3694

Szczegóły
Tytuł 3694
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3694 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3694 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3694 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JACEK �AKOWSKI CO DALEJ PANIE MRO�EK? 3 Cz�� I Znowu byli razem. Za hotelowym oknem trzaska� mr�z. Nad czerwonymi dachami starego Sztokholmu szala�a wichura. Sypa� �nieg, strzela�y fajerwerki. Po tygodniach rozstania stali w tym oknie we dwoje. Cieszyli si� sob� i ciep�em hotelowego wn�trza. Obj�� j� ramieniem. � Susana, chc�, �eby�my zamieszkali w Meksyku. � Naprawd�, S�awomir? � Absolutnie naprawd�. � Ty wiesz, S�awomir, �e Meksyk to nie jest pla�a w Acapulco? � Ja nie cierpi� pla�y... � Wiesz, �e Europejczycy si� w Meksyku nie aklimatyzuj�. A co dopiero Europejczycy pisz�cy po polsku. To tak, jakby� mieszkaj�c w Pary�u pisa� w j�zyku navaho. Zdawa� sobie z tego wszystkiego spraw�. �Ale co mi tam aklimatyzacja � my�la� � ja potrzebuj� trzech dni. A Europa b�dzie ju� tylko kis�a. Bardzo wygodnie jest �y� w Europie, bardzo tu jest pi�knie, ale potwornie nudno. I poza tym: co dalej?� � My si� zaaklimatyzujemy. Zgoda? � Ale ty wiesz, o czym m�wisz? Wiesz, �e to nie b�dzie �atwe? � Damy sobie rad�. Wi�c zgoda? � Zgoda, S�awomir, zgoda, zgoda, zgoda... By� pierwszy dzie� 1989 roku. Susana Osario-Mro�ek nie mog�a sobie wymarzy� wspanialszego noworocznego prezentu. Mimo wszystko t�skni�a do swego rodzinnego kraju, kt�rego nie lubi�a, z kt�rego ucieka�a, ale w kt�rym jednak � jak nigdzie � czu�a si� u siebie. W gruncie rzeczy o niczym innym bardziej nie marzy�a, jak o tym, �eby razem ze S�awomirem zamieszka� w Meksyku. Zanim si� pobrali, przez lata �ni�a o tym, by prze�y� wielk� mi�o��, mie� wspania�ego m�a, kt�rego Meksykanie b�d� powa�ali, i �y� z nim gdzie� w Meksyku tak, jak jej si� podoba � bez ogl�dania si� na wszystko, czego tam nie akceptowa�a. Mia�a 36 lat. Jej m�owi, S�awomirowi Mro�kowi, do sze��dziesi�tki brakowa�o roku i paru miesi�cy. Razem ruszali na wielk� �yciow� przygod�. Poznali si� dziesi�� lat wcze�niej w Meksyku. Susana by�a asystentk� re�ysera w teatrze, kt�ry wystawia� Mro�kowskich �Emigrant�w�. Mro�ka zaproszono jako autora teatralnego superhitu. �Emigrant�w� miesi�cami grano po dwa razy dziennie, a mimo to, by kupi� bilety, trzeba si� by�o ustawia� w kolejce. Susana zosta�a przewodniczk� pisarza. Gdy Mro�ek wr�ci� do Pary�a, zacz�li pisywa� listy. Nic powa�nego, ot wymiana wra�e�, par� gar�ci refleksji. Spotkali si� ponownie w roku 1987. Po wielkim trz�sieniu ziemi, kt�re zniszczy�o Meksyk, Susana zamieszka�a u przyjaci� w Norwegii. Mro�ek przyjecha� do Oslo na premier� �Kontraktu�. Ona mia�a za sob� nieudane ma��e�stwo. On by� samotnym wdowcem. W��cz�c si� po Oslo szybko odnale�li pokrewie�stwo dusz. Oboje �yli teatrem i literatur�. Oboje mieli k�opot z zaakceptowaniem swoich w�asnych kraj�w. S�awomir mia� k�opot z Polsk�. Susana z Meksykiem. Oboje chcieli znale�� sobie nowe miejsce na �wiecie. Na razie znale�li siebie. Zaprosi� j� do Francji. Tam przyj�a jego o�wiadczyny. Pobrali si� w Pary�u 25 pa�dziernika 1987 r. 4 Poczucie, �e trzeba si� ruszy� gdzie� dalej, towarzyszy�o Mro�kowi przez niemal ca�e �ycie. Ci�gle co� go gna�o. �y� w wiecznym konflikcie mi�dzy potrzeb� komfortu, zakorzenienia, umiejscowienia, domu a podszeptami kud�atego demona, kt�ry wci�� s�czy� do ucha m�cz�ce pytanie: �Co dalej, panie Mro�ek? Co dalej? Co dalej?� To �w kud�aty jegomo�� ci�gle podpowiada� jakie� inne miejsca, podsuwa� argumenty uzasadniaj�ce rzucanie wszystkiego, kaza� poszukiwa� Ziemi Obiecanej i pr�bowa� siebie w nowych okoliczno�ciach. Pierwsz� odpowiedzi� na pytanie: �Co dalej?� by�a emigracja z Krakowa do Warszawy w 1959 r. Warszawa to by�a Stolica, kt�ra przed �m�odym-zdolnym� mia�a szeroko otworzy� wrota pisarskiej kariery. No, i otworzy�a, chocia� za cen� tu�aczki po wynaj�tych mieszkaniach. Dopiero po roku w redakcji �Nowej Kultury� Mro�ek przypadkiem natkn�� si� na wci�� pot�nego Stefana ��kiewskiego. � Co s�ycha�? � Ach, mam k�opoty z mieszkaniem. � Nie ma pan mieszkania? � Ci�gle mieszkamy k�tem. � No to ja pana wstawi� na list� Cyrankiewicza. I wstawi�. Dzi�ki li�cie premiera par� miesi�cy p�niej Mro�kowie mieli ju� swoje w�asne dwa pokoje na nowym Starym Mie�cie. Zacz�o si� urz�dzanie. Kiedy si� urz�dzili, Mro�ek nie by� ju� �m�odym-zdolnym� z Krakowa, lecz obiecuj�cym polskim dramaturgiem z krajowym, a niebawem i zagranicznym sukcesem. Kud�aty demon zn�w pyta�: �I co dalej? Co dalej?� ��Obiecuj�cy� � lecz: co obiecuj�cy? Co ja naprawd� wiem o tym, ile jestem warty? �yj� � my�la� Mro�ek � w pancernym akwarium, w kt�rym nic nie jest naprawd�. O wszystkim decyduj� jacy� podejrzani faceci siedz�cy po ministerstwach, komitetach, wydzia�ach. Nie wiem, czy jestem zdolny naprawd�, czy tylko oni mianowali mnie zdolnym. �yj�c w PRL-u, jestem w�asno�ci� Pa�stwa i jako pa�stwowa w�asno�� wiem tylko tyle, ile mi pa�stwo do wiedzenia poda. Wi�c w gruncie rzeczy sam nie wiem, kim jestem�. Pobrali si� w Pary�u 25 pa�dziernika 1987 r. 5 �eby te w�tpliwo�ci rozwia�, trzeba by�o wyjecha�. Sprawdzi� si� na normalnym literackim rynku. A na dodatek pa�dziernikowe nadzieje oklap�y, zaczyna� si� proces gnilny przerywany pr�bami dokr�cania �ruby. �W Zwi�zuniu robi� bilans � uwa�a� � i widz�, �e od �mierci Stalina nic im dobrego nie wysz�o. Wi�c czas na stabilizacj�. Naka�� czy�ci� teren i mocniej trzyma� mauzera�. � Wol� by� za granic� sprz�taczk� ni� w PRL-u pani� pisarzow� � m�wi�a pani Mro�kowa, gdy Mro�ek mia� za sob� wielki sukces �Policji�. Wyra�a�a w ten spos�b ich wsp�lne obrzydzenie uk�adami komunistycznej warszawki, k�amstwami, narastaj�c� obco�ci� nawet w�r�d przyjaci�, manipulacj� coraz surowszej cenzury. �Dziecinne to mo�e i naiwne � pisa� wkr�tce do Jana B�o�skiego � ale mnie od czasu do czasu niemo�no�� stani�cia na ulicy i krzykni�cia kilku s��w nienowych, nietw�rczych (to ze stani�ciem na ulicy, to metafora oczywi�cie), ale prawdziwie odczutych, ta niemo�no�� staje si� czasem dokuczliwa jak ci�ka choroba. (...) jest to reakcja organizmu na kolosalne udawanie (...), na t� piramid� bzdury, spod kt�rej wystarczy�oby wyci�gn�� jeden kamyczek, �eby si� zawali�a z hukiem. (...)�. Nie byli prze�ladowani. Przeciwnie. Jak na peerelowskie stosunki nawet ich rozpieszczano. W roku 1963 mieli ju� za sob� orbisowsk� wycieczk� do Rosji, trzymiesi�czne stypendium we wrogiej Ameryce, podr� do Europy. Jako dewizowi krajowcy nie mieli finansowych problem�w. Bywali w Bristolu, je�dzili samochodem, ale Mro�ek coraz wyra�niej czu� na swoich plecach ci�ki oddech systemu, czu�, jak si� pod tym oddechem ugina, widzia�, jak zaczyna kluczy�. �Denerwuj� was moje �Karole� i �Striptease�y � � kombinowa� przez jakie� ostatnie dwa lata � rozumiem, rozumiem. Ale c�, b��dy m�odo�ci. Dzisiaj ja ju� nie w tych stronach, dzisiaj ani ja z Wami, ani przeciw Wam, ja ponad, ja dusz� ludzk� tylko b�d� dr��y�. Wi�c poczekajcie jeszcze troch�, krzywdy mi nijakiej nie czy�cie�. Tak powsta�y �Czarowna noc� i �Kynolog w rozterce� � dwie jednoakt�wki, obie zdaniem samego autora �ni z pierza, ni z mi�sa�. Kiedy wi�c Mro�kowie dostali paszporty na wycieczk� po W�oszech, powzi�li �elazne postanowienie, �e niepr�dko wr�c�. Problem widzieli w�a�ciwie tylko jeden: �Na mi�o�� bosk�, �eby si� kto o tym nie dowiedzia�. Nikomu ani s�owa!� �Kombinowa�em sobie tak. Wyjad�, a tam w obcych krajach wszystko obce. I prosz� bardzo � notowa� � w�a�nie o to chodzi, bo nie b�d� musia� udawa�, co za ulga, wszystko doko�a b�dzie wiedzia�o, �e jestem obcy na mocy mojego statusu cudzoziemca. By�em wi�c bardzo silny na kredyt�. S�awomir Mro�ek i jego �ona Maria Obremba-Mro�ek wyl�dowali w Rzymie wieczorem 3 czerwca 1963 roku. Zamieszkali na w�oskiej Riwierze, w Chiavari, niedaleko Genui. Wynaj�li pokoik w robotniczej dzielnicy. �Policja� mia�a ju� sukces mi�dzy innymi w Niemczech, wi�c na pocz�tek starczy�o pieni�dzy, �eby op�aci� mieszkanie i kupi� garbusa, ale przysz�o�� nie rysowa�a si� jasno. �Teraz � pisa� Mro�ek do Jana B�o�skiego � jest rozmaicie, ci�ko czasem. Ale wiem, za co p�ac�, i wiem, co za to dostaj�: co� swobodniejszego w g�owie. Fermentuje mi si� co� i wywraca, zam�t, og�upienie, a� czasem niezno�ne, ale ka�da moja chwila nabiera wagi dla mnie, bo jest moj� chwil�, odpowiedzialno�� wielka za siebie, za ka�dy ruch, za wszystko, za my�l, a w Polsce przecie� nikt nie jest za nic odpowiedzialny, nikt nie jest odpowiedzialny za swoje w�asne �ycie przede wszystkim i co� z tej atmosfery si� udziela, trudno z ni� walczy�. (...) W Polsce by�o mi coraz bardziej obco, z dnia na dzie� w��czaj�c w to nawet znajomych, nawet przyjaci�. Z jednymi w og�le, z drugimi coraz mniej � czu�em to � mog�em m�wi�, nie tam o �adnej polityce, ale o tym, co ja na prawd� s�dzi�em o nich, o sobie, o samej ziemi, na kt�rej stali�my. O stylu, 6 obyczaju, gatunku aktualnego powietrza, o ro�ni�ciu aktualnych drzew. Za bardzo mi si� wydawa�o, �e oni sami byli nazbyt tym drzewem, tym powietrzem, a nie od ka�dego mo�na wymaga� okrucie�stwa w stosunku do siebie�. Zach�d to by�y wielkie marzenia i po��dania Mro�ka, ale dziecko PRL nie wyobra�a�o sobie realnego �wiata poza Polsk� Ludow�. Prze�ywa� depresje i we �nie rozpacza�, �e ju� nigdy nie p�jdzie z Piotrem Skrzyneckim do piwnicy w Krakowie, chocia� na jawie mia� w sobie desperacki up�r, �eby w �adnym razie do PRL nie wraca�. Nie by� � i nigdy si� nie sta� � emigrantem typowym. Nie wyje�d�a� za chlebem. Nie ucieka� przed polityczn� represj�. Emigrowa� w r�wnym stopniu z Polski, co i z PRL-u. Po prostu chcia� mieszka� gdzie indziej. �Je�eli Anglik � pr�bowa� sobie wmawia� � mo�e mieszka� w Zurychu, a Amerykanin w Rzymie, to r�wnie dobrze Polak, przynajmniej S�awomir Mro�ek, mo�e zamieszka� w Chiavari, Pary�u albo nawet w Berlinie�. Jak ka�dy, kto si� utrzymuje z jakiejkolwiek tw�rczo�ci, widzia� ryzyko zwi�zane ze swoj� dalsz� karier�. Czy zdo�a si� na Zachodzie utrzyma�? Czy potrafi zn�w napisa� sztuk�, kt�ra odniesie sukces? W kolejnym pokoiku tu� nad brzegiem morza, gdzie wiatr i mokra bryza przedostawa�y si� przez tanio budowane �ciany, zdawa� sam przed sob� swoj� �yciow� pr�b�. Chwilowo sz�o nadzwyczajnie. Rok po wyje�dzie z Polski gotowe by�o �Tango�. Przygotowana na wtorek 7 lipca 1965 r. warszawska premiera w re�yserii Erwina Axera przynios�a wielki sukces. Rok p�niej �Tango� grano ju� w D�sseldorfie, Londynie, Belgradzie. Wi�c wyjazd si� sprawdzi�. Prawdziwe �ycie si� jednak op�aci�o. �W kraju ucieczka w uniwersalno��, a za granic� powr�t normalnego zainteresowania konkretem� i drugi du�y sukces. Chocia� nie bez ceny, bo konkret bywa bolesny. W�a�nie ko�czy� si� paszport, a razem z nim wiza. � Paszport, bardzo prosz� � m�wiono mu w konsulacie � ale dlaczego ma pan mieszka� tylko za granic�? Nie lepiej mie� jedno mieszkanie we W�oszech, a drugie na przyk�ad w Warszawie? Troch� mo�e pan pomieszka� w Chiavari, a troch� u nas w kraju. Mro�ek kluczy�. Nie chcia� i�� na kompromis, nie chcia� by� Jewtuszenk� ani Iwaszkiewiczem � agentem opinii, kt�ry w salonach Zachodu ma samym sob� za�wiadcza�, �e w komunizmie jest wolno��, �e, bardzo prosz�, on, pisarz z komunistycznego kraju, jest tego najlepszym dowodem, bo mieszka, gdzie mu si� podoba, pisze, co mu si� podoba, i podr�uje, kiedy mu si� podoba. Mia� pot�ne przeczucie, ze taki kompromis tak czy inaczej zaowocuje kolejnymi �Kynologami w rozterce�. Czu� bardzo wyra�nie, �e �za granic� nacisk znika, a zostaje sprawa�, ale wci�� jeszcze nie chcia� by� emigrantem, chcia� pozosta� pisarzem, kt�ry nie mieszka w kraju. Przez rok oboje z �on� nie mieli wa�nego paszportu � a wi�c r�wnie� wizy � i tylko w�oski ba�agan chroni� ich przed deportacj�. Po roku, ju� nieoczekiwanie, nowe paszporty przysz�y poczt� z Rzymu. Wa�ne na dwa lata i wszystkie kraje �wiata. PRL si� ugi��. Przez cztery lata po wyje�dzie z Polski kud�aty demon drzema�. Nasyci� si� chwilowo nowo�ci�, inno�ci�, swobod�. Potem zacz�� si� budzi�. Wr�ci�o m�cz�ce pytanie: �Co dalej?� Mro�ek sprawdzi� si� na Zachodzie, lecz ten Zach�d to chwilowo by�a tylko spokojna w�oska prowincja. Zacz�o mu brakowa� t�tna du�ego miasta. Coraz bardziej n�ci�o �ycie metropolii. Zadomowienie, inercja, egzystencjalna wygoda trzyma�y w Chiavari, gdzie wszystko zosta�o tymczasem solidnie u�o�one, zagospodarowane, pewne. W miar� jednak, jak zbli�a� si� do czterdziestki, pytanie �Co dalej?� coraz wyra�niej przeradza�o si� w obsesj� przeprowadzki, kt�ra wreszcie wybuch�a �lep� determinacj�. Gdy przysz�o do decyzji, wyb�r pad� na Pary� � metropoli�, jeszcze w�wczas jak �adna, otwieraj�c� niesko�czono�� szans, wra�e�, kontakt�w, inspiracji. 7 Mro�kowie zdecydowali tak szybko, �e wyjechali do Pary�a bez rzeczy. Zamieszkali w hotelu i po raz kolejny zacz�li szuka� jakiego� mieszkania. Bez konta w banku, ze zn�w si� ko�cz�cym peerelowskim paszportem, bez prawa sta�ego pobytu we Francji. Potem si� zacz�o mozolne przewo�enie rzeczy. Garbus kilka razy musia� pokona� Alpy, zanim do Pary�a trafi�y zgromadzone ju� garnki, ksi��ki, krzes�a. Za ka�dym razem na zat�oczonej w�osko-francuskiej granicy powtarza�a si� dok�adnie ta sama procedura. Najpierw kolejka � jak wszyscy � p�niej, po okazaniu peerelowskiego paszportu, obowi�zkowy zjazd na bok, oczekiwanie pod szop�, d�u�sze przes�uchanie prowadzone przez funkcjonariuszy w cywilu, dok�adne wyja�nianie: kto, dok�d, po co, t�umaczenie, opowiadanie detali. Wreszcie jako� si� t� granic� dawa�o przejecha�, ale zawsze z k�opotem i zawsze z poni�eniem. Kiedy si� ju� Mro�kowie mniej wi�cej w Pary�u znale�li, po raz kolejny sko�czy�y im si� paszporty. Wizyta w konsulacie wygl�da�a tak samo jak w Rzymie. � Pi�� lat za granic� � a czemu pa�stwo nie wr�c�. Nie lepiej w kraju pomieszka�, potem wyjecha� i wr�ci�? W kraju tymczasem wrza�o. Marzec, paskudztwo rasowej czystki, wyjazdy, pobicie Kisiela, masowe procesy student�w. O powrocie do szamba nie mog�o by� mowy, a konsulat milcza�. Warszawa nie podejmowa�a decyzji. Nie by�o przed�u�enia, ale te� nie by�o odmowy. Cisza. W�a�ciwie nie musieli o te paszporty zabiega�. Mogli wyst�pi� na Zachodzie o azyl. Mogli si� w Pary�u utrzyma�. Mogli do��czy� do paryskiej Polonii. Mro�ek tego nie chcia�, bo jak d�ugo by� za granic� legalnie, jak d�ugo w urz�dowych rejestrach nie przeszed� do�� cienkiej granicy mi�dzy �artyst� w podr�y� a �renegatem, kt�ry uciek� z ojczyzny�, tak d�ugo krajowe teatry wystawia�y po kolei wszystkie jego sztuki, �Dialog� je publikowa�, wydawnictwa wydawa�y ksi��ki, gazety drukowa�y rysunki i opowiadania. Nie chcia� zrywa� kontaktu ze swoim naturalnym rynkiem, wi�c zabiega� o paszport, nie pisywa� do paryskiej �Kultury�, Giedroycia odwiedza� chy�kiem, o polityce publicznie si� nie wypowiada�. Rankiem w czwartek 21 sierpnia 1968 r. akurat by� sam w domu. Siedzia� przy odbiorniku i s�ucha� relacji francuskiego radia o wkroczeniu obcych wojsk do Czechos�owacji. Nagle wsta�, podszed� do sto�u, wyj�� czyst� kartk� i zacz�� na niej pisa�: �Wobec czynnego udzia�u Rz�du PRL w zbrojnej agresji na Czesk� Socjalistyczn� Republik� Ludow� i okupacji wojskowej tego kraju, o�wiadczam, co nast�puje: Protestuj� przeciwko tej akcji. Jestem solidarny ze wszystkimi Czechami i S�owakami, kt�rzy si� tej akcji sprzeciwiaj�. Szczeg�lnie z moimi towarzyszami, pisarzami czeskimi i s�owackimi, kt�rzy s� prze�ladowani i wi�zieni. Z powa�aniem S�awomir Mro�ek�. Kiedy ko�czy�, wr�ci�a do domu �ona. Oboje rozumieli, co publikacja takiego o�wiadczenia oznacza. Szybko je przeczyta�a. � Tak, tak, bardzo dobrze, tak trzeba by�o zrobi�. Mieli ca�kowit� �wiadomo��, �e przekraczaj� rubikon, ow� cienk� granic� mi�dzy �mieszkaj�cym za granic� artyst�� a �renegatem, zdrajc�, dezerterem, politycznym uchod�c��, kt�ry ju� nie ma powrotu do kraju, kt�rego sztuki w Polsce nikt ju� nie wystawi, ksi��ki nie wyda, rysunku nie wydrukuje, a w druku nawet nazwiska nie wspomni inaczej jak obel�ywie. Trzeba by�o zadba�, �eby kosztowny gest chocia� nie poszed� na marne. Chwycili za telefon. Dzwonili do Jerzego Giedroycia i do francuskich przyjaci� z pro�b� o pomoc w umieszczeniu o�wiadczenia w prasie. Mro�ek by� modny. Jego gest si� liczy�. Nazajutrz 8 czytaj�c w�asne o�wiadczenie na kolumnach list�w najwi�kszych europejskich dziennik�w poczu� niezwyk�� ulg�. Jego sytuacja nareszcie stawa�a si� jasna. D�uga smycz, na kt�rej peerel wci�� jeszcze go trzyma�, nareszcie zosta�a zerwana. Zda� sobie spraw�, jak bardzo przez te pi�� lat nienawidzi� hu�tawki, na kt�rej si� znalaz�, ile go kosztowa�o ci�g�e lawirowanie, kluczenie, szukanie kompromisu w sprawie w�asnego statusu. � Pa�stwo s� zobowi�zani w ci�gu dw�ch tygodni wr�ci� do Warszawy � powiedzia� im kilka dni p�niej patrz�cy w bezkresn� przestrze� pan J�zio z konsulatu. � Pa�stwa paszporty nie b�d� przed�u�one. � Czy to nieodwo�alne? Pan J�zio nic nie odpowiedzia�. � No to do widzenia. Kiedy tym razem Mro�ek wypowiada� swoje �do widzenia�, bardzo dobrze wiedzia�, co ono oznacza. By� mo�e by�o to najwa�niejsze �do widzenia� w ca�ym jego �yciu. W sensie formalnym w�a�nie teraz stawa� si� politycznym uchod�c�. Do kraju Mro�kowie ju� nie mieli powrotu. Otwiera� si� wi�c przed nimi biurokratyczny moz�, przez kt�ry przej�� musz� wszyscy azylanci. Podania, przes�uchania, kolejki, d�ugie godziny sp�dzone w korytarzu paryskiej prefektury pomi�dzy uchod�cami z Ghany, Algierii, Mozambiku. Z punktu widzenia francuskich urz�dnik�w nie by�o istotnej r�nicy mi�dzy panem Gbhan� z N�Djameny a panem Mro�kiem z Warszawy. Na szcz�cie Warszawa tym razem nie zawiod�a. Zw�aszcza nie zawiod�a czujna �Trybuna Ludu�. Gruba teczka starannie przet�umaczonych wst�pniak�w, kt�re �renegatowi, zdrajcy i �ydowskiemu pacho�kowi� wystawia�y �wiadectwo zachodniej moralno�ci, stanowi�a doskona�� podk�adk� dla uzyskania azylu. Kud�aty triumfowa�. Wkr�tce Mari� i S�awomira pogna� do Berlina Zachodniego. W Berlinie Mari� zabi� b�yskawiczny nowotw�r. Wracaj�c do Pary�a jesieni� 1969 r. S�awomir Mro�ek by� ju� czterdziestoletnim wdowcem. Chwilowo zawar� kompromis ze swoim kud�atym demonem. Wprawdzie kolejne 20 lat mia� przemieszka� w Pary�u, ale wci�� karmi� Kud�atego r�nymi podr�ami. Rok sp�dzi� w Ameryce, wiele miesi�cy w Skandynawii, Anglii, Wenezueli, Meksyku, Brazylii i w Niemczech. Re�yserowa� swoje sztuki, je�dzi� na premiery, uczestniczy� w sympozjach. W Niemczech robi� filmy dla Suddeutscher Rundfunk. W Ameryce wyk�ada� pisarstwo na Penn State University. Przejecha� samochodem z Kalifornii na Wschodnie Wybrze�e. Kud�aty spokojnie czeka�. Dopiero w ko�cu lat siedemdziesi�tych zn�w zacz�� si� wierci�. Wymy�la� nowe miejsca, szepta� co� o ucieczce z wielkiego, dusznego miasta, pop�dza� w nieznane kraje, coraz natarczywiej powtarza�: �Co dalej? I co dalej?� Mro�ek si� z jego obecno�ci� oswoi�. Mo�e przemierza� �wiat wzrokiem po wyimaginowanej mapie, mo�e snu� marzenia, ale w gruncie rzeczy zbyt wygodnie �y�o mu si� w Pary�u, zanadto ceni� sw�j drewnem wy�o�ony penthouse z widokiem na cztery strony �wiata, �eby zn�w wszystko zostawia� i p�dzi� gdzie� w nieznane. A jednak Kud�aty nie dawa� za wygran�. W latach osiemdziesi�tych podsun�� wysepk� St. Pierre � francuskie terytorium u wybrze�y Kanady. Mo�e to by� fantazmat � mo�e sny na jawie, intuicje, obsesje, kt�re pojawiaj� si� nagle i nieoczekiwanie znikaj�, ale w �wiecie ju� ca�kiem realnym odpowiada�a im rosn�ca potrzeba dokonania w �yciu zasadniczego przewrotu � cho�by i za cen� zamiany sytuacji najwygodniejszej na ca�kiem pioniersk�, cho�by nawet luksusowe mieszkanie w �r�dmie�ciu Pary�a trzeba by�o zamieni� na jak�� kurn� chat�. Bo je�li nie, to: �Co dalej?� Czy ju� tylko od sztuki do sztuki? Od jednej premiery do drugiej? Z teatru do teatru? Z dnia na dzie�? Z tygodnia na tydzie�? Czy tak a� do ko�ca? A� stuknie sze��dziesi�tka, chyba siedemdziesi�tka, mo�e osiemdziesi�tka? A potem co jeszcze? 9 Pogrzeb gdzie� w Pary�u? Mo�e pami�tkowa tablica, informuj�ca, �e �tu �y� i umar�?� Kiedy jesieni� 1987 roku w �yciu S�awomira Mro�ka na dobre zago�ci�a Susana, Kud�aty na chwil� zamar�. Ale jednak ju� wkr�tce znowu zacz�� szepta�. �Co dalej, panie Mro�ek? Co dalej? I co dalej?� Rok 1988 w�a�ciwie sp�dzili w zamkni�ciu. Mro�ek siedzia� po par� tygodni w pracowni. Raz dziennie wychodzi� pobiega� na Pola Marsowe. Po godzinie zm�czony szumem miasta wraca� do czterech �cian mieszkania. Tylko tam by�o mu dobrze � w�r�d �cian, sufit�w, pod��g szczelnie pokrytych deskami, gdzie czu� si�, jakby mieszka� we wn�trzu wielkich skrzypiec, przed oknami, z kt�rych rozci�ga�y si� niesko�czone perspektywy czerwonych i zielonych dach�w starego Pary�a. Zamyka� si� w gabinecie, ale zamiast pracowa�, ustawia� �o�nierzyki, rozgrywa� wielkie bitwy, pali� fajk�, siedzia� w bujanym fotelu i popada� w depresj�. Nie chcia�o mu si� pisa�. Rzadko, tylko kiedy rzeczywi�cie koniecznie by�o trzeba, chodzili z Susan� na obowi�zkowe bankiety. Siadali wtedy w k�cie i co� sobie szeptali, jak nastolatki u cioci na imieninach. Wreszcie, kt�rego� jesiennego wieczora co� si� w nim przela�o: � Mam do�� paryskiej ciasnoty. W Meksyku jest przestrze�. � Tam zawsze b�dziesz obcy � odpowiada�a Susana. Rozmowa si� urwa�a. Par� dni p�niej zn�w mu si� wyrwa�o: � Mam do�� tego smogu. W Meksyku jest s�o�ce. � Ale nie ma teatr�w. Tu koniec rozmowy. Susana ju� wcze�niej sporo si� nas�ucha�a o kud�atym Mro�kowym demonie. Ale czym d�u�ej mieszka�a we wn�trzu wielkich skrzypiec, tym wi�cej sama mia�a z Kud�atym k�opot�w. Coraz cz�ciej rozmawiali z Mro�kiem o dalekiej podr�y, o wielkiej �yciowej zmianie, ucieczce z dusznego miasta, o przeniesieniu si� na wie�. Mro�ek nie wyobra�a� sobie siebie pochowanego w Pary�u. Susana coraz gorzej czu�a si� w metropolii prze�ywaj�cej najazd nie chcianych cudzoziemc�w. Ciemna karnacja sk�ry sprawia�a, �e czu�a si� w Pary�u osob� drugiej kategorii. Chwyta�a niech�tne albo pogardliwe spojrzenia konsjer�ek, ekspedientek, urz�dnik�w na poczcie. Mro�ek od lat obok polskiego mia� ju� francuski paszport. Ona nawet nie chcia�a by� obywatelk� kraju, w kt�rym zawsze b�dzie uwa�ana za obc�. Wola�a straci� bezp�atne ubezpieczenie i regularnie u�era� si� z prefektur� o przed�u�enie pobytu. W ko�cu 1988 roku pytanie: �Co dalej?� zosta�o zast�pione przez dylemat: �Gdzie jecha�?� Wiedzieli, �e na wie�. Ale konkretnie dok�d? St. Pierre gdzie� wyparowa�o. Polska wci�� jeszcze w gr� raczej nie wchodzi�a. Na francuskiej prowincji ona by by�a niemile widzian� Arabk�, a on w najlepszym razie dziwakiem zza �elaznej kurtyny. 10 Kiedy jesieni� 1987 roku w �yciu S�awomira Mro�ka na dobre zago�ci�a Susana, Kud�aty na chwil� zamar� � We Francji b�dziemy zawsze cudzoziemcami drugiej kategorii. � Wyrwa�o si� wreszcie Susanie. � W Meksyku byliby�my se�or i se�ora Mro�ek. � Ale tam wszystko by by�o tylko na twojej g�owie. Przez wiele miesi�cy w sprawie wyjazdu ta�czyli jaki� rytualny taniec, sk�adaj�cy si� z wypowiadanych na przemian zach�t i odrzuce�. Ca�ymi miesi�cami oboje ju� pewnie o niczym innym w skryto�ci nie marzyli, ale �adne nie chcia�o drugiego ku decyzji popycha�. Suzana ba�a si� go zach�ca� do �ycia w obcym kraju. Mro�ek nie chcia� jej namawia� do powrotu tam, sk�d przecie� uciek�a i gdzie � si�� rzeczy � funkcjonowanie rodziny by�oby na jej g�owie: walka z biurokracj�, prowadzenie domu, ca�a ich egzystencja. Ale z drugiej strony ona przecie� doskonale wiedzia�a, �e Mro�ek do �ycia potrzebuje przestrzeni i �e bajo�skie pieni�dze, kt�re kosztowa� jego paryski penthouse, p�aci� g��wnie ze wzgl�du na widoki z okien, a w Meksyku by�o ich sta� na przestrze� niepor�wnanie wi�ksz� ni� gdziekolwiek w zachodniej Europie. On natomiast doskonale rozumia�, �e w Europie Susana zawsze b�dzie podejrzanie ciemna � Arabka? mo�e Cyganka? albo co gorsza Kurdyjka? � wiecznie nara�ona na kwa�ne miny Francuz�w, zaczepki na ulicy, nieufno�� policji. Na dodatek oboje sceptycznie patrzyli na przysz�o�� Europy � trac�cej si�� witaln�, zgubionej w dobrobycie, zalewanej przez obcych, a mo�e ju� nawet stopniowo podbijanej przez przedstawicieli bardziej witalnych kultur � Azjat�w, muzu�man�w, r�nych po�udniowc�w. Wreszcie musieli si� ostatecznie prze�ama�. Kud�aty dobrze to wiedzia� i spokojnie czeka�. W grudniu 1988 roku Mro�ek pojecha� do Sztokholmu re�yserowa� swoj� w�asn� sztuk�. Susana mia�a do��czy� dopiero na sylwestra. Kud�aty tylko na to czeka�. Przy�apa� Mro�ka samego, z�apa� mocno i ju� nie wypu�ci�. W po�udniow� szar�wk� przewr�ci� go na za�nie�onej sztokholmskiej ulicy. Uszkodzi� mu ��kotk�. Z niesprawn� nog� unieruchomi� w hotelu. I samotnego dr�czy�. �W Meksyku �nieg nie pada... W Meksyku jest s�o�ce... W Meksyku jest witalno��, kt�rej tu brakuje... W Meksyku nikt by ci� samego w hotelu nie zostawi�... W Meksyku Susana na pewno by�aby z tob�... W Meksyku... w Meksyku... w Meksyku...� 11 Zanim przyjecha�a Susana, Mro�ek wiedzia� na pewno, �e reszt� �ycia mog� sp�dzi� ju� tylko w Meksyku. Nigdy jeszcze Kud�aty nie prze�y� takiego triumfu. Wszystkie jego wcze�niejsze sukcesy by�y po�owiczne. Przewa�nie zostawa�a jaka� droga odwrotu, zawsze by�y jakie� obiektywne okoliczno�ci, do kt�rych m�g� si� odwo�a�. Teraz po raz pierwszy gna� Mro�ka � i to nie samego � na ca�kiem inny kontynent, kaza� mu wszystko rzuci�, likwidowa� pi�kne wn�trze skrzypiec, zrywa� z przyjaci�mi (kt�rzy na jego decyzj� ca�kiem zgodnie reagowali pukaj�c si� w g�owy), oddali� si� od wydawc�w, agent�w, teatr�w i redakcji, a w dodatku robi� to wszystko bez �adnego racjonalnego powodu, bez jednego cho�by wyra�nego impulsu. Wyj�tkowe chwile uniesienia musia� Kud�aty prze�ywa�, gdy w maju 1989 roku Mro�kowie wybrali si� do Meksyku na wielki rekonesans. Najpierw sp�dzi� z nimi tydzie� u rodziny Susany w samym Mexico City, a potem dumnie im towarzyszy�, gdy wynaj�tym pick-upem ruszyli w swoj� pielgrzymk� do Ziemi Obiecanej. Zdawali ju� sobie spraw�, �e �adne meksyka�skie miasto nie wchodzi w rachub�. Bo miast w europejskim sensie praktycznie w Meksyku nie ma. S� tylko zapad�e mie�ciny i r�nych rozmiar�w skupiska ludno�ci. Pi�kno tego kraju zobaczyli w rozleg�ych hacjendach b�d�cych odpowiednikiem europejskich szlacheckich maj�tk�w i w rodzinnych ranchach skal� przypominaj�cych poszlacheckie reszt�wki albo gospodarstwa zamo�nych wielkopolskich ch�op�w. Zacz�li od Michoacan, potem ruszyli na p�noc, a stamt�d na po�udnie. Szukali dla siebie rancha. Przemierzali pustynn� krain� kaktus�w, skalne w�owiska, parne atlantyckie wybrze�e i wysokie g�ry. Ogl�dali resztki osiemnastowiecznej hacjendy i podmiejskie rancha przerobione na dacze bogatej klasy �redniej. W dwa miesi�ce przejechali kilkana�cie tysi�cy kilometr�w, zje�dzili ca�y praktycznie Meksyk. Kilka razy ju�-ju� mieli co� kupowa�, ale zawsze musia�o si� okaza�, �e albo brakuje wody, albo jest za ciep�o, albo wreszcie w �aden spos�b nie da si� skompletowa� papier�w. Dopiero teraz Mro�ek zda� sobie spraw� ze skali przedsi�wzi�cia, na kt�re si� porwa�. Prze�ywa� za�amania, chcia� si� wycofywa�, got�w by� przed czasem wraca� do Europy. Na przemian traci� i odzyskiwa� wiar�, �e mo�e tu, w�r�d Indian, kaktus�w, w�y i skorpion�w, znale�� szcz�cie na reszt� burzliwego �ycia. Tymczasem Kud�aty � pewnie z wra�enia � zamilk�, wi�c meksyka�skie plany przetrwa�y g��wnie dzi�ki zr�wnowa�eniu Susany i uporowi Mro�ka odziedziczonemu podobno po ch�opskich antenatach. W ko�cu czerwca z pustymi r�kami wracali do Mexico City. Gotowi ju� byli osiedli� si� w Prowansji, kiedy brat Susany najpierw podpowiedzia� poszukiwanie w okolicy Tlaxcala � w meksyka�skiej Szwajcarii, jak m�wi�a Susana � jakie� 60 km od Mexico City, a potem � dos�ownie w przededniu wyjazdu � przyni�s� wiadomo��, �e niedaleko jakiego� �miesznego Rio Frio, gdzie lata s� ch�odne, a zimy �agodne, wystawiono na sprzeda� rancho o banalnej nazwie �Les Flores�, czyli �kwiatki�, po�o�one jak na Meksyk raczej niezbyt wysoko, bo raptem 2700 metr�w ponad poziomem morza, niezbyt du�e i troch� ju� zagospodarowane. Na miejsce dotarli pod wiecz�r. Stan�li przed zamkni�t� na g�ucho solidn� �eliwn� bram� oddzielon� od drogi g��bokim na dwa metry rowem, kt�ry m�g� te� by� fos� albo naturalnym korytem okresowego strumienia. Par� metr�w za bram� teren rancha do�� gwa�townie opada� ods�aniaj�c si�gaj�cy po horyzont widok kolejnych pasm g�rskich. Mro�kowi ta perspektywa przypomina�a Beskidy, bo pozbawiona by�a typowej dla Meksyku bezludnej surowo�ci. Mi�dzy zalesionymi g�rami pracowicie wi�y si� drogi. Przy nich tu i �wdzie sta�y jakie� domy. Na lewo od bramy wida� by�o rozleg�e zabudowania. Na dw�ch najwy�szych u�o�onych w 12 podkow� tarasach sta�y dwa wyra�nie mieszkalne budynki i co�, co mog�o by� d�ug� szop�, barakiem lub stajni�. Po tarasowo opadaj�cym ogrodzie przechadza�a si� owca skubi�ca ogromne meksyka�skie agawy. Na przeciwleg�ym wzg�rzu majaczy�y budynki miasteczka zdominowanego przez sylwetk� typowo meksyka�skiego ko�ci�ka z zako�czon� mi�kkim �ukiem dzwonnic�. Par�set metr�w dalej na niewielkim poro�ni�tym ogromnymi agawami pag�rku, gdzie zaczyna�a si� wioska typowa dla Indian Pueblo, rozci�ga� si� widok na drzemi�ce w odleg�o�ci 20 kilometr�w wulkany. Kiedy po zmroku wje�d�ali do Mexico City, oboje byli pod ogromnym wra�eniem tego, co po dw�ch miesi�cach w�dr�wki i poszukiwa� tak nieoczekiwanie uda�o im si� znale��. Kud�aty za� uparcie powtarza�, �e to jest w�a�nie ich miejsce na Ziemi. I brzmia� przekonywaj�co. 13 Cz�� II Przeczyta�em w gazecie, �e Apokalipsy nie b�dzie. �eby uczci� t� dobr� nowin�, poszed�em do McDonald�sa i zam�wi�em hamburgera. (...) Dotychczas konsumowa�em bez entuzjazmu, poniewa� �y�em w oczekiwaniu katastrofy. Po co w�a�ciwie ketchup, gdy i tak zmierzamy ku katastrofie? Ale teraz �wiat ma przysz�o��. Wi�c do�o�y�em sobie jeszcze ketchupa, bo teraz ju� warto. (...) Trzeciego dnia zauwa�y�em, �e konsumuj�c podw�jny ketchup po raz trzeci, nie dotrzymuj� kroku swojej epoce. (...) Co dalej? Nieub�agany rozw�j konsumpcji wymaga� ketchupu siedmiokrotnego, a p�niej o�mio-, dziewi�cio-, dziesi�ciokrotnego i tak dalej bez ko�ca, bo teraz, gdy Apokalips� odwo�ano, przysz�o�� nie mia�a ju� kresu. Za��my, �e przetrzymam keczup nawet dziesi�ciokrotny. Ale p�niej? Podpali�em McDonald�sa, tu chodzi�o o �ycie. Po�ar nie by� wielki, gdzie mu tam do Apokalipsy, ale lepsze to ni� nic�. M�czyzna, kt�ry 12 stycznia 1990 roku napisa� te s�owa, w pewnym sensie sam w�a�nie �podpali� swego McDonald�sa�, by zacz�� nowe �ycie na skraju cywilizacji. Teraz postawi� ostatni� kropk� kr�tkiego opowiadania, z�o�y� pod nim podpis kre�lony mocno geometrycznym pismem i przyst�pi� do troskliwego rozcierania zgrabia�ych przy pisaniu d�oni. P�aszcz, w kt�rym siedzia� przy stole jakby wyj�tym z dekoracji �Pier�cienia Nibelunga�, w �adnym razie nie dawa� wystarczaj�cej izolacji przed ch�odem i przenikliw� wilgoci� panuj�cymi w praktycznie nie ogrzewanym rozleg�ym pomieszczeniu. Za niezbyt szczelnymi oknami z nieba � jak co dzie� o tej porze � r�wnomiernie la�a si� woda, a zapadaj�cy zmrok co chwila roz�wietla�y widlaste b�yskawice uderzaj�ce w okoliczne wzg�rza. Kiedy po d�u�szej chwili sk�ra przemarzni�tych d�oni straci�a wreszcie szorstko��, m�czyzna wsta� od sto�u, wzi�� z kredensu b��kitn� lotnicz� kopert�, w�o�y� do �rodka maszynopis swego opowiadania i starannie wypisa� londy�ski adres redakcji �The European�, czyli �Europejczyka�, w kt�rym mia� swoj� cotygodniow� kolumn�. M�g� ju� teraz spokojnie si�gn�� po stary szkicownik i powr�ci� do ulubionego ostatnio zaj�cia, jakim by�o projektowanie przysz�ego kszta�tu posiad�o�ci. Od blisko trzech tygodni razem z �on�, obarczonym liczn� rodzin� dozorc�, tajemniczym sznaucerem Otellem i trzema rasowymi ko�mi mieszka� w tym ma�ym, obejmuj�cym niespe�na 2 hektary, rancho po�o�onym na g�rskim zboczu par�set metr�w przed miasteczkiem Tlahuapan, w powiecie Tlaxcala, prowincji Pueblo, jakie� dwie i p� godziny jazdy od centrum Mexico City. Przez owe trzy tygodnie on i jego �ona zd��yli ju� nieco przywykn�� do dziwacznie pionierskich warunk�w, kt�re tu panowa�y. 14 W ca�ej stajni jeden tylko poczciwy czarny jak noc Cuervo, nieco mo�e przyd�ugi wa�ach, podobno p�krwi angielskiej, mia� na tyle rozumu i ko�skiej og�ady, by m�c po niewielkim padoku nosi� S�awomira Mro�ka W potwornym ch�odzie i ci�g�ym deszczu, zakutani we wszystko, co mieli, w�r�d tysi�cy wielkich czarnych paj�k�w, kt�re wyj�tkowo upodoba�y sobie to zapomniane do niedawna miejsce, snuli dalekosi�ne plany stworzenia na tym zboczu kawa�eczka Raju. Chwilowo tylko owe brzmi�ce dosy� fantastycznie wizje dodawa�y im si� koniecznych, by tu trwa�. Bo � chocia� oboje ca�kiem �wiadomie porzucili paryskie luksusy dla meksyka�skiego pustkowia � nie chodzi�o im przecie� tylko o to, by przetrwa� w egzotycznej samotni. Przywie�li tu z Europy sw�j �yciowy projekt, wizj� w�asnego szcz�cia w tym miejscu, kt�remu nadali dumnie brzmi�ce imi� �La Epifania� � czyli objawienie. Kupili � co tu gada� � w�a�ciwie �kota w worku�. Ani pobie�ne ogl�dziny dokonane jesieni�, ani tym bardziej zdj�cia zabudowa�, kt�re do Pary�a wysy�a�a m�owi Susana, sama za�atwiaj�ca wszystkie formalno�ci zwi�zane z zakupem rancha, nie ujawni�y op�akanego stanu posiad�o�ci. Szyd�o wysz�o z worka, gdy w Pierwszy Dzie� �wi�t Bo�ego Narodzenia 1989 roku pa�stwo Mro�kowie zjechali do Epifanii z dwoma walizkami dobytku, bo reszta rzeczy z paryskiego mieszkania jeszcze przez par� tygodni mia�a podr�owa� w stalowym kontenerze. Przywita�y ich parostopniowe mrozy, wichura, burze z mn�stwem piorun�w oraz marzn�ca nad ziemi� m�awka. Lej�ca si� z nieba woda bez przeszk�d wp�ywa�a do budynk�w przez dziurawe dachy i ciskana pot�nym wiatrem wiej�cym chyba od samego oddalonego o tysi�c kilometr�w oceanu, wdziera�a si� przez nieszczelne, powypaczane, mocno przegni�e okna. W salonie la Casa Grande, czyli reprezentacyjnego budynku owej posiad�o�ci, mokry wiatr hula� mi�dzy sto�em Nibelung�w a zajmuj�cym ca�� �cian�, marmurowor�owiutkim kominkiem a la domek Barbie, kt�ry poprzednia w�a�cicielka kaza�a skopiowa� z wydrukowanego w kolorowym magazynie zdj�cia przedstawiaj�cego rezydencj� jakiej� ameryka�skiej gwiazdy. Pretensjonalna forma nie by�a jednak najgorsz� wad� r�owego kominka. Jego ca�kowicie dyletancka konstrukcja powodowa�a bowiem, �e do salonu przez komin wdziera�a si� wichura, a ka�da pr�ba rozpalenia ognia prowadzi�a do 15 wype�nienia wn�trza czarnym dymem i sadz�. W s�siaduj�cej z salonem ekstrawaganckiej �azience, kt�rej po�ow� zajmowa�a ogromna, sprowadzona z Europy, wanna typu jacuzzi, nie by�o �wiat�a ani ciep�ej wody. Podobnie by�o w kuchni, z kt�rej kanalizacj� wyprowadzono w taki spos�b, �e pomyje z makaronem wyp�ywa�y na traw� w �rodku ogrodu. Ca�e rancho pozbawione by�o telefonu i pr�du, a gaz podgrzewaj�cy term� w jedynej dzia�aj�cej na rancho �azience La Caba�y, czyli po�o�onego poni�ej Casa Grande sporego go�cinnego domku, czerpany by� z niewielkiej szybko opr�niaj�cej si� butli. Obraz tego rancha chyba do�� wiernie oddawa� usposobienie poprzednich w�a�cicieli. Se�or Gringa, typowo meksyka�ski kapry�ny bogacz, kupi� je, by spe�ni� zachciank� swej ameryka�skiej �ony. Meksyk prze�ywa� w�wczas lata gospodarczego cudu. Oszo�omiona strumieniem naftowych dolar�w gwa�townie si� bogac�ca miejscowa klasa wy�sza wydawa�a pieni�dze r�wnie �atwo, jak je zarabia�a. W Meksyku lat osiemdziesi�tych nikogo nie dziwi�y ani pozbawione dop�ywu wody w�oskie wanny jacuzzi, ani nie dzia�aj�ce kominki z europejskiego marmuru budowane w letnich posiad�o�ciach miejscowych multimilioner�w. Nie by�o te� nic nadzwyczajnego w tym, �e 7 rasowych, wysokiej klasy koni, kt�re se�or Gringa zgromadzi� w tym rancho, �ywi�o si� wszystkim, co im si� uda�o wyskuba� w ogrodzie � ozdobnymi krzewami, orchideami, w ostateczno�ci kor� owocowych drzewek � bo pa�stwo ca�ymi miesi�cami nie pojawiali si� w posiad�o�ci i nie dawali rz�dcy pieni�dzy na pasz� dla zwierz�t. A skoro w nikomu niepotrzebnym ogrodzie niepotrzebnego rancha pas�y si� niepotrzebne konie, to przecie� nie by�o nic dziwnego i w tym, �e mog�y si� przy nich wy�ywi� dwie u�yteczne meksyka�skie owce, kt�re hodowa� rz�dca. Susana � de facto by�a tutaj ranchero, czyli gospodarzem � bo zawiadowa�a s�u�b� i robotnikami; trzyma�a kas� i gotowa�a dla wszystkich, pr�buj�c jednocze�nie nauczy� gotowania Flor � �on� Paco 16 Trudno natomiast powiedzie�, czym �w, jak ca�e rancho, zapomniany przez swoich chlebodawc�w rz�dca �ywi� Otella � olbrzymiego czarnego brytana. Mro�kowie znale�li go szalej�cego ze z�o�ci i g�odu, uwi�zanego na �a�cuchu przytwierdzonym do cementowej kolumny czego�, co pono� mia�o si� sta� budynkiem dochodowej psiarni, lecz si� nim nigdy nie sta�o, z przyczyn r�wnie oczywistych (lub r�wnie niepoj�tych), co instalowanie jacuzzi w pomieszczeniu pozbawionym ciep�ej wody. Jak wiele rzeczy w Meksyku � co� tu zosta�o zacz�te i nigdy nie sko�czone. By� jaki� pomys�, mo�e nawet dobry, wydano troch� pieni�dzy, w�o�ono troch� pracy, a potem pomys� si� zmieni�, nast�pne pieni�dze zainwestowano gdzie indziej, po starym pomy�le za� pozosta�a pami�tka w postaci cementowych kolumn stoj�cych w po�owie ogrodu i przykutego do nich tajemniczego Otella. P�dz�c �ycie w upokarzaj�cej niewoli Otello przestawa� ujada� tylko wtedy, gdy na kr�tko usypia�. �y� wi�c od lat z solidnie wyszczekan� opini� w�ciek�ego ludojada gro�nego dla ka�dego, kto si� do niego zbli�y nie wy��czaj�c i samego rz�dcy od czasu do czasu podsuwaj�cego mu misk� z pomyjami. Na rozkaz nowych pa�stwa solidnie nakarmiony i puszczony z �a�cucha poprzesta� tymczasem na niegro�nym k�apni�ciu ogromnymi szcz�kami. Biega� od tej pory, gdzie chcia�, ujadaj�c niepor�wnanie oszcz�dniej. Ale im wi�cej mia� swobody, tym lepiej by�o wida�, jak wielka przepa�� dzieli go od zwyk�ego �a�cuchowego burka. Tym bardziej frapuj�ca stawa�a si� wi�c i jego psia tajemnica, kt�r� sygnalizowa� nie tylko szlachetn� budow� swego spr�ystego cia�a, ale te� widoczn� dla tych �co s� za psami� pe�n� elegancji harmoni� ka�dego swego ruchu. Ca�a wielka � cho� przecie� psia � uroda Otella ukaza�a si� jednak dopiero kilka dni p�niej, kiedy oswojony ju� z odzyskan� wolno�ci�, podda� si� k�pieli i fachowemu strzy�eniu. Wtedy te� w jakiej� mierze wyja�ni�a si� jego psia tajemnica. Pod warstwami sko�tunionej, od lat nie piel�gnowanej sier�ci Mro�kowie odkryli bowiem nie tylko naturalne pi�kno harmonii psiego cia�a, ale i wypalone przed laty tajemnicze znami�. Okaza�o si� ono znakiem cennego zwyci�stwa odniesionego przez wzorowego sznaucera olbrzyma na presti�owej kalifornijskiej wystawie. Od tej pory Mro�kowie darzyli Otella nie tylko respektem wzbudzanym przez jego pot�ne z�biska, ale te� powa�aniem nale�nym psiemu arystokracie � zapewne niedosz�emu za�o�ycielowi hodowlanej dynastii. By dope�ni� opisu �ywego inwentarza, trzeba w tym miejscu wspomnie� o trzech wierzchowych koniach, kt�re pa�stwo Gringowie przy transakcji dorzucili dla r�wnego rachunku. Prymat w stajni dzier�y� niew�tpliwie szalony Bucefalo, pi�kny okaz lokalnej rasy azteca, przed laty poniewczasie wa�aszony ze skutkiem po�owicznym. Jaki� miejscowy konowa� na zawsze pozbawi� go szansy posiadania potomstwa, ale zrobi� to zbyt p�no i zbyt niekompetentnie, by pozbawi� go r�wnie� najbardziej nieprzyjemnych cech jurnego ogiera, kt�ry zrzuci ze swego grzbietu ka�dego, kto go dosi�dzie, i z nie mniejsz� przyjemno�ci� kopnie lub ugryzie tego, kto si� do� tylko zbli�y. Niespe�nion� par� dzikiego Bucefalo stanowi�a Gardenia, bia�a klacz rasy portugalskiej, �yczliwa kobietom i ch�tnie nosz�ca angielskie damskie siod�o, ale absolutnie nie toleruj�ca �adnego ludzkiego samca, kt�ry chcia�by si� do niej zbli�y� lub, nie daj Bo�e, pr�bowa� jej dosi��� okrakiem. Tak wi�c w ca�ej stajni jeden tylko poczciwy, czarny jak noc Cuervo, nieco mo�e przyd�ugi wa�ach podobno p�krwi angielskiej, mia� na tyle rozumu i ko�skiej og�ady, by m�c po niewielkim padoku nosi� S�awomira Mro�ka. Chwilowo jednak na konne przeja�d�ki nikt tu nie mia� czasu, bo przecie� ruiny �Los Flores� mia�y si� niebawem przeobrazi� w dumn� �La Epifani�. Pa�stwo Mro�kowie tymczasem zamieszkali na stryszku La Caba�y w nie u�ywanej od lat 17 go�cinnej sypialni, jak ca�e rancho opanowanej przez czarne paj�ki i pozbawionej pr�du oraz ogrzewania. Wytrzymali tam dwie noce w parostopniowym mrozie, ale natychmiast po �wi�tach wybrali si� do Tlaxcali po gazowy piecyk, by ogrza� przynajmniej skromn� sypialenk�. Ma�y piecyk pod��czony do butli chwilowo by� na rancho jedynym �r�d�em ciep�a. Nikt jednak nie narzeka�. Mro�kowie, bo �yli buduj�cymi wizjami przysz�o�ci, a Paco Guzman, nowy rz�dca, kt�rego Susana wynaj�a jesieni�, bo nie widzia� nic dziwnego w tym, �e wraz z �on� i 4 c�rkami gnie�dzi� si� w zwolnionym przez poprzednika nie ogrzewanym pokoiku przyziemia Casa Grande. �Mam czegom chcia��, z absolutn� szczero�ci� mawia� Mro�ek, gdy podczas wielkiego krakowskiego �Mro�ek Festival� � mi�dzy naukowymi sesjami dla uczczenia jego sze��dziesi�tych urodzin i uroczystymi paradami jamnik�w pod Sukiennicami � opowiada� o swoim meksyka�skim rancho, le��cym pod wulkanem, przy drodze do Rio Grande Wreszcie Indianie Pueblo �yj� tak od zawsze w swoich budowanych z wypalanej s�o�cem ceg�y i pozbawionych drzwi domach, do kt�rych zimowe wiatry i wilgo� bez przeszk�d dostaj� si� poprzez zas�aniaj�ce wej�cie wielobarwne koce. Zreszt� kilkunastometrowy pok�j Guzmanowie mogli jako tako ogrza� swoimi sze�cioma oddechami. Ostatecznie kiedy mr�z stawa� si� dokuczliwy, najmniejsze dzieci po prostu nie wstawa�y z ��ek, a doro�li mieli do�� roboty, �eby nie narzeka� na ch�ody. Budow� Epifanii zacz�li Mro�kowie od wielkiego sprz�tania, trucia paj�k�w i �atania dziurawych dach�w. Potem wzi�li si� za ogrzewanie, hydraulik� i doprowadzenie pr�du. Przez bite 2 miesi�ce hydraulicy pracowali i mieszkali na miejscu. Razem z nimi dekarze, potem elektrycy, stolarze, murarze. S�awomir od �witu je�dzi� kamionetk�, zwozi� materia�y, nosi� ceg�y, pracowa� na budowie, w przerwach � w zimnie i zgie�ku � pisywa� swoje opowiadania dla �Europejczyka�, a wieczorami pracowicie szkicowa� plany dalszych inwestycji. W Casa Grande r�owy kominek Barbie mia� zosta� zast�piony rozrysowan� przez Mro�ka kopi� kominka z Pa�acu Wilanowskiego. Mi�dzy bram� a stajni� mia�a stan�� La Casa Della Guardia, czyli formalnie �str��wka�, a faktycznie rozleg�y pawilon s�u�bowy z 18 komfortowym mieszkaniem dla Paco i jego rodziny. Vis-�-vis bramy, na przeciwleg�ym do Casa Grande ko�cu u�o�onego w rogal najwy�szego tarasu. Mro�ek zaplanowa� La Torre, nieco ekscentryczn� czteropi�trow� wie�� mieszcz�c� biuro Susany, jego gabinet i przykryty czterospadowym dachem El Mirador, czyli widokowy taras z otwart� perspektyw� na cztery strony �wiata. W samej Casa Grande ponury sk�adzik przyziemia, z kt�rym s�siadowa� zimny pok�j Guzman�w, przerabiano na nowe mieszkanie pa�stwa Mro�k�w. Susana � kt�ra de facto by�a tutaj ranchero, czyli gospodarzem � bo zawiadowa�a s�u�b� i robotnikami, trzyma�a kas� i gotowa�a dla wszystkich pr�buj�c jednocze�nie nauczy� gotowania Flor � �on� Paco � ju� wkr�tce po przyje�dzie potrafi�a doceni� zalety Guzman�w. Oboje � Flor i Paco � ��czyli meksyka�sk� witalno�� z umys�owo�ci� zupe�nie nie latynosk�, lecz zgo�a europejsk�. Szybko si� uczyli, byli � co w tych stronach rzadkie � samodzielni i solidni w pracy, a na dodatek umieli zorganizowa� i dopilnowa� innych. To dzi�ki tym ich cechom niespe�na p� roku po l�dowaniu w Meksyku, gdy wielkie budowlane roboty wci�� sz�y pe�n� par�, Mro�kowie ze spokojnym sumieniem mogli, prosto od cegie� i wapna, na blisko 3 tygodnie wyrwa� si� do Krakowa. �Mam czegom chcia��, z absolutn� szczero�ci� mawia� Mro�ek, gdy podczas wielkiego krakowskiego �Mro�ek Festival� � mi�dzy naukowymi sesjami dla uczczenia jego sze��dziesi�tych urodzin i uroczystymi paradami jamnik�w pod Sukiennicami � opowiada� o swoim meksyka�skim rancho le��cym pod wulkanem, przy drodze do Rio Grande. �To rancho jest moim miejscem na ziemi�, deklarowa� po wielkiej �galopadzie� na drewnianym koniu, kt�rego z samym S�awomirem Mro�kiem na grzbiecie w triumfalnym pochodzie ci�gn�� ulicami Krakowa traktor marki �Ursus�. Kiedy wym�czeni, ale i zbudowani krakowskim �wi�towaniem w po�owie lata wracali do swojego rancha, z b�ota i harmidru trwaj�cej budowy wy�ania� si� ju� przysz�y kszta�t w�a�ciwej �La Epifanii�. W salonie Casa Grande ku zachwytowi wszystkich dzia�a� wilanowski kominek, kanalizacja by�a w zasadzie sko�czona, posuwa�a si� budowa La Torre i Casa de la Guardia, w przyziemiu Casa Grande gotowe by�y sypialnie pa�stwa Mro�k�w. By� te� nareszcie pr�d doprowadzony w�asn� parokilometrow� lini�. Jesie� up�yn�a na ko�czeniu budowy. W pocz�tkach grudnia wida� ju� by�o fina�. Wszystko wskazywa�o na to, �e swoj� drug� meksyka�sk� zim� Mro�kowie sp�dz� dok�adnie tak, jak sobie wymarzyli. W po�owie grudnia wielkim balem z orkiestr� uroczy�cie zako�czyli budow�. Zaprosili przyjaci�, robotnik�w i s�u�b� � w sumie 60 os�b. Bawili si� jak szaleni do 5 nad ranem. S�awomir dumny ze swego wielkiego dzie�a oprowadza� go�ci po rancho, opowiada�, co tu zastali przed niespe�na rokiem i co zamierzaj� dalej. Ta�czy� i �piewa� do rana. 19 Z b�ota i harmidru trwaj�cej budowy, wy�ania� si� ju� przysz�y kszta�t w�a�ciwej �La Epifanii�. W salonie Casa Grande, ku zachwytowi wszystkich, dzia�a� wilanowski kominek, kanalizacja by�a w zasadzie sko�czona, posuwa�a si� budowa La Torre i Casa de la Guardia Nazajutrz wszyscy mieli gigantycznego kaca po tequili, szampanie i francuskich winach. Wieczorem pierwszy raz z poczuciem dobrze wykonanej roboty Susana i S�awomir usiedli w Casa Grande przy cudownie grzej�cym wilanowskim kominku. Troch� ta�czyli we dwoje. Potem Mro�ek �piewa� swoje ulubione meksyka�skie piosenki � �Solamente una vez� i �Noche de Ronda�. Rano mia� kaca gorszego ni� po wielkim balu. Nazajutrz czu� si� jeszcze gorzej. Przez nast�pne 5 dni kac wcale nie mija�, lecz jakby si� nasila�. Wreszcie by�o ju� tak niedobrze, �e zdecydowali si� pojecha� na badania do oddalonego o jakie� 20 kilometr�w lokalnego szpitala w miasteczku San Antini. Stwierdzono bardzo wysokie ci�nienie i zalecono szpitaln� obserwacj�. Na Wigili� zwolniono Mro�ka do domu. Rano czu� si� nie�le, ale wieczorem, przy kolacji z rodzin� Susany, zn�w potwornie rozbola�a go g�owa. Musia� wsta� od sto�u ustawionego przy wilanowskim kominku i p�j�� si� po�o�y�. Chwil� p�niej Susana znalaz�a go w sypialni w�a�ciwie nieprzytomnego. Wygl�da� jak cz�owiek, kt�ry w�a�nie umiera. W San Antini, gdzie zawioz�a go z bratem, zn�w stwierdzono wysokie ci�nienie i zaordynowano podawanie morfiny. Susana mia�a wra�enie, �e obok niej wype�nia si� jaki� biblijny archetyp � jej m�czyzna, kt�ry wreszcie zbudowa� sw�j dom, zabiera si�, by teraz odej�� z tego �wiata. Postanowi�a, �e mu na to za nic nie pozwoli. Z powrotem zapakowa�a p�przytomnego do samochodu i jak mog�a najpr�dzej zawioz�a do najlepszej w Mexico City kliniki British-American Hospital. Obok Susany i jej m�odszego brata naprzeciw fatum stan�� teraz przypadkiem pe�ni�cy �wi�teczny dy�ur dr Lopez Velarte, wnuk wielkiego meksyka�skiego poety, wykszta�cony w Bostonie doskona�y kardiolog, najwybitniejszy w tym kraju specjalista od diagnozowania t�tniak�w. By� mo�e tylko on w ca�ym Mexico City m�g� wystarczaj�co szybko postawi� prawid�ow� diagnoz�, by uratowa� �ycie S�awomira Mro�ka. Ale do szybkiego postawienia diagnozy niezb�dna te� by�a nowoczesna aparatura, kt�r� tak�e przypadkiem sprowadzono w�a�nie do British-American Hospital i kt�r� wprawdzie ju� zainstalowano, ale kt�rej oficjalnie nie oddano jeszcze do u�ytku. Wi�c trzeba by�o kolejnego przypadku polegaj�cego 20 na tym, �e dr Velarte by� nie tylko wy�mienitym lekarzem, ale te� cz�owiekiem wystarczaj�co odwa�nym i zdecydowanym, by w�ama� si� do zaplombowanego pomieszczenia z superaparatur� i uruchomi� j� na w�asn� odpowiedzialno��. Dzi�ki temu w niespe�na godzin� diagnoza by�a gotowa. Kiedy badania zosta�y nareszcie zako�czone, dr Lopez Velarte nie mia� dla Susany dobrych wiadomo�ci. Natychmiastowej operacji wymaga� rozleg�y t�tniak aorty, kt�ra rozci�gn�a si� do tego stopnia, �e od wielu dni krew coraz obficiej przedostawa�a si� przez jej os�abione �cianki. Przemakaj�c� t�tnic� na ca�ej d�ugo�ci szyi trzeba by�o natychmiast zast�pi� teflonowym implantem. Nikt jednak nie m�g� zagwarantowa�, �e niedokrwiony od wielu dni m�zg wytrzyma t� operacj�. Szanse pacjenta zwi�ksza� wprawdzie kolejny szcz�liwy przypadek, kt�ry sprawi�, �e w bloku operacyjnym dy�urowa� jeden z najwybitniejszych w Meksyku specjalist�w od chirurgii naczy�, ale i tak prawdopodobie�stwa prze�ycia nie oceniano wy�ej ni� 1:10. Gdy chirurdzy szykowali si� do operacji, dr Velarte przygotowywa� Susan� na to, co j� czeka, je�eli pacjent mimo wszystko szcz�liwie prze�yje. Po pierwsze nale�a�o si� liczy� z uszkodzeniem cz�ci niedokrwionego m�zgu, co mog�o oznacza� trwa�e lub okresowe upo�ledzenie r�nych �yciowych funkcji � od �wiadomo�ci po ruch kt�rej� z ko�czyn. Po drugie teflon, z kt�rego wykonano implant, przez mniej wi�cej p� roku wydziela� mia� substancje powoduj�ce mi�dzy innymi powa�ne zaburzenia psychiczne okre�lane jako paranoja kliniczna � l�ki, obsesje, agresj�. Po trzecie odr�nienie trwa�ych zmian wywo�anych uszkodzeniem m�zgu i przej�ciowych wywo�anych dzia�aniem teflonu mia�o by� mo�liwe dopiero kilka miesi�cy po wszyciu implantu. Susana mia�a wra�enie, �e obok niej wype�nia si� jaki� biblijny archetyp � jej m�czyzna, kt�ry wreszcie zbudowa� dom, zabiera si�, by teraz odej�� z tego �wiata 21 Rano, gdy je