3974

Szczegóły
Tytuł 3974
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3974 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3974 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3974 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KORDECKI J. I. Kraszewski TOM PIERWSZY I Na podnios�ym, kamienistym wzg�rzu, w�r�d okolicy zasianej wioskami, pag�rkami, na kt�rych stercz� zamk�w zwaliska, i piaszczystymi przestrzeniami, w�r�d widnokr�gu opasanego w dali sinych wzg�rk�w pasmem, wznosi si� klasztor i ko�ci� cz�stochowski, oko�o kt�rego siedziby ludzi, lasy, pola, grody, kaplice zdaj� si�, jak ci�ba pos�uszna przed panem, pochyla� czo�o. Stary ten gmach warowny, zamczysko Maryi, budowany powolnie przez d�ugie wieki, obwiedziony murem jak rycerskim pasem, kt�rego brama zdaje si� z dala klamr� ozdobn�, �cianami ko�cio�a wybieg� wysoko ponad inne budowy, a wy�ej jeszcze nad nie wie�yca z gankami wspi�a si� pod ob�oki, na ramionach krzy� piastuj�c z�ocisty. Nieco ni�ej, pod cieniem jego, na dachu ko�cielnym, w promienistym kole, obraz Naj�wi�tszej Panny wskazuje mnogim z daleka pielgrzymom, �e tu ich Opiekunki stary a �wi�ty wizerunek z�o�ono. Doko�a gmachu ko�cielnego cisn� si� przybudowane kaplice, ule, z kt�rych, jak brz�ki pszcz�, dolatuj� g�osy modl�cych si� zakonnik�w, pszcz�ek tej Bo�ej pasieki. Tu� blisko kilku facjatami1 bieleje klasztor obszerny i pi�kny, po kt�rym zna�, �e go kr�lewskie i ksi���ce wznosi�y d�onie, �e go troskliwa wiernych zdobi�a pobo�no��, �e go rozszerza�a gorliwo�� ludu o chwa�� Bo�� i chwa�� Maryi. Wcze�nie to �wi�te miejsce, w rycerskim kraju na pograniczu stoj�ce, kilkakro� napadane i rabowane, przywdzia�o zbroj� murow�. Po rogach kortyn2 stra�nice kr�g�e i czworogranne, r�nych lat i pochodzenia, z kolei przysz�y pilnowa� Jasnej G�ry i zwr�cone w r�ne strony pogl�daj�, jakby czuwa�y od nieprzyjaciela. U podn�a g�ry, o kilkaset krok�w od twierdzy jasnog�rskiej, niewielki ko�ci�ek �w. Barbary, �wie�ej jeszcze (w roku 1655) budowy, bo lat zaledwie kilkadziesi�t licz�cy, b�yszczy si� ponad nowicjatu klasztornego kamienic�. Z drugiej strony ko�ci� �w. Rocha, patrona od morowej 1 Facjata � przednia cz�� budynku. 2 Kortyna � mur ��cz�cy dwa bastiony (stra�nice). 3 zarazy, ��czy niejako twierdz� z miasteczkiem klasztornym, kt�rego fara staro�ytna ponad czarne dachy mieszcza�skich domostw d�wiga si� powa�nie. Doko�a mur�w (zna� dawno nie widzia�y wojny i nie s�u�y�y za ochron�) poczepia�y si� swobodnie drewniane kletki, jak gniazda jask�ek, coraz rozprzestrzeniaj�c si� dalej a szerzej. S� to kramiki przekupni�w, kt�rzy pod murami klasztoru stoj�, czekaj�c na pielgrzym�w, z pami�tkami Jasnej G�ry; znajdziesz u nich obrazki Bogarodzicy, wielkie i ma�e, drogie i tanie, z�ociste i skromne, na blasze i na papierze; pobo�ne ksi��eczki, pie�ni na chwa�� Bo�ej Matki, szkaplerze z Jej imieniem, krzy�yki, paciorki, r�a�ce i owe listy misternie sztychowane, w kt�rych �rodku b�yszczy obraz cudowny, i tysi�ce innych drobnostek, co je w ka�de �wi�to i niedziel� �wi�c� paulini u o�tarza, ocieraj� o cyprysow� desk� i rozdaj� nazad w�drowcom. Znaczna tu cz�� ubo�szych mieszczan pod p�aszczem swej Opiekunki na �ycie zarabia, �ywi�c si� pobo�no�ci� t�um�w, kt�re falami p�yn� do cudownego obrazu. I dzi� tu niepusto; lecz jak�e to by�o w �wi�te owe, w z�ote wieki wiary niezachwianej jeszcze i gor�cej czci Bogarodzicy! Nie tylko Polska ca�a, Ru�, Litwa, �l�sk pograniczny dostarcza�y pobo�nych p�tnik�w; s�a�y je Czechy, Morawy, W�gry i Niemcy i dalsze �wiata kraje, bo obraz cz�stochowski na ca�y �wiat s�yn��. I jak do Rzymu z po�udnia, tu z ca�ego p�noco�wschodu Europy d�ugie karawany pielgrzym�w sz�y z modlitw� i pie�ni� do Or�downiczki strapionych. Jak w ognisku wielkiego ko�a skupiaj� si� promienie, tak tu jednoczy�y si� i spotyka�y ze wszech stron biegn�ce t�umy, schodz�c si� pod Jasn� G�r� z jednymi �zami, z jedn� modlitw�: Poratuj! Ci szli pieszo, bogate wiod�c za sob� cugi i liczne dwory, kt�rych pomocy dobrowolnie si� wyrzekali; drudzy powolniej jeszcze, trzy kroki naprz�d, dwa nazad post�puj�c, sun�li si� z gorliwymi pro�bami; inni pielgrzymowali o chlebie i wodzie, inni o ja�mu�nie i ub�stwie umy�lnym, ofiarowanym Bogu, inni pokutuj�c wlekli si� na kolanach, d�wigaj�c na sobie krzy�e i ci�kie �a�cuchy; a wszyscy ci cierpi�cy bole�ci� i cierpi�cy grzechem, zbolali i potrzebuj�cy pomocy, schodzili si�, ubogi z bogatym, wie�niak z senatorem, razem u jednego o�tarza, r�wnymi dzie�mi jednej Matki. Pi�kny to by� i rozrzewniaj�cy widok, gdy naprzeciwko strudzonym pielgrzymom wychodzili paulini z krzy�em, chor�gwiami, witaj�c ich i wiod�c do przybytku, kt�rego stra� powierzona im by�a. Znu�onym przybywa�o na�wczas si�y, wyp�akane 4 oczy �z� si� �wie�� zlewa�y, modlitwa gorliwsz� i gor�tsz� wyrywa�a si� z ust spiek�ych i ka�dy, padaj�c na twarz przed ods�onionym obrazem, uczuwa�, jakby mu brzemi� wielkie z ramion si� stoczy�o, jakby ca�y ci�ar bole�ci z�o�y� u st�p Naj�wi�tszej Matki. Obraz ten na Jasnej G�rze od wiek�w ju� przy�wieca� Polsce b�ogos�awionym �wiat�em cudu, budz�c w sercach wiar�, przywo�uj�c grzesznik�w ku sobie, sypi�c jak promieniami �aski doko�a. Nie by�o nikogo, co by st�d odszed� nie pocieszony, nie rozrzewniony, nie uspokojony na duszy, maluczk� ofiar� swej bole�ci z�o�ywszy przed Matk� Tego, kt�ry, Bogiem b�d�c, chcia� dla nas cierpie� jak cz�owiek i jak z�oczy�ca umiera�. Wpatruj�c si� w obraz tej Matki Bolesnej, tego ukrzy�owanego Boga, mala�o i drobnia�o cierpienie ludzkie wspomnieniem wielkiej, krwawej, tajemniczej ofiary. Od XIV wieku piastowa�a obraz Jasna G�ra, a kr�lowie i ksi���ta, ubodzy i �ebracy zar�wno z mo�nymi, do podniesienia tego tronu Patronki Kr�lestwa si� przyczynili. Ka�dy tu przyni�s�, co m�g�; kr�l da� gar�� z�ota, hetman bu�aw� swoj� wiesza� u obrazu, ubogi �wi�ci� mu pier�cie� sw�j �lubny, �ebrak woskow� nog� lub r�k� lnem obwini�t� k�ad� z groszem u skarbony, biskup przekazywa� sw�j kielich z�oty, szlachcic zawiesza� lamp�; ka�dy stroi�, ubiera�, bogaci� to miejsce, imi� swe zapisuj�c dobrodziejstwem. I z tych ofiar tysi�cznych wznosi� si� powoli ko�ci�, d�wign�y mury klasztorne, wyros�a wie�yca, zab�ys�y o�tarze, lane ze srebra pos�gi �wi�tych stan�y orszakiem przy obrazie Bogarodzicy, a skarbiec sta� si� istotnie skarbcem, bo w nim dro�sze od klejnot�w gromadzi�y si� pami�tki. Nie by�o domu, nie by�o ko�cio�a, gdzie by� Naj�wi�tszej Panny Cz�stochowskiej nie znalaz� � a cudami ws�awione Jej wizerunki rozsiane by�y po ca�ym kraju: w G�og�wku na �l�sku, w Sokalu na Rusi, w Topolnie pruskim, w Uchaniu na Wo�yniu, w Oporowie w ksi�stwie �owickiem, w Mstowie, Krakowie, w Neustadt w Austrii, w Rzymie nawet pobo�ni, nie mog�cy dosta� si� do Cz�stochowy, znajdowali obrazu �wi�tego �ukasza kopie, r�wnie cudowne jak cyprysowa deska, na kt�rej, wedle podania, ewangelista w chwili natchnienia odtworzy� oblicze Naj�wi�tszej Niewiasty. Drobne obrazeczki by�y wsz�dzie, w chatach wie�niak�w, nad �o�em ubogim, na zbroi szlachcica, na pier�cieniach kobiet, u mniszych r�a�c�w. Mo�emy� nie powiedzie� cho� s��w kilku o dziejach tego miejsca i obrazu? 5 Wie�� niesie, �e �w. �ukasz, malarz ewangelista, �w patron artyst�w, twarz Bogarodzicy sam w zachwycie odmalowa� na stoliku cyprysowym, kt�ry s�u�y� �wi�tej Dziewicy, na kt�rym, wedle s��w legendy, �roboty odprawowa�a i Pismo �wi�te czyta�a, o tajemnicach i rzeczach niebieskich rozmy�laj�c. Stolik ten, tablic� t�, �zami swemi �wi�tymi skrapia�a i po�wi�ca�a, a gdy posi�ku by�o potrzeba, przy nim u�ywa�a pokarmu�. Na tej desce cyprysu, kt�r� sam Jezus, przybrany syn ubogiego cie�li, mia� r�k� wszechmocn� na prosty st� dla matki wyciosa�, daj�c nam przyk�ad pracy, malarz �wi�ty twarz Bogarodzicy z synaczkiem na r�ku wyrazi� dla pobo�nych niewiast jerozolimskich. Obraz w ci�gu wiek�w przechodzi� r�k wiele, nim si� do Polski dosta�. Mia�a go sobie objawiony cesarzowa Helena3 (gdy i w zburzeniu Jeruzalem przez Tytusa4 cudownie ocala�) i uwioz�a go z sob� do Konstantynopola. Irena5 ocali�a go od w�ciek�ej zajad�o�ci ikonoklast�w6. Nicefor cesarz nareszcie uczyni� z niego ofiar� Karolowi Wielkiemu. P�niej wizerunek ten towarzyszy� w jego wyprawach; lecz jak przyszed� od tego podb�jcy S�owian do s�owia�skiego na Rusi ksi�cia, B�g to wie jeden. Znajdujemy go p�niej w r�ku W�adys�awa, ksi�cia opolskiego, wedle podania w Be�zie. Cz�stochowa, p�niejsza tej relikwii stra�niczka, kt�ra mia�a Polsce Patronk� zachowa�, by�a na�wczas niewielk� osad� w pobli�u pot�nego Olsztyna. Olsztyn, dzie�o r�ki ludzkiej, dzi� w gruzach i upadku; dojrzysz go z wie�y szczerbami mur�w rozsypanych ciemniej�cego w dali. Cz�stochowa, pobo�no�ci wiek�w c�rka, prze�ywa jego ruin�, coraz si� wy�ej podnosz�c. W czternastym, zdaje si�, wieku miejsce to silniej wzrosn�� musia�o, znaczniejsza utworzy�a si� tu osada, a W�adys�aw Opolski, kt�ry niespokojne posiadanie Rusi zamieni� w roku 1377 na ksi�stwo Dobrzy�skie, Bydgoszcz, ziemi� Wielu�sk� i starostwo Olszty�skie, pierszym by� tw�rc� przysz�ej wielko�ci �wi�tego miejsca. 3 Matka Konstantyna Wielkiego, pierwszego cesarza rzymskiego wyznaj�cego wiar� chrze�cija�sk�. Po znalezieniu drzewa Krzy�a �w. zbudowa�a w Jerozolimie wspania�y ko�ci� �w. Grobu. Zm. 328 r. 4 Cesarz rzymski, zm. 81 r. 5 Cesarzowa grecka, zm. w 803 r.; nast�pc� jej by� cesarz Nicefor. 6 Ikonokla�ci, czyli obrazoburcy. Sekta religijna, kt�ra chcia�a usun�� kult obraz�w; si�dmy sob�r powszechny, zwo�any w 787 r. do miasta Nicei w Azji Mniejszej, ustali� dogmat o czci obraz�w. 6 Na zamku w Be�zie W�adys�aw obl�ony zosta� przez Tatar�w, �w bicz Bo�y na s�owia�skie ziemie, kt�rego ch�osta wyrobi� mia�a w ludach rycerskiego ducha, m�stwo i si�y na przysz�o��. Naj�cie tatarskie by�o gwa�towne, niespodziane i zasta�o ksi�cia z gar�ci� ludzi, bezsilnego, wi�cej rachuj�cego na pomoc Bo��, ni� na odwag� za�ogi. Obraz by� na�wczas w domowej ksi�cia kapliczce; przed nim pad� na twarz z rzewnymi mod�y, b�agaj�c o ratunek, W�adys�aw. Gdy na modlitwie kl�czy, a za�oga, jak mo�e, opiera si� jeszcze tatarskiej nawale, strza�a poganina brz�k�a oknem kaplicy, �wisn�a nad g�ow� ksi�cia i uwi�z�a w szyi obrazu. Na widok tego �wi�tokradztwa, kt�rego �lady nosi deska do dzi� dnia, ksi��� ze �zami zawo�a� o pomst� do Boga. I oto burza z gromami i wichrem ogromnym przysz�a w odsiecz obl�onym; pop�och si� wszcz�� mi�dzy oblegaj�cymi; za�oga, wsparta piorunami i ciemno�ci�, wyskoczy�a, ksi�cia maj�c na czele. Tatarzy uciekli rozbici. Po tym zwyci�stwie nad niewiernymi W�adys�aw, cudu pami�tny, obraz chcia� uwie�� z sob� na �l�sk do Opola, ale objawienie we �nie wskaza�o mu, by go Cz�stochowie zostawi�. W roku 1382 wizerunek �wi�ty stan�� na miejscu przeznaczenia i oddany zosta� stra�y paulin�w, zakonu w W�grzech z pobo�no�ci i gorliwo�ci ws�awionego. W�r�d rozleg�ej p�aszczyzny, kt�r� przep�ywa Warta d���c ku Odrze, na wznios�ej skalistej g�rze, panuj�cej szerokiej okolicy, pobudowano pierwsze domostwa dla zakonnik�w, a stary ko�ci�ek, ju� tu istniej�cy, opromieni� si� now� �wi�to�ci� i sta� zarodem gmach�w, kt�re wieki powolnie wznosi� mia�y. Paulini, zakon zwany �bra�mi �mierci�, mieli sobie nadane niekt�re wsie w okolicy, czynsze, dziesi�ciny i dochody z m�yn�w i miod�w. Po �mierci kr�la Ludwika Olszty�skie Starostwo z Cz�stochow� powr�ci�o do Polski, cho� nierych�o. W�adys�aw Jagie��o by� z kr�l�w naszych pierwszym dobroczy�c� tego miejsca. Paulinom dodano Cz�stochow� Star�, kilka wsi bli�szych i roczny doch�d z czynsz�w miejskich. Uwolniono klasztor od ci�kich na�wczas obowi�zk�w podejmowania w�asnym kosztem urz�dnik�w i pos��w. Pobo�ny Jagie��o w lat kilkadziesi�t p�niej ponowi� swoje nadania, gdy� ju� s�awa cz�stochowskiego obrazu, rozszerzaj�c si� coraz g�o�niej, nie tylko z Polski, ale z s�siedniego �l�ska, Moraw, Prus i W�gier, zwabia�a tysi�ce pielgrzym�w. Jak niegdy� za Chrobrego lud jeszcze, �wie�o z poga�skiego b��du do wiary przyszed�szy, zdj�ty chciwo�ci�, napada� na �wie�o za�o�on� 7 pustelni�, o bryle z�ota w niej pos�yszawszy, tak i tu znowu mnogo�� ofiar, rozg�os skarb�w wznieci�y w ludziach zara�onych niewiar� husyt�w, a niewiele pojmuj�cych �wi�to�ci, ��dz� rabunku i �upie�y. Nieszcz�ciem, swoi to nawet, pod imieniem husyt�w ukryci, zebrawszy w��cz�g�w i rabusi�w z pogranicznych kraj�w, byli sprawcami tego napadu na Cz�stochow�. Niejaki Jakub Nadobny z Rogowa Dzia�osza, Jan Kuropatwa z �a�cuchowa �reniawita i inni jacy�, zebrawszy ciur�w ze �l�ska, Czech i Moraw, w sam dzie� Wielkiej Nocy wpadli na Jasn� G�r�, nieobronn� w�wczas jeszcze i stoj�c� otworem, bo nie obawiaj�c� si� napa�ci, tak j� zdawa�a si� �wi�to�� obrazu os�ania�. Szukali oni skarb�w, a znale�li to tylko, co pobo�no�� w ofierze z�o�y�a na o�tarzu: kielichy, krzy�e, blachy okrywaj�ce cyprysow� tablic� i po�wi�cone naczynia ko�cielne. J�li si� wi�c tego rabusie i sam nawet obraz, z o�tarza wydar�szy, unie�li, zapewne dla bogatych jego sukni, kt�rych zerwa� nie mogli; chc�c odbi� blachy, szablami i rapirami ci�li kilkakro� staro�ytny wizerunek, ale nie mog�c tego dokona�, cho� po�amali desk�, rzucili j� i uciekli. Zbrodnia ta ukry� si� nie mog�a; dwaj naczelnicy i z nimi sp�lnicy ich w wi�zieniu lub pod mieczem �ycie sko�czyli. Podanie m�wi, �e �wi�tokradcy, wielko�ci� swej zbrodni przej�ci, jakby ob��kani, czy to dla ci�aru, jakim cudowny obraz, na w�z rzucony, od porwania si� broni�, czy z innego powodu, o ziemi� nim cisn�wszy, roz�upali go mi�dzy Krowodrz� a D�bowem, a sami w wi�kszej cz�ci nag�� �mierci� pogin�li. Zakonnicy, och�on�wszy z przestrachu, biegli zapewne szuka� �ladu z�oczy�c�w, gdy natrafili na obraz w b�ocie le��cy i strzaskany. Dla obmycia �wi�tego wizerunku wytrys�o �r�d�o, gdzie p�niej stan�� ko�ci�ek �w. Barbary. Na pr�no starano si� ci�cia miecz�w i �lady uderze� zamalowa�; pozosta�y one na �wiadectwo wyst�pku wiekuiste, stokro� zakryte, zawsze na wierzch wraca�y i odt�d s� jakby m�cze�stwa obrazu blizn�. W pi�tnastym wieku paulini z tej szk�ki i rozsadnika cz�stochowskiego rozeszli si� po Polsce, nios�c z sob� wsz�dzie cze�� Matki Bo�ej Cz�stochowskiej: do Pi�czowa, do Wielunia, W�odawy i innych miejsc. Nawy napad Czech�w w roku 1466 spustoszy� Cz�stochow� i okolic�, mnisi jednak okupi� mu si� mogli i �wi�tokradzkie d�onie nie dotkn�y obrazu. Odt�d cicho by�o na Jasnej G�rze; ros�y tylko nadania, cisn�li si� t�umnie pielgrzymi, sypa�y pobo�nych ofiary. Kazimierz Jagiello�czyk przybywa z rodzin� i dworem pomodli� si� przed Opiekunk� Polski, nios�c Jej nowe dary kr�lewskie, nadania w�o�ci i swob�d. Kr�lowie 8 wszyscy potwierdzaj� przywileje poprzednik�w, pomna�aj� je i bogac� ko�ci� i klasztor. Sama osada Cz�stochowska pod skrzyd�ami Or�downiczki wznios�a si� znacznie, uros�a i pomno�y�a w ludno��, z mie�ciny na gr�d powa�ny wychodz�c. Zygmunt I, wzorem braci, z�o�y� na o�tarzu nie tylko kart� konfirmacyjn�7, ale dro�sze dzie�o r�k swoich. Kr�l ten, artysta, co kocha� si� w tworach sztuki i sam je w chwilach odpoczynku wykonywa� z pomoc� bieg�ych kunsztmistrz�w, ofiarowa� relikwiarz w kszta�cie krzy�a misternej roboty, z cz�ci� drzewa krzy�a �wi�tego i wielk�, pi�kn� monstrancj�. Skarbiec cz�stochowski musia� ju� w�wczas zawiera� mn�stwo szacownych dar�w i drogich pami�tek, kt�rych cz�� do naszych czas�w dochowa�, gdy Zygmunt umy�lnym listem upomnia� paulin�w, aby ich nie trwonili. Odt�d wznosi�a si�., budowa�a tylko i stroi�a Cz�stochowa. Za Zygmunta III, gdy smak w budownictwie nowym coraz si� bardziej upowszechnia�, a stare, drobnych rozmiar�w ko�ci�ki gotyckie po ca�ej Polsce na wielkie gmachy zmienia� si� pocz�y, cz�stochowski ko�ci� i klasztor, zapragn�wszy zr�wna� si� z innymi, pocz�y si� d�wiga� do g�ry. �wi�tyni� murem otacza�, wznosi� budowy okazalsze i trwalsze czynnie zacz�li paulini w sam� por�, bo zn�w napady i niepokoje do czuwania zmusi� ich mia�y. W ko�cu pierwszej �wierci XVII wieku ju� przynajmniej mur okolny otacza� Jasnej G�ry szczyty. Rzym obdarzy� j� przywilejami i odpustami Domku Loreta�skiego, kt�rego szcz�tek zachowywa�a Cz�stochowa, bo sto�u brak�o w Loreto. Ofiara ubogiego zakonnika, ostatniego m�wcy, co gorza� p�omieniem wiary, ksi�dza Piotra Skargi, godn� jest wspomnienia. Przys�a� on do o�tarza gromnic� r�k� swoj� zlepion�; dopali�a si� z nim razem i zgas�a w chwili jego zgonu. Syn Zygmunta, pobo�ny i waleczny W�adys�aw IV, obsypa� darami Cz�stochow�. Sam on w roku 1633, jakby b�agaj�c o si�y Nieba na trudne panowanie nad krajem, upad� twarz� i westchn�� do Matki Bo�ej. On tak�e, jakby przeczuwa� przysz�e wichry i burze, przy�piesza� uko�czenie rozpocz�tej twierdzy i otoczy� przybytek ten od napa�ci, kt�r�, nie wiem, czy przewidzia�... Prorocze chyba mia� oko i serce prorocze, a mo�e 7 Karta potwierdzaj�ca dawne przywileje. 9 t�skne przeczucie m�wi�o mu, �e nie zostawi potomka i w r�ce s�abego Jana Kazimierza odda jagiello�skie ber�o. Jad�c za zw�okami �ony, wst�pi� po raz drugi pop�aka� w Cz�stochowie. ale jeszcze u boku jego sta� pocieszyciel syn, kt�rego mu wkr�tce Niebo odebra� mia�o. Pisz�, �e dzieci� dwa razy nie przestrze�one upad�o z uczuciem przed obrazem Maryi, jakby wypraszaj�c si� �mierci, jakby modl�c niewinn� dusz� za kraj, nad kt�rym panowa� mia�a; ale B�g wzi�� je do siebie, nim dotkn�o korony ojc�w swoich, czystej, smutnej, �wi�tej, ale cierpieniem przeplecionej. Poprzednik Jana Kazimierza by� jednym z kr�l�w, kt�rzy najwi�cej po sobie pami�tek zostawili w Cz�stochowie. Kilka razy sam zwiedza� to miejsce, a dogorywaj�cy ju� na �o�u �mierci, doznawszy ulgi w cierpieniach, s�a� tu jeszcze wota i mod�y dzi�kczynne �ostatnie. Umar�. Po nim Jan Kazimierz s�ab� d�oni� wzi�� ci�k� spu�cizn�. Jad�c na koronacj�, pobo�ny Jagiellon�w potomek nie min�� obrazu Bogarodzicy; powt�rnie potem, �onaty ju�, przyszed� po b�ogos�awie�stwo ma��e�stwa � i p�niej, w dniach trwogi i niebezpiecze�stwa, niejednokrotnie zabiega� na Jasn� G�r�, tul�c si� pod opieku�czy p�aszcz Or�downiczki strapionych. 10 II Ju� na szczycie Jasnej G�ry wznosi�y si� powa�ne �ciany nowego ko�cio�a, kaplicy i klasztoru: u st�p jej, na miejscu, gdzie wytrys�o �r�d�o, wystawiono ma�y ko�ci�ek �w. Barbary; z drugiej strony, jakby na stra�y, stan�a kapliczka �w. Rocha, z trzeciej �w. Jakuba. Kaplica obrazu Maryi rozszerzy�a si� i powi�kszy�a znacznie, a z dar�w i skarb�w, przyzbieranych przez wieki, pomy�lano o ulaniu srebrnych pos�g�w, o ubraniu w czarny heban i srebro wielkiego o�tarza, na podniet� �akomstwa nowych husyt�w. Chmurzy�o si� tymczasem niebo nad Polsk�; z�owrogie znaki, kt�re w owych czasach pe�en wiary lud za oznajmienie lito�ciwego Boga uwa�a�, przepowiadaj�c ch�ost�, nim nadesz�a, mno�y�y si� co chwila. Na kilka lat przed chwil�, o kt�rej mowa, sp�on�a podpalona przez z�oczy�c�w Cz�stochowa-miasteczko; rok przed wielkimi najazdy ogie� przypadkowy zniszczy� wynios�� wie�� ko�cieln�. Na niebiosach iskrzy�y si� miot�y i tajemnicze b�yska�y postacie; przestrach uciska� serca wszystkich. Pobo�ni z przera�eniem upatrywali tych znamion wr�ebnych na ziemi i niebie, na twarzach gwiazd i s�o�ca; wierzyli jeszcze, �e Ojciec wprz�d, nim dopu�ci kar�, przestrzega. I niepr�ne by�y obawy, bo straszne zbli�a�y si� czasy niebywa�ych kl�sk, nie widzianego upokorzenia i niedoli. Kozacy z Rusi porwali si�, d�ugo t�umionej puszczaj�c wodze niech�ci. Car zajmowa� Wilno, kt�rego Radziwi�� nie broni�, czy �e by� przysta� do Szweda, czy �e pilniej mu by�o p�j�� w�o�ci swoje od grabie�y zas�ania�. Karol Gustaw, podbechtany przez zdrajc� Radziejowskieg1, a� nadto dobrze znaj�cego Polsk�, z�ama� pod czczym pozorem rozejm, maj�cy trwa� do roku 1661, i wyl�dowa� 15 sierpnia 1655 roku .dla podbicia Polski i zaw�adnienia kr�lestwem stoj�cym otworem zamachom nieprzyjaci�, kt�rych tylko s�awa dawnej pot�gi w dali jeszcze trzyma�a. Polska nie mia�a obro�cy, sprzymierze�c�w, przyjaci� � ca�a jej nadzieja by�a w Bogu. 1 Hieronim Radziejowski, podkanclerzy koronny. 11 Wie�� o napadzie Karola Gustawa zdawa�a si� w pocz�tku fa�szem, tak dziwnym s�dzono, by si� odwa�y� posun�� na kraj, kt�rego wszystek lud m�g� powsta� jak jeden cz�owiek, w obronie rodzinnego ogniska. M�wiono z pocz�tku: nie przejdzie Noteci i Warty! Ale B�g chcia� ukara� i za narz�dzie swej plagi u�y� zdrajcy. Jeszcze si� ze Szweda �miano, a ju� podkanclerzy swymi praktykami w Wielkiej Polsce uroczyste mu przyj�cie gotowa�. Nagle krzyk i przestrach rozleg�y si� szeroko; Karol Gustaw ju� przeszed� Note� i Wart�, a Grudzi�ski, wojewoda kaliski, Opali�ski, pozna�ski, po��czyli si� z nim. Wielkopolanie, wyprzysi�g�szy si� swojego kr�la, szeroko otwarli wrota naje�d�cy, podali mu d�o� zbrojn�. Jeszcze Polska nie och�on�a, zdumiona wnij�ciem Szweda, gdy ten ju� zagarn�� Pozna�, Kalisz, Ko�cian, Kruszwic�, Bydgoszcz i sun�� si� szybko ku stolicy, Warszawie. Zdrada Wielkopolan by�a has�em wszystkich nieszcz�� p�niejszych, bo by�a przyk�adem, bo wskazywa�a mo�no�� tego, o czym nikt wprz�dy, krom Radziejowskiego, nie pomy�la� � wyrzeczenia si� kr�la swego, z�amania przysi�g, poddania si� dobrowolnego naje�d�cy bez praw, bez �adnego zwi�zku i sympatii z Polsk�, przychodz�cego ni� zaw�adn��. Jan Kazimierz, zw�tpiwszy o kr�lestwie, kt�rego synowie na pierwszym wst�pie, kropli krwi nie przelawszy, przeszli w szeregi napastnika., z t�sknym sercem i uczuciem swej bezsilno�ci ust�pi� do Krakowa; ale i tu nie by�o si� czym broni�. M�stwo Stefana Czarnieckiego i gar�ci jego towarzysz�w nie mog�o ocali� stolicy, a narazi�o drogi ten klejnot na zniszczenie. Wi�c z Krakowa kr�l-wygnaniec na Spisz odjecha�, a Krak�w broni� si� jeszcze si� ostatkiem i pot�niejsz� od swych si� nadziej�. Ostatni sprzymierzeniec Polski katolickiej, p�atny jej przyjaciel, chan tatarski, co dzi� Chmielnickiemu, jutro s�u�y� hetmanom, widz�c rozgrabiony kraj, zalane prowincje, a kr�la na wygnaniu, poszed� w swe stepy czeka� a patrze�, na kogo mia� napa��, z kim wojowa�... Dla niego wszyscy niewierni byli r�wni; lepszy tylko, kto p�aci�. Trudno sobie wystawi�, jak straszny by� stan kraju w tej chwili przera�aj�cej i sob�, i tym, co zwiastowa�a: nie by�o kr�la, brak�o obro�c�w, zewsz�d czernieli naje�d�cy, ze wszystkich stron zjawiali si� nieprzyjaciele i rozerwana spu�cizna Jagiellon�w rozpada�a si� na cz�ci. W Wilnie rz�dzi� Chowa�ski, Krakowa jenera� szwedzki Wittemberg dobywa�; w Warszawie gubernatorowa� Szwed ze zdrajc�; po 12 wojew�dztwach przysi�gi Karolowi Gustawowi sypa�y si� co dnia g�stsze i serdeczniejsze. Nie by�o otuchy, nie by�o ratunku, a ostatnia godzina d�ugiego, jasnego �ywota zdawa�a si� wybija� i brzmie� d�wi�kiem grobowym nad g�owami przel�k�ych dzieci, kt�re si� nie mia�y do kogo przytuli�. Stan umys��w by� taki, �e ostatek uchyla� nadziei: garn�li si� niemal wszyscy do zdrajc�w, do nieprzyjaci�; reszta wzdycha�a, wygl�daj�c posi�ku... od Tatara. Chodzi�y z r�k do r�k podawane i przepisywane listy, oznajmiaj�ce o tym sprzymierze�cu, a tymczasem zamek po zamku, gr�d po grodzie poddawa�y si� przera�one. Na pograniczach wsz�dzie wrza� b�j, a raczej sro�y�y si� najazdy nad bezbronnymi. Ukraina we krwi si� k�pa�a, Kamieniec oblega� Chmielnicki, ruskie miasta ju� klucze dla kozackich z�oci�y hetman�w, dr�a� szlachcic w drewnianym dworku, cho� go cz�stoko�em opasa� i �migownicami naje�y�: modlono si� po ko�cio�ach, zguba zdawa�a si� nieuchronn�. Szwed tymczasem w zaj�tej przez siebie cz�ci Polski gospodarowa� po swojemu. Jednano szlacht� jak by�o mo�na, datkiem i pi�knymi s�owy, rozdawanymi w przysz�o�ci dostoje�stwy, pochlebstwem, obietnicami, groszem, co go ko�cielne dostarczy�y srebra, i poszanowaniem doczesnym wiary a prawa. Troch� wierniejszych gar��, cho� niewielk� a straszn�, Karol Gustaw chcia� zastraszy� uniwersa�em, kt�ry wszystkim ni�szym, wszystkiemu ludowi, najnieo�wiece�szej, a nami�tnej klasie spo�eczno�ci, dawa� moc nad panami, dozwalaj�c pos�dzonych zaledwie o niesprzyjanie sobie �ywych lub martwych dostawia� Szwedom i przyrzekaj�c nagrody. Szcz�ciem ta zach�ta do �upie�y i mord�w, rozprz�gaj�ca zasadnicze spo�ecze�stwa ogniwa, wi�cej oburzy�a, ni�eli serc pozyska�a. Po pierwszym szale, ze smutkiem i �alem, ze zgryzot� pogl�dali wszyscy, kt�r�dy by si� wr�ci� nazad, na czy�ciejsz� powinno�ci drog�. Byli wszak ludzie, co po pierwszych, acz wielkich, kl�skach nie stracili nadziei w Bogu, nie wyrzekli si� m�skiej odwagi i sk�onieni pod m�ciw� r�k� Wszechmog�cego, karz�c� za grzechy, oczekiwali, by Ojciec, co dotkn��, przebaczy�. 13 III Do Cz�stochowy zewsz�d dochodzi�y wie�ci straszliwe o Szwedach. Goniec za go�cem, pose� za pos�em nie�li nowiny coraz bardziej przera�aj�ce. Spodziewano si� ju� co chwila napa�ci i na wierzcho�ku wie�y siedz�cy stra�nik, braciszek klasztorny, niespokojnym okiem przebiega� dalekie obszary, ka�dy dymek w polu, ka�d� gromadk� je�d�c�w bior�c za nieprzyjacielsk� wycieczk�. Znikli liczni pielgrzymi, co dawniej nawiedzali �wi�te miejsce, g�ucho tu by�o i pusto; wsz�dzie Szwed go�ci� lub obawiano si� kozak�w, nikt z domu nie rusza�, chyba do obronnych grod�w z �yciem i mieniem lub w g��bokie lasy i g�ry si� chroni�c. Szlachta tylko, s�siedzi, kiedy niekiedy zjechali si� do przeora, nie kwapi�c si� jeszcze z rzuceniem domu, a ju� przewiduj�c, �e b�d� musieli szuka� pod skrzyd�em Matki Boskiej bezpieczniejszego przytu�ku. Niejeden wi�z� ju� z sob� skrzyneczk�, g��boko w w�zeczku ukryt�, w kt�rej z�o�y� klejnoty swoje i �ony, papiery lub troch� sreberka i rz�dzik jaki ozdobny, co go mia� jeszcze od pradziada. Wcze�nie oddawano je na sk�ad paulinom, a ojcowie przyjmowali te depozyta, sami jeszcze nie wiedz�c, jak ich B�g obroni. S�ycha� tu by�o wprawdzie, �e Karol Gustaw zapewnia� ko�cio�om i klasztorom bezpiecze�stwo ich w�asno�ci, opiek� dla wiary i jej obrz�d�w, ale zarazem Cz�stochowa, jako miejsce obronne, panuj�c doko�a, na pograniczu �l�ska, na drodze Szwed�w do Krakowa, mog�a im by� potrzebnym stanowiskiem. Pobo�niejsi my�leli, �e cho� r�nowierca, o tak s�awne �wi�to�ci� nie pokusi si� miejsce, by od siebie serc katolik�w t� napa�ci� nie odstr�czy�. Inni wnosili, i nie bez przyczyny, �e �upie�c�w przyci�gn�� tu musi zar�wno rozg�os o skarbach zgromadzonych na Jasnej G�rze, jak i potrzeba umocnienia si� na tym punkcie. Nic jednak dot�d nie zwiastowa�o, �eby Szwedzi pomy�leli ju� o Cz�stochowie, u kt�rej podn�a nikt si� jeszcze z Gustawowskich �o�nierzy nie pokaza�. Ale ta cisza mia�a w sobie co� straszliwego; odg�os wrzawy dalekiej � coraz wybitniej brzmia� w uszach zakonnik�w, a nocny wicher jesienny, ka�dy huk oddalony, ka�da u wr�t wrzawa zdawa�a im si� oczekiwanych nieprzyjaci� oznajmywa�. Rano dnia pierwszego listopada 1655 roku przeor, ksi�dz Augustyn Kordecki, siedzia� w swej celi i odmawia� pacierze, gdy do niej zapukano 14 w spos�b nagl�cy. Dozwalaj�c wnij��, z�o�y� kap�an ksi��k� z westchnieniem, jak gdyby bola�, �e go z lepszego �wiata odrywano na ziemi�, i spojrza� na obraz Ukrzy�owanego, niby Go prosz�c o posi�ek i rad�. Wtem wszed� ksi�dz Piotr Lassota, zakonnik, z kilku listami, i uca�owawszy r�k� prze�o�onego, jak to dawniej by�o w zwyczaju dla przypomnienia pos�usze�stwa, odda� mu je milcz�cy, ale z twarz� widocznie strapion� i zamglon� smutkiem. Ksi�dz przeor spojrza� na piecz�cie i napisy, nie �pieszy� z rozpiecz�towaniem i usiad�. By� to �redniego jeszcze wieku cz�owiek, wzrostu miernego i twarzy wcale nie bohaterskiej.; rysy jego znamionowa�y tylko siln� dusz�, charakter nieugi�ty i rozum jasny, dobroduszna �agodno�� ��czy�a si� w nich z m�stwem i wytrwa�o�ci�. Siwe �renice bystro spogl�da�y wprost na ka�dego, nie schylaj�c si� przed nikim, nie obawiaj�c �ledczego badania, same wnikaj�c w g��b duszy; nad nimi brew g�sto zaros�a ju� siwie� poczyna�a. Czo�o mia� szerokie, zorane kilku poprzecznymi marszczkami, kt�re raczej wiek i praca, ni� troska, zakre�li�y; usta rumiane i szeroko roztwarte mia�y ten wyraz si�y i dobroci razem, kt�ry oznajmuje wielkich m��w, zawsze gotowych do boju i pewnych dotrwania. Wida� by�o, �e cz�sto igra� na nich u�miech �agodny; �e rozkazuj�c umia�y rozkaz ten uczyni� mi�ym, a w potrzebie nieodwo�alnym i strasznym t� pot�g� woli niez�omnej, kt�rej nikt wyt�umaczy� nie potrafi, a wszyscy s�ucha� musz�. Takim by� ksi�dz Kordecki, posta� powa�na z siwiej�cym w�osem i d�ug�, na piersi sp�ywaj�c� brod�, w chwilach codziennego �ywota; lecz kto by go widzia� na modlitwie, nie pozna�by mo�e, tak go zmienia�o podniesienie ducha ku Bogu, tak rozja�nia�o si� i �wietnia�o oblicze jego. Inny to na�wczas by� cz�owiek, i grom dzia� nie by�by go zbudzi�, chocia� szmer cichy ust ludzkich, odzywaj�cych si� do� �agodnie, wnet od Boga �ci�ga� my�l jego ku ziemi, gdy si� tu czu� potrzebnym. W powszednim obej�ciu nikt dziwniej po��czy� nie umia� surowo�ci z �agodno�ci�, dw�ch na poz�r sprzecznych sobie przymiot�w; nikt dzielniej nie przekonywa�, nikt silniej nie poci�ga� nad niego, nikt pot�niej nie gromi�. Wiek XVII by� jeszcze naprawd� u nas wiekiem szczerej i g��bokiej wiary, ale w nim nawet ma�o by�o ludzi Kordeckiemu podobnych. Nie celowa� on jako teolog uczony i ch�tnie sam si� nazywa� nieukiem; ale ilekro� cho�by najzawik�a�sz� spraw� rozwi�za� by�o potrzeba, szed� po s�owo jej do serca swego, a ta skarbnica chrze�cija�ska zawsze mu go 15 dostarczy�a. Rozum jego, rzec mo�na, s�yn�� przez serce, przej�te bogobojno�ci�, p�on�ce jasno mi�o�ci� Bo��. Nigdy �adna nami�tno�� ziemska nie okopci�a go nieczystym wyziewem, nie zeskwarzy�a p�omieniem. Dzieci� pracowitych a ubogich rodzic�w, za wcze�nie duchem wst�piwszy do zakonu, powo�any do niego, jak aposto�owie, od skiby zlanej potem dziad�w, z chatki, kt�r� nawiedza� niedostatek, dobrowolnie wyrzek� si� �wiata, nie �a�uj�c go wcale; wes� u portu, czuj�c b�ogo�� ca�� stanu, szed� dalej z chrze�cija�sk� nadziej� szcz�liwego �ywota poza kratami kr�tkiego �ycia ziemskiego i �mierci�, kt�rej z u�miechem wygl�da�. Rodzice Kordeckiego byli to ubodzy wie�niacy z Iwanowic w Kaliskiem. Wychowa� si� w�r�d ludu na roli i wie�niacz� prostot� przyni�s� na ofiar� Bogu. Z wiejsk� si�� i czysto�ci� od dzieci�stwa, Klemens na r�ku pobo�nej matki wzdycha� do ciszy klasztornej, do zaparcia si� siebie i po�wi�cenia Chrystusowi. Ale nierych�o ci�kie porzuci� wi�zy i trzydziestoletni dopiero zakonnikiem zosta�. W�r�d zgromadzenia, kt�re mi�dzy cz�onkami swymi liczy�o dzieci najznakomitszych rodzin szlacheckich, syn kmiecy rych�o wyg�rowa� pobo�no�ci� i rozumem; bracia postawili go na czele. Przeorem w Oporowie i Pi�czowie naprz�d, nast�pnie na Jasnej G�rze prze�o�onym zosta�, teraz ju� powt�rnie; a na �wieczniku stoj�c, ja�nia� coraz gor�tszym p�omieniem cn�t i zas�ugi. Niezmordowany w pracy, nigdy na nic nie st�ka�; bieg� do niej z rado�ci�, wraca�, szukaj�c oczyma nowej; si� mu B�g dostarcza�. Z m�odszymi by� starszym bratem, dla winnych pob�a�aj�cym ojcem, kt�ry przebacza, ��daj�c poprawy, z zatwardzia�ymi s�dzi� surowym, ale zawsze mi�osiernym, byleby ujrza� promyk skruchy i �z� �alu: wsz�dzie i zawsze chrze�cija�skim kap�anem Boga, co �wiatu mi�o�� objawi�. W milczeniu odda� listy ksi�dz Lassota, a przeor okiem je bada�, nie �piesz�c z otwarciem; potem, zwracaj�c wejrzenie na zakonnika, spyta� go powolnie: � S�ycha� co nowego, ojcze? � Nie, jedno i jedno. � Zawsze �le? � Bogu to wiadomo, co z�e, a co dobre � odpar� Lassota � nam tylko, �e cierpimy. � Masz s�uszno��, bracie! � �ywo zawo�a� przeor. � Poprawi�e� niebaczne s�owo moje; dzi�kuj� ci za to. 16 � Ja? � podchwyci� rumieni�c si� ksi�dz Lassota � ja �mia�bym... � Tak jest, tak � ko�czy� Kordecki. � B�g wie, co nam daje, a nam z Jego r�ki przyjmowa� nale�y z dzi�kczynieniem. Ot, tak, wyrwa�o mi si� ��le� z po�piechu, kt�rego mi �al szczerze. Trudno� bo nie zabole�. To m�wi�c, westchn��. � Kto wam odda� listy? � Jeden z nich od pos�a�ca z Radzi�tka, drugi przywi�z� z sob� pan Pawe�. � Pan Pawe� przyjecha�? � Tylko co przyby�, wys�any, jak m�wi�, od kasztelana. � Gdzie� jest? � Chcia� si� przebra�, zaprowadzi�em go do prowincjalskiej celi. � Bardzo wam dzi�kuj�, a i sam zaraz ku niemu po�piesz�. To m�wi�c pocz�� rozpiecz�towywa� listy, a ksi�dz Lassota, widz�c to, z cicha pok�oniwszy si�,wysun�� si� ku drzwiom i wyszed�. Zna� by�o z twarzy przeora, �e listy nowe przynios�y strapienie, bo mu pochmurnia�o czo�o, ci�kie westchnienie doby�o si� z piersi i oczy podni�s� ku niebu; potem, jakby opami�tawszy si�, j�� czyta� znowu, po�o�y� je, ukl�k�, pomodli� si� gor�co a kr�tko i �piesznie wyszed�. Jeden z nich zw�aszcza by� smutny i przepowiada� Cz�stochowie ci�kie do prze�ycia losy. Obawiali si� paulini od pocz�tku wojny o cudownego obrazu przybytek, przel�kli bardziej jeszcze, gdy listy kr�lewskie, rozes�ane po wszystkich twierdzach i zamkach, dosz�y do nich, gotowo�� ku obronie zalecaj�c i przepowiadaj�c, �e Szwed, z�akomiony skarbami Cz�stochowy, rych�o si� na ni� pokusi� mo�e. Prowincja� paulin�w, ksi�dz Teofil Broniowski, pobieg� natychmiast do kr�la, chc�c u niego wyjedna� pomoc jak� dla twierdzy, prosz�c o posi�ek dla utrzymania za�ogi czasu wojny potrzebnej. Ale c� mu nad rad�, przestrog� i �yczenie m�g� da� na�wczas Jan Kazimierz? Prowincja� powr�ci� z kilku s�owami, niepewny posi�ek przyrzekaj�cymi w razie nag�ego niebezpiecze�stwa. � R�bcie, co mo�na � powiedzia� kr�l � a je�li gwa�towne nast�pi obl�enie, postaram si� o posi�ki dla was... T� to odpowied� kr�lewsk� zwiastowa� prowincja� prze�o�onemu, zdaj�c na Boga, czego od ludzi spodziewa� si� nie by�o mo�na. Pan Pawe�, przyby�y w tej chwili do klasztoru, by� to Warszycki, stryjeczny brat Stanis�awa, kasztelana krakowskiego, cz�onek rodziny, kt�r� paulini do opiekun�w i dobroczy�c�w swoich liczyli. Cz�owiek ju� 17 niem�ody, nie bardzo maj�tny, dostojno�ci�, kt�r� brat piastowa�, ze szlachcica podniesiony na podpanka; czu� �wie�� jeszcze godno��, ceni� j� wysoko i l�ka� si� wielce, by brat uporem siebie i rodziny nie zgubi�, stoj�c wiernie przy Janie Kazimierzu. Niema�o go bola�o po�o�enie, w jakim pozostawa� z krajem razem, i niczego tyle nie �yczy�, co uspokojenia, bodaj ze Szwedem, byle mu ono dozwoli�o powr�ci� swobodnie do jego stad, gospodarki i swobodnego wiejskiego �ywota. By� to bowiem gospodarz zawo�any w ca�ym znaczeniu tego wyrazu: rolnik naprz�d, mi�o�nik byd�a i owiec, pilno krz�ta� si� oko�o stadniny i pszczelnictwa; kopa� stawy, zarybia� je, stawia� m�yny, nie spuszcza� z oka �adnej ga��zi gospodarstwa, mog�cej podnie�� dochody i ulepszy� maj�tek. Srodze go te� bola�a wojna, kt�ra wszystkie te rozerwa�a zaj�cia, pomiesza�a porz�dek, porozprasza�a wie�niak�w, rozegna�a s�ugi; Szwed te� i kwarciani1 wybierali stacje2 nies�ychane, pl�drowali po gumnach, nie pytaj�c o pozwolenie, spasali pola, chwytali byd�o, a kochane stadko pana Paw�a musia�o ucieka� gdzie� w lasy, �eby i do niego nieprzyjaciel si� nie dobra�. Ksi�dz przeor zasta� pana Paw�a, �ysego, kr�g�ego, z jasnym w�sem cz�owieczka, ju� wdziewaj�cego kontusz; s�uga, stoj�cy blisko, pas mu gotowy trzyma�. � A! przepraszam ksi�dza przeora! � Nic, nic, gospodarz jestem: wolno mi wej��. � Darujesz wasza przewielebno��, �e mnie tak zastajesz, przebacz z �aski swej, a pozw�l z�o�y� nale�ne uszanowanie. To m�wi�c, pan Pawe�, cho� nie opasany, rzuci� si� chy�o naprzeciw powa�nego prze�o�onego i, skin�wszy na s�ug�, by odszed�, po�pieszy� podsun�� krzes�o ksi�dzu Kordeckiemu. Drzwi zamkn�y si� za s�ug�, pozostali sam na sam. Ale zaledwie usta otworzy� pan Pawe�, maj�c rozpocz�� rozmow�, gdy na progu, pukn�wszy z lekka, ukaza�a si� posta� nowa: s�uszny, pi�knego wzrostu, w sile lat i zdrowia m�czyzna, z czarnym w�sem i w�osem, z szabelk� w czarnych pochwach u pasa, z czapk� w r�ku i deli�3 na plecach; otworzy� drzwi z uk�onem, jakby pyta�, czy wnij�� mo�e. � Wolno? � szepn��, u�miechaj�c si�. 1 Wojsko polskie utrzymywane z kwarty, czyli czwartej cz�ci dochod�w kr�lewskich. 2 Stacja, inaczej kwaterunek; tu, pieni�dze, zamiast zakwaterowania pobierane. 3 Delia � rodzaj p�aszcza. 18 � Pana Krzysztofa, kochanego i mi�ego go�cia, prosimy, prosimy! � zawo�a�, podchodz�c do drzwi, przeor. Pan Krzysztof (by� to niejaki �egocki, starosta babimojski, dobry przyjaciel ksi�dza Kordeckiego i ca�ego klasztoru, a do tego i s�siad niedaleki) zrzuci� z siebie deli� i z pogodn� twarz� post�pi� powita� gospodarza naprz�d, potem pana Paw�a. A� mi�o by�o spojrze� na tego nowego przybysza, tak spokojne mia� oblicze, w�r�d pos�pnych i chmurnych, kt�re go otacza�y, dziwnie odbijaj�ce. Jaka twarz, taka dusza, i nie by�o te� pod niebem szcz�liwszego nade� cz�owieka; u niego wiara w Opatrzno�� i zdanie si� na Boga tak by�y pot�ne i silne, �e go ksi�dz przeor cz�sto lilij� nazywa�, od s��w psalmu o ptakach i liliach polnych, zwykle powtarzanych przez �egockiego. �adne dot�d nieszcz�cie nie mog�o mu odj�� pogody duszy poczciwej, �aden cios nie zachwia� wiary jego na chwil�. I dzi� nawet, gdy kraj ca�y szarpali nieprzyjaciele, gdy znaczn� cz�� maj�tno�ci utraci�, gdy byt przysz�y zdawa� si� mroczy�, on z tak jasn� i pogodn� szed� twarz�, �e ksi�dz Kordecki u�ciska� go w progu, wskazuj�c panu Paw�owi. � Oto, panie, cz�owiek wedle Boga � rzek�, ca�uj�c przyby�ego � spojrzyjcie na niego i na nas, poznacie wnet, kto ma wiar�. � Ale, ksi�e przeorze drogi, prosz� mnie tak nie upokarza� � przerwa� skromnie pan �egocki.. � S�uszna pochwa�a nie upokarza, daj nam tylko Bo�e wszystkim jegomo�cin� rezygnacj� i ufanie. Ale... c� tam s�ycha�? � Zechcieli�cie: star� piosnk� �piewamy, zna�, �e nam b�dzie lepiej kiedy�, bo dzi� coraz gorzej a gorzej; a z�e przecie przesili� si� musi. Druga nowina � doda� pan Krzysztof � �e go�ci ksi�dzu przeorowi prowadz�. � Chwa�a Bogu! Go�� w dom, B�g w dom. � Ale przed wojn� tak objada� klasztor cz�stochowski, nie wiem, czy si� godzi � u�miechaj�c si�, doda� �egocki. � Kto wie, co wypa�� mo�e: ka�dy kawa�ek chleba drogi. � Nie frasujcie si�, jakkolwiek B�g nami rozrz�dzi; gdyby i chleba nie sta�o, krucy, co na pustyni� nosili chleb pustelnikom, i nam go te� odrobin� rzuc�. � Ot� i ja dzi� troch� krukiem b�d� � rzek� �miej�c si� �egocki � alem nie chleb przyni�s�, tylko troch� ryby, za kt�r� przepraszam, �e nie najlepsza. 19 � Wy zawsze z darami: B�g zap�a�, siadajcie�; ale jacy� to go�cie? � spyta� Kordecki. � Nie z daleka, ksi�e przeorze dobrodzieju, nie z daleka: pan Sebastian Bogda�ski i pan Stefan Jackowski. � S�siedzi; to si� za go�ci nie liczy. � Widzia�em ich obu do bramy podje�d�aj�cych, gdym most przebywa�; pewnie z nowinami �piesz�, bo tego dzi� nie kupi�, chodzi ich po �wiecie jak komar�w na pluch�. � Ot, brat pana kasztelana krakowskiego, dobrodzieja konwentu naszego � obracaj�c si� do pana Paw�a, przerwa� przeor � najpewniejszych nam wiadomo�ci dostarczy� mo�e. Pan Pawe� spojrza�, podni�s� oczy, i jakby nie wiedzia�, co m�wi�, chwil� si� wstrzyma�, potem bardzo po cichu rzek� do zbli�aj�cych si� ku sobie: � Kr�l Jegomo�� ju� na Spiszu w Lubowli. � Ale to chwilowo, spodziewam si� � przem�wi� przeor � p�ki si� nie zgromadzi i �rodk�w nie obmy�li, nie osieroci nas tak ze wszystkim. � Co tu radzi�! Co tu my�le�! � podchwyci�, ruszaj�c ramionami, pan Pawe�. � Nieszcz�cie i po wszystkim, pogrom zupe�ny, zginienie! Szwed ju� ca�� niemal Polsk� zaw�adn��, kozacy rebelizuj�. � Ale Brandenburczyk i chan tatarski! � zawo�a� nie trac�cy nadziei �egocki. � Wreszcie w�asne nasze si�y, kt�ryche�my jeszcze nie spr�bowali. Pan Pawe� ruszy� tylko ramionami znowu. � Tatar w stepie, Brandenburczyk o sobie my�li, a nasze si�y! Ba!... � Jak to! Przecie� to lennik i sprzymierzeniec. � Przyznam si� wam � dorzuci� ksi�dz Kordecki � �e Tatarzyn przyjaciel gorzej wroga. Po�al si� Bo�e na niego rachowa� i wstyd. Ale klin klinem mo�e wybi� b�dziemy musieli, c� robi�! Bisurmanem wypchn��, kiedy inaczej nie podo�amy. No, ale co s�ycha� o chanie? � Chan, s�ysz�, jak zobaczy�, �e ju� w Polsce Gustaw si� rz�dzi � ci�gn�� dalej pan Pawe� � poszed� sobie w swoje pustynie, powiadaj�c, �e by� sprzymierze�cem kr�la Jana Kazimierza, a gdy Polacy innego sobie za kr�la obrali, poczeka, a� z nim nowe zawr� przymierze. � Tak z nim, jak bez niego � rzek� ksi�dz przeor. � Baba z wozu, ko�om l�ej! � mrukn�� po cichu. � Tymczasem � sypa� jak z r�kawa pan Pawe� � wszystko si� poddaje, przysi�ga, bro� sk�ada i przechodzi do nieprzyjaciela. Pan wojewoda 20 Tyszkiewicz na zamku w Uhaczu carowi przysi�g�, w Warszawie Radziejowski rej wodzi, a Krakowa silnie dobywaj� i dob�d�, skoro go nie ma komu broni�. � C� to znowu m�wicie? � przerwa� pan �egocki. � Do tego nie przyjdzie: hetmani, Czarniecki, szlachta, pospolite ruszenie, wojsko... nie damy si�, nie damy! � A kiedy�my si� dali! � rzek� pan Pawe�. � No, to si� odbierzem! � zawo�a� szlachcic, machaj�c r�k� weso�o. Ksi�dz przeor s�ucha� na poz�r zimno, twarz� ni s�owem nic zna� po sobie nie daj�c, gdy wtem drzwi si� znowu otwar�y i weszli obiecani go�cie, Sebastian Bogda�ski i Stefan Jackowski, szlachta, s�siedzi cz�stochowscy, kt�rzy cz�sto bywali w klasztorze, a teraz, na dzie� Wszystkich �wi�tych, przyjechali dla nabo�e�stwa i narady z przeorem. Pierwszy z nich, siwy ju� i zgi�ty na p�, wszed� o lasce powolnie i, sk�oniwszy si� nisko, zginaj�c a� w kolana, z kolei przytomnych jak najpokorniej powita�, nie szcz�dz�c im najwymy�lniejszych form przesadzonej grzeczno�ci. Za nim id�cy pan Jackowski, oty�y, z orlim nosem i ruchawym wzrokiem, pleczysty m�czyzna, kula� troch� na nog�, bo j� by� niedawno, z chartami je�d��c za zaj�cem, nadwichn��. By� to zajad�y my�liwiec, dawniej wojskowy i krzykacz, zawadiaka, do kielicha i do korda gotowy, zreszt� szlachcic w ca�ym znaczeniu, szlachcic owych czas�w, gdy pan brat panowa� w Polsce sam jeden. W . polityce i nowinach trzyma� on si� zdania swojego arendarza, i nic mu z g�owy nie mog�o wybi� tego, �e �ydzi o wszystkim najlepiej wiedzie� musz�. A �e �ydzi pos�ugiwali Szwedowi, zdradzaj�c go jednak po troszeczku, gdzie by�o mo�na, nie nara�aj�c si� na powieszenie; �e �ydzi obiecywali po dworach sto tysi�cy Nogajc�w i Perekopc�w, id�cych na obron� Rzeczypospolitej; pan Jackowski got�w by� tak�e tymczasowo przysta� do Szweda, a potem si� go zn�w wyrzec po przybyciu Tatar�w. Po przywitaniach i przedstawieniach, obfitych w przypomnienia familijne i trafnie sma�one komplementa, kt�rych sobie nie szcz�dzili przytomni, wszyscy zasiedli i rozmowa pr�dko wr�ci�a do pierwotnego toku... Pan Pawe� Warszycki na nacieranie szlachty powt�rzy�, co by� ju� wprz�dy powiedzia�; i wszyscy, pogl�daj�c po sobie, umilkli pos�pnie, jakoby czekali, �eby si� kto pierwszy odezwa� ze zdaniem, jak sobie pocz�� wypada�o. Przeor milcza� tak�e. 21 � Sekret�w tu mi�dzy nami by� nie powinno � rzek� po chwili pan Pawe� � powiem wi�c pa�stwu, �e w przekonaniu wszystkich statyst�w4 poddanie si� ca�ego kr�lestwa Karolowi Gustawowi niechybne. Pr�dzej p�niej, a zw�aszcza gdy Krak�w zdob�d�, co lada chwila nast�pi� musi, bo si� w nim kasztelan kijowski ze swoj� gar�ci� nie utrzyma, p�jdziemy wszyscy w r�ce Szweda. � Jeszcze to wid�ami pisano � odpar� pan �egocki � kogo Pan B�g pokarze, tego i pocieszy. Bogda�ski milcza�, ale wzdycha� na wszelki wypadek, a Jackowski �ywo doda�: � A gdyby�my i przysi�gli Szwedowi zn�w, to co? Nie pierwsi my i nie ostatni. Na te s�owa p�omieniem oburzenia obla�a si� twarz ksi�dza przeora, oczy jego zaja�nia�y i mign�a w nich b�yskawica; powsta� z krzes�a, ale zmieniony, gro�ny, jak prorok, jak natchniony; wszyscy jak gdyby uczuli przewag� ducha w nim, wprz�d ni�eli usta otworzy�, zamilkli, a silny g�os ksi�dza Kordeckiego zagrzmia� po obszernej sali. � Podda si� ca�y kraj � zawo�a� � podda si�, m�wicie? Nie! Nie! B�g tego nie dopu�ci i nie ca�y wyprze si� swojego pana, bo Cz�stochowa zostanie i wytrwa przy Janie Kazimierzu. � Jak to? � zdumiony podchwyci� pan Pawe�. � Gdyby Szwedzi nadeszli, co bardzo by� mo�e, bo ju� s�ycha� o Wejhardzie, �e si� w t� stron� z Sadowskim pu�ci� zamy�la: b�dziecie si� wi�c broni�? � B�dziemy! � odpar� przeor spokojnie. � Tak jest, z pomoc� Bo�� b�dziemy si� broni� i obronimy si�. � Ca�ej sile szwedzkiej? � doda� Jackowski. � Wojsku, artylerii, �o�nierzom i wodzom starym a wytrwa�ym? � Najlepszy �o�nierz Pan B�g, kochany panie Stefanie � odpowiedzia� przeor, nieco zni�aj�c g�os � w Nim ufaj�c, z Nim id�c, nie zl�kniemy si� pot�gi Gustawa. Tak jest, je�li mi B�g �ycia dozwoli, ani �wi�tego obrazu, ani u�wi�conej jego pobytem Jasnej G�ry nie oddam w r�ce heretyk�w; zagrzebiemy si� raczej w jej gruzach... Warszycki s�ucha� nie wierz�c uszom swoim, ze strachem jakim�, �e zdumieniem niepoj�tym, kt�re si� dobitnie wyry�o na jego twarzy. � Jak to, ksi�e przeorze, doprawdy? My�leliby�cie? 4 Tu: ludzi znaj�cych si� na polityce. 22 � My�l� tak i uczyni� z pomoc� Bo��; z opiek� Maryi Panny nie oddamy Szwedowi Cz�stochowy! � W�a�nie i m�j brat, kasztelan... � rzek� pan Pawe�, poczynaj�c, ale si� zaraz opami�ta� i urwa�. � M�wcie, m�wcie! � podchwyci�, bior�c go za r�k� przeor. � Wszyscy�my tu swoi, tajemnic nie mam, to przyjaciele klasztoru. � A zatem otwarcie � rzek� Warszycki � powiem waszej przewielebno�ci, co mi m�j brat poleci�. Ju� to �adnej w�tpliwo�ci nie ulega, �e oddzia� Millera, Wejhard, pu�kownik Sadowski, co go mo�e i znacie, bo mieszka� u nas, gotuj� si� i�� na Cz�stochow�. Szlachta poblad�a, Bogda�ski r�ce za�ama�, przeor s�ucha�, jak gdyby ju� wcze�niej wiedzia�, co mu powiedzie� miano. � Kilka razy ju� podobno wybierali si� z Kalisza, ale to jako� jeszcze do skutku przyj�� nie mog�o. Potrzebuj� pieni�dzy; nie bez tego, �eby nie s�yszeli o skarbach �wi�tego miejsca, przyjd� wi�c niezawodnie, przyjd� z si�� znaczn�, a zdaniem mojego brata. pana kasztelana, potrzeba ocali�, co mo�na, uwo��c na �l�sk kosztowno�ci, a przede wszystkim cudowny obraz, skarb ca�ej Polski. � �wi�te s�owa, rada najm�drsza � szepta� pan Bogda�ski � zna� w niej statyst�. � I ja w to bij� � doda� Jackowski. � A pan co na to? � odezwa� si� z dziwnym u�miechem ksi�dz przeor, obracaj�c si� do �egockiego. � Ja s�ucham, co ksi�dz przeor powie, i z g�ry si� na to pisz�. � Powiem wi�c pa�stwu � rzek� stanowczo Kordecki � �e, co mi Pan B�g natchn�� w tej chwili, tego nie odst�puj�; mo�na wywie�� co najdro�szego dla spokojno�ci naszej, ale niemniej broni� si� potrzeba, broni� b�dziemy i oprzemy bodaj ca�ej sile szwedzkiej w Cz�stochowie. � Ksi�e przeorze dobrodzieju! � przerwa� z u�miechem pan Pawe�. � Unosi ci� zapa�, nie jeste� �o�nierzem, nie masz ludzi. � Ale mam opiek� Matki Boskiej nad sob� i siln� wiar� w ni� wierz�. Pan Pawe� sk�oni� g�ow�. � I my�licie nawet obraz cudowny nara�a� na nieuchronne niebezpiecze�stwo? � To co inszego � odpar� Kordecki. � Namy�limy si�, naradzimy i uczynimy z tym skarbem, co B�g natchnie; co si� tyczy Cz�stochowy, miejsca tego u�wi�conego nie oddam i broni� b�d� do ostatniej krwi kropli. 23 � Z kim�e? � spyta� Warszycki ironicznie, ruszaj�c ramionami. � Bodaj sam ze siedmdziesi�ciu bra�mi � doda� stanowczo Kordecki. � W siedmdziesi�ciu przeciwko tysi�com? � B�dziemy kamykiem ma�ym w r�ku Bo�ego Dawida. � �liczne to s� i wymowne wyrazy, ale c� po tym � przerwa� pan Pawe� � gdy�cie, ksi�e przeorze, nie obmy�lili wprz�d, i� to rzecz tak niepodobna, jak niepodobna z motyk� porwa� si� na s�o�ce. � Daruj mi, panie Pawle � rzek� przeor pokornie, ale stale przy swoim stoj�c. � S�owo moje nie jest wcale rzucon� na wiatr pogr�k�; my�la�em d�ugo, radzi�em si� Boga na modlitwie, Opiekunki naszej Maryi, szukaj�c u Niej natchnienia, �wi�tego zakonodawcy naszego i b�ogos�awionych braci, w szcz�liwym dzi� �yj�cych �wiecie, i mam przekonanie, �em to uczyni� powinien i uczyni�. Wszyscy coraz wi�ksze okazywali zdumienie, a pan Pawe� poczyna� si� troch� niecierpliwi�. � Wasza przewielebno�� � rzek� troch� ura�ony � nadto mo�e zapatrujecie si� w niebo, a zbyt ma�o macie czasu spojrze� na ziemi�; pi�kne to s� s�owa, ale my ludzie do�wiadczeni... � Nie ujmuj�, nie ujmuj� � podchwyci� Kordecki � nikomu; istotnie, cho� grzesznym wzrokiem pogl�dam w niebo, jednak B�g s�ug� swojego niegodnego obsy�a czasem natchnieniem. Co m�wi�em, tom rzek� � pobudki g�osu wewn�trznego, kt�ry wyra�nie odzywa si� do mnie: Sta� i walcz, a zwyci�ysz! A oto chor�giew moja � rzek�, wskazuj�c na obraz Matki Boskiej wisz�cy na �cianie: � In hoc signo vinces5 Taka by�a pot�ga wyrazu ocz�w i twarzy przeora, gdy s�owa te wymawia�, �e wszyscy uczuli si� nimi d�wignieni i podbudzeni, wyrobi�o si� m�stwo w sercach wszystkich. Jeden pan Pawe�, gospodarz �w wielki, co istotnie zbyt patrza� na ziemi�, nie do�cign�� sercem bohaterskiego zapa�u kap�ana. Stary Bogda�ski nawet odm�odnia� i �zy mu si� w oczach zakr�ci�y, post�pi� kilka krok�w w milczeniu, poszed� i uca�owa� z przej�ciem dr��c� r�k� Kordeckiego. � Tak jest � ko�czy� przeor, pogl�daj�c na zmian�, jakiej dokaza� kilku s�owami. � Mam�e odda� w r�ce innowierc�w miejsce, oblane tylu �zami �wi�tymi, ws�awione cudami tylu, gdzie B�g tyle �ask na nar�d nasz zlewa, gdzie monarchowie nasi szukali tylekro� pomocy i sk�adali ofiary, 5 �Pod tym znakiem zwyci�ysz� � s�owa te mia� zobaczy� na niebie obok krzy�a cesarz Konstantyn Wielki. 24 gdzie�my przywykli podnosi� wszyscy wzrok b�agalny, od kolebki do zgonu, we wszystkich potrzebach naszych? Nie! Nie! My�my tu postawieni na stra�y; do�� nieszcz�cia, �e �wi�ty wizerunek pok�u�y strza�y Tatar�w, poci�y szable husyt�w. Szwedzi si� nad nim pastwi� nie b�d� i stopa ich tutaj nie postanie. � Wszystko to pi�kne, wszystko to wymowne i �liczne � po chwili odpar� cichym swym, jednostajnym g�osem pan Warszycki �ale, ojcze a dobrodzieju, cho� Bogu ni