3823
Szczegóły |
Tytuł |
3823 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3823 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3823 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3823 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robert Jordan
SMOK ODRODZONY
(Prze�o�y�a Katarzyna Kar�owska)
Ksi��ka dedykowana
Jamesowi Oliverowi Rigneyowi, Sr.
( 1920 - 1988)
Nauczy� mnie zawsze d��y� za marzeniem,
a kiedy ju� uda si� je pochwyci�, �y� w zgodzie z nim.
�A jego �cie�ki liczne b�d�, a kto pozna jego imi�, zrodzi si� bowiem w�r�d nas wiele razy, pod wieloma postaciami, jak by�o przedtem i b�dzie znowu�, i tak bez ko�ca. Nadej�cie jego b�dzie ostre niczym lemiesz p�uga, i odwr�ci skib� ziemi naszych �ywot�w, po�r�d kt�rej spoczywamy w milczeniu. Zniszczy wszelkie wi�zi i wykuje �a�cuchy. Stworzy przysz�o�� i odmieni przeznaczenie�.
z Komentarzy do Proroctw Smoka
autorstwa Jurith Dorine,
Prawej R�ki Kr�lowej Almoren
742 AB, Trzeci Wiek
PROLOG
FORTECA �WIAT�O�CI
Wiekowe spojrzenie Pedrona Nialla w�drowa�o po ca�ej przestrzeni jego prywatnej komnaty przyj��, ale ciemne oczy zasnute mg�� my�li nie widzia�y niczego. Poszarpane ozdoby wisz�ce na �cianach by�y kiedy� sztandarami bitewnymi wrog�w jego m�odo�ci, teraz wtopi�y si� w ciemne drewno boazerii, kt�r� wy�o�ono kamienne mury, grube nawet tutaj, w samym sercu Fortecy �wiat�o�ci. Jedyny fotel, jaki znajdowa� si� w komnacie - ci�ki, z wysokim oparciem, przypominaj�cy niemal�e tron - umyka� jego nie widz�cemu spojrzeniu, podobnie jak kilka rozproszonych w jej przestrzeni stolik�w, dope�niaj�cych umeblowania. Nawet m�czyzna w bia�ym p�aszczu - z widoczn� na twarzy, ledwie powstrzymywan� gorliwo�ci� - kl�cz�cy na promiennym s�o�cu osadzonym w szerokich deskach pod�ogi przesta� na chwil� przykuwa� uwag� Nialla, cho� wszak niewielu potrafi�oby zby� go tak lekko.
Jaretowi Byarowi dano troch� czasu, aby si� umy�, zanim doprowadzono go przed oblicze Nialla, jednak zar�wno jego he�m, jak i napier�nik zmatowia�y od kurzu dr�g i pogi�y si� od cz�stego u�ycia. Ciemne, g��boko osadzone oczy l�ni�y gor�czkowym, nagl�cym �wiat�em w twarzy, z kt�rej znikn�y wszystkie zb�dne skrawki mi�ni. Nie mia� przy sobie miecza - nie zezwalano na posiadanie broni w obecno�ci Nialla - zdawa� si� jednak trwa� nieprzerwanie na skraju gwa�tu, niczym pies szarpi�cy si� na smyczy.
Niewielkie ognie w d�ugich kominkach po obu stronach pomieszczenia rozprasza�y nieco ch��d p�nej zimy. Na pierwszy rzut oka wida� by�o, �e jest to prosty, �o�nierski pok�j, wszystko dobrze odrobione, ale bez ekstrawagancji - wyj�wszy s�o�ce na pod�odze. Umeblowanie pojawi�o si� w komnacie przyj�� Lorda Kapitana Komandora Syn�w �wiat�o�ci razem z cz�owiekiem, kt�rego wyniesiono na ten urz�d. Rozb�yskuj�ce s�o�ce z czystego z�ota, kt�re �ciera�y do go�ego drewna pokolenia petent�w, a wtedy zast�powano je i kolejne rzesze �ciera�y je na nowo. Z�ota by�o w nim wystarczaj�co wiele, aby kupi� za nie dowoln� posiad�o�� w Amadicii, razem z przypisanym do niej tytu�em szlacheckim. Przez dziesi�� lat Pedron Niall kroczy� po tym z�ocie i nigdy nie pomy�la� o nim po raz drugi, podobnie zreszt� jak o wizerunku s�o�ca wyszytym na piersiach jego bia�ej tuniki. Z�oto nie mia�o wiele powabu dla Pedrona Nialla.
Ostatecznie oczy jego spocz�y na stole, stoj�cym w pobli�u fotela, zas�anym planami, rozrzuconymi listami i raportami. W tym rozgardiaszu znajdowa�y si� trzy lu�no zwini�te rysunki. Niech�tnie podni�s� jeden z nich. Niewa�ne kt�ry, wszystkie przedstawia�y t� sam� scen�; cho� wykona�y je r�ne d�onie.
Sk�ra Nialla by�a cienka jak przezroczysty pergamin, wiek opina� j� �ci�le na ciele z�o�onym z samych ko�ci i �ci�gien, s�abo�� wydawa�a si� jednak nie mie� do� dost�pu. �aden m�czyzna nie piastowa� urz�du Nialla, zanim jego w�osy nie sta�y si� bia�e, �adnemu si� to nie uda�o, je�li nie by� r�wnie twardy jak kamienie, z kt�rych zbudowano Kopu�� Prawdy. Nagle dojrza� z ca�� jasno�ci� poznaczony �ci�gnami grzbiet d�oni �ciskaj�cej rysunek, u�wiadomi� sobie potrzeb� po�piechu. By�o coraz mniej czasu. Jego czas si� kurczy�. Ale musi go wystarczy�. Musi dzia�a� tak, by wystarczy�o czasu.
Rozwin�� do po�owy pergamin, tylko tyle, by zobaczy� interesuj�c� go twarz. Kredka rozmaza�a si� troch� w podr�nych jukach, ale twarz by�a wyra�nie widoczna. Szarooki m�odzieniec z rudawymi w�osami. Wygl�da� na wysokiego, nie mo�na jednak by�o mie� ostatecznej pewno�ci. Pomin�wszy w�osy i oczy, m�g�by mieszka� w dowolnym miasteczku, nie wzbudzaj�c �adnych podnieconych komentarzy.
- Ten... ten ch�opiec og�osi� si� Smokiem Odrodzonym? - wymrucza� Niall.
Smok. Imi� to spowodowa�o, �e nagle poczu� dreszcz od przeszywaj�cego ch�odu zimy, poczu� si� stary. Imi� ws�awione przez Lewsa Therina Telamona, kiedy jednym aktem skaza� na pot�pienie ka�dego m�czyzn�, kt�ry potrafi�by przenosi� Jedyn� Moc, w�wczas i na zawsze, na szale�stwo i �mier�, w��czaj�c w to samego siebie. Min�o ponad tysi�c lat, od czasu gdy duma Aes Sedai i Wojna z Cieniem po�o�y�y kres Wiekowi Legend. Trzy tysi�ce lat, ale dzi�ki proroctwom i legendom ludzie pami�tali... przynajmniej sam� istot� opowie�ci, cho� szczeg�y poch�on�� czas. Lews Therin Zab�jca Rodu. Cz�owiek, kt�ry zapocz�tkowa� P�kni�cie �wiata, kiedy szale�cy zdolni do drena�u mocy, kt�ra kieruje wszech�wiatem, zr�wnywali z ziemi� g�ry, zatapiali staro�ytne l�dy pod wodami m�rz, kiedy ca�e oblicze ziemi odmieni�o si�, a ci, kt�rzy prze�yli, jak dzikie zwierz�ta umykali przed �wiat�em ognisk. Nie ko�cz�ca si� tortura, dop�ki ostatni m�czyzna Aes Sedai nie pad� martwy, a rozproszona rasa ludzka mog�a rozpocz�� odbudow� wszystkiego z gruz�w, przynajmniej tam, gdzie chocia� gruzy pozosta�y. Opowie�� o tym wpaja�y w pami�� historie, kt�re matki opowiada�y dzieciom. A proroctwa m�wi�y, �e Smok odrodzi si� ponownie.
Niall jedynie g�o�no my�la�, ale Byar postanowi� mu odpowiedzie�.
- Tak, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze, tak uczyni�. Wynik�o z tego wi�ksze szale�stwo, ni�li z winy kt�regokolwiek z fa�szywych Smok�w, o jakich s�ysza�em. Tysi�ce ju� zadeklarowa�y swoje dla niego poparcie. Tarabon i Arad Doman pogr��y�y si� w stanie wojny domowej, a tak�e wszcz�y wzajemn� wa��. Walki tocz� si� na ca�ej R�wninie Almoth i na G�owie Tomana, Tarabonianie przeciw Domanom, przeciw Sprzymierze�com Ciemno�ci domagaj�cym si� Smoka... trwa�y w ka�dym razie, dop�ki zimowe ch�ody nie po�o�y�y im kresu. Nigdy dot�d nie s�ysza�em, by rozszerza�o si� to tak szybko, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze. Jakby wrzuci� zapalon� latarni� do stodo�y pe�nej siana. �niegi mog�y na jaki� czas zdusi� zarzewie wojny, ale gdy przyjdzie wiosna p�omienie wybuchn� z now� si��, pot�niejsze zapewne ni� w zesz�ym roku.
Niall przerwa� mu, unosz�c palec do g�ry. Ju� dwukrotnie s�ysza� t� opowie�� z ust Byara, g�os tamtego za ka�dym razem pobrzmiewa� gniewem i nienawi�ci�. Jej fragmenty pozna� zreszt� wcze�niej z innych �r�de� i o niekt�rych wydarzeniach wiedzia� wi�cej ni� Byar, niemniej za ka�dym razem, kiedy j� s�ysza�, na nowo rozpala�a w nim nami�tno�ci.
- Geofram Bornhald zgin��, a wraz z nim tysi�c Syn�w. I odpowiedzialne s� za to Aes Sedai. Nie masz �adnych w�tpliwo�ci, Synu Byar?
- �adnych, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze. Po potyczce na drodze do Falme widzia�em dwie wied�my z Tar Valon. Kosztowa�y nas pi��dziesi�ciu zabitych, zanim wreszcie naszpikowali�my je strza�ami.
- Jeste� pewien... ca�kowicie pewien, �e by�y to Aes Sedai?
- Ziemia eksplodowa�a nam pod stopami. - G�os Byara by� zdecydowany i pe�en wiary w wypowiadane s�owa. Jaret Byar doprawdy nie mia� zbyt przeczulonej wyobra�ni, �mier� stanowi�a cz�� �o�nierskiego �ycia, niezale�nie od tego, w jaki spos�b si� j� spotyka�o. - W nasze szeregi uderza�y b�yskawice, wal�ce si� wprost z jasnego nieba. M�j Lordzie Kapitanie Komandorze, kim innym mog�yby one by�?
Niall pokiwa� ponuro g�ow�. Od czasu P�kni�cia �wiata nie by�o ju� m�czyzn Aes Sedai, jednak te kobiety, kt�re ro�ci�y sobie prawo do tego tytu�u, nadal potrafi�y wystarczaj�co napsu� krwi. Bez przerwy papla�y o swych Trzech Przysi�gach: nie wypowiada� �adnych s��w, kt�re nie s� prawd�; nie wytwarza� �adnej broni, dzi�ki kt�rej cz�owiek m�g�by zabi� cz�owieka; u�ywa� Jedynej Mocy jako broni wy��cznie przeciwko Sprzymierze�com Ciemno�ci i Pomiotowi Cienia. Teraz wszak okaza�o si�, ile warte s� te przysi�gi, ods�oni�o si� zawarte w nich k�amstwo. Zawsze uwa�a�, �e nikt nie mo�e pragn�� mocy, kt�r� w�ada�y, nie rzucaj�c jednocze�nie wyzwania Stw�rcy, a to r�wna�o si� s�u�bie dla Czarnego.
- Ale nie wiesz niczego o tych, kt�rzy zdobyli Falme i wybili po�ow� jednego z mych legion�w?
- Lord Kapitan Bornhald m�wi�, �e nazywaj� si� Seanchanami, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze - odrzek� niewzruszenie Byar. - Twierdzi�, �e s� Sprzymierze�cami Ciemno�ci. A jego szar�a pokona�a ich, nawet je�li podczas niej zgin��. - Jego g�os sta� si� nieco bardziej napi�ty. Spotka�em wielu uchod�c�w z miasta. Wszyscy zgodnie opowiadali, �e obcy zostali pokonani i uciekli. Ca�� zas�ug� nale�y przypisa� Lordowi Kapitanowi Bornhaldowi.
Niall westchn�� cicho. Niemal�e tych samych s��w Byar u�y� wcze�niej, gdy zapyta� go o armi�, kt�ra pojawi�a si� na poz�r znik�d, by zdoby� Falme.
�Dobry �o�nierz - pomy�la� Niall - Geofram Bornhald zawsze tak o nim m�wi�, ale nie potrafi zupe�nie my�le�.�
- M�j Lordzie Kapitanie Komandorze - odezwa� si� nagle Byar - Lord Kapitan Bornhald rzeczywi�cie rozkaza� mi, abym trzyma� si� z dala od bitwy, mia�em obserwowa� wszystko i z�o�y� ci raport z pola walki. I opowiedzie� jego synowi, Lordowi Dainowi, jak zgin�� jego ojciec.
- Tak, tak - niecierpliwie przerwa� mu Niall, przez chwil� obserwowa� twarz tamtego, jego zapad�e policzki, potem doda�: - Nikt nie w�tpi w tw� uczciwo�� i odwag�. To jest w�a�nie dok�adnie to, co zrobi�by Geofram Bornhald, staj�c w obliczu bitwy, w kt�rej m�g� zgin�� ca�y jego oddzia�.
�A nie co�, co tobie kiedykolwiek przysz�oby do g�owy�.
Niczego wi�cej nie m�g� si� ju� od tego cz�owieka dowiedzie�.
- Spisa�e� si� dobrze, Synu Byar. Masz moje pozwolenie, by odej�� i zanie�� s�owo o �mierci Geoframa Bornhalda jego synowi. Wedle ostatnich raport�w Dain Bornhald przebywa obecnie w Eamon Valda... to jest w pobli�u Tar Valon. Po wype�nieniu swego zadania, mo�esz do��czy� do jego oddzia�u.
- Dzi�kuj�, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze. Dzi�kuj� ci. - Byar podni�s� si� i uk�oni� g��boko. Jednak kiedy wyprostowa� si� ponownie, jego twarz zdradza�a wewn�trzne wahanie. - M�j Lordzie Kapitanie Komandorze, zostali�my zdradzeni.
Nienawi�� nada�a tonowi jego g�osu zgrzytliwe echo.
- Przez jednego z tych Sprzymierze�c�w Ciemno�ci; o kt�rych mi m�wi�e�, Synu Byar? - Nie potrafi� nada� swemu g�osowi �agodniejszych ton�w. Wieloletnie plany le�a�y w gruzach po�r�d zw�ok tysi�ca Syn�w, a Byar nie umia� m�wi� o niczym innym jak tylko o tym jednym cz�owieku. - Przez tego m�odego kowala, kt�rego dwukrotnie widzia�e�, owego Perrina z Dwu Rzek?
- Tak, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze. Nie wiem, w jaki spos�b to si� sta�o, wiem jednak, �e to jego nale�y obwinia�. Wiem to.
- Zastanowi� si�, co nale�y zrobi� w tej sprawie, Synu Byar. - Byar otworzy� usta, chc�c jeszcze co� powiedzie�, ale Niall podni�s� szczup�� d�o�, aby go powstrzyma�. - Mo�esz ju� odej��.
M�czyzna o wychudzonej, pos�pnej twarzy nie mia� innego wyj�cia, jak uk�oni� si� ponownie i wyj��.
Kiedy tylko drzwi zamkn�y si� za nim, Niall zag��bi� si� w wysokie oparcie swego fotela. Co spowodowa�o, �e Byar tak nienawidzi tego Perrina? Wsz�dzie by�o zbyt wielu Sprzymierze�c�w Ciemno�ci, �eby marnowa� energi� na nienawi�� do konkretnej jednostki. Zbyt wielu Sprzymierze�c�w Ciemno�ci, wysokiego i niskiego stanu, ukrywaj�cych si� za g�adkimi j�zykami i otwartymi u�miechami, s�u��cych Czarnemu. Jeszcze jedno imi� dodane do d�ugich list nie zrobi �adnej r�nicy.
Poprawi� si� na twardym fotelu, usi�uj�c wygodnie umie�ci� swoje stare ko�ci. Nie po raz pierwszy pomy�la� mgli�cie, �e by� mo�e mi�kkie obicie to wcale nie taki zbytek. I nie po raz pierwszy odsun�� od siebie t� my�l. �wiat pogr��a� si� w chaosie, nie by�o czasu na przejmowanie si� staro�ci�.
Pozwoli�, by w jego my�lach zak��bi�y si� wszystkie te znaki, kt�re przepowiada�y katastrof�. Wojna obj�a Tarabon i Arad Doman, wojna domowa rozszarpywa�a Cairhien, bojowa gor�czka narasta�a we �zie i w Illian, kt�re tradycyjnie �ywi�y wobec siebie wrogo��. By� mo�e same w sobie te wojny niczego nie oznacza�y - ludzie zawsze toczyli wojny - ale zazwyczaj po jednej naraz. A opr�cz tego ten fa�szywy Smok, gdzie� na R�wninie Almoth, jeszcze jeden, przez kt�rego rozpada�a si� Saldaea, i ten trzeci, co n�ka� �z�. A� trzech jednocze�nie.
�To s� na pewno fa�szywe Smoki. Na pewno!�
I kilkana�cie pomniejszych rzeczy, by� mo�e wynik�ych niekiedy z bezpodstawnych pog�osek, ale bior�c wszystko razem... Poszeptywania na temat Aiel�w zauwa�onych w krainach po�o�onych tak daleko na zachodzie jak Murandy i Kandor. Tylko jeden lub dw�ch w ka�dym z tych miejsc, ale jeden Aiel czy tysi�c, nie czyni�o to r�nicy. W ci�gu ca�ego tego czasu, jaki min�� od P�kni�cia, Aielowie raz tylko wyszli z Ugoru. Tylko podczas Wojen z Aielami opu�cili t� swoj� spustoszon� preri�. O Atha'an Miere, ludzie Morza, powiadano, �e porzuci� ca�kowicie handel, aby szuka� zapowiedzi i znak�w - czego dok�adnie, nikt nie wiedzia� - �egluj�c na statkach wype�nionych jedynie do po�owy lub wr�cz ca�kiem pustych. Illian zwo�a�o Wielkie Polowanie na R�g, pierwszy raz od niemal�e czterystu lat i rozsy�a� My�liwych w poszukiwaniu legendarnego Rogu Valere, o kt�rym proroctwa powiada�y, �e wezwie z grobu martwych bohater�w, aby walczyli w Tarmon Gai'don, Ostatniej Bitwie przeciwko Cieniowi. Plotki g�osi�y r�wnie�, i� Ogirowie, zawsze trzymaj�cy si� na uboczu, do tego stopnia, �e niekt�rzy traktowali ich jak legend�, zwo�ywali spotkania pomi�dzy odleg�ymi stedding.
Wi�kszo�� wiadomo�ci oznacza�a, dla Nialla przynajmniej, �e Aes Sedai otwarcie w��czy�y si� we wszystkie te sprawy. Powiadano, �e wys�a�y cz�� swych si�str do Saldaei, aby przeciwstawi�y si� fa�szywemu Smokowi Mazrimowi Taimowi. Mazrim dysponowa� rzadk� w�r�d m�czyzn cech�, potrafi� przenosi� Jedyn� Moc. Ju� sama ta rzecz musia�a rodzi� l�k i pogard�, ma�o kto wi�c wierzy�, �e cz�owieka takiego da si� pokona� inaczej, bez pomocy Aes Sedai. Lepiej wi�c zgodzi� si� na ich pomoc, ni�li potem stan�� twarz� w twarz z nieuniknion� potworno�ci� tego, co stanie si�, gdy tamten oszaleje, czego r�wnie� nie mo�na by�o unikn��. Ale Tar Valon najwyra�niej wys�a� inne Aes Sedai, by wspiera�y tego drugiego fa�szywego Smoka w Falme. �adna inna koncepcja nie t�umaczy�a r�wnie dobrze fakt�w.
Obraz, jaki roztacza� si� przed jego oczyma., przejmowa� go mrozem do szpiku ko�ci. Chaos rozszerza� si� jak nigdy dot�d, po�ykaj�c coraz to nowe i nowe obszary. Ca�y �wiat zdawa� si� k��bi� i kipie�, zbli�aj�c nieomal do wrzenia. Nie mia� w�tpliwo�ci. Naprawd� nadchodzi�a Ostatnia Bitwa.
Wszystkie jego plany uleg�y zniszczeniu, plany, kt�re mia�y uwieczni� jego imi� po�r�d setki pokole� Syn�w �wiat�o�ci. Ale zamieszanie stwarza okazj�, obmy�li� wi�c nowe plany wiod�ce ku nowym celom. Oby tylko si�y i woli starczy�o, aby je urzeczywistni�.
��wiat�o�ci, pozw�l mi �y� dostatecznie d�ugo�.
Pe�ne szacunku pukanie do drzwi wyrwa�o go z otch�ani mrocznych my�li.
- Wej��! - warkn��.
Do �rodka wszed� s�u��cy w kaftanie i spodniach barwy bieli i z�ota, ca�y czas gn�c si� w uk�onach. Ze spojrzeniem wbitym w posadzk� oznajmi�, �e Jaichim Carridin, Pomazaniec �wiat�o�ci, Inkwizytor R�ki �wiat�o�ci, zjawia si� na rozkaz Lorda Kapitana Komandora. Carridin wszed�, nast�puj�c niemal�e s�u��cemu na pi�ty, nie czekaj�c, a� Niall wezwie go do �rodka. Niall gestem odprawi� s�u��cego.
Zanim drzwi zd��y�y si� zamkn��, Carridin opad� na jedno kolano, jego �nie�ny p�aszcz zaszele�ci�. Na tle promiennego s�o�ca naszytego na piersiach wyhaftowano szkar�atny pastora� oznaczaj�cy przynale�no�� do R�ki �wiat�o�ci, formacji przez wielu zwanej �ledczymi, chocia� ma�o kto wa�y� si� powiedzie� im to w twarz.
- Poniewa� za��da�e� mojej obecno�ci, m�j Lordzie Komandorze - oznajmi� silnym g�osem - tako� powr�ci�em z Tarabon.
Niall przez chwil� przygl�da� mu si� badawczo. Carridin by� wysoki, dobrze ju� posuni�ty w �redni wiek, ze �ladem siwizny we w�osach, wci�� jednak sprawny i silny. Jego ciemne, g��boko osadzone oczy, jak zwykle patrzy�y przenikliwie, pe�ne jakby niedost�pnej innym wiedzy. Nie mrugn�� nawet pod mierz�cym go w ca�kowitej ciszy, badawczym spojrzeniem Lorda Kapitana Komandora. Niewielu ludzi mia�o sumienia tak czyste albo nerwy tak mocne. Carridin kl�cza�, cierpliwie czekaj�c, jakby otrzymanie lakonicznego rozkazu opuszczenia posterunku i niezw�ocznego powrotu do Amadoru, bez podania jakichkolwiek powod�w, by�o dla� rzecz� na porz�dku dziennym. Ale przecie� niebezpodstawnie powiadano, �e Jaichim Carridin zdolny by� przeczeka� kamie�.
- Wsta�, Synu Carridin. - Kiedy m�czyzna wyprostowa� si� Niall doda�: - Otrzyma�em niepokoj�ce wie�ci z Falme.
Carridin odpowiadaj�c, wyg�adza� fa�dy swego p�aszcza. Ton jego g�osu zachowywa� jedynie cie� nale�nego szacunku, jakby m�wi� do r�wnego sobie, nie za� do cz�owieka, kt�remu przysi�ga� s�u�y� a� do �mierci.
- M�j Lord Kapitan Komandor nawi�zuje do wie�ci przywiezionych przez Syna Jareta Byara, ostatnimi czasy zast�pcy Lorda Kapitana Bornhalda.
K�cik lewego oka Nialla zadrga�, od dawna znana oznaka gniewu. Zasadniczo trzech tylko ludzi mog�o zdawa� sobie spraw�, �e Byar jest w Amadorze, nikt za� poza Niallem nie mia� prawa wiedzie�, sk�d on przyby�.
- Nie b�d� taki bystry, Carridin. Twoje pragnienie, aby wiedzie� wszystko, mo�e ci� pewnego dnia zaprowadzi� w r�ce w�asnych �ledczych.
Na twarzy Carridina nie mo�na by�o dostrzec �adnej reakcji, poza lekkim zaci�ni�ciem ust, kiedy us�ysza� pogardliw� nazw�.
- M�j Lordzie Kapitanie Komandorze, R�ka �wiat�o�ci szuka wsz�dzie prawdy, tym samym s�u��c �wiat�o�ci. - S�u��c �wiat�o�ci. Nie s�u��c Synom �wiat�o�ci. Wszyscy Synowie s�u�yli �wiat�o�ci, ale Niall wielokrotnie si� zastanawia�, czy �ledczy rzeczywi�cie uwa�aj�, �e nale�� do Syn�w.
- A jak� prawd� chcesz powiedzie� mi o tym, co zdarzy�o si� w Falme?
- Sprzymierze�cy Ciemno�ci, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze.
- Sprzymierze�cy Ciemno�ci? - Niall za�mia� si�, ale w g�osie jego nie by�o �ladu weso�o�ci. - Min�o kilka tygodni, od czasu jak otrzyma�em od ciebie raporty stwierdzaj�ce, �e Geofram Bornhald to s�uga Czarnego, poniewa� poprowadzi� swe oddzia�y na G�ow� Tomana, wbrew twoim wyra�nym rozkazom. - Jego g�os sta� si� zwodniczo �agodny. - Czy teraz masz zamiar przekona� mnie, �e Bornhald jako Sprzymierzeniec Ciemno�ci poprowadzi� tysi�c Syn�w na �mier� w walce z innymi Sprzymierze�cami Ciemno�ci?
- To czy by�, czy nie by� Sprzymierze�cem Ciemno�ci, pozostanie na zawsze tajemnic� - odrzek� szyderczo Carridin - albowiem zgin��, zanim mogli�my podda� go przes�uchaniu. Mroczne s� knowania Cienia, cz�sto zdaj� si� szale�stwem dla tych, kt�rzy �yj� w �wiat�o�ci. Ale nie mam najmniejszych w�tpliwo�ci, �e ci, kt�rzy zaj�li Falme, musieli by� Sprzymierze�cami Ciemno�ci. Sprzymierze�cy Ciemno�ci i Aes Sedai popieraj�ce fa�szywego Smoka. To Jedyna Moc zniszczy�a Bornhalda i jego ludzi, tego jestem najzupe�niej pewien, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze, podobnie jak zniszczy�a armie, kt�re Tarabon i Arad Doman wys�a�y przeciwko Sprzymierze�com Ciemno�ci w Falme.
- A co s�dzisz na temat opowie�ci, wedle kt�rych naje�d�cy na Falme przyp�yn�li zza Oceanu Aryth?
Carridin potrz�sn�� przecz�co g�ow�.
- M�j Lordzie Kapitanie Komandorze, ludzie nigdy nie przestaj� zmy�la� r�nych plotek. Niekt�rzy utrzymuj�, i� to armie, kt�re tysi�c lat temu Artur Hawkwing wys�a� na drug� stron� Oceanu Aryth, powr�ci�y, roszcz�c sobie prawo do naszej ziemi. C�, byli tacy, kt�rzy pono� widzieli w Falme samego Artura Hawkwinga. A pr�cz tego po�ow� bohater�w opowie�ci bard�w. Zach�d wrze, od Tarbon po Saldae�, ka�dego dnia powstaj� setki nowych plotek, ka�da bardziej przesadna od poprzedniej. Ci tak zwani Seanchanie, to po prostu kolejna ha�astra Sprzymierze�c�w Ciemno�ci, kt�ra zebra�a si�, aby udzieli� poparcia fa�szywemu Smokowi, z tym, �e teraz doczekali si� udzielonej najzupe�niej jawnie pomocy Aes Sedai.
- Jakie masz na to dowody? - Niall powiedzia� to takim tonem, jakby w�tpi� w ca�o�� wywodu. - Czy pojma�e� jakich� je�c�w?
- Nie, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze. Jak bez w�tpienia opowiedzia� ci Syn Byar, Bornhaldowi uda�o si� zada� im takie straty, �e musieli si� rozproszy�. A z pewno�ci� �aden z tych, kt�rych poddajemy badaniom nie przyzna si� do popierania fa�szywego Smoka. Je�li za� idzie o dowody... dow�d sk�ada si� z dwu cz�ci. Czy m�j Lord Kapitan Komandor pozwoli mi go przedstawi�?
Niall wykona� niecierpliwy gest.
- Pierwsz� cz�� stanowi dow�d negatywny. Niewiele statk�w pr�bowa�o przep�yn�� Ocean Aryth, a wi�kszo�� z nich nigdy nie powr�ci�a. Te, kt�rym si� uda�o, zawr�ci�y zanim sko�czy�y im si� zapasy po�ywienia i wody. Nawet Lud Morza nie przep�ywa Aryth, a oni przecie� podr�uj� wsz�dzie tam, gdzie mo�na zarobi� na handlu, nawet do krain po�o�onych za Ugorem. M�j Lordzie Kapitanie Komandorze, je�eli za Oceanem Aryth znajduj� si� w og�le jakiekolwiek ziemie, to s� zbyt daleko, by da�o si� do nich dotrze�, ocean jest nazbyt rozleg�y. Przerzucenie przez niego armii by�oby r�wnie niemo�liwe jak latanie w powietrzu.
- By� mo�e - powiedzia� wolno Niall. - Oczywi�cie twoje uwagi s� znacz�ce. Jaka jest pozosta�a cz�� dowodu?
- M�j Lordzie Kapitanie Komandorze, wielu z tych, kt�rych przes�uchali�my, m�wi�o o potworach walcz�cych w s�u�bie Sprzymierze�c�w Ciemno�ci i nie odst�powa�o od swoich zezna� nawet po zastosowaniu ostatniego stopnia przes�uchania. C� innego mog�oby to by� jak nie trolloki oraz inny Pomiot Cienia, sprowadzony niewiadomym sposobem z Ugoru? - Carridin roz�o�y� r�ce, jakby rzeczywi�cie jego dow�d by� konkluzj�. - Wi�kszo�� ludzi s�dzi, �e trolloki stanowi� tylko przedmiot k�amstw i opowie�ci podr�nik�w, a przewa�aj�ca cz�� pozosta�ych uwa�a, i� wybito je wszystkie podczas wojen z trollokami. Jakim wi�c innym mianem obdarzyliby trolloka jak nie �potw�r�?
- Tak. Tak, by� mo�e masz racj�, Synu Carridin. By� mo�e, zaznaczam. - Nie mia� zamiaru da� tamtemu powodu do satysfakcji, oznajmiaj�c, �e da� si� przekona�.
�Niech na to jeszcze troch� zapracuje�.
- A co z nim? - Wskaza� na zwini�te rysunki. Carridin musia� mie� ich kopie w swych komnatach, na ile go zna�. - Do jakiego stopnia jest niebezpieczny? Czy potrafi przenosi� Jedyn� Moc?
�ledczy zwyczajnie wzruszy� ramionami.
- Mo�e potrafi, a mo�e nie. Aes Sedai bez najmniejszej w�tpliwo�ci potrafi�yby sk�oni� ludzi do wiary, i� kot potrafi j� przenosi�, je�li mia�yby na to ochot�. A co za� do stopnia, do jakiego jest niebezpieczny... Ka�dy fa�szywy Smok jest gro�ny, dop�ki nie zostanie pokonany, a taki, za kt�rym stoi Tar Valon, jest dziesi�ciokro� gro�niejszy. Teraz jest jednak znacznie mniej niebezpieczny, ni�li b�dzie za p� roku, je�eli si� go nie powstrzyma. Je�cy, kt�rych przes�uchiwa�em, nigdy go nie widzieli i nie maj� poj�cia, gdzie mo�e teraz przebywa�. Jego si�y s� rozproszone. W�tpi� czy ma wi�cej ni� dwustu ludzi zgromadzonych w jednym miejscu. Tarabonianie oraz Domani, jedni albo drudzy, mogliby pojedynczo si� z nimi upora�, gdyby nie byli tak zaj�ci, walcz�c z sob�.
- Nawet fa�szywy Smok - powiedzia� sucho Niall - to za ma�o, by zapomnieli o czterystu latach wa�ni o panowanie nad R�wnin� Almoth. Jakby kt�rzykolwiek mieli dosy� si�, aby utrzyma� t� w�adz�.
Wyraz twarzy Carridina nie zmieni� si�, a Niall po raz kolejny zdumia� si� tym spokojem.
�D�ugo nie potrwa ju� tw�j spok�j, �ledczy�.
- To jest niewa�ne, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze. Zima zatrzyma�a ich wszystkich w obozach, wyj�wszy rzadkie potyczki i napa�ci. Kiedy pogoda ociepli si� na tyle, aby oddzia�y mog�y wyj�� w pole... Na G�owie Tomana Bornhald tylko po�ow� swego legionu poprowadzi� na �mier�. Z drug� po�ow� zdo�am zagoni� tego fa�szywego Smoka na �mier�. Cia�o umar�ego nie jest niebezpieczne dla nikogo.
- A je�li natkniesz si� na to, z czym, jak si� wydaje, zmierzy� si� Bornhald? Aes Sedai u�ywaj�ce Mocy do zabijania?
- Ich czary nie ochroni� przed strza�ami albo no�em w ciemno�ciach. Umieraj� r�wnie �atwo jak inni ludzie. Carridin u�miechn�� si�. - Obiecuj� ci, �e spraw� mo�na b�dzie uzna� za zako�czon� jeszcze przed nadej�ciem lata.
Niall pokiwa� g�ow�. Ten cz�owiek by� teraz bardzo pewny siebie. Bez w�tpienia w jego opinii niebezpieczne pytania, gdyby mia�y pa�� w og�le, ju� pad�y.
�Powiniene� pami�ta�, Carridin, �e zawsze uwa�ano mnie za dobrego taktyka�.
- Dlaczego - zapyta� cichym g�osem - nie poprowadzi�e� swych w�asnych si� na Falme? Maj�c Sprzymierze�c�w Ciemno�ci na G�owie Tomana, ca�� armi� wrog�w, okupuj�c� Falme, dlaczego pr�bowa�e� zatrzyma� Bornhalda?
Carridin zamruga�, ale jego g�os pozosta� niewzruszony.
- Pierwotnie by�y to tylko plotki, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze. Plotki tak szalone, �e nikt nie m�g�by im uwierzy�. Kiedy wreszcie pozna�em prawd�, Bornhald ju� rzuci� si� w wir bitwy. Zgin��, a Sprzymierze�cy Ciemno�ci zostali rozgromieni. Poza tym moim zadaniem by�o nie�� �wiat�o�� na R�wninie Almoth. Nie mia�em prawa zlekcewa�y� rozkaz�w, kieruj�c si� tylko plotk�.
- Twoim zadaniem? - powt�rzy� Niall, jego g�os wzni�s� si�, gdy powsta�. Inkwizytor, mimo i� przewy�sza� go o g�ow�, cofn�� si� o krok. - Twoje zadanie? Twoim zadaniem by�o opanowanie R�wniny Almoth! Pusty kosz, do kt�rego nikt nie ro�ci praw, wyj�wszy puste s�owa i roszczenia, a wszystko co do ciebie nale�a�o, to nape�ni� go. Lud Almoth m�g�by od�y� na nowo pod rz�dami Syn�w �wiat�o�ci, kt�rzy nie musieliby sk�ada� werbalnych cho�by przysi�g �adnym g�upim kr�lom. Amadicia i Almoth sta�yby si� imad�em zaciskaj�cym wok� Tarabon. W ci�gu pi�ciu lat trz�liby�my ich tronem r�wnie �atwo jak dzieje si� to tutaj, w Amadicii. A dzi�ki tobie te plany zda� si� mog� psu na bud�!
U�miech na twarzy tamtego znikn�� nareszcie.
- M�j Lordzie Kapitanie Komandorze - zaprotestowa� Carridin. - Jak mog�em przewidzie�, co si� zdarzy? Jeszcze jeden fa�szywy Smok. Tarabon i Arad Doman przyst�pi�y na koniec do prawdziwej wojny, ale po ilu latach zwyk�ego powarkiwania na siebie. Aes Sedai wreszcie objawi�y swoje prawdziwe oblicze po trzech tysi�cach lat ob�udy! Ale nawet bior�c pod uwag� to, co si� zdarzy�o, jeszcze nie wszystko stracone. Mog� odnale�� i zniszczy� tego fa�szywego Smoka, zanim jego wyznawcy si� zjednocz�. A kiedy Tarabonianie i Domani os�abn� we wzajemnych walkach, b�dzie mo�na ich przep�dzi� z r�wniny bez...
- Nie! - warkn�� Niall. - Z twoimi planami ju� sko�czyli�my, Carridin. By� mo�e powinienem natychmiast przekaza� ci� twoim �ledczym. Wielki Inkwizytor nie protestowa�by. Zagryza wargi do krwi, usi�uj�c znale�� kogo�, kogo mo�na by obarczy� win� za to, co si� zdarzy�o. Nigdy nie wskaza�by na kogo� z w�asnej formacji, ale w�tpi�, �eby bardzo si� opiera�, gdyby chodzi�o o ciebie. Kilka dni �ledztwa i przyznasz si� do wszystkiego. Nawet nazwiesz si� Sprzymierze�cem Ciemno�ci. W ci�gu tygodnia p�jdziesz pod top�r kata.
Krople potu perli�y si� na czole Carridina.
- M�j Lordzie Kapitanie Komandorze... - przerwa�, by prze�kn�� �lin�. - M�j Lord Kapitan Komandor zdawa� si� sugerowa�, �e istnieje jeszcze jaki� inny spos�b. Je�li tylko zechce mi go zdradzi�, to przysi�gam, b�d� pos�uszny.
�Teraz - pomy�la� Niall. - Czas rzuci� ko�ci�.
Dreszcze przebieg�y mu po sk�rze, jakby by� w ogniu bitwy i nagle zda� sobie spraw�, �e na odleg�o�� stu krok�w dooko�a otaczaj� go wrogowie. Lord�w Kapitan�w Komandor�w nie oddaje si� w r�ce kata, ale �mier� niejednego z nich by�a zaskakuj�ca i niespodziewana, a po kr�tkiej �a�obie szybko zast�powa� go kto� o mniej niebezpiecznych pogl�dach.
- Synu Carridin - powiedzia� zdecydowanym tonem - musisz zadba� o to, aby ten fa�szywy Smok nie poleg�. A je�eli jakiekolwiek Aes Sedai zechc� raczej walczy� z nim, ni� go wspiera�, w�wczas u�yjesz swoich no�y w ciemno�ciach.
Szcz�ka Inkwizytora opad�a. Jednak opami�ta� si� szybko i popatrzy� z zastanowieniem na Nialla.
- Zabijanie Aes Sedai to m�j obowi�zek, ale... Pozwoli� fa�szywemu Smokowi wa��sa� si� na wolno�ci? To... to mo�e by� r�wnoznaczne ze... zdrad�. I blu�nierstwem.
Niall wzi�� g��boki oddech. M�g� ju� niemal�e wyczu� niewidzialne ostrza czyhaj�ce w mroku. Ale teraz by� przekonany o s�uszno�ci tego, co czyni.
- Nie jest �adn� zdrad� czynienie tego, co czyni� trzeba. Nawet blu�nierstwo jest dopuszczalne z wa�kich przyczyn. - Same te dwie my�li wystarcza�y ju�, aby go zabi�. - Czy wiesz, jak zjednoczy� pod sob� ludzi, Synu Carridin? W najszybszy spos�b? Nie? Nale�y wypu�ci� lwa, dzikiego lwa, na ulice. A kiedy ludzi zdejmie panika, taka panika, kt�ra zmieni ich wn�trzno�ci w wod�, nale�y im oznajmi�, �e ty si� zajmiesz ca�� spraw�. Zabijesz w�wczas lwa i ka�esz wywiesi� jego �cierwo tam, gdzie wszyscy b�d� mogli je ogl�da�. Nim zd��� si� opami�ta�, wydasz nast�pny rozkaz, a oni go pos�uchaj�. I je�eli ci�gle b�dziesz wydawa� rozkazy, nie przestan� ci� s�ucha�, poniewa� ty staniesz si� ich zbawc�, a kt� lepiej nadaje si� na wodza?
Carridin niepewnie pokr�ci� g�ow�.
- Czy zamierzasz... zaj�� wszystko, m�j Lordzie Kapitanie Komandorze? Nie tylko R�wnin� Almoth, ale r�wnie� Tarabon i Arad Doman?
- To, co zamierzam, pozostanie moj� tajemnic�. Ty masz tylko s�ucha�, zgodnie z nakazem z�o�onej przez ciebie przysi�gi. Spodziewam si� us�ysze� o pos�a�cach, kt�rzy jeszcze dzisiejszego wieczoru wyrusz� w kierunku r�wniny. Pewien jestem, i� wiesz, jak formu�owa� rozkazy, by nikt nie podejrzewa� niczego, czego podejrzewa� nie powinien. Je�eli b�dziesz musia� kogo� n�ka�, niech to b�d� Tarabonianie albo Domani. Nie by�oby dobrze, gdyby zabili mojego lwa. W �adnym te� razie, na �wiat�o��, nie mo�emy zmusza� ich, by zawarli ze sob� pok�j.
- Jak m�j Lord Kapitan Komandor rozka�e. S�ucham i jestem pos�uszny - powiedzia� mi�kko Carridin. Zbyt mi�kko.
Niall u�miechn�� si� zimno.
- Na wypadek, gdyby twoja przysi�ga okaza�a si� nie do�� mocna, wiedz jedno. Je�eli ten fa�szywy Smok umrze, zanim ja ska�� go na �mier�, albo porw� go te wied�my z Tar Valon, pewnego ranka odnajd� twoje cia�o ze sztyletem w sercu. A je�li mnie spotka... jaki�... wypadek... nawet w�wczas gdy umr� ze staro�ci, nie prze�yjesz mnie d�u�ej ni� o miesi�c.
- M�j Lordzie Kapitanie Komandorze, przysi�ga�em by� pos�uszny...
- Tak wi�c b�d� - uci�� Niall. - Rozumiem, �e zapami�ta�e� wszystko, co ci powiedzia�em. Teraz id�!
- Jak m�j Lord Kapitan Komandor rozka�e.
Tym razem g�os Carridina nie by� ju� tak pewny.
Drzwi zamkn�y si� za Inkwizytorem. Niall zatar� d�onie. Czu� ch��d. Ko�ci toczy�y si� i nie by�o sposobu przewidzie�, jaki wypadnie wynik, zanim si� nie zatrzymaj�. Naprawd� zbli�a�a si� Ostatnia Bitwa. Nie opiewana przez legendy Tarmon Gai'don, z udzia�em Czarnego, kt�ry mia� wyrwa� si� na wolno��, i Smoka Odrodzonego, kt�ry stawi mu czo�o. Nie, tego by� absolutnie pewien. Aes Sedai z Wieku Legend mogli otworzy� szczelin� w wi�zieniu Czarnego, w Shayol Ghoul, ale Lews Therin Telamon i Stu Towarzyszy zapiecz�towali j� na powr�t. Przeciwuderzenie na zawsze zatru�o m�sk� po�ow� Prawdziwego �r�d�a i doprowadzi�o ich do szale�stwa, daj�c pocz�tek P�kni�ciu, ale wszak jedno z dawnych Aes Sedai by�o w stanie zrobi� wi�cej ni� dzisiaj wszystkie wied�my z Tar Valon. Wykonane przez nich piecz�cie przetrwaj�.
Pedron Niall, cz�owiek pos�uguj�cy si� ch�odn� logik�, wyrozumowa� sobie, jak b�dzie wygl�da� Tarmon Gai'don. Bestialskie hordy trollok�w potocz� si� z Wielkiego Ugoru na po�udnie, tak samo dwa tysi�ce lat wcze�niej podczas wojen z trollokami, prowadzi� ich b�d� Myrddraale - P�ludzie - a by� mo�e nawet nowi, wywodz�cy si� z ludzi W�adcy Strachu, wybrani spo�r�d Sprzymierze�c�w Ciemno�ci. Ludzko��, rozbita na sk��cone ze sob� narody, nie b�dzie w stanie ich zatrzyma�. Ale on, Pedron Niall, zjednoczy ludzi pod sztandarami Syn�w �wiat�o�ci. Powstan� nowe legendy, kt�re opowiedz� jak Pedron Niall stoczy� Tarmon Gai'don i wygra�.
- Najpierw - wymrucza� - wypu�ci� dzikiego lwa na ulice miasta.
- Dzikiego lwa?
Niall okr�ci� si� na pi�cie, kiedy zza jednego z wisz�cych sztandar�w wy�lizgn�� si� ko�cisty, niski m�czyzna, z wielkim haczykowatym nosem. Mign�a tylko p�yta boazerii, kt�ra b�yskawicznie powr�ci�a do swego miejsca w �cianie, jeszcze zanim sztandar zd��y� znieruchomie�.
- Pokaza�em ci to przej�cie, Ordeith - warkn�� Niall - aby� m�g� przychodzi� do mnie, kiedy ci� wezw�, nie powiadamiaj�c o tym jednocze�nie po�owy fortecy, a nie po to, by� pods�uchiwa� moje prywatne rozmowy.
Przechodz�c przez sal�, Ordeith wykona� lekki uk�on.
- Pods�uchiwa�, Wielki Lordzie? W �yciu bym czego� takiego nie zrobi�, ja po prostu w�a�nie przyszed�em i niechc�cy us�ysza�em twoje ostatnie s�owa. Nic wi�cej.
Na jego twarzy go�ci� p�drwi�cy u�mieszek, kt�ry, jak zaobserwowa� Niall, nigdy jej nie opuszcza�, nawet w�wczas, gdy w pobli�u nie by�o nikogo, kto m�g�by go zobaczy�.
Do Amadicii, wychudzony i os�abiony, przyby� miesi�c wcze�niej. Ubrany w �achmany i na po�y zamarzni�ty, ale jako� zdo�a�, przedzieraj�c si� przez wszystkie pier�cienie stra�y, dotrze� przed oblicze samego Pedrona Nialla. Wygl�da�o na to, �e wie takie rzeczy o wydarzeniach na G�owie Tomana, kt�rych nie by�o w wyczerpuj�cych cho� ca�kowicie niejasnych raportach Carridina, ani w opowie�ci Byara, czy te� w �adnym innym pos�aniu b�d� plotce, kt�re dotar�y do uszu Nialla. Jego imi� by�o oczywi�cie fa�szywe. W dawnej mowie, Ordeith znaczy�o �robaczywe drzewo�. Kiedy jednak Niall zarzuci� mu to k�amstwo, powiedzia� tylko: �Kim jeste�my, to pozostaje tajemnic� dla wszystkich ludzi, a �ycie jest gorzkie�. Ale by� niezwykle bystry. To w�a�nie on pom�g� Niallowi dojrze� schemat po�r�d zarysowuj�cych si� dopiero wydarze�.
Ordeith podszed� do sto�u i podni�s� jeden z rysunk�w. Kiedy rozwin�� go wystarczaj�co, aby zobaczy� twarz m�odzie�ca, jego u�miech pog��bi� si�, przechodz�c niemal�e w jaki� straszny grymas.
Niall wci�� by� zirytowany samowolnym naj�ciem tamtego.
- Uwa�asz, �e fa�szywy Smok jest �mieszny, Ordeith? Czy te� przerazi� ci�?
- Fa�szywy Smok? - powiedzia� mi�kko tamten. - Tak. Tak, oczywi�cie, to musi by� on. No bo kt� inny?
I za�mia� si� piskliwym �miechem, kt�ry podra�ni� nerwy Nialla. Czasami Lord Kapitan Komandor s�dzi�, �e Ordeith musi by� na po�y szalony.
�Ale jest bystry, szaleniec czy nie�.
- Co masz na my�li, Ordeith? M�wisz tak, jakby� go zna�.
Ordeith wzdrygn�� si�, jakby zapomnia� o obecno�ci Lorda Kapitana Komandora.
- Czy go znam? O, tak. Znam go. Nazywa si� Rand al'Thor. Pochodzi z Dwu Rzek, s�abo zaludnionej, odleg�ej od Caemlyn, rolniczej prowincji Andoru i jest Sprzymierze�cem Ciemno�ci, tak dalece oddanym Cieniowi, �e dusza twoja skurczy�aby si� ze strachu, gdyby� pozna� po�ow� prawdy o nim.
- Dwie Rzeki - zaduma� si� Niall. - Kto� wspomina� mi o innym Sprzymierze�cu Ciemno�ci pochodz�cym stamt�d, kolejnym m�odzie�cu. Dziwne jest pomy�le� o Sprzymierze�cach Ciemno�ci, rodz�cych si� w takim miejscu jak to. Ale prawd� jest, �e oni s� wsz�dzie.
- Nast�pny, Wielki Lordzie? - zapyta� Ordeith. - Z Dwu Rzek? Czy nie b�dzie to Matrim Cauthon albo Perrin Aybara? S� w podobnym wieku jak ten pierwszy i r�wnie nieomal zaawansowani w czynieniu z�a.
- Imi�, kt�re mi podano, brzmia�o Perrin - powiedzia� Niall, marszcz�c brwi. - Trzech, powiedzia�e�? Z Dwu Rzek nie pochodzi nic pr�cz we�ny i tytoniu. W�tpi�, czy istnieje inne miejsce, w kt�rym ludzie �yliby r�wnie oddzieleni od reszty �wiata.
- W mie�cie Sprzymierze�cy Ciemno�ci musz� ukrywa� sw� natur� w wi�kszym lub mniejszym stopniu. Musz� spotyka� si� z innymi lud�mi, z obcymi przyje�d�aj�cymi z innych miejsc, a potem opuszczaj�cymi ich miasto i uwo��cymi ze sob� wie�ci o tym, co widzieli. Ale w cichych wioskach, odci�tych od �wiata, gdzie niewielu obcych przyje�d�a... Jakie mo�na sobie wyobrazi� lepsze miejsce dla Sprzymierze�c�w Ciemno�ci?
- A w jaki spos�b pozna�e� imiona tych trzech Sprzymierze�c�w Ciemno�ci, Ordeith? Trzej Sprzymierze�cy Ciemno�ci, pochodz�cy z zapad�ego kra�ca �wiata. Masz zbyt wiele tajemnic, Robaczywe Drzewo, i wi�cej niespodzianek w r�kawie ni� bard.
- W jaki spos�b m�g�by cz�owiek wyzna� zupe�nie wszystko, co wie, Wielki Lordzie? - powiedzia� mi�kko ma�y cz�owieczek. - By�aby to tylko zwyk�a paplanina, zanim wydoby�oby si� z niej co� u�ytecznego. Jedno ci powiem, Wielki Lordzie. Ten Rand al'Thor, ten Smok, wiele za sob� pozostawi� w Dwu Rzekach.
- Fa�szywy Smok! - powiedzia� ostro Niall, a cz�owieczek sk�oni� si�.
- Oczywi�cie, Wielki Lordzie. Przej�zyczy�em si�.
Nagle Niall zobaczy�, jak d�onie Ordeitha nie�wiadomie gniot� i dr� trzymany rysunek. Nawet w�wczas, gdy twarz m�czyzny pozostawa�a nieruchoma, wci�� z tym samym sardonicznym u�miechem, jego r�ce konwulsyjnie szarpa�y pergamin.
- Przesta�! - rozkaza� Niall. Wyrwa� rysunek z d�oni Ordeitha i wyg�adzi� go najlepiej, jak si� da�o. - Nie ma zbyt wielu podobizn tego cz�owieka, aby pozwoli� na ich niszczenie.
Wi�kszo�� rysunku pokrywa�y nieczytelne smugi, przez pier� m�odzie�ca bieg�o rozdarcie, ale jakim� sposobem twarz pozosta�a nietkni�ta.
- Wybacz mi, Wielki Lordzie. - Ordeith uk�oni� si� g��boko, jego u�miech jednak pozosta� na twarzy, przylepiony do warg. - Nienawidz� Sprzymierze�c�w Ciemno�ci.
Niall wpatrywa� si� w narysowan� kredk� twarz.
�Rand al'Thor z Dwu Rzek�.
- By� mo�e b�d� musia� poczyni� jakie� kroki zwi�zane z Dwoma Rzekami. Kiedy stopniej� �niegi. By� mo�e.
- Jak sobie �yczy Wielki Lord - zgodzi� si� uprzejmie Ordeith.
Carridin kroczy� przez korytarze Fortecy. Grymas, jaki widnia� na jego twarzy sk�ania� innych do unikania go, cho� w istocie nigdy zbyt wielu nie poszukiwa�o towarzystwa �ledczych. S�u�ba, spiesz�c ze swymi obowi�zkami, stara�a si� nieomal wtapia� w kamienne �ciany, a nawet m�czy�ni ze z�otymi w�z�ami rangi na bia�ych p�aszczach skr�cali w boczne korytarze, kiedy widzieli jego twarz.
Z rozmachem otworzy� drzwi wiod�ce do swoich pokoi i zatrzasn�� je g�o�no za sob�, nie odczuwaj�c zwyk�ego zadowolenia z obecno�ci rzeczy, kt�re tak ceni�: wspania�ych dywan�w z Tarabon i �zy, tkanych w soczyste czerwienie, z�ota i b��kity, uko�nie ci�tych luster z Illian, z�otolistnej inkrustacji na d�ugim, zawile rze�bionym stole, stoj�cym po�rodku pokoju. Mistrz rzemios�a z Lugardu pracowa� nad ni� prawie rok. Teraz Carridin ledwie j� dostrzega�.
- Skarbon! - Przez chwil� jego osobisty s�u��cy nie pojawia� si�. Mia� wszak sprz�ta� pokoje. - Niech ci� �wiat�o�� spali, Skarbon! Gdzie jeste�?
K�tem oka pochwyci� jaki� ruch i odwr�ci� si� w tamt� stron� gotowy zala� Skarbona potokiem przekle�stw. Zamierzone s�owa zamar�y mu jednak na ustach, kiedy Myrddraal zrobi� kolejny krok w jego stron�, poruszaj�c si� z falist� gracj� w�a.
Z postaci przypomina� cz�owieka, nie wy�szego od wi�kszo�ci, ale tutaj podobie�stwo ko�czy�o si�. Czarny jak �mier� ubi�r i p�aszcz, kt�re ledwie porusza�y si�, gdy szed�, powodowa�y, �e jego kredowobia�a bia�a sk�ra zdawa�a si� jeszcze bledsza. Nie mia� oczu. Bezokie spojrzenie przepe�nia�o Carridina strachem, tak jak dzia�o si� to tysi�ce razy przedtem.
- Co... - Carridin przerwa�, za wszelk� cen� usi�uj�c odzyska� cho� resztki �liny w ustach i sprowadzi� g�os z powrotem do normalnego rejestru. - Co ty tutaj robisz? - S�owa wci�� brzmia�y piskliwie.
Bezkrwiste wargi P�cz�owieka wygi�� nieznaczny u�miech.
- Mog� i�� wsz�dzie tam, gdzie jest cie�. - Jego g�os brzmia� niczym odg�os �uski w�a, przesuwaj�cej si� po zesch�ych li�ciach. - Lubi� pilnowa� tych, kt�rzy mi s�u��.
- Ja s�u...
To by�o bezu�yteczne. Z wysi�kiem Carridin oderwa� wzrok od g�adkiej plamy bladej, ciastowatej twarzy i odwr�ci� si� do niej ty�em. Dreszcz przemkn�� mu w d� kr�gos�upa, kiedy tak sta� zwr�cony plecami do Myrddraala. Wszystko wyra�nie odbija�o si� w lustrze zawieszonym na �cianie, na wprost niego. Wszystko pr�cz P�cz�owieka. Myrddraal stanowi� w nim rozmazan� plam�. Niezbyt uspokajaj�c� w wyrazie, lepsze to jednak ni� napotka� jego spojrzenie. W g�osie Carridina zabrzmia�y mocniejsze tony.
- Ja s�u��...
Przerwa�, u�wiadamiaj�c sobie nagle, gdzie si� znajduje. W samym sercu Fortecy Swiat�o�ci. Najl�ejszy pog�os szeptu s��w, kt�re niemal�e wypowiedzia�, odda�by go natychmiast w R�k� �wiat�o�ci. Najpo�ledniejszy z Syn�w po�o�y�by go trupem na miejscu, gdyby us�ysza�. W komnacie by� jednak sam, wyj�wszy Myrddraala i by� mo�e Skarbona.
�Gdzie jest ten przekl�ty cz�owiek?�
Dobrze by�oby mie� przy sobie kogo�, z kim mo�na by dzieli� spojrzenie P�cz�owieka, nawet je�li trzeba by si� zaj�� potem tym drugim, jednak�e zni�y� g�os.
- Ja s�u�� Wielkiemu W�adcy Ciemno�ci, podobnie jak ty. Obaj s�u�ymy.
- Je�li chcesz widzie� wszystko w ten spos�b. - Myrddraal za�mia� si�, wydaj�c taki d�wi�k, kt�ry spowodowa�, �e Carridin ca�y zadr�a�. - Wszak jednak dowiem si�, dlaczego jeste� tutaj zamiast na R�wninie Almoth.
- Zosta�em... zosta�em wezwany tutaj rozkazem Lorda Kapitana Komandora.
G�os Myrddraala zaskrzypia�.
- S�owa twojego Lorda Kapitana Komandora to gn�j! Rozkazano ci odnale�� cz�owieka nazywanego Rand al'Thor i zabi� go. To w pierwszym rz�dzie. To przede wszystkim! Dlaczego nie pos�ucha�e�?
Carridin wzi�� g��boki oddech. To spojrzenie utkwione w jego plecach czu� jak ostrze no�a zgrzytaj�ce w rozszarpywanym kr�gos�upie.
- Sytuacja... zmieni�a si�. Niekt�rych spraw nie kontroluj� ju� tak �ci�le jak dawniej.
Ostry, drapi�cy d�wi�k spowodowa�, �e odwr�ci� g�ow�.
Myrddraal przesuwa� r�k� po blacie sto�u, cienkie drzazgi drewna odskakiwa�y od jego pazur�w.
- Nic si� nie zmieni�o, cz�owieku. Z�ama�e� swoje przysi�gi z�o�one �wiat�o�ci, z�o�y�e� nowe i tych b�dziesz przestrzega�.
Carridin wzdrygn�� si�, widz�c wy��obienia znacz�ce wypolerowane drewno i z trudem prze�kn�� �lin�.
- Nie rozumiem? Dlaczego nagle jego �mier� sta�a si� taka wa�na? S�dzi�em, �e Wielki W�adca Ciemno�ci zamierza go wykorzysta�.
- Przes�uchujesz mnie? Powinienem wyrwa� ci j�zyk. Nie do ciebie nale�y zadawanie pyta�. Ani rozumienie. Do ciebie nale�y s�uchanie rozkaz�w! Powiniene� zachowywa� si� tak, by psom m�c dawa� lekcje pos�usze�stwa. Czy to rozumiesz? Do nogi psie i s�uchaj swego pana.
Gniew przyt�umi� strach a d�o� Carridina si�gn�a do boku, ale miecza tam nie by�o. Le�a� w s�siednim pokoju, gdzie zostawi� go, id�c na spotkanie z Pedronem Niallem.
Myrddraal porusza� si� szybciej ni� atakuj�ca �mija. Kiedy d�o� stwora zacisn�a si� z si�� imad�a na jego nadgarstku, �ciskaj�c w mia�d��cym uchwycie ko�ci, Carridin otworzy� usta, by wrzasn��. Ale krzyk nigdy nie wydoby� si� z gard�a, bowiem P�cz�owiek drug� d�oni� nadusi� jego policzek, powoduj�c, �e szcz�ki zamkn�y si�. �ci�ni�te rami� bola�o go potwornie, zosta� podniesiony do g�ry tak, �e stopy nie dotyka�y posadzki. Chrz�kaj�c i bulgocz�c, zwisa� w u�cisku Myrddraala.
- Pos�uchaj mnie, cz�owieku. Znajdziesz tego m�odzika i zabijesz go tak szybko, jak to tylko mo�liwe. Nie s�d�, �e uda ci si� mnie oszuka�. S� jeszcze inni w�r�d twoich Syn�w, kt�rzy powiedz� mi, je�eli zrezygnujesz z wype�nienia zadania. Ale powiem ci co�, co ci� o�mieli. Je�eli po miesi�cu, licz�c od dzisiaj, ten Rand al'Thor b�dzie wci�� �ywy, przyjd� i zabior� kogo� z twego rodu. Syna, c�rk�, siostr�, wuja. Nie b�dziesz wiedzia� kogo, p�ki wybrana osoba nie umrze w cierpieniach. Gdy b�dzie �y� przez kolejny miesi�c, zajm� si� nast�pnym. A potem nast�pnym i nast�pnym. A kiedy ju� nikogo z twego rodu nie b�dzie po�r�d �ywych pr�cz ciebie, je�eli tamten wci�� jeszcze b�dzie �y�, w�wczas zabior� ci� do samego Shayol Ghoul. - U�miechn�� si�. - Czeka� ci� b�d� lata umierania, cz�owieku. Czy teraz mnie rozumiesz?
Carridin wyda� z siebie g�os, p� j�k, p� szept. Mia� wra�enie, �e zaraz p�knie mu kark.
Myrddraal warkn�� i rzuci� go przez pok�j. Carridin uderzy� o przeciwleg�� �cian� i oszo�omiony osun�� si� po niej na dywan. Le�a�, staraj�c si� z�apa� oddech.
- Czy rozumiesz mnie, cz�owieku?
- S�ucham i jestem pos�uszny - Carridinowi uda�o si� u�o�y� na dywanie. Odpowiedzi nie by�o.
Odwr�ci� g�ow�, krzywi�c si�, gdy ostry b�l przeszy� szyj�. Pok�j by� pusty, pr�cz niego nie by�o w nim nikogo. P�ludzie dosiadali cieni niczym wierzchowc�w, tak m�wi�y legendy, a kiedy obracali si� bokiem, znikali. �adna �ciana nie by�a dla nich przeszkod�. Carridinowi zachcia�o si� p�aka�. Podni�s� si� i usiad�, przeklinaj�c b�l, szarpi�cy nadgarstek.
Drzwi otworzy�y si� i Skarbon po�piesznie wpad� do �rodka. Pulchny m�czyzna trzyma� w ramionach koszyk. Zatrzyma� si� i spojrza� na Carridina.
- Panie, czy dobrze si� czujesz? Wybacz panie, �e nie by�o mnie tutaj, ale poszed�em kupi� dla ciebie owoce...
Zdrow� r�k� Carridin wybi� kosz trzymany przez Skarbona, pomarszczone zimowe jab�ka rozsypa�y si� po dywanie, ponownym ruchem d�oni uderzy� tamtego w twarz.
- Wybacz mi, panie - wyszepta� Skarbon.
- Przygotuj mi papier, pi�ro i inkaust - warkn�� Carridin. - �piesz si�, g�upcze! Musz� rozes�a� rozkazy.
�Ale jakie? Jakie?�
Kiedy pop�dzi� wykona� zadanie, Carridin spojrza� na rysy w stole i zadr�a�.
ROZDZIA� 1
OCZEKIWANIE
Ko�o Czasu obraca si�, a wieki nadchodz� i mijaj�, pozostawiaj�c wspomnienia, kt�re staj� si� legend�. Legenda zaciera si� w mit, a nawet mit jest ju� dawno zapomniany, kiedy znowu nadchodzi wiek, kt�ry go zrodzi�. W jednym z wiek�w, zwanym przez niekt�rych Trzecim Wiekiem, wiekiem, kt�ry dopiero nadejdzie, wiekiem dawno ju� minionym, w G�rach Mg�y podni�s� si� wiatr. Wiatr ten nie by� prawdziwym pocz�tkiem. Nie istniej� ani pocz�tki, ani zako�czenia w obrotach Ko�a Czasu. Niemniej by� to jaki� pocz�tek.
Wiatr wia� w d� d�ugich dolin, dolin b��kitnych od porannej mg�y wisz�cej w powietrzu, poprzez porastaj�ce niekt�re z nich wiecznie zielone ro�liny, poprzez nag� ziemi� w innych, gdzie trawy i dziko rosn�ce krzewy mia�y wkr�tce si� pojawi�. Wy� w na po�y zagrzebanych ruinach, po�r�d potrzaskanych pos�g�w, r�wnie zapomnianych jak ci, kt�rzy je wznie�li. J�cza� w prze��czach, wyrze�bionych erozj� szczelinach pomi�dzy szczytami, pokrytymi czapami �niegu, kt�re nigdy nie topnia�y. Grube chmury przylgn�y do g�rskich wierzcho�k�w tak, �e bia�e k��by wydawa�y si� jednym ze �niegiem.
Na nizinach zima mija�a albo ju� min�a, cho� tutaj, na obszarze wy�ej po�o�onym wci�� jeszcze nie odpu�ci�a do ko�ca, pokrywaj�c zbocza g�r wielkimi, bia�ymi �atami �niegu. Tylko ro�liny wiecznie zielone zachowa�y li�cie albo ig�y, ga��zie pozosta�ych drzew pozostawa�y nagie, odcinaj�c si� br�zem lub szaro�ci� na tle ska� i nie ca�kiem jeszcze o�ywionej ziemi. Wok� nie by�o s�ycha� �adnych d�wi�k�w, pr�cz cichego szelestu wiatru po�r�d �niegu i kamienia. Ziemia zdawa�a si� czeka�. Czeka� na co�, czym mog�aby wybuchn��.
Siedz�cy na koniu w zagajniku sk�rzanych drzew i sosen, Perrin Aybara zadr�a� i mocniej otuli� si� podbitym futrem p�aszczem, otuli� si� tak �ci�le, jak na to pozwala� trzymany w jednej d�oni d�ugi �uk oraz wielki top�r z ostrzem w kszta�cie p�ksi�yca, wisz�cy u pasa. By� to dobry top�r, wykonany z ch�odnej stali. Perrin sam d�� w miech owego dnia, gdy pan Luhan go wyku�. Wiatr szarpa� jego p�aszcz, zrywaj�c kaptur z k�dzierzawych lok�w, przeszywaj�c os�on�, jak� dawa�o okrycie. Poruszy� palcami w butach, by je troch� rozgrza� i poprawi� w wysokim siodle, ale umys� zajmowa�o mu co� innego ni�li ch��d. Spogl�daj�c na swych pi�ciu towarzyszy, zastanawia� si�, czy oni r�wnie� to czuj�. Nie wys�ano ich tutaj po to, by czekali, lecz po co� wi�cej.
Stepper, jego rumak, przest�pi� z nogi na nog� i zarzuci� g�ow�. Nazwa� tak swego kasztana dla jego szybkiego kroku, obecnie jednak Stepper zdawa� si� wyczuwa� rozdra�nienie i niecierpliwo�� swego je�d�ca.
�Jestem zm�czony tym czekaniem, siedzeniem na miejscu, podczas gdy Moiraine trzyma nas niby zaci�ni�tymi szczypcami. Niech sczezn� wszystkie Aes Sedai! Kiedy to si� wreszcie sko�czy?�
Nie zastanawiaj�c si�, wci�gn�� w nozdrza powietrze. Zapach koni przyt�acza� wszystkie pozosta�e, dawa�o si� te� jednak wyczu� wo� ludzi i ich potu. Nie tak dawno temu, pomi�dzy tymi drzewami przebieg� kr�lik, str