3803
Szczegóły |
Tytuł |
3803 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3803 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3803 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3803 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ALFRED HITCHCOCK
POWR�T Z PIEK�A
NOWE PRZYGODY TRZECH DETEKTYW�W
(Prze�o�y�a: MIRA WEBER)
ROZDZIA� 1
PRAWDZIWA ZAGADKA
- �miechu warte - skomentowa� siedemnastoletni Jupiter Jones. - Poradzi�oby sobie z tym nawet dziesi�cioletnie dziecko.
Ch�opiec nie chcia� w oczach przyjaci� uchodzi� za pysza�ka, wi�c na wszelki wypadek nie doda�, �e on rozwi�za�by tak� krzy��wk� ju� wtedy, kiedy mia� pi�� lat.
Pete�owi Crenshawowi jednak te same has�a wcale nie wydawa�y si� takie proste. Kt�ry� dziesi�ciolatek wiedzia�by na przyk�ad, kto by� �on� Dagwooda? Nazwisko brzmia�o mu znajomo, ale nie umia� go z niczym skojarzy�.
Bob Andrews opar� stopy o kraw�d� biurka. Poradzi� sobie z agwoodem, wi�c wpisa� rozwi�zanie w odpowiednie kratki, po czym przeszed� do nast�pnego has�a. �Przed siebie�. Siedmioliterowy wyraz, rozpoczynaj�cy si� na liter� �n�. �Naprz�d�.
Trzej Detektywi siedzieli w Kwaterze G��wnej, usytuowanej na terenie sk�adu z�omu Jones�w, w Rocky Beach, niewielkim kalifornijskim miasteczku w pobli�u Los Angeles.
Zacz�� si� drugi tydzie� letnich wakacji. Zazwyczaj ch�opcy sp�dzali wolny czas poza domem i tym razem pewnie by�oby podobnie. Ich firma detektywistyczna akurat nie mia�a nic do roboty, ale i tak nie brakowa�oby im zaj��.
Jupe - jak nazywali Jupitera przyjaciele - p�ywa�by w oceanie. Pierwszy Detektyw mia� nadziej�, �e intensywne poruszanie si� w wodzie pomo�e mu zgubi� kilka zb�dnych kilogram�w.
Pete uprawia�by surfing lub szala�by kabrioletem ze swoj� dziewczyn�, Kelly Madigan. Ch�opiec kupi� u�ywanego MG i po�wi�ca� ca�e tygodnie, by podrasowa� nieco stary samoch�d.
Bob by�by na jakim� rockowym koncercie pod go�ym niebem, otoczony grup� oddanych mu wielbicielek. Pracowa� dorywczo dla miejscowego �owcy talent�w muzycznych i cz�sto dostawa� darmowe bilety na r�ne imprezy. Jednak�e to uroda Boba przyci�ga�a dziewczyny bardziej ni� fakt, �e m�g� je zaprasza� na wyst�py.
Tymczasem w ci�gu ostatnich trzech dni w telewizji zapowiadano niewielkie opady. By�o to poj�cie wzgl�dne. Jupe zaobserwowa�, �e dop�ki nie wystawia�o si� nosa z domu, za oknem ledwie m�y�o, wystarczy�o jednak wyj�� na zewn�trz, by przemokn�� do suchej nitki.
Pierwszy Detektyw wpisa� w kratki jeszcze dwie litery i po�o�y� d�ugopis obok ca�kowicie rozwi�zanej krzy��wki.
- Przeciwie�stwo do �Zatrzymaj si� - powiedzia� z pogard�.
- Dajcie spok�j! Nawet osio� by odgadn��.
- Mam ju� to - u�miechn�� si� Pete. - �Ruszaj�.
Jupe wzi�� ulotk�, w kt�rej wydrukowana by�a krzy��wka, i zerkn�� do instrukcji na odwrocie.
- W konkursie mog� wzi�� udzia� jedynie ch�opcy, uczniowie szko�y �redniej, mi�dzy czternastym a osiemnastym rokiem �ycia - przeczyta� na g�os. - Op�ata wst�pna nie jest wymagana. Sk�d to wytrzasn��e�? - spyta� Pete�a.
- Rozdawali ulotki w naszym supermarkecie - wyja�ni� Drugi Detektyw. - Has�a s� �atwe dla ciebie, Jupe, bo urodzi�e� si� z g�ow� jak komputer. Co to jest: �St�j, rumaku�? Trzy litery, ostatnia �r�.
- Prr - podpowiedzia� Bob.
Jupiter czyta� dalej.
- G��wn� nagrod� jest dwutygodniowy, ca�kowicie bezp�atny pobyt na pi�knym ranczu w p�nocnym Meksyku. Dodatkowe atrakcje to jazda konno, po��w ryb w ogromnym, krystalicznie czystym jeziorze, wycieczki, pyszne pieczone steki...
- Wystarczy - wtr�ci� si� Pete. - Kupuj�!
Pete by� najpot�niejszy spo�r�d Trzech Detektyw�w i cieszy� si� zdrowym apetytem.
Popatrzy� w sufit przyczepy, kt�ra s�u�y�a im jako Kwatera G��wna. Krople deszczu b�bni�y o metalowy dach.
- By� mo�e w Meksyku jest lepsza pogoda ni� tu - doda�. - Mog� uprawia� surfing, nawet kiedy pada, ale potrzebne s� fale! Tymczasem ocean jest g�adki jak st�.
Jupe nie s�ucha� ani Pete�a, ani szumu deszczu. Ci�gle by� zaj�ty instrukcj� na odwrocie ulotki.
- Nie przyjmujemy odpowiedzi pisemnych. Rozwi�zania hase� nale�y nagra� na kaset�. Najpierw has�a poziome...
Ch�opiec przerwa� i szybko przebieg� wzrokiem pozosta�y tekst.
- Dziwne - zauwa�y�.
- Co w tym dziwnego? - zdumia� si� Bob. Polecenia wydawa�y mu si� tak proste jak odpowied� na has�o �Nie tam�. �Tu� - zapisa�, nim spojrza� na Jupitera.
- Wydrukowanie ulotek kosztuje - zaduma� si� Jupiter. - Pobyt na ranczu w Meksyku r�wnie�. Po co kto� mia�by wyk�ada� fors� na taki durny konkurs?
- Sztuczka reklamowa - wyja�ni� mu Bob.
Do�wiadczenia wyniesione ze �wiata muzyki pop, w kt�rym sporo si� obraca�, nauczy�y go rozpoznawa� za�o�on� przyn�t�.
- W ten spos�b zach�caj� ci�, by� kupi� magnetofon i czyst� kaset�.
- Wyja�nienie brzmi sensownie - przyzna� Jupiter. - Nie zauwa�y�em jednak �ladu informacji ani o tym, gdzie nale�y kupi� sprz�t, ani te� nazwy producenta.
- Wr�czali ulotki w supermarkecie - przypomnia� Pete. - Mo�e akurat robi� wyprzeda�?
Jupiter potrz�sn�� g�ow�.
- Gdyby� zauwa�a� cokolwiek poza Kelly Madigan, wiedzia�by�, �e supermarket w Rocky Beach nie prowadzi sprzeda�y �adnych elektronicznych urz�dze�, nawet kieszonkowych kalkulator�w.
Ponownie zerkn�� do ulotki.
Niewysoki i t�gawy Jupe nie lubi� rusza� si� wi�cej, ni� musia�. Dwa tygodnie na ranczu w Meksyku, jazda konna i w�dkowanie zupe�nie go nie poci�ga�y. Zaciekawi� go jednak sam konkurs. Kto i dlaczego zamierza� go sfinansowa�?
- Prawdopodobnie rozprowadzali te ulotki w ca�ym Los Angeles i okolicach - powiedzia�. - Has�a s� tak �atwe, �e mo�na si� spodziewa� setek prawid�owych rozwi�za�, b�d� wi�c musieli wybra� jedno. Nas jest trzech, czyli razem mamy trzykrotnie wi�ksz� szans� na wygran�.
Bob popatrzy� na niego ze zdziwieniem.
- Naprawd� chcesz wzi�� w tym udzia�? - spyta�.
- Jasne. Czemu nie?
Jupiter wyj�� z szuflady biurka magnetofon, w�o�y� czyst� kaset� i wraz z rozwi�zan� krzy��wk� poda� urz�dzenie Pete�owi.
- Zaczynaj nagranie - powiedzia�. - Najpierw has�a poziome.
Zanim Pete w��czy� magnetofon, popatrzy� na krzy��wk� i prychn�� z niech�ci�.
- �Chod�� ma by� odpowiedzi� na has�o: �Przyjd� i we� udzia��? Jakie� dziwactwo. Dlaczego nie napisali po prostu: �Przeciwie�stwo �odejd��?
Godzin� p�niej Trzej Detektywi zgodnie z instrukcj� zapakowali do grubych kopert trzy nagrane kasety z rozwi�zan� krzy��wk�, do��czyli swoje dane i zaadresowali przesy�ki na podany w ulotce adres w Santa Monica.
Deszcz chwilowo usta�.
- Mo�emy wys�a� koperty, zanim znowu zacznie pada� -zaproponowa� Bob. Wyj�� z oczu szk�a kontaktowe i zacz�� je czy�ci�.
- Albo pojecha� do Santa Monica i dor�czy� je na miejscu - podsun�� Jupe.
- Po co mamy si� wlec do Santa Monica? - marudzi� Pete. - Czy jest tam co� ciekawego poza kilometrami mokrego piachu na pla�y?
- Poje�dzimy troch�, wst�pimy na pizz�, zorientujemy si�, co si� dzieje. Mo�e co� zobaczymy? - odpar� Bob, kt�ry zd��y� ju� w�o�y� z powrotem szk�a kontaktowe.
Pete popar� pomys�. By� g�odny.
Jupe nic nie odpowiedzia�. Pizzy i innych tego typu da� musia� si� wyrzec, bo by�y tucz�ce. Wiedzia� r�wnie�, �e zobacz� po prostu dziewczyny.
Pierwszy Detektyw oczywi�cie nie mia� nic przeciwko dziewczynom. Interesowa� si� nimi tak samo, jak jego dwaj przyjaciele. K�opot polega� na tym, �e one zupe�nie nie zwraca�y na niego uwagi, zw�aszcza gdy w pobli�u by� Bob. Mimo to Jupiter chcia� pojecha� do Santa Monica na rekonesans. Pragn�� si� przekona�, kim jest adresat, do kt�rego mia�y trafi� rozwi�zania krzy��wki. By� mo�e wtedy uda mu si� zrozumie�, czemu mia�a s�u�y� ca�a zabawa.
- Dobrze, zbierajmy si� - powiedzia�.
- Czyim wozem jedziemy? - spyta� Pete. - Dach MG przecieka. Nie mia�em czasu go naprawi�.
- Na pewno nie moim - odpar� ponurym tonem Jupiter. Jego honda civic zosta�a skasowana, kiedy pracowali nad kolejn� zagadk�, a sk�pe zasoby finansowe ci�gle nie pozwala�y ch�opcu na kupno innego samochodu.
- Znowu b�dziemy si� t�oczy� w garbusie - j�kn�� Pete. Nie mieli jednak innego wyj�cia. Kiedy szli do czerwonego volkswagena, Bob tr�ci� przyjaciela w rami�. Jako w�a�ciciel auta usiad� za kierownic�, Jupiter zaj�� miejsce obok niego, a Pete opad� ci�ko na tylne siedzenie i wyci�gn�� nogi na fotelu. Siedemnastoletni Drugi Detektyw mia� dobrze ponad metr osiemdziesi�t wzrostu i proporcjonalnie d�ugie nogi. Nie m�g� jecha� obok kierowcy, gdy� szorowa�by kolanami o tablic� rozdzielcz�.
Kiedy ch�opcy sun�li nadbrze�n� szos�, znowu zacz�o m�y�.
- Co za anomalia - �ali� si� Pete, patrz�c sm�tnym wzrokiem na sk�pane w deszczu wybrze�e.
- Masz racj�. Nie to, co w San Francisco. Tam zawsze mo�esz spodziewa� si� deszczu - zauwa�y� Bob.
Obowi�zki s�u�bowe kilka razy zawiod�y go do tego miasta. Na polecenie Saxa Sendlera Bob organizowa� trasy zespo�om, z kt�rymi szef w�a�nie zawar� kontrakt.
W Santa Monica Trzej Detektywi szybko odnale�li poszukiwan� ulic�. Znajdowa�a si� w centrum miasta, w dzielnicy handlowej. Jupiter przez szyb� samochodu �ledzi� mijane numery.
- Tam - odezwa� si� nagle, dotykaj�c ramienia Boba. - Dok�adnie gdzie ci ludzie...
Nie musia� nic wi�cej dodawa�. Przed jednym ze sklep�w zebra�o si� wielu przechodni�w. Przy kraw�niku sta�y dwa wozy policyjne z w��czonymi sygna�ami �wietlnymi.
- Chod�my - powiedzia� Jupiter, otwieraj�c drzwi, kiedy Bob zatrzyma� samoch�d. - Pod ten adres mieli�my dostarczy� kasety. Zobaczmy, co si� dzieje.
Trzej przyjaciele przeciskali si� przez t�um. Zobaczyli, �e dwaj policjanci zagl�daj� do wn�trza sklepu przez oszklone drzwi. Najwyra�niej gotowi byli je wywa�y�, gdyby zauwa�yli w �rodku co� podejrzanego.
Jupe jak zwykle metodycznie obejrza� ca�y budynek, w kt�rym mie�ci� si� sklep. Nie wiadomo, co kiedy� w nim sprzedawano. Teraz szyby wystawowe zamalowane by�y od wewn�trz bia�� farb�. Wi�kszo�� powierzchni pokrywa�y napisy: Na sprzeda�.
�adna z zapytanych os�b nie wiedzia�a, co si� dzieje. Wida� by�o jedynie, �e potencjalny w�amywacz nie zdo�a� pokona� drzwi.
By� mo�e system alarmowy zacz�� dzia�a�, zanim intruz dosta� si� do �rodka.
Jupiter przeszed� na drug� stron� ulicy, wst�pi� do kiosku i kupi� w automacie kilka znaczk�w. Naklei� je na koperty, kt�re wrzuci� do wisz�cej w pobli�u skrzynki pocztowej, po czym do��czy� do t�umu, k��bi�cego si� na zewn�trz opustosza�ego sklepu, i zacz�� si� rozgl�da� za przyjaci�mi.
Boba dostrzeg� od razu. Sta� obok wozu policyjnego i rozmawia� z �adn�, ciemnow�os� dziewczyn� mniej wi�cej w jego wieku. Panienka co chwila marszczy�a nos. Najwyra�niej nie mog�a opanowa� tego odruchu. Mimo to sprawia�a bardzo sympatyczne wra�enie.
W pewnej chwili pojawi� si� Pete i wraz z Jupiterem czeka� niecierpliwie, a� Bob zako�czy rozmow�. Ch�opiec po�egna� wreszcie dziewczyn� i rozstali si�. Trzej przyjaciele wr�cili do samochodu i wyruszyli w drog� powrotn� do domu.
- Da�a ci sw�j numer telefonu? - spyta� Jupe z nut� zazdro�ci w g�osie.
Bob pokr�ci� g�ow�.
- Nie jest w moim typie - wyja�ni�. - Zbiera wczesne nagrania Judy Garland.
By� mo�e st�d wzi�� si� odruch marszczenia nosa, pomy�la� Jupiter. Dziewczyna na�ladowa�a filmowe wcielenie znanej niegdy� aktorki i piosenkarki.
- Musia�e� z ni� gada� a� dziesi�� minut, by si� zorientowa�, �e nie lubi rocka? - dopytywa� si� Pete. - My�la�em, �e jeste� szybszy w tych sprawach.
- O muzyce rozmawiali�my jedynie na wst�pie - odpar� Bob. - Potem opowiada�a o tym, co si� tu niedawno wydarzy�o.
- No i co z tego - parskn�� Jupe. Trzej Detektywi mieli rozwi�zywa� zagadki, a nie podrywa� dziewczyny.
- M�wi�a - ci�gn�� Bob - �e w�a�nie wychodzi�a ze sklepu z kaw�, kt�ry znajduje si� po drugiej stronie ulicy, kiedy w��czy� si� zewn�trzny alarm antyw�amaniowy w tym nieczynnym magazynie. Potem zobaczy�a, �e ucieka stamt�d jaka� kobieta, szybko wsiada do niebieskiego samochodu i odje�d�a z piskiem opon.
- Czy twoja rozm�wczyni zapami�ta�a, jak wygl�da�a tamta kobieta? - spyta� Jupe.
- Wed�ug niej by�a to szczup�a blondynka oko�o czterdziestki - odpar� Bob. - Nosi�a ciemne okulary.
- Ciemne okulary w taki deszczowy dzie�! - zawo�a� Pete.
- Powinna by�a jeszcze zamontowa� na nich wycieraczki.
- Do�� tajemnicza osoba - przyzna� Jupe.
Milcza� przez chwil�, zastanawiaj�c si� nad ca�� spraw�.
- Zamierza�a si� w�ama� do pustego magazynu. Ciekawe, co spodziewa�a si� tam znale��? - spyta�.
Odpowiedzia�a mu cisza. Jupiter nie m�g� pozwoli�, by na tym si� sko�czy�o.
- Co� tak cennego, �e ryzykowa�a nawet p�j�cie do wi�zienia byle tylko to dosta� - oznajmi�. - Ch�opaki, z tym konkursem wi��e si� co� wi�cej ni� pieczone steki!
ROZDZIA� 2
KIERUNEK: MEKSYK
Nast�pnego dnia wypogodzi�o si� i nad Kaliforni� znowu �wieci�o s�o�ce. Przez kolejne trzy tygodnie ka�dy z Trzech Detektyw�w zajmowa� si� swoimi sprawami.
Bob pogr��y� si� w pracy, jego szef, Sax Sendler, za�atwi� kilku promowanym przez agencj� zespo�om wyst�p w wielkim koncercie rockowym pod go�ym niebem. Bob pracowa� po dwana�cie godzin na dob�. Przygotowywa� reklamy, biega� na posy�ki i pomaga� w monta�u sprz�tu.
Pete mia� k�opoty ze swoj� dziewczyn�, Kelly. Wydawa�o si�, �e ostatnio jej uczucia nieco ostyg�y. Chocia� to ona pierwsza zaproponowa�a Pete�owi, by ze sob� chodzili, teraz wszystko wygl�da�o inaczej ni� na pocz�tku. Czasem Pete umawia� si�, �e wpadnie po ni� do domu, a kiedy przyje�d�a�, okazywa�o si�, �e dziewczyna akurat wysz�a z przyjaci�k� na zakupy. Uczucia Pete�a nie zmieni�y si� jednak, gdy� podejrzewa�, �e Kelly jest przywi�zana do niego tak jak zawsze, tyle �e na sw�j spos�b. Niemniej jednak czas ucieka�, a on marnowa� wakacje na ja�owych oczekiwaniach, zamiast uprawia� surfing czy �wiczy� karate.
Jupiter czyni� nadludzkie wysi�ki, by schudn��. Mia� nieca�e metr siedemdziesi�t pi�� wzrostu, a wa�y� ponad osiemdziesi�t pi�� kilogram�w. W ko�cu musia� spojrze� prawdzie w oczy. Nie by� po prostu kr�py. By�... no, mo�e jeszcze nie t�usty, ale jego figura wymaga�a sporej korekty. Problem polega� na tym, �e im wi�cej Jupe p�ywa� i �wiczy� d�udo, tym bardziej czu� si� g�odny. Najtrudniej by�o mu przywykn�� do nowej diety.
W tym tygodniu wypr�bowywa� metod� odchudzaj�c� Keila Halfebrota. Polega�a ona na spo�ywaniu sur�wek i produkt�w zawieraj�cych bia�ko. Poniewa� muskularny Halfebrot wygl�da� jak Superman, gdy tymczasem Jupiter przypomina� ogromn� gruszk�, ch�opiec uwa�a�, �e warto si� pom�czy�.
Pewnego popo�udnia Jupe sta� przed swoim warsztatem. Znajdowa� si� on na terenie sk�adu z�omu, niedaleko Kwatery G��wnej. Ten warsztat by� rajem dla majsterkowicza. Zgromadzono w nim wszystkie narz�dzia, niezb�dne do wykonania czy naprawy elektronicznych gad�et�w, kt�rymi detektywi pos�ugiwali si� podczas rozwi�zywania kolejnych przypadk�w.
Teraz te� Jupe zaj�ty by� majsterkowaniem. Sprawdza� nowe urz�dzenie zabezpieczaj�ce warsztat: zamek, kt�ry otwiera� si� jedynie na has�o.
Pete przebywa� w drugiej cz�ci pomieszczenia, gdzie urz�dzi� co� w rodzaju warsztatu samochodowego. Kelly po raz drugi w tym tygodniu wystawi�a go do wiatru.
Jupe przy��czy� ostatni� kostk� silikonow� do zamka.
- Uwaga: pies - powiedzia�.
- Co? - zdziwi� si� Pete. Kroi� akurat p��tno przeznaczone na nowy dach do kabrioletu.
- Psiako��! - zdenerwowa� si� Jupiter. - Po tych s�owach zamek powinien si� otworzy�. Uwaga: pies - powt�rzy� g�o�niej.
- Zdecyduj si� w ko�cu: pies czy jego ko�� - poradzi� Pete, kr���c wok� przyjaciela.
Jupiter zrobi� g�upi� min� i chcia� co� powiedzie�, kiedy w warsztacie zadzwoni� telefon. Pierwszy Detektyw nawet si� nie ruszy�, by go odebra�, gdy� wiedzia�, �e drugi aparat znajduje si� w Kwaterze G��wnej. Bob siedzia� tam przed ekranem komputera i uk�ada� ulotk� reklamuj�c� koncert rockowy. Prawdopodobnie telefonuje kt�ra� z jego sympatii z b�aganiem o randk�, pomy�la� Jupe. Trzeba da� przyjacielowi okazj�, by sam podni�s� s�uchawk�.
Po chwili telefon zamilk�. Pete przesta� kr��y� wok� Jupitera i wr�ci� do swojego kana�u samochodowego.
Z przyczepy wyszed� Bob.
- Jupe, dzwoni�a twoja ciotka.
Zanim przyjaciel zamkn�� drzwi Kwatery, Jupiter zd��y� zobaczy� siedz�ce wewn�trz trzy niebrzydkie panienki.
- Chce ze mn� rozmawia�? - zdziwi� si� nieco Jupe.
Od �mierci rodzic�w, kt�rzy zgin�li w wypadku samochodowym kiedy Jupiter mia� cztery lata, ch�opcem zaj�li si� ciotka Matylda i wujek Tytus. Jupe do tej pory by� im wdzi�czny za to, �e stworzyli mu prawdziwy dom, i bardzo lubi� ich oboje. Jednak�e teraz, gdy mia� siedemna�cie lat, nie odgrywali ju� w jego �yciu tak wielkiej roli jak niegdy�.
Par� lat temu wezwania od ciotki Matyldy systematycznie si� powtarza�y. Zwykle oznacza�y jedno: prac�. Ciotka wynajdywa�a ch�opcu nie ko�cz�ce si� zaj�cia w sk�adzie z�omu. Ostatnio Jupe wprowadzi� do komputera dane dotycz�ce inwentarza sk�adu, dzi�ki czemu uwolni� si� od codziennej har�wki i telefony ciotki by�y r�wn� rzadko�ci� jak dziewczyny w �yciu Jupitera.
- Nie, chce ci tylko przekaza� wiadomo�� - powiedzia� Bob - �e przyszed� kto�, kto pragnie z tob� porozmawia�.
- Kto taki? - spyta� Jupe.
- Nazywa si� Rice. - Bob u�miechn�� si�. - Ma to jaki� zwi�zek z naszym konkursem.
- Naprawd�? - Zainteresowanie Jupitera wzros�o. Nie zapomnia�o konkursie; zawsze o wszystkim pami�ta�. Gubienie zb�dnych kilogram�w tak go jednak zaabsorbowa�o, �e ostatnio niewiele my�la� o czymkolwiek innym.
Nareszcie b�dzie m�g� si� przekona�, kto postanowi� ufundowa� kosztown� nagrod� w zamian za rozwi�zanie g�upawej krzy��wki.
Trzej Detektywi doszli do wniosku, �e wszyscy powinni si� spotka� z panem Rice�em, wi�c opu�cili Kwater� G��wn� i poszli w stron� domu Jones�w. Kiedy zbli�ali si� do niego, na ganku pojawi� si� jaki� m�czyzna.
By� wysoki i szczup�y, zdaniem Jupitera m�g� mie� oko�o czterdziestki. W robionych na miar� kowbojskich butach, markowych d�insach i kosztownym, przekrzywionym stetsonie na g�owie wygl�da� jak lalu�. M�czyzna zdj�� kapelusz i pomacha� nim na powitanie.
- Cze��. Jestem Dustin Rice.
Obrzuci� ka�dego z ch�opc�w uwa�nym spojrzeniem.
- No to kt�ry z was jest tym szcz�ciarzem? - spyta�. - Nie, lepiej nic nie m�wcie. Zobaczymy, czy zgadn�.
Jestem ciekaw, jak brzmi tw�j g�os - zwr�ci� si� z u�miechem do Pete�a. - Powiedz, ot tak, dla �artu...- zawaha� si� przez chwil� - �Kierunek: Meksyk, po�udniowa granica�.
Pete niech�tnie powt�rzy� us�yszane s�owa. Pan Rice nie zrobi� na nim najlepszego wra�enia.
Dustin Rice potrz�sn�� g�ow� i skin�� kapeluszem w stron� Boba.
- Teraz ty.
- Warunek: wieprzek, g�ba jak donica - powiedzia� Bob. Nie lubi� gada� bez sensu, a poza tym nie zamierza� s�ucha� polece� apodyktycznego kowboja.
Dustin Rice zdoby� si� na wymuszony u�miech. Spojrza� uwa�nie na Jupe�a. Jupe popatrzy� na niego.
Pierwszy Detektyw pomy�la�, �e m�czyzna udaje kogo� innego, ni� jest naprawd�. Jego weso�y u�miech i serdeczne zachowanie by�y sztuczne. Przypomina� Jupe�owi cz�owieka balansuj�cego na linie, kt�ry starannie planuje nast�pny krok.
- M�g�by� powt�rzy� zacytowane przeze mnie zdanie? Chcia�bym us�ysze�, jak je wymawiasz. - Rice nie traci� czasu.
- Kierunek: Meksyk, po�udniowa granica. Dustinowi Rice�owi zal�ni�y oczy. Wyra�nie podniecony podszed� do Jupitera i potrz�sn�� jego d�oni�.
- Przyjaciele m�wi� na mnie �Dusty� - powiedzia�. - Z pewno�ci� jeste� Jupiterem Jonesem. Twoja ciotka poinformowa�a mnie, �e wo�aj� na ciebie �Jupe�. Z przyjemno�ci� zawiadamiam, �e wygra�e� g��wn� nagrod� w konkursie. - U�miechn�� si� szerzej. - Sp�dzisz za darmo dwa tygodnie na moim ranczu. Nie mog� si� doczeka�, kiedy przyjedziesz do Meksyku i...
Zawiesi� g�os, speszony zachowaniem Jupitera, kt�ry uni�s� r�ce jak policjant kieruj�cy pojazdami na ruchliwym skrzy�owaniu.
Niezbyt wysoki, t�gawy ch�opiec nie mia� zbyt imponuj�cej postawy, lecz umia� przej�� panowanie nad sytuacj� zawsze, kiedy mu na tym zale�a�o.
Teraz przyszed� w�a�nie taki moment. Dustin Rice uwa�a� pewnie, �e �yciowym marzeniem Jupitera jest siedzenie przez dwa tygodnie na jakim� odludziu i obijanie ko�ci na ko�skim grzbiecie. Ch�opiec postanowi� go pozbawi� tych z�udze�. Zanim zgodzi si� przyj�� nagrod�, szanowny w�a�ciciel rancza musi najpierw odpowiedzie� na kilka pyta�.
- No to strzelaj - zgodzi� si� Dusty, kiedy us�ysza� ��danie Jupitera. - Pytaj mnie, o co tylko chcesz.
- Kto jeszcze m�g� otrzyma� t� g��wn� nagrod�?
- Nikt wi�cej. Jeste� jedynym zwyci�zc�.
- Tylko ja poda�em wszystkie prawid�owe odpowiedzi?
Dusty zawaha� si� przez moment.
- Oczywi�cie - odpar�.
Jupiter zamy�li� si�. Wiedzia�, �e to k�amstwo. Pete i Bob wys�ali dok�adnie takie same rozwi�zania jak on. Dlaczego Dusty ukrywa� prawdziwy pow�d, kt�ry kaza� mu wytypowa� Jupe�a jako zwyci�zc�? Dlaczego �adna dziewczyna nie mog�a wzi�� udzia�u w konkursie i wygra�? Postanowi� chwilowo nie zawraca� sobie tym g�owy. Kiedy zdob�dzie wi�cej informacji, odpowiedzi przyjd� same.
- Kto finansuje nagrod�? - zapyta� Dustina.
- Ja. .
- Dlaczego pan to robi?
- Dla reklamy. - Dustin Rice z powrotem w�o�y� stetsona. W kapeluszu najwyra�niej czu� si� bardziej pewny siebie. - Zamierzam przekszta�ci� ranczo w letni ob�z dla ch�opc�w w waszym wieku. Mam nadziej�, �e w niedzielnych gazetach znajd� kilka pochlebnych wzmianek na temat konkursu.
Wyja�nienie zabrzmia�o niby do�� sensownie, pomy�la� Jupe. Co� tu jednak nie gra�o.
Ch�opiec mia� ju� zada� kolejne pytanie, kiedy na chwil� jaki� ha�as rozproszy� jego uwag�. W stron� domu zbli�a� si� niebieski chevrolet. Zwolni� nieco i Jupe pomy�la�, �e samoch�d zamierza si� zatrzyma�. Kierowca musia� jednak doda� gazu, gdy� w�z pomkn�� naprz�d i znik� z pola widzenia. Promienie s�oneczne odbija�y si� od szyby i Jupiter nie widzia� dok�adnie cz�owieka siedz�cego za kierownic�, m�g� tylko za�o�y�, �e by�a to kobieta. Blondynka w ciemnych okularach.
- Powiedzmy, �e przyjm� t� nagrod� - zwr�ci� si� do Dusty�ego. - Czy mog� wtedy zabra� ze sob� do Meksyku dw�ch przyjaci�?
Dustin zmarszczy� brwi.
- Chodzi ci o to, czy r�wnie� za nich zap�ac�? - upewni� si�.
- Tak, dok�adnie o to - odpar� stanowczo Jupiter.
Dusty zdj�� stetsona i w zamy�leniu obraca� go w d�oniach. Zacz�� m�wi� o cenach bilet�w autobusowych, jedzenia...
Jupiter pozwoli� mu si� wygada�. Ju� podj�� decyzj�, �e odrzuci nagrod�, je�li przyjaciele nie b�d� mogli by� na ranczu wraz z nim. Przeczuwa�, �e szykuje si� obiecuj�ca sprawa dla Trzech Detektyw�w, a przecie� byli zespo�em, kt�ry zawsze dzia�a� razem.
Dusty ci�gle m�wi� o pieni�dzach, dodaj�c, jak wiele to by kosztowa�o, gdyby przyjaciele Jupitera...
- Wobec tego obawiam si�, �e b�dzie pan musia� poszuka� innego zwyci�zcy - przerwa� mu Jupe.
Dusty drepta� w miejscu, patrz�c na czubki szytych na miar� but�w.
- No c�, niech ci b�dzie - zgodzi� si�. - Zgadzam si� go�ci� r�wnie� twoich przyjaci�.
Bob tr�ci� Jupe�a w rami�.
- Zr�bmy dziesi�� minut przerwy - zaproponowa�.
Opu�ci� werand�, a za nim pozostali dwaj ch�opcy.
- Naprawd� chcesz si� w to bawi�, Jupe? - zapyta�, kiedy by� pewien, �e Dusty ju� ich nie s�yszy.
Jupiter rzeczywi�cie chcia� pojecha� na ranczo. Czy� m�g�by sobie darowa� rozwi�zanie ciekawej zagadki?
- Nie mam co do tego �adnych w�tpliwo�ci - odpar�. - Co� si� za tym kryje, skoro facet bez zmru�enia oka got�w jest p�aci� za potr�jne wakacje. Nie chcecie si� dowiedzie�, dlaczego?
- No c�... - Bob ci�ko pracowa� w ci�gu ostatnich kilku tygodni. Poczu�, �e odmiana dobrze mu zrobi. Tu� po koncercie rockowym Sax wybiera� si� na wycieczk� na Hawaje, a pod nieobecno�� szefa nic nie trzyma�o Boba w Kalifornii. Najwy�ej straci kilka lekcji karate.
- W porz�dku, wchodz� do gry - powiedzia�. - Kiedy tylko zechcesz, byle po czwartkowym koncercie.
Jupe i Bob spojrzeli na Pete�a. Teraz wszystko zale�a�o od niego.
- Sam nie wiem... - waha� si� ch�opiec. - Troch� si� boj�, �e kiedy wyjad� z miasta, Kelly ca�kiem o mnie zapomni.
- Mo�e r�wnie� za tob� t�skni� - zauwa�y� Bob.
- Niby tak. - Pete przypomnia� sobie sentencj� z jakiej� okoliczno�ciowej kartki pocztowej: Rozstania i odleg�o�ci rozpalaj� p�omie� prawdziwej mi�o�ci. Wizja Kelly, w kt�rej �rozpali si� p�omie�, Kelly, kt�ra ju� nigdy nie wystawi go do wiatru, wydawa�a si� ch�opcu bardzo n�c�ca.
- No dobrze. B�d� wysy�a� jej poczt�wki i upominki na znak, �e �yj� i pami�tam o niej.
Dustin Rice nie umia� ukry� ulgi, kiedy Trzej Detektywi po powrocie z narady oznajmili mu, �e gotowi s� jecha� na ranczo.
Wr�czy� im map� p�nocnego Meksyku, pokazuj�c, jak maj� dotrze� do Lareto. W�a�nie to miasto le�a�o najbli�ej rancza, na kt�rym mieszka�. Po kr�tkich targach da� r�wnie� ch�opcom sze��set dolar�w na pokrycie wydatk�w w czasie podr�y. Zapisa� im tak�e sw�j numer telefonu, by po przekroczeniu granicy zadzwonili do niego, to odbierze ich z Lareto.
Ustalili wszystkie szczeg�y i ranczer wsiad� do d�ipa z meksyka�sk� rejestracj�, a trzej przyjaciele wr�cili do swoich zaj��.
Nast�pnego dnia wczesnym rankiem Jupiter jak zwykle poszed� do skrzynki pocztowej, stoj�cej na ko�cu podjazdu przed domem. Wuj Tytus otrzymywa� du�o, jak to nazywa� �artobliwie, �papierowego z�omu� - zawiadomie� o sprzeda�y odpad�w metalowych i innych zu�ytych przedmiot�w, mog�cych go zainteresowa�.
Jupiter przegl�da� przesy�ki, a� trafi� na grub� kopert�, w kt�rej wyczu� jaki� twardy, prostok�tny przedmiot. Adresowana by�a do niego. Nadawca nie poda� swoich danych i nie naklei� znaczka. Musia� osobi�cie wrzuci� kopert� do skrzynki.
Ch�opiec zabra� przesy�k� do warsztatu i tam otworzy�. Wewn�trz znajdowa�a si� kaseta magnetofonowa, pozbawiona jakiejkolwiek informacji, co jest na niej nagrane.
Jupiter w�o�y� kaset� do magnetofonu i nacisn�� przycisk odtwarzania. Na pocz�tku us�ysza� jedynie szum przewijaj�cej si� ta�my, po czym jaki� m�ski g�os powiedzia� wyra�nie i stanowczo:
- Nie przyje�d�aj do Meksyku, bo narazisz si� na ogromne niebezpiecze�stwo. B�agam: nie zjawiaj si� tam. Pozosta� w Kalifornii... - g�os si� urywa�.
To wszystko. Jupe przes�ucha� kaset� do ko�ca, dalej by�a pusta.
Ch�opiec usiad� w fotelu obrotowym i zacz�� rozmy�la�. Wiadomo�� sama w sobie mog�a wzbudzi� niepok�j. �Narazisz si� na ogromne niebezpiecze�stwo�. Ale by�o co�, co jeszcze bardziej go w niej intrygowa�o. Nie m�g� si� oprze� wra�eniu, �e ju� kiedy� s�ysza� ten g�os. Brzmia� jako� dziwnie znajomo.
Kiedy kilka minut p�niej Pete podjecha� do warsztatu, Jupe poprosi� go o przes�uchanie kasety. Wyja�ni�, gdzie j� znalaz�, a potem pozwoli� przyjacielowi zapozna� si� z jej tre�ci�.
Ku zdziwieniu Jupe�a Pete wybuchn�� �miechem.
- To ma by� jaki� dowcip? - spyta�.
- Jaki dowcip?
- Od kiedy sam sobie przesy�asz wiadomo�ci?
- Przecie� nie wys�a�em tej kasety. Powiedzia�em ci, �e znalaz�em j� w skrzynce pocztowej.
- Czyli kto� zrobi� kawa�, na�laduj�c tw�j g�os.
- M�j g�os? - zdziwi� si� Jupe.
- No jasne. Za�o�y�bym si� nawet o kabriolet, �e to ty wypowiedzia�e� nagrane na kasecie zdania.
ROZDZIA� 3
PRZE�Y� T� PODRӯ
Jupiter siedzia� przy oknie w starym, poobijanym autobusie i obserwowa� mijany meksyka�ski pejza�.
Pierwotnie Trzej Detektywi zamierzali jecha� na ranczo Dustina Rice�a kabrioletem Pete�a, lecz w Ameryka�skim Zwi�zku Motorowym poinformowano ich, �e w Meksyku s� k�opoty z kupnem benzyny bezo�owiowej, a o�owiowa zniszczy�aby katalizator w MG. By nie �ama� przepis�w obowi�zuj�cych na drogach Kalifornii, Pete musia�by po powrocie kupi� nowy katalizator, a to kosztowa�oby co najmniej trzysta dolar�w.
- Odpada - stwierdzi� Drugi Detektyw. - Kiedy wr�cimy, b�d� potrzebowa� forsy, by zaprosi� Kelly tu i tam. Przynajmniej si� ucieszy, �e ju� jestem.
Pete odm�wi� r�wnie� jazdy na tylnym siedzeniu ma�ego volkswagena Boba. Wizja setek kilometr�w, kt�re musia�by pokona� w charakterze sardynki w puszce, zupe�nie mu si� nie u�miecha�a. W ko�cu trzej ch�opcy postanowili skorzysta� z tanich meksyka�skich autobus�w. Ten wariant podsun�� im Dusty.
Jupe na�o�y� koszulk� z napisem w j�zyku hiszpa�skim: �Witajcie, jestem przyjacielem�. Mia� nadziej�, �e dzi�ki temu tubylcy odwa�� si� z nim rozmawia� i b�dzie m�g� wykorzysta� w praktyce sw�j ca�kiem niez�y hiszpa�ski.
Pierwszy Detektyw odwr�ci� si� na twardym plastykowym siedzeniu, by popatrze� na siedz�cych z ty�u przyjaci�. Bob czyta� wydan� w broszurowej oprawie histori� Meksyku, kt�r� zabra� ze sob� na drog�. Miejsce obok niego zaj�a oszo�amiaj�ce pi�kna m�oda Meksykanka. Wpatrywa�a si� w ch�opca z nadziej�, �e przerwie lektur� i porozmawia z ni�. Ten to ma szcz�cie, pomy�la� Jupe.
Pete jakim� cudem zdo�a� wsun�� swoje d�ugie nogi pod przednie siedzenie i zasn�� snem sprawiedliwych.
Bob i Pete tak�e mieli na sobie nowe podkoszulki. Na piersi Boba widnia� napis �The Survivors�. Tak nazywa� si� jeden z promowanych przez Saxa Sendlera zespo��w rockowych.
Na podkoszulku Pete�a by�y wydrukowane dwa s�owa: Kelly Madigan. Dosta� ten podkoszulek od Kelly na po�egnanie, z pro�b�, by o niej nie zapomnia�. Gest dziewczyny wprawi� Pete�a w zdziwienie. Czy�by ona r�wnie� zamierza�a o nim pami�ta�?
Jupe zacz�� si� przypatrywa� kobiecie, siedz�cej za Bobem. Nie r�ni�a si� niczym od innych jad�cych autobusem meksyka�skich wie�niaczek. Mia�a br�zowaw� sk�r�, ubrana by�a w bawe�nian� bluzk� i we�nian� sp�dnic�. Spod czerwonego szala, kt�ry narzuci�a na g�ow�, zwisa�y dwa d�ugie, czarne warkoczyki. Jupe po raz pierwszy zauwa�y� j� na dworcu autobusowym w Santa Monica, i chocia� od tamtej pory Trzej Detektywi ju� dwukrotnie po przekroczeniu granicy przesiadali si�, kobieta ci�gle im towarzyszy�a.
Bob od�o�y� na bok ksi��k� i zaj�� si� rozmow� z m�od� Meksykank�. Z rado�ci� odkry�, �e dziewczyna m�wi po angielsku.
- Niestety, m�j hiszpa�ski jest raczej kiepski - usprawiedliwia� si�. - Znam jedynie kilka podstawowych zwrot�w.
- Jak ci si� podoba Meksyk? - zapyta�a.
- Jest wspania�y.
- Dlaczego tak uwa�asz?
- Jak ci to wyt�umaczy�... - zastanawia� si� Bob. - Stany Zjednoczone mo�na por�wna� do wielkiej orkiestry symfonicznej. Wszyscy muzycy znaj� swoje partie, maj� w�asne partytury i wiedz�, kiedy musz� si� w��czy� do gry. Mo�na przewidzie� ca�y przebieg koncertu.
- A w Meksyku? - podsun�a z u�miechem dziewczyna.
- Meksyk przypomina raczej sesj� jazzow�. Ka�dy zaczyna improwizowa� w dowolnym momencie. Nie chodzi mi o spos�b, w jaki je�d�� tutejsi kierowcy, ale o to, �e autobusy zatrzymuj� si� w samym �rodku bezludnej okolicy i pasa�erowie wysypuj� si� z nich gromadnie, po czym po prostu znikaj� na pustyni.
- Udaj� si� na swoje farmy - wyja�ni�a dziewczyna. - Czasem musz� pokona� dystans prawie dziesi�ciu kilometr�w.
- Ale wygl�daj�, jakby im to wcale nie przeszkadza�o - odpar� Bob. - �miej� si� i gadaj� ze sob�. Mo�na by pomy�le�, �e w�a�nie udaj� si� na prywatk�.
- Mo�e i masz racj�. - Dziewczyna zamy�li�a si�. - Przez kilka lat mieszka�am w Ameryce. �ycie jest tam co prawda �atwiejsze, ale za to w Meksyku ludzie wydaj� si� bardziej pogodni.
Autobus zatrzyma� si� w ma�ym miasteczku. Jupe rzuci� okiem na map� i da� znak Pete�owi i Bobowi, �e znowu czeka ich przesiadka.
Bob po�egna� si� z m�od� Meksykank� i zdj�� z p�ki podr�czny baga�. Bilety autobusowe sprzedawano w ma�ej kafejce, mieszcz�cej si� przy ruchliwej ulicy. Trzej przyjaciele udali si� tam niezw�ocznie.
- Umieram z g�odu, Bob! - zawo�a� Pete, kiedy usiedli przy stole.
Pete i Bob zam�wili wo�owin� w cie�cie z ry�em i fasol�. Jupiter si� zawaha�. Nie m�g� w Meksyku przestrzega� swojej nowej diety. Dusty ostrzega� ich, by w czasie podr�y nie jedli sa�atek i nie gotowanych jarzyn. Ale ry� i fasola! To tak, jakby sam si� prosi�, by przyty� par� kilogram�w.
Pierwszy Detektyw zdecydowa� si� w ko�cu na dwie zawijane tortille nadziewane mi�sem z kurczaka. Kurczak by� mniej tucz�cy ni� wo�owina; ch�opiec mia� r�wnie� nadziej�, �e tortilla nie zawiera tyle skrobi co chleb. Danie by�o jednak mocno przyprawione ostrym pieprzem chili.
- J�zyk mi p�onie - skar�y� si� Jupe, gdy po opuszczeniu kawiarni wracali do autobusu.
Nagle przed Jupiterem wyr�s� m�czyzna w podartej sk�rzanej kurtce. Nieznajomy m�g� mie� oko�o dwudziestu lat, by� wysoki i pot�nie zbudowany.
- Brak miejsc - powiedzia�, odpychaj�c brutalnie ch�opca. - Nie pojedziecie tym autobusem.
Detektywi wymienili zdziwione spojrzenia. Meksykanie, kt�rych dot�d spotykali, byli do nich tak przyja�nie nastawieni.
Jupe zauwa�y�, �e po�owa miejsc w autobusie nie jest jeszcze zaj�ta. Najgrzeczniej, jak umia�, wyja�ni� to po hiszpa�sku agresywnemu Meksykaninowi.
Tym razem m�czyzna uderzy� Jupitera pi�ci� w klatk� piersiow�.
- Miejsc nie ma - powt�rzy� z uporem. - Wyno�cie si� st�d wszyscy trzej i wracajcie do Stan�w. Nikt was tu nie chce.
- Ani mi si� �ni wraca� - o�wiadczy� stanowczo Jupe. - Zamierzam pojecha� tym autobusem, wi�c prosz� zej�� mi z drogi.
Zamiast usun�� si� na bok, m�czyzna w sk�rzanej kurtce chwyci� Jupitera za ramiona i przyci�gn�� go do siebie.
- Spadaj albo rozwal� ci �eb - zagrozi�.
W ci�gu minionych kilku tygodni Jupiter szczeg�lnie ostro trenowa� d�udo, z nadziej�, �e straci na wadze, i zrobi� ca�kiem niez�e post�py. Nie mia� jednak z�udze�, �e m�g�by by� godnym przeciwnikiem w walce z m�odym, muskularnym Meksykaninem. Zanimby go chwyci�, m�czyzna zd��y�by mu wybi� po�ow� z�b�w. Szybko wi�c wyswobodzi� si� z u�cisku i zrobi� krok do ty�u, by unikn�� ciosu.
Pete i Bob usi�owali �ledzi� prowadzon� po hiszpa�sku rozmow�, ale w tym momencie Drugi Detektyw nie mia� ju� w�tpliwo�ci, co si� dzieje.
- O co chodzi? - spyta�, staj�c obok Jupitera.
Jupe wyja�ni�, �e m�czyzna w sk�rzanej kurtce nie chce ich wpu�ci� do autobusu.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Mo�e nie lubi jankes�w.
- Rozumiem - powiedzia� weso�ym tonem Pete. Unosz�c si� na palcach, lekkim krokiem ruszy� ku m�odemu m�czy�nie. Meksykanin zamachn�� si� i gdyby jego pi�� wyl�dowa�a na twarzy Pete�a, ch�opiec le�a�by jak d�ugi na ziemi. Drugi Detektyw zd��y� jednak uprzedzi� napastnika. Kiedy ten uni�s� r�k�, Pete zada� mu cios tu� poni�ej ramienia. Shuto-uchi okaza� si� skuteczny. R�ka m�czyzny na moment zastyg�a w powietrzu jak sparali�owana, po czym wolno opad�a. Meksykanin odruchowo chwyci� si� za rami� drug�, sprawn� r�k�. Zdumiony popatrzy� Pete�owi w oczy.
Ch�opiec czeka� w postawie bojowej, na lekko ugi�tych nogach. Meksykanin przestraszy� si�. Ci�gle trzyma� si� za rami�, pr�buj�c je usprawni�.
Pete uni�s� praw� r�k�, got�w zada� nast�pny cios.
- No ju� dobrze, wystarczy - zamrucza� po hiszpa�sku m�ody napastnik, potrz�saj�c g�ow�. - Nie dam sobie z�ama� karku nawet za milion pesos.
Oddali� si� z miejsca zaj�cia, ci�gle kr�c�c g�ow�. Jupiter czkn��. G�o�ny �miech Pete�a i Boba roz�adowa� napi�cie. Pierwszy Detektyw zaczerwieni� si�.
- Kurczaczek wraca? - dokucza� koledze Bob.
- Lepiej ju� chod�my - powiedzia� Pete. - Nasz autobus zaraz odje�d�a.
Trzej Detektywi wsiedli do �rodka. W kawiarni nie widzieli kobiety w czerwonym szalu, za to teraz dostrzegli j� na jednym z tylnych siedze�. Zauwa�yli, �e wyj�a z portmonetki wielk� gar�� pesos i wr�czy�a je komu� przez okno. Wyci�gn�a si� po nie ciemna d�o�. Kiedy zacisn�a si� na monetach, ch�opcom mign�� w przelocie r�kaw sk�rzanej kurtki.
Autobus ruszy�.
Zacz�� si� ostatni etap d�ugiej podr�y Trzech Detektyw�w. Ch�opcy zapadli w niespokojn� drzemk�. Nie mogli porz�dnie zasn��, gdy� w ka�dej z mijanych miejscowo�ci autobus przetacza� si� poprzez u�o�one w poprzek szosy betonowe garby wysoko�ci oko�o trzydziestu centymetr�w. Przeszkody, na kt�rych pojazd niemi�osiernie podskakiwa�, mia�y uniemo�liwia� kierowcom rozwijanie nadmiernych pr�dko�ci podczas przejazdu przez miasto, a pasa�erom zbyt g��bokie zasypianie. Ch�opcy m�czyli si� tak przez ca�� noc.
Do Lareto dotarli mniej wi�cej o dziewi�tej rano. Autobus zatrzyma� si� na niewielkim placu. Sta�a na nim estrada, otoczona drzewami i k�pami krzak�w.
Tu� po przekroczeniu granicy meksyka�skiej ch�opcy zgodnie z umow� zatelefonowali do pana Dusty�ego, czeka� wi�c na nich teraz w d�ipie, wyra�nie zadowolony z ich przyjazdu. Dziwnie si� jednak niecierpliwi�. Pom�g� swoim m�odym go�ciom upchn�� szybko baga�e w samochodzie, a potem w czasie jazdy bez przerwy powtarza�, �e wkr�tce znajd� si� na ranczu. Najch�tniej chyba dotar�by tam rakiet�.
Kiedy ruszali z placu, Jupiter spojrza� za siebie.
Na chodniku sta�a kobieta w czerwonym szalu i patrzy�a w �lad za odje�d�aj�cym d�ipem. Jupe pomacha� jej d�oni�, ale nie zareagowa�a na ten przyjacielski gest.
Nie mia� jej tego za z�e. Rozumia� wzburzenie Meksykanki. W ko�cu, jak podejrzewa�, da�a kilka tysi�cy pesos jakiemu� typowi w sk�rzanej kurtce, by powstrzyma� Trzech Detektyw�w przed przyjazdem do Lareto.
A jednak dojechali.
ROZDZIA� 4
BLONDYNKA DLA JUPITERA
Dojazd na ranczo zaj�� im dwie godziny. Jechali g��wnie poln� drog�, kt�ra wi�a si� mi�dzy zalesionymi wzg�rzami. W oddali wida� by�o pasmo wysokich g�r. Dusty wyja�ni�, �e to �a�cuch Sierra Madre. Bob przypomnia� sobie stary film, kt�ry widzia� w telewizji.
- To w�a�nie tam, w g�rach Sierra Madre, Humphrey Bogart i jego kompani znale�li skarb, prawda? - spyta� z u�miechem.
Dusty potraktowa� �arcik Boba niezwykle powa�nie.
- �Skarb z Sierra Madre� to tylko film - zaznaczy�. - Naprawd� w tych g�rach nie ma �adnego skarbu.
Bob pu�ci� oko do Pete�a.
Wkr�tce potem dotarli na ranczo. Niski, d�ugi drewniany budynek mieszkalny sta� na rozleg�ej ��ce, opadaj�cej ku jezioru. Jedynie kilka pas�cych si� na niej koni �wiadczy�o o tym, �e toczy si� tu jakie� �ycie.
Pete popatrzy� na jezioro. Oceni�, �e mo�e mie� oko�o pi�ciu - sze�ciu kilometr�w d�ugo�ci i kilometr szeroko�ci. Powinno by� wspania�ym miejscem do �owienia ryb, pomy�la�, zadowolony, �e zabra� ze sob� sprz�t w�dkarski. Po drugiej stronie jeziora nie wida� by�o �adnych dom�w, jedynie k�py drzew. Ponad ich wierzcho�kami stercza�o jednak co�, co przypomina�o wie�� starego ko�cio�a, musieli wi�c mieszka� tam jacy� ludzie.
Dusty zaprowadzi� go�ci na werand�, z kt�rej weszli do ogromnego pokoju z otwartym kominkiem i wygodnymi krzes�ami.
- Pewnie jeste�cie g�odni, prawda? - spyta�.
- Czyta mi pan w my�lach - przyzna� Pete.
Dusty klasn�� w d�onie i niemal natychmiast w sklepionym przej�ciu w ko�cu pokoju pojawi� si� jaki� Meksykanin.
- To jest Ascenci�n - powiedzia� Dusty. - Zatrudniam go jako kucharza.
Pan Dustin Rice nie uzna� za stosowne przedstawi� Meksykaninowi swoich go�ci.
Ascenci�n mia� oko�o pi��dziesi�ciu lat, krzepk� posta�, ciemn�, pobru�d�on� twarz i proste czarne w�osy. Ubrany by� w kowbojskie buty, d�insowe spodnie i koszul�. Bardziej wygl�da na pracownika rancza ni� kucharza, pomy�la� Jupe.
Dusty powiedzia� co� szybko po hiszpa�sku. Jupe wychwyci� s�owa ��niadanie� i �natychmiast�. Ascenci�n pokiwa� g�ow�. Jego br�zowe oczy by�y bardzo ciemne, niemal czarne. Bob zwr�ci� uwag�, �e Meksykanin ucieka wzrokiem przed swoim pracodawc�. Napi�cie mi�dzy tymi dwoma m�czyznami przypomina�o ch�opcu rywalizacj� mi�dzy gwiazdami rocka.
Ascenci�n okaza� si� wspania�ym kucharzem. Wkr�tce przyni�s� du�y talerz jajek na szynce, kartoflanych kulek sma�onych w oleju i koszyk pe�en gor�cych bu�eczek. Pete i Bob z apetytem zabrali si� do jedzenia wszystkiego, co by�o na stole. Jupe ograniczy� si� do szynki i jajek. Wed�ug Keila Halfebrota m�g� bezkarnie dostarcza� organizmowi protein, natomiast za wszelk� cen� musia� unika� w�glowodan�w.
Dusty siedzia� przy d�ugim stole wraz z go��mi, ale niczego nie jad�. Wyra�nie czeka� ze zrobieniem czego�, a� ch�opcy sko�cz� posi�ek. Co� go niepokoi�o.
- Najedli�cie si�? - spyta�, kiedy Pete prze�kn�� ostatni� porcj�.
- Tak. Wszystko by�o wspania�e - pochwali� Drugi Detektyw. Got�w by� poch�on�� kolejny talerz smakowito�ci, ale Dusty ju� ruszy� do drzwi.
- Chod�cie za mn� - zawo�a�. - Oprowadz� was po ranczu.
Po wyj�ciu z domu od razu skierowa� si� w stron� rozleg�ego, ogrodzonego pola. Sta�a na nim niewielka drewniana szopa.
- Chcecie zobaczy� mojego burro - powiedzia�. By�o to stwierdzenie, nie pytanie. Zaprowadzi� ch�opc�w do szopy. Zanim do niej doszli, ze �rodka wybieg� ma�y osio�ek, przez Meksykan�w zwany burro, i odskoczy� od przybysz�w, sp�oszony ich obecno�ci�.
Poza czarnym pasemkiem z ty�u grzbietu i na karku, zwierz� mia�o sier�� tak jasn�, �e a� niemal bia��. Nerwowo porusza�o ogromnymi uszami i d�ugim, g�stym ogonem. Przednie nogi osio�ka by�y sp�tane lin�, wi�c cho� pali� si�, by pogna� przed siebie, porusza� si� kr�tkimi, niepewnymi krokami.
Pete, kt�ry od razu lubi� ka�de zwierz�, jakie pozna�, szybko ruszy� w stron� osio�ka. Wyci�gn�� r�k�, by poklepa� stworzenie po szyi, lecz Dusty go powstrzyma�.
- Nie dotykajcie jej i nic nie m�wcie - zwr�ci� si� szeptem do ch�opc�w. - Jest bardzo m�oda, ma nieca�e dwa lata i jeszcze nie zosta�a oswojona.
O�lica zd��y�a si� oddali� o kilka metr�w. Gwa�townie wierzga�a tylnymi nogami, jakby chcia�a ostrzec przyby�ych, by zanadto si� do niej nie zbli�ali.
- W tych g�rach �yje wiele dzikich osio�k�w. Ta ma�a przyb��ka�a si� tutaj kilka miesi�cy temu i postanowi�em j� zatrzyma� - wyja�ni� Dusty. - Nazwa�em j� Blondie. �atwo si� domy�li�, dlaczego.
Spojrza� na Pete�a.
- Je�li chcesz, mo�esz j� teraz przywo�a�. Powiedz po prostu: Chod� tu, Blondie. Zobaczymy, jak zareaguje.
Znowu facet zaczyna nas traktowa� jak kilkuletnie dzieci, pomy�la� z oburzeniem Pete. Poucza nas, co mamy m�wi�. Ch�opiec jednak naprawd� lubi� ma�e zwierz�ta, wi�c zawo�a� �agodnym g�osem:
- Chod� tu, Blondie. Chod� tu.
O�lica po�o�y�a uszy, tak �e niemal dotyka�y karku. Pete nauczony do�wiadczeniem z ko�mi wiedzia�, �e oznacza to obaw� lub z�o��. Ponownie zawo�a� zwierz�, ale Blondie jedynie odskoczy�a na jeszcze wi�ksz� odleg�o��.
- Teraz ty spr�buj - Dusty zwr�ci� si� do Boba.
- A po co? - Ch�opiec wzruszy� ramionami. - �ebym wyszed� na g�upka?
- Mo�e masz racj�. - Dusty u�miechn�� si� najmilej, jak potrafi�, i spojrza� na Jupe�a. - Spr�bujesz j� przywo�a�? - zapyta� uprzejmie.
Jupe mia� oboj�tny stosunek do zwierz�t, w zwi�zku z czym by�o mu wszystko jedno, czy o�lica przyjdzie na jego zawo�anie, czy te� nie. Zaciekawi�o go jednak zachowanie Dusty�ego. Ranczer gwa�townie �cisn�� ch�opca za rami�, w oczach mia� niepok�j. Eksperyment z osio�kiem najwyra�niej mia� dla niego du�e znaczenie. Jupiter postanowi� si� dowiedzie�, o co chodzi. Wyswobodzi� si� z u�cisku i zawo�a�:
- Chod� tu, Blondie.
Efekt by� zadziwiaj�cy. O�lica natychmiast zacz�a kr�ci� �bem. Popatrzy�a prosto na Jupe�a. �ci�gn�a uszy, po czym wystawi�a je do przodu.
- Nie do wiary! - zawo�a� Pete.
- Jeszcze raz - szepn�� podniecony Dusty. - Powiedz to jeszcze raz.
- Chod� tu, Blondie.
Tym razem w g�osie Jupitera brzmia�o wyra�ne zainteresowanie.
O�lica szarpn�a lin�, kt�ra p�ta�a jej przednie nogi, i tak szybko, jak tylko mog�a, pok�usowa�a w stron� ch�opca. Zatrzyma�a si� nieca�e p� metra od niego i wyci�gaj�c szyj�, tr�ci�a go delikatnie nosem w klatk� piersiow�.
- Zakocha�a si� w tobie, przyjacielu! - Bob klepn�� Jupe�a po plecach. - Jak tego dokona�e�? Ledwie trzy s�owa i ju� oszala�a na twoim punkcie.
Jupiter cofn�� si�. Reakcja osio�ka na jego komend� naprawd� go zdziwi�a. Poczu� si� te� zak�opotany �artami Boba.
- Pog�askaj j�. - Dusty znowu chwyci� Jupe�a za rami�. - Zobaczymy, co zrobi, gdy jej dotkniesz.
Jupiter z czystej ciekawo�ci wyci�gn�� r�k� i pog�aska� Blondie po szyi. Znowu postawi�a uszy i tr�ci�a nosem pier� ch�opca.
Dusty pu�ci� rami� Pierwszego Detektywa. �mia� si� jak cz�owiek, kt�ry w�a�nie wygra� pierwsz� nagrod� w teleturnieju.
- Za�o�� si�, �e nawet pozwoli ci dosi��� swego grzbietu. Spr�buj - zach�ci� Jupitera. - Mo�esz si� nie obawia�. Mimo m�odego wieku jest bardzo silnym zwierz�ciem i bez trudu ud�wignie tw�j ci�ar.
Ch�opiec zawaha� si�. Nie mia� szczeg�lnej ochoty je�dzi� na o�le, jednak na widok podniecenia, w jakie wpad� Dusty po nieoczekiwanej reakcji Blondie na jego komendy, przysz�o mu do g�owy wiele pyta�. Dzia�o si� tu co�, czego nie rozumia�, a jako detektyw musia� szuka� odpowiedzi w r�ny spos�b.
Przerzuci� praw� nog� przez grzbiet o�licy i usiad� na niej okrakiem. Blondie odwr�ci�a g�ow� i popatrzy�a na niego swymi ogromnymi, �agodnymi oczami. Uszy mia�a sztywno wyprostowane. Najwyra�niej spodoba� jej si� pomys� wo�enia tego akurat je�d�ca.
- Powiedz: naprz�d - wyszepta� niecierpliwie Dusty.
Kiedy Jupe us�ysza� to s�owo, co� mu si� przypomnia�o.
- Naprz�d, Blondie - zawo�a�. - Naprz�d.
O�lica niezgrabnie pok�usowa�a przed siebie. Musia� dobrze si�. trzyma� jej szyi, by nie spa��. Postanowi� zrobi� ma�y eksperyment, by sprawdzi�, czy pami�� nie p�ata mu figla.
- Prr, Blondie! - krzykn��.
O�lica zatrzyma�a si� pos�usznie.
- Wyra�nie ci� zaakceptowa�a - stwierdzi� Dusty, kiedy Pierwszy Detektyw zsiad� z grzbietu Blondie.
- Tw�j zwierz�cy magnetyzm tak j� przyci�ga - zakpi� Pete. - Zawsze dzia�a na blondynki.
- Bardzo �mieszne - powiedzia� Jupiter. - Mo�e przypominam jej kogo�? - Popatrzy� pytaj�cym wzrokiem na Dusty�ego.
- Jakim cudem? - Dusty pokr�ci� g�ow�. - Ta o�lica by�a ca�kiem dzika, kiedy si� tu przyb��ka�a. Nie zna innych ludzi poza mn� i Ascenci�nem. A ty nie jeste� podobny do �adnego z nas.
- Rzeczywi�cie wygl�dam zupe�nie inaczej ni� pan - przyzna� Jupe.
Zacz�� skuba� doln� warg�, co robi� zawsze wtedy, kiedy si� nad czym� g��boko zastanawia�. By� przekonany, �e ten odruch pomaga mu w my�leniu.
Skuba� warg� jeszcze p� godziny p�niej, siedz�c na pos�aniu w ogromnym, komfortowo urz�dzonym pokoju, kt�ry dzieli� z dwoma przyjaci�mi. Wygl�da� przez okno. Bia�a o�lica sta�a na polu blisko ogrodzenia. Patrzy�a w stron� domu i rycza�a �agodnie, jakby prosi�a Jupe�a, by przyszed� do niej i znowu j� g�aska�.
- Blondie! - krzykn�� nagle Pete, zaj�ty sk�adaniem w�dki. - �ona Dagwooda z komiksu! �Blondie� by�o jedn� z odpowiedzi na has�a krzy��wki.
- Tak - zgodzi� si� Jupe. - Ale nie jedyn�.
- Jak to? - spyta� Bob. Rozpakowywa� podr�czn� torb� i uk�ada� porz�dnie w szufladzie par� zapasowych d�ins�w. - Mo�e wobec tego poznamy odpowied� na pytanie, czemu ta blondynka uleg�a twemu nieodpartemu urokowi?
Jupe zignorowa� z�o�liw� uwag� przyjaciela.
- Przypomnijcie sobie s�owa, kt�rymi Dusty kaza� nam przywo�a� osio�ka. Wszystkie by�y odpowiedziami na has�a krzy��wki.
- Naprawd�? Kt�re? - zapyta� Pete.
Jupe opar� si� o �cian� i przymkn�� oczy.
- Chod�, tu - zacz�� wylicza�. - Naprz�d, prr. Blondie s�ucha�a wszystkich tych polece�.
Bob podszed� do ��ka, usiad� i zamy�li� si�.
- Rzeczywi�cie wpad�e� na jaki� trop, Jupe - przyzna�. - Kiedy jednak Pete przywo�ywa� Blondie tymi samymi s�owami, w og�le nie reagowa�a.
- Wiem - zgodzi� si� Jupe, tak samo zaintrygowany jak Bob. - Brzmi to nieprawdopodobnie, ale mo�na by pomy�le�, �e to ma�e zwierz� ju� przedtem gdzie� mnie spotka�o. Najwyra�niej rozpozna�o m�j g�os!
ROZDZIA� 5
LE�NY SZPIEG
Po kolacji, na kt�r� Ascenci�n poda� smaczne steki z rusztu, Trzej Detektywi poszli wcze�nie spa�.
Kilka godzin p�niej Jupitera obudzi� jaki� dziwny odg�os, jakby kto� pociera� czym� o szyb� okienn�. ��ko ch�opca znajdowa�o si� w pobli�u okna, wi�c uni�s� g�ow� i zauwa�y�, �e pod dom podesz�a Blondie. Ze wszystkich si� pr�bowa�a wetkn�� nos do �rodka, mimo i� na przeszkodzie sta�a jej szklana tafla.
Jupe zamrucza� co� cicho i pogrozi� pi�ci� o�licy, co nie zrobi�o na niej �adnego wra�enia, wcale nie zamierza�a odej��. Gdyby Pete i Bob obudzili si� i zobaczyli ca�� scen�, docinkom nie by�oby ko�ca. Ci�gle mamrocz�c pod nosem, Jupe wsta� z ��ka i podszed� do drzwi, kt�re wychodzi�y wprost na podw�rko na ty�ach domu. Kiedy tylko je otworzy�, Blondie wsun�a �eb do pokoju. Jupiter pr�bowa� wypchn�� o�lic� na