3863
Szczegóły |
Tytuł |
3863 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3863 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3863 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3863 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�zef Ignacy Kraszewski
Radca Maciek
�
� Ludzie � mawia� jeden ze starych moich, kt�rym si� przys�uchiwa�em w m�odo�ci � ludzie s� jak jab�ka. Na tej�e jab�oni, prosz� si� przypatrzy�, wisi jedno zwr�cone ku s�o�cu, drugie w cieniu, trzecie pokryte li��mi, czwarte �ci�ni�te � a ka�de ci inaczej dojrzeje i smakowa� b�d� r�nie.
To, kt�remu s�oneczko przy�wieca�o zawczasu, jedno z dwojga: albo si� rozwinie �licznie, zarumieni cudnie i s�odyczy nabierze, lub zeschnie przedwcze�nie � dojrza�e i zarobaczone. W cieniu ro�nie czasem na to, aby kwa�ne by�o d�ugo, ale gdy dojrzeje � i trwa, i smakuje. S�owem, ka�dy owoc nawet ma sw� dol�, a ta sama ga��� daje i najpi�kniejsze, i najn�dzniejsze.
To� samo z lud�mi si� dzieje.
Lat temu dwadzie�cia i kilka pozna�em w Warszawie pana Macieja, na�wczas rzeczywistego radc� stanu, powszechnie szanowanego urz�dnika.
By� to m�czyzna, kt�rego wiek trudno si� dawa� odgadn��. Wida� by�o po nim, �e �y� d�ugo i wiele prze�y� musia�, ale si� tym raczej zahartowa�, ni� zm�czy�. S�usznego wzrostu, silny, blondyn i ma�o co posiwia�y, cery ��tawej, oczu szarych � przy swych latach mia� jeszcze ruchy m�odzie�cze, a gdy za r�k� �cisn�� zapomniawszy si�, niejeden z b�lu sykn��. D�o� mia� pot�n�, jakby prac� namulan� i wyrobion�.
Nigdym go nie widzia� smutnym ani kwa�nym; twarz nosi� zawsze pogodn�, u�miechni�t� i napi�tnowan� m�stwem takim, jakby si� niczego nie obawia�. Nie znosi� szczeg�lniej m�odzie�y m�skiej tch�rzliwej i bez energii.
Do przymiot�w tego cz�owieka, w kt�rym wszystko znamionowa�o autodydakta (z czym si� nie tai�), nale�a�o to, �e go, starego ju�, wszystko �ywo obchodzi�o... Nowe odkrycie, nowa ksi��ka, ka�da rzecz, w kt�rej by�o �ycie, zajmowa�a go, poci�ga�a. Nie opu�ci� �adnego odczytu, nie uspokoi� si�, a� to, o czym m�wiono wiele, bli�ej pozna� i zbada�.
Bezdzietny wdowiec, swobodny, niemaj�tny, ale te� nie cierpi�cy niedostatku, s�u�b� sw� niewiele zaj�ty, pan Maciej wi�d� �ycie, kt�re z dala przynajmniej musia�o si� wielu wydawa� szcz�liwym.
Nie widzia�em go nigdy ani znudzonym, ani nie�wiadomym, co ma pocz�� z czasem. Spieszy� si�, rachowa� z godzinami � dni mia� zape�nione, wyobra�ni� zawsze czym� zaj�t�, w kieszeni jak�� ksi��k�, przed sob� jakie� oczekiwanie.
W rozmowie najcz�ciej stara� si� jej nada� nastr�j �artobliwy, ale z�o�liwym nie by�, owszem, czu� w nim ka�dy �agodnego i gotowego na us�ugi cz�owieka.
Jake�my si� poznajomili i zbli�yli, trudno mi dzi� to wyt�umaczy�; przysz�o to samo z siebie, z wolna, gdy ka�de spotkanie wi�cej nas spoufala�o.
W ko�cu stali�my si� przyjaci�mi, wzajemnie sobie zwierzaj�c, widuj�c ch�tnie, coraz cz�ciej; stosunek nasz nabra� tego charakteru, jaki cz�stokro� tylko d�ugie lata nadaj�.
Pan radca Maciej m�wi� du�o i ch�tnie, ja s�ucha� lubi�; a ze swego �ycia mia� zawsze tyle epizod�w do opowiadania, i� nigdy mu na nich nie zbywa�o. Wspomina� ch�tnie dawniejsze czasy. Z tych jednak urywanych epizod�w o jego w�asnej przesz�o�ci trudno by�o powzi�� jakie� wyobra�enie. Dowodzi�y one tylko, i� si� ociera� o wielu bardzo ludzi, przebywa� w sferach r�nych i w�drowa� du�o po bo�ym �wiecie.
O sobie m�wi� nawiasowo, nie zwierzaj�c si� z tego, co osobi�cie go dotyka�o.
Raz jednak wieczorem u mnie, gdy si� ma�a gromadka go�ci rozesz�a i pozostali�my we trzech tylko � z panem Stanis�awem, z kt�rym radca by� tak spoufalony jak ze mn� � o�ywi� si� wi�cej ni� zwykle.
Wyszed� by� w�a�nie pewien jegomo��, o kt�rym wiedzieli�my, �e si� w�asn� si�� dobi� w �wiecie znakomitego po�o�enia. Ta krescytywa by�a ze wszech miar zagadkow�, gdy� nasz dorobkiewicz nie mia� nadzwyczajnych przymiot�w � nauki ma�o, zdolno�ci mierne, charakter niemi�y i szorstki. Odznacza�o go jedno � to up�r rzeczywi�cie zdumiewaj�cy; szed� zawsze i wsz�dzie przebojem, m�wi� g�o�no, nie ust�powa� nikomu.
Gdy�my o tym raz prawili, co w praktycznym �yciu najwa�niejszym jest, aby cz�owiekowi zno�ny byt zapewni� � radca si� odezwa� machaj�c r�k�:
� Wierzcie mi, silna wola i zimna krew to s� najlepsze i najskuteczniejsze narz�dzia. Rozumie si�, �e szcz�cia te� potrzeba i okoliczno�ci, je�li nie pomy�lnych, to przynajmniej nie gwa�t zadaj�cych i niszcz�cych wszystko. Uporem idzie si� daleko � mi�kkich los i ludzie bez mi�osierdzia gniot�.
Nikt mu nie zaprzeczy�. Pan radca Maciej pal�c cygaro, wsparty na kolanie, zapatrzy� si� w ogie� na kominku.
Milczeli�my wszyscy.
D�ugo by� jakby sam w sobie i wspomnieniach swych zatopiony.
� Najlepsz� ilustracj� tego, com rzek� � doda� po chwili � by�aby moja w�asna historia.
Szepn��em nie�mia�o:
� Je�eli ona sama si� na usta napiera, dlaczeg� by jej nie powiedzie� nam gwoli zbudowaniu?
� Dlatego si� jej boj� rozpocz�� � odpar� �miej�c si� pan radca Maciej � �e siebie znam, gdy z tego k��buszka ni� rozwin�, nie sko�cz� jednego wieczora... Westchn��.
� My�my i trzy, i cztery s�ucha� gotowi � doda� Stanis�aw.
Radca si� zamy�li�.
� Z tymi wspomnieniami � doda� �ywo � gra niebezpieczna. Ruszywszy je, niepodobna py�u i kurzawy nie podnie��, a te nie s� zdrowe...
Nikt z nas ju� mu gwa�tu zadawa� nie my�la� � milczeli�my. Pan Maciej nie patrzy� na nas, ale w kominek, i pocz�� m�wi� dziwnie � jak gdyby sam do siebie i dla siebie.
� Najstarsze moje wspomnienia si�gaj� tego czasu, gdym by� nie panem Mateuszem ani panem Maciejem, ale najpro�ciejszym w �wiecie Ma�kiem... Ojciec m�j mia� kawa�ek ziemi w osadzie szlacheckiej, w kt�rej by�o nas tylko dwie rodziny rozrodzono tak, i� z tego uros�a wioska ca�a, przy szabelce chodz�cych za p�ugiem ludzi rycerskiego stanu. Po�owa by�a Wieniawit�w, po�owa Rawicz�w... Wcisn�o si� dw�ch czy trzech Do��g�w, jeden Pob�g... ale tych w gromadzie naszej ani zna�, ni czu� nie by�o.
Ojciec, o ile wiem, przypominam sobie i s�ysza�em o nim, niepowodzeniami przybity, opr�cz tego ze krwi ju� niecierpliwy, gor�czka, w ko�cu �ycia potrafi� si� tak ze wszystkimi por�ni�, i� nikogo w osadzie, nawet z najbli�szych krewnych, przyjaznym sobie nie mia�. �y� zupe�nie odosobniony, ubo�ej�c coraz, wyrzekaj�c na los sw�j, odgra�aj�c si� niebu, a co krok zapadaj�c g��biej.
Siedzia� w d�ugach po uszy, mia� w s�dzie spraw kilka, z s�siadami na miedzach spotka� si� nie m�g�, a�eby do k��tni, �ajania i odgr�ek nie przychodzi�o.
Z �ydem arendarzem, kt�ry mniej wi�cej wszystkich g�aska� i z nikim si� nierad by� zadziera�, tak�e od dawna si� sk��ci�; proboszcz go strofowa�, �agodzi�, wi�c od niego ucieka�. Dosy� powiedzie�, �e z rodzonym bratem Joachimem od pi�tnastu lat szli na no�e.
Pami�tam, jak za mg�� widz�c, ostatnie lata �ycia ojca mego. W domu niedostatek by� granicz�cy istotnie z n�dz�. Ojciec, wyrostek sierota naj�ty, �obuz, z�odziej, szkodnik i zuchwalec, stara baba pijaczka i ja � sierota � mie�cili�my si� w wal�cym si� domku, kt�rego dach zacieka�, �ciany w ziemi� zapada�y, gdzie cz�sto nie by�o z czego ognia rozpali� i co przy nim ugotowa�.
�yli�my na wiosn� zielenin�, kartoflami, drobiem, kt�rego ma�o co by�o, kasz� st�ch��, czasem bez soli, s�onin� star�, kt�rej sk�piono...
Nie zawsze by� chleb, a nigdy do syta...
Ojciec, ju� z�amany, cz�sto musia� le�e�, nie mog�c si� podnie��, bo w ko�ciach go �ama�o, a r�ce mia� pokurczone i nabrz�k�e.
Je�li nie j�cza�, to k��ci� si� musia�...
�ywa dusza do nas nie zajrza�a nigdy, nie pom�g� nikt.
W polu o jednym koniu i jednej chudej krowie niewiele zrobi� by�o mo�na. Orano licho, siano po�ladem, gnoju te� nie mieli�my, aby zja�owia�e zagony zasili�.
Cz�sto kawa� dobry zostawa� nie orany, nie zasiany, bo ani czasu, ni si� na to nie sta�o.
Na mnie na�wczas nikt nie zwraca� uwagi; w��czy�em si� samopas, rzadko mog�c do innych dzieci przyst�pi�, bo nienawi�� ku ojcu spada�a te� na mnie. Pijaczka gospodyni bi�a, popycha�a, parobczak prze�ladowa�.
Ojciec zdawa� si� nie chcie� patrze� na mnie, aby nie my�le�, co mnie czeka, i serca sobie nie krwawi�.
Zawczasu te� nauczy�em si� sam my�le� o sobie... a gdym by� g�odny, poj�cie cudzej w�asno�ci zupe�nie si� zaciera�o...
Szcz�ciem, przeznaczaj�c mnie na tak zwany twardy los, natura da�a zdrowie i si�y, jakich najrozpieszcze�szym dzieciom braknie. Mog�em wytrzyma� g��d, ch��d, pragnienie, znu�enie najwi�ksze, a wyg�d nie potrzebowa�em �adnych.
Zostawiony sam sobie � t� walk� o byt poczu�em ledwie spi�wszy si� na nogi i w niej si� zahartowa�em.
W osadzie znano mnie na�wczas z tego, �em by� zuchwa�ym szkodnikiem, i gdzie mnie zobaczy� kto, wnet wo�a� i p�dza�, bo si� domy�la�, �em bez przyczyny si� nie podkrad�.
P�dzano i szczuto... nie wiedz�c nawet za co...
Ostatnie dni ojca przypominam te� sobie.
Z ��ka ju� nie wstawa�, w nocy chrz�szcza�o mu w piersiach okropnie, a kaszel straszny go dusi�... kl�� i rzuca� si� � wo�a� gospodyni � dawano mu wody, przegotowanej ze sk�rk� od chleba; na ostatek s�abn�� pocz�� i senno�� go obj�a gor�czkowa.
By�o to latem... W chacie panowa� zaduch i skwar nie do wytrzymania, cho� okienko by�o wyj�te. Le�a�em na moim bar�ogu, spa� nie mog�c, bom by� te� g�odny. Dopiero gdy si� na, dzie� bra�o, snem kamiennym zasn��em.
Zbudzi�em si�, gdy mnie kto� nog� kopn��, i zl�k�em mocno, bo izba, zwykle pusta, pe�na by�a ludzi. Ha�as w niej panowa�, a g�osy podniesione, krzykliwe, oko�o �o�a ojcowskiego napa�� jak�� zdawa�y mi si� oznacza�.
Porwa�em si� na nogi i pad�em, bo ludzie, kt�rzy si� cisn�li, nie zwa�aj�c na mnie, nie dawali ruszy� z miejsca.
Co si� sta�o, zrozumie� nie mog�em.
Ojciec le�a� niedaleko ode mnie, na nisko wys�anej po�cieli, ��ty, siny, nieruchomy, z ustami i oczyma otwartymi, z piersi� obna�on�.
Brat Joachim, jego �ona, kilku s�siad�w, parobcy, wyrostki cisn�li si� zagl�daj�c, swarz�c, k��c�c.
Coraz to kto� nowy zagl�da� przeze drzwi i stara� si� tu wcisn��.
Gospodyni z fartuchem na oczach, u pieca stoj�c, p�aka�a...
O �mierci na�wczas s�ysza�em ju� wiele, ale nigdy z bliska nie widzia� umar�ego, dlatego nie od razu zrozumia�em, i� ojciec nie �y�. Gdym o tym wreszcie pos�ysza�, nie rozp�aka�em si�. Ogarn�� mnie jaki� strach, zdziwienie, ciekawo��, ale �alu nie czu�em. Nieboszczyk, cho� kocha� mnie pewnie, obchodzi� si� ostro i p�dza� jak inni. Rzadko bardzo pog�aska� po g�owie. Nie lubi� patrze� na mnie, bo widok ten mu serce krwawi�.
Gromada ludzi doko�a tych zw�ok, o kt�re si� nikt nie troszczy�, nikt ich nie tkn��, sta�a gwarz�c, �miej�c si� nawet z cicha, popychaj�c. Wchodzili, wychodzili, a� w progu si� pokaza� z krzy�ykiem i ksi��k� w r�ku proboszcz, ksi�dz S�otwina, w wytartej, starej sutannie.
Na widok jego uciszyli si� ludzie, rozpierzchiwa� i rozst�powa� zacz�li.
Surowym wzrokiem powi�d� po tym t�umie niesfornym, kt�ry dobrze zna� ksi�dza S�otwin� bali si� go wszyscy, ruchem r�ki wnet zrobi� porz�dek.
Kl�k� si� modli� i wszyscy go w cicho�ci na�ladowali.
Wsta� potem, szukaj�c kogo� oczyma. Brata Joachima ju� tu nie by�o. Zapyta� gospodyni o szczeg�y �mierci, ale ta wiedzia�a tylko, �e z rana znalaz�a ojca ju� nie�ywym.
Postrzeg� potem mnie le��cego na ziemi i smutnie poruszy� g�ow�, obejrza� si� po chacie, namy�la�, co ma pocz��.
M�wi� tu nie by�o z kim.
Wyszed� wo�aj�c, aby mu pana Joachima �ci�gni�to, a ja, korzystaj�c z tego, i� miejsce zrobiono, wymkn��em si� za nim na podw�rze.
Stryj szed� ju�, bez czapki, bez kapoty, r�ce w ty� za�o�ywszy, i zimno, ale z poszanowaniem powita� proboszcza.
� Co my�licie? � zapyta� proboszcz.
Joachim brod� potar�.
� A mnie co do tego! � odpar�. � Albo� on mi bratem by� za �ycia? Niech go sobie, kto chce, grzebie i my�li o tym, ja palcem nie rusz�...
� Przecie� to wam nale�y z prawa i opieki nad dzie�mi! � doda� ksi�dz.
A� si� wstrz�sn�� pan Joachim.
� Zna� ni wiedzie� nie chc� � rzek� stanowczo. � Grunt i dom sprzedadz�, bo na nich wi�cej d�ugu, ni� ten ch�opiec wart. Ch�opiec �otr, ja mam swoje dzieci, a chleba nie do zbytku... Niech dobrodziej czyni, co chce � doko�czy� � ja ani dam, ani zrobi� nic... Sta� on mi za �ycia ot, tu (pokaza� na gard�o), niech na s�dzie bo�ym odpowiada!
Sk�oni� si� pan Joachim i odszed�...
Proboszcz m�wi� potem z innymi, radzi�, zwo�ywa� � sz�o oporem.
Nie s�ysza�em ju� nic, ty�kom widzia�, �e do po�udnia nikt si� niczego nie tkn��.
Wyrostek zabrawszy, co mia� i co m�g� schwyci�, znikn�� zaraz, baba wi�za�a w�ze�ki.
O mnie nie pomy�la� nikt.
Chata sta�a otworem, a cia�o nieruszone. Dopiero wieczorem ksi�dz proboszcz przys�a� zakrystiana; dw�ch starszych z bractwa wesz�o do izby i pomy�lano o trumnie, kt�r� z opi�k�w starych zbi� cie�la...
Nie wiem, co tego dnia jad�em, ale mi si� zdaje, �em suchego chleba kawa�ek znalaz� i jaja zepsute, kt�re wypi�em... Ba�em si� i�� do chaty, wi�c na noc pod szopk� na gar�ci s�omy spa�em razem ze starym psem, kt�ry mi pod bokiem si� umie�ci� i odp�dzi� si� nie dawa�, a noc� si� ci�gle zrywa�, naszczekiwa� i wy�...
Tak mnie ranek zasta� i deszcz z burz� zmusi� pod dachem szuka� schronienia. G��d czu�em okrutny, a sposobu zaspokojenia go nie mog�em znale��.
Nie p�aka�em jednak, alem z�y by�...
Musia�em po s�siednich ogrodach polowa�, czy czego nie znajd�. Przekradaj�cego si� tak ju� opodal od chaty z�apa�a dziewczyna od s�siada i na pierwsze jej odezwanie si�, przestraszony, chcia�em ucieka�, ale mnie za ko�nierz chwyci�a.
Nie zna�em jej dot�d, ledwie kiedy widuj�c z daleka.
By�a silna i doros�a, wi�c si� jej z r�k wydrze� nie mog�em. Nie pozna�a i ona mnie, a� nierych�o domy�li�a si�, �em by� musia� sierot� po nieboszczyku.
Spyta�a mnie, czym jad�; powiedzia�em jej p�acz�c, bo dopiero teraz na �zy mi si� zebra�o, �em prawie nic w g�bie nie mia�, bo w domu nie by�o nikogo. Pad�em tam zaraz pod p�otem na ziemi�, obawiaj�c si�, aby mnie nie bi�a.
Dziewczyna patrzy�a na mnie d�ugo; nie powiedzia�a nic i da�a znak, abym za ni� szed�. Ci�ko si� by�o ruszy� spod p�ota, a i�� nie my�la�em, aby by�o po co, wi�c zosta�em na ziemi, gdziem by�, niemal og�upiawszy z g�odu i zm�czenia.
Spu�ci�em oczy i d�uba�em traw�...
Chwila up�yn�a, gdym dwie bose nogi zobaczy� przed sob� � podnios�em g�ow� i spostrzeg�em dziewczyn� te� sam�, kt�ra mi kromk� chleba z kawa�kiem sera podawszy, sama, nie czekaj�c podzi�kowania, uciek�a.
Jakem jad� ze zwierz�c� chciwo�ci� � musia�o si� dobrze wbi� w pami��, gdy po dzi� dzie� rozkosz t� jeszcze mam przytomn�.
Wr�ci�em potem przez p�oty pod nasz� szop�, gdzie wody si� napiwszy przy studni, zasn��em znowu.
Gdym si� obudzi�, w uszach d�wi�cza� mi �piew... podnios�em g�ow�, przecieraj�c oczy, i zobaczy�em ksi�dza w kom�y stoj�cego w podw�rzu, a dw�ch ludzi ��t� trumn� d�wigaj�cych we drzwiach naszego dworku... Organista �piewa� co�.
W dziedzi�cu nie by�o nikogo, opr�cz ko�cielnej s�u�by i ksi�dza; ludzie ciekawi stali poza p�otami z daleka, poza chatami, nikt za trumn� ojcowsk� i�� nie chcia�, nawet stryj Joachim.
Takiego pogrzebu, jak p�niej m�wiono, nikt w naszej osadzie nie pami�ta�.
Prawda, �e ojciec sobie nieprzyjaci� wielu zrobi�, ale te� nikt mu w godzin� zgonu nie przebaczy�.
Nie lepsi wi�c byli od niego.
Widz�c, �e trumn� wyniesiono, co� mnie tkn�o, �em ja powinien by� za ni� p�j��. Przypomnia�em sobie, i� na pogrzebie id�ce widywa�em dzieci, ale spojrzawszy na siebie, �em by� bosy, odarty, nie myty i nie czesany, zawstydzi�em si� tak pokaza�...
By�bym pod szop� zosta�, gdyby mi zakrystian nie da� znaku nakazuj�cego, abym si� stawi� bli�ej. Sam mnie wzi�wszy za ramiona, r�ce mi z�o�y� jak do pacierza i kaza� i�� tu� za trumn�. By�em pos�uszny. Szed�em z suchymi oczyma, nie mog�c p�aka�. Z dala ludzie, krewni nasi, za p�otami i przy domach stoj�cy, pokazywali na mnie palcami.
Zakrystian co� �piewa� czasami na przemiany z ksi�dzem, to znowu szli milcz�cy i tak ci�gn�li�my do cmentarza, a w ko�ci�ku w dzwon �a�obny bito przez ca�y czas.
Nie pami�tam ju� innych szczeg��w pogrzebu. Zakrystian kilka razy to mnie popycha�, to odpycha�... Ziemia si� zacz�a sypa� na trumn�.
Wszystko to kr�tko trwa�o.
Le�a�em skurczony na mogile, obok grobu ojca, gdy mnie cz�ek jaki� za barki wzi��, wskaza� na wrota i kaza� i�� precz. Na cmentarzu nie by�o ju� nikogo. Bezwiednie prawie powlok�em si� do naszej chaty. W ulicy, kt�ra niedawno pe�na by�a ludzi w zagrodach stoj�cych i przypatruj�cych si� pogrzebowi, teraz pusto by�o, mroczno i czerwonawe �wiate�ka b�yszcza�y po oknach. W podw�rzu stary pies mnie przywita�... nie by�o �ywej duszy. Podszed�szy znalaz�em drzwi domu zamkni�te, dr�giem zaparte i zapiecz�towane; okno by�o desk� z wewn�trz za�o�one.
W pobli�u nikogo...
Z oboj�tno�ci� psi�, razem z moim towarzyszem psem, skierowa�em si� pod szop�. Nie by�em g�odny, a o jutrze nie umia�em my�le�... Jedno mi si� ci�gle przypomina�o: co ja je�� b�d�? I sk�d co dosta� potrafi�?
W tych marzeniach, Sam nie wiem jak, zasn��em.
W nocy przez sen s�ysza�em par� razy naszczekiwanie psa, ale dopiero s�o�ce poranne ze snu twardego mnie przebudzi�o. Kobieta oty�a, czerwona, z g�ow� ogromn� chust�, jak dzi� pami�tam, ��to-czerwon� zawi�zan�, z policzkami �wiec�cymi, sta�a nade mn�.
By�a to �ona zakrystiana Fabisza, Marcicha.
Widywa�em j� dawniej z daleka.
Nic nie m�wi�c, z palcem t�ustym przy�o�onym do ust, sta�a d�ugo nieruchoma nade mn�, jakby chcia�a zagadk� jak�� odgadn��.
Par� razy jej w oczy spojrza�em � pies siedz�cy przy mnie poszed� j� obw�cha� doko�a, powr�ci�, ziewn�� i siad� obok mnie.
Zakrystianicha odchrz�kn�a.
� Chod� ze mn�! � rzek�a kr�tko, jakby mia�a prawo rozkazywania.
Zdawa�o mi si� teraz, gdy ojca nie sta�o, �e ka�dy, kto chcia�, m�g� mi rozkazywa�; wsta�em natychmiast i powlok�em si� za ni�.
Pies, ostro�niejszy, odprowadzi� mnie do wr�t i tu pozosta� na starych swych �mieciach.
Moja przewodniczka potoczy�a si� z wolna ulic� i wesz�a do zagrody stryja Joachima.
Zmiarkowawszy, �e mnie mo�e do niego prowadzi�, od kt�rego bra� nieraz ci�gi i boksy, by�em miedz� przest�pi�, znaj�c jego nienawi�� ku ojcu, zatrzyma�em si� u wr�t. Marcicha obejrza�a si� razy par� i stan�a w podw�rku, u drzwi, wo�aj�c stryja Joachima.
Wyszed� powoli z kr�tk� fajeczk�, kt�rej nigdy z ust nie wypuszcza�.
� C� wy, o synowcu waszym, Ma�ku, nie my�licie? Ch�opca znalaz�am pod szopk�... Chata zaparta, �ywej duszy, to� z g�odu zdechnie.
Stryj z wolna odj�� fajk� od ust, splun�� daleko, ze �wistem jakim� rzucaj�c �lin�, i rzek� sucho:
� A to niech sobie zdycha.
� I my�licie, �e Pan B�g si� nie upomni za sierot�? � pocz�a Marcicha � to� to wasza krew !
Joachim patrzy� w inn� stron� i pyka�...
Zacz�� co� potem jakby nuci� pod nosem...
� Kt� si� nim opiekowa� b�dzie? � spyta�a lito�ciwa kobieta.
� A mnie co do tego? Za �ycia my si� z bratem nie znali, po �mierci ja o dziecku wiedzie� nie chc�. Chat� ju� zapiecz�towano... Sprzedadz� j� i nie starczy na d�ugi. Ja mam moje dzieci...
Wydrapa�em si� by�, gdy to m�wi�, g�ow� ponad plot; zobaczy� mnie i zaraz si� odwr�ci�.
� Cho�by mi nakazano z urz�du � doda� � ja ch�opca nie wezm�! � zawo�a� gniewnie. � Przepadnie licho, niewielka szkoda!
I wszed� na powr�t do chaty, drzwi za sob� zamykaj�c, aby si� nawet Marcicha nie spodziewa�a po nim przed�u�enia rozmowy.
Gdy wysz�a z podw�rza Fabiszowa, troch� si� zawaha�a, co zrobi�, spojrza�a na mnie. Sta�em pod p�otem, czekaj�c rozkaz�w i gryz�c w ustach kawa�ek kory odartej od ko�ka.
Pokiwa�o g�ow� poczciwe kobiecisko.
� Chod� tymczasem ze mn�!
Szed�em znowu pos�uszny.
Na p� drogi do probostwa, przy kt�rym w osobnym domostwie zakrystian Fabisz mieszka�, sta�a karczma.
Zna�em j� dobrze, bom nieraz tam ojca musia� szuka�...
Bogaty Hersz w niej gospodarowa�, z panami szlacht�, od kt�rych trzyma� karczm�, umiej�c sobie dawa� rady tak, �e on tu wa�niejsz� gra� rol� ni� ka�dy z nich. Cz�owiek by� przebieg�y, wymowny, nadzwyczaj � jak dzi� zowi�, bo dawniej tego wyra�enia nie znano � praktyczny.
Zakrystianich� przyj�� zdejmuj�c jarmu�k� i prowadz�c do wielkiej szynkowni z wielk� uprzejmo�ci�. Ja si� za pr�g nie wa�y�em, stan��em przy uszaku od drzwi, kt�re by�y otworem.
Marcicha i on gwarzyli bardzo �ywo, widocznie radzi�a si� go i narzeka�a na co�, r�kami szeroko rozk�adaj�c i poruszaj�c na poparcie s��w.
Gdy doszli do szynkwasu, Marcicha, par� obwarzank�w wzi�wszy, przynios�a mi je do drzwi, za co a� w r�k� j� poca�owa�em, bo mi si� do nich oczy �mia�y.
Marcicha kaza�a sobie poda� kieliszek czego� czerwonego, wypi�a, tupn�a nog�, co� na ucho szepn�a arendarzowi, alem tylko s�ysza�: �Jak Boga kocham!� Uderzy�a si� w piersi i powr�ciwszy do progu mrugn�a, abym za ni� szed�.
Obwarzanki, o kt�re si� obawia�em, aby mi ich kto nie odebra�, skonsumowa�em tak �ywo, �e gdy�my doszli do probostwa, �ladu ich nie by�o.
Fabiszowie mie�cili si� w chacie � bo inaczej tego nazwa� by�o trudno � stoj�cej w dziedzi�cu probostwa, obros�ej doko�a olchami. Bardzo w miejscu je tu posadzono, bo ga��mi g�stymi os�ania�y budynek, w takim stanie opuszczenia b�d�cy, tak n�dzny, i� si� go wstydzi� trzeba by�o.
Wprawdzie i probostwo niewiele lepiej wygl�da�o � ale przynajmniej je raz w roku na wielkanocne �wi�ta bielono.
Fabisz by� cz�owiek niem�ody, mi�dzy swoimi uchodz�cy za rozumnego, a nawet uczonego. Faktem by�o, i� niekiedy bra� ksi��k� i siad�szy na �awce, czyta� z uwag� wielk�.
Cz�ek by� spokojny, a przypadek w m�odo�ci jeszcze uczyni� go kulawym, co si� te� do uspokojenia przyczyni�o. Ma�ego wzrostu, czarnego w�osa, bystrych oczu, powolnego s�owa; gdy si� odezwa�, wywa�ywszy, co powiedzie� mia�, i popar� to podnosz�c wskazuj�cy palec do g�ry � nie�atwo go by�o ju� zbi� z tropu i przekonanie zmieni�.
Uczciwy, regularny, chodzi� jak zegarek � ksi�dz m�g� mu skarbonki i wszystko powierzy�, wi�c szanowa� go i w czym m�g�, dopomaga�.
Marcicha Fabiszowa by�a kobiet� �yw�, gadatliw�, ch�tnie si� w nie swoje rzeczy mieszaj�c, ale dobrego serca. Lubi�a czasem kieliszek w�dki, na co m�� si� krzywi�.
Dziecko mieli jedno, Julusi�, chude, blade, n�dzne, pieszczone i z n�kami pokrzywionymi.
A� do progu domostwa szed�em za jejmo�ci�, tu mi si� kaza�a zatrzyma�. Nie by�o nikogo w podw�rku, ogromny kot czarny siedzia� na przyzbie �ap� liza� i ni� si� czesa�, co zwr�ci�o zaraz ca�� moj� uwag�...
Wyda� mi si� strasznym.
Zza drzwi otwartych pos�ysza�em rozmow� Fabiszowej z m�em. Zacz�a od opowiadania o tych niepoczciwych ludziach, co przez zemst� sierocie dawali z g�odu umrze�. Mowa by�a o mnie i o stryju Joachimie.
Fabisz ostro�nie wypytywa�.
� On si� tu za mn� przywl�k� � doda�a Marcicha. � S�uchaj, Fabisz, jeste�my nadto ubodzy sami, aby�my go mieli bra�, zreszt�, B�g go wie, co za natura, je�li si� w ojca wda�! � ale tymczasem �y�k� strawy... jak Boga kocham. Pos�u�y, wody przyniesie... A nie mo�e by�, aby si� kto z familii nie zlitowa�, aby ich sumienie nie ruszy�o...
Fabisz co� mrucza� tak cicho, �em nie m�g� dos�ysze�, potem ona g�o�niej znowu:
� Ja bo nie powiadam, �eby�my mieli si� nim obci��a� na wiekuisto��... ale, jak Boga kocham, ty w ko�ciele, mnie trzeba wyj��, baba, co przychodzi, nie zawsze jest, Julusi samej zostawi� strach... czasem by jej dopilnowa�, czasem go��bi i kur, co nam kradn�.
Fabisz odezwa� si�:
� Ale to w tym wieku �re, ty nie wiesz jak... klusek i chleba temu nie nastarczy�. Ja wiem! To, to!
Znowu ciszej m�wili, alem przeczuwa�, �e si� zgodz�. Wysz�a Fabiszowa � bo przy niej tu zawsze by�a prawda � wzi�a mnie za r�k�, przyprowadzi�a do m�a siedz�cego przy oknie i
kaza�a go poca�owa� w nastawione palce...
� A teraz, ino �ywo � rzek�a � id� mi wody przynie�, rozumiesz. Wiadro tu stoi. Naprz�d je pop�uczesz... Potrafisz wody dosta�?
� Czemu nie? � odpar�em szukaj�c wiadra.
W�r�d izby na pod�odze, na kawa�ku starego, podartego i pokapanego woskiem kilimka siedzia�a w jednej koszulinie ma�a, chuda Julusia. O ma�om z po�piechu jej nie potr�ci�.
Dziecko za mn� ciekawymi wodzi�o oczyma.
Zaraz te�, w godzin� mo�e potem, ju�em j� na r�kach mia� i nosi�... od czego si� s�u�ba moja pocz�a.
�
Doko�czywszy tej pierwszej cz�ci opowiadania radca westchn�� i zwr�ci� si� ku nam.
� M�g��em si� ja w�wczas spodziewa� � odezwa� si� smutnie � �e z takiej n�dzy, opustoszenia i sieroctwa kiedykolwiek si� potrafi� wydosta�?
Opatrzno�ci bo�ej pewnie winienem wiele, ale i w�asnej sile te� troch�.
Zrozpaczone po�o�enie daje m�stwo wielkie. Nie mia�em na�wczas lat dziesi�ciu, nie umia�em nic; jakim sposobem zbudzi�a si� we mnie si�a i ch�� wydobycia z tej n�dzy, tego nie potrafi� wyt�umaczy�. Patrzy�em z ciekawo�ci� nadzwyczajn� na wszystko, co mnie otacza�o, i w g�upiej mojej g�owie stara�em si� wyci�gn�� pewne wnioski dla w�asnego u�ytku.
Zakrystian czytywa� � by� on dla mnie pierwszym wzorem i idea�em cz�owieka... Zapragn��em umie� czyta� jak on. Nie pami�tam, jak doszed�em do posiadania elementarza, a liter mnie nauczy� Fabisz.
Czyta�em chciwie, ale nie rozumia�em nic...
Mi�dzy j�zykiem ksi��ki i jej my�lami a pospolit� mow� nie by�o dla mnie �adnego jeszcze zwi�zku.
Niezrozumia�e zupe�nie rzeczy stopniowo mi si� objawia�y. Pada�a na nie jaka� jasno�� nagle i poczyna�em po trosze pojmowa� ich znaczenie.
Nie rozumiej�c te� ani jednego s�owa ministrantury, nauczy�em si� s�u�y� do mszy �wi�tej, a gdym doszed� do tej perfekcji, i� przed proboszczem mog�em msza� nie�� do o�tarza, zaj��em niejako urz�dowe stanowisko w zakrystii.
Wyr�cza�em Fabisza, kt�ry z powag� m�g� we drzwiach zakrystii przypatrywa� si� i dogl�da� �wiec, aby nie topnia�y.
S�ysza�em proboszcza, kt�ry raz odezwa� si� do zakrystiana:
� Ale to szkoda tego ch�opaka, �eby si� tak zmarnowa�.
Tymczasem ja z rana nosi�em wod�, p�niej Julusi� na r�kach, niekiedy msza�, i wod� znowu... zdawa�o mi si�, �e w przysz�o�ci miejsce zakrystiana zaj�� b�d� zdolnym, co za szczyt najwy�szy i cel ostateczny zabieg�w poczytywa�em.
Gdy si� to dzia�o, sprzedano za d�ugi zagon ojcowski; kupi� go stryj Joachim. Mia� w�wczas dzieci kilkoro... Poniewa� ojcowizn� moj� naby� tanio, proboszcz podobno ko�ata� do jego sumienia, aby co� dla mnie przeznaczy�, ale si� zakl�� z furi� wielk�:
� Ani z�amanego szel�ga!
Na tym si� sko�czy�o. Jakby w istocie m�ciwa r�ka bo�a dosi�g�a p�niej nielito�ciwego cz�owieka: zmar� mu syneczek jeden najulubie�szy, w p� roku na osp� dwoje; z pozosta�ych, syna i c�rki, w kilka miesi�cy gardlana choroba zabra�a pierwszego... Jedno dzieci� pozosta�o mu tylko...
Na�wczas grzebi�c ma�ego proboszcz rzek� mu do serca:
� Widzisz, panie Joachimie, nie mia�e� lito�ci nad sierot�, teraz B�g nad tob� jej nie ma.
Trafi�o mu to potem do serca, bo przyszed� na probostwo w kilka dni i ofiarowa� si� wzi�� mnie do siebie. Nie wiedzia�em, o co chodzi�o, gdy mnie na probostwo zawo�ano, ale tu zobaczywszy stryja � o ma�om zaraz nie pierzchn��. Ledwie mnie proboszcz si�� za r�k� wci�gn�� do izby.
Rozp�akawszy si� odm�wi�em stanowczo p�j�� do stryja; pami�ta�em, jak by� okrutny i jak ojca prze�ladowa�.
Pad�em ksi�dzu do n�g, nie by�o sposobu sk�oni� mnie � dano spok�j.
Zosta�em wi�c przy Fabiszu.
Na pocz�tku drugiego roku, za dzie�mi p�acz�c nieustannie, umar�a �ona Joachimowi � posz�a za ni� c�reczka. Stary opu�ci� gospodarstwo i na cmentarzu siedz�c p�aka� po ca�ych dniach. Potem pi� zacz�� i napitego, �pi�cego musiano z mogi�y do domu odnosi�.
Dopiero wszyscy w osadzie za ksi�dzem powtarza� zacz�li, �e to jest Bo�y palec za sierot�.
We dwa lata, gdy ja si� w zakrystii, coraz wi�ksze zdobywaj�c zaufanie, krz�ta�em jak w domu, wyr�czaj�c doskonale Fabisza, wiedz�c, na jaki dzie� kt�ry ornat i kap� gotowa�, kiedy obrusy na o�tarzu zmieni�, utrzymuj�c ampu�ki w po��danym stanie czysto�ci, zbieraj�c wosk, daj�c sobie rady z gaszeniem i zapalaniem �wiec, lampy przed o�tarzem itp., stryj Joachim nieszcz�liwego �ywota dokona�...
Poniewa� po nim nie pozosta� nikt, jam by� najbli�szym i jedynym spadkobierc�. Mog�em si� od tej chwili uwa�a� za jednego z dostatniejszych w naszej osadzie. Naznaczono mi opiekun�w, a raczej sami si� oni teraz znale�li... Proboszcz z tytu�u tego, �em w zakrystii pos�ugiwa�, tak�e w opiece g�os pozyska�.
Pami�tam, jak mnie przyprowadzono przed moich pan�w opiekun�w, dwunastoletniego wyrostka.
Z moich krewnych jedni g�osowali, �ebym przy kim ze starszych pocz�� si� wdra�a� do gospodarstwa, drudzy byli za tym, aby mnie da� do baka�arza...
Wtem proboszcz skin�� na mnie.
� A ty, Ma�ku? Czego by� sobie �yczy�?
W dwunastym poczynaj�cym si� roku mia�em ju� dosy� otwart� g�ow�, aby nie l�kaj�c si� szko�y odpowiedzie� otwarcie:
� Ja, prosz� ojca dobrodzieja, chc� si� uczy�!
Ten m�j mniemany dostatek, kt�ry tak cudownie spad� na mnie, na miar� naszej biedy m�g� si� chyba nim nazwa�.
Rozumie si�, �e ksi�dz, poca�owawszy mnie w g�ow�, g�osowa� za mn� i przy tej zr�czno�ci stoj�cym u drzwi opiekunom powiedzia� kazanie.
� Widzicie, �e ten smarkacz ma wi�cej rozumu ni� wy wszyscy... Nie by�oby tych wa�ni, zajad�o�ci, niepokoj�w i tej n�dzy mi�dzy wami, gdyby�cie si� czegokolwiek uczyli i cokolwiek umieli. Ale u waszmo�ci�w tak: jeszcze si� w�s nie wysypa�, parobczak nic nie umiej�c �eni si�, dzieciska go obsiada � i� pokolenia w pokolenie coraz wi�ksza ciemnota i n�dza... Zobaczycie, �e z tego b�azna cz�owiek b�dzie.
Gdy mnie do Bia�ej do szko�y odwieziono, okaza�o si�, �e dochody z ca�ych posiad�o�ci �p. stryja Joachima ledwie starcz� na utrzymanie ubogie i korepetycje. By� mo�e, i� dzier�awca i opiekunowie korzystali z sierocego mienia, tego tam nie wiem, ale to pami�tam, �e �ycie musia�em op�dza� najskromniejszym utrzymaniem si� zaspokajaj�c.
Dawano za mnie ordynari� jejmo�ci, u kt�rej by�em na stancji, kt�ra pochodzi�a tak�e z naszej osady, gotowymi pieni�dzmi bardzo ma�o. Oporz�dzenie moje by�o wi�cej ni� skromne: surducina z sukna grubego, p�niej i �atany na �okciach, z butami wiekuisty k�opot, bo ledwie jedne podzelowano, ju� drugim odpada�y podeszwy.
Mnie to wcale nie obchodzi�o...
Wszed�em do szko�y z dobrej woli i z najmocniejszym postanowieniem teraz ju� nie na zakrystiana si� sposobi�, ale na ksi�dza.
Rozumia�em to, �e wszystko zale�a�o od nauki... S�ysza�em po raz pierwszy t� sentencj� z ust Fabisza i ona w umy�le moim utkwi�a na wieki, �e im kto wi�cej umie, tym wy�ej stan�� mo�e. Poprzysi�g�em wi�c sobie, i� uczy� si� i uczy� b�d� a� do... wyczerpania tej studni nauk, a by�em tak, z pozwoleniem, g�upi, �em sobie wyobra�a� nauk� jako rzecz ograniczon�, zamkni�t�. Chcia�em naturalnie, wedle systemu Fabisza, do�cign�� jak najwy�ej...
Poprzysi�g�em sobie przed o�tarzem, i� wszystko po�wi�c� dla nauki...
�elazna wola i up�r dziecka zrodzi�y si� z tego postanowienia. Roi�em, �e nauk� dojd� do najwy�szych szczebl�w i �e dosy� j� b�dzie posi���, aby si� dopomnie� o to, co jej nale�a�o.
Z g�ow� do g�ry i ogromn� pewno�ci� siebie kroczy�em dalej. Nie sz�o mi jednak ja po ma�le.
Nie up�yn�� rok, gdy w odsy�aniu ordynari i wyp�acie tego, co na utrzymanie moje by�o nieodzownym, zasz�y trudno�ci... ani ordynarii, ani pieni�dzy nie by�o. Przez kogo� trzeciego proboszcz mi da� zna�, i� potrzebowa� widzie� si� ze mn�.
Z Bia�ej do Tucznej drogi kawa�. Na piechot� trudno si� by�o samemu wa�y�, a okazji do miejsca nie mog�em znale��. Tymczasem gospodyni nie op�acona patrzy�a krzywym okiem i wyrzuca�a mi to, �e karmi�a na kredyt. Zniecierpliwiony musia�em szuka� sposobu dostania si� na miejsce, przysiadaj�c z �ydami, kt�rzy od wsi do wsi mnie przewozili za ma�� op�at�. Nierych�o dosta�em si� do naszej osady i zaraz po drodze wysiad�em u wr�t plebani!. Poszed�em naprz�d do Fabisz�w, kt�rzy mnie poznawszy niezmiernie byli radzi, lecz z pierwszych ich g�os�w dowiedzia�em si�, �e oko�o mojego dziedzictwa by�o krucho i �e co� zasz�o dla mnie bardzo niepomy�lnego.
Pobieg�em na plebani�.
Ksi�dz zobaczywszy mnie brewiarz z�o�y�, z kt�rego si� modli�.
Pyta� naprz�d, jakem si� tu dosta�. Potem zawaha� si� troch�, nim przyst�pi� do tego, co mi mia� zwiastowa�.
� �al mi ci�, Ma�ku � rzek� � ale co�my si� cieszyli, �e� po nieboszczyku Joachimie mia� dziedziczy� i jam si� spodziewa� z ciebie tu mie� cz�owieka, co by drugich pokrzywionych prostowa�, a podobno... wszystkie te nadzieje p�jd� marnie. Zjawi� si� jaki� zapomniany trzeci brat ojca twego i Joachima, posz�o na prawo wszystko i jak mnie si� widzi, tobie si� z tego nic nie dostanie! Ju� teraz � doda� proboszcz � na twojej schedzie sekwestr, adwokaci gospodaruj�: nim s�o�ce wejdzie, rosa oczy wyje...
Milcza�em s�uchaj�c.
� C� ty my�lisz? � zapyta� ksi�dz czule i troskliwie. � Nie wr�ci� by ci do zakrystii?
Jam si� zaduma�, ale odwaga mnie nie odesz�a.
� A c�? � rzek�em wzdychaj�c � w szko�ach ju� si� nas�ucha�em tego, jak sobie ubodzy rad� daj�, popr�buj� i ja. S� tacy, co maj�tniejszym buty czyszcz� za kawa�ek chleba i schronienie przy nich, i jam got�w, a uczy� si� musz�... Ale mo�e to by�, aby mnie ojcowizn� odebrano? � spyta�em.
� Wszystko mo�e by� � odpowiedzia� ksi�dz � bo nieprawo�� i chciwo�� ludzka jest wi�ksz� i silniejsz� ni� mi�o�� chrze�cija�ska i boja�� boska. Ja tu praw twoich broni� b�d�, ale co ja mog�? Je�eli ci si� co okroi, a ocal�, dam zna�, ale ma�o na to rachuj, a niech ci B�g b�ogos�awi, dawaj sobie rady, nie ogl�daj�c si� na nikogo.
Pociesza� mnie, jak m�g�, starowina, lecz wida� by�o, �e sam niewiele ufa�, aby m�g� co uratowa�.
Poszed�em przenocowa� do Fabisz�w, gdzie�my do p�na przesiedzieli gwarz�c. Nazajutrz pr�bowa�em dowiedzie� si� o mojej schedzie, alem tylko tyle zrozumia�, �e teraz do niej przyst�pi� nawet nie by�o mi wolno. Pretensje wydziedziczonego przez lat tyle brata, koszta r�ne � mia�y mi wszystko odebra�.
Fabisz tak�e mnie chcia� do zakrystii zwerbowa�, ale mnie do szko�y ci�gn�o co�; po dw�ch dniach rozs�uch�w daremnych, nie dostawszy ani grosza, ani nadziei, abym co m�g� mie� st�d, poszed�em na powr�t do szko�y.
Przez ca�� drog� my�la�em, co poczn�, alem m�stwa i ducha nie straci�.
� Cho�by o �ebranym chlebie � m�wi�em sobie � uczy� si� b�d�.
Poniewa� troch� moich rzeczy u gospodyni zosta�o, musia�em do miasteczka powr�ciwszy zaj�� do niej. Odgad�a z twarzy, �em z pr�nymi r�koma powraca�, ale nie bardzo si� pogniewa�a za to na mnie. Rozumia�a, �e w tym winy mojej nie by�o. Pozwoli�a, aby do czasu w�ze�ek m�j u niej pozostawa�, gotow� by�a nawet czasem �y�k� strawy po�ywi�, ale darmo na stancj� wzi�� nie mog�a...
Jam te� o to �alu do niej nie mia�, bo sama uboga by�a.
Drugiego dnia ju�em po mie�cie sznurkowa� czy si� gdzie nie w�rubuj�.
W�a�nie przyby� do szk� nowy profesor matematyki, kt�rego zwano Rzymskim. Nikt go tu nie zna� . Stary kawaler, sam jeden jak palec, ubogi, rozgl�da� si� tak po mie�cie, jak ja, za s�u�b�.
Narajono mi go, �e ch�opca potrzebowa�; poszed�em do niego.
Cz�owieka takiego jeszczem w �yciu nie widzia�.
Wyprostowany, jakby drewniany, suchy, chudy, ��ty, ruchy mia� machiny, zawsze jednakowe. Oczy ogromne siedzia�y mu na wierzchu g�owy, nic nie m�wi�c, usta te� nie wi�cej lubi�y si� rozgadywa�. Zamiast m�wienia krzywi� twarz� dziwacznie, mruga�, brwi �ci�ga�, usta wydyma� i zacina�, chrz�ka� i cz�sto s�owa nie dopowiadaj�c, r�k� tylko co� wskaza�, na tym ko�cz�c.
Zdawa� si� zawsze jakby os�upia�y, zamy�lony g��boko i nieprzytomny, goszcz�c gdzie� na innym �wiecie duchem. Obraca� si�, chodzi� tak, �e kto go raz widzia�, pewnym by� m�g�, �e za drugim razem zobaczy go zn�w s�owo w s�owo poruszaj�cym si� tak samo, bez najmniejszej zmiany.
�adna lalka, nakr�cona spr�yn�, nie mog�a by� sztywniejsz� a bardziej milcz�c�...
Ale gdy stan�� przy tablicy, zawin�wszy r�kawy, wzi�� kredk� w palce d�ugie i pocz�� wyk�ada�, s�owa mu z ust p�yn�y bez namys�u, bez przerwy, bez zaj�knienia, tak samo machinalnie, jasno, wyra�nie, �atwo i w�wczas wst�powa� w niego jaki� duch... o�ywia� si�...
Kredk� i g�bk� po�o�ywszy, stawa� si� na powr�t milcz�c� zaduman� lalk�.
Od ludzi stroni� i nie potrzebowa� ich... W domu, powr�ciwszy z lekcji, chodzi�, fajk� pali�, jad� o danej godzinie, co mu podano, regulowa� si� �ci�le wedle zegarka i by� te� machin�.
Gdym przyszed� mu si� rekomendowa�, obejrza� mnie, skrzywi� si�, nos �ci�gn��, jakby mi chcia� kichn�� w oczy, obszed� raz i drugi doko�a i w dw�ch s�owach kaza� si� wprowadzi�, a w niewielu wi�cej wy�o�y� mi moje obowi�zki.
Opr�cz mnie by�a przyj�ta stara kucharka.
Musia�em czy�ci� buty i odzienie, zamiata�, pos�ugiwa�. Us�uga ci�k� nie by�a, tylko musia�a stosowa� si� do godzin, bo gdym si� sp�ni� z czym, s�owa nie m�wi�c, za ucho mnie bra�, prowadzi� do zegara, pokazywa� godzin� i grozi�.
U niego si� nauczy�, jaka by�a warto�� czasu. Zreszt� cz�owiek by� r�wnie dobry jak dziwaczny i r�wnie zimny jak regularny.
Nagl�da� na moje zatrudnienia i na mnie, ale si� zbyt drobnostkowo nie miesza� w to, com poczyna�. Mija�o czasem dni trzy, cztery, a literalnie ani jednego s�owa z ust jego nie s�ysza�em. Drudzy nie byli szcz�liwsi. W korytarzach spotykaj�c si� z kolegami profesorami stawa� czasem na momencik w ich k�ku i s�ucha�, ale nigdy si� nie odzywa� z niczym. Postawszy, pos�uchawszy k�ania� si� doko�a i szybkim krokiem odchodzi�. Kto by my�la� � do pilnej roboty? Po to tylko, aby wielkimi krokami z fajk� po pokoju swoim spacerowa�. Gdy by� w bardzo dobrym humorze, widywa�em go tak sam na sam, podnosz�cego wysoko nogi, przypatruj�cego si� w�asnym ruchom, st�paj�cego to szybciej, to powolniej i u�miechaj�cego si� do siebie.
Jawnym by�o, �e w obcowaniu z samym sob� mia� najwi�ksz� i jedyn� przyjemno��.
Przy tablicy te� by� w swoim �ywiole. M�wi�, jakby recytowa� rzecz wyuczon�, ale �aden zarzut i trudno�� nigdy go nie zmiesza�y, by� panem tego, co wyk�ada�.
Dziwak ten zakrawa� na monomana. Wszyscy koledzy wy�miewali si� z niego, ale jako nauczycielowi nic mu zarzuci� nie by�o mo�na. W �yciu domowym odznacza�o go sk�pstwo nadzwyczajne. Grosz da� by�o dla niego m�czarni�, a oszcz�dzi� rozkosz� najwy�sz�. Nie czyni� jednak �adnych wysi�k�w, aby zdoby� pieni�dz.
W tych terminach, gdy u nas s� we zwyczaju kol�dy, podarki itp., profesor Rzymski wpada� w niepok�j widoczny. I gospodyni�, i mnie stara� si� zby� � in natura jakim� podarkiem, aby grosza nie doby�.
Nie wiem dobrze, co si� dostawa�o gospodyni, kt�ra na spi�arni i kuchni si� m�ci�a za jego sk�pstwo, a ja dostawa�em stare buty, po dziesi�� razy obejrzane, lub jeszcze starsz� � odzie� jak��.
On sam dla siebie r�wnie by� sk�py. Co�my jadali, Bogu tylko wiadomo, kucharka karmi�a nas tym, co by�o najgorsze i najta�sze.
Profesor zdawa� si� tego ani widzie�, ani czu�... To, co ja cz�sto, m�ody i g�odny � psom oddawa� musia�em, on spo�ywa� cierpliwie, nie czuj�c r�nicy najlepszego od najobrzydliwszego. Mia�em tu swobody dosy� i nauka mi sz�a z �atwo�ci�, o niej tylko my�la�em...
Dwa lata bez najmniejszej zmiany up�yn�o na us�ugach Rzymskiego, jeszcze rok mi pozosta� tylko do sko�czenia szko�y wydzia�owej. Mog�em mie� wygodniejsze miejsce korepetytora, alem wola� zosta� przy Rzymskim, bom tu dla siebie mia� wi�cej czasu.
Co si� tyczy mojej ojcowizny, sta�o si� z ni�, co przepowiedzia� proboszcz: znik�a i roztopi�a si� w r�kach prawnik�w i spadkobiercy. Zosta�o dla mnie wszystkiego trzysta z�otych, kt�re proboszcz si�� prawie wyrwa� i zachowa� u siebie, nie chc�c mi ich da�, a� p�kibym do szk� wojew�dzkich nie przeszed�.
Upragniony ten dla mnie moment zbli�y� si� nareszcie. Ksi�dz wcale si� nie sprzeciwia� temu, abym nauk� kontynuowa�, ale przepowiada� mi, �e b�d� mia� wiele trudno�ci do zwalczenia. Da� mi p�torasta z�otych na drog� i z tymi dosta�em si� do najbli�szego Lublina.
�wiadectwa mia�em tak dobre, �e mi o korepetycje nie by�o trudno...
Historia tych lat, gdym szkolne nauki a� do maturitatis ko�czy�, nie ma w sobie nic osobliwego. Uczy�em si� dobrze i nabiera�em zarozumia�o�ci ogromnej.
Najpewniejszy by�em, �e � raz dobiwszy si� do ostatniej klasy � albo wnet znajd� �wietne pomieszczenie, lub marzy�em ju� o uniwersytecie...
Co obra� sobie? �adna nauka mi si� nie u�miecha�a zalotniej od innych... Wszystkie r�wnie by�y pon�tne i nie wiem, co mnie sk�oni�o do wybrania wydzia�u prawnego...
Zdaje mi si�, �em ju� w�wczas marzy� o karierze urz�dowej.
W uniwersytecie siedzia�em jak m�l nad ksi��kami. Wszystkie egzamina zdawa�em szcz�liwie, zdania mia�em najlepsze...
Zazdro�cili mi drudzy.
Sta�em troch� odosobniony i milcz�cy jak m�j Rzymski.
Stopie� pozyska�em cum eximia laude. Suknie mia�em wytarte, koszule grube i stare, buty nie zawsze ca�e, ale g�ow� zadziera�em do g�ry, pewny tego, �e doko�czywszy tak wydzia�u, pomieszcz� si� �wietnie i z jak najwi�ksz� �atwo�ci�.
Nie mia�em przyjaci�, o tych wi�c nadziejach przysz�o�ci nie by�o komu m�wi� i nikt mnie nie rozczarowywa�. Dw�chset z�otych nie mia�em ca�ego maj�tku, gdy pozyskawszy stopie�, co mi si� zdawa� najwy�szym szczeblem... ostatnim celem, odetchn��em, pewien, �e dzi� lub jutro ubiega� si� o mnie b�d�.
Sz�o o wyb�r zaj�cia.
Poda�em si� do s�u�by, do kt�rej mnie stopie� i nauka kwalifikowa�y. Pro�ba i papiery zosta�y przyj�te i po nich nast�pi�o g�uche milczenie.
Trwa�o ono trzy miesi�ce. Poszed�em si� przypomnie�.
Nikt nie wiedzia�, gdzie by�a moja pro�ba, gdzie papiery, i po d�ugim szukaniu, chodzeniu, znaleziono je nietkni�tymi.
Po drugich trzech miesi�cach, chocia� mi si� uda�o znale�� tanie lekcje jakie�, zagra�a� ju� wprost g��d.
Dr�g, kt�rymi potrzeba by�o si� przedziera�, aby dosta� pomieszczenie, nie zna�em. Nikt mnie nie popiera�.
W kancelariach s�uchano mnie ziewaj�c albo nawet i s�ucha� nie chciano.
Po up�ywie p� roku, jak dzi� pami�tam, trafi�em do biura, w kt�rym pro�b� i papiery z�o�y�em, w popo�udniowej godzinie. Stoliki, pulpity i izby by�y puste.
Jeden jedyny stary urz�dnik, z twarz� czerwon� i opryszczon�, z nosem nabrz�k�ym, w wicemundurze wytartym, chodzi� za�ywaj�c tabak� po kancelarii. Zobaczywszy mnie po raz... mo�e dwudziesty, pocz�� mi si� w oczy �mia�.
� A wiesz! � zawo�a� � �e jeste� pan do pokazywania za biletami? Co wa�pan sobie my�lisz, �e to tak �atwo cho�by diurnisty miejsce pozyska�, dlatego �e masz kwalifikacje? A gdzie plecy? Kto si� tu o wa�pana troszczy? Urz�dnik�w � nas jest wi�cej, ni� potrzeba. My�lisz, �e ci� puszcz�, dlatego �e� zdatny, a�eby� drugim tym �atwiej chleb odbiera�? To� mi naiwny! Czy z ksi�yca spad�e�? H�?
Sta�em nie m�wi�c s�owa, a on �mia� si� coraz serdeczniej.
� Przedziwny pan jeste�! � m�wi�. � Mo�esz tu posiwie� stoj�c tak na jednej nodze...
� C� mam pocz��? � spyta�em.
� Albo ja wiem? Znajd� plecy! K�aniaj si�, sta� si� potrzebnym! �mieszna pretensja dlatego chcie� posady, �e si� na ni� zas�u�y�o!
� Ja na pocz�tek nie wymagam wiele � rzek�em pokorniej�c.
� Ale wa�panu nie dadz� nic a nic! � odpar� napi�y. � Pr�buj wa�pan zapisa� si� gdzie� do teatru...
Odszed�em mocno zgryziony.
Dopiero p�niej pociesza�em si� tym, �e to, com s�ysza�, wysz�o z ust pijanego i nie mia�o sensu. Tymczasem jednak sprawdza�o si�, co przepowiedzia�.
Mia�em w�wczas stancyjk� na Podwalu, w poddaszu, wyczerpywa�y si� ostatki, lekcyj nawet trudno by�o znale��.
My�licie, �e mi to odebra�o ducha? Jako �ywo! Obliczywszy kas�, znalaz�em w niej dwadzie�cia z�otych.
Garderoba by�a w stanie redukcji, buty na nogach schadza�em ostatnie, u�ywaj�c ich tak ostro�nie, i� powr�ciwszy do domu, natychmiast z n�g zrzuca�em.
Ale na ulicy g�owa by�a do g�ry! A co w sercu si� dzia�o, o tym ja tylko wiedzia�em i B�g.
Do nielicznych moich znajomych z uniwersytetu i koleg�w prawnego wydzia�u nale�a� Wrzesi�ski, syn urz�dnika, g�owa nieosobliwa, nauki niewiele, ale w salonie uchodz�cy za pe�nego nadziei m�odzie�ca.
Byli�my z nim wcale nie�le, bo mu nieraz pomaga�em. Spotykam go w ulicy z ogromn� plik� papier�w pod pach�, �piesz�cego do kancelarii, bo on ju� posad� uzyska�, maj�c ojca na urz�dzie.
Spostrzeg�szy mnie stan�� i przywita� si�.
� Prawdziwe to szcz�cie, �e pana Mateusza spotykam � rzek�. � Mam nawa� roboty i nie mog� jej podo�a�, a oto w�a�nie mi dzi� narzucono napisanie memoria�u... Nie m�g�by� mi dopom�c?
Rzuci�em okiem na zadanie. Zmiarkowa�em, dlaczego si� z nim zwraca� do mnie: by�o nadzwyczaj zawik�ane i trudne, wymaga�o erudycji, kt�rej nie mia�. U�miechn��em si�.
� Czasu mam do zbytku � rzek�em � ale, z naj�ywsz� ch�ci� pomo�enia koledze, ja na chleb, kt�rego nie zapewni�em sobie dot�d, pracowa� musz�.
� Ja najch�tniej b�d�... bonifikowa� � zaj�kn�� si� Wrzesi�ski.
� Tak � rzek�em � ale nadto jeste� delikatnym, aby� mia� sobie cudz� prac� przyw�aszcza�.
Zarumieni� si� mocno kolega. Mnie sz�o wielce o to, abym � cho�by ofiar� pracy � zdoby� tym czasem bonifikacj�.
Wzi��em z r�k jego papiery i doda�em:
� Potrzebuj� zarobku, dop�ki nie pozyska miejsca, wi�c zgoda. Wyr�cz� ci�, ale...
� Zap�ac�, co postanowisz � �ywo wtr�ci� Wrzesi�ski. � Kiedy to mo�e by� gotowe?
Potrzeba by�o dobrze fa�d�w przysiedzie�, aby da� rady zadaniu, ale ja nie mia�em nic do czynienia. Obieca�em zrobi� pr�dko i, jak si� spodziewa�em, dobrze...
Przedmiot mi nie by� obcy. Potrzebowa�em do niego �wie�szego materia�u z biblioteki. Notatki moje starczy�y do dawniejszych sprawozda�. W dziesi�� dni ju� przepisywa�em na czysto �w memoria�. Kolega zap�aci� go, jak chcia�em, i zabra�... Mia�em znowu na kilka tygodni zapewnione liche utrzymanie.
Jak si� w�wczas �ywi�o? Tak, jak tylko m�odo�� i nadzieja mog� si� prze�ywia�.
Kawa w rozmaitych porach dnia lub to, co si� w lichych kawiarniach nazywa tym imieniem, by�a rzeczywist� podstaw�. Bu�ka j� dope�nia�a. W lichej restauracyjce podejrzany bulion, cz�sto cuchn�cy ko�uchem, lada jaki kawa�ek mi�sa zast�powa� obiad. Po obiedzie sz�y znowu kawy i bu�ka.
W tym programie jednostajnym bardzo rzadko zachodzi�y warianty. Nie pozwala�em sobie, a nie by�em te� do wyg�dek nawyk�ym.
Jaki by� los mojego memoria�u, o tym si� dowiedzia�em nierych�o. Wrzesi�ski go przepisa�, naturalnie, przedstawi� i zosta� awansem wynagrodzony.
Ruszy�o go sumienie.
Postara� si� dla mnie o umieszczenie, ale w hierarchii gryzipi�rk�w by�o ono tak skromnym, �e dla cz�owieka ze stopniem uniwersyteckim stawa�o si� �miesznym. C� mia�em pocz��? Przyj��em je z ironi� w duszy... i zasiad�em do kopiowania niedorzeczno�ci, kt�re czasem �miech we mnie wzbudza�y nonsensami, jakie w sobie zawiera�y.
Sta�o si�, i� raz, gdym tak przepisywa� co�, a potem przez p� dnia nic do czynienia nie mia�em, �em siedz�c za stolikiem opatrzy� jakoby komentarzem nieustaj�cym �w niedorzeczny dokument. Co tam na marginesach popisa�em, wiedzia� Pan B�g; nie mia�em lito�ci, szyderstwo by�o zjadliwe.
Przez nieuwag� ow� makulatur� zostawi�em na stole.
Jakkolwiek podrz�dne zajmowa�em miejsce, i tego mi zazdroszczono. Kto� z tych, co do mnie uraz� mieli, i� zasiad�em na twardym sto�ku, na kt�ry on spodziewa� si� dosta�, napatrzy� m�j komentarz i poni�s� si� z nim do starszyzny.
Oburzenie i zgorszenie wybuchn�y z gwa�towno�ci� niezmiern�. Nie dano mi si� t�umaczy�, nie spytano nawet, straci�em liche owo miejsce...
Ale z r�k do r�k przechodz�cy papier inkryminowany zwr�ci� na mnie uwag�. Znalaz� si� kto�, co uznaj�c mnie niebezpiecznym, zarazem przyzna� i to, �e mog�em by� u�ytecznym bardzo.
Gdym si� najmniej spodziewa�, dano mi posad� lich�, ma��, w innej dykasterii.
Tu jeden ze zwierzchnik�w mnie potrzebowa�... tak samo, jak Wrzesi�ski.
Zra�ony, zniech�cony, tymczasowo got�w by�em da� si� wyzyska�, byle nareszcie zdoby� jakie� miejsce i zrobi� sobie pocz�tek.
Nie by�oby mi to dopomog�o, niestety, gdyby...
Tu radca �mia� si� pocz��
� Pos�uchajcie � doda�. � Ulic� sz�y dwie panie, jedna niem�oda, nie�adna, oty�a, bardzo strojna... druga obok niej, do niej podobna, m�oda, u�omna, smutnej twarzy i zbiedzona sw� powierzchowno�ci�; za nimi z j�zykiem wystaj�cym wl�k� si� faworyt piesek, niepomiernie wypasiony, z trudno�ci� na kr�tkich n�kach nios�cy brzuszyn�, kt�ra si� prawie wlok�a po ziemi.
Na zawrocie ulicy � panie przechodz� j� szybko, psiak nie mog�cy pod��y� za nimi wpada... tu�, tu� pod ko�a p�dz�cej doro�ki. Przez lito�� nad psiakiem porywam go spod k� niemal na r�ce i ratuj�...
Krzyk si� daje s�ysze�. Widz� starsz� pani� za�amuj�c� r�ce. Obie przypadaj� do mnie z wyrazami najwy�szej wdzi�czno�ci.
Okazuje si�, �em ocali� faworyta pani prezydentowej, kt�ra nie wiedz�c, jak mi odwdzi�czy�, po zarekomendowaniu si� moim zaprosi�a mnie na herbat�.
Piesek pani prezydentowej by� moim jedynym protektorem, jemu winienem, �em na szcze