3774

Szczegóły
Tytuł 3774
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3774 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3774 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3774 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Krystyna i Alfred Szklarscy Z�OTO G�R CZARNYCH Trylogia india�ska Tom II PRZEKLE�STWO Z�OTA Zapowiedz wyprawy wojennej Mi�dzy zachodnimi kra�cami Jeziora G�rnego a rzek� Missisipi, w�r�d tu i �wdzie upstrzonej bagnami puszczy po�yski- wa�o niewielkie jezioro�. W�a�nie mia�o si� ku wieczorowi. Z�ota- wopurpurowe promienie zachodz�cego s�o�ca jeszcze gorza�y na ciemnozielonych koronach drzew i muska�y spokojn� tafl� jeziora, ale w g��bi boru ju� zapada� przedwieczorny zmrok. Nad brzegiem jeziora le�a�a rozleg�a osada okolona fos� oraz ostroko�em, w kt�rym liczne otwory strzelnicze wskazywa�y, �e mieszka�cy cz�sto zmuszani byli do obrony swego �ycia i mie- nia. Osad� zamieszkiwali Indianie Wahpekute, nale��cy do Santee Dakot�w, zwanych tak�e Dakotami Wschodnimi. Oni to wtedy stanowili najdalej wysuni�t� na wsch�d kontynentu Ameryki P�- nocnej cz�� narodu Dakot�w2, kt�ry wypierany przez Czipewe-. * Mowa o jednym z licznych ma�ych jezior le��cych na p�nocnym wschodzie od jeziora Mille Lacs. * Dakotowie nazywani byli: Dahcota, Dacota b�d� Dacotah, a francuscy kupcy zwali ich Sioux - Znienawidzeni Wrogowie, co obra�a�o Dakot�w. Sami Dakotowie zwali siebie Dah-co-ta, czyli Sprzymierzeni b�d� Spokrew- nieni; ta nazwa najw�a�ciwiej okre�la nar�d Dakot�w, na kt�ry sk�ada�o si� siedem g��wnych plemion, tworz�cych konfederacj�, zwi�zek, zwany przez nich Ocheti Shakowin, co dos�ownie znaczy�o "siedem ogni rady plemiennej" (ang. the Seven Councii Fires), czyli faktycznie "Zwi�zek Siedmiu Ple- mion". Plemiona tworz�ce ten zwi�zek nigdy nie prowadzi�y wojen pomi�- dzy sob� ani te� nie wspomaga�y wroga wyst�puj�cego przeciwko kt�remu� bratniemu plemieniu. j�w ju� uzbrojonych w bro� paln� zmuszony by� do stopniowego przesiedlania si� z krainy puszcz i jezior na le��ce na zachodzie Wielkie R�wniny. Tak wi�c z wszystkich Dakot�w jedynie Santee Dakotowie wiedli jeszcze nadal p� osiad�y tryb �ycia i pozostawali najd�u�ej na ziemiach praojc�w, kt�re w�wczas rozci�ga�y si� na obszarach obecnego stanu Minnesota oraz na cz�ciach obydw�ch Dakot. W tej sytuacji plemi� Wahpekute stanowi�o jakby tyln� stra� migruj�cych na zach�d Dakot�w i wci�� toczy�o uporczywe krwawe walki o swe ojczyste ziemie' z napieraj�cymi ze wschodu Czipewejami. Tego jednak dnia zawsze ostro�ni Wahpekute zapewne czuli si� bezpieczni. Wierzeje w ostrokole sta�y otworem, a w osadzie, weso�y gwar g�os�w rozbrzmiewa� woko�o. Osada sk�ada�a si� z kilkudziesi�ciu nieregularnie rozrzuco- nych chat o kopulastych dachach. Obszerne, okr�g�e chaty bez otwor�w okiennych zbudowane by�y z ziemi i darniny. Wej�cia do chat znajdowa�y si� bezpo�rednio w �cianie b�d� te� wi�d� do nich w�ski, ziemny korytarzyk. Na kopulastych dachach niekt�- rych ziemianek le�a�y lekkie, przeno�ne, okr�g�e �odzie ze sk�r bizonich rozpi�tych na ramach z wierzbowych pr�t�w, czasem obok nich bieli�y si� tak�e czaszki bizon�w. Przed chatami sta�y wysokie tr�jnogi lub d�ugie tyki wbite w ziemi�, na kt�rych za- wieszone by�y god�a i oznaki rangi oraz bro� znamienitszych wojownik�w, a wi�c: sk�rzane tarcze pokryte magicznymi, sym- bolicznymi rysunkami, �uki, ko�czany ze strza�ami, lance i zawi- ni�tka ze �wi�tymi przedmiotami. Kobiety ju� powr�ci�y z pobliskich poletek, na kt�rych upra- wia�y kukurydz�, fasol� i dynie. Smugi szarych dym�w snu�y si� z otwor�w po�rodku owalnych dach�w ziemianek. Wok� roz- chodzi� si� zapach gotowanych potraw, poniewa� wiecz�r by� u Indian por� spo�ywania g��wnego posi�ku dnia. Przyrz�dzanie jedzenia oraz wszystkie najci�sze prace gospo- darskie i domowe nale�a�y do codziennych obowi�zk�w starych kobiet. Tote� wsz�dzie rozbrzmiewa�y ich swarliwe, skrzekliwe g�osy. Staruchy z w�osami niedbale opuszczonymi na plecy, okry- waj�c zaledwie strz�pami sk�r swe pomarszczone cia�a, krz�ta�y si� niczym ruchliwe, pracowite mr�wki, jednocze�nie nap�dzaj�c do r�nych rob�t m�odsze niewiasty. M�czy�ni natomiast, pozostawiwszy kobietom ca�� trosk� o sprawy gospodarskie, za�ywali przedwieczornego wypoczynku. Wylegiwali si� na sk�rach rozes�anych wprost na ziemi przed chatami lub szukali schronienia w przewiewnych altankach z ga- ��zi okrytych li��mi, specjalnie zbudowanych przez kobiety dla nich, aby w gor�ce dni lata nie musieli przebywa� w przegrza- nych, dusznych ziemiankach. Jak zwykle w wolnych chwilach wypoczynku wspominali niezwyk�e przygody, grali w "mokasy- ny" b�d� te� bawili si� ze swymi male�kimi synami. S�awniejsi wojownicy przysiedli obok swoich ulubionych m�odych �on ob- wieszonych b�yskotkami i wiedli przyciszone weso�e rozmowy. Gderliwe g�osy staruch oraz chichoty m�odych m�atek mie- sza�y si� z nadchodz�cymi z brzegu jeziora �miechami. To ch�opcy i dziewcz�ta, podczas wsp�lnej k�pieli z m�odymi kobietami w je- ziorze, obryzgiwali si� wod� w�r�d og�lnej weso�o�ci. Mali ch�opcy biegali tu i tam za ptakami strzelaj�c do nich z dziecinnych �u- k�w b�d� uganiali si� za umykaj�cymi przed nimi sforami na- szczekuj�cych kundli. W gronie m�czyzn obserwuj�cych gr� w "mokasyny" znajdo- wa�o si� dw�ch m�odzie�c�w, Tehawanka i Sha'pa. Pojedyncze orle pi�ra wpi�te we w�osy z ty�u ich g��w �wiadczy�y, �e byli ju� wojownikami. W�a�nie p�g�osem wymieniali uwagi usi�uj�c od- gadn��, w kt�rym mokasynie zosta�a ukryta ma�a kolorowa kostka. Nagle ucichli, zacz�li nas�uchiwa�. Gracze r�wnie� przerwali za- baw�, albowiem w pobli�u zabrzmia� dono�ny terkot grzechotki obwo�ywacza. Po chwili grzechotanie usta�o i rozleg�o si� wo�a- nie: "Wojownicy Wahpekute, s�uchajcie! Znany, s�awny wojownik �mia�y Sok� wyrusza na wojenn� wypraw�. Kto chcia�by towa- rzyszy� �mia�emu Soko�owi, niech przyjdzie dzisiaj o wschodzie ksi�yca do domu Przeci�tej Twarzy!" Tehawanka i Sha'pa oraz gracze w "mokasyny" zas�uchani w s�owa obwo�ywacza trwali bez ruchu. Odwaga �mia�ego Soko�a by�a powszechnie znana. Jego niezwyk�y czyn wci�� jeszcze wspo- minano podczas wieczornych gaw�d, nie tylko w�r�d Dakot�w. �mia�y Sok� by� Paunisem. Jako syn wodza zwa� si� swego czasu Petalesharo. To on ocali� od niechybnej m�cze�skiej �mierci siostr� Tehawanki, Porann� Ros�. Szlachetnym czynem zyska� uznanie oraz wdzi�czno�� Wahpekute. Tote� na jego �yczenie bez wahania przyj�li go do swego plemienia, nadaj�c mu jedno- cze�nie nowe, zaszczytne imi� �mia�ego Soko�a. Jednak nie tylko ocalenie Porannej Rosy budzi�o dla niego podziw i szacunek w�r�d Wahpekute. Ot� tylko on jeden w ich osadzie posiada� w�asnego konia, na kt�rym zbieg� z Porann� Ros� od Paunis�w. W tym czasie Wahpekute sami jeszcze nie posiadali koni. Na niezbyt odleg�e �owy oraz wyprawy wojenne chodzili pieszo, w przeciwie�stwie do pobratymczych Teton i Yankton Dakot�w, kt�rzy dawno ju� porzucili p�osiad�y tryb �ycia i przenie�li si� dalej na zach�d, na otwarte Wielkie R�w- niny Wewn�trzne. Tam, jeszcze na d�ugo przed pierwszym ze- tkni�ciem si� z bia�ymi lud�mi, zdobyli sunka wakan, czyli tajem- nicze du�e psy, jak nazywali konie, i prowadzili nadal wolne, pe�ne przyg�d, w�drowne �ycie, pod��aj�c za wielkimi stadami bizon�w, kt�re sta�y si� ich ca�ym �r�d�em utrzymania 3. Konie od dawna fascynowa�y Wahpekute. One to przecie� umo�liwia�y szybkie przenoszenie si� na wi�ksze odleg�o�ci, a wi�c wyruszanie na dalekie, obfitsze polowania na bizony i przywo�e- nie do osady wi�kszych ilo�ci mi�sa oraz u�atwia�y odbywanie wypraw wojennych po s�aw� i zdobycz. Tote� po��dliwym wzro- kiem spogl�dali na wspania�ego wierzchowca przywi�zanego do palika przed chat� Przeci�tej Twarzy, u kt�rego zamieszka� �mia�y Sok� po przyj�ciu do plemienia Wahpekute. �mia�y Sok� zach�ca� Wahpekute do jak najszybszego zdoby- cia sunka wakan. Uczy� ich, jak nale�y obchodzi� si� z koniem i je�dzi� na nim. W�r�d jego pilnych uczni�w znajdowa� si� Te- hawanka, kt�remu cz�sto pozwala� dosiada� swego rumaka. Nie dziwi�o to nikogo. �mia�y Sok� zakocha� si� w Porannej Rosie, siostrze Tehawanki i zamierza� poj�� j� za �on�. Wiadome tak�e 3 Cz�sto mylnie mniema si�, �e pierwotne �ycie Indian Wielkich R�wnin uleg�o zasadniczym zmianom dopiero po bezpo�rednim zetkni�ciu si� z Eu- ropejczykami. Tymczasem w rzeczywisto�ci konie i bro� palna, kt�re wprost zrewolucjonizowa�y spos�b bytowania, zwyczaje i rodzim� kultur� wielu plemion india�skich, a zw�aszcza mieszka�c�w prerii i jej pobrze�y, w�a�nie dotar�y do szeregu plemion na d�ugo przed ich bezpo�rednim kontaktem z bia�ymi. Droga rozprzestrzeniania si� koni w Ameryce P�nocnej wiod�a z po�udniowego zachodu w kierunku p�nocnym i wschodnim, a broni pal- nej - od wschodniego wybrze�a na zach�d. 10 by�o, �e Sha'pa, przyjaciel Tehawanki, r�wnie� skrycie wzdycha� do Porannej Rosy, lecz ocalenie jej od niechybnej �mierci przez �mia�ego Soko�a dawa�o temu ostatniemu powszechnie uznawane prawo pierwsze�stwa. Gdy obwo�ywacz obwieszcza� teraz publi- cznie zamiar �mia�ego Soko�a wyruszenia na wojenn� wypraw�, domy�lano si�, �e odwa�ny wojownik pragnie zdoby� cenne upo- minki, jakie zakochany m�czyzna obowi�zany by�, w my�l sta- rego zwyczaju, wr�czy� rodzicom czy opiekunom wybranki, w celu okazania swego szacunku dla niej i jej rodziny. Przygotowania poczynione przez �mia�ego Soko�a wskazywa�y, �e podarunek maj� stanowi� konie tak upragnione przez Wahpekute. Grono m�czyzn, kt�re przed chwil� przerwa�o gr� w "moka- syny", ju� nie my�la�o o zabawie. Gracze i kibice w dalszym ci�gu w skupieniu' ws�uchiwali si� w nawo�ywania obwo�ywacza, do- chodz�ce jeszcze z oddali: "... kto chcia�by towarzyszy� �mia�emu Soko�owi, niech przyj- dzie dzisiaj o wschodzie ksi�yca do domu Przeci�tej Twarzy!" Tehawanka i Sha'pa wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Wolnym krokiem ruszyli ku wyj�ciu z osady. Gdy wreszcie zna- le�li si� w lesie, gdzie mogli rozmawia� nie s�yszani przez nikogo, Sha'pa pierwszy przerwa� milczenie. - C� zamierzasz, przyjacielu? - zagadn��. Tehawanka jeszcze rozmy�la� przez d�u�sz� chwil�, po czym powiedzia�: - P�jd� do domu Przeci�tej Twarzy! �mia�y Sok� zamierza zdoby� wi�cej sunka wakan. Ja r�wnie� chc� mie� w�asnego ko- nia. Czas najwy�szy, aby Wahpekute wreszcie zdobyli sunka wa- kan. Wtedy zwi�ksz� si� nasze szans� w walce z Czipewejami. - Wydaje mi si�, �e m�wisz s�usznie, ale czy mamy to za- wdzi�cza� w�a�nie �mia�emu Soko�owi? - odpowiedzia� Sha'pa, a z g�osu jego przebija�a �le skrywana niech��. Tehawanka nieco surowym wzrokiem spojrza� na przyjaciela i rzek�: - Dlaczego boczysz si� na niego? To dzielny i szlachetny m�- czyzna! Pami�taj, �e obecnie jest on Wahpekute! - S�uszno�� jest po twojej stronie - powiedzia� nachmurzony Sha'pa. - Przecie� on nic nie wiedzia� i nadal nie wie, �e zniwe- czy� moje zamiary. Chodzi o Porann� Ros�... 11 - Wiesz dobrze, �e zawsze ci sprzyja�em - wtr�ci� Tehawan- ka. - Lecz w tej sprawie decyduj�cy g�os ma Poranna Rosa. We- d�ug naszych odwiecznych zwyczaj�w... - �mia�y Sok� ma pierwsze�stwo, poniewa� ocali� jej �y- cie nara�aj�c samego siebie! - porywczo zawo�a� Sha'pa. - Nie musisz mi tego przypomina�! Poza tym Poranna Rosa sprzyja �mia�emu Soko�owi, a to w�a�nie przes�dza spraw� na jego ko- rzy��! Zn�w szli zamy�leni przez jaki� czas. W ko�cu Tehawanka przerwa� milczenie, pytaj�c: - Wi�c co postanawiasz? - Spotkamy si� o wschodzie ksi�yca u Przeci�tej Twarzy - odpar� Sha'pa i pospiesznie oddali� si� od przyjaciela. Tehawanka nawet nie pr�bowa� go zatrzyma�. On r�wnie� pragn�� w samotno�ci jeszcze raz przemy�le� wszystko. Zdobycie koni mog�o w zasadniczy spos�b zmieni� losy Wahpekute. Dziadek Tehawanki, szaman i w�dz, Czerwony Pies, kilkakrot- nie wyprawia� si� na zach�d do bratnich Teton Dakot�w. Pozna� ich nowy spos�b �ycia. W najg��bszej tajemnicy opowiada� o nich ukochanemu wnukowi, w kt�rym upatrywa� swego nast�pc�. Zwierzy� mu si� r�wnie�, dlaczego nie przedstawi� og�owi Wah- pekute niepokoj�cego uroku nowego �ycia Teton Dakot�w na sze- rokich r�wninach. Ot� s�dziwy szaman nade wszystko kocha� kra- in� puszcz i wielkich jezior, ziemi� swych praojc�w i nadal pra- gn�� za wszelk� cen� broni� dost�pu do niej wrogim Czipewejom. ,,W tej ziemi, kt�ra jest nasz� matk�, spoczywaj� ko�ci na- szych s�awnych przodk�w - mawia� Czerwony Pies. - Kto po- rzuca groby swych najbli�szych, niewart jest chodzi� po tej �wi�- tej ziemi. Gdyby Czipewejowie tu przyszli, zbezcze�ciliby nasze groby! Nie mog� i nie chc� porzuci� ziemi praojc�w! Jak m�g�- bym spojrze� im w oczy, gdy duch m�j przeniesie si� do Krainy Wiecznych i Szcz�liwych �ow�w?" S�owa dziadka zawsze wywiera�y wielki wp�yw na m�odego Te- hawank�. Ojczyst� ziemi� kocha� i czci� na r�wni z wielkim przy- w�dc� Wahpekute. Patrzy� jednak inaczej na spraw� zdobycia koni przez w�asne plemi�. Wed�ug niego mog�oby to zwi�kszy� ich szans� w walce z Czipewejami. Poza tym konie umo�liwi�yby Wahpekute odbywanie dalszych wypraw �owieckich. Sprowadze- 12 nie koni nie kojarzy�o si� w jego umy�le z konieczno�ci� porzu- cenia ojczystej krainy puszcz i jezior. Z opowiada� szamana pozna� bezkresne stepy Wielkiej R�w- niny, po kt�rych w�drowali za stadami bizon�w Teton Dakotowie i inne plemiona ju� posiadaj�ce konie. Przecie� to w�a�nie Czer- wony Pies m�wi�, �e sunka wakan pozwala�y nomadom step�w urz�dza� dalekie wyprawy �owieckie oraz zabiera� z odleg�ych miejsc �ow�w wi�ksze zapasy �ywno�ci i sk�r, ni� mogli to czyni� Wahpekute, u�ywaj�c dot�d tylko ps�w jako jucznych zwierz�t. Konie mog�y tak�e ci�gn�� w��ki z d�u�szych dr�g�w, co z kolei pozwala�o na budowanie wy�szych i obszerniejszych tipi podczas dalekich w�dr�wek. Dzi�ki koniom mieszka�cy bezkresnych ste- p�w zyskali mo�no�� swobodnego, szybkiego poruszania si�, co nie tylko zwi�kszy�o szans� na pomy�lne polowania, lecz r�wnie� umo- �liwia�o b�yskawiczne atakowanie wrog�w. Tak rozmy�laj�c i przekonuj�c samego siebie o konieczno�ci zdobycia koni przez Wahpekute, Tehawanka ostatecznie postano- wi� wzi�� udzia� w wyprawie �mia�ego Soko�a. Puszcza by�a cicha i spokojna. Wiatr �agodnie szumia� w koro- nach drzew. Przez ga��zie jeszcze prze�wieca�y ostatnie promienie zachodz�cego s�o�ca. Niefrasobliwy �wiergot ptak�w przygotowu- j�cych si� do nocnego snu �wiadczy�, �e wok� nie czai�o si� jakie- kolwiek niebezpiecze�stwo. Tehawanka szed� wolnym krokiem zas�uchany w odwieczn� urokliw� pie�� prastarej puszczy. W tej przepi�knej krainie puszcz i jezior przyszed� na �wiat i wyr�s� na m�czyzn�. Ziemia, drze- wa, zwierz�ta, ptaki i wiatr przemawia�y zrozumia�ym dla niego j�zykiem. Sam Tehawanka czu� si� r�wnie� cz�stk� tej tajem- niczej krainy. Chcia� zdoby� konie dla Wahpekute, aby mogli sku- teczniej broni� tej ziemi. Czy� mog�oby by� wok� tak spokojnie, gdyby jego zamiary grozi�y niebezpiecze�stwem? Nie, nie, tutaj sama natura s�a�aby mu ostrze�enie. Id�c dalej zanosi� mod�y do swego Ducha Opieku�czego, kt�ry ju� kilkakrotnie nawiedza� go pod postaci� z�ocistego or�a. Uspokojony powr�ci� do osady. Od razu mo�na by�o zauwa�y� gromadki m�czyzn prowadz�cych o�ywione rozmowy. Kobiety r�wnie� szepta�y po zakamarkach. Mimo zmroku dzieciarnia ba- 13 wi�a si� w podchody wojenne. Wsz�dzie by�o wida� niecodzienne podniecenie. Tehawanka wszed� do najobszerniejszej w osadzie chaty, mog�- cej pomie�ci� kilkadziesi�t os�b. Tutaj w�a�nie mieszka� z sios- tr� i dziadkiem - szamanem i wodzem - Czerwonym Psem. W przeciwie�stwie do gwaru panuj�cego w osadzie, w ziemiance szamana zalega�a cisza. Tehawanka zatrzyma� si�, ogarn�� go p�- mrok. Pomi�dzy czterema centralnymi s�upami podpieraj�cymi owalny dach ziemianki ledwo �arzy�o si� ognisko. Dym snu� si� nad nim i pog��bia� mrok. Tehawanka sta� w progu przez d�u�sz� chwil�. Gdy oczy jego przywyk�y do mroku, rozejrza� si� po wn�trzu chaty. Obydwie �ony szamana przykucn�y w k�cie, natomiast Poranna Rosa i Mem'en gwa siedzia�y skulone na pos�aniu pod �cian�. Wszyst- kie kobiety spogl�da�y teraz na Tehawank�, gestami r�k naka- zuj�c milczenie. M�odzieniec poj��, �e w tej chwili w chacie musia�o dzia� si� co� niezwyk�ego. Wyt�y� wzrok, szukaj�c swego dziadka. Przed domowym o�tarzykiem, ustawionym przy tylnej �cianie ziemianki na wprost ogniska, kl�cza� s�dziwy szaman. G�ow� od- chyli� do ty�u, jakby spogl�da� w pu�ap, a d�onie opiera� na za- wini�tku ze �wi�tymi przedmiotami le��cym na o�tarzyku. Za- ledwie Tehawanka ujrza� nieruchom� posta� szamana, od razu poj��, dlaczego kobiety nakazywa�y milczenie. Szaman rozmawia� z duchami. Tehawanka ostro�nie zbli�y� si� do o�tarzyka. Kl�kn�� u boku swego opiekuna i wychowawcy. W nabo�nym skupieniu spogl�- da� na jego jakby skamienia��, poszarza�� twarz. W obecno�ci ukochanego wielkiego i szanowanego przez wszystkich szamana m�ody Tehawanka zawsze traci� pewno�� siebie. Wiedzia�, �e bez wahania podporz�dkuje si� jego woli. Sporo min�o czasu, zanim nieruchomy szaman wreszcie wes- tchn�� g��boko i zacz�� zdradza� oznaki �ycia. Powolnym ruchem zdj�� d�onie z zawini�tka ze �wi�tymi przedmiotami. Powsta�. Widocznie ju� przedtem musia� wyczu� obecno�� wnuka, teraz od- wr�ci� si� ku niemu bez jakichkolwiek oznak zdziwienia. D�ugo spogl�da� wprost w jego oczy. Pod wp�ywem przenikliwego, su- rowego wzroku Tehawanka jeszcze bardziej si� przygarbi�. D�ugo 14 tak trwali w milczeniu patrz�c sobie w oczy, a� szaman wreszcie przem�wi�: - Na wypraw� ze �mia�ym Soko�em zabierz, m�j synu, za- wini�tko ze �wi�tymi przedmiotami, kt�re nale�a�o do twego ojca. Odebra�e� je Czipewejowi, teraz nale�y do ciebie. Tehawanka os�upia�y spogl�da� na szamana. Przecie� dot�d nit. zwierzy� si� nikomu, pr�cz Sha'pa, ze swoich zamiar�w. Tajem- niczy kr�tki u�miech przebieg� po ustach szamana. - Nie musisz nic wyja�nia�, m�j synu - rzek�. - Wiem wszystko. - Czcigodny ojcze, je�eli jeste� przeciwny tej wyprawie, pod- porz�dkuj� si� twojej woli - wzruszonym g�osem szepn�� Teha- wanka. - Id�, m�j synu, id�! - �agodnie odpar� Czerwony Pies. - Jestem stary. Duchy przodk�w oczekuj� na mnie w Krainie Wiecz- nych �ow�w. Odejd� nied�ugo. Wahpekute potrzebuj� rozwa�ne- go, dzielnego przyw�dcy. Straszliwa zawierucha nadci�ga wielkimi krokami ze wschodu. Wierzysz, �e zdobycie sunka wakan wzmocni 15 f -:' '^^e^ si�y nasze. Wierzysz r�wnie�, �e zdobycie sunka wakan nie ozna- cza porzucenia ziemi praojc�w. - Znasz moje najskrytsze my�li, ojcze - szepn�� zal�kniony Tehawanka. - Znam nie tylko twoje my�li, synu - powiedzia� szaman. - Znam tak�e twoj� przysz�o��. Tw�j los dope�ni si� na �wi�tej ziemi naszych ojc�w. Ty jej nigdy nie opu�cisz! Czeka ci� s�awa i zaszczytna �mier� wojownika. Dumny jestem z ciebie, m�j synu! - Twe prorocze s�owa, ojcze, g��boko zapad�y w moje serce - rzek� wzruszony Tehawanka. - Zgodnie z twoj� wol� nigdy nie opuszcz� ziemi naszych ojc�w. B�d� jej broni� a� do ostatniej chwili �ycia! - Powiedzia�em ci, �e wiem o tym. Strze� si� bia�ych ludzi, nigdy im nie wierz! Dobrze zapami�taj moje s�owa. Szaman pochyli� si� ku Tehawance. Otoczy� go ramionami i przycisn�� do swej piersi. - Dumny jestem z ciebie, m�j wnuku - szepn��. Tehawanka by� zbyt przej�ty i oszo�omiony proroctwem sza- mana, aby m�g� cokolwiek powiedzie�. Wspar� wi�c jedynie g�o- w� na piersi dziadka i tak bez ruchu d�ugo trwali w u�cisku. W ko�- cu szaman zwolni� u�cisk i poprowadzi� Tehawank� ku ognisku. Gdy siedli, Czerwony Pies klasn�� w d�onie. Na to has�o Poranna Rosa i Mem'en gwa podbieg�y do nich, a obydwie �ony szamana zacz�y podawa� naczynia z wieczornym posi�kiem. Szaman, surowy dla obcych, w codziennym �yciu rodzinnym by� pogodnym, wyrozumia�ym cz�owiekiem. Lubi� przys�uchiwa� si� paplaninie swoich kobiet i sam cz�sto z nimi �artowa�. Nie wtr�ca� si� do spraw gospodarskich. Tipi, zabierane tylko na czas wypraw poza osad�, umeblowanie oraz wszystko zwi�zane z do- mem stanowi�o w my�l zwyczaj�w osobist� w�asno�� kobiet, kt�- r� mog�y dowolnie rozporz�dza�. Tote� czu�y si� we w�asnym do- mu swobodnie, lecz mimo to s�dziwy, tajemniczy szaman budzi� w nich l�k i du�y szacunek. Teraz, gdy jak zwykle Je przywo�a�, cierpliwie czeka�y, a� pierwszy odezwie si� do nich. Szaman z przekornym u�miechem zerka� na kobiety. Zapewne przys�uchiwa�y si� jego rozmowie z wnukiem i teraz niecierpliwie oczekiwa�y na wyja�nienia. Starsza �ona w�a�nie k�ad�a do ogniska kawa�ki drewna hiko- 16 rowego, kt�rego dym nadawa� aromat i specyficzny smak plastrom surowego mi�sa opiekanym nad ogniem. M�odsza zacz�a nadzie- wa� kawa�ki mi�siwa na d�ugie patyki. Poranna Rosa i Mem'en gwa przy��czy�y si� do nich. Wkr�tce rozszed� si� zapach sma�onego mi�sa. M�czy�ni w milczeniu spo�ywali podawane im przez kobiety mi�siwo oraz dzikie kartofle upieczone w popiele. Gdy zaspokoili pierwszy g��d, kobiety podsun�y im zebrane przez siebie �wie�e owoce, a wi�c: dzikie porzeczki, je�yny i czere�nie. Po posi�ku szaman nabi� tytoniem kr�tk� fajk�. M�oda �ona us�u�nie zapali�a mu j� w�gielkiem z ogniska. Czerwony Pies pykn�� kilka razy z fajeczki i zagadn��: - Czy zwr�ci�e� uwag�, m�j synu, �e dzisiejszego wieczoru kobiety sta�y si� ma�om�wne? - Jako� nagle zaniem�wi�y - przywt�rzy� m�odzieniec. Kobiety, kt�re z trudem pow�ci�ga�y sw� ciekawo��, zachi- chota�y, a Poranna Rosa, ulubienica szamana, zaraz odezwa�a si�: - Mem'en gwa, zapytaj mego brata, czy naprawd� ma zamiar p�j�� na wypraw� wojenn� ze �mia�ym Soko�em? Nie mog�a sama wprost rozmawia� z bratem. Obyczaj zabra- nia� siostrom i braciom bezpo�rednich rozm�w od chwili, gdy ju� zaczynali dorasta�. - Powiedz, czy p�jdziesz ze �mia�ym Soko�em na wypraw� wojenn�? - natychmiast zwr�ci�a si� Mem'en gwa do Tehawanki. - Widz�, �e musz� zaspokoi� wasz� ciekawo�� - odpar�. - W�a�nie mam taki zamiar. Je�eli �mia�y Sok� wyrazi zgod�, p�jd� z nim? - On na pewno si� zgodzi... - szepn�a Poranna Rosa i zaraz umilk�a zawstydzona. - Skoro ty to m�wisz, na pewno tak b�dzie! - zawo�a�a ura- dowana Mem'en gwa. - C� wam tak zale�y na tym, �eby w�a�nie ci dwaj junacy wyruszyli na wypraw� wojenn�? Czy wi��ecie z tym jakie� osobi- ste nadzieje? - z przekor� wtr�ci�a m�odsza �ona szamana. Obydwie dziewczyny zmiesza�y si� i poczerwienia�y. �ony sza- mana parskn�y �miechem, a starsza zaraz doda�a: - S�ysza�am, �e �mia�y Sok� pragnie zdoby� wie wakan. 2 Przekle�stwo z�ota - Czy �mia�y Sok� sam zwierzy� si� tobie, moja matko? - za�artowa� Tehawanka. - Nie �miej si�! - odpar�a. - Tak m�wi� �ony Przeci�tej Twarzy. Pods�ucha�y rozmow� m�a ze �mia�ym Soko�em. - Kobiety s� zbyt ciekawe i maj� za d�ugie j�zyki - kar- c�cym g�osem odezwa� si� szaman. - Dlatego m�czy�ni pozosta- wiaj� je w domu, gdy wyruszaj� na wojenn� �cie�k�. - Tak to ju� jest, m�czy�ni zawsze narzekaj� na kobiety, ale trudno im obej�� si� bez nich - mrukn�a starsza �ona. - W�a�nie dlatego �mia�y Sok� powinien ju� mie� �on� - powiedzia�a m�odsza. - To odwa�ny wojownik i doskona�y my- �liwy. Dobrze b�dzie mia�a z nim �ona! Czas mu ju� na za�o�enie w�asnego domu. - Mo�e sunka wakan s� mu potrzebne na przed�lubne poda- runki? - domy�lnie doda�a starsza. Poranna Rosa zn�w zarumieni�a si� i opu�ci�a g�ow�, unikaj�c ciekawskich spojrze� �on dziadka. Mem'en gwa z niepokojem przys�uchiwa�a si� rozmowie. Obawia�a si�, czy gadatliwe �ony Czerwonego Psa nie zaczn� nagabywa� Tehawanki, dlaczego chce r�wnie� zdoby� sunka wakan\ Jednak na szcz�cie dla niej star- sza �ona w�a�nie wybieg�a z chaty. Powr�ci�a po .chwili, wo�aj�c: - Jak wcze�nie wschodzi dzisiaj ksi�yc! Tehawanka spojrza� na szamana. Ten u�miechn�� si� i rzek�: - Chyba czas na ciebie, m�j synu! Tehawanka podni�s� si� i wyszed� z chaty. Ciemno��ty ksi�yc w�a�nie wy�ania� si� zza puszczy pora- staj�cej drugi brzeg jeziora. Tehawanka szybkim krokiem ruszy� w kierunku chaty Przeci�tej Twarzy. Sha hi'ye, czyli m�wi�cy niezrozumia�ym j�zykiem4 �mia�y Sok� siedzia� na sk�rze rozes�anej na ziemi tu� przy �arz�cym si� ognisku. Ubrany by� tylko w przepask� biodro- w�. Na jego ramionach i piersiach widnia�y �wie�e, jeszcze krwa- wi�ce rany. Siedzia� tak zadumany od chwili, gdy w�a�nie tego ranka powr�ci� do osady. Przez cztery dni przebywa� samotnie w ost�pach puszczy, gdzie zasi�ga� rady Ducha Opieku�czego i prosi� dobre b�stwa o pomoc w zamierzonej wyprawie wojen- nej. Przez cztery dni nie bra� do ust jakiegokolwiek pokarmu. Modli� si� �arliwie i na znak gotowo�ci do ponoszenia ofiar ka- leczy� swe cia�o no�em. Za pomoc w pomy�lnym przeprowadzeniu wyprawy wojennej obieca� b�stwom cztery mi�kko wyprawione sk�ry bizonie. Pro�by �mia�ego Soko�a oraz przyobiecane dary musia�y dob- rze usposobi� duchy, kt�re uchyli�y przed nim r�bka tajemnicy * Sha hi'ye - w j�zyku Dakot�w "Szejenowie", sami zwali siebie Tsis tsis'tas, co znaczy�o "ludzie". Nale�eli do algonki�skiej rodziny j�zykowej. W 1673 r. zamieszkiwali zachodni� cz�� stanu Wisconsin i w Minnesocie, pomi�dzy rzekami Missisipi, Minnesot� i Rzek� Czerwon� P�nocn�. Wypie- rani przez Dakot�w przenie�li si� w okolice jeziora Trayerse a potem nad rzek� Cheyenne w Dakocie P�nocnej, gdzie za�o�yli osad�, p�niej napad- ni�t� i zniszczon� przez Czipewej�w. Niedobitki Szejen�w przy��czy�y si� do innych grup nad rzek� Missouri na pograniczu Dakoty P�nocnej i Po- �udniowej. Tam w coraz wi�kszym stopniu przystosowywali si� do w�- drownego, �owieckiego �ycia i w ko�cu porzucili upraw� ziemi, przenosz�c si� w kierunku G�r Czarnych, a na pocz�tku XIX w. w okolice �r�de� rzeki Platte. W 1832 r. biali zbudowali Fort Bent w g�rnym biegu rzeki Arkansas. Znaczna cz�� Szejen�w osiad�a w jego okolicy, a reszta nadal w�drowa�a wok� �r�de� P�nocnej Platte i rzeki Yellowstone. Dokonany w ten spos�b 19 najbli�szych wydarze�. W czasie gor�cych modlitw s�ysza� gwar bitewny. Wok� rozbrzmiewa�y przera�one g�osy i obca mowa. Huk broni palnej miesza� si� z kwikiem koni. T�tent kopyt odda- la� si� od odg�os�w walki. �mia�y Sok� wracaj�c do osady d�ugo rozwa�a�, co mia�a oznacza� wizja zes�ana przez duchy. Dlaczego nie by�o s�ycha� wojennych okrzyk�w Wahpekute? W wirze walki rozbrzmiewa�a tylko obca dla niego mowa. Uspokaja� go jednak odg�os koni od- dalaj�cych si� od pola walki. To zapewne on i Wahpekute umy- kali na zdobytych sunka wakan. Wobec tego wyprawa powinna zako�czy� si� pomy�lnie. Teraz siedzia� ze skrzy�owanymi nogami i oczekiwa� na ewen- tualnych towarzyszy wyprawy. Lada chwila ksi�yc mia� wzej�� na niebie. Czy Wahpekute b�d� mieli do niego zaufanie jako do dow�dcy wyprawy wojennej? Kto si� zg�osi? Od tego m�g� w du- �ej mierze zale�e� pomy�lny przebieg wyprawy. Coraz wi�ksza niepewno�� ogarnia�a �mia�ego Soko�a. Po raz pierwszy od przy- j�cia go do plemienia Wahpekute og�osi� zamiar wyruszenia na wojenn� �cie�k�. Przeci�ta Twarz, u kt�rego zamieszkiwa�, pierwszy zasiad� po jego prawej stronie. Przeci�ta Twarz by� oficerem w stowarzysze- niu "Z�amane Strza�y". Zg�oszenie si� oficera �o�nierskiego sto- warzyszenia ju� by�o znacznym sukcesem. Ku skrz�tnie skrywa- nej rado�ci �mia�ego Soko�a przyszed� r�wnie� nast�pny oficer - Czarny Wilk, a za nim przybyli: Ogon Byka, Nom'pa apa, czyli podzia� Szejen�w na P�nocnych i Po�udniowych zosta� usankcjonowany w 1851 r. przez traktat podpisany w Forcie Laramie. Szejenowie P�nocni znad Arkansas a� do 1840 r. toczyli walki z Kio- wami, a p�niej wsp�lnie z nimi wyst�powali przeciwko innym plemionom i bia�ym. W 1849 r. ponie�li dotkliwe straty spowodowane epidemi� cholery, a w latach 1860-78 w wojnach z bia�ymi. Szejenowie Po�udniowi przewodzili rewolucji w latach 1874-75, podczas gdy P�nocni wsp�lnie z Dakotami brali udzia� w pogromie Custera. Osta- tecznie P�nocni otrzymali rezerwat w Montanie, a Po�udniowi w obecnej Oklanomie w 1867 r., lecz zmuszono ich do osiedlenia si� tam dopiero po generalnym poddaniu si� w 1875 r. W latach 1901-1902 ziemie Szejen�w Po�udniowych zosta�y dane im w posiadanie. W 1780 r. Szejenowie ��cznie z Sutaio liczyli 3500 g��w, a w 1937 r. Szejenowie Po�udniowi i P�nocni ��cznie z Arapaho liczyli 4397 g��w. 20 Dwa Uderzenia, D�ugi Pazur, Zielony Li�� przepadaj�cy za grami hazardowymi, Szare Oczy, D�ugie W�osy, ��ty Brzuch, Dwie Twarze, Sha'pa i Tehawanka. Wszyscy siadali w lewym lub pra- wym p�kolu wok� ogniska. Potem do��czyli do nich: Fruwaj�cy Ptak, D�uga Lanca, Z�amane Wios�o - brat szamana, Krzyk Pu- chacza, Ma�y Nied�wied�, G�owa Sowy i Mrugaj�ce Oko. �mia�y Sok� b�yszcz�cymi z zadowolenia oczami liczy� przy- bywaj�cych. By�o ich dziewi�tnastu, wszyscy znani z odwagi i do- �wiadczenia wojennego. �mia�y Sok� spojrza� na Przeci�t� Twarz, kt�ry w odpowie- dzi skin�� g�ow�. - Przybycie moich s�awnych braci wielce uradowa�o moje serce - zagai� �mia�y Sok�. - Zamierzam wyruszy� na wypra- w�, �eby zdoby� sunka wakan. Najpierw przedstawi� og�lny^ plan wyprawy, a potem moi bracia wypowiedz� swoje zdanie. Uczest- niczy�em ju� w wielu wyprawach przeciwko Koma�czom, kt�rym zabierali�my sunka wakan. Oni posiadaj� ich du�o i twierdz�, �e pieszy m�czyzna w og�le nie jest m�czyzn�. Wojownik na ko- niu ma znaczn� przewag� nad pieszym. Wahpekute nieraz ju� do�wiadczyli tego na sobie. - Do Komancz�w bardzo daleka droga. Wiele wrogich ple- mion j� przegradza - wtr�ci� Czarny Wilk. - M�j brat s�usznie m�wi - przytwierdzi� �mia�y Sok�. - Dlatego w�a�nie proponuj� wypraw� na p�nocny zach�d do osady Sha hi'ye. Oni wprawdzie �yj� jeszcze tak jak Wahpekute, ale ju� maj� sunka wakan. Paunisi cz�sto wykopuj� top�r wojenny przeciwko Szejenom. - Pomys� dobry! - pochwali� Czarny Wilk, a za nim potak- n�li inni. Wyprawa wojenna przeciwko Sha hi'ye, jak Dakotowie zwali w swoim j�zyku Szejen�w, od razu przypad�a Wahpekute do ser- ca. Dakotowie wypierani zbrojnie z krainy puszcz i jezior przez Czipewej�w, sami z kolei si�� zmusili do migracji swoich zachod- nich s�siad�w, Szejen�w, z kt�rymi wci�� jeszcze toczyli walki. - Niekt�rzy z nas r�wnie� byli ju� na wyprawach przeciwko Sha hi'ye, gdy mieszkali oni jeszcze w okolicy jeziora Traverse - powiedzia� D�ugi Pazur. - Razem z naszymi bra�mi Teton Dakotami wygnali�my ich stamt�d. 21 - Sha hi'ye przenie�li si� nad rzek� Cheyenne - wtr�ci� D�uga Lanca. - Tam jeszcze nie napada�em na nich, ale znam drog�. - W�a�nie proponuj� wypraw� w okolice Cheyenne - wy- ja�ni� �mia�y Sok�. - W ci�gu pi�tnastu nocy powinni�my doj�� do osady Sha hi'ye. Powr�t b�dzie trwa� kr�cej, poniewa� wr�- cimy na zdobytych sunka wakan. - Kiedy �mia�y Sok� chcia�by wyruszy� w drog�? - za- pyta� ��ty Brzuch. .A --'Jutro o wschodzie ksi�yca, je�eli wszyscy zd��yliby si� przygotowa�. Drog� przez nasze tereny dobrze znamy, mo�emy wyruszy� na noc, wtedy jest ch�odniej. - Zd��ymy si� przygotowa� - rzek� Ma�y Nied�wied�. Wst�pne wyja�nienia zosta�y zako�czone. �mia�y Sok� oznaj- mi� swoje zamiary. Obecnie ka�dy powinien wypowiedzie� si�, czy przyjmuje propozycj�. Przeci�ta Twarz podni�s� si�, z do- mowego o�tarzyka podj�� zawini�tko z ceremonialn� �wi�t� fajk� oraz woreczek z tytoniem 5. Zawini�tko z fajk�, kt�re w my�l rytua�u nigdy nie mog�o dotkn�� ziemi, po�o�y� na specjalnym drewnianym krzy�aku. Potem nasypa� troch� tytoniu na skrawek czystej sk�ry, zmiesza� go z drobno start� kor� czerwonej wierz- by i odrobin� t�uszczu bizoniego, aby tyto� lepiej si� pali�. Z kolei ostro�nie wyj�� z zawini�tka �wi�t� fajk�. Lulka fajki wyrze�- 5 Palenie tytoniu by�o dla Indian ceremonia o charakterze religijnym, odprawian� przy r�nych uroczystych okazjach. Wi�za�o si� z ceremonia�em ofiarnym ku czci S�o�ca. Dym dla Indian obydw�ch Ameryk by� pewn� form� ofiary dla mocy nadziemskich (w rodzaju ko�cielnych kadzide�). Obrz�d palenia tytoniu lub spalania narkotycznych kadzide� z �ywicy, dre- wna lub pewnych li�ci oraz ceremonia�y z tym zwi�zane by�y znacznie star- sze od os�awionego palenia fajek pokoju. Nawet w regionach Ameryk, gdzie nie u�ywano fajek, istnia�y obrz�dy zwi�zane z paleniem. Na przyk�ad w Ameryce Po�udniowej palono d�ugie cygaro, kt�rego dym wdmuchiwa� pal�cy w twarze uczestnik�w obrz�du. Indianin pali�, gdy pragn�� uzyska� dobro, zapobiec z�u, otrzyma� b�ogos�awie�stwo si� nadnaturalnych dla swych poczyna�, przypiecz�towa� zawierany pok�j lub przymierze, uzy- ska� ochron� przed nieprzyjacielem, sprowadzi� zwierzyn� na swe tereny �owieckie czy te� u�mierzy� burz�. Dym ofiarny mia� rozja�nia� jego umys�, nape�nia� m�dro�ci�. Chocia� prawdopodobnie wszystkie plemiona india�skie pali�y tyto�, to jednak nie wszystkie go uprawia�y. Na Wielkich R�wninach tyto� upra- 22 1 biona by�a z ciemnoczerwonego kamienia nakrapianego bia�ymi �y�kami, a d�ugi prosty drewniany cybuch zdobi�y pi�ra ptak�w oraz kolce je�ozwierza. Przeci�ta Twarz nabi� fajk� przyrz�dzon� mieszank� i nast�pnie poda� przyw�dcy wyprawy. �mia�emu So- ko�owi. Ten zapali� j� w�gielkiem z ogniska, po czym pierwszy dokona� ceremonia�u palenia. Napierw wydmuchn�� dym ku zie- mi, potem ku niebu i kolejno ku czterem stronom �wiata, dzi�- kuj�c w ten spos�b Wielkim Duchom Ziemi, nieba i czterech wiatr�w za ju� doznane �aski. Po zapocz�tkowaniu ceremonialnego palenia �mia�y Sok� po- da� �wi�t� fajk� s�siadowi, siedz�cemu po jego lewej stronie. Ten, dope�niwszy obrz�du, przekaza� j� nast�pnemu uczestnikowi na- rady. Gdy ostatni w lewym rz�dzie sko�czy� palenie, zwr�cono fajk� t� sam� drog� �mia�emu Soko�owi, kt�ry teraz poda� j� Przeci�tej Twarzy, siedz�cemu po prawej stronie. Ceremonia� palenia dobieg� ko�ca. Ka�dy, kto chcia� wzi�� udzia� w wyprawie, dokonywa� obrz�du palenia, kto natomiast roz- my�li� si� po wst�pnych wyja�nieniach, ten tylko przekazywa� fajk� s�siadowi. Jedynie D�ugie W�osy i G�owa Sowy nie wypalili fajki. Zaraz te� opu�cili narad�. Przeci�ta Twarz schowa� �wi�t� fajk� do zawini�tka i z po- wrotem po�o�y� je na domowym o�tarzyku. �mia�y Sok� ode- zwa� si�: - Wypalili�my �wi�t� fajk� e. Duchy b�d� sprzyja�y naszym wiali Szejenowie podczas p�osiad�ego trybu .�ycia (do oko�o 1802 r.), p�niej nabywali go od Arikara i bia�ych kupc�w. Ciekawostk� jest, �e tyto�, jako jedyn� ro�lin�, uprawia�y trzy nomadyczne plemiona: Czarne Stopy, Sarsi i Crow. Uprawiali tyto�: Hidatsowie,/Mandanowie, Arikara, Washo, Pau- nisi, Ute, Nawahowie i Zuniowie. Cree nabywali tyto� od kupc�w i mie- szali z suszonymi, startymi li��mi nied�wiedziej jagody (ma�y, wiecznie zie- lony krzew z rodziny wrzosowatych). Koma�cze otrzymywali tyto� od Me- ksykan�w. przewa�nie palili tylko m�czy�ni, chocia� ma�e fajki by�y u�ywane przez kobiety Czarnych St�p i Cree, a u Paunis�w pali� mog�y jedynie stare kobiety-lekarki. U Hidats�w bez ogranicze� mogli pali� starsi m�czy�ni, natomiast m�odzi wojownicy nie palili, aby zachowa� sprawno�� fizyczn�. U�ywanie tytoniu podlega�o ograniczeniom, a sama uprawa i obrz�dowe pa- lenie odbywa�y si� w my�l obowi�zuj�cych rytua��w. '"? ^ ->/ 6 �wi�ta fajka pokoju, kt�ra r�wnie� stanowi�a swego rodz��dr g&jt nie- tykalno�ci dla pos��w, w j�zyku Dakot�w zwa�a si� wookiye ctimionbanpa. 23 poczynaniom. �wi�ty dym uczyni� nasze my�li ja�niejsze i nape�- ni� je m�dro�ci�. Na znak Przeci�tej Twarzy jego �ony poda�y du�e gliniane misy nape�nione po brzegi gotowanym t�ustym psim mi�sem. Cz�- stowanie psim mi�sem uczestnik�w zamierzonej wojennej wypra- wy stanowi�o obrz�d posiadaj�cy symboliczne znaczenie. Pies od najdawniejszych czas�w by� wiernym oraz pos�usznym towarzy- szem Indianina. Spo�ycie mi�sa tego zwierz�cia podczas narady wojennej stanowi�o przyrzeczenie, �e wszyscy uczestnicy wypra- wy b�d� wierni i pos�uszni swemu przyw�dcy. Ka�dy uczestnik narady, przewiduj�c obrz�dowy pocz�stunek, przyni�s� w�asn� drewnian� misk�. Obecnie wszyscy postawili je przed sob�, a �mia�y Sok� pocz�� rozdziela� mi�siwo, pos�uguj�c si� drewnian� warz�chwi�. Ucztuj�cy jedli powoli, dok�adnie opr�niali miski, wylizywali je z t�uszczu i stawiali przed sob� odwr�cone dnem do g�ry na znak, �e wszystko zosta�o przez nich zjedzone. Uczta by�a zako�czona. Opr�cz ceremonialnego u�ywania �wi�tej fajki zwyczaj pale- nia tytoniu w towarzystwie przyjaci� by� na preriach do�� po- wszechny. Do tego celu jednak przewa�nie u�ywano innych fajek. Sporz�dzano je z ko�ci nogi zwierzyny p�owej. Wygl�dem przy- pomina�y one d�ugie rurki. Palacz takiej fajki musia� trzyma� j� w czasie palenia w pozycji pionowej, aby tyto� nie wysypywa� si�, tote� tak� fajk� potem zwano po angielsku c!oud blower, czyli "wydmuchiwacz chmur". Lulki tych fajek wyrabiano z czerwonego kamienia z kamienio�omu Pipe- stone, le��cego w po�udniowo-zachodniej cz�ci stanu Minnesota, na ple- miennych ziemiach Santee Dakot�w. Wbrew mylnym twierdzeniom, nawet wsp�czesnych Indian, kamienio�om Pipestone nie jest unikatem na �wiecie, pok�ady czerwonego kamienia s� tak�e w stanach Wisconsin, Ohio i Ari- zona, lecz jedynie Pipestone jest dla Indian �wi�tym "miejscem religijnego kultu. Kamienio�om Pipestone, zwany Krajem Pokoju, jest traktowany przez Indian jako neutralne, �wi�te miejsce, na kt�re nikomu nie wolno wnosi� broni. Nawet wrogie sobie plemiona na terenie �wi�tego kamienio�omu za- chowywa�y si� pokojowo. George Catlin, ameryka�ski malarz i podr�nik, jako pierwszy bia�y do- k�adnie opisa� kamienio�om Pipestone (lata 1830-32) i zebra� pr�bki czer- wonego kamienia, kt�ry potem nazwano catlinitem. W 1937 r. kamienio�om Pipestone zosta� zaliczony do pomnik�w narodowych Stan�w Zjednoczonych. 24 �mia�y Sok� wydoby� w�a�nie podr�czn�, zwyk�� fajk�, nabi� tytoniem, pykn�� kilka razy dym i poda� j� s�siadowi. Gdy ostatni z obecnych pykn�� z fajeczki, zacz�to szczeg�owo omawia� plan ca�ej wyprawy. W skupieniu s�uchano wyja�nie� �mia�ego So- ko�a. On jeden wiedzia�, jak nale�y ujarzmia� sunka wakan, do- siada� go i je�dzi� na nim. Posypa�y si� pytania. Narada prze- ci�gn�a si� niemal do �witu. Tehawanka nad samym ranem powr�ci� do domu swego dziad^- ka. Wszyscy ju� spali, by�o cicho i ciemno. �ar ogniska przysy- panego popio�em ledwo migota�. Przy obydw�ch bocznych �cia- nach ziemianki znajdowa�y si� legowiska domownik�w, oddzie- lone od siebie sk�rzanymi zas�onami. Tehawanka po omacku szed� do swego pos�ania. Nagle zza jednej zas�ony wychyli�a si� d�o� i przytrzyma�a go za rami�. - Jeszcze nie �pisz, Mem'en gwa? - szepn�� zdumiony Te- hawanka. - Obydwie nie mog�y�my zasn��. Czeka�y�my na tw�j po- wr�t - r�wnie� szeptem odpar�a dziewczyna. - Powiedz, czy idziesz na wypraw� wojenn�? - Wyruszamy dzisiaj o wschodzie ksi�yca - szeptem odpar� Tehawanka. D�o� dziewczyny delikatnie przesun�a si� po jego twarzy, po czym znikn�a za zas�on�. Tehawanka po chwili leg� na swoim pos�aniu. Nie m�g� za- sn��. Intryguj�ca przepowiednia szamana, pierwsza w �yciu na- rada wojenna oraz niebezpiecze�stwa zwi�zane z wypraw� wpra- wi�y go w stan niezwyk�ego podniecenia. Wed�ug proroczych s��w dziadka czeka�a go s�awa i .chwalebna �mier� w obronie ojczystej krainy. Ka�dy india�ski wojownik marzy� o tak zaszczytnym lo- sie. Duma rozpiera�a pier� Tehawanki. Mimo woli, jak to zwykle czyni� w wa�nych chwilach �ycia, zacz�� wznosi� mod�y do Ducha Opieku�czego. Ju� w p�nie s�ysza� szum skrzyde� z�ocistego or�a. Wreszcie zmorzy� go kr�tki sen, ale i wtedy rozgor�czkowany umys� nie zazna� spokoju. �ni� o podchodach do osady Sha hi'ye, ujarzmianiu niesfornego mustanga, a� wreszcie otworzy� oczy. By� ju� pe�ny dzie�. �ony szamana przygotowywa�y dla Te- hawanki zapas �ywno�ci na wypraw�. Na wojennej �cie�ce nie mo�na by�o polowa� ani oprawia� upolowanej zwierzyny. Naj- 25 mniejsza nieostro�no�� mog�aby ostrzec wrog�w o przebywaniu w pobli�u obcych ludzi. Nale�a�o wi�c posiada� prowiant nada- j�cy si� do szybkiego i �atwego spo�ycia. Tote� �ony Czerwonego Psa sporz�dzi�y dwa sk�rzane woreczki, jeden nape�ni�y gotowa- n� tart� kukurydz�, drugi po�ywnym pemmikanem. Poranna Rosa i Mem'en gwa r�wnie� nie pr�nowa�y. Przy- gotowywa�y kilka par nowych mokasyn�w dla Tehawankl. W cza- sach, gdy Wahpekute wiedli �ycie piechur�w, musieli na dalsze wyprawy zabiera� odpowiedni zapas mokasyn�w, szyd�a i �y�y do reperacji obuwia. Tehawanka zaraz po przebudzeniu przyst�pi� do przegl�du broni. W p�nocnej cz�ci Wielkich R�wnin Dakotowie i Indianie Crow7 nale�eli do najlepszych wytw�rc�w �uk�w. Wykonywali je z wszystkich gatunk�w drewna, a przewa�nie z drzewa jesio- nowego, cedrowego, cisowego i bia�ej �liwy. �uki swoje cz�sto pod- klejali od wewn�trznej strony �y�ami bizona w celu wzmocnie- nia i uelastycznienia drzewca. Tehawanka jednak wybra� teraz �uk z rog�w g�rskich kozic, otrzymany w podarunku po przyj�ciu go do grona wojownik�w podczas ostatnich uroczysto�ci Ta�ca S�o�ca. Czerwony Pies swego czasu dosta� ten �uk od Teton Dako- t�w, kt�rzy z kolei zdobyli go podczas napadu na Szoszon�w. W�a�nie Szoszoni8, Czarne Stopy 9, Nez Perce 10 i Szejenowie byli ' Crow, w�asna nazwa Absaroka, czyli Ludzie-ptaki; przez Dakot�w zwani Kangitoka. Rodzina j�zykowa sju. Spokrewnieni z Hidatsa, od kt�rych od- dzielili si� w pocz�tkach XIX w. Zamieszkiwali okolice rzek: Pow- der, Wind i Big Horn (dop�ywy Yellowstone). W 1780 r. liczyli 4000 g��w, a w 1937 r. - 2173. 8 Szoszoni (Shoshoni) znani tak�e jako Snakes, czyli W�e, z powodu uprawianego ta�ca w�a. Dakotowie zwali ich Sin-te-hda, czyli Indianie Grzechotniki. Rodzina j�zykowa Utaztecan-Tanoan. Zamieszkiwali Idaho, Wyoming, Utah, Nevad� i skrawek Kalifornii. Po nabyciu Luizjany od Francji prezydent USA, Jefferson, wys�a� ekspedycj� pod dow�dztwem ka- pitan�w Meriwethera Lewisa i Williama Ciarka, w celu zbadania teryto- ri�w na p�noc od po��czenia Missisipi z Missouri oraz wytyczenia szlaku do Pacyfiku. Lewis i Ciark pierwsi przeszli w poprzek kontynent. Ekspe- dycja wyruszy�a z St. Louis. W okolicy rzeki Missouri do��czy� si� do niej francuski kupiec Touissaint Charbonneau razem ze swym ma�ym dzieckiem i �on� Szoszonk�, Sacagawe�, kt�ra odda�a ekspedycji nieocenione us�ugi. W 1805 r. ekspedycja dotar�a do osady Szoszon�w, kt�rej wodzem by� brat Sacagawei. Szoszoni odt�d byli bardzo przyja�ni dla bia�ych. Po odst�pie- 26 mistrzami w sporz�dzaniu �uk�w z rog�w �osi lub g�rskich kozic. Rogowe �uki uelastyczniali �y�ami, przyklejanymi na wewn�trz- nej stronie broni. Ta doskona�a bro� by�a bardzo cenna, ponie- wa� na sporz�dzenie jednego �uku nale�a�o po�wi�ci� oko�o trzech miesi�cy. Po wybraniu �uku Tehawanka pocz�� dobiera� do niego strza- �y. Posiada� ich ponad trzydzie�ci, ale nie wszystkie mog�y by� uznane za niezawodne. Robienie dobrych strza� do �uk�w by�o czynno�ci� wymagaj�c� r�wnie� wiele czasu, cierpliwo�ci i sta- ranno�ci. Brzechwa strza�y musia�a by� idealnie prosta, g�adka i okr�g�a, aby strza�a nie balansowa�a w czasie lotu. W tym celu drewniany pr�t przesuwano przez odpowiedniej wielko�ci okr�g�e otwory, wywiercone w p�askim kawa�ku rogu lub kamienia. Trwa- �o to tak d�ugo, dop�ki pr�t nie osi�gn�� po��danego kszta�tu. Groty do strza� wykonywano w�wczas z kamienia, kt�rego obr�b- ka prymitywnym ostrzem z rogu jelenia wymaga�a niezwyk�ej wprawy i cierpliwo�ci. Tak wi�c nie tylko doskona�e �uki, lecz r�wnie� niezawodne strza�y do nich przedstawia�y du�� warto�� niu swych terytori�w rz�dowi USA Szoszoni zostali osadzeni w rezerwatach Lemhi i Fort Hali w Idaho oraz w rezerwacie Wind Riyer w Wyoming. W 1845 r. by�o ich 4500 g��w, a w 1930 r. oko�o 3994. Sacagawe� lub Sacajewea, czyli Kobieta Ptak, jako m�oda dziewczyna zosta�a porwana przez Indian Minataree (tak zwano Atsina i Hidatsa) znad g�rnej Missouri. Podczas jednej z wypraw Charbonneau ujrza� w obozie Minataree brank�. Zachwycony jej urod� odkupi� j� i po�lubi�. Sacagawe� sta�a si� duchem opieku�czym wyprawy Lewisa i Ciarka. Zna�a dobrze kraj za Missouri, m�wi�a j�zykami kilku plemion, by�a wi�c przewodniczk� oraz t�umaczk�. Gdy ekspedycji brak�o �ywno�ci, wskazywa�a jadalne dzikie ro- �liny, uratowa�a Ciarka ton�cego w wezbranej rzece, po�redniczy�a w na- wi�zaniu przyja�ni z Szoszonami, otrzyma�a od wodza konie dla ekspedycji, wskazywa�a przej�cia przez g�ry Montany. Po zako�czeniu wyprawy Char- bonneau porzuci� j� wraz z dzieckiem, by dalej prowadzi� �ycie trapera. Sacagawe� znikn�a. Jedni twierdzili, �e umar�a z zawiedzionej mi�o�ci, inni - �e powr�ci�a z synkiem do kraju Szoszon�w. Sacagawe� odda�a ekspedycji Lewisa i Ciarka tak wielkie przys�ugi, �e sta�a si� jedn� z trzech czy* czterech Indianek najbardziej znanych bia�ym Amerykanom. Jej. po- mnik stoi w Bismarck, stolicy stanu Dakoty P�nocnej. 9 Czarne Stopy - Siksika, w j�zyku Dakot�w Shi-ha-sa-pa, czyli r�w- nie� Czarne Stopy, poniewa� nosili mokasyny farbowane na czarno. Rodzina J�zykowa algonki�ska. Zamieszkiwali od p�nocnego Saskatchewanu w Ka- nadzie do po�udniowych �r�de� Missouri w Montanie. Po zdobyciu koni wymienn� i by�y troskliwie przechowywane. Wyrobem �uk�w oraz strza� przewa�nie trudnili si� starzy m�czy�ni, kt�rym wiek uniemo�liwia� ju� branie udzia�u w wyprawach �owieckich i wo- jennych. Wykonan� przez siebie bro� odst�powali m�odszym wo- jownikom, otrzymuj�c w zamian mi�siwo i sk�ry. Tehawanka d�ugo przegl�da� strza�y. Starannie bada�, czy brzechwa jest idealnie wyprostowana i g�adka, sprawdza� osadze- nie trzech pi�r na grubszym ko�cu strza�y, kt�re zwi�ksza�y do- k�adno�� lotu pocisku. Nie mniej uwagi po�wi�ca� tr�jk�tnym ka- miennym grotom. Wreszcie wybra� dwadzie�cia strza�, kt�re umie�ci� w ko�czanie wykonanym z psiej sk�ry, zdobionej magicz- nymi rysunkami. Zadowolenie odmalowywa�o si� na jego twarzy. �uk i strza�y by�y doskona�e. Mia�o to du�e znaczenie na wojen- nej �cie�ce, poniewa� od niezawodno�ci broni zale�a�o �ycie wo- jownika, Opr�cz �uku i strza� postanowi� zabra� kr�tk� maczug�, na kt�rej ko�cu osadzony by� owalny kamie� i stalowy n� zdo- stale parli na zach�d. Wojowali z wszystkimi s�siadami z wyj�tkiem Sarsi i Atsina, kt�rzy z nimi wsp�dzia�ali. Utrzymywali przyjazne stosunki z an- gielskimi posterunkami nad Zatok� Hudsona w Kanadzie, od kt�rych otrzy- mywali bro� paln� i amunicj�, natomiast byli wrogo usposobieni, do bia- �ych Amerykan�w uzbrajaj�cych ich nieprzyjaci�. Epidemie ospy dziesi�t- kowa�y ich, lecz nigdy nie byli rugowani z ojczystych stron przez bia�ych, co tak tragicznie dotkn�o inne plemiona w Stanach Zjednoczonych. W 1780 r. liczyli 15000 g��w, w 1923 r. w USA by�o ich 3124 i w Kana- dzie 2236. Powoli przystosowuj� si� do sposobu �ycia bia�ych. 10 Nez Perce, z francuskiego "przedziurawione nosy". Dakotowie zwali ich Po-ge-hdo-ke. Rodzina j�zykowa Penutian, podgrupa Klamath-Sehap- tin. Zamieszkiwali cz�� stanu Idaho, Waszyngtonu i Oregonu. W 1805 r. przez tereny przesz�a ekspedycja Lewisa i Ciarka. Pierwsze starcia z bia- �ymi spowodowa� nap�yw g�rnik�w i osadnik�w po odkryciu z�ota na za- chodzie. Na mocy traktat�w w 1855 i 1863 r. odst�pili rz�dowi USA wszyst- kie swe ziemie z wyj�tkiem du�ego rezerwatu. Nez Perce z Wallowa Valley nie uznali ostatecznej cesji. W 1877 r. rozpocz�li wojn�, zako�czon� mistrzowskim wycofywaniem si� wcdza Josepha ku granicy kanadyjskiej, do kt�rej niemal dotar�, zanim zostai uj�ty. W�dz Jcseph z 450 towa- rzyszami zostali osadzeni w Ok�ahomie. Na skutek du�ej �miertelno�ci z po- wodu chor�b przeniesiono ich do rezerwatu Colville w stanie Waszyngton, gdzie cz�� Nez Perce dot�d przebywa. W 1780 r. liczyli 4000 g��w, a w 1937 r. cko�o 1426. 28 byty podczas ucieczki z niewoli u Czipewej�w. Uko�czywszy do- b�r broni przygotowa� d�ugi rzemienny arkan. S�o�ce ju� chyli�o si� ku zachodowi, Tehawanka w�a�nie uko�- czy� przegl�d broni. Poranna Rosa postawi�a przed nim p�cherz zwierz�cy nape�niony t�uszczem z grzbietu bizona oraz ma�e sk�- rzane woreczki ze sproszkowanymi farbami. Tehawanka^ ubrany jedynie w przepask� biodrow�, zanurzy� obie d�onie w t�uszczu, po czym zacz�� naciera� nim swe cia�o ��cznie z twarz�. Indianie zawsze tak czynili przed wyruszeniem w d�u�sz� drog�, aby chro- ni� si� przed 3�o�cem, wiatrem i zimnem. Tehawanka po dok�ad- nym natarciu cia�a t�uszczem wsun�� z kolei palce do woreczka z czerwonym proszkiem, kt�ry rozprowadzi� r�wno po ca�ej twa- rzy. Nast�pnie paznokciem narysowa� po trzy pasy na ka�dym policzku. W ko�cu wpi�� orle pi�ro we w�osy z ty�u g�owy. Kobiety przygotowa�y sk�rzan� torb� zaopatrzon� w szeroki pas do przewieszania przez rami�, a nast�pnie w�o�y�y do niej: trzy pary mokasyn�w o twardej podeszwie, jakie nosi�o si� na Wielkich R�wninach, szyd�o i �y�y do reperacji obuwia, rzemien- ne arkany, sk�rzan� koszul�, woreczki z t�uszczem i farbami, z tart� gotowan� kukurydz� i pemmikanem. Tehawanka przewie- si� torb� przez opraw� rami�, a przez lewe ko�czan ze strza�ami w ten spos�b, �e mia� go na plecach i nie zdejmuj�c m�g� wyj- mowa� praw� r�k� pociski. Maczug� i n� zatkn�� za pasem przy- trzymuj�cym opask� biodrow�. Gotowy do drogi zbli�y� si� do domowego o�tarzyka. Z wielk� czci� wzi�� do r�k zawini�tko ze �wi�tymi przedmiotami, dotkn�� nim czo�a i serca, po czym zawie- si� je na szyi. �wi�te zawini�tko spocz�o na jego piersi. Teraz przybli�y� si� do szamana. Stan�� przed nim. Ten obrzuci� wnuka uwa�nym spojrzeniem, zadowolony z przegl�du skin�� g�ow� i rzek�: - Niech tw�j Duch Opieku�czy czuwa nad tob�, m�j synu. Id� i szcz�liwie wracaj do nas! Tehawanka nisko pochyli� si� przed dziadkiem, po czym po- �egna� si� z kobietami i wreszcie wyszed� z chaty. Prze