3913

Szczegóły
Tytuł 3913
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3913 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3913 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3913 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Blizi�ski Dzika R�yczka Komedia w jednym akcie OSOBY PAN RADOMIR PANI RADOMIROWA KAROLINA, ich wnuczka R�ZIA, jak wy�ej PANNA IZYDORA, ciotka Karoliny i R�zi STEFAN TOLICKI HRABIA BRUNON �CIBORZYCKI DOROTA, mamka R�zi KOCIUBA, jej m�� Rzecz dzieje si� w r. 1880 na wsi, w Kongres�wce, u pa�stwa Radomir�w. Pok�j w domu wiejskim skromnie umeblowany; drzwi w g��bi i po obu bokach; z prawej strony od widz�w okno; na lewo dwa fotele i stolik; na prawo kanapka, krzes�a itd.; z tej�e strony w g��bi stolik, na kt�rym fajka, tyto� i zapa�ki. SCENA I KOCIUBA; po chwili DOROTA. KOCIUBA ( wchodzi od prawej strony, nios�c tac� z fili�ankami do czarnej kawy, potem staje spogl�daj�c na lewo) Dobry�!� B�d� siedzie� do wieczora przy stole, a tu kawa ju� dawno gotowa� Co im si� dzi� sta�o? ( ustawia fili�anki na stoliku, potem idzie ku drzwiom po lewej stronie) DOROTA ( wychodz�c stamt�d, �ywo) S�yszysz, stary, ciesz si�! Dobra nowina! KOCIUBA Co za nowina? DOROTA Z pewno�ci� musia� si� ju� nareszcie o�wiadczy�; nosi�am teraz starszej pani tabakierk� ze �wie�� tabak�, to �adne ani spojrza�o; przysi�g�abym, �e mnie nie widzieli� nic, tylko �ciskaj� si�, ca�uj� i p�acz�. Oczywi�cie, ju� przecie raz koniec. KOCIUBA I! Bo tobie si� zawsze co� przywidzi. DOROTA Ho, ho! Nie darmo �ni�o mi si� onegdaj, �e jad�am flaki i targowa�am ciel�. KOCIUBA ( na stronie) G�upia baba. DOROTA A wiadome rzeczy, �e co si� �ni dziesi�tego, to si� musi sprawdzi� najdalej do trzeciego dnia� tak stoi w senniku. KOCIUBA No, dobrze, ale c� to znaczy, jak si� �ni� flaki i ciel�? DOROTA Ciel�, wielka rado��. KOCIUBA O! DOROTA A flaki podr� na �lub. KOCIUBA E! ( na stronie) G�upia baba. DOROTA A do tego jeszcze dzi� nad ranem przy�ni�a mi si� panna Karolina z w�sami, a to ju� na pewno m��. KOCIUBA I, co mi to za osobliwo�� pan Tolicki. DOROTA Prosz�! A c�e� ty chcia� lepszego?� Ch�opiec jak malowanie, patrzy w ni� jak w �wi�ty obrazek i pieni�dzy ma pe�ne kieszenie. Nasza Karolcia b�dzie sobie pani� ca�� g�b�. KOCIUBA O jej! I u nas by�o kiedy� pa�stwo ca�� g�b�, a je�eli teraz cienko, to ka�dy wie, dlaczego� DOROTA Zawsze ja powiadam, �e ukl�kn�� i Panu Bogu podzi�kowa� Ot, szkoda tylko, �e ojciec i matka nie doczekali onej pociechy. KOCIUBA Ba! �eby to oni byli �yli, nie byliby�my w takiej poniewierce, inaczej by�my �piewali� hej! hej! M�j Bo�e� Jakbym na nich patrza�� Ci�gle ich mam przed oczami, chocia� to ju� temu kilkana�cie lat. ( po chwili) Zdaje mi si�, �e to jako� dzi� czy jutro b�dzie rocznica tego s�dnego dnia, jak� DOROTA Cicho! Cicho! Jezus Maria� niech ci� r�ka Boska broni, �eby� si� z tym odezwa� przy starszym pa�stwu� Pro� Boga, �eby zapomnieli. KOCIUBA Nie zapomn� oni i tak, p�ki �y� b�d�. DOROTA Oj, �e nie zapomn�, to nie zapomn�, zapewne � ale Pan B�g si� opiekuje sierotami� Starsza znalaz�a ju� swojego, to teraz przyjdzie kolej na moj� R�yczk� pan Tolicki jest w przyja�ni z hrabi� ze �ciborzyc, czy nawet jego krewny, to z pewno�ci� nam go tu �ci�gnie. KOCIUBA Oj, ty g�upia! My�lisz �e z tej m�ki by�by chleb?� Akurat! DOROTA A to czemu nie? Niech ino zobaczy raz nasz� jag�dk�, to b�dziesz widzia�, jak si� zadurzy� jeszcze gorzej ni� pan Stefan w pannie Karolinie. KOCIUBA Olaboga! Niby to dla niego nowalia �adna dziewczyna� miewa on ich takich samych mendlami po folwarkach. DOROTA Co?! Takich samych jak nasze z�otko? A ty, poganinie, jak si� Boga nie boisz, �eby przyr�wnywa�. KOCIUBA Ja tylko m�wi�, �e on takich rzeczy wcale nie ciekawy� �eby tak by�o, toby ju� dawno by� przyjecha�� ( zobaczywszy R�zi�) ale cicho! Panienka idzie. SCENA II POPRZEDZAJ�CY, R�ZIA. R�ZIA ( wbiegaj�c z lewej strony w podskokach i klaszcz�c w r�ce) Mameczko, koniec, koniec; jak babci� kocham, o�wiadczy� si�! ( bierze j� w obj�cia i wykr�ca) DOROTA ( do m�a) A co, nie m�wi�am? KOCIUBA ( do R�zi, kt�ra wykr�ci�a si� z nim tak samo) Panienko! A to do czego! R�ZIA Tak jestem kontenta� przecie raz ju� ustan� te ci�g�e szlochy, kt�re mi spa� nie dawa�y po nocach, chocia� niby kry�a si� z nimi przede mn�� ale ja widzia�am i s�ysza�am. DOROTA Bo to wszystko przez plotki tych najukocha�szych przyjaci�ek� �e nie poszcz�ci�o si� jednej i drugiej z�owi� dla siebie pana Tolickiego, to nie mog�y darowa� Karolci, �e im go zabiera sprzed nosa i przewraca�y jej w g�owie, wygaduj�c na niego niestworzone rzeczy� Co si� tu dziwi�, �e si� biedactwo gryz�o. R�ZIA E! Grymasy chyba. Przecie od razu by�o widoczn� rzecz�, �e si� rozkocha� na �mier� Ot, i teraz, przy o�wiadczynach, kiedy wszyscy rozczulali si�, moja kochana siostrzyczka zrobi�a min� tak� jak�� nijak�, jak gdyby chcia�a powiedzie�: � C� mi tam z tego! � Ciekawam bardzo, po co te komedie, skoro go kocha, bo wiem o tym bardzo dobrze� Chybaby si� ba�a, �eby tego nie spostrzeg�� ale c� by to szkodzi�o? Nie ma czego si� wstydzi�. ( trzpiotowato) Jak babci� kocham, zdaje mi si�, �e gdyby mnie taki �adny i przyzwoity ch�opiec o�wiadczy� si�, nie uwa�a�abym na nic, tylko skoczy�abym mu na szyj� i wy�ciska�a bez ceremonii. KOCIUBA A to kto widzia�!� Panience� tfy! R�ZIA Jest! Stary mantyka� Tylko nie powt�rzcie� tego, co powiedzia�am, na mi�o�� Bosk�, szczeg�lniej przed cioci�� bo ju� i tak mam zawsze co s�ucha�. DOROTA ( do m�a) Co ty tam wtr�casz, kiedy si� nie rozumiesz na takich rzeczach� Przecie narzeczony, to ju� jak m��� KOCIUBA Ale zawsze� DOROTA ( do ucha R�zi) Dostaniesz i ty swojego, jag�dko� nie b�j si� B�dziecie mogli si� �ciska�, ile wam si� podoba. R�ZIA E! Kiedy to tam b�dzie! DOROTA ( jak wy�ej �ciskaj�c j�) Tylko patrze�! Powiadam ci, �e ju� jakby� by�a hrabin�. R�ZIA ( zatykaj�c jej usta) Mameczko! DOROTA Tak, tak, wszystko teraz b�dzie dobrze, kiedy ten zostanie twoim szwagrem� wszak�e on �yje z hrabi� za pan brat. R�ZIA Wi�c c� z tego? DOROTA Jak to? nie rozumiesz? Przywiezie ci go tu� a czego wi�cej potrzeba� reszta sama si� zrobi. R�ZIA Nie wiem, jakim sposobem. DOROTA Jakim sposobem?� Masz ty takiego wabia w tych swoich �lepkach, �e cho�by nie chcia�� R�ZIA Jak w tej bajce o uroczych oczach, kt�r� mi opowiada�a�?� O! Zapewne� A dlaczeg� wtenczas, wiesz, w ko�ciele, ani spojrza� na mnie, chocia� ja oczu z niego nie spuszcza�am� Nie wie nawet, jak wygl�dam� Patrza� ca�kiem w inn� stron�, szkaradnik� �eby si� by� cho� raz obejrza�� Mameczko, �ebym ja mia�a takie oczy, jak ty powiadasz� DOROTA Masz, masz, i nie b�j si�, nie przepad�o� Zejdziecie si� wy jeszcze, a wtenczas zobaczysz� ( R�zia, us�yszawszy wchodz�cych, zatyka jej usta) SCENA III POPRZEDZAJ�CY, RADOMIROWA, STEFAN, prowadz�cy j� pod r�k�, wchodz� z lewej strony; za nimi RADOMIR, kulej�cy nieco; podpieraj� go z jednej strony: IZYDORA, z drugiej KAROLINA. IZYDORA ( prowadz�c Radomira ku fotelowi; do Kociuby) Janie, kawa. KOCIUBA Zaraz, zaraz. RADOMIR Czekaj no ciotka� ( wo�aj�c) Kociuba! KOCIUBA ( zatrzymuj�c si�) S�ucham. RADOMIR ( siadaj�c w fotelu przy stoliku) Kawa kaw�, ale swoj� drog� dajcie� panie dobrodzieju� wina. KOCIUBA ( patrz�c na Izydor�) Wina? IZYDORA ( pr�dko, na stronie, do Kociuby, daj�c mu klucz) Jest tam jeszcze jedna butelka w drugiej piwnicy, schowana we framu�ce za s�oikami, rozumiesz? KOCIUBA Przynie�� j�? IZYDORA No, naturalnie� Czy nie s�ysza�e�, co starszy pan powiedzia�? KOCIUBA To ju� ostatnia. IZYDORA Ach, jaki�e� nudny� Id�! DOROTA A ja p�jd� tymczasem po kaw�. ( wychodzi z m�em na prawo) RADOMIR Musimy przecie, panie dobrodzieju, uczci� ten wypadek, wypi� zdrowie narzeczonej pary. RADOMIROWA ( kt�r� Stefan posadzi� w drugim fotelu) �eby� sobie tylko nie zaszkodzi�, kochanku. RADOMIR Jejmo�� chce mnie gwa�tem wzi�� w kuratel�. ( rozpieraj�c si� w fotelu) M�j nieboszczyk dziad, brygadier Radomir, mia� lat wtenczas, panie dobrodzieju, jak mnie m�j ojciec odwozi� do wojska� bo byli�my obydwa czynni, tylko �e ojciec jako ju� wtenczas dymisjonowany kapitan, by� przeznaczony na komendanta placu� w tym� jak�e si� nazywa� bodaj�e ci� R�ZIA ( kt�ra ukl�k�a przy nim, s�uchaj�c) W Radomiu. RADOMIR Aha! W Radomiu� A ja poszed�em do pi�tego pu�ku, co by� �wie�o wysztyftowany� wi�c, czekajcie�, ja mia�em, panie dobrodzieju, wtenczas dwadzie�cia dwa, a dziadek by� o sze��dziesi�t lat ode mnie starszy, to mia� przesz�o osiemdziesi�t� a ja teraz mam� ( do Izydory) Ciotko, ile to ja mam lat? IZYDORA ( nalewaj�c kaw�, kt�r� przynios�a Dorota) Jegomo�� zacznie dopiero siedemdziesi�ty trzeci. RADOMIR No, to widzicie� on mia� osiemdziesi�t dwa, a by�by przez kamienic� przeskoczy�� ( pije kaw�) R�ZIA Co te� dziadzio m�wi� RADOMIR Jak ci� kocham� to tacy ludzie dawniej byli, panie dobrodzieju. R�ZIA A to �adnie mnie dziadzio kocha. RADOMIR No? Jak to?� A!� Widzicie j�� B�dzie mnie �apa� za s��wka� �e ja�nie pani, to my�li, �e ju� jej wszystko wolno. R�ZIA Dziadzio zawsze �artuje sobie ze mnie. RADOMIR No, wszak�e masz by� hrabin�; Dorota powiada, �e ci� to nie minie. IZYDORA ( strofuj�c) Jegomo��! Jegomo�� RADOMIR ( �artobliwie) Moja ciotko, wiemy wszyscy, �e ka�dy jej sen, to proroctwo, a przecie� jej si� to �ni�o� Ale do czeg� ja to prowadzi�em� R�ZIA Dziadunio zacz�� opowiada�, jak go ojciec odwi�z� z Warszawy do pu�ku. RADOMIR A! tak� mia�em wtenczas dwadzie�cia dwa lat� Ojciec sam ze mn� pojecha�, bo chcia� mnie umie�ci�, panie dobrodzieju, w szwadronie swojego przyjaciela� Jak�e on si� to nazywa�� ( prztyka palcami) A to dobre, �eby zapomnie� Mam na ko�cu j�zyka� R�ZIA Zielonka. RADOMIR Aha! Jak� ona ma pami�� Ale czekaj no, bo ja jeszcze nie to chcia�em powiedzie� R�ZIA Ja wiem, jak to by�o� Dziadunia i ojca odprowadza� z Warszawy pan brygadier� RADOMIR Aha! Prawda� Za rogatk�, do Mokotowa, gdzie na po�egnanie wypili�my, panie dobrodzieju, we trzech cztery butelki starego wina� W�a�ciwie we dw�ch, bo ja by�em wtenczas jeszcze fryc na to, wi�c poprzesta�em na paru kieliszkach� Wszystko wysuszyli oni sami� Dziadek mia� przesz�o o�mdziesi�tk� i nie zaszkodzi�o mu to nic a nic ( do �ony) a mnie, com m�odszy, nie chcesz jejmo��, panie dobrodzieju, pozwoli� jednego kieliszka. RADOMIROWA Wiesz, kochaneczku, �e ci doktor zabroni�. RADOMIR Ten raz jeden� przecie to dla mnie wielkie �wi�to� Kociuba! KOCIUBA S�ucham. RADOMIR ( nagle zamy�lony, do siebie) M�j Bo�e! Nie doczekali biedacy� Jutro b�dzie szesna�cie lat, jake�my ich widzieli po raz ostatni� ( wzdycha, spogl�daj�c na �on�) Nie trzeba jej przypomina� ( wo�a) Kociuba! KOCIUBA ( z fajk�, kt�r� nak�ada�) Jestem� ( Stefan i Karolina, kt�rzy s�uchali opowiadania dziadka, teraz rozmawiaj� na stronie) RADOMIR No, czekam� mia�e� da�. KOCIUBA Prosz�. ( podaje mu fajk� z ogniem) RADOMIR Aha! dobrze� ( bierze fajk�) Ale to wino� ( Dorota wnosi tac� z kieliszkami) IZYDORA Zaraz nalewam. RADOMIROWA ( na stronie, patrz�c na m�a) Mo�e B�g da, �e zapomni o jutrzejszej rocznicy. RADOMIR Dajcie�. ( bierze kieliszek i zamy�la si�; po chwili) Panie Stefanie� ( Stefan si� przybli�a; po chwili) dawniej w tym dzi� ubogim domku kwit�a, panie dobrodzieju, zamo�no�� i szcz�cie rodzinne� by�o b�ogos�awie�stwo Boskie� RADOMIROWA W kt�re i teraz ufamy� Nie godzi nam si� skar�y� i w�tpi� w Opatrzno��. RADOMIR Kiedy mi jejmo�� przerywasz, a w�a�nie to chcia�em powiedzie�. ( po chwili) B�g nas do�wiadczy� ci�ko, ale dow�d b�ogos�awie�stwa jego pozosta� nam w tych dw�ch dzieweczkach� Jest to ca�y nasz skarb, kt�rego po�ow� oddajemy tobie. Wszak go b�dziesz, panie dobrodzieju, szanowa� i strzeg� jak oka w g�owie? STEFAN ( z zapa�em, ca�uj�c go w rami�) Panie poruczniku, gdyby nadzieja otrzymania r�ki panny Karoliny nie by�a dla mnie najwy�szym szcz�ciem, czy�bym ubiega� si� o jej ziszczenie tak usilnie? IZYDORA No, i bezinteresownie, to musimy panu przyzna�. STEFAN Wi�c ju� z tego samego powodu powinni�cie pa�stwo by� spokojni o przysz�o�� panny Karoliny. ( ca�uje Karolin� w r�k�) RADOMIR Zatem pij� za pomy�lno�� wasz�! ( upija troch� z kieliszka) Co to za wino? ( w�cha i upija jeszcze) Zdaje mi si�, �e� Ciotko! ( ciszej do Izydory, patrz�c na �on�, kt�ra �ciska Stefana i Karolin�) Wszak to to samo, co zosta�o od �lubu ich rodzic�w? My�la�em, �e nam wypili wszystko tego dnia, jak� IZYDORA ( pr�dko) Zosta�a cudem jedna butelka. ( na stornie) Ach, dlaboga, �eby sobie aby nie przypomnia�, �e to jutro w�a�nie� RADOMIR Jedna butelka, ( kiwa g�ow�) ostatni �wiadek lepszych czas�w; ( wypija pozosta�e wino z kieliszka) zakorkowa� t� reszt� i zachowa� do zar�czyn R�yczki. ( zamy�la si�) M�j Bo�e� ( po chwili) Kociuba! KOCIUBA Jestem. RADOMIR Fajka mi zgas�a. ( zapala i pogr��a si� w my�lach, Radomirowa i Izydora pij� kaw�) KAROLINA ( do Stefana, z kt�rym przechadza si�) Czy to prawda, �e hrabia �ciborzycki jest pa�skim kuzynem? STEFAN ( z pewnym zak�opotaniem) Istotnie� jakkolwiek dalekim� w�a�ciwie jest to tylko powinowactwo. KAROLINA Nie m�wi�e� mi pan nigdy o tym. STEFAN Nie przysz�o mi na my�l� M�j kuzyn tak niedawno osiad� w naszej okolicy. KAROLINA Zdaje mi si�, �e to nie pow�d. Po kim�e to on odziedziczy� �ciborzyce? STEFAN Po dziadku, a raczej po wuju, kt�re je mia� pod do�ywociem. KAROLINA Pan cz�sto tam bywasz? STEFAN Nie bardzo� zw�aszcza, �e nie mieszka jeszcze stale. Ale te pytania zdaj� si� mie� jaki� cel, kt�rego nie mog� si� domy�le�. KAROLINA Mia�am jedno �yczenie, to jest pro�b� do pana, kt�r�, jak teraz widz�, trudniej mi b�dzie wypowiedzie�, ni� my�la�am. STEFAN ( gor�co) A� pro�b�?� dosy� by by�o �yczenia� W�tpi�, �eby by�o tego rodzaju, abym nie m�g� go spe�ni�. ( R�zia wstaje z palcem na ustach, wskazuj�c na dziadka, kt�ry zaczyna drzema�) RADOMIROWA ( do m�a) Jeste� �pi�cy, kochaneczku? RADOMIR Troszeczk�. RADOMIROWA ( do Izydory) Moja Izydorciu� IZYDORA ( id�c do Radomira) Jegomo�� nie powiniene� si� tak rozsypia� po krzes�ach� Nie lepiej to, wstawszy od sto�u, od razu po�o�y� si� na swojej sofce? Tak niezdrowo. RADOMIR Moja ciotko, co mnie tam ju� lepiej albo nie lepiej� Wszystko jedno� aby tylko dobi� do ko�ca. IZYDORA No, no, nie wiedzie� co� Grzech tak m�wi�. ( Izydora wraz z R�zi� wyprowadzaj� Radomira na lewo; Radomirowa wychodzi z nimi, a Dorota i Kociuba na prawo) SCENA IV KAROLINA, STEFAN. STEFAN ( ca�uj�c jej r�ce) Panno Karolino, jakie pani mia�a� �yczenie? KAROLINA Dajesz pan s�owo, �e je spe�nisz? STEFAN Czy� potrafi�bym pani czego odm�wi� KAROLINA A gdyby to by�o nad pa�skie si�y? STEFAN Znajd� je dla pani. KAROLINA Wi�c czy mo�esz pan dla mi�o�ci mojej zdoby� si� na tak� ofiar�, jak zupe�ne zerwanie stosunk�w z panem hrabi�? STEFAN ( zmi�szany) Z jakiej�e przyczyny? KAROLINA Bardzo prostej, i� nie potrafi�abym odgrywa� roli uprzejmej gospodyni domu wzgl�dem osoby, kt�ra, obrawszy nas sobie za cel niezas�u�onego prze�ladowania, nie przebiera w �rodkach, byle dopi�� swojego. STEFAN Kto? On?! ( na stronie) Tego si� obawia�em� Ach! ten Brunon� ( g�o�no, z zak�opotaniem) Ale, droga pani, czy jeste� pewn�, �e tak si� ma rzecz istotnie? KAROLINA Pomijam to, �e sam nie poczuwa� si� do obowi�zku zabrania znajomo�ci z przysz�ymi swoimi powinowatymi, ale nawet wiem na pewno, �e nie waha� si� z powodu naszego stosunku rozsiewa� wie�ci ubli�aj�cych nam w najwy�szym stopniu. STEFAN Co pani m�wisz!� W jakim rodzaju? KAROLINA Wie�ci, przypisuj�cych nam brudne wyrachowanie, zastawianie na pana side�. STEFAN I pani temu wierzysz! KAROLINA Nie bro� go pan; wszak�e pan hrabia postawi� sobie podobno za zadanie przeszkodzi� w jaki b�d� spos�b naszemu zwi�zkowi. STEFAN ( zmi�szany, z irytacj�) Albo� jestem pod jego kuratel�? KAROLINA By� mo�e, �e ro�ci sobie prawo do niej. STEFAN Nie ma najmniejszego! ( ca�uj�c jej r�ce) Panno Karolino, nie uwierzysz pani, jak� przykro�� sprawiasz mi tymi podejrzeniami. KAROLINA To nie s� podejrzenia� mam dowody. STEFAN Dowody!� Jakie�? KAROLINA Ostrze�enia os�b dobrze mi �ycz�cych. STEFAN Czy mo�esz pani wymieni� te osoby? KAROLINA Nie mog�. STEFAN Dlaczego?� czy proszono o tajemnic�? KAROLINA Nie m�wmy zreszt� o tym. Jest jeszcze inna przyczyna, dla kt�rej nie �yczy�abym sobie przyjmowa� w naszym domu pana hrabiego� nie idzie tu ju� tylko o mnie� moje sympatie lub antypatie, jakkolwiek te ostatnie s� a� nadto usprawiedliwione. STEFAN A o kogo�? KAROLINA O moj� siostr�. STEFAN O pann� R��! Jak to? M�j kuzyn mo�e mie� swoje wady, ale w ka�dym razie jest cz�owiekiem zanadto przyzwoitym, aby pozwoli� sobie� KAROLINA Panie Stefanie, pos�uchaj mnie pan. Powierzam panu domow� tajemnic�, o kt�rej powiniene� wiedzie�. Wyobra� pan sobie, jest nim tak zaj�t�, �e by�oby dla niej prawdziwym niebezpiecze�stwem, gdyby mieli sposobno�� spotykania si�. STEFAN Czy podobna! Wszak�e si� nie znaj�. KAROLINA Widzia�a go raz jeden przypadkiem i� podoba� jej si�. STEFAN A, ju� to szcz�cie do kobiet ma szczeg�lniejsze. KAROLINA Szcz�cie, kt�re dla nich staje si� cz�sto fatalnym� nieprawda�? STEFAN Bo go psuj�� ale grunt w nim najlepszy, wierzaj mi pani. KAROLINA Za ma�a dla nas r�kojmia, gdy idzie o los tego dziecka, kt�re teraz, gdy mam opu�ci� ten dom, pozostaje ca�� pociech� dziadk�w i poczciwej ciotki. Wiedz�c, co ci ludzie przecierpieli, pojmujesz pan, �e naszym obowi�zkiem jest usun�� to wszystko, co mog�oby zatru� ich ostatnie chwile. STEFAN Ale masz pani najzupe�niejsz� s�uszno�� tylko zdaje mi si�, �e pa�stwo przywi�zujecie zbyt wielk� wag� do dzieci�stwa, kt�re� KAROLINA Kt�re nie wzbudza�oby obaw o nast�pstwa, gdyby nie mamka; ta kobieta w swoim �lepym przywi�zaniu przewr�ci�a jej w g�owie, wysnuwszy z tego ca�y romans. Ciocia �aja�a Dorot� o to ju� kilka razy, ale niewiele pomog�o, bo na nieszcz�cie dziadunio i babcia, bawi�c si� tym, pomagaj� jej mimowiednie. STEFAN Nie mo�e by�! W jaki spos�b? KAROLINA Wszystko niby �artem, przy pomocy docink�w i dwuznacznik�w bardzo przezroczystych, jakich s�ysze� nie powinna. Na przyk�ad, mo�e pan uwa�a�e� kiedy, �e j� nazywaj� hrabin�. STEFAN O! Niewinny �art staruszk�w� KAROLINA Zapewne� ale ta nieszcz�liwa mania prze�ladowania niewczesnymi aluzjami rozbudza w niej niepotrzebne pragnienia i utrwala w pami�ci to, o czym inaczej by�aby zapomnia�a na drugi dzie�. Przyznasz pan, �e zbli�enie si� takiego cz�owieka do m�odej pa- nienki, maj�cej pod wp�ywem egzaltacji wyrobione jakie� idealne poj�cie o jego osobie, musi by� dla niej niebezpiecze�stwem. STEFAN To rzecz pewna� ale nie obawiaj si� pani. Wszystko, co ma na celu zapewnienie wam spokoju, jest i b�dzie zadaniem mojego �ycia. Mog� pani zar�czy�, �e siostra pani nie zobaczy go, zamkn� przed nim nasz dom. ( spojrzawszy w okno) Co widz�? On tu jedzie!� Tak, to jego ekwipa�. KAROLINA ( patrz�c w okno) Co pan m�wisz? On?!� C� to mo�e znaczy�? ( patrzy mu w oczy) Pan jeste� zmi�szany. STEFAN Ja?� C� znowu!� ( na stronie) Przera�a mnie ten szaleniec. KAROLINA Prawa go�cinno�ci ka�� przyj�� sama nie wiem, co teraz zrobi�. STEFAN ( �ywo) Nie wychod�cie panie wcale� zapewne ma jaki s�siedzki interes; niech go przyjmie dziadunio albo w ostateczno�ci ciotka Izydora. SCENA V CI� SAMI, IZYDORA z lewej strony, po chwili DOROTA z prawej. IZYDORA Tak, ciotka Izydora na pierwszy ogie�, bo ona jest straszyd�o na wr�ble, na kt�rego widok ten pan ucieknie� Ale mniejsza o to, niech i tak b�dzie; przyjm� go, po�wi�caj�c si� za was wszystkich� Tylko nie mog� tak wyj��, musz� ogarn�� si� cho� troch� Pan go tu zabaw tymczasem. DOROTA ( rozgor�czkowana) Jezus Maria, pan hrabia ze �ciborzyc! ( �ciera fartuchem kurz z mebli) IZYDORA ( do Doroty surowo) Czego chcesz?� Niepotrzebna tu jeste�� Odejd�. DOROTA Jak to niepotrzebna? A kt� tu robi porz�dek, je�eli nie ja?� Czy pani nie s�ysza�a, �e pan hrabia jedzie z wizyt�? IZYDORA S�ysza�am i m�wi� ci jeszcze raz odejd� st�d. DOROTA ( mrucz�c) Hm, hm, hm!� ( odchodz�c niech�tnie na prawo, do siebie) Oni na pewno zrobi� jakie g�upstwo. ( wychodzi) IZYDORA Karolcia do swojego pokoju� �eby mi �adna z was nie wychodzi�a, chyba �e si� zawo�a� bro� Bo�e! ( Izydora i Karolina wychodz� na lewo) SCENA VI STEFAN, po chwili BRUNON, KOCIUBA, potem DOROTA. STEFAN Po co ten wariat tu przyjecha�?� Nie przypuszcza�em nigdy, �eby si� posun�� tak daleko� Got�w umy�lnie wywo�a� skandal!� Co to u niego! BRUNON ( wchodz�c g��bi� w eleganckim negli�u, do Kociuby, kt�ry otwiera mu drzwi) �le trafi�em, ale zaczekam� Wi�c powiadasz, �e pa�stwo �pi�. KOCIUBA Tak jest, prosz� ja�nie pana� starsze pa�stwo co dzie� musz� sobie urzn�� ma�ego �pika po obiedzie. BRUNON ( �miej�c si�) A! Ma�ego �pika?� Istotnie, to bardzo zdrowo� no, ale panienka? KOCIUBA Kt�ra, prosz� ja�nie pana? BRUNON Wi�c ich tu jest wi�cej ni� jedna? KOCIUBA Panienek? A� trzy, prosz� ja�nie pana. BRUNON O!� Nie wiedzia�em� I to wszystko �pi sobie tak�e? KOCIUBA E! Gdzie� by znowu� BRUNON Wi�c mo�ebym m�g� widzie� si� chocia� z panienkami? KOCIUBA Bo ja wiem? ( miarkuj�c si�) Tylko �e to dzi� tak jako� parno, ma si� na deszcz, to mo�e i one si� pospa�y. BRUNON No, to dowiedz si� z �aski swojej. KOCIUBA ( na stronie) Hm, hm, hm!� ( wychodzi na lewo) BRUNON ( do siebie) Ciekawe rzeczy� Cha! cha! cha! Wyobra�am sobie, jaki pop�och sprawi wiadomo�� o moich odwiedzinach� ( id�c na prz�d sceny, spostrzega Stefana) A! ot� i wicegospodarz!� To szcz�liwie� Jak si� masz! STEFAN ( �ywo, chwytaj�c go za r�k�) Co ty tu robisz? BRUNON Co robi�? A to dobre! Widzisz, �e przyjecha�em. STEFAN Po co? BRUNON Po co? Naprz�d, st�skni�em si� za tob�, a wiedz�c, �e ci� tu znajd� STEFAN Bez dowcipkowa�, bardzo prosz�. BRUNON No, a potem, poniewa� w domu nies�ychanie si� nudz�, wi�c chcia�em zabawi� si�. STEFAN Kog�e� obra� sobie za cel tej zabawki? BRUNON Szukam dopiero, a powiedziano jest: szukajcie a znajdziecie. STEFAN Jakie� masz prawo obiera� sobie ten dom za� BRUNON Na wielkie nieba, nie bierz�e tego tak tragicznie, gdy sytuacja jest najzwyklejsza w �wiecie. Wiesz, �e jestem go�ciem prawie w moich �ciborzycach, wi�c z tego powodu nie mia�em dotychczas sposobno�ci odwiedzenia tego sielankowego ustronia i zabrania znajomo�ci z jego mieszka�cami, o kt�rych by�bym nawet nie wiedzia�, gdyby nie ty. Przyby�em po prostu z wizyt�, a to mi przecie wolno, zdaje si�. STEFAN Je�eli istotnie tak jest, wr��e, si� przede wszystkim do domu i przebierz przyzwoicie, bo w takim stroju nie oddaje si� wizyty. BRUNON Garnitur od pierwszego krawca, c� ty chcesz! S�dz� przeciwnie, �e zrobi wielki efekt. KOCIUBA ( wracaj�c) Wszystko �pi, prosz� ja�nie pana, jak zarzni�te. BRUNON Tak! No, to zaczekam, b�d� �askaw oznajmi� o mnie, jak si� obudz�. KOCIUBA ( do siebie) Jednak kto wie, czy si� babie nie wy�ni owe ciel� z flakami. ( wychodzi na prawo; we drzwiach spotyka si� z Dorot�, kt�ra szepce z nim) STEFAN Jak to, wi�c trwasz przy swoim? BRUNON Naturalnie, bo nie przypuszczam, �eby� m�wi� na serio, ��daj�c ode mnie tego, o co im tu z pewno�ci� nie chodzi. Wraca� si� prawie o mil� drogi! Ju� i tak da�a mi si� we znaki podr� w taki upa�. ( do Doroty, kt�ra przechodzi przez scen� od strony prawej ku lewej, udaj�c zaj�t� porz�dkiem) Moja pani, czy m�g�bym prosi� ci� uprzejmie o szklank� �wie�ej wody? DOROTA ( przysiadaj�c w uk�onach) W ten moment, ja�nie panie. ( na stronie) Moja pani� Jaki to grzeczny cz�owiek, chocia� taki pan. ( na stronie) Ju� te� �eby nie mieli si� teraz zobaczy�, tobym sobie nie darowa�a!� A! Wiem, co zrobi�! ( wychodzi na lewo) STEFAN Powiadam ci, �e nie pozwol�, aby� ten dom traktowa� z lekcewa�eniem. BRUNON E! Stefcio bierze na kie�� ale to strach wszystko robi. Widz�, �e wst�puj�c na �liski grunt, zapomnia�e� podku� si� na ostro, bratku. STEFAN C� to ma znaczy�? BRUNON Szukasz sposobu, jak by mnie st�d oddali�, �ebym nie zobaczy� tego, co by� chcia� przede mn� ukry�. Rozumiem to bardzo dobrze, bo nie ma nic nieprzyjemniejszego, jak widzie� o�mieszonymi swoje idea�y� a widocznie tego si� obawiasz. STEFAN ( zirytowany) Mylisz si�. S� rzeczy �wi�to�ci� swoj� tak wielkie, �e usi�owania ka�dego, co by chcia� je o�mieszy�, zwr�ci�yby si� przeciwko niemu samemu� Tylko to wiem, �e m�ci� spok�j przybytku najwy�szych cn�t i po�wi�ce� wprowadzeniem do� takich wartog�ow�w i cynik�w, jak ty, by�oby �wi�tokradztwem! ( z lewej strony wchodzi Dorota wraz z R�zi�, kt�ra kryje si� za ni�, aby nie by� widzian�; chichoc� si� i szepc�, wskazuj�c na Brunona) BRUNON U! Wiesz co, �e zaciekawiasz mnie do najwy�szego stopnia� i teraz tym mniej sk�onnym jestem do wyrzeczenia si� zamiaru obejrzenia na w�asne oczy tego wspania�ego przybytku� kt�ry mi jako� wcale na co� podobnego nie wygl�da. ( do Doroty, kt�r� spostrzega, ogl�daj�c si�) Moja pani, a owa woda? DOROTA W tej chwili, w tej chwili. ( wychodzi �piesznie na prawo z R�) STEFAN ( gwa�townie) Brunonie! Pozwalasz sobie zanadto� Co ci� upowa�nia do podobnego post�powania wzgl�dem mnie? BRUNON Je�eli nie pami�� na twoich rodzic�w, kt�rzy, odumieraj�c ci� przedwcze�nie, �egnali ten �wiat z trosk� o jedynaka, to chocia�by wzgl�d na naszych wsp�lnych krewnych, kt�rzy z pewno�ci� mieliby do mnie pretensj�, dowiedziawszy si�, �e Stefcio dopuszcza si� wybryk�w pod moim nosem. Obowi�zkiem moim jest wyrwa� ci� z b��dnego ko�a, w kt�rym si� obracasz. STEFAN ( ironicznie) Wyst�puj�c w roli moralisty, zapomnia�e� zastanowi� si�, czy ona ci przystoi. BRUNON Przepraszam ci�, tak dziecinnym nie jestem, �ebym si� mia� za doskona�o��, ale staram si� przynajmniej pami�ta� zawsze o tym, co jestem winien pozycji odziedziczonej wraz z nazwiskiem� i to mi nadaje owo prawo, o kt�rym zdajesz si� pow�tpiewa� Zreszt�, co tu gada�: powinienem nie dopu�ci�, aby� pope�ni� g�upstwo, i� zrobi� to bez wzgl�du na twoje rzucanie si�. STEFAN Chcesz wywo�a� skandal? BRUNON Chc� przede wszystkim wypl�ta� ci� z sieci, w jakie ci� uwik�ano. STEFAN Dobrze! wi�c dowiedz si�, �e dzi� o�wiadczy�em si�, i zrobiono mi ten zaszczyt, �e mnie przyj�to. BRUNON ( z wybuchem) Dzieciaku! STEFAN Kocham j� nad wszystko w �wiecie i �y� bym bez niej nie m�g�. To moje ostatnie i stanowcze s�owo. BRUNON A to go haniebnie z�apali! STEFAN Prosz� si� miarkowa� w s�owach. Od dzi� ten dom jest moim domem, i mnie dotykasz, ubli�aj�c tym, kt�rych szanuj� i czcz�. ( porywaj�c jego r�k�) Odjedziesz, wszak prawda? BRUNON ( ogl�daj�c si�) Czy tu nie ma studni, czy co, �e nie mog� doczeka� si� tej wody? Warto by, �eby� i ty si� napi�. STEFAN Wi�c trwasz w swoim uporze? Mniejsza o to. Odchodz� do mojej narzeczonej i postaram si�, aby ci� nie przyj�to. R�b, co chcesz, ale w ka�dym razie mam ci� za cz�owieka zbyt dobrze wychowanego, aby� si� dopu�ci� kroku, kt�rego by� si� p�niej rumieni�. ( wychodzi na lewo) SCENA VII BRUNON, po chwili R�ZIA, DOROTA wchodz� z prawej strony; Dorota ze szklank� wody na tacy, kt�r� oddaje R�zi, maj�cej chusteczk� przewi�zan� na krzy� na piersiach, jakie nosz� s�u��ce, obie chichoc� si�, Dorota popycha z lekka R�zi�, kt�ra zbli�a si� z tac� na prz�d sceny. BRUNON A wi�c do tego ju� dosz�o! O! Za pozwoleniem, moi pa�stwo, nie tryumfujcie przed czasem� rozchodz� si� jeszcze i od o�tarza. ( spostrzegaj�c R�zi�) A! Przecie� ( nie bior�c wody, przygl�da si� R�zi) No i ten wariat chcia� mnie zmusi�, �ebym rejterowa� z domu, w kt�rym takie ananasiki us�uguj� go�ciom� Jeszcze czego! ( zbli�a si� do R�zi) C� to za �liczny buziaczek� a co za oczy!� Jak ci na imi�, anio�ku? ( chce j� wzi�� za policzek, R�zia przera�ona upuszcza tac� z krzykiem i zas�ania oczy) DOROTA ( rzucaj�c si� ku niemu) O ho, hola! Za pozwoleniem, a to co za konfidencje! BRUNON Przede wszystkim moja woda! Dajcie� drug� szklank�, bo nie wytrzymam. DOROTA Ja panu dam wody! Co pan sobie rozumiesz! Czy pan wiesz, co� pan zrobi�? BRUNON Ja?� Nic nie zrobi�em, bo�cie mi nie da�y� i nie pojmuj�, co asani chcesz ode mnie; czy tu u was nie wolno pog�aska� �adnej dziewczyny? C� to za dzikie zwyczaje? DOROTA Dziewczyny! To dziewczyna? BRUNON A c�? Ch�opiec przebrany mo�e? R�ZIA ( och�on�wszy wybucha �miechem, po czym do Brunona z szczero�ci�) Panie! Przypuszczaj�c, �e� pan dobry, bo w pa�skim spojrzeniu jest dla mnie co� sympatycznego, mam nadziej�, i� to, co si� tu sta�o, zachowasz w tajemnicy� O! boby mi tego z pewno�ci� nie darowano. BRUNON ( zdziwiony) Co? Co? R�ZIA Wszak prawda, �e ciekawo�� to pierwszy stopie� do piek�a?� Dopu�ci�am si� tego grzechu, przyznaj� si� ze skruch�, ale aby by� szczer�, musz� powiedzie� panu, �e sam masz �w grzech na sumieniu. BRUNON ( zdziwiony) Ja? R�ZIA A nie inaczej i to po prostu dlatego, �e� pan nie raczy� zwr�ci� na mnie najmniejszej uwagi w ko�ciele. Przecie� ja nie takie dziecko, jestem ju� doros�� pann�. BRUNON ( zdziwiony) W ko�ciele? DOROTA A tak! Na odpu�cie. R�ZIA Gdyby� si� pan obejrza� cho� raz, wtenczas nasze oczy by�yby si� z sob� spotka�y, jak w tej chwili i� nie by�abym ju� naturalnie potrzebowa�a� ( spuszczaj�c oczy) O! Bo teraz bardzo sobie to wyrzucam, czuj� ca�� niestosowno�� kroku, kt�ry musia� pana zdziwi� niema�o� Ale bo to ty, mameczko, nam�wi�a� mnie, powinna bym mie� �al do ciebie. DOROTA Moje dziecko, je�eli ludzie maj� oczy, to nie na co innego, tylko �eby na siebie patrzyli. BRUNON Z�ote s�owa. R�ZIA Ale ju� trudno, sta�o si�!� Teraz truchlej� z obawy, �eby si� o tym kto nie dowiedzia�� Panie! Pami�taj pan, �e pomi�dzy nami jest tajemnica� Czy mog� by� pewn�, �e j� pan zachowasz? BRUNON O tak! w najg��bszej skrytce mojego serca. R�ZIA Niech�e stamt�d nie uleci, boby mnie to bardzo, bardzo zmartwi�o� No, musz� ucieka�, bo si� boj�, �eby mnie nie z�apano na gor�cym uczynku. ( podaj�c mu r�k�) Ale do widzenia, bo przecie� spodziewam si�, �e pan nie odjedziesz zaraz� zaczekasz, dop�ki dziadzio si� nie obudzi, nieprawda�? BRUNON Ale naturalnie� R�ZIA ( odchodz�c, na stronie) Tak mi jako� dziwnie b�ogo� nie pojmuj�, co si� ze mn� sta�o� ( wracaj�c, z palcem na ustach) Wi�c pami�taj pan� tajemnica! Bo inaczej pogniewa�abym si� �miertelnie. BRUNON Zbyt szacown� jest dla mnie, abym jej nie strzeg�. ( R�zia wybiega na lewo) SCENA VIII BRUNON, DOROTA. BRUNON C� to za cudne zjawisko!� Sfinks przemawiaj�cy zagadkami� ale z pewno�ci� �aden z sfinks�w nie by� tak uroczym� Jaka naiwno��, pe�na wdzi�ku � a przy tym i co za spryt!� Jak ona si� to zr�cznie wywin�a z sytuacji, b�d� co b�d� dwuznacznej. DOROTA ( bior�c si� pod boki) No c�, jak�e si� panu spodoba�a moja R�yczka? BRUNON O! Prawda, �e istna r�yczka, polny dziki kwiatek, pon�tniejszy od najwspanialszych cieplarnianych, wabi�cy urokiem natury� Kt� to jest, m�w, kto to jest? DOROTA ( �miej�c si�) Ano ch�opczyk przebrany. BRUNON By�bym niepocieszonym, gdyby to mia�o by� prawd�. Ale powiedz mi, co znaczy�a ta wzmianka o jakim� ko�ciele, w kt�rym znajdowali�my si� razem� Co to takiego? DOROTA Chce pan wiedzie�? Oto tak by�o: w odpust na Matk� Bosk� Zieln� byli�my wszyscy, jak zawsze, na nabo�e�stwie; modlili�my si�, jak przynale�y, ale naraz rumor si� zrobi� i ludzie zacz�li szepta�, �e nowy dziedzic ze �ciborzyc jest w ko�ciele. Moja R�yczka, �e to ciekawe, zwyczajnie, jak m�ode� BRUNON Nie wiedzia�em, �e to na staro�� ustaje� To wy�cie ju� nie ciekawi? DOROTA ( ruszaj�c ramionami) Ja?� Olaboga! Mnie tam dawno takie rzeczy wywietrza�y z g�owy. BRUNON Niby jakie rzeczy? DOROTA Ano, m�czyzny. BRUNON Aha! Wi�c c�? C�? DOROTA Spojrza�o biedactwo tam, gdzie ludzie palcami pokazywali, i jak pana zobaczy�a, tak ju� nie mog�a oczu oderwa� Pan, musi by�, oczarowa� j�. BRUNON Nie mo�e by�! DOROTA Pan kontent?� Hm! BRUNON No, naturalnie, �em kontent� dobra sobie. DOROTA Naprawd�? BRUNON ( do siebie) Jak�e �wietn� my�l mia�em, �em tu przyjecha�. Prze�liczne dziewcz�, kt�remu wpad�em w oko, kt�re si� naiwnie do tego przyznaje� Czy mo�e by� szcz�liwszy wypadek?! DOROTA Tak mi �al by�o niebogi, �e gdybym mia�a wi�cej �mia�o�ci, to by�abym pana, chocia� to by�o na �wi�tym miejscu, poci�g�a za surdut, �eby si� pan by� aby raz obejrza�� bo pan sta� jak mur, a� mnie co� podrywa�o. BRUNON Czemu�e� tego nie zrobi�a� By�bym ci bardzo wdzi�cznym. DOROTA Ale za to powiedzia�am sobie, �e musicie si� zetkn�� z bliska, �eby nie wiem co� i postawi�am te� na swoim� Kontent pan? BRUNON Mia�a� my�l nieocenion�. ( do siebie) W czepkum si� urodzi�, nie wierz� swojemu szcz�ciu� Ten za�cianek, a w nim taka cudna pere�ka, wzros�a w�r�d jakiego mo�e �mietniska� bo po tym, co si� sta�o ze Stefanem, wszystko przypuszczam� Pere�ka, kt�r� wydob�d� st�d, cho�by przysz�o u�y� gwa�tu, oprawi� w z�oto i pie�ci� si� ni� b�d� Co za urocza perspektywa! ( do Doroty, daj�c jej pieni�dze) Winienem ci wiele� Masz, prosz� ci�. DOROTA ( nie bior�c) A pan mnie za co p�aci? A to co znowu! Ja nie potrzebuj� Niech pan sobie schowa swoje pieni�dze. BRUNON Odmawiasz! Dlaczego? chcesz, czy nie chcesz, b�dziemy pami�ta� o tobie, to ci si� �wi�cie nale�y� Ale! Za pozwoleniem, wspomnia�a co� o dziadzi� Czy to czasem nie owa narzeczona pana Stefana?� To by�oby dobre. DOROTA A S�owo sta�o si� Cia�em! Przecie� tamta ma ju� swojego� To druga. BRUNON Druga? DOROTA Aha! BRUNON Siostra? DOROTA A to� nie co. BRUNON ( do siebie) Siostra jego lubej, i to nie�le!� B�dzie dobry figiel, losy upraszczaj� mi zadanie� No, ale je�eli tamta do niej podobna, nie dziwi� mu si� tak dalece. ( zainteresowany) Wi�c to wnuczki tych pa�stwa Radomir�w? A gdzie� s� rodzice? DOROTA Rodzice? M�j Bo�e! Szesna�cie lat, jak ich wywie�li na Sybir, karmi�am w�a�nie wtenczas R�yczk�. Dzi� u nas powinna by� �a�oba, smutek, bo to akurat wilia rocznicy. Ach, panie! S�dny to by� dzie�. BRUNON ( innym tonem) Szesna�cie lat� A! Wi�c to w sze��dziesi�tym czwartym� ( po chwili) I c� si� z nimi sta�o? DOROTA Pomarli oboje. ( zas�ania oczy fartuchem, po czym wybucha rzewnym �kaniem) BRUNON ( wzruszony) Biedni ludzie� i to tak�e ofiary tych naszych nieogl�dnych poryw�w. DOROTA ( utuliwszy si�) Przyjecha�a na wozach ca�a chmara wojska ze starszym, �eby naszego pana zabra� Pani, chocia� niedawno wsta�a po s�abo�ci, nie chcia�a go pu�ci� od siebie� jak mu si� uwiesi u szyi, jak zacznie rycze�, to a� si� serce kraja�o� Przecie nawet ten starszy, widzia�am, jak oczy obciera�� Ale c� robi� mus!� Wzi�li ich oboje, i � ju�e�my ich wi�cej nie widzieli. ( p�acze znowu, Brunon chodzi milcz�c; po chwili) Ach! Co si� potem dzia�o w domu, to nawet wypowiedzie� trudno� Starsza pani w�osy sobie wyrywa�a z g�owy, a �e oczu nie wyp�aka�a, to prawdziwy cud!� A co to potem by�o starania, je�d�enia, a koszt�w!� Par� wsi na to posz�o, bo i kary jakie� trzeba by�o p�aci� i nic to wszystko nie pomog�o� ( po chwili milczenia) I tak biedne starowiny zostali sami z tymi dwiema sierotkami� wkrad�a si� bieda� z pa�skiego domu zrobi�o si� niby cmentarzysko� Jedno w drugie ino wzdycha i p�acze po k�tach, a je�eli si� kt�re kiedy roze�mieje, to jak za pa�szczyzn�, udaje jak mo�e, �eby drugie rozweseli�. Z pocz�tku ci�ko by�o wytrzyma�, ale cz�owiek do wszystkiego si� przy�o�y� Trudna rada! Wie B�g, co robi, �wi�ta Jego wola. BRUNON ( do siebie) M�czennicy! �wi�ci ludzie!� A ta kobieta, jak szczytna w swojej naiwnej prostocie! Mimo woli wzbudza szacunek� i ja mog�em powzi�� my�l!� Jak�e si� sob� teraz brzydz�!� Nie poznaj�, co si� ze mn� dzieje. ( nagle, daj�c jej pieni�dze) Masz! We� te pieni�dze� Mo�esz je wzi��, bo to nie dla ciebie. Dasz na dwie msze� jedn� za spok�j nieboszczyk�w, drug� za pomy�lno�� �yj�cych i upami�tanie zb��kanych� Twoimi r�kami ofiarowany ten dar i jednym, i drugim przyniesie szcz�cie. DOROTA Ano tak, to co innego� B�g zap�a�. ( po chwili) Pan dobry jest� ju� ja miarkuj�, �e moja R�yczka b�dzie przez pana szcz�liw� i dziadkowie, cho� nad grobem, b�d� mieli troch� pociechy� M�j Bo�e, l�ej im b�dzie umiera�. BRUNON �y� jeszcze b�d�, dobra kobieto, d�ugie lata ciesz�c si� szcz�ciem wnuczek� postaramy si� o to, nieprawda�?� b�dziemy ich piel�gnowa�. ( na stronie) Zadrga�a we mnie jaka� struna, dotychczas nie poruszana. SCENA IX POPRZEDZAJ�CY; IZYDORA wchodzi z lewej strony, przystrojona nieco ze staro�wiecka, ale bez szar�y. IZYDORA ( z progu) Doroto, co tu robisz?� Nie masz swojego zaj�cia?� Id� st�d. DOROTA ( do siebie) No p�jd�, p�jd� o jej!� Niepotrzebnam tu ju� teraz� Co mia�am zrobi�, to zrobi�am. ( odchodzi na prawo) BRUNON ( na stronie) Kt� to by� mo�e? Za m�oda na babk�, a na siostr� znowu za stara� ale oczywi�cie to owa trzecia. IZYDORA ( kt�ra sta�a u progu, dop�ki Dorota nie odesz�a, teraz zbli�a si�) Z panem hrabi� �ciborzyckim mam przyjemno�� m�wi�? BRUNON Tak jest, pani. IZYDORA Jestem siostr� nieboszczki matki tej, o kt�r� dzi� o�wiadczy� nam si� pa�ski kuzyn, pan Tolicki� czy panu wiadomo o tym? BRUNON ( �ywo) A! Pani jeste� jej ciotk�� zatem i panny R�y tak�e? IZYDORA No, naturalnie� ale sk�d�e panu przysz�o m�wi� o pannie R�y? BRUNON Wyt�umacz� to, ale przede wszystkim pozw�l pani dobrodziejka uca�owa� t� r�czk� i przeprosi� za m�j str�j niestosowny. IZYDORA O! ( na stronie) Jaki� do rzeczy cz�owiek. BRUNON Bo to bynajmniej nie wizyta, na kt�r� si� dopiero zbieram� Dzisiejsz� bytno�� moj� spowodowa� jedynie przypadek. ( na stronie) Co tu powiedzie� ( g�o�no) Znalaz�szy si� w pobli�u w jednej z moich wiosek granicz�cych z pa�stwem� IZYDORA Ale� �adna z pa�skich wiosek nie graniczy z nami. BRUNON W takim razie �le mnie obja�niono. IZYDORA Wsie przytykaj�ce do pa�skich posiad�o�ci by�y naszymi, ale dawno ju� s� w innych r�kach. BRUNON A ja ju� my�la�em o kompromisie z pa�stwem z powody pewnej ma�ej w�tpliwo�ci, co do granic� i dlatego nie mog�em si� oprze� pokusie skorzystania ze sposobno�ci i jakkolwiek z przekroczeniem form� IZYDORA O, m�j panie, przestali�my przywi�zywa� wag� do tak b�ahych przekrocze�. Los, zn�caj�c si� nad nami, nauczy� nas ceni� najl�ejszy objaw przychylno�ci i wsp�czucia, chocia�by nawet niezgodny z etykiet�� dosy� dla nas, je�eli mo�emy w nim widzie� dow�d serca. BRUNON O! Pani, z mej strony mo�ecie go by� pewni. IZYDORA Siadaj�e pan. ( siada) BRUNON ( siadaj�c tak�e, do siebie) Jaka� zacna matrona� Jak mnie si� teraz wszystko podoba w tym domu. IZYDORA Wi�c panu hrabiemu wiadomym by�o staranie si� pana Stefana o r�k� Karolci? BRUNON Tak jest, pani. IZYDORA I nie masz pan nic przeciwko jego wyborowi? BRUNON Mog� mu tylko powinszowa� naturalnie nie m�wi� tu o osobie panny Karoliny, kt�rej nie znam, lubo nie w�tpi�, �e tak wielkie przywi�zanie mog�y wzbudzi� tylko prawdziwe przymioty serca i duszy� ale ju� to samo przemawia za nim, �e, nie powoduj�c si� interesami materialnymi, szuka� �ony w domu, ciesz�cym si� tak zas�u�on� czci�, w rodzinie, otoczonej aureol� po�wi�ce� i m�cze�stwa. IZYDORA Wi�c panu wiadomo� BRUNON Przez jakie koleje przechodzili�cie pa�stwo? Tak jest, pani, chocia� na nieszcz�cie od niedawna dopiero. IZYDORA A! Wi�c temu zapewne przypisa� mo�emy wie�ci, kt�re nas dochodzi�y o niech�ci, jak� pan okazywa�e� z pocz�tku wzgl�dem zamiar�w pana Stefana? BRUNON ( �ywo) Nie wierz pani temu ani s��wka� Zreszt� chocia�by by�o w tym cokolwiek prawdy, pani wiesz, �e wi�ksza jest rado�� w niebie z jednego nawr�conego, ni� dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu sprawiedliwych. IZYDORA To prawda. BRUNON ( na stronie) Ach! Teraz ja bym im nieba przychyli�. IZYDORA M�wili�my o moich siostrzenicach� Wychowa�am je prawie od niemowl�ctwa, bo R�zia by�a przy piersi, a starsza zaledwie chodzi� zaczyna�a, gdy moja siostra, a ich matka, wywiezion� zosta�a wraz z m�em na wygnanie� gdzie te� gr�b znalaz�a. BRUNON ( ze wsp�czuciem) Smutne, smutne dzieje� wyobra�am sobie bole�� rodziny. IZYDORA Trafia�o mi si� za m��� nie posz�am, bo uwa�a�am za obowi�zek odda� si� zupe�nie sierotom, tym biednym ofiarom po�wi�cenia si� dla ojczyzny� Pojmujesz pan wi�c, czym one s� dla mnie, dla nas wszystkich. BRUNON O! Pani, kt� by tego nie rozumia�. ( ca�uje jej r�k�; wstaj�c, na stronie) I to brylant� Tu, widz�, same brylanty� zaczynam by� w obawie, czym jest ich godzien. ( g�o�no) Wszak b�d� m�g� mie� szcz�cie zobaczenia pana Radomira i jego czcigodnej ma��onki� IZYDORA Je�eli panu nie spieszy si� z odjazdem, bo �pi� w tej chwili. BRUNON Skoro ju� prze�ama�em pierwsze lody i zyska�em rozgrzeszenie z powodu mojej toalety, nie darowa�bym sobie, gdybym pomin�� sposobno�� z�o�enia im mego uszanowania� Zreszt�, pilno mi przecie pozna� przysz�� moj� kuzynk� no, i jej siostr�! IZYDORA O! to dziecko jeszcze. BRUNON ( �ywo) Jak to? Nie mia�bym jej zobaczy�? IZYDORA Nie stracisz pan nic na tym. BRUNON ( jak wy�ej) O! Nie r�b�e mi, pani, tej przykro�ci� Niech�e przy pierwszej bytno�ci przynajmniej pro�ba moja b�dzie wys�uchan�. IZYDORA Nie, nie, ju� niech pan daruje, ale na to nie pozwol�! ( na stronie) Dziewczynie przewr�ci�oby si� w g�owie do reszty. ( g�o�no) Ju� ja wiem, dlaczego. BRUNON B�d� apelowa� do dziadunia. SCENA X POPRZEDZAJ�CY, RADOMIR. RADOMIR ( wchodz�c z lewej strony) C� to za apelacja do mnie, panie dobrodzieju? IZYDORA ( do ucha, prowadz�c go do fotela) Nie pozwalaj�e jegomo��, �eby R�zia wychodzi�a do niego. RADOMIR ( nie dos�yszawszy) Ha? IZYDORA ( jak wy�ej) Trzeba by� ostro�nym. RADOMIR Ostro�nym?� Wy ze mn� jak z dzieckiem; my�licie, �e ju� kroku zrobi� nie potrafi� bez czyjej pomocy. ( Izydora rusza niecierpliwie ramionami) BRUNON Niech�e pani dobrodziejka raczy przedstawi� mnie dziaduniowi. IZYDORA ( przedstawiaj�c) Pan hrabia �ciborzycki� krewny pana Stefana. RADOMIR A witaj�e nam, witaj, nowy s�siedzie. ( Brunon ca�uje go w rami�) Dziadka nieboszczyka zna�em, panie dobrodzieju, bardzo dobrze� chocia� przerwa�y si� nasze stosunki, gdy po trzydziestym pierwszym zamieszka� w Pozna�skiem� No, siadaj�e pan. IZYDORA ( na stronie) Musz� sprowadzi� tamtych, �eby si� starowina nie wygada� z czym niepotrzebnym. ( odchodzi na lewo) BRUNON A! Panowie�cie si� znali? RADOMIR Nawet byli�my kiedy� w wielkiej przyja�ni, zwyczajnie, za�y�o�� obozowa. BRUNON Pan dobrodziej s�u�y� tak�e? RADOMIR S�u�y�, s�u�y�, paniczu� Dziwna rzecz, �e si� pytasz o to, widz�c m�j wiek� Urodzi�em si�, panie dobrodzieju, w roku� w roku� w kt�rym�e u diaska � ciotko! ( ogl�da si�) A! Wysz�o� no, do��, �e w trzydziestym pierwszym mia�em z g�r� dwadzie�cia lat, to dosy� powiedzie� BRUNON Pokolenie bohater�w! RADOMIR ( o�ywaj�c si� coraz wi�cej) Bohater�w rodz� czasy� Ka�dy prawy syn ojczyzny nosi w sobie iskr�, kt�r� trzeba tylko wykrzesa�, bo tam tli bez przerwy� Zrobi�o si� swoje� tak samo, jak i wy zrobicie, gdy was powo�aj�� Wszak czujesz tam gdzie� w sobie tak� iskr� ha? Nie wstyd� si� tego� bo to wy teraz udajecie ludzi niby praktycznych, trze�wo patrz�cych, dla kt�rych po�wi�cenie, ofiara, jest rzecz� nie op�acaj�c� si�, g�upstwem wierutnym� ale to nieprawda! Bajki� Wmawiacie w siebie i w drugich� Bo gdy si� zapuka do waszych serc, zrzucicie z siebie t� sk�r�, kt�ra inaczej by was parzy�a� Ha? Co m�wisz� BRUNON Nic� ( ca�uj�c go w rami�) S�ucham tylko s��w pa�skich ze czci� religijn�. RADOMIR Tak, tak� wolno si� czasem przedrzema� ale obudzi� si� kiedy� trzeba� to mus!� ( patrz�c naoko�o siebie) Kociuba! BRUNON Pan dobrodziej wo�a kogo�? RADOMIR Nie widz� mojej fajeczki, a trudno mi si�, bez niej oby�, bo to jeszcze obozowe przyzwyczajenie� nigdy nie ma kto zawo�a� Kociuba! BRUNON To ja poszukam tego Kociuby. ( spostrzega fajk�) Albo lepiej sam us�u�� panu dobrodziejowi� tu jest wszystko. RADOMIR Przepraszam ci�. ( Brunon nak�ada fajk� i podaje ogie�; po chwili) M�wili�my o twoim dziadku� paniczyk, papinek, przywyk�y do wyg�dek� Zdawa�o si�, �e pa�asza nie d�wignie� a gdy ojczyzna zawo�a�a: do szeregu!� znalaz� si�, panie dobrodzieju, tam, gdzie by� powinien� i trzeba by�o widzie�, jaki by� z niego �o�nierz� Awansowa� na oficera na placu boju po �wietnej szar�y, w kt�rej, nie chwal�cy si�, wybawi�em go je�eli nie od �mierci, to od kalectwa� Za to mi� pocz�stowa� bagneciskiem jaki� piechur� prze�lizn�o si� szcz�ciem tylko po ko�ci na kolanie, ale od tego czasu utykam� Et, co tam o tym m�wi�, bagatela� Fajka mi zgas�a� BRUNON ( podaj�c mu ogie�, do siebie) Patrza�bym na niego i s�ucha� ca�ymi godzinami. RADOMIR ( na stronie) Jakie� poczciwe ch�opczysko. ( g�o�no) B�g zap�a�. ( po chwili robi gest, jakby mu przysz�a jaka my�l) A wiesz, gdzie to by�a ta szar�a?� Czekaj no� Zaraz!� Od niejakiego czasu pami�� mi nie dopisuje� ( wo�aj�c) R�zia! BRUNON ( �ywo) Pan dobrodziej �yczy sobie panny R�y? RADOMIR Ona wszystko wie i pami�ta, jak gdyby tam by�a. SCENA XI I OSTATNIA POPRZEDZAJ�CY, R�ZIA, po chwili, RADOMIROWA, IZYDORA, KAROLINA, STEFAN, przy ko�cu DOROTA i KOCIUBA. R�ZIA ( wbiegaj�c z lewej strony) Jestem, dziaduniu. RADOMIR A! Nie tylko pami��, ale i s�uch jak na urz�d� Pewno by�a� gdzie pode drzwiami� ciekawska� wiem, wiem dlaczego. R�ZIA ( przymilaj�c mu si�) Niech dziadunio schowa dla siebie t� wiadomo��. RADOMIR A co mi dasz? R�ZIA I po c� mnie dziadunio wo�a�? RADOMIR Gdzie to by�a ta szar�a, w kt�rej by�em ranny?� przypomnij mi. R�ZIA Jak to?! I tego dziadunio zapomnia�? A to dopiero! RADOMIR ( do ucha) Uda�em tylko, �em zapomnia�� nie podzi�kujesz mi za to? R�ZIA ( wieszaj�c mi si� na szyi i patrz�c na Brunona, deklamuje) Grzmi� pod Stoczkiem armaty� RADOMIR A! Pod Stoczkiem� Jak ona wszystko pami�ta. BRUNON ( na stronie) Cudny dzieciak� ( wchodz�, jak wy�ej) IZYDORA R�ziu! Tak to s�uchasz tego, co ci starsi m�wi�? R�ZIA ( z niewinn� mink�) Dziadunio mnie wo�a�. RADOMIR Moja ciotko, nie dokuczaj te� mojej R�yczce� bior� j� w obron�. IZYDORA Dla niej jeszcze ksi��ka, a nie towarzystwo m�czyzn� Jegomo�� wiesz, jak j� to onie�miela. BRUNON ( na stronie) Poczciwa ciotunia� zacno�ci kobieta, ale ma c u r t u m v i s u m. ( g�o�no do Izydory) Niech�e pani dobrodziejka raczy mnie przedstawi� naprz�d babuni. ( zbli�a si� do tej�e) IZYDORA ( przedstawiaj�c) Kuzyn pana Stefana, hrabia �ciborzycki. BRUNON Czuj� si� nad wyraz szcz�liwy, mog�c uca�owa� t� r�k�, kt�ra oby kiedy�, gdy mnie pa�stwo lepiej poznacie, zechcia�a spocz�� na mojej g�owie z krzy�ykiem b�ogos�awie�stwa. RADOMIROWA Ja ju� dzi� b�ogos�awi� pana za t� chwil�. Zanadto przywykli�my widzie� naoko�o siebie niech�tnych, �e ju� nie powiem nieprzyjaci�, aby�my nie potrafili oceni� serca, kt�re si� dla nas otwiera. ( k�adzie r�k� na g�owie Brunona, kt�ry pochyla si� z uszanowaniem, i sk�ada na niej poca�unek) BRUNON ( wzruszony) Jestem przekonany, �e to dotkni�cie ust pani szcz�cie mi przyniesie. ( na stronie) O w�os, �em si� nie rozbecza�, a to by mnie uczyni�o �miesznym. ( g�o�no) A teraz, poniewa� nazwisko moje zosta�o ju� wym�wionym, sam pozwol� sobie przedstawi� si� pannie Karolinie. ( na stronie) Aj! Czy jej aby istotnie tak na imi� ale zdaje mi si�. KAROLINA ( podaj�c mu r�k�) Musz� si� przyzna�, �e gdybym chcia�a powodowa� si� uprzedzeniem, jakie skutkiem zbiegu okoliczno�ci mia�am wzgl�dem pa�skiej osoby, powinnabym okaza� nieufno�� � ale to, czego by�am �wiadkiem, rozbraja mnie. BRUNON Niech pani nie wierzy nigdy uprzedzeniom ani zbiegowi okoliczno�ci. KAROLINA Pojmujesz pan, jak mi zale�a�o na tym, aby�my si� poznali bli�ej. Czyja� wina, �e nast�pi�o to tak p�no? BRUNON ( otwarcie) No, naturalnie �e moja, niczyja wi�cej� ale powiedzia�em ju� tu ciotce pani, �e wi�ksza jest rado�� w niebie z dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu� pani wiesz, jak jest dalej� KAROLINA Wi�c mog� pana uwa�a� za nawr�conego? BRUNON ( p�g�osem) Stwierdz� to dowodami, kt�re nie pozostawi� pani najmniejszej w�tpliwo�ci, ( g�o�niej) ale przedtem pragn��bym jeszcze by� przedstawionym najm�odszej odro�li rodziny� pannie R�y. ( wchodzi Dorota i Kociuba) IZYDORA ( cicho do Brunona) Je�eli moje s�owa mog� mie� jak�� wag� u pana, nie zwracaj na ni� zanadto uwagi� Ja pana prosz� o to� BRUNON Tego bym nie potrafi�, daj� pani s�owo� Co trudno, to trudno. RADOMIROWA ( bior�c R�zi� w obj�cia i przedstawiaj�c j�) Nasza pieszczotka� ale jeszcze zbyt m�oda, �eby jej si� przedstawiano. R�ZIA ( w obj�ciach babki, spogl�daj�c na Brunona, �artobliwie) Ja, zdaje mi si�, widzia�am ju� raz pana� gdzie to by�o?� A! W ko�ciele, prawda� Ale pan by�e� tak zamodlony, �e nie widzia�e� nic naoko�o siebie. BRUNON Za to te� mod�y moje zosta�y wys�uchane. R�ZIA A o c� pan modli�e�? BR