3607

Szczegóły
Tytuł 3607
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3607 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3607 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3607 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Grzegorz Wi�niewski Tygrys! Tygrys! Tygrys! Jerzemu Pertkowi i Zbigniewowi Flisowskiemu dedykuj�. Opowiadanie to zosta�o pobrane z internetowego miesi�cznika "ESENSJA" nr 6 lato 2001. (http://www.esensja.pl/) Przed �witem Flota cesarska admira�a Mammatoyo Dzie� i pi�� kwadr �eglugi od Per�owego Portu �wit dopiero nadchodzi�. Na horyzoncie, tam dok�d d�a ch�odna bryza, wolno wzbiera� brzask. Tak wolno, jakby by� tylko jeszcze jednym arrasem z cesarskiego pa�acu, starannie wyszywanym cienkimi ni�mi o jasnych kolorach. Pojawi�y si� nieliczne cienie nisko wisz�cych chmur, a g�stwina gwiazd przyblad�a jak dopalaj�ce si� �wiece. I ten widok zupe�nie jakby odebra� �mia�o�� niego�cinnym i burzliwym wodom wok�, rozko�ysanym nocnymi wiatrami. Szkwa� os�ab� wyra�nie, chwilami jedynie ciskaj�c silniejsze podmuchy. Mammatoyo szczelniej owin�� si� grubym p�aszczem, obr�bionym srebrn� nici�. Ws�ucha� w szum morza. D�o� zacisn�� na admiralskim godle, zwisaj�cym z szyi na z�otym �a�cuchu. Teraz wiatr ni�s� ze sob� wo� spokojnego morza, przepowiadaj�c naprawd� �adny poranek. To by�a dobra wr�ba, kt�rej bardzo potrzebowa� zar�wno Mammatoyo, jak i jego marynarze, zm�czeni �eglug� w paskudnej pogodzie. Szkwa�y na p�nocnej trasie przez ocean gn�bi�y ich od kilku dni. Wydawa�o si� wr�cz, �e zniwecz� ca�� wypraw�. Wiatr i sztormowa fala po�ama�y maszty na kilku fregatach, na ogniowcu Gatano uszkodzi�y ster oraz - co bola�o admira�a najbardziej - uszkodzi�y grz�d� na grz�dowcu Kuzaikku. �ywio�, kt�ry wiele razy wspiera� Cesarstwo Wysp w jego historii, kt�ry ocali� je przed flot� barbarzy�c�w - tym razem wydawa� si� nieprzyjazny. Zupe�nie jakby pr�bowa� zapobiec pope�nieniu powa�nego b��du... Rozleg�y si� d�wi�k dzwonu wachtowego, a do wybrzmiewaj�cej nuty do��czy�y przeszywaj�co podoficerskie �wistawki. Pod pok�adem nag�e obudzi� si� dziki tumult, tupot dziesi�tek n�g, akcentowany wrzaskliwymi komendami bosman�w. Wsz�dzie marynarze zrywali si� z hamak�w i, przecieraj�c oczy, ustawiali w r�wnych szeregach na pok�adzie. Mistrz kucharzy po stromych schodkach wspi�� si� z kubryku, w r�kach dzier��c garniec zaparzonej chaisan. Drewnian� chochl� kolejno nape�nia� podsuwane kolejno marynarskie czarki, od bosman�w poczynaj�c, a na kadetach ko�cz�c. Z nape�nionymi naczyniami marynarze wr�cili na swoje miejsca. R�wne szeregi w milczeniu spe�ni�y toast i odda�y pe�en szacunku pok�on ku horyzontowi, zza kt�rego mia�o wzej�� s�o�ce. Mammatoyo obserwowa� to z achterdeku, opieraj�c d�onie na balustradzie. - Admirale - odezwa� si� za nim znajomy g�os. Odwr�ci� si�. To by� nadkapitan Ganumo, dow�dca floty grz�dowc�w, pe�ni�cy teraz tak�e funkcj� dow�dcy Kaggi. Poda� admira�owi czark� gor�cej herbaty. Mammatoyo podzi�kowa� kr�tkim, surowym skinieniem g�owy. Wypili po �yku. - Nie spa�e� ca�� noc, ekscelencjo - odezwa� si� Ganumo i wskaza� czark�. - Zielona chaisan i dla ciebie uczyni tak potrzebny cud. O�ywi. - Nie pierwszy raz - admira� u�miechn�� si� nieznacznie. Upi� kolejny �yk, delektuj�c si� gorzkawym ciep�em. - Czy by�e� pod pok�adem? - Dogl�da�em ostatnich przygotowa� - nadkapitan skin�� g�ow�. W jego g�osie nie by�o jak zwykle ani cienia s�u�alczo�ci, jedynie stwierdzenie faktu. - Wyznaczy�em wio�larzy do manewr�w, sprawdzi�em balisty i katapulty. Dopilnowa�em karmienia. Jeste�my gotowi tak, jak tylko cesarska marynarka mo�e by� gotowa. Nie zawiedziemy. Zwyci�ymy. Mammatoyo pow�drowa� spojrzeniem za burt�, mi�dzy ledwie wy�uskane z mroku fale. Na nich, wsz�dzie wok�, ko�ysa�y si� liczne sylwetki okr�t�w olbrzymiej floty. Smuk�e pomocnicze karawele, majestatyczne ogniowce i d�ugie, ob�e grz�dowce, przypominaj�ce raczej barki ni� okr�ty wojenne. - W�tpi�, aby by�o to takie proste - powiedzia� podchodz�c do relingu z grubej plecionki, nadwer�onego niedawnym sztormem. Spojrza� na pian� odkos�w. - Nie rozumiem. - Ganumo pod��y� za nim. Opar� si� o obit� metalem, drewnian� barbet� jednej z rufowych balist. - Przecie� na naradzie wojennej przysi�g�e� ekscelencjo, �e zwyci�ysz dla chwa�y cesarza... Mammatoyo milcza� chwil�. - Przysi�g�em jedynie to, czego by�em pewien. �e zadam pierwszy cios. B�d� sia� zniszczenie na oceanach. Przez rok. To wszystko - zgarbi� si� lekko. - Tyle mog�em przysi�c. Ale nie zwyci�stwo w tej wojnie. Odleg�o�� jest zbyt du�a. Oni s� silni. My - zbyt s�abi. Ganumo nie okaza� emocji. - Dlaczego wi�c przyj��e� t� misj�, ekscelencjo? Skoro w ni� nie wierzysz... - Cesarz wyda� rozkaz. Jestem wiernym stronnikiem Jego �wiat�o�ci. Dobrym dow�dc�. Honor nie pozwala� mi porzuci� mojego cesarza w potrzebie. Komandor spojrza� na p�yn�c� opodal fregat� Mogami. Westchn�� ledwie dos�yszalnie. - Czy rzeczywi�cie spotka nas kl�ska? Nasza flota jest pot�niejsza od wrogiej... Mammatoyo dopi� zawarto�� swojej czarki. Ostatni �yk mia� jaki� cierpki posmak. - Mamy tylko jedn� szans� - wpatrzy� si� w puste naczynie w swojej d�oni. - Musimy uderzy� tak mocno, aby bez utraty honoru m�c poprosi� o pok�j. I to w�a�nie mam zamiar dzisiaj zrobi�. Achterdek Kaggi, d�ugi i stosunkowo w�ski pok�ad rufowy osadzony na niskiej nadbud�wce, zape�ni� si� nagle lud�mi. Pojawili si� liczni oficerowie sztabu oraz kilku admira��w, bior�cych osobisty udzia� w operacji. S�u�bowi rozwiesili na przyburtowych stela�ach olejowe latarnie, co rozproszy�o wolno ust�puj�cy mrok. Przy ka�dej z rufowych balist pojawi�a si� obs�uga, kt�ra przyst�pi�a do sprawdzania stanu broni i mocowania ci�ciw. Szansa, �e Kaggi we�mie osobisty udzia� w walce by�a co prawda bardzo nik�a, ale motto floty brzmia�o My, spodziewaj�cy si� niespodziewanego i �aden cesarski marynarz nie o�mieli�by si� go ignorowa� id�c do bitwy. Refowano wi�kszo�� z �agli, jakie grz�dowiec ni�s� na czterech masztach. Sternicy nazywali te okr�ty spasionymi koszmarami, bo grz�dowce - du�e okr�ty o bardzo wysokich burtach - chronicznie chorowa�y na niedo�aglowanie,. By�y ma�o stateczne, a do tego potwornie wolne i ma�o sterowne. Nawet mimo obsady trzydziestu wio�larzy sterowych, kt�ra w razie potrzeby mog�a wspom�c okr�t w manewrach. Przyj�cie grz�dowc�w do zgrupowania floty nieodwo�alnie redukowa�o jego pr�dko�� o dwie trzecie. Przed rejsem gremialnie sarkano na nowomodne pomys�y Mammatoya, ale jego autorytet przewa�y�. Admira� przyjrza� si� okr�tom p�yn�cym po prawej burcie Kaggi, parze fregat i pot�nemu ogniowcowi. C�, okr�towi Ganumo nigdy nie b�dzie dane porusza� si� z tak� gracj�. Ale mia� za to inne atuty, kt�re w oczach admira�a wynosi�y grz�dowce ponad wszystkie inne, kt�rym kiedykolwiek dane by�o przemierza� morza i oceany. Odwr�ci� si�, w sam raz aby odebra� salut od oczekuj�cego m�odego oficera, zast�pcy Ganumo. - Genda, zaczynajmy. Na rufowy pok�ad szybko wyci�gni�to st� do narad. Na jego s�abo oheblowanym blacie roz�o�ono mapy i notatki nawigacyjne, kt�re Genda dostarczy� z kabiny admira�a. Miura, nawigator floty, starzec z w�osami bia�ymi jak �nieg, zgarbi� si� nad sto�em dokonuj�c na woskowej tabliczce ostatnich oblicze�. Wok�, niekiedy wspieraj�c si� o kraw�d� sto�u, na wynik czekali oficerowie Kaggi, cz�onkowie Rady Admiralskiej oraz odziany zgrabny str�j z nied�wiedziej sk�ry je�dziec-przewodnik Chifuda. Gdy Mammatoyo i Ganumo zbli�yli si� do sto�u , wszyscy - poza zamy�lonym nad tabliczk� Miur� - pozdrowili ich pok�onem. - Wszystko przygotowane, ekscelencjo - o�wiadczy� Miura, nie przerywaj�c pracy. - Sygnali�ci odebrali od pozosta�ych grz�dowc�w zg�oszenia gotowo�ci. Ich kapitanowie z�amali piecz�cie cesarza na pisemnych rozkazach i oznajmili wol� Jego �wiat�o�ci za�ogom. Wzbudzi�o to powszechny entuzjazm. Do�� ust�pstw i paktowania. Nareszcie zadamy znienawidzonym wrogom cios, kt�ry ich zniszczy. �wiadomo�� powszechnego aplauzu, nie poprawia�a Mammatoyo humoru. Nagle poczu� si� stary i zm�czony. Zat�skni� do spokoju, ciep�ego paleniska i garnca doprawionego miodu, kt�ry m�g�by wypi� przy ogniu. Ale nie westchn�� z t�sknoty. Zamiast tego zerkn�� na roz�o�one mapy i potoczy� po zebranych powa�nym wzrokiem. - Miura, jak nasza pozycja? - rzuci� nad sto�em, bambusowym cyrklem dotykaj�c mapy. Starzec kiwn�� g�ow�, jakby do siebie. Wolno oderwa� wzrok od woskowej tabliczki i spojrza� na admira�a. - Jeste�my na miejscu i mniej wi�cej o czasie, ekscelencjo - pochyli� si� nad sto�em i rozstawi� na mapie niewielkie, wystrugane z drewna figurki okr�t�w. Niebieskie i czerwone. - Tutaj. Jaki� dzie� i pi�� kwadr �eglugi od Per�owego Portu. - wyr�wna� szyk figurek, ustawiaj�c je w ostrze strza�y. Ostrze, kt�rego czubek mierzy� w niewielk� wysp� po�rodku morza, w kt�rej spokojnej, wewn�trznej zatoce czai�a si� flota wroga. - Szcz�cie sprzyja naszym planom. Admira� zmierzy� cyrklem odleg�o�� od wyspy. Nast�pnie opar� si� o st�, wbijaj�c wzrok w figurki okr�t�w przeciwnika st�oczone w zatoczce. Skin�� g�ow�, potakni�ciem, kt�re przesz�o do historii. - Om�wimy plan jeszcze raz - powiedzia� podnosz�c wzrok i przesuwaj�c nim po swoich oficerach. - Potem wyruszycie - spojrza� na je�d�ca przewodnika. Oficer sk�oni� si�. Je�dzieckie haki zad�wi�cza�y mu przy pasie. KONIEC ROZDZIA�U Przed �witem Komendantura Stra�y Portowej Per�owy Port Raneblin, s�u�bowy na psiej wachcie, z �yw� niech�ci� wsta� z ko�lawego drewnianego sto�ka i przeci�gn�� si�. Dzwon �wi�tyni powitania �witu zd��y� ju� wybrzmie�, a to znaczy�o, �e nadesz�a jego chwila - jak to o �wicie ka�dego nast�pnego dnia po tym, jak uda�o mu si� podpa�� porucznikowi Kaddenowi. Takie ju� wida� mia� pieskie szcz�cie do obrywania przy ka�dej okazji. Gdy tylko mia�a miejsce jaka� burda z marynarzami, zadowolony z siebie, mimo obt�uczonych �eber, Raneblin natyka� si� na wkurzonego porucznika. Gdy podczas d�ugiej, nudnej wachty pozwalali sobie na kilka kolejek gry w ko�ci, porucznik pojawia� si� zawsze podczas rzutu Raneblina. Dosz�o do tego, �e w burdelu obawia� si� zajrze� pod ��ko. Porucznika oczywi�cie z pewno�ci� tam nie by�o, ale - przecie� m�g� by�. Co irytowa�o najbardziej, zupe�nie nieistotne by�y wszelkie przedsi�brane �rodki ostro�no�ci. Kadden zawsze jako� go dopad� i wlepi� starsze�stwo na psiej wachcie. Do chwalebnych obowi�zk�w Raneblina nale�a� nadz�r nad nieliczn� obsad� portu, a w dni �wi�t dochodzi� dodatkowo zaszczyt budzenia starszego chor��ego Millana, szefa paradnej orkiestry Floty Oceanu. Zaszczyt raczej nie�atwy do wype�nienia, bo podoficer �w by� pot�nym, leniwym sukinsynem, �agodnie m�wi�c, nieskorym do wstawania o �wicie. Niech�tnie wycz�apa� z parterowego posterunku stra�y w rzedniej�cy mrok. Odetchn�� g��biej ch�odnym powietrzem, po czym wzdrygn�� si� Nad portem wisia�a jeszcze poranna mg�a. Pobrzmiewa�a pluskiem fal i skrzypi�cym w r�nych tonacjach drewnem. Gdzie� w oddali s�ycha� te� by�o g�uchy odg�os okr�towych kad�ub�w, obijaj�cych si� o drewniane molo. Za plecami natomiast Raneblin s�ysza� miarowe pochrapywanie zmiennik�w, zajmuj�cych drug� izb� budynku stra�y portowej. Zakl�� bezg�o�nie z irytacji. Obudzi� mia� ich dopiero rano. Wr�ci� do izby. Przypasa� pa�asz, narzuci� na ramiona wojskowy p�aszcz, a na piersi zawiesi� nieco za�niedzia�y ryngraf stra�y. Mimo wszystko powinien by� zadowolony, pomy�la� wychodz�c, ju� niewiele zosta�o. Osiem metr�w dalej, przy nabrze�u, znalaz� Griddama, kt�ry snem sprawiedliwego spa� w budce wartowniczej przy doku. - Ychy...Ychy!! - kaszln�� mu prosto w ucho. Griddam podskoczy� tak, �e �le zapi�ty szyszak spad� mu z g�owy, a halabarda z �omotem wyr�n�a w kamienie nabrze�a. Nad wod� rozni�s� si� taki �omot, �e z wyspy po�rodku zatoki odpowiedzia�o echo. - Kim... Co si�... co si� sta�o? - Griddam doszed� do siebie ca�kiem �wawo. - Ty durniu - wycedzi� z oburzeniem, nak�adaj�c z powrotem szyszak. - Bodajby ci�... na �art ci si� zebra�o? - A co, nie spodoba� si�? - Raneblin zdziwi� si� ob�udnie. Nikt, kto spa� o tej porze, nie m�g� liczy� na lito��. A z pewno�ci� nikt kogo zna� i m�g� obudzi�. - Pewnie spacer po posterunkach te� ci za bardzo nie przypadnie do gustu, ha? No to idziemy. Griddam bluzga� go zajadle niemal a� do punktu celnego. Tam si� nieco rozchmurzy�, gdy Raneblin smacznie �pi�c� obsad� pozwoli� mu obudzi� pot�pie�czym wrzaskiem. Przy drugim posterunku z�y humor przeszed� im niemal zupe�nie. Stra�nicy nie tylko nie spali, ale mieli te� dzbanek �wie�o zaparzonego korzenia miggda. A wiadomo, �e nic tak nie poprawia samopoczucia nad ranem, jak kubek tego g�stego ciemnego napoju. P�niej wspi�li si� na stok wzg�rza obserwacyjnego, najbli�szego wyrastaj�cego obok portu. R�wn� drog� o kamiennej nawierzchni dotarli do wie�y dy�urnego portowego obserwatora. Nie spa�, jak to czarownicy z Korpusu maj� w zwyczaju. Bez s�owa wr�czy� im woskow� tabliczk� z raportem podbitym swoj� piecz�ci�, po czym znikn�� za drzwiami. Zanim ruszyli dalej Raneblin upewni� si�, czy w raporcie nie ma �adnych nie cierpi�cych zw�oki rewelacji. Schodz�c w d� mieli okazje podziwia� w s�abym �wietle przed�witu panoram� Per�owego Portu. By�o to pi�kne miejsce niezwykle urokliwe, ukszta�towane przez natur� w najbezpieczniejsz� przysta� Znanego �wiata. Drog� do oceanu otwiera� szeroki i g��boki kana�, teraz dla bezpiecze�stwa przegrodzony grubym �a�cuchem fortecznym. Prowadzi� do trzech pod�u�nych zatok, z kt�ry ta najbardziej z prawej rozlewa�a si� szeroko. Na jej �rodku wyrasta�a pod�u�na wyspa, niegdy� zielona, teraz niemal w ca�o�ci zabudowana magazynami floty. To by�y spokojne i ciep�e wody, bogate w per�y, dzi�ki kt�rym nazw� zyska�a pierwsza osada, z czasem przekszta�cona w miasto. Nie one jednak by�y najwa�niejszym tutejszym bogactwem - du�o istotniejszy by� sam port, wprost wymarzone miejscem na cumowanie. I na baz� floty, kt�ra rz�dzi� b�dzie w stanie ca�ym �rodkowym oceanem. Pierwszy port powsta� w tym miejscu jeszcze w czasach antycznych, ale teraz nie pozosta� po nim nawet �lad. Wszystko zakry�y nowe budowle, mola, nabrze�a i stocznie. Nowe pochylnie i magazyny. Nowe kotwicowiska. A na nich nowe okr�ty i statki. Raneblin nawet nie pr�bowa� policzy� maszt�w statk�w zgromadzonych w ca�ym porcie. By�o ich mn�stwo. Na rejach wi�kszo�ci z nich wisia�y latarnie, co z tej odleg�o�ci upodabnia�o port do sadzawki obl�onej przez drzemi�ce �wietliki. Najbardziej zwraca�y uwag� zakotwiczone niemal po �rodku zatoki ci�kie ogniowce Floty Oceanu. Raneblin sam nie b�d�c marynarzem, potrafi� sobie wyobrazi� respekt, jaki wzbudza�y we wrogu. Wielkie, ale jednak smuk�e. O grubych masztach, licznych stengach i pok�adach bogatych w balisty i katapulty. O tyczkach do rozpinania mi�kkiego pancerza, stercz�cych niczym kolce je�ozwierzy. Wygl�da�y po prostu pi�knie, zacumowane w pary, zakotwiczone, a mimo to wygl�daj�ce gro�nie i dostojnie. - Nie odwa�� si�. - powiedzia� na g�os Griddam spojrza� na niego z zaskoczeniem. - Kto si� nie odwa�y? Na co? - Cesarscy. Nie odwa�� si� nas zaczepi�. Nie odwa�� si� zaczepi� Floty Oceanu. Griddam zrobi� znudzona min�. Przerzuci� halabard� z prawego ramienia na lewe. - W ka�dym razie nie tutaj - ziewn��. - Tutaj jeste�my zupe�nie bezpieczni. KONIEC ROZDZIA�U Przed �witem Flota cesarska admira�a Mammatoyo Dzie� i cztery kwadry �eglugi od Per�owego Portu Stali na �r�dokr�ciu w kr�tkim szeregu. Ka�dy w nied�wiedziej sk�rze, w wysokich, sznurowanych butach, ze zwisaj�cymi u pasa kompletem �elaznych hak�w. Wstaj�ce s�o�ce dopiero za d�u�sz� chwil� mia�o wychyli� si� zza horyzontu, ale brzask pozwala� Mammatoyo dostrzec ich twarze wyra�nie. Sami weterani, mo�e dw�ch wygl�daj�cych m�odziej. Do�wiadczeni, pewni, wybrani. Wykonaj� rozkazy. Wiatr targa� chustami, kt�re zawi�zali sobie na szyjach. Dominowa�a na nich okr�g�a czerwie� i biel cesarskiego god�a. - Je�d�cy - przem�wi� do nich. - Nie jeden raz dowiedli�cie swoich umiej�tno�ci, swojego honoru, swojego oddania cesarzowi. Wybrano was spo�r�d najlepszych, aby�cie wprowadzili wol� Jego �wiat�o�ci w �ycie. Teraz ostateczny wynik przygotowa�, plan�w nas wszystkich, - d�o�mi ogarn�� zgromadzonych na achterdeku oficer�w. - spoczywa w waszych r�kach. Sk�oni� si� przed nimi g��boko. W milczeniu odpowiedzieli mu tym samym. Wychyli� zawarto�� czarki, kt�r� trzyma� w d�oniach i roztrzaska� j� o pok�ad. Je�d�cy poszli za jego przyk�adem. Wszystkie naczynia roztrzaska�y si� zgodnie. Na szcz�cie. - Ruszajcie - powiedzia� admira�. Chifuda, przewodnik je�d�c�w, gard�owym g�osem zacz�� wydawa� rozkazy. Szeregi marynarzy, kt�re na pok�adzie towarzyszy�y ceremonii, rozbieg�y si� nagle do swoich zada�. Z bocianiego gniazda sygnalista rogiem da� sygna� startowy. Pozosta�e grz�dowce odpowiedzia�y tym samym. - Komandorze, - Mammatoyo zwr�ci� si� do Ganuma - ustawmy si� pod wiatr. - Tak jest, ekscelencjo - tamten potwierdzi�. - Sternik , dwa rumple w lewo! Przekaza� do wio�larzy! - Jest dwa rumple w lewo. - Refowa� �agle! - Jest refowa� �agle. Kaggi z mozo�em rozpocz�� zwrot. Spod pok�adu dobieg�o miarowe dudnienie b�bna taktowego, znak, �e wio�larze przyst�pili do pracy. Cz�� marynarzy wspi�a si� na reje, a wyd�u�one �r�dokr�cie grz�dowca raptownie opustosza�o. Na dziobie grupa marynarzy trudzi�a si� przy dw�ch wielkich kabestanach, przy pomocy kt�rych powoli obracali grz�d�. Grz�da by�a grubym, obitym metalem, drewnianym palem, d�u�szym od masztu. W po�o�eniu marszowym znajdowa�a si� tu� poni�ej �agli na osi okr�tu. Teraz mia�a zosta� przekr�cona w po�o�enie prostopad�e, z jednym ko�cem daleko za lew� burt�, i drugim, kr�tszym, obci��onym pe�n� wody przeciwwag�. W szczytowym po�o�eniu koniec grz�dy wystawa� na trzydzie�ci krok�w poza pok�ad, a przeciwwaga, powierzona pieczy balansmistrza, mia�a utrzyma� okr�t na r�wnej st�pce. Ca�a operacja by�a do�� czasoch�onna i trudna w wykonaniu, ale za�og� wyszkolono, aby potrafi�a dokona� tego nawet w nocy przy niesprzyjaj�cej pogodzie. Podczas gdy grz�da coraz bardziej odsuwa�a si� od osi okr�tu, na �r�dokr�ciu karmiciele zwin�li stropy gniazd z porz�dnie nawoskowanego p��tna. Morska bryza natychmiast zacz�a wywiewa� stamt�d ostry od�r odchod�w i zepsutego mi�sa. Chwil� p�niej w powietrzu rozleg� si� przera�liwy skrzek. Mammatoyo skrzywi� si�. Jego w�asny plan wyda� mu si� nagle nieodparcie szalony. Rejs trwa� bardzo d�ugo, o wiele d�u�ej ni� grz�dowcom kiedykolwiek przedtem zdarza�o si� �eglowa�. A to mog�o mie� bardzo niekorzystny wp�yw na... Z pierwszego gniazda wynurzy� si� wielki, czarny �eb. Kilkukrotnie wi�kszy od ko�skiego, bardziej kanciasty i pokryty pozbawion� po�ysku, ciemn� �usk�. Bestia otworzy�a kr�tka paszcz� i wyda�a z siebie nast�pny skrzek. Skrzek niezadowolonego smoka. Karmiciele zwabili go kawa�em �wie�o zaszlachtowanego jagni�cia, a gdy pochyli� �eb by skorzysta� z pocz�stunku, zdj�li mu sk�rzan� opask� z oczu. Ponownie skrzekn�� i rozejrza� si� wok�. Admira�a na moment musn�o spojrzenie czerwonych jak ogie� oczu. Smok wci�gn�� pot�ny haust powietrza. Parskn��, a w powietrzu pojawi� si� p�omie�. Na szcz�cie nic si� od niego nie zaj�o. Grupa marynarzy jednak bacznie obserwowa�a zachowanie zwierz�cia. Karmiciele wynie�li na pok�ad jeszcze jeden kawa� �wie�ego mi�sa, napchany mieszank� suszonych zi�. Smok poch�on�� go w mgnieniu oka. Dopiero wtedy zbli�y� si� do niego je�dziec przewodnik. Stan�� przed gniazdem i wyci�gn�� r�k�. Smok wci�gn�� w nozdrza jego zapach i uspokoi� si�. Je�dziec odczeka� jeszcze chwil�, a� po�kni�te przez gada zio�a zaczn� dzia�a�. Potem zaczepi� je�dzieckie haki na sk�rzanej uprz�y, kt�r� smokowi naci�gni�to jeszcze pod pok�adem i zsun�� si� po jego szyi w d�, w g��bokie siod�o klasycznie umieszczone mi�dzy skrzyd�ami. Dw�ch karmicieli ostro�nie wyprowadzi�o smoka na pok�ad po drabinowej kratownicy, opuszczonej do gniazda. Zwierz� targn�o �bem i zn�w zaskrzecza�o. Wida� doskwiera�y mu skrzyd�a, z�o�one ciasno i spi�te sk�rzanymi pasami. Nawet na wielkich grz�dowcach by�o za ma�o miejsca, aby smoki mog�y podr�owa� z roz�o�onymi skrzyd�ami, na czas podr�y starano si� je wi�c sk�ada�. Niestety, �le odbija�o si� to na umiej�tno�ciach latania gad�w. Starano si� wyhodowa� ras� odporn� na ko�ysanie, wilgo� w powietrzu oraz bardzo drastyczne warunki transportu. Wysi�ki te cz�ciowo si� powiod�y, ale ich ubocznym skutkiem by� fakt, �e smoki floty by�y mniejsze, lata�y wolniej i wolniej nabiera�y wysoko�ci od analogicznych zwierz�t s�u��cych w armii. Mammatoyo zabra� ze sob� tak�e kilka gad�w �wie�ego chowu z podniebnej stadniny Reisen. Je�d�cy wypowiadali si� o nich w samych superlatywach, warto wi�c by�o zaryzykowa� i wzi�� je ze sob�. S�u�bowi ostro�nie wprowadzili smoka na pocz�tek grz�dy znajduj�cy si� jeszcze nad pok�adem. Je�dziec przewodnik uspokajaj�co g�adzi� zwierz� po cz�ciowo pozbawionej �usek sk�rze grzbietu. Od strony obrotowej barbety grz�dy co chwila odzywa�y si� okrzyki balansmistrz�w, przygotowuj�cych si� do wzmo�onego wysi�ku. Gdy bestia dotar�a do po�owy grz�dy, je�dziec uwolni� jej skrzyd�a z pas�w. Smok roz�o�y� je majestatycznie, ale nadal mia� za ma�o miejsca. Dopiero gdy dotar� do ko�c�wki grz�dy, za�opota� nimi swobodnie i zaskrzecza� g�o�niej ni� kiedykolwiek przedtem. Poczu� wiatr, pomy�la� Mammatoyo. Je�dziec przewodnik d�gn�� swojego wierzchowca hakiem. Smok pos�usznie zako�ysa� si� razem z grz�d�. Hu�ta� si� przez chwil�, a� grz�da w dolnym po�o�eniu zacz�a niemal muska� fale. Roz�o�y� skrzyd�a i, z kolejnym silniejszym podmuchem wiatru, p�ynnie poderwa� si� w powietrze. Natychmiast oddali� si� w lewo, zataczaj�c szeroki �uk nad flot�. Wznosi� si�, mocno pracuj�c skrzyd�ami. Admira� dostrzeg�, �e od sylwetek pozosta�ych grz�dowc�w tak�e odrywaj� si� sylwetki smok�w. Na pok�ad Kaggi karmiciele wyprowadzili kolejnego gada. Jego je�dziec by� ju� gotowy. Min�o p� kwadry nim wszystkie smoki wypuszczono w powietrze. Kr��y�y teraz nad flot� w zwartej formacji, leniwie machaj�c skrzyd�ami i skrzecz�c jeden przez drugiego. Mammatoyo przyjrza� im si� jeszcze raz. Czu� dum�. Ka�dego z je�d�c�w wybra� osobi�cie, ka�dego z nich wyszkoli�. I teraz, gdy nadszed� w�a�ciwy dzie�, godnie reprezentowali pot�g� Cesarstwa. - Dajcie zna� sygnali�cie - rozkaza�. - Niech wyruszaj�. Z bocianiego gniazda Kaggi rozleg� si� sygna�, grany przez sygnalist� na wydr��onym rogu g�rskiego jelenia. Podnios�e, czyste tony wype�ni�y przestrze� nad ca�� flot�. Formacja smok�w odpowiedzia�a skrzeczeniem. Zawr�ci�y w �lad za prowadz�cym je�d�cem z Kaggi i przelecia�y nad flagowcem. Klucz za kluczem, smok za smokiem, min�y ich i oddali�y si� ku horyzontowi. Na po�udnie. Za�ogi na wszystkich okr�tach floty, niczym szara�cza, dawno ju� obsiad�y omasztowania i pok�ady. Teraz szale�czo macha�y bia�ymi chustami, �ycz�c swoim kolegom powodzenia. Mammatoyo tak samo jak wszyscy �ledzi� odlatuj�cych. Za jego plecami jeden z oficer�w zaintonowa� star� pie�� wojskow�, �piewan� w starocesarskim. - Roo dinna obradnaya.... daa sveeda nya roo dinna.... Marynarze jeden za drugim wypr�ali si� tam, gdzie stali i do��czali do ch�ru. Wkr�tce �piewa�a ju� ca�a flota, a echo szeroko nios�o si� po falach. Wczesny poranek Nadmorska wie�a cechu obserwator�w, wzg�rze Opana, wybrze�e p�nocne Dwie i p� kwadry konnej jazdy od Per�owego Portu Budowla by�a ko�lawa. No, mo�e nie by�a, ale wydawa�a si� by�. Wszystko przez to, �e zbudowano j� w dziwnym miejscu, na wzg�rzu nad stromym nadbrze�nym klifem, w okolicy pe�nej dzikich garb�w terenu, kt�re trzeba by�o pokona�, by stan�� pod frontowymi drzwiami. W dodatku by�a brzydka, co jednak nie powinno dziwi�, zwa�ywszy, �e za jej projekt i budow� zap�aci�o wojsko. Wzniesiona z kiepsko dobranych polnych kamieni po��czonych niedbale po�o�on� zapraw�, liczy�a sobie od podstawy do dachu jakie� dwadzie�cia krok�w. Trzydzie�ci, je�li liczy� osadzone na czubku smuk�e alchemiczne totemy, g�sto wysadzane g�rskim kryszta�em dla lepszego nasycenia wn�trza magi� powietrza. �ciany od zewn�trz pokryto cienk� warstw� tynku i poci�gni�to na zgni�ozielono najta�sz� armijn� farb�, w wyniku czego ca�o�� wygl�da�a jak kupa nawozu, pozosta�a po stadzie powa�nie chorych na �o��dek kr�w. Lockard gapi�c si� na ko�lawo osadzone krokwie dachu stwierdzi�, �e wcale nie chce sprawdza� jak toto wygl�da w �rodku. - Macie mi tego kurna pilnowa�, zrozumiano? - rozdar� si� starszy dalekowidz Akermito, potrz�saj�c zaci�ni�tym ku�akiem w kierunku Lockarda. Wytarta toga mundurowa ledwie dawa�a rad� zakry� trz�s�ce si� ze z�o�ci cia�o. M�tny wzrok i czerwony nos upewni� Lockarda, �e stopie� starszego dalekowidza i wysy�ka do nowej, strategicznie r�wnie istotnej co architektonicznie osza�amiaj�cej wie�y, koronowa�y karier� Akermita w Korpusie Obserwator�w. - Wie�a jest ca�kiem nowa, �wie�utka, wi�c jej apparatus trzeba naregulowa�... ale najpierw za�atwi� to, co nie �cierpi zw�oki. Sprawdzi� musz� czy, eee... w pobliskich wioskach istniej� odpowiednie mo�liwo�ci aprowizacyjne. Przez ten czas macie wszystkiego tutaj dopilnowa� i w niczym nie grzeba�! Czy to jasne? Elliot, m�wi� do ciebie! Stoj�cy nieco z ty�u przyjaciel Lockarda wypr�y� si�. - S�ucham, starszy dalekowidzu! - Jak z�api� was na zydlu obserwatorskim, to poobdzieram ze sk�ry - Akermito sapn�� i podrapa� si� po trzecim podbr�dku - Jako kadeci nie macie prawa korzysta� z instrumentarium Korpusu bez nadzoru. Jasne? - Jasne! - krzykn�li jednocze�nie. - No... - Akermito wspi�� si� na kozio� wozu z wymalowanym z boku bia�ym ideogramem taktycznym armii. Do wozu zaprz�ony by� chudy mu�, kt�rego w kwatermistrzostwie zaksi�gowano pewnie jako istotny �rodek transportu taktycznego. - Posprz�tajcie tutaj troch�, przynie�cie drewna. Jak wr�c� to poka�� wam jak dostroi� totem. "Akurat", kwa�no mrukn�� Lockard w my�lach. Za�o�y�by si� o roczny �o�d - ba! dziesi�cioletni - �e starszego dalekowidza znajd� nad ranem pijanego jak bela i odsypiaj�cego w okolicy wie�y aprowizacyjne batalie. O ile b�dzie w stanie oddali� si� a� tak daleko od gospody. Akermito cmokn�� na mu�a i pow�z ruszy� po wydeptanej, nieco zniszczonej drodze. - Pami�tajcie, b�d� obdziera� bardzo wolno... - rzuci� jeszcze przez rami�. Obserwowali jak wolno i niewprawnie zje�d�a ze wzg�rza. Zanim skry�y go nier�wno�ci terenu, us�yszeli jak fa�szywie zaintonowa� jak�� spro�n� piosenk�. - K�opot z g�owy - podsumowa� Elliot podchodz�c do pi�trz�cego si� stosu grat�w, jakie niedawno wy�adowali z wozu. - Dobrze, �e ko�cz� ten kadecki sta�, bo chyba zg�upia�bym do reszty przez tego opoja - si�gn�� mi�dzy wypchane worki i powi�zane powrozami paki, aby wydoby� spomi�dzy nich spor�, siermi�n� skrzyni� zamkni�t� na prosta k��dk�. Z�apa� j� za drewniany uchwyt z lewej. - Podobno wszystkich krn�brnych spotykaj� takie rzeczy - Lockard chwyci� skrzyni� z drugiej strony. Podnie�li j� nie bez trudu i ruszyli ku wej�ciu do wie�y. - Je�li da� wiar� plotkom, to nie najwi�ksze ze �wi�stw do jakich Korpus jest zdolny. Elliot wskaza� palcem kierunek, w kt�rym oddali� si� Akermito. - Jak dla mnie to tamto wygl�da na ca�kiem spore. Mija� w�a�nie czwarty rok ich sta�u w Korpusie Obserwator�w, jednej z zajmuj�cych si� magi� formacji wojskowych, z kt�rych us�ug korzysta�a Flota Oceanu. Obaj mieli za sob� wst�pne nauki w Akademii Korpusu i teraz zgodnie z utrwalonym od dawna rytua�em, s�u�yli jako giermkowie r�nym obserwatorom w rozmaitych wie�ach. Ich ostatnim przydzia�em by�a ta w�a�nie nowa plac�wka, kt�r� mieli doprowadzi� do sprawno�ci. Pocz�tkowo nawet si� cieszyli, bo zadanie wygl�da�o na odpowiedzialne. Mieli ostrzega� o wszelkich ruchach na p�nocy, kt�re mog�y stanowi� zagro�enie dla Per�owego Portu i ca�ej wyspy Kauii. Ich entuzjazm znikn�� jednak wraz z wyznaczeniem prze�o�onego. Starszy dalekowidz Akermito, nie do��, �e by� postaci� odpychaj�c� zar�wno wygl�dem jak i zachowaniem, niewiele te� potrafi� w kwestii prowadzenia obserwacji. Ju� pierwsze kilka pyta�, jakie zadali na pocz�tku podr�y obna�y�o jego przera�liw� niewiedz�. Ostatnie miesi�ce sta�u mieli wi�c sp�dzi� na jakim� kompletnym odludziu, do tego w towarzystwie ignoranta. Poprzysi�gli sobie, �e nie zmarnuj� tego czasu. I mieli zamiar tego zobowi�zania dotrzyma�. Egzaminy obserwatorskie jakie czeka�y na nich po zako�czeniu sta�u, to nie by�y przelewki. Na szerokich drzwiach wie�y, pe�nych szczelin i s�k�w, pyszni�y si� dwie wielkie, lakowe plomby Korpusu Obserwator�w. Elliot zerwa� je no�em, po czym otworzy� drzwi zamkni�te jedynie na skobel. Piecz�� Korpusu w spos�b wr�cz fantastyczny powstrzymywa�a zap�dy ciekawskich i z�odziei. Prosty ludek gremialnie wierzy�, �e Korpus zawsze b�dzie w stanie znale�� i zobaczy� sprawc�, gdziekolwiek by nie uciek�. Wewn�trz wie�y by�o du�o lepiej ni� na zewn�trz. Do siermi�no�ci i prostoty zdo�ali przywykn�� przez lata nowicjatu, a rzecz kt�r� naprawd� cenili - apparatus obserwatora - tutaj wygl�da� ca�kiem nie�le. Widzieli ju� wi�ksze, doskonalsze i bardziej z�o�one, jednak to co zabudowano w wie�y tak�e wzbudza�o zainteresowanie. Postawili skrzyni� na pod�odze i rozejrzeli si�. Wie�a nie by�a wewn�trz podzielona na mniejsze pomieszczenia. W po�owie wysoko�ci poci�gni�to jedynie wzd�u� �cian rodzaj w�skiej antresoli, na kt�r� mo�na by�o dosta� si� po drabinie. Umeblowanie by�o skromne, kilka ma�ych sto��w, proste prycze, malutki piec. Wszystko po to, aby w centrum wie�y pozostawi� do�� przestrzeni na zydel obserwatora i zwieszaj�ce z sufitu b�yszcz�ce metalem, g�rskim kryszta�em i miedzi� fragmenty apparatusa. Skrzy�y si� �wiat�em nabieranym poprzez totemy na dachu i mimo, �e w wie�y by�o ledwie kilka ma�ych okienek, wn�trze by�o bardzo jasne. Zydel, ustawiony po �rodku wykutego w marmurze pod�ogowego pentagramu otacza� kr�g s�onecznych promieni. Jednoznacznie kusi�. - No, mo�e pobyt tutaj nie b�dzie czasem ca�kowicie straconym - mrukn�� Elliot u�miechaj�c si� lekko. - Kto go wypr�buje? Lockard zostawi� skrzyni� i szybko podszed� do zydla. R�kawem oczy�ci� pokryty sk�r� mebel i sprawdzi� czy pentagram nie jest uszkodzony. Elliot tymczasem wydoby� to co najpotrzebniejsze. Pod�u�ny, rze�biony gong postawi� w wykutym przy pentagramie wg��bieniu, a owini�t� mi�kk� sk�r� obr�cz z kryszta�em poda� przyjacielowi. Lockard odwin�� j� ostro�nie i na�o�y�, uwa�aj�c, aby kryszta� umiejscowi� dok�adnie na spojeniu brwi i nosa. - Bez medytacji? - zapyta� Elliot ugniataj�c prymk� wosku. - D�ugo nie wytrzymasz. - Tylko spr�buj� - Lockard wzi�� jedn� prymk� i wcisn�� sobie do lewego ucha. - Pewnie ca�o�� jest tak zakurzona, �e niewiele zobacz�. - Daj znak, gdy b�dziesz got�w. Lockard skin�� g�ow� i wepchn�� sobie reszt� wosku w drugie ucho. Ostro�nie przysiad� na zydlu. Przymkn�� oczy. Elliot kl�kn�� przy gongu, obrzuci� apparatus uwa�nym spojrzeniem. Mia� nadziej�, �e �aden kryszta� nie mia� skazy. Gdy Lockard da� znak d�oni�, uderzy� w gong. Mocno, acz z wyczuciem, tak jak go szkolono. Us�ysza� jak apparatus si� budzi. Wn�trze wie�y wype�ni� delikatny wt�rny pog�os, s�yszalny mimo d�ugo wybrzmiewaj�cego gongu. Pog�os zaskakuj�co czysty, jak na tak zakurzone, nie dostrojone instrumentarium. Skupiony Lockard, siedz�cy w samym centrum, s�ysz�cy wszystko du�o lepiej mimo zatkanych woskiem uszu, powoli wczu� si� w aur�. Skupiaj�cy si� wok� d�wi�k nagle przenikn�� go na wskro�, jakby wywracaj�c na nice, z ciemno�ci przed oczami nagle wykrzesuj�c obraz.... ...unosi� si� na oceanem, nad otwieraj�c� si� we wszystkich kierunkach r�wnin� galopuj�cych fal. Lecia� na p�noc, wyprzedzaj�c gromady mew i samotne fregaty �egluj�ce po niebie. W dole �mign�o mu najpierw stado delfin�w, a potem dwa kiepsko o�aglowane kutry, na kt�rych rybacy zaj�ci byli wydobywaniem pe�nych sieci. Nie zawr�ci�, by przyjrze� si� im bli�ej, zbytnio poch�ania�o go pragnienie gnania przed siebie, byle dalej od brzegu. Wpad� w samotny tuman mg�y, nikn�cy w promieniach s�o�ca. Potem wzni�s� si� do chmur, ale spu�ci�y na niego kurtyn� deszczu. Przekozio�kowa� niewa�kim cia�em i zsun�� si� nad fale. Gdy wdrapywa� si� znad nich z powrotem do chmur, odni�s� wra�enie, �e co� zamajaczy�o na p�nocy. Skupi� uwag� spojrzenia na horyzoncie. Statek? Nie, to by�o co� w powietrzu. Niewielka czarna plamka, bardzo daleko od miejsca gdzie si� znajdowa�, kt�ra wkr�tce zmieni�a si� w ca�� grup� czarnych plamek. Ruszy� jej na spotkanie, z niepokojem zauwa�aj�c, �e widzi coraz bardziej nieostro. Traci� koncentracj�, a s�abn�ce brzmienie apparatusa coraz bardziej odziera�o go z si�. Przyspieszy� desperacko, bez �adu i sk�adu zmieniaj�c wysoko��. Zn�w wpad� w chmury, wi�c skr�ci� w d�. Gdy wypad� z mlecznego tumanu, znalaz� si� w samym centrum d�ugiej formacji lec�cych jeden za drugim smok�w. Spojrza� na najbli�szego, ale zobaczy� ju� tylko ciemno��, kt�ra nagle powr�ci�a nie wiadomo sk�d. Zako�ysa� si� na zydlu, walcz�c z bolesnym skurczem mi�ni karku. Zakaszla�. Potem ostro�nie otworzy� oczy. �wiat zakr�ci� mu si� w oczach. - Jest brudny - us�ysza� g�os Elliota. - Nie ma skaz, ale jest strasznie zapaskudzony. Dlatego tak szybko ci� zm�czy�. - Co�... - wykrztusi� wreszcie Lockard. - Co� widzia�em. Co� dziwnego. Smoki. Elliot straci� na moment zainteresowanie kryszta�ami apparatusa. - Smoki? A c� dziwnego jest w smokach? - Lecia�y ca�� gromad� z p�nocy. Wiele, bardzo wiele smok�w... Co robi� po�rodku oceanu? Przyjaciel chuchn�� na wisz�cy nisko du�y kryszta� osadzony w czystej miedzi. Przetar� jego lico r�kawem. - Pewnie lec�. O ile wiem smoki kontynentalne przylatuj� czasami na wyspy, a w tym roku chyba wypadaj� ich gody. - Ale dlaczego tak� gromad�? - Mo�e w tym roku po prostu by�o du�o ch�tnych? Lockard zmierzy� go wzrokiem. By� pewien, �e widzia� jeszcze co�, ale nazbyt kr�tko, aby zapami�ta� szczeg�y. Dobrze za to zapami�ta� niepok�j, jak w nim wzbudzi�y. Powoli �ci�gn�� obr�cz z g�owy. - Mo�e spr�buj� jeszcze raz? - Apparatus jest tak brudny, �e mo�esz uszkodzi� kt�ry� kryszta� - Elliot pokr�ci� g�ow�. - Pom� mi to najpierw wyczy�ci�. Akermito odklei si� od kufla najwcze�niej wieczorem, jeszcze zd��ysz si� nachapa� - doda� grzebi�c w skrzyni. Lockard starannie zawin�� obr�cz w sk�r�. - Jestem pewien, �e z tymi smokami co� by�o nie tak. Elliot znalaz� w ko�cu czego szuka�. - Nie martw si� - powiedzia� wr�czaj�c Lockardowi p�dzel z d�ugiego w�osia i jedwabn� przecierk�. - S�dz�c z niskiego brzmienia apparatusa to, co obserwowa�e� nie znajduje si� daleko. Te smoki pewnie szuka�y l�du, wi�c nied�ugo tu b�d�. Przekonasz si� na w�asne oczy jak sprawy stoj�. KONIEC ROZDZIA�U Wczesny poranek Grupa bojowa Demony t�czy P� kwadry lotu od Per�owego Portu Gdy rozst�pi�y si� chmury, Nikkokoi dostrzeg� brzegi wyspy. Zerkn�� na wstaj�ce s�o�ce. Trzymali si� planu. Nie zab��dzili, nigdzie nie zboczyli. Ca�a grupa, prowadzona przez wyszkolonego przewodnika z Kaggi, pewnie dotar�a nad wysp�, tak jak przewidywa� to plan. Teraz nic nie mog�o si� nie uda� - przecie� t� cz�� zadania prze�wiczyli dziesi�tki razy. Cesarscy aperzy na podstawie szkic�w marynarzy zbudowali na niewielkim stawie, w sekretnej cz�ci pa�acu, dok�adn� makiet� Per�owego Portu. Ustawili bambusowe modele zabudowa�, instalacji portowych oraz okr�t�w, wliczaj�c w to najistotniejsze - ogniowce i grz�dowce Floty Oceanu. Ka�dy z je�d�c�w sp�dzi� ca�e kwadry na planowaniu podej�cia, wymierzaniu cios�w i obmy�laniu tras ucieczki, gdyby co� posz�o nie tak. Ale teraz, gdy osi�gn�li wulkaniczne, pokryte plamami zieleni brzegi Kauii, nic nie mog�o si� nie powie��. Wiatr �wista� wok� smok�w. Nikkokoi b�ogos�awi� nied�wiedzie futro, w kt�re by� odziany. Na du�ych wysoko�ciach bywa�o naprawd� ch�odno, a gdy smoki �apa�y wiatr z ty�u potrafi�y lecie� tak szybko, �e czubki palc�w w grubych je�dzieckich r�kawicach zdawa�y zmienia� si� w sople lodu. Spr�bowa� zmieni� nieco pozycj� w siodle, z umiarkowan� skuteczno�ci�. D�ugie loty zawsze by�y potwornie m�cz�ce. Tym razem jednak przynajmniej lecieli w dobrej pogodzie, przy stabilnym wietrze. Du�o gorzej by�oby lecie� w deszczu, opieraj�c si� jedynie na prostych