�g przykaza�, da� mu ma��onk�. Ustanie zgorszenie pok�tne.
Ksi���, nie odpowiadaj�c na to, wyrazi� �yczenie, aby ksi�dz Tylon towarzyszy� Przemkowi
do Szczecina i baczne mia� oko na wszystko. Notarius sk�oni� si� pokornie, znacz�cym
odpowiadaj�c tylko spojrzeniem. Szczodry stryj za podobne us�ugi zawsze si� czym� wyp�aca�.
� Spos�bcie� si� do podr�y rych�o � rzek� Boles�aw, zabieraj�c si� do wyj�cia. � Ja nie
rusz� si� st�d, dop�ki go nie wyprawi� do Szczecina, gdzie na� ju� czekaj�. Przywiezie ze
sob� �on� � wszystko um�wione, da B�g, Niemki zapomni.
Z wielk� ufno�ci�, �e ma��e�stwo wszystkiemu zaradzi i lekcewa�eniem ca�ej sprawy,
ksi�dz Tylon r�k� zamachn��.
� S�omiane to ognie! � zamrucza�. � W m�odo�ci �atwo si� one zapalaj�, ale i gasn� pr�dko.
Caro infirma16 � cielsko s�abe!
Pok�oni� si�.
� Spos�bcie� siebie i jego do podr�y � zako�czy� ksi���, wychodz�c.
16 Caro infirma (�ac.) � cia�o s�abe.
18
ROZDZIA� III
W czasie pobytu w Poznaniu, stryj na chwil� od siebie nie odpuszcza� Przemka, w nocy
jednak spa� musia�, a cho� w komorze s�siedniej k�ad� si� na spoczynek, tak �e ich �ciana
tylko dzieli�a, �pi�cy snem twardym ksi��� kaliski nie wiedzia� o tym, jak mu si� nocami
wymyka�. W domku na podzamczu, pod dozorem starej Krywichy, mieszczanki, kt�rej m��
niegdy s�u�y� u dworu, otoczona czeladzi� wiern�, ukryta siedzia�a owa Niemeczka, kt�ra
m�odego ksi�cia ca�kiem przyku�a do siebie, z niewolnicy staj�c si� pani�.
Mina mia�a zaledwie rok szesnasty, ale by�a c�rk� �o�nierza, wyko�ysan� we zbroi. Za
wcze�nie wyrwa�a si� z r�k matki na kolana ojca. �liczne dziecko, do kt�rego on by� przywi�zany
bardzo, zast�powa�a mu syna. Umi�owana, pieszczona, swawolna i zuchwa�a Saksonka,
by�a na wp� dzieckiem, p�m�czyzn�. Najulubie�sz� jej zabawk� by�o strzelanie z
�uku, ciskanie oszczepkami do celu. Krew przelana nie czyni�a jej wcale wstr�tu, na �mier�
patrzy�a nieraz z bliska oboj�tnie lub ciekawie. Konia dosi��� umia�a jak ch�opiec i wszystkie
zabawy m�skie lepiej jej smakowa�y ni� dziewcz�ce.
Mimo tego obyczaju germa�skiego wyros�a delikatn�, pi�kn�, jak �adna z r�wie�nic, a na
zamku w Soldynie kochali j� wszyscy ba�wochwalczo. �redniego wzrostu, silna, gibka, z
W�osem jasnym, czarnymi oczyma, bia�a i rumiana, mia�a twarzyczk� dumn� dziecka rycerskiego,
nie l�ka�a si� nikogo i niczego. W czasie obl�enia walczy�a zajadle obok ojca, a gdy
j� bior�cy w niewol� zmogli, k�sa�a r�ce tym, co j� wi�zali. Pi�kno�ci i m�odo�� ocali�y j� od
�mierci.
Przemko, kt�ry nadbieg� gdy j� wi�zano, zobaczywszy dziewcz�, ca�y rozp�omienia� dla
niej i ze wszystkich zdobyczy jedn� j� sobie zachowa�. Us�u�ni dworacy ukryli j� przed
oczyma wojewody i kasztelana. P�acz�c� i buntuj�c� si� zawieziono do Poznania, a Przemko
rych�o jako� potrafi� dziewcz� uspokoi� i pozyska� sobie. Zna�a ona prawa wojenne, wiedzia�a,
�e si� musia�a podda� losowi swemu, ale pochlebia�o jej, �e nie prostemu �o�dakowi
dosta�a si�, tylko ksi�ciu. Przemko m�ody by�, pi�kny i rozmi�owany w niej nami�tnie. K��c�c
si� z sob� rozpocz�li t� mi�o�� osobliw�, kt�ra mia�a si� sko�czy� przywi�zaniem gwa�townym
i brank� uczyni� pani�.
Mina przera�a�a niedo�wiadczonego zuchwalstwem swym, gniewliwo�ci�, ale w�a�nie
mo�e takiego charakteru by�o potrzeba, aby �agodniejszego, cho� dumnego, panka podbi�.
Widywa� tylko niewiasty boja�liwe, dr��ce, uleg�e i bezm�wne. Ta mia�a dla� urok nowy.
Rozmi�owawszy si� w niej, oszala� m�okos. Mina, poczuwszy to, korzysta�a ze swej w�adzy i
ju� mu si� wyrywa� na swobod� nie my�la�a, ale i jemu wyrywa� si� nie p