3612
Szczegóły |
Tytuł |
3612 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3612 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3612 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3612 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
IGNACY CHOD�KO
SAMOWAR
Twoja fortunka, cho�by i chatka,
B�dzie si� dobrze wydawa�,
Je�li z sta z�otych b�dzie intratka,
A z nich cho� dziesi�� zostawa�...
Lecz gdy ci w g�owie wielmo�no�� za�wieci,
Zechcesz �y� huczno, huczno przyj�� go�cia,
Jak jegomo�ciem zosta�e� z waszeci,
Tak zn�w waszeci� b�dziesz z jegomo�cia.
I
Kto� w Litwie nie zna starego Muchina? Kt�ry� dom nie ma go przynajmniej raz na rok
go�ciem? Od kog� odlegli od miast mieszka�cy dostaj� wybornej lub miernej, w miar� jak
chc� p�aci�, herbaty? Kt� dostarczy ciep�ego przed zim� tu�uba? Smacznego na post kawioru?
S�odkich dla panicz�w i panienek konfitur, na kt�re swoje ca�oroczne ma�e gromadz�
dochody? Zna on ju� wsz�dzie po imieniu ka�dego, ka�dego dawnym mianuje przyjacielem,
ka�demu ma co� do przypomnienia, dla wielu przywozi uk�ony i nowiny o zdrowiu od daleko
mieszkaj�cych krewnych lub przyjaci�; s�owem, on tu w Litwie ma pewnie wi�cej znajomych
i dla� uprzejmych ni�eli w swej rodzinnej stronie. Ten tedy Muchin w mro�ny styczniowy
poranek w wigili� Trzech Kr�li zajecha� przed dom folwarczny rozleg�ego zabudowania,
kt�rego dziedzic p�ac�c nieuwa�nej m�odo�ci d�ugi, zbankrutowa� na koniec i, opu�ciwszy
staro�wieckie pradziad�w swych gniazdo, pop�dzi� si� w �wiat za fortun�, kt�ra mu z
w�asnego domu uciek�a.
Muchin wie, czego komu potrzeba; po serdecznym wi�c przywitaniu si� z gospodarzem,
gdy mu towary przynie�� rozkazano, dobywa� tu�uby z doskona�ych macic dla jegomo�ci,
b�amy kot�w i okopconych zaj�cy dla imo�ci, a p��cienka, rypsy i nie najlepsze perkaliki dla
panienek; ale na ten raz Muchin si� oszuka�, bo pan Baltazar Sularski w ci�gu roku, kt�ry
przedzieli� tu bytno�� kupca, z ekonoma zosta� w�a�cicielem cz�ci maj�tku rozdzielonego
mi�dzy d�u�nik�w rozrzutnego dziedzica, kt�remu w�asne jego dochody po�yczaj�c jak swoje,
naliczy� sobie nale�no�� i za ni� usadowi� si� wiecznym a wilczym prawem na folwarku,
gdzie wprz�d ekonomsk� zajmowa� gospod�. W przesz�ym jeszcze roku Muchin nic ju� w
pa�acu, a wiele na folwarku utargowawszy pozna�, na co si� zanosi, i przepowiedzia� z�y koniec
dziedzicowi, i dlatego prosto ju� teraz przed folwark zajecha�. Wni�s�szy do izby towary
postrzeg� w niej niejakie odmiany: by�a na nowo wybielon�, na miejscu zydla sta�a kanapa,
kt�r� on niegdy� w pokojach dziedzica widzia�; przed ni� stolik czeczotkowy, kilka krzese�
oko�o stolika; na �cianach, na miejscu pobo�nych obrazk�w, cztery pory roku, V�nus � la
Titien i historia syna marnotrawnego. �Ha! � pomy�li� stary lis � co� tu inszego pokaza�
przyjdzie�.
Jako� z oburzeniem odrzuci�a imo�� i panienki wszystko, co przyni�s�, a jegomo�� obja�ni�
zadumienie Muchina wykrzykuj�c w pe�no�ci ukontentowanej mi�o�ci w�asnej:
� Ja tu ju� pan, panie Muchin! Ja pan! Diabli wzi�li mego pana, podkomorzyca! A teraz ja
tu pan!
� No pozdrawlajem! pozdrawlajem � rzek� Muchin � napijemy si� w�deczki za zdrowie
pa�skie! To dobrze! To wy�mienicie! Ja etomu ocze� rad! I imo�� kochani�ka! I panienki
tepier barysznie! Eto charaszo! Eto ocze� charaszo!
Tymczasem mrukn�� kilka s��w niezrozumia�ych towarzyszowi, a gdy ten zabiera� wszystkie
towary i wynosi�, Muchin wylicza� d�ugi regestr innych, przy ka�dym dodaj�c zalety i
nazwiska kupuj�cych; gdy wspomnia� czaj i samowary, panna Salomea, starsza c�rka ichmo��
gospodarzy, podskoczy�a ra�nie, jakby starego Muchina poca�owa� chcia�a!
� Ach! Samowary, papuniu, samowar i czaju; wszak to wsz�dzie pij� herbat� z rana i wieczorem
nawet, a my tylko jedni lipowym kwiatem i dziewann� dusi� si� musiemy; papa dalib�g
musisz kupi� samowar; czy Pan B�g papie nie da�, chwa�a Bogu, teraz i maj�tku? Czy nie
ma za co?
� Ej! Co tam bredzisz � ofukn�� si� jegomo�� � id� precz z tym swoim samowarem; ot napijemy
si� z poczciwym Muchinem �ytniej herbaty, to lepiej b�dzie; do wa�pana, panie Muchin.
Salomea widz�c, �e id�c tak otwart� drog� nie trafi do celu, poci�gn�a nieznacznie mam�
za sukni�, wesz�a do alkierza, a za ni� i mama; tam z p�aczem prze�o�y�a mamuni, �e ,,nigdy
za m�� nie wyjdzie, kiedy tak � rzek�a � �y� b�dziemy jak dot�d�.
� Bo nikt nie bywa u nas, wi�c kt� nas obaczy? A cho�by kto i przyjecha�, czy my po
ludzku przyjmiemy? Ot pan asesor mo�e i doprawdy ma si� do mnie, bo nieraz powtarza, �e
mnie kocha, ale c�? Kiedy jak tu przyjedzie, to jegomo�� wita go pierwszym s�owem: �Ja
podatki op�aci�em� � traktuje potem prost� w�dk�, a dla koni nie daje obroku; i czy ma�o kto
by si� zdarzy�...
� Nu dak co? � przerwa�a mama chc�ca dopom�c losowi c�reczki � czeg� trzeba?
� Trzeba, mamo, kupi� samowar i herbaty, mie� czym przyj�� i potraktowa� go�ci! Czy
mama nie potrafi jak i drugie gospodynie zasi��� pi�knie za stolikiem, nalewa� herbat� i prowadzi�
rozmow�? Czy mama nie widzia�a ludzi i �wiata?...
� Da to prawda, czy ma�o gdzie ja by�a i czy ma�o co widzia�a!!!
Salomea tym sposobem wzruszywszy w sercu mamy i mi�o�� rodzicielsk�, i mi�o�� w�asn�,
by�a pewn� swojego.
� Niechaj�e mama idzie � doda�a, ca�uj�c jej r�k� � i niech jegomo�� kupi samowar.
� Da kupi, pewnie kupi � rzek�a mama i obie wysz�y z alkierza.
Pan Sularski tymczasem potr�jn� odbywszy z flaszki kolejk� z Muchinem dobi� targu o
tu�ub i wnet si� we� ustroiwszy przechadza� si� rozkosznie po izbie, podejmuj�c go u pasa
obiema r�kami w g�r�, bo by� za d�ugim na nisk� i kr�p� figur� jegomo�ci.
� A co, duszko? Widzisz, w jakim ja sobie tu�ubie? Powlek� go suknem i dam ko�nierz ze
starej m i e d � w i e d n i nieboszczyka podkomorzego, kt�r� na licytacji w czasie eksdywizji
kupi�em, ot b�d� mia� i m i e d � w i e d z i e .
� Da mniejsza o twoje m i e d � w i e d z i e ! Ot wasze� jegomo�� � bo pani Sularska, dla
kt�rej przez lat trzydzie�ci m�ulo by� w a s z e c i � , trudno do jegomo�cia przywykn�� mog�a,
i najcz�ciej etykietalne i na�ogowe zwanie m�a razem ��czy�a � ot wasze� jegomo�� kup
lepiej s a m o w a r i h e r b a t y !
� Czy znowu z samowarem? Na co tobie, duszko, on potrzebny? Ja pij� z rana w�dk� i ty
czasami mnie pomagasz; no i kaw� zgotujesz, kiedy jaki mo�ci pan przywlecze si�; c�rki
niech pij� mleko, niechaj sobie i dziewann� z miodem...
� Ot wasze� ba�amucisz � przerwa�a imo�� � i po wszystkim; chcesz, gdyby ciebie ludzie
znali, chcesz c�rki za m�� powydawa�, a nie chcesz �y� jak ludzie !
� Papa wszak m�wi� onegdaj � odezwa�a si� pokornie Salomea � �e chce zosta� s�dzi�
granicznym.
� Ale, s�dzi�! A czy ten samowar zrobi mi� s�dzi�?
Popar� ca�� sw� wymow� ��danie imo�ci i panienki Muchin. Jeszcze razy ze trzy imo��
traktowa�a go w�deczk�, a za ka�dym razem Muchin podwy�sza� cen� samowaru, obawiaj�c
si�, aby udobruchawszy si� nie zapomnia� si� i nie straci� na przed�u�onym targu; na koniec
jegomo�� volens nolens uleg� rozkazom �ony, pro�bom c�rki i radom Muchina, kt�ry odebrawszy
podw�jn� warto�� samowaru zani�s� go z powa�n� i pontyfikaln� min� na stolik w
k�cie, jakby umy�lnie na przyj�cie dostojnego a b�yszcz�cego go�cia przygotowany. Funt
herbaty dope�ni� reszty kupli i pan Sularski ostatni� z Muchinem z flaszy wychyliwszy kropl�,
po kilkakrotnym zapewnieniu kupca, �e nigdy nie minie tak c z e s n y c h gospodarzy, rozstali
si� wzajemnie z siebie kontenci.
Nie mog�a si� nacieszy� panna Salomea z nowego naczynia! Ustawia�a go rozmaicie na
stoliku, przypatrywa�a mu si� z siostrami i braciszkiem Mateuszkiem, i z daleka, i z bliska;
rozbiera�a go na cz�ci, egzenterowa�a wewn�trz, ale zawsze w duchu przyzna� musia�a, �e
ani sama, ani nikt w domu nie wiedzia�, jak post�pi�, aby przygotowa� herbat� na samowarze.
Nagle my�l j� wielka obj�a: �Jutro imieniny papy !!! Jutro...� � i znowu skoczy�a p�dem, i
znowu poci�gn�a mam� za sukni� do alkierza.
� Wiesz co, mamo?
� Nu dak co?
� Jutro imieniny jegomo�cia, Trzech Kr�li: Kasper, Melchior i Baltazar!
� Aha! Nu dak co?
� Zrobim, mamo, siurpryz�!
� Co to jest: siurpryz�? Czy to pieczono, czy gotowano? Mo�e wiele trzeba jajek i mas�a?
A tu nie ma; a mo�e jeszcze czego i z kram�w?
� Ale nie, mamo! Nie!
� Wasze�, Salomciu, niepotrzebnie u pani s�dzinej nauczy�a� si� pa�skich fum�w! My
szlachta, na co nam to potrzebno! Tak daj pok�j tym syr... sur... jak tam gadasz!
� Ale, mamo, to nie potrawa, to co innego!
� Nu dak c�?
� To znaczy, �e mimo wiedzy jegomo�cinej zaprosiemy na jutro go�ci, wydamy herbat� z
samowaru i obejdziemy imieniny papy; siurpryza znaczy to, �e jegomo�� tego si� nie spodziewa
i wiedzie� o tym nie powinien.
� Nu dak co? dak trzeba powiedzie� jegomo�ciu?
Zniecierpliwiona c�runia tak� niewyrozumia�o�ci� mamy: �Ale co imo�ci dzieje si�?� �
rzek�a i zacz�a obszerniej i jak mo�na najja�niej t�umaczy� swoje plany, a �e na ko�cu matka
nie powt�rzy�a swojego �nu dak co?�, wi�c milczenie wzi�wszy za zgod� i wyrozumienie
wysz�a z alkierza panna Salomea i do dalszych zabra�a si� na jutrzejsz� fet� przysposobie�.
II
W opustosza�ym gmachu pozosta�ym dziedzicowi od rozdzielonych obszernych wiosek,
jakby na pomnik grobowy dostatniej jego przedtem fortuny, mieszka�o jeszcze dw�ch s�ug
jego. Stary Micha�, kucharz jeszcze dziadowski, dusz� i sercem przywi�zany do familii pan�w
swoich, kt�rych trzem pokoleniom wiernie s�u�y�; p�acz�c on co dzie� nad zniszczeniem
ostatniego swego pana, kt�rego na r�ku wypiastowa�, pilnowa� �cian pa�acu i zaziera� niekiedy
do kuchni, rozmy�laj�c sam o przysz�o�ci z uczuciem takim, z jakim stary wojownik pogl�da
na pola, kt�re niegdy� by�y placem jego tryumf�w. Nienawidzi� on Sularskich, bo zna�,
�e oni przyspieszyli ruin� panicza, i podziela� t� nienawi�� ze wsp�mieszka�cem swoim J�zefem,
niegdy� lokajem, kamerdynerem i faworytem panicza. Ten w��cz�c si� z panem po
miastach, dworach i miasteczkach przej�� obyczaje i manier� s�ugom wielkich pan�w w�a�ciw�,
to jest grubia�stwo i zarozumia�o�� dla ni�szych, a us�u�no�� i filuteri� dla wy�szych
stan�w; nie cierpia� tak�e Sularskich, bo gdy dawniej odnosz�c im cz�sto rozkazy pa�skie
po�aja� ekonoma, zni�s� on to cierpliwie i jeszcze imo�� nieraz pana J�zefa na �mietan� zaprosi�a,
a teraz Sularski kwituj�c za swoje nieraz eleganta J�zefa chamem nazwa� odwa�y� si�
i stu bizunami gro��c, dodawa�: �Odpowiem panu twojemu i zap�ac� mu, bo taki on ho�ysz
jak i ty�. Oba za� s�udzy jak Izraelici Mesjasza tak czekali powrotu swego pana. Wraz po
eksdywizji pojecha� on do bogatego a bezdzietnego stryja swojego, kt�rego jedynym by�
dziedzicem, z nadziej� mo�nego ode� wsparcia i powrotu z pieni�dzmi do fortuny, a zatem ze
sposobno�ci� wyrugowania z niej nowych jej posiadacz�w.
Wieczorem w dniu bytno�ci Muchina w jednym z pokoj�w pa�acu stary Micha�, siedz�c w
milczeniu, wi�za� siatk�, bardziej z na�ogu ni�eli z potrzeby, staw bowiem ryb pe�ny nale�a�
do pana Sularskiego; za�ywa� przy tym cz�sto tobak�, kiwa� g�ow� i wzdycha� kiedy niekiedy.
J�zef, w ostatkach niegdy� sajetowego surduta, poprawia� o�ogiem ogie� w piecyku, pali�
fajk� z d�ugiego, pa�skiego cybuka i przewalaj�c si� na ��ku prawi� Micha�owi androny o
swoich dowcipnych sztukach w Warszawie, w Wilnie i wsz�dzie, gdzie bywa�, wydarzonych.
Za ka�dym nowym jego k�amstwem Micha� kiwa� g�ow� i za�ywa� tobak�, a wtem wesz�a
panna Salomea do izby.
� Dobry wiecz�r, Michale! Dobry wiecz�r, J�zefie!
Nie odpowiadaj�c na komplement Micha�, a prosto zawsze zmierzaj�cy do interesu:
� A czego wa�panna chcesz? � zapyta�.
� Przysz�am, m�j kochany Michale, prosi� u was jednej rzeczy!
� Jakiej rzeczy? My z �aski wa�pa�stwa �adnej ju� rzeczy nie mamy: sto�y, sto�ki, krzes�a i
kanapy, wszystko a wszystko zabrali�cie; siedzicie, jecie, �picie na naszych rzeczach!!! Niech
wam Pan B�g... � zatrzyma� si� stary... �grzech przeklina� � pomy�la�, doko�czy� wi�c odmieniaj�c
przekl�stwo na �yczenie, niezupe�nie wszak�e �yczliwym by� mog�ce.� Niech
wam Pan B�g po sprawiedliwo�ci dopomo�e! Czeg� wa�panna chcesz?
Panna Salomea zar�owa�a si� p�sowo na t� apostrof� staruszka, jednak cierpliwie zni�s�szy:
� Nie o to idzie, kochany Michale � rzek�a � ja nic bra� od was nie chc�, ale przysz�am
prosi�, aby�cie mi� nauczyli jednej rzeczy.
Grzeczniejszy J�zef od Micha�a wsta� przecie� z ��ka i zapyta�:
� Czeg� takiego chce panienka nauczy� si� od nas?
� M�j papa kupi� dzi� od Muchina samowar!
� Ehe! Ju� i samowar od Muchina; lepiej by kupi� garnk�w od �awryna � mrukn�� uszczypliwy
J�zef.
Znowu rumieniec obla� pi�kn� buzi� Salomei, ale, jakby nie s�ysza�a gorzkiego konceptu,
ko�czy�a:
� Ja wcale tego nie chcia�am, bo na co to nam potrzebne, ale c�? Ojciec upar� si� i kupi�;
ot� prosz�, kochany panie J�zefie, naucz mi�, jak robi� herbat� na samowarze.
� Harbat� na samowarze? � powt�rzy� niedbale pan J�zef poprawiaj�c znowu o�ogiem w
piecu � to wielki zach�d!
� Zdaje si�, �e nie tak bardzo, ot wszak tu jest ogie� i �ar, ja ka�� przynie�� samowar, a
J�zef tak b�dziesz dobry, �e mnie doka�esz, jak co zrobi�? B�d� stara� si� ods�u�y� t� �ask�
panu J�zefowi.
� A dlaczeg� koniecznie dzi�? Ju� p�no, w�gle nie wypalone, b�dzie czad, pochorujem
na g�owy i nic wi�cej; niechaj kt�rego tam dnia innego, to obaczemy.
� Ale bo, m�j J�zefie, ale bo widzisz... � panna Salomea nie chcia�a powiedzie� przyczyny
po�piechu, lecz nie by�o innego sposobu zobowi�zania J�zefa, wi�c odwa�y�a si� na koniec �
bo widzisz, m�j kochany J�zefie, jutro Trzech Kr�li.
� Aha! jutro Trzech Kr�li � odezwa� si� Micha� � wielkie �wi�to! Nieboszczyk pan stary,
niech B�g �wieci nad dusz� jego, zawsze w wigili� Trzech Kr�li pisa� sam swoj� r�k� kred�
jakie� �wi�te litery na ka�dych drzwiach i powiada�: �T�dy biada nie wejdzie�; i, chwa�a Bogu,
za jego czas�w nie wesz�a. Ale po nim nikt liter nie pisa� i... � tu za�y� mocno tabaki, pokiwa�
g�ow�, westchn�� g��boko i znowu siatk� wi�za� spokojnie.
Dowcipna Salomea wnet schwyci�a za w�giel i rada, �e si� przypodoba staremu:
� Ja, kochany Michale � rzek�a � tymczasem cho� w�glem napisz� na waszych drzwiach te
trzy litery; w�a�nie tylko co ojciec napisa� to� samo i u nas, a jutro przyjd� z kred� i przepisz�.
Nieszpetn� wi�c r�czk� uj�wszy delikatnie, aby si� nie umaza�, w�gielek napisa�a Salomea
na drzwiach wielkie C. M. B. Micha�, trzymaj�c iglic� w nie dowi�zanym oku siatki, patrza�
na pisz�c�.
�Czekaj, wa�panna, jeszcze nie wszystko � rzek�. � Jegomo�� nieboszczyk k�ad� krzy�yki
mi�dzy literami.
Salomea podj�a w�gielek i po�o�y�a krzy�yki.
� Nu, teraz dobrze, daj Bo�e wa�pannie zdrowia; i.m�a da Pan B�g, kiedy nos�w w g�r�
zadziera� nie b�dziecie, jak zaczynacie.
Cierpliwa panienka znowu do J�zefa si� obr�ci�a i rozumiej�c, �e zapomnia� o zacz�tej
powie�ci:
� Wi�c�e, kochany J�zefie, nauczysz mi� zaraz, o co ci� prosz�?
Ale J�zef chcia� wyczerpa� do dna przyczyny i zamiary panny ekonom�wny, domy�la� si�
bowiem czego� nadzwyczajnego, i postanowi� albo dobrze ze zr�czno�ci skorzysta�, albo odp�aci�
znakomitym figlem za niegrzeczne przegr�ki Sularskiego.
� A c� panienka zacz�a� m�wi� o jutrzejszych Trzech Kr�lach i nie ko�czysz? Dlaczeg�
koniecznie jutro potrzeba herbaty z samowaru? Czy b�d� go�cie jacy?
� Ot� to, widzisz, kochany J�zefie, jutro imieniny papy.
� Jakiej papy! � odezwa� si� znowu Micha� � papa to chleb, a kiedy� to imieniny chleba?
� Nie, Michale! To imieniny naszego ojca; wiesz, �e jemu imi� Baltazar, a teraz to zwyczajnie
ojca dzieci nazywaj� pap�!
� Dawniej�odpowie Micha��dzieci chleb nazywali pap�, a ojca tatul�; ale to wszystko jedno,
zawsze� ojciec dzieci swoje chlebem karmi, wi�c i to papa, i to papa.
Po tej moralnej uwadze znowu Micha� siatk� wi�za�.
� Ot�, m�j kochany J�zefie, mo�e jutro kto� zdarzy si� do nas, to by ojciec by� rad, gdyby
da� herbat� z kupionego samowara.
� A kt� mo�e si� zdarzy�? Chyba zaprosicie kogokolwiek sami.
� Mama podobno ma poprosi� z ko�cio�a na podwieczorek i na herbat� pani� s�dzin� z
c�rkami; podobno b�dzie pan asesor i jeszcze tam ktokolwiek mo�e.
� A to co innego, to b�d� huczne imieniny pana Sularskiego. No, to sprawiedliwie, trzeba
da� herbat� z samowara!
� Wi�c, J�zefie, ja pobiegn� po samowar.
� Na co to potrzebne! Jutro, jak si� zbior� go�cie, panienka daj mi zna�, ja przyjd� do piekarni
i tam wszystko nale�ycie urz�dz�.
� Ale bo, m�j kochany J�zefie, jak czasem jutro w domu nie b�dziecie, a my naprosimy
go�ci!
� Kiedy ja panience daj� s�owo, �e nigdzie nie oddal� si� i b�d� czeka� tu na miejscu, b�d�
panienka spokojna!
� Zmi�uj si�, kochany J�zefie! I sam herbaty si� napijesz, i podwieczorkiem potraktujemy,
i jeszcze postaram si� chusteczki jakiej na szyj� dla J�zefa.
� Nu dobrze, dobrze, id� wa�panna spa�, a jutro wszystko p�jdzie jak najwy�mieniciej.
Nie dowierzaj�c panna Salomea szalbierskiemu u�miechowi pana J�zefa, jeszcze mu powtarzaj�c
pro�by raz i drugi dygn�a, po uroczystych na koniec zar�czeniach posz�a do domu,
zostawuj�c Micha�a ju� drzemi�cego, a J�zefa zamy�lonego nad wyborem swego jutrzejszego
post�powania. Wa�y� on na jednej stronie zyski swoje: podwieczorek! Herbata! I chusteczka!
Na drugiej �miech, wstyd i z�o�� dla Sularskich. Wa�y�, rozwa�a�, miarkowa� � i jak to najcz�ciej
bywa na �wiecie w wy�szych i ni�szych stanach, z�o przewa�y�o, zasn�� wi�c wybieraj�c
tylko sposoby swej zemsty.
III
Nakryto pi�knie stolik, a zebrani liczni go�cie obsiedli go doko�a; imieninki Sularskiego
wybornie obchodzono. Pani s�dzina, primadonna tej fety, z trzema c�reczkami, r�wiennicami
w wieku trzech panien Sularskich, w wybornym by�a humorze! Pan asesor, zalecaj�cy si� na
przemian to do starszej panny s�dzianki, to do starszej panny bywszej ekonom�wny, znajomej
nam panny Salomei, w wybornym by� humorze. Jego sekretarz, cz�ek t�ustych policzk�w
i bogatego w�sa, pogl�daj�cy z rozkosz� na spor� karafk� czerwonej cieczy w rezerwie na
kominku stoj�c�, wr�c jej smakowity wkr�tce u�ytek, w wybornym by� humorze. Pan komornik
by�ej tu eksdywizji, przyby�y po reszt� od kupca doliczanych solari�w i odebrawszy
je od pana Sularskiego z sowito�ci�, w wybornym by� humorze. Sam jegomo�� dobrodziej,
gospodarz i solenizant, w now� czarn�, suto ta�mami oszemerowan� by� odziany w�gierk�;
szeroka, jedwabna, zielona na szyi chustka w d�ugich ko�cach spada�a mu niedbale na piersi i
��czy�a si� z �a�cuszkiem od zegarka za nadr� wepchni�tym, a tym sposobem grubop�aska
figura jegomo�cia na dwie szerokie po�owy b�awatno-z�ocist� wzd�u� si� przedziela�a pr�g�.
Grzeczni go�cie w niedostatku koniecznego dla� tytu�u nazywali go bez r�nicy to skarbnikiem,
to rotmistrzem, ustrojony wi�c i utytu�owany pan Sularski w wybornym by� humorze.
Jejmo�� na koniec, pogl�daj�c z rozkosz� na swoje trzy pociechy, rzeczywi�cie pi�kniejsze od
trzech panien s�dzianek, podchodzi�a do jegomo�cia i szepcz�c mu na ucho t� sprawiedliw�
swej rado�ci przyczyn� g�adzi�a go pod brod� i ze szczeg�lniejszym przymileniem pyta�a pomrukiwaj�cego
m�ula:
� Nu dak c�, duszko? Nu dak co?
A to oznacza�o wyra�nie, �e w wybornym by�a humorze! A tak ca�a zebrana czereda w
najpi�kniejszym usposobieniu oko�o stolika, jakem to powiedzia�, osiad�a.
Tymczasem J�zef dotrzymuj�c wczorajszej obietnicy za daniem mu has�a przystawi� si�
naprzeciwek i ju� od p� godziny z m�otkiem pracowa� oko�o samowara, dowodz�c pannie
Salomei, �e zepsuty samowar kupiono, �e go klinowa� i naprawia� musi. Samowar by� wy�mienity
i ca�y; na co za� ten ladaco godzi�, skutek to potem okaza�! Lecz nie uprzedzajmy w
opowiadaniu kolei wa�nych dnia tego wypadk�w!!!
Dwoma przeciwnymi sobie elementami, wod� i ogniem, nape�niony samowar wzni�s� obur�cz
J�zef i powolny pro�bie panny Salomei, zadar�szy jak najwy�ej sw�j nos w g�r�, raczy�
wnie�� do pokoju i postawi� w�r�d go�ci na stoliku to nieszcz�ciem brzemienne naczynie.
Natychmiast Salunia z niewymownym wdzi�kiem pi�kn� sw� r�czk� na wierzcho�ek kurz�cego
si� komina c z a j n i k wznios�a.
O dziewico! Dlaczeg� tyle wiesz o sile pary, ile przed stu lat najwi�ksi filozofowie wiedzieli!
Dlaczeg� nie wiesz, �e ona dzi� p�dzi okr�ta przez morza, p�dzi w�dk� w browarach!
�e hamowana rozrywa! � ale dziewica siedzi najspokojniej przy panu asesorze i nim w czajniku
herbata naci�gnie, s�ucha z mi�ym u�miechem jego duser�w.
Kipi war, syczy, niecierpliwie mocuj�c przybitym wiekiem. �Czas nalewa� herbat�, odezwa�a
si� pani s�dzina. Panna Salomea powstaje i chce uj�� czajnik; pan sekretarz ujmuje za
butelk� czerwonej cieczy... a wtem... zrywa si� wieko samowara i ulatuj�c do g�ry wywraca
imbryk, kt�ry spada na g�ow� kochanego pieszczotki Mateuszka i gor�c� go po twarzy i
uszach oblewa herbat�; wierzch spadaj�c trafia na �ysin� papuni, kt�ry j�cz�cym �oj! oj! oj!�
zawt�rowa� wrzaskom dzieci�cia. Tymczasem nagle uwolniony war, pryskn�wszy gwa�townie
na oczy, twarze, nosy i gorse osiad�ej oko�o i zamoderowanej m�skiego, �e�skiego i nijakiego
rodzaju gawiedzi, jak lawa z krateru gor�cymi potokami si� rozla�. Na dobitk� w powszechnym
zamieszaniu i wrzasku kto� tr�ci� nieostro�nie modny, na jednej n�ce, stolik �
wywraca si� samowar i raptem p�wiadrem waru podlewa obr�conych ty�em do stolika pani�
s�dzin� i pana komornika a panu asesorowi, ocieraj�cemu w�a�nie trzewiczki na sparzonej
n�ce panny Salomei, w g�st� czupryn� gor�cego z �arem zasypuje popio�u. Tu zgie�k i krzyki
przesz�y wyobra�enie. Wszyscy jednym pop�dem skoczyli do bok�wki uciekaj�c od piekielnego,
ogniem i warem buchaj�cego, smoka. Lecz asesor z kurz�c� si� czupryn� wylecia�
do sieni i krzykn��: ,,Palim si�!� Na to s�owo przera�eni w bok�wce rzucaj� si� gwa�tem do
okna; w mgnieniu oka wyparte z uszak�w i podbite � otworzy�o wolny przestw�r, przez kt�ry
cisn�c si� jedno przez drugiego ca�a kompania na koniec w wysokiej hurbie �niegu tu� pod
�cian� osiad�a!!! Niech mi daruje przezacne towarzystwo w �niegu uwi�z�e, gdy powiem, �e
nie j�cza�o, nie krzycza�o, lecz na kszta�t ruj wilk�w oko�o Gromnic zebranych r�nymi g�osami
wy�o. A co najgorsza, �e jak prawie zawsze i wsz�dzie w z�ej doli, niezgoda wszczyna
si� mi�dzy nieszcz�liwymi, tak i tu pani s�dzina pocz�a �aja� pani� Sularsk�, po razy kilka
j� przekl�t� ekonomow� nazywaj�c. Mo�na by�o darowa� tak bole�nie podlanej s�dzinej i
pani Sularska sk�onn� by� si� okaza�a do puszczenia p�azem obelgi, bo tylko zawo�a�a:
� Nu dak co, �e ekonomowa? Nu dak co?
Ale panna Salomea, obok matki w hurbie siedz�ca, wcale niegrzecznym sposobem pom�ci�a
si� za mam�, wykrzykuj�c:
� Ach! Wa�pani s�dzina! Osobliwo��! S�dzina! Osobliwo��!
I by�oby dalej zasz�o, lecz wybieg�a czelad�, a na jej czele z zalanym po�arem na g�owie
asesor i sekretarz jego z butelk� czerwonej cieczy w r�ku, kt�r� arcyprzytomnie z powszechnego
uratowa� zniszczenia. Wydobyto niekt�rych, niekt�rzy sami wybrn�li i powracano do
pokoju. Nikt nie by� bez szwanku, ka�dy oparzony lub opalony z�orzeczy� i przeklina�. Imo�cianki
piszcz�c i p�acz�c z b�lu pyta�y si� wszelako jedna drugiej, czy zblakuj� oblane sukienki?
Prosz� tu ufa� losowi! Przed chwil� wszystko by�o weso�o!!!
Sam jegomo�� z�apa� czaj�cego si� za piekarni� J�zefa i ca�� win� na� zwalaj�c chcia�
p�j�� z nim w tuzy. Retyruj�cy si� J�zef oskar�y� pann� Salome�.
� Jam panienk� nauczy�, jak post�powa� z samowarem, c� ja winienem?
Usprawiedliwiony J�zef uciek�, a jegomo��, wpad�szy z zakrwawion� �ysin� do sieni, jednym
zamachem dwa smag�e policzki wyci�� po pi�knej buzi Salomei; ledwo drugiego doko�czy�,
gdy bolesny w plecy ku�ak da� mu uczu�, �e c�rka ma m�cicielk� w mamuni, chcia�
wi�c i �on� aplaudowa� zapami�ta�y Sularski, lecz pan komornik stan�� w obronie.
Ow� na przek�r wszystkim prawie powie�ciom ko�cz�cym si� pospolicie weselem, moja
ko�czy si� n i e w e s e l e m � bo katastrofa taka zniweczy�a wszelkie nadzieje panny Salomei
z o�wiadcze� pana asesora powzi�te, a kt�re �wietnym obchodem imienin papy i wyniesieniem
si� nad dotychczasow� ekonomsk� sfer� ugruntowa� chcia�a. Chocia� bowiem po najrychlejszym
odje�dzie rozgniewanej s�dzinej i dalszej kompanii pan asesor z sekretarzem i komornikiem,
powodem uratowanej czerwonej cieczy, zostali i ona z udobruchanym gospodarzem
do ostatniej wysuszyli kropli, wszelako uleg�a tak sowitej kontuzji panna Salomea nie
pokaza�a si� wi�cej.
� Nu dak co? �e ojciec ciebie szturchn��!! Nu dak c�? Dlatego to nic! Ot tylko wsta� i
wyjd� zaraz � m�wi�a do niej matka w alkierzu.
Na t� rozs�dn� rad� Salomea odwr�ci�a si� tylko do �ciany i mocniej st�ka� pocz�a, a
tymczasem i pan asesor wyjecha� zabrawszy z sob� samowar, kt�ry mu pan Sularski, jako
przyczyn� wszystkich k�opot�w, z ukontentowaniem darowa�.
�Gdzie� orygina�y � zapytasz, czytelniku � dla kt�rych by powiastka ta za obrok duchowny
s�u�y� mog�a? Komu� by j� po�wi�ci� i, �e tak powiem, przypisa� nale�a�o?� Ach, zejd�
czytelniku, do wielkich niegdy� hrabstw naszych, na malutkie dzi� przez ekscywizje porozdzielanych
cz�stki, zejd� do tych kilkochatkowych pank�w, pragn�cych pi�� si� jak kilkodziesi�tni;
ilu� tam Sularskich? Ile� panien Salomeek najdziesz!!! Im wi�c to po�wi�cam
moje powiastk� z wr�b� niechybn� w godle i z sensem moralnym w takim epilogu:
Gdy ci� los w niskim pomie�ci� stanie,
Zbytkiem si� nie uno� zdro�nym �
Lepiej by� dobrym m o s p a n i e ,
Ni�eli �miesznym w i e l m o � n y m .
KONIEC KSI��KI