3849

Szczegóły
Tytuł 3849
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

3849 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 3849 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3849 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

3849 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Andre Norton Sargassowa planeta (Sargasso of Space) Prze�o�y�a Urszula Zieli�ska Rozdzia� 1. � Kr�lowa S�o�ca Zm�czony, wyn�dznia�y m�ody cz�owiek w��le dopasowanej tunice Bran�owca, pr�bowa� rozprostowa� d�ugie, sparali�owane skurczem nogi. Dobrze by�oby � pomy�la� nieco zirytowany Dan Thorson � �eby ludzie, kt�rzy wymy�laj� te podpowierzchniowe pojazdy transkontynentalne, brali czasami pod uwag� fakt, �e opr�cz kar��w bywaj� te� na pok�adzie normalni ludzie. Nie po raz pierwszy po�a�owa�, �e nie skorzysta� z�jakiego� liniowca. Wystarczy�o jednak, �e dotkn�� chudego pasa z�pieni�dzmi, a�natychmiast przypomnia� sobie kim jest: nowym w�S�u�bie rekrutem, bez statku i�bez sponsora. Mia� oczywi�cie �o�d z�Syndykatu i�cienki zwitek druk�w kredytowych, kt�re dosta� po wyprzeda�y niepotrzebnych w�Kosmosie rzeczy. Mia� te� torb�niezb�dnik. I�to chyba wszystko, co m�g� nazwa� swoj� w�asno�ci�. Aha! Jeszcze ta niewielka, metalowa p�ytka z�wygrawerowanym na niej kodem, kt�rego nie spos�b odczyta�. To by� jego paszport w�przysz�o��, lepsz� przysz�o��. Nie narzeka� jednak na swoje dotychczasowe szcz�cie. Przecie� nie ka�dego ch�opaka z�Bazy Federacji wybierano do Syndykatu, by po dziesi�ciu latach opu�ci� go jako asystent Szefa �adowni. Dan by� doskonale przygotowany do tej pracy i�m�g� wreszcie zaokr�towa� si� na statek wyruszaj�cy na gwiezdne szlaki. Jednak ka�de wspomnienie surowych egzamin�w z�ostatnich paru tygodni wywo�ywa�o wewn�trzny b�l. Czasem my�la�, �e nie jest w�stanie pouk�ada� sobie w�jaki� rozs�dny system tego wszystkiego, co musia� wt�oczy� do g�owy. Strz�py informacji z�r�nych dziedzin: z�podstaw mechaniki, zasad astronawigacji, obs�ugi i�rozmieszczenia �adunku, procedur handlowych, rynk�w Galaktyki i�z psychologii istot pozaziemskich tworzy�y teraz zupe�nie niesp�jn� ca�o��. Nie chodzi�o o�to, �e kurs by� trudny, ale o�to, �e zgodnie z�nowymi wymogami selekcji sam musia� torowa� sobie drog� w�tym, b�d� co b�d�, elitarnym �wiecie. Wi�kszo�� koleg�w pochodzi�a z�rodzin pracuj�cych dla S�u�by od pokole� � oni po prostu wyro�li w�Bran�y. Dan zamy�li� si� g��boko. Czy� Bran�a nie stawa�a si� coraz bardziej zamkni�tym klanem? Synowie szli w��lady ojc�w lub braci i�wi�zali swoje �ycie ze S�u�b�. Cz�owiek bez koneksji musia� przezwyci�y� sporo przeszk�d, zanim mianowano go do Syndykatu. On jednak mia� szcz�cie� We�my chocia�by takiego Sandsa, kt�rego dwaj starsi bracia, wujek i�kuzyn zwi�zani byli z�Inter�Solarem. Sands nie pozwala� nikomu o�tym zapomnie�. Wystarczy, �eby terminator zosta� mianowany do jednej z�dw�ch Kompanii i�by� ju� urz�dzony na ca�e �ycie. Taka praca by�a sta�a i�pewna, poniewa� statki Kompanii regularnie kursowa�y mi�dzy systemami. Pracownicy mogli ponadto kupi� akcje, a�wi�c mieli udzia� w�zyskach. Zapewniano im r�wnie� emerytury i�prac� na Ziemi, gdy przychodzi� czas opuszczenia Kosmosu. Takie w�a�nie perspektywy mieli dobrze zapowiadaj�cy si� terminatorzy, je�li oczywi�cie uda�o im si� dosta� do najlepszych firm: Inter�Solaru, Konsorcjum, Galaktycznego Deneba czy Falworth�Ignesti� Dan zerkn�� na ekran telewizora, kt�ry znajdowa� si� na poziomie jego oczu, w�ko�cu kad�ubowatego pojazdu, ale w�a�ciwie nie widzia� reklamy zachwalaj�cej zalety importu przez Falworth�Ignesti. O�wszystkim decydowa�o Centrum. Jeszcze raz dotkn�� pasa z�pieni�dzmi. Jego identyfikator, ten plasterek metalu, od kt�rego tak wiele teraz zale�a�o, by� na swoim miejscu. Zamiast reklamy pojawi� si� na ekranie czerwony pas, symbol tutejszej stacji. Dan czeka� spokojnie na ledwo wyczuwalny wstrz�s sygnalizuj�cy koniec dwugodzinnej podr�y. Z�ulg� opu�ci� pojazd i�wyci�gn�� podr�czn� torb� ze stosu baga�u. Wi�kszo�� podr�nych stanowili ludzie Bran�y, ale tylko nieliczni nosili odznaki Kompanii. Pozostali to Wolni Po�rednicy lub drifterzy, czyli ci, kt�rych z�powodu nieodpowiednich cech osobowo�ciowych lub te� z�innych przyczyn, nie przyj�to na �aden szanuj�cy si� rodzimy statek. Tu�ali si� teraz nie mog�c sobie znale�� miejsca i�tylko czasami uda�o im si� zaokr�towa� na jaki� Niezale�ny Frachtowiec. Kr�tko m�wi�c: najni�sza warstwa Bran�owc�w. Dan, z�torb� na ramieniu, przedosta� si� do windy, kt�ra wynios�a go na powierzchni�, w�sam �rodek upalnego, letniego dnia w�po�udniowo�zachodniej cz�ci Ziemi. Przystan�� na chwil� przy betonowym przedpolu hangaru, kt�rym ko�czy� si� z�tej strony pas startowy. Przygl�da� si� nier�wnej, zniszczonej nawierzchni przy rusztowaniach wok� statk�w, kt�re szykowa�y si� do lotu. Musn�� wzrokiem przysadziste kszta�ty mi�dzyplanetarnych frachtowc�w: linie marsja�skie i�asteroidalne oraz bure pojazdy kursuj�ce do ksi�yc�w Saturna i�Jowisza. To, o�czym Dan marzy� sta�o jednak dalej: l�ni�ce burty statk�w gwiezdnych zosta�y �wie�o spryskane, aby zapobiec otarciu py�em �wiat�w, w�kt�re niebawem rusz�. � Chwileczk�, czy to nie Wiking? Polujesz na sw�j barkas, Dan? Jedynie kto�, kto doskonale zna� Dana, m�g� poprawnie odczyta� to niemal niedostrzegalne drgni�cie ust. Gdy odwr�ci� twarz w�stron� m�wi�cego, zdo�a� si� ju� opanowa�. Artur Sands przybra� che�pliw� poz� cz�owieka, kt�ry odby� ju� co najmniej setk� rejs�w. Kontrastowa�o to jednak osobliwie z�wypolerowanymi butami i�nienagannie wyprasowan� tunik�. Ale tak jak zawsze posta� ta wywo�ywa�a w�Danie tajon� z�o��. W�dodatku Artur kroczy� na czele swojej �wity: Ricki Warrena i�Hanlafa Bauta. � W�a�nie przyjecha�e�, co, Wikingu? I�nie spr�bowa�e� jeszcze swego szcz�cia, prawda? My te� nie. Chod�my razem pos�ucha� wyroczni. Dan zawaha� si�. Otrzyma� przydzia� od Centrum w�towarzystwie Artura Sandsa i�jego orszaku, to ostatnia rzecz, na kt�r� mia� ochot�. Tupet Artura odbiera� Danowi odwag�. Sands ��da� od �ycia wszystkiego, co najlepsze, i�zwykle to otrzymywa�, o�czym Dan zd��y� si� przekona� w�Syndykacie. On sam z�kolei cz�sto miewa� powody, by martwi� si� o�przysz�o��. A�je�li teraz te� mia� mie� pecha, to wola�, �eby sta�o si� to bez �adnych �wiadk�w. Z�drugiej jednak strony, nie by�o sposobu na pozbycie si� Artura. Udawa�, �e sprawdza co� w�swojej torbie i�my�la�. Dotarli tu na pewno powietrznym liniowcem � �aden inny pojazd nie by� do�� dobry dla Artura. Dlaczego od razu nie poszli po przydzia� do Centrum? Dlaczego czekali t� godzin�? A�mo�e sp�dzili ten ostatni prawdziwie wolny czas na zwiedzaniu? Niemo�liwe przecie�, �eby i�oni mieli w�tpliwo�ci, co do odpowiedzi maszyny� Chocia�� Dan poczu�, �e l�ej mu si� zrobi�o na sercu. T� iskierk� nadziei, �e Artur mo�e by� potraktowany tak samo jak on, rozwia�y s�owa, kt�re us�ysza� do��czywszy do grupki. Sands jak zwykle rozwodzi� si� na sw�j ulubiony temat. � To �e maszyna jest bezstronna, to bzdura! Karmi� nas tymi bajkami w�Syndykacie, a�my i�tak wiemy, jak jest naprawd�. Opowiadaj�, �e cz�owiek powinien dostosowa� si� do pracy zgodnie z�temperamentem i�umiej�tno�ciami, �e ka�dy statek musi mie� dobrze zintegrowan� za�og�, ale to tylko ksi�ycowe mrzonki! Je�li Inter�Solar chce cz�owieka, to go dostaje, a��adna maszyna nie wci�nie go na pok�ad, je�eli go tam nie chc�. To dobre dla facet�w, kt�rzy nie potrafi� postawi� na zwyci�skiego konia i�nie maj� do�� rozumu, �eby si� rozejrze� za porz�dnym przydzia�em. Ja nie musz� si� martwi�, �e ugrz�zn� gdzie� w�Strefie Ko�ca, na jakim� marnym Niezale�nym Frachtowcu. Ricki i�Hanlaf po�ykali ka�de s�owo pewnego siebie kolegi, ale Dan chcia� wierzy� w�nieprzekupno�� Centrum. By� to jedyny pewnik w�ci�gu ostatnich tygodni, kiedy to Artur i�jemu podobni chodzili z�podniesion� g�ow�, przekonani, �e Centrum u�atwi im szybkie przej�cie do wy�szych sfer Bran�y. Wola� wierzy�, �e oficjalne o�wiadczenia by�y zgodne z�prawd�, �e to w�a�nie maszyna, ten zbi�r przeka�nik�w i�impuls�w, na kt�ry w��aden spos�b nie mo�na by�o wp�yn��, decydowa�a o�losie wszystkich staraj�cych si� o�przydzia� na statki mi�dzygwiezdne. Chcia� wierzy�, �e kiedy wsunie w�maszyn� sw�j identyfikator, fakt, �e by� sierot� bez nazwiska i�bez koneksji w�S�u�bie, nie b�dzie mia� znaczenia. Nie b�dzie mia�a znaczenia chudo�� jego pieni�nego pasa. Liczy si� jedynie jego wiedza, temperament i�mo�liwo�ci. Zw�tpienie jednak zakie�kowa�o i�zaledwie �lad wiary podsyca� w�nim nadziej�. W�miar�, jak zbli�a� si� do Sali Przydzia��w, zwolni� kroku, cho� jednocze�nie nie �yczy� sobie, �eby ktokolwiek pomy�la�, i� s�owa Artura zaniepokoi�y go. Tak wi�c duma popchn�a go do przodu i�jako pierwszy z�ca�ej czw�rki wepchn�� sw�j identyfikator w�niewielki otw�r, po czym z�trudem opanowa� ch�� wyrwania go maszynie. Cofn�� si�, ust�puj�c miejsca Sandsowi. Centrum to nic innego jak sze�cian z�litego metalu � tak przynajmniej wydawa�o si� oczekuj�cym. Dan pomy�la�, �e przetrwanie tych chwil niepewno�ci by�oby �atwiejsze, gdyby mogli zobaczy� wn�trze maszyny, gdyby mogli patrze�, jak analizuje te linie i�wy��obienia na metalu, jak dopasowuje do ka�dego z�nich statek stoj�cy teraz w�porcie, jak decyduje o�ich losie. D�ugie podr�e w�przestrzeni nie s� �atwe dla ma�ych za��g statk�w kosmicznych. W�przesz�o�ci zdarza�y si� cz�sto problemy z�personelem. Studiowali kilka takich tragicznych wypadk�w w�czasie kursu z�historii handlu w�Syndykacie. Potem pojawi�o si� Centrum i�dzi�ki jego neutralnej selekcji odpowiedni ludzie przydzielani byli do odpowiednich frachtowc�w. Musieli pasowa� do rodzaju pracy i�charakteru ca�ej za�ogi, tote� funkcjonowali doskonale i�obywa�o si� odt�d bez wi�kszych tar�. Nikt im nigdy nie powiedzia� w�Syndykacie, na jakiej zasadzie pracuje Centrum i�w jaki spos�b odczytuje dane z�identyfikatora. Najistotniejszy by� jednak fakt, �e od decyzji maszyny nie by�o odwo�ania. Tego w�a�nie nauczono ich w�czasie szkolenia i�Dan traktowa� ten fakt jako co� niepodwa�alnego. Dlaczego wi�c teraz mia�by straci� wiar� w�to wszystko? Rozmy�lania przerwa� d�wi�k gongu. Jedna p�ytka metalu wysun�a si� z�maszyny z�now� lini� na powierzchni. Artur rzuci� si� na ni� i�og�osi� rado�nie sw�j triumf: � Gwiezdny Pos�aniec Inter�Solaru! Wiedzia�em, �e mnie nie zawiedziesz, stary! Sands poklepa� protekcjonalnie b�yszcz�cy blat Centrum. � Nie m�wi�em, �e dla mnie znajdzie co� super? Ricki potakiwa� gorliwie, a�Hanlaf posun�� si� nawet do tego, �e klepn�� Artura po plecach. Sands by� magikiem, kt�remu zawsze dopisywa�o szcz�cie. Nast�pnie dwa uderzenia odezwa�y si� niemal�e jednocze�nie i�dwa identyfikatory brz�kn�y na p�ycie. Ricki i�Hanlaf zagarn�li je �apczywie. Na twarzy Rickiego pojawi�o si� rozczarowanie. � Korporacja Mars � Ziemia, Hazardzista � przeczyta� g�o�no. Dan zauwa�y�, �e r�ka, kt�r� wsuwa� kart� do pasa, dr�a�a. Nie dla Rickiego wi�c odleg�e gwiazdy i�wielkie przygody. Czeka na niego mizerna posadka w�prze�adowanej S�u�bie Planetarnej, gdzie szans� na s�aw� i�pieni�dze by�y znikome. � Statek Konsorcjum, Wojownik Deneb � Han�laf nie posiada� si� z�rado�ci i�zupe�nie nie zwraca� uwagi na przygn�bienie Ricka. � Daj �ap�, przeciwniku! � Artur wyci�gn�� r�k� szczerz�c z�by. On r�wnie� zignorowa� Rickiego, jakby jego niedawny bliski kumpel przesta� nagle istnie�. � Z�wielk� przyjemno�ci�! � Dzi�ki szcz�liwej decyzji zagadkowej maszyny, Hanlaf straci� zupe�nie swoj� potulno��. By� innym cz�owiekiem. Konsorcjum znacznie uros�o w�si�� w�ostatnich latach i�stanowi�o zagro�enie nawet dla Inter�Solaru. Uda�o im si� przechwyci� kontrakt z�Federacj� na us�ugi pocztowe i�ci�gle robili post�py. Mieli w�tej chwili przynajmniej jedn� koncesj� na ka�d� z�wewn�trzsystemowych tras, a�niedawno g�o�no by�o o�umowie, kt�r� sprz�tn�li sprzed nosa Inter�Solarowi. Artur i�Hanlaf mog� si� ju� nigdy nie spotka� na przyjacielskiej stopie, lecz teraz cieszyli si� wsp�lnie szcz�ciem, kt�re wyznaczy�o im posady w�licz�cych si� Kompaniach. Dan nadal czeka� na odpowied� Centrum. Czy mo�liwe, �eby jego identyfikator utkn�� gdzie� w��rodku maszyny? Czy powinien znale�� kogo�, kto za to wszystko odpowiada i�zapyta�, co si� sta�o? Pierwszy w�o�y� swoj� kart�, a�teraz zaczyna� si� niepokoi�. Artur r�wnie� zauwa�y� op�nienie. � C� to? Nie ma statku dla Wikinga? Mo�e oni, bracie, nie maj� takiego, kt�ry pasowa�by do twoich niezwyk�ych umiej�tno�ci? Czy to jest mo�liwe? � zastanawia� si� Dan. By� mo�e �aden statek w�porcie nie potrzebuje tego rodzaju us�ug, kt�re m�g� zaoferowa�? Czy to znaczy, �e musia�by zosta� tutaj do czasu, a� taki statek si� zjawi? Artur czyta� chyba w�jego my�lach. U�miecha� si� ju� nie triumfalnie, ale szyderczo. � A�co, nie m�wi�em? � zacz��. � Wiking nie zna odpowiednich ludzi. To jak, przynosisz swoj� torb� i�czekasz, a� Centrum rozleci si� i�w ko�cu da ci odpowied�? Hanlaf zacz�� si� niecierpliwi�. Ostatnie wydarzenie obudzi�o w�nim ca�� pewno�� siebie i�poczu�, �e ma prawo do w�asnego zdania. � Umieram z�g�odu � oznajmi�. � Prze�knijmy co�, a�potem p�jdziemy obejrze� nasze statki. Artur pokr�ci� g�ow�. � Poczekaj jeszcze chwil�. Chc� zobaczy�, czy Wiking dostanie sw�j wymarzony barkas � o�ile taki w�og�le jest w�porcie� Dan m�g� teraz uczyni� jedynie to, co zawsze robi� w�takiej sytuacji: udawa�, �e ca�a sprawa nie ma znaczenia, i��e Artur ze swoj� �wit� nie maj� nic szczeg�lnego na my�li. Zastanawia� si� jednak, czy maszyna pracowa�a, czy te� jego karta zagubi�a si� gdzie� w�jej tajemniczym wn�trzu� Gdyby nie Artur przygl�daj�cy mu si� z�irytuj�cym zadowoleniem, poszed�by szuka� pomocy. Hanlaf zacz�� powoli odchodzi�, a�Ricki by� ju� przy drzwiach, jak gdyby ten niefortunny przydzia� usun�� go na zawsze z�szereg�w tych, kt�rzy co� znaczyli. Wreszcie gong zabrzmia� po raz czwarty. Dan rzuci� si� na sw�j identyfikator z�szybko�ci�, o�kt�r� nikt by go nie podejrzewa� i�tylko dzi�ki temu uprzedzi� w�cibskie r�ce Artura. Mo�na by�o od razu zauwa�y�, �e na kawa�ku metalu nie widnia�y �adne jaskrawe symbole s�ynnych Kompanii. Czy rzeczywi�cie jego los b�dzie podobny do losu Ricka? Czy jego pierwszy przydzia� ma by� tak samo banalny? Ale nie� W�prawym g�rnym rogu karty ja�nia�a gwiazda, gwiazda otwieraj�ca mu drog� do innych galaktyk! Obok niej nazwa statku � nie Kompanii, ale statku � Kr�lowa S�o�ca� A�Min�o sporo czasu, zanim zrozumia� sens tego zapisu. Tylko nazwa statku � a�wi�c Wolny Po�rednik! Przydzielono go na jeden z�tych tu�aczych statk�w kosmicznych, kt�re przemierzaj� trasy zbyt niebezpieczne i�zbyt nowe, �eby zainteresowa�y si� nimi Kompanie. Zazwyczaj nie przynosz� te� one zysk�w. Jest to rodzaj S�u�by Handlowej, to prawda, i�dla niewtajemniczonych jest w�tej pracy co� bardzo romantycznego, ale Dan zna� si� na handlu dostatecznie dobrze, �eby wiedzie�, jaka czeka go przysz�o��. Wolne Po�rednictwo to �lepa uliczka dla ambitnych. Temat ten by� skrupulatnie i�konsekwentnie omijany na wyk�adach w�Syndykacie. Wolne Po�rednictwo poci�ga�o za sob� igranie ze �mierci�, z�d�um�, z�innymi, nieznanymi Ziemianom chorobami i�kontakty z�obcymi, cz�sto wrogimi rasami. Mo�na by�o straci� w�tej grze nie tylko zysk i�sw�j statek, ale przede wszystkim �ycie. Wreszcie, Wolni Po�rednicy znajdowali si� na samym dole drabiny spo�ecznej w�S�u�bie. Nawet przydzia� Rickiego nie wydawa� si� taki z�y w�por�wnaniu z�tym, co spotka�o Dana. Zamy�li� si� g��boko i�nie zd��y� zareagowa�, gdy Artur zr�cznym ruchem wyrwa� mu kart� z�d�oni i�obwie�ci� ca�emu �wiatu jego kl�sk�: � Wolny Po�rednik! Danowi zdawa�o si�, �e Sands wrzeszcza� tak g�o�no, jak to si� tylko zdarza w�czasie transmisji mecz�w. Ricki zatrzyma� si� i�wytrzeszczy� oczy. Hanlaf parskn�� �miechem, a�Artur mu zawt�rowa�. � A�wi�c tyle znaczy tw�j tajemniczy kod, bracie! B�dziesz Wikingiem Kosmosu, Kolumbem gwiezdnych dr�g, odkrywc� dalekich przestrzeni! A�jak tam miewa si� tw�j miotacz, co? Mo�e by� lepiej wr�ci� do Syndykatu i�jeszcze raz postudiowa� psychologi� istot pozaziemskich! Wolni Po�rednicy nie maj� wiele kontakt�w z�cywilizowanym �wiatem, wiesz? Chod�cie, ch�opaki � zwr�ci� si� do dw�ch pozosta�ych � musimy zaprosi� Wikinga na prawdziw� uczt�, bo przez reszt� �ycia przyjdzie mu �ywi� si� substytutami. � Artur chwyci� mocniej rami� Dana. Wi�zie� m�g�by �atwo wy�lizn�� si� z�tego uchwytu, ale wiedzia�, �e powinien raczej zachowa� twarz i�godno�� do��czaj�c do reszty i�t�umi�c gniew. Zgadza si�. By� mo�e Wolni Po�rednicy nie mieli zbyt wysokiej pozycji w�S�u�bie i�tylko nieliczni zahaczali o�wielkie porty, ale istnia�o par� takich fortun, kt�re powsta�y na planetach Strefy Ko�ca i�nikt nie m�g� zaprzeczy�, �e Wolny Po�rednik jako� wychodzi� na swoje. Stosunek Artura do tego przydzia�u obudzi� w�Danie wrodzony up�r i�na przek�r koledze postanowi� widzie� same dobre strony swojej sytuacji. W�chwili, gdy odczyta� �wyrok�, popad� w�przygn�bienie, ale teraz wszystko wraca�o do normy. W Bran�y nie by�o �ci�le okre�lonych kast. Podzia�y mi�dzy lud�mi nie wynika�y ze stanowiska, ale z�presti�u firmy, dla kt�rej si� pracowa�o. Du�a jadalnia w�Porcie otwarta by�a dla ka�dego cz�owieka nosz�cego tunik� S�u�by. Wi�kszo�� Kompanii utrzymywa�a jednak swoje w�asne sektory, a�ich pracownicy p�acili czekami. Przejezdni oraz nowicjusze lawirowali w�r�d sto��w tu� przy drzwiach. Dan jako pierwszy znalaz� puste miejsca i�natychmiast w��czy� przycisk rachunkowy. Owszem, by� teraz Wolnym Po�rednikiem, ale za ten obiad chcia� zap�aci� sam. Nie mia� zamiaru je�� na koszt Artura, nawet je�li ten gest mia� go kosztowa� fortun�. Gdy wystukali na klawiaturze swoje zam�wienia, mieli troch� czasu, �eby si� rozejrze�. Tu� obok od sto�u wsta� cz�owiek z�jaskraw�, po�yskuj�c� odznak� Kom�Teku. Jego dwaj towarzysze nadal spokojnie prze�uwali posi�ek. Odchodz�cy mia� imponuj�ce bary -zapewne druga czy trzecia generacja marsja�skich kolonist�w. Rysy twarzy mia� jednak swojskie � nieco orientalne, ale ziemskie. Tych dw�ch przy stole to terminatorzy. Jeden z�nich mia� na tunice dystynkcje przysz�ego astronawigatora, a�drugi � miniaturowe ko�o z�bate, odznak� in�yniera. W�a�nie ten drugi zauwa�y� Dana i�odwzajemni� jego spojrzenie. Asystent Szefa �adowni pomy�la�, �e nigdy dot�d nie widzia� kogo� tak przystojnego. Czarne k�dzierzawe, do�� kr�tko ostrzy�one w�osy otacza�y opalon� w�Kosmosie, �adn� twarz o�delikatnych rysach. Oczy mia� ciemne, powieki ci�kie, a�gdy podni�s� k�ciki perfekcyjnie wykrojonych ust, to nie u�miecha� si� przyja�nie, lecz cynicznie. By� idea�em kosmicznego bohatera z�film�w propagandowych, kt�re Dan nie raz musia� ogl�da� w�Syndykacie, tote� natychmiast poczu� do niego niech��. Wsp�biesiadnik tej doskona�o�ci by� jej ca�kowitym przeciwie�stwem. Naturalnie br�zowa sk�ra tego grubociosanego cz�owieka nie mog�a przybra� g��bszego odcienia, poniewa� by� on Murzynem. Z�ogromn� werw� opowiada� o�czym� przysz�emu in�ynierowi, lecz ten udziela� mu jedynie zdawkowych odpowiedzi. K��liwa uwaga Artura sprowadzi�a my�li Dana do ich w�asnego sto�u. � Kr�lowa S�o�ca � jak dla Dana, Artur wypowiedzia� t� nazw� zbyt g�o�no. � Wolny Po�rednik� No c�, Wikingu, b�dziesz mia� okazj� przyjrze� si� dok�adniej �yciu. W�ka�dym razie nadal mo�emy z�tob� rozmawia�, skoro nie zaokr�tujesz si� na �aden konkurencyjny statek. Dan wysili� si� na grymas imituj�cy u�miech. � Bardzo to wielkodusznie z�twojej strony, Sands. Jak�e mia�bym narzeka�, skoro cz�owiek Inter�Solaru raczy mnie dostrzega�? Ricki wtr�ci�: � To niebezpieczne, no, to Wolne Po�rednictwo� Artur skrzywi� si�. Wok� ryzyka zwi�zanego z�t� prac� mo�e unosi si� mgie�ka czaru, ale przecie� nie mo�na tego publicznie potwierdzi�! � Ale nie wszyscy Wolni Po�rednicy docieraj� w�Stref� Ko�ca, m�j drogi. Niekt�rzy odbywaj� po prostu regularne rejsy mi�dzy ubo�szymi planetami, takimi, kt�re odrzuci�y Kompanie. Dan wyl�duje pewnie na jakim� statku kursuj�cym mi�dzy jednym a�drugim �wiatkiem z�kopulastymi wie�ami miast i�nie b�dzie m�g� nawet na chwil� zdj�� swojej hauby. Tego w�a�nie mi �yczysz, co? � skonkludowa� Dan w�my�lach. Ta ca�a historia nie wydaje ci si� dostatecznie przygn�biaj�ca, �eby ci� zadowoli�, co, Sands? Przez sekund� zastanawia� si�, dlaczego ten niezbyt przez niego lubiany kompan z�Syndykatu znajdowa� tak� przyjemno�� w�zn�caniu si� nad nim. � Masz racj� � podda� si� skwapliwie Ricki. Dan zauwa�y� jednak, �e jego oczy wpatruj� si� w��wie�o upieczonego Wolnego Po�rednika z�odrobin� zazdro�ci. � Wypijmy za ca�� Bran��! � Artur teatralnie uni�s� sw�j kubek. � Du�o szcz�cia dla Kr�lowej S�o�ca! Dan b�dzie go potrzebowa�. Te s�owa zn�w zabola�y Dana. � Nic mi o�tym nie wiadomo, Sands. Wolni Po�rednicy te� zbijaj� fortuny. No, a�ryzyko� � No w�a�nie, ch�opie, ryzyko! Na jeden Wolny Frachtowiec, kt�remu si� uda�o, jest setka, albo i�wi�cej takich, kt�rym nie starcza na op�aty portowe. Szkoda, �e nie mia�e� wp�ywu na te twoje �nadprzyrodzone si�y�� Dan mia� ju� dosy�. Odsun�� si� od sto�u i�spojrza� Arturowi prosto w�oczy. � Jad� tam, gdzie przydzieli�o mnie Centrum � rzek� powa�nie. � Ca�a ta gadka, �e Wolne Po�rednictwo jest takie niebezpieczne, nie jest warta jednej spadaj�cej gwiazdy. Dajmy sobie rok w�Kosmosie, Sands, a�potem porozmawiamy. � Jasne! � Artur roze�mia� si�. � Daj mi rok z�Inter�Solarem, a�sobie we� ten rok w�rozwalonym pudle. Postawi� ci wtedy obiad, biedaku, bo nie b�dziesz mia� nic na koncie. Za�o�� si� o�dziesi�� kredyt�w, �e mam racj�. A�teraz � spojrza� na zegarek � mam zamiar zerkn�� na Gwiezdnego Pos�a�ca. Kto� chcia�by si� mo�e przy��czy�? Ricki i�Hanlaf najwyra�niej mieli ochot�, bo szybko unie�li si� z�krzese�. Dan nie poruszy� si�, ko�czy� sw�j wy�mienity obiad, pewien �e minie sporo czasu, zanim b�dzie mia� w�ustach co� r�wnie doskona�ego. Uzna�, �e uda�o mu si� zachowa� dobr� min� do z�ej gry, cho� by� ju� potwornie zm�czony Sandsem. Nie pozostawiono go jednak w�spokoju. Kto� podszed� od ty�u i�w�lizn�� si� na miejsce Rickiego. � Masz przydzia� na Kr�low� S�o�ca, kolego? Dan drgn��. Czy by� to kolejny dowcip Sandsa? Tym razem jednak ujrza� przed sob� szczer� twarz asystenta astronawigatora z�s�siedniego sto�u i�uspokoi� si�. � Tak, dopiero co go dosta�em. � Poda� swojemu rozm�wcy identyfikator. � Dan Thorson � odczyta� Murzyn g�o�no. � Jestem Rip Shannon, Ripley Shannon, je�li wolisz. A�ten � wskaza� na gwiazd� film�w propagandowych � to Ali Kamil. Obaj jeste�my z�Kr�lowej. Jeste� asystentem Szefa �adowni � zako�czy� stwierdzeniem raczej ni� pytaniem. Dan przytakn�� i�przywita� Kamila, �udz�c si�, �e niech��, kt�r� odczuwa� do tego cz�owieka nie by�a zauwa�alna. Stwierdzi�, �e Kamil przygl�da mu si� taksuj�co i��e z�jakich� przyczyn, po kr�tkiej lustracji, zosta� uznany za tw�r niedoskona�y. � Idziemy teraz na statek. Do��czysz do nas? � w�s�owach Ripa by�o du�o �yczliwo�ci, wi�c Dan przysta� na propozycj�. Wsiedli na �lizgacz, kt�ry potoczy� si� wzd�u� pola startowego w�stron� dalekich rusztowa� z�uwi�zionymi w�nich statkami. Rip podtrzymywa� rozmow� i�Dan czu� do tego barczystego, m�odego cz�owieka coraz wi�cej sympatii. Shannon by� troch� starszy � m�g� to by� ostatni rok jego terminowania. Dan docenia� ka�d� uzyskan� od niego informacj� o�Kr�lowej i�jej za�odze. W por�wnaniu z�wielkimi statkami Kompanii Kr�lowa S�o�ca by�a miniaturowych rozmiar�w. Za�oga sk�ada�a si� tylko z�dwunastu cz�onk�w, wobec tego ka�dy mia� na g�owie sporo obowi�zk�w. Na kosmolotach akwizycyjnych �cis�a specjalizacja nie by�a mo�liwa. � Mamy rutynowy transport na Naxos � kontynuowa� Rip swoim d�wi�cznym g�osem. � Stamt�d � wzruszy� ramionami � dok�dkolwiek� � Z�wyj�tkiem Ziemi � wtr�ci� szorstko Kamil. � Powiedz lepiej do widzenia naszej kochanej planecie, bo niepr�dko j� ujrzysz, Thorson. W�tych okolicach d�ugo nas nie zobacz�. Tym razem mieli�my rejs specjalny, a�to zdarza si� raz na dziesi�� lat. � Dan pomy�la�, �e jego rozm�wca czerpie niezwyk�� przyjemno�� w�przekazywaniu mu tych okropnych wie�ci. �lizgacz okr��y� pierwsze z�rusztowa�. W�prywatnych dokach sta�y tutaj statki najs�ynniejszych Kompanii. Wzniesione ku g�rze dzioby rozcina�y niebo, wok� kr�cili si� ludzie. Dan przypatrywa� si� im jakby wbrew sobie, ale nie odwr�ci� g�owy, gdy po jakim� czasie �lizgacz skr�ci� w�lewo, w�kierunku kolejnych stanowisk. Chyba z�sze�� mniejszych Wolnych Frachtowc�w czeka�o tutaj na start. Nawet nie zdziwi� si� za bardzo, kiedy podjechali do jednego z�najbardziej zniszczonych. � Oto ona, bracie. Najlepszy kosmolot akwizycyjny we wszystkich galaktykach. To prawdziwa dama, m�wi� ci, prawdziwa Kr�lowa. � W�g�osie Ripa s�ycha� by�o dum�. Rozdzia� 2. � Planety na sprzeda� Dan wszed� do kajuty Szefa �adowni. Cz�owiek, kt�ry tam siedzia� otoczony stertami mikrota�my i�ca�ym sprz�tem do�wiadczonego w�lotach po�rednika, znacznie odbiega� od wyobra�e� m�odego Bran�owca. Mistrzowie prowadz�cy zaj�cia w�Syndykacie byli dobrze ubrani i�zewn�trznie nie r�nili si� w�a�ciwie od ludzi sukcesu pracuj�cych na Ziemi. Trudno by�o pos�dzi� ich o�jakikolwiek zwi�zek z�Kosmosem. W przypadku Van Rycka nie tylko mundur �wiadczy� o�tym, �e pracowa� on dla. S�u�by. Jego przerzedzone, jasne w�osy mia�y bia�y odcie�, a�twarz by�a raczej czerwona ni� opalona. By� pot�nym cz�owiekiem � nie t�gim, lecz dobrze zbudowanym � i�zajmowa� ka�dy centymetr swojego mi�kkiego fotela. Mierzy� Dana sennym i�na poz�r oboj�tnym wzrokiem, tak jak i�olbrzymi niczym tygrys kocur, rozci�gni�ty na jednej trzeciej powierzchni biurka. Dan zasalutowa�. � Asystent Szefa �adowni, Thorson, melduje si� na pok�adzie, sir. � Strzeli� obcasami tak, jak nauczono go w�Syndykacie, po czym po�o�y� sw�j identyfikator na biurku, cho� jego dow�dca w�og�le nie pr�bowa� go dosi�gn��. � Thorson � wydawa�o si�, �e bas dochodzi nie z�klatki piersiowej siedz�cego na wprost cz�owieka, ale z�g��bi tego beczkowatego cia�a. � Pierwsza podr�? � Tak, sir. Kot ziewn�� i�mrukn��, ale uwa�ne spojrzenie Van Rycka nie zmieni�o si�. � Zamelduj si� lepiej u�Kapitana i�wpisz si� w�rejestr. � I�to wszystko. Takie by�o ca�e powitanie. Troch� zagubiony Dan wspi�� si� do sektora kontrolnego. Przylgn�� do �ciany w�skiego korytarza, �eby przepu�ci� jakiego� oficera sun�cego za nim szybkim krokiem. By� to �w Kom�Tek, kt�rego widzia� w�jadalni z�Ripem i�Kamilem. � Nowy? � To pojedyncze s�owo pe�ne by�o trzask�w i�zak��ce�, jakby dochodzi�o z�interkomu. � Tak, prosz� pana, mam si� zarejestrowa�. � Biuro Kapitana � nast�pny poziom � i�ju� go nie by�o. Dan poszed� za nim bardziej statecznym krokiem. To prawda, �e Kr�lowa nie by�a olbrzymem i�niew�tpliwie brakowa�o na niej wielu udoskonale� i�luksusowych rozwi�za�, kt�rymi tak si� che�pi�y inne za�ogi. Dan jednak, mimo �e niewiele jeszcze zd��y� zobaczy�, docenia� elegancko urz�dzone wn�trze. Burty Kr�lowej by�y by� mo�e zniszczone i�dlatego z�zewn�trz wygl�da�a na zu�yt�, ale w��rodku okaza�a si� by� sprawnym, szczelnym frachtowcem. Dan dotar� na wy�szy poziom, zapuka� w�lekko uchylone drzwi i�us�yszawszy niecierpliwe zaproszenie, wszed�. Przez jedn� osza�amiaj�c� chwil� czu� si� tak, jakby znalaz� si� w��rodku ZOO z�pozaziemskimi istotami. �ciany tej niewielkiej kajuty zape�nione by�y obrazami. Ale jakimi! Stworzenia ze Strefy Ko�ca, kt�re niegdy� widzia� i�o kt�rych s�ysza�, wymieszane by�y z�istotami z�najbardziej makabrycznych koszmar�w. W�ma�ej, wisz�cej klatce siedzia�o niebieskie zwierz�, kt�re mog�o by� jedynie nieprawdopodobn� kombinacj� ropuchy (o ile ropuchy posiada�y sze�� n�g, w�tym jedn� z�pazurami) i�papugi. Ten stw�r pochyli� si� do przodu, chwyci� szponami klatk� i�splun�� na Dana. M�ody Bran�owiec sta� nieruchomo ca�kowicie poch�oni�ty wszystkim, co tu zobaczy�, a� wreszcie wyrwa�o go z�zamy�lenia warkliwe: � No, co jest? Dan natychmiast odwr�ci� wzrok od niebieskiego horroru i�spojrza� na cz�owieka siedz�cego tu� pod klatk�. Spod kapita�skiej czapki wystawa�y posiwia�e w�osy. Ostre rysy twarzy uwydatnia�a blizna � by� mo�e po miotaczu. Oczy Kapitana by�y tak lodowate i�w�adcze, jak oczy jego je�ca w�klatce. Dan odzyska� mow�. � Asystent Szefa �adowni, Thorson, melduje si� na pok�adzie, sir. � Ponownie poda� swoj� kart�. Kapitan Jellico chwyci� j� pospiesznie. � Pierwszy rejs? I znowu Dan zmuszony by� przytakn��. O�ile �atwiej by�oby m�c odpowiedzie�: nie, dziesi�ty� W tym momencie niebieski stw�r wyda� z�siebie przera�liwy pisk, na co Kapitan zareagowa� uderzeniem w�drzwi klatki z�takim impetem, �e jej mieszkaniec zamilk�, cho� zapewne nie nauczy� si� dzi�ki temu dobrych manier. Kapitan natomiast wrzuci� kart� Dana do rejestratora statku i�nacisn�� klawisz. Przybysz m�g� si� teraz odpr�y� � zosta� oficjalnie wpisany jako cz�onek za�ogi i�teraz nikt go ju� nie usunie z�Kr�lowej. � Odrzut o�osiemnastej � poinformowa� go Kapitan. � Znajd� sobie kajut�. � Tak jest � zasalutowa� Dan i�uzna�, �e mo�e ju� opu�ci� to swoiste ZOO Kapitana Jallico. Schodz�c do sektora �adunkowego zastanawia� si�, z�jakiej tajemniczej planety pochodzi niebieski stw�r i�dlaczego Kapitan by� w�nim a� tak rozkochany, �e zabiera� go ze sob� w�podr�. Z�tego, co Dan zd��y� zauwa�y� wynika�o, �e papugo�ropucha nie posiada�a �adnych sympatycznych cech. �adunek, kt�ry Kr�lowa zabiera�a na Naxos by� ju� najwyra�niej na pok�adzie � gdy przechodzi� obok �adowni, dostrzeg� zapiecz�towane zaniki w�azu. A�zatem jego obowi�zki, przynajmniej je�li chodzi o�ten port, kto� ju� wype�ni�. M�g� wi�c ca�kiem swobodnie rozejrze� si� po ma�ej kajucie, kt�r� wskaza� mu Rip Shannon, a�potem rozpakowa� par� osobistych drobiazg�w. W Syndykacie nale�a� do niego tylko hamak i�szafka, tote� nowa kwatera wyda�a mu si� bardzo wygodnym, przestronnym pomieszczeniem. Gdy rozleg� si� sygna� odrzutu, by� ju� ca�kiem zadomowiony i�zadowolony z�sytuacji, mimo �e jeszcze par� godzin temu ponure �arty Sandsa nie pozwala�y mu optymistycznie patrze� w�przysz�o��. Znajdowali si� ju� daleko w�Kosmosie, zanim Dan pozna� pozosta�ych cz�onk�w za�ogi. Opr�cz Kapitana Jellico w�sterowni pracowa� Steen Wilcox. By� to szczup�y Szkot oko�o trzydziestki, kt�ry ods�u�y� par� lat w�Inspekcji Galaktycznej, a�dopiero p�niej przeszed� do Bran�y. Teraz mia� ju� stopie� astronawigatora. Do sekcji kontroli nale�a� r�wnie� Marsjanin, Kom�Tek Tang Ya, oraz Rip, asystent. Sektor maszynowni tak�e sk�ada� si� z�czterech cz�onk�w. Szefem by� m�ody i�spokojny Johan Stotz, kt�rego zainteresowania koncentrowa�y si� wy��cznie na silnikach (z tego, co powiedzia� Danowi Rip wynika�o, �e Stotz by� technicznym geniuszem i�m�g� dosta� si� bez trudu na lepsze statki ni� Kr�lowa, ale wybra� ryzyko, jakie towarzyszy�o podr�om Wolnych Frachtowc�w). Asystentem Stotza okaza� si� by� nieskazitelny i�wymuskany Kamil. Dan przekona� si� szybko, �e na Kr�lowej nie wolno by�o si� leni�, tote� Kamil musia� sprosta� bardzo licznym wymaganiom swego bezpo�redniego dow�dcy. Pozostali dwaj cz�onkowie za�ogi maszynowni stanowili niesamowity a�zarazem zabawny duet. Karl Kosti by� niezdarnym i�pot�nym jak nied�wied� cz�owiekiem, lecz je�li chodzi�o o�prac�, trudno by�o znale�� lepszego specjalist�. Wok� niego kr�ci�a si� ci�gle istota b�d�ca jego przeciwie�stwem: ma�y, chudy Jasper Weeks, o�twarzy wyblak�ej od �wiat�a Wenus. Tej chorobliwej wr�cz blado�ci nie mog�y zmieni� nawet promienie ultrafioletowe. Zesp�, do kt�rego nale�a� teraz Dan, sk�ada� si� z�bardzo r�nych ludzi. Prze�o�onym by� Van Ryck, cz�owiek o�takiej wiedzy i�umiej�tno�ciach, �e dor�wnywa� najdoskonalszym komputerom. Nie istnia�y �adne dane na temat Wolnego Po�rednictwa, o�kt�rych on by nie s�ysza� lub nie czyta�, a�je�li ju� raz umie�ci� jaki� fakt w�swojej pami�ci, to nikt i�nic nie mog�o go stamt�d usun��. Dan trwa� zatem w�stanie permanentnego zadziwienia z�powodu ilo�ci szczeg��w, kt�re ten cz�owiek m�g� dostarczy� na ka�dy, zwi�zany z�Bran��, temat. S�abym punktem Van Rycka, a�zarazem jego chlub�, by�o to, �e jego rodzina od wielu pokole� zwi�zana by�a z�Po�rednictwem: jego antenaci przemierzali wody ocean�w na Ziemi w�czasach, gdy nikt jeszcze nie marzy� o�Kosmosie. Do sektora �adunkowego nale�a� jeszcze medyk, Craig Tau, oraz kucharz i�steward w�jednej osobie, Frank Mura. Dan spotyka� czasami Tau podczas pracy, ale Mura trzyma� si� tak blisko swojej kajuty i�kuchni, �e rzadko kto go widywa�. Nowy asystent Szefa �adowni mia� mn�stwo zaj��. Mozoli� si� nad katalogami w�male�kim pomieszczeniu wydzielonym dla niego w�biurze �adowni i�by� nieoficjalnie, ale bezlito�nie testowany przez Van Rycka. Ku swemu przera�eniu dowiedzia� si� przy okazji, jak wielkie ma luki w�przygotowaniu do pracy zawodowej. Niebawem w�g��bi duszy zacz�� si� dziwi�, �e w�og�le zosta� zaokr�towany. Przecie� Kapitan Jellico nie musia� zgodzi� si� z�decyzj� Centrum. By�o dla niego a� nazbyt oczywiste, �e w�stanie swej przyt�aczaj�cej ignorancji stanowi� na statku ci�ar raczej ni� pomoc. Van Ryck nie sk�ada� si� jednak jak maszyna wy��cznie z�fakt�w i�liczb � by� r�wnie� znakomitym gaw�dziarzem, kolekcjonerem legend i�przypowie�ci. Ca�a za�oga s�ucha�a go jak zahipnotyzowana, kiedy w�mesie zaczyna� opowiada� jedn� z�nich. Tylko on potrafi� z�nale�n� powag� zrelacjonowa� osobliw� histori� Nowej Nadziei, statku, kt�ry wylecia� w�Kosmos z�uczestnikami Marsja�skiej rewolty na pok�adzie i�dopiero w�sto lat p�niej zauwa�ono go w�Strefie Ko�ca w�kr�gu swobodnego spadania. Jego wymar�e �wiat�a �arzy�y si� z�owieszcz� czerwieni� tu� przy dziobie. �luzy ratunkowe by�y zaplombowane. Nikt nigdy nie zbli�y� si� do statku � nikt te� nie m�g� go uratowa�. Ci, kt�rzy widzieli Now� Nadziej�, sami byli w�trudnym po�o�eniu, st�d te� zwrot �ujrze� Now� Nadziej� sta� si� popularnym w�r�d Bran�owc�w okre�leniem z�ego losu. Istnieli poza tym Szeptacze, kt�rych kusicielskie g�osy s�yszeli ludzie zbyt d�ugo przebywaj�cy w�przestrzeni kosmicznej. Powsta�a na ich temat ca�a mitologia. Van Ryck m�g� tak�e wymieni� wszystkich p�bog�w gwiezdnych szlak�w. Na przyk�ad Sanforda Jonesa, pierwszego cz�owieka, kt�ry odwa�y� si� opu�ci� nasz� Galaktyk�. Po trzech stuleciach jego zab��kany statek przelecia� nagle nad Syriuszem. Przy nieruchomym sterze tkwi�a nadal mumia pilota. Teraz m�wi�o si�, �e Sanford Jones przyjmuje na podk�ad swego upiornego statku wszystkich tych, kt�rzy wpadli w�zakl�ty kr�g swobodnego spadania. W ten spos�b Dan zdobywa� wiedz� o�sprawach, o�kt�rych milczano w�Syndykacie. Podr� na Naxos by�a zwyczajnym lotem frachtowca. �wiat pogranicza, w�kt�rym w�ko�cu si� znale�li, by� tak podobny do �wiata ziemskiego, �e nie wywo�ywa� emocji. Dan i�tak nie m�g� zej�� na planet�, bo nie dosta� urlopu. Van Ryck uczyni� go odpowiedzialnym za ca�� krz�tanin� przy roz�adunku. Okaza�o si� wtedy, �e dni sp�dzone nad tabelami w��adowni nie posz�y na marne. Dan zaskakuj�co dobrze poradzi� sobie z�odszukaniem poszczeg�lnych towar�w. Van Ryck natomiast, wraz z�Kapitanem, opu�cili statek. Nast�pny kurs Kr�lowej zale�a� w�du�ej mierze od ich umiej�tno�ci targowania si� oraz od intuicji. �aden kosmolot akwizycyjny nie zatrzymywa� si� w�porcie d�ugo: tyle tylko, ile potrzeba by�o na pozostawienie jednego �adunku i�za�adowanie drugiego. W po�udnie nast�pnego dnia Dan nie mia� ju� nic do roboty. Odrobin� zniech�cony w��czy� si� z�Kostim przy w�azie. �aden z�cz�onk�w za�ogi nie wybra� si� do rozleg�ego, otoczonego bulwiastymi drzewami miasta pogranicza. W�ka�dej chwili mogli by� potrzebni przy za�adunku. Ludzie z�obs�ugi Portu czcili bowiem jakie� miejscowe �wi�to i�nie by�o ich na stanowiskach. Po paru godzinach Dan i�mechanik zauwa�yli, jak przez pole startowe p�dzi z�nies�ychan� pr�dko�ci� wynaj�ty przez Kapitana �lizgacz. Pojazd zatoczy� �uk, wznosz�c tumany kurzu, i�stan�� u�st�p rampy. Jellico wskoczy� na ni� i�w kilka sekund by� ju� przy w�azie, podczas gdy Van Ryck dopiero podnosi� si� zza steru. Kapitan rzuci� w�stron� Kostiego: � Zarz�d� zebranie w�mesie! Dan zerkn�� na pole, spodziewaj�c si� po�cigu policji albo jeszcze gorszego nieszcz�cia. Powr�t oficer�w pachnia� natychmiastow� ucieczk�. Jednak jego bezpo�redni prze�o�ony wdrapywa� si� na ramp� w�zwyk�ym, powolnym tempie. Van Ryck w�dodatku gwizda� sobie pod nosem, co � zgodnie z�obserwacjami poczynionymi przez Dana � oznacza�o absolutny spok�j w��wiecie Holendra. Tak wi�c, jakiekolwiek wie�ci przynosi� Kapitan, Szef �adowni uznawa� je za dobre. W�kilka minut p�niej Dan wcisn�� si� w�niewielki k�cik przy drzwiach mesy � by� w�ko�cu najm�odszym cz�onkiem za�ogi. Wszyscy byli obecni � pocz�wszy od Tau, a�sko�czywszy na ci�gle nieuchwytnym Murze � i�wszyscy wpatrywali si� w�Kapitana, kt�ry siedzia� u�szczytu sto�u i�przesuwa� opuszkami palc�w wzd�u� blizny na policzku. � I�c� to za skarb wpad� w�nasze r�ce tym razem, Kapitanie? To Steen Wilcox zada� pytanie, kt�re wszystkim chodzi�o po g�owie. � Aukcja Inspekcji � Jellico wyrzuci� z�siebie te dwa s�owa, jak gdyby ju� nie m�g� ich powstrzyma�. Kto� gwizdn�� cicho, a�kto� inny westchn��. Dan zmru�y� oczy usi�uj�c zrozumie� wag� tej informacji, ale by� przecie� tylko nowicjuszem w�Po�rednictwie. Po paru minutach dopiero, gdy dotar�a do niego ca�a donios�o�� tego stwierdzenia, udzieli�o mu si� gor�czkowe podniecenie. Aukcja Inspekcji. Wolny Po�rednik jeden raz w�ca�ym �yciu mia� szans� w�niej uczestniczy�. I�na takich w�a�nie aukcjach powstawa�y najwi�ksze fortuny. � Kto jest w�mie�cie? � in�ynier Stotz patrzy� na Kapitana niemal oskar�ycielskim wzrokiem. � Ci, co zawsze � odpowiedzia� Jellico wzruszaj�c ramionami. � Ale na li�cie s� cztery planety klasy D. Dan kalkulowa� w�my�li ich w�asne szans�. Kompanie natychmiast zagarn� te z�klasy A�i B. B�dzie troch� przetarg�w, je�li chodzi o�C. No i�cztery z�klasy D�� cztery dopiero co odkryte planety� Wystawione na aukcj� prawa do prowadzenia handlu z�nimi mo�na by naby� za przyst�pn� dla Wolnych Po�rednik�w cen�. Czy Kr�lowa by�a w�stanie wzi�� udzia� w�licytacji? Ca�kowity pi�cio� lub dziesi�cioletni monopol na prawa po�rednictwa z�now�, nieznan� planet� m�g�by ich uczyni� bogaczami. Gdyby tylko dopisa�o im szcz�cie! � Ile jest w�sejfie? � zapyta� Van Ryck Tau. � Je�li skasujemy rachunek za ten ostatni �adunek i�zap�acimy nasze op�aty portowe, to b�dzie� Ale co z�zapasami, Frank? Steward najwyra�niej oblicza� co� w�pami�ci. � Za��my tysi�c na odnowienie zapas�w, to daje nam spor� rezerw�. Chyba, �e wybieramy si� w�Stref� Ko�ca� � W�porz�dku, Van. Odrzu� ten tysi�c. Ile nam zostaje? � to Jellico zadawa� teraz pytania. Szef �adowni nie musia� zagl�da� do swoich ksi�g � wszystkie cyfry stanowi�y cz�� zdumiewaj�cego spisu w�jego umy�le. � Dwadzie�cia pi�� tysi�cy � i�mo�e jeszcze sze�� setek. Zapanowa�a przygn�biaj�ca cisza. �aden licytator z�Inspekcji nie przyjmie takiej sumy. Wilcox przerwa� milczenie: � A�dlaczego w�og�le tutaj odbywa si� aukcja? Przecie� Naxos nie jest planet� Federacji? Rzeczywi�cie, to dziwne, pomy�la� Dan. Nigdy przedtem nie s�ysza�, �eby aukcja praw handlowych mia�a miejsce w�strefie, kt�ra nie by�a co najmniej centrum danego sektora. � Statek Inspekcji Rimbold jest ju� znacznie op�niony � oznajmi� ponuro Jellico. � Wszystkie kosmoloty dosta�y polecenia natychmiastowego zako�czenia interes�w i�wyruszenia na jego poszukiwanie. Ten statek tutaj, Griswold przyby� na najbli�sz� planet�, �eby przeprowadzi� legaln� wyprzeda� tego, co znale�li i�sprawdzili. Grube palce Vah Rycka stuka�y miarowo w�st�. � W�porcie s� agenci Kompanii i�tylko dwa Wolne Frachtowce. Je�li przed szesnast� ju� nikt nie przyleci mamy cztery strefy do podzia�u mi�dzy trzech. Kompanie nie anga�uj� si� nigdy w�stref� D. Ich agenci maj� wyra�ne polecenie, by tam nie kupowa�. � Chwileczk� � wtr�ci� Rip � czy do tych dwudziestu tysi�cy doliczy� pan nasze wyp�aty? Gdy Van Ryck pokr�ci� przecz�co g�ow�, Dan wiedzia� ju�, o�co chodzi�o Ripowi i�przez moment by� oburzony. Wymaga� od niego, �eby wrzuci� swoje zarobki z�rejsu w�ten niepewny interes, to ju� by�a przesada! Nie mia� jednak odwagi, �eby g�o�no si� sprzeciwi� takiej propozycji. � Nasze wyp�aty? � zapyta� niepewnym g�osem Tau. � Oko�o trzydziestu o�miu tysi�cy � pad�a odpowied�. � Troch� kiepsko, jak na aukcj� Inspekcji. � Wilcox najwyra�niej pow�tpiewa�. � Cuda si� zdarzaj� � zauwa�y� Tang Ya. � Radz� spr�bowa�. Je�li nam si� nie uda, niczego nie tracimy. G�osowali przez podniesienie r�ki: nikt si� nie sprzeciwi�. Zatem zosta�o ustalone, �e za�oga Kr�lowej do��czy sw�j zarobek do posiadanych rezerw, a�ewentualne zyski b�d� dzielone proporcjonalnie do wniesionego wk�adu. Zgodnie wybrano Van Rycka jako oferenta, ale nikt nie chcia� pozosta� z�dala od maj�cej si� odby� aukcji i�Kapitan Jellico musia� wynaj�� jednego ze stra�nik�w Portu do pilnowania statku. Zmierzch na Naxos zapada� wcze�nie. Z�dala od mgie� kosmodromu powietrze pachnia�o intensywnie � zbyt intensywnie, jak na nozdrza Ziemian � bujn� ro�linno�ci�. Miasto by�o jedn� z�typowych osad pogranicza, w�kt�rych �ycie t�tni�o g��wnie w�licznych kafejkach. Wolni Po�rednicy z�Kr�lowej skierowali swoje kroki prosto na rynek, gdzie mia�a odby� si� aukcja. Sterta pude� tworzy�a niezbyt stabiln� platform�, na kt�rej sta�o kilku ludzi. Dw�ch z�nich nosi�o niebiesko�zielone mundury Inspekcji, jeden ubrany by� w�uniform ze sk�ry i�tkaniny (str�j obowi�zuj�cy mieszka�c�w miasta), a�czwarty mia� na sobie srebro i�czer� Patrolu. Wszystkie zasady prowadzenia licytacji musia�y by� �ci�le przestrzegane, nawet je�li Naxos by�a jedynie sk�po zaludnion� planet� pogranicza. Zbieraj�cy si� wok� platformy t�um te� nie by� jednolity: nie wszyscy nosili br�zowe tuniki Bran�y. Miejscowi r�wnie� przyszli obejrze� t� rozgrywk�. Dan pr�bowa� rozszyfrowa� odznaki w�niezbyt wyra�nym �wietle przeno�nych lamp: dostrzeg� cz�owieka z�Inter�Solaru, a�troch� dalej w�lewo, trzech cz�onk�w Konsorcjum. Planety kategorii A�i B�b�d� pierwsze. Nale�� do nich te niedawno odkryte przez Inspekcj� Galaktyczn�, o�wysokim poziomie rozwoju cywilizacji. Niekt�re z�nich prowadzi�y by� mo�e w�asny, wewn�trzsystemowy handel i�zazwyczaj op�aca�o si� wchodzi� z�nimi w�kontakt. Kategoria C�to planety o�nieco zacofanej cywilizacji i�prowadzenie handlu z�nimi oznacza�o wi�ksze ryzyko. Nie by�o na nie zbyt wielu ch�tnych. I�wreszcie kategoria D: planety zamieszkane przez prymitywne formy �ycia lub nawet nie zamieszkane w�og�le. Ten w�a�nie rodzaj planet m�g� by� dost�pny dla za�ogi Kr�lowej. � Cofort jest tutaj � us�ysza� Dan s�owa Wilcoxa. Kapitan zme�� pod nosem jakie� przekle�stwo. Dan uwa�niej spojrza� na sk��biony t�um. Kt� z�tych ludzi m�g� by� legendarnym ksi�ciem Wolnych Po�rednik�w, cz�owiekiem o�nieprawdopodobnym szcz�ciu, o�kt�rym opowiada�o si� w�ca�ej Galaktyce? Jednak w��aden spos�b nie m�g� go odszuka�. Jeden z�oficer�w Inspekcji podszed� do kra�ca platformy i�wrzawa natychmiast ucich�a. Jego wsp�pracownik podni�s� w�g�r� niepozorny pojemnik zawieraj�cy mikrofilmy z�niezwykle cennymi dla potencjalnych nabywc�w danymi na temat ka�dej planety. Rozleg�o si� uderzenie m�otka i�aukcja ruszy�a. Najpierw planety klasy A. By�y tylko trzy i�ludzie Konsorcjum zgarn�li sprzed nosa oficera Inter�Solaru a� dwie. Ale Inter�Solarowi powiod�o si� z�kolei z�kategori� B�� kupili obie. Jeszcze inna Kompania specjalizuj�ca si� w�eksploatacji zacofanych �wiat�w dosta�a cztery planety C. Teraz kategoria D� Bran�owcy z�Kr�lowej przesun�li si� do przodu wraz z�garstk� innych niezale�nych handlowc�w i�stan�li tu� przy platformie. Rip szturchn�� Dana i�szepn�� mu na ucho: � Cofort! S�ynny Wolny Po�rednik by� niezwykle m�odym cz�owiekiem i�bardziej przypomina� nieust�pliwego oficera Patrolu ni� Po�rednika. Dan zauwa�y�, �e miotacz doskonale przylega� mu do bioder � na pewno nigdy si� z�nim nie rozstawa�. Poza tym, cho� kr��y�y legendy na temat jego bogactwa, nie r�ni� si� od innych Wolnych Po�rednik�w. Nie nosi� �adnych pask�w na nadgarstku, obr�czek czy kolczyk�w, tak jak to by�o teraz modne w�r�d bogatszych Bran�owc�w, a�jego tunika by�a r�wnie znoszona jak tunika Kapitana Jellico. � Cztery planety kategorii D�� przerwa� Danowi rozmy�lanie g�os oficera Inspekcji. � Numer pierwszy: cena wywo�awcza Federacji � dwadzie�cia tysi�cy kredyt�w. Rozleg�o si� pe�ne rozczarowania westchnienie cz�onk�w za�ogi Kr�lowej. Nie ma sensu pr�bowa� � z�tak wysok� cen� wywo�awcz� nie zaszliby daleko. Ku zdumieniu Dana Cofort te� nie licytowa� i�planet� sprzedano Po�rednikowi ze Strefy Ko�ca za pi��dziesi�t tysi�cy. Na planet� numer dwa Cofort zareagowa� natychmiast i�szybko podbi� cen� do stu tysi�cy. Teoretycznie by�o rzecz� niemo�liw�, aby ktokolwiek z�bior�cych udzia� w�aukcji mia� dost�p do zapiecz�towanych mikrofilm�w, ale za�oga Kr�lowej zacz�a si� teraz zastanawia�, czy Cofort przypadkiem nie by� dok�adnie poinformowany o�wszystkim, co si� na nich znajdowa�o. � Planeta numer trzy, kategoria D. Cena wywo�awcza Federacji: pi�tna�cie tysi�cy. No, to ju� znacznie lepiej! Dan by� pewien, �e tym razem Van Ryck zalicytuje. I�rzeczywi�cie, tylko �e Cofort podni�s� stawk� z�trzydziestu do pi��dziesi�ciu tysi�cy i�to on kupi� planet�. Maj� jeszcze jedn� szans�. Wszyscy stan�li za plecami Van Rycka, jak gdyby wspierali go w�walce na �mier� i��ycie. � Planeta numer cztery, kategoria D. Cena Federacji: czterna�cie tysi�cy. � Szesna�cie � krzykn�� Van Ryck, zanim jeszcze oficer Inspekcji wypowiedzia� ostatni� sylab�. � Dwadzie�cia � odezwa� si� tym razem nie Cofort, ale jaki� nieznany, ciemnow�osy cz�owiek. � Dwadzie�cia pi�� � licytowa� Van Ryck. � Trzydzie�ci � przebija� ten drugi. � Trzydzie�ci pi�� � g�os Van Rycka brzmia� tak pewnie, jakby za�oga Kr�lowej dysponowa�a nieograniczonymi funduszami. � Trzydzie�ci sze�� � pad�o z�ust przeciwnika. � Trzydzie�ci osiem � to wszystko, co Van Ryck m�g� zaoferowa�. Zapad�a cisza. Dan zauwa�y�, jak Cofort podaje sw�j kwit i�zabiera dwa pakiety mikrofilm�w. Tajemniczy, ciemnow�osy cz�owiek pokr�ci� przecz�co g�ow�, gdy oficer Inspekcji zwr�ci� si� w�jego stron�. A�wi�c wygrali! Przez moment za�oga Kr�lowej nie mog�a uwierzy� w�sw�j dobry los. W�ko�cu Kamil wyrzuci� z�siebie okrzyk rado�ci, a�zwykle zr�wnowa�ony Wilcox wali� Kapitana po plecach. Van Ryck wszed� na platform�, �eby za�atwi� formalno�ci. Potem podekscytowani opu�cili rynek i�wdrapali si� na �lizgacze z�jedyn� tylko my�l�: �eby jak najszybciej dosta� si� na Kr�low� i�sprawdzi�, co kupili. Rozdzia� 3. � Ryzyko Wszyscy zebrali si� ponownie w�mesie, jedynym wystarczaj�co du�ym pomieszczeniu na Kr�lowej. Tang Ya ustawi� czytnik na stole, a�Kapitan Jellico rozci�� pakiet i�wyj�� male�k� rolk� filmu. Dan przekona� si� p�niej, �e wielu z�nich wstrzyma�o wtedy na d�ug� chwil� oddech w�oczekiwaniu na to, co mieli zobaczy� w�powi�kszeniu na �cianie. � Planeta Otch�a�, jedyna nadaj�ca si� do zamieszkania spo�r�d trzech planet systemu ��tych gwiazd � rozleg� si� w�mesie monotonny g�os jakiego� znudzonego urz�dnika Inspekcji. Na �cianie ukaza� si� obraz tr�jplanetarnego systemu ze s�o�cem w�centrum. ��tym s�o�cem � planeta mog�a wi�c mie� klimat podobny do klimatu Ziemi. Rado�� Dana nie mia�a granic. Mo�e jednak rzeczywi�cie dopisa�o im szcz�cie? � Otch�a� � odezwa� si� Rip. � To na pewno nie jest szcz�liwa nazwa! Dan nie m�g� mu jednak przytakn��. Po�owa planet na szlakach handlowych mia�a przecie� dziwaczne nazwy. Ka�dy cz�owiek z�Inspekcji m�g� si� popisa� swoj� pomys�owo�ci� w�tej dziedzinie. � Wsp�rz�dne � tu nast�pi� szereg liczb, kt�re szybko zapisa� Wilcox, to jego zadaniem by�o wyznaczenie kursu na Otch�a�. � Klimat przypomina zimniejsz� stref� Ziemi. Atmosfera� � tu znowu cyfry, przedmiot zainteresowania Tau. Dan domy�la� si� jedynie, �e ten szczeg�lny uk�ad cyfr oznacza warunki, w�kt�rych istoty ludzkie mog�y �y� i�pracowa�. Obraz na ekranie zmieni� si�. R�wnie dobrze mogli si� teraz unosi� nad planet� � zdj�cia by�y tr�jwymiarowe i�stwarza�y pozory rzeczywisto�ci. To, co ujrzeli wyrwa�o z�ich ust okrzyki przera�enia. Nie mieli �adnych w�tpliwo�ci: powodem tych br�zowo�szarych plam, kt�re szpeci�y powierzchni� l�du, mog�a by� jedynie wojna. Wojna tak rozleg�a i�straszliwa, �e nikt nie by� w�stanie jej sobie wyobrazi�. � Spalona! � krzykn�� Tau, ale zag�uszy�y go s�owa wzburzonego Kapitana: � To ohydny podst�p! � Chwileczk�! � wrzasn�� jak m�g� najg�o�niej Van Ryck i�wyci�gn�� swoj� wielk� d�o� w�stron� przycisku na czytniku. � Zr�bmy zbli�enie. Troch� na p�noc, wzd�u� tych blizn po po�arach. Kula na ekranie zbli�y�a si� i�powi�kszy�a do tego stopnia, �e jej kontury znikn�y i�mieli wra�enie, �e w�a�nie schodz� do l�dowania. Straszne spustoszenie spowodowane dawno temu przez wojn� by�o teraz oczywiste. Ziemia by�a wypalona i�by� mo�e ci�gle toksyczna z�powodu opad�w radioaktywnych. Ale Szef �adowni mia� intuicj�: wzd�u� straszliwych blizn na p�nocy ci�gn�� si� szeroki pas zieleni o�niezwyk�ym odcieniu. Van Ryck westchn�� z�satysfakcj�. � Nie wszystko stracone � stwierdzi�. � Rzeczywi�cie � gorzko odpar� Jellico. � Jest tam akurat tyle ro�linno�ci, �eby�my nie mogli stwierdzi� oszustwa i�domaga� si� odszkodowania. � Mo�e jakie� ruiny Przodk�w? � zasugerowa� nie�mia�o Rip. � Nie pracujemy dla muzeum � odpar� kr�tko Kapitan wzruszaj�c ramionami. � Dok�d mieliby�my si� uda� z�tymi zabytkami? Na pewno nie na Naxos. I�jak si� st�d wydostaniemy, nie maj�c got�wki na jaki� �adunek? W ten spos�b u�wiadomi� im wszystkie z�e strony obecnej sytuacji. Byli w�a�cicielami praw do handlu z�planet� na dziesi�� lat. A�planeta nie prowadzi�a prawdopodobnie

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!