3802
Szczegóły |
Tytuł |
3802 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3802 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3802 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3802 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ALFRED HITCHCOCK
PECHOWY DRESZCZOWIEC
NOWE PRZYGODY TRZECH DETEKTYW�W
(Prze�o�y�a: ANNA IWA�SKA)
ROZDZIA� 1
EMOCJE l OBAWY
Pete Crenshaw zjecha� na pobocze szosy. Jego ma�a, pomara�czowa vega, rocznik 77, podskakiwa�a na nier�wnej nawierzchni i wreszcie zatrzyma�a si� dok�adnie naprzeciw cmentarza. Pete zaci�gn�� hamulce, przejrza� si� we wstecznym lusterku, przyg�adzi� swe rudawobr�zowe w�osy i wysun�� si� zr�cznie z ciasnego siedzenia kierowcy. �Nie�le, jak na draba o wzro�cie metr osiemdziesi�t pi�� i wadze osiemdziesi�t pi�� kilo� - pomy�la� z u�miechem.
Otworzy� szybko baga�nik i wyci�gn�� z niego r�k�. By�a d�uga, ow�osiona, masywna i umi�niona jak u atlety. Nie ko�czy�a si� jednak d�oni�, lecz �ap�. Podrygiwa�a w rytm krok�w Pete�a, kiedy taszczy� j� na drug� stron� drogi.
Nagle przystan�� i spojrza� na zegarek. Dziewi�ta. A niech to! Mia� si� spotka� z Jupe�em godzin� temu.
Mo�e uda si� sk�d� szybko zadzwoni�? Ale sk�d? Prawda, o kilkaset metr�w st�d jest stara, opuszczona stacja benzynowa.
Pete pomaszerowa� wzd�u� szosy, taszcz�c r�k� do budki telefonicznej. Wreszcie wsun�� monet� do automatu i wykr�ci� numer. Po dw�ch sygna�ach odezwa� si� znajomy g�os.
- Tu biuro Trzech Detektyw�w, m�wi Jupiter Jones.
- Jupe, to ja, Pete. Przez ca�e rano pr�bowa�em si� do ciebie dodzwoni�.
- Wiem.
�Wiem� to ulubione s��wko Jupe�a.
- Sk�d mo�esz wiedzie�? Zapomnia�e� w��czy� automatyczn� sekretark� i nikt nie odpowiada� na telefon.
- Nie zapomnia�em. Sekretarka wysiad�a, bo wysadzi�em bezpieczniki w pracowni. Stanowczo najwy�szy czas wymieni� je na automatyczne. A wiem, bo przecie� mog� logicznie wydedukowa�, co zasz�o. Jeste� sp�niony, wi�c co� wa�nego ci wypad�o.
Pete m�g� sobie doskonale wyobrazi� Jupe�a za starym, metalowym biurkiem w przyczepie kempingowej, kt�r� Trzej Detektywi przekszta�cili w swoj� siedzib�. Przyczepa ta sta�a w naro�niku sk�adu z�omu wuja Jupe�a w Rocky Beach, ma�ym kalifornijskim mie�cie, tu� za Los Angeles. Jupe siedzia� prawdopodobnie na obrotowym krze�le, pracuj�c z komputerem lub mo�e... czytaj�c ksi��k� o odchudzaniu.
- Okay, jak zwykle masz racj�. Rzeczywi�cie co� mi wypad�o, i to co� nie jest zwyczajnie wa�ne. To jest wa�ne nadzwyczajnie. Zgadnij, gdzie jestem? - zapyta� Pete i na wszelki wypadek, nie daj�c Jupe�owi czasu na odpowied�, powiedzia�: - Jestem ko�o cmentarza Daltona pod Huntington Beach i mam ze sob� r�k�, ostatnie dzie�o mego taty do drugiej cz�ci filmu �Uduszenie�.
- Mhm....
- Za jakie� dwie minuty dostarcz� t� r�k� re�yserowi Jonowi Travisowi. I to nie wszystko. Tato my�li, �e Travis mo�e da� mi jak�� prac�. Pi�kne, co?
- Pi�kne, ale b�d� ostro�ny.
- Niby dlaczego?
- Dlatego, �e przy kr�ceniu pierwszego �Uduszenia� zdarzy�o si� wiele dziwnych rzeczy.
- Na przyk�ad co?
Nim Jupe zd��y� odpowiedzie�, moneta Pete�a wpad�a g��biej do automatu.
- Powiem ci p�niej. Wiem, �e nie masz drugiej dwudziestopi�ciocent�wki - powiedzia� Jupe i od�o�y� s�uchawk�.
�Okay, trzeba przyzna�, �e ch�op ma �eb nie od parady� - my�la� Pete, wracaj�c szos� w stron� cmentarza. �W przeciwnym razie nie by�by przyw�dc� Trzech Detektyw�w. Ale sk�d wiedzia�, �e nie mam wi�cej dwudziestopi�ciocent�wek? I co mia�o znaczy� zdanie, �e wiele dziwnych rzeczy zdarzy�o si� przy filmowaniu pierwszego �Uduszenie�?�
Przeci�� szos� i zszed� po trawiastym stoku na cmentarz. Jako dziecko ba� si� cmentarzy. Ale teraz nie czu� ju� l�ku, a w ka�dym razie nie na tym cmentarzu. Ten bowiem t�tni� �yciem.
U podn�a pierwszego stoku rozci�ga�o si� pasmo r�wnego terenu, pokryte nagrobkami. Za nim znajdowa� si� nast�pny stok i tak cmentarz ci�gn�� si� w d� wzg�rza a� po g��boko po�o�on� dolin�. Tam zainstalowa�a si� ekipa filmowa. Na stoku powy�ej zebra�y si� ma�e grupki gapi�w.
Mijaj�c ich, Pete przeszed� obok dw�ch uczennic szko�y �redniej, pewnie siedemnastoletnich jak on. Jedna z nich przez lornetk� obserwowa�a ekip� filmow�.
- Co teraz robi�? - dopytywa�a si� druga.
- Wci�� tylko kopi� gr�b i gadaj� - odpowiedzia�a dziewczyna z lornetk�.
- A jego widzisz? Jest tam Diller Rourke? Umr�, jak go nie zobacz�. Ma tak cudowne oczy...
- Spokojnie, Cassie. Nie podniecaj si�.
Pete si� roze�mia�. Czy�by nigdy nie widzia�y, jak si� robi film? Pewnie nie, a ju� na pewno nie film z now� supergwiazd� Hollywoodu, Dillerem Rourke. Nie ka�dy ma tat�, kt�ry pracuje w studiu filmowym i mo�e zabra� swoje dzieciaki na plan.
Zbieg� z dw�ch kolejnych wzg�rz i znalaz� si� na terenie zdj�ciowym. Przeszed� skrajem, obok sprz�tu o�wietleniowego, cz�onk�w ekipy technicznej i otwartych grob�w. �Uduszenie II� zapowiada�o si� zupe�nie niesamowicie. By�a to historia faceta, kt�rego przez pomy�k� zakopano �ywcem, a kiedy wreszcie uda�o mu si� wydosta� z grobu, okaza�o si�, �e jest �ywym trupem. S�owem, makabra pierwszej klasy.
Na samym dnie doliny Pete odnalaz� Jona Travisa, trzydziestoo�mioletniego re�ysera filmu. Siedzia� na p��ciennym krze�le, z nogami opartymi o spory nagrobek, i rozmawia� przez telefon kom�rkowy. Jego czarne spodnie, koszula i golf harmonizowa�y kolorem z d�ugimi, przet�uszczonymi w�osami. By� o dobre dziesi�� centymetr�w ni�szy od Pete�a.
- Okay, anio�ku - krzycza� do telefonu - gdzie jest Diller Rourke?! Gdzie ten nasz cudowny ch�opiec, ta supergwiazda? Obiecywa�a�, �e b�dzie przychodzi� ka�dego dnia na czas i z wyuczon� rol�.
S�ucha� chwil� odpowiedzi i �ci�gn�� usta.
- Jeste� jego agentem! Dlatego oczekuj�, �e powinna� wiedzie�. Od dw�ch godzin wstrzymuje mi prac�! Chcesz, �ebym go udusi� w�asnymi r�kami? No to sprowad� mi go tutaj!
Po tych s�owach Travis rzuci� telefon do stoj�cej przy nim m�odej, rudow�osej kobiety z d�ugim ko�skim ogonem.
Pete pomy�la�, �e Travis jest dok�adnie taki, jak mu go tato opisywa�. Wybuchowy, egocentryczny i wymagaj�cy. Mo�e dlatego sta� si� tak dobrym re�yserem horror�w, a mo�e dlatego, �e jego filmy by�y tak krwawe i makabryczne. W ka�dym razie jego ostatni film �Mondo grosso� zyska� wielk� popularno��.
- Margo, pr�buj dalej z�apa� go w domu - zawo�a� do dziewczyny z rudym ko�skim ogonem i wtedy zauwa�y� Pete�a.
- Co to jest? Drapaczka do plec�w?
Pete wr�czy� mu ow�osion� r�k�.
- Jestem Pete Crenshaw. To jest rekwizyt, kt�ry m�j tato skonstruowa� do pa�skiej sceny z grobowcem. Prosi�, �eby panu powiedzie�, �e kiedy b�dzie pan spala� t� r�k�, sk�ra si� z�uszczy w trzech warstwach. Najpierw z�uszczy si� cia�o, potem zielona warstwa z b�blami, a na ko�cu b�dzie warstwa czerwona ze wszystkimi �y�ami i naczyniami krwiono�nymi.
Jon obejrza� r�k� i po raz pierwszy si� u�miechn��.
- To jest niezwyk�e. Wspania�e! Tw�j ojciec jest najlepszym tw�rc� efekt�w specjalnych, jakiego znam. Ma m�j spos�b my�lenia. Nie wystarczy zrobi� tego tak, �eby krwawi�o, skoro mo�na zrobi� to tak, �eby i krwawi�o, i pokrywa�o si� b�blami. - Poda� r�k� asystentowi i zapyta� Pete�a:
- Dlaczego nie jeste� w szkole?
- Nie ma dzi� szko�y. Konferencja pedagogiczna.
- Tak, tak. Oszcz�d� mi szczeg��w. S�uchaj, tw�j tato mi m�wi�, �e znasz si� na samochodach. To prawda?
Pete skin�� g�ow�.
- Okay. Pewnej nocy �ni�a mi si� scena z samochodem. Potrzeba mi kogo� dobrego, �eby j� zrealizowa�. Dogadamy si�?
Pete kiwn�� g�ow�.
- Mam przyjaciela, nazywa si� Tay Cassey - powiedzia�. - Jak si� do tego zabierzemy we dw�ch, samoch�d mo�e nawet m�wi�.
- Nie chc�, �eby m�wi�. Ten pieszczoch ma krwawi�. Potrafisz to zrobi�?
Pete znowu skin�� g�ow�.
- Krew ma lecie� z wycieraczek - wyja�nia� Jon - tylko niech mi to nie wygl�da jak wyciekaj�cy ketchup. By�by� wtedy partaczem, co schrzani� robot�. Krew musi wytryska� falami, jakby ci kto� przeci�� arteri�.
Przy tych s�owach uderzy� Pete�a brzegiem d�oni w kark i ch�opcu przebieg� dreszcz po plecach.
- Twoje serce dalej pompuje krew, bum-bum. Najpierw du�o, potem coraz mniej. Tak to ma wygl�da�, a jak nie potrafisz tego zrobi�, m�w od razu i zejd� mi z oczu.
- Jaki to ma by� samoch�d? - zapyta� Pete spokojnie.
- Jaguar XJ6, oczywi�cie. Kupowa�e� ju� samoch�d, kt�ry jest wart czterysta pi�� tysi�cy dolar�w?
Pete stara� si� wygl�da� niewzruszenie.
Nie chcia� si� przyzna�, �e nigdy nie zap�aci� za samoch�d wi�cej ni� siedemset pi��dziesi�t dolar�w.
- Poradz� sobie.
- Okay, daj� ci prac� - powiedzia� Jon. - Mamy umow� z salonem �Luksusowe Samochody� w Hollywoodzie. Powiesz im tylko, co ci potrzebne i dostaniesz kluczyki. Przyjd� w poniedzia�ek.
Odwr�ci� si� natychmiast do Margo trzymaj�cej wci�� telefon.
- Przez ca�y czas zaj�ty sygna� u Dillera Rourke, panie Travis - powiedzia�a.
Jon wyrwa� jej telefon z r�ki i rzuci� nim o ziemi�.
- We� m�j samoch�d, Kevin - zwr�ci� si� do innego asystenta. - Pojedziesz z Margo po Dillera. Malibu Court. U�yjcie si�y, je�li b�dzie trzeba. �aden aktorzyna nie b�dzie mi odk�ada� s�uchawki z wide�ek i zmusza� do czekania.
- Ju� si� robi, Jon - Kevin poprawi� na nosie okulary w z�otej oprawie. - Malibu Court. Czy to szos� na po�udnie, czy na p�noc?
Jon Travis bez s�owa utkwi� w nim wzrok. Mo�na by�o pomy�le�, �e ma zamiar rzuci� si� na Kevina i przegry�� mu gard�o.
- Ja wiem, gdzie to jest - wmiesza� si� Pete - mieszkam zaraz za Malibu, w Rocky Beach.
�Co tam - pomy�la� - dla poznania takiej gwiazdy, jak Diller Rourke, warto kupi� jedn� z tych durnych map z oznaczeniem rezydencji s�aw filmowych.�
- Dobra, mechaniku. Mo�e tobie uda si� o�ywi� mojego gwiazdora. - Travis szybko napisa� adres na kartce.
- We� tych dwoje i sprowad�cie mi tu Dillera. Je�li si� zgubisz, szukaj, a� znajdziesz. Mnie nie zawracaj wi�cej g�owy.
Po czym machni�ciem r�ki odprawi� Pete�a i swych asystent�w.
Kiedy wsiedli do czerwonego mercedesa Travisa, Pete wci�gn�� w nozdrza zapach dobrej, mi�kkiej sk�ry. Na przednim siedzeniu Margo i Kevin rozmawiali o czym�, ale Pete ich nic s�ucha�. Wtuli� si� z rozkosz� w tylne siedzenie i zatraci� si� zupe�nie. Poczu� si�, jakby by� cz�ci� wyposa�enia pi�knego, mocnego samochodu. Patrzy� na trzyliniowy telefon, telewizor, wideo, ma�� lod�wk� i inne cuda. Co za szkoda, �e nie jad� na przyk�ad do Indiany, zamiast do odleg�ego o nieca�� godzin� Malibu.
Gdy wzd�u� szosy zacz�y si� ci�gn�� rozleg�e pla�e Pacyfiku, Kevin zwolni�.
- Nie ma co, ch�tnie pomieszka�abym tutaj - powiedzia�a Margo, patrz�c na mijane domy s�awnych i bogatych.
- Gdzie teraz? - zapyta� Kevin Pete�a.
- Prosz� skr�ci� w lewo.
Jeszcze kilometr i zajechali przed dom Dillera Rourke. By� to parterowy budynek z drzewa cedrowego i szk�a. W ogrodzie, w�r�d typowej dla Kalifornii trawy �r�dziemnomorskiej, sta�y liczne znaki drogowe i drogowskazy, wyra�nie sk�d� skradzione.
Margo i Kevin podeszli do drzwi frontowych i zadzwonili. Pete zosta� w tyle. Nagle z�apa�a go trema przed spotkaniem ze znanym aktorem. Co w�a�ciwie ma mu powiedzie�? Cze��, �wietny z pana facet? Dlaczego gra pan w horrorach, skoro naprawd� dobry jest pan w filmach przygodowych? Dla forsy? Nie, nie ma mowy. Mo�e w drodze powrotnej pogada z nim o samochodach.
Kevin wci�� naciska� guzik dzwonka, ale nikt nie reagowa�. Potem Margo zacz�a wali� pi�ci� w drzwi, ale i ta metoda nie odnios�a skutku. Popatrzyli na siebie, nie wiedz�c co dalej.
Wreszcie Kevin spr�bowa� nacisn�� klamk� i ku jego zdziwieniu drzwi ust�pi�y. Zawaha� si� chwil�, nim otworzy� je szerzej.
- Ju-hu, Diller! - zawo�a�, opieraj�c si� o framug�. Wci�� nie by�o odpowiedzi.
W ko�cu Kevin i Margo znikn�li w domu, a Pete podszed� bli�ej. Co si� dzieje? Us�ysza� jeszcze jedno �ju-hu� i w domu zaleg�a cisza, niepokoj�ca cisza. Czujniki Pete�a w��czy�y si� automatycznie. Co� by�o nie w porz�dku. Wszed� szybko do �rodka i... stan�� jak wryty.
Wszystko w salonie by�o poprzewracane do g�ry nogami - meble, wysoka stoj�ca lampa, donice z kwiatami. Ob��dna rze�ba, przedstawiaj�ca cztery stopy, wychodz�ce z jednej nogi, le�a�a na boku. Co tylko da�o si� st�uc, za�ciela�o pok�j od�amkami szk�a. Wygl�da�o na to, �e rozegra�a si� tu walka. Jakby scena z brutalnego filmu, ale by�o to prawdziwe, nazbyt prawdziwe.
Margo i Kevin stali bez ruchu po�rodku pokoju. Wystarczy�o Pete�owi na nich spojrze�, �eby wiedzie�, �e nie maj� poj�cia, co robi�. Byli zaszokowani i przera�eni.
- Co si� sta�o? - odezwa�a si� w ko�cu Margo.
- My�l�, �e trzeba przeszuka� pozosta�e pokoje - powiedzia� Pete.
- Po co? - zapyta� Kevin.
- Czego b�dziemy szuka�? - zawt�rowa�a mu Margo, wci�� oszo�omiona.
Pete rozejrza� si� po kompletnie zdewastowanym pokoju.
- Na przyk�ad cia�a - powiedzia�.
ROZDZIA� 2
Z�E UROKI
- Naprawd� my�lisz, �e mo�emy znale�� cia�o, czy tylko usi�ujesz by� dowcipny? - zapyta�a Margo.
Pete nie odpowiada�. Wiedzia� tylko, �e sta�o si� tu co� niedobrego. Serce wali�o mu jak m�otem i nie m�g� oddycha�. Za ma�o powietrza w tym domu. Czu� zawr�t g�owy.
- Rozejrzyjmy si� - powiedzia� wreszcie, potrz�saj�c g�ow�, �eby przywr�ci� sobie jasno�� my�li.
Szk�o chrupa�o pod butami. Nie by�o dos�ownie gdzie st�pn��, �eby nie nadepn�� na od�amki. Szed� ostro�nie, staraj�c si� nie poruszy� przewr�conych lamp, krzese� i innych dowod�w walki.
�Co tu si� sta�o?� - my�la�, wchodz�c do sypialni Dillera. S�uchawka telefonu by�a zdj�ta z wide�ek. To t�umaczy�o zaj�ty sygna�. Margo wesz�a za nim.
- Dillera nie ma. Czy my�lisz, �e okradzione dom? - zapyta�a. - Mo�e Diller nadszed� i zaskoczy� z�odziei?
- Nie wiem. Z�odziej zazwyczaj przetrz�sa szafy i szuflady. Nie przewraca mebli. Czy wygl�da na to, �e co� zosta�o skradzione?
Margo otworzy�a par� szuflad wysokiej komody.
- Tutaj niczego nawet nie tkni�to.
- Sk�d tyle wiesz o z�odziejach? - zapyta� Kevin, wchodz�c do pokoju.
Pete chcia� odpowiedzie�, �e jest detektywem, ale si� powstrzyma�. Zastanawia� si�, czy Jupe naprawd� uwa�a go za detektywa. Nie, Pete jest dobry do wdrapania si� gdzie� przez okno, roz�o�enia kogo� na cztery �opatki w razie potrzeby, i to wszystko.
- Powinni�my ju� i�� - powiedzia�a Margo.
- Jeszcze chwileczk� - poprosi� Pete.
Wr�ci� do salonu. Chrz�st szk�a pod stopami, chrup-chrup. �My�l, Pete - powtarza� sobie w duchu - st�uczone szk�o. To musi by� jaka� poszlaka, a ty jej nie widzisz. Je�li nie potrafisz wywnioskowa�, co rozbito, szukaj tego, czego nie rozbito.� To mo�e si� wydawa� bez sensu, ale tak zawsze post�powa� w podobnych sytuacjach Jupiter Jones, a potem si� okazywa�o, �e w dziewi��dziesi�ciu o�miu procentach mia� racj�.
- Ej! - zawo�a� Kevin, �api�c go za rami� - Nawet nie pr�buj zabra� st�d czego� na pami�tk�,
- Staram si� tylko ustali�, sk�d si� wzi�o to rozbite szk�o.
Kevin wycofa� si� zak�opotany.
- Przepraszam, nerwy mi wysiadaj�.
W szafkach kuchennych szk�o sta�o na miejscu nie tkni�te. Pete sprawdzi� z kolei okna. �adne nie by�o rozbite. Wazony r�wnie� nie wchodzi�y w gr�. Na pod�odze nie by�o ani rozsypanych kwiat�w, ani rozlanej wody.
�adnej wskaz�wki. Wszystko nie mia�o sensu. Gdyby tu by� Jupe, mia�by ju� pi�� teorii przebiegu zaj�cia. Ale czy tylko Jupe jest detektywem? By�oby dla Jupitera nie lada niespodzianka, gdyby to rozwi�zanie znalaz� na w�asn� r�k� Pete. Albo Bob Andrews. Tylko �e Bob, odk�d dosta� prac� w agencji rockowej, rzadko zajmowa� si� sprawami detektywistycznymi.
W drodze powrotnej na cmentarz Pete niewiele si� odzywa�. S�ucha� raczej, co maj� do powiedzenia na temat znikni�cia Dillera Kevin i Margo. Uwa�ali, �e albo Diller wyszed� z domu, zanim tam wtargni�to, albo uciek� przed silniejszym przeciwnikiem, albo si� upi�, rozwali� wszystko sam i pojecha� przenocowa� do motelu.
Po chwili Pete przesta� s�ucha�. Je�li zamierza rozwi�za� t� spraw� sam, musi opracowa� w�asn� hipotez� przebiegu zaj�cia. Na razie jednak �adna nie przychodzi�a mu do g�owy.
- Czy ja aby jad� we w�a�ciwym kierunku? - zapyta� Kevin, patrz�c na odbicie Pete�a we wstecznym lusterku.
- To pierwsze pytanie, na kt�re mog� odpowiedzie� - roze�mia� si� Pete. - Prosz� skr�ci� w prawo na szos�, a potem na po�udnie.
Na cmentarzu Pete, Kevin i Margo zastali Jona Travisa w �wie�o wykopanym grobie, sk�d udziela� aktorowi instrukcji, jak ma sypa� na niego ziemi�.
Obok sta� starszy m�czyzna, szczup�y i opalony, zapewne dzi�ki godzinom sp�dzonym na korcie tenisowym. Nosi� bia�e spodnie i brzoskwiniowego koloru koszulk� polo, kt�ra uwydatnia�a jego opalenizn� i srebrzysto�� w�os�w.
- Wr�cili�cie z pustymi r�kami? - przywita� ich Travis. - Gdzie jest Diller?
Pete stan�� na skraju grobu.
- Czy mo�emy porozmawia� z panem na osobno�ci?
Travis wygramoli� si� z grobu i wraz Pete�em, Margo i Kevinem oddalili si� od grupy filmowc�w. Opalony m�czyzna szed� krok w krok za nimi. W pewnym momencie otoczy� Pete�a ramieniem.
- Jestem Marty Morningbaum i jestem producentem �Uduszenia II�. Wiesz, tym co podpisuje czeki i pilnuje, �eby Travis wszystkiego nie wyda�. Je�li wi�c masz co� wa�nego do powiedzenia, nie zapominaj, �e ja te� chc� to us�ysze� - m�wi� tonem dobrego wujaszka.
- Dillera nie by�o w domu - powiedzia� Pete.
Marty Morningbaum spojrza� na niego z uwag�. Pete stara� si� odsun��, ale r�ka Marty�ego spoczywa�a mocno na jego ramionach. Co� zacz�o mu brz�cze� ko�o ucha. Zorientowa� si�, �e jest to sygna� zegarka na przegubie d�oni Morningbauma.
- Chcesz mnie nastraszy�, ch�opcze? Mam ju� i tak siwe w�osy. Kim w�a�ciwie jeste�?
- To jest syn Crenshawa - wtr�ci� Jon.
- W domu u Dillera zastali�my pobojowisko - powiedzia�a Margo. - Musieli si� tam bi� czy co� takiego.
- Bi� si�? - Jon parskn�� �miechem. - Diller si� nie bije. Ten mi�czak nie by�by w stanie skrzywdzi� muchy. Twardy facet to on jest tytko w filmie.
- Mo�e wi�c kto inny bi� si� w domu Dillera? - powiedzia� Marty. - On sam m�g� by� na zakupach, na pla�y, gdziekolwiek. My�lcie logicznie. To nie jest film, tylko �ycie.
- Zupe�nie s�usznie, panie Morningbaum - podchwyci� Kevin. - Tak naprawd� wiemy tylko, �e zostawi� od�o�on� s�uchawk� telefonu i �e nie by�o go w domu od paru godzin.
- Nie by�o go przez ca�� noc - sprostowa� Pete i wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Sk�d wiesz? - zapyta�a Margo.
- Czy nie zauwa�yli�cie ��ka, kiedy weszli�my do jego sypialni? Nie by�o u�ywane ostatniej nocy.
- Rozs�dna obserwacja. Jeste� bystry, niew�tpliwie po tacie - powiedzia� Marty Morningbaum. - Tak, bardzo dziwna sprawa.
�Ej�e - pomy�la� Pete - mo�e wcale nie jest ze mnie taki z�y detektyw.�
- Prosz� pana - zwr�ci� si� do Morningbauma - mo�e b�d� m�g� znale�� Dillera. Ja i moi przyjaciele jeste�my detektywami. Rozwi�zali�my ju� wiele tajemniczych spraw.
Wr�czy� producentowi wizyt�wk�.
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Jupiter Jones . . . . . . . . . . . . . . . . . za�o�yciel
Pete Crenshaw . . . . . . . . . wsp�pracownik
Bob Andrews . . . . . . . . . . . wsp�pracownik
- Trzej Detektywi? - producent u�miechn�� si�. - Nie, nie widz� potrzeby. Diller mo�e przepad�, ale przed up�ywem dwudziestu czterech godzin nie jest osob� zaginion�. Tak orzek�aby policja i mia�aby racj�.
- Dwadzie�cia cztery godziny? - powt�rzy� gniewnie Jon. - Chcesz powiedzie�, Marty, �e ten g�adkolicy p�tak b�dzie nas kosztowa� ca�y dzie� produkcji? Ach, mam �wietny pomys�. Nakr�cimy scen�, w kt�rej �ywy trup wyrywa komu� serce.
- Tego nie ma w scenariuszu. Jon - powiedzia� Marty cierpliwie.
- Co z tego? Patrz, �wiat�o jest idealne, ekipa na miejscu, mamy galony krwi, a makabr� publiczno�� kocha.
- Tego nie ma w scenariuszu, wi�c nie ma i w bud�ecie - odparowa� ze spokojem Marty.
- Marty, m�j kontrakt m�wi, �e jestem re�yserem, tak? Nie mo�esz mnie pozbawi� kontroli artystycznej.
Nim Marty zd��y� odpowiedzie�. Jon odwr�ci� si� i poszed� w stron� swojej ekipy. Po drodze rzuci� jeszcze Pete�owi:
- Nie zapomnij o moim krwawi�cym samochodzie, Crenshaw! Ma by� zielony jaguar, ciemnozielony!
Po odej�ciu Travisa Marty Morningbaum u�miechn�� si� i zwr�ci� si� szeptem do Pete�a, Kevina i Margo:
- Dobra, musimy pogada�. Tylko my wiemy, �e Dillera nie by�o w domu, i musi to zosta� mi�dzy nami. Z�a prasa to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje ten film. �adnych reporter�w, fotograf�w, skandali. Nie dra�nijcie wi�c moich wrzod�w �o��dka. Je�li Diller nie poka�e si� do jutra, sprawa jest powa�na i zrobimy, co trzeba. Zgoda?
- Ja si� zgadzam - powiedzia�a Margo.
- Ja r�wnie� - zawt�rowa� jej Kevin.
- Okay - powiedzia� Pete niech�tnie. Z �alem pomy�la�, �e traci okazj�, aby samodzielnie rozwi�za� t� spraw�. A instynkt mu podpowiada�, �e jest nieprzeci�tna.
- Stoi - producent potrz�sn�� r�k� Pete�a. - W�a�nie dobi�e� targu z Martym Morningbaumem, a ka�dy w Hollywoodzie ci powie, �e to warte z�ota.
�Dobrze - my�la� Pete - wi�c nie powinienem nikomu m�wi� o znikni�ciu Dillera, ale to nie znaczy, �e musz� zaraz wraca� do Rocky Beach. Mo�e pokr�c� si� tu troch� i pos�ucham, co ludzie gadaj�. Mo�e kto� opowie jak�� plotk�, kt�ra pos�u�y za przydatn� wskaz�wk�.�
Grupka cz�onk�w ekipy technicznej zrobi�a sobie przerw� �niadaniow�. Pete usiad� w pobli�u, ukryty za nagrobkiem.
- Wygl�da na to, �e nasz amant wcale si� dzi� nie poka�e - m�wi� jeden z technik�w. - Chodz� s�uchy, �e nikt nie wie, gdzie si� podzia�. Zdaje si�, �e przyjechali�my tu niepotrzebnie.
- Wida� wszystko b�dzie na opak z tym filmem - powiedzia� drugi, �uj�c kawa�ek czerwonej lukrecji.
- Co masz na my�li, Ben?
- Ach, racja - przytakn�� Ben. Lukrecja zwisa�a mu z k�cika ust. - Wy�cie nie pracowali przy pierwszym �Uduszeniu�.
- No? - pop�dzali go towarzysze.
- Dziwne rzeczy si� dzia�y. To nie by� tylko jeden z tych film�w pe�nych krzyku i krwi. Ten film by� przekl�ty.
- Jak to? - zapyta� m�czyzna w kombinezonie.
- Za ka�dym razem, kiedy mieli�my kr�ci� scen� zakopania �ywcem, re�yser traci� g�os. Ale to kompletnie. I to nie by� jaki� niskop�atny partacz, jak Travis, tylko prawdziwy re�yser Roger Carlin. Dlatego nie chcia� ju� tkn�� drugiej cz�ci. A Corey Stevens, g��wny aktor, dosta� rozstroju nerwowego zaraz po ostatnim dniu kr�cenia. Chorowa� przez rok. A ja nie mog�em oddycha� podczas ca�ej produkcji. M�wi� wam.
- Och, przy produkcji ka�dego filmu co� si� przytrafia - powiedzia�a m�oda kobieta.
- Nie tak, jak przy tej. Nad tamtym filmem ci��y�y z�e uroki. A z tym b�dzie nie lepiej.
Pete us�ysza� do��. A� dosta� g�siej sk�rki. Przeszed� do nast�pnego rz�du grob�w i usiad�, oparty plecami o nagrobek. Gdzie� dalej z czyjego� radia p�yn�a piosenka Beatles�w.
Jak by si� wszystko potoczy�o, rozwa�a� Pete, gdyby tu byli Jupe i Bob? Najpierw Bob by powiedzia�, jaka to piosenka i z kt�rego albumu Beatles�w. Potem by wyja�nia�, dlaczego jego pracodawca, Sax Sendler, zawsze poleca swoim muzykom s�ucha� Beatles�w. A Jupe powiedzia�by Pete�owi �uspok�j si�, we� g��boki oddech i miej oczy otwarte. Nie ma takiej rzeczy jak z�e uroki�. Ale Jupe�a i Boba tu nie ma. Dzisiaj on rozpracowuje t� spraw�. Sam!
Nagle s�o�ce musia�o schowa� si� za chmury, bo Pete znalaz� si� w cieniu. Dopiero po chwili zauwa�y�, �e to nie chmury blokuj� s�o�ce. Kto� sta� przed nim.
- Masz k�opoty - powiedzia�.
Sta� ty�em do s�o�ca i ca�� jego posta� otacza�a po�wiata. Jasne w�osy by�y przystrzy�one kr�tko na czubku g�owy, a do�em opada�y do ramion. Nosi� bia�e, lu�ne ubranie, kt�re bardziej przypomina�o pid�am� ni� koszul� ze spodniami. Mia� te� na sobie liczne paski, naszyjniki i bransolety z kryszta�k�w w r�nych kolorach.
- Czasami lepiej nie walczy� z fal�, lecz da� si� ni� obmy� - m�wi� dalej. Usiad� po turecku na trawie naprzeciw Pete�a i wyci�gn�� do niego obie r�ce. - Jestem Marble Ackbourne-Smith.
- Pete Crenshaw. Czy jest pan aktorem?
M�czyzna za�mia� si�, ale weso�o, bez ironii.
- Przeciwnie, pracuj�, �eby sta� si� sob�, a nie kim� innym. A co ty robisz? Jeste� jako� zwi�zany z t� gwiazdomani�?
- Pracuj� nad sss... - nie, nie wolno mu powiedzie� �nad spraw��. O ma�o si� nie wygada�. - Pracuj� nad samochodem dla Jona Travisa.
Marble Ackbourne-Smith obraca� w palcach pod�u�ny, szpiczasty kryszta�, zawieszony na srebrnym �a�cuszku wok� jego szyi.
- Niepokoisz si� o kogo� w tym filmie i stan��e� na rozdro�u. W kt�r� stron� i��?
Urwa�, a Pete przypatrywa� mu si� i my�la�, �e to zdumiewaj�ce, jak ten cz�owiek wiedzia� dok�adnie, co on czuje.
- Odpowied� jest prosta - kontynuowa� Marble. - W �adn�. To najkr�tsza droga. Do miejsca przeznaczenia.
Pete poczu� si� troch� niepewnie. Sk�d w�a�ciwie facet bierze te m�dro�ci? Z karteczek w chi�skich ciasteczkach z przepowiedniami?
Marble Ackbourne-Smith zdj�� z szyi srebrny naszyjnik ze skrz�cym si� kryszta�em i usi�owa� wcisn�� go Pete�owi do r�ki.
- Nie, dzi�kuj� - broni� si� Pete. - Nie przepadam za bi�uteri�.
- To nie bi�uteria. We� to. M�w do tego, a nastroi si� do twoich wibracji. - Marble zsun�� kryszta� z �a�cuszka, po�o�y� Pete�owi a d�oni i zamkn�� j� wok� kamienia. - S�uchaj go. S�uchaj kryszta�u. Ja go s�ucha�em. Powiedzia� mi, �e na tym planie filmowym jest tylko jeden cz�owiek, o kt�rego powiniene� si� martwi�... tym cz�owiekiem jeste� ty.
- Zaraz, zaraz! - zawo�a� Pete. - Co to wszystko ma znaczy�? Jakie� ostrze�enie, gro�ba czy co w�a�ciwie?
Stara� si� by� szczeg�lnie agresywny, bo nie chcia�, �eby Marble zawa�y�, �e ma znowu trudno�ci z oddychaniem. Wr�ci�o uczucie, jakiego do�wiadczy� w domu Dillera. Jakby zamkni�to go w ma�ej kom�rce i wysysano z niej powietrze szybciej, ni� by� wstanie wdycha�.
- Co ma znaczy�? - zapyta� Marble. - Nic mog� ci poda� znaczenia, mog� ci tylko powiedzie�, co widzi moje trzecie oko.
Przez chwil� Pete zastanawia� si�, czy facet m�wi po angielsku.
- Niech pan pos�ucha. Zada�em proste pytanie. Czy grozi mi jakie� niebezpiecze�stwo?
- Zapytaj kryszta�u - powiedzia� Marble i odszed�.
Pete otworzy� d�o� i ogl�da� r�owy kamie� skrz�cy si� w s�o�cu. Nagle poczu�, �e pali mu r�k�. Zerwa� si� na r�wne nogi i poleg� do swojego samochodu.
ROZDZIA� 3
KRWAWI�CY JAGUAR
Pete w oszo�omieniu przeby� drog� dziel�c� go od samochodu. Tyle si� zdarzy�o, a� za wiele. Trudno by�o to wszystko uporz�dkowa�. Czy naprawd� da sobie rad� sam? Teraz nie by� ju� pewien.
Wychodz�c z cmentarza, zobaczy� jeszcze, �e Jon Travis zaciska r�ce na szyi aktorki i udziela jej instrukcji, jak ma walczy� o oddech, a w ko�cu umrze�. Pete�a przeszed� dreszcz na widok napi�tej twarzy Travisa. Jakby nie gra�, ale naprawd� by� zdolny do morderstwa.
Pete spojrza� na zegarek i stwierdzi�, �e jest za p�no na za�atwienie dzisiaj sprawy jaguara. Jutro, przy sobocie, b�dzie m�g� si� tym zaj��. Wr�ci� wi�c do domu i niepostrze�enie przemkn�� do swojego pokoju. Nie chcia� na razie rozmawia� ani z Jupe�em, ani z Bobem. Nie mia� nawet ochoty na rozmow� ze swoj� dziewczyn�, Kelly Madigan. Siedzia� przyklejony do radia, nastawionego na stacj� z samymi wiadomo�ciami i czeka�, czy powiedz� co� o znikni�ciu Dillera Rourke. Ale nie by�o na ten temat ani s�owa.
W sobot� rano Pete obudzi� si� ogarni�ty tylko jedn� my�l� - jak potoczy�a si� jego sprawa? Mo�e Di Her przyszed� ju� do pracy? Czy w og�le jego znikni�cie by�o zwi�zane z jak�� tajemnic�? Musi si� dowiedzie�.
Wskoczy� do samochodu i pojecha� na cmentarz Daltona. Sceneria nie zmieni�a si� od wczoraj. Travis, aktorzy, ekipa techniczna byli na miejscu, ale bezczynni. Wszyscy czekali na Dillera.
- Dzie� dobry, ch�opcze. - Zza wielkiego rodzinnego grobowca wybieg� truchtem Marty Morningbaum w szortach i bia�ej koszulce tenisowej. - Jak si� miewa tato?
- Dobrze - odpowiedzia� Pete automatycznie. - Czy mieli�cie ju� jak�� wiadomo�� od Dillera Rourke?
- Jeszcze nie - odpowiedzia� Marty smutno.
- Czy zamierza pan zawiadomi� policj�?
Marty drepta� w miejscu, nie przerywaj�c joggingu, wy��czy� buczek swego zegarka.
- Co mam robi�, ch�opcze? Ju� kiedy� zdarzy�o si� co� takiego. Pewien inny m�ody aktor mia� ochot� rozprostowa� ko�ci i kaza� wszystkim na siebie czeka�, jest to dokuczliwe, ale nie stanowi sprawy dla policji.
- Wi�c co zamierza pan robi�?
- To, co robi� wszystkie kobiety, m�czy�ni i upiory tego filmu. Czeka�, p�ki Diller nie uzna, �e czas si� zjawi�. Tobie polecam to samo, ch�opcze. �adnego amatorskiego dochodzenia. To naprawd� nie jest konieczne.
Pete milcza�, zastanawiaj�c si�, czy Marty m�wi do rzeczy. Co by Jupe powiedzia�? Co z bitw� w domu Dillera? Co z rozbitym szk�em? Je�li doda si� do tego wszystko to, co dzia�o si� przy kr�ceniu pierwszego �Uduszenia�, trzeba uzna�, �e wszcz�cie dochodzenia jest konieczne, i to natychmiast!
Ale nim zd��y� co� powiedzie�, zegarek Morningbauma zn�w zaterkota�.
- Musz� lecie�, ch�opcze. Do zobaczenia.
Pete z mieszanymi uczuciami szed� z powrotem do swego samochodu. Niezale�nie od tego, czy sprawa by�a zwi�zana z jak�� tajemnic�, jest jedyn� osob� na �wiecie, kt�ra uwa�a znikni�cie Dillera za podejrzane. Tak, Marty Morningbaum z pewno�ci� zna aktor�w lepiej od niego. Prawdopodobnie Diller sam si� znajdzie. Na razie Pete musi kupi� jaguara! To przynajmniej by�o tak wspania�e, �e a� nie do wiary.
Podjecha� do najbli�szej budki telefonicznej i zadzwoni� do kuzyna Jupe�a, Taya Casseya. Tay by� now� postaci� w Rocky Beach i ka�dy, kto go pozna�, traktowa� go inaczej. Dla Pete�a by� sprawnym mechanikiem, zw�aszcza samochodowym. Dla Boba Tay stanowi� znak zapytania. Uwa�a�, �e nigdy nie wiadomo, kiedy mo�na mu ufa�.
Dla Jupe�a Tay by� kompletn� niespodziank�. Pewnego dnia bum! - spad� z nieba i wyl�dowa� w Rocky Beach. Nagle si� okaza�o, �e Jupe ma kuzyna, o kt�rym w �yciu nie s�ysza�. Po przybyciu z Long Island do Kalifornii Tay sp�dza� po�ow� czasu w sk�adzie z�omu i t�umaczy� Pete�owi, jak usprawnia� samochody, a przez drug� po�ow� po prostu si� wa��sa�. Gdzie, nikt nie wiedzia�.
Pete zatelefonowa� do jego mieszkania nad gara�em i Tay odebra� telefon po si�dmym sygnale. Czasami odpowiada� dopiero po dwunastym. Czasami nie odpowiada� w og�le.
- Co jest? - zapyta�.
- Tay, tu Pete. Co by� powiedzia� na propozycj� odebrania dzi� jaguara?
- Czy ja wiem? - odpowiedzia� Tay, siorbi�c kaw� Pete�owi do ucha. - Zamki maj� �atwe, ale ci�ko zapali� bez kluczyka.
- Tay, ja nie zamierzam go ukra��! Kupuj� go.
Tay roze�mia� si�.
- Kupujesz juga?! Dobra, na tak� rzecz znajdzie si� czas.
S�o�ce nie osi�gn�o jeszcze zenitu, gdy Pete i Tay wkroczyli do hollywoodzkiego salonu �Luksusowe Samochody�, powszechnie znanego jako �Luksusowe Ceny�.
Nazwisko Marty�ego Morningbauma otwiera�o wiele drzwi w Hollywoodzie. Dwoje tych drzwi nale�a�o do ciemnozielonego, sportowego jaguara XJ 6, kt�rym Pete i Tay wyjechali godzin� p�niej z parkingu salonu.
Potem przez wiele godzin kr��yli po Rocky Beach. Tylko w celu dotarcia samochodu, twierdzili... a przy okazji pokazania si� w nim wszystkim znajomym. Poza tym Pete mia� mo�no�� wygadania si� przed kim� o Dillerze Rourke, st�uczonym szkle oraz krysztale i dziwnym ostrze�eniu, kt�re otrzyma� od Marble�a Ackbourne�a-Smitha.
- Dlaczego m�wisz to wszystko mnie, a nie twoim kumplom? - zapyta� Tay.
- Bo raz chc� rozwi�za� spraw� sam.
Tay skin�� g�ow� i roze�mia� si�.
- S�usznie.
W ko�cu zajechali do sk�adu z�omu Jonesa, gdzie obok przyczepy kempingowej - biura detektyw�w, Pete mia� sw�j kana� naprawczy.
- Mamy p�tora dnia, �eby go odpowiednio spreparowa� - powiedzia� Pete.
- Nie powinno by� trudno�ci - Tay postuka� �rubokr�tem w zbiornik p�ynu do przemywania przedniej szyby samochodu. - Usu�my to male�stwo i wmontujmy co� wi�kszego.
Zrobili, jak powiedzia�, i dodali jeszcze ma�� pomp� dla zwi�kszenia ci�nienia. P�nym popo�udniem Pete pobieg� do domu po�yczy� od ojca troch� sztucznej krwi.
- Pr�buj - powiedzia� Tay, gdy Pete usadowi� si� za kierownic�.
Pete nacisn�� w��cznik spryskiwacza. Czerwona krew wytrysn�a z przewod�w wysokim �ukiem i wyl�dowa�a na dachu samochodu.
- O rany, Jon Travis by nas zamordowa�, gdyby to zobaczy�! - Nagle Pete uczu� ucisk w piersiach i znowu wr�ci�y duszno�ci. Mocno zacisn�� r�ce na kierownicy.
- Co ci jest? - zapyta� Tay.
- Nie wiem - Pete wygramoli� si� z samochodu, �eby zaczerpn�� powietrza.
W duchu jednak wiedzia�. To by� z�y urok. �Uduszenie� przynosi�o nieszcz�cie. Mo�e ten kryszta� ma z tym co� wsp�lnego? Si�gn�� do kieszeni d�ins�w i wydoby� r�owy kamie�. Znowu poczu�, �e parzy mu d�o�.
- Co to? - zapyta� Tay.
- Kryszta� - powiedzia� kto� za nimi. - Niew�tpliwie r�owy kwarc albo r�owy turmalin, dobrze wypolerowany. Poniewa� ma szpic tylko na jednym ko�cu, nazywaj� go jednostronnie ko�czonym kryszta�em.
Tylko jeden cz�owiek m�g� to tak powiedzie�. Pete obejrza� si�. Za nim sta� Jupiter Jones. Jupe ze zmierzwionymi czarnymi w�osami, w czerwonej koszulce z nadrukiem KOCHAJ ZABAWKI. Najni�szy i najpulchniejszy z Trzech Detektyw�w, by� ustawicznie na diecie, a ostatnio podj�� �wiczenia rozci�gaj�ce.
Z Jupe�em by� Bob Andrews. Jupe za�o�y� r�ce na piersi i przygl�da� si� poczynaniom Pete�a i Taya. Kiedy si� ju� napatrzy, b�dzie mia� na pewno tysi�ce pyta� i co najmniej tyle� odpowiedzi.
- Istotnym pytaniem jest nie, co to jest, ale sk�d Pete to ma - powiedzia� w ko�cu.
- Wi�c... kto� mi to da� na... hm... planie filmowym.
- Za�o�� si�, �e to prezent dla Kelly - powiedzia� Bob.
Niepozorny niegdy� sekretarz Trzech Detektyw�w, by� teraz najpopularniejszym ch�opcem w szkole. Wysoki, jasnow�osy i przystojny, zw�aszcza odk�d zast�pi� okulary szk�ami kontaktowymi, sta� si� tak�e ekspertem zespo�u w kwestii dziewcz�t.
- Aha, Kelly - Pete przypomnia� sobie o swojej dziewczynie. Wczoraj z rozmys�em �zapomnia�� do niej zadzwoni�. Dzi� rzeczywi�cie zapomnia�. Znaj�c Kelly, mo�na by�o przewidzie�, �e napyta� sobie nie lada biedy.
- Nie st�j tak blisko samochodu. Bob - powiedzia� Tay. - �winisz chrom.
- Z moim volkswagenem nie trzeba si� tak cacka�. Sk�d macie taki pi�kny w�z?
- To nie nasz, tylko Jona Travisa, re�ysera filmowego.
- Jaka szkoda - u�miechn�� si� Bob. - Idziemy do lodziarni zobaczy�, czy wiara tam siedzi. P�jdziecie z nami?
- Nie mog� - odpar� Pete. Gdy Jupe i Bob odchodzili, zawo�a� za nimi: - Ej, Jupe! Ty znasz aktor�w. Czy zdarza im si� czasami po prostu nie przyj�� do pracy?
- Czasami? - Jupe si� roze�mia�. - Bardzo cz�sto. Im wi�ksza gwiazda, tym d�u�ej daje na siebie czeka�.
- Czy przychodzi ci na my�l co� ze szk�a w domu, co nie jest ani szklank� czy kieliszkiem, ani szyb�, ani lustrem, ani wazonem?
Jupe podni�s� brew i Pete wiedzia�, �e si� zastanawia, dlaczego zadano mu to pytanie.
- O co chodzi? - zapyta�.
- O nic - Pete rzuci� Tayowi szybkie spojrzenie. - Niewa�ne, powiem ci potem.
Po odej�ciu Jupe�a i Boba zabrali si� z powrotem do samochodu. Ale po paru minutach kto� im znowu przeszkodzi�. Tym razem by�a to dziewczyna Pete�a, Kelly Madigan, �adna szatynka w d�insach i obszernej m�skiej koszuli. Wyci�gn�a do Pete�a r�k�.
- Dzie� dobry, nazywam si� Kelly Madigan. Mi�o ci� pozna�.
- Co to za wyg�upy?
- No, skoro od dw�ch dni ci� nie widzia�am ani nie s�ysza�am, ani nie dosta�am listu czy cho�by kartki pocztowej, pomy�la�am, �e mog�e� zapomnie�, kim jestem.
Pete potrz�sn�� g�ow�.
- Nie zapomnia�em. Pozna�em ci�, jak tylko z ujecha�a�.
- Bardzo �mieszne, ale nie o to mi chodzi�o. W�a�nie spotka�am Boba i Jupe�a w drodze do lodziarni. Nie mia�by� ochoty na podw�jne s�odowe piwo? Du�a szklanka, dwie s�omki i... b�dziemy sobie patrze� w oczy.
- Brzmi zach�caj�co, ale jestem naprawd� zaj�ty.
- Pete, w tym mie�cie jest prawdopodobnie tysi�c facet�w, kt�rzy chcieliby ze mn� wyj�� na piwo - Kelly podpar�a si� pod boki, przechylaj�c w bok g�ow�. W�osy opad�y jej na twarz w spos�b, kt�ry Pete po prostu uwielbia�.
- Wi�c dlaczego nie p�jdziesz z jednym z nich - Pete nie bardzo wiedzia�, czy czu� si� obra�onym, czy skapitulowa�.
- Bo tak si� sk�ada, �e mam bzika na twoim punkcie, cymbale - powiedzia�a Kelly i jej oczy rozb�ys�y jak l�ni�ca karoseria jaguara. - O, pi�kny samoch�d. Mog� si� przejecha�?
- Musimy go przygotowa� do filmu.
- To mo�e jutro rano?
- No... ja... w pewnym sensie pracuj� nad spraw�.
Teraz cierpliwo�� Kelly si� wyczerpa�a i dziewczyn� ogarn�a z�o��.
- K�amiesz. Kiedy pracujesz nad spraw�, wo�ami nie mo�na ci� odci�gn�� od Jupe�a i Boba.
- Tym razem pracuj� sam. Czy to nie jest dla ciebie ani troch� wa�ne?
- A czy jest w twoim �yciu co� mniej wa�nego ni� ja? - warkn�a Kelly. Wsiad�a do swojego samochodu i zatrzasn�a z hukiem drzwi. - Zadzwo� do mnie kt�rego� dnia. Mo�e b�d� w domu.
Z impetem wyjecha�a ze sk�adu.
Tay zabra� si� z powrotem do roboty, ale Pete�a sparali�owa�o.
- Co ja mam zrobi�? - zapyta�. - Ona jest zupe�nie narwana. Powiedz co�, Tay. Masz dwadzie�cia siedem lat. Powiniene� wiedzie�, jak si� post�puje z dziewczynami.
- Mog� ci tylko przet�umaczy�, co ci chcia�a powiedzie�: �Zadzwo� do mnie jutro albo koniec z nami�.
Pete potar� r�kami o d�insy. Wyczu� kryszta� w prawej kieszeni. Pomy�la� o Dillerze, znowu odczu� duszno�ci.
- Sko�czmy szybko ten samoch�d - powiedzia�. - Musz� pojecha� do studia filmowego i zacz�� niucha� dooko�a.
Pracowali do p�na w nocy i nast�pnego dnia mieli samoch�d gotowy. Ale by�a niedziela, dzie� wolny w studiu. Pete niemal bez przerwy usi�owa� si� skontaktowa� z Kelly, nie zasta� jej jednak. Dla zabicia czasu pomaga� ojcu przy konstrukcji nowego rekwizytu do filmu. Byle si� doczeka� poniedzia�ku, kiedy b�dzie m�g� zawie�� krwawi�cego jaguara Jonowi Travisowi.
Stra�nik przy bramie hollywoodzkiego studia, dla kt�rego pracowa� Travis, wpu�ci� Pete�a od razu. Wystarczy�o, �e Pete zademonstrowa� mu krwawi�ce wycieraczki.
Travisa znalaz� w hali d�wi�kowej numer siedem, gdzie ogl�da� urz�dzenie sceny i spinaczem do papier�w wyd�ubywa� sobie drzazg� z palca. Ubrany by�, jak zwykle, na czarno.
�B�dzie zachwycony samochodem� - my�la� sobie Pete. Ale Travis nie zwraca� na niego uwagi.
- Panie Travis, w sprawie samochodu... - zacz��.
- Tak, �wietnie - powiedzia� Jon bez cienia entuzjazmu. - Mam zebranie u Marty�ego Morningbauma. Chod� ze mn�.
Pete szed� za nim wraz z innymi osobami, kt�re usi�owa�y �ci�gn�� na siebie cho�by przez dziesi�� sekund uwag� re�ysera. Przemaszerowali, niczym ma�y oddzia�, przez teren studia do pi�trowego budynku biurowego. Kiedy znale�li si� w gabinecie Marty�ego Morningbauma, du�ym pokoju, pe�nym plakat�w i zdj�� gwiazd filmowych, zebranie by�o ju� w toku.
Marty zaj�� miejsce na skraju swego olbrzymiego biurka z drzewa orzechowego. Na rozstawionych p�kolem naprzeciw niego niskich fotelach i kanapach siedzia�o pi�� os�b, kt�rych Pete nie zna�. Byli to prawdopodobnie scenarzy�ci. W pokoju znajdowa�o si� te� wielu innych ludzi filmu, jak kierownik zdj��, koordynator sceny, projektant kostium�w, charakteryzator.
- Wejd�cie, siadajcie - powiedzia� Marty ze zm�czeniem. - Dzie� dobry, ch�opcze. Jak si� masz, Jon.
Pete usiad� na obitym sk�r� krze�le, obok Travisa.
- Powt�rz� wam, o czym m�wili�my, cho� jak powiedzia�em nic, czego by wszyscy ju� nie wiedzieli - m�wi� Marty. - Przyszed� czas stan�� przed faktem, �e niezale�nie od przyczyn, nieobecno�� Dillera mo�e si� przeci�gn��. Proponuj� wi�c przej�� do filmowania sekwencji w zamku.
- Moi ludzie potrzebuj� trzech dni na przygotowanie dekoracji - powiedzia�a czarnow�osa kobieta.
Pete by� za�amany. Na nic samoch�d. Travis przez tygodnie nie b�dzie potrzebowa� jaguara.
- I tak jeste�my zastopowani, czekaj�c, a� raczy si� zjawi� - burkn�� gniewnie Travis.
W tym momencie odezwa� si� buczyk zegarka Morningbauma. Chwil� p�niej wesz�a sekretarka z popo�udniow� poczt�. Jedna z kopert z nadrukiem �Osobiste� nie by�a otworzona. Marty rozerwa� j� leniwie, nie przestaj�c s�ucha�, co m�wi� zebrani. Nagle, w po�owie dyskusji na temat p�on�cego cia�a, Marty zblad� i j�kn��.
- Och, nie.
- Co si� sta�o, Marty? - zapyta� Jon Travis. - Krew i skwiercz�ce cia�o przyprawiaj� ci� o md�o�ci?
- Nie - odpar� Marty. - Chodzi o Dillera. Zosta� porwany.
ROZDZIA� 4
HALLOWEEN
W pokoju zaleg�a cisza, tylko list z ��daniem okupu szele�ci� w palcach Morningbauma. Wreszcie po�o�y� go na biurku i zacz�� wyg�adza� nerwowo. Nikt nie m�g� wydoby� g�osu. W ko�cu kto� zapyta�:
- Co jest w tym li�cie, Marty?
- ��daj� okupu. Pisz�, �e albo dostan� du�o pieni�dzy, albo biedaka zabij�.
- Ile pieni�dzy? - zapyta� Jon Travis.
- O tym nie ma ani s�owa. Sami zobaczcie.
Marty wsta� i wr�czy� list najbli�ej siedz�cemu scenarzy�cie. Ten po przeczytaniu poda� dalej. List zacz�� kr��y� w�r�d zebranych, a� dotar� do Travisa, kt�ry zwr�ci� go Marty�emu, nie pokazuj�c Pete�owi.
�Niech ci�, Travis - pomy�la� Pete - muszy ten list przeczyta�!� Nagle, niczym cios w �o��dek, uderzy�a go �wiadomo�� ca�ej powagi sytuacji. Diller zosta� porwany! Fakt, o kt�rym Pete pod�wiadomie wiedzia�, albo kt�rego si� co najmniej domy�la� od momentu, kiedy wszed� do domu Dillera.
Morningbaum schowa� list do szuflady, wzi�� z biurka kopert� i wyj�� z niej co� jeszcze.
- Ach! To fotografia z polaroidu.
Fotografia wypad�a mu z r�ki. Pete zerwa� si�, �eby j� obejrze�. Ale zd��y� tylko rzuci� na ni� okiem, nim Marty schowa� j� r�wnie� do szuflady.
Czarnow�osa kobieta wsta�a i podesz�a do telefonu.
- Trzeba zawiadomi� policj� - powiedzia�a.
Ale Marty szybko przykry� telefon d�oni�.
- Bro� Bo�e, zabij� Dillera, je�li skontaktujemy si� z policj�. My�lisz, �e te �otry �artuj�?
Nie, nie �artowali. Pete by� tego pewien. A je�li s� sprytni, b�d� dzia�ali szybko, p�ki trwa moment zaskoczenia i wszyscy czuj� si� bezsilni.
- Prosz� pana - zwr�ci� si� do Morningbauma - czy moi przyjaciele i ja mo�emy pom�c panu w tej sprawie? Jeste�my naprawd� dobrzy w tego rodzaju przypadkach.
- Absolutnie nie! - krzykn�� Marty. - Czy nie s�ysza�e�? Nie wolno zawiadamia� policji. Ani detektyw�w! Kategorycznie zabraniam!
- Wiesz, co to oznacza, prawda, Marty? - zapyta� Jon Travis.
- Musz� jak najszybciej skombinowa� grubsz� fors� - odpowiedzia� Marty.
- Tak, tak, ale mnie chodzi o film. Trzeba przerwa� produkcj�, p�ki ta sprawa si� nie sko�czy. Tylko �e ja nie zamierzam zawiadamia� o tym ekipy. Od z�ych wiadomo�ci jest producent.
Marty podni�s� na niego wzrok i skin�� g�ow�.
- Masz racj�. Jon. Ja musz� im to powiedzie�. Chod�my.
��wietnie!� - pomy�la� Pete, zerkaj�c na biurko.
Marty wyszed� z pokoju, za nim Jon Travis i ca�a reszta. Na ko�cu, zachowuj�c dystans, Pete. Kiedy wszyscy znikli w g��bi korytarza, wr�ci� szybko do gabinetu i zamkn�� drzwi. Podbieg� do biurka i wyj�� list. Tekst u�o�ony z wyci�tych z gazet s��w i liter brzmia� nast�puj�co:
Mamy Dillera Rourke. Odzyskanie go b�dzie ci� kosztowa�o du�o pieni�dzy. Je�li zawiadomisz policj�, nie zobaczysz go wi�cej. Czekaj na polecenia.
Pete obejrza� tak�e fotografi�. Diller siedzia� na metalowym krze�le sk�adanym. R�ce wykr�cono mu do ty�u, zwi�zano i przymocowano do haka w �cianie; usta zaklejono szerok� ta�m�, a nogi zwi�zano w kostkach. Jego s�awne niebieskie oczy by�y szeroko rozwarte. Porwany mia� wyraz twarzy cz�owieka, kt�ry widzi swoj� �mier�.
Pete�owi a� �o��dek si� �cisn��. Mia� uczucie, �e sznur w�yna si� w jego w�asne kostki i nadgarstki, a ta�ma blokuje usta. Trzeba si� trzyma� fakt�w, nie kierowa� si� wra�eniami, m�wi� sobie. Jupe zawsze to powtarza.
Wsadzi� listy i zdj�cie do kieszeni i wybieg� z gabinetu. Poszed� wprost do fotokopiarki, kt�r� zauwa�y� przedtem w g��bi korytarza. Pogratulowa� sobie w duchu tej spostrzegawczo�ci - dobry z ciebie detektyw, Pete.
Zrobi� kilka odbitek listu i okropnego zdj�cia i wr�ci� do biura Morningbauma. Min�� szybko sekretark�, t�umacz�c, �e co� tam zapomnia�. Na szcz�cie skin�a tylko g�ow� i nie towarzyszy�a mu do gabinetu. Szybko od�o�y� list i fotografi� na miejsce.
Co dalej? To nie by�a teraz tylko tajemnica do wy�wietlenia. To by�o porwanie - sprawa �ycia i �mierci. Chocia� bardzo pragn�� rozwi�za� t� spraw� w pojedynk�, nie m�g� ryzykowa�, gdy w gr� wchodzi�o �ycie Dillera. Pozostawa�o mu tylko jedno do zrobienia. Podni�s� s�uchawk� i wykr�ci� znajomy numer.
- Jupe? Tu Pete. Nie wychod� nigdzie. Czekaj na mnie. Musz� z wami porozmawia�, z tob� i Bobem. Teraz nie mog� m�wi�.
W�a�nie odk�ada� s�uchawk�, gdy otworzy�y si� drzwi gabinetu. Na progu stan�a sekretarka Morningbauma.
- Co ty tu robisz?
- Musia�em zatelefonowa� do mojej dziewczyny. Przepraszam - Pete rzuci� na biurko kluczyki od jaguara i szybko wyszed�.
Pozbawiony �rodka lokomocji, poprosi� o podrzucenie do Rocky Beach jednego z technik�w, kt�ry jecha� w tym kierunku. Wst�pi� na chwil� do domu i pojecha� dalej swoim samochodem. Nim zd��y� otworzy� drzwi, Jupe zawo�a� do niego z wewn�trz:
- Zaczekaj. Masz na sobie zielon� koszul�, d�insy i stare trampki. Zgadza si�?
- Tak, sk�d wiedzia�e�?
Bob otworzy� drzwi przyczepy.
- Popatrz do g�ry.
Nad swoj� g�ow� Pete zobaczy� kamer� telewizyjn�. Zamocowana na �cianie przyczepy, obraca�a si� w prawo i lewo, filmuj�c otoczenie. By� to nowy system zabezpieczaj�cy, nad kt�rym Jupe pracowa� od tygodni. W biurze Jupe siedzia� nad kolorowym monitorem, ustawionym na biurku.
- Super - powiedzia� Pete wchodz�c. - S�uchajcie, ch�opaki. Diller Rourke zosta� uprowadzony ze swojego domu nad pla�� w Malibu. By�em dzi� po po�udniu na zebraniu, w trakcie kt�rego Marty Morningbaum otrzyma� list z ��daniami okupu.
- Szybka akcja, Pete - pochwali� Jupe. - Trop wci�� ciep�y. Podaj nam szczeg�y.
Pete przesun�� monitor i usiad� na biurku, tr�c r�kami o d�insy.
- No, wi�c... jest co�, czym nie b�dziecie zachwyceni. Widzicie... to znaczy... trop nie jest ju� ciep�y, bo... wi�c...
- Co? Wykrztu� to wreszcie! - wtr�ci� Bob.
- Poniewa� Dillera porwano trzy dni temu - wyrzuci� Pete.
- Porwano go trzy dni temu, ale ty dowiedzia�e� si� dopiero teraz? - zapyta� Jupe.
- Mm... wiedzia�em o tym ju� trzy dni temu - przyzna� si� Pete i zobaczy�, jak usta Jupe�a �ci�gaj� si� w ciup. - Wiem, co chcesz powiedzie�. My trzej powinni�my si� trzyma� zawsze razem i tak dalej... i masz racj�. M�wi�c prawd�, z pocz�tku nie chcia�em, �eby�cie mi pomagali. Teraz chc�.
Jupe siedzia� jeszcze przez chwil�, �ci�gaj�c usta, wreszcie wzruszy� ramionami.
- Nie, my�l�, �e nie mam nic przeciw temu, �eby� ma�e wst�pne dochodzenie przeprowadzi� sam.
Pete u�miechn�� si�.
- Ciesz� si�, �e tak uwa�asz, Jupe, bo w�a�nie powiedzia�em Morningbaumowi, �e jestem m�zgiem naszego zespo�u, i ofiarowa�em mu swoje us�ugi.
Bob parskn�� �miechem.
- Niebawem rozwiej� t� b��dn� opini� - obruszy� si� Jupe.
- To by� �art, Jupe! - powiedzia� Bob. - Poszlaki �apiesz w mig, z �artami gorzej.
Jupe poczerwienia�.
- Czy m�g�bym zobaczy� list z ��daniami okupu? - zapyta�.
Pete wr�czy� mu kopi� listu i fotografii.
- Uch... brzydki widok - skrzywi� si� Bob.
- Ja bym si� nie martwi� o fizyczn� kondycj� Dillera Rourke - powiedzia� Jupe. - To zdj�cie jest wyra�nie zainscenizowane. Zwr��cie uwag�, jak daleko do ty�u s� wygi�te jego r�ce. Gdyby pozostawa� d�u�ej w tej pozycji, nie m�g�by oddycha� i straci�by przytomno��. Porywacze musz� dba�, �eby by� w dobrej formie, bo tylko wtedy ma dla nich warto��.
- S�uchajcie, widz� co� interesuj�cego w tym li�cie - odezwa� si� Bob. - S�owa s� wyra�nie wyci�te z gazet, ale to nie jest ani �Los Angeles Times� ani �Harold-Examiner�. Musz� pochodzi� z tytu��w w innej gazecie.
- Czy my�lisz, �e wys�ano go spoza Los Angeles?- zapyta� Pete.
- Logicznie my�lisz, Pete - powiedzia� Jupe.
- Dzi�ki - uci