3850
Szczegóły |
Tytuł |
3850 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3850 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3850 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3850 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Artur Conan Doyle
Przygody Sherlocka Holmesa
Pies Baskervill�w
Sherlock Holmes
Sherlock Holmes wstawa� zazwyczaj p�no, chyba, �e � co zdarza�o si� do�� cz�sto � sp�dza� bezsennie ca�� noc. Tego dnia rano siedzia� przy stole w jadalni. Ja sta�em przy kominku, ogl�daj�c lask�, zostawion� poprzedniego wieczora przez naszego go�cia. By� to �adny, mocny kij z du�� ga�k� i przymocowan� u jej spodu z�ot�, szerok� prawie na cal, obr�czk� z napisem: �Jakubowi Mortimerowi, M.R.C.S., od przyjaci� z C.C.H." oraz dat� �1884�. Laska, pe�na godno�ci, powa�na, budz�ca zaufanie, by�a z rodzaju tych, jakie nosili lekarze domowi starej daty.
� I c�, Watsonie � odezwa� si� do mnie Holmes � jakie wnioski wyci�gasz po obejrzeniu tego kija?
Holmes siedzia� obr�cony do mnie plecami, a ja ani s�owem, ani gestem nie zdradzi�em si�, czym by�em zaj�ty.
� Sk�d wiesz, co robi�? Jestem got�w uwierzy�, �e masz oczy z ty�u g�owy.
� Nie, ale mam przed sob� wypolerowany jak zwierciad�o srebrny imbryk � odpar�. � Chcia�bym wiedzie�, co mo�esz powiedzie� o naszym go�ciu ogl�daj�c tylko jego lask�? Skoro nie zasta� nas wczoraj, a nie mamy poj�cia, jaki m�g� by� cel jego wizyty, ta przypadkowa pami�tka nabiera znaczenia. Niech si� dowiem, co my�lisz o jej w�a�cicielu.
� S�dz� � odpowiedzia�em, stosuj�c, najlepiej jak tylko umia�em metod� swego przyjaciela � �e doktor Mortimer jest starym, bardzo wzi�tym i bardzo powa�anym lekarzem, skoro znajomi obdarzyli go takim dowodem uznania.
� Dobrze � powiedzia� Holmes. � Wy�mienicie.
� S�dz� tak�e, �e wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa, doktor Mortimer jest wiejskim lekarzem, odwiedzaj�cym swoich chorych przewa�nie pieszo.
� Dlaczego?
� Dlatego, �e ta laska, bardzo �adna gdy by�a nowa, wydaje mi si� teraz tak zniszczona, i� nie wyobra�am jej sobie w r�kach lekarza miejskiego. �elazne okucie na ko�cu jest bardzo starte, co �wiadczy, �e kij s�u�y doktorowi do cz�stych przechadzek.
� Doskonale, zupe�nie s�usznie! � przytakiwa� Holmes.
� A wreszcie s� tu jeszcze wyrazy �Od przyjaci� z C.C.H." Domy�lam si�, �e chodzi tu o jakie� lokalne stowarzyszenie �owieckie... Doktor leczy� pewnie cz�onk�w tego stowarzyszenia, a oni, w dow�d wdzi�czno�ci, ofiarowali mu ten drobny upominek.
� Doprawdy Watsonie, przechodzisz samego siebie � rzek� Holmes, odsuwaj�c krzes�o i zapalaj�c papierosa. � Musz� przyzna�, �e we wszystkich raportach, w jakich pisa�e� o moich skromnych pracach, nie docenia�e� w�asnych zdolno�ci. Nie jeste� mo�e sam przez si� ja�niej�c� pochodni�, ale doskona�y z ciebie przewodnik w poszukiwaniu �wiat�a. S� ludzie, kt�rzy, sami nie b�d�c geniuszami, posiadaj� talent pobudzania go u innych. Przyznaj�, m�j drogi, �e jestem twoim d�u�nikiem.
Holmes nigdy jeszcze nie przemawia� do mnie w ten spos�b. Musz� przyzna�, �e s�owa jego sprawi�y mi wielk� przyjemno��, gdy� cz�sto bywa�em dotkni�ty jego oboj�tno�ci�, zar�wno wtedy gdy podziwia�em jego talent, jak i gdy stara�em si� rozpowszechni� jego metody. By�em tak�e dumny z tego, �e tak dobrze pozna�em jego spos�b rozumowania, i� u�ywaj�c go zdoby�em uznanie Holmesa.
Wzi�� z moich r�k lask� i zacz�� j� pilnie ogl�da�. Nagle rzuci� papierosa, podszed� do okna i zabra� si� do jej badania przez lup�.
� Ciekawe, chocia� proste � powiedzia�, siadaj�c w ulubionym k�cie kanapy. � Dostrzeg�em par� wskaz�wek, kt�re doprowadz� nas do ciekawych wniosk�w.
� Czy czego� nie zauwa�y�em? � spyta�em z pewn� zarozumia�o�ci� w g�osie. � Nie s�dz�, �ebym pomin�� jaki� wa�ny szczeg�.
� Obawiam si�, m�j drogi, �e wi�kszo�� twoich wniosk�w jest b��dna. Gdy m�wi�em, �e naprowadzasz mnie na �lad, to znaczy�o, i� twoje pomy�ki doprowadzaj� mnie przypadkowo do odkrywania prawdy. W tym wypadku nie mylisz si� co do istoty rzeczy. W�a�ciciel laski jest niew�tpliwie wiejskim lekarzem i bardzo du�o chodzi.
� Mia�em zatem s�uszno��.
� Tak jest, pod tym wzgl�dem.
� I to wszystko?
� Nie, nie m�j drogi, nie wszystko... Tylko, widzisz, mnie si� na przyk�ad wydaje bardziej prawdopodobne, �e ofiarowany doktorowi podarunek pochodzi od pracownik�w szpitala, a nie od cz�onk�w stowarzyszenia �owieckiego. Je�li wi�c litery �C.C." umieszczone s� przed liter�, okre�laj�c� ten szpital, wyrazy �Charing Cross" nasuwaj� si� same.
� Mo�e masz s�uszno��.
� Moje wyja�nienie ma wszelkie cechy prawdopodobie�stwa. Je�li przyjmiemy t� hipotez� mamy now� podstaw�, kt�ra pozwala odtworzy� posta� naszego nieznajomego go�cia.
� Dobrze, przypuszczaj�c zatem, �e C.C.H. znaczy �Charing Cross Hospital�, jakie inne wnioski st�d wysnujemy?
� Czy� nie nasuwa ci si� �aden? Znasz moj� metod�. Zastosuj j�!
� Jedynym oczywistym wnioskiem jest to, �e nasz nieznajomy praktykowa� w mie�cie, zanim przeni�s� si� na wie�.
� Posu�my si� dalej w naszych przypuszczeniach i id�my ci�gle tym �ladem. Z jakiej okazji najprawdopodobniej ofiarowano mu ten podarunek? Kiedy przyjaciele Mortimera zebrali sk�adk�, by mu da� upominek? Niew�tpliwie w chwili gdy doktor opuszcza� szpital, �eby rozpocz�� prywatn� praktyk�. Wiemy ju�, �e by� to podarunek. Przypuszczamy, �e przeszed� ze szpitala miejskiego do praktyki na wsi. Czy zatem zbyt �mia�e by�oby nasze twierdzenie, �e podarunek ofiarowano przy po�egnaniu?
� Jest to bardzo prawdopodobne.
� A teraz zechciej zauwa�y�, �e doktor Mortimer nie m�g� by� sta�ym lekarzem szpitala. Na te posady przyjmowani s� tylko najlepsi londy�scy lekarze, a ci nie przenosz� si� nigdy na wie�. Wi�c kim by�? Lekarzem-asystentem, czyli zajmowa� stanowisko niewiele wy�sze ni� starsi studenci. Szpital za� opu�ci� przed pi�ciu laty... masz dat� na lasce. Tak wi�c, tw�j powa�ny doktor w �rednim wieku znika jak widmo, m�j drogi, a na jego miejsce ukazuje si� nam trzydziestoletni m�odzieniec � mi�y, skromny, roztargniony i posiadaj�cy psa, kt�rego okre�li�bym mniej wi�cej jako wi�kszego od jamnika a mniejszego od brytana.
U�miecha�em si� z niedowierzaniem, gdy Sherlock Holmes przechyli� si� w ty�, puszczaj�c pod sufit k�ka dymu.
� Nie potrafi� podwa�y� twojego ostatniego wywodu � odpar�em � ale nie ma nic �atwiejszego ni� dowiedzie� si� szczeg��w, dotycz�cych wieku i kariery zawodowej doktora. Podszed�em do biblioteki, wzi��em z p�ki �Przewodnik lekarski� i odszuka�em liter� M. Znalaz�em kilku Mortimer�w, jednym z nich m�g� by� nasz go��. Przeczyta�em g�o�no odpowiedni� notatk�;
Mortimer Jakub, M.R.C.S, 1882; Grimpen, Dartmoor, Devon. Asystent-chirurg w szpitalu Charing Cross od 1882 do 1884. Laureat nagrody Jacksona za prac� z dziedziny patologii por�wnawczej p.t. �Czy dziedziczno�� jest chorob�?". Cz�onek-korespondent Szwedzkiego Towarzystwa Patologicznego. Autor �Kilku kaprys�w atawizmu" (The Lancet, 1882) �Czy post�pujemy?" (Joumal of Psychology, marzec 1883). Lekarz rz�dowy gmin: Grimpen, Thomsey i High-Barrow.
� No, a o stowarzyszeniu �owieckim ani s�owa � powiedzia� Holmes z drwi�cym u�miechem � ale jest lekarz wiejski, jak sprytnie wywnioskowa�e�. Zdaje mi si�, �e moje wnioski si� potwierdz�. Co do przymiotnik�w, powiedzia�em, je�li si� nie myl�: mi�y, skromny, roztargniony. Ot� do�wiadczenie nauczy�o mnie, �e podarunki otrzymuje na tym �wiecie tylko cz�owiek mi�y', jedynie skromny opuszcza Londyn dla osiedlenia si� na wsi, a tylko roztargniony zostawia lask�, zamiast karty wizytowej, po godzinnym czekaniu w twoim salonie.
� A pies?
� Pies nosi zazwyczaj lask� swego pana. Poniewa� jest ci�ka, pies trzyma j� mocno na �rodku, a �lady jego k��w s� wyra�nie widoczne. Wskazuj�, moim zdaniem, �e szcz�ka jest za du�a na jamnika, a za ma�a na brytana. To mo�e... tak, to jest wy�e�!
M�wi�c to Holmes wsta�, zacz�� chodzi� po pokoju a� nagle zatrzyma� si� przed oknem, a jego g�os by� tak stanowczy, �e spojrza�em na niego zdumiony.
� M�j drogi, sk�d ta pewno��?
� St�d po prostu, �e widz� tego psa przed naszymi drzwiami, a oto i g�os dzwonka przyciskanego przez jego pana. Nie odchod�, Watsonie. To przecie� tw�j kolega po fachu, a twoja obecno�� mo�e by� po�yteczna. Oto dramatyczna chwila: s�yszysz na schodach kroki cz�owieka, wchodz�cego w twoje �ycie i nie wiesz co przyniesie, z�� czy dobr� wiadomo��. Czego mo�e chcie� doktor Jakub Mortimer, cz�owiek nauki, od Sherlocka Holmesa, specjalisty w dziedzinie kryminalistyki ?... Prosz�!
By�em zaskoczony wygl�dem naszego go�cia, spodziewa�em si� ujrze� typowego wiejskiego lekarza. Doktor Mortimer by� za� bardzo wysoki, chudy, mia� d�ugi haczykowato zakrzywiony nos, wystaj�cy mi�dzy par� szarych, blisko osadzonych przenikliwych oczu, iskrz�cych si� za okularami w z�otej oprawie.
Ubrany by� w tradycyjny, cho� nieco zaniedbany str�j, charakterystyczny dla lekarzy; mia� wytarty surdut, spodnie by�y obszarpane u do�u. Mimo m�odego wieku plecy mia� zgarbione, a g�ow� pochylon� naprz�d. Na jego twarzy malowa�a si� wielka dobroduszno��.
Wchodz�c spostrzeg� lask� w r�ku Holmesa i rzuci� si� ku niemu z radosnym okrzykiem:
� Co za szcz�cie! � rzek� � Nie by�em pewien, gdzie j� zostawi�em, tutaj, czy w biurze �eglugi. Za nic w �wiecie nie chcia�bym jej zgubi�.
� Podarunek, nieprawda�? � zapyta� Holmes.
� Tak jest.
� Od pracownik�w szpitala Charing Cross?
� Od kilku przyjaci� stamt�d... z okazji mego �lubu.
� Do licha! To niedobrze � odezwa� si� Holmes, potrz�saj�c g�ow�.
Doktor Mortimer przymru�y� oczy i spojrza� ze zdziwieniem.
� Niedobrze? Dlaczego?
� Dlatego, �e nasze wnioski okaza�y si� b��dne. M�wi pan zatem, �e to podarunek z okazji �lubu?
� Tak jest. O�eni�em si� i porzuci�em szpital, a wraz z nim wszelk� nadziej� kariery. Trzeba by�o za�o�y� rodzin�.
� Co prawda � rzek� Holmes � nie pomylili�my si� zn�w tak bardzo. A teraz, doktorze Jakubie Mortimer...
� Prosz� mnie tak nie tytu�owa�... Jestem skromnym lekarzem.
� I widocznie cz�owiekiem o �cis�ym umy�le.
� Jestem dyletantem w nauce, panie Holmes, zbieraczem muszelek na wybrze�ach wielkiego nieznanego oceanu. Przypuszczam, �e m�wi� do pana Sherlocka Holmesa, nie za�...
� Tak, a oto m�j przyjaciel, doktor Watson.
� Bardzo mi przyjemnie. S�ysza�em cz�sto pana nazwisko wymieniane razem z nazwiskiem pa�skiego przyjaciela. Panie Holmes, pan mnie nies�ychanie interesuje. Rzadko zdarza mi si� widzie� czaszk� tak szerok� jak pa�ska i do tego stopnia rozwini�te guzy nadoczodo�owe. Czy pozwoli mi pan przesun�� palec po szwie ciemieniowym? Odlew pa�skiej czaszki, w zast�pstwie orygina�u, by�by ozdob� ka�dego muzeum antropologicznego. Nie pragn� bynajmniej pa�skiej �mierci, ale przyznaj�, �e na pa�sk� czaszk� mam wielk� ochot�.
Holmes wskaza� krzes�o dziwnemu go�ciowi.
� Jest pan entuzjast� swojego zawodu, podobnie jak ja mojego � odrzek�. Pa�ski palec wskazuj�cy m�wi mi, �e sam zwija pan swoje papierosy. Prosz�, niech si� pan nie kr�puje.
Nasz go�� wyj�� z kieszeni bibu�k� i tyto� i ze zdumiewaj�c� zr�czno�ci� zwin�� papierosa. Palce mia� d�ugie, zwinne i ruchliwe, jak macki owada. Holmes milcza�, ale jego wzrok, uparcie utkwiony w naszym go�ciu dowodzi�, do jakiego stopnia przybysz budzi� jego zainteresowanie.
� Przypuszczam � odezwa� si� wreszcie � �e nie tylko dla zbadania mojej czaszki zaszczyci� mnie pan swoimi odwiedzinami wczoraj i powr�ci� pan dzisiaj.
� Nie, prosz� pana, chocia� bardzo si� ciesz�, �e nadarzy�a mi si� taka sposobno��. Przyszed�em do pana, panie Holmes, bo wiem, �e sam sobie nie poradz�, a znalaz�em si� wobec sprawy r�wnie powa�nej jak i tajemniczej. Poniewa� uwa�am pana za drugiego w�r�d najlepszych detektyw�w w Europie...
� Naprawd�! A czy wolno wiedzie�, kto ma zaszczyt by� pierwszym? � spyta� Holmes z odcieniem goryczy.
� Prace pana Bertillona musz� robi� wra�enie na cz�owieku o umy�le naukowca.
� A wi�c dlaczego nie uda si� pan do niego po porad�?
� M�wi�em o umy�le naukowca, ale je�li chodzi o podej�cie praktyczne jest pan najlepszy. Spodziewam si�. �e nie urazi�em...
� Tylko troch� � przerwa� Holmes. � Sadz� doktorze, �e dobrze b�dzie, gdy damy temu wszystkiemu spok�j i wyja�ni pan dok�adnie problem, kt�rego bez mojej pomocy nie mo�e pan rozwi�za�.
Przekle�stwo rodu Baskervill�w
� Mam w kieszeni r�kopis � zacz�� doktor.
� Zauwa�y�em to, gdy pan wszed� � odpar� Holmes.
� R�kopis ten jest bardzo stary.
� Z pierwszej potowy XVIII wieku, je�li nie jest podrobiony.
� Sk�d pan wie?
� Papiery wystaj� z pa�skiej kieszeni, a przez ten czas, gdy pan m�wi�, widzia�em ze dwa cale r�kopisu. By�bym marnym detektywem, gdybym na tej podstawie nie m�g� okre�li� daty dokumentu, myl�c si� najwy�ej o jakie� dziesi�� kil. Mo�e czyta� pan moj� monografi� na ten temat? Pa�ski r�kopis jest mniej wi�cej z 1730 roku.
� Dok�adnie z 1742 roku � odpar� Mortimer, wydobywaj�c go z kieszeni. � Papiery te powierzy� mi sir Karol Baskerville, kt�rego tragiczna �mier� trzy miesi�ce temu wywo�a�a takie wzburzenie w Devonshire. By�em jednocze�nie jego lekarzem i przyjacielem. By� to cz�owiek stanowczy, przenikliwy, praktyczny, r�wnie trze�wo my�l�cy jak ja. Niemniej jednak wierzy� w ten dokument, a wiara ta przywiod�a go do takiej �mierci jak� zgin��.
Holmes wyci�gn�� r�k� po r�kopis i roz�o�y� go na kolanach:
� Sp�jrz Watsonie � powiedzia�, zwracaj�c si� do mnie � na to �s�, raz d�ugie, to zn�w kr�tkie. Jest to jedna ze wskaz�wek, kt�re pozwoli�y mi okre�li� dat�.
Spojrza�em przez jego rami� na po��k�y papier i prawie zatarte pismo. Jako nag��wek widnia� napis: �Baskerville Hall�, a poni�ej wielkimi niekszta�tnymi cytrami: �1742�.
� Widz�, �e to jakby jakie� sprawozdanie.
� Tak. To opis pewnej legendy, kr���cej w rodzinie Baskervill�w.
� S�dzi�em, �e pan chce zasi�gn�� mojej rady w sprawie bardziej aktualnej i konkretnej.
� Niech mi pan wierzy, �e jest to sprawa bardzo �wie�a i pilna, trzeba ja koniecznie wyja�ni� w ci�gu dwudziestu czterech godzin. R�kopis, kt�ry przynios�em ze sob�. jest kr�tki i �ci�le zwi�zany ze spraw�. Pozwoli pan, �e go przeczytam.
Holmes wsun�� si� w g��b fotela, spl�t� d�onie, zamkn�� oczy i przybra� postaw� pe�n� rezygnacji. Doktor Mortimer roz�o�y� r�kopis przy �wietle i dono�nym, suchym g�osem zacz�� czyta� nast�puj�ca stara opowie��:
O pochodzeniu psa Baskervill�w kr��y�y r�ne pog�oski. Poniewa� jednak jestem potomkiem Hugona Baskervilla w prostej linii, u histori� niniejsz� s�ysza�em z ust mego ojca, kt�remu zn�w przekaza� j� jego ojciec, przeto spija�em j�, przekonany wierze o jej prawdziwo�ci. I chcia�bym, potomkowie moi, aby�cie wierzyli, ze ta sama Sprawiedliwo��, kt�ra karze za grzechy, umie r�wnie�, przebacza� mi�osiernie, i �e nie ma tak strasznego przekle�stwa na �wiecie, kt�rego nie mo�na okupi� skruch� i modlitw�. Z opowie�ci niniejszej zatem wci�gnijcie t� nauk�, ze nie nale�y obawia� si� skutk�w przesz�o�ci, lecz trzeba '.tac si� baczniejszym w przysz�o�ci i unika� tych okropnych na�og�w, kt�re �ci�gn�y na nasz� rodzin� lak wielkie nieszcz�ciu.
Wiedzcie wi�c, ze w czasach wielkiej rewolucji (kt�rej histori�. napisan� przez, wielce uczonego lorda Charendona polecam gor�co waszej uwadze), zamek Baskerville by� w�asno�ci� Hugona tego� nazwiska, cz�owieka dzikich nami�tno�ci, bezbo�nika i rozpustnika. S�siedzi wybaczyliby mu te b��dy, wiedz�c, �e zamek nie by� nigdy siedliskiem �wi�tych, ale okrucie�stwa. jakie pope�nia� podczas hulaszczymi zabaw, sta�y si� przys�owiowe w ca�ej okolicy.
Zdarzy�o si�. ze �w Hugon zapala� mi�o�ci� (je�eli okre�lenie to, u�yte w tym przypadku, nie b�dzie profanacj�) do c�rki ziemianina, kt�rego grunta s�siadowa�y z posiad�o�ciami Baskervill�w. Panna, skromnie i pobo�nie wychowana, unika�a wielbiciela, znaj�c jego z�� s�aw�.
Pewnego dnia, w wigilia �wi�tego Micha�a, �w Hugon z pi�cioma czy sze�cioma towarzyszami hulanek, wtargn�� do folwarku i porwa� pann�, podczas nieobecno�ci jej ojca i braci. Przywi�z�szy brank� do zamku, osadzi� j� w wie�y, a sam uda� si� do jadalni, by, jak zwykle, sp�dzie noc na pijatyce. Nieszcz�sna dziewczyna by�a bliska ob��du, s�ysz�c �piewy, wrzaski i blu�nierstwa ucztuj�cych, kt�re dobiega�y jej uszu, a� wreszcie, zdj�ta �mierteln� trwog�, zdoby�a si� na czyn, przed kt�rym zawaha�by si� najodwa�niejszy m�czyzna. Wysz�a przez okno i, przy pomocy ga��zi bluszczu, kt�ry porasta� (i porasta jeszcze) mur, zsun�a si� po rynnie i uciek�a przez ��ki do folwarku rodzicielskiego, oddalonego o trzy mile.
Wkr�tce potem Hugon opu�ci� go�ci, aby zanie�� troch� jad�a i picia swej brance � a mo�e �ywi� i jakie� gorsze zamiary � ale zasta� wi�zienie puste. Na ten widok, jakby op�tany przez szatana, zbieg� w szalonym p�dzie ze schod�w, wpad� do jadalni, wskoczy� na st�, t�uk�c talerze i kryszta�y, i wobec przera�onych, na wp� pijanych biesiadnik�w przysi�g�, ze je�li tej nocy jeszcze zdo�a schwyta� zbieg�� dziewczyn�, zaprzeda czartu cia�o i dusz�. Obecni przez chwil� w os�upieniu patrzyli na niego, gdy naraz jeden, podlejszy, a mo�e bardziej pijany od innych krzykn��, �eby pu�ci� psy go�cze �ladem dziewczyny. Propozycja przypad�a do smaku Hugonowi, wybieg� z zamku, wrzeszcz�c na stajennych, by mu siod�ali klacz, a na doje�d�aczy by wypu�cili psy z psiarni, po czym cisn�� psom chustk� dziewcz�cia. Ludzie kln�c a zwierz�ta wyj�c pop�dzili w�r�d bladego blasku ksi�yca ku ��kom.
Wszystko to dokona�o si� tak szybko, �e biesiadnicy zrazu nie zrozumieli co zasz�o. Niebawem jednak za�wita�o w ich zamroczonych umys�ach, uprzytomnili sobie o co chodzi i powsta�o piekielne zamieszanie. Jedni wo�ali o pistolety, inni o konie, inni zn�w o �wie�e butelki wina. W ko�cu oprzytomnieli do reszty i wszyscy, w liczbie trzynastu, dosiedli koni i pu�cili si� w pogo�. Ksi�yc rzuca� na ziemi� srebrzyste blaski, a konie p�dzi�y wyci�gni�tym galopem drog�. kt�r� pod��a� musia�a nieszcz�sna dziewczyna, chc�c si� dosta� do domu.
Ujechali tak ze dwie mile. gdy spotkali nocnego pastucha, pilnuj�cego trzod� na ��ce, a mijaj�c go krzykn�li, czy nie widzia� �ciganej zwierzyny. Opowie�� niesie, ze nieborak tak by� wystraszony, i� nie m�g� odpowiedzie�, w ko�cu jednak obja�ni�, �e widzia� m�od� dziewczyn� i psy p�dz�ce za ni�.
� Ale widzia�em wi�cej jeszcze � doda� � widzia�em dziedzica z Baskerville na czarnej klaczy, a za nim bieg� cicho pies tak potworny, ze niechaj mnie B�g uchowa. abym go spotka� na swej drodze.
Oboje posiali pastucha do wszystkich diab��w i pop�dzili dalej.
Ale niebawem krew �ci�a si� mrozem w ich �y�ach. Na r�wninie rozleg� si� t�tent kopyt ko�skich i czarna klacz, okry�a pian�, min�a ich w piekielnym galopie, bez pana, wlok�c cugle za sob�.
Zdj�ci trwog�, je�d�cy zbli�yli si� do siebie, lecz pogoni nie zaniechali, jakkolwiek ka�dy z nich. gdyby by� sam, ch�tnie zawr�ci�y konia. Jad�c ju� wolniej, spotkali nareszcie sfor� ps�w, kt�re znane z odwagi i wszelkich przymiot�w dobrej rasy, sta�y, wyj�c ponuro, nad kraw�dzi� g��bokiego w�wozu. Niekt�re zaczyna�y si� ju� cofa�, inne, ze zje�on� sier�ci�, ze �lepiami krwi� nabieg�ymi, patrzy�y w w�w�z.
Grono m�czyzn, ju� zupe�nie trze�wych, jak si� �atwo domy�le�, zatrzyma�o si�. Wi�kszo�� nie mia�a odwagi zapuszcza� si� dalej, lecz trzej naj�mielsi zjechali do w�wozu. Rozszerza� si� on w tym miejscu znacznie i tu, na do�� obszernej polance, wznosi�y si� dwa wielkie kamienie, jakimi niekt�re zapomniane ludy znaczy�y w dawnych czasach miejsca swego pobytu. Ksi�yc o�wieca� jasno p�aszczyzn�, a na �rodku le�a�a biedna dziewczyna bez �ycia. Tutaj widocznie upadki i skona�a ze znu�enia i trwogi. Ale nie na jej widok ani na widok wyci�gni�tych o par� krok�w dniej zw�ok Hugona Baskervilla skamienieli trzej �mia�kowie. Nad trupem Hugona sta� potw�r � czarne wielkie zwierz�, kszta�tu psa, a rozmiar�w dot�d nie widzianych.
Potw�r mia� k�y zatopione w gardle Hugona, ci w chwili gdy trzej m�czy�ni si� zbli�yli, wyrwa� kawa� cia�a z szyi trupa i zwr�ci� ku przyby�ym swe ogniste �lepia i paszcz� krwi� brocz�c�... Tr�jka �mia�k�w wrzasn�a przera�liwie i krzycz�c ci�gle, pop�dzi�a z powrotem przez r�wnin�.
Utrzymuj�, ze jeden z tych trzech umar� jeszcze tej samej nocy, a dwaj zostali ob��kani do ko�ca �ycia.
Tak brzmi, synowie moi, opowie�� o pierwszym ukazaniu si� psa, kt�ry od owego czasu sta� si� okrutn� plag� dla naszego rodu. Spisa�em t� opowie��, bo wzmianki i domys�y wzbudzaj� zawsze wi�cej trwogi ni� rzeczy dok�adnie wiadome.
Nie mo�na zaprzeczy�, �e kilku cz�onk�w naszej rodziny zgin�o �mierci� gwa�town� nag�� i tajemnicz�. Powinni�my jednak ufa� w niesko�czon� dobro� Opatrzno�ci, kt�ra rzadko kiedy karze niewinnych w trzecim lub czwartym pokoleniu, jak powiedziano w Pi�mie �wi�tym.
Polecam was, synowie moi, opiece Opatrzno�ci i radz� unika�, przez ostro�no��, chodzenia w pobli�e owego w�wozu, w godzinach nocy, kiedy panuje moc z�ego ducha.
Spisa� Hugon Baskerville dla syn�w swoich Rogera i Jana, zalecaj�c wszak�e, aby pod �adnym pozorem nie powtarzali opowie�ci powy�szej siostrze swojej El�biecie.
Doktor Mortimer sko�czy� czyta�, zsun�� okulary na czo�o i spojrza� na Sherlocka Holmesa. Ten ziewn��, wrzuci� do ognia niedopa�ek papierosa i spyta� lakonicznie:
� I c�?
� Czy ta historia nie wydaje si� panu interesuj�ca?
� Owszem, dla amatora bajek o �elaznym wilku.
Doktor Mortimer wyj�� z kieszeni starannie z�o�on� gazet�.
� Teraz, panie Holmes, poka�� panu co� nowszego. Oto numer pisma ,,Devon County Chronicle� z 14 czerwca tego roku, zawieraj�cy szczeg�y �mierci sir Karola Baskervilla, kt�ry zmar� kilka dni wcze�niej.
M�j przyjaciel pochyli� si� nieco do przodu, a wyraz jego twarzy �wiadczy� o pewnym skupieniu. Nasz go�� poprawi� okulary i zacz��:
Nag�a �mier� sir Karola Baskervilla, kt�rego wymieniano jako kandydata stronnictwa liberalnego z okr�gu �rodkowego Devon w zbli�aj�cych si� wyborach, zaskoczy�a ca�e hrabstwo. Sir Karol mieszka� w Baskerville Hall od niedawna, niemniej stylem bycia i wielk� hojno�ci� zdoby� uznanie oraz szacunek wszystkich tych, kt�rzy go znali.
W tych czasach ��wie�ych bogaczy" pocieszaj�cy jest widok potomka starego rodu, kt�ry mimo ci�kich przej��, zdo�a� wzbogaci� si� i przywr�ci� dawn� �wietno�� rodzinnej siedziby.
Sir Karol, jak wiadomo, doszed� do fortuny w Afryce Po�udniowej. Rozs�dniejszy od tych, kt�rzy spekuluj�, a� szcz�cie si� odwr�ci, zrealizowa� wszystkie swoje plany i powr�ci� do Anglii. Zaledwie dwa lata mieszka� w Baskerville Hall. Mia� zamiar odbudowa� zamek i unowocze�ni� gospodarstwa rolne. �mier� nie pozwoli�a mu urzeczywistni� tych plan�w, zakrojonych na wielk� skal�. B�d�c bezdzietnym, pragn�� �eby ca�a okolica korzysta�a z jego maj�tku, tote� wiele os�b zasmuci�a jego przedwczesna �mier�. Niejednokrotnie na naszych �amach pisali�my o jego hojnych darach na r�ne cele dobroczynne w hrabstwie.
�ledztwo nie mog�o wyja�ni� dok�adnie okoliczno�ci, kt�re towarzyszy�y �mierci sir Karola Baskervilla, ale rozproszy�o przynajmniej pewne zabobonne pog�oski. Sir Karol by� wdowcem i prowadzi� samotne �ycie. Pomimo znacznej fortuny �y� bardzo skromnie, a ca�a jego s�u�ba to ma��e�stwo Barrymore � on by� lokajem, ona gospodyni�.
Ich zeznania, potwierdzone przez kilku przyjaci�, wskazuj�, �e od pewnego czasu sir Karol �le si� czu�. M�czy�a go choroba serca, objawiaj�ca si� nag�ym bladni�ciem, napadami duszno�ci i rozstrojem nawowym. Doktor Mortimer, przyjaciel i lekarz zmar�ego, potwierdzi� to w zeznaniach.
Fakty w tej sprawie s� bardzo proste. Co wiecz�r, przed snem sir Karol przechadza� si� po s�ynnej alei cisowej w Baskerville Hall. Ma��onkowie Barrymore stwierdzili w swoich zeznaniach, �e taki by� zwyczaj ich pana.
4 czerwca sir Karol oznajmi�, �e nazajutrz wyje�d�a do Londynu i poleci� Barrymorowi, aby spakowa� jego rzeczy. Wieczorem wyszed� na codzienn� przechadzk�, podczas kt�rej zawsze pali� cygaro.
Z przechadzki tej ju� nie wr�ci�.
O p�nocy, Barrymore, widz�c, �e drzwi przedsionka zamku s� jeszcze otwarte, zaniepokoi� si�. Zapali� latarni� i poszed� szuka� pana. Dzie� by� d�d�ysty, z �atwo�ci� wi�c na rozmi�k�ej ziemi w alei odnalaz� �lady st�p sir Karola. W po�owie drogi znajduje si� furtka, kt�ra wychodzi na moczary. G��bsze w tym miejscu �lady wskazywa�y, te sir Karol zatrzyma� si� przy niej. Nast�pnie prawdopodobnie zn�w podj�� przechadzk�, bo jego zw�oki znaleziono znacznie dalej.
Pewien szczeg� zeznania Barrymora pozostaje jeszcze nie wyja�niony: kszta�t �lad�w zmieni� si� z chwil� kiedy sir Karol Baskerville min�� furtk�: wydawa�o si�, �e szed� dalej na palcach.
Niejaki Murphy, Cygan, handlarz koni, znajdowa� si� w�wczas blisko, na moczarach, lecz, jak sam zezna�, by� zupe�nie pijany. O�wiadczy�, �e s�ysza� krzyki, ale nie m�g� wskaza� sk�d dochodzi�y. Na zw�okach sir Karola nie stwierdzono �adnych �lad�w napadu, jakkolwiek raport lekarza wspomina o niezwyk�ym, konwulsyjnym skrzywieniu twarzy � tak strasznym, �e pocz�tkowo doktor Mortimer nie chcia� wierzy�, i� istotnie le�y przed nim jego przyjaciel i pacjent. Wyja�niono jednak, �e jest to objaw zdarzaj�cy si� cz�sto w wypadkach dusznicy i �mierci spowodowanej atakiem serca. Ogl�dziny zw�ok potwierdzi�y tak� w�a�nie diagnoz�, a s�dzia �ledczy uzna� orzeczenie lekarskie.
Jeste�my zadowoleni z takiego wyniku �ledztwa. Spadkobierca sir Karola powinien jak najszybciej zamieszka� na zamku i prowadzi� dalej, przerwane w tak tragiczny spos�b, dzie�o swego poprzednika. Gdyby rzeczowy raport s�dziego nie rozwia� ostatecznie zabobonnych opowie�ci kr���cych o tej �mierci, nie mo�na by wcale wydzier�awi� Baskerville Hall.
Spadkobierc� zmar�ego jest � je�li jeszcze �yje � Henryk Baskerville, syn najm�odszego brata sir Karola. Ostatnie listy m�odego cz�owieka pochodzi�y z Ameryki. Poczyniono starania aby go odnale�� i zawiadomi� spadku jaki mu przypad�.
Doktor Mortimer z�o�y� dziennik i wsun�� go do kieszeni.
� Takie s�, panie Holmes, publicznie znane szczeg�y �mierci sir Karola Baskervilla � rzek�.
� Dzi�kuj� panu � odpar� Holmes � za zwr�cenie mojej uwagi na ten wypadek, interesuj�cy pod wieloma wzgl�dami. Swego czasu zauwa�y�em kilka wzmianek w dziennikach, ale by�em tak poch�oni�ty spraw� kamei, kt�re zgin�y w Watykanie, �e przesta�em si� interesowa� tym, co dzia�o si� w Anglii. M�wi pan, �e ten artyku� zawiera wszystkie publicznie znane fakty.
� Tak jest.
� Niech mi pan teraz poda nieznane.
Holmes wsun�� si� zn�w g��biej w fotel, spl�t� d�onie, a jego twarz przybra�a wyraz powagi i oboj�tno�ci.
� Zgodnie z pa�skim �yczeniem � m�wi� doktor Mortimer, okazuj�c ju� gwa�towne zdenerwowanie � powiem panu to, czego nie m�wi�em nikomu. Nie powiedzia�em tego s�dziemu, bo cz�owiekowi nauki trudno jest przyzna� si� publicznie, �e podziela powszechny zabobon. Chodzi�o mi tak�e o to � jak s�usznie napisano w gazecie � nie mo�na by�oby dzier�awi� Baskerville Hall, gdyby jeszcze cokolwiek wzmocni�o straszn� s�aw� tej siedziby. Dlatego uwa�a�em za stosowne powiedzie� mniej ni� wiedzia�em, ale z panem chc� by� zupe�nie szczery.
R�wnina jest prawie niezamieszka�a, a tych kt�rzy s�siaduj� ze sob�, ��cza �cis�e zwi�zki. St�d moja za�y�o�� z sir Karolem Baskervillem. Z wyj�tkiem pana Franklanda w Lafter Hall i pana Stapletona, przyrodnika, nie ma w promieniu w promieniu kilku mil ludzi wykszta�conych.
Sir Karol lubi� samotno��, ale jego choroba zbli�y�a nas, a wsp�lne zami�owanie do nauki jeszcze to utrwali�o. Sir Karol przywi�z� z Afryki Po�udniowej du�o ciekawych materia��w i sp�dzili�my razem niejeden mity wiecz�r, rozmawiaj�c o anatomii Buszmen�w i Hotentot�w. W ci�gu ostatnich kilku miesi�cy sir Karol by� coraz bardziej rozdra�niony. Legenda, kt�r� przeczyta�em przed chwil�, prze�ladowa�a go do tego stopnia, �e nic na �wiecie nie zmusi�oby go do wyj�cia w nocy poza ogrodzenie parku. Wyda si� to panu nieprawdopodobne, niemniej jednak sir Karol by� szczerze prze�wiadczony, �e okrutne fatum ci��y nad jego rodem, a kroniki rodzinne nie mog�y doda� mu otuchy. Nieustannie dr�czy�a go my�l o ci�g�ej obecno�ci jakiego� ducha. Cz�sto pyta� mnie, czy podczas nocnych spacer�w nie dostrzeg�em nigdy jakiej� niezwyk�ej postaci lub czy nie s�ysza�em wycia psa. To ostatnie pytanie zadawa� mi wielokrotnie, zawsze g�osem dr��cym ze zdenerwowania. Przypominam sobie doskonale drobne zaj�cie, kt�re zdarzy�o si� na kilka tygodni przed jego �mierci�. Przyjecha�em do zamku i zasta�em sir Karola w drzwiach przedsionka. Zeskoczy�em z dwuk�ki i stan��em na wprost swojego przyjaciela, gdy nagle zauwa�y�em, �e z przera�eniem wpatruje si� w co� za moimi plecami. Odwr�ci�em si� i dostrzeg�em jeszcze na zakr�cie drogi co� nieokre�lonego; zdawa�o mi si�, �e to wielkie czarne ciel�. Sir Karol by� tym tak zdenerwowany i zaniepokojony, �e musia�em p�j�� na miejsce, gdzie zwierz� si� ukaza�o i szuka� go. Ale znikn�o bez �ladu. Wydarzenie to wywar�o na nim straszne wra�enie. Sp�dzi�em z nim ca�y wiecz�r i w�a�nie wtedy dla wyt�umaczenia swojego zdenerwowania, powierzy� mi r�kopis, kt�ry panu przeczyta�em. Wspominam o tym drobnym zaj�ciu tylko dlatego, �e ze wzgl�du na p�niejsz� tragedi� nabiera ono pewnego znaczenia. Wtedy nie przywi�zywa�em do niego �adnej wagi i uwa�a�em, �e zdenerwowanie mojego przyjaciela jest nieuzasadnione. Na skutek moich nalega� sir Karol postanowi� jecha� do Londynu. Wiedzia�em, �e ma chore serce, a nieustaj�cy l�k, w jakim �y� � cho�by jego pow�d by� urojony � oddzia�ywa� niekorzystnie na jego zdrowie. S�dzi�em, �e pobyt w mie�cie dobrze mu zrobi, a pan Stapleton, nasz wsp�lny przyjaciel, poproszony o rad�, by� tego samego zdania. W ostatniej chwili nast�pi�a ta okropna tragedia. Tej nocy, kiedy zmar� sir Karol. Barrymore, jego lokaj, przys�a� po mnie ch�opca stajennego Perkinsa, a poniewa� nie spa�em jeszcze, w godzin� po wypadku by�em ju� w Baskerville Hali.
Osobi�cie stwierdzi�em wszystkie wspomniane w �ledztwie fakty. Zbada�em �lady krok�w w alei cisowej, widzia�em przy furtce miejsce, gdzie sir Karol si� zatrzyma�, zauwa�y�em zmian� kszta�tu �lad�w pocz�wszy od tego miejsca, widzia�em �e na piasku nie ma innych �lad�w opr�cz pochodz�cych od but�w Barrymora, po czym zbada�em uwa�nie zw�oki, kt�rych jeszcze nikt nie dotyka�.
Sir Karol le�a� wyci�gni�ty, twarz� do ziemi, r�ce mia� rozkrzy�owane, palce zaci�ni�te kurczowo i zag��bione w ziemi, a twarz tak wykrzywion�, �e nie odwa�y�bym si� stwierdzi� pod przysi�g� jego to�samo�ci.
Na ciele nie znalaz�em �adnych obra�e�. Jednak zeznania Barrymora nie by�y dok�adne. Powiedzia�, �e przy zw�okach nie by�o �adnych innych �lad�w. Nie widzia� ich. Ja jednak dostrzeg�em... w pewnej odleg�o�ci... �wie�e, wyra�ne...
� �lady krok�w?
� Tak jest, �lady krok�w.
� M�czyzny czy kobiety?
Doktor Mortimer spogl�da� na nas przez chwil� dziwnym wzrokiem, po czym, niemal szeptem, odpowiedzia�:
� Panie Holmes, to by�y �lady �ap olbrzymiego psa!
Problem
Przyznam, �e te s�owa przej�y mnie dreszczem. G�os doktora Mortimera dr�a� tak�e, wida� by�o �e zdenerwowa�o go w�asne opowiadanie. Holmes, nieco pochylony wprz�d, s�ucha� go z b�yskiem w oczach, �wiadcz�cym o �ywym zainteresowaniu.
� Czy pan to widzia�? � zapyta�.
� Tak dok�adnie, jak widz� pana w tej chwili.
� I nic pan o tym nie m�wi�?
� Dlaczego mia�bym o tym m�wi�?
� Jak to si� sta�o, �e nikt poza panem nie dostrzeg� tych siad�w?
� By�y widoczne dopiero dwadzie�cia metr�w od zw�ok... Nikt na to nie zwr�ci� uwagi. Gdybym nie zna� tej legendy, tego dziwnego podania, pewno, jak wszyscy, nie dostrzeg�bym ich.
� Czy na moczarach znajduje si� du�o ps�w pasterskich?
� O, bardzo du�o!... Ale to nie by� pies pasterski.
� M�wi pan, �e pies by� wielki?
� Olbrzymi!...
� I �e nie zbli�y� si� do cia�a?
� Nie.
� A jaka by�a wtedy noc?
� Wilgotna i zimna.
� Czy pada� deszcz?
� Nie.
� Prosz� mi opisa�, jak wygl�da ta aleja cisowa.
� Tworz� j� dwa rz�dy starych, wysokich na dwana�cie st�p cis�w, ich wierzcho�ki stanowi� zwart� kopu�� zieleni. Pomi�dzy drzewami biegnie dr�ka szeroko�ci o�miu st�p.
� A pomi�dzy drzewami i alej� nie ma nic?
� Owszem, jest. Po obu stronach dr�ki rozci�ga si� trawnik maj�cy ze sze�� st�p szeroko�ci.
� M�wi� pan, �e na ko�cu alei znajduje si� furtka?
� Tak, prowadzi na moczary.
� Nie ma innego wyj�cia?
� �adnego.
� Wi�c do cisowej alei mo�na wej�� tylko z domu lub przez t� furtk�?
� Mo�na wej�� jeszcze przez cieplarni�, zbudowan� na ko�cu alei.
� Czy sir Karol doszed� a� do tego miejsca?
� Nie, by� o jakie� pi��dziesi�t metr�w od cieplarni.
� A teraz doktorze, prosz� mi powiedzie� � a jest to szczeg� bardzo wa�ny � czy �lady, jakie pan dostrzeg�, znajdowa�y si� na piasku, czy na trawie?
� Na trawie nie dostrzeg�em �adnych �lad�w...
� A zatem by�y one tylko od strony furtki... To bardzo ciekawe... A czy ta furtka by�a zamkni�ta?
� Zamkni�ta na klucz i na k��dk�.
� Jak wysoka jest ta furtka?
� Ma cztery stopy wysoko�ci.
� Czy m�g�by si� kto� przez ni� przedosta�?
� Z �atwo�ci�.
� Mo�e zauwa�y� pan tam jakie� inne �lady?
� Nie.
� Czy nikt inny nie bada� tego miejsca?
� Tylko ja tam szuka�em.
� I nic pan nie odkry�?
� Sir Karol sta� w jednym miejscu pi�� albo dziesi�� minut.
� Jak pan do tego doszed�?
� W dw�ch miejscach na ziemi zobaczy�em popi� strz��ni�ty z cygara.
� Ma pan s�uszno�� � potwierdzi� Holmes. � Watsonie � doda� � znale�li�my sympatycznego koleg�... Ale jakie to by�y �lady?
� By�o wiele �lad�w sir Karola. Innych nie zauwa�y�em.
Sherlock Holmes uderzy� si� niecierpliwie r�k� w kolano.
� Ach! Gdybym ja tam by�! � zawo�a�. � Sprawa przedstawia si� bardzo interesuj�co! �lady na piasku, z kt�rych m�g�bym tyle rzeczy wyczyta�, zatar� deszcz i buty ciekawskich ludzi! Doktorze, dlaczego mnie pan wtedy nie wezwa�? Sta�o si� bardzo �le!
� Nie mog�em pana wezwa�, nie ujawniaj�c tych wszystkich fakt�w, a m�wi�em ju�, dlaczego chcia�em milcze�. Zreszt�... zreszt�...
� Dlaczego si� pan waha?
� S� okoliczno�ci, w kt�rych najlepszy i najbardziej do�wiadczony policjant angielski nie mo�e nic poradzi�.
� Czy przypuszcza pan, �e mamy do czynienia z czym� nadprzyrodzonym?
� Nic takiego nie powiedzia�em.
� Ale tak pan my�li?
� Po tej tragedii opowiadano mi o rozmaitych wypadkach, kt�rych nie mo�na uzna� za wydarzenia zwyk�e i naturalne.
� Na przyk�ad?
� Dowiedzia�em si�, �e przed t� straszn� noc� wiele os�b widzia�o zwierz�, kt�rego opis zgadza� si� zupe�nie z wygl�dem z�ego ducha Baskervill�w - To zwierz� nie da si� zaliczy� do �adnego znanego gatunku. Wszyscy przyznaj�, �e wygl�da�o przera�aj�co, jakby nie z tego �wiata. Wypytywa�em jednego z okolicznych ch�op�w, a tak�e kowala i dzier�awc�. Wszyscy tak samo opisywali t� straszn� zjaw�. By�o to dok�adne wcielenie opisanego w legendzie piekielnego psa. Strach ogarn�� ca�� okolic� i tylko kto� naprawd� bardzo odwa�ny zdoby�by si� p�j�� noc� na moczary.
� A pan, jako cz�owiek nauki, czy wierzy w istnienie jakich� nadprzyrodzonych mocy?
� Sam nie wiem, co mam o tym my�le�.
Holmes wzruszy� ramionami.
� Dotychczas � rzek� � ogranicza�em swoje badania do spraw z tego �wiata. Na miar� moich skromnych mo�liwo�ci walczy�em ze z�em, ale walka ze z�ym duchem przekracza moje ambicje. Jednak�e, jak pan m�wi, te �lady by�y materialne.
� Ten dziwny pies jest o tyle materialny, �e zdo�a�by rozerwa� szyj� cz�owiekowi, ale pochodzi z piek�a.
� Widz�, �e zalicza si� pan do ludzi wierz�cych w zjawiska nadprzyrodzone... Teraz niech mi pan odpowie na jeszcze jedno pytanie: dlaczego przyszed� pan do mnie po rad� je�li pan w to wierzy? Prosi mnie pan, abym nie bada� przyczyn �mierci sir Karola Baskervilla i ��da zarazem, abym si� zaj�� poszukiwaniami.
� Nie, ja pana o to nie prosi�em.
� W czym wi�c mog� panu pom�c?
� Chcia�em prosi�, aby mi pan poradzi�, jak mam si� zachowa� wobec sir Henryka Baskervilla, kt�ry przybywa na dworzec Waterloo � tu doktor Mortimer wyj�� zegarek � za godzin� i kwadrans.
� Czy to on jest spadkobierc� maj�tku?
� Tak. Po �mierci sir Karola dowiadywali�my si� szczeg�owo o wszystko, co dotyczy tego m�odego cz�owieka i zawiadomiono nas, �e zajmuje si� rolnictwem w Kanadzie. Wiadomo�ci o nim s� najzupe�niej zadowalaj�ce... W tej chwili nie m�wi� jako lekarz, lecz Jako wykonawca testamentu sir Karola Baskervilla.
� Czy nie ma innych pretendent�w do maj�tku pozosta�ego po zmar�ym?
� Nie. Jedyny krewny, kt�rego �lad jeszcze odnaleziono, nazywa si�, a raczej nazywa� si�, Rower Baskerville, by� trzecim bratem sir Karola. Drugi brat, kt�ry umar� bardzo m�odo, pozostawi� tylko jednego syna, Henryka. Rogera, trzeciego brata, uwa�ano zawsze w rodzinie za parszyw� owc�. Byt uosobieniem dawnego typu Baskervill�w i, jak mi opowiadano, b��ka� si� po �wiecie, jak stary Hugo. �ycie w Anglii nie przypad�o mu do gustu, przeni�s� si� wi�c do Ameryki �rodkowej, gdzie umai� na ��t� febr� w 1876 roku. Sir Henryk jest wi�c ostatnim potomkiem rodu Baskervill�w, Za godzin� i pi�� minut mam si� z nim spotka� na dworcu Waterloo... Telegrafowa� do mnie z Southampton. �e przyjedzie dzi� rano. C� wi�c mam robi�, panie Holmes?
� Dlaczego nowy spadkobierca nie m�g�by zamieszka� w siedzibie swoich przodk�w?
� Wydaje si� to zupe�nie naturalne, nieprawda? Jednak trzeba pami�ta�, �e wszyscy cz�onkowie rodziny Baskervill�w, kt�rzy mieszkali w tym zamku, zgin�li gwa�town� �mierci�. Jestem przekonany, �e gdyby sir Karol m�g� porozmawia� ze mn� przed �mierci�, poleci�by mi. aby nie wprowadza� do tego domu ostatniego potomka jego rodu i spadkobiercy olbrzymiego maj�tku. Ale z drugiej strony nie mo�na zaprzeczy�, �e rozw�j tej biednej okolicy zale�y g��wnie od obecno�ci sir Henryka. Wszystko co zrobi� sir Karol, by�oby bezpowrotnie stracone, gdyby zamek byt niezamieszka�y. Przyszed�em wi�c prosi� pana o zdanie i rad�, gdy� boj� si�, �eby na moj� decyzj� nie wp�yn�� za bardzo m�j w�asny interes.
Holmes d�ug� chwil� siedzia� zamy�lony, wreszcie powiedzia�:
� Kr�tko m�wi�c uwa�a pan, �e z powodu jakich� piekielnych wp�yw�w, pobyt w Dartmoor jest niebezpieczny dla cz�onk�w rodziny Baskervill�w.
� Czy nie mam podstaw by lak twierdzi�?
� Nie przecz�. Ale, je�li pa�ska teoria o faktach nadprzyrodzonych jest prawdziwa, ten m�ody cz�owiek mo�e podlega� tym wp�ywom lak samo w Londynie jak w Devonshire. Trudno mi uwierzy� w diab�a, kt�rego pot�ga si�ga�aby tylko do granic jednej parafii, jak � na przyk�ad � w�adza zarz�du w jakiej� fabryce.
� Patrzy�by pan. panie Holmes, powa�niej na te sprawy, gdyby mia� pan osobi�cie z nimi do czynienia. Wed�ug pana ten m�ody cz�owiek nic jest nara�ony na wi�ksze niebezpiecze�stwo w Devonshire ni� w Londynie... Przyje�d�a za pi��dziesi�t minut. Co radzi mi pan robi�?
� Radz� panu wzi�� pow�z, zawo�a� swego psa, kt�ry drapie do moich drzwi, i pojecha� na spotkanie sir Henryka Baskervilla na dworzec Waterloo.
� No, a potem?
� Potem nie powie mu pan nic, dop�ki ja si� nad tym wszystkim me zastanowi�.
� Czy d�ugo b�dzie si� pan zastanawia�?
� Dwadzie�cia cztery godziny. B�d� panu szczerze wdzi�czny, doktorze, je�eli przyjdzie pan tu jutro o dziesi�tej. Prosz� r�wnie�, aby przyprowadzi� pan ze sob� sir Henryka.
� Zrobi� to oczywi�cie, panie Holmes.
Doktor Mortimer zapisa� na mankiecie godzin� spotkania i wyszed�. Holmes zatrzyma� go na schodach.
� Jeszcze jedno pytanie, doktorze. M�wi� mi pan, �e przed �mierci� sir Karola Baskervilla kilka os�b widzia�o na moczarach dziwne zjawisko.
� Tak, trzy osoby.
� A czy widziano je te� p�niej?
� Nie s�ysza�em o tym.
� Dzi�kuj� panu. Do widzenia.
Holmes powr�ci� do swego fotela, a zadowolenie maluj�ce si� na twarzy mojego przyjaciela dowodzi�o, �e my�li o jakim� mi�ym zaj�ciu.
� Czy wychodzisz, Watsonie? � zapyta� mnie.
� Tak, a mo�e jestem ci potrzebny?
� Nie. drogi przyjacielu. B�dziesz mi potrzebny dopiero gdy zaczniemy dzia�a�. Wiesz, �e to wspania�a sprawa i pod niekt�rymi wzgl�dami jedyna w swoim rodzaju. Gdy b�dziesz przechodzi� ko�o sklepu Bradleya, powiedz, �eby mi przys�a� etui mojego zwyk�ego tytoniu. A teraz zostaw mnie samego a� do wieczora. Gdy wr�cisz, opowiemy sobie nasze wnioski w sprawie, kt�r� da� nam do rozwi�zania doktor Mortimer.
Holmes lubi� rozwa�a� ka�da spraw� w samotno�ci. Zbija� wtedy lub popiera� swoje w�asne teorie i dochodzi� do ostatecznych wniosk�w.
Sp�dzi�em popo�udnie w klubie i dopiero wieczorem wr�ci�em na Baker Street. By�a mo�e dziewi�ta, gdy znalaz�em si� zn�w w salonie Sherlocka Holmesa. Gdy otworzy�em drzwi, zdawa�o mi si�, �e si� pali � g�sty dym wype�nia� ca�y pok�j, a p�omie� lampy migota� w nim niepewnym blaskiem. Zrobi�em kilka krok�w i uspokoi�em si�. By� to tylko dym tytoniowy, klon, zacz�� mnie drapa� w gardle wywo�uj�c nieprzyjemny kaszel. Dopiero po chwili, w�r�d tej g�stej chmury dostrzeg�em Holmesa otulonego w szlafrok i zag��bionego w ulubionym fotelu. W z�bach trzyma� fajk�.
Wok� niego, na dywanie, le�a�y kartki papieru.
� Zazi�bi�e� si�, Watsonie? � zapyta�.
� Nie, to ten okropny dym.
� A tak, dym jest g�sty...
� Ale� tu nie mo�na oddycha�!
� No to otw�rz okno. Za�o�y�bym si�, �e ca�y ten czas przesiedzia�e� w klubie.
� M�j kochany.
� No, czy zgad�em?
� Tak, ale jakim sposobem...
Holmes roze�mia� si�. widz�c moje zdumienie.
� Jaki� ty naiwny � odrzek�. � Zawsze sprawia�o mi przyjemno�� korzystanie z moich skromnych umiej�tno�ci by zabawi� si� twoim kosztem. Pomy�l tylko, taki d�entelmen, jak ty, kt�ry ma niewielu serdecznych przyjaci�, wychodzi podczas deszczu i b�ota, wraca wieczorem wcale nic zab�ocony, w b�yszcz�cych bu�ach... No, co by� z tego wywnioskowa�? To, �e przesiedzia� gdzie� ca�y dzie�... Czy nie jest to oczywiste i jasne?
� Na �wiecie jest du�o rzeczy oczywistych, na kt�re nic zwraca si� jednak uwagi.
� A jak ci si� zdaje, gdzie ja by�em?
� Zdaje mi si�. �e przesiedzia�e� ca�e popo�udnie na tym samym miejscu.
� Mylisz si�... bytem w Devonshire.
� Ale tylko w my�li?
� Naturalnie, nie ruszy�em si� z tego fotela, wypi�em nie�wiadomie � czego �a�uj� � dwie du�e fili�anki kawy i wypali�em mn�stwo tytoniu. Po twoim wyj�ciu posta�em do Stanforda po map� r�wniny Dartinoor i przebiega�em j� ca�� � w my�lach oczywi�cie � we wszystkich kierunkach. S�dz�, �e m�g�bym ju� teraz w�drowa� po tym terenie bez przewodnika.
� Czy la mapa obejmuje du�� przestrze�?
� Bardzo du��.
Holmes rozwin�� cz�� mapy i roz�o�y� j� na kolanach.
� Oto obszar, o kt�ry nam chodzi � powiedzia�. � Tu, w �rodku, znajduje si� posiad�o�� Baskerville Hali.
� Otoczona lasem?
� Tak... Chocia� szpaler cisowy nie jest tu opisany, przysi�g�bym, �e oznacza go ta linia, maj�ca po prawej stronie r�wnin�. Tu. len szereg dom�w, to wioska Grimpen. gdzie mieszka nasz przyjaciel, doktor Mortimer. Widzisz, �e w promieniu trzech mil ludzkie siedziby s� rzadko rozrzucone. Tu jest posiad�o�� Lafter Hali, o kt�rej wspomina stary r�kopis. Budynek, oznaczony nieco dalej, to mieszkanie przyrodnika Stapletona, le�eli dobrze pami�tam jego nazwisko. Wreszcie dwa folwarki: High Tor i Foulmire. O czterna�cie mil stamt�d wznosi si� wi�zienie Princelown. Doko�a i pomi�dzy tymi domami ci�gnie si� ponura i pusta r�wnina. W�a�nie tu rozegra� si� dramat, tu wi�c b�dziemy si� starali rozwik�a� otaczaj�c� go tajemnic�,
� To jest dzikie i puste miejsce.
� Tak jest. Gdyby diabe� chcia� si� miesza� w ludzkie sprawy...
� A wi�c i ty przypuszczasz, �e istniej� jakie� si�y nadprzyrodzone?
� A czy diabe� nie mo�e si� pos�ugiwa� pomocnikami z krwi i ko�ci? Od pocz�tku dwa pytania nasuwaj� mi si� na my�l. Pierwsze: czy pope�niono tu zbrodni�? Drugie: jakiego rodzaju jest to zbrodnia i w jaki spos�b j� pope�niono? Je�eli przypuszczenia duktom Mortimera s� uzasadnione, i je�eli znajdujemy si� wobec pot�gi, kt�ra nie podlega prawom natury, najlepiej by�oby zaprzesta� dalszego dochodzenia. Ale musimy rozwa�y� wszystkie inne hipotezy, zanim zatrzymamy si� na tej ostatniej. Zamknij teraz okno. By� mo�e. to tylko dziwne uprzedzenie, ale zdaje mi si�. �e skoncentrowana atmosfera pomaga skupi� my�li; co prawda me izoluj� si� jeszcze ca�kowicie, aby ja�niej rozumowa�, cho� by�oby to logiczne... No, a ty czy zastanawia�e� si� nad t� sprawa?
� W ci�gu dnia wiele o niej my�la�em.
� I jakie jest twoje zdanie?
� Jest wyj�tkowo zagmatwana.
� Rzeczywi�cie, to niezwyk�a sprawa, bardzo r�ni�ca si� od innych... Na przyk�ad ta zmiana w kszta�cie �lad�w st�p. Jak j� wyt�umaczysz?
� Mortimer twierdzi, ze sir Karol Baskerville przeszed� cz�� alei na palcach.
� Powtarza tylko wniosek jakiego� idioty, kt�ry prowadzi� �ledztwo. Dlaczego Baskerville mia� si� przechadza� po alei na palcach?
� A wi�c?
� S�dz�, �e bieg�... Sir Karol biegi z rozpaczliwym wysi�kiem! Bieg�, aby si� uratowa�, dop�ki nag�y atak serca nie powali� go na ziemi�.
� Dlaczego ucieka�?
� W tym w�a�nie tkwi zagadka. Z pewnych oznak wyci�gn��em wniosek., �e byt przera�ony, zanim zacz�� ucieka�.
� Na czym go opierasz?
� Przypuszczam, �e pow�d jego przera�enia znajdowa� si� na moczarach. Wydaje mi si� to prawdopodobne, gdy� tylko cz�owiek oszala�y ze strachu, mo�e w takiej sytuacji ucieka� w przeciwn� stron� ni� znajduje si� jego dom. Je�eli mo�emy wierzy� opowiadaniu Cygana, sir Karol bieg�, wo�aj�c o pomoc w kierunku, sk�d najmniej m�g� si� spodziewa� pomocy? Zreszt�, na co czeka� tej nocy?... Dlaczego czeka� w cisowej alei, a nie w zamku?
� Czy uwa�asz, �e czeka� na kogo�?
� Doktor Mortimer odmalowa� nam sir Karola Baskervilla jako cz�owieka starego i niedo��nego. Przypu��my nawet, �e wyszed� wieczorem na spacer... No, ale tego wieczora by�o wilgotno i zimno, czy jest zatem mo�liwe, �eby sir Karol sta� w jednym miejscu dziesi�� minut, jak dowodzi doktor Mortimer. wnioskuj�c z popio�u strz��ni�tego z cygara?
� Przecie� sir Karol wychodzi� podobno co dzie� wieczorem.
� Nic wydaje mi si� prawdopodobne, aby co wiecz�r przechadza� si� w pobli�u furtki prowadz�cej na moczary. Zeznania wszystkich �wiadcz� o czym� przeciwnym: wszyscy m�wi�, �e sir Karol unika� tego miejsca, a tej nocy znalaz� si� w�a�nie tam. Nazajutrz mia� jecha� do Londynu? Sprawa przedstawia si� teraz ja�niej... Watsonie, daj mi moje skrzypce. Nie my�lmy ju� o tej sprawie i poczekajmy na odwiedziny doktora Mortimera i sir Henryka Baskervilla.
Sir Henryk Baskerville
Tego dnia zjedli�my �niadanie bardzo wcze�nie. Sherlock Holmes czeka� w szlafroku na go�ci. Punktualnie o godzinie dziesi�tej w pokoju zjawi� si� doktor Mortimer i m�ody baronet.
Henryk Baskerville mia� oko�o trzydziestu lat. By� niskiego wzrostu, kr�pej budowy, o �ywych ruchach, jego czarne oczy uwa�nie patrzy�y spod krzaczastych brwi, co nadawa�o twarzy wyraz energii i silnej woli. Opalenizna �wiadczy�a, ze sp�dza� wi�kszo�� czasu na �wie�ym powietrzu. Spok�j w spojrzeniu i powaga w ruchach m�wi�y o dobrym wychowaniu.
� Przedstawiam panom sir Henryka Baskervilla � rzek� doktor Mortimer.
� Tak, to ja we w�asnej osobie � doda� m�ody cz�owiek.
� Ale co dziwniejsze, panie Holmes, gdyby obecny tu m�j przyjaciel nie zaproponowa�, �e mnie panu przedstawi, sam przyszed�bym do pana. Pan lubi zagadki. A od dzisiejszego ranka jestem w posiadaniu zagadki, kt�rej rozwi�zanie wymaga wi�cej czasu ni� mog� na to po�wi�ci�.
Holmes uk�oni� si�.
� Prosz� usi���, sir Henryku � powiedzia�. � Przypuszczam. �e podczas kr�tkiego pobytu w Londynie przydarzy�a si� panu jaka� przygoda?
� Nic wa�nego. Wydaje mi si�, �e to �art, bo tak mo�na okre�li� list, jaki odebra�em dzisiaj rano.
I sir Henryk po�o�y� na stole kopert�.
Zbli�yli�my si� wszyscy, aby j� lepiej zobaczy�. By�a zrobiona z szarego papieru i wygl�da�a zwyczajnie. Niewprawna r�ka napisa�a na niej nast�puj�cy adres:
Sir Henryk Baskerville w hotelu Northumberland
Na li�cie by� stempel pocztowy z Charing Cross z wczorajsz� dat�.
� Czy kto� wiedzia�, �e zatrzyma si� pan w hotelu Northumberland? � zapyta� Holmes, patrz�c uwa�nie na go�cia.
� Nie, nikt nie wiedzia�, gdy� o tym gdzie si� zatrzymam, zdecydowa�em dopiero po spotkaniu z doktorem Mortimerem.
� Zapewne doktor Mortimer tam mieszka�?
� Nie, ja zatrzyma�em si� u przyjaciela � odpowiedzia� doktor � nie mo�na wi�c by�o przewidzie�, �e pojedziemy do tego hotelu.
� Hm! � mrukn�� Sherlock. � Wydaje mi si�, �e kto� jest doskonale poinformowany o pa�skich zamiarach.
Holmes wyj�� z koperty kartk� wydart� z zeszytu i z�o�on� we czworo.
Roz�o�y� papier na stole. By�o na nim tylko jedno zdanie, sk�adaj�ce si� z drukowanych liter, naklejonych na papierze.
Zdanie to brzmia�o nast�puj�co:
Je�eli cenisz swoje �ycie, trzymaj si� z dala od moczar�w.
Tylko jeden wyraz: �moczar�w� by� napisany r�k�.
� Mo�e wyja�ni mi pan, panie Holmes � zapyta� sir Henryk Baskerville � co to wszystko znaczy, i kto mo�e si� mn� tak bardzo interesowa�?
� A co doktor o tym my�li? Musi pan przyzna�, �e nie ma w tym nic nadprzyrodzonego.
� To prawda. Ale czy ta przestroga nie mo�e by� przys�ana przez osob�, pewn� tego, �e zetkniemy si� z si�ami nadprzyrodzonymi?
� Jakimi si�ami? � zapyta� o�ywiony sir Henryk. � Zdaje mi si�, �e panowie znacie moje interesy i sprawy lepiej ni� ja sam.
� Przyrzekam panu, �e zanim wyjdzie pan z tego pokoju, b�dzie pan wiedzia� to wszystko co i my � odpowiedzia� Sherlock Holmes. Teraz, je�eli si� pan na to zgadza, musimy si� uwa�nie przyjrze� temu ciekawemu dokumentowi. Niew�tpliwie zosta� on zredagowany wczoraj wieczorem i oddany natychmiast na poczt�. Czy masz Watsonie wczorajsze �Times�?
� Le�y na stole.
� Podaj mi go, prosz�, chce przejrze� kolumn� zawieraj�c� artyku�y redakcyjne.
Holmes szybko przebieg� gazet� wzrokiem.
� Najwa�niejszy artyku� m�wi o wolnym handlu � rzek�.
� Pozw�lcie abym przeczyta� wam jego fragment: Na podstawie wiadomo�ci, kr���cych obecnie, mo�esz sobie wyobra�a�, �e twoje w�asne przedsi�biorstwo handlowe czy te� przemys�owe zyska przez wprowadzenie ce� ochronnych. Trzymaj si� jednak z dala od takich pogl�d�w i nie zgadzaj si� na tego rodzaju ustawy i zarz�dzenia. Je�li cenisz og�lny dobrobyt kraju, a tym samym i swoje spokojne �ycie.
� Jakie jest twoje zdanie w tej sprawie, Watsonie? � zawo�a� weso�o Holmes � zacieraj�c r�ce z widocznym zadowoleniem. Doktor Mortimer patrzy� ciekawie na Holmesa, a sir Henryk spogl�da� na mnie ze zdumieniem.
� Nie znam si� na taryfach celnych i ekonomii � rzek� sir Henryk. � Zreszt� zdaje si�, �e odeszli�my od g��wnego tematu.
� Przeciwnie, sir Henryku, zdaje mi si�. �e sprawa si� wyja�nia. Watson zna lepiej moje metody pracy, a jednak widz�, �e nie zrozumia� dok