3725
Szczegóły |
Tytuł |
3725 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3725 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3725 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3725 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marian GRZE�CZAK
Niebo jask�ek
Liryki wybrane
Wydawnictwo �Tower Press�
Gda�sk 2001
Copyright by Marian Grze�czak
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
ja i domy doskonali jednako
takem ju� z tymi murami brat
oddajemy sobie zm�czenie
doskonali jednako
a�
rozerw� si� �ciany
kamieniami mnie znowu napadn�
i nim zd��� dopatrze� si� szczytu
niebotycznych lepianek
spadn� wraz ze mn�
na dno
5
blues
anno anten moich
�apy kocie lepi� si� do dach�w
posypanych �wirem lepkie s�owa
opadaj� za widnokr�gi s�o�ca
zwielokrotnione na szybach
anno z kolczykami balkon�w
t�usty szczur przebiega ulic�
moje codzienne widowisko
koty wystraszone cieniem dymu
p�acz� staruszki wysypane na trotuary
jak �upiny �liwek
anno wyobra�enia
kobieta niesie spojrzenie
u�miechni�tego anio�a upad�ego
modl� si� oczy t�umu
tramwaje strasz� ko�ami
anno najja�niejsza w knajpie
id� pochwyceni w lesie dom�w
�cie�ki rynien �ywic� pod stopy
id� pochwyceni a� ich ciemno�ci n�
rozetnie a wy�ej krzewy dzikie b�yskawic
anno o zapachu mleka
sklepikarka odprawia msz� zgie�ku baniek
wrony w chustkach wyci�gaj� po ser ostre r�ce
oto zabawa w sprawiedliwo�� konfitur i baraniny
anno dla kt�rej wszystko
wymykasz mi si� na 23. pi�trze �yciorysu
�����
tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owami
pan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendala
s�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzy
w kaloryferach gra teraz filharmonia
sowa radia z basem jak skrzyd�o krucze
ogranicza mnie przestrze�
sze�cianu ogranicze�
dusi mnie muzyka ci�aru cia�a
od soczystych drzew uciek�em
od p�l r�wninnych uciek�em
6
w zakurzone pory miasta
uciek�em od uproszczenia
ch�opskich przys��w m�drych krajobraz�w
w kaloryferach gra teraz ich muzyka
wiedzy platona dzwon srebrny
tukydydesy styl�w biblie imion
przemijaj� magdaleny i marie
�wi�ci i prostytutki ukrzy�owane
wymy�lonym cz�owiecze�stwem
kt�re wiatr ju� tylko niesie
przez astronomi� godzin
za oknami cyrenaicy rozumni
i cynicy jak we wszech�wiecie szcz�cia
dziewczyny i staruszki z jab�kami
mlekiem winem
w kaloryferach gra teraz ta muzyka
palce moje zaciskaj� si� na szyjach
supervielle�a i tzary marinetti
kurczy si� pod no�em oboj�tno�ci
�atwy leopardi daje si� zdoby�
piecom m�drym jak wiersze ezry pounda
dramaty Szekspira krok nerudy mi�kko�� halasa
zaciskaj� si� palce dla s�owa jednego
anna
tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owami
pan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendala
s�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzy
uciekam przed natarczywo�ci�
gro�nych balkon�w betonowych
okna na kt�rym wypisuj�
z a � e k � j e z d g u r a
rzek� umys�u einsteina
g�r� jego dope�nienia
uciekam przed ann� kiedy
s�owa nie powie bo spalone
przed szczurem i g�osem kota
uciekam po lepkich dachach
wysypanych piaskiem
uciekam od ziemi z kajdanami szyn
od muzyki kaloryferu uciekam
goni mnie moja ma�a pod�o��
goni mnie �za einsteina
b�ysk s�o�ca na szybie
w kraju dalekim goni� mnie
krzy�e cia� magdaleny i marii
goni mnie natarczywo�� ka�dej �ciany
�wiata
7
tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owami
pan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendala
s�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzy
kategoryczny imperatyw m�j
doskona�o�� materii przez rozum
coraz pro�ciej �eby si� zatrzyma�
na pi�trze 23.
�eby nie spada�
nie dla mnie prawa
nie dla mnie moralno�ci
empirykom m�drym
poza
ojczyzn� narodem ziemi�
bogiem poza konstytucj� sumienia
poza schodzeniem poni�ej
nie dla mnie
z grzechem ci��enia
tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owami
pan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendala
s�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzy
anno coraz dalej ode mnie
jednak coraz dalej mimo
ma�o�� twoj� kiedy oczy prostytutek
nad tob� jak �agodne mroki
zapomnia�em ci anno
powiedzie� k�amstwo
komu ja teraz wypowiem k�amstwo
anno od mojego czekania
przechodz� oboj�tni przechodzimy oboj�tni
dobrze nam by� oboj�tnymi
dobrze nam ucieka� w oboj�tno��
anno chcia�em ciebie zatrzyma�
przeciw s�owom kt�rych nie znalaz�a�
kt�re si� kurcz� jak �upiny �liwek
porozrzucane na trotuary miast
przeciw cieniom palc�w
przeciw r�wninom dach�w
anno chcia�em ciebie zatrzyma� na ulicy pragnienia
tam gdzie wrony Weronik
�wi�te przebieg�o�ci
8
to dobrze to dobrze czu� zapach
rozkoszy przed cierpieniem
tramwajarz kiedy nie zd��y
zahamowa�
dziewczyna kiedy nie zd��y
do�wiadczy�
filozof kiedy nie zd��y
domy�le�
s� sobie podobni
w niepewno�ci
to dobrze
to dobrze
anno spadaj�ca
�����
tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owami
pan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendala
s�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzy
a n n o � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � �
gda�sk, grudzie� 1955, nowy port
9
rano, przystaj�c w podw�rzach slums�w
w odorze podw�rz hymny
piej� koguty czerwienne
tekturka nieba przykry�a
tunel wzwy� pomy�lany
niebo kiedy przed �witem
zw�a si� ponademn�
noc we mnie wpe�za powoli
zblad�ymi gwiazd paj�kami
zaraz mnie niebo g�odne
po�re w odorze podw�rz
odda zat�ch�� noc�
posn� koguty czerwienne
10
miasto, ulice, place
Rzeki powietrza
o g��binach kamiennych
dna ci�kie
gdzie w zagi�ciach betonowych korzeni
przep�ywaj�, mroczniej�ce ryby ludzkie
Jeziora powietrza
z nieborostami zielonymi
po�r�d kt�rych
z brzegu na brzeg
kraby cywilizacji �
Rzucony r�wninom polnym
umieram
kt�remu odebrano rzeki powietrza jeziora powietrza
kt�remu odebrano brzegi
pla�e asfalt�w
sk�d widz�:
na sk�onach nieba
nieruchomiej� statki dach�w
z kominami u den
11
widzenie przedmiot�w martwych
Usiad�em flegmatycznie na ogromnym kamieniu
Mo�e to by�o miasto pami�� w mroku mnie opu�ci�a
Gdy si� ju� wyzwoli�em z pejza�u
zacz��em trwa� jak d�wi�k
na widnokr�gu w�asnego widzenia
Miasto wtapia�o si� w mi�kkie d�onie ziemi
przep�ywa�a przez nie rzeka z po�udnia na p�noc
domy ogromnia�y w oczekiwaniu dotyku nieba
Im d�wi�k m�j podnosi� si� wy�ej
ksi�ycowy krajobraz doskonalej martwia�
a gdy bloki z dzielnicy slums�w
zachwia�y perspektyw� i stawa�a si� mg�a
z widnokr�g�w w�asnego widzenia
na powr�t wst�powa�em w pejza�
Siedz� ci�ko skamienia�y zg�azia�y
miasto przenikaj�cy
Ani syzyf ze mnie ani krasnoludek
12
ballada o drzewodomach
tu mieszka stara kobieta z my�lami w niebie
paj�ki umieraj� zapatrzone w swoje ofiary
powietrze tu jest st�one zda si� przyp�aszcza p�uca
w maju spadaj� chrab�szcze ale s� martwe
po wymuskanych �cianach wspina si� czasem wiatr
wtedy si� dzieje muzyka dziupli lecz to trwa kr�tko
powy�ej jest ju� pustynia po kt�rej w�druj� d�wi�ki
st�d ich jednak nie s�ycha� smu�k� bia�� ledwo dostrze�esz
drzewodomy si� tak�e chwiej� najlepiej wida� gdy stoisz
opar�szy g�ow� o szaro�� co dopiero wyros�a z ziemi
wtedy dziwne to chwianie bo wiatru nie czujesz chocia�
co� za plecami trzeszczy i co� st�ka g�ucho po�rodku
a gdy si� zdarzy burza co tu ma sens jaki� inny
po�amie wszystko u kolan stopy zostawi ziemi
m�wi� wtedy dla mnie jest to bardzo zwyczajne
i nie znajduj� ciszy lepszej ni� spoczywanie
lecz gdy jest mi nazbyt pustynnie modl� si� do tych kt�rym
przykazano w�adz� nad ogniem cho� wiatr jest im niepos�uszny
boj� si� jako� zwyczajnie �e motylowi nieba
opal� skrzyd�a a przecie� po co mi taki motyl
(� �)
wi�c gdy anio�y fruwaj� po jego b��kitnych kolorach
modl� si� do anio��w i drz�wodomy wtedy
nieruchomiej� na kr�tko
g�os wszak�e mam bardzo niezwyk�y
13
ballada o kole
znajomi moi z baru i ci kt�rzy przynosz� mi pojedyncze noce
rozleg�e z cynowej barwy i zapachu piersi albo
podr�e kiedy z kotwic� z�ot�wki metalowej odp�ywam w morze wytrawne
ci kt�rzy hostie kwadratowe bilet�w sprzedaj� dzieciom i staruszkom
kt�rzy opowiadaj� okrucie�stwa wszystkich k� tramwajowych
twarze ich nieruchome jak s�oneczniki w po�udnie kt�re obsiad�y muchy
nios� cia�om mrocznym ch�odnym tunelom materii i zmys��w
male�kie swoje i zawstydzeni uciekaj� w przykazania zielone
oni w �niegu sadzy pomi�dzy kopciami komin�w
przykrywaj�cy gnaty t�ustymi albami kombinezon�w
tak�e ci kt�rym w po�udnie zamykaj� si� usta i oczy
kt�rzy gazet� przykrywaj� twarz przed s�o�cem
kt�rzy o pi�tnastej nios� ci�kie skrzynie z towarem wyborowym
albo ko�cz� rze�bi� ko�a metalowe mniejsze ni� horyzont ale ci�sze
mi�o�nicy �wi�tego mefistofelesa doskona�ego
tak�e grube w�a�cicielki ogromnych stad czerwonych pomidor�w
i fioletowej kapusty na procesji stragan�w
kochanki zam�ne kt�rych adresy w licznych kalendarzach
uszom �cian
konfesjona�om biur z papie�ami �wi�tymi z monstrancj� ka�amarza
co przynie�li
wyrzuceni na brzegi jednostajne jeziora
kiedy ich b�g doskona�y moj�esz
(� �)
lask� do �r�de� szcz�liwych pozagania� jak barany
kiedy ich �r�d�a pijane zala�y albo metalowe
z krzykiem przera�enia potem cisz�
komu przynie�li
po co przynie�li
znajomi moi z baru i ci kt�rzy
14
requiem dla prostytutki
kiedy u�miechasz si� do mnie
�miechem zakonnicy zawiedzionej
przyjaciele w pieczarach przedmie��
rozsypuj� si� zapa�kami p�on�
p�omie� wy�ej si�ga ni� si�ga
si�ga wy�ej ni� wy�ej
przyjd� dogasaj�ca
zda si�
jeste�my nieub�aganie konieczni
przyjd� pochodnio
w oczekiwaniu �witu
nim mi w oczach s�o�ce rozb�y�nie
powiem �e� jeszcze nie ta
ale pe�na zachwytu
Pozna�, 1956, wyp�dzaj�
15
golemy, kiedy budzi si� cz�owiek
wywiod�y mnie na �er
rze�nickich cech�w szyldy
zawieszone na jatkach
garbarnych dzielnic cuchn�cych
wietrz�c k�dy by dopa��
jad�a kostnego z rynny
od trzew swych nie umiem odegna�
sfory szarpi�cych zapach�w
ju� obskoczy�y mnie ciasno
erynie wsp�czesno�ci
b�dziemy �re� si� i szarpa�
kiedy jad�a nie stanie
wielkie ich �apy znad jatek
wznosz� si� �un� znad szyld�w
pot�ne ich �apy pe�gaj�
uzbrojone w okrwienie
jest ich ju� tysi�c i tysi�c
ale nie wiedzie� komu
s� te ich ruchy ci�arne
16
wielkopolska
zielone znojowisko mod��w
wie�e szturmuj� niskie niebo
�ebrak pod p�otem pie�ni pieje
nie taki bywa jak u breughla
tu gallem anonymem straszy
sp�niona pora wyobra�ni
a na pag�rkach si� rozsiad�y
wiatraki ojc�w franciszkan�w
nocami diabli wiej� polem
w zagony sypi� mak i modrak
przez r�yska biegnie kusy pies
starucha odpukuje w odrzwia
tu za horyzont pe�znie sm�tek
i b�g si� modli do anio��w
wiatyk roznosz� po ulicach
ch�opcy co w fa�dach p�yn� czarnych
�r�d p�l gdy buraczanobure
i ziemia �asi si� do dymu
b�g by zap�aka� gdyby umia�
butami w to kr�lestwa wej��
Wspomnienie Nochowa
1957
17
Mrok
Noc przyp�yw milczenia
Odchodzimy od zmys��w
�zy spadaj� na lustro
niem� twarz przedmiot�w martwych
Na �cianie ta�cz� cienie
�yj�ce poza wszelkim kolorem
czarni kochankowie
Noc przyp�yw milczenia
Odchodzimy od zmys��w
wrzesie� 1952, Jarocin
18
sko�czony romantyzm
czas ju� ju� czas
zej�� na r�wnin� porozumienia
przybli� swoje �renice do moich
widzisz mnie �le
tak � to jest to
� umar�e mi�osne my�lenie
to ju� dzi�
m�wi� ten wiersz
dla pami�ci usch�ych ga��zi
pisz� ten wiersz
jakbym wymazywa� strach odwagi z twarzy
Jarocin � �miel�w, 1953
19
d�wigni�ty wzwy�
coraz to szerszymi kr�gami
coraz to wy�ej
d�wigni�tego wyrzutem
d�onie ziemi
podaj� w bezhoryzont
trwa�em tak jedno zamy�lenie
� nim bezruch wszech�wiata
sta� si� �wiadomo�ci pos�uszny
z �yznej w fiolet pustyni
zat�skni�em za przedmie�ciem
gdzie za dymami � wszechpola b��kitu
wierniejsze ni� ta szaro��
kt�ra mi teraz gwa�townie maleje
ziemia od miast
20
ukszta�cenie czyli cenzura czerwca
wariant 1
przemierzy�em dzi� miasto od wzg�rz s�owia�skich
a� po wysmuk�y szczerbiec ko�cio�a bolesnego
z pewn� �agodno�ci� przenika�y si� ruchome pejza�e...
oto rzecz ka�da prze�wietlona od drobnego kamyka
po wysmuk�e g�ry pos�uszne krajobrazom
ka�da rzecz jako drut
jako okno
jako mur
jako stalowe zaw�lenie konstrukcji
bry�a powietrza
czas
...z pewn� �agodno�ci� przenika�y si� ruchome pejza�e
ich podr�e wysokie od delikatnego mu�ni�cia �wiat�a
a� po ostro�� kontur�w
� jakbym przywo�ywa� dziewczyn� o przera�liwym imieniu
a w t�cz�wkach odbi� si� jej blask
i wszystko pozosta�o nieruchome �
jest zatem okrutna pewno�� w rzeczy
wariant 2
pragn� s�owu zachowa� ca�e jego wn�trze skomplikowane
nie � �eby z zachwytu � lecz � �eby dotkni�ty palcem kszta�t
kiedy ledwo wyczuwam jego wn�trze �ywe i doko�czone
�eby kszta�t by� s�owu pe�en
�eby go przeci�o ostro
wracam z mojej podr�y szerokiej
z pewn� �agodno�ci� otaczaj� mnie kszta�ty surowe
jest zatem pewna nie�mia�o�� w s�owie
Pozna�, czerwiec 1956
21
Wydmy w�gierskie, 1956
��wie wymar�e przedmiot g�o�nej wzgardy
oporne wiatrom �mieszne termitiery
piach w lejach d�oni koni wzd�te zady
trawom knebluj� szeleszcz�ce ostrza
wi�c najciszej na puszcie oblaz�ej rdz� bawo��w
tam gdzie czikosi w p�acz uderzaj� jak w szk�o
d�wigam sw�j krok po ziemi zbitej jak deski trumny
tu w pary�u �urawi milczenie matki poety
jak przekre�lony krzy�
przechyla si� w stron� �miechu
22
Argumenty, metafizyka dzielnicy
l: Wci�� ciebie szukam ju� mi si� drogi staro�wieckie sta�y nieprzyjazne
2: Otw�rzcie si� d�onie przechowuj�ce skrawek dymu spalonego w�osa
Otw�rzcie si� oczy zasypane
Sk�ra moja jest lekko sina i zarazem nieco nabrzmia�a
Musieli�cie ju� widzie� to mi�so nawiedzone gazem
l: Wci�� ciebie szukam
2: Kiedy m�j cie� o �wicie podpe�za pod brze�ek snu
Miasto rozkwita rze�ni�
l: jednak tego dnia nie dojd� do ciebie
Od katedry piotra i paw�a a� po lunatyczny park nad jeziorem
Prowadzi� mnie stary epikurejczyk pies wszystkich moich podr�y
Tu le�� ko�ci � m�wi� � pozbawione wi�zade�
Tam � m�wi� � skobel ksi�yca prosz� si� na nim powiesi�
2: Nie mog� niestety przerzuci� nawet p�tli spojrzenia
23
s�o�ce1
p�on�ce w�osy �
s�o�ce we wszech�wiecie pokoju
wyd�u�aj� si� p�omienie rz�s
przed oczami planety szaf kr���
planety tapczan�w krzese� planetoidy
coraz szybciej bia�ymi smugami
poczyna si� droga mleczna
z oczu kt�re p�kaj� wyp�ywa tre��
ch�odnego patrzenia zwi�d�e r�e mi�ni
wypr�aj� si� opadaj� p�atki sk�ry r�owe
zach�d p�omieni coraz ni�ej r�ce rozdrapuj�
popi� w krzycz�cej r�wninie pokoju
na twarz kruch� jak wypalona zapa�ka zaci�gam
niebo prze�cierad�a bezpomocnymi palcami
1 �yraf� da� Dali.
ja siostr�.
sp�on�a w roszarni,
p�aka�
24
Granica czerwonego
Krzewie drucie �agodny
I ty drobinko sekundy w winogronie oka
Trawo traw mi�niu m�j wzd�ty i czerwony
Nam ju� czas tli� si� powoli
Dokonanie kamienia w przyja��
Wi�c przeprowadzi�em krzewie profil jej w ka�dym okaleczeniu
Jej pieszczota przebieg�a mnie mchem �apek zaj�ca
Szelest dymu przywr�ci� �z� moim oczom
Wiatr mnie przewierca dotyk oszala�y
Drucie �agodny rano w s�oju krtani
Kroplo o�owiu o zapachu rynny
Czarny kominie o fio�kowym oku
Rzeko zapad�a w kurz
25
Yorick
Nie m�w nic to jest kwiat uszanowany
Mo�e nazbyt ostry jednak bia�y
Wyrwany z dna ziemi
Pozwala si� bez oporu przybli�y� do ucha
Ta czaszka tylko Hamlecie twoim �odygom palc�w
Przejmuj�ca wyblak�o�� skroni nieust�pliwe szwy
Bo tu wszystko Hamlecie �apy i r�ne robactwo
I w Elsynorze wszystko �apy i r�ne robactwo
Nie pytaj mnie Hamlecie dlaczego cmentarz cmentarz
Dlaczego Ironia tak dziwnie zwisa nad grobami
Grabarz dlaczego zwykle milczy najuczciwiej
Nie pytaj si� nikogo
Cz�owieku cz�owieku
26
Straszliwie naga
Czytam ci� wspak
Od najdrobniejszej kostki palca
Od w�os�w spadaj�cych w sk�r�
Od rozlu�nionych s�oj�w mi�ni
Stajesz w �renicy lustra Jest
Przed�u�enie kszta�t�w i ta sino��
Z jak� malowa� Modigliani
Nabrzmia�e ci�ko plamki piersi
Wi�c znowu ciebie czytam wspak
Jest we mnie pierwszy kruk twej sukni
Pozna� go trzeba po opuch�ym gardle
Rozebranym prosto w twoje oczy
Naramowice, stancja orzechowa, 1957
27
konstrukcja
oto jestem cierpliwy i wyczekuj�cy
w pieczarze mojej wszystko zwyk�e i rozwa�ne
*
p r z y p i � t e w r � b l a m i d o d r u t � w
s u s z y s i � p o w i e t r z e
tam st� kamieni obrus blachy na nim
wazon komina kwiat dymu w rozkwicie
na tym w zasadzie mo�emy pozosta�
*
przysz�a trudno pami�ta� po�udniem sierpniowym
s�o�ce jest wtedy dojrzalsze o leniwo�� kota
zapala mego okna ci�k� czerwie� r�y
jest to czas w kt�rym gasn� kwiaty pozosta�e
s�oneczniki dach�w paznokcie dach�wek
*
by�o to s�o�ce bezbronne trudno je powt�rzy�
wesz�o powoli i dumnie w bram� horyzontu
� dla ka�dej bezbronno�ci otwiera si� ziemia dobra �
*
by�o to r�wnie� s�o�ce wymy�lone
zap�on�o i zgas�o w samym �rodku miasta
� w mi�sie moim kie�kuje nie nazwana r�a �
*
oto jestem cierpliwy i wyczekuj�cy
ktokolwiek mnie tu odwiedzi ucieknie sp�oszony
li�� tak pozbawia si� drzewa �za oka kobiety
*
planeta jeszcze �yje mo�emy pozosta�
Pozna�, 1957, ��todzi�b
28
Stan��em obok szkieletu, �eby mnie malowano
K.G.2
Prosz� stan�� nosem do piwonii
Prosz� stan�� o tak drutem skrzyd�a
W kropl� gwiazdy
W lustrze li�cia prosz� stan��
W sinawych �y�kach
Teraz b�dziemy malowa�
A najd�u�ej b�dziemy na ��to
Te wysokie kolory st�p
To co� z pudru co� z cienia pod okiem
Stoj� stary pijak ju� ironi�
W mi�kkiej czaszce nios� prusk� ziele�
Mam w niej spos�b widzenia zwierz�cia
Kt�re gwiazdy maluje na �okciach
Biel mi zawsze by�a zbyt czerwona
Szyj� mia�em bia�� kruchy w�osek
Cienk� szyj� z g�ow� a� pod s�o�ce
Potw�r z li�ciem ugru w d�ugiej pi�ci
Nieforemny z�y z wysokim uchem
Oto stoj� tu� obok szkieletu
w krzewie �eber kr�tkie gniazdo s�awy
Podpalono mi p�dzlem stop�
Tli�em si� do �renicy
2 Pozna�, jesie� 1959, rozszyfrujmy: K. G. to Krystyna Gawro�ska, malarka, moja �ona
29
dzie� gdy przyjdziesz3
dzie� gdy przyjdziesz
ju� doskonalej
ju� � milcz�c
przeskakujesz z p�yty na p�yt�
jakby chodniki kamienne
� wibrafony pod twoje szczude�ka
a gdy ud�wign�� nie mog�
muzyka staje si� drewniana
� ci�ar milczenia
ju� �
w tym rozbieganiu
ma�ym stopom
coraz to nieruchomiej
wyszed�em ci naprzeciw
coraz powolniej
czy to przestraszenie
ju� nie m�cisz powietrza stop�
m i � d z y n a m i m a r t w i e j e
przerzucam do ciebie spojrzenie podchwytujesz
zachybota�o powietrze
opadaj� koszule ognia
wtedy zapatrzona
ca�a w kamie� si� przemieniasz
z przera�enia
3 czyli koncert jazzowy, Pozna�, 1956, Komeda. Milian, Trzaskowski, Zylber. ja
30
Listopad
Pewnie wyobra�am sobie sny nierealne o ukochanej
Tam na mnie czeka przyjaciel za �yki dwa t�gie
Kwiat jak odci�t� g�ow� � przeze mnie � poda dla ciebie
Jednak wierz� jeszcze mnie ogrzej� pierzyny d�oni twoich
Przekona�em si� o tym dzisiaj mniej wi�cej
Kiedy m�wi�a� mam ufa� szerokim ptakom czerwonym
Nios� tedy gniazda pe�ne owoc�w
Ja com nad wywarem z bor�wek noc ca�� przemieszka�
Wierz� w cierpliwy zegar i �e czekasz na mnie wierz�
Nawet si� upominam o cia�o kt�re nie �ebym zna�
Ale nawet dotkn��
Pomi�dzy moimi ulicami jest zawsze inna trzecia
Prowadzi mnie do baru nim zakwitnie r�a dnia � rano
Musz� przyzna� jest to ca�kowicie sprzeczne z moimi szlachetnymi zamiarami
Nios� tedy pe�ne gniazda �lepe
Dla ciebie kt�r� zanim pozna�em
Wy�mia� �w stary �ebrak o prze�licznym srebrze za uszami
Nie ten z dzielnicy portowej ten ni�szy r�wnie� do niego podobny
Najlepiej fortynbras k�amie kiedy chodzi prosto
Wiesz ten o kt�rym mog� m�wi� jeszcze
Pozna�, listopad 1955
31
blues II
w burdelu na Wierzbowej jak na srebrnym ekranie
czytam podpisy wynios�e tynk zdrapuj� paznokciem
wisz� tam �wi�tki wi�niowe kruszy si� we�na w swetrach
panno �agodna �zo panno �agodna �zo
�zo panno �agodna w ramie
a czy to starczy � spytaj �
a czy tu kocha� � mo�na �
a w nocy czy tu � powiedz �
a w nocy czy tu �mier�
w nocy tu s�o�ce pod�ogi
a starczy � powiem � za s�o�ce
rano tu r�e kolan
a starcz� � powiem � za ksi�yc
bawimy si� pod ksi�ycem
gdzie si� marzy wysoko
i gdzie si� nisko ma�e
ksi�ycem w Griega gramy �
panno �agodna �zo
panno �agodna �zo
panno �agodna �zo
� nami�tnymi pazurami
32
Karze�
Na pocz�tku otrzyma�em posad� czy�ciciela but�w
Wystrojono mnie na u�ana tylko za niebiesko co sprawia�o �e lampas przy lewym boku podobny
by� piwonii
Mia�em si� przed hotelem u�miecha� � w oczekiwaniu na trzewiki nie jest to takie �atwe
Po przeciwnej stronie by� bar
Sto�ki podobne do odwr�conych butelek okupowa�y spodnie o jakich si� zwykle marzy g�owom
rodzin
Mia�em ochot� celowa� w te tarcze napi�te jednak w minucie ataku przychodzi�y trzewiki
Musisz my�la�em glansowa� tak wytrwale a� dorobisz si� ko�ci
Po tygodniu przepi�em u�ank� powiedzia�em �e mnie to g�wno obchodzi i opu�ci�em miejsce
naprzeciw baru
Potem by�em �azidachem
Ten fach rzetelny kosztuje drogo ale nie jest pozbawiony urok�w
Spe�nia si� przede wszystkim pewna t�sknota do patrzenia na ludzi z g�ry
W godzinach znu�enia udawa�em cyrkowca
To przychodzi�o �atwo ze wzgl�du na anteny i r�ne pl�taniny kabli
Pami�tam sw�j cie� rozlatany na ziemi kiedy p�kni�cie drutu zachybota�o mn� tu� nad kraw�dzi�
i ci z ulicy czekali a� spadn�
Kiedy mi si� to nie uda�o us�ysza�em oklaski
Potem by�em kochankiem i czytelnikiem Platona
Po d�u�szej przerwie zosta�em oficerem rezerwy
Prosz� mi wierzy� to nie jest praca �atwa ani nieodpowiedzialna
Przede wszystkim nie mog�em sobie poradzi� z sumieniem kt�re w tej sytuacji zachowuje si�
agresywnie
Najtrudniej jednak przychodzi�y rozmowy ze znajomymi
Ka�dy mia� dom i pewne osi�gni�cia cywilizacyjne a ja c�
Uczy�em si� na pami�� Villona urz�dnikom wierci�em dziury w ambicji o�miesza�em ich
wytarte zady i t�umaczy�em jak umiem zalety swojego zawodu
Ostatnio zatrudni�em si� ponownie
Moja praca ma charakter specyficzny
Moja praca polega na tym �e kiedy wchodz� do pokoju wszystkim si� wydaje �e kto� w�a�nie
wyszed�
Pozna�, 1957
33
Rzecz precyzyjna
Narzucaj�ce si�, okrutne w tym przeznaczeniu, g�o�ne,
zmuszaj�ce do wykr�tnych stylizacji,
domagaj�ce si� przypraw szlachetnych,
nagie,
Katowane przez wznios�ych estet�w za brak precyzji,
poprzez kt�re ser w samym nazwaniu
niesie zapach i smak,
kt�re stwarza pasmo wzruszenia
obok zwyk�ej p�asko�ci,
Wojuj�ce o szersze przestrzenie
lecz najmniejszej drobinie odbieraj�ce kszta�ty czyste,
Jakie� to wojny tocz� si� o t� p�ynno�� z jednej
o t� chropawo�� z drugiej strony,
Wypierane przez symbole przed kt�rymi si� broni,
nieugi�te w zderzeniu z fizyk� i chemi�,
�agodne i pozwalaj�ce si� nadu�ywa�,
niewyra�alne je�li nie szuka� dobrze,
istniej�ce wy��cznie dzi�ki kokieterii,
Je�eli kwiat to piwonia,
Je�eli drewno st�,
zarazem wsp�lne jak sprzeczne ze sob�,
wi�c
w przebieg�o�ci nie maj�ce granic,
Nie znosz�ce koloru,
z odrobin� barwy o znaczeniu umownym,
wszak�e nic w tym ze sztuki,
to dwie strefy osobne i osobno dumne,
Serdeczne gdy rozpatrywa� w kierunku
�ci�le okre�lonym,
A jednak,
jednak opisane zaledwie w zau�ku, kt�re wci�� widz� inaczej,
jakiekolwiek,
przez niedyskrecj� pomawiane o fa�sz.
34
Dyskrecja
Zrobi� to kiedy� w powietrzu o zapachu czystym
podnosz�c d�o� ponad oczy przewiduj�c strach
stanowczy lecz daj�cy si� zmyli� jak dobry przeciwnik
Wiatr si� zag�ci oczy odejd� w g��b cia�a
stateczno�� sprz�t�w b�dzie czym� myl�cym
mo�e dziewczyna westchnie w zimnym lunaparku
cho� tego nie nale�y oczekiwa�
Cokolwiek b�dzie
co� si� na pewno stanie
co� si� na pewno stanie
35
Egzaltacja
Przed�u�y� ciebie blasku ikon blasku �wiec
Przeprowadzi� przez czas przez wszystkie punkty niesko�czone
Przez wszystkie �wiat�a przep�yn�� dwiema kroplami go��bi
Odebra� s�owom odebra� rzeczom
Twoje oczy zapadaj�ce w g��b
Twoje wargi w kt�rych si� ci�gle powtarza
Twoje biodra w kt�rych si� ci�gle powtarza
R�k zbite psy
prosz�ce
36
Do�wiadczenie
Tamto mog�o si� sta� nim o�ywi�y si� krzewy
Dopiero potem pr�bowa�em umrze� w okolicach baru marynarzy
Wi�c skoro nikt mnie nie dostrzeg�
A m�j �piew to by�a najja�niejsza cz�� miasta
Wi�c skoro nikt mnie nie dostrzeg�
B�d� na ciebie czeka�
Z pewnym uporem
Z pewn� niepewno�ci�
37
Kobieta przypomina dwie chwile podobne
Kobieta przypomina dwie chwile podobne
Ta jest co zatrzymuje zdziwienie chwila nieprzejednana
Kwiatem zawini�em wzajemno�� wszyscy ju� o tym m�wi�
Przechylam si� nad tob� jeste�my najd�u�ej g�usi
Ta jest chwila przekory nam sen niedost�pny pod dachem
Szukaj�c miejsca na ziemi gram o guziki z policj�
Teraz jest jesie� i zimno si� kurczy w kieszeniach
Nawet o twoj� d�o� upominam si� niedbale
38
Widziana w blasku
Widziana w blasku o strukturze kredy
Otoczona przez wszelkie granice prawdopodobne
Kiedy odchodzi �wiat zw�a si�
Pewnej jesieni wszystkie muszle zamilk�y na jej widok
Grzbiety zerwa�y si� z m�rz
Przechodz�c mija siebie
Co� w niej przesz�o na drug� stron�
Wszyscy otwieraj� palce na jej piersi
Ro�nie im w d�oniach �za
Nic co prawdziwe nie znajduje wyrazu
39
Pejza� rytmiczny
Bliski ziemi podobny owadowi w odpoczynku na skraju rozleg�ego li�cia � unios�em
g�ow�:
na pocz�tku by� to czarny punkt wbity mi�dzy niebo i ziemi� jakby kto� chcia� rozerwa�
szczelin� horyzontu by widzie� szerzej;
potem punkt przemieni� si� w klamr� spinaj�c� ostro sk�on nieba z lustrem pustyni.
Podobna topoli brzegiem pla�y przemin�a jakby mnie op�ywaj�c ch�opka bu�garska:
jej nogi ci�y piasek;
zamienia�a si� w klamr�;
zamienia�a si� w punkt;
zamkn�a horyzont ciasno i nieodwo�alnie.
Neseber 1958
40
* * *
w kt�r� przypad�o mi uwierzy�
w kt�r� zapatrze� do znu�enia
kt�r� wargami wzruszy� nagle s�l podp�yn�a mi pod gard�o
kt�r� przybli�y� do j�zyka blisko jak dno jest blisko wody
kt�r� do ko�ca zamkn�� w sobie kamie� rzucony w morze czarne
Burgas, 1957
41
Nadzieja nieszcz�liwie zakochanego
Pozwalasz si� ob�askawia� moim oczom
wi�c gdy p�jd� na wojn� przynios� dwa
bardzo miecze nieznajome
42
Rekruci
My�licie pewnie jest jaka� przesada w cywilizacji
Idziemy czw�rkami
czw�rkami to znaczy ka�dy z osobna i nie ten sam
Na pi�tym kilometrze piachu
wrzosy kieleckie dobi�y do moich zel�wek
idziemy czw�rkami
Najwi�kszy strach jest ten �eby wytrzyma�
w skwarze i w rowach
Po trzydziestu godzinach dumy
uczyni�bym cokolwiek
Nikt z nas naprawd� nie umie pomy�le�
o straszliwej wojnie
Nie widzi siebie w nag�ym b�ysku za plecami
cho� zna to �wiat�o z lekcji pogl�dowej
A wy my�licie jest jaka� przesada w cywilizacji
Wieczorem pije si� wod�
i czyta listy przy papierosie
Mo�na my�le� o najbli�szych
uk�adaj�c mundur poleruj�c buty
Ka�dy ma sw�j karabin
ten staro�wiecki argument
Co sprytniejsi wyczyniaj� sztuczki
i �piewaj� u okien pomywaczek
Ka�dy jest sam
to nie jest takie �atwe jak nam si� wydaje w szeregu
43
Zamek
Czas jeszcze pog�aska� to zwierz� po pysku
to zwierz� ob�askawiane z dnia na dzie�
z dnia na dzie�
to ko�ysz�c si� w miedzi
w metalach szlachetnych
to kt�re znam z �o�nierza
sprawdzalne w sztabowej retorcie
44
Odej�cie
He�m�w z a�urami kretowiska
Armaty lawetami pod sierpy
M�j pu�k jana pod okopami w stadach gruzu
Najpro�ciej to jednak by�o na r�wninie bugackiej
Droga jak drut przeprowadzona po�r�d jelit
Salwa zachwia�a cisz� w ten podw�jny �piew pu�ki
M�j pu�k jana pod okopami w stadach gruzu
Rowy mi pod g�ow� ziemi� p�ytk�
��te w��kna na skroni
Kapral jeszcze poucza dzielny nieszcz�liwy
Gdzie ja widz� ten odlot cz�owieka w niebo
M�j pu�k jana pod okopami w stadach gruzu
Wszyscy pozostawieni gdzie oni teraz �ebrz�
45
Pie�� kombatant�w
�o�nierze maszeruj� zwykle w batalionach
Po�r�d drzew he�m przy he�mie r�w przy he�mie
Trzeba si� strzec nieba i strzec ziemi
Broni�c siebie wygrywa si� wojn�
a jest to m�ska satysfakcja
I znowu �wiat jest pi�kniejszy
�o�nierze wracaj� zwykle po plutonie
Stara to �piewka i nic nie da si� ukry�
46
1. STATEK ULICY
Podobna wyspie nerwowa stal statku o kt�rej naj�ci�lej wiadomo szeregowcom W jej
zawik�anym wn�trzu jest miejsce sk�d wida� cz�owieka najdok�adniej na wysoko�ci pachwiny
Pokrywa podnosi�a si� By�o to jak otwieranie grobu Potem twarze skierowa�y si� w
stron� sk�d przylatywa�y gazy �zotw�rcze
chmury wydziobuj�ce �zy
Obok mnie sta� przyjaciel wierny clochard tego miasta
By�a i zawsze wierna powiada W czas ch�odu mog�em o ni� ogrza� kanciaste palce
Wi�c sta�em bezradny przera�ony bardziej ni� marsza�ek
Wtedy clochard zdj�� but i zawiesi� na wystaj�cym szczerbku muszki
Zrobi� to �miesznie zrobi� to tak �miesznie �e us�ysza�em komend�
odbezpieczy� erkaemy
2. OKRUCIE�STWO
Wi�c bawi� si�
Pos�uszne palcom pozwalaj� si� uk�ada� �mierci moje jedna na drugiej
O z jak� dok�adno�ci� nak�adam kryz� na kryz�
To wa�ne m�wi kapral to likwiduje zaci�cia
Wiem
Teraz dokonamy rozebrania za�o�ymy zatrza�niemy
Teraz mu�ni�ciem szmaty odejmiemy lustrom py�ek
Jest pewne rozlu�nienie spr�yn kt�re pozwala czu� gotowo�� pos�uszn� mojej rozwadze
i oku
Wiem
Teraz podniesiemy pod napr�one brwi
To wygl�da tak
szerokim �ukiem wyskakuje �uska
i ba�amutne skrzyd�a r�k rozm�caj� powietrze
szerokim �ukiem wyskakuje �uska
i ba�amutne skrzyd�a r�k rozm�caj� powietrze
Pomi�dzy znajduj� si� tylko cienkie sznurki gwizdu
Trzeba umie� odpowiednio poci�ga�
Trzeba umie� si� �mia� mi�dzy jednym i drugim spadaniem
Reszta jest zas�ug� cywilizacji
47
3. LINIA PATRZENIA
W po�udnie skwar wepchn�� mnie pod kamienne schody
W p�aszczy�nie �renicy jak bia�e dymy przebiega�y bia�e fartuchy
Potem mnie dostrzeg�
Pojedyncze pszczo�y otoczy�y drzewo
Wi�c z nag�a te korzenie pod brzuch
Musia�em odkry� karty odkry� karty znaczy pomoc kt�remu odebrano krok
niechc�cy wbieg� w czyj�� lini� patrzenia
Zosta�
Jego �mieszne oczy odp�ywa�y w szerokie niebo
Czy widzieli�cie ju� tak ostro rozdarte t�cz�wki
My�l�c o was w ca�ej swej okaza�o�ci stanowi�em mo�liwo�� triumfu
4. ROZPOZNANIE
Pami�tam t� twarz obl�z�� liszajami
Twarz z przera�eniem kt�re si� odczytuje w oczodo�ach
Napi�t� gotow� na ka�dy krzyk
Twarz uleg�� temu wspania�emu d�wi�kowi kt�ry niesie w sobie zapach o�owiu i po
kt�rym szuka si� s��w dla telegram�w dwuznacznych
5. NIE WIEM
Kiedy� w okopach nauczono mnie sk�ada� listy tr�jk�tne zapocone onuce i pieszczoty
wobec najdrobniejszej stali
�kt�ra jest zawsze bardziej uczciwa ni� cz�owiek�
Przychodzi�o mi to �atwo jak kwiatu kwitn��
domokr��cy prosi�
Teraz mam sk�ada� te listy stanowcze
Znaczy� na sk�rze �mier�
kreska po kresce ka�da z osobna fa�szywa
I to przychodzi ju� �atwiej
niejako w pokornym zdziwieniu
Nigdy bowiem tak d�ugo nie trzyma�em palca na spu�cie
Jakbym zapomnia� �e najpewniej celuj� w twarz
48
6. MUR
Mam stan�� Szeroko a� do b�lu Jeszcze mi obcasami rozsuwaj� stopy W tym u�o�eniu
mi�nie pozbawione s� pr�no�ci i nawet si� marzy broni�
Tylko dlaczego musz� rosn�� o ten cie� r�k jakbym si� oddawa� Bogu
Widz�
stoj� podobni przejmuj�co rozczarowani
Z okna naprzeciw patrzy dziewczyna jakby mnie rozumia�a
Wtedy trzeba si� odwr�ci�
Po przeciwnej stronie jest mur niski rozdrapany
Jakby tu kto� prz�de mn� �mia� stan�� oczekuj�c wiadomego rozkazu
7. EPILOG
Prosz� to powt�rzy� mojej matce i mojej kochance
Naj�atwiej wieczorem kiedy rozkwita nietoperz
Nasz �al ko�uj�cy nad g�ow�
49
Na Nike warszawsk�
W listopadowy wiecz�r, w ta�cu warszawskich ogrod�w,
Chwieje si� p�omie� drzewa w odblasku stearyny.
Fioletowe pos�gi, krzewy �wiec�ce i pewne.
Chciwe korzenie karmi jeszcze krew zabitych.
Te wojny mnie min�y. W s�owie wiatr zaledwie.
W zau�ku jeszcze baba z ryb� w pergaminie,
W ch�odzie cienkiej uliczki bielej� lampy koszul,
Schn�ce gwiazdy niedzielne. I to b�dzie sko�czone.
Wi�c teraz widz�, b��kit wzi�ty z cierpliwej rzeki
Na moim b�dzie planie po�o�ony najpewniej.
W szerokiej perspektywie plac bia�y ulice zaw�li,
W rytmie podchmurnych blok�w dachy wznios� si� wy�ej.
Noc� domy jak drzewa rozkwit�e milionem lamp.
W majestacie ogrodu epoka �wiat�obrania.
Dziewczyna o dobrych oczach miecz sw�j zmieni na kosz.
Miasto b�dzie zdobyte.
Warszawa. 1960
50
Dzielnica anio��w
Najpewniej wiecz�r wi��e si� z go��biem. Tam kwiaciarka si� sprzeda przed zga�ni�ciem
ogni. Tam si� zak�ada lamp�. Tam wiatr dymem chwieje. I niby nic to. Niby nikt nie
umar�. Go��b szcz�liwy zwi�zuj� dach z dachem.
Pytam starego a gdzie to si� dzieje? Obc� planet� wskazuje mi stary. Pytam starego w
jakiej to przestrzeni? Przestrze� zamkni�t� wskazuje mi kluczem. Pytam starego dlaczego w
szeregu? I ju� mi buty od potu bielej�.
51
Jak gwiazda noc
nim stopami do�wiadcz�
miasto pokrzy�owane ulicami
zamy�lenie podprowadzi mnie
pod czo�gi mur�w uzbrojone w okienne w�azy
dom m�j oczom pozostanie niech�tny
tamte �lady
przecie� nieobce jeszcze
po�rodku s�owa jak gwiazda noc
zmilkn�
przyjdzie do mnie ziemia od wody
od cz�owieka p�omie� przyjdzie
przyjdzie do mnie niebo od wody
od stron �wiata p�omie� przyjdzie
spadnie gwiazda noc w ulice
dla n�g
dla r�k
dla g�owy
wielop�omienna
p o e m a t k a r m a z y n o w y
52
Czerwiec 56, Pozna�, rano
Z dalekiego przedmie�cia autobusy dzi� nie odesz�y.
Wyludnione ulice.
Framugi okien.
Fasady dom�w
Dachy tramwaj�w.
Place.
Asfalty.
Droga wlecze si� d�ugo
Twarze gdzie wczoraj by�y kwiaty.
Elementarze s��w: chleba, precz, s��w...
Ch�ry �piew�w nie gregoria�skich.
Pr�gierze czekania dop�ki nikt nie przyjdzie.
Drogi na zach�d �lady opon w rozp�dzie.
Przyp�aszczonemu do ziemi pod drzewem wi�ni gdy le��
zza przeciwleg�ej �ciany kto� owoc�w nastr�ca� seri�.
Po�udnie dopiero min�o, ptaki spalonych papierzysk
sfrun�y z pogorzeliska jak kruki legend serbskich.
Rannemu cz�owiekowi u�atwi�em �a�obny telegram.
Telefon milcza�. Szczeka�y g�sienice na bruk.
Krzycz�cej: � wody � przynios�em kilka wi�ni str�conych.
Przyjaci� tylu nie mia�em jeszcze �adnego dnia.
53
Ukrzy�owanie
To by�o pewne mog�em my�le� o czymkolwiek
Jest szczero�� czasu kt�ra ka�e w�tpi� ostatecznie
Kiedy przynosz� pi�y topory i �omy
Jest w nich rado�� kszta�tu i u�yteczno�ci
Najd�u�ej czeka si� na b�l
Ten strach bardziej odwa�ny od plutonu piechoty
54
Umbra
M�j szept m�j pie� czerwony m�j cement n�g
Wszystkie moje drogowskazy pod gwiazd� wypuk��
Gwiazd� pomi�dzy podstaw� czaszki a podstaw� celownika
Te pasma wzroku rozwijaj�ce drogi w p�tle
W p�tle przez kt�re opornie przeciska si� szyja
M�j szept m�j pie� czerwony
Pod �agodn� gwiazd� europy
Pod gwiazd� szeroko otwart�
Pod gwiazd� b�aznuj�c�
Pod gwiazd� kt�ra wymaga cierpliwo�ci
55
* * *
�al mi was towarzysze polegli w cementowych norach
Ciebie siostro le��ca w cieniu drzewa wi�niowego
Ciebie kad�ubie obmyty bry�ko zwi�d�ych tampon�w
Ciebie o twarzy nieznajomej lecz potrzebnej
Wasze �r�de�ka czerwone wywini�te pienistym brze�kiem
Wasze palce rozwarte rafy koralowe moich spojrze�
Szare plastry waszych g��w w po�udnie brz�cz�cych trzmieli
To z was wznosi si� py� kosmiczny
Co jak wiatr przychodzi s�odkawy
o zapachu morwy
56
Eroica
schodz� kwiaty �a�obne martwe matki co cienie
pogubi�y o wschodzie by nie odnale�� nigdy
szare chusty szare szarfy szare szale
nios� sobie na gr�b byle gdzie byle dalej
schodz� powoli milcz� �al im siebie i nie �al
�piewa� nie ma ju� komu stygnie groch�wka w talerzach
1956
57
Tego samego dnia � trzy lata p�niej, 28 czerwca 19594
Stada ko�cio��w z gzymsami pod n�ki go��bi
Ptaki niepewne meteory dach�w
To przypomina noce pisania list�w kt�rymi przesy�a si�
�mier� z okop�w
To z wiersza wymyka si� sp�nione o jeden krajobraz ko�o
Umykaj�ce widnokr�gi podr�ne
Powoli jakbym si� schyla� po ziemi�
D�wigam
D�onie moje rozumniejsze tak nagle
�uski pe�ne �ez p�acz p�omieni
To lataj�ce lustra odrzucane z ciszy w cisz�
To wied�ma �elazna podryguj�ca na bruku
Z pi�rkiem go��bia pod stop�
Stada szkielet�w z lotu najwy�szej �ar�wki
Wi�c tu ustawi� dzi� s�owowskazy
Oczekuj�c kto by je wytrzebi�
W um�wionej godzinie niebezpiecze�stwa
S�owo m�j no�u skazany na �mier�
4 Wypadki pozna�skie, sk�adamy wie�ce na grobach ofiar
58
Pro�ba o r��
nad Szekspirem
Czy Hamlet jeszcze nosi r��
W wazonie przezroczystej twarzy
O Hamlet umar� ale r�a
Gdzie r�a
Skamienia�y p�omie�
Ach jest w kr�lestwie Lady Mackbeth czerwona ni�
I jest w kr�lestwie Lady Mackbeth potu kropelka
Prawo co pachnie naftalin�
I pewien zmys� rz�dzenia no�em
Lecz gdzie jest r�a
Ach jest w zaje�dzie u Szekspira g��boka czer�
I rytm jest w hucznym tym zaje�dzie
Gdzie kucharz my�li jak minister
Laertes p�acze jak Ofelia
Sk�ra sztywnieje z nami�tno�ci
Lecz gdzie jest r�a
Kwiat zawstydzony i obwis�y
Kwiat uwieszony stromo stropu
Jest w jego wn�trzu wyostrzony kolec
Okrutnie skierowany w moj� potylic�
59
Pokaz, cyrk, w�adanie
Najd�u�ej trwa�y popisy z wytrzyma�o�ci� czaszki
Gdzie zawsze widzi si� w�osy stan�y tym razem zel�wki
Prosz� wyobrazi� sobie takiego cz�owieka
Posiada ruchomy maj�tek mo�e nawet w�z
Zreszt� nie ka�dy musi stawa� na g�owie i donosi� o tym policji
Pa�stwo nie macie poj�cia co wyprawia�y konie
Zady �yse i t�go spasione nios�y z takim uznaniem
�e kiedy clowna zast�pi� znany w gminie perszeron
Publiczno�� zacz�a rycze� a tercet lw�w nuci� requiem
Tak pewnie gin�li wierni chrze�cijanie
Wi�c przyt�umiono �wiat�a pod sto�kiem wzd�tej p�achty
Dziewczyna �cis�a w biodrach zaczepi�a trzewikiem o sznur
Panowie w czarnych tu�urkach podawali j� z ust do ust
To stanowi�o o istocie widowiska
Na zako�czenie kar�y przednio tresowane
Oddajmy honor kar�om w chwil� przed za�ni�ciem
Bo kiedy p�knie tr�ba pa�stwo zechc� si� bawi�
B�dzie tu sztuczka z umrzykiem
Jak u Sofoklesa
60
25 XII 59
W ten pok�j sk�py niewdzi�czny od progu
Proste jest g�owy do snu uk�adanie
Mied� przy zwierciadle o bliskiej powierzchni
Poszukaj siebie
To jestem � u�yteczny jako stopie pla�a
�yczliwy cia�om kobiet z odrobin� wdzi�ku
To jestem � obcy sprz�tom umrzykom i �ywym
Prawdopodobnie szuler
Dachy �cigam co wiecz�r a tu wok� �miech
A tu noc heraldyczna poplamiona gwiazd�
Jeszcze to pi�owanie w ko�ci w drewnie w murze
Str�caj�ce mnie w druty
w kamie�
i karawan
61
Zaproszenie do wn�trza
Staszkowi
Moje wn�trze jest jasne i dojrza�e przedwcze�nie
A moje wn�trze �cis�e gruchot szafy i klamka
Tam skobel dla kochanki czer� g��boka w suficie
R�a w �rodku pokoju wazonu wszak�e brakuje
A tam czerwony piec a tam czerwona ko��
Straszliwie oskrobana dla paj�k�w i r�k
I sopel bo�ej brody co ci�gle nade mn� zwisa
I du�a czerwona kropla co ci�gle nade mn� zwisa
Tam jeszcze czaszka r�owa r�owa czaszka od konia
Puszka przejrza�ych konserw i oblu�niony gw�d�
Sweter zjedzony przez mole a tu o��wki i brzytwy
Prosz� spr�bowa� w przegubach �y�y czerwonej i brzytwy
Moje wn�trze jest jasne i dojrza�e przedwcze�nie
A moje wn�trze �cis�e gruchot szafy i klamka
Tu si� kruszy powoli mi�sie� i mocne wi�zad�o
Tam deski mi ju� rychtuj� najpierwszy rzemie�lnik w dzielnicy
Pozna�, 1960, Naramowice
62
Tanguy
jaki on � ostrow�sy � uwielbiony wielce
pewnie jest to muzyka dziwna i zaszczytna
u�miech pnie si� wysoko po gotyckiej twarzy
i �eby by�o wy�ej w�osy stromo staj�
co ma stwarza� � jakoby � obraz dynamiczny
a idzie tak osobno i takie niesie rozkazy
�e ulic� si� pr�y i wydyma bruk
dymy nad kominami przystaj� zdumione
i schaby na medale przetapiaj� kucharze
63
Z Mir�
po�r�d garnk�w i st�gwi czernie stopy jak szkliwo
�miech przerzucony wysoko za przezroczyst� czerwie�
najsmuklejsza �odyga zapuszczona w tekturze
rozlana w cienkie nerwy wymy�lona przyroda
przy muzyce mumeyro ta�cz� w hiszpanii ko�o almeiras
tak odchodzi dziewczyna umiem ten krok przejmuj�cy
tak uk�ada si� papier z najwra�liwszych stron drzewa
tak w cyrku st�paj� konie mo�e nieco dok�adniej
w gor�czce kiedy zamykam oko przed ostr� biel�
pod obrz�k�� powiek� skacz� mi twoje paj�ki
paj�ki rado�� piwnicy
�ycie przestraszone
cia�a przepi�owane
t�a
64
Budowanie
Na koniec znalaz�em poddasze przy ulicy matejki
M�g�by tam umrze� s�owacki a nawet lautr�amont
Taka pieczara co ma w brzuchu kafle
I dwa kaloryfery pod �cian� pil�niow�
A w brzuchu ma pieczara dwa kawa�ki mi�sa
Dwa s� stropy drewniane orygina� sosny
Szumi dziewczynie sosna ja jestem daleko
Pomywaczka za oknem ja jestem najdalej
Tak wszystko jest na miejscu
Ca�a obrzydliwo�� �e musz� o tym pisa�
Gdzie mnie nigdy nie ma
Powiadam starej klucze bior� je w milczeniu
Tak mniej wi�cej codziennie o dziesi�tej wiecz�r
Mog� my�le� o grobie bo tam nie ma �wiat�a
Ani wody tam nie ma ani demokryta
Tak wszystko jest na miejscu
I ja jestem cz�owiek
Nieheblowana deska i nic ze snobizmu
Mo�e panowie arty�ci zechc� tu zamieszka�
Pi�a tu dla estet�w sentyment w strugarce
l o�owiane rury jak srebrne armstrongi
Mo�e si� dudy znajd� i jeden poznanizm
Instrument na cykori� i dwa kilo mas�a
I wszystko tu naprawd� stoi obok siebie
Mo�e panowie arty�ci zechc� mnie odwiedzi�
B�dzie oda do s�o�ca niesko�czono�� �ezki
Z kt�r� do twarzy bywa wszystkim optymistom
Wiersz jest szorstki i z kurzu nawet nieco serca
Bo n�ci mnie ta martwa przestrze� mi�dzy dwoma
Powiedzmy prosto mi�dzy
s�owem
sto�em
Nie s�owem bo jest samo polem niedom�wie�
Nie sto�em rzecz sko�czona i przez to tandetna
65
Czego tu wi�cej s�owa czy wi�cej tu sto�u
Pomi�dzy mn� z kt�rego wysnuwa si� przestrze�
To ju� odkry� supervielle i s�awi� kosmosy
Wszelako je�li m�wi� �e jest nieco serca
Rozpatruj� st� z punktu swojego doznania
I s�owo rozpatruj� w ten mniej wi�cej spos�b
Stwarzam si� s�owosto�em sam sobie na przek�r
Tak zatem opisuj�c g�o�no tylko my�l�
Co jest dawaniem rzeczy w�asnych cech istnienia
W istocie idzie o rzecz trzeci� i rzecz suwerenn�
Ten krajobraz z heblami w czterech rogach stropu
Wypowiada si� za mnie u�o�eniem cieni
Ten gw�d� wt�oczony w drzewo rekwizyt klasowy
Wypowiada si� za mnie pochyleniem grzbietu
Ten �wider kt�ry stolarz rzuci� na biel deski
Wypowiada si� za mnie samoistnym b�yskiem
Ten brak ��ka brak krzes�a brak szafy brak �wiat�a
Wypowiada si� za mnie przez fakt nieistnienia
Wszystko jest samo w sobie sk�onne do refleksji
Estetyka powierzchni kszta�t sprawdzony d�oni�
Ale otw�rzcie oczy i zapalcie �wiat�o
Tu nic nie ma pr�cz zimna i szczypty osch�o�ci
Napiszcie teraz wszystko jak jest i jak nie jest
�e s�o�ce tu zacz�te i �e ja tu jestem
To spruj� wam to s�o�ce we�na po we�ence
66
N�
N� po�yskliwa ryba z p�etw� r�koje�ci
Albo tak n�
Ten wi�kszy przede wszystkim ostry kr�l szuflady
kt�rego przeznaczenia trudno si� spodziewa�
Znam go dobrze to m�j jedyny towarzysz
Kiedy w szafie zabraknie baraniny lub sera
On wiernie czeka na czasy triumfu
On przypomina mi d�wi�czn� twardo�� z�ot�wki
On kiedy bia�ka oczu zaczerwieni� si� nazbyt
pozwala si� mi�kko przesun�� po moich �renicach
Palce jakiej kobiety delikatniej i pieszczotliwiej
dotkn� powieki ni� on
Dobrze jest mie� zaufany wierny n�
Bywaj� dni �e jest mi toporem pod korze� chleba
Powiadam wtedy jeste� dla mnie dobry jak matka
Ale s� takie dni kiedy mu powiadam
ty jeste� dla mnie dobry
poder�nij mi gard�o
67
Leopardi
to ten
z �a�o�nie krzyw� twarz�
w�adca pa�acu i masarni
szorstki jak s�l
ten niez�y cz�owiek
dobry z najlepszych krawiec smutku
a jak on zszywa
dzie� z ksi�ycem
a kiedy noc to zawsze z noc�
a zszywa jak o�lep�y grajek
czerwone struny do czerwonych
a jak on patrzy
palcem d�wiga
powieki swe nasi�k�e krwi�
zabity spada ksi�yc w bruk
z kochanki niedosi�g�� twarz�
a potem idzie
p�acze pies
pr�y si� w b�lu ryba pla�y
w powietrzu suchym ptaki p�on�
i s�o�ce zawi�zuje niebo
68
St. Denis
Nauczycielka j�zyk�w obcych w dobrym mie�cie Szigedvaros
Znam te wzd�te pag�ry zderzenie epok religijnych
Dwie wojny przemin�y podmywaj�c wapniste dna
Torturowana �wiat�em
Zna dwie kl�ski cz�owieka najpe�niejsze
Potrafi�em j� znale�� na centralnej stacji kolei podziemnej
Labirynt schod�w zamkn�� nas w �lepym korycie
By�o to miejsce bezdomne zamieszkane przez kurz
: nasza droga by�a daleka, przez kraj po�udniowy, przez drewniane ogrody, gdzie si�
wyplata kosze, starcy grzali swoje suche stopy o zbit� glin�, wzgardliwie omijani, dziesi��
tysi�cy �yd�w, je�li to wystarczy, po szczepieniach przysz�a gor�czka, ca�e miasto chwia�o
si� w stoj�cym upale, wreszcie zacz�li rozdawa� papiery i, �egnaj Szigedvaros, ojciec i matka
zostali, starzy, kto mo�e zna� ich �al, je�li �yj�, sprawa nie jest tak prosta, dudni�ce �elazo
wlok�o si� za nami jak cie�, pochyleni czekali�my na cud,
Tyle zdo�a�a mi powiedzie� na stacji kolei podziemnej
Szybka przyja�� otwar�a j� w spos�b nieprzyzwoity
Pili�my piwo z plastikowych butelek
Ten wiecz�r nale�a� do mnie
W drodze z Vincennes jak jej cie� karpacki wiersz Ady�ego
To najpi�kniejsze co o ponurych winnicach napisano
Sz�y nocne tabory z przedmie�� s�o�ce blak�o ju�
M�odzi na tarasie przed pomnikiem Diderota pili wino
Moje �ycie bi�o szybciej
: nasza gmina rozpad�a si�, ci�gle by�o o kogo� za du�o, mo�e wiesz, co z moim m�em,
nie, nie mo�esz przecie� wiedzie�, co z nim jest, kilkadziesi�t razy zmienia�am prac�,
nie m�wi� o drobnych zaj�ciach, jak pr�ba �mierci albo zbieranie gazet, jestem zwyk�a kobieta,
stara ju�, za stara na dobr� parti�, gest �alu jest tu cz�sty, jednak to wszystko, ka�dy
pokr�ci g�ow� i wraca do w�asnych interes�w, to zreszt� sko�czy�o si� ju� dawno i na dobr�
spraw� warto umrze�, nie m�wi� g�o�no, ale ja to czuj� w ka�dym z nich, widujemy si� czasem
w szerszym gronie, je�li tak mo�na powiedzie�,
Na ko�cowym przystanku po wielu wahaniach
Opowiedziawszy co wdowa powiedzie� potrafi
U�miechn�a si�
W czystym powietrzu zapachnia�y deszcze metalowe
Pcha mnie w t� stref� �mier�
Karabinowa kula skierowana przeciw czasowi
69
B�a�ej Szwargo�
idzie b�a�ej szwargo� idzie b�a�ej szwargo�
pan ksi�dz mu hosanna i pikolak z bosa
�ona zawini�tko b�a�ej �roda dzisiaj
z praniem mi pomo�esz w po�yczonej balii
idzie b�a�ej szwargo� z drzewcem i kosturem
idzie b�a�ej szwargo� za daleko przecie
i z niemej niziny try�nie czasem �r�d�o
prowadzili go przez pi�� ulic pustych
porusza� si� we �nie brzuch miasta
prowadzili go przez pi�� ulic pustych
a na sz�stym placu zatrzymali znowu
za �elazn� bram� zatrzymali znowu
pod murem jest szaro i ��to od trocin
kwitn� na koszuli kwiaty postrz�pione
wr�ci�em przed bram� nie umia�em zosta�
ob�ok si� przeci�ga na antenach cienkich
niebo jest deszczowe i miasto ju� nie �pi
70
* * *
Obrazy bez warto�ci
Stare dzieje w ruchu iluzorycznym
Twoje rozleg�e pa�stwo geometrycznych bry�
Twoje zielone krople z lotu odrzutowca coraz szarzej�ce
Twoje potworki oszukiwane wczesnym snem zabijane
Twoje bulwary gwa�towne w pa�stwow� uroczysto��
Twoje dwa na dwu metry szare tynki z cieniem
Twoje oczy czerwone
Twoje gniewy
Wasze �ony otoczone sznurami
Wasze kochanki z wieczornych prospekt�w
Wasze ciep�e gniazda bar�w
Wasze wzloty szlachetne
Wasze pogrzeby
Id� z wami
Pi�kne zwierz�ta buntu z wysp cywilizowanych
71
Sny wielkomiejskie
Ob�oki nad kartofliskiem id� jak bia�e ��wie
Zielona grzywa omiata d�ug� dolin� p�ynie
Dzwony d�b�w zwo�uj� w stada leniwe krzewy
Zmierzch nawija ko�o pejza�u trybami cha�up
1962
72
Czerwony, pi�tnasta
Ilji. Selwinskiemu
�nieg sypie po stepie asfaltu. Jeste� mi bliska Rosjo.
Robotnice w kufajkach rozkwitaj� szaro jak pio�un.
Wpi�te w chmury pob�yskuj� gwiazdy w purpurze. Ptak
�piewa w zegarach. �piewaj, siwow�osy, step. Ilja.
W po�udnie przed mauzoleum kolejka si� zaciska jak p�tla.
Wr�ble szeleszcz� na ga��zkach.
1962
73
Wszystko tu nieprawdziwe
Wszystko tu nieprawdziwe krowa i kana� sueski
Dawni znajomi odchodz� w cie� pozostawiaj� nam swoje protezy
Trumny jak historyczne zwierz�ta kolebi� si� z miejsca na miejsce
Zawstydzeni
Jednak przechodzimy ulic�
Mijamy kolorowe
Malowane
W ksi��ce kt�r� kupi�em
Znalaz�em dwa kilogramy cukru
Kto b�dzie za to odpowiada�
Coraz trudniej znale�� odpowied� na pytanie
Pytanie na odpowied�
Uczymy si� historii czy te� historia nas uczy
Wydobywamy narz�dzia ze �wiat�a
O ile� trudniej wydoby� �wiat�o z narz�dzia
Doceniamy m�dre prawo wzgl�dno�ci
Morduje nas bezwzgl�dno��
Poezja wstydu
Chcemy przetrwa�
Ustawiamy si� do fotografa
Kt�ry na szcz�cie
przychodzi raz na wiek
1963
74
Powszednio�� polska
Na placu wielkomiejskim pod wiecz�r
Stada dziewek pachn�ce fio�kami
W parku zabaw w��cz�dzy
wyczekuj� obok strzelnicy
s� fajerwerki i wino
W piaskach pusty� pionierzy
pisz� listy do krewnych
W gazecie uczeni prowadz� sp�r
jak unikn�� zag�ady 130 milion�w byd�a kosztem 30 milion�w byd�a
W witrynie sklepu umazany robotnik rozwiesza na hakach
dwa wielkie kawa�y ciel�ciny
z plastiku
1962
75
Malowanie wolu, czyli powszechne rozumienie malarstwa
1
Namalowa� tak,
�eby namalowane oko
widzia�o samo siebie,
z powiek� przy sznurze.
Zatem u�o�y� w barwy
nie momentalny kszta�t,
ale jego ruchliwo�� w czasie.
Pomno�y� zobaczone przez ogl�dane.
Wyra�aj�c przyczyn� ruchu
roz�wietli� bezruch.
Dopiero teraz malowanie wo�u
zacz�� od nosa.
od zapachu.
Zlewa� krwi� mi�so,
k�a�� farb� z tak� ciekn�c� powolno�ci�,
�e w zgni�e p�aty mi�ni
wciska si� szary sznur.
2
Zmar� jeden �yd spod Mi�ska
kt�ry by� pewien
�e ci�ty no�em
namalowany w�
krwawi.
Lecz kiedy tego dowi�d�
robotnicy rze�ni
postukiwali si� w czo�o.
prosili �eby im sprzeda� tego wo�u kilogram
Machali tasakami,
morduj� sztuk�
do dzi�.
1962
76
Przystanek ko�cowy
Zaj��em miejsce w tramwaju kt�ry kr��y po mie�cie
Nikt nie sprzedaje bilet�w sto�ek motorniczego jest pusty
Przystanki podnosz� d�onie lecz nikt im nie odpowiada
Na skrzy�owaniach bloki beton�w faluj� jak grzbiety traw
Wiatr zastyga powoli t�ej� miejsca po drzewcach
Prawdziwe s� jedynie gazety
przed g�owami przechodni�w
kt�rych nie ma
1962
77
Ogarniaj�c ca�o��
1
Na skrzy�owaniach nawietrznych bezrobotne punktowce
graj� na fletach lamp
Jest to gra przechodz�ca
z zachodu na wsch�d
�ar�oczne auta obw�chuj� latarnie �ebra ulic
W d�ugi pysk placu co si� rozwiera w zau�ki
blask lamp kapie
2
Wygnana z domu chuda dwudziestoletnia
owoc cia�a otwiera
Nadchodzi punkt jesieni
i zakwitaj� kamienie
3
Bia�y robak karetki dr��y mi�sie� przedmie�cia
Rentgen czasu