3750

Szczegóły
Tytuł 3750
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3750 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3750 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3750 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jaros�aw Iwaszkiewicz SERENITE Konstantemu Jele�skiemu Nad jeziorem, 8 wrze�nia... Droga Pani Agato! M�j kontakt prawdziwy ze sztuk� plastyczn�, z malarst- wem datuje si� do�� p�no. We wczesnej m�odo�ci znaj- dowa�em si� pod wra�eniem pewnych kicz�w, kt�re tak silny wp�yw wywar�y na moj� wyobra�ni�, �e pami�tam je do dzi� dnia i co wi�cej � wynurzaj� si� one raz po raz w mojej tw�rczo�ci. Taki na przyk�ad obraz Fantin-Latou- ra Podr� po�lubna czy Podr� mi�osna wyobra�a� karet� widzian� od ty�u, w okienku karety dwie g�owy, m�ska i kobieca, przytulone do siebie, a z ty�u, na desce, gdzie si� uk�ada�o kufry, siedz�cy m�ody, uroczy faunik, graj�cy na flecie, wszystko w kolorze jesiennych li�ci, ��tych i czerwonych. Jak�e zachwyca� mnie ten obraz, jak by� pe�en muzyki, a muzyk� s�ysza�em ju� w stylu Faurego. By� te� taki malarz, kt�ry si� nazywa� Henri Martin. Malowa� jakie� freski w Pary�u. G��wna aleja w dzielnicy Passy nosi�a jego imi�, dopiero jak j� przemianowano na Avenue Mandel, pomy�la�em sobie, �e co� tu nie tak. I rzeczywi�cie okaza�o si�, �e ulica nosi�a nazw� historyka, kt�ry mianowa� si� jak �w malarz. O obu ju� dawno zapomniano. Ot� �w malarz Henri Martin mia� obraz nazwany przez niego Serenite. Orygina�u chyba nie widzia�em, ale mo�e 556 i by� w Luksemburgu. Pami�tam dobrze reprodukcj�, �ci�le bior�c poczt�wki, kt�re mnie zachwyca�y. Serenite przede wszystkim frapowa�o kolorem, inten- sywn� zieleni�. W tym intensywnym zielonym lesie unosi�y si� lec�ce osoby. Wszystkie lecia�y z lewa na prawo, w g�r�. Niekt�re by�y nagie, inne w pow��czystych szatach podob- nych do ob�ok�w. Niekt�re nios�y liry, wszystkie odlatywa- �y spokojnym ruchem z zielonej ziemi do �wietlistego nieba. Najwi�kszy k�opot jest w tym, droga pani Agato, �e nie mog� pani przet�umaczy� tego s�owa �serenite". Oznacza ono �agodn� pogod� zewn�trzn� i wewn�trzne rozja�nienie, uspokojenie... tak, chyba najlepiej b�dzie �uspokojenie", tylko �e serenite nie zak�ada �adnego niepokoju uprzednio i mo�e w�a�nie dlatego nie znajduje zastosowania w tym wypadku, o kt�rym pani opowiadam. O tym obrazie Henri Martina, cho� wiem dobrze, �e jest on strasznym kiczem, my�l� teraz bez przerwy, od kiedy znalaz�em si� nad brzegiem jeziora, w starym parku. Oto- czony jestem wysokimi drzewami, cedrami, platanami i je- sionami i zdaje mi si� ci�gle, �e pomi�dzy tymi rze�bionymi, starymi pniami polatuj� bia�e i liliowe cienie, nios�ce w g�r� swoje pi�kne g�owy i swoje kszta�tne formingi. Od kilku dni jestem tutaj. Jak pani pisa�em, przyjecha�em tutaj na zaproszenie Marres Chouarta, kt�ry mimo swych lat dziewi��dziesi�ciu jest w �wietnej formie umys�owej. Zaprosi� mnie, abym tu wypocz�� i tutaj doczeka� moich lat osiemdziesi�ciu, o tyle mniej od niego, ale te� i o tyle wi�cej. Nie mam tu nic do roboty i oczywi�cie �adnych ju� prac ani plan�w. Nie projektuj� nic, tyle tylko, �e chcia�em porobi� pewne rachunki, podsumowa� par� rzeczy � a mo�e i pomno�y� je, i podzieli�. I w�r�d takiego uspokoje- nia, w�r�d tych przesz�o dw�chsetletnich drzew, niebies- kiego jeziora i �agl�wek, kt�re si� pas� na nim jak j�tki w�t�e, przysz�o mi na my�l, �e m�g�bym napisa� do pani. Nie taki zwyk�y grzeczno�ciowy list, jakich tyle niestety otrzy- 557 ma�a pani ode mnie w ostatnich czasach, ale list prawdziwy, nie wahaj�cy si� dotkn�� najstarszych i najdra�liwszych spraw, kt�re ��czy�y nas kiedy�, a kt�re potem zawsze by�y t� niedopowiedzian� tkanin� okrywaj�c� nasze uczucia i dzia�ania. Niech si� pani nie boi, nie b�d� zbyt sentymentalny. Nigdy sentymentalny nie by�em. Tote� moje pisma mo�e b�d� wi�cej dotyczy�y dzia�a� ni� uczu�. Nie boj� si� by� zewn�trzny. Chyba to mi nie grozi, ale chcia�em przepatrzy� nasze drogi, kt�re na chwil� si� skrzy�owa�y, a potem posz�y w zupe�nie przeciwne strony. Prowadzi�y jednak do tego, co trzeba zawsze osi�gn�� przed ostatecznym rozstaniem. Prowadzi�y do uspokojenia, do ostatecznej zgody na �wiat, do serenite. Zawsze mnie zastanawia ta my�l bardzo banalna, ale mog�ca prze�ladowa� w d�ugie, bezsenne noce, �e pewne momenty krzy�owe w �yciu mog� mie� znaczenie tak decyduj�ce. �e od ma�ej chwili � od tego, czy si� na przechadzce w ogrodzie skr�ci na lewo, czy na prawo, czy si� si�dzie na tym, czy na innym fotelu, czy si� zatelefonuje pod ten, czy pod inny adres � zale�y wszystko. �ycie uk�ada si� zale�nie od tego ma�ego momentu, od jednego gestu, od jednego s�owa. I w og�le nie wiemy, jak by�oby, gdyby tego s�owa czy gestu nie by�o. Wyobra�my sobie, droga pani Agato, �e wtedy w parku, a raczej w tym w�wozie, gdzie si� z trudem wdrapa�em na szczyt, nie zemdla�em. �e by�em zdr�w, ca�y. Nigdy ani przedtem, ani potem nie mdla�em � to by� ten jedyny raz w �yciu. I my�l� nawet, je�eli mo�na tak powiedzie�, �e zemdla�em wtedy �naumy�lnie", po to w�a�nie, aby nie nast�pi�o nic decyduj�cego, abym nie powiedzia� pani ani s�owa z tego, co mia�em w g�owie od dawna u�o�one i co by pchn�o nasze �ycie na zupe�nie inne tory. Gdybym nie zemdla�, gdybym powiedzia� pani wszystko, jak bardzo pani� kocha�em � oczywi�cie zdawa�o mi si� 558 �T tylko, �e pani� kocha�em � bo by�em jak dziecko nie- �mia�y, niezgrabny, smutny. Smutek pozosta� mi do dzi�, do chwili pisania tego listu. Wszystko potoczy�oby si� inaczej. Pami�ta pani, to by�o przecie� na samym pocz�tku pierw- szej wojny, we wrze�niu roku 1914, i zaraz po tym spotka- niu musia�em wyjecha�. Od tego czasu listy, listy musia�y tak du�o zast�powa� � i ostatecznie niczego nie zast�pi�y. Jeszcze ta pierwsza zima by�a najspokojniejsza, tyle tylko, �e bardzo ci�ka, jak wszystkie zimy wojenne. Szko�y wojskowe mia�y wtedy kurs skr�cony, w par� miesi�cy musia�em i�� na front i to ju� jako dow�dca. Nie zdawa�em sobie sprawy z mojej odpowiedzialno�ci, a� dop�ki moi �o�nierze nie zacz�li pada� ko�o mnie. Czy pani sobie wyobra�a, jak to wygl�da, kiedy koledzy oficerowie i pod- w�adni �o�nierze padaj� dooko�a, to znaczy, kiedy ich zabijaj�. Tyle lat min�o od tego czasu, tyle przeszed�em najrozmaitszych, najbardziej skomplikowanych rzeczy, tylu �o�nierzy, tylu koleg�w upad�o ko�o mnie przez tych lat pi��dziesi�t, �e w�a�ciwie m�wi�c ju� nie pami�tam szczeg�- ��w. Wsie, kt�re pali�em, ludzie, kt�rych zabija�em, tak�e tam byli. Ale wszystko to dzisiaj wygl�da raczej jak g�sty las, po kt�rym si� pl�ta�em i w kt�rym si� rozbija�em o pnie, kalecz�c sobie r�ce i g�ow�, rani�c si� o przelatuj�ce kule, tu�aj�c si� po �ydowskich miasteczkach, w szpitalach, i cho- dz�c po rozdeptanych drogach. Bywa�y wtedy na pewno letnie dnie, zielone drzewa, ciep�e ulewy, ale ja pami�tam tylko jesienne rozdeptane drogi i moje zbola�e nogi, kt�re stawiam bez przerwy na tych drogach, jedn� za drug�, w monotonnym marszu: raz dwa, raz dwa. I wie pani, dlaczego te lata by�y takie wa�ne dla mnie? Nie dlatego, �e by�a wojna, ja nawet nie pami�tam tego, �e by�a wojna, ale dlatego, �e si� przekona�em, �e zasadnicz� 559 podszewk� natury ludzkiej jest okrucie�stwo- Okrucie�st- wo w stosunku do innych ludzi, do m�czyzn, do kobiet, do dzieci, do zwierz�t. Pami�ta pani, co opisywa� Dostojewski, jakie miewa� sny; spowied� Stawrogina to jeszcze nic, dla mnie zawsze najgorszy jest ten sen Raskolnikowa, gdzie morduj� konia, kt�ry nie mo�e uci�gn�� platformy pe�nej ludzi. Z jak� lubo�ci� ludzie morduj� tego konia i �e to wszystko by�o w g�owie u Raskolnikowa � to znaczy, �e Dostojewski o tym wszystkim my�la�, �e tkwi�o to w jego g�owie, to morderstwo konia. Ile ja takich pomordowanych koni widzia�em! Najgorsze by�y. na wojnie takie ranne konie, kt�rych nie mia� kto dobija�. Ludzie te� m�czyli si� niewinnie. Ale to niezawinio- ne cierpienie szczeg�lnie by�o widoczne u zwierz�t. Wtedy to si� zacz�o. A kiedy si� sko�czy�o? Nigdy, bo nawet teraz, kiedy tu siedz� w tym cudownym parku nad jeziorem, pod drzewem, kt�re jest jak ��obiona kolumna � zamykam oczy i pod powiekami widz� niesko�czony szereg zabitych ludzi, zam�czonych zwierz�t, strzaskanych przed- miot�w � ci�gnie si� bez ko�ca i ci�gle tak cz�apie, jak moje kroki wtedy w wojennej jesieni, w deszczu i mgle: raz dwa, raz dwa. Zmia�d�one przedmioty s� r�wnie smutne, jak ranne zwierz�ta. Wiadomo, �e strzaskany dom nie cierpi, ale te wszystkie strzaskane domy, kt�re�my z pani� widzieli, zawsze wygl�da�y, jak gdyby doznawa�y b�lu nie tylko fizycznego, ale i moralnego. Wygl�da�y, jakby rozpacza�y. A w�a�ciwie ca�e nasze �ycie by�o �yciem zrozpaczonych dom�w. Ile tych dom�w musieli�my opu�ci�, musieli�my po�egna�. Mam taki sen, kt�ry wraca regularnie; jeste�my w tym wielkim domu, w kt�rym sp�dzili�my nasze ostatnie lato, w tym domu, gdzie czytali�my Achmatow� i I��akowi- cz�wn� i gdzie stwierdzili�my � o horror � �e Konopnicka wcale nie jest najgorsz� poetk�, przeciwnie, �e jest bardzo 560 sugestywna i �e dzia�a rytmem, muzyk�... Wi�c w�a�nie �ni mi si� zawsze ten dom, tylko jaki� przyciemniony, w takim �wietle, w jakim by� podczas za�mienia s�o�ca � pami�ta pani to za�mienie s�o�ca? �ni mi si� w takim cieniu i ja chodz� po domu, i jest ojciec pani, i szukamy pani, ale pani nie ma. I jest tak�e kasjer, kt�ry wyp�aci� mi wtedy pieni�dze w z�otych rublach, i tak razem chodzimy po przyciemnionym domu, po ogromnych jego pokojach i nie mo�emy znale�� pani. A dom trzeba zaraz opu�ci� i ju� nie wiem dlaczego � mo�e w ka�dym powt�rzeniu snu inna jest przyczyna, ale albo ma by� tutaj bitwa, albo maj� zaraz przyj�� hajdamacy, albo w og�le trzeba zaraz si� lik- widowa� bez wyra�nej przyczyny � i wtedy ten dom, kt�ry trzeba opu�ci�, nabiera szczeg�lnej warto�ci. Ostatecznie to nie jest m�j dom, przecie m�j los nie jest z nim zwi�zany, ale we �nie wydaje mi si� takie wa�ne, �eby jak�� wi� z tym domem zachowa�. Zaje�d�aj� konie, wozy albo powozy, i zabieramy si�, i mamy tak du�o rzeczy, i pani wci�� nie ma, i ojciec pani m�wi: gdzie� ta Agata? A kasjer �yska okiem zza swoich z�otych okular�w i m�wi ze z�o�liwym u�miechem: pewnie �egna si� z domem. M�wi ��egna si� z domem", ale to znaczy zupe�nie co innego i jego z�o�liwy u�miech znaczy zupe�nie co innego. Sen ten powtarza si� wielokrotnie i we �nie mam dom, �egnam si� z domem, trac� dom. Budynek sam odgrywa jak�� rol� � kt�rej w �yciu nie odgrywa�. Bo pani wie, �e nie mam i nie mia�em nigdy domu. Mam takie wra�enie, �e jak tylko wylaz�em z tego w�wozu, gdzie zemdla�em, to zaraz zacz�a si� wojna, front, strzelanina. Zaraz zabito mojego die�szczyka, tak niespodziewanie i tak niepotrzebnie. W�a�nie wybiera� si� na urlop � a wi�c to musia�o ju� by� dobrze po zimie � kiedy dawano urlopy z frontu. A mnie si� to wszystko zasuszy�o w jedn� grudk� �ycia i chyba trzeba t� grudk� rozgrza� w gor�cej wodzie, aby si� rozpu�ci�a i u�o�y�a po 36 Opowiadania 561 kolei w obrazki, jak ta japo�ska zabawka, o kt�rej m�wi Proust, a kt�ra i mnie we wczesnym dzieci�stwie bawi�a, kt�rej ju� teraz nie ma na �wiecie, jak tylu innych rzeczy. Rzeczy nie tylko umieraj�, ale rzeczy znikaj�. Tak na przyk�ad teraz znik�y jab�ka. Pami�ta pani, ile by�o gatun- k�w jab�ek, ile rodzaj�w, ile zapach�w, ile smak�w! A teraz uczeni staraj� si� zredukowa� je do paru gatunk�w, a w�a�- ciwie do dw�ch. W�a�nie tu, nad jeziorem, czytam artyku� wspominaj�cy dawne jab�ka i ubolewaj�cy nad tym, �e takie pi�kne jab�onie wyrwano z gruntu, musia�y ust�pi� ma�ym krzaczkom, obficie rodz�cym �goldeny", kt�rych nikt nie chce je��, kt�re maj� znikomy procent witamin, kt�rych jest takie mn�stwo, �e si� je setkami ci�ar�wek wywozi i wysy- puje na pola, na ca�e hektary, na kt�rych gnij� warstwy owoc�w. Jak dziwnie si� ten �wiat ukszta�towa�. I zaraz zacz�y si� wi�zienia. Nie, oczywi�cie, to teraz mi si� tak wydaje, by�em przecie m�ody, pisa�em wiersze, mia�em powodzenie. To by� ten czas, kiedy pani wysz�a za m��. By�o to poprzedzone przerw� w naszym widywaniu si�. Pos�ysza�em tylko o tym i napisa�em do pani. Bawiono si� wtedy w Polsce na stary spos�b, zupe�nie jeszcze tak, jak �eromski w Popio�ach opisuje. Niech pani zauwa�y, �e mi�dzy balami u �eroms- kiego a balami u Na�kowskiej nie ma wielkiej r�nicy w opisach. I ja by�em taki staro�wiecki, o�wiadczy�em si�, zar�czy�em � wreszcie o�eni�em. Zreszt� moje ma��e�- stwo � tak jak pani ma��e�stwo � to zupe�nie inna mate- ria i chyba trzeba o tym m�wi� zupe�nie osobno. Ale mi w g�owie z tamtych czas�w najbardziej zosta�y moje wi�zienia � nie by�o ich du�o, ale by�y pami�tne. W og�le, wi�zienia, to rzecz specjalna, skazuj� na nie liczne wyroki � ale co one maj� na celu? Zawsze si� nad tym zastanawia�em, co ma na celu cz�owiek, kiedy zamyka na klucz innego cz�owieka, samego lub z innymi lud�mi. Czy chce go naprowadzi� na drog� cnoty, czy mu da� okazj� do 562 rozmy�la�, czy go odizolowa� od innych ludzi? Wszystko po trosze, ale �eby pani wiedzia�a, jakie te wi�zienia s�! Czasami zdawa�o mi si�, �e s� stworzone dla personelu wi�ziennego. �eby da� zadowolenie sadystom, �eby roz�adowa� tkwi�ce w niekt�rych ludziach kompleksy, aby nada� ca�emu mecha- nizmowi wi�ziennemu to znaczenie, kt�re b�dzie si� odbija�o na ca�ym systemie. �Dania jest wi�zieniem." I mo�e dlatego to zosta�o mi tak bardzo w pami�ci, dlatego to wspomnienie rozrasta si� jak ciasto dro�d�owe i zape�nia ca�� przestrze�, nie zostawiaj�c miejsca na inne wspomnienia, �e s� to wspomnienia z dziedziny tak jedynej, tak osobliwej, kt�ra si� potem tak rozrasta, zar�wno w moim �yciu, jak w obiektywnej rzeczywisto�ci. Przemie- ni�o si� potem w obozy, w miejsca prze�ladowa� i tortur, w coraz straszniejsze p�ta, kt�re cz�owiek nak�ada na cz�owieka, kt�re nak�adano i na mnie. Pani przecie� wie, o�eni�em si�, mia�em dzieci, trzech syn�w, kt�rzy rodzili si� co trzy lata, a zgin�li wszyscy w jednym. Pracowa�em, wyje�d�a�em za granic�. Pami�ta pani to niespodziewane spotkanie w Pary�u? Co tam wi�zienia, pami�tam t� noc sp�dzon� w jakich� knajpach, na jakich� �balach", a potem ten powr�t o �wicie wzd�u� krat Luksemburskiego Ogrodu. Ogr�d by� jeszcze zamkni�ty, ale by� �wit czerwcowy i pachnia�o ros�, i jakie� ptaszki �piewa�y. Nie m�wili�my wiele, nie m�wili�my o przesz�o�ci, tylko pani raz powiedzia�a: �Pachnie ros� w ogrodzie, jak u nas na Ukrainie." Teraz mi si� wydaje, �e to by� moment wielkiego szcz�- cia. �e znowu drogi nasze zbli�y�y si� do siebie, ale wtedy nawet nie zauwa�y�em tego powiedzenia. Jak si� s�ucha nieuwa�nie bicia zegara i potem si� powtarza w my�li uderzenia i liczy si� je, tak samo s�ucha�em nieuwa�nie tych s��w, a potem, kiedy zosta�em sam, nawet znacznie p�niej, u siebie w domu, w kraju czy nawet w wi�ziennej celi, s�ysza�em w my�li te s�owa: 36* 563 �Pachnie ros� w ogrodzie, jak u nas na Ukrainie." Zapach rosy by� czym�, co nas ��czy�o, ale przyzna pani, �e to jest �miesznie ma�o i �e nawet zabawnie jest o tym m�wi�. Kr�lestwa padaj� i powstaj� pa�stwa, ludzie si� morduj� bez �adnego powodu, okrucie�stwo tryumfuje, a tutaj raptem przypomina mi si�, �e pani m�wi�a o zapachu rosy. Nie bardzo to wsp�mierne z moimi prze�yciami, z moj� pami�ci�, z ca�ym moim istnieniem. Ale w ka�dym istnieniu s� takie niewsp�mierne momenty, tu ludzie na ksi�yc wchodz� (w taki sam czerwcowy, pachn�cy ros� ranek), a tutaj brzmi w uszach dawno wypowiedziane pani s�owo, pani dziwnym, matowym, osobliwym g�osem, kt�ry tak�e zosta� ze mn� na ca�e �ycie, s�owo o tym, �e rosa pachnie jak u nas na Ukrainie. Teraz st�d, z tego pi�knego ogrodu, gdy spogl�dam wstecz, wszystko grupuje mi si� w takie syntetyczne zespo�y, nie widz� ju� nic oddzielnie � i nawet taki ranek przy Ogrodzie Luksemburskim wydaje mi si� przynale�ny do innych, dawniejszych czas�w. Po prostu nie pami�tam, �e spotyka�em pani� potem, zawsze mi si� wydaje, �e tylko tam, w ogrodzie wiosennym, i dlatego na zawsze jest pani symbolem mojej m�odo�ci. A przecie� widywali�my si�. Z pocz�tku cz�ciej, potem od czasu do czasu. Kiedy� w teatrze by�a pani z m�em. Wygl�da�a pani pi�knie i zdawa�a si� by� bardzo szcz�- liwa. Czy by�a pani szcz�liwa? Czy mia�a pani cho� jedn� tak� chwil�, kiedy pani spojrza�a � cho�by przelotnie � na �ycie swoje z u�miechem, na pier�cionki na pani d�oni jak na dziecinne zabawki? Ja mia�em tak� chwil�: w wi�zieniu. Ju� na nic nie czeka�em, niczego nie chcia�em, uwa�a�em, �e wszystko si� w moim �yciu dope�ni�o. I pomy�la�em sobie, pa- trz�c na go�e mury celi: �Bo�e! jaki ja jestem szcz�- liwy!" 564 To trwa�o tylko sekund�. Za chwil� znowu przysz�y te uczucia niedogody, tak jakbym le�a� w niewygodnym ��ku. Znowu poczu�em, �e nie jestem szcz�liwy, �e nie by�em szcz�liwy, �e nie b�d� szcz�liwy! �e poj�cie szcz�cia jest czym� prymitywnym, niegodnym cz�owieka, �e to najwy�- sza naiwno�� m�wi� o szcz�ciu. A c� dopiero pisa�! Przepraszam, wycofuj� si�. Potem widzia�em pani� na pogrzebie pani c�reczki. Widzia�em, �e pani jest zupe�nie zmia�d�ona i �e nie znajduje pani �adnego oparcia ani w m�u, ani w bracie, kt�rzy szli ko�o pani. Pani spojrza�a na mnie. Poczu�em, �e mog�em by� pani oparciem, �e mo�e m�g�bym pani pom�c. Ale to by�a chwila r�wnie kr�tka, jak ta my�l w wi�zieniu o szcz�ciu. Pani wzrok musn�� mnie tylko. Pani nie zdawa�a sobie sprawy z tego, �e mnie widzi. Pani my�la�a tylko z niech�ci� o ludziach, kt�rzy pani� otaczali. Czy jest jaki� spos�b na nieszcz�cia? Czy mo�na ich nie przyjmowa�, nie zgadza� si� na nie? Marres Chouart powiada, �e jedn� z tajemnic nauki jest by� gotowym na przyj�cie wszystkiego. Czy jest to tak�e jedna z tajemnic �ycia? Akceptowa� czy nie akceptowa�? Czy mo�e by� mowa o czynnej postawie naszej w tych sprawach? Czy cokolwiek zale�y od takiego postawienia kwestii? Mam wra�enie, �e Diego, pi�kny totumfacki mojego profesora, nie zastanawia si� nad tymi sprawami, ale na pewno realizuje jedn� ze wskaz�wek Marres Chouarta: nie odrzuca dar�w �ycia. Pami�ta pani, byli tacy i za naszych czas�w, Diego przypomina mi ich swoj� narzucaj�c� si� cielesno�ci�. Diego prawie zawsze chodzi w czerwonej, makowego koloru koszuli. Nasi przyjaciele nie byli tacy wulgarni. Czyli raczej nasz przyjaciel... Pami�ta pani, wtedy kiedy zemdla�em, kiedy ju� le�a- �em trze�wy i uspokojony na �wie�ej trawie, niespo- 565 dziewanie dla mnie, a chyba i dla nas obojga, zacz�- li�my m�wi� o nim. Nasz Diego nie mia� na sobie koszul- ki makowego koloru, w owych czasach by�o nieprzy- zwoicie pokaza� si� w towarzystwie bez marynarki. On by� zawsze w szarej marynarce. Tylko tak samo nosi� sanda�y. Na bos� nog�, co by�o powodem zgorszenia wszystkich ciotek. Tak, ale to by�o jeszcze przed woj- n�. Wojna pokaza�a w towarzystwie kobietom ods�oni�te cz�ci m�skiego cia�a. Bose nogi, go�e �ydki, obna�one piersi, zakasane r�kawy. Czy to by�y dla pani wielkie prze�ycia? Droga pani Agato! Tak pi�knie jest naoko�o mnie, o jedenastej godzinie przed po�udniem, nie jest jeszcze gor�co, w og�le dnie nie s� ju� bardzo gor�ce. Jezioro przede mn� niebieskie, niebieskie. Powt�rzy� przymiotnik dwa razy to jednak czyni okre�lenie bardziej intensywnym, kolor jeziora bardziej szafirowym. Ostatnie r�e i dalie mieszaj� si� razem w r�ow� pian� i pnie cedr�w za mn� s� jak rze�bione kolumny gotyckich katedr. Jest bardzo pi�k- nie, czy u pani te�? II 12-go Droga Agato! Dzisiaj Diego musia� si� wbi� w swoj� czerwon� koszulk� (bo by� go�y) i odwie�� mnie do szpitala, do miasta, na badania. Wczoraj co� mi si� zrobi�o, pustka w g�owie, ucisk na m�zg, a zarazem wielki niepok�j. M�j profesor si� przestraszy�, przysy�a� Diega do mojej sypialni cztery razy w nocy, a potem zatelefonowa� do swojego przyjaciela, dyrektora kliniki, i pos�a� mnie (na czczo) do jego szpitala. Pobierali mi krew, robili elektrokardiogram i przeprowa- dzali jakie� nowoczesne badania, w kt�rych istocie si� nie orientowa�em, bo na chwil� straci�em przytomno�� po zastrzyku. 566 Oczywi�cie z najwy�szym zainteresowaniem �ledzi�em to pobieranie krwi, tak jakby to by�o pierwszy raz. Zawsze imponuje mi ten proceder i strasznie zaciekawia, zaciekawia mnie ta �mowa", te informacje, kt�re zawarte s� w tych drobnych ilo�ciach krwi, kt�re siostra rozmazuje na przej- rzystych szkie�kach. Robi to wprawnym ruchem i rzeczywi- �cie jest tego odrobina. A zawiera si� w tym informacja na przyk�ad dotycz�ca procentu cholesterolu u mnie we krwi czy te� ilo�ci acetonu, informacje bardzo wa�ne, bo decyduj�ce dla mego zdrowia. Decyduj�ce o poczuciu mojego wieku, o m�odo�ci mojej czy staro�ci. Bra�a u mnie krew taka ma�a blondynka, bardzo umiej�tnie, i mia�em wra�enie, �e perfekcja jej techniki przy pobieraniu krwi z mojej �y�y sprawi�a jej tak� sam� przyje- mno��, jak wzi�cie trudnego pasa�u w balladzie Chopina czy w etiudzie Liszta, rado�� doskona�o�ci. I oczywi�cie bez przerwy my�la�em o pani. My�la�em bez przerwy od ostatniego mojego listu, a tutaj jeszcze ten szpital. Szpital po�o�ony jest na g�rze, do laboratorium wchodzi si� troch� z boku, tak jak do pani szpitala, o ile si� mog� zorientowa� z tego jednego razu, co tam by�em, kiedy pani nie zasta�em, a ja spieszy�em si�. W�a�ciwie m�wi�c mia�em czasu dosy�, mog�em poczeka� � ale znowu troch� si� ba�em. O czym mogli�my m�wi�? Par� dni temu �ni�o mi si�, �e jestem w Zakopanem, stoj� przy drodze oparty o p�ot i patrz�, jak jedzie g�ralskie wesele. Takie zwyczajne � i takie cudowne g�ralskie wese- le � tyle tylko, �e jechali po �niegu w�zkami, nie saniami, a ja si� tak temu dziwowa�em. I nagle zobaczy�em, �e pani jedzie na jednym z tych w�zk�w, taka m�oda, weso�a i pi�kna, u�miechni�ta � i ja rzuca�em w przestrze� pyta- nie � cho� wiedzia�em, �e pani nie s�yszy i �e pani na to pytanie nie odpowie: dlaczego jedziecie w�zkami, koniom przecie� ci�ko! Ale wy�cie min�li mnie wszyscy tymi 567 w�zkami, ca�ym orszakiem, takim barwnym i weso�ym, jak zwykle wesele g�ralskie bywa, i na odpowied� czeka�em na pr�no. I pomy�la�em sobie: �Ona mi nigdy nie odpowiada na pytania, ona mi nigdy nic nie opowiada." Bo przecie� nie opowiedzia�aby mi pani ca�ego swego �ycia. Ja dosy� du�o wiedzia�em i wiem dzisiaj, ale oczywi�- cie nie wszystko. Du�o my�la�em w tym tutejszym szpitalu, nie spieszy�em z powrotem i Diego musia� si�, biedaczysko, naczeka�. Nagle zrobi�o mi si� tak dobrze, tak �wygodnie" w tym szpitalu. Z dw�ch przyczyn zapewne. Z tej przyczyny, �e ju� jestem stary i taki szpital wydaje si� przystani�. �Taki szpital to ju� p�cmentarz" � pomy�la�em. I by�o mi tam tak dobrze, jakbym si� tam uk�ada� do snu i jakby mnie bra� w siebie ten wielki spok�j, o kt�rym marz�. A po drugie, by�o mi tam dobrze, bo wyobra�a�em sobie pani�. Pani przecie�, w�a�ciwie m�wi�c, ca�e �ycie sp�dzi�a w takim �rodowisku, w takim otoczeniu. Siad�em sobie w szpitalnym hallu � jest on tu du�y i dosy� pusty � i wyobrazi�em sobie, jak pani chodzi po takim szpitalu. Widzia�em pani posta� i pani pospieszny, troch� nier�wny krok. Tych par� lat ma��e�stwa, �a�oba pani i inne sprawy � to si� nie liczy. W pani �yciu liczy si� tylko ten szpital. I tak mnie to interesuje, czy teraz, pod koniec naszego �y- cia, gdy ju� wszystko jest w przesz�o�ci i sta�o si� wielk� smu- g� cienia, gdzie zacieraj� si� wszelkie barwy i kontury, czy to, co pani prze�y�a w tym szpitalu, sprzyja pani uspokoje- niu? Czy to jest w�a�nie to, czego pani od �ycia oczekiwa�a? Nie m�wi� tu � rzecz zrozumia�a � o oczekiwaniach m�odo�ci. O tym wszystkim, co by�o przedmiotem pani nadziei i pani zawod�w tego jednego lata, kiedy�my o tym wszystkim rozmawiali, b�d�c naprawd� nie kochankami, ale przyjaci�mi. Pami�tam, �e pani ojciec twierdzi�, �e mi�dzy kobiet� a m�czyzn� nie mo�e by� przyja�ni. Oczywi�cie w tym 568 sensie, �e ka�da przyja�� mi�dzy nimi ma t�o erotyczne. Ale nasza przyja�� by�a tak bardzo urocza i taka s�odka, chocia� nie zdawali�my sobie sprawy z jej tre�ci. Pani kocha�a kogo�, kto niewart by� pani mi�o�ci. Przypadkiem wiedzia�em o tym cz�owieku wi�cej, ni� mo�na by�o m�wi�, i zdawa�em sobie doskonale spraw� z tego, co pani� czeka. I chcia�em jak gdyby z g�ry os�odzi� pani b�le i zawody. Czasami mia�em tak wielk� ochot� obj�� pani� z ca�ej si�y i powiedzie�: Agato, to wszystko nic nie znaczy, nic niewar- te, wszystko tak szybko minie � i przetworzy w co�, co nie b�dzie mia�o ani kszta�t�w, ani barw owocu, ale b�dzie jak zesch�y li�� w jesieni. Ale suche li�cie w jesieni s� tak bardzo pi�kne i ka�dy z nich wygl�da, jak gdyby mia� swoj� tajemnic�. I nasze dnie b�d� tak wygl�da�y, jak gdyby ka�dy z nich mia� swoj� tajemnic�. Ale to b�dzie z�udzenie. Bo t� tajemnic� naszego dzisiejszego dnia mo�e by� tylko wspomnienie, na ka�dy dzie� inne wspomnienie. Czasami w�a�nie wspomnienie naszych letnich rozm�w, kiedy byli�my przyjaci�mi i potrafili�my tak du�o m�wi� o mi�o�ci, o przyja�ni, o m�odo�ci, o wierno�ci, o ciele. Bardzo nie�mia�o o ciele, bo wtedy jeszcze nie by�o mody na seks. A teraz wyobra�am sobie ca�e pani �ycie. Czy w szpitalu my�la�a pani o przesz�o�ci? Czy my�la�a pani tylko o tera�- niejszo�ci? �eby pani Wolska dosta�a na czas swoje lekarst- wo, �eby pan Kurnoski dosta� sw�j zastrzyk, a mo�e wyzdrowieje? Czy pani lubi�a pobiera� krew, jak ta siostrzyczka, co dzisiaj wbija�a ig�� w moj� �y��, tak� wyra�n� w przegubie mojej starczej r�ki? R�ki, kt�ra ju� nie ma tego pi�knego kszta�tu, jaki zapewne mia�a dawniej, kiedy wios�owa�em na stawie w wio�larskiej koszulce, kiedy patrzyli�my na ob�oki i na gwiazdy i kiedy tak du�o m�wili�my o Witku, kiedy pani jeszcze o nim nic nie wiedzia�a, a ja wiedzia�em ju� tak du�o. 569 Nigdy pani nie opowiada�em o tym, �e w tym samym roku, zaraz po naszym spotkaniu, by�em u Karola, na wsi. By�em tylko kilka dni, w lipcu pogoda by�a cudowna i spok�j taki, jak gdyby to nie by� lipiec, kt�ry na og� nie jest spokojnym miesi�cem, ale ju� jaki� koniec sierpnia albo pocz�tek wrze�nia. Pami�ta pani, jak Karol umia� s�ucha�? Ale tym razem tylko na pocz�tku tych dni Karol mnie s�ucha�. Potem zacz�� opowiada�. Opowiada� o Witku, jak go wci�gn�� w bardzo niedobr� i niebezpieczn� robot� (nie m�wi� jak�), ale to by�a ta, kt�ra go ostatecznie zgubi�a. Ja mia�em do Witka zawsze tylko �al o to, �e by� tym bogatym m�odzie�- cem; kiedy bywa�em u niego, wyci�ga� z szuflad pe�nych krawat�w jakie� jedwabne kokardy, �e tak strasznie chcia� mi imponowa� swoim strojem i cia�em. Ale pani wie, cia�em imponowa� nie mo�na d�ugo, wtedy przerzuci� si� na tamte sprawy. Karol wtedy m�wi� mi du�o o tym, aleja nie wiedzia�em, czy mam mu wierzy�. Po gor�cych dniach przysz�a nocna burza, b�yskawice zapala�y si�, o�wietlaj�c zielone chmury, kt�re gas�y momentalnie. Wszystko porusza�o si� jak fala za oknem, pani wie, jak to bywa noc�, na wsi. A ja wtedy my�la�em tylko o jednym, ile pani si� domy�la o nim, co pani mo�e powiedzie�, na ile pani jest wtajemniczona, jak daleko mo�na zaj�� w rozmowie o nim. I nic nie mog�em wymy�li�. A Witek by� tu�, spa� w s�siednim pokoju. I nagle wy- szed� do nas i powiedzia�: �Co wy tu tak gadacie, spa� mi nie dajecie." A to przecie burza spa� mu nie dawa�a. By� w jedwabnej pid�amie w paski. Znalaz� na bufecie po��wk� kawona i zacz�� je�� �y�k� z takim apetytem, jakby nigdy nic nie jad�. I burza si� poma�u uspokaja�a, odchodzi�a. B�yskawice o�wietla�y �an nie skoszonego jeszcze owsa, kt�ry wydawa� si� specjalnie ��ty na tle ciemnych, fio�- kowych chmur roz�wietlaj�cego si� co chwila nieba. I nad 570 brzozami ogrodu ukaza� si� jasny kawa�ek zupe�nie zielone- go firmamentu z ogromn� gwiazd� po�rodku. I nie prze- stawa�em my�le� o pani, pani Agato. Karol pochyli� si� nad siedz�cym Witkiem i poca�owa� go w plecy, mi�dzy �opatki, rysuj�ce si� pod pid�am�, tak po prostu i zwyczajnie. I to by�o takie zachwycaj�ce. A kawon pachnia�. Jeszcze dzi� czuj� ten zapach. Pani wie, �e kawon ma ten �wie�y, surowy zapach, kt�rego niekt�rzy nie lubi�. Moja �ona nie znosi�a tego zapachu. A ja go ub�stwiam. Mo�e dlatego, �e przypomina mi t� noc na wsi, kiedy m�wili�my o Witku, kiedy dowiedzia�em si� o nim rzeczy, kt�rych nie powinienem by� wiedzie�, i kiedy my�la�em tak intensywnie o pani i o pani stosunku do tego cz�owieka. Chcia�o mi si� wtedy zawo�a�: Agato, st�j, on nie jest wart ciebie. Ale jak by to wygl�da�o? O �wicie poszed�em do swojego pokoju. To by�o na g�rce i okna wychodzi�y wprost na ga��zie wysokich klon�w, i ju� zaraz wilga krzycza�a na tym klonie. I nie mog�em zasn��, i wilga gwizda�a, i m�wi�em sobie: zupe�nie jak u Achmato- wej. I tak mi si� bardzo chcia�o pozna� t� poetk�, zamieni� z ni� par� s��w. Tak to wszystko wspomina�em w tym hallu i czu�em wielkie os�abienie. Tu, w hallu szpitala. Sk�d takie os�abie- nie i zawr�t w g�owie? I znowu wydawa�o mi si�, �e jedzie g�ralskie wesele. Z muzyk�. I pani jedzie, a ja stoj�. Mo�e ta siostra pobra�a mi za du�o krwi? Czy to si� czasami zdarza? Nie wie pani? I to dziwaczne uczucie, �e zamiast swojego �ycia przeci�- gn�y przed oczami jak g�ralskie wesela obce �ycia, pani �ycie, Karola, Witka, ludzi, kt�rych zna�em tylko przez pani�. I ten sen, kt�ry mnie ogarnia�, zdawa� si� nie moim snem, ale pani snem. A raczej tylko senno�ci�. Zachwia�em si� w mojej �wiadomo�ci, nie odczuwa�em tak ostro jak zwykle swojego ja. �ciany hallu w szpitalu 571 rozst�powa�y si� i tak pi�knie miesza�y si� z rze�b� wysokich drzew. By�y to cedry i platany. Nie traci�em �wiadomo�ci tego, �e jestem tutaj, gdzie jestem. Nie wydawa�o mi si�, �e przenios�em si� do pani. Przez chwil� tylko ogarn�a mnie senno��, to rozkoszne uczucie, kt�re zna tylko staro��, gdy ca�e cia�o nasze okrywa co� w rodzaju niewidzialnej, niedotykalnej, pomy�- lanej tylko waty, i tak si� czujemy, jakby istota nasza roztapia�a si� w tej wacie i powoli obraca�a w nico��. Taka senno�� jest zapewne przeczuciem �mierci, a ta wata, kt�ra nas otacza, to ju� jest nasza dusza, kt�ra cz�ciowo wydo- sta�a si� z cia�a i otula je � ow� czu�� kolebk� jej bytu � jakim� ciep�em i delikatno�ci�. Lubi� tak, kiedy zapadam z pocz�tku w p�wiadomo�� � potem w ca�� nie�wiado- mo��, pe�n� niewiedz� i ca�kowite zatopienie w ramionach s�odyczy. Poczu�em dotkni�cie ramienia. Otworzy�em oczy. Diego sta� przede mn�, ale nie wiedzia�em zrazu, kto to jest, i nie wiedzia�em, gdzie si� znajduj�. Diego wyda� mi si� anio�em w zbroi, poczu�em, jak jego cielesno�� rozsadza czerwon� koszulk�, i nie rozumia�em, czego ten anio� chce ode mnie. Budzi� mnie, ale gdzie? Przedsionek szpitala wyda� mi si� marmurowym przedsionkiem pa�acu. Uroda Diego ol�ni�a mnie. Zmru�y�em znowu oczy i znowu na po�y zasn��em. � Czego chcesz? � spyta�em. I przez chwil� wydawa�o mi si�, �e to taki pajacyk, jakie przez ca�y dzie� skacz� na placach i ulicach Binches w czwartek karnawa�owy. Wiesz, jest takie miasteczko we Flandrii, gdzie przez ca�y dzie� ,,karnawa�owy" wszyscy na ulicy skacz� jak �wierszcze i s� ubrani w zupe�nie normalne, starannie uszyte stroje b�azn�w. Nie ma pani poj�cia, jakie to m�cz�ce. Kiedy raz tam by�em, potem widok skacz�cej ludno�ci prze�ladowa� mnie przez d�u�szy czas. Wydawa�o mi si� to obrazem naszej ludzko�ci. 572 Ot� przez chwil� Diego wyda� mi si� takim b�aznem z Binches, i pyta�em sam siebie: dlaczego on nie skacze? Ale on si� nachyli� nade mn� i powiedzia�: � Panie Augu�cie, wracamy do profesora. Wtedy ca�y �wiat przekr�ci� si� przede mn� czy nawet wraz ze mn� o 180 stopni i znalaz�em si� w hallu wielkiego szpitala, i sta� przede mn� sekretarz wielkiego Marres Chouarta, i namawia�, aby powr�ci� do rzeczywisto�ci. Ale mnie si� nie chcia�o wraca� do rzeczywisto�ci. Wola- �em zosta� tam, w t� burzliw� noc, kiedy b�yskawice o�wietla�y bia�e od do�u ga��zie topoli nadwi�la�skich, tym bielsze, �e pokazywa�y si� na tle fio�kowych chmur, mkn�- cych bardzo wysoko nad domem i nad ogrodem. I czu�em wtedy, �e musz� zrobi� wszystko mo�liwe i niemo�liwe, �eby pani nie wysz�a za Witka. I wie pani, dlaczego wydawa�o mi si�, �e Diego przebra� si� za pajaca? Bo mi si� wszystko popl�ta�o z tym balem kostiumowym, gdzie wy wszyscy byli�cie w kostiumach a la Watteau i ta�czyli�cie gawoty i menuety. Pami�ta pani? Jak ja dobrze pami�tam, i pami�tam te� �al i b�l, �e nie jestem z wami... My�l�, �e ten �al zosta� mi na d�ugo, a w�a�ciwie m�wi�c na ca�e �ycie. �al, �e �nie jestem z wami" � bo nie by�em ani z pani�, ani z Witkiem, ani z pani m�em, ani z Karo- lem. By�o tak, jak gdyby pani odjecha�a na takiej wielkiej letniej krze, ustrojonej dekoracjami i sztandarami rado�ci, kt�ra nie by�a nigdy, nie mog�a by� moj� rado�ci�. Widzia- �em, jak pani odp�ywa�a i by�a pani odwr�cona w tamt� stron�, �e nie zwraca�a pani uwagi na znaki, kt�re bym pani dawa�. Ale ja nie dawa�em �adnych znak�w, ja od razu zrezygnowa�em, ja od razu wiedzia�em, �e jestem stworzony do wojska, na materia� �o�nierski, na ten, co pcha armaty, a potem do wi�zienia. To nie znaczy, abym nie widzia� w najsmutniejszych miejscach ziemi, w okopach, w kazama- tach p�yn�cej w oddali tratwy, letniej kry, ustrojonej wst�- 573 gami, a na niej odbywaj�cej si� commedia delFarte z pani� w roli Kolombiny, z tymi wielkimi pomponami, kt�re prze�ladowa�y mnie co noc we �nie. Ten gawot by� szczeg�l- nie pi�kny. Pani ta�czy�a go z Witkiem i byli�cie oboje tacy m�odzi, tacy �miej�cy si� i tacy szcz�liwi � od razu wida� by�o, �e to nie mo�e trwa� d�u�ej, ale dobrze, �e by�a taka chwila. Widz�, jak pani zaczyna swoje pas, z lewej nogi, nie bardzo wysoko j� podnosz�c, ale w ka�dym razie za wysoko jak na gawota, i w oczach ma pani takie szcz�cie i �miech. Ma pani takie niebieskie oczy, przejrzyste i rozigrane, jak gdyby promieniste. Ma pani takie m�ode oczy. Najtrudniej jest pomy�le� w staro�ci, �e inni te� si� postarzeli. My�l�, �e wci�� jeste�cie m�odzi, i pani, i Witek. No, Witek jest m�ody, bo Witek umar�. Ale pani chyba nie ma ju� takich �miej�cych si� oczu. Wtedy na cmentarzu by�y jak gdyby zgaszone i wcale nie promieniste. I za trumn� c�reczki nie sz�a pani �z lewej nogi". Tylko tak zwyczajnie, jak si� idzie za trumn�, jak si� sunie, tak, �eby nie by�o wida� n�g przebieraj�cych. Diego zabra� mnie na jezioro. Wszystkie badania by�y dobre, te odrobiny krwi wykazywa�y wszystko, co si� we mnie dzieje, z niezwyk�� �cis�o�ci�. Bez �adnych trudno�ci oddawa�y tej pi�knej blondynce tajemnice mojego cia�a, mojego wn�trza, mojej starzej�cej si� istoty. I wszystko by�o w porz�dku. Nie by�o si� czego l�ka�. A wi�c sk�d ten ucisk g�owy? Ta senno��? Zreszt� nie odczuwa�em ju� teraz tej senno�ci, co poprze- dnio. Jezioro by�o spokojne, Diego wios�owa� r�wno i ra- czej spok�j mnie opanowywa� ni� senno��. Czu�em si� rze�ko i jak gdyby m�odo. I znowu my�la�em o pani. Czy po tych burzliwych zdarzeniach, po tych wielkich smutkach, po tragediach, kt�rych pani by�a �wiadkiem i aktork� w czasie wojny, po tym wszystkim, co pani prze�y�a i przeczu�a, po tym wszystkim, co pani widzia�a 574 i s�ysza�a � czy pani doznaje tego spokoju, jakiego ja doznawa�em p�yn�c tak ��dk� po jeziorze? Oczywi�cie Diego wios�owa� spokojnie, ale nie wiem, czy spok�j panowa� w jego duszy. Od czasu do czasu rzuca� na mnie spojrzenie jak gdyby zawstydzonego psa. Czy po- czuwa� si� do jakiej winy? Wobec mnie nie by� winien w niczym. Nie nale�� do tych starych ludzi, kt�rzy za win� uwa�aj� m�odo�� i urod� innych. A mo�e po prostu by� niespokojny? Zaniepokoi�em go moim zachowaniem, tam w szpitalu, t� niech�ci� do powracania pomi�dzy ludzi i normalne warunki. Chcia�em mu co� powiedzie�, ale nie wiedzia�em co. Zacz��em mu opowiada� o pani, ale przerwa�em w p� pierwszego s�owa. Nie, to by�oby co� jak �wi�tokradztwo. Moje zamilkni�cie jeszcze bardziej go zaniepokoi�o, ale udawa�em, �e tego nie zauwa�am. Zamilk�em na d�ugo. Patrz�c na Diego jak na przewo�- nika, kt�ry mnie wiezie do wieczno�ci, patrz�c na brzegi jeziora jak na zielone ramy �ycia, patrz�c na bia�y ob�ok na horyzoncie � dozna�em g��bokiego uspokojenia. Czy pani doznaje takich chwil zupe�nego, ale to zupe�nego uspokoje- nia? III W par� dni p�niej Droga pani Agato! �le mi, niedobrze. Nie mog� sobie miejsca znale��. Tak mi jako� niespokojnie na duszy jak jask�ce przed odlotem albo jak bocianowi. Pami�tam, u nas kiedy� na wsi przyle- cia�o nagle pod wiecz�r czterna�cie bocian�w na podw�rze. Siad�y na dachach, na drzewach, nie mog�y si� zdecydowa�, jeden spycha� drugiego. A kiedy wreszcie usiad�y, podnios�y dzioby do g�ry i pocz�y klekota�. Nazajutrz o �wicie polecia�y, kiedy si� zbudzi�em, ju� ich nie by�o. To by�o takie �wiczenie przed odlotem. 575 Mam wielk� ochot� poklekota� troch�, nawet nie troch�, ale bardzo. Zdaje mi si�, �e umia�bym wszystko wyrazi� tym klekotaniem: i t�sknot�, i niepok�j, i strach. I �e by mi to ul�y�o. A tak pl�cz� si� nie wiadomo dlaczego po parku i po domu. Uczucie pustki w g�owie min�o, ale wci�� czuj� ten niezno�ny ci�ar. Jakby obr�cz �ciska�a mi skronie, troch� mnie ten objaw niepokoi. Trzeba ju� wraca�, tylko �e nie ma do czego. Chyba do pani? Niech si� pani nie boi. Nie zam�c� pani spokoju, tej ciszy wypracowanej ogromnym wysi�kiem ca�ego �ycia. Mo�na powiedzie� ca�ego �ycia pani, ca�ego �ycia mojego. Bo przecie� kosztowa�o mnie to troch� wysi�ku, aby w �wol- nych chwilach" nie skierowa� do pani takiego chocia�by listu, jak ten. Teraz ju� mo�na, bo wiem, �e ju� nic tej ciszy, jaka jest woko�o pani, nie zam�ci. Dzisiaj pada deszcz, wi�c siedz� w domu. Dawniej w�a�- nie w deszcz lubi�em chodzi�. Je�dzi�em konno. Jazda konno na poczt�, jak tylko pada� deszcz, bywa�a moim udzia�em. Teraz siedz� w pokojach. Pejza� si� zamaza�, a drzewa zdaj� si� ton�� wierzcho�- kami we mgle. Zbli�a si� jesie�. Trzeba zaklekota� i od- lecie�. Wczoraj jeszcze ca�y dzie� w parku. By�o s�onecznie i bardzo cicho, bezwietrznie. Ale niestety nie w zupe�nej samotno�ci. Trzeba pani wiedzie�, �e park przy willi Marres Chouarta (poniewa� spodziewaj� si�, �e b�dzie zapisany miastu) jest czym� w rodzaju parku publicznego. Niby to nie wolno tu wchodzi�, ale je�eli kto wejdzie, to nie wyp�dzaj� go. Tote� zawsze jest tu troch� matek z dzie�mi i rozmy�laj�cych sta- ruszk�w. Do tych ostatnich nale�� ja. To wszystko, co do pani pisz�, to s� rezultaty rozmy�la� nad jeziorem, nad kt�rym i Mickiewicz, i S�owacki rozmy�lali. Wczoraj by�em jako� spokojnie poruszony: siedz�c na �awce i patrz�c na 576 niebieskie fale przygotowywa�em si� do �mierci. Nie opodal matka zostawi�a mo�e p�roczne dziecko w w�zku. Nad w�zkiem nie wznosi�a si� budka, ale co� w rodzaju p�a- skiego baldachimu. Wracaj�c do domu musia�em przej�� ko�o w�zka. Kiedy mija�em w�zek, spod baldachimu wyj- rza�a twarzyczka dziecka. Otworzy� � na pewno by� to ch�opak � tylko jedno czarne oko. Patrzy� na mnie tym jednym czarnym okiem. W oku tym by�o tyle z�o�liwo�ci, tyle tryumfu, tyle zadufania � no, i pogardy dla mnie. �Widzisz, ty stary dziadu, m�wi�o to oko, ty ju� musisz i�� do ziemi, �eby� nie wiem jak d�ugo �y�, zostanie ci rok, dwa, najwy�ej trzy lata �ycia. A ja b�d� si� wznosi� po mo�cie �ycia w g�r�, b�d� m�odzie�cem, b�d� mnie kocha�y kobie- ty, b�d� szcz�liwy, kiedy ty b�dziesz si� rozsypywa� w proch." Odszed�em par� krok�w i zatrzyma�em si�. Patrzy�em na dziecko. Oko si� zamkn�o. � �Dziecko, dziecko � powiedzia�em � wyra�asz si� tak po staro�wie- cku; c� z tego, �e b�dziesz m�ody? Nauczysz si�, co to znaczy. A potem b�dziesz stary, i ty tak�e obr�cisz si� w proch, i twoje z�o�liwe czarne oko nie b�dzie widzia�o pi�kno�ci �wiata. Umrzesz, umrzesz!" � powtarza�em. A dziecko zbudzi�o si� i zacz�o krzycze�. Jak ka�dy cz�owiek. A dzisiaj deszcz i raczej rozmowy z Marres Chouartem. Jest to uczony bardzo wielkiej miary i cz�owiek nadzwyczaj- ny, tylko ju� stary. Jak zwykle starzy, tak samo jak ja, chcia� jestem m�odszy od niego o dziesi�� lat, m�wi o swojej m�odo�ci. Nie lubi� tego. Francuska m�odo�� jest czym� tak innym od polskiej m�odo�ci, �e zupe�nie nie mo�emy por�wnywa� naszych wspomnie�. Na przyk�ad dla niego wojna 1914 jest zupe�- nym absurdem, czym�, czego nie mo�na zrozumie�. A dla mnie jednak mimo wszystko, mimo ca�e bezsensowne jej okrucie�stwo, jest czym�, co si� sko�czy�o tak, jak si� sko�- czy�o. �Marzenia waszych ojc�w i dziad�w" � on na to 37 Opowiadania 577 m�wi �g�upia carska odezwa", i ma racj�, ale to wszystko ma jak�� inn� utajon� tre��. Droga pani Agato! Czy �nie- podleg�o��" jest czym� a� tak wa�nym? A mnie przejmuje dreszcz na to s�owo i brzmi w uchu jak g�os tr�by, jak co�, co unosi w g�r�, jak co�, co pomaga �y�, mimo wszystko. Kiedy tak pisz� do pani tutaj, to ju� nic nie rozumiem: cz�owiek ca�y sk�ada si� z pasm, ze stref � kt�re si� nie mieszaj�, a tylko uk�adaj�, jedna obok drugiej, i ka�da strefa ma inny kolor i inny smak, jak taka pasiasta pali�a, kt�r� sprzedawano na kontraktach w Kijowie. Jedna z tych stref to rado�� z tych rzeczy, kt�re mo�e na nasz� rado�� nie zas�ugiwa�y. Ale, pani Agato, tak ma�o jest rado�ci w �yciu, mo�e mo�na sobie czasami podsun�� tak� rado�� wiedz�c, �e wkr�tce zmieni si� ona w �a�o��, zaw�d, b�l. Od tego deszczu drzewa nagle po��k�y, na oknach jak zawieszone z�ote arrasy, ale jednocze�nie zrobi�o si� w mie- szkaniu o wiele intymniej i tak sympatycznie. Profesor kaza� napali� w kominku cedrowymi szyszkami, a tu prawie w ka�dym pokoju jest kominek. Cedrowe szyszki wiele ciep�a nie daj�, ale od tego palenia stoi w ca�ym mieszkaniu taki lekki dymek, lekki zapach � tyle tylko, �e czuje si�, �e ludzie mieszkaj� tutaj. Diego przy �niadaniu narzeka� na deszcz, na niepogod�. Ale Marres tak pi�knie wy�o�y� nam, �e w�a�nie m�dro�� polega na tym, aby by� gotowym na wszystko, aby wszystko akcepto- wa�. I to nie tylko m�dro�� �yciowa, ale nawet m�dro�� naukowa, jak on twierdzi. To jest swoista filozofia, kt�ra z g�ry przyjmuje bieg rzeczy, zgadza si� na�. Mo�na tak�e przyj�� � zgadzaj�c si� � ten bieg rozumowania i nigdy nie przeciwstawia� si� mu. A zw�aszcza nie przeciwstawia� si� cz�ciowo. Je�eli przyjmujemy w naszym rozumowaniu jedn� zmian�, to musimy przyj�� wszystkie inne, kt�re od tej jednej zmiany zale��. Bo przecie� nie mo�na pewnej cz�stki w jakiej� ca�o�ci przemieni� tak, aby si� ta ca�o�� nie 578 zmieni�a. I ta ca�o�� stanie si� wtedy inna. I z t� inno�ci� powinni�my si� wtedy zgodzi�, powinni�my j� z g�ry przewidzie� i ustosunkowa� si� do niej jak do nowej ca�o�ci. Jasne, �e nie mo�na zmieni� dnia dzisiejszego tak, aby nie by� d�d�ysty, musi si� t� d�d�ysto�� zaakceptowa�, i wtedy tylko ca�o�� dzisiejszego dnia da si� nam ogl�da�. Tak on co� m�wi�, i to by�o s�uszne, nawet uderzaj�co s�uszne, tylko �e ja si� nie mog�em z tym zgodzi�. Wewn�trznie. W og�le niepokoi mnie nieco to, �e nie mog� si� zgodzi� z Chouartem. M�wi� sobie, s�uchaj, Augu�cie, to przecie� nie ma �adnego sensu, to jest wielki uczony i nawet nie zawsze mo�esz pochwyci� tok jego rozumowania. W�a�ci- wie m�wi�c powiniene� przyjmowa� na wiar� wszystko, co on m�wi, o tyle jest bardziej do�wiadczony, rozumniejszy, m�drzejszy. On ma racj�, a ty masz jakie� odruchy uczucia, kt�re naprawd� by go roz�mieszy�y, gdyby� mu je objawi�. I my�l�, �e te odruchy uczucia i pani� nieco �miesz�. Dlaczego pani dawny znajomy, kt�ry przysy�a� pani od czasu do czasu wiadomo�ci i od czasu do czasu pozdro- wienia, nagle rozpocz�� si� pani zwierza�, zacz�� pisa� do pani rzeczy, kt�rych w�a�ciwie sam sobie nie chcia� m�wi�, kt�rych si� ba�, kt�re mu by�y z gruntu obce przez d�ugie lata. Bo kt� ja jestem? Zupe�nie pospolity cz�owiek, ju� teraz nie tyle cz�owiek, co starzec. I ju� si� nie licz�. Odbywam tutaj d�ugie rozmowy z moim gospodarzem. On jest jeszcze zupe�nie �wie�y umys�owo i pe�en jest swoich zagadnie�. Przy czym �mieje si� z tego, �e nowe zagadnienia mu narastaj�, a stare nie ust�puj�. Jak zwykle zajmuje si� zagadnieniami z pogranicza matematyki i filozofii albo matematyki i logiki. �Rodzon�" fizyk� si� nie zajmuje, przynajmniej nic o niej nie m�wi. � Ja tam wszystko wiem � powiada. Jak wie, to my wszyscy wiemy, droga pani Agato, i czym to nam wszystkim grozi. Ale on tym si� nie przejmuje, tym bardziej �e zbli�a 37* 579 si� do dziewi��dziesi�tld. M�wi, �e on ju� swoje zrobi�, a jaki u�ytek z jego odkry� zrobi technika, to ju� go nic nie obchodzi. Nie zdaje mi si� to rozumowanie przekonywaj�cym. Jego zajmuje za� g��wnie logika, dzi� m�wi� mi o niej bardzo d�ugo. Ale nic nie rozumia�em. Dobrze, �e deszcz pada� i nie chcia�o mi si� chodzi� po parku. Diego poda� po po�udniu bia�� kaw�, kt�r� pili�my w pi�knych fili�ankach. Bardzo to lubi� � u�atwia�o mi to s�uchanie Chouarta. Dawa� mi taki przyk�ad: we wsi cz�� m�czyzn goli si� sama, a cz�� golona jest przez fryzjera. Fryzjer nie nale�a� do klasy m�czyzn, kt�rzy gol� si� sami, zatem by� golony przez fryzjera, to znaczy, �e goli� si� sam. Czy co� w tym rodzaju. I niech pani sobie wystawi, �e w tej historyjce kryje si� powa�ne zagadnienie logiczne i filozoficzne, kt�rego rozwi�za� niepodobna bez bardzo powa�nej teorii, teorii klas. Rozumiem teraz, dlaczego tak wielu m�odych ludzi od pewnego czasu zapuszcza sobie brody. �eby nie mie� do czynienia z tego typu zagadnieniami. Czy pani to rozumie? Tu jezioro, g�ry, drzewa, prze- strze�, gwiazdy nad g�ow�, ka�da z tych rzeczy zupe�nie nie wyja�niona i zupe�nie nie wiadomo, czym ona jest i co znaczy, a tu istnieje zagadnienie �bardzo powa�ne", czy fryzjer, kt�ry si� sam goli, naprawd� sam si� goli? To chyba troch� dziwne. Z takich dziwno�ci sk�ada si� �wiat i nauka, i ludzie, i ich post�powanie. Dlaczego ja nigdy nie powiedzia�em pani, �e pani� kocham, a� dopiero teraz, kiedy pani nie kocham? Czy to nie jest troch� jak z tym fryzjerem? I czy to wszystko w �yciu nie jest takie? Dlaczego znalaz�em si� tutaj, nad jeziorem, w tej cudownej miejscowo�ci, w momencie kiedy to mnie ju� nie cieszy, tylko utrudz�; dlaczego Diego budzi mnie do �ycia, kiedy mi si� chce spa�, spa�? I czy pani uwierzy, �e ten wielki uczony fizyk, matema- tyk, logik, od kt�rego umys�u, od kt�rego odkry� zale�y nie 580 tylko teoria �wiata, ale najzwyczajniejsza dzisiejsza i ju- trzejsza jego praktyka, samo zagadnienie jego �ycia, ca�e swoje bytowanie, blisko dziewi��dziesi�t lat, sp�dzi� na g�upich amorach. Kocha� si� zawsze jak student i jak sam powiada � w coraz g�upszych kobietach. Zupe�nie niespodziewanie z tych wszystkich irracjonal- nych i racjonalnych zagadnie� naukowych i po prostu zagadnie� bytu ze�lizn�� si� w swoich wielogodzinnych zwierzeniach na opowiadania o swoich mi�o�ciach i mi�ost- kach. Diego przynosi� opas�e albumy z fotografiami i poka- zywa� mi te kobiety... Pani wie, jak martw� i czasami nic nie m�wi�c� rzecz� jest fotografia. Najpi�kniejszy cz�owiek w �miesznie niemo- dnym stroju wydaje si� czym� karykaturalnym i w og�le trudno sobie wyobrazi�, �e mia�, �e m�g� mie� jakie� znaczenie. Niekt�re fotografie przedstawia�y nagich ludzi, ale nie wyobra�a pani sobie, do jakiego stopnia nago�� jest funkcj� kostiumu. Uk�ada si� zawsze zgodnie ze strojem, jest czym� obna�aj�cym zewn�trzno��. I nie �mia�em tego powiedzie� Chouartowi, ale to wszystko by�o ohydne. A poza tym by� to jak gdyby przegl�d jego �ycia, panorama �ycia jednego z najwi�kszych uczonych (dawniej si� m�wi�o �m�drc�w") wsp�czesno�ci. By�o mi troch� nieprzyjemnie, �e to tak wygl�da. Oczywi�cie nie troch�, ale bardzo. I w�a�nie wtedy sobie pomy�la�em: to wa�ne, ta ca�a jego matematyka. I to wspania�e dzie�o, jakie napisa�, i ta zasadnicza w�tpliwo��: dlaczego mamy przyjmowa� na wiar� aksjomaty matematyczne, �e np. prosta jest najkr�t- sz� drog� mi�dzy dwoma punktami, �e linia ma dwa wymiary � w tych w�tpliwo�ciach czuje si� ca�� ludzko�� tego umys�u. Ale por�wnywa�em to wspania�e, m�dre i nami�tne �ycie, odbite w tych fotografiach, z �yciem moim, �yciem pani, �yciem Witka, �yciem Karola i zimno mi si� robi�o. Bo nie mog�em nic wyt�umaczy�. Nie tylko 581 Marres Chouart, ale i Diego nic by nie zrozumia�, cho� m�ody. A mo�e w�a�nie dlatego, �e m�ody. Moje �ycie wyda�o mi si� g�upie i pogmatwane. Nigdy mi si� nie wydawa�o tak g��boko niem�dre i pozbawione sensu. Ale i pani �ycie wyda�o mi si� jak�� szarpanin� z ci�gle zmieniaj�cym si� celem. Zmienno�� sens�w naszych �y� w�a�nie mnie tak uderzy�a w por�wnaniu z tym jasnym, twardo nakre�lonym sensem Chouarta. Bo jaki� mo�e by� sens w �yciu ni to pisarza, ni to �o�nierza, dziel�cego sw�j czas pomi�dzy wojny i wi�zienia? Jaki� mo�e by� sens w �yciu tak z�ym, jakim by�o �ycie Witka? I wie pani, kiedy tak ogl�da�em te albumy fotograficzne, kiedy s�ucha�em d�ugich wywod�w logicznych mojego mi�e- go gospodarza, nagle przysz�o mi do g�owy to blu�niercze pytanie: czy w og�le mo�e by� jaki� sens w �yciu? W ka�- dym �yciu? M�wi� blu�niercze, bo przecie� wszystko to, co prze�yli�- my, wszystko, co m�wili�my, wszystko, czym byli�my, to by� jeden wielki pean na cze�� �ycia. Wielka mi�o�� �ycia. To by�a sama esencja �ycia � i w�a�nie w tej esencji to �ycie wydawa�o si� nam sensowne. Nie zadawali�my niepotrzeb- nych pyta� ani sobie, ani ludziom, to by�o oddanie si� �yciu. W czasie pierwszej wojny, zaraz po rewolucji rosyjskiej, musia�em przejecha� konno wielki szmat kraju, gdzie ka�de spotkanie cz�owieka grozi�o �mier