366. Hingle Metsy - Księżniczka i ochroniarz

Szczegóły
Tytuł 366. Hingle Metsy - Księżniczka i ochroniarz
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

366. Hingle Metsy - Księżniczka i ochroniarz PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 366. Hingle Metsy - Księżniczka i ochroniarz PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

366. Hingle Metsy - Księżniczka i ochroniarz - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Hingle Metsy Księżniczka i ochroniarz 1 Strona 2 PROLOG Nie cierpię ślubów, myślała Clea Mason, patrząc z obrzydzeniem na bukiet białych róż i lilii, który jakimś cudem wylądował w jej rę- kach. W duchu przeklinała Ryana Fitzpatncka. Gdyby nie odwrócił jej uwagi, nigdy by nie złapała tego bukietu. - Och, Cleo, będziesz następną panną młodą! - zawołała z za- chwytem Gayle, jej świeżo poślubiona asystentka. - Nic z tego - mruknęła Clea. Absolutnie nie miała zamiaru wy- chodzić za mąż. Nigdy w życiu! - Zmienisz zdanie, kiedy spotkasz odpowiedniego mężczyznę. S Tak jak ja, kiedy poznałam Larry'ego - odrzekła panna młoda rozmarzonym głosem i sięgnęła po podwiązkę. Clea niecierpliwie spojrzała na zegarek. Jak długo druhna powin- na pozostać na weselu? Przypomniała sobie śluby dwóch swoich R sióstr i jęknęła z rozpaczą. Zdaje się, że nie może wyjść wcześniej niż młoda para, a na razie nie wyglądało na to, by nowożeńcy do- kądkolwiek się wybierali. Z rezygnacją przyjrzała się gościom. Większość z nich pracowała w tym samym biurze podróży co Clea i Gayle. Nic dziwnego. Żad- ne z nowożeńców nie miało rodziny w Chicago, a organizatorami przyjęcia byli właściciele biura. Zatrzymała wzrok na Ryanie Fitzpatricku. Musiała przyznać, że wyróżniał się z tłumu, i to nie tylko z powodu wysokiego wzrostu. Ze swymi ostrymi rysami twa- rzy, ciemnoniebieskimi oczami i łobuzerskim uśmiechem przypo- 2 Strona 3 minał jej upadłego anioła. Ciemne włosy opadały mu na kołnierzyk koszuli. Zauważył jej spojrzenie i błysnął uśmiechem. Serce Clei zabiło mocniej. Odwróciła się i wpadła na Seana Fitzpatricka. - Przepraszam - powiedziała, odzyskując równowagę. - Wcale się nie gniewam. Możesz to robić, kiedy tylko zechcesz - uśmiechnął się Sean, patrząc na jej bukiet. - Miałem zamiar popro- sić cię do tańca, ale może pominiemy te wstępy i od razu weź- miemy ślub? - Nie zwracaj na niego uwagi - zawołał Michael Fitzpatrick, od- suwając młodszego brata na bok. - Wyjdź za mnie! Napięcie Clei opadło. Z rozbawieniem przysłuchiwała się sprzeczce braci Fitzpatricków. Siostrzeńcy właścicielki Destinations byli dobrze znani w biurze, którym kierowała Clea. Większość za- trudnionych tam dziewcząt podkochiwała się w którymś z nich. S - Cleo, wytłumacz mojemu tępemu bratu, że tylko traci czas - rzekł Sean. - Obydwaj tracicie czas - usłyszała nagle za plecami głos Ryana. - R Clea nie wyjdzie za żadnego z was, błazny. Zostanie moją żoną. Clea spojrzała na niego ze zdumieniem. Ryan obracał na palcu podwiązkę. - Twoją żoną? - wykrzyknęła z oburzeniem. - Ależ... - Nie możesz się już doczekać, kochanie. Wiem. Ja też - po- wiedział i zanim zdążyła zaprotestować, chwycił ją w ramiona i pocałował. 3 Strona 4 ROZDZIAŁ PIERWSZY - Ja chcę wziąć sprawę Clei Mason - powiedział stanowczo Ryan. Skrzyżował ramiona na piersi, zmierzył wzrokiem swego brata Michaela siedzącego po drugiej stronie biurka i przygoto- wał się do bitwy. Michael odłożył słuchawkę telefonu i odchylił się do tyłu na krze- śle. - Nie ma żadnej sprawy, braciszku. Ryan z trudem powstrzymał wybuch złości, która kipiała w nim S od chwili, gdy ciotka Maggie zadzwoniła i powiedziała, że jakiś maniak prześladuje Cleę. - Możliwe, że nie mam wielkiego doświadczenia jako prywatny detektyw, ale jako były gliniarz mogę ci powiedzieć, że jeśli jakiś R zboczeniec pisze do Clei obsceniczne listy i prześladuje ją telefo- nami, to jest to materiał na sprawę sądową. - Właśnie próbowałem to wytłumaczyć ciotce Maggie - odrzekł Michael. W białej koszuli z krawatem wyglądał bardziej na praw- nika niż na detektywa. - Ryanie, jesteśmy specjalistami od zabez- pieczeń, a nie osobistymi ochroniarzami. - Twoim zdaniem kobieta prześladowana przez maniaka se- ksualnego nie potrzebuje zabezpieczenia? - Wiesz równie dobrze jak ja, że to nie jest sprawa dla nas, tylko dla policji, i właśnie dlatego nie chciałem jej przyjmować. - Ale przyjąłeś - zauważył Ryan. 4 Strona 5 Michael skrzywił się. - Kiedy ostatni raz udało ci się wygrać z ciotką Maggie? A poza tym jakie miałem szanse, skoro ty sterczałeś mi nad głową i przez cały czas jej przytakiwałeś? - Bo moim zdaniem ona ma rację. Clea potrzebuje ochrony. Michael wzruszył ramionami. - Daj spokój, Mikę - ciągnął Ryan. - Słyszałeś, co mówiła ciotka. To trwa już kilka miesięcy, a policja dotychczas do niczego nie do- szła. Dlatego właśnie my jesteśmy tu potrzebni i dlatego ty sam zgodziłeś się przyjąć tę sprawę. A skoro tak, to ktoś musi pilnować Clei. Ja się zgłaszam na ochotnika. - Mam wrażenie, że już od jakiegoś czasu pilnujesz Clei - odpa- rował Michael. - Wcale nie byłbym zaskoczony, gdyby się okazało, że to dla niej rzuciłeś pracę w Los Angeles i wróciłeś do Chicago. Ryan przyznał w duchu, że w słowach brata kryje się ziarenko S prawdy. Osoba Clei rzeczywiście odegrała pewną rolę w jego decyzji o powrocie do domu. Ale już dawno nauczył się nie dostarczać star- szym braciom tego rodzaju amunicji. R - Nieważne, dlaczego wróciłem. W tej chwili rozmawiamy o bez- pieczeństwie Clei. Jestem gotów zająć się tą sprawą i dopilnować, żeby nic jej się nie stało. - Byłoby to znacznie łatwiejsze, gdybyśmy mogli powiedzieć Clei, że będziemy jej pilnować. - Owszem. Ale nie możemy tego zrobić, bo ciotka Maggie już jej to proponowała i Clea nawet nie chciała słyszeć o ochronie. Będę musiał pilnować jej niespostrzeżenie - zakończył Ryan z uśmie- chem. Kto wie, co może z tego wyniknąć? pomyślał, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie sześć miesięcy wcześniej. Wpadł wte- dy na chwilę do agencji, bo chciał się zobaczyć z ciotką i wujem. 5 Strona 6 Czekając na nich, umilał sobie czas podziwianiem nóg stojącej ty- łem do niego kobiety. Gdy właścicielka owych kończyn wreszcie odwróciła się i spojrzała na niego zielonymi, kocimi oczami, Ryan poczuł, że jest zgubiony. Głos Mike'a przerwał te wspomnienia. - .. .a poza tym pracujesz tu dopiero od kilku tygodni. To za mało, żeby wiedzieć, na czym polega nasza robota. Ryan uświadomił sobie, że nie usłyszał początku zdania. - Przepraszam, wyłączyłem się na chwilę. Co mówiłeś? - Powiedziałem, że śledzenie znajomej osoby jest bardzo trudne. Sean i ja mamy w tym więcej doświadczenia. Chyba lepiej byłoby, gdyby któryś z nas się tym zajął. - Nic z tego. - Ryan... Ryan zerwał się na nogi i podszedł do brata. - Moim zdaniem dwanaście lat pracy w policji, w tym osiem w S wydziale zabójstw, dało mi wystarczające doświadczenie. Chcę wziąć tę sprawę. - Jaką sprawę? - zapytał od progu Sean, wpadając do biura jak bu- R rza. Wyglądał, jakby przed chwilą wyszedł z łóżka; Ryan dałby głowę, że dzielił je z jakąś kobietą. Sean przysiadł na krawędzi biurka z kubkiem parującej kawy w dłoniach. - Sprawę Clei Mason - wyjaśnił Michael. W oczach Seana bły- snęło zainteresowanie. - Clea jest naszą klientką? - Niezupełnie - mruknął Michael. - Jakiś facet już od dłuż szego czasu przysyła jej obsceniczne listy, a wczoraj wieczorem zadzwonił. Ciotka Maggie akurat z nią była i z tego, co zdołała usłyszeć, zorientowała się, że jego sposób wysławiania się jest równie wulgarny jak listy. 6 Strona 7 Sean zaklął i zgniótł kubek w dłoni. - Chciałbym dostać tego zboczeńca w swoje ręce. - Musisz poczekać w kolejce - poinformował go Ryan. - Nikt mu nic nie zrobi, dopóki policja do niego nie dotrze - prze- rwał im Michael. - A do tego czasu ktoś z Fitzpatrick Security ma uważać na Cleę. Ciotka Maggie sobie tego życzy. - I tym kimś będę ja - uzupełnił Ryan. - Zaraz, chwileczkę! Dlaczego akurat ty masz spijać całą śmie- tankę? - oburzył się Sean. - Poza tym wydaje mi się, że Clea ma do mnie słabość. Widzieliście, jak na mnie patrzyła na tym ślubie? Nie mam nic przeciwko temu, żeby dotrzymać jej towarzystwa. Jestem człowiekiem, którego potrzebujesz, Mike. Nie martw się, dobrze się nią zaopiekuję. - Jeszcze czego - warknął Ryan przez zaciśnięte zęby. - Jeśli kto- kolwiek ma się opiekować Cleą, to tylko ja. S Na twarzy Seana ukazał się promienny uśmiech. - Niestety, braciszku, ona się tobą nie interesuje. Lepiej się z tym pogódź. Pamiętasz, jak zareagowała na twoje oświadczyny? R Powiedziała, że nie wyszłaby za ciebie, nawet gdybyś był ostatnim mężczyzną na ziemi. Zdaje się, że nie jesteś w jej typie. - A ty, oczywiście, jesteś? - odciął się Ryan. - Jestem pewien, że tak. W każdym razie nie odrzuciła moich oświadczyn - odrzekł Sean z rozbawieniem. - To chyba znaczy, że jesteśmy zaręczeni. A skoro tak, to z pewnością ja powinienem jej pilnować. Ryan pomyślał, że w wieku trzydziestu dwóch lat nie powinien już nabierać się na haczyki braci. Mimo wszystko docinki Seana iryto- wały go. - Wiesz, że Sean chyba ma rację - dorzucił Michael z przebiegłym 7 Strona 8 uśmieszkiem. - Widziałem wyraz twarzy Clei, gdy ją pocałowałeś na weselu, i mam wrażenie, że nie jesteś jej ulubieńcem. - Nie byłbym tego taki pewien - mruknął Ryan. - Brakuje ci słynnego uroku Fitzpatricków - nie ustępował Sean. - Z drugiej strony, na przykład ja... - Nic od niej nie uzyskałeś - przerwał mu Ryan i zwrócił się do Michaela. - Chcę się tym zająć, Mike. Kiedy zacząłem pracować w agencji, umówiliśmy się, że wszyscy będziemy działać na równych prawach. Jestem tu już od miesiąca i, jak dotychczas, przekładam tylko papiery z kupki na kupkę. - Papiery też są częścią tej pracy. - Częścią, a nie całością. Michael westchnął. - Odpocznij trochę, Ry. Z tego, co słyszałem, zanim zrezyg- nowałeś z pracy w policji, zdążyłeś odwalić kawał solidnej roboty. S - Już odpocząłem i teraz mam ochotę zająć się czymś nowym. Praca w policji dostarczyła Ryanowi wielu rozczarowań. Ledwie zaprowadził jakiegoś kryminalistę za kratki, tamten znów wychodził R na wolność. Ale nie chodziło tylko o to. Ryan zdawał sobie sprawę, że czegoś mu w życiu brakuje. Tym czymś była rodzina. Zwrócił więc odznakę, spakował bagaże i wrócił do domu. - Chcę trochę popracować, i to nie za biurkiem. Poza tym ty i Sean prowadzicie teraz inne sprawy. - Możesz wziąć tę sprawę sfałszowanego czeku, a ja zajmę się pil- nowaniem Clei - podchwycił natychmiast Sean. Michael jednak potrząsnął głową. 8 Strona 9 - Przykro mi, braciszku, ale Sylvia Miller prosiła, żebyś to właśnie ty zajął się tym dochodzeniem. Na wzmiankę o przystojnej pani prezes banku twarz Seana na- tychmiast pojaśniała. - Ach tak, piękna Sylvia! Widzicie, jednak nie jestem po zbawiony uroku! Ryan prychnął pogardliwie. - W takim razie wszystko ustalone. Ja się zajmę Cleą - powiedział i ruszył do drzwi. - Ry, poczekaj chwilę! - zawołał za nim Michael. - Możliwe, że ten maniak, który prześladuje Cleę, jest nieszkodliwy. Często tak bywa. Ale jeśli tak nie jest, jeśli listy i telefony przestaną mu wy- starczać, wówczas Clea naprawdę może się znaleźć w niebezpie- czeństwie. Osoba, która ma ją chronić, musi być w stanie skupić się wyłącznie na swych obowiązkach. S Ryan zesztywniał. - Uważasz, że sobie z tym nie poradzę? Michael uspokajająco podniósł rękę do góry. R - Chodzi mi o to, że ona ci się podoba. Obydwaj wiemy, że osobi- ste więzi z klientami zaburzają ocenę sytuacji. Tracisz umiejętność koncentracji, bo nie myślisz wyłącznie głową. Jeśli coś takiego ci się przydarzy, Clea za to zapłaci. Nie chcę, żeby jej się coś stało. - Nie pozwolę, żeby cokolwiek jej się stało i na pewno nie nawa- lę. - Może nie umyślnie, ale... - Daj spokój, Mike - przerwał mu Sean, wyciągając z kieszeni ba- tonik. - Clea ma dobry gust. Dlaczego miałaby się zakochać w Ry- anie, skoro może mieć mnie? 9 Strona 10 Ryan wyrwał mu batonik z ręki i sam się nim zajął. - Nie byłbym tego taki pewien, braciszku. - Przecież odrzuciła twoje oświadczyny? - zdziwił się Sean. - Nie wiesz o tym, że kobiety często zmieniają zdanie? Sean wy- rwał mu z ręki resztę batonika. - Założę się o sto dolarów, że znowu da ci kosza. - Dobra - zgrzytnął zębami Ryan. - Dawaj forsę. Sean wyciągnął z portfela dwie pięćdziesiątki i położył je na biur- ku. - A ty, Mike? Nie chcesz przystąpić do zakładu? - Prawdę mówiąc, chętnie - rzekł Michael, rzucając na biur ko nowiutką studolarówkę. - Zgadzam się z Seanem. Jestem pewien, że Clea zrzuci cię ze schodów. Ryan dołożył swój banknot. - Przyjdę po te pieniądze za sześć miesięcy, gdy już włożę S jej obrączkę na palec. Po plecach Clei przebiegł zimny dreszcz. Miała dziwną pewność, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła się i rozejrzała, ale w otaczają- R cych ją twarzach nie zauważyła niczego podejrzanego. Po prostu zwykli ludzie czekający na otwarcie drzwi teatru. Wydawało się, że nikt nie zwraca na nią szczególnej uwagi. To tylko nerwy, pomyślała. Za dużo pracy, a za mało snu. Wła- ściwie powinna być teraz w domu i położyć się wcześniej, zamiast wystawać w tłumie na rogu ulicy. Niepotrzebnie przyjęła zaprosze- nie Donatellich. Nie powinna była tego robić, szczególnie po tym ostatnim telefonie. Na wspomnienie dziwnego szeptu w słuchawce znów poczuła zimny dreszcz. 10 Strona 11 „Tak pięknie dzisiaj wyglądałaś. Podoba mi się ta czerwona su- kienka. Chciałbym cię widzieć w tej chwili. Muszę cię zobaczyć. Chcę być z tobą dzisiaj w nocy. Chcę..." Siłą woli zwalczyła kiełkującą w niej panikę. Nikt jej nie obser- wował. Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. To tylko nerwy i przemęczenie. Oczywiście, dodatkowo była wytrącona z równowagi tym, że wcześniej tego wieczoru, w restauracji, nieoczekiwanie natknęła się na Ryana Fitzpatricka. Było to już ich trzecie przypadkowe spo- tkanie od dnia ślubu Gayle... Od dnia ślubu. Clea przymknęła na chwilę oczy, przypominając sobie, co wtedy zaszło. Gdy Ryan ją pocałował, zapomniała o bożym świecie. Choć trwało to tylko krótką chwilę, była jednak pewna, że Ryan zdążył zauważyć, co się z nią dzieje. Widziała to w jego oczach i uśmiechu. Własna reakcja wytrąciła ją z równowagi. Nie S miała najmniejszego zamiaru poddawać się urokowi Ryana. Znała takich mężczyzn jak on: potrafili ogłupić każdą dziewczynę słodki- mi słówkami i obietnicami bez pokrycia. Znała ich o wiele za dobrze R i dlatego nie miała najmniejszej ochoty wiązać się z Ryanem Fitzpa- trickiem ani z nikim podobnym do niego. Przekonała się na własnej skórze, jak drogo może to kosztować. Naraz zamarła. Dziwne uczucie mrowienia karku znów się poja- wiło. Obróciła się powoli, ale znów nie zauważyła niczego niezwy- kłego. Przeniosła wzrok na drugą stronę ulicy i naraz drgnęła na wi- dok znajomej skądś sylwetki ciemnowłosego mężczyzny, który stał oparty o ścianę budynku. Mężczyzna odwrócił głowę i spojrzał wprost na nią. Na ułamek sekundy ich oczy się spotkały. Ryan? pomyślała Clea ze zdumieniem, ale w tej chwili jakiś 11 Strona 12 przechodzień zasłonił jej widok. Gdy zniknął, mężczyzny już nie było. A jeśli nawet to był Ryan, pomyślała Clea, to właściwie co z te- go? W końcu jest detektywem. Pewnie pracuje nad jakąś sprawą. - Chyba w końcu otwierają - odezwał się jakiś kobiecy głos. Clea oderwała się od myśli o Ryanie i skupiła wzrok na szklanych drzwiach teatru. Umundurowany portier właśnie przekręcał klucz w zamku. - Najwyższa pora - mruknął ktoś inny. Tłum drgnął i przesunął się do wejścia. Mamrocząc przeprosiny na prawo i lewo, Clea parła przed siebie wraz ze wszystkimi. Straciła Donatellich z oczu zaraz po wyjściu z restauracji. Pomyślała, że na pewno są gdzieś przed nią. Kosmyk włosów musnął jej policzek; wsunęła go na miejsce i w tym momencie poczuła na karku czyjś ciepły oddech. S Zdjęta przerażeniem, próbowała się odwrócić, ale tłum poniósł ją do przodu. - Przez cały wieczór czekałem na chwilę, gdy będę mógł cię R dotknąć. Na dźwięk tego głosu zastygła jak sparaliżowana, z gardłem ści- śniętym ze strachu. Gęsty tłum nie pozwalał jej obejrzeć się za sie- bie. Ogarnęła ją panika. - Przepraszam, muszę przejść - wykrzyknęła, usiłując się prze- pchnąć obok rosłego mężczyzny. - Musi pani poczekać na swoją kolejkę, tak jak wszyscy - mruknął mężczyzna. - Nie rozumie pan, ja muszę... - Nie uciekniesz przede mną. Nigdy cię nie opuszczę - szeptał prześladowca. 12 Strona 13 Krew w żyłach Clei zmieniła się w lód. Czyjaś dłoń wysunęła się zza jej pleców i objęła jej pierś. Clea wrzasnęła przeraźliwie. Ro- zepchnęła tłum łokciami, odwróciła się i wpatrzyła w morze ob- cych twarzy. - Kim jesteś?! - wykrzyknęła histerycznie. - Dlaczego mi to ro- bisz? - Na kogo pani tak krzyczy? - zdziwił się starszy, siwowłosy mężczyzna. - Ktoś... ktoś coś do mnie powiedział - wykrztusiła. - Harry, czy ty mówiłeś coś do tej pani? - zapytała kobieta stojąca obok siwowłosego dżentelmena. - Nie - odrzekł mężczyzna, obrzucając Cleę dziwnym wzrokiem. - To musiał być ktoś inny - upierała się Clea. - Na pewno ktoś go zauważył. Mężczyzna. Stał tuż za mną. Starsi państwo popatrzyli na siebie i obydwoje potrząsnęli gło- S wami. - Przykro mi, ale nie zauważyłem nikogo szczególnego. Za duży tłok - rzekł mężczyzna, obejmując swoją towarzyszkę ramieniem. - R Chodź, Josie, bo spóźnimy się na spektakl. - Chwileczkę... Naraz u boku Clei jak spod ziemi pojawił się Ryan. Na jego widok poczuła przypływ ulgi. - Cleo, co się stało? - Był tu jakiś mężczyzna, który... - Już dobrze - powiedział Ryan. Pociągnął ją w ramiona i mru- cząc coś uspokajająco, wyprowadził z tłumu. Podbiegła do nich Margaret Donatelli. - Clea! Ryan! Co się tu dzieje? Clea wysunęła się z objęć Ryana. 13 Strona 14 - On tu był, Maggie. Przed teatrem. - Kto? - Ten... ten człowiek, który przysyłał mi listy i dzwonił. - Co się stało? - zapytał James Donatelli. zbliżając się do nich. - Poszedłem kupić programy, a wtedy wy obydwie gdzieś zniknęły- ście. - Biedna Clea okropnie się przestraszyła. Ten mężczyzna, który przysyłał jej obsceniczne listy, przyszedł tu za nią. - Gdzie on jest? - Uciekł, kiedy zaczęłam krzyczeć - wyjaśniła Clea. - O mój Boże! - zawołał James. - Udało ci się zobaczyć jego twarz? - dopytywał się Ryan, nie spuszczając wzroku z twarzy Clei. W jego pociemniałych oczach malowała się ponura determinacja. Ma twarz policjanta, pomyślała Clea. To wcielenie Ryana jeszcze bardziej wytrącało ją z równo- S wagi. - Widziałaś jego twarz? - powtórzył. - Nie. Stał za mną. Był za duży tłok. Nie byłam w stanie się od- R wrócić. Mogłam tylko słuchać. - Poznałaś ten głos? - nie ustępował Ryan. - Nie. Mówił szeptem. - Co mówił? Clea zadrżała, pocierając jedną dłoń o drugą. Za nic w świecie nie była w stanie powtórzyć tego dokładnie. - Mówił... mówił o tym, co chciałby zrobić. - Dość tych pytań - prychnął James. - Nie widzisz, że Clea jest zdenerwowana? - Nie szkodzi. Jestem pewna, że Ryan po prostu chce mi pomóc - odrzekła Clea, biorąc się w garść. - Jeśli nie macie nic przeciwko temu, to pójdę już do domu. Nie mam ochoty na teatr. 14 Strona 15 - Musisz zadzwonić na policję - stwierdził Ryan. - Zadzwonię z domu. - Powinnaś zrobić to od razu, żeby mogli spisać twoje zeznania tu, na miejscu. - Wyciągnął do niej telefon komórkowy. Clea jednak zignorowała ten gest. - Powiedziałam, że zadzwonię z domu. - Mogę cię podwieźć. Zadzwonisz z mojego samochodu -rzekł Ryan, biorąc ją pod rękę. Clea nie poruszyła się z miejsca. - A co z twoją sprawą? - Jaką sprawą? - Tą, którą się teraz zajmujesz. Przecież właśnie dlatego stałeś po drugiej stronie ulicy, prawda? Ryan zmieszał się, niepewny, co powinien powiedzieć. - Swoją pracę już skończyłem. Mogę cię odwieźć do domu. S Przy okazji sprawdzę zamki i system alarmowy. Clea nerwowo przełknęła ślinę. Nie przyszło jej wcześniej do głowy, że prześladowca może czekać na nią w domu. Ale z drugiej R strony nie przypuszczała też, że pojawi się przed teatrem. - Boże, przecież ty się cała trzęsiesz! - zauważyła Maggie. - Nie możesz zostać dzisiaj sama. Pojedziesz do nas, z Jamesem i ze mną. - Ciociu Maggie, ja dopilnuję, żeby Clea dotarła do domu bez- piecznie. I naprawdę powinna zgłosić tę sprawę policji -wtrącił Ryan. - Policja będzie musiała poczekać. Jak dotychczas, nie wykazali się niczym - mruknęła Maggie i zwróciła się do męża. - Czy mógłbyś tu zostać i przeprosić w moim imieniu handlow ców od Taylora? 15 Strona 16 - Załatwię to. Weź samochód, a ja wrócę taksówką - zgodził się James. - Ryan, odprowadzisz panie do samochodu? - Oczywiście. Maggie ujęła Cleę pod ramię i szybkim krokiem ruszyła w stro- nę parkingu. Ryan szedł za kobietami, mówiąc coś do telefonu. - Gdy dotrzemy do domu, przygotuję ci gorącą kąpiel i... - Ciociu Maggie - przerwał jej Ryan z napięciem w głosie. Wyjął kluczyki z ręki ciotki i otworzył samochód. - Zadzwoniłem na poli- cję. Przyjadą porozmawiać z Cleą. - To zadzwoń jeszcze raz i powiedz im, że Clea będzie u mnie - rzekła Maggie. Wepchnęła dziewczynę na tylne siedzenie i sama ulokowała się obok niej. Ryan wetknął głowę do środka i popatrzył na ciotkę z zainteresowaniem. - Masz zamiar prowadzić z tylnego siedzenia? S Maggie dobrotliwie poklepała go po policzku. - Nie, drogi chłopcze. Ty nas zawieziesz, a potem wrócisz tu po wuja. R - Jestem specjalistą od spraw bezpieczeństwa, a nie szoferem - mruknął Ryan, ale posłusznie usiadł za kierownicą. - Jesteś również moim siostrzeńcem i nie zapominaj, że wszyscy pracownicy twojej agencji otrzymują pensje z mojej kieszeni. - Fitzpatrick Security to twoja firma? - zdziwiła się Clea. Maggie skrzywiła się. - Tak, ale po tym, co Ryan mi dzisiaj zademonstrował, za czynam się zastanawiać, czy warto wyrzucać pieniądze w błoto. 16 Strona 17 ROZDZIAŁ DRUGI - Nie potrzebuję prywatnego detektywa ani specjalisty od bezpie- czeństwa, czy jak to się nazywa - oświadczyła Clea w kilka godzin później. - Możesz mnie nazywać, jak chcesz - uśmiechnął się Ryan, ale odpowiedziało mu kolejne chmurne spojrzenie. Clea zastygła z obu- rzenia, gdy się dowiedziała, nad jaką sprawą Ryan właśnie pracuje, i od tamtej chwili nie przestawała kipieć złością. - Nie powinnaś go angażować, nie pytając mnie najpierw o zda- nie - oskarżyła teraz Maggie. S - Ktoś musiał coś zrobić - odparowała pani Donatelli. Clea westchnęła. - Przecież ja sama robię to, co trzeba. Przekazałam sprawę policji. Słyszałaś, co mówił ten oficer. Rozpracowują osobowość tego ty- R pu... zboczeńca, który zdolny jest do takich rzeczy. - No i do czego doszła ta policja? - zirytowała się Maggie. - Do niczego! - To racja - dodał James. - Zdaje się, że nasze chicagowskie asy nie lubią działać w pośpiechu. - A ty nie będziesz bezpieczna, dopóki ten szaleniec nie trafi za kratki - wtrąciła się znów Maggie. - Do tego zaś jest potrzebny pro- fesjonalista, który potrafi polować na takie glisty. - Przecież szuka go już cała grupa profesjonalistów - upierała się Clea. - Cały Departament Policji Chicago. 17 Strona 18 Maggie westchnęła ciężko. - Mam wiele szacunku do naszej policji, ale obawiam się, że w tym wypadku nie możesz na nich polegać. Czasy się zmie niły. Wszystko wygląda inaczej niż wtedy, gdy mój ojciec i bra cia służyli w policji. W tamtych czasach złapaliby tego zbo czeńca zaraz po pierwszym liście. Ale teraz policjanci, zamiast zajmować się pilnowaniem bezpieczeństwa na ulicach i wsadza niem przestępców za kratki, martwią się o nadgodziny i budżet. Brakuje im czasu i pieniędzy na prawdziwą pracę policyjną. Jak myślicie, dlaczego tak wielu ich rezygnuje ze służby? Wcale nie byłabym zdziwiona, gdyby się okazało, że właśnie dlatego Ryan i jego brat, Connor, rzucili tę pracę. Dopiero w tej chwili Ryan uświadomił sobie, że po jego odejściu z policji Los Angeles żaden z Fitzpatricków nie nosił już munduru. Taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy od czterech pokoleń. S Oczywiście, było możliwe, że Connor wrócił do zawodu. Ryan nie potrafił sobie wyobrazić, by jego najstarszy brat mógł robić cokol- wiek innego niż pracować w policji. Słuch o Connorze zaginął jed- R nak przed pięcioma laty. Po wielkiej rodzinnej awanturze, w czasie której ojciec i najstarszy brat Ryana omal się nie pobili, Connor spakował walizki i wyjechał w nieznanym kierunku. - Maggie, rozumiem cię i wdzięczna jestem za wszystko, co próbujesz dla mnie zrobić, ale już podjęłam decyzję. Wystarczy, że policja wtyka nos w moje osobiste sprawy. Nie chcę, żeby ktoś jeszcze śledził każdy mój krok - powiedziała stanowczo Clea. Odstawiła filiżankę z nietkniętą kawą i zwróciła się do Ryana. - Przykro mi, panie Fitzpatrick, że zabrałam panu tyle czasu, ale nie potrzebuję pańskich usług. A więc znów byli po nazwisku. 18 Strona 19 - Nie ma za co przepraszać, księżniczko. Otrzymuję wyna grodzenie za czas, który poświęcam ludziom - odrzekł Ryan, patrząc na Cleę. Siedziała na kanapie, sztywno wyprostowana, w koktajlowej sukience. Dostrzegał jej zdenerwowanie, choć próbowała je ukryć wszelkimi sposobami. Bała się jak wszyscy diabli, ale nie chciała się do tego przyznać nawet przed sobą. Ryan zgarnął z tacy ciasteczko i pochłonął je błyskawicznie. - Poza tym mam pewne korzyści uboczne - dodał, sięgając po następne ciastko. W oczach Clei błysnął gniew. - Pyszne ciastka - uśmiechnął się Ryan. - Dziękuję ci, kochanie - odezwała się ciotka Maggie zza jego pleców. Skinął głową, nie spuszczając oczu z twarzy Clei. - Chcesz, żebym pojechał za tobą do domu, czy wolisz zostać S tutaj na noc? - Chyba powiedziałam jasno, że nie życzę sobie twoich usług. - Och, powiedziałaś to wystarczająco jasno. Ale to nie ty wyda- R jesz mi dyspozycje, tylko ciotka Maggie. To ona mnie zatrudnia. Clea zacisnęła dłonie w pięści, ale odrzekła zdumiewająco spo- kojnym głosem: - Ale ja cię zwalniam. Właśnie straciłeś pracę. Ryan tylko się uśmiechnął. - To nie tak, księżniczko. Skoro nie ty mnie wynajęłaś, nie ty bę- dziesz mnie zwalniać. - Maggie, byłabym ci wdzięczna, gdybyś wyjaśniła swojemu sio- strzeńcowi, że jego zadanie jest już nieaktualne. - Ryan, masz się do niej przyczepić jak rzep i ani na chwilę nie 19 Strona 20 spuszczać jej z oczu, dopóki ten... ten zboczeniec nie znajdzie się za kratkami. - Rozkaz, proszę pani. - Maggie! - oburzyła się Clea. Pomimo kruchego wyglądu Margaret Fitzpatrick Donatelli była kobietą z żelaza. - Dość tych dyskusji, Cleo. Gdyby twoja rodzina była tutaj, na pewno życzyłaby sobie, żebyś miała jakąś ochronę. Ale ponieważ nikogo z twoich bliskich tu nie ma, my musimy się tym zająć. Mo- żesz na razie zamieszkać z nami... - Nie, Maggie. Nie pozwolę się wygonić z własnego domu. - Dobrze, rozumiem. Ale dopóki policja nie znajdzie tego zbo- czeńca, Ryan będzie cię pilnował. Clea westchnęła z desperacją i poszukała pomocy u męża Mag- gie. S - James, proszę, porozmawiaj ze swoją żoną. Wytłumacz jej, że to nie jest konieczne. James jednak potrząsnął głową. R - W ciągu trzydziestu lat naszego małżeństwa nauczyłem się już, że gdy Maggie raz coś postanowi, nie ma sposobu, by wpłynąć na jej decyzję. Poza tym ona ma rację. Nie możemy pozwolić, żeby coś ci się stało. - Daj spokój, księżniczko. Czy naprawdę moja obecność jest dla ciebie aż tak przykra do zniesienia? - zapytał Ryan łagodnie. Clea uniosła brwi i jakiś cudem udało jej się spojrzeć na niego z góry. - Chyba wolałbyś, żebym nie odpowiadała na to pytanie. Ze swymi zielonymi oczami i twarzą w obramowaniu czarnych, prostych włosów przypominała mu ślicznego kociaka z ostrymi pazurkami. 20