3718
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3718 |
Rozszerzenie: |
3718 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3718 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3718 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3718 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Harry Harrison
Krok od Ziemi
(Prze�o�yli: Jaros�aw Kotarski, Rados�aw Kot)
Wst�p
Sprawa teleportera
Historia ludzko�ci to historia transportu. Cho� twierdzenie to mo�e si� wyda� zbyt og�lnikowe, to jest z pewno�ci� trafniejsze od przyj�tych, w kt�rych histori� mierzy si� wojnami, w�adcami czy polityk�.
Na pocz�tku by�y jedynie nogi, czyli maszerowanie, i ludzko�� tylko chodzi�a po �wiecie. Pokolenie za pokoleniem homo sapiens na piechot� zajmowa� coraz to nowe obszary wok� domu, za kt�ry zwykle uznaje si� �rodkowe obszary Afryki. Potem przekracza� l�dowe mosty i zajmowa� nowe kontynenty. Dopiero wynalezienie �odzi i opanowanie sztuki �eglowania umo�liwi�o mu zasiedlenie izolowanych miejsc, jak cho�by wyspy na Pacyfiku. Nogi jednak�e by�y pierwsze i bynajmniej nie oznacza to, �e stanowi�y najgorsz� form� transportu. Po rzymskich drogach porusza�y si� wozy i rydwany, ale zbudowano je po to, by piechota mog�a szybko i �atwo dotrze� tam, gdzie w danej chwili by�a niezb�dna - a to cz�sto oznacza�o drugi koniec imperium.
Dalsze wnioski �atwo wyci�gn��: jedynie nieznaczna cz�� spo�ecze�stwa podr�owa�a, by�o ono w zasadzie osiad�e i rolnicze. �ycie ch�opa w XVII-wiecznej Europie niewiele r�ni�o si� od �ycia jego przodka w XI wieku: obaj tkwili w b�ocie, a ich przeznaczeniem by�o urodzi� si�, �y� i umrze� w tym samym miejscu.
Odwrotnie rzecz si� mia�a z �eglarzami: gdy tylko ludzie zdo�ali zbudowa� statki zdolne do p�ywania na dalekich trasach, natychmiast zacz�li ich entuzjastycznie u�ywa�. Myke�czycy zjawili si� w Anglii pi�tna�cie wiek�w przed narodzeniem Chrystusa. Wikingowie dotarli do brzeg�w Ameryki P�nocnej w jedenastym wieku n.e. Kilkaset lat p�niej Hiszpanie p�ywali regularnie do obu Ameryk i �wiat si� definitywnie zmieni� (z punktu widzenia rdzennych mieszka�c�w Nowego �wiata na gorsze). Kiedy jednak Europejczycy odkryli wszystkie l�dy i zaj�li co mogli, sytuacja szybko si� ustabilizowa�a na pewnym poziomie i przez d�ugie lata nic nie ulega�o zmianie. Owszem, poprawia�y si� konstrukcje statk�w czy ich wyposa�enie, szczeg�lnie nawigacyjne, ale w dalszym ci�gu, tak jak na pocz�tku, by�y to drewniane �aglowce. �wiat za� siedzia� sobie w domu i drzema�, nie zastanawiaj�c si� nad przysz�o�ci�. W Anglii rewolucja przemys�owa rozpaczliwie usi�owa�a si� zacz��, ale nie bardzo jej wychodzi�o, no bo po co komu maszyny mog�ce wyprodukowa� wi�cej towar�w, je�li te towary mo�na jedynie zwali� na kup� na pustym placu ko�o fabryki, bo nie ma co z nimi zrobi�? �eby ca�o�� mia�a sens, nale�a�oby je szybko przewie�� do odbiorc�w. Troch� w tym pomocne by�y kana�y, kt�rych sporo wykopano, ale to by� tylko wariant transportu wodnego i jedyne, co naprawd� da�y, to zwi�kszenie liczby port�w na �wiecie. Je�li chodzi o przemieszczanie si� na l�dzie, to ludzie dalej w�drowali na piechot� lub wierzchem na koniu, albo w wozach przez konie ci�gni�tych, tak samo jak przez wiele stuleci. Potrzebna by�a radykalna zmiana.
Sta�o si� ni� wprowadzenie kolei, kt�re w ci�gu kilku lat wszystko zmieni�y. Do fabryk dotar�y surowce, a produkty mog�y szybko rozprzestrzenia� si� na ca�y �wiat i �ycie uleg�o zmianie pod ka�dym praktycznie wzgl�dem (z punktu widzenia robotnik�w na gorsze). Tyle �e oni, podobnie jak wcze�niej Indianie, nie byli licz�cymi si� s�dziami. Ledwie �wiat zacz�� si� uspokaja� i osiada� na nowo po zmianach, jakie wnios�a kolej, wymy�lono automobil.
Pierwsze samojazdy wyje�d�aj�ce na drogi oznacza�y nie tylko koniec firm zajmuj�cych si� produkcj� powoz�w, woz�w i innych pojazd�w na owsiany nap�d, ale w ci�gu pi��dziesi�ciu lat spowodowa�y, i� ca�e miasta przesta�y nadawa� si� do �ycia. Ciep�e, ciche i szcz�liwe Los Angeles zmieni�o si� w zatrut� spalinami, zdegenerowan� spo�eczno�� otoczon� betonowymi autostradami, na kt�rych panuje ci�g�y ruch. Tymczasem wszystko zacz�o si� kr�ci� szybciej - samochody jeszcze nie sko�czy�y si� wsz�dzie zadomawia�, gdy wyprzedzi�y je samoloty. Obecnie z Nowego Jorku do Londynu leci si� kr�cej, ni� jedzie samochodem czy poci�giem do granicy stanu Nowy Jork, a to i tak trwa kr�cej ni� dop�yni�cie statkiem do stolicy stanu, Albany, co i tak zajmuje mniej czasu ni� doj�cie na piechot� z lotniska do granic miasta Nowy Jork.
Dzi� sytuacja wygl�da tak, �e ka�dy aspekt naszego �ycia uleg� zmianie przez ci�g�� rewolucj� transportow�, kt�ra trwa przez ca�y ostatni wiek. A jaka czeka nas przysz�o��?
Rakiety to jedno, a inne �rodki transportu kosmicznego mog� by� znacznie praktyczniejsze i nie tak kosztowne. Spora cz�� wsp�czesnej fantastyki naukowej dotyczy efekt�w podr�y kosmicznych, a bynajmniej nie jest to temat zamkni�ty. Wymy�lono rozmaite, czasami bardzo dziwaczne urz�dzenia umo�liwiaj�ce, przynajmniej w teorii, pokonywanie odleg�o�ci licz�cych wiele lat �wietlnych. Najprostszym jest hipernap�d, najdziwniejszym warmhole. Dzi�ki nim odleg�e i jeszcze nieznane �wiaty sta�y si� sceneri� powie�ci czy opowiada�.
Ale to jeszcze nie wszystko, bowiem podr�e w czasie to tak�e odmiana transportu, kt�rej r�wnie� dotyczy bogata literatura.
No i naturalnie pozosta� jeszcze teleporter - dobry, uczciwy �rodek transportu, kt�ry jak dot�d nie zwr�ci� nale�nej mu uwagi, a je�li nawet, to uwaga ta najcz�ciej koncentrowa�a si� wok� problemu, jak takie co� zbudowa� i zmusi� do pracy. Albo co te� b�dzie, gdy urz�dzenie si� zepsuje. Zupe�nie jak wczesne utwory science-fiction, kt�rych akcja ko�czy si� w momencie startu rakiety.
W zasadzie teleporter robi z materialnym obiektem to, co telewizja z obrazem - w kamerze jest on rozbijany na sygna� transmitowany do odbiornika, kt�ry sk�ada go ponownie w obraz widzialny. Teleporter rozbija oryginalny obiekt na moleku�y sk�adowe, wysy�a zeskanowany �a�cuch do odbiornika, gdzie zostaje on zrekonstruowany w orygina�. Czasami co� z sygna�em jest nie tak i wtedy zaczyna si� zabawa, gdy na przyk�ad wys�anej osoby nie zrekonstruowano albo sygna� si� zap�tli� i zrekonstruowano j� kilkakrotnie.
Wi�kszo�� dotychczasowych utwor�w, w kt�rych wyst�puj� teleportery lub kabiny teleportacyjne, to odmiana radosnej tw�rczo�ci, koncentruj�ca si� na budowie takiego cude�ka i obserwowaniu, co te� ono zrobi z pierwsz� ofiar�, kt�r� si� je nakarmi. Mo�e to naturalnie by� ciekawe, ale dalekie od pokazania pe�nych mo�liwo�ci, jakie da�by dzia�aj�cy teleporter. Je�li bowiem za�o�ymy, �e urz�dzenie istnieje i dzia�a, to nale�y rozwa�y� konsekwencje jego powszechnego zastosowania jako ta�szej i wygodniejszej, od wszelkich dotychczasowych, form transportu. Cz�owiek bowiem �atwo przyzwyczaja si� do tego, co wygodne, i nale�y przyj��, �e w kr�tkim czasie teleportery sta�yby si� r�wnie powszechne i wszechobecne jak wsp�cze�nie telefony.
Antologia ta m�wi w�a�nie o efektach, jakie niesie powszechne u�ycie teleporter�w, tak w stosunku do pojedynczego cz�owieka, jak instytucji czy ca�ych spo�ecze�stw.
Aspekt�w jest wiele - od podstawowych kwestii �yciowych, jak po�ywienie czy ubranie, poprzez interesy lub ma��e�stwa, a� do tak powa�nych przedsi�wzi�� jak medycyna czy wojna. Wojna na pewno - oboj�tnie jak zwariowany jest nowy wynalazek, wojskowi po prostu musz� go mie� i wypr�bowa�. Co si� za� tyczy medycyny, historia udowodni�a, jak statki czy samoloty potrafi� przenosi� choroby, zupe�nie zreszt� przypadkowo. J�zyki, kultura, zwyczaje - wszystko to tak�e znajdzie si� pod wp�ywem nowego �rodka transportu.
W opowiadaniach zawartych w tym zbiorze zawsze wyst�puje teleporter czy kabina teleportacyjna, ale nie one s� ich bohaterami. W ka�dym spr�bowa�em opowiedzie� o jednym z wymienionych aspekt�w powszechnego ich stosowania. Zacz��em od pocz�tku, od pierwszych zastosowa� do�wiadczalnych i spr�bowa�em doprowadzi� w ostatnim do logicznego ko�ca, gdy� dobre opowiadania powinny by� logiczne. Nie twierdz�, �e jakiekolwiek z opisanych wydarze� zaistnieje, ale je�li b�dziemy dysponowali teleportacyjnym systemem transportu, to w okre�lonych warunkach ka�de z nich mo�e si� przydarzy�, i to ze sporym prawdopodobie�stwem.
Jest to jedna z zalet fantastyki naukowej, jakich brakuje innym gatunkom literatury, daje bowiem ludziom okazj� do lotu rakiet�, zanim j� wynaleziono, albo spotkania ludzi, kt�rzy jeszcze si� nie narodzili.
Teleporter jest naprawd� �atwy w u�yciu - wystarczy wybra� kod miejsca docelowego, czyli kombinacj� cyfr, i poczeka�, a� zapali si� lampka sygnalizuj�ca gotowo�� urz�dzenia. Potem krok naprz�d i - niczego nie czuj�c - przechodzimy przez ekran tak jak przez drzwi...
Harry Harrison
Prze�o�y� J. Kotarski
Na pocz�tku...
Adam Ward ca�kowicie zignorowa� ciche pukanie do drzwi przedzia�u. Wcze�niej ju� zgasi� �wiat�o i od d�u�szego czasu siedzia� przy oknie, obserwuj�c przesuwaj�cy si� bezg�o�nie krajobraz: za�nie�one g�ry na tle rozgwie�d�onego nieba. Nagle widok przes�oni� mrok tunelu, od kt�rego �cian odbi� si� zazwyczaj nies�yszalny stukot k� poci�gu. D�wi�k sko�czy� si� r�wnie nagle jak si� zacz�� i za oknem ponownie pojawi�y si� g�ry. Pukanie si� powt�rzy�o - g�o�niejsze i bardziej natr�tne.
- Wynocha! - burkn��, nie ukrywaj�c z�o�ci. Ostatnie tygodnie, pe�ne gor�czkowo umawianych spotka�, przes�ucha� i innych nieprzyjemno�ci, nie sprzyja�y spokojowi i pogodzie ducha.
- Musz� po�cieli� pa�skie ��ko! - dobieg�o zza drzwi.
- Przyjd� p�niej.
- P�niej mam inne obowi�zki. Musz� teraz. Adam westchn��, wsun�� stopy w pantofle, podszed� do drzwi i zwolni� zasuw�. K��tnia przez drzwi nie mia�a sensu, a na �cielenie ��ka nie mia� ochoty. Uchyli� drzwi i prosto w jego twarz buchn�� gaz z podci�nieniowego pojemnika.
Zakrztusi� si�, odkaszln�� i zwali� bezw�adnie na pod�og�.
W�a�ciciel miotacza gazowego - masywne ch�opisko - wsun�� aerozol do kieszeni, otworzy� drzwi do przedzia�u, odsuwaj�c nogi le��cego, i wszed�. W �lad za nim w�lizn�� si� jego towarzysz, drobny i niewysoki. Ledwie znalaz� si� w �rodku, du�y zatrzasn�� drzwi i zablokowa� zasuw�. Ca�a akcja trwa�a par� sekund i jak dot�d nikt ich nie widzia�.
- Pospiesz si� - poleci� ma�emu, spogl�daj�c na zegarek. - Za d�ugo, cholera, grzeba� si� z tymi drzwiami i zosta�y nam tylko cztery minuty.
Ma�y zignorowa� go, rozbieraj�c si� pospiesznie - od pierwszego spotkania nie darzyli si� sympati�. Szczytem urazy by�o, gdy na grzeczne pytanie, jak tamten ma na imi�, us�ysza�, �e podczas akcji nie u�ywa si� prawdziwych imion, a jak ju� koniecznie chce, to mo�e mu m�wi� per �Iwan�. Ton wypowiedzi by� znacznie bardziej obel�ywy ni� s�owa.
Rozebra� si� b�yskawicznie, gdy� pod p�aszczem mia� jedynie kombinezon zapinany na pojedynczy suwak.
- Buty i skarpetki te� - przypomnia� Iwan, bezceremonialnie rozbieraj�c nieprzytomnego Adama Warda.
Ma�y spojrza� na niego z ukosa, ale si� nie odezwa�; szkolenie wpoi�o mu jedno: nie nale�y pyta�, tylko wykonywa� polecenia. Wykona� je wi�c i sta�, lekko si� trz�s�c.
- Jeste� nowy, wi�c zapami�taj sobie: kogo� mo�na rozpozna� po odciskach palc�w i z�bach. Wszystko to zosta�o podmienione tak, �e twoje figuruj� pod Adam Ward. Ale s�yszeli�my, �e Amerykanie opracowuj� now� metod�: rozpoznanie zapachowe, a jak to podrobi�, na razie nie wiemy. Dlatego b�dziesz mia� jego ubranie. Je�li ci� sprawdz�, to tylko teraz, przy wje�dzie. Miejmy nadziej�, �e mu nogi �mierdz� i rzadko si� myje, to powinno si� uda�. Mog� jeszcze by� w fazie bada�, ale ostro�no�ci nigdy za wiele.
- Apetycznie to okre�li�e� - mrukn�� ma�y, mimo i� obiecywa� sobie, �e si� nie odezwie.
- Nie zgrywaj dziewicy. Ubieraj si�, bo jeszcze dostaniesz zapalenia p�uc i szef mi �eb urwie.
Ma�y w�o�y� ciep�e jeszcze ubranie, pr�buj�c nie okaza� obrzydzenia, gdy� sprawi�oby to jedynie frajd� Iwanowi. Sko�czy� zawi�zywa� krawat, gdy tamten po raz kolejny sprawdzi� czas i gestem kaza� mu si� odsun�� w przeciwny koniec przedzia�u. Jakby na ten znak, rozleg�o si� ciche pukanie do drzwi. Iwan otworzy� je szeroko i do przedzia�u wszed� bokiem pot�nie zbudowany m�czyzna ze spor� waliz�. Nagle w przedziale zrobi�o si� t�oczno.
Iwan zamkn�� drzwi, cofn�� si� i poleci� ma�emu:
- Wejd� tam, nie b�dziesz przeszkadza� - i jakby dopiero co� sobie przypomnia�, spyta� od niechcenia: - Jak ty si� w�a�ciwie nazywasz?
- Ward. Adam Ward.
- Doskonale! - poklepa� go niczym dobrego psa. - Pakujemy go, bo doje�d�amy do stacji.
Olbrzym otworzy� waliz�, przykl�kn�� i z�apa� nagie cia�o le��ce na pod�odze. Waliza by�a pusta.
- Nie! - wymkn�o si� ma�emu. Kl�cz�cy spojrza� na niego z politowaniem.
- Tak! - u�miechn�� si� Iwan. - Zaskoczy ci�, jak niewiele miejsca mo�e zaj�� fachowo zapakowane ludzkie cia�o. Zw�aszcza cia�o faceta wa��cego ledwie pi��dziesi�t cztery i p� kilograma, czyli tyle co ty. Patrz i ucz si�.
Nowo przyby�y uwin�� si� b�yskawicznie, co wskazywa�o na spor� wpraw�. Lekko pochyli� g�ow� nieprzytomnego, tak �e podbr�dek dotkn�� piersi, i wsun�� korpus do walizy. Potem u�o�y� odpowiednio ramiona, zgi�� nogi w kolanach i ca�o�� w pozycji embriona zamkn�� w walizce. Nawet nie musia� dociska� wieka - samo si� zamkn�o bez oporu.
- Ward, otw�rz drzwi i sprawd�, czy kto� jest na korytarzu - poleci� Iwan.
Ma�y wykona� polecenie odruchowo. Gdy si� rozgl�da�, poci�g zwolni�, wjecha� na niewielk� stacyjk� i stan��.
- Pusto! - oznajmi� ma�y i wycofa� si�.
Iwan dos�ownie przestawi� go, �api�c za ramiona; olbrzym wyszed�, trzymaj�c bez widocznego wysi�ku walizk� w prawej d�oni. Iwan ruszy� w �lad za nim, ale zatrzyma� si� w drzwiach i powiedzia� cicho:
- Jestem w s�siednim przedziale. Kontaktowa� si� mo�esz jedynie w razie powa�nych komplikacji. Wo�a�bym, �eby� tego nie robi�. Prawd� m�wi�c, wola�bym ci� ju� nigdy nie ogl�da� na oczy. Poza tym wiesz, co masz robi�.
I zamkn�� za sob� drzwi.
M�czyzna, kt�ry sta� si� Adamem Wardem, zasun�� skobel zasuwy z prawdziw� ulg� - wreszcie by� naprawd� sam, co nie zdarzy�o si� od d�ugiego czasu. Szkolenie dobieg�o ko�ca, a to by�a najbardziej m�cz�ca jego cz��, nie wspominaj�c naturalnie diety, koniecznej by utrzyma� wag� pi��dziesi�ciu czterech i p� kilograma. W por�wnaniu z tymi dwoma utrapieniami operacje plastyczne by�y prawie przyjemne, bo kr�tkie. Rozejrza� si� po przedziale, star� �lad buta z siedzenia, umy� r�ce i siad� dok�adnie tam, gdzie jeszcze niedawno siedzia� prawdziwy Adam Ward. Gdy poci�g ruszy� z gwizdem, dostrzeg� pot�n� posta� �aduj�c� waliz� do samochodu. Potem budynek stacji zas�oni� widok.
Rozleg�o si� pukanie do drzwi.
- Musz� po�cieli� ��ko, prosz� pana.
Zaczyna�y si� obowi�zki.
- Zak�adam, �e zna pan prawdziwy pow�d, dla kt�rego si� pan tu znalaz�? - spyta� Bhattacharya, poprawiaj�c swe powykr�cane cia�o na w�zku inwalidzkim.
- To �le pan zak�ada, profesorze - warkn�� Adam Ward. - Agenci federalni tak d�ugo zatruwali mi �ycie, �e musia�em si� zgodzi�, by tu przyjecha�. Nied�ugo moi studenci b�d� zdawa� egzaminy, a moja praca... eh, szkoda gada�.
Siedz�cy uni�s� d�o� przypominaj�c� szpon i poznaczon� oparzelinami.
- Przykro mi, �e sta�em si� powodem pa�skich niewyg�d, ale zapewniam, �e badania, w kt�rych we�mie pan tu udzia�, przekrocz� pa�skie naj�mielsze oczekiwania. - Inwalida m�wi� doskona�� angielszczyzn�, z leciutkim jedynie akcentem. - Jak s�dz�, pozna� ju� pan doktora Levy'ego, tote� je�li b�dzie pan uprzejmy wybaczy� mi, on wyja�ni panu wszystko, co jest zwi�zane z eksperymentem Epsilon. Witam pana w zespole zajmuj�cym si� najbardziej interesuj�cym projektem naszych czas�w.
Levy starannie nabi� fajk�, czekaj�c a� silnik elektrycznego w�zka inwalidzkiego umilknie w oddali korytarza. By� �ysy, kanciasty i mia� nos naprawd� imponuj�cych rozmiar�w. By� te� jednym z najlepszych matematyk�w w kraju, a prawdopodobnie i na �wiecie.
- Prosz� mi m�wi� Hymie, ja b�d� ci m�wi� Adam; tak jest pro�ciej i sympatyczniej. Zgoda? - spyta�, ale nie zwr�ci� uwagi na grymas dezaprobaty, jakim Ward zast�pi� odpowied�. - Nale�y zacz�� od tego, �e mamy pewne problemy z kontrol� i ty mo�esz okaza� si� w�a�nie niezb�dny. Czyta�em tw�j artyku� o zestawach bramek cmos: dobra i szybka robota, a tego w�a�nie potrzebujemy. Ile bramek zdo�a�e� upchn�� na tej sze�ciocalowej p�ytce?
- Ostatnio ponad dwadzie�cia tysi�cy. U�ywamy tr�j-poziomowych po��cze�: dw�ch metalowych i poli-silikonowego z minimalnym op�nieniem sze�ciuset pikosekund.
- Cudownie! - Levy zadowolony pykn�� par� razy, otaczaj�c si� chmur� cuchn�cego dymu. - Taka szybko�� operacyjna to jest w�a�nie co�, czego nam trzeba. Jakby by�a wi�ksza, by�oby lepiej... Widzisz, projekt Epsilon to prawd� m�wi�c do�wiadczenie, kt�re si� nie uda�o, a raczej eksperyment, kt�ry dzi�ki przypadkowi przerodzi� si� w sukces na zupe�nie nieoczekiwanym polu. O co chodzi�o na pocz�tku, to teraz jest zupe�nie niewa�ne, w ka�dym razie bombardowano rozmaite pr�bki strumieniem proton�w o du�ej energii. Pr�bki alfa, beta i delta nie da�y �adnych rezultat�w, za to pr�bka epsilon da�a lepsze, ni� ktokolwiek �mia� oczekiwa�. Zrobili mianowicie dziur� gdzie� albo w czym� i nikt ��cznie z naszym wielkim szefem nie ma poj�cia, co to takiego.
- Doktorze Levy, czy pr�buje pan by� zabawny?
- Hymie dla przyjaci�, a my tu jeste�my niczym jedna szcz�liwa rodzina, wi�c nie wy�amuj si�, dobrze? Co si� za� tyczy twojego pytania, to nie pr�buj�. Jestem �miertelnie wr�cz powa�ny; chod�, to ci poka��, o czym m�wi�.
Mi�dzy stanowiskiem kontrolnym a laboratorium by�a p�yta co najmniej sze�ciocalowej grubo�ci i to ze szk�a pancernego, a mimo to Adam poczu�, jak w�osy staj� mu d�ba od �adunku elektrostatycznego. Za szyb� nast�pi�o widowiskowe wy�adowanie i w�osy wr�ci�y na swoje miejsce.
- Wystarczy�oby pr�du dla ca�ego Detroit na tydzie� - poinformowa� go Hymie. - Ciesz� si�, �e rachunek w elektrowni p�aci rz�d. A jakby� chcia� wiedzie�, co mamy za te wszystkie trudy i wyrzeczenia, to mamy to.
Wskaza� monitor, na kt�rym punkt �wiat�a b�yszcza� przez chwil�, a potem znikn�� tak jak w starych typach telewizor�w, gdy si� je wy��cza.
- Nie robi wra�enia, co? No to powi�kszmy obraz i zmniejszmy szybko��...
Tym razem na ekranie monitora pojawi�a si� metalowa dziura o poszarpanych brzegach, z czym� na dnie, co wygl�da�o jak jeziorko rt�ci.
- Wielko�� naturalna najwi�kszej, jak� nam si� dot�d uda�o zrobi�, to dwa milimetry �rednicy. Istnia�a ca�e pi��set milisekund. To by�o przy okazji do�wiadczenia termicznego, kt�re te� nieoczekiwanie si� uda�o. O, tu jest kaseta... jak zwykle w zwolnionym tempie.
Wsun�� wygrzeban� ze sterty na stole kaset� w magnetowid i na ekranie pojawi�a si� znajoma ju� dziura z jeziorkiem na dnie, tyle �e po chwili wida� by�o wolno opuszczaj�cy si� w ni� pr�t. W pewnym momencie zatrzyma� si�, a potem cofn��, ukazuj�c g�adko �ci�ty koniec. Wi�kszo�� pr�ta znikn�a.
- Stopiony albo spalony - oceni� Adam.
- Nic podobnego: nie by�o wzrostu temperatury. Je�li ju�, to raczej minimalne jej obni�enie, ale nie jeste�my tego do ko�ca pewni. I nie by�o emisji �adnych metalowych cz�stek. On tam wszed� i znikn��. Zanim zapytasz: nie wyszed� drug� stron�, bo ta srebrzysta powierzchnia nie ma drugiej strony. Mo�esz to sobie wyobrazi�?! To co� jak klaskanie jedn� r�k�.
Nast�pnego dnia Ward zjawi� si� w laboratorium dok�adnie o dziewi�tej i zacz�� prac�. Tak go to wci�gn�o, �e zapomnia� o up�ywie czasu. W swym poprzednim �yciu pod innym nazwiskiem, kt�rego wola� sobie nie przypomina�, zajmowa� si� podobnymi badaniami, acz nie na tak� skal�, gdy� nie dysponowa� takimi funduszami. Badanie to przerwa�, gdy go Ojczyzna Wezwa�a, a raczej gdy zjawili si� jegomo�cie w ciemnych p�aszczach i wyja�nili mu, dlaczego nie ma innego wyj�cia, ni� im pom�c.
Kiedy zabrz�cza� alarm jego zegarka, nie bardzo wiedzia�, po co w og�le go ustawi�. Na wy�wietlaczu wida� by�o jedynie s�owo WIADOMO��. Dopiero po d�u�szej chwili przypomnia� sobie, �e nie chodzi o wiadomo�� od kogo�, ale do kogo�, co nie wp�yn�o na popraw� jego samopoczucia. Nadszed� czas, by zameldowa� si� mocodawcom po drugiej stronie Atlantyku. Przez reszt� dnia nie bardzo m�g� zmusi� si� do konstruktywnej pracy, tote� wyszed� wcze�niej, wymawiaj�c si� b�lem g�owy.
Gdy znalaz� si� w swoim pokoju, wyj�� kalkulator i programy u�ywane do oblicze�. Wybra� ten, kt�ry by� tak�e programem szyfruj�cym. Wprowadzi� go do pami�ci kalkulator�w, przepu�ci� przez niego wiadomo�� i nagra� na no�nik magnetyczny, po czym z�o�y� wszystko na swoje miejsce, kasuj�c pami�� urz�dzenia. Nagranie bez programu szyfruj�cego by�o jedynie elektronicznym szumem. W ko�cu poszed� spa� i jak zwykle usn�� szybko mimo nat�oku my�li.
Nast�pnego dnia po pracy pojecha� tam, gdzie by� trzy poprzednie pi�tki, czyli do myjni samochodowej. Zap�aci�, popatrzy�, jak rz�dowy plymouth zostaje wci�gni�ty w strumienie wody i przeszed� na drug� stron� ulicy do knajpy �Mamu�ki Bar i Pieczyste� na szklank� piwa. Nie by�o rewelacyjne, ale przynajmniej zimne.
Wypi� je szybko - i jak zwykle uda� si� do brudnej toalety. Zamkn�� za sob� starannie drzwi i przyklei� przylepcem magnetyczny pasek z wiadomo�ci� do tylnej �cianki rezerwuaru. Spu�ci� wod�, otworzy� drzwi i wyszed�. Wszystko zaj�o kilkana�cie sekund i powinno wygl�da� zupe�nie naturalnie. Wyszed� z lokalu, nie rozgl�daj�c si� nachalnie i nie zastanawiaj�c, kto z obecnych w nim jest ��cznikiem, kt�ry przejmie wiadomo��. Do myjni dotar� akurat gdy suszono jego samoch�d. Zegarek mia� ju� zaprogramowany na dat� zostawienia nast�pnego meldunku, dzi�ki czemu skutecznie m�g� to wyrzuci� z pami�ci i skupi� si� na eksperymencie zwanym Epsilon.
Przez nast�pny tydzie� ca�y zesp� podwoi� wysi�ki i w efekcie przed�u�yli czas istnienia pola dziesi�ciokrotnie. Na cotygodniowym zebraniu profesor Bhattacharya niespodziewanie o�wiadczy�:
- Panowie oraz pani, ma si� rozumie�, pewien jestem, �e wys�uchacie z zaciekawieniem teorii, jak� opracowa� doktor Levy. Przedyskutowali�my j� ju� we dw�ch i uwa�am, �e nadszed� czas, by zapozna� was wszystkich z wnioskami, do jakich doszli�my. Prosz�, doktorze Levy.
Dla odmiany, kt�ra wszystkich ucieszy�a, doktor Levy tym razem nie pali� fajki.
- �eby by�o sprawiedliwie, musz� wyja�ni� jedno - Levy pogrozi� profesorowi �artobliwie. - Prawda, �e odwali�em ca�� robot� na komputerze, by sprawdzi�, czy obliczenia potwierdz� teori�. Hipoteza jednak nie jest moja, ale naszego szefa, kt�ry przesadza ze skromno�ci�. Co za� si� tyczy samej teorii...
Przerwa� i odruchowo si�gn�� po fajk�. D�o� znieruchomia�a, gdy de Oliveira chrz�kn�� znacz�co. Kiedy zacz�y si� cotygodniowe spotkania, uzgodniono, a raczej wymuszono na Levym, �e nie b�dzie zatruwa� atmosfery; nikt poza nim nie pali�. Doktor westchn�� i cofn�� d�o�.
- Tylko uprzejmie prosz� si� nie �mia� - zastrzeg� powa�nie. - Ujmuj�c rzecz najpro�ciej: srebrzysta powierzchnia, kt�r� obserwujemy, jest ��cznikiem mi�dzy jednym miejscem w naszej przestrzeni a drugim albo mi�dzy naszym wymiarem a innym. Je�li to pierwsze za�o�enie jest prawdziwe, doda� nale�y, �e nie mamy poj�cia, gdzie jest to drugie miejsce, ale mamy pomys�, jak to sprawdzi�. Musimy wytworzy� drugie takie pole; w�wczas w ich relacji znajdziemy w�a�ciwe wyja�nienie tego zjawiska.
Nie by� to naturalnie ani koniec, ani nawet pocz�tek ko�ca bada�, ale by� to pierwszy krok na drodze do zrozumienia fenomenu zwanego Epsilon. Adam regularnie co pi�tek je�dzi� do myjni, wypija� piwo i raz na miesi�c zostawia� za rezerwuarem meldunek. Za ka�dym razem natychmiast zapomina� o tym, a� do nast�pnego alarmu. Sytuacja ta utrzymywa�a si� przez trzy miesi�ce wype�nione prac�, badaniami i posiedzeniami. Podobnie wygl�da� czas wszystkich pozosta�ych cz�onk�w zespo�u. Wszyscy te� ucieszyli si�, gdy niespodziewanie profesor zwo�a� zebranie, by podsumowa� aktualny stan wiedzy.
- Podobnie jak ja, wszyscy znacie definicj� i opis przestrzeni Epsilon, jakie zaproponowa� doktor Levy - zagai� bez wst�p�w profesor Bhattacharya. - Mam nadziej�, �e wybaczy mi, gdy spr�buj� zrobi� to co on, ale bez u�ycia termin�w matematycznych. Ot� pomi�dzy srebrzystymi powierzchniami istnieje jaki� wymiar pozostaj�cy w nie znanym nam, ale sta�ym zwi�zku z nasz� czasoprzestrzeni�. Obecnie nie znamy �adnych parametr�w, poniewa� nie daj� si� one zmierzy� �adnymi dost�pnymi instrumentami czy technikami. Nie wiemy nawet, jaki jest du�y albo czy jego wielko�� nie zale�y od punktu obserwacji. Z du�� doz� prawdopodobie�stwa mo�na jedynie za�o�y�, �e w polu Epsilon, bo tak proponuj� je nazwa�, czas nie p�ynie, gdy� cz�steczka przechodz�ca przez jeden ekran pojawia si� w tym samym momencie na drugim. Rozsun�li�my ekrany na pi��dziesi�t metr�w i nadal nie mo�emy zmierzy� �adnej r�nicy czasu przy przenikaniu cz�stek mi�dzy ekranami. Mo�na za�o�y�, �e gdyby�my jeden ekran umie�cili dajmy na to w Indiach, a drugi pozostawili tutaj, to, co wnikn�oby w jeden, wy�oni�oby si� natychmiast z drugiego. Je�li to wielce prawdopodobne za�o�enie okaza�oby si� prawd�, to mieliby�my do dyspozycji ca�kowicie nowy �rodek transportu, kt�ry zmieni�by dos�ownie wszystkie aspekty �ycia, czyli w kr�tkim czasie ca�y nasz �wiat. Jest to zaiste wielkie odkrycie, cho� obecnie mo�na by je uj�� tak: nie wiemy, jak to dzia�a, ale wiemy, �e dzia�a.
Levy chcia� co� powiedzie�, ale podobnie jak pozosta�ym, zabrak�o mu s��w - przez moment wszyscy mieli t� sam� wizj�: Ziemia bez autostrad, linii kolejowych, lotnisk i port�w. Wystarczy�o wej�� w niepozorny ekran i wychodzi�o si� tam, gdzie si� chcia�o, cho�by by� to drugi koniec �wiata. Pomys� by� zbyt �mia�y i zbyt nowatorski, by da� si� przyswoi� natychmiast.
Naturalnie do rozwi�zania pozosta�a masa problem�w technicznych, ale historia ludzkiej techniki od zawsze by�a histori� przystosowywania i poprawiania rozmaitych wynalazk�w. Tak by�o w wypadku urz�dzenia braci Wright, z kt�rego powsta� concorde, tak te� by�o poczynaj�c od d�ubanki, na atomowych lotniskowcach ko�cz�c. Jaki natomiast b�dzie �wiat, gdy uda si� rozwi�za� te wszystkie detale techniczne, tego nikt z obecnych nie pr�bowa� sobie nawet wyobrazi�.
- Przyznam si�, �e si� boj� - oznajmi� nagle Levy. - Zupe�nie jakbym sta� po ciemku nad brzegiem nieznanego morza i musia� wyp�yn��. Wiem, �e nie mo�emy zawr�ci� ani zaprzesta� bada�, gdy� jest to zbyt wa�ne dla ludzko�ci, ale proponuj� utrzyma� odkrycie w tajemnicy jak d�ugo si� da, a w najlepszym wypadku do zako�czenia bada� i opracowania dzia�aj�cego prototypu. W przeciwnym razie, je�li nie nasi wojskowi, to kt�re� z wrogich mocarstw przerobi to ekonomiczne b�ogos�awie�stwo na bro�.
Przyznano mu racj�, a po nim m�wili te� inni, ale Adam Ward ju� ich nie s�ysza�, bowiem my�lami by� w odleg�ym kraju, w kt�rym si� urodzi�. To prawda, nie by� to kraj tak bogaty jak ten, mia� odmienny system rz�d�w, ale by� jego ojczyzn�. Nigdy nie by� istot� polityczn�, zadowolon�, tylko dlatego, �e otrzyma� od pa�stwa satysfakcjonuj�c� prac�. Tak jak ta praca, mimo wszystkich niedogodno�ci, jakie poprzedzi�y jej rozpocz�cie. To, �e m�g� tu teraz by� i �e pom�g� w osi�gni�ciu sukcesu, by�o niczym uczestnictwo w wynalezieniu ko�a.
Spojrza� na zegarek: do pi�tku zosta�y dwa dni, lecz nie by� to pi�tek uzgodniony wcze�niej. Na wypadek niespodziewanej konieczno�ci opracowano jednak�e awaryjn� metod� ��czno�ci. Kodem informuj�cym o zostawieniu wiadomo�ci by� zwi�kszony do dolara napiwek dla barmana.
Wracaj�c do domu, kupi� w delikatesach dwie kanapki i sze�� piw. Czeka� go pracowity wiecz�r, tote� nie przewidywa� marnowania czasu na gotowanie czy wychodzenie na posi�ek. Zamkn�� starannie drzwi na wszystkie zamki i w��czy� radio, kt�re nosi� z sob� wsz�dzie po mieszkaniu - nawet do kuchni. Przebra� si�, umie�ci� piwo w lod�wce, zostawiaj�c sobie jedn� otwart� butelk�, i sprawdzi� mieszkanie. Detektor zamontowany w radiu wykona� osobi�cie i wiedzia�, �e jest skuteczny: wykry�by ka�de urz�dzenie pods�uchowe, ale jak dot�d nikt niczego podobnego w mieszkaniu nie zainstalowa�. Kazano mu sprawdza�, wi�c to robi�. Czynno�ci wykonywa� automatycznie, gdy� my�la� o raporcie, kt�ry powinien by� dok�adny i kr�tki, co nie by�o �atwym po��czeniem. Tym razem przed wpisaniem w kalkulator nale�a�o ca�o�� opracowa� tak, by potem tylko przepisa� przemy�lany ju� tekst. Wyj�� maszyn� do pisania i zabra� si� do roboty.
P�noc dawno min�a, gdy Adam Ward sko�czy� kodowa� meldunek. By� zm�czony, ale szkolenie, kt�re odby�, nakazywa�o najpierw posprz�ta�, a dopiero p�niej odpocz��. W kamiennej popielniczce spali� podarte wcze�niej kartki zawieraj�ce rozmaite wersje meldunku wraz ze szkicami i poprawkami oraz ta�m� z maszyny. To, co zosta�o w popielniczce, star� �y�k� na py� i sp�uka� w ubikacji, starannie j� nast�pnie myj�c. Dopiero wtedy uzna� zadanie za uko�czone.
W pi�tek nie m�g� nie my�le� o tajnej cz�ci swej egzystencji i skoncentrowa� si� na pracy, co dotychczas zawsze mu si� udawa�o. A� do tej pory to by�a gra - skomplikowana i niebezpieczna, ale gra nie maj�ca najmniejszego znaczenia dla prawdziwej pracy, kt�r� zajmowa� si� w laboratorium. Teraz wszystko si� zmieni�o: uzbrojeni wartownicy, sprawdzanie dokument�w; nabra�o to nowego znaczenia. Zorganizowano to w�a�nie po to, by powstrzyma� kogo� takiego jak on. Co dziwniejsze, nie by� nawet dumny - po prostu robi� to, do czego zosta� wyszkolony, i dop�ki nie zostawi tego meldunku, zadanie nie b�dzie zako�czone.
O pi�tej w�o�y� p�aszcz i staraj�c si� nie spieszy�, wsiad� do samochodu. Gdzie� musia� zdarzy� si� wypadek, gdy� s�ycha� by�o syreny, a �limacz�cy si� zwykle w pi�tek ruch zamar� w korku zupe�nie. Wraz z innymi musia� si� wlec przez pi�� kwarta��w, nim znalaz� przecznic�, w kt�r� m�g� skr�ci� i objecha� zator. Myjni� zamykano o osiemnastej - je�li si� sp�ni, b�dzie musia� tydzie� poczeka�. Perspektywa tak d�ugiego czekania spowodowa�a, �e zacz�� si� poci� ze zdenerwowania.
Nerwy okaza�y si� niepotrzebne - zjawi� si� w myjni pi�tna�cie minut przed zamkni�ciem.
- Prawie si� panu nie uda�o. - Kasjer b�ysn�� biel� z�b�w kontrastuj�cych z czarn� sk�r�. - �ona by si� w�ciek�a, jakby� pan na weekend nie umy� samochodu, nie?
Adam Ward przytakn��, zap�aci� i poszed� do baru. By� tu ju� rozpoznawany jako sta�y klient, tote� tleniona w�a�cicielka skin�a mu na powitanie g�ow� i nie czekaj�c na zam�wienie, postawi�a na kontuarze �wie�o nape�nion� szklank� piwa. Wypi� j� prawie duszkiem, chc�c mie� ju� za sob� wizyt� w toalecie, lecz gdy odstawi� szklank� i wsta�, jeden z go�ci okaza� si� szybszy - w�a�nie zamyka� za sob� drzwi.
- To si� nazywa mie� pecha! - skomentowa�a Mamu�ka. - Mo�e drugie piwko, �eby nie czeka� bez zaj�cia?
Odruchowo chcia� odm�wi�, ale przysz�o mu do g�owy, �e to dobrze wyja�ni zwi�kszony napiwek, gdyby go kto� obserwowa�, skin�� wi�c g�ow� potakuj�co.
Ostatni �yk dopi� tak szybko, �e omal si� nie zakrztusi�, s�ysz�c bulgot starej instalacji wodoci�gowej.
- Jeste�my jedynie po�rednikami, synu - oznajmi� niespodziewanie starszy m�czyzna, wychodz�c z ubikacji, i przez moment Adam Ward by� przekonany, �e wpad�. - Wlewasz na g�rze, wylatuje do�em: zupe�nie jak uczciwa rura!
Nie odpowiadaj�c, wszed� do �rodka i zamkn�� za sob� drzwi. Tym razem by�y dwie ta�my, bo meldunek by� wyj�tkowo d�ugi. Przylepi� je i ul�y�o mu - jego cz�� operacji dobieg�a ko�ca. Teraz informacjami, kt�re uzyska�, zajm� si� inni. Ulga oraz dwa piwa spowodowa�y, �e tym razem rzeczywi�cie skorzysta� z toalety. Sp�uka�, umy� r�ce i wytar� je w chusteczk�, nie chc�c ryzykowa� kontaktu z r�cznikiem. I otworzy� drzwi.
Przed nim sta�o dw�ch ponurych i oficjalnie wygl�daj�cych osobnik�w.
- Jeste� aresztowany - oznajmi� jeden, b�yskaj�c jak�� z�ot� oznak�. - Nie stawiaj si�, to nic z�ego ci si� nie stanie.
Adam Ward by� zbyt zaskoczony, by zrobi� cokolwiek - bezwolnie pozwoli� si� sku� i doprowadzi� do drzwi. Dostrzeg� opuszczon� szcz�k� Mamu�ki i ju� znalaz� si� na zewn�trz obok otwartych drzwi czekaj�cej przed wej�ciem limuzyny. Ten widok go nieco otrze�wi�. Zatrzyma� si�.
- M�j w�z - wykrztusi�. - Jest w myjni... Towarzysz�cy mu m�czy�ni pchn�li go w kierunku limuzyny. Dostrzeg�, �e kto� wyprowadza w�a�nie jego samoch�d z myjni. �aden z m�czyzn nie odezwa� si� s�owem - pomogli mu wsi���, zamkn�li za nim drzwi, sami wsiedli i ruszyli. Ca�a droga up�yn�a w milczeniu. Adamowi Wardowi tak�e w �wiadomo�ci, i� rzeczywi�cie wszystko si� sko�czy�o.
Przes�uchanie zacz�o si�, ledwie dotarli do budynku FBI. Usadzono go na krze�le stoj�cym przy wielkim stole konferencyjnym i nie zdj�to kajdanek, najprawdopodobniej aby nie zapomnia�, w jakiej roli si� tu znajduje. Po bokach siedli ci, kt�rzy go aresztowali, po przeciwnej stronie sto�u za� zasiad� wysoki m�czyzna, najwyra�niej ich zwierzchnik. I w��czy� magnetofon.
- Imi� i nazwisko - odezwa� si� wysoki.
- Adam Ward. Co wy sobie wyobra�acie, �e...
- Odpowiadaj na pytania i nie graj durnia. Obserwujemy ci� od chwili, gdy si� zjawi�e� i cho� nie wiemy, jak si� naprawd� nazywasz, wiemy, �e na pewno nie nazywasz si� Adam Ward. Chcemy si� dowiedzie�, kim jeste� i gdzie jest prawdziwy Adam Ward.
- To niedorzeczno��! Chc� adwokata i...
Urwa�, widz�c na stole fotografie przylepionych do rezerwuaru ta�m. Wszystkich.
- Tak lepiej - pochwali� wysoki. - Teraz zacznij m�wi� prawd�.
Adam Ward odetchn�� naprawd� g��boko - tym razem istotnie by�o ju� po wszystkim i przynios�o mu to ulg�.
- Prosz� mi zdj�� kajdanki, a odpowiem na wszystkie pytania. W pewnym sensie ciesz� si�, �e to si� ju� sko�czy�o. Zrobi�em to, co musia�em: to odkrycie nale�y do ca�ej ludzko�ci, a nie tylko do jednego kraju. Przynajmniej zrobi�em w �yciu co� wa�nego.
- Nic nie zrobi�e� poza zas�u�eniem sobie na �mier� - w g�osie wysokiego pojawi�a si� z�o�liwa satysfakcja. - Zgarn�li�my ca�y zesp� przekazuj�cy dalej wiadomo�ci z tej skrzynki kontaktowej. Ca�a wasza operacja wzi�a w �eb i przegrali�cie!
- Doprawdy? - Fa�szywy Adam Ward, zirytowany tonem rozm�wcy, spojrza� na zegarek. - Nie by�bym tego taki pewien. Te ta�my to jedynie zabezpieczenie. Orygina�y, przepisane i zabezpieczone, powinny ju� by� w drodze.
Nag�y b�l pos�a� go na st�. Drugi cios pozbawi� oddechu.
- Gadaj!
Je�li tamci nie sknocili, to m�g� ju� spokojnie m�wi�. Chcia� co prawda nieco d�u�ej trzyma� spraw� w tajemnicy, ale nie by� przygotowany na zwyk�e, chamskie pobicie. B�l by� zaskoczeniem, a nie mia� ochoty mie� jeszcze wybitych z�b�w czy po�amanych �eber.
- Jakie orygina�y? - spyta� wysoki.
- Te, kt�re osobi�cie przepisa�em na maszynie - wyja�ni�, czuj�c, jak puchn� mu wargi. - Przed zakodowaniem zawsze pisa�em meldunek, �eby by� logiczny, a kartki zostawia�em pod wycieraczk� przed wjechaniem do myjni. Pod wycieraczk� kierowcy, dok�adniej rzecz ujmuj�c. Gdy w�z opuszcza� myjni�, kartek ju� tam nie by�o.
Cisza i miny wszystkich trzech dobitnie �wiadczy�y, �e o myjni nie mieli zielonego poj�cia.
- Pieprzysz, komunistyczny kutasie! - warkn�� ten, kt�ry go bi�. - Wszyscy w tej myjni byli czarni! Wy, ruscy, jeste�cie, cholera, nie�li, ale nie do tego stopnia! Nie wynale�li�cie jeszcze czarnych ruskich!
- Wypraszam sobie! - rozbite wargi nieco psu�y akcent, za to spowalnia�y wymow�, zwi�kszaj�c efekt. - Naturalnie, �e byli czarni, jak wi�kszo�� mieszka�c�w Zachodnich Indii. Ca�kiem dobrzy agenci. I nie �ycz� sobie, �eby mi tu po chamsku wymy�la� od ruskich czy komunist�w. Jestem Kanadyjczykiem, uko�czy�em Oksford i pracowa�em w Rutherford Laboratories, zanim zwerbowano mnie do wsp�pracy z wywiadem brytyjskim. Z MI-5 konkretnie, jak s�dz�.
Pomimo b�lu u�miechn�� si�, widz�c ich pe�ne os�upienia miny.
- A na marginesie: to mi�o z waszej strony, �e tak szybko podzielili�cie si� najnowszym odkryciem z d�ugoletnim sojusznikiem - doda�. - Rz�d brytyjski z pewno�ci� to doceni.
Prze�o�y�
Jaros�aw Kotarski
Krok od Ziemi
Krajobraz trwa� martwy. Jak zawsze. Taki w�a�nie narodzi� si� w chwili formowania planety: ska�a, piasek, kamienie. Atmosfera by�a tak rzadka i wyzi�biona, i� bli�ej jej by�o do pr�ni ni� do jakiegokolwiek sprzyjaj�cego �yciu powietrza. Dochodzi�o w�a�nie po�udnie i blady, drobny dysk s�o�ca zawis� w zenicie, jednak niebo pozostawa�o ciemne. Nik�y blask sp�ywa� na samotn�, pozbawion� �lad�w st�p r�wnin�. Nic, tylko cisza i pustka.
Jedynie cienie si� tu porusza�y. S�o�ce przemierzy�o powoli sw�j codzienny szlak i zasz�o za horyzontem. Zapad�a noc, a wraz z ni� nadszed� jeszcze surowszy ch��d. Gwiazdy w milczeniu kre�li�y �uki na niebosk�onie, a� s�o�ce ponownie wychyn�o na wschodzie.
I wtedy co� si� zmieni�o. Wysoko w g�rze zaja�nia�o nowe �r�d�o �wiat�a, zupe�nie jakby promienie s�o�ca odbi�y si� od jakiej� g�adkiej powierzchni. Porusza�o si� - jak nic tutaj. Rozgorza�o jeszcze ja�niej, buchn�o d�ugim ognistym j�zykiem. Coraz jaskrawsze sp�ywa�o wci�� ni�ej, a� zawis�o w miejscu. P�omie� wzbi� tumany kurzu, stopi� nieco ska� i znikn��.
Sp�aszczony cylinder opad� jeszcze kilka st�p i osiad� na szeroko rozstawionych podporach. Amortyzatory przybi�y, absorbuj�c si�� uderzenia, potem powoli wr�ci�y do stanu normalnego. Ca�e urz�dzenie ko�ysa�o si� jeszcze lekko przez kilka sekund, a� znieruchomia�o.
Mija�y minuty. Kurz osiad�, stopiona ska�a stwardnia�a i ostyg�a. Poza tym nic si� nie dzia�o.
Z nag�ym hukiem eksplozji fragment burty cylindra odpad�, l�duj�c na ziemi kilka jard�w dalej. Kapsu�a zachwia�a si� nieco w reakcji, ale drgania szybko wygas�y. Ods�oni�ty fragment wn�trza pe�en by� r�nych drobnych urz�dze� zamocowanych wko�o szarej, okr�g�ej p�yty maj�cej jakie� dwie stopy �rednicy i przypominaj�cej pokryw� w�azu.
Zn�w przez chwil� nic si� nie dzia�o, jakby jakie� ukryte urz�dzenie odmierza�o sekundy. W ko�cu musia�o uzna�, �e wybi�a jego godzina, bowiem z dobiegaj�cym gdzie� z wn�trza pomrukiem, z otworu zacz�a si� wysuwa� antena. Z pocz�tku mierzy�a prosto w bok, ale gdy ze �rodka wychyn�� i przegub, skierowa�a czasz� ku niebu. Jeszcze si� porusza�a, gdy jako nast�pna wyjrza�a kamera. Wyskoczy�a na ko�cu manipulatora i tak d�ugo ustawia�a obiektyw, a� patrzy� na grunt pod kapsu��. Najwyra�niej o to chodzi�o, bo w�wczas znieruchomia�a.
Z g�o�nym �ping� okr�g�a p�yta zmieni�a barw�. Teraz l�ni�a g��bok�, zdawa�o si�, o�ywion� czerni�. Z tej czerni wysun�� si� przezroczysty plastikowy pojemnik i spad� na d�. Przetoczy� si� kawa�ek, znieruchomia�.
Umieszczony w �rodku bia�y szczur by� z pocz�tku ci�ko przera�ony upadkiem, kt�ry zbi� go z �ap. Potem pozbiera� si� i spr�bowa� wspi�� na �cian� pojemnika, jednak pazurzaste �apki �lizga�y si� i wci�� zsuwa� si� na dno. Po chwili uspokoi� si� i mrugaj�c, spojrza� r�owymi �lepkami na szare pustkowie doko�a. Zupe�nie nieinteresuj�cy bezruch. Przysiad� i przyg�adzi� d�ugie w�sy �apkami. Zimno jeszcze nie przenikn�o przez grube �cianki pojemnika.
Obraz na ekranie by� do�� zamazany, jednak je�li wzi�� pod uwag�, �e pochodzi� on z kamery umieszczonej na Marsie i odby� d�ug� drog� - do satelity na marsja�skiej orbicie, stamt�d do stacji ksi�ycowej i dalej na Ziemi� - to i tak nie by�o �le. Mimo zak��ce� i �nie�enia wida� by�o i pojemnik, i poruszaj�cego si� w �rodku szczura.
- Dobrze idzie? - spyta� Ben Duncan.
By� �ylastym, przysadzistym m�czyzn� o kr�tko przyci�tych w�osach i opalonej, jakby stwardnia�ej sk�rze. Sie� zmarszczek w k�cikach oczu sugerowa�a, �e wiele czasu sp�dza� na ch�odzie lub w pal�cym blasku s�o�ca, co by�o zreszt� prawd�. Jego cera kontrastowa�a mocno z wygl�dem pozosta�ych technik�w i naukowc�w czuwaj�cych przy instrumentach. Pr�cz kilku Murzyn�w i Portoryka�czyk�w wszyscy byli po wielkomiejsku bladzi.
- Jak dot�d dobrze - odpar� doktor Thurmond. Doktorat z fizyki zrobi� na MIT i by� bardzo z tego dumny; nieustannie nalega�, by stosownie go tytu�owa�. - Wykres prawid�owy, brak os�abienia czy gwa�townych reakcji. Koordynacja na poziomie jeden przecinek trzy. Trudno o lepszy wynik.
- Kiedy b�dziemy mogli przej��? - spyta� Ben.
- Za jak�� godzin�, mo�e troch� p�niej. Gdy biologowie stwierdz�, �e wszystko w porz�dku. B�d� chcieli przebada� dok�adniej przekaz pierwszego egzemplarza, mo�e po�l� jeszcze jeden. Je�li nic nie znajd�, to wysy�amy ciebie i Thaslera. Jak najszybciej, p�ki mamy optymalne warunki.
- Jasne, nie nale�y czeka� za d�ugo - powiedzia� Otto Thasler. - Przepraszam na chwil�.
Szybko odszed�: niski m�czyzna w grubych szk�ach, z g�stymi w�osami rudoblond, lekko przygarbiony od �l�czenia nad sto�em laboratoryjnym. Wygl�da� na starszego, ni� by� w rzeczywisto�ci. Krople potu sp�ywa�y mu po twarzy, ju� trzeci raz w ci�gu godziny odwiedza� toalet�. Doktor Thurmond zauwa�y� i to.
- Otta nosi - powiedzia�. - Ale chyba nie b�dzie z tego �adnych k�opot�w.
- Jak ju� tam dotrzemy, to si� uspokoi. Czekanie zawsze jest najgorsze.
- A na pana to nie dzia�a? - spyta� doktor Thurmond. W zasadzie z ciekawo�ci, jednak w jego g�osie pobrzmiewa�a te� i z�o�liwa nuta.
- Jasne, �e dzia�a, ale powiedzmy, �e mam niejak� wpraw� w czekaniu. Wprawdzie nigdy jeszcze nie wybiera�em si� teleporterem na Marsa, ale w kilku innych dziwnych miejscach ju� by�em.
- Nie w�tpi�. Pewnie jest pan zawodowym poszukiwaczem przyg�d... - Teraz ton by� jawnie z�o�liwy, typowy dla kogo� przywyk�ego rozkazywa�, komu przysz�o rozmawia� z cz�owiekiem nieskorym do wykonywania cudzych polece�.
- Niezupe�nie. Jestem geologiem i petrologiem. Niekt�re z rzadkich pierwiastk�w, kt�re wykorzystujecie w swoim laboratorium, pochodz� ze zlokalizowanych przeze mnie z��. Czasem kryj� si� w nader trudno dost�pnych miejscach.
- Bardzo �adnie - mrukn�� doktor, chocia� wyra�nie daleko mu by�o do wyg�aszania pochwa�. - Wie pan zatem, jak zadba� o siebie, i b�dzie pan wiedzia�, jak pom�c Thaslerowi. On jest odpowiedzialny za wykonanie zadania, wykona ca�� prac�. Pan b�dzie go chroni�.
- Jasne - stwierdzi� Ben i odszed�.
Pracownicy laboratorium tworzyli zwart� klik� i usilnie starali si� pokaza� Benowi, jak bardzo do nich nie pasuje. Nigdy by go nie wynaj�li, gdyby mieli w swoim gronie kogo� zdolnego wykona� jego prac�. Kompania Transmatter Ltd. dysponowa�a wi�kszymi funduszami ni� niejeden rz�d, podobnie w kwestii wp�yw�w. Jej szefowie wiedzieli jednak r�wnie�, jak istotny jest dob�r w�a�ciwych ludzi do konkretnych zada�. Znalezienie in�yniera specjalizuj�cego si� w teleportacji cia�a sta�ego nie by�o trudne: po prostu wybrali jednego z pracownik�w i kazali mu zg�osi� si� na ochotnika. Otto, kt�ry pracowa� tu przez ca�e �ycie, nie mia� wielkiego wyboru. Tylko kto roztoczy nad nim opiek�? W przeludnionym �wiecie 1993 roku ma�o zosta�o ju� dzikich miejsc i jeszcze mniej ludzi, kt�rzy potrafili si� w nich znale��. Bena �ci�gni�to �mig�owcem z Himalaj�w. Odwo�ano zamierzon� przez niego wypraw� (pod naciskiem kompanii), podsuni�to o wiele atrakcyjniejszy kontrakt. Niemniej jednak nikt w Transmatter nie mia� najlichszego poj�cia, i� Ben zgodzi�by si� nawet za jedn� dziesi�t� zaproponowanej stawki. Nawet za darmo. Ludzie, kt�rzy nigdy nosa nie wysuwali z biur czy pracowni, nie potrafili poj��, i� kto� mo�e dobrowolnie chcie� wzi�� udzia� w podobnej przygodzie.
Ben odnalaz� pobliskie drzwi wiod�ce na balkon, z kt�rego roztacza� si� widok na miasto. Nabi� fajk�, ale jej nie zapala�. W najbli�szym czasie b�dzie musia� oby� si� bez tytoniu, mo�na zacz�� przywyka� ju� teraz... Na tej wysoko�ci powietrze by�o do�� �wie�e, jednak ni�ej g�stnia� smog kryj�cy ci�gn�ce si� mila za mil�, zat�oczone budynki i ulice. Tak po horyzont. Tak wygl�da�y wszystkie miasta na Ziemi. Tak albo i gorzej. W drodze powrotnej Ben mia� okazj� zobaczy� Kalkut� - jeszcze dr�czy�y go po tym koszmary.
- Panie Duncan, prosz� szybko, czekaj� na pana. Asystent przest�powa� z nogi na nog� i nerwowo wy�amywa� sobie palce, stop� podtrzymuj�c otwarte drzwi. Ben u�miechn�� si� do niego. Bez po�piechu wr�czy� mu swoj� fajk�.
- Prosz� zaopiekowa� si� ni� do mojego powrotu, dobrze?
W chwili gdy Ben nadszed�, Otto by� ju� prawie ubrany. Drugi zesp� wzi�� si� ra�no do roboty. Zdj�li z Bena ca�� odzie� i warstwa po warstwie otulili go na nowo. Ciep�a bielizna, dopasowany jedwabny kombinezon spodni, kombinezon grzejny z gniazdkami pod��czeniowymi. Pracowali szybko. Doktor Thurmond zjawi� si� w chwili dopinania kombinezon�w. Spojrza� na nich z aprobat�.
- Z hermetyzacj� poczekajcie, a� wejdziecie do komory - powiedzia�. - Ruszamy.
Niczym kwoka wodz�ca kurcz�ta poprowadzi� ca�� grup� przez pe�n� wrzawy sal� ��czno�ci, pomi�dzy pulpitami i pod rusztowaniami d�wigaj�cymi pl�tanin� kabli. Technicy i in�ynierowie odprowadzali ich wzrokiem, rozleg� si� nawet jeden radosny okrzyk. Ten, kto go wyda�, umilk� zaraz, zgromiony spojrzeniem doktora Thurmonda. Przed komor� ci�nieniow� czekali dwaj asystenci, kt�rzy mieli ich wyprawi� w drog�. Zamkn�li starannie w�az za doktorem Thurmondem i dwoma ci�ko objuczonymi m�czyznami. Doktor Thurmond w�o�y� gruby p�aszcz, jako �e do komory zacz�to pompowa� zimne powietrze.
- To pocz�tek ostatecznego odliczania - powiedzia�. - Raz jeszcze powt�rz� wam wasze instrukcje.
Ben m�g�by to wyrecytowa� z pami�ci, ale nie zaprotestowa�.
- W tej chwili obni�amy temperatur� i ci�nienie, a� osi�gn� marsja�skie warto�ci. Naj�wie�sze odczyty informuj�, �e temperatura na powierzchni wynosi dwadzie�cia stopni poni�ej zera Fahrenheita i utrzymuje si� na tym poziomie. Ci�nienie powietrza wynosi dziesi�� milimetr�w s�upa rt�ci. Tak b�dzie i tutaj. Nie wykryto w atmosferze mierzalnej zawarto�ci tlenu. Nie zapominajcie, �e nie mo�ecie zdj�� he�m�w. W tej komorze oddychamy niemal czystym tlenem, ale przed wyruszeniem za�o�ycie maski... - Urwa�, ziewn�� i w uszach mu zadzwoni�o od zmiany ci�nienia. - Teraz przejd� do �luzy.
Wyk�ad doko�czy� zza szyby. Ben nie zwraca� uwagi na jego gadanie, Otto wygl�da� za� na zbyt sparali�owanego strachem, by s�ucha�. Termostat w��czy� podgrzewacz z bateriami ulokowanymi w pojemniku na po�ladkach i Ben poczu�, jak wn�trze skafandra zaczyna si� nagrzewa�. Butle z tlenem mia� na plecach, maska na twarz by�a po��czona z wizjerem he�mu. Odruchowo wgryz� si� w ustnik przewodu i odetchn��.
- Gotowe na pierwszego - zapiszcza� w rozrzedzonej atmosferze g�os doktora Thurmonda.
Ben spojrza� na czarny, l�ni�cy dysk teleportera widniej�cy w przeciwleg�ej �cianie. Gdy k�ad� si� na brzuchu na stole, jeden z asystent�w wsun�� w czer� pojemnik ze szczurem laboratoryjnym. Podtoczyli st� bli�ej. Us�ysza� ostateczny meldunek: wszystkie systemy sprawne i gotowe.
- Sta� - powiedzia� Ben i st� si� zatrzyma�. Geolog spojrza� na Otta, kt�ry siedzia� sztywno i wpatrywa� si� w �cian�. Niewidoczn� twarz musia� mie� chyba �ci�gni�t� przera�eniem.
- Spokojnie, Otto - odezwa� si� Ben. - To proste jak drut. B�d� czeka� na ciebie na drugim ko�cu. Odpr� si� i ciesz si� chwil�, cz�owieku. W�a�nie tworzymy histori�.
Nie us�ysza� odpowiedzi, ale �adnej te� nie oczekiwa�. Im szybciej si� z tym uporaj�, tym lepiej. Od tygodni �wiczyli ten jeden fragment operacji. Odruchowo przyj�� w�a�ciw� pozycj�. Prawa r�ka wysuni�ta daleko do przodu, lewa ciasno przy boku. St� by� coraz bli�ej, ekran teleportera r�s� niczym wielkie, czarne oko, a� by�o tu�...
- Teraz - poleci� i asystenci g�adko pchn�li go za stopy.
Zsuwa� si�. W czerni znikn�a d�o�, rami�, ca�a r�ka. Niczego nie czu�. Przej�ciu he�mu towarzyszy� jednak nag�y spazm b�lu. I ju� patrzy� na kanciaste kamyki. Powierzchnia Marsa. Odsun�� pojemnik, przygotowa� si� na zamortyzowanie upadku. Potem wysun�a si� druga r�ka, nogi... Sprawnie wyl�dowa� na boku. Przy tej okazji uderzy� o co� biodrem.
Usiad�, roztar� bol�ce miejsce i spojrza� na plastikowy pojemnik, na kt�ry trafi�. W �rodku le�a� martwy szczur z szeroko otwartymi nieruchomymi �lepkami. Sztywny i zamarzni�ty. Nie ma co, mi�y znak na pocz�tek. Szybko odwr�ci� spojrzenie i przeszed� do bie��cych zada�. Mikrofon wisia� w tym samym miejscu, co na makiecie. W��czy� go.
- Ben Duncan do centrum kontrolnego. Jestem na miejscu. Bez problem�w. - W tak historycznej chwili powinien powiedzie� co� wi�cej, ale nagle zabrak�o mu natchnienia. Zerkn�� na niskie, ciemne wzg�rza woko�o, na pobliski krater i ma�e, jasne s�o�ce. O czym tu gada�?
Wy�lijcie Otta. Wy��czam si�.
Wsta�, strzepn�� py� i spojrza� na l�ni�c� p�ytk�. Min�y ca�e minuty, nim g�o�nik zatrzeszcza� g�osem tak bardzo zniekszta�conym, �e ledwie da�o si� wychwyci� tre��.
- Odbieramy ci�. Czekaj. Thasler ju� zaraz przejdzie.
Zanim jeszcze g�os umilk�, pojawi�a si� r�ka Otta. Fale radiowe bieg�y do Marsa prawie cztery minuty, teleportacja za� odbywa�a si� prawie natychmiast, jako �e korzysta�a z przestrzeni profesora Bhattacharya, gdzie nie ma czego� takiego jak czas. R�ka Otta opad�a bezw�adnie i Ben uj�� go za ramiona. Z�o�y� ci�ar na ziemi. Przetoczy� go na plecy i ujrza� zamkni�te oczy. Wyczu� w miar� regularny oddech