3881
Szczegóły |
Tytuł |
3881 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3881 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3881 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3881 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARIO VARGAS LLOSA
Gaw�dziarz
I
Przyjecha�em do Florencji, by na czas jaki� zapomnie� o Peru i Peruwia�czykach, i trzeba trafu, �e w�a�nie tu, dzi� rano, zupe�nie niespodziewanie i dziwnie, dopad� mnie ten m�j kraj nieszcz�sny. Zwiedzi�em zrekonstruowany dom Dantego, ko�ci�ek San Martino del Vescovo i uliczk�, gdzie, jak m�wi legenda, poeta po raz pierwszy ujrza� Beatrycze, kiedy w zau�ku Santa Margherita m�j wzrok znienacka przyci�gn�a witryna: �uki, strza�y, ociosane wios�o, dzban z geometrycznymi wzorami i manekin okryty cushm� z dzikiej bawe�ny. Ale dopiero trzy, mo�e cztery, fotografie przywr�ci�y mi nagle smak peruwia�skiej selwy. Szerokie rzeki, masywne drzewa, kruche cz�na, w�t�e chaty na palach i zbite grupki p�nagich, wymalowanych m�czyzn i kobiet bacznie wpatruj�cych si� we mnie z b�yszcz�cych zdj��.
Oczywi�cie wszed�em. Nie bez dziwnego dreszczyku i nie bez przeczu�, �e oto dla zaspokojenia najzwyklejszej ciekawo�ci pope�niam idiotyzm, w pewnej mierze nara�aj�c na pora�k� tak �adnie obmy�lony i do tej pory skrupulatnie realizowany plan - przez par� miesi�cy i w ca�kowitej samotno�ci czytanie Dantego i Machiavellego i ogl�danie malarstwa renesansowego - zarazem �ci�gaj�c na siebie jedn� z tych cichych katastrof, kt�re od czasu do czasu wywracaj� moje �ycie do g�ry nogami. Ale oczywi�cie wszed�em.
Galeria by�a maciupka. Jedno niskie pomieszczenie, do kt�rego, chc�c wyeksponowa� wszystkie fotografie, dodatkowo wstawiono dwa panele naszpikowane zdj�ciami z obu stron. Chuda, siedz�ca za stolikiem dziewczyna w okularach popatrzy�a na mnie. Czy mo�na zwiedzi� wystaw� �I nativi delia foresta amazonka�?
- Certo. Avanti, avanti.
W galerii nie by�o �adnych przedmiot�w, wy��cznie zdj�cia, co najmniej pi��dziesi�t, w wi�kszo�ci stosunkowo du�ego formatu. Pozbawione by�y podpis�w, niemniej jednak kto�, by� mo�e sam Gabriele Malfatti, napisa� na paru karteczkach, �e zdj�cia zosta�y zrobione podczas dwutygodniowej podr�y po amazo�skiej cz�ci departament�w Cusco i Madre de Dios, na peruwia�skim Wschodzie. Zamiarem artysty by�o ukazanie �bez demagogii i estetyzowania� codziennej egzystencji rozproszonego w jedno- lub dwurodzinne grupy plemienia, kt�re jeszcze par� lat temu prawie nie mia�o kontaktu z nasz� cywilizacj�. Dopiero w naszej epoce plemi� zaczyna�o grupowa� si� w miejscach udokumentowanych na wystawie, cho� wielu jego cz�onk�w nadal �y�o w niedost�pnych lasach. Zhispanizowana nazwa plemienia zosta�a podana bezb��dnie: Macziguengowie.
Fotografie do�� dobrze oddawa�y intencje Malfattiego. Bo rzeczywi�cie byli na nich Macziguengowie rzucaj�cy z brzegu rzeki harpunem lub pod os�on� zaro�li czatuj�cy z �ukiem na kapibar� lub pekari; byli tam, przy zbiorze manioku na male�kich dzia�eczkach rozrzuconych wok� nowych - i przypuszczalnie pierwszych w d�ugiej historii plemienia - osad; przy karczowaniu lasu maczetami i uk�adaniu li�ci palmowych dla pokrycia nimi domostw. Siedz�ca wko�o grupka kobiet plot�a maty i kosze, inna grupka pracowa�a przy wie�cach, sczepia-j�c i przystrajaj�c drewniane obr�cze okaza�ymi pi�rami rozmaitych papug. Byli tam, starannie maluj�c twarze i cia�a farb� z acziote, rozpalaj�c ogniska, susz�c sk�ry, fermentuj�c maniok na masato w naczyniach w kszta�cie kanoe. Zdj�cia nader wymownie ukazywa�y, jak� s� garstk� wobec otaczaj�cego ich ogromu nieba, wody i ro�linno�ci, przedstawia�y ich �ycie kruche i skromne, ich odosobnienie, ich archaizm, ich bezbronno��. I rzeczywi�cie: bez demagogii i estetyzowania.
To, co powiem, nie jest p�niejszym wymys�em ani zafa�szowanym wspomnieniem. Jestem pewien, �e przechodzi�em od jednego zdj�cia do drugiego, doznaj�c emocji, kt�ra w pewnej chwili przerodzi�a si� w l�k. Co ci jest? Sk�d nagle ten niepok�j? Czego spodziewasz si� po tych zdj�ciach?
Ju� na pierwszych fotografiach rozpozna�em polany, na kt�rych powsta�y osady Nueva Luz i Nuevo Mundo - by�em tam niespe�na trzy lata temu - ba! - do tego stopnia, i� ujrzawszy t� ostatni� osad� na zdj�ciu z lotu ptaka, natychmiast odtworzy�em w pami�ci poczucie nieuchronnej katastrofy, jakiego tam dozna�em przy akrobatycznym l�dowaniu cessn� Instytutu Lingwistycznego prze�lizguj�c� si� pomi�dzy dzieciarni� Maczigueng�w. Przysi�g�bym r�wnie�, �e rozpoznaj� twarze niekt�rych m�czyzn i kobiet, z kt�rymi przy pomocy Mr. Schneila rozmawia�em. Nabra�em za� co do tego ca�kowitej pewno�ci, gdy na kolejnej fotografii ujrza�em ten sam, zachowany w mej pami�ci, wzd�ty brzuszek i te same �ywe oczka dzieciaka z nosem i ustami z�artymi przez liszajec. Przed obiektywem demonstrowa�, z t� sam� prostoduszno�ci� i naturalno�ci�, z jak� i nam j� pokazywa�, ow� jam� z k�ami, podniebieniem i migda�ami, przydaj�c� mu wygl�du tajemniczej bestii.
Fotografia, na kt�r� ju� z chwil� wej�cia do galerii mia�em nadziej� trafi�, wisia�a po�r�d ostatnich eksponowanych zdj��. Ju� na pierwszy rzut oka mo�na by�o dostrzec, i� owa wsp�lnota m�czyzn i kobiet siedz�ca w kr�g na spos�b amazo�ski - podobny do wschodniego: skrzy�owane, poziomo u�o�one nogi, tu��w bardzo wyprostowany - i sk�pana w zanikaj�cym ju� �wietle zmierzchu przechodz�cego w noc, znajdowa�a si� w stanie hipnotycznego skupienia. Jak zaczarowana. W absolutnym bezruchu. Wszystkie twarze kierowa�y si�, niczym promienie ko�a, ku znajduj�cej si� w samym �rodku m�skiej postaci, kt�ra, stoj�c w otoczeniu magnetyzowanej przez ni� grupy Maczigueng�w, przemawia�a, gestykuluj�c. Mrowie przesz�o mi po plecach. Pomy�la�em: �Jak ten Malfatti to zrobi�, jakim cudem pozwolili mu...?� Pochyli�em si�, zbli�y�em twarz do fotografii. Wpatrywa�em si� w ni�, w�cha�em, po�era�em j� oczami i wyobra�ni�, p�ki nie poczu�em, �e dziewczyna z galerii wstaje zaniepokojona, by podej�� do mnie.
Usi�uj�c si� uspokoi�, zapyta�em, czy mo�na kupi� te zdj�cia. Nie, chyba nie. S� w�asno�ci� wydawnictwa Rizzoli. Zdaje si�, �e planuj� opublikowanie albumu. Poprosi�em, by skontaktowa�a mnie z autorem zdj��. To niemo�liwe, niestety.
- Il signore Gabriele Malfatti e morto.
Umar�? Tak. Chyba na febr�. Nabawi� si� w tamtej puszczy jakiego� wirusa. Biedak! By� fotografem mody, pracowa� dla �Vogue�a�, dla �Uomo� i tym podobnych pism, fotografowa� modelki, meble, bi�uteri�, stroje. Ca�e �ycie marzy� o zrobieniu czego� innego, bardziej osobistego, tak jak ta podr� do Amazonii. I kiedy wreszcie marzenie si� spe�nia�o i mieli wy-, da� ksi��k� z jego pracami, on umiera! A teraz, dispiaceva, ale zbli�a si� pora pranzo i musi zamkn�� galeri�.
Podzi�kowa�em jej. Zanim wyszed�em zmierzy� si� po raz kolejny z florenckimi cudami i z hordami turyst�w, zdo�a�em rzuci� jeszcze po raz ostatni okiem na fotografi�. Oczywi�cie! Nie ma najmniejszej w�tpliwo�ci. Gaw�dziarz.
II
Saul Zuratas mia� sinofioletowe znami� zakrywaj�ce mu ca�y lewy policzek i mocno rude, rozwichrzone niczym zu�yta szczotka w�osy. Znami� z ca�� bezwzgl�dno�ci� rozci�ga�o si� na ucho, usta i nos, pokrywaj�c je r�wnie� �y�kowatym obrz�kiem. By� najbrzydszym ch�opakiem na �wiecie; ale zarazem najsympatyczniejszym i najzacniejszym. Nie pozna�em nigdy nikogo, kto ju� od pierwszej chwili sprawia�by wra�enie osoby tak otwartej, bezpretensjonalnej, prostodusznej i bezinteresownej, nikogo, kto w ka�dych okoliczno�ciach potrafi�by okazywa� tyle szczero�ci i serca. Pozna�em go podczas egzamin�w wst�pnych na studia i nawet ��czy�a nas w miar� za�y�a przyja�� -je�eli mo�na w og�le przyja�ni� si� z archanio�em -szczeg�lnie w okresie dw�ch pierwszych lat, kiedy razem studiowali�my na wydziale humanistycznym. W dniu, w kt�rym go pozna�em, uprzedzi� mnie, �miej�c si� od ucha do ucha i palcem wskazuj�c na swoje znami�:
- M�wi� na mnie Maskamiki, stary. Nie m�cz si�. I tak nie zgadniesz dlaczego, zak�ad?
R�wnie� na Uniwersytecie San Marcos wszyscy go tak przezywali�my. Urodzi� si� w Talarze i przyja�ni� si�, kolegowa� i by� na ty z ca�ym �wiatem. W ka�dym wypowiadanym przeze� zdaniu musia�o pojawi� si� s�owo lub powiedzenie z gwary knajackiej, co nawet najpowa�niejszym i najintymniejszym rozmowom przydawa�o kpiarskiego tonu. M�j problem, m�wi�, polega na tym, �e ojciec za du�o zarobi� w swoim sklepiku, tam, w Talarze, i to tyle, �e nagle postanowi� przeprowadzi� si� do Limy. I ledwie znale�li si� w stolicy, staremu nagle odbi�o na punkcie judaizmu. Saul jako� nie pami�ta, �eby tam, na p�nocy, tak przejmowa� si� religi�. Owszem, czytywa�
Bibli�, ale nigdy nie dawa� Saulowi do zrozumienia, �e ten nale�y do innej rasy i jest innej wiary ni� reszta ch�opak�w w mie�cie. A tu, w Limie, prosz� bardzo. Cholery mo�na by�o dosta�! Druga m�odo��, trzecie z�by. A raczej wiara Abrahama i Moj�esza. A co! My, katolicy, farciarze jeste�my. Katolicyzm to mi�ta, co niedziela p� godzinki mszy, w ka�dy pierwszy pi�tek miesi�ca komunia i po krzyku. Za to on w ka�d� sobot� musia� odsiedzie� ile� tam godzin w synagodze, walcz�c z senno�ci� i udaj�c zainteresowanie naukami rabina -kt�rych nie rozumia� ni w z�b - �eby nie sprawi� przykro�ci ojcu, kt�ry w ko�cu swoje lata mia�, a w og�le dusza nie cz�owiek. Ale gdyby Maskamiki mu powiedzia�, �e ju� dawno przesta� wierzy� w Boga i �e w sumie przynale�no�� do narodu wybranego obchodzi go tyle co nic, biedny don Salomon m�g�by jeszcze dosta� apopleksji.
Pozna�em don Salomona wkr�tce po zaprzyja�nieniu si� z Saulem, gdy ten zaprosi� mnie pewnej niedzieli na obiad. Mieszkali w dzielnicy Brena, na ty�ach szko�y La Salle, w zapuszczonym zau�ku przy alei Arica. W rozleg�ym mieszkaniu pe�no by�o starych mebli i by�a te� gadaj�ca papu�ka o kafkowskim imieniu i nazwisku, kt�ra nieustannie powtarza�a przezwisko Saula: �Maskamiki! Maskamiki!� Ojciec i syn mieszkali sami z przyby�� z nimi z Talary s�u��c�, kt�ra przygotowywa�a posi�ki i pomaga�a don Salomonowi w sklepie spo�ywczym, kt�ry otworzy� w Limie. �Tym z drucian� siatk� z sze�cioramienn� gwiazd�, stary. Nazywa si� �Gwiazda�, od gwiazdy Dawida, kapujesz?�
Du�e wra�enie wywar�y na mnie atencja i szacunek, z jakimi Maskamiki odnosi� si� do ojca, przygarbionego, nie ogolonego staruszka pow��cz�cego zniekszta�conymi przez chorob� stopami w obuwiu przypominaj�cym rzymskie koturny. M�wi� po hiszpa�sku z silnym akcentem rosyjskim lub polskim, mimo �e, jak sam mi powiedzia�, mieszka� w Peru ju� od ponad dwudziestu lat. Mia� szelmowski i sympatyczny wyraz twarzy. �Jak by�em ma�y, chcia�em wyst�powa� w cyrku, na trapezie, ale �ycie zrobi�o ze mnie sklepikarza; trudno o wi�ksze rozczarowanie, sam pan widzi�. Saul jest jego jedynym synem? Tak, jedynym.
A matka Saula? Zmar�a dwa lata po przeprowadzce rodziny do Limy. Przykro mi, stary, s�dz�c z tego zdj�cia, by�a m�od� kobiet�, nie, Saulu? Tak, by�a m�oda. No c�, z jednej strony, Maskamiki przyj�� jej �mier� z b�lem. Z drugiej jednak, by� mo�e to i lepiej dla niej. Bo biedna mamu�ka strasznie cierpia�a w Limie. Da� mi zna�, bym si� nachyli�, i zni�y� g�os (zbyteczna ostro�no��, bo pozostawili�my don Salomona u�pionego g��boko w fotelu na biegunach i to w jadalni, podczas gdy my rozmawiali�my w pokoju Saula), by powiedzie� mi:
- Mama by�a rodowit� talarenk�, kt�r� stary sobie przy-grucha� w�a�ciwie od razu po zej�ciu ze statku. Zdaje si�, �e �yli tylko na koci� �ap�, dop�ki ja si� nie urodzi�em. Dopiero wtedy si� chajtn�li. Masz poj�cie, co to znaczy dla �yda o�eni� si� z chrze�cijank�, z gojk�, jak my to nazywamy? A gdzie tam, zielonego nawet poj�cia nie masz.
Tam, w Talarze, nie by�o sprawy, bo jedyne dwie rodziny �ydowskie zasymilowa�y si� do pewnego stopnia z miejscow� spo�eczno�ci�. Ale po przeprowadzce do Limy matka Saula zacz�a prze�ywa� wiele problem�w. Strasznie t�skni�a za swoimi stronami, tak za ciep�em, czystym niebem, �wiec�cym przez ca�y rok s�oneczkiem, jak i za rodzin� i przyjaci�mi. Z drugiej za� strony gmina �ydowska w Limie nigdy jej nie zaakceptowa�a, cho� biedaczka, chc�c sprawi� przyjemno�� don Salomonowi, stara�a si� jak mog�a, poddaj�c si� k�pieli oczyszczaj�cej i s�uchaj�c nauk rabina, by m�c spe�ni� wszystkie rytua�y nawr�cenia. A tak naprawd� - i Saul, porozumiewawczo i nie bez lekkiej z�o�liwo�ci, pu�ci� do mnie oko - gmina nie akceptowa�a jej nie tyle dlatego, �e by�a gojk�, ale dlatego, �e by�a prost�, nieuczon�, ledwie potrafi�c� czyta� Kreolk� z jakiej� tam Talary. Bo �ydzi z Limy obro�li, stary, w bur�ujskie sade�ko.
Opowiada� mi to wszystko bez cienia �alu czy sarkazmu, spokojnie pogodzony z czym�, co nie mog�o, jak wida�, sko�czy� si� inaczej. �Bardzo byli�my z�yci oboje. Mamu�ka te� si� nudzi�a w synagodze jak mops, wi�c w tajemnicy przed don Salomonem, �eby te �wi�te soboty szybciej min�y, grali�my po kryjomu w Yan-Ken-Po. Na odleg�o��. Ona w pierwszym rz�dzie na g�rze, a ja w�r�d m�czyzn na dole. Poruszali�my d�o�mi w tym samym czasie i do�� cz�sto p�kali�my ze �miechu, siej�c panik� i przera�enie w�r�d pobo�nych �yd�w�.
Zabra� j� rak, nagle, w kilka tygodni. I z jej �mierci� don Salomonowi zawali� si� ca�y �wiat.
- Ten drzemi�cy sobie s�odko staruszek, kt�rego przed chwil� widzia�e�, par� lat temu by� tryskaj�cym energi�, kochaj�cym �ycie ch�opem na schwa�. �mier� mojej staruszki podci�a mu skrzyd�a.
Saul, nie chc�c zawie�� don Salomona, zda� na prawo. Gdyby to od niego zale�a�o, zosta�by raczej w �Gwie�dzie�, by pom�c ojcu, bo sklep by� ju� dla niego jednym wielkim b�lem g�owy i wymaga� zbyt wiele wysi�ku jak na jego lata. Ale don Salomon by� stanowczy. Noga Saula nie postanie za sklepow� lad�. Saul nigdy nie b�dzie zajmowa� si� klientami. Saul nie b�dzie, jak on, sklepikarzem.
- Ale, staruszku, o co ci chodzi? Boisz si�, �e z moj� g�b� klientel� ci odstrasz�? - opowiada� mi ze �miechem. - Rzecz w tym, �e teraz, gdy ju� uda�o mu si� od�o�y� troch� grosza, don Salomon chce, �eby rodzinka nabra�a znaczenia. Ju� mu si� marzy, jak kochany synalek z�otymi zg�oskami zapisuje nazwisko Zuratas w historii dyplomacji albo Parlamentu. Nie-doczekanie!
Rozs�awienie rodowego nazwiska poprzez wykonywanie wolnego zawodu r�wnie� nie nale�a�o do najwi�kszych marze� Saula. A co go w og�le interesowa�o? Tego jeszcze tak na mur beton nie wiedzia�. Dopiero do tego dochodzi�, w�a�nie w owych miesi�cach i latach naszej przyja�ni, w Peru lat pi��dziesi�tych, przechodz�cym - gdy dorasta� i dojrzewa� Maskamiki, ja i ca�e nasze pokolenie - od k�amliwego spokoju dyktatury genera�a Odrii do niepewnej nowo�ci odradzaj�cej si� w 1956 roku demokracji, kiedy byli�my z Saulem na trzecim roku.
Wtedy to bez cienia w�tpliwo�ci odkry� ju�, co go rzeczywi�cie w �yciu interesuje. Cho� nie nast�pi�o �adne objawienie i Saul nie by� pocz�tkowo tak pewien swojej nowej pasji, mechanizm zauroczenia by� ju� w ruchu i pchaj�c go jednego dnia w t� stron�, nast�pnego w tamt�, powolutku, pomalutku wprowadza� w labirynt, z kt�rego Maskamiki nigdy ju� nie wyszed�. W 1956 roku jednocze�nie z prawem studiowa� etnologi� i kilkakrotnie wyprawi� si� do selwy. Czy ju� wtedy odczuwa� �lep� fascynacj� lud�mi lasu i niczym nie zbrukan�
Natur�, male�kimi kulturami pierwotnymi, rozrzuconymi po g�rskich kotlinach And�w i nizinie Amazonki? Czy p�on�� ju� w nim �w, wzniecony w najg��bszych zakamarkach duszy, ogie� solidarno�ci z naszymi ziomkami, kt�rzy od niepami�tnych czas�w �yli tam, po�r�d leniwych, szeroko rozlanych rzek, osaczani wci��, n�kani, nieodmiennie w przepaskach na biodrach, z tatua�ami, czcz�c duchy drzew, w�a, chmur� i b�yskawic�? Tak, to wszystko ju� si� zacz�o. A ja zda�em sobie z tego spraw� dzi�ki awanturze w sali bilardowej, po dw�ch, trzech latach naszej znajomo�ci.
Od czasu do czasu w okienku mi�dzy uniwersyteckimi zaj�ciami chodzili�my zagra� partyjk� do nieco ruderowatej, b�d�cej r�wnie� kantyn� sali bilardowej przy Jiron Azangaro. W�druj�c z Saulem po mie�cie, u�wiadamia�em sobie, jak ludzka nikczemno�� i bezduszno�� mo�e uprzykrza� mu �ycie. Ludzie odwracali si� za nim albo wr�cz stawali, by przyjrze� mu si� dok�adniej, i szeroko otwierali oczy, nie kryj�c zdziwienia lub obrzydzenia, jakie wywo�ywa�a w nich jego twarz, posuwaj�c si� nawet, i to nierzadko, do wygadywania pod jego adresem chamskich bzdur, w czym celowa�a szczeg�lnie dzieciarnia. Jemu to jakby nie przeszkadza�o; zawsze reagowa� na impertynencje jakim� dowcipem. Incydent przy wej�ciu do sali bilardowej nie on sprowokowa�, ale ja, kt�ry z archanio�a nie mam nic.
Pijaczek pi� przy barku. Ledwie nas zoczy�, ruszy� ku nam chwiejnym krokiem i stan�� przed Saulem, wzi�wszy si� pod boki.
- O kurwa, ale potw�r! Z jakiego �e� zoo nawia�, kole�?
- A jak my�lisz? Z naszego, stary, z naszego, bo innego nie mamy - odpowiedzia� mu Maskamiki. - Jak si� po�pieszysz, to jeszcze zobaczysz moj� otwart� klatk�.
I spr�bowa� przej��. Ale pijak wyci�gn�� ku niemu swoje �apska, kiwaj�c palcami jak dzieciaki broni�ce si� przed nies�usznym pos�dzeniem.
- Ty, potworze, masz szlaban. - Zje�y� si� nagle. - Z tak� g�b� nie powiniene� w og�le wychodzi� na ulic�, ludzi tylko straszysz.
- Ale innej nie mam, cz�owieku - u�miechn�� si� Saul. - Daj se siana i pu�� nas.
Mi pu�ci�y ju� nerwy. Z�apa�em pijaka za klapy i zacz��em go tarmosi�. Rozpocz�a si� przepychanka, pozostali klienci rzucili si� na nas, wybuch�a awantura i w rezultacie musieli�my z Saulem opu�ci� lokal, rezygnuj�c z naszej partyjki bilarda.
Nast�pnego dnia otrzyma�em od niego li�cik z za��czonym do� prezentem. By�a to bia�a kosteczka w kszta�cie rombu, z wygrawerowanymi figurami geometrycznymi w ceglastym, wpadaj�cym w ochr� kolorze. Figury wyobra�a�y dwa r�wnoleg�e labirynty z r�nej wielko�ci, cho� po�o�onych w sta�ej wzgl�dem siebie odleg�o�ci, s�upk�w, z kt�rych mniejsze jakby chroni�y si� pod wi�kszymi. Li�cik, �artobliwy i do�� tajemniczy, brzmia� mniej wi�cej tak:
Stary!
By� mo�e ta magiczna ko�� uspokoi twoje nerwy i dasz �wi�ty spok�j biednym pijaczkom. To ko�� tapira, a rysunek nie jest pierdu�k�, na jak� wygl�da, czyli jakimi� tam prymitywnymi s�upkami, ale symboliczn� inskrypcj�. Podyktowa� j� Morenancziite, pan pioruna, pewnemu jaguarowi, ten za� mojemu przyjacielowi, czarownikowi z selwy znad g�rnego Picza. Je�li s�dzisz, �e rysunki te symbolizuj� wiry rzeczne albo dwa w�e boa splecione w s�odkiej drzemce, by� mo�e masz racj�. Ale przede wszystkim obrazuj� one porz�dek �wiata. Ten, kto ulega z�o�ci, wprowadza nie�ad w owe linie, skrzywione za� linie nie mog� ju� utrzyma� ziemi. Chyba nie chcesz, �eby z twojego powodu �ycie si� nam rozpad�o i �eby�my znowu znale�li si� w pierwotnym chaosie, z kt�rego wydobyli nas, dmuchaj�c, Tasurinczi, b�g dobra, i Kien-tibakori, b�g z�a, co, stary? Przesta� wi�c si� wkurwia�, a tym bardziej z mego powodu. W ka�dym razie, dzi�kuj�.
Bywaj Saul
Poprosi�em go, by powiedzia� mi co� wi�cej o tym piorunie, jaguarze, skrzywionych liniach, Tasurinczim i Kientibakorim; w rezultacie trzyma� mnie przez ca�y wiecz�r w swoim domu, by z przej�ciem opowiedzie� mi o wierzeniach i zwyczajach plemienia rozrzuconego po selwach Cusco i Madre de Dios.
Le�a�em na jego ��ku, on za� siedzia� na kufrze z papu�k� na ramieniu. Ptaszek dzioba� jego rude w�osy, co chwila przerywaj�c mu swym stanowczym wrzaskiem: �Maskamiki!� �Gregor Samsa, spok�j�, strofowa� go.
Rysunki na ich naczyniach i cushmach, tatua�e na twarzach i cia�ach nie s�, stary, �adnym widzimisi� czy zwyk�� ozd�bk�. To pismo z kluczem, zawieraj�ce tajemne imiona os�b i u�wi�cone formu�y chroni�ce przedmioty przed zniszczeniem i z�ym urokiem, kt�ry za ich po�rednictwem m�g�by dotkn�� w�a�cicieli. Rysunki dyktowane by�y przez bosk�, brodat� i g�o�n�, istot�, Morenancziite, pana pioruna, kt�ry ze szczytu g�ry, po�r�d burzy, przekazywa� wie�� jaguarowi. Ten przekazywa� j� z kolei znachorowi lub szamanowi podczas �zamroczenia� ayahuasc�, tymi halucynogennymi korzonkami, z kt�rych wywary pito w czasie wszystkich tubylczych uroczysto�ci. �w czarownik znad g�rnego Picza - �raczej m�drzec, cz�owieku, a m�wi� czarownik, �eby� mnie lepiej zrozumia�� - zapozna� go pokr�tce z filozofi�, kt�ra pozwoli�a plemieniu prze�y� do dzi�. Rzecz� dla nich najwa�niejsz� by�a pogoda ducha. Nigdy nie da� si� utopi� w �y�ce wody ani w odm�tach powodzi. Nale�y powstrzymywa� si� przed uleganiem jakimkolwiek silnym nami�tno�ciom, istnieje bowiem z�owieszczy zwi�zek pomi�dzy duchem cz�owieka i duchami Natury, i ka�da gwa�towna zmiana w tym pierwszym prowadzi do katastrofy w przyrodzie.
-Wybuch w�ciek�o�ci jakiego� faceta mo�e spowodowa� wylew rzeki, a morderstwo spalenie przez piorun ca�ej osady. By� mo�e do zderzenia autobusu w alei Arequipa dzi� rano dosz�o z twojej winy, po wczorajszym r�bni�ciu pijaczka. Nie masz wyrzut�w sumienia?
Nie mog�em wyj�� ze zdumienia, s�ysz�c, jak du�o wie o tym plemieniu. A jeszcze bardziej dostrzegaj�c jego ogromn�, bij�c� z ka�dego s�owa sympati�. M�wi� o owych Indianach, o ich obyczajach i mitach, o ich krajobrazach i ich bogach z tym samym, pe�nym podziwu szacunkiem, z jakim ja odnosi�em si� do Sartre�a, Malraux i Faulknera, moich ulubionych w�wczas pisarzy. Ba, nigdy nie s�ysza�em, by nawet o swym najukocha�szym Kafce rozprawia� z takim podnieceniem.
Ju� wtedy powinienem by� si� domy�li�, �e Saul nigdy nie zostanie adwokatem, jak r�wnie� zrozumie�, i� jego zainteresowanie amazo�skimi Indianami przekracza �etnologiczn�� li tylko ciekawo��. Bo nie by�a to dociekliwo�� profesjonalna, techniczna, ale bardziej osobista, cho� trudna do sprecyzowania. Pewnie co� bardziej emocjonalnego ni� racjonalnego, raczej przejaw mi�o�ci ni� intelektualna ch�� poznania czy te� zew przygody, kt�ry wydawa� si� g��wnym motorem takich a nie innych zainteresowa� wielu jego koleg�w z etnologii. Stosunek Saula do jego nowego kierunku studi�w, oddanie i nabo�no��, z jak� traktowa� �wiat Amazonii, cz�sto stanowi�y dla nas, jego przyjaci� i koleg�w spotykaj�cych si� na uniwersyteckim dziedzi�cu wydzia�u humanistycznego, temat rozm�w pe�nych pyta� i przer�nych domys��w.
Czy don Salomon orientowa� si�, �e Saul studiowa� etnologi�, czy te� �wi�cie wierzy� w to, �e syn skupia si� wy��cznie na zaj�ciach z prawa? Bo Maskamiki, cho� widnia� wci�� na li�cie s�uchaczy wydzia�u prawa, w rzeczywisto�ci r�wno olewa� wszystkie �wiczenia i wyk�ady. Wyj�wszy Kafk�, szczeg�lnie za� �Przemian�, kt�r� przeczyta� niesko�czenie wiele razy i zna� niemal na pami��, wszystkie jego lektury dotyczy�y teraz wy��cznie antropologii. Pami�tam konsternacj� Saula po stwierdzeniu, jak niewiele napisano o plemionach amazo�skich, i jego protesty wobec trudno�ci z dost�pem do owych pozycji bibliograficznych rozproszonych w separatach czy pismach nie zawsze docieraj�cych do biblioteki uniwersyteckiej czy nawet Narodowej.
Wszystko zacz�o si�, jak mi opowiedzia� przy jakiej� okazji, od podr�y do Quillabamba, w czasie �wi�ta narodowego. Pojecha� tam zaproszony przez kuzyna matki, farmera, kt�ry w swoim czasie przeni�s� si� z Piury w tamte strony i zajmowa� si� r�wnie� handlem drewnem. Facet zapuszcza� si� w las w poszukiwaniu drzewa mahoniowego lub palisandrowca z pracuj�cymi dla niego tubylczymi przewodnikami i drwalami. Maskamiki zaprzyja�ni� si� z tymi autochtonami, w wi�kszo�ci oderwanymi ju� w znacznym stopniu od swych korzeni, kt�rzy brali go ze sob�, udzielaj�c go�ciny w swych obozowiskach rozrzuconych po ca�ym rozleg�ym obszarze oblewanym wodami g�rnej Urubamby i g�rnej Madre de Dios wraz ich dop�ywami. Przez ca�� noc relacjonowa� mi kiedy�, wyra�nie podekscytowany, czym by�o dla niego przep�yni�cie na tratwie Prze�omu Mainique, gdzie Urubamba, �ci�ni�ta z obu stron dwoma pasmami g�rskimi, przeistacza si� w pl�tanin� bystrzyc i wir�w.
- Niekt�rzy tragarze maj� takiego pietra, �e trzeba ich przywi�zywa� do tratw, tak jak si� robi z krowami na czas sp�ywu Prze�omem. Nie wyobra�asz sobie, stary, co to za prze�ycie!
M�g� r�wnie� zobaczy� tajemnicze petroglify rozrzucone po okolicy, kt�re pokaza� mu hiszpa�ski misjonarz z misji dominikan�w z Quillabamba, i jad� mi�so ma�pie, ��wie, p�draki, i spi� si� jak nigdy masato z manioku.
- Tamtejsi tubylcy wierz�, �e w Prze�omie Maini�ue zacz�� si� �wiat. I mo�esz wierzy� lub nie, ale przysi�gam, nad tym miejscem wisi w powietrzu jaka� �wi�ta aura, i czujesz co� takiego, co� takiego, �e w�osy ci staj� d�ba. Nie wyobra�asz sobie, stary. Jajo mo�na znie��!
Prze�ycia te zaowocowa�y skutkami, kt�rych nikt nie by� w stanie przewidzie�. Nawet on sam, jestem o tym przekonany. Wr�ci� do Quillabamba na Bo�e Narodzenie i sp�dzi� tam ca�e lato. Potem pojecha� tam w czasie lipcowych wakacji i ponownie w grudniu. Za ka�dym razem, gdy na uniwersytecie wybucha� strajk studencki, cho�by i kilkudniowy, natychmiast wyrywa� czymkolwiek w stron� selwy: ci�ar�wkami, poci�gami, autobusami. Wraca� z tych wypad�w rozemocjonowany i rozgadany, z oczami �wiec�cymi z zachwytu nad odkrytymi przez siebie skarbami. Interesowa�o go i ponad miar� ekscytowa�o wszystko, co dotyczy�o tamtego obszaru. Na przyk�ad poznanie legendarnego Fidela Pereiry. Syn bia�ego z Cusco i kobiety z plemienia Maczigueng�w by� swoist� mieszank� feudalnego seniora i plemiennego kacyka. W ostatnim �wier�wieczu dziewi�tnastego stulecia kuska�czyk z dobrego domu, uciekaj�c przed sprawiedliwo�ci�, schroni� si� w tamtejszej selwie, gdzie zosta� przygarni�ty przez Maczigueng�w. O�eni� si� z kobiet� z tego plemienia. Jego syn, Fidel, �y� na pograniczu dw�ch kultur, uchodz�c za bia�ego w�r�d bia�ych i za Maczigueng� po�r�d Maczigueng�w. Mia� wiele prawowitych �on, niesko�czon� liczb� konkubin oraz konstelacje c�rek i syn�w, przy pomocy kt�rych eksploatowa� wszystkie plantacje kawy i gospodarstwa mi�dzy Quillabamba a Prze�omem Mainique, gdzie pracowali dla niego niemal za darmo jego wsp�plemie�cy. Ale mimo to Maskamiki czu� do niego pewn� s�abo��.
- Tak, oczywi�cie, �e ich wyzyskuje. Ale przynajmniej nie gardzi nimi. Gruntownie zna ich kultur� i jest z niej dumny. A kiedy inni zaczynaj� na nich dyba�, on ich broni.
W przytaczanych przez Saula opowiastkach najzwyczajniejsze epizody - czyszczenie lasu pod pola czy �owienie ryb - nabiera�y dzi�ki jego entuzjazmowi heroicznego wymiaru. Ale wydaje si�, i� tym, co naprawd� i ca�kowicie go urzek�o, by� przede wszystkim �wiat tubylc�w, ich zwyk�e, codzienne czynno�ci, ich skromne �ycie, animizm i magia. Teraz wiem, �e owymi Indianami, kt�rych j�zyka zacz�� si� uczy� przy pomocy tubylczych uczni�w misji dominikan�w w Quillabamba - kiedy� za�piewa� mi smutn�, jednostajn�, niezrozumia�� pie��, akompaniuj�c sobie na instrumencie z tykwy wype�nionej suchymi nasionami - byli Macziguengowie. Teraz wiem, i� zalegaj�ce jego mieszkanie stertami plakaty z rysunkami ukazuj�cymi niebezpiecze�stwa po�ow�w za pomoc� dynamitu sam wydrukowa�, by rozdawa� je bia�ym i Metysom z g�rnej Urubamby - dzieciom, wnukom, b�kartom i pasierbom Fidela Pereiry - z zamys�em ochrony gatunk�w stanowi�cych podstaw� wy�ywienia tych samych Indian, kt�rych �wier� wieku p�niej sfotografowa� nie�yj�cy ju� dzi� Gabriele Malfatti.
Patrz�c z perspektywy czasu, wiedz�c, co przydarzy�o mu si� p�niej - a wiele o tym my�la�em - mog� powiedzie�, �e Saul do�wiadczy� nawr�cenia. W sensie kulturowym i, by� mo�e, religijnym. To jedyne konkretne do�wiadczenie, kt�re dane mi by�o obserwowa� z bliska i kt�re zdawa�o si� nadawa� sens, materializowa� to, co duchowni w mojej szkole usi�owali nam przekaza� na lekcjach religii poprzez takie okre�lenia, jak: �otrzyma� �ask�, �dozna� �aski�, �wpa�� w sid�a �aski�. Ju� z chwil� pierwszego zetkni�cia z Amazoni�, Maskamiki wpad� w duchow� zasadzk�, kt�ra uczyni�a ze� zupe�nie innego cz�owieka. I nie tylko dlatego, �e da� sobie spok�j z prawem i zapisa� si� na etnologi�, ca�kowicie odmieniaj�c charakter swoich lektur i skazuj�c na zapomnienie wszystkich, poza Gregorem Sams�, bohater�w literackich, ale przede wszystkim dlatego, i� od tamtej pory dwiema tylko sprawami potrafi� si� przejmowa�, obsesyjnie zadr�cza�, do tego stopnia, �e z czasem sta�y si� one jedynymi tematami jego rozm�w: stanem kultur amazo�skich i agoni� las�w stanowi�cych tych kultur schronienie.
- Jeste� monotematyczny, Maskamiki. Nie da si� ju� z tob� normalnie pogada�.
- Psiakrew, masz racj�, stary, nawet nie da�em ci ust otworzy�. No to teraz ty sobie ponawijaj, je�li masz ochot�. Mo�e by� o To�stoju, o walce klas, o romansach rycerskich.
- Czy ty aby nie przesadzasz, Saulu?
- Ani troch�, kochany, raczej wprost przeciwnie. S�owo. To, co wyrabia si� w Amazonii, jest zbrodni�. Nie ma �adnego usprawiedliwienia, jakkolwiek by� na to patrzy�. Uwierz mi, nie �miej si�. Postaw si� w ich po�o�enie, cho�by na chwilk�. Gdzie si� maj� podzia�? Od wiek�w wypychaj� ich z ich w�asnych ziem, w g��b lasu, coraz g��biej. To cud, �e pomimo tylu nieszcz�� i przeciwno�ci losu ca�kiem nie wymarli. Wci�� tam s�, wytrzymuj� wszystko. Czy to nie zas�uguje na najwy�szy podziw? Cholera, znowu si� rozkr�ci�em. Porozmawiajmy o Sartrze, dawaj. Ale krew mnie zalewa, �e g�wno wszystkich obchodzi, co si� tam dzieje.
Dlaczego tak bardzo si� tym przejmowa�? Nie z przyczyn politycznych, to na pewno. Maskamiki uwa�a� polityk� za najnudniejsz� rzecz pod s�o�cem. Kiedy rozmowa schodzi�a na polityk�, natychmiast zdawa�em sobie spraw�, �e Saul podtrzymuje temat wbrew sobie, nie chc�c mi sprawia� przykro�ci, bo ja w tym w�a�nie okresie by�em pe�en hurrarewolucyjnych nastroj�w, w szale zaczytywania si� Marksem i dyskutowania wy��cznie o spo�ecznych stosunkach produkcji. Owe tematy by�y dla Saula r�wnie nudne jak nauki rabina. Z prawd� mija�oby si� tak�e twierdzenie, �e jego zainteresowania wynika�y z og�lnej wra�liwo�ci na kwestie etyczne, z traktowania szczeg�lnego przypadku plemion amazo�skich jako odzwierciedlenia wszystkich spo�ecznych problem�w naszego kraju, bo Saul nie reagowa� identycznie wobec innych ra��cych, widocznych go�ym okiem niesprawiedliwo�ci, by� mo�e nawet ich nie dostrzega�. Sytuacji Indian andyjskich na przyk�ad - kt�rych by�o kilka milion�w wobec ilu� tam tysi�cy Indian amazo�skich - albo traktowania przez Peruwia�czyk�w klasy �redniej i wy�szej swej s�u�by domowej i jej wynagradzania.
Nie, to tylko i wy��cznie owe specyficzne przejawy niewiedzy, nieodpowiedzialno�ci i ludzkiego okrucie�stwa spadaj�ce na ludzi, drzewa, zwierz�ta i rzeki selwy ca�kowicie przeistoczy�y Saula Zuratasa, z przyczyn w�wczas dla mnie niezrozumia�ych (a mo�e niezrozumia�ych r�wnie� dla niego), zdejmuj�c ze� ci�ar jakichkolwiek innych niepokoj�w i przekszta�caj�c go w cz�owieka ogarni�tego obsesj�. Do tego stopnia, i� gdyby nie jego zacna, szlachetna, wspania�omy�lna osoba, przypuszczalnie przesta�bym go odwiedza�. Bo naprawd� sta� si� upierdliwy.
Czasami, chc�c sprawdzi�, jak daleko jest w stanie zabrn�� w tym swoim �temacie� �wiadomie go podpuszcza�em. To co, koniec ko�c�w, proponuje? Czy reszta Peru ma wstrzyma� si� z prowadzeniem swej gospodarki w Amazonii tylko i wy��cznie po to, �eby nie zak��ca� sposobu �ycia i wierze� plemion �yj�cych, w ka�dym razie w wi�kszo�ci, w epoce kamienia �upanego? Czy szesna�cie milion�w Peruwia�czyk�w powinno zrezygnowa� z zasob�w naturalnych trzech czwartych swego terytorium, �eby sze��dziesi�t czy osiemdziesi�t tysi�cy Indian amazo�skich mog�o spokojnie strzela� do siebie z �uk�w, pomniejsza� �ci�te g�owy i otacza� kultem boa dusiciela? Mamy zapomnie� o rolniczych, hodowlanych i handlowych mo�liwo�ciach tego regionu, tylko po to, �eby etnologowie z ca�ego �wiata rado�nie i naocznie mogli bada� potlacz, stosunki pokrewie�stwa, rytua�y dojrza�o�ci, ma��e�stwa, �mierci, praktykowane przez te ludzkie osobliwo�ci od setek lat? Nie, nie, Maskamiki, kraj musi si� rozwija�. Czy Marks nie powiedzia�, �e post�p okupiony b�dzie krwi�? Mo�e to i przykre, ale trzeba si� z tym pogodzi�. Nie mamy wyboru. Je�li dla szesnastu milion�w Peruwia�czyk�w cen� rozwoju i uprzemys�owienia mia�o by� obci�cie w�os�w przez tych kilka tysi�cy golas�w, zmycie sobie tatua�y i wymieszanie si� z innymi - czy te�, �eby u�y� s�owa najbardziej znienawidzonego przez etnolog�w: akulturacja - no to c�, nie ma innego wyj�cia.
Maskamiki nie oburza� si� na mnie, bo nigdy si� za nic i na nikogo nie oburza�, i nie przybiera� tonu wy�szo�ci, tego wybaczam-ci-bo-nie-wiesz-co-m�wisz. Ale kiedy zaczyna�em go prowokowa�, czu�em, �e go to boli tak samo, jakbym �le m�wi� o don Salomonie Zuratasie. Ale, trzeba przyzna�, nie dawa� tego po sobie pozna�. Osi�gn�� ju� by� mo�e idealny dla Maczigueng�w stan, w kt�rym nie ulega�o si�, pod �adnym pozorem, jakiejkolwiek z�o�ci, by nie doprowadzi� do wykrzywienia si� r�wnoleg�ych linii utrzymuj�cych �wiat. A poza tym, nie przystawa� na �adn� dyskusj� na ten czy jakikolwiek inny temat w kategoriach og�lnych, podpartych ideologi�. Mia� wrodzon� odporno�� na wydawanie abstrakcyjnych s�d�w. Dla niego istnia�y wy��cznie problemy konkretne: to, co widzia� na w�asne oczy, i wnioski odno�nie do przysz�ych tego konsekwencji, jakie wysnu� m�g� ka�dy, kto ma cho� troch� pod sufitem.
- Po�owy za pomoc� dynamitu, na przyk�ad. Jest to zabronione, jak wiemy. Ale pojed� tam i sam zobaczysz, stary. Nie ma w ca�ej selwie rzeki, nawet potoku, w kt�rych g�rale i wirakocze - tak nas, bia�ych, nazywaj� - nie oszcz�dzaliby sobie czasu, �owi�c dynamitem, hurtowo! Oszcz�dzaj�c czas! Wyobra�asz sobie, co to znaczy? �adunki dynamitu dniami i nocami wyrzucaj� na powierzchni� ca�e �awice. Gatunki wymieraj�, przestaj� istnie�, stary.
Dyskutowali�my przy stole w barze �Palermo�, na La Colmenie, popijaj�c piwo. Na zewn�trz �wieci�o s�o�ce, przechodzili wiecznie zaaferowani ludzie, przeje�d�a�y gruchoty z agresywnymi klaksonami i otacza�a nas owa dymna atmosfera kawiarenek centrum Limy o woni sma�eniny i moczu.
- Zaraz, zaraz, Maskamiki, a trucizna to co? �owienie za pomoc� trucizny? Czy to nie jest wynalazek Indian? Na dobr� spraw� oni te� niszcz� Amazoni�.
Specjalnie u�y�em tego argumentu, �eby m�g� strzeli� do mnie z grubej rury. I strzeli�, oczywi�cie. To wymys�, ca�kowity wymys� i fa�sz. Owszem, u�ywaj� barbasco i cumo, ale tylko przy �r�d�ach, odnogach i jeziorkach tworz�cych si� na wyspach po opadni�ciu w�d. I tylko w okre�lonych porach. Nigdy w czasie tar�a, a na tym akurat znaj� si� jak ma�o kto. Wtedy u�ywaj� sieci, harpun�w, r�nego rodzaju wi�cierzy albo i �owi� go�ymi r�kami, oczy by ci na wierzch wysz�y, gdyby� to zobaczy�, stary. Za to biali u�ywaj� barbasco czy cumo przez ca�y rok i wsz�dzie. Wody zatruwane tysi�ce razy, przez dziesi�tki lat. Czy zdaj� sobie spraw�? Niszcz� nie tylko ryby w okresie tar�a, ale i powoduj� butwienie przybrze�nych drzew i ro�lin.
Idealizowa� ich? Oczywi�cie, jestem o tym przekonany. Jak r�wnie�, by� mo�e nawet nie�wiadomie, wyolbrzymia� rozmiary szk�d, by wzmocni� swoje argumenty. By�o jednak oczywiste, �e narybek sabalo i bagre, zatruwany p�dami barbasco czy cumo, i paiches rozszarpywane wybuchami dynamitu wrzucanego do wody przez rybak�w z Loreto, Madre de Dios, San Martin czy Amazonki, martwi�y go tak - nic a nic nie przesadzam - jakby ofiar� by�a jego gadaj�ca papu�ka. Oczywi�cie reagowa� identycznie, gdy wspomina� o masowych wyr�bach -�M�j wuj Hipolit, ci�ko, bo ci�ko, ale musz� to przyzna�, jest jednym z winnych� - wyniszczaj�cych najcenniejsze drzewa. D�ugo m�wi� mi o praktykach wirakocz�w i g�rali przyby�ych z And�w na podb�j selwy, o trzebieniu lasu po�arami spopielaj�cymi ogromne przestrzenie ziemi, kt�re po jednym, dw�ch zbiorach, stawa�y si� ca�kowicie ja�owe z powodu erozji gleby i braku pr�chnicy. A o eksterminacji zwierz�t to ju� nie ma nawet co gada�, stary, o ob��dzie zdobywania za wszelk� cen� ka�dej liczby sk�r, co doprowadzi�o do tego, �e jaguary, pumy, kajmany, w�e i dziesi�tki innych zwierz�t nale�� ju� do wymieraj�cych rzadko�ci. Wyw�d by� d�ugi i pami�tam go bardzo dobrze ze wzgl�du na co�, co wydarzy�o si� pod koniec naszej rozmowy, kiedy opr�nili�my ju� sporo butelek piwa, pojadaj�c chlebem ze skwarkami (kt�ry uwielbia�). Od drzew i ryb zawsze wraca� w tyradach do g��wnego tematu swoich obaw: do plemion. Bo i one, je�li si� nic nie zmieni, skazane s� na eksterminacj�.
- Naprawd� wydaje ci si�, Maskamiki, �e poligamia, animizm, pomniejszanie g��w i czary za pomoc� wywar�w z tytoniu s� wy�sz� form� kultury?
Ma�y Andyjczyk posypywa� trocinami plwociny i inne brudy walaj�ce si� na czerwonawej pod�odze baru �Palermo�, krok w krok za nim sko�nooki pracownik lokalu zamiata�. Saul przez jaki� czas wpatrywa� si� we mnie, nic nie m�wi�c. Wreszcie pokr�ci� g�ow�.
- Wy�sz�? Nie. Nigdy tego nie powiedzia�em i nigdy tak nie s�dzi�em, bracie. - Spowa�nia� strasznie. - Ni�sz�, by� mo�e, je�li mierzy� to skal� umieralno�ci dzieci, sytuacji kobiety, monogamii czy poligamii, r�kodzielnictwa i wytw�rczo�ci. Nie my�l, �e ich idealizuj�. �adn� miar�.
Zamilk�, jakby poch�oni�ty czym� zupe�nie innym, mo�e sprzeczk� przy s�siednim stole wybuchaj�c� co i raz od momentu naszego przyj�cia. Ale nie. Poch�on�y go wspomnienia. I zda�o mi si�, jakby nagle posmutnia�.
- W�r�d w�druj�cych ludzi i wielu innych plemion istniej� rzeczy, kt�re niew�tpliwie by ci� zaszokowa�y. Nie zaprzeczam.
Na przyk�ad to, �e Aguarunowie i Huambisi z g�rnego Mara�onu w�asnymi r�koma wyrywaj� b�on� dziewicz� swoim c�rkom i zjadaj� j�, gdy te maj� pierwsz� miesi�czk�, �e w wielu plemionach istnieje niewolnictwo, a w niekt�rych wsp�lnotach pozostawia si� starc�w w�asnemu losowi przy pierwszych objawach s�abo�ci, skazuj�c ich na pewn� �mier�, pod pretekstem, �e ich dusze ju� s� oczekiwane, a ich los dope�niony. Ale najgorsz� rzecz�, by� mo�e najtrudniejsz� do zaakceptowania z naszego punktu widzenia, by�o to, co przy odrobinie czarnego humoru nazwa� mo�na by polepszaniem rasy u plemion z rodziny Arawak�w. Polepszaniem, Saulu? Tak, co�, co samo w sobie wyda ci si�, tak jak mi z pocz�tku, czym� okrutnym, stary. Chodzi o to, �e dzieci, kt�re rodz� si� z jakimi� defektami fizycznymi, kulawe, �lepe, bez r�k, z wi�ksz� lub mniejsz� ni� potrzeba liczb� palc�w albo z zaj�cz� warg�, s� natychmiast zabijane przez w�asne matki przez wrzucenie do rzeki lub pogrzebanie �ywcem. Kogo by takie zwyczaje nie zaszokowa�y?
Przygl�da� mi si� badawczo przez jaki� czas, w milczeniu, zamy�lony, jakby szuka� najodpowiedniejszych s��w do kolejnego zdania. Nagle dotkn�� swego ogromnego znamienia.
- Ja bym nie zda� egzaminu, stary. Zlikwidowaliby mnie natychmiast - szepn��. - M�wi�, �e Spartanie robili to samo, nie? �e wszystkie potworki, wszystkich gregor�w sams�w zrzucali z g�ry Tajget, nie?
Za�mia� si�, te� si� za�mia�em, cho� obaj wiedzieli�my, �e Saul nie �artuje i �e nie ma �adnych powod�w do �miechu. Wyja�ni� mi, �e co ciekawe ci nieprzejednani wobec noworodk�w z wadami fizycznymi s� jednocze�nie nader ludzcy w stosunku do dzieci, jak i doros�ych, kt�rzy wskutek wypadku lub choroby doznali trwa�ego kalectwa. Saul przynajmniej nie dostrzeg� w�r�d znanych sobie plemion �ladu jakiejkolwiek wrogo�ci wobec inwalid�w czy ob��kanych. Jego d�o� wci�� spoczywa�a na zajmuj�cym p� twarzy ciemnofioletowym znamieniu.
- Tacy ju� s� i powinni�my to uszanowa�. Bycie w�a�nie takimi pomog�o im prze�y� setki lat w harmonii ze swoimi lasami. Mo�emy nie rozumie� ich wierze�, niekt�re z ich zwyczaj�w mog� nas szokowa�, ale nie mamy prawa zniszczy� ich ca�kowicie.
Wydaje mi si�, �e owego dnia, w barze �Palermo�, po raz pierwszy i ostatni napomkn��, nie w �artach, ale ca�kiem serio, nie unikaj�c nawet dramatycznych ton�w o tym, co z tak� elegancj� potrafi� tuszowa�, cho� musia�o stanowi� w jego �yciu prawdziw� tragedi�, czyli o swej naro�li, kt�ra dzia�aj�c na ludzi odpychaj�co, czyni�c ze� obiekt ustawicznych kpin, musia�a zarazem wp�ywa� na jego stosunki z otoczeniem, szczeg�lnie za� z kobietami. (Dzia�a�y na niego onie�mielaj�co; na uniwersytecie, jak zauwa�y�em, unika� ich, a rozmowy nawi�zywa� tylko z tymi naszymi kole�ankami, kt�re pierwsze si� do� odzywa�y.) W ko�cu oderwa� r�k� od twarzy z gestem odrazy, jakby czuj�c wyrzuty, �e w og�le dotkn�� znamienia, i rzuci� si� w kolejn� tyrad�.
- Czy nasze auta, armaty, samoloty, coca-cole, uprawniaj� nas do zlikwidowania ich dlatego, �e oni nic z tego nie maj�? A mo�e ty, stary, wierzysz w �cywilizowanie dzikus�w�? Ale jak? Pakuj�c ich wszystkich do wojska? Albo zaganiaj�c do roboty w gospodarstwach rolnych, robi�c z nich niewolnik�w takich facet�w jak Fidel Pereira? Zmuszaj�c ich do zmiany j�zyka, religii, zwyczaj�w, jak chc� misjonarze? A co si� dzi�ki temu zyskuje? Tylko i wy��cznie to, �e mo�na ich lepiej wyzyskiwa�, nic wi�cej. �e przeistaczaj� si� w zombi, w ludzkie karykatury, jakimi s� na p� zakulturowani Indianie z ulic Limy.
Ma�y Andyjczyk posypuj�cy trocinami pod�og� �Palermo�, mia� na nogach typowe sanda�y - podeszwa i dwa gumowe paski - produkowane przez rzemie�lnik�w, a spodnie, pocerowane, w �atach, nosi� przewi�zane w pasie zwyk�ym sznurkiem. By� to dzieciak o twarzy starca, sztywnych w�osach, czarnych paznokciach i czerwonawych strupach na nosie. Zombi? Karykatura? Czy lepiej dla niego by�oby nie rusza� si� z andyjskiej wioski, u�ywa� �apci i poncho, nigdy nie nauczy� si� hiszpa�skiego? Nie zna�em odpowiedzi i wci�� mam w�tpliwo�ci. Ale Maskamiki ju� wiedzia�. M�wi� o tym bez zapalczywo�ci, bez gniewu, ze spokojn� stanowczo�ci�. D�ugo wyja�nia� mi drug� stron� owych okrucie�stw (�to jest cena�, m�wi� mi, Jak� p�ac� za prze�ycie�), wszystko, co wydawa�o mu si� w tych kulturach rzecz� godn� podziwu. Chodzi�o mu o co�, co mimo r�nic, cz�sto olbrzymich, wyst�powa�o w ka�dej z nich: rozumny stosunek do otaczaj�cego ich �wiata, ow� zrodzon� z prastarej praktyki m�dro��, kt�ra, poprzez wypracowany system rytua��w, zakaz�w, obaw, rutynowych czynno�ci powtarzanych i przekazywanych z ojca na syna, pozwoli�a im zachowa� t� Natur�, pozornie bujn�, w rzeczywisto�ci za� kruch� i nietrwa��, od kt�rej zale�a�o ich przetrwanie. Prze�yli, bo ich zachowania i zwyczaje pos�usznie dostosowa�y si� do rytm�w i wymog�w �wiata naturalnego, bez zadawania mu gwa�tu, bez wprowadzania g��bokich zmian poza tymi, kt�re okazywa�y si� niezb�dne, by oni sami nie zostali przez �w �wiat zniszczeni. Wprost przeciwnie ni� nasza cywilizacja, marnotrawi�ca wszystkie te elementy, bez kt�rych w ko�cu zwi�dniemy jak pozbawione wody kwiaty.
S�ucha�em pozornie zainteresowany jego s�owami, bo raczej my�la�em o jego znamieniu. Dlaczego ni st�d, ni zow�d skupi�em si� na nim, podczas gdy Saul m�wi� mi, co czuje wobec tubylc�w z Amazonii? Czy to nie w tym znamieniu w�a�nie tkwi� klucz nawr�cenia si� Saula? Ci Shipibowie, Huambisi, Aguarunowie, Yaguasowie, Shaprowie, Campasowie, Mashkowie pe�nili w spo�ecze�stwie peruwia�skim rol�, kt�rej nikt nie m�g� poj�� lepiej ni� on: byli barwn� okropno�ci�, osobliwo�ci� wzbudzaj�c� u jednych wsp�czucie, u drugich szyderczy �miech, nigdy jednak odrobiny cho�by szacunku czy zwyk�ej akceptacji, zastrze�onych jedynie dla tych, kt�rzy swym wygl�dem, zwyczajami i wierzeniami dostosowywali si� do �normalno�ci�. I Maskamiki, i tubylcy byli dla reszty Peruwia�czyk�w anomali�; jego znami� wzbudza�o w nich, w nas, uczucia podobne do tych, kt�re w g��bi ducha �ywili�my wobec tych p�nagich istot �yj�cych gdzie� daleko, iskaj�cych si� i wyjadaj�cych wszy, i m�wi�cych niezrozumia�ymi j�zykami. Czy nie tu tkwi�a przyczyna jego mi�o�ci od pierwszego wejrzenia do dzikich? Czy nie uto�sami� si� pod�wiadomie z tymi spychanymi na margines istotami w�a�nie ze wzgl�du na swoje znami�, czyni�ce r�wnie� z niego istot� odrzucan� za ka�dym razem, gdy pojawia� si� na ulicy?
Zaproponowa�em mu t� interpretacj�, by zobaczy�, czy nie poprawi mu to humoru i, rzeczywi�cie, zacz�� si� �mia�.
- Zaliczy�e� seminarium z psychologii doktora Guerrity? -zacz�� kpi� ze mnie. - Bo ja bym ci� raczej obla�.
I wci�� �miej�c si�, opowiedzia� mi, �e don Salomon Zuratas, bij�cy mnie na g�ow� przebieg�o�ci�, zasugerowa� mu interpretacj� judaistyczn�.
- To znaczy, �e identyfikuj� Indian amazo�skich z narodem �ydowskim, zawsze w mniejszo�ci, zawsze prze�ladowanym z powodu swej religii i praktyk odmiennych od stosowanych przez reszt� spo�eczno�ci. No i jak ci si� podoba? Wznio�lejsza od twojej, kt�r� mo�na by okre�li� jako syndrom Frankensteina. Co kto lubi, stary.
Odpar�em, �e obie interpretacje wcale si� nie wykluczaj�. Saul, rozbawiony i potakuj�c mi przewrotnie, doko�czy�:
- Tak, w�a�ciwie masz racj�. No bo w�a�nie dlatego, �e ze mnie taki p� �yd, p� potw�r, jestem wra�liwszy od ciebie, cz�owieka przera�liwie normalnego, na los amazo�skich Indian.
- Biedni Indianie! Jakie to wzruszaj�ce! Tylko wyjmowa� chusteczk� i ociera� �zy. Ty w gruncie rzeczy te� ich wykorzystujesz.
- Dobra, starczy na dzi�. Musz� ucieka� na zaj�cia - po�egna� si�, wstaj�c, bez cienia z�o�ci sprzed chwili. - Ale przy najbli�szej okazji przypomnij mi, �ebym ci� wyprowadzi� z b��du co do tych �biednych Indian�. Opowiem ci takie historie, �e padniesz, stary. Na przyk�ad, co z nimi wyprawiano w okresie gor�czki kauczukowej. Je�li to przetrzymali, raczej nale�a�oby m�wi� o nich, �e s� supermanami, a nie biednymi Indianami. Sam zobaczysz.
Jak wida� porusza� swoje ulubione tematy w rozmowach z don Salomonem. Staruszek pewnie pogodzi� si� wreszcie z my�l�, �e miast w Pa�acu Sprawiedliwo�ci, Saul rozs�awia� b�dzie nazwisko Zuratas w uniwersyteckich aulach jako wybitny antropolog. Czy rzeczywi�cie tym chcia� w �yciu zosta�? Profesorem uniwersyteckim? Badaczem? Wiedzia�em, �e nadawa�by si� do pracy naukowej, bo s�ysza�em, jak m�wi� o tym jeden z jego profesor�w, doktor Jose Matos Mar, w�wczas szef katedry etnologii na Uniwersytecie San Marcos.
- Ten ch�opak, Zuratas, to skarb. Trzy miesi�ce wakacji sp�dzi� w Urubambie, pracuj�c w�r�d Maczigueng�w, i przywi�z� wspania�y materia�.
M�wi� to do Raula Porrasa Barrenechei, historyka, z kt�rym pracowa�em popo�udniami, znanego ze swego wstr�tu do etnologii i antropologii, oskar�anych przeze� o zast�powanie cz�owieka przedmiotem w roli g��wnego bohatera kultury i o za�miecanie prozy kastylijskiej (a sam, nawiasem m�wi�c, pisa� proz� cudown�).
- �wietnie, panie doktorze, zr�bmy wi�c z tego ch�opaka historyka, a nie zbieracza r�nych cudeniek. Prosz� mi go przekaza� na histori�, b�d��e pan altruist�.
Praca wykonana w�wczas w�r�d Maczigueng�w, latem 1956 roku, zosta�a nieco p�niej przez Saula poszerzona i przedstawiona jako magisterska. Broni� jej, kiedy byli�my na pi�tym roku, i bardzo dobrze pami�tam pe�n� dumy i wewn�trznej rado�ci twarz don Salomona. Od�wi�tnie ubrany, z wykrochmalonym gorsem pod marynark�, przyby� na publiczn� obron� syna, zaj�� miejsce w pierwszym rz�dzie auli i �wieci�y mu si� oczka, kiedy Saul czyta� konkluzje, odpowiada� na pytania komisji - a przewodniczy� jej Matos Mar - nadawano mu tytu� i przepasywano odpowiedni� wst�g�.
Don Salomon zaprosi� mnie i Saula na obiad do �Raimondi�, w centrum Limy, by uczci� wydarzenie. Sam jednak nie wzi�� nic do ust, by� mo�e chc�c unikn�� nie�wiadomego z�amania �ydowskich regu� �ywieniowych. (To by� jeden z ulubionych �art�w Saula, gdy zamawia� skwarki albo owoce morza: �A poza tym, to poczucie, �e wcinaj�c je, w�a�nie pope�niam grzech, dodaje im bardzo specyficznego smaczku, stary, nawet nie wiesz, co tracisz�.) Don Salomon z okazji synowskiego tytu�u nie posiada� si� z rado�ci. W po�owie obiadu, zwracaj�c si� do mnie ze swym powolnym, �rodkowoeuropejskim akcentem, poprosi� gor�co:
- Niech pan przekona swego przyjaciela, by przyj�� stypendium. - A widz�c moje ca�kowite zaskoczenie, wyja�ni�: -Nie chce wyjecha� do Europy, bo boi si� zostawi� mnie samego, jakbym nie by� dostatecznie doros�y, �eby odpowiednio o siebie zadba�. Powiedzia�em mu, �eby si� tak nie upiera�, bo inaczej zmusi mnie do tego, bym umar�, i w ten spos�b b�dzie m�g� spokojnie sobie wyjecha� do Francji na specjalizacj�.
W ten spos�b dowiedzia�em si�, �e Matos Mar zdoby� dla Saula stypendium doktoranckie na uniwersytecie w Bordeaux. Maskamiki nie przyj�� stypendium, by nie zostawia� ojca samego. Czy rzeczywi�cie z tego w�a�nie powodu nie wyjecha� do Bordeaux? Wtedy tak s�dzi�em, a teraz jestem przekonany, �e k�ama�. Teraz wiem, �e cho�by nikomu si� z tego nie zwierza�, trzymaj�c wszystko w najwi�kszej tajemnicy, owo nawr�cenie ju� w nim dojrzewa�o, nabieraj�c cech mistycznego uniesienia, by� mo�e nawet poszukiwania m�cze�stwa. Teraz nie mam w�tpliwo�ci, �e tytu� magistra etnologii zdoby�, bior�c na siebie obowi�zek �mudnego przygotowania pracy, tylko dla sprawienia ojcu satysfakcji. Sam w owych dniach biega�em jak szalony, za�atwiaj�c wszelkiego rodzaju formalno�ci, by uzyska� jakie� stypendium umo�liwiaj�ce mi wyjazd do Europy, wielokrotnie wi�c pr�bowa�em przekona� Saula, by nie marnowa� takiej okazji. �Maskamiki, nikt ci ju� wi�cej nie da takiej szansy. Europa! Francja! Cz�owieku, nie b�d� idiot�!� By� stanowczy: nie mo�e jecha�, jest jedyn� osob�, jak� don Salomon ma na �wiecie, nie opu�ci go na dwa, trzy lata, maj�c na wzgl�dzie jego podesz�y wiek.
Jasne, �e mu uwierzy�em. Jego nauczyciel, Matos Mar, ten, kt�ry zdoby� dla� stypendium, pok�adaj�c w nim ogromne nadzieje naukowe, by� jedyn� osob�, kt�ra nie ca�kiem mu uwierzy�a. Pojawi� si� pewnego wieczoru, jak to zwyk� czyni�, w mieszkaniu Porrasa Barrenechei na pogaw�dk� przy herbacie z ciasteczkami i stroskany oznajmi� mu:
- Ma pan szcz�cie, doktorze. W tym roku ze stypendium do Bordeaux mo�e skorzysta� wydzia� historii. Nasz kan