3711
Szczegóły |
Tytuł |
3711 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3711 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3711 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3711 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzy Szaniawski
Dwa teatry
Z: Dramaty Wybrane
Biblioteka klasyki Plskiej i obcej
Wydawnictwo Literackiej
Krak�w 1973
Osoby
Dyrektor Teatru
Dyrektor Drugi
Lizelotta
Laura
Wo�ny
Ch�opiec
Autor
Montek
Matka
Pani
Le�niczy
�ona
Andrzej
Anna
Ojciec
Kapitan
Lekarz
Kobiety i Ch�opcy
Akt pierwszy
Gabinet dyrektora teatru �Male Zwierciadlo". Zarazem jest to jego gabinet prywatny � mieszkanie jest przy teatrze. Du�o ksi��ek, papier�w. Jedne drzwi. Kolo drzwi du�y nowy afisz. Biurko, fotele. Dyrektor
czlowiek po pi��dziesi�tce, siedzi przy biurku. Wchodzi Laura, kobieta nie pozbawiona dystynkcji i �lad�w du�ej urody. Laura wnosi tac� ze �niadaniem
Dzie� dobry panu dyrektorowi. Jest �niadanie. Dyrektor
Dzie� dobry, pani Lauro. Dzi�kuj�. Widz�, �e tu znowu wszystkiego za du�o. Dwa rogaliki i fili�anka kawy zupe�nie mi wystarcza. Laura
Nie mog� pozwoli� na to, �eby pan si� g�odzi�. Wprost patrze� nie mog�, kiedy pan je tak ma�o. M�czyzna musi si� od�ywia�, zw�aszcza je�eli pracuje tyle, co pan dyrektor. Dyrektor
Ale� od�ywia mnie pani, od�ywia w�a�nie zanadto.
AM pierwszy
341
340
Dwa teatm
Laura
O... lubi pan ko�uszek ze �mietanki, a wcale go pan nie na�o�y�, (nak�ada ko�uszek do fili�anki Dyrektora) Trzeba wci�� czuwa�, �eby pan sobie krzywdy nie zrobi�. Dyrektor
A, ko�uszek... dzi�kuj�. Rzeczywi�cie lubi�. Ale pani potrafi wynale�� �mietank�... Naprawd� doskona�a. Laura
No to si� ciesz�, �e panu dyrektorowi smakuje. A ju� zacz�� si� pan irytowa�, �e wszystkiego za du�o. Dyrektor
Nie irytuj� si�... No, niech pani teraz si�dzie i opowie, jaki pani mia�a sen. Pewnie si� pani co� �ni�o. Jest stwierdzone, �e podczas deszczu widziad�a senne Y/yst�puj� cz�ciej. Laura
Owszem. Mia�am dzi� ciekawy sen. fpo chwili zamy�lenia) �ni�a mi si� bia�a willa. Dyrektor
Willa? Laura
Tak, pi�kna willa. Sta�a na lekkim wzniesieniu nad jeziorem. Od willi do jeziora prowadzi�y schody. Niebo by�o pogodne, niebieskie, bez chmur. Pan dyrektor siedzia� na tarasie. Dyrektor
Ja siedzia�em? Laura
Tak, pan. Przynios�am �wie�o zerwane kwiaty i postawi�am je w wazonie, obok pana, na stoliku. A pan patrzy� gdzie� w dal i wcale mnie nie widzia�. Ani mnie, ani tych kwiat�w, (po chwili) Niebo by�o b��kitne, fpo chwili) Obudzi�am si� z jakim� smutkiem w duszy. Spojrza�am na szyby � deszcz pada, Dyrektor odstawiaj�c fili�ank�
Wi�c m�wi pani, bia�a willa, a niebo b��kitne. Tak... tu najciekawsze s� kolory. Biel, b��kit, kwiaty...
Laura
Uwa�a pan, �e najwa�niejsze w tym �nie s� kolory?... Dyrektor
Zajrzymy do kartoteki, (szuka) Laura W. Na podstawie tego, co do tej pory zapisali�my, mo�na ju� co� nieco�... mo�na ju� wyci�gn�� pewne wnioski. Tu mam podany przez pani� sen, jedenastego lipca. W nocy jedenastego lipca �ni� si� pani kardyna�, na kolanach kardyna�a siedzia� czarny kot o zielonych oczach. Bia�a r�ka kardyna�a g�aska�a kota. Prosz� pani... Czy pani kiedy malowa�a albo przynajmniej chcia�a ma-iowa�? Czy nigdy nie my�la�a pani o wst�pieniu do szko�y malarskiej? Laura
Nie. Po tragicznej �mierci ojca-genera�a, kt�ry zgin�� podczas rewolucji, znalaz�am si� w tak ci�kim po�o�eniu, �e nie mog�am my�le� o sztuce. Dyrektor
Ale niegdy�... niech pani sobie przypomni, w tej bardzo dalekiej przesz�o�ci, kiedy pani by�a dzieckiem... czy... Laura
Dlaczego pan tak podkre�li� �w tej bardzo dalekiej
przesz�o�ci"? Dyrektor
Podkre�li�em? Ach, nie, bynajmniej... bez �adnej intencji... ale pani jest przewra�liwiona... no to si� odbija nawet w snach pani. Wracajmy do rzeczy... Czy niegdy� w dzieci�stwie, gdy ujrza�a pani pude�ko 2 farbami.., pani wie, takie dziecinne pude�ko � czy nie kusi�o pani�, �eby malowa�? Laura
Owszem, mia�am takie pude�ko z farbami. � Rzeczywi�cie, malowa�am. Dyrektor
A widzi pani. Okoliczno�ci �yciowe sprawi�y, �e pani nie mog�a p�niej malowa�. Ale te zami�owania czy zdolno�ci tkwi�y w pani. Te rzeczy utajone, nie-
Dwa teatry
'Akt pierwszy
wypowiedziane, szukaj� we �nie jakiej� drogi, aby wyj�� na jaw. To s� rzeczy mniej wi�cej zgodne z teoriami mego znakomitego kolegi, wiede�skiego badacza sn�w, z kt�rym zreszt� nie we wszystkim si� zgadzam. Bije dziewi�ta.
O, ju� dziewi�ta. Ko�czmy ze snami, wracajmy do teatru. Dzi� pr�ba generalna, zacznie tu si� zaraz du�y ruch. Laura wstaje
Co pan dyrektor chcia�by dzi� na obiad? Dyrektor
Ach, wszystko, co mi pani poda, b�dzie dobre. Laura
Czy do roso�u woli pan kluseczki francuskie, czy mo�e paszteciki z m�d�kami? Dyrektor
Niech b�d� paszteciki. Ale wszystko, co pani poda, jest takie smaczne, �e jem stanowczo za du�o. Wczoraj nawet z rana nie czu�em si� dobrze. Laura
Przedwczoraj, niestety, nie ja panu przyrz�dza�am kolacj�. Wr�ci� pan bardzo p�no, jad� pan gdzie� indziej. Dyrektor
P�no wr�ci�em? Sk�d pani wie? Laura
S�ysza�am. Dyrektor
Stara�em si� otwiera� drzwi bardzo cicho. Laura
Nie spa�am. Dyrektor
Niepotrzebnie pani tak d�ugo w nocy czuwa. To niezdrowo. Laura
Dla pana dyrektora, zdaje si�, tak�e bardzo niezdrowo tak si� nie wysypia� i nie jada� w domu. M�-
czyzna po czterdziestce musi jednak ju� wi�cej troszczy� si� o swoje zdrowie, Dyrektor
Po czterdziestce, pani m�wi � hm. Bardzo pani �askawa. �Po czterdziestce". Bardzo mi�o to pani powiedzia�a. Ale tak w og�le, wie pani, to ci�g�e pami�tanie o swoim wieku to nie jest dobre. To cz�owieka hamuje, odbiera mu energi�. Co znacz� lata, kiedy cz�owiek po... pi��dziesi�tce... chce p�j�� na kort tenisowy albo... czy ja wiem � no, na �lizgawk�. Laura
Na �lizgawk�? Dyrektor
No, m�wi� tak dla przyk�adu, sam si� nie �lizga�em, ale pomy�la�em teraz, czemu ja, na przyk�ad, nie m�g�bym p�j�� razem z uczniakami na �lizgawk�? Laura
Ale gdyby pan poszed� tam dlatego, �eby si� spotka� z m�od� dziewczyn�... Dyrektor
To co? Laura
To... m�g�by pan �atwiej straci� mo�e r�wnowag� ni� ci uczniacy... mog�oby to by� niebezpieczne. Dyrektor
Ach, tak pani s�dzi. Wr��my do sprawy obiadu, wi�c prosz� uprzejmie nie za du�o mi dawa� jedzenia, nie za du�o.
zaczyna przegl�da� papiery Laura
Dobrze. Zastosuj� si� do tego, panie dyrektorze. bierze tac�, odchodzi, ale zatrzymuje si� jeszcze przed afiszem, czyta; po chwili
W tym przedstawieniu, widz�, �e nie gra panna Lizelotta. (po chwili) To dziwne... nie ma przedstawienia bez niej, a tu... (po chwili) Trzeba przyzna�, �e �licznie wygl�da�a ostatnim razem w tej sztuce �Zima". Wesz�a w bia�ym futerku, w futrzanej czapce i nios�a �y�wy. Wraca�a ze �lizgawki.
344
Dioo teatry
Dyrektor
uderzy� dloni� o biurko, zerwa� si� z miejsca
Prosz� pani, dosy�. Do spraw teatralnych prosz� si� nie wtr�ca�. Tego nie lubi�. Nic pani� nie powinno obchodzi�; czy kto� gra w jakiej� sztuce, czy nie gra. Um�wili�my si�, �e b�dzie mi pani prowadzi�a dom. Prowadzi pani doskonale. Pani kotlety to arcydzie�o. Pani desery to poematy. Z przyjemno�ci� wys�ucham, gdy mi pani opowie przy obiedzie o tym, �e deszcz pada, �e ko� pad� na ulicy, �e s�siadce urodzi�y si� bli�ni�ta � s�owem, o wszystkim, byle nie o teatrze. Laura
Przepraszam pana dyrektora. Dyrektor
To ja pani� przepraszam, �e m�wi�em mo�e zbyt g�o�no. I prosz� jeszcze o jedno. Z tej racji, �e pani prowadzi mi dom i mieszka przy teatrze, na pewno b�d� dochodzi�y do pani jakie� plotki teatralne, intrygi, pr�by wci�gni�cia pani w te sprawy, jakie� protekcje i tak dalej. Prosz� mi nigdy o tym nie m�wi� i by� od tego z daleka. Laura slucha spokojnie z opuszczonymi powiekami
Dobrze. B�d� z daleka. Dyrektor
I wtedy b�dzie mi�dzy nami zgoda. Laura
Nie b�d� nigdy m�wi�a o osobach zwi�zanych z teatrem. Dyrektor
Dzi�kuj� pani.
Siada, zaczyna na nowo przerzuca� papiery. Jest jeszcze zachmurzony, Laura popatrzy�a chwil� na Dyrektora, jakby z mi�o�ci�, westchn�a, wychodzi. Dyrektor przerzuca dalej papiery, wchodzi ostro�nie Wo�ny
Czy kto czeka? Wo�ny
A czeka tych dw�ch. Jeden z fajk�, a drugi mizerny.
Akt pierwszy
345
Dyrektor
wci�� z�y
Poprosi�! � kt�ry z nich pierwszy? Wo�ny
Niech poczekaj�. Zawsze to lepiej wygl�da, jak taki interesant poczeka na pana dyrekora, a nie tak od razu przed oblicze. Ledwie przyszed� i ju� za�atwiony. Pan dyrektor powinien wprowadzi�, �ebym ja mia� kartki, na takiej kartce interesant napisze w�asnor�cznie swoje imi�, nazwisko, w jakiej sprawie � i dopiero wtedy. Dyrektor
Sk�d wam, panie Matkowski, przysz�o na my�l akurat dzisiaj, �eby tu wprowadzi� nowe zwyczaje? Wo�ny
A bo to ja wczoraj spotka�em koleg� z innego teatru � on zacz�� sobie nas, czyli �Ma�e Zwierciad�o", lekcewa�y�. Dyrektor
Lekcewa�y�? Wo�ny
Powiada, �e my gramy same jednoakt�wki, powiada, i �e co to za nazwa dla teatru � �Ma�e Zwierciad�o", i w og�le. Na to ja mu powiadam � gramy jednoakt�wki, ale jak gramy. Jak to jest u nas wszystko obmy�lone, przestudiowane i w og�le. My takiej wielkiej koby�y historycznej nie wystawiamy, to prawda. My t�umami nie �operujemy", ale co ich �t�umy"? Krzycz� �chleba, chleba" albo �precz z cesarzem". I w dodatku zawsze maj� go�e nogi. Dyrektor
Hm... Wo�ny
I jeszcze wierszem m�wi�. U nas wierszem si� nie m�wi, ale ka�dy, co do nas przychodzi, to jakby patrzy� na prawdziwe �ycie. U nas cz�owiek si� i zaj�knie, � zakaszle, i kichnie podczas dialogu, a u nich jakby czyta� laurk�. Jak u nas podadz� kaw�, to kawa pachnie; a jak przy wytwornym �niadaniu zadzwoni
346
Dwa teatry
Akt pierwszy
347
kieliszek, to s�ycha�, �e to �bacarat" *. Oni maj� wielki repertuar i w og�le, a u nas jest �realizm i autentyzm". Dyrektor
Wszystko to pi�knie, panie Matkowski, ale to nie�adnie, �e tak od rana, ju� przy �niadaniu, by�o par� kieliszk�w. To niezdrowo i wiecie, �e ja to wci�� zwalczam, zwalczam w teatrze. Wo�ny
Nie, panie dyrektorze. Przy �niadaniu? Gdzie? Ba-wark� mi �ona da�a. Dyrektor
Bawarke? Wo�ny
Jak honor kocham � bawark�. P�niej, jakem tu szed�, je�eli mam ju� powiedzie� prawd�, to spotka�em znajomego, ma czterna�cie morg�w i jeszcze kawa�ek ��ki w innym miejscu. Zamo�ny cz�owiek. Powiada do mnie � wst�pmy na g��bszego. Dyrektor
W�a�nie. Wo�ny
Powiadam mu, �e to jeszcze za wcze�nie, ale on mi powiada, �e �sma godzina to nie jest wcze�nie. Bo sam pan dyrektor wie, �e oni tam na wsi to wstaj� razem z inwentarzem i godzina �sma to dla nich nie jest rano. No, c� ja? W polemik� si� z nim wdam, �e to jeszcze rano? No i wst�pili�my. Dyrektor
No tak, ale tam czekaj�, trzeba prosi�. Wo�ny
Ale i ja przyszed�em z pro�b� do pana dyrektora. Dyrektor
No, c� takiego? Wo�ny
Chcia�em prosi� o ma�� zaliczk�.
* bacarat (fr. baccarat) � nazwa kryszta��w z s�ynnaj fabryki szk�a w Baccaracie, mie�cie w po-�udniowo-wschodniej Francji.
Dyrektor
�adnych, �adnych zaliczek! Powiedzia�em ju�. Sam pan wywiesi� obwieszczenie z moim podpisem, �e �adnych zaliczek na poczet pensji kasa nie wydaje. Prosi� interesanta! Wo�ny
S�ucham pana dyrektora. Jak jest obwieszczenie z w�asnor�cznym podpisem, to trzeba si� s�ucha�. Rygor w teatrze musi by�. idzie ku drzwiom, ale wraca
Panie dyrektorze, chcia�em tylko jeszcze prosi�, �eby mi pan dyrektor wyt�umaczy� sen. Dyrektor
Sen? Wo�ny
�ni�o mi si� dziecko. A powiadaj�, �e dziecko to niedobrze. Dyrektor
M�j panie Matkowski. S�ysza� pan, �e dzwoni�, ale nie wie pan, w jakim ko�ciele. Ja rzeczywi�cie zajmuj� si� snami, ale podchodz� do tego w spos�b naukowy. Ale tam, �ebym mia� wyja�nia�, co to znaczy, jak si� dziecko �ni... Wo�ny
Ja te� to samo powiadam, �e snami to tylko baby powinny si� zajmowa�. Dyrektor
No, znowu tak nie mo�na powiedzie�. Od najdawniejszych czas�w ludzie interesuj� si� snami. Nawet w Biblii jest du�o o snach. Pami�ta pan Matkowski te siedem kr�w? albo ta drabina, co to si� przy�ni�a Jakubowi. Od niepami�tnych czas�w ludzi interesuje sen. I w naszych czasach badaniem tajemnicy snu zajmuj� si� naj�wietniejsze umys�y. A jak to by�o z tym dzieckiem? W jakich okoliczno�ciach ono si� zjawi�o? Wo�ny
Ano... �ona niby powiada � patrz, mamy dziecko. A �ona jest ju� w Wieku podesz�ym � ja tak�e ju�
J
348
Dwa teatry
nie z tych najm�odszych, poza tym byli�my zawsze
bezdzietni, a tu � masz,
Dyrektor
A czy pan Matkowski nie t�skni� nigdy za dzieckiem, czy nigdy z �on� nie rozmawia� na ten temat, �e nie ma dzieci? Wo�ny
No, m�wi�o si�, owszem, nieraz si� m�wi�o. Nawet �ona czasami ze mn� na ten temat dosy� ostro, �e to przeze mnie i nie�adnie si� o mnie wyrazi�a, ale �e ja jestem cz�owiekiem zgodnym i wiem, �e niewiasty nie przegadam, wi�c ju� tak zosta�o, �e to przeze mnie. M�wi�o si�, owszem. Dyrektor notuj�c
No tak... w�a�nie... wi�c t�sknili�cie za dzieckiem?.., Wo�ny
Pan dyrektor napisa�, �e t�skni�em? Dyrektor
Tak tam sobie zanotowa�em... No, tutaj, panie Matkowski, na t� zaliczk�.., podaje pieni�dze Wo�ny
Dzi�kuj� �licznie panu dyrektorowi. Dyrektor
No, a teraz ju� prosi�, prosi� tego z fajk�, Wo�ny wychodzi. Dyrektor wstaje, przeszed� si� zamy�lony po pokoju, wchodzi Autor.
Witam, prosz� uprzejmie,
Podaj� sobie r�ce. Dyrektor wskazuje na fotel. Siadaj�. Po chwili
Prosz� pana... przeczyta�em. Przeczyta�em raz i drugi z wielkim zainteresowaniem. Rzecz jest dobra. Autor
Wiem. Dyrektor
Ba. Pan wie! Ale nie wie pan, czy ja to wystawi�. Autor
Nie wiem.
Akt pierwszy
Dyrektor
Bo, prosz� pana... (wsta�, przeszed� si� zamy�lony po pokoju, przystaje) Ju� sam ten pomys� szalonego in�yniera, kt�ry wysadza miasto w powietrze, aby na jego miejscu stan�o nowe... I ta �mier� pod gruzami jego narzeczonej, uroczej dziewczyny... (po chioili) S�ysza�em co� o poetach �katastrofistach". Gzy pan nale�y do ich grupy? Autor
Nie, Dyrektor
Hm... ten pa�ski pomys�... Czyta�em, czyta�em ju� co� w tyra rodzaju... Miasto le�y w gruzach, zag�ada cywilizacji europejskiej... Ale, widzi pan, to by�o w ksi��ce. W powie�ci, w druku. W tych szarych linijkach liter, kt�re wywo�uj� w czytelniku obraz. W czytelniku, nie w widzu teatralnym. Czytelnik, wie pan, ma jak�� wrodzon� mo�no�� samoobrony. Straszny obraz mo�e od siebie oddali�. Mo�e t� dal regulowa�, jak przy pomocy lornetki. I mo�e to zasnu� jak�� mg��, za kt�r� zatr� si� kontury. Ale u nas w teatrze jest inaczej. To jest tu�, blisko, to wci�ga, to ka�e niekiedy �y� razem, (zamy�lil si�. Po chwili) C� pan na to? Autor
Hm... Dyrektor zaj�ty my�lami. Po chwili m�wi dalej
Prosz� pana... Pa�ska sztuka to niew�tpliwie fantazja. Ale przedstawia to pan realistycznie. W teatrze bywaj� niespodzianki. Rzecz gro�na mo�e wywo�a� �miech. Nieraz tak bywa�o. I tu jest to niebezpiecze�stwo, bo tu brak widzowi... jakby tu powiedzie�... tego do�wiadczenia �yciowego... rozumie pan, widz nigdy tego nie widzia� i nie zobaczy, brak jakiego� sprawdzianu... s�owem, no, pan mnie rozumie? Autor
Rozumiem.
350
Dwa teatry
Dyrektor
Czy pan nigdy nie powie wi�cej ni� jedno s�owo? Autor
Nigdy. Dyrektor zaj�ty swoimi my�lami, nie reaguje na t� odpowied�
Kto wie, mo�e by�my uj�li to tak, �e by�aby w tym groza. Te wal�ce si� domy, ta �mier� dziewczyny pod ceg�ami... ale to mog�oby by� brutalne. Brutalne szarpanie nerwami. Jeszcze by mi tu kobiety na sali zemdla�y. I co z nimi robi�? Autor
Ocuci�. Dyrektor
Ach, panie, �ocuci�, ocuci�", ja si� m�cz�, sam nie wiem, co mam panu powiedzie�, a pan mi ka�e cuci�! (po chwili) Boj� si�, �eby�my nie przekroczyli pewnej dozwolonej granicy estetycznej. Nie mog� si� zdecydowa�. Ale mo�e pan wreszcie co� powie, mo�e pan wysunie jakie� argumenty, projekty, mo�e ja si� myl�. Bo ta sztuka po przeczytaniu chodzi za mn�. Rozumie pan, po prostu za mn� chodzi. Rozmawiam o tym, o owym � ona jest. No, co pan na to powie? Autor
Nic. Dyrektor
A poniewa� ja ju� swoje powiedzia�em, a pan nic nie powie, wi�c... Autor wstaje
�egnam. Dyrektor
Panie, chcia�em gra�. Bo sztuka mnie n�ci, wprost kusi, ale z drugiej strony... Tak, to mo�e by� w rezultacie niesmaczne. Autor sklania z lekka gloiu� z uprzejmym potakiwaniem
Niesmaczne.
AM pierwszy
301
Dyrektor
Tak. W ten spos�b cz�sto sala teatralna okre�la swe wra�enia: �to by�o niesmaczne, to wzbudza niesmak". Autor
Tak.
�egna si� Dyrektor
Nie oddaj� panu egzemplarza. Jeszcze raz pom�wimy.
Autor wychodzi. Dyrektor stoi zamy�lony, wsuwa si� glowa Wo�nego. Wo�ny
Da� drugiego? Dyrektor ockn�� si�
Tak. Zaraz, zaraz. Czy Montek ju� przyszed�? Wo�ny
O, jest nawet tutaj. Dyrektor
Niech tu wejdzie. Montek
S�uga pana dyrektora. Dyrektor
Jak si� masz, Montek! (po chwili) S�uchaj, Montek. Czy podj��by� si� zrobi� tak� rzecz: jest pok�j, wielkie okno, za oknem wida� miasto. W pewnej chwili miasto zostaje wysadzone w powietrze, Montek
Wysadzone? Dyrektor
Tak. Wszystko pada i przygniata jeszcze dziewczyn�, kt�ra jest w pokoju. Montek
Dlaczego nie? Zrobi si�, panie dyrektorze. Dyrektor
Hm... Montek
Pan dyrektor w�tpi? A jak ostatnio robi�em ten ekspres, co przelatywa� przez ma�� stacj�? Jak zakle-
352
Dwa teatry
Akt pierwszy
S53
kota� na zwrotnicach, jak przelecia�y o�wietlone okna, zawsze by�y brawa przy podniesionej kurtynie. Tyle ludzie poci�g�w widzieli i nie bili brawa, a nasz jak przeje�d�a!... Dyrektor
No, poci�gi to ludzie widzieli, wi�c mogli sprawdzi�, czy to robisz dobrze. Ale wal�cego si� miasta nikt nie widzia�. Montek
Jeszcze zobacz�. Dyrektor
Jak to � zobacz�? Montek
No, u nas w teatrze. Dyrektor
A... No, jeszcze nie wiem, czy to zrobimy. Montek
R�bmy to, panie dyrektorze! We wrze�niu mo�e to ju� p�j��. To mi si� podoba. Dyrektor
Zobaczymy, zobaczymy, (patrzy na zegarek) No, tymczasem czuwaj dobrze przy �Powodzi". Wczoraj jeszcze by�y tam niedoci�gni�cia, o kt�rych ci m�wi�em. No i z tym �wiat�em... Montek
Dzi� b�dzie dobrze. Za p� godziny zaczynamy. Pan dyrektor przyjdzie? Dyrektor
No, oczywi�cie.
Montek wychodzi. Dyrektor we drzwiach, kt�re wychodz�cy otworzyl
Prosz�, prosz� kochanego pana. Wchodzi Ch�opiec siedemnastoletni, efeb urodziwy jak dziewczyna. Palto przemokni�te, ko�nierz postawiony.
Witam. Niech pan siada.
Ghlopiec siada. Dyrektor siada r�wnie�; patrzy na go�cia z �yczliwym u�miechem. Dyrektor jest teraz spokojny, �agodny. Po chwili
No i c� pan powie?... Zjawia si� pan zawsze u mnie,
kiedy pada deszcz... Nazwa�em pana w my�li �Ch�opcem z deszczu". Jest �Ch�opiec b��kitny" *, pan jest �Ch�opcem z deszczu". Ch�opiec
Dobra nazwa. Lubi� deszcz. Dyrektor
wci�� z u�miechem
Przyni�s� mi pan swoj� now� �sztuk�". Ch�opiec
Przynios�em. �Sztuk�" m�wi pan w cudzys�owie i jeszcze podkre�la pan to u�miechem. Ale ja si� wcale nie obra�am. Ja swoje utwory do pana przynosz�, pan mi je oddaje i... nie gniewamy si� o to na siebie. Dyrektor
Tak, nie gniewamy si�. (po chwili zamy�lenia) A jednak chcia�bym wiedzie�... chcia�bym wiedzie�, czy pan rzeczywi�cie nie rozumie, �e te utwory nie mog� by� w teatrze grane. Ani ta �Dziewczynka z pi�k�", ani to, co pan ostatnio przyni�s�, ta �Krucjata dzieci�ca". C�... id� tam, id� dzieci, jak przed wiekami, tylko na papierowych he�mach maj� polskie znaki, w oczach nios� jak�� t�sknot�, jak�� ch�� czynu, a nie wiedz�, �e id� na zag�ad�. Ten obraz widzi si� jeszcze po przeczytaniu. � Ale c�? sam pan rozumie, �e to nie jest teatr, (po chwili) A dzi�, na przyk�ad, c� mi pan przynosi na tym arkusiku? (wa�y w r�ku kartk� papieru. U�miecha si�) Tytu� � �Ga��� kwitn�cej jab�oni". A tekst niedu�o wi�kszy ni� tytu�. Przeczytajmy.
Czyta po cichu kilkana�cie sekund. Przesta� czyta�, odchyli� g�ow�, patrzy w zamy�leniu na sufit.
Ciekawe... hm... ciekawe, �e pan.., nie wiem, do jakiej szko�y pana zaliczy�, w ka�dym razie jest pan poet� lirykiem, i ciekawe, �e pan chcia�by swe utwory pokaza� gromadzie. Co� pana ci�gnie do t�um�w, jak m�wc� czy polityka.
'�Ch�opiec b��kitny" � Blue Boy, obraz Thomasa Gainsborough (1722�1788), angielskiego malarza okresu rokoka.
354
Dwa teatry
Ch�opiec
Nie wiem. Ci�gnie mnie teatr. Lubi� sal� teatraln�, lubi� patrze� na o�wietlon� przed zacz�ciem aktu kurtyn�... Dyrektor
Na kurtyn�... Ch�opiec
Tak, wszystko mnie tam poci�ga. I kurtyna, i ci ludzie, co p�niej wchodz�, wychodz�, s� smutni, s� �mieszni, czasem jacy� wi�ksi ni� w rzeczywisto�ci... Wszystko mnie tam poci�ga � i nawet gabinet pana, i pan jako dyrektor teatru, i nawet ten wo�ny... Mo�e dlatego, �e matka moja by�a aktork�... Dyrektor
Aktork�? Ch�opiec
Nie zna� pan jej. Grywa�a w innym kraju, w innym mie�cie... p�niej zesz�a ze sceny, ale mawia�a, �e �ni jej si� po nocach teatr. M�wi�a, �e po nocach wyst�puje. Dyrektor
Tak? �ni� jej si� teatr?... To zrozumia�e, (po dlu�-szej chwili) Panie... Widz�, �e pan jest na razie w ci�kich warunkach. Niech si� pan nie obrazi, ale podejrzewam, �e pan pod tym przemokni�tym p�aszczem przykrywa co�, co jest jeszcze w gorszym stanie ni� ten p�aszcz. I... �e pan mo�e czasem nie dojada... Sprawi mi pan prawdziw� przyjemno��, gdy pan przyjmie ode mnie niewielk� po�yczk�. Ch�opiec
Po c� pan nazywa po�yczk� to, czego panu nie oddam? Dyrektor
No... tak si� m�wi. Ch�opiec
Poprosz� pana tylko o pocz�stowanie papierosem. Dyrektor
Ach, s�u�� panu. O... mam tu nawet co� bardzo dobrego... z tureckim napisem.
Akt pierwszy
355
Ch�opiec
Dzi�kuj�.
Bierze papierosa. Dyrektor mu zapala. Dyrektor
Nie w�tpi pan chyba o tym, �e nie chcia�em pana urazi�. Ch�opiec
Nie obra�am si�. Dzi�kuj�. Po�yczki nie przyjmuj�, ot � mo�e z g�upoty, a mo�e dlatego, �e lubi�... gest. Dyrektor
Gest? Ch�opiec patrz�c na dym z papierosa
Matka moja by�a aktork� pi�kn�, ale lich�, a ojciec nieznany. Ale ja my�l�, �e to by� wielki pan. Bo ja lubi� gest. Taki pi�kny gest. Przynajmniej mi si� taki wydaje. Zatem gest jest pi�kny. Wczoraj kupi�em ma�ej dziewczynce, co sta�a pod sklepem n�dznego jubilera, cieniutki pier�cionek ze sztucznym kamieniem. Poda�em go jej, potem znikn��em w deszczu, �r�d przechodni�w � �szlachetny i dumny"... A przedwczoraj widzia�em pogrzeb biedaka, za kt�rym sz�a jedna kobieta, i to kulawa. Poda�em jej rami� i szli�my razem. Deszcz pada�. Dyrektor
Dobre pan ma serce. Ch�opiec
Nie, to nie serce � to taki mo�e troch� afektowa�y, troch� pretensjonalny gest... (patrzy na dym papierosa. Po chwili) Ojciec m�j to by� wielki pan... (po chwili) Doskona�y papieros... (po chwili) �egnam pana. wstaje Dyrektor wstaje r�wnie�
Smutno mi jest, �e musz� to panu powiedzie�, ale to mo�e dla pa�skiego dobra... No c�, niech pan pisze... ale w teatrze... niech si� pan nie �udzi... utwory pa�skie nie b�d� grane nigdy, w �adnym teatrze �wiata.
sss
Dwa teatry
Ch�opiec
�W �adnym teatrze �wiata".,.
Wchodzi Lizslotta w spos�b, jakby nie oczekiwa�a zasta� kogo� w gabinecie opr�cz Dyrektora. Lizelotta
Przepraszam. Nie wiedzia�am,.. Czy przeszkadzam? Dyrektor
Nie, ten pan ju� wychodzi,
Podczas tego Ch�opiec i Lizelotta patrz� na siebie, jakby na obojgu to spotkanie zrobi�o wra�enie. Ch�o-piec po chwili sklonil si� � wyszed�. Lizelotta
Kto to? Dyrektor
Gdybym ci umia� powiedzie�, kto to... Nazywam go w my�li �Ch�opcem z deszczu". Gdyby mi jaki� autor da� tak� posta�, waha�bym si�, czy mog� j� w moim teatrze pokaza�. Mniejsza, �e nie wiedzia�bym, czy da� ch�opca, czy przebran� za ch�opca dziewczyn�: nie wiedzia�bym w og�le, czy nale�y go zaliczy� do postaci realnych. Lizelotta
Po co tu przyszed�? Dyrektor
Przynosi mi swoje dziwne utwory, kt�re nie s� sztukami teatralnymi. Troch� jaki� maniak, troch� jaki� kabotyn, nie pozbawiony samoironii i uroku, czy ja wiem, mo�e nawet troch� jaki� kpiarz... Nie obra�a si�, kiedy mu odmawiam, odchodzi, ale po jakim� czasie przyjdzie do mnie zn�w, I wiesz, lubi� nawet, gdy przychodzi. Powiedzia�em dzisiaj, �eby si� nie �udzi�: utwory jego nie b�d� grane nigdy w �adnym teatrze �wiata. Smutno mi nawet, �ern mu tak powiedzia�. Smutno jest powiedzie� komu� �nigdy". Lizelotta
Tak mu powiedzia�e�? Dyrektor
Tak. Ale on si� leciutko u�miechn��, jakby w�tpi� o tym.
Akt pierwszy
357
Lizelotta
Chc� to przeczyta�. Dyrektor
O, zosta�a tu nawet ta jego kartka. Mo�esz przeczyta�. Nie b�dzie to trwa�o d�ugo. Ale, Lizelotto, kiedy mowa o czytaniu � dlaczego nie przeczyta�a� jeszcze tej rzeczy, o kt�rej ci wspomina�em. By� dzi� u mnie autor, nie da�em mu ostatecznej odpowiedzi. Chc� jeszcze poradzi� si� ciebie, Lizelotta
To miasto w gruzach? Nie chc� tego czyta�!
Dyrektor
Montek wprost pali si� do tego. Lizelotta
me odpowiada, siedz�c przy biurku czyta �Ga��� kwitn�cej jab�oni". Przesta�a czyta�, zapatrzy�a si� przed siebie. Dyrektor
I c�? Lizelotta
Ja mog� to gra�, Dyrektor
No, Lizelotto,.. Trudno przypu�ci�, �eby� to m�wi�a serio. Lizelotta
M�wi� serio. Dyrektor
Przecie� to jest jedno zdanie � kilka s��w o dziewczynie, co wesz�a z ga��zi� kwitn�cej jab�oni. Lizelotta
To jest chwila. Dlaczego nie mog� ukaza� takiej chwili? Dyrektor
Nie rozumiem, sk�d nagle taki kaprys. Nie... oczywi�cie, �e na serio nie mo�na tego traktowa�. Lizelotta
Mi�dzy jedn� jednoakt�wk� a drug� nie zapalasz na widowni �wiate�, dajesz zwykle jakie� preludium, jak�� przygrywk�, zamiast tego, a mo�e I przy tym,
35S
Akt pierwszy
Dwa teatry
mo�e przy grze skrzypiec, wejd� na chwil� przed kurtyn�, zatrzymam si�, przesun�, znikn�... Tak to widz�...
stoi wpatrzona jakby w len obraz, kt�ry chce odtworzy� Dyrektor
Ale�, Lizelotto... Hm... co� mi w tej chwili nasun�a�. Umiesz zawsze co� swego narzuci�. Wejdziesz, powiadasz, wejdziesz na chwil�. Ka�de twoje wej�cie na scen� robi wra�enie. Wywo�uje cisz� albo szmer. Nieraz my�la�em o tym, �e to �wej�cie" jest czym� samym w sobie. Jest czym� zamkni�tym, co ma swoj� tre��. Ma w�asne pi�kno. Wi�c wierz�, �e i tu... (po chwili) ale nie. To niemo�liwe. To nada�oby �Ma�emu Zwierciad�u" co� z rewii. Nasz teatr nie ma nic wsp�lnego z teatrem rewiowym. Chocia� dajemy same tylko utwory kr�tkie, teatr nasz � to teatr dramatyczny. Teatr nasz ma swoje oblicze, ma sw�j wyra�ny styl. Lizelotta
Tak. Przyznaj�. To by popsu�o styl. Dyrektor
Wi�c przyznajesz? Musz� si� trzyma� swego stylu, swojej linii. �Zwierciad�o" ma wielu przeciwnik�w. Nas�ucha�em si� dosy� z�o�liwo�ci od r�nych m�odych i podstarza�ych �reformator�w teatru", �malarzy", �groteskowicz�w" � nie b�d� wylicza� ich wszystkich � ale ja, �fotograf rzeczywisto�ci", jak mnie pogardliwie nazywaj�, nie zmieni� niczego w swoim teatrze. Lizelotta
Nie zmieniaj. Teatr tw�j jest dobry. Dyrektor
Ach, gdybym by� pewny, �e w tej chwili nie drwisz i ty po cichu. Lizelotta
Nie, nie drwi�. Wierz mi. Tw�j teatr jest dobry. Ci, co drwi� dzisiaj z ciebie, b�d� jutro wydrwiwani przez innych. Teatr b�dzie mia� chwile z�e, p�niej zn�w dobre. To naturalne jak przyp�yw i odp�yw, jak zach�d
SSf
i wsch�d s�o�ca. Rzecz inna, �e i mnie czasami ten teatr nie wystarcza. �e chcia�abym nieraz przekroczy� poza t� lini�, kt�r� wko�o swego teatru zakre�li�e�. Zreszt� i ty czasem ten kr�g zakre�lony przekraczasz, bo trudno powiedzie� w teatrze: tylko �st�d � dot�d".
Dyrektor
I ja przekraczam? Lizelotta
I ty, i tw�j autor, kt�rego wystawiasz, i widz z teatralnej sali idzie czasem dalej, gdzie� indziej, ni� my�lisz.
Dyrektor
Hm... (zamy�li� si�) Ale wr��my do spraw konkretnych. Czemu nie chcesz przeczyta� tej sztuki, o kt�rej ci m�wi�em? (z u�miechem) Czy nie chcesz �gin��" pod gruzami? Lizelotta
Zostaw! Powiedzia�am � nie chc�! Dyrektor
Ano... nie b�d� wi�cej o tym m�wi�. Masz swoje przywidzenia, kaprysy, znam je i zwykle im ulegam. � Cho�by ta �Ga��� kwitn�ca", to tak�e kaprys. � Czy�by zrobi� na tobie wra�enie ten ch�opiec? Lizelotta
Tak. Dyrektor
O... to ciekawe. Lizelotta
Zachmurzy�e� si�? Czemu?
Patrzy na Dyrektora, kt�ry usiadl chmurny i milcz�cy. Po chwili podchodzi do Dyrektora, staje przy nim. B�d� zawsze z tob�. B�d� zawsze gra�a w twoim teatrze. A �e my�l wyleci czasami i poza tw�j teatr... na to rady nie ma. Dyrektor Lizelotto... my�l twoja wyleci poza m�j teatr i poza
360
Dwa teatry
mnie. To kiedy� nast�pi. Boj� si� zawsze tej chwili.
Ale... na to rady nie ma.
Lizelotta
Nie b�j si�. B�d� zawsze przy tobie. Dyrektor
oparl glow� na �okciach, przys�oni� dlo�mi oczy � | m�wi po chwili
O, jak�e ci� g��boko kocham. Lizelotto moja!
Akt drugi
Podnosi si� kurtyna i odslania drug� kurtyn� teatru �Male Zwierciadle". Na kurtynie tej jest napis czy ini-cjaly �Malego Zwierciadla". Slycha� stukanie mlotka-mi. Potem glos Dyrektora Dyrektor
Cisza tam! Zaczynamy! Montek, powiedz im, �eby si� uciszyli. Glos Montka
To ci blacharze na dachu. Dyrektor
Zawsze to samo. Jak tylko pr�ba generalna � mo�na si� za�o�y�, �e b�d� stukali m�otkami! Cisza! Zaczynamy !
Sygna� specjalny �Malego Zwierciadla", inny ni� gong przed podniesieniem kurtyny pierwszej. Po chwili wida� wn�trze le�nicz�wki. To sztuka w jednej ods�onie pt.
�MATKA"
Pok�j Le�niczego o du�ym oknie, za kt�rym wida� obficie o�nie�one drzewa lasu. Pok�j ten �luzy za jadalni�: kredens, st� � i za gabinet: biurko, troch�
362
Dwa teatry
ksi��ek. Jest tak�e ��lte, staro�wieckie nieco pianino. Dubelt�wka na �cianie. Na biurku dwie fotografie. Zegar �cienny. Staro�wiecki telefon, przyczepiony do �ciany. Dzie�. Sionce. Przy stole siedzi Matka, kobieta starsza, surowa, powa�na, niemal m�ska. �uszczy groch, przy niej miska i sito. � Dzwonek, przy sankach � widocznie kto� jedzie. Matka nas�uchuj�c wstaje � patrzy przez okno. Po chwili zjawia si� Pani. Pi�kny plaszcz futrzany, pod p�aszczem barwna podr�na bluza. Pani jest efektowna, weso�a. Pani
Dzie� dobry! Matka do�� ponuro, nieufnie
Dzie� dobry. Pani weso�o
Przepraszam za najazd. Pani tu jest gospodyni�? Czy jest jeszcze kto� w tym domu? Matka
A pani w�a�ciwie do kogo? Pani
No, �w�a�ciwie" nie wiem, do kogo. Chcia�am prosi� pana domu czy pani� domu o kr�tk� go�cin�, no i co� do zjedzenia. Matka
Ja tu jestem sama. Zi�� pojecha� do tartaku, c�rki tak�e nie ma w domu. Zreszt� ja tu rz�dz�. Pani
Ach, tak? Pani pewno jest zdziwiona, sk�d si� tu wzi�am. Matka
No, widz�, �e pani nietutejsza. Nie z lasu i nie ze wsi. Pani
Wi�c musz� pani opowiedzie�, sk�d pani ma takiego nieproszonego go�cia: jestem podr�n� z poci�gu. Poci�g stan�� na tej stacyjce w lesie i nie mo�e i�� dalej � taki �nieg.
Akt drugi
Matka
363
Tak, nawali�o �niegu przez t� noc. Pani
Naczelnik tej stacyjki powiedzia� mi, �e zanim od-kopi� ca�� linie, b�dziemy stali cztery albo sze�� godzin. I � wie pani � zanim zd��y�am pomy�le� o swojej smutnej doli, podr�ni wykupili dos�ownie wszystko, co by�o na tej stacyjce do zjedzenia. Wagonu restauracyjnego nie ma. Co robi�? Ten cz�owiek, kt�ry mnie tu przywi�z�, powiedzia�, �e jest niedaleko le�nicz�wka, mo�e tam co� znajd�. A wi�c przyjecha�am. Je�eli pani mia�aby co� gor�cego, to dobrze, je�eli nie, to mo�e zechce mi pani sprzeda� troch� jakiej� w�dliny, kawa�ek chleba � i przygoda nie b�dzie taka straszna. Przejecha�am si� sankami, las �liczny, tu przemi�e � wszystko dobrze!
Matka
surowo, bez uprzejmo�ci, �rzeczowo" Nie sprzedam, bo tu sklepu nie ma. Niech si� pani
rozbierze i siada. Obiad dopiero co wstawiony na
kuchni�, wi�c zaraz nie b�dzie. Ale tymczasem znajdzie si� co� zimnego.
Pani
zrzuci�a futro � siada
Serdecznie pani dzi�kuj�. Co�kolwiek. Prosz� tylko
nie robi� sobie �adnego k�opotu.
Matka
jak wy�ej
Nie b�dzie �adnego k�opotu. Pani
uprzejmo�� ka�e jej prowadzi� konwersacj�, wi�c m�wi Chyba c�rka pani mia�a co� wa�nego, �eby na taki �nieg wyjecha� z domu. Droga taka ci�ka, �e le-dwie�my tu dojechali. Matka
Ano, �nieg nie �nieg, deszcz nie deszcz, c�rka musi by� w szkole.
kraje szynk�, wyjmuje z kredensu s�oik z grzybkami, poprawi�a uchylon� serwet� na stole itp.
Dwa teatry
Pani
W szkole? Matka
Jest nauczycielk� w szkole. Pani
To tu w lesie jest szko�a? Matka
Ano, mieszkaj� tu ludzie w lesie, jest tartak, jest i szko�a. Pani
Ach, pani mi tyle kraje tej szynki, nie zjem! Matka
Czemu nie ma pani zje��. Niech pani je na zdrowie. Pani
Dzi�kuj�. O, ju� widz�, �e doskona�a, �swojej roboty". Matka
Pewno, �e si� u nas takich rzeczy nie kupuje. Pani
Pyszne �niadanie. Co za chleb! Wi�c m�wi pani, �e c�rka jest nauczycielk�... Matka
Jeszcze jest... Ale nied�ugo ju� si� to nauczycielstwo sko�czy. Pani
Tak? Dlaczego? Ach, co za chleb! A te rydzyki... delicja! Matka
Ano, dosta�a m�a, co jest na posadzie, nied�ugo sama b�dzie mia�a dziecko. Pani
Dziecko? O, to pani musi si� cieszy�. Dom si� zaraz o�ywi. Matka siada nieco dalej
A pani zam�na? Pani
Tak, od paru lat.
AM drugi
365
Matka
Dzieci pan� nie ma. Pani
Nie mam. Ale sk�d pani wie, �e nie mam? Matka
Wy tam w miastach wolicie si� �ajdaczy�, ni� mie� dzieci. Pani ubawiona i nie ura�ona
Ha, ha. Pani mocno si� wyra�a. Matka
U nas tego nie ma. M��, �ona � to i dzieci. Pani
E, prosz� pani, nie dlatego nie mam, �e jestem z miasta i chc� si�, jak to pani powiedzia�a � bawi� czy co� w tym rodzaju, tylko �e... no, po prostu nie mam. (po chwili) Dzi�kuj� pani serdecznie za doskona�e �niadanie, i czy nie zaszkodzi pani, �e wypal� papierosa? Matka
A niech pani pali. Mnie to nie przeszkadza. Nieboszczyk, m�� m�j, kurzy�, �e a� pu�ap w izbie czernia� � jestem przyzwyczajona. Pani
A, to pani wdowa. Matka
Pewno, �e jak tu jestem u zi�cia, a nie w swojej cha�upie � tom wdowa. Ju� cztery lata. Pani
M�� d�ugo chorowa�? Matka
Kr�tko. Zabili go i koniec. Pani
Co pani m�wi? Kto zabi�? Matka
By� gajowym. Wiadomo, kto: ci, co kradn� drzewo. Pani
To straszne.
368
Dwa teatry
Matka
Ano... tutaj to rzecz zwyczajna. Pani
Wyobra�am sobie, co pani musia�a wtedy prze�y�. Matka
Prze�y�am i �yj�. Dosta�am ze skarbu zapomog�. Wyedukowa�am c�rk�. �al i p�acz nie pomo�e. Musia�abym oczy wyp�aka�, a oczy matki by�y potrzebne. I teraz jeszcze potrzebne, (po chwili) C�... jeden umiera, drugi si� rodzi...
Pani
po chwili zamy�lenia
Tak... (po kr�tkiej chwili) Widz� tu pianino. To pani c�rka grywa? Matka
Nie, zi�� tam czasami. Pani
Pani pozwoli, �e spr�buj�... (otwiera) O, pianino Erarda...* Wie pani, to ciekawe... W Polsce bardzo rzadko mo�na znale�� instrument Erarda. I to w lesie... Matka
Ja si� na tym nie znam. Czy to Erarda czy Edwarda... Przywi�z� to z sob�, postawi� i stoi. Pani w zamy�leniu
Tylko raz w jednym domu... gra�am na takim pianinie... (po chwili zaczyna gra�. Przerywa) Ach, m�j papieros... Szukam, czy nie ma tu jakiej� popielniczki. � O, widz� tam na biurku, pod fotografi�... Matka chce wsta�.
Niech si� pani nie trudzi, podejd�... Chwila ciszy. Potem ze zdziwieniem, niemal z przera�eniem
Kto to jest na tej fotografii? Matka
M�j zi��.
�pianino Erarda � Erard, najbardziej znana i najstarsza francuska wytw�rnia fortepian�w.
Akt drugi
367
Pani
Pani zi��? Matka
A tam jego �ona. Pani
Jak si� nazywa zi�� pani? Matka
Jak si� nazywa? �aiiiewski si� nazywa. Pani
Tornek �aniewski!? Matka
�Tomek"? No tak � Tomek. Tomasz �aniewski. (pauza) Pani go zna? Pani
Sk�d on si� tutaj wzi��? Jest le�nikiem? Przecie� on... przecie� on chodzi� na prawo. Matka
A kto go wie, czego si� on tam uczy�. Ale uczy� si� i le�nictwa. Nie m�g�by dosta� takiej posady. Tak, co� kiedy� opowiada�, �e mia� by� adwokatem, potem mu si� co� odmieni�o... Czy ja wiem... Niedu�o mnie tam jego szko�y obchodz�. Pani
Wi�c on jest tu... To �ona... Matka
Pozna�a go pani. Teraz i ja pani� poznaj�. Pani
Pani mnie poznaje? Jestem w tych stronach pierwszy raz. (po chwili) Nie, mnie pani nie zna. Matka
A jednak znam. Pani
Sk�d? Nie rozumiem. Matka
Ano... wie pani, ja nawet nie jestem taka, co to lubi zajrze� i zobaczy�, wiele kto ma koszul w skrzyni albo co kto w swoim garnku zagotowa�. Ale raz... kiedy tu sprz�ta�am, szuflada w tym biurku by�a troch� wysuni�ta, no i... co tu gada� � baba bab� zo-
t
Dwa teatry
AM drugi
stanie, ciekawo�ci nie przemo�e � zajrza�am. Pani
I co tam pani znalaz�a? Matka
Ano... by�a tam fotografia pani. Pani
Tak? Moja fotografia? Matka
Pani. Ja ju� mam takie oczy. �e jak patrz� na kogo�, to zapami�taj�. Dwadzie�cia lat przejdzie, a ja go poznam. C�... pretensji o to nie mam. By� kawalerem. Zreszt� co to z niego by�by za ch�op, �eby tam przed Sakramentem � jednej � drugiej dziewki nie mia�. Dzwonek telefonu. Matka podchodzi do telefonu.
A co tam? (po chwili) O pierwszej? To dzi� wcze�niej? (po chwili) Razem przyjedziecie? �e co?... Dzieci dzi� do szko�y nie przysz�y? No pewno, �e na taki �nieg... No to dobrze. Obiad mo�e by� i wcze�niej... (wiesza s�uchawk�. Do Pani) Ju� zaraz pierwsza. Zi�� telefonowa� x tartaku, �e przyjdzie z c�rk� na pierwsz�. Bo dzieci do szko�y nie przysz�y i c�rka dzi� wolna � wi�c wcze�niej. Ju� zaraz pierwsza. Pani
Tak... To zaraz tu przyjad�? Matka
Prosz� pani... jakby tu powiedzie�? � Ja ju� w swoim �yciu niejednego podr�nego w dom przyj�am, niejednego nakarmi�am... i... nigdy go nie wyprasza�am. Ja pani nie wypraszam, ale... Pani
Ale co? Milczenie.
Tak. Rozumiem. Pani teraz mnie wyprasza. Milczenie.
Dlaczego? Matka
A pani chce tu jeszcze zosta�?
Pani
Hm... (zamy�li�a si�) Chcia�abym go zobaczy�. Pierwszy i mo�e ostatni raz jestem w tych stronach � znalaz�am si� wypadkiem w jego domu. Pani przyzna, �e to nie jest taki zwyk�y wypadek. Matka
E, lepiej, �eby tu pani nie zosta�a, (po chwili) Bo to, widzi pani, moja c�rka jest sobie... jak ta szara pliszka... a pani przy niej jak ta � papuga. Pani
troch� ura�ona, troch� rozdra�niona, odpowiada nieco wynio�le i ironicznie
Mo�e chcia�a pani powiedzie� � jak .,rajski ptak". Matka
Rajski czy inny � dla mnie to wsio � papuga. Pani
Boi si� pani, �ebym go st�d nie porwa�a? Matka
Nie. Tego si� nie boj�. Ja tu czuw-iin i krzywdy mojemu dziecku zrobi� nie pozwol�. Pani
Wi�c o co pani chodzi? Matka
Pomy�la�a pani teraz � o co ci chodzi, stara wied�mo? Pani niemal z przestrachem i zdziwieniem
Ja tak pomy�la�am?... Sk�d?... Sk�d pani wie? Bo... rzeczywi�cie ja tak pomy�la�am. Matka
Wiem. Nazywaj� mnie tutaj star� wied�m�. Chocia� mleka krowom nie odbieram. Lubczyk�w nie-lubczy-k�w ludziom nie zadaj�. Tylko � mo�e dlatego, �e jak spojrz� � to du�o wiem. My�li nawet cudze znam. Pani
Mo�e pani wie czasami za du�o. Wi�cej ni� jest naprawd�. Cho�by tutaj... On ma �on�, ja mam m�a. M�� m�j jest pos�em w dalekim kraju. Pojad� do m�a, tam daleko... w tych stronach pewno nigdy w �y-
i
370
Dwa teatry
Akt drugi
371
ciu nie b�d�... M�wi� pani otwarcie, szczerze, chcia�abym go cho� na chwil� zobaczy�, a potem... Matka
Ja pani te� powiem prawd�, jak my�l�: nie trzeba, �eby widzia� pani�. Nie trzeba. Bo to jest taki cz�owiek, co za du�o patrzy przez okno... Pani
Patrzy przez okno? Nie rozumiem. Matka
Ja pani wyt�umacz�. Wiadomo: ka�dy wyjrzy przez okno. Pies zaszczeka � to si� patrzy. Kto� nadje�d�a � to si� patrzy. �ciemni si�, bo burza nadchodzi � cz�owiek podejdzie do okna, zobaczy i � dosy�. Ale on... On czasem potrafi sta� d�ugo przed oknem i patrze� na drog�. Umie patrze� jakby poza ten las... I nie s�yszy nawet wtedy, co do niego m�wi�... jak ten g�uszec. Mo�na powiedzie� wtedy, �e obiad podany, on � nie s�yszy � patrzy. Jakby poza ten las... Jest le�nikiem... w papierach mu napisali, �e jest le�nikiem. Ale on nie jest st�d, z lasu. Chwali sobie nawet �ycie w lesie, m�wi, �e las jest �pi�kny", �e las �uspokaja". My, tutejsi, tak nie m�wimy, �e las jest �pi�kny", �e las �uspokaja". Las � to las... Pani
My�li pani, �e kiedy tak patrzy przez okno � to chcia�by czego� innego, ni� jest tutaj? Matka
Tak my�l�. Niewiele by mnie obchodzi�o, co on by tam chcia�, gdyby nie c�rka i dziecko. Tu b�dzie musia� patrze� coraz wi�cej, tu na �rodek izby, a nie tam na drog�, (po chwili) Niech pani jedzie do tych swoich dalekich kraj�w. M�wi� pani, lepiej b�dzie, gdy go pani nie zobaczy. Mo�e lepiej i dla pani. Bo mo�e i pani zacznie tam w dalekich krajach... patrze� przez okno. Mo�e tu, w stron� naszego lasu. A to nic z tego. Ja tu czuwam, (po chwili) Ju� pierwsza. Uderzenie zegara. Pani wi�cej do siebie, z cicha, w zadumie
Wi�c mam odej��? Ano... mo�e pani ma racj�... �egnam pani�.
Poda�a r�k� matce. Wychodzi. Matka odprowadza j� do progu. Stoi w drzwiach, podchodzi do okna, patrzy. S�ycha� dzwonek coraz cichszy. Matka
Pojecha�a...
Zn�w dzwonki przy uprz�y, inne w tonie, zbli�aj�ce si�, coraz g�o�niejsze, sanie stan�y. Matka uprz�tn�a nakrycie dla go�cia. Po chwili wchodzi Le�niczy z �on�. "^ Le�niczy
Widzia�em, �e kto� st�d odje�d�a�. C�rka
Tak, widzieli�my sanki. By� tu kto? Matka
A by�a tu jaka�... Le�niczy
Do nas kto� przyje�d�a�? Matka opryskliwie, udaj�c pilne zaj�cie gospodarskie
Jaka� tam lafirynda z miasta za jedzeniem. Czy ja wiem, co za jedna! Le�niczy
Za jedzeniem? Matka jak wy�ej
Poci�g nie mo�e i�� dalej, czy co� takiego, i przy-- nios�o j� a� tutaj, �eby co� zje��. C�rka
Jak to, z poci�gu a� tutaj... Matka
A nie zawracaj mi g�owy, czy ja wiem? M�wi�a, �e spad� taki �nieg, �e kolej zasypa�o � musz� sta� par� godzin, na stacji nie by�o jedzenia, wi�c kto� jej poradzi�, �eby tutaj. � Przyjecha�a, da�am jej, co mog�am, podzi�kowa�a i pojecha�a. Co ja wam wi�cej powiem ?
372
Dwa teatry
Le�niczy
Tak, wiem, �e tu jaki� poci�g stan��. Telefonowali do mnie, �ebym przys�a� ludzi do oczyszczenia toru. (do �ony) Wiesz co? Jak zjemy obiad, mo�emy pojecha� na stacj� zobaczy�. C�rka
Dobrze. Matka
Dzieci jeste�cie czy co? Na co patrze�? Maszyna J par� wagon�w. Zagwi�d�e i pojedzie dalej. Jest na co patrze�! Tylko chyba po to jecha�, �eby konie zmordowa� na takiej nie przetartej drodze. Le�niczy
Rzeczywi�cie, droga ci�ka. C�rka
Tak tu �adnie pachnie � pewno perfumy... Czujesz? Le�niczy zamy�lony
Tak, czuj�... C�rka
I pewnie pali�a papierosy... Matka
A pali�a, pali�a. Nakryte: mo�ecie ju� siada�. Le�niczy
Zdaje si�, �e pianino by�o zamkni�te. Teraz otwarte. Mo�e ta pani gra�a?...
jakby bezwiednie uderza z cicha par� akord�w slysza-nych ju� w grze go�cia C�rka
Mamo, czy ta pani gra�a? Matka
Gra�a. Le�niczy przesta� tr�ca� klawisze
Czy ta pani by�a m�oda, stara? Matka
Ja jej tam w z�by nie patrza�am. Siadajcie! Zaraz przynosz� zup�. idzie do kuchni
Akt drugi
373
C�rka
S�uchaj... Czemu� tak posmutnia�? Le�niczy
No, wybacz... twoja matka... Twoja matka to zacna i m�dra kobieta, szanuj� j�, wiesz, �e j� szanuj� � ale czasem jak co� powie. No cho�by teraz: �w z�by nie patrza�a", to mo�e cz�owieka... (szybko przeszed�-szy si� po pokoju, przystan��) Go, p�aczesz? (podchodzi do niej) No... czemu? Nie p�acz, ja tylko tak... unios�em si� na chwil�, ju� przesz�o... C�rka
Ja wiem, �e ci z nami ci�ko... Le�niczy
Ale,., co te� m�wisz... Dlaczego? No nie p�acz... Widzisz, b�dziesz mia�a dziecko, kobieta nie powinna si� teraz martwi�... Powinna by� u�miechni�ta, weso�a, nieraz czyta�a�, �e powinna patrze� na rzeczy pi�kne � patrz, jaki pi�kny jest teraz las. Podejd� do okna. (podchodzi sam � m�wi w zamy�leniu) Widzisz � �nieg na jod�ach, �nieg na sosnach, �nieg na drodze, wsz�dzie �nieg... Cisza, Matka wychodzi z kuchni z waz�
Obiad! (po chwili) Nie s�yszy, (po raz pierwszy u�miechn�a si�, nieco zjadliwie, ironicznie) A patrz sobie, patrz. Kurtyna.
Za kurtyn� skrzypce powtarzaj� melodi� gran� na pianinie, Sygna� �Ma�ego Zwierciad�a". Nowa sztuka:
�POW�D�"
Poddasze wiejskiego domu, W szczycie drzwi otwarte, W dachu dymnik otwarty, przy tym otworze drabina. Siano, s�oma, ko�yska dziecka, kilka pierzyn, po-
fiiMjfffl'1'
374
Dwa teatry
duszek, troch� garnk�w. Klatka z kurami. Par� w�ze�k�w. Koryto. Anna stoi w drzwiach, patrzy na rozlan� wod�
Przybiera. Andrzej... s�yszysz, wci�� woda przybiera. Andrzej
S�ysz�. Anna
O Jezu, Jezu. �adnej pomocy. �adnej pomocy... (po chwili) A tu ciemno si� zaraz zrobi, (po chwili) I �e to nam ��dk� zerwa�o. Gdyby nie ta ��dka, to chocia� cz�owiek wyszed�by ca�o. I z jedn� poduszczyn� m�g�by ze sob� zabra�. A tak... to i sam zginie, i dobytek. O, Bo�e, Bo�e... �e to nam ��dk� woda zabra�a.
Andrzej
Nie lamentuj, nie lamentuj. Jeszcze te babskie zawodzenia. Chod� tutaj, nic ju� nie wypatrzysz. Trzeba robi�, co si� da. Zbieraj pieluchy dziecka. Wy�cielesz koryto. Anna
Koryto?
Andrzej
S�yszysz, co m�wi�. Dziecko p�jdzie do koryta. Przy-wi��emy je i na wod�. Anna
Co? Dziecko samo do koryta i pu�cimy je z wod�? Andrzej
R�b, co powiedzia�em. Anna podchodzi do kolyski
�pi... �pi... kruszyna. O niczym nic nie wie. Andrzej
Nie cackaj si� teraz, nie cackaj! Nie ma czasu na cackanie. Dziecko si� uratuje. Nad ranem na pewno kto� zauwa�y. Anna
A my?
Akt drugi
375
Andrzej
C� my � �my" (po chwili) Ech. Jeszcze bym mo�e i zbi� co� dla ciebie, tylko �e gwo�dzi za ma�o. O pierzynach cz�owiek pami�ta�, o kurach pami�ta�, a o gwo�dziach zapomnia�. Anna
A tu noc nadejdzie. Cho�by i kto jecha�, to i tak tego dachu cha�upy nie zobaczy. Andrzej... jest latarka, mo�e jak si� �ciemni � zapali� latark�? Do �wiat�a to kto� pr�dzej... Andrzej
Ano, jak si� �ciemni, trzeba b�dzie zapali�. Albo nie... latark� przymocuj� do koryta. Jak zobacz� p�yn�ce �wiat�o na wodzie, to na pewno kto� podjedzie. Anna
Czym to wys�a�? Trzeba co� po�o�y� na dno koryta. Andrzej
Po�� m�j ko�uch, a dopiero na to... Anna
Ko�uch? Andrzej
Ano, mnie ju� nie b�dzie potrzebny. Anna
Andrzej. Andrzej... tak to jako� m�wisz... Andrzej... My�my tylko rok ze sob� �yli. Andrzej
Zna�em pana m�odego, co go na weselu zabili. I nocy z �on� nie przespa�. Anna
Andrzej... Andrzej nieco �agodniej
No, no. Nie ma czasu na takie gadanie, jak w izbie pod piecem. Bierz si� pr�dzej do dziecka! Anna / wyjrzala na wod�
Zobacz. Zobacz. Czy tam kto� nie p�ynie? Andrzej po chwili
37S
Dtoa teatry
Tak. To jaka� ��d�. (po chwili) Daleko. Dlugo obserwuje. M�wi po dlu�szej pauzie
Trzeba wo�a�. Anna
glo�no, szeroko, charakterystycznie dla nawoluj�cych si� na wodzie
Ratuuuunku. (po chwili) Raatuuuunku, ludzie... raa-tuuuunku. Andrzej w ten sam spos�b
Ratuuunku. (po dlu�szej chwili) Ratunku! (zn�w po dlu�szej chwili) Nie odpowiadaj�. Anna
Ratunku. Ratunku... nas�uchuje odpowiedzi Ojciec
ze s�omy podnosi s�� nie widziany do tej chwili, �pi�cy starzec w ko�uchu.
A czego tak wo�acie? Andrzej
C� to, ojciec nic nie rozumie, co tu si� dzieje? Anna
Ra-tu-u-nku, ratunku, (po chwili) S�yszysz? Ode-z%vali si�. Jeszcze ty zawo�aj. Andrzej
Tuu-taj... dooo nas, po-moo-cy. S�ycha� z daleka g�os w odpowiedzi � �O � ooo..."
No tak. S�ysz�. Anna
Ale jad� powoli. Milczenie.
Patrz... czy ich woda nie znosi?
Andrzej
obserwuje, rozwa�a. M�wi powoli, na wp� do siebie, zawsze spokojny, opanowany
Ano... ci�ko... co� ci�ko... ��d� nape�niona, a l ci przy wios�ach co� nie bardzo... Ten na przodku czy ju� omdla�, czy w og�le niet�go sobie wios�em radzi. To jaki� nietutejszy.
AM drugi
377
Anna
Oj, co� nie mog�... Patrz... znowu ich znios�o... (po chwili) Raatunku!... Andrzej
Na co ju� wo�a�? Wiedz�, �e chcemy pomocy. Chc� tu podp�yn��. Ojciec
A na kogo wo�acie? Andrzej
C� ojciec wci�� nie rozumie? Nie rozumie, czemu jeste�my a� na strychu? Woda ju� pod samym okapem.
Ojciec
Woda? A wiem, �e woda. Ja wiem, �e woda rozla�a. Ty� jeszcze takiej wody nie widzia�, ale ja widzia�em. Oho... Ju� tak� wod� widzia�em. Jeszcze ciebie na �wiecie nie by�o. Anna
Jad� powoli, ale si� zbli�aj�.
Andrzej
jak wy�ej: bada, obserwuje, rozwa�a
Zbli�a�, to si� zbli�aj�... Co� mi si� wydaje, �e tam ju� jest dosy� ludzi... Opr�cz tych dw�ch przy wios�ach � jeszcze czworo. Hm... no nie wiem, nie wiem...
Ojciec
Jad� z pomoc�? A to dobrze. I kurki zabierzemy. H�, h�, moje kurki... Pojedziemy, pojedziemy. I ziarna dla was zabior�... (do patrz�cych na wod�) A co, ju� jedziemy? Czy si� ju� wybiera�? Nikt nie odpowiada.
Ja takiej wody nie widzia�em? ho, ho... (podchodzi do dziecka) I dziecko zabierzemy. Obudzi�a� si�? Patrzysz na mnie? A mo�e ci za�piewa�? Popro� �adnie, to ci dziadek za�piewa. �Mia�a baba koguta, koguta, koguta � wsadzi�a go do..."
Andrzej
gwa�townie Przesta�cie, ojciec!!
378
Dwa teatry
Anna , - �.
Nic nie rozumie... jak to dziecko... Ojciec
Czego krzyczysz na mnie? Wci�� krzyczysz. A w co we�miemy ziarno dla kur? Andrzej
Jad�. S�abo, ale jad�. Do tej ��dki du�o ju� nie wejdzie. Ciebie z dzieckiem musz� zabra�. Anna
Jak to? A ty? Andrzej
Zobaczymy, co b�dzie. Co� mi si� nie wydaje, �eby mogli wszystkich zabra�. No, bierz ju� dziecko na r�ce. Zaraz... tu masz papiery. W�� je za pazuch�. Tu s� metryki. A tu fajerkasa. Tu kwit na te cztery tysi�ce, co mi winien Paw�oszczak. Tylko �eby ci procenty wyp�aci�, co do grosza. Nic mu nie popuszczaj. Bo to jest taki cz�owiek, nie powiem, �eby najgorszy, ale z nim mi�tko nie mo�na. Anna
Andrzej... ty si� tak rozporz�dzasz, jak... jak przed... (po chwili) �mierci�. Andrzej
No, nie wiadomo. Ratuj najprz�d dziecko i siebie. Dziecko jeszcze nie odkarmione � potrzebuje matki. GZos z lodzi ratunkowej Kapitana wypraioy: �Hej tam! czy s� dzieci?" Andrzej
Jest jedno. I troje ludzi.
Po dlu�szej chwili podplywa lod�, niewiele poni�ej drzwi w szczycie wida� dzi�b lodzi, stoj�cego czlowie-ka w kurtce ceratowej i z wioslem na �pych" i kobiety w chustkach z w�zelkami. Kapitan wyprawy ratunkowej
Dziecko i matka! Pr�dko. Wi�cej miejsca nie ma. Anna
Zlitujcie si�, ludzie. A �m�j"? Kapitan
Tu nie ma �adnych targ�w! Widzicie przecie sami,
Akt drugi
379
�e nic si� nie poradzi. Ledwie�my tu... katorga nie
jazda.
Andrzej
No, wchod� do ��dki. Ja zostan�. Nie ma czasu na gadanie. Kapitan
Wios�em dobrze robicie? Andrzej
No... nad wodom � urodzony. Kapitan
To mo�e jeszcze i wy wejdziecie. Jak uwa�acie. � Bo my ju�e�my pomdleli. Idzie woda coraz wi�ksza. Andrzej
Ano, jeszcze jeden to mo�e by wlaz�... Krzyk na lodzi: �Ale gdzie? Wszyscy p�jdziemy na dno. O Jezu! O Jezu!" Kapitan
Cicho, cicho, kobiety!! Robi dobrze wios�em, a my�my ju� pomdleli. Andrzej
Ale tu jeszcze � jeszcze jest jeden... ojciec... Kobiety
O, gdzie? jak? Wszystkich nas potopi�. Kapitan �J
Nie ma mowy. Was bierzemy, bo�cie zdatni do wios�a. W�a�cie! Trudno. Mo�e jeszcze pomoc nadejdzie. Andrzej wszedl do lodzi, lod� si� zachwia�a. Kobiety lament
O Jezu! O Jezu! Andrzej
Ano, ojciec... Osta�cie z Bogiem. Trudno. Ojciec
patrzy, nie rozumie. Dopiero gdy lod� ruszyla, zrozu-mial: padl na kolana i chwycil lod� � trzyma. Andrzej
Pu��cie, ojciec. Kap