3922
Szczegóły |
Tytuł |
3922 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3922 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3922 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3922 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Katarzyna Siwek
Moja ma�a Flo
Nazywam si� Otho Otto. Posiadam jedno pi�tro
ekskluzywnego budynku mieszkalnego i tym samym mam oko�o
jedenastu pokoi. W tych jedenastu pokojach tylko jeden ma
okna. I te cztery okna wychodz� na apartament naprzeciwko.
Wydawa�o mi si�, �e posiadaj�c tak wiele, jestem bardzo
szcz�liwy. Ale �lepiec dostrzega sw� �lepot� dopiero wtedy,
gdy odzyskuje wzrok. Szcz�cie zmienia�o si� powoli w
samotno��, a samotno�� w szcz�cie. Tak w�a�nie by�o, dop�ki w
apartamencie naprzeciwko nie zamieszka� kto� nowy. Nie
pami�tam, co by�o przedtem, wszystko zebra�o si� w jednym
momencie i znik�o. Zakocha�em si�, ni st�d, ni zow�d, a� do
szale�stwa. W ko�cu cz�owiek jest stworzony do tego by kocha�,
czy� nie?
To by� zwyczajny dzie�. Taki jak wszystkie inne. Wsta�em,
od��czy�em od moich powiek generator snu. W �azience owia�a
mnie morska bryza. Z przyjemno�ci� da�em nura w m�j
mikro-ocean wanienny. W jadalni czeka�o na mnie �niadanie
zgodne z menu, jakie wcze�niej ustali�em ze swoim
programatorem kuchennym. Potem szybko ubra� mnie japo�ski
lokaj. Mia� trudno�ci z zawi�zaniem mojego krawata, co
�wiadczy�o, �e ko�cz� mu si� baterie. Jak zawsze zasiad�em w
pracowni, twarz� do moich jedynych czterech okien. Wygodnie
rozsiad�em si� w masa�o-fotelu, pozwalaj�c by zimne, metalowe
paluszki pe�za�y po moich zestresowanych mi�niach.
Prawdopodobnie by� to s�oneczny, pi�kny dzie�. Prawdopodobnie,
bo zas�ony anty UV zmienia�y �wiat�o s�o�ca w szar� bezbarwn�
chmur� metalicznego blasku. Tafla apartamentowca by�a
niezmiennie g�adka. Poszczeg�lne zielone segmenty by�y niczym
��ka usiana kwiatami przewod�w. Lubi� tak siedzie� i patrze�,
roj�c sobie c� si� mo�e tam dzia�, pod szklan� ��k�.
�wiadomo��, �e widz� w�a�nie mrowie mi podobnych, �e rozgrywa
si� wieczne przedstawienie, sprawia, �e ka�dego dnia wszystko
wydaje mi si� specjalne, wyj�tkowe. Nie lubi� tego, co jest
poza, co jest gdzie indziej. Tam jest du�o niepewno�ci,
wszystko jest niestabilne. Nic nigdy nie jest zako�czone,
tylko nast�puje kolejna zmiana i tak w k�ko, nie daj�c
wytchnienia ani czasu na zastanowienie, co przed chwil� si�
sta�o. Tu jest inaczej. W moim ma�ym kr�lestwie widz�
wszystko, nad wszystkim mog� si� pochyli�, mog� si�
zastanowi�, bo mam du�o czasu. Mam ca�y skarbiec czasu, kt�rym
nie musz� si� dzieli�. Tutaj wszystko trwa a� do totalnego
wyczerpania, a zmiany s� tak rzadkie jak ptaki, kt�re nigdy
nie docieraj� przed moje okna, rozbijaj�c si� o zas�ony anty
UV. Dlatego wyobra�cie sobie moje zdziwienie, gdy zielona ��ka
apartamentowca, tu� przed moim nosem nagle zafalowa�a i
eksplodowa�a jasnym �wiat�em wn�trza. A to co tam zobaczy�em,
to by� cud. Rudow�osy, bia�osk�ry, g�adkonogi cud. A przez
tyle lat, �y�em w przekonaniu, �e cuda si� nie zdarzaj�.
Nazwa�em j� 83b. M�j domowy zestaw satelitarny od razu
wy�ledzi� swym czu�ym cyber-okiem numer jej apartamentu. 83b.
Przez kilka dni chodzi�em w k�ko po ciemnym salonie
multimedialnym powtarzaj�c ten numer, kt�ry p�niej
przepoczwarzy� si� w jej motyle imi�. Powtarza�em a� do
upad�ego, dop�ki nie odnalaz�em w sobie do�� odwagi by zn�w
popatrze�. Nic nie by�o takie same. M�j masa�o-fotel zmieni�
si� w jak�� mocarn� twierdz�, barykad� zza kt�rej mog�em j�...
podgl�da�? Nie, ja jej nie podgl�da�em, ja nawet na ni� nie
patrzy�em. Ja by�em. A gdy ona znika�a, ja przestawa�em by�.
Po pewnym czasie poczu�em si� zbyt s�aby. Zacz�y mi
doskwiera� niedostatki mojej do�� ograniczonej fizyczno�ci.
Obsypa�em pieni�dzmi kogo trzeba, a oni zasypali mnie
ulepszeniami. Wzmocni�em swoje oko ciek�o krystaliczn� lunet�.
R�k� przed�u�y�em skanerem cyfrowym. I rozpocz��em pustelniczy
�ywot, kryj�c si� w jaskini ciemno�ci mojego czterookiennego
pokoju. A jaskinia ta by�a pe�na cud�w, miod�w, zapach�w,
aromat�w, jedwabi�w, kt�re, mimo �e dzieli�a nas pancerna
czterdziestowarstwowa, kulo i kwaso odporna granica,
przenika�y prosto od niej, w moj� samotno��.
Po pewnym czasie wiedzia�em do�� du�o. Gdybym wiedzia�,
jak zgubna oka�e si� ta wiedza w niedalekiej przysz�o�ci,
pozwoli�bym by te zapami�tane szczeg�y ulatywa�y, gdzie�
wysoko, prosto pod przeciwrodnikowy procesor tlenowy. Ka�dy
kolejny element by� jak klejnot, kt�ry z zab�jcz� ostro�no�ci�
umieszcza�em w mej biednej g�owie, uwa�aj�c, by nie uroni�
niczego, by przypadkiem nie rozsypa� b�yszcz�cych �wiecide�ek
po pod�odze. Co wiedzia�em?
Wiedzia�em, �e ma szaro-niebieskie oczy, t�tni�ce �yciem,
z u�miechem zakl�tym mi�dzy �renicami. Nawet gdy p�aka�a, jej
oczy �mia�y si�. A p�aka�a rzadko, �mia�a si� cz�sto.
Wiedzia�em, �e jest niesamowicie g�adka i aksamitna, nie
bia�a, jak mi si� wydawa�o na pocz�tku, ale z�ota, s�onecznie
z�ota. Zapewne skutek wakacji na zat�oczonych ostatnich
archipelagach natury, kt�re mia�y tyle z natur� wsp�lnego, co
m�j generator odp�ywu nieczysto�ci. M�g� to by� te� bardzo
zr�czny na�wietlacz lub generator koloru. Skoro japo�czyk
steruj�c w�asnym pigmentem m�g� zmieni� si� w murzyna, to
czemu moja 83b nie mog�a by� s�onecznie z�ota?
Wiedzia�em, �e ma d�ugie, rude w�osy, co dziwi�o mnie
niezmiernie. W do�� dalekiej przesz�o�ci G��wny Urz�d Ochrony
Mienia Publicznego wyda� skrupulatnie przestrzegane
zarz�dzenie, o o�miocentymetrowej wymaganej d�ugo�ci w�os�w,
wp�ywaj�c w ten spos�b na oszcz�dno�� wody, energii i
wszystkiego, czego nieustannie brakowa�o. Na szcz�cie
g�adkonoga postanowi�a zosta� wyj�t� spod prawa i jej w�osy
oplata�y j� jak jaki� czarodziejski, misterny p�aszcz.
Uwielbia�em jak jej w�osy p�yn�y strumieniami przez
powietrze, jak je odgarnia�a, czesa�a, jak si� nimi bawi�a.
Jak ubiera�a w nie sw� doskona�� twarz.
Wiedzia�em, �e ma klas�. By�a wynios�a, oszcz�dna w
gestach i s�owach. Zna�a swoj� warto��. Nie by�o w niej cienia
wulgarno�ci, czy jakiej� tandetnej m�odo�ci, wyzwolonej i
niestrawnej. Nogi zawsze razem, nigdy �okci na stole, ziewaj�c
zas�ania� sobie usta d�oni�, my� r�ce przed ka�dym posi�kiem i
z�by po. Za to pokocha�em j� najbardziej. Za to, �e by�a tak
idealna, niezm�cona, zawsze w�a�ciwa, taka jaka powinna by�.
Wiedzia�em, �e jest bardzo m�oda, ledwie nastoletnia.
By�o w niej jednak co� z szlachetnej dojrza�o�ci, jakiej
wi�kszo�� szlachetnie doros�ych kobiet nigdy nie do�wiadczy.
Nie mia�a kask�w vr, w kt�rych m�odzie� niemal mieszka�a, nie
odrywaj�c si� od nich ni na chwil�, jedz�c, �pi�c i �yj�c w
nich. Nie mia�a portalu v-date, nie podrywa�a nastoletnich
masturbant�w (sam testeron i rze��czka) na cyber autostradach.
Nie mia�a symulator�w sportowych, filmowych, cukierniczych,
alkoholowych. Nie robi�a monstrualnych zakup�w na tanich jak
barszcz virtualnych aukcjach d�br przechwyconych. Nie po�yka�a
bia�ych proszk�w, nie pali�a bia�ych skr�t�w. By�a czysta.
By�a taka, jaka powinna by�. Idealnie idealna.
Wiedzia�em, �e j� kocham.
Wiedzia�em, �e b�d� j� kocha� do samego ko�ca.
Nie wiedzia�em tylko jednego.
Nie wiedzia�em, �e na samej mi�o�ci d�ugo nie poci�gn�.
Kiedy pojawi�o si� pragnienie? Nie wiem. Nie pami�tam.
Nie chc� pami�ta�. Podejrzewam, �e tkwi�o we mnie ju� od
samego pocz�tku, jeszcze przed tajemniczym pojawieniem si�
g�adkonogiej, rudej flamy, ale moja dystyngowana natura
gentlemana nie pozwala si� otwarcie do tego przyzna�. Mo�ecie
sobie tylko wyobrazi�, jak przygryzam palce, gdy ga�nie
�wiat�o, a ona zaczyna si� wierci� w�r�d morza po�cieli. Jak
zaciskam d�onie, gdy kolejne cz�ci dobrze skrojonego ubranka
l�duj� na pod�odze. Wyobra�cie sobie, ile razy sta�em przed
wyj�ciem z moich jedenastu pokoi, czuj�c na plecach zdziwiony
a� do b�lu wzrok mojego japo�skiego lokaja, a w g�owie
ko�ata�y si� niedorzeczne my�li, by wyj��, by znale�� si� pod
drugiej stronie, a potem p�j��, mo�e co� powiedzie�, mo�e
dotkn��, wreszcie zrobi� cokolwiek. I jak ten strach przed
niepewnym, niestabilnym i p�dz�cym zn�w wygania mnie do
fortecy masa�o-fotela. Ile razy moja r�ka zapala�a setk�
halogen�w, by wreszcie si� zdemaskowa�, wyj�� z jaskini
ciemno�ci i ile razy ta sama r�ka w u�amku sekundy gasi�a te
halogeny, zanim na dobre zdo�a�y rozb�ysn��. Ile by�o
zatrzymanych powitalnych gest�w, skinie�, a nawet niby
przypadkowych spojrze�. Ile by�o li�cik�w, bilecik�w, ile
przekaz�w wszelkim mo�liwymi vr'ami, kana�ami, cyber��czami i
r�nymi innymi go�cami, ile prawie wys�anych kwiat�w,
bajecznych prezent�w, znak�w. Zawsze z ognist� ch�ci�, kt�ra
wypala si�, zanim zdo�a by� ognista. W ko�cu zauwa�y�em, na
swoj� zgub�, �e �atwiej jest schowa� si� jeszcze g��biej, ni�
wyj�� naprzeciw, �atwiej wzi��, ni� da�, ukra�� ni� podarowa�.
Otho Otto domy�li� si� wreszcie, �e �atwiej skopiowa� i mie�
przy sobie, ni� podziwia� to, co istnieje z daleka. Otho Otto
szuka� ju� tylko bod�ca by sta� si� tw�rc� nie widzem. I ten
bodziec si� znalaz�, do�� szybko, do�� zach�annie. Wtedy
rozpocz�o si� nowe. To nowe mia�o na imi� Flo. Ale Otho Otto
zapomnia� o jednym. O tym, jak wielki wstr�t i nienawi�� czuje
do tego, co nowe.
To by� kolejny, prawdopodobnie s�oneczny dzie�. Niemal
stopiony z masa�o-fotelem wypatrywa�em swe oczy. Patrzy�em jak
83b wstaje, jak kocim ruchem przeci�ga si�, jak jeszcze
zatopiona w po�cieli smakuje sw�j sen, jak jeszcze jej nie ma,
a ju� jest. Poczochra�a swoje rude w�osy, jakby bawi�a si�
setk� czerwonych p�omieni. Co� poprawi�a, co� u�o�y�a, co�
wyg�adzi�a. Wsta�a. Bosa i poranna. Jej wbudowany w �cian�,
seryjny programator kuchenny wyplu� z siebie fili�ank� kawy
(nie powinna pi� kawy, to �le wp�ywa na jej cer�). Wypi�a,
poczyta�a przekazy z ostatniej doby na stolikowym rzutniku.
Jej szaro-niebieskie oczy by�y jeszcze bardziej
szaro-niebieskie ni� zazwyczaj. Zrzuci�a z siebie koszulk�
nocn� (wrodzony zmys� gentlemana nie pozwoli� odwr�ci� mi
wzroku). Stan�a przed swoim tr�jskrzyd�owym lustrem. R�ce na
biodrach, par� g�upich minek, we mnie co� �piewa. Jej odbicie,
mniej doskona�e ni� ona, ale w ko�cu by�o ni�, wi�c musia�o
mie� w sobie co� z doskona�o�ci. I to by�a ta iskierka. Szybki
ci�g my�li. Z pocz�tku niedorzeczne, bez sensu, ale po
chwili... po chwili wiedzia�em. M�j zbyt du�y maj�tek w tych
zbyt biednych czasach da mi sprz�t, kt�rego potrzebuj�. Da mi
Kreatora Hologram�w, z programem do modyfikowania osobowo�ci.
Tak, hologram z wbudowanym odwzorowaniem powierzchni. Nigdy
nie mia�em zaufania do zimnych android�w, a hologram z
najnowszej, platynowej ju� serii, umie nawet generowa� ciep�o,
imitowa� t�tno i oddech. Zerwa�em si� jak oparzony z fotela i
zacz��em sporz�dza� list�, kt�r� kilka godzin p�niej, z
trudem wygrzebuj�c si� spod stosu dysk�w literatury fachowej,
wr�czy�em japo�skiemu lokajowi. Opanowa�a mnie gor�czka.
Biegaj�c z pokoju do pokoju nie mog�em si� doczeka� kiedy,
kiedy wreszcie... Dwa dni bez snu, bez jedzenia, bez sensu.
Ledwo trzyma�em si� na nogach, bliski wszelkim atakom serca, z
kolanami jak z waty, gdy kilkadziesi�t r�nych pude� i pude�ek
wyl�dowa�o w holu. Nie chcia�em �adnych programist�w, �adnych
inter- czy vr- naut�w, w�sz�cych za �atwym zarobkiem.
Posk�ada�em wszystko sam, zadziwiaj�co szybko. Nie mog�em
op�dzi� si� od uczucia, �e ju� kiedy� to robi�em, nie raz, nie
dwa, ale wiele razy. Nie mog�em sobie jednak niczego
przypomnie�, skoro wszystko przed pojawieniem si� 83b nie
mia�o �adnego znaczenia, niemal�e nie istnia�o. Spl�tane
druciki, zesuplone kabelki, ekrany ciek�o, sta�o i gazo
krystaliczne, dane na dyskach mi�kkich, twardych,
elastycznych, laserowych, a nawet w postaci krem�w, aerozol�w
i p�yn�w, wszystko to, jak jaka� dziecinna uk�adanka szybko
po��czy�o si� w jedn� ca�o��. Wielki Kreator Hologram�w
wype�niaj�cy, mimo zdecydowanych protest�w japo�skiego lokaja,
niemal ca�y hol szczerzy� si� i b�yska� milionem elektrycznych
k��w i pazur�w. Teraz tylko kilka przycisk�w, setki ustawie�,
programowanie system�w, miliony operacji, �onglowanie kartami
i nap�dami. A potem to, co najwa�niejsze. Gar�� polece�,
wprowadzenie kilku parametr�w, kt�re z fotograficzn� i
satelitarn� dok�adno�ci� mog�em odtworzy�, za ka�dym razem,
gdy zamyka�em powieki. Gdy ujrza�em na g��wnym panelu to
upragnione ,,Kreator rozpocz�� wizualizacj� i transfer
osobowo�ci" zasn��em, tu� obok na pod�odze. Mia�em dziwne sny,
s�odkie i przera�aj�ce zarazem. Ale najdziwniejszy ze
wszystkich sn�w rozpocz�� si�, gdy otworzy�em oczy i
natrafi�em na spojrzenie pary zamglonych, pustych
szaro-niebieskich �renic.
By�a brudna, ca�a w androidalnym smarze, ale nawet przez
t� szar� pow�ok� widzia�em z�oto jej sk�ry. Umy�em j�.
Poddawa�a si� dotykowi moich r�k bez �adnego sprzeciwu, mimo
�e nie pami�tam, bym j� tak zaprogramowa�. Patrzy�em i
topnia�em z zachwytu, jak z lepkiej, szarej mazi wy�aniaj� si�
te r�ce, te nogi, ta szyja, ta twarz. Mia�em wra�enie, �e
umr�, gdy dotkn��em rudych w�os�w, tych p�omieni, kt�re do tej
pory by�y uwi�zione za szklan� tafl�, a teraz by�y tu� obok.
Rusza�a si� z t� koci� gracj�, identyczn�. Mia�a te same
drobne d�onie, bose stopy, taki sam kolor, wszystko mia�a
takie same. Tylko oczy jej nie �mia�y si�, nie by�o w niej
u�miechu, ale pomy�la�em, �e nie tak od razu, �e nie wszystko
na raz, �e si� postaram, by ten u�miech si� pojawi�. P�niej
nakarmi�em j�. Mimo �e hologramy nie powinny przejawia�
sk�onno�ci do �akomstwa, mo�e ten by� inny, bo rzuci�a si� na
jedzenie z i�cie diabelskim apetytem. Czuwa�em, by nie zjad�a
za du�o. Nie wolno jej by�o uty�, ani schudn��, dop�ki 83b nie
utyje, ani nie schudnie. Od tamtej pory, ka�dego ranka wa�y�em
j� na wielkiej, srebrnej wadze, por�wnuj�c wynik z tabel� jak�
wytropi�a dla mnie na ciele 83b satelitarna wr�ka. Gdy
sko�czy�a je��, po�o�yli�my si� spa�. Nigdy nie zasypia�em tak
szcz�liwy, maj�c u boku ma�� kopi� mojej g�adkonogiej 83b.
Nazwa�em t� kopi� Flo. Zasn��em w przekonaniu, �e b�dzie
wspaniale, cudownie, �e zacznie si� teraz ob��dny sen, w
kt�rym wszystko wolno, wszystko jest na wyci�gni�cie d�oni. I
nie myli�em si�. Przez pewien czas by�o jak w niebie. Dop�ki
nie przypomnia�em sobie, �e kopia jest tylko kopi�, nawet
gdyby by�a czym� tak wdzi�cznym i uroczym jak moja ma�a Flo.
Przez pewien czas by�o, jak wspomnia�em wcze�niej,
cudownie. O wi�kszym szcz�ciu nie mog�em nigdy marzy�.
Wstawa�em rano i p�niej by�a ju� tylko Flo, Flo i Flo. Powoli
zaczyna�em lubi� j�, nie jako odzwierciedlenie 83b i nie jako
w�asne, prywatne, �ywe zwierciade�ko. Przypa�em si� nawet, ku
mojemu wielkiemu zdziwieniu, �e coraz rzadziej zagl�dam do
pracowni, �e coraz rzadziej wygl�dam przez moje cztery okna.
Pewnie dlatego, �e patrzenie na 83b oznacza�o roz��k� z t�,
kt�r� mog�em dotkn��, kt�ra m�wi�a i s�ucha�a, nie by�a niema,
�lepa i g�ucha na mnie. Wystarczy� mi tylko odg�os bosych st�p
(Flo zawsze musia�a chodzi� boso), potok ognia gdzie� ko�o
mojej twarzy, z�oto na mnie, ko�o mnie, pode mn�. W�r�d ca�ej
euforii i wr�cz bolesnego szcz�cia, czu�em, �e wreszcie mam,
mam to, o czym tak obsesyjnie marzy�em, wreszcie nie musz� si�
kry� z tym czego chc� i czego potrzebuj�. Ku mojej zgubie
wszystkie drobne zmiany jakie zachodzi�y na jej powierzchni,
umyka�y mojej uwadze. Flo zaczyna�a, z moim przyzwoleniem, a
chwilami nawet za moj� zach�t�, �y� w�asnym �yciem. Odcina�a
si� od tego, czemu by�a przeznaczona. Fizycznie pozostawa�a
niezmienna. Ubiera�a si� w to co jej kaza�em, nigdy nie
spina�a swych rudych w�os�w, mia�a te same kosmetyki, balsamy,
szampony, buty, skarpetki, nawet pi�� t� sam� kaw�, co jej
pierwowz�r, ale w �rodku... Ju� nie tyle przestawa�a
przypomina� 83b, by� ni�, a zaczyna�a by� jej zaprzeczeniem.
Odnajdowa�em w niej to wszystko, czym nie by�a 83b. Flo
stawa�a si� zb�dna, niepotrzebna, nawet nie by�a zu�yta,
wyeksploatowana, ale po prostu... niepotrzebna. Nie
potrzebowa�em jej, nie by�a tym, do czego by�a przeznaczona.
By�a ja pi�kna dla oka potrawa, kt�ra straci�a sw�j smak i
zapach, ale nadal jest atrakcyjna, je�li tylko na ni� patrze�.
A je�li powoli mog�em tylko patrze� na ni�, to po co mi ona?
Kto� mo�e zapyta�: jaka by�a Flo?
Flo by�a moja. Moja ma�a Flo.
Flo by�a z�ota, ruda, bosa, mi�kka i g�adkonoga.
Flo by�a szczodra w gestach i s�owach, krzykliwa, bardzo
emocjonalna i dziecinna. P�aka�a cz�sto, �mia�a si� rzadko.
Prawdopodobnie nigdy nie za�wita�o w jej g�upiutkiej g��wce,
�e ma jak�� warto��. By�a ca�kowicie uleg�a moim ��daniom,
pro�bom i rozkazom. By�a nietaktowna. Lubi�a wydekoltowane,
zbyt kr�tkie sukienki. Rozkracza�a si�, gdy siada�a lub
opiera�a swoje d�ugie nogi o wszystko co popadnie. Nieustannie
�u�a gum�, bawi�c si� ni� i rozklejaj�c po ca�ym domu, we
wszystkich, nawet najbardziej nieprawdopodobnych miejscach.
Zawsze trzyma�a �okcie na stole. Bawi�a si� jedzeniem. Jedz�c
mlaska�a, mrucza�a i m�wi�a z otwart� buzi�. Beka�a i
oblizywa�a palce. Gdy ziewa�a, to ju� na ca�e gard�o. Nigdy
nie my�a r�k przed jedzeniem, a z�by szorowa�a tylko dwa razy
dziennie. Flo krwawi�a raz w miesi�cu. Ba�agani�a i
ha�asowa�a. Za du�o lub za ma�o m�wi�a. Zostawia�a po sobie
czasami brzydki zapach w �azience. Zu�ywa�a za du�o myd�a i
dezodorantu. Brudzi�a zbyt du�o ubra�. Malowa�a, wbrew moim
zakazom, paznokcie. Potrafi�a ca�y dzie� nic nie robi�, tylko
spa�. Co najgorsze, gdy si� budzi�a, nie by�o kociego
przedstawienia, nie strzepywa�a ostro�nie i poma�u snu ze
swoich rz�s, tylko zrywa�a si� i bieg�a nie wiadomo dok�d,
tupi�c niemi�osiernie. Nie robi�a g�upich min. Musia�em
zmusza� j� do picia kawy. Nigdy nie przegl�da�a si� nago w
lustrze. Ba! Nigdy nawet nie chcia�a rozebra� si� przede mn�.
I wyobra�cie sobie teraz, �e w ca�ym swym szczeni�ctwie,
w swej wulgarno�ci, Flo bezczelnie twierdzi�a, �e mnie kocha.
D�ugo zastanawia�em si�, co mam z ni� zrobi�. Nie mog�em
jej skrzywdzi�. W g��bi duszy czu�em do niej sentyment,
podobny do tego, jaki czujesz do zu�ytych areokapci. Poza tym
wydawa�o mi si�, �e zniszczenie czego�, co wymaga�o tak
wielkiego nak�adu pracy, �e o pieni�dzach nie wspomn�, b�dzie
wielkim nietaktem. A ja nie znosz� nietaktu. Przez pewien czas
wydawa�o mi si�, ze problem rozwi�za� si� sam. Flo bowiem
odkry�a drzwi. I zacz�a si� wymyka�. Jej tupet da�o si�
pozna� ju� wtedy. Wychodzi�a za ka�dym razem po jakiej�
sprzeczce, gdy k��cili�my si� o jej ubi�r lub wyzywaj�ce
zachowanie. Wtedy to ma�a Flo krzycza�a, �e mnie nienawidzi i
jak z�otoczerwona strza�a wylatywa�a z mieszkania. Szybko si�
oduczy�a czekania, a� za ni� polec�. Potem wraca�a, ca�a
zap�akana i m�wi�a, �e nie rozumie czemu ja odtr�cam i pr�buj�
na si�� zmienia�, skoro ona tak bardzo mnie kocha. Bezczelna.
Im wi�cej by�o takich k��tni, tym mniej chcia�o mi si� j�
pociesza�, wi�c tym cz�ciej wyzywa�a mnie od ozi�b�ych i na
d�u�ej znika�a na zewn�trz. Z pocz�tku odrobin� mnie to
dra�ni�o. Nie lubi�em gdy Flo (moja i tylko moja Flo) wraca�a
nios�c w swoich rudych w�osach (moich w�osach) zapach miasta,
smr�d powietrznych kana��w i zat�oczonych jetbus�w. Nosi�a
�lady obecno�ci innych, jakie� odciski palc�w, jakie� oddechy
zapl�tane mi�dzy jej palcami, jakie� podpisy obcych d�oni na
jej d�ugich nogach. Im wi�cej i cz�ciej to si� zdarza�o, tym
wi�kszy wstr�t do niej czu�em. Powoli traci�em j�, �eby nie
powiedzie� uwalnia�em si� od niej. Wr�ci�em do
fotelo-twierdzy, zn�w otula�em si� ciemno�ci� i zn�w by�em w
stanie mi�o�ci tak absolutnej, �e wystarcza�a za jedzenie,
spanie i u�ywanie Flo. Nawet nie spostrzeg�em, gdy ulotni�a
si� na dobre, gdy jej ciuszki, jej szminki i lakiery oraz
reszta wulgarnych szczeni�cych akcesori�w znikn�y z moich
jedenastu pokoi. Ja i 83b byli�my szcz�liwi, co prawda na
odleg�o��, ale znowu szcz�liwi. Jednak gdyby tak sko�czy�a
si� moja historia, tego szcz�cia by�oby za du�o. Jak
wcze�niej ju� wspomnia�em, Flo uroi�a sobie, �e jest tylko
moja, �e nale�y do mnie, mimo �e ja ju� jej wcale nie
chcia�em. Musia�a wr�ci�. A jak ju� wr�ci�a to po to, by ju�
nigdy nie odej��. By mnie nie n�ka� do ko�ca swojego
hologramowego istnienia.
Wr�ci�a w bardzo ogranym, tandetnym stylu. Bez
uprzedzenia po prostu pojawi�a si�. By�a jeszcze bardziej
z�ota i ruda ni� wcze�niej. Musze przyzna�, �e co� szarpn�o
si� w mojej piersi na jej widok, ale nie mog� przysi�c, �e to
nie by�o zwyczajne drgnienie przypadkowego mi�nia. Ju� od
otworzenia drzwi i rzucenia swoich dw�ch ma�ych przeno�nych
pliczk�w japo�skiemu lokajowi, rozpocz�a przedstawienie. By�y
�zy, by�y wyznania, by�y poca�unki, by�y i obietnice, jakimi
zasypywa�a mnie Flo. Potem wszystko potoczy�o si� z
nad�wietln� szybko�ci�. Zbyt szybko i na tyle wolno by poczu�
si� bezradnym. Teraz, gdy wszystko ode mnie odp�ywa, zdaje mi
si�, �e nic si� tak naprawd� wtedy nie wydarzy�o. �e by�o to
tylko kilka szybkich video poczt�wek, jakby kto� w kr�tkich
seriach b�yska� mi projektorem vr po oczach. Ale to si�
zdarzy�o, naprawd� si� zdarzy�o. Tak, tak. My�la�a�, �e
wygrasz to co posiada�a 83b, na zawsze i od zawsze.
Zapomnia�a� tylko, moja ma�a Flo, �e w tym kr�lestwie ostatnie
s�owo zawsze nale�y do mnie.
Flo sta�a pod �cian�, zap�akuj�c si� i przepraszaj�c. Ja
nie mog�em si� poruszy�. Sta�em pod drug� �cian� jak
przy�rubowany, unieruchomiony jej bezczeln�, urojon� mi�o�ci�.
- Wiesz, �e nie mog� �y� bez ciebie. Dos�ownie, nie mog�.
- powiedzia�a przez �zy, wyci�gaj�c drobne d�onie w moj�
stron�. - To ty nape�ni�e� mnie krwi�, przez ciebie t�tni�,
dla ciebie oddycham. �yj� dla ciebie i przez ciebie, Otho. I
nie tylko dlatego, �e mi rozkaza�e�, �e mnie stworzy�e�. �yj�
bo mi pokaza�e�, jak �y�. Da�e� mi tyle uczu� i emocji na
w�asno��. A gdy ciebie nie ma przy mnie, nie wiem, co mam z
nimi zrobi�. Nie mo�esz mi siebie odebra�. - Sko�czy�a m�wi�,
akcentuj�c powag� swej sytuacji dramatycznym tonem, podesz�a
do mnie i, szlochaj�c, wla�a mi si� w ramiona. Nadal nie
mog�em si� ruszy�. Nie mog�em si� zmusi� si� do jakiekolwiek
gestu, maj�c przy sobie co� bez warto�ci, co� co by�o obce.
Musia�em podj�� jak�� decyzj�, szybko. Za szybko. Odsun��em j�
od siebie i chwyci�em za r�k�, prowadz�c do jednego z moich
jedenastu pokoi. Do czterookiennego pokoju, do pustelni. Flo
wesz�a do �rodka, okr�ci�a si� wok� ciek�okrystalicznej
lunety i usiad�a na skanerze cyfrowym, machaj�c w powietrzu
swoimi d�ugimi nogami. Czeka�em a� si� domy�li, na pr�no.
Wzgardliwie wzruszy�a ramionami, a mo�e zdezorientowana
pokr�ci�a g�ow�... nie pami�tam.
- Kolejny z twoich pokoi. - powiedzia�a - Wszystkie
wydaj� mi si� zawsze takie same... Je�li ciebie w nich nie ma.
Jak kot zeskoczy�a i zacz�a i��, a w�a�ciwie ta�czy� w
moim kierunku. Powstrzyma�em j� ruchem d�oni. Nie chcia�em, by
si� zbli�a�a. Jedyne, na co mog�em si� zdoby�, to pob�a�liwy
u�mieszek. Nic nie zauwa�y�a, wyposa�ona w ma�� g��wk� ma�a
Flo. Wskaza�em na okno.
Jej szaro-niebieskie oczy pow�drowa�y w kierunku zielonej
tafli. 83b siedzia�a w�a�nie na male�kim sto�eczku i
rozczesywa�a swoje d�ugie, rude w�osy. Ja jednak na ni� nie
patrzy�em, mimo �e warto by�o patrze�. Patrzy�em na Flo, jak
si� zmienia. Jak si� spina, gotowa by poszybowa� w kierunku
apartamentu naprzeciwko. Podesz�a do okna i niemal przyklei�a
si� do niego. Nie wiedzia�em czy to znowu �zy i drganie
male�kiej br�dki, czy mo�e refleksy z os�ony anty UV igraj� na
jej twarzy. Jej g�os dr�a�, jak szyba gdy si� w ni� kopnie z
ca�ej si�y.
- To ... - powiedzia�a - To jestem ja...
Odwr�ci�a na mnie swoje oczy, potrz�sn�a swoj� rud�
g��wk� i wskaza�a z�otym palcem na okno.
- Otho. To jestem ja!
- Nie. - powiedzia�em. Nale�a�o niezw�ocznie rozwia�
g�upiutkie marzenia. - Nie. To nie jeste� ty.
Jak koci� przekrzywi�a g�ow�, najwyra�niej jak zwykle nie
domy�laj�c si�, co chc� jej powiedzie�.
- To nie jeste� ty, Flo. To mia�a� by� ty.
W jakim� staro�ytnym odruchu przymkn��em oczy, m�wi�c:
- Niestety, gdzie� po drodze pope�ni�em b��d. Dlatego
b�dziesz musia�a odej��. Zaraz. Raz na zawsze. Permanentnie,
je�li oczywi�cie wiesz, co to znaczy. Zrozum mnie Flo. Musz�
spr�bowa� jeszcze raz.
Gdy otworzy�em oczy, jej ju� nie by�o. Z szybko�ci w
jakiej znikn�a, od razu wywnioskowa�em, gdzie si� uda�a. I
serce zamar�o mi w piersi.
Wiedzia�a, �e nie b�d� jej goni�. Wiedzia�a, �e nie b�d�
w stanie. Znowu mog�em tylko patrze�.
Niemal zespolony z szyb�, jakby chc�c zbudowa� w�asnym
cia�em pomost i uratowa� t� najprawdziwsz� z nich. I patrzy�em.
Patrzy�em, jak drzwi apartamentu naprzeciwko otwieraj�
si�. Jak staje w nich Flo, zdecydowana, niemal ognista w swym
gniewie i niemal szaro-niebieska w swym smutku.
Patrzy�em, jak 83b zastyga w swym zdziwieniu, niemal
z�ota w zaskoczeniu.
Patrzy�em, na dwa zwierciad�a. Jak jedno z nich podnosi
zaci�ni�t� d�o�, jak drugie z nich d�o� w rezygnacji opuszcza.
Patrzy�em na to, na co nie powinienem patrze�.
Patrzy�em, jak 83b ga�nie. I o dziwo, patrzy�em, jak Flo,
moja ma�a Flo, nie wiadomo czemu, te� ga�nie.
Flo wr�ci�a. Znowu wr�ci�a, mimo �e wiedzia�a, co j� tu
spotka. Wiedzia�a, �e tym razem nie puszcz� jej wolno, �e nie
puszcz� jej tego p�azem. Je�li zawali�a to, co by�o sensem
mojego �ycia, sama musi si� zawali�. Naj�mieszniejsze jest to,
�e po tym wszystkim co mi zrobi�a, wci�� powtarza�a, �e mnie
kocha.
Zawaha�em si� tylko raz. Gdy pos�usznie usiad�a w
wyznaczonej platformie Kreatora Hologram�w. Za�wita�a mi
niedorzeczna my�l, �e nie wiem, kt�ra z nich by�a bardziej
rzeczywista, kt�ra by�a bardziej moja. Ale to tylko przez
chwil�, nic nie znacz�cy moment. Sk�oni�a swoj� rud� g�ow�,
oplot�a z�oto swojego cia�a z�otymi ramionami. Skuli�a swoje
d�ugie nogi. I zamkn�a swoje szaro-niebieskie, smutne oczy.
Patrzy�em na ni� przez d�ug� chwil�, �egnaj�c oczy z jej
odwzorowaniem powierzchni. To by� ostatni okruch 83b, ale o
dziwo, nie by�o mi �al rozstawa� si� z nim.
Sformatowa�em Flo.
Jeszcze teraz, gdy ju� prawie zapomnia�em i zn�w prawie
ju� nic nie ma, gdy wszystko odp�ywa, wydaje mi si� �e s�ysz�
j�, moj� ma�� Flo, jak m�wi:
- I teraz gdy wiruj� poprzez powietrza... jego powietrza,
wiem, �e do apartamentu 83b wprowadzi si� nowa, g�adkonoga. A
chcia�o si�, by Flo jeszcze troszk� poby�a, nie zosta�a od
razu wymazana, wyczyszczona, skasowana. Szkoda, �e nie b�dzie
drugiej Flo. Tak bardzo mi szkoda.
Zreszt� to jest z gruntu niedorzeczne. Nie wiem, sk�d si�
bior� te chore my�li. Takie nietaktowne i niegodne gentlemana.
Sformatowane dyski przecie� nie m�wi�.
Nazywam si� Otho Otto. Posiadam jedno pi�tro
ekskluzywnego budynku mieszkalnego i tym samym posiadam oko�o
jedenastu pokoi. W tych jedenastu pokojach tylko jeden ma
okna. I te cztery okna wychodz� na apartament naprzeciwko.
Wydawa�o mi si�, �e posiadaj�c tak wiele jestem bardzo
szcz�liwy. Ale �lepiec dostrzega sw� �lepot� dopiero wtedy,
gdy odzyskuje wzrok. Szcz�cie zmienia�o si� powoli w
samotno��, a samotno�� w szcz�cie. Tak w�a�nie by�o, dop�ki
kto� nowy nie zacz�� si� wprowadza� do apartamentu
naprzeciwko. Ju� powoli zapominam, co by�o przedtem, wszystko
zbiera si� w jednym momencie i znika. Chyba si� zakocham, ni
st�d, ni zow�d, a� do szale�stwa. W ko�cu cz�owiek jest
stworzony do tego by kocha�, czy� nie?
KONIEC KSI��KI