3853

Szczegóły
Tytuł 3853
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3853 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3853 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3853 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Frederik Pohl Czekaj�c na olimpijczyk�w "Dzie� dw�ch odrzutek" Gdybym pisa� to jako powie��, zatytu�owa�bym rozdzia� o ostatnim dniu w Londynie na przyk�ad "Dzie� dw�ch odrzutek". A dzie� to by� paskudny, koniec grudnia, tu�-tu� przed �wi�tami. By�o zimno, mokro i w og�le parszywie (m�wi�em, �e to Londyn, nie?), ale wszystkich ogarn�o jakie� podniecenie wynik�e z oczekiwania: w�a�nie og�oszono, �e Olimpijczycy przyb�d� nie p�niej ni� w sierpniu przysz�ego roku i ka�dy ju� si� napala�. Nie mog�em znale�� wolnej taks�wki i sp�ni�em si� na lunch z Lidi�. Jak by�o w Manahattanie? - zapyta�em siadaj�c w boksie obok niej, tu� po szybkim poca�unku na powitanie. - Niczego sobie - odpowiedzia�a nalewaj�c mi drinka. Lidia te� by�a pisark�... w ka�dym razie oni nazywaj� siebie pisarzami, ci, kt�rzy �a�� za s�awnymi lud�mi i zapisuj� o nich wszystkie plotki i �arty, a potem wydaj� to wszystko w ksi��kach ku rozweseleniu prostaczk�w. Przecie� to nie jest prawdziwe p i s a n i e, nie ma w tym nic tw�rczego, ale zysk daje niez�y, a i zbieranie danych (tak mi m�wi Lidia) to sama przyjemno��. Lidia po�wi�ca�a du�o czasu na kursowanie za osobisto�ciami, co wcale si� dobrze nie przys�u�y�o naszemu romansowi. Odczeka�a, a� sko�cz� pierwszego drinka, po czym zapyta�a: - Sko�czy�e� ju� swoj� ksi��k�? - Nie nazywaj tego "moj� ksi��k�" - odpar�em. - Ona ma tytu�: O�la Olimpiada. Po po�udniu id� do Marcusa w tej sprawie. - Nie nazwa�abym tego wstrz�saj�cym tytu�em - zauwa�y�a. Lidia zawsze ch�tnie przekazuje mi swoj� opini� o czym�, co jej si� nie podoba. - Nie s�dzisz, �e ju� za p�no na pisanie jeszcze jednego romansu naukowego o Olimpijczykach? - Potem u�miechn�a si� s�odko i doda�a: - Mam ci co� do powiedzenia, Jul. Ale najpierw si� napij. I ju� wiedzia�em, co mnie czeka, a by�a to pierwsza odrzutka. Na w�asne oczy obserwowa�em ca�y proces. Jeszcze przed ostatni� wypraw� "badawcz�" Lidii za ocean zacz��em podejrzewa�, �e jej pocz�tkowo p�omienne uczucie cokolwiek och�od�o, nie by�em wi�c zaskoczony, kiedy teraz, bez �adnych dalszych wst�p�w o�wiadczy�a mi: - Mam kogo�, Jul. - Rozumiem - powiedzia�em. Naprawd� to rozumia�em; nala�em sobie trzeciego drinka, podczas gdy ona opowiedzia�a mi o wszystkim. - To dawny pilot kosmiczny, Juliuszu. By� na Marsie, na Ksi�ycu, wsz�dzie, i w og�le jest uroczy. Nie uwierzysz, ale jest te� mistrzem w zapasach. Oczywi�cie ma �on�, jak si� to cz�sto zdarza, ale porozmawia z ni� o rozwodzie, gdy tylko dzieci troch� podrosn�. Spojrza�a na mnie wyzywaj�co, wyra�nie chc�c, �ebym wyzwa� j� od idiotek. Ja w og�le nie mia�em zamiaru si� odzywa�, ale na wypadek, gdybym mia�, doda�a: - Nic mi nie m�w, co my�lisz. - Nic nie my�la�em - zaprotestowa�em. Westchn�a. - Dobrze to znios�e� - rzek�a, a brzmia�o to tak, jakbym sprawi� jej zaw�d. - Pos�uchaj, Juliuszu, wcale tego nie ukartowa�am. Mo�esz by� pewien, �e zachowam dla ciebie wiele sympatii. Chcia�abym, �eby�my pozostali przyjaci�mi... Mniej wi�cej wtedy przesta�em jej s�ucha�. M�wi�a co� jeszcze w tym samym duchu, ale je�li mnie co� w tym zaskoczy�o, to tylko szczeg�y. W sumie �wiadomo�� ko�ca naszego romansu przyj��em nader spokojnie. Zawsze wiedzia�em, �e Lidia ma s�abo�� do mocnych ludzi. Co gorsza, nigdy nie darzy�a szacunkiem tego, co ja pisz�. Tak jak wielu innych gardzi�a romansami naukowymi opisuj�cymi przysz�o�� i przygody na innych planetach, czego wi�c mog�em si� na dalsz� met� spodziewa�? Po�egna�em wi�c j� poca�unkiem i u�miechem (i jeden, i drugi by� niezbyt szczery) i ruszy�em w stron� biur mojego wydawcy. Tu spotka�a mnie druga odrzutka. Ta zabola�a mnie naprawd�. Redakcja Marka znajdowa�a si� w starym Londynie, nad rzek�. To stara firma, w starym budynku, a i ludzie w niej zatrudnieni te� maj� swoje lata. Kiedy firmie potrzebni s� urz�dnicy czy redaktorzy, zazwyczaj zatrudnia by�ych nauczycieli, kt�rych uczniowie czy studenci ju� wyro�li i ju� ich nie potrzebuj�. Firma ich przyucza do nowego zawodu. Oczywi�cie dotyczy to tylko ni�szych stanowisk; wy�si, tak jak sam Mark, to swobodni pracownicy szczebla kierowniczego, na sta�ej pensji, z prawem do nie ko�cz�cych si�, zakrapianych winem obiadk�w z autorami, kt�re zazwyczaj ko�cz� si� dobrze po po�udniu. Musia�em czeka� na niego ca�� godzin�; wyra�nie by� to dzie� w�a�nie takiego obiadku. Nie z�o�ci�em si�. By�em �wi�cie przekonany, �e nasze spotkanie oka�e si� kr�tkie, mi�e i finansowo korzystne. Dobrze wiedzia�em, �e O�la Olimpiada to jeden z moich najlepszych romans�w naukowych. Nawet tytu� obmy�li�em sprytnie. Ksi��ka by�a z klasycznym podtekstem, aluzj� do Z�otego os�a Lucjusza Apulejusza sprzed gdzie� dw�ch tysi�cy lat; klasyczne w�tki splot�em w komiczn�, przygodow� opowie�� o przyj�ciu prawdziwych Olimpijczyk�w. Z g�ry umiem stwierdzi�, czy rzecz si� spodoba, a w tym wypadku. wiedzia�em, �e czytelnicy wprost si� na ni� rzuc�. Kiedy w ko�cu dotar�em do Marcusa, ten mia� oczy szkliste, jak zwykle po obiadku. Na biurku zobaczy�em m�j maszynopis. Zobaczy�em te� przypi�ty do niego kwit z czerwon� obw�dk� i by� to pierwszy zwiastun z�ych wie�ci. Kwil by� orzeczeniem cenzora, a czerwona obw�dka oznacza�a obstat. Mark nie trzyma� mnie d�ugo w napi�ciu. - Nie mo�emy wyda� - odezwa� si� k�ad�c d�o� na maszynopisie. - Cenzorzy odrzucili. - Nie mieli prawa! - zawrzasn��em, przez co siedz�ca za biurkiem w k�cie stara sekretarka Marcusa obrzuci�a mnie niemi�ym spojrzeniem. - Ale to zrobili - odpar� Mark. - Powiem ci, co tu jest napisane: "...jego charakter mo�e urazi� cz�onk�w delegacji Konsorcjum Galaktycznego, kt�rych potocznie nazywa si� Olimpijczykami..." i jeszcze "...w ten spos�b zagra�a bezpiecze�stwu i spokojowi w Imperium..." i jeszcze wiele r�nych rzeczy, kt�re w sumie oznaczaj� "nie". Nie ma nawet propozycji zmian; po prostu ca�kowite veto. To teraz makulatura, Jul. Zapomnij o tym. - Ale w s z y s c y pisz� o Olimpijczykach! - zaskowycza�em. - Wszyscy p i s a 1 i - poprawi� mnie. - Obecnie, gdy ju� s� blisko, cenzorzy wol� nie ryzykowa�. - Rozwali� si� w fotelu i pociera� oczy; wyra�nie �a�owa�, �e nie poszed� si� zdrzemn��, zamiast �ama� mi serce. Potem doda� zm�czonym g�osem: Wi�c co masz zamiar zrobi�, Jul? Napiszesz nam co� zamiast tego? Rozumiesz, to musi by� szybko; sekretariat nie lubi, jak si� przeci�ga dat� wykonania umowy ponad trzydzie�ci dni. I ma to by� co� dobrego. Nie ma mowy, �eby� zamydli� mi oczy jak�� staroci� z dna twojej szuflady - i tak zreszt� ju� to wszystko widzia�em. - Jak, na piek�a, mam napisa� ca�� now� ksi��k� w trzydzie�ci dni? - zawo�a�em. Wzruszy� ramionami; wygl�da� na coraz bardziej �pi�cego i coraz mniej zainteresowanego moimi problemami. - Jak nie mo�esz, to nie mo�esz. Pozostaje ci tylko zwr�ci� zaliczk� - powiedzia� do mnie. Szybko si� uspokoi�em. - No, nie - zacz��em m�wi� - nie ma takiej potrzeby. Co prawda nie wiem, czy sko�cz� w trzydzie�ci dni... - A ja wiem - przerwa� mi. Wzruszy�em ramionami. Masz ju� pomys�. na now�? - zapyta�. - Mark - powiedzia�em cierpliwie - zawsze mam pomys�y na nowe ksi��ki. Taki w�a�nie jest zawodowy pisarz. To maszyna do produkcji domys��w. Zawsze mam wi�cej pomys��w, ni� m�g�bym wykorzysta�... - No wi�c? - upiera� si� przy swoim. Podda�em si�, bo je�li moja odpowied� brzmia�aby "tak", on zaraz by chcia� wiedzie�, co to za pomys�. - Nie ca�kiem przyzna�em. - W takim razie - stwierdzi� - lepiej od razu id� tam, sk�d bierzesz pomys�y, bo oboj�tnie, czy na dostarczenie ksi��ki, czy na zwrot zaliczki, masz tylko trzydzie�ci dni. I macie tu wydawc�. Wszyscy s� tacy sami. Na pocz�tku bardzo mili i wylewni, w czasie owych d�ugich alkoholowych obiadk�w i optymistycznych rozm�w o milionowych nak�adach wciskaj� ci umowy do podpisu. A potem robi� si� paskudni. Chc�, �eby im jeszcze dostarczy� gotowy materia�. Kiedy go nie dostan� albo kiedy cenzorzy po�o�� obstat, to ju� nie ma �adnych mi�ych rozm�wek tylko rozwa�ania o tym, jak to b�dzie, gdy edyle wtr�c� ci� do ciemnicy za d�ugi. Poszed�em wi�c za jego rad�. Wiem, dok�d trzeba chodzi� po pomys�y, i nie jest to Londyn. Zreszt� �aden rozs�dny cz�owiek nie zostaje w Londynie na zim�, ze wzgl�du na pogod� i nat�ok obcokrajowc�w. Wci�� jeszcze nie mog� si� oswoi� z widokiem owych ros�ych, rustykalnych przybysz�w z P�nocy oraz smag�ych Hindusek i Arabek w samym sercu miasta. Przyznaj�, cz�sto poci�ga mnie �w czerwony znak kastowy i para czarnych oczu b�yskaj�cych spod tych wszystkich szat i zas�on. Mo�na to tak uj��: to co sobie wyobra�amy, jest zawsze bardziej podniecaj�ce ni� to co wida�, szczeg�lnie je�li wida� na przyk�ad nisk�, kr�p� Brytyjk� w rodzaju Lidii. Kupi�em wi�c bilet na nocny ekspres do Rzymu, gdzie mia�em si� przesi��� na wodolot do Aleksandrii. Pakowa�em si� porz�dnie, nie zapominaj�c o kapeluszu s�onecznym z szerokim rondem, o p�ynie odstraszaj�cym owady oraz - och, oczywi�cie - o rysiku i tabliczkach, na wypadek gdyby wpad� mi do g�owy jaki� pomys� na ksi��k�. Egipt! Miasto, gdzie zaczyna�a si� w�a�nie sesja zimowa konferencji na temat Olimpijczyk�w... gdzie znajd� si� w�r�d uczonych i astronaut�w nieodmiennie tryskaj�cych pomys�ami do nowych romans�w naukowych, kt�re ja napisz�... gdzie b�dzie ciep�o... Gdzie edyle mojego wydawcy b�d� mieli k�opoty z odnalezieniem mnie w przypadku, gdyby �aden pomys� na ksi��k� si� nie pojawi�. Tam, dok�d si� chodzi po pomys�y �aden si� nie pojawi�. By�o to pewne rozczarowanie. Niekt�re z moich najlepszych rzeczy powsta�y w poci�gach, samolotach i na statkach, poniewa� tam nikt nie przeszkadza, a cz�owiek nie mo�e si� urwa� na spacer, bo nie ma dok�d p�j��. Tym razem nic z tego nie wysz�o. Przez ca�y czas, gdy poci�g sun�� mokr�, pust�, zimow� angielsk� r�wnin�, siedzia�em trzymaj�c tabliczk� przed sob� i rysik gotowy do akcji, ale gdy wjechali�my do tunelu, tabliczka by�a wci�� dziewicza. Nie mia�em si� co oszukiwa�: by� to kana�. Ca�kowity, zupe�ny kana�. W mojej g�owie nie dzia�o si� nic, co mog�oby si� przeistoczy� w pierwsze sceny nowego romansu naukowego. Nie po raz pierwszy w mojej karierze literackiej przytrafi�a mi si� blokada tw�rcza. To jakby choroba zawodowa ka�dego pisarza. Ale tym razem by�o najgorzej. Naprawd� wi�za�em wielkie nadzieje z O�l� Olimpiad�; liczy�em nawet, �e si� uka�e dok�adnie w tych cudownych dniach, kiedy Olimpijczycy osobi�cie zjawi� si� w naszym Uk�adzie S�onecznym, z czego wyniknie znakomita reklama i ksi��ka osi�gnie wr�cz n i e s a m o w i t y nak�ad... a co gorsza, wyda�em ju� ca�� zaliczk�. Pozosta�a mi tylko pewna, bardzo niewielka rezerwa kredytowa. Nie po raz pierwszy zacz��em si� zastanawia�, co by to by�o; gdybym zaj�� si� inn� prac�. Gdybym na przyk�ad zosta� w s�u�bie pa�stwowej, tak jak chcia� tego ojciec. W�a�ciwie to nie mia�em �adnego wyboru. Urodzi�em si� w trzechsetn� rocznic� rozpocz�cia podboju Kosmosu, a mama powiedzia�a mi, �e pierwszym s�owem, jakie wym�wi�em, by� "Mars". M�wi�a te�, �e powsta�o pewne nieporozumienie, bo zrazu my�la�a, �e chodzi o boga, nie o planet�, wi�c wraz z ojcem powa�nie zastanawiali si�, czy nie przygotowywa� mnie do stanu duchownego. Kiedy jednak umia�em ju� czyta�, wszyscy dobrze wiedzieli, �e mam bzika na punkcie Kosmosu: Tak jak wi�kszo�� moich r�wie�nik�w (tych, co lubi� moje ksi��ki) wychowywa�em si� na relacjach z wypraw kosmicznych. Mia�em ledwie kilkana�cie lat, gdy odebrano pierwsze zdj�cia z pr�bnika wys�anego w stron� Julii, planety obiegaj�cej Alf� Centauri; zdj�cia przedstawia�y kryszta�owe struktury i drzewa o srebrnych li�ciach. Korespondowa�em z innym ch�opakiem, kt�ry mieszka� w jednej z jaskiniowych kolonii na Ksi�ycu, i zaczytywa�em si� wprost relacjami z po�cig�w edyli. za przest�pcami po ksi�ycach Jowisza. Nie by�em jedynym w�r�d moich r�wie�nik�w, kt�rego oczarowa� Kosmos, ale ja z tego nigdy nie wyros�em. Oczywi�cie zosta�em pisarzem romans�w naukowych; o niczym wi�cej nie mia�em zielonego poj�cia. Gdy tylko zarobi�em pierwsze pieni�dze za fantastyk�, rzuci�em posad� sekretarzy u jednego � pos��w cesarskich na zachodniej p�kuli i spr�bowa�em si� utrzymywa� wy��cznie z pisania. I nawet nie�le mi to wychodzi�o - nienajgorzej, powiedzmy - a w�a�ciwie, m�wi�c �ci�le, utrzymywa�em si� na pewnym, cho� nie zawsze r�wnym poziomie z dw�ch romans�w naukowych rocznie, przy czym na moje hobby - �adne kobiety, jak Lidia - mog�em sobie pozwoli� z dodatkowego wynagrodzenia, gdy kt�ra� z moich ksi��ek doczeka�a si� adaptacji telewizyjnej lub teatralnej. I w�wczas nadesz�y sygna�y od Olimpijczyk�w, i ca�a produkcja romans�w naukowych zyska�a zupe�nie inne oblicze. By�a to oczywi�cie najbardziej sensacyjna wiadomo�� w ca�ej historii ludzko�ci. A wi�c istniej� inne rasy inteligentne zamieszkuj�ce gwiazdy naszej Galaktyki! Nigdy jednak nie przysz�o mi do g�owy, �e to wydarzenie b�dzie mia�o na mnie wp�yw tak bezpo�redni, je�li nie liczy� rado�ci. Bo z pocz�tku by�a to rado��. Uda�o mi si� dosta� do wn�trza owegh radioobserwatorium w Alpach, kt�re nagra�o tamte pierwsze sygna�y, i us�ysza�em je na w�asne uszy: Bip ua bip.. Bip ii bip ua bip bip Bip ii bip ii bip ua bip bip bip. Bip ii bip ii bip ii bip ua uuuuu. Bip ii bip ii bip ii bip ii bip ua bip bip bip bip bip. Teraz to wydaje si� bardzo proste, ale min�o troch� czasu, nim kto� si� domy�li�, co oznaczaj� te pierwsze sygna�y od Olimpijczyk�w. (W�wczas jeszcze, oczywi�cie, nie nazywali�my ich "Olimpijczykami". Nawet i teraz nie nazywaliby�my ich tak, gdyby duchowni mieli co� do powiedzenia w tej sprawie, poniewa� uwa�aj� oni, �e jest to niemal �wi�tokradztwo, ale jak w ko�cu mo�na nazwa� bogom podobne istoty z niebios? Nazwa przyj�a si� od razu i kap�ani po prostu musieli si� z tym pogodzi�.) Nie b�d� ukrywa�, �e to m�j dobry przyjaciel Flawiusz Samuelus ben Samuelus pierwszy rozszyfrowa� te sygna�y i opracowa� odpowied�, kt�r� wys�ali�my nadawcom - t� w�a�nie odpowied�, co cztery lata p�niej poinformowa�a Olimpijczyk�w, �e ich us�yszeli�my. Tymczasem wszyscy oswajali�my si� z t� cudown� now� prawd�: nie jeste�my sami we Wszech�wiecie! Rynek na romanse naukowe by� bez dna. Moja kolejna ksi��ka nosi�a tytu� Bogowie z radia. i drukarnie nie mog�y nad��y� za popytem. My�la�em, �e tak b�dzie zawsze. Mog�oby i tak by�... gdyby nie strachliwi cenzorzy. Przespa�em tunel - wszystkie tunele zreszt�, nawet te pod Alpami - i gdy si� zbudzi�em, poci�g zbli�a� si� do Rzymu. Mimo �e tabliczki by�y nadal uporczywie puste, czu�em si� znacznie lepiej. Wspomnienie Lidii znika�o z pami�ci, mia�em jeszcze dwadzie�cia dziewi�� dni na dostarczenie nowego romansu naukowego, a przy tym Rzym to zawsze Rzym! O�rodek Wszech�wiata - no, nie licz�c tych wszystkich nowych danych astronomicznych, jakie mogliby nam przekaza� Olimpijczycy. W ka�dym razie to najwspanialsze miasto na �wiecie. Tu si� wszystko dzieje. Nim zd��y�em wys�a� stewarda po �niadanie i przebra� si� w �wie�e szaty, byli�my ju� na miejscu i ju� trzeba by�o wychodzi� z poci�gu do wn�trza olbrzymiego, ha�a�liwego dworca. Kilka lat ju� nie widzia�em Rzymu, ale Wieczne Miasto nie zmienia si� wiele z up�ywem czasu. Tybr wci�� �mierdzia�. Nowe wie�owce mieszkalne nadal skutecznie zakrywa�y stare ruiny, chyba �e kto� zanadto si� zbli�y�; muchy nadal dokucza�y, a m�odzi rzymianie nadal oblegali dworzec, oferuj�c swe us�ugi jako przewodnik�w po Z�otym Domu (tak jakby kt�ry� z nich m�g� przedosta� si� przez stra�e Legion�w), kupno �wi�tych amulet�w lub swoje siostry. Poniewa� pracowa�em kiedy� jako jeden z sekretarzy prokonsula narodu Czirokez�w, mam przyjaci� w Rzymie. Poniewa� jednak nie przysz�o mi do g�owy ich zawiadomi� o przyje�dzie, ni kogo nie zasta�em. Nie mia�em wyboru: musia�em nocowa� w wysoko�ciowej gospodzie na Palatynacie. Pok�j by� przera�liwie drogi, oczywi�cie. Wszystko w Rzymie jest drogie - i dlatego tacy jak ja mieszkaj� na zapad�ej prowincji w rodzaju Londynu - doszed�em jednak do wniosku, �e dop�ki nadejd� rachunki, to albo znajd� spos�b usatysfakcjonowania Marcusa i dostan� reszt� pieni�dzy, albo b�d� tak ugotowany, �e kilka dodatkowych d�ug�w nie zmieni sytuacji. Doszed�szy do tego wniosku postanowi�em pozwoli� sobie na luksus naj�cia s�u��cego. Wybra�em u�miechni�tego, muskularnego Sycylijczyka czekaj�cego w biurze najmu w sieni, da�em mu klucze do baga�u i kaza�em zanie�� wszystko do pokoju, a potem zrobi� rezerwacj� na jutrzejszy poduszkowiec do Aleksandrii. W�a�nie wtedy szcz�cie zacz�o si� nieco milej u�miecha�. Gdy Sycylijczyk wr�ci� do winiarni po nast�pne polecenia, oznajmi�: - Obywatelu Juliuszu, dowiedzia�em si�, �e pewien obywatel b�dzie te� jutro jecha� do Aleksandrii. Czy zechcesz wzi�� z nim wsp�ln� kabin�? To mi�o, gdy wynaj�ty s�uga stara si� zaoszcz�dzi� ci wydatk�w. - Co to za jeden? - zapyta�em, tonem g�osu wyra�aj�c jednak aprobat�. - Nie chcia�bym trafi� na jakiego� nudziarza. - Sam si� mo�esz przekona�, Obywatelu Juliuszu. On jest teraz w �a�ni. To Judejczyk; nazywa si� Flawiusz Samuelus. W ci�gu pi�ciu minut pozby�em si� szat i owini�ty prze�cierad�em rozgl�da�em si� po tepidarium. Od razu dostrzeg�em Sama. Le�a� wyci�gni�ty, z przymkni�tymi oczami, podczas gdy masa�ysta ugniata� jego stare, t�uste cia�o. Bez s�owa po�o�y�em si� na s�siednim kamieniu. Kiedy Sam z j�kiem przewr�ci� si� na plecy i otworzy� oczy, odezwa�em si�: - Witaj, Sam. Rozpozna� mnie dopiero po chwili; do �a�ni zdj�� kontakt�wki. Jednak po usilnym mru�eniu oczu na jego twarzy pojawi� si� u�miech. - Jul! - wykrzykn��. - Jaki �wiat jest ma�y! Bardzo si� ciesz�, �e ci� widz�! I wyci�gn�� r�ce, by mnie u�ciska� pod �okcie, naprawd� serdecznie, tak jak oczekiwa�em. U Flawiusza Samuelusa naibardziej podoba mi si� mi�dzy innymi to, �e mnie lubi. Inn� cech� Sama, kt�ra mi si� podoba, jest fakt, �e cho� to konkurent, to przy tym jest niewyczerpalnym naturalnyfi �r�d�em. Sam pisze romanse naukowe. Robi nawet wi�cej: wielokrotnie pomaga� mi w sprawach naukowych z moich romans�w, tote� gdy us�ysza�em z ust Sycylijczyka imi� Sama, przysz�o mi do g�owy, �e to w�a�nie on przyda�by mi si� najbardziej w obecnej trudnej sytuacji. Sam ma co najmniej siedemdziesi�t lat. Jest zupe�nie �ysy, a na szczycie g�owy ma wielkie, br�zowe znami� wieku. Gardziel mu obwisa, a powieki same opadaj� na oczy. Ale nigdy by� si� tego nie domy�li� rozmawiaj�c z nim przez telefon. Sam ma energiczny, d�wi�czny g�os dwudziestolatka, podobnie jak umys�: umys� w y j � t k o w o i n t e 1 i g e n t n e g o dwudziestolatka. �atwo si� te� entuzjazmuje. To komplikuje wiele spraw, poniewa� umys� Sama pracuje szybciej, ni� powinien. Czasem z tego powodu trudno si� z nim porozumie�, gdy� zazwyczaj wybiega on przed rozm�wc�w o trzy, cztery kwestie. Zdarza si� wi�c, �e to, co m�wi do ciebie, nie jest odpowiedzi� na twoje ostatnie pytanie, ale na to, o kt�rym nie zd��y�e� jeszcze pomy�le�. To niemi�a prawda, ale romanse Sama lepiej si� sprzedaj� ni� moje, i tylko jego ujmuj�cej osobowo�ci nale�y przypisywa�, �e jeszcze go za to nie znienawidzi�em. Sam ma nad nami wszystkimi przewag� przez to, �e jest zawodowym astronomem. Romanse naukowe pisze dla rozrywki, w wolnym czasie, kt�rego nie ma zbyt wiele. W pracy po�wi�ci� si� g��wnie kierowaniem lotem w�asnego pr�bnika kosmicznego, tego, kt�ry okr��a Dione, planet� Epsilonu Erydana. Mog� si� pogodzi� z jego sukcesami (i, trzeba to przyzna�, z jego talentem), poniewa� nie sk�pi mi pomys��w. Kiedy wi�c uzgodnili�my ju�, �e we�miemy wsp�ln� kabin� �a poduszkowcu, postawi�em spraw� jasno. No, prawie jasno. - Sam - zapyta�em - jedna rzecz mnie zastanawia. Kiedy Olimpijczycy tu wyl�duj�, co to b�dzie oznacza�o dla nas wszystkich? Pytanie skierowa�em do w�a�ciwej osoby; Sam wiedzia� wi�cej o Olimpijczykach ni� ktokolwiek inny na Ziemi. Ale nie nale�a�o od niego oczekiwa� prostej odpowiedzi. Podni�s� si�, obci�gaj�c prze�cierad�o wok� cia�a. Gestem odes�a� masa�yst� i spojrza� na mnie rozbawionym wzrokiem, owymi bystrymi czarnymi oczami spogl�daj�cymi spod rozwichrzonych brwi i opadaj�cych powiek. - A co, potrzebny ci nowy pomys� na romans naukowy? zapyta�. - Piek�o - zakl��em ponuro i postanowi�em nie kr�ci�. Przecie� nie jest to moja pierwsza pro�ba, Sam. Tylko �e tym razem n a p r a w d � potrzebuj� pomocy. - I opowiedzia�em mu ca�� histori� o powie�ci, kt�rej cenzorzy dali obstat, i o wydawcy, kt�ry szybko chcia� czego� w zamian - albo mojej krwi, do wyboru. Z namys�em zacz�� �u� kostk� kciuka. - A o czym by�a ta twoja ksi��ka? - zapyta�, wyra�nie zaciekawiony. - To satyra, Sam. O�la Olimpiada. O tym, jak Olimpijczycy przybywaj� na Ziemi� za pomoc� teleportera, tylko �e sygna� ulega zniekszta�ceniu i jeden z nich przypadkowo zostaje przemieniony w os�a. Jest w tym par� wcale niez�ych kawa�k�w. - No pewnie, Jul. Ju� dwadzie�cia par� wiek�w. - Noo... nie m�wi�em, �e to zupe�nie oryginalny pomys�, tylko... Sam potrz�sn�� g�ow�. - My�la�em, �e jeste� m�drzejszy, Jul. Czego si� spodziewa�e� po cenzorach: �eby udaremnili najwa�niejsze wydarzenie w historii ludzko�ci - dla jakiego� g�upiego romansu naukowego? - To nie jaki� g�upi... - G�upio jest ryzykowa�, �e si� obra�� - przerwa� mi stanowczo. - Najlepiej w og�le o nich nie pisa�. - Ale wszyscy to robi�! - Nikt nie zamienia� ich w os�y - zauwa�y�. - Jul, spekulacje w romansach naukowych te� maj� swoje granice. A gdy piszesz o Olimpijczykach, znajdujesz si� blisko w�a�nie takiej granicy. Wszelkie domniemania na ich temat mog� sta� si� pretekstem do wycofania si� ze spotkania z nami i taka szansa mo�e si� ju� nam nigdy nie trafi�. - Nie zrobi� tego... - Och; Jul - powiedzia� z niesmakiem - co ty mo�esz wiedzie� o tym, co zrobi� albo czego nie zrobi�? Cenzorzy podj�li w�a�ciw� decyzj�. Kt� wie, jacy s� Olimpijczycy? - Ty wiesz - powiedzia�em. Za�mia� si�, cho� �miech ten by� cokolwiek wymuszony. Bardzo bym chcia�, Jul. Wiemy o nich tylko tyle, �e nie jest to jaka� zwyk�a stara rasa inteligentna; Olimpijczycy maj� swe normy moralne. Szczerze m�wi�c, nie wiemy, co to za normy. Przypu��my, �e w swojej ksi��ce domniemywa�e�, i� Olimpijczycy dadz� nam wiele r�nych rzeczy, takich jak lekarstwo na raka, nowe narkotyki, nawet �ycie wieczne... - A jakie dok�adnie narkotyki mogliby nam da�? - spyta�em. - Milcz, ch�opcze! Powiadam Ci, aby� wybi� sobie z g�owy t a k i e pomys�y. Chodzi o to, �e cokolwiek by� sobie wyobrazi�, mog�oby si� to okaza� wstr�tne i niemoralne dla Olimpijczyk�w. Stawka jest zbyt wysoka. To nasza jedyna szansa i nie wolno nam jej zaprzepa�ci�: - Ale potrzebny mi t e m a t - j�kn��em. - No... - przy zna� - pewnie tak: ,Musz� nad tym pomy�le�. Umyjmy si� i chod�my st�d. Pod prysznicem, w czasie ubierania, podczas lekkiego obiadu Sam gada� tylko o zbli�aj�cej si� konferencji w Aleksandrii. S�ucha�em go z przyjemno�ci�. Poza tym, �e zawsze mia� co� do powiedzenia, zacz��em mie� nadziej�, �e napisz� t� ksi��k� dla Marka. O ile kto� w og�le m�g� mi pom�c, by� to Sam. Nie przepu�ci� �adnemu problemowi; zawsze podejmowa� wyzwanie. Bez w�tpienia dlatego to on pierwszy rozgryz� zagadk� owych niezliczonych "ii" i "ua" Olimpijczyk�w. Je�li przyj��, �e "bip" to "l", "ii" to "+", a "ua" to "=", w�wczas Bip ii bip ua bip bip oznacza po prostu "1 + 1 = 2". To by�o ca�kiem proste. Nie potrzebowa�e� mie� superm�zgu jak Sam, aby podstawi� liczby pod sygna�y i objawi� �wiatu, �e s� to zwyk�e zadania arytmetyczne - z wyj�tkiem tajemniczego "uuuuu": Bip ii bip ii bip ii bip ua uuuuu. Co mia�o oznacza� to "uuuuu"? Szczeg�lny spos�b prezentacji liczby 4? Sam oczywi�cie domy�li� si� od razu. Gdy tylko us�ysza� sygna�y, natychmiast przes�a� telegraficznie rozwi�zanie ze swej biblioteki w Padwie: "Komunikat wymaga odpowiedzi; "uuuuu" to znak zapytania. Odpowied� brzmi - 4." I do gwiazd wys�ano nast�puj�ce przes�at~ie: Bip ii bip ii bip ii bip ua bip bip bip bip. Rasa ludzka zda�a w ten spos�b egzamin wst�pny i rozpocz�� si� powolny proces nawi�zywania kontaktu. Odpowied� Olimpijczyk�w nadesz�a dopiero po czterech latach; wyra�nie znajdowali si� niezbyt blisko. R�wnie wyra�nie nie byli to prostaczkowie jak my, wysy�aj�cy sygna�y radiowe z planety kr���cej wok� gwiazdy odleg�ej od nas o dwa lata �wietlne, bo takiej gwiazdy nie ma; odpowied� nadesz�a z miejsca w Kosmosie, w kt�rym nasze teleskopy i sondy nie znalaz�y w og�le niczego. W ci�gu tych czterech lat Sam by� ju� w tym wszystkim po uszy. On pierwszy dowi�d�, �e istoty z gwiazd celowo wys�a�y s�aby sygna�, aby si� upewni�, �e odpowiedz� naci przedstawiciele rasy na odpowiednim poziomie technicznym. On te� nale�a� do niecierpliwych, co nam�wili w�adze collegium, by rozpocz�to nadawanie wzor�w matematycznych wszelkiego rodzaju, a potem prostych zestaw�w s��w, by w og�le c o � wysy�a� do Olimpijczyk�w, p�ki fale radiowe dope�zn� do ich miejsca pobytu i wr�c� z odpowiedzi�. Sam oczywi�cie nie by� jedyny; nie on nawet obj�� kierownictwo bada� nad wypracowaniem wsp�lnego s�ownictwa. Jest wielu lepszych j�zykoznawc�w i kryptoanalityk�w ni� Sam. Jednak to on zwr�ci� uwag�, ju� na samym pocz�tku, �e czas odpowiedzi na nasze sygna�y nieustannie si� skraca. Co oznacza�o, �e Olimpijczycy pod��aj� w naszym kierunku. Wkr�tce rozpocz�li nadawanie obraz�w mozaikowych. Nadchodzi�y one w postaci szereg�w d�wi�k�w "bii" i "baa", przy czym ka�dy szereg liczy� sobie 550 564 sygna�y. Kto� wkr�tce wydedukowa�, �e liczba ta to kwadrat 742 i kiedy szereg przedstawiono w postaci matrycy kwadratowej, zamieniaj�c wszystkie "bii" na bia�e punkty, a "baa" na czarne, z ekranu wyskoczy� obraz pierwszego Olimpijczyka. Ka�dy pami�ta ten widok. Wszyscy na Ziemi, poza ca�kowicie niewidomymi, widzieli go; obraz transmitowa�y wszystkie stacje �wiata. A nawet niewidomi s�uchali anatomicznych opis�w przekazywanych przez komentator�w. Dwa ogony. Mi�sisty, podobny do brody strz�p zwieszaj�cy si� z podbr�dka. Cztery nogi. Kolczasty grzebie� wzd�u�... chyba kr�gos�upa. Oczy szeroko rozstawione, na wyrostkach z ko�ci policzkowych. Pierwszy Olimpijczyk nie by� ani troch� przystojny, ale za to niew�tpliwie o b c y. Kiedy kolejny szereg okaza� si� bardzo podobny do pierwszego, to w�a�nie Sam od razu stwierdzi�, �e jest to nieco przekr�cony obraz tej samej istoty. Olimpijczykom potrzeba by�o 41 obraz�w, by zaprezentowa� ca�kowit� podobizn� pierwszego z nich... Potem zacz�li wysy�a� obrazy nast�pnych. Do tej pory nikomu, nawet Samowi, nie przysz�o do g�owy, �e b�dziemy mieli do czynienia nie z jedn� superras�, ale co najmniej z dwudziestoma dwoma. Tyle bowiem pokazano nam r�nych obraz�w obcych istot, a ka�da z nich by�a brzydsza i dziwniejsza od poprzedniej. To jeden z powod�w, dla kt�rych kap�ani nie lubi�, gdy go�ci nazywa si� Olimpijczykami. W sprawie bog�w Rzymu jeste�my do�� ekumeniczni, ale �aden z nich ani troch� nie przypomina kt�regokolwiek z t a m t y c h, a co poniekt�rzy starsi kap�ani nigdy nie przestali zrz�dzi� o �wi�tokradztwie. W po�owie trzeciego dania naszego obiadu i drugiej butelki wina Sam przerwa� sw�j opis ostatniego komunikatu od Olimpijczyk�w (w kt�rym potwierdzali odbi�r naszych audycji dotycz�cych hisorii Ziemi), uni�s� g�ow� i u�miechn�� si� do mnie. - Mam - powiedzia�. Spojrza�em na niego mrugaj�c oczami. Szczerze m�wi�c, nie zwraca�em zbytniej uwagi na to, co m�wi, bo przygl�da�em si� niebrzydkiej kelnerce z kraju kijowskiego. Przyci�gn�a m�j wzrok, poniewa�... no, mam na my�li nie tylko to, �e mia�a znakomit� figur� i niewiele szat, kt�re j� zakrywa�y - poniewa� na jej szyi widnia� z�oty amulet obywatelki. Nie by�a wi�c niewolnic�, co mnie jeszcze bardziej zaintrygowa�o. Nie lubi� uwodzi� niewolnic, bo to zaj�cie ma�o honorowe; ta dziewczyna natomiast bardzo mnie zainteresowa�a. - Czy ty mnie s�uchasz? - zaciekawi� si� Sam. - No pewnie. A co masz? - Mam rozwi�zanie twojego problemu - oznajmi� rozradowany. - Nie tylko nowy pomys� na romans naukowy. Ca�kowicie nowy r o d z a j romans�w naukowych! Czemu nie mia�by� napisa� o tym, jak to b�dzie, gdy Olimpijczycy n i e przyjad�? Bardzo mi si� podoba to, jak jedna po��wka m�zgu Sama zajmuje si� rozwi�zywaniem problem�w, podczas gdy druga robi zupe�nie co� innego, ale nie zawsze mog� za tym nad��y�. - Nie bardzo rozumiem; o co ci chodzi. Je�li napisz� o tym, �e Olimpijczycy nie przyjad�, czy to nie b�dzie tak samo z�e jak pisanie o tym, �e przyjad�? - Nie, nie - zamacha� r�kami. - S�uchaj mnie uwa�nie! Zostaw Olimpijczyk�w poza tym wszystkim: Napisz o przysz�o�ci, kt�ra mog�aby nast�pi�, ale nie nast�pi. Kelnerka pochyla�a si� nad nami, zbieraj�c brudne talerze. Wiedzia�em, �e s�yszy, gdy odpowiada�em z godno�ci�: - Sam, to nie w moim stylu. Mo�e moje romanse nie sprzedaj� si� tak dobrze jak twoje, ale uczciwo�� mi jeszcze pozosta�a. Nigdy nie pisz� o czym�, co uwa�am za zupe�nie niemo�liwe. - Jul, przesta� my�le� o swoich gonadach - (a wi�c jego uwadze nie umkn�o moje zainteresowanie kelnerk�) - i postaraj si� skorzysta� z tego twojego ptasiego m�d�ku. M�wi� o czym�, co mog�oby by� mo�liwe, w alternatywnej przysz�o�ci, rozumiesz. Wcale nie rozumia�em. - A co to jest "alternatywna przysz�o��"? - To przysz�o��, kt�ra mog�aby nast�pi�, ale nie nast�pi wyja�ni�. - Na przyk�ad gdyby Olimpijczycy do nas nie jechali. Potrz�sn��em g�ow�, zupe�nie sko�owany. - Ale przecie� wiemy, �e jad� - zwr�ci�em uwag�. - Ale gdyby nie jechali! Gdyby nie skontaktowali si� z nami przed laty. - Przecie� si� skontaktowali - odpar�em pr�buj�c przenikn�� jego rozumowanie. Westchn�� tylko. - Widz�, �e nic do ciebie nie dochodzi - powiedzia� otulaj�c si� szat� i wstaj�c. - Zabieraj si� do swojej kelnerki. Ja mam par� telegram�w do wys�ania. Zobaczymy si� na statku. No wi�c z tego czy innego powodu nic nie wysz�o z moich plan�w wobec kijowskiej kelnerki. Powiedzia�a mi, �e jest zam�na, szcz�liwie i monogamicznie. Prawd� m�wi�c nie rozumia�em, dlaczego wolny, praworz�dny obywatel wysy�a �on� do takiej pracy, ale zdziwi�o mnie, �e dziewczyna nie zwr�ci�a wi�kszej uwagi na moje pochodzenie... Lepiej to wyja�ni�. Widzicie, moja rodzina ma pretensje do s�awy. Genealogowie powiadaj�, �e wywodzimy si� od samego Juliusza Cezara. Ja sam te� wspominam o tych pretensjach, szczeg�lnie kiedy za du�o wypij�. My�l� te�, �e to w�a�nie dlatego Lidia, zawsze snobka, zainteresowa�a si� mn�. To nic wa�nego; w ko�cu Juliusz Cezar umar� ponad dwa tysi�ce lat temu. Od tamtej pory min�o sze��dziesi�t czy siedemdziesi�t pokole�, a nie nale�y te� zapomina�, �e cho� Przodek Juliusz z pewno�ci� pozostawi� po sobie liczne potomstwo, jednak nie by�o to z �adn� z jego �on. Ja nawet specjalnie nie wygl�dam na Rzymianina. Gdzie� w moim rodowodzie musia� si� zdarzy� jaki� przodek z p�nocy, mo�e nawet dw�ch, bo jestem wysoki i jasnow�osy, jak �aden szanuj�cy si� Rzymianin. Ale je�li nawet nie jestem legalnym dziedzicem boskiego Juliusza, wywodz� si� przynajmniej z wielce staro�ytnej i szacownej linii. Ka�dy by pomy�la�, �e zwyk�a kelnerka dobrze to we�mie pod uwag�, nim mnie odrzuci. A jednak nie wzi�a. Kiedy obudzi�em si� nast�pnego ranka sam - mego przyjaciela ju� nie by�o w gospodzie, chocia� statek do Aleksandrii mia� odp�yn�� dopiero wieczorem. Nie widzia�em Sama przez ca�y dzie�. Specjalnie zreszt� go nie szuka�em, bo troch� mi by�o wstyd za siebie. Jak to: doros�y cz�owiek, szanowany autor czterdziestu paru znakomicie (no, mo�e: nie�le) si� sprzedaj�cych romans�w naukowych musi szuka� pomys��w u mych? Odda�em wi�c baga� s�u��cemu, wyrejestrowa�em si� z gospody i metrem uda�em si� do Biblioteki Rzymskiej. Rzym jest nie tylko stolic� Cesarstwa; jest poza tym najwi�kszym o�rodkiem naukowym. Wielkie stare teleskopy stoj�ce na wzg�rzach nie na wiele si� ju� przydaj�, poniewa� �wiat�a miasta przeszkadzaj� w obserwacjach; i tak zreszt� wszystkie obecnie u�ywane teleskopy znajduj� si� w Kosmosie. Ale te naziemne bardzo si� przyda�y Galileuszowi, gdy odkrywa� pierwsz� planet� poza naszym Uk�adem S�onecznym, a tak�e Tychonowi do wykonania owych s�ynnych spektrogram�w ostatniej wielkiej Supernovej w naszej galaktyce, ledwie dwadzie�cia par� lat po pierwszym locie kosmicznym. Tradycje naukowe przetrwa�y; Rzym jest nadal siedzib� Collegium Nauk. Dlatego te� Biblioteka Rzymska jest tak przydania dla takich jak ja. Maj� tu bezpo�redni dost�p do bazy danych Collegium i nawet nie trzeba p�aci� za po��czenie. Wpisa�em si� do rejestru, po�o�y�em rysik i tabliczki na przydzielonym mi stoliku i zacz��em przeszukiwa� pliki. G d z i e � musi si� znale�� pomys� na romans naukowy, kt�rego jeszcze nikt nie napisa�... Z pewno�ci� gdzie� by�, ale ja go nie mog�em znale��. Zazwyczaj mo�na poprosi� o pomoc bibliotekarza specjalist�, ale wygl�da�o, �e niedawno w Bibliotece zatrudniono wielu nowych ludzi, g��wnie Tberyjczyk�w, zniewolonych, poniewa� uczestniczyli w zesz�orocznym powstaniu w Luzytanii. Od tamtej pory na rynku niewolnik�w pojawi�o si� tylu Iberyjczyk�w, �e cena drastycznie spad�a. Sam bym kupi� paru do cel�w spekulacyjnych, bo wiedzia�em, �e za jaki� czas cena wzro�nie; w ko�cu nie tak cz�sto zdarzaj� si� powstania, a popyt jest ci�g�y. Chwilowo jednak brakowa�o mi funduszy,, a ponadto niewolnik�w trzeba �ywi�. A je�li wszyscy byli r�wnie bystrzy, jak ci, kt�rych zatrudnia�a Biblioteka Rzymska, to i tak nie zrobi�bym wielkiego interesu. Zrezygnowa�em. Pogoda poprawi�a si� na tyle, �e warto by�o zaryzykowa� spacer po mie�cie, ruszy�em wi�c w stron� jednoszyn�wki do Ostii. Jak zwykle, Rzym kipia�. W Koloseum odbywa�y si� walki byk�w, a w Wielkim Cyrku - wy�cigi. Autokary turystyczne przeciska�y si� w�skimi uliczkami. Wok� Panteonu sz�a d�uga procesja, ale nie zbli�y�em si� na tyle, by dojrze�, kt�rych to bog�w dzisiaj czczono. Nie lubi� t�um�w. Szczeg�lnie t�um�w w Rzymie, poniewa� tu jest wi�cej nawet obcokrajowc�w ni� w Londynie: Afrykowie, Hindowie, Hanowie i Nordowie - wszystkie rasy z ca�ej Ziemi przysy�aj� swych turyst�w, by zwiedzali Cesarskie Miasto. A Rzym dostarcza im widowisk. Zatrzyma�em si� przy jednym z nich: przy zmianie warty przed Z�otym Domem Oczywi�cie nigdzie nie by�o wida� cezara ani jego ma��onki z pewno�ci� udali si� w jedn� ze swych niezliczonych podr� ceremonialnych do rzymskich domini�w albo przynajmniej gdzie� otwieraj� nowy supermercatus. Jednak stoj�cy przede mn� Algonkini z dreszczem emocji przygl�dali si� paradzie Legion�w honorowych pod sztandarami. Pami�tam troch� j�zyka Czirokez�w; wystarczy�o, by zapyta�, sk�d ci Algonkini pochodz�, ale oba te j�zyki nie s� do siebie zbytnio zbli�one, a czirokeski, jakim si� pos�ugiwali, by� jeszcze gorszy od mojego. Po prostu u�miechn�li�my si� do siebie. Gdy tylko Legiony przesz�y, ruszy�em w stron� poci�gu. Gdzie� w mojej g�owie ko�ata�a si� my�l, �e powinienem si� wi�cej martwi� moj� sytuacj� finansow�. Trzydzie�ci dni spokoju umyka�o z ka�d� minut�. Jednak si� nie martwi�em: podtrzymywa�a mnie na duchu wiara. Wiara w mego dobrego przyjaciela Flawiusza Samuelusa, kt�ry z pewno�ci� - cokolwiek by czyni� z wi�ksz� cz�ci� swego m�zgu - w jakim� jego zakamarku przygotowywa� dla mnie pomys�. Nie przysz�o mi do g�owy, �e nawet Sam ma swoje ograniczenia. Albo �e jego uwag� przykuwa co� znacznie wa�niejszego ni� moje problemy, wi�c nie pozosta�o mu zbyt wiele jej dla mnie. Nie widzia�em go przy wsiadaniu na statek; nie zasta�em go te� w kabinie. Nawet kiedy wielkie �mig�a wprawiono w ruch i wp�yn�li�my na Morze Tyrre�skie, jego nie by�o. Zasn��em, nieco przestraszony, �e mo�e Sam nie zd��y� na statek, ale p�no w noc obudzi�em si� s�ysz�c, jak wchodzi do kabiny. - By�em na mostku - odpowiedzia�, gdy co� wymamrota�em. - Id� spa�. Zobaczymy si� rano. Kiedy si� obudzi�em; my�la�em, �e to wszystko mi si� przy�ni�o, bo Sama ju� nie by�o w kabinie. Jednak pos�anie na jego ��ku by�o naruszone, a ca�kowicie uspokoi� mnie steward, kt�ry przyni�s� poranny puchar wina. Tak, obywatel Flawiusz Samuelus z pewno�ci� znajduje si� na pok�adzie. Dok�adnie m�wi�c, znajduje si� w kabinie kapitana, cho� co tam robi, tego steward nie umia� powiedzie�. Poranek sp�dzi�em wypoczywaj�c na pok�adzie, p�awi�c si� w s�o�cu. Statek nie p�yn�� ju� jako poduszkowiec; w nocy pokonali�my ju� Cie�nin� Sycylijsk� i teraz, na otwartym morzu, kapitan opu�ci� p�aty, podci�gn�� r�kawy, �migie� i wysun�� je jako �ruby. Statek mkn�� jako wodolot z szybko�ci� swobodnie stu mil na godzin�. By�a to �agodna, spokojna jazda: podtrzymuj�ce nas p�aty przesuwa�y si� dwadzie�cia st�p pod powierzchni� wody, wi�c �adne fale nami nie ko�ysa�y. Le��c na plecach i patrz�c z ukosa na ciep�e, po�udniowe niebo dostrzeg�em tr�jskrzyd�owy samolot unosz�cy si� ponad horyzont za nami, stopniowo nas mijaj�cy, by w ko�cu znikn�� gdzie� przed dziobem. Samolot nie porusza� si� z n a c z n i e szybciej od nas - a my mieli�my podr� o wiele bardziej komfortow�, podczas gdy jego pasa�erowie p�acili za przelot dwukrotnie wi�cej. Otworzy�em oczy szeroko, gdy dostrzeg�em, �e kto� obok mnie stoi. Szybko usiad�em, gdy rozpozna�em Sama. Wygl�da� tak, jakby wiele nie spa� tej nocy; przytrzymywa� r�k� kapelusz zwiewany p�dem naszej podr�y. - Gdzie by�e�? - zapyta�em. - Nie ogl�da�e� dziennika? - zapyta�. Potrz�sn��em g�ow�. - Sygna�y od Olimpijczyk�w usta�y. Na te s�owa otworzy�em oczy naprawd� szeroko, bo by�a to nieprzyjemna niespodzianka. Sam jednak nie wygl�da� na bardzo zmartwionego. Ura�onego, owszem; mo�e nawet nieco zatroskanego, ale nie tak przej�tego, jak m�g�bym si� spodziewa�. - To pewnie nic takiego - powiedzia�. - Mo�liwe, �e to zak��cenia s�oneczne. S�o�ce jest w znaku Strzelca, wi�c prawie dok�adnie mi�dzy nami i nimi. Ju� od kilku dni mieli�my k�opoty z szumem. - Wi�c mo�na s�dzi�, �e sygna�y wkr�tce powr�c�? - zaryzykowa�em. Wzruszy� ramionami i skin�� na stewarda, by zam�wi� jeden z tych gor�cych napoj�w, w jakich lubuj� si� Judejczycy. Chyba nie uda�o mi si� wczoraj ci wyt�umaczy�, co mia�em na my�li - powiedzia�. - Spr�buj� ci wyja�ni�, co rozumiem pod poj�ciem �wiata alternatywnego. Pami�tasz histori�? Jak Forniusz Vello pokona� Maj�w i zromanizowa� Zachodnie Kontynenty sze�� czy siedem wiek�w temu? Przypu��my wi�c, �e tego nie zrobi�. - Ale to zrobi�, Sam. - Wiem, �e zrobi� - Sam nie traci� cierpliwo�ci. - Ale powiedzia�em p r z y p u � � m y. Przy pu��my, �e Legiony zosta�y pokonane w bitwie o Tehultapec. Za�mia�em si�. Wiedzia�em, �e �artuje. - Legiony? Pokonane? Ale przecie� Legion�w nikt nigdy nie pokona�. - To nieprawda - odpar� Sam z wyrzutem. Nie cierpi ludzi, kt�rzy maj� luki w wiadomo�ciach. - Przypomnij sobie Varus. - Piek�o, Sam, przecie� to historia staro�ytna! Kiedy to by�o, dwa tysi�ce lat temu? Za cezara Augusta? A i tak przecie� by�a to przej�ciowa pora�ka. Imperator Druzus odzyska� or�y. - A tak�e ca�� Gali� dla Cesarstwa: by� to jeden z pierwszych wielkich podboj�w rzymskich poza Alpami. Dzisiaj Galowie s� bardziej rzymscy od Rzymian, szczeg�lnie gdy chodzi o picie wina. Sam potrz�sn�� g�ow�. - Powiedzmy, �e Forniusz Vello te� poni�s� "czasow�" pora�k�. Pr�bowa�em nad��y� za tokiem jego rozumowania, ale nie by�o to �atwe. - C� to by�aby za r�nica? Pr�dzej czy p�niej Legiony odnios�yby zwyci�stwo. Dobrze wiesz, �e zawsze zwyci�aj�. - To prawda - odrzek� rozs�dnie - ale gdyby ten konkretny podb�j nie nast�pi� w � w c z a s, ca�y przebieg historii by�by zupe�nie inny. Nie mieliby�my wielkiej migracji na zach�d w celu zape�nienia owych pustych kontynent�w. Hanowie i Hindowie nie zostaliby okr��eni i kto wie, mo�e do tej pory mieliby niepodleg�e pa�stwa. By�by to zupe�nie inny �wiat. Czy rozumiesz, do czego zmierzam? To w�a�nie nazywam "�wiatem alternatywnym": �wiat, kt�ry m�g�by by�, ale nie jest. Chcia�em by� dla niego uprzejmy. - Sam - powiedzia�em oto w�a�nie przedstawi�e� obrazowo r�nic� mi�dzy romansami naukowymi i fantazjami. Ja nie zajmuj� si� fantazjami. Poza tym - kontynuowa�em, nie chc�c rani� jego uczu� - nie bardzo widz� mo�liwo�� wyst�pienia znacz�cych r�nic w takim �wiecie. W ka�dym razie nie tyle, by mo�na by�o na tym zbudowa� romans naukowy. Patrzy� na mnie przez chwil� w milczeniu, po czym obr�ci� si� i spojrza� na morze. I nagle, jakby w og�le nie zmienia� tematu, powiedzia�: - Jest jedna �mieszna rzecz: nasze kolonie na Marsie te� nie odbieraj� sygna��w. A im S�o�ce nie przeszkadza. Zmarszczy�em brwi. - Co to znaczy, Sam? Potrz�sn�� g�ow�. - Bardzo chcia�bym to wiedzie� - rzek�. W starej Aleksandrii Faros l�ni�a odbitym �wiat�em zachodz�cego s�o�ca, gdy przybijali�my do Aleksandrii. Znowu podr�owali�my na poduszce, powoli, a ko�ysanie fal nieco nami rzuca�o. Gdy jednak weszli�my do portu w�a�ciwego, woda ju� by�a spokojna. Sam sp�dzi� popo�udnie w kabinie kapitana, w sta�ym kontakcie z Collegium Nauk, ale pokaza� si�, gdy ju� przycumowali�my. Zobaczy�, jak patrz� w stron� biura wynajmu obok doku, ale potrz�sn�� g�ow�. - Daj sobie spok�j z wynajmowaniem pokoju, Jul - powiedzia� tonem rozkazuj�cym. - Przeka� baga�e s�u��cym mojej bratanicy; zamieszkamy u niej. By�a to dobra wie��: pokoje w gospodach Aleksandrii s� prawie tak drogie jak w Rzymie. Podzi�kowa�em Samowi, ale wcale mnie nie s�ucha�. Odda� nasze torby tragarzowi z domu bratanicy, ma�emu Arabowi, kt�ry by� znacznie silniejszy, ni� na to wygl�da�; nast�pnie ruszy� do domu egipskiego Senatu Ni�szego, gdzie mia�a si� odby� konferencja. Przywo�a�em tr�jko�owiec i da�em kierowcy adres bratanicy - Sama. Cokolwiek my�l� o tym Egipcjanie, Aleksandria to brudne, prowincjonalne miasteczko. Czoktawowie maj� wi�ksz� stolic�, Kijowianie za� - czystsz�. Ponadto s�ynna Biblioteka Aleksandryjska to oszustwo. Kiedy m�j (chcia�oby si� wierzy�) przodek kaza� j� spali�, Egipcjanie istotnie j� odbudowali. Ale jest tak staro�wiecka, �e nie ma w "niej nic pr�cz ksi��ek. Dom bratanicy Sama znajdowa� si� w szczeg�lnie podupad�ej dzielnicy tego podupad�ego miasta, tylko par� przecznic od nabrze�a. S�ycha� tu �oskot d�wig�w towarowych z dok�w; cho� mo�e s�ycha� niezbyt dobrze, bo zag�usza je ha�as z samych ulic, pe�nych ci�ar�wek i kierowc�w przeklinaj�cych siebie nawzajem w czasie manewrowania wok� ostrych zakr�t�w. Sam dom by� wi�kszy, ni� si� spodziewa�em; ale by�a to jego jedyna zaleta, przynajmniej s�dz�c z wygl�du zewn�trznego. Oblicowania mia� raczej z taniej egipskiej sztukatury ni� z marmuru, a s�siadowa� z punktem wynajmu niewolnik�w. Przynajmniej jest za darmo, upomnia�em siebie. Kopn��em w drzwi i zawo�a�em na s�u��cego. Jednak nie s�u��cy otworzy� mi drzwi, lecz bratanica Sama we w�asnej osobie; jej wygl�d sprawi� mi przyjemn� niespodziank�. By�a prawie tak wysoka jak ja i prawie tak jasnow�osa. Poza tym m�oda i bardzo �adna. - Ty z pewno�ci� jeste� Juliuszem powiedzia�a. - Nazywam si� Rachela i jestem bratanic� obywatela Flawiusza Samuelusa ben Samuelusa. Witam ciebie w mym domu. Uca�owa�em jej d�o�. To kijowski obyczaj, kt�ry mi bardzo odpowiada, szczeg�lnie w kontaktach z �adnymi dziewcz�tami, jakich nie znam jeszcze dobrze, cho� mam nadziej� pozna�. Nie wygl�dasz na Judejk� - powiedzia�em. - A ty nie wygl�dasz na gryzipi�rka t�uk�cego romans za romansem - odpar�a. Jej g�os by� mniej ch�odny ni� s�owa, ale niewiele. - Stryja Sama nie ma w domu, a ja mam du�o pracy Bazyliusz wska�e ci swe pokoje i zaproponuje co� do picia. Zwykle robi� lepsze pierwsze wra�enie na kobietach. Zwykle lepiej si� do tego przygotowuj�, ale Rachela mnie zaskoczy�a. Spodziewa�em si� raczej, �e b�dzie podobna do Sama, mo�e z wyj�tkiem �ysiny i zmarszczek na twarzy. Bardziej si� nie mog�em pomyli�. Co do domu te� pope�ni�em b��d: dom by� naprawd� du�y. Mie�ci� dobre kilkana�cie pokoi, nie licz�c kwater dla s�u�by; jego atrium pokrywa�a owa p�przezroczysta b�ona, kt�ra zatrzymuje najgorsze gor�co. S�ynne egipskie s�o�ce sta�o w�a�nie w zenicie, gdy Bazyliusz, s�uga Racheli, wskaza� mi moje pokoje. By�y one zadowalaj�co jasne i przewiewne, ale Bazyliusz zaproponowa� wypoczynek na zewn�trz. Mia� s�uszno��. Poda� mi wino i owoce w atrium, przy wygodnej �awce u fontanny. Przez b�on� s�o�ce wygl�da�o tylko na blade i mi�e, a nie �miertelnie gor�ce. Owoce te� by�y �wie�e: ananasy z Libanu, pomara�cze z Judei, jab�ka gdzie� z daleka, pewnie z Galii. Nie podoba�o mi si� tylko to, i� Rachela pozosta�a w swych pokojach, tote� nie mia�em szansy przedstawi� si� jej w lepszym �wietle. Pozostawi�a jednak instrukcje co do mojej wygody. Bazyliusz klasn�� w d�onie i pojawi� si� inny s�u��cy, nios�c rysik i tabliczki, na wypadek, gdyby zachcia�o mi si� pracowa�. Ze zdumieniem stwierdzi�em, �e Bazyliusz i ten drugi s�uga to Afrykowie; ci raczej niecz�sto wdaj� si� w jakie� awantury polityczne czy te� jakiekolwiek utarczki z edylami, tote� ma�o z nich traci wolno��. Fontanna zosta�a zbudowana na kszta�t Kupidyna. W innych okoliczno�ciach uzna�bym to za dobry omen, ale tutaj nie wydawa�o mi si�, i� ma on jakiekolwiek znaczenie. Nos Kupidyna by� ob�upany; fontanna z pewno�ci� mia�a wi�cej lat ni� Rachela. Postanowi�em pozosta� na miejscu, dop�ki dziewczyna si� nie pojawi, ale kiedy zapyta�em Bazyliusza, kiedy to mo�e nast�pi�, ten popatrzy� na mnie z pewn� wy�szo�ci�. - Obywatelka Rachela pracuje po po�udniu, obywatelu Juliuszu - poinformowa� mnie. - Ach, tak? A nad czym ona pracuje? - Obywatelka Rachela jest s�awn� dziejopisark� - obja�ni� mnie. - Cz�sto pracuje a� do chwili udania si� na spoczynek. Ale dla ciebie i dla jej stryja kolacja zostanie oczywi�cie podana o porze dla was odpowiedniej. Bardzo uczynny by� to go��, nie ma co m�wi�. - Dzi�kuj� ci, Bazyliuszu - powiedzia�em. - My�l�, �e wyjd� na kilka godzin. - A potem, gdy s�u��cy zbiera� si� do odej�cia, zapyta�em: Nie wygl�dasz na gro�nego przest�pc�. Je�li mog� zapyta�: za co ci� zniewolono? - Och, nie za �adn� zbrodni�, obywatelu Juliuszu - zapewni� mnie. - Po prostu za d�ugi. �atwo znalaz�em drog� do domu egipskiego Senatu Ni�szego; w jego kierunku zd��a�o wiele pojazd�w i pieszych; jest to bowiem, by�o nie by�o, jedno z bardziej interesuj�cych miejsc w Aleksandrii. Senat Ni�szy nie obradowa�. Nie mia� zreszt� �adnego powodu, bo po co w og�le Egipcjanom jakikolwiek senat? Czasy, kiedy sami podejmowali jakiekolwiek decyzje we w�asnych sprawach, min�y ju� wiele stuleci temu. Szarpn�li si� jednak na konferencj�. �wi�tynia Senatu mia�a nisze na co najmniej p� setki bog�w. Sta�y w nich zwyk�e pos�gi Amona-Ra i Jowisza oraz oczywi�cie wszystkich wa�niejszych postaci z panteonu, ale by zrobi� przyjemno�� go�ciom umieszczono te� tam Ormuzda, Jahwe, Frej�, Quetzalcoatla i kilkunastu innych, kt�rych w og�le nie rozpozna�em. Zdobi�y je �wie�e ofiary z kwiat�w i owoc�w, dowodz�c, �e tury�ci - je�li nie sami astronomowie - nie pomijali �adnych dr�g przywr�cenia ��czno�ci z Olimpijczykami. Uczeni to oczywi�cie agnostycy (jak zreszt� chyba w wi�kszo�ci ludzie wykszta�ceni, prawda?), ale nawet agnostyk po�wi�ci kawa�ek owocu, by udobrucha� boga, na wypadek, gdyby si� okaza�o, �e agnostyk si� myli�. Pod domem senatu przekupnie ju� ustawiali swe stragany, mimo �e pierwsze posiedzenie mia�o si� zacz�� dopiero jutro. Kupi�em u nich gar�� daktyli i spacerowa�em tu i tam, pogryzaj�c daktyle i przygl�daj�c si� marmurowemu fryzowi na �cianie budynku. Przedstawia� on faluj�ce �any zb� i pola ziemniak�w, jakie od dw�ch tysi�cy lat czyni�y Egipt spichlerzem Cesarstwa. Oczywi�cie nie by�o tu nic o Olimpijczykach; Egipcjanie nie interesuj� si� zanadto Kosmosem. Wol� spogl�da� na sw� chwalebn� ( n a z y w a j � j� chwalebn�) przesz�o��; �aden uczony by zreszt� nie pomy�la� o zorganizowaniu tu konferencji w sprawie Olimpijczyk�w, gdyby nie to, �e nikomu nie chcia�oby si� jecha� w grudniu do jakiego� p�nocnego miasta. Wewn�trz wielka sala by�a pusta, je�li nie liczy� niewolnik�w ustawiaj�cych �o�a i spluwaczki dla uczestnik�w. Sale wystawowe kipia�y ha�asem pochodz�cym od robotnik�w ustawiaj�cych eksponaty, ale os�b postronnych tam nie wpuszczano, a w kuluarach dla uczestnik�w by�o ciemno. Szcz�liwie dostrzeg�em otwarte pomieszczenie dziennikarzy. To zawsze dobre miejsce na darmow� szklaneczk� wina, a poza tym chcia�em wiedzie�, gdzie si� wszyscy podzieli. Dy�urny niewolnik nie umia� mi tego powiedzie�. - Gdzie� odbywa si� zamkni�te posiedzenie organizator�w, tyle wiem... a poza tym dziennikarze w�sz� w poszukiwaniu kogo�, z kim mogliby zrobi� wywiad. - A potem, spogl�daj�c mi przez rami�, gdy si� wpisywa�em, niewolnik doda�: - Och, to ty piszesz romanse naukowe, prawda? Mo�e kt�ry� z dziennikarzy zainteresuje si� i tob�. Nie by�o to nazbyt entuzjastyczne zaproszenie, ale si� zgodzi�em. Marcus zawsze nak�ania mnie do akcji reklamowej, gdy� jego zdaniem podnosi to sprzeda� ksi��ek, wi�c tu akurat mog�em Marcusowi p�j�� na r�k�. Dziennikarz nie wygl�da� jednak na zbyt szcz�liwego. W podziemiach Senatu zaimprowizowano kilka pomieszcze� stu