3544

Szczegóły
Tytuł 3544
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3544 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3544 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3544 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Guy de Maupassant Dom pani Tellier Opowiadania WYDAWNICTWO TOWER PRESS GDA�SK 2001 2 Spadek 1 Mimo �e nie by�o jeszcze godziny dziesi�tej, urz�dnicy nap�ywali t�umnie pod g��wn� bram� Ministerstwa Marynarki, przybywaj�c w po�piechu ze wszystkich zak�tk�w Pary�a, zbli�a� si� bowiem Nowy Rok, czas gorliwo�ci i awans�w. Dudnienie szybkich krok�w nape�nia�o rozleg�y budynek, zawi�y na kszta�t labiryntu i poci�ty kr�tymi korytarzami, sk�d niezliczone wej�cia prowadzi�y do biur. Ka�dy wchodzi� do swej kom�rki, �ciska� d�o� wcze�niej przyby�ego kolegi, zdejmowa� surdut, wk�ada� stare ubranie robocze i zasiada� przed swym biurkiem, gdzie oczekiwa�y na� st�oczone papiery. P�niej udawano si� po nowiny do s�siednich wydzia��w. Dowiadywano si� przede wszystkim, czy naczelnik ju� przyby�, czy ma dobry humor i czy poczta jest dzi� obfita. Pan Cezar Cachelin, sekretarz �od spraw og�lnych�, by�y podoficer marynarki kolonialnej, kt�ry z biegiem czasu dos�u�y� si� niez�ej rangi, wci�ga� do wielkiej ksi�gi poczt�, kt�r� w�a�nie przyni�s� wo�ny ministerialny. Naprzeciw niego kopista, ojciec Savon, stary g�upiec, os�awiony w ca�ym ministerstwie wskutek swych niepowodze� ma��e�skich, przepisywa� powoli i systematycznie depesz� naczelnika. Przechyliwszy na bok tu��w i spogl�daj�c co chwila na brulion, siedzia� w pozie skrupulatnego skryby. Pan Cachelin, t�gi m�czyzna, na kt�rego czaszce je�y�y si� siwe i kr�tkie w�osy, m�wi� nie odrywaj�c si� od swych zaj�� codziennych: � Trzydzie�ci dwie depesze z Tulonu. Ten port przesy�a nam ich tyle co cztery inne razem wzi�te. Potem zada� ojcu Savon pytanie, kt�re kierowa� do� co rano. � Ojcze Savon, jak si� miewa ma��onka? Stary odpowiedzia� nie przerywaj�c roboty: � Wie pan dobrze, �e ten przedmiot jest dla mnie bardzo przykry. Sekretarz pocz�� si� �mia� tak, jak �mia� si� codziennie s�uchaj�c tej samej odpowiedzi. Otwar�y si� drzwi i wszed� pan Maze. By� to przystojny brunet, ubrany z przesadn� elegancj�, a uwa�aj�cy si� za zdeklasowanego, s�dzi� bowiem, �e zajmowane przeze� stanowisko nie odpowiada jego powierzchowno�ci i manierom. Nosi� ci�kie pier�cienie, ci�ki �a�cuch od zegarka i monokl, ten ostatni jednak tylko dla parady, poniewa� zdejmowa� go do pracy. Porusza� cz�sto r�kami i b�yszcz�cymi spinkami. � Du�o dzi� pracy? � zapyta� od drzwi. � Tak, z Tulonu, jak zawsze � odpowiedzia� pan Cachelin. � Od razu wida�, �e nadchodzi Nowy Rok. Tam si� dopiero staraj�! Zjawi� si� inny z kolei urz�dnik, pan Pitolet, figlarz i dowcipni�. � To znaczy, �e my si� nie staramy? � zapyta� ze �miechem. Wydobywszy za� zegarek oznajmi�: � Za siedem minut dziesi�ta, a ju� wszyscy na posterunku! C� � u licha! � o tym powiecie? Za�o�� si�, �e Jego Dostojno�� Pan Lesable zjawi� si� o godzinie dziewi�tej, w tym samym czasie co nasz znakomity naczelnik. Sekretarz przesta� pisa�, w�o�y� pi�ro za ucho i 3 rzek� opieraj�c si� �okciami na stole: � No, wiecie, je�li ten nie zrobi kariery, to nie dlatego, �eby si� nie stara�! � Ale� zrobi, ojcze Cachelin, zrobi, mo�e pan by� tego pewny � odpowiedzia� pan Pitolet, siadaj�c na rogu sto�u i wymachuj�c nog�. � Chce si� pan za�o�y�? Stawiam tysi�c przeciwko jednemu, �e zostanie naczelnikiem, zanim up�ynie dziesi�� lat. Pan Maze, kt�ry skr�caj�c papierosa grza� sobie uda przy ogniu, zawyrokowa�: � Ech! Co do mnie, to wola�bym raczej mie� ca�e �ycie dwa tysi�ce czterysta frank�w, ni� wyskakiwa� ze sk�ry tak jak on. Obr�ciwszy si� na pi�tach, Pitolet zadrwi�: � Ale to ci nie przeszkadza, m�j drogi, �e dzisiaj, dwudziestego grudnia, jeste� tu przed godzin� dziesi�t�. Tamten wzruszy� ramionami i odpowiedzia� tonem oboj�tnym: � Te� por�wnanie! Ja tak�e nie chc�, �eby mnie wszyscy ubiegli. Skoro panowie przychodz� ogl�da� tu wsch�d s�o�ca, ja czyni� to samo, ale ubolewam nad wasz� gorliwo�ci�. Daleko st�d jeszcze do nazywania naczelnika �drogim mistrzem�, jak to czyni Lesable, do wychodzenia z biura o p� do si�dmej i do zabierania roboty do domu. Zreszt� jestem cz�owiekiem �wiatowym, inne obowi�zki poch�aniaj� mi czas. Pan Cachelin przerwa� wpisywanie do rejestru i zamy�li� si�, spogl�daj�c b��dnie przed siebie. Wreszcie zapyta�: � Czy s�dzicie, �e on dostanie awans jeszcze w tym roku? � Oczywi�cie, �e dostanie � zawo�a� Pitolet � a raczej dziesi�� awans�w, nie jeden. Nie na darmo jest spryciarzem. Pocz�to rozmawia� o wiekuistej sprawie awans�w i gratyfikacji, kt�ra od miesi�ca doprowadza�a na wszystkich pi�trach do szale�stwa ten olbrzymi r�j biurokrat�w. Obliczano szans�, zgadywano sumy, �onglowano tytu�ami, oburzano si� z g�ry na przewidywane niesprawiedliwo�ci. Na nowo wszczynano toczone ju� wczoraj niesko�czone spory, do kt�rych niezawodnie powr�ci si� jutro, u�ywaj�c tych samych przes�anek, tych samych dowod�w i tych samych s��w. Wszed� jeszcze jeden urz�dnik, pan Boissel, niski, blady, o wygl�dzie chorowitym, a �yj�cy jakby w powie�ci Aleksandra Dumasa ojca. Wszystko stawa�o si� dla� niezwyk�� przygod�, co rano wi�c opowiada� siedz�cemu w tym samym pokoju Pitoletowi osobliwe wydarzenia z wczorajszego wieczora, widywa� bowiem domniemane dramaty w domu, w kt�rym zamieszkiwa�, i s�ysza� krzyki na ulicy, sk�aniaj�ce go do otwierania okna o godzinie trzeciej dwadzie�cia w nocy. Codziennie rozdziela� walcz�cych, zatrzymywa� konie, ocala� b�d�ce w niebezpiecze�stwie kobiety, a chocia� dotkni�ty by� po�a�owania godn� s�abo�ci� fizyczn�, marudnie i z przekonaniem bez ustanku wymienia� czyny, kt�rych dokona� si�� swego ramienia. Gdy poj��, �e rozmowa dotyczy Lesable oznajmi�: � Kt�rego� dnia powiem temu smarkaczowi co si� nale�y, a je�li mnie kiedykolwiek ubiegnie to mu tak wytrzepi� sk�r�, �e odechce mu si� zaczyna�! Wci�� pal�c, Maze roze�mia� si� szyderczo. � Dobrze by by�o � powiedzia� � aby pan zacz�� to ju� dzisiaj, bo wiem z wiarygodnego �r�d�a, �e pomini�to pana tego roku, aby zrobi� miejsce Lesable�owi. Boissel podni�s� r�k�. � Przysi�gam panu, �e je�li... Raz jeszcze otworzy�y si� drzwi i wszed� �ywo, z min� zafrasowan� m�ody cz�owiek ma�ego wzrostu. Nosi� faworyty oficera marynarki lub adwokata oraz stoj�cy i bardzo wysoki ko�nierzyk, a s�owa wyrzuca� z siebie tak, jak gdyby nigdy nie mia� do�� czasu, aby sko�czy� to, co mia� do powiedzenia. Rozdzieli� u�ciski d�oni gestem cz�owieka, kt�ry nie ma ani chwili do stracenia, i podszed�szy do sekretarza rzek�: 4 � M�j drogi Cachelin, b�d� �askaw da� mi akta dotycz�ce Chapelou, sprawa prz�dzy do kabli, Tulon, A. V. T. 1875. Urz�dnik podni�s� si�, Si�gn�� do pud�a ponad g�ow�, wyj�� stamt�d plik papier�w w niebieskiej ok�adce i poda� go przyby�emu. � Prosz�, panie Lesable. Czy wiadomo panu, �e naczelnik zabra� wczoraj z tych akt trzy depesze? � Tak, s� u mnie, dzi�kuj�. I m�ody cz�owiek wyszed� spiesznym krokiem. Zaledwie znik�, Maze o�wiadczy�: � Co za fumy! Mo�na by pomy�le�, �e ju� jest naczelnikiem. � Cierpliwo�ci! Cierpliwo�ci! � odrzek� Pitolet. � Zostanie nim wcze�niej ni� my wszyscy. Pan Cachelin nie powr�ci� do rejestru. Mo�na by powiedzie�, �e prze�ladowa�a go jaka� uporczywa my�l. Upewni� si� jeszcze raz. � Pi�kn� przysz�o�� ma przed sob� ten ch�opiec! � Dla tych � mrukn�� pogardliwie Maze � kt�rzy uwa�aj� ministerstwo za karier� � tak. Dla innych � to za ma�o... � Pan zamierza zosta� ambasadorem? � przerwa� mu Pitolet. Tamten poruszy� si� niecierpliwie. � To nie o mnie chodzi. Ja na to gwi�d��! Niezale�nie od tego stanowisko naczelnika wydzia�u nie b�dzie nigdy niczym znacznym na �wiecie. Ojciec Savon, kopista, nie zaprzesta� bynajmniej swego zaj�cia, lecz od pewnego czasu macza� raz po raz pi�ro w atramencie, po czym wyciera� je uparcie o g�bk�, kt�ra pi�a wod� z miseczki. Pomimo to nie zdo�a� nakre�li� ani jednej litery Czarna ciecz zsuwa�a si� po metalowym ostrzu i spada�a kulistymi kleksami na papier. Poczciwina spogl�da� z udr�k� i strachem na sw� kopi�, kt�r� � jak wiele innych od pewnego czasu � wypada�o mu zaczyna� na nowo. � Znowu atrament zafa�szowany!... � wyrzek� g�osem cichym i smutnym. Gwa�towny wybuch �miechu wydar� si� ze wszystkich ust. Cachelin potrz�sa� st� swym brzuchem, Maze zgina� si� wp�, jakby chcia� ty�em wej�� do kominka, Pitolet tupa� nog�, kaszla� i trz�s� praw� r�k� tak, jakby w niej poczu� bezw�ad, a nawet Boissel dusi� si� od �miechu, chocia� z zasady bra� rzeczy raczej tragicznie ni� komicznie. Natomiast ojciec Savon, wytar�szy na koniec pi�ro o po�� surduta, rzek�: � Nie ma si� z czego �mia�. Ka�d� robot� musz� wykonywa� dwa albo trzy razy. Wyj�� z teczki nowy arkusz papieru, wyr�wna� od spodu ryg� i od nowa rozpocz�� nag��wek: �Panie Ministrze i Drogi Kolego...� Atrament utrzymywa� si� teraz na pi�rze, kt�re czysto kre�li�o litery. Stary przechyli� si� na bok i zatopi� ponownie w przepisywaniu. Obecni nie przestali si� �mia�. P�kano wprost ze �miechu. Od blisko p� roku powtarzano tego samego psikusa poczciwinie, kt�ry nie domy�la� si� niczego. Polega� on na tym, �e na mokr� g�bk� do czyszczenia pi�r wylewano kilka kropel oliwy. Powlekaj�c si� wskutek tego t�ustym p�ynem, stal nie przyjmowa�a atramentu, a kopista trawi� godziny w zdumieniu i smutku, zu�ywa� ca�e pude�ka pi�r i ca�e butelki atramentu, a� o�wiadczy� na koniec, �e przybory kancelaryjne zepsu�y si� zupe�nie. Wtedy �arty przybra�y form� natarczywego zn�cania si� nad starym. Dosypywano mu prochu do tytoniu, dolewano lekarstw do karafki, z kt�rej od czasu do czasu wypija� szklank� wody, i wm�wiono mu, �e od upadku Komuny socjali�ci fa�szuj� wi�kszo�� artyku��w codziennego u�ytku, a�eby zaszkodzi� rz�dowi i doprowadzi� do rewolucji. Z tego powodu powzi�� szalon� nienawi�� do anarchist�w. Uzna�, �e czyhaj� wsz�dzie i wsz�dzie si� ukrywaj�. Napawa�o go to tajemnym strachem przed czym� nieznanym, zamaskowanym i gro�nym. Na korytarzu zabrzmia� raptowny d�wi�k dzwonka. Znano dobrze ten w�ciek�y dzwonek 5 naczelnika, pana Torchebeuf. Wszyscy rzucili si� ku drzwiom, aby powr�ci� na swoje miejsca. Cachelin zabra� si� na powr�t do rejestru, wkr�tce jednak znowu od�o�y� pi�ro i uj�� g�ow� w r�ce, aby porozmy�la�. Dojrzewa�a w nim my�l, dr�cz�ca go ju� od pewnego czasu. Jako by�y podoficer marynarki kolonialnej, zdyskwalifikowany po odniesieniu trzech ran (jednej w Senegalu, a dwu w Kochinchinie1), do ministerstwa za� przyj�ty w drodze wyj�tkowej �aski, musia� znie�� wiele przykro�ci, grubia�stw i goryczy w swej d�ugiej karierze podw�adnego na najni�szym szczeblu, dlatego uwa�a� w�adz�, w�adz� urz�dow�, za jedn� z najpi�kniejszych rzeczy na �wiecie. Naczelnik wydzia�u wydawa� mu si� istot� wyj�tkow�, �yj�c� w jakiej� wy�szej sferze, a urz�dnicy, o kt�rych m�wiono: �To spryciarz, wybije si� szybko� � byli dla� lud�mi innej ni� on rasy, innej natury. Dla swego kolegi Lesable�a mia� tedy najwy�szy szacunek, kt�ry graniczy� z uwielbieniem, a w skryto�ci ducha �ywi� uporczywe pragnienie, aby wyda� za� c�rk�. Ta b�dzie kiedy� bogata, bardzo bogata. Wiedziano o tym w ca�ym ministerstwie, gdy� jego siostra, panna Cachelin. by�a posiadaczk� miliona netto, solidnego miliona got�wk�, zdobytego � jak m�wiono � przez mi�o��, a oczyszczonego przez pobo�no�� poniewczasie. Stara panna, ongi p�ocha, usun�a si� od �wiata z pi�ciuset tysi�cami frank�w, kt�re w ci�gu osiemnastu lat co najmniej podwoi�a dzi�ki drapie�nej oszcz�dno�ci i bardziej ni� skromnemu trybowi �ycia. Od dawna mieszka�a u swego brata, kt�ry owdowiawszy mia� przy sobie c�reczk� Korali�, ale w wydatkach domowych bra�a zupe�nie nieznaczny udzia�, �ciskaj�c i gromadz�c swe z�oto i powtarzaj�c wci�� Cachelinowi: � To nie ma znaczenia, skoro wszystko nale�y do twej c�rki, ale wydaj j� szybko za m��, bo chcia�abym jeszcze zobaczy� swoje wnucz�ta po bracie. To ona da mi t� rado��, �e u�cisn� dziecko z naszej krwi. Sprawa by�a znana w �wiecie urz�dniczym, staraj�cych si� by�o wi�c do��. M�wiono, �e nawet Maze, pi�kny Maze, lew biura, kr�ci� si� z wyra�nymi zamiarami woko�o ojca Cachelina. Jednak�e by�y sier�ant, szczwany lis � w��czy� si� pod wszystkimi szeroko�ciami geograficznymi � pragn�� m�odzie�ca z przysz�o�ci�, m�odzie�ca, kt�ry by zosta� naczelnikiem, tak �e szacunek, jakim by si� cieszy�, sp�yn��by i na niego, Cezara, starego podoficera. Lesable wy�mienicie mu odpowiada�, przeto Cachelin od dawna szuka� sposobu, aby go �ci�gn�� do siebie. Naraz wyprostowa� si�, zacieraj�c r�ce. Mia� pomys�. Zna� dobrze ludzkie s�abostki. Lesable�a mo�na wzi�� tylko na pr�no��, pr�no�� zawodow�. P�jdzie i poprosi go o protekcj�, tak jak si� chodzi do senatora albo do deputowanego, tak jak si� chodzi do osobisto�ci wysoko postawionej. Poniewa� nie dostawa� awansu od pi�ciu lat, Cachelin uwa�a� za rzecz najzupe�niej pewn�, �e otrzyma go w tym roku. Uda wi�c prze�wiadczenie, �e zawdzi�cza awans Lesable�owi, i zaprosi go z wdzi�czno�ci na obiad. Powzi�wszy ten plan, postanowi� natychmiast wprowadzi� go w czyn. Zdj�� star�, a wydoby� z szafy marynark� wyj�ciow� i wzi�wszy wszystkie zapisane do rejestru papiery, kt�re dotyczy�y zakresu pracy jego kolegi, uda� si� do kancelarii, kt�r� ten urz�dnik w drodze specjalnej �aski, na skutek swej gorliwo�ci i powa�nego zasi�gu swojej pracy zajmowa� sam. M�ody cz�owiek pisa� przy wielkim stole w�r�d pootwieranych teczek z aktami i rozrzuconych papier�w, ponumerowanych czerwonym lub niebieskim atramentem. Zobaczywszy wchodz�cego sekretarza zapyta� tonem poufa�ym, z kt�rego jednak przebija� szacunek: � No, m�j drogi, du�o mi pan spraw przynosi? � Tak, niema�o. A poza tym chcia�bym z panem pom�wi�. � Prosz� usi���, przyjacielu, s�ucham pana. 6 Cachelin usiad�, odchrz�kn�wszy, przybra� min� zak�opotan� i zacz�� g�osem niepewnym: � Oto, co mnie tu sprowadza, panie Lesable. Nie lubi� kluczy�, jako stary �o�nierz b�d� szczery. Przychodz� prosi� pana o przys�ug�. � Ale o jak�? � Nie b�d� si� rozwodzi�. Chodzi mi o to, aby dosta� awans w tym roku. Nie mam nikogo, kto by mnie zaprotegowa�, pomy�la�em wi�c o panu. Lesable zaczerwieni� si� nieco, zdziwiony, zadowolony, pe�en dumnego zak�opotania, jednak�e odpowiedzia�: � Ale� ja tu jestem niczym, przyjacielu. Jestem czym� o wiele mniejszym ni� pan jako urz�dnik wy�szej ode mnie grupy. Nie mam �adnego wp�ywu. Prosz� mi wierzy�, �e... � Tralala! � wpad� mu w s�owa Cachelin z nie pozbawion� respektu szorstko�ci�. � Ma pan pos�uch u naczelnika i je�eli mu pan szepnie s��wko za mn�, to przejd�. Prosz� wzi�� pod uwag�, �e p�tora roku uzyskam prawo do emerytury i odpadnie mi co najmniej pi��set frank�w, je�eli nie zaawansuj� na pierwszego stycznia. Wiem dobrze, co m�wi�: �Cachelinowi bieda nie dokucza, jego siostra ma milion�. Tak, to prawda, moja siostra ma milion, ale jej milion sk�ada si� z drobnych, kt�rych wcale nie daje. Milion przeznaczony jest dla mojej c�rki, to te� prawda, ale moja c�rka i ja to dwie r�ne osoby. Du�o mi przyjdzie z tego, gdy moja c�rka i m�j zi�� b�d� je�dzi� karet�, a ja nie b�d� mia� co w�o�y� do ust. Chyba pan rozumie moje po�o�enie? Lesable skin�� g�ow�. � S�usznie, bardzo s�usznie pan m�wi. Pa�ski zi�� mo�e si� okaza� nie najlepszy dla pana. A zreszt� cz�owiek jest zawsze rad, gdy niczego nikomu nie zawdzi�cza. Wobec tego obiecuj� panu, �e uczyni� wszystko, co b�dzie w mojej mocy. Pom�wi� z naczelnikiem, wyja�ni� mu ten wypadek, b�d� nalega�, ile si� da. Prosz� liczy� na mnie! Cachelin wsta�, pochwyci� obydwie d�onie kolegi, u�cisn��, potrz�sn�� nimi po �o�niersku i wyrzek� urywanym g�osem. � Dzi�kuj�, dzi�kuj�, prosz� liczy� na to, �e je�li nadarzy mi si� kiedykolwiek okazja... Je�eli kiedykolwiek b�d� m�g�... Nie znalaz�szy s��w do�� stanowczych, nie doko�czy� i wyszed�, a na korytarzu zabrzmia� jego rytmiczny krok starego �o�nierza. Z daleka jednak da� si� s�ysze� rozdra�niony d�wi�k dzwonka, przeto Cachelin pocz�� biec, gdy� rozpozna�, kto dzwoni. To naczelnik, pan Torchebeuf, wzywa� swego sekretarza. W tydzie� potem Cachelin zasta� rano na swoim biurku zapiecz�towany list, kt�rego tre�� by�a nast�puj�ca: Drogi Kolego, z rado�ci� donosz� Panu, �e Minister zar�wno na wniosek naszego Dyrektora, jak i naszego Naczelnika podpisa� wczoraj awans dla Pana. Jutro otrzyma Pan zawiadomienie urz�dowe. A� do tej chwili nie wie Pan o niczym, dobrze? Pa�ski Lesable 2 Cezar pobieg� natychmiast do kancelarii swego m�odego kolegi, z�o�y� mu podzi�kowanie, przeprasza�, wyrazi� swe oddanie i w og�le rozp�ywa� si� z wdzi�czno�ci. Nazajutrz dowiedziano si�, �e panowie Lesable i Cachelin rzeczywi�cie awansowali. Innym urz�dnikom wypad�o oczekiwa� na szcz�liwszy rok i pobra� tytu�em rekompensaty gratyfikacj�, wahaj�c� si� pomi�dzy pi�ciuset a trzystoma frankami. Pan Boissel o�wiadczy�, �e kt�rego� wieczoru zaczai si� na Lesable�a o p�nocy za rogiem 7 ulicy i spu�ci mu takie baty, �e si� nie b�dzie m�g� podnie��. Reszta urz�dnik�w milcza�a. W najbli�szy poniedzia�ek Cachelin zaraz po przyj�ciu do biura uda� si� do kancelarii swego protektora. Wszed� uroczy�cie i powiedzia� tonem ceremonialnym: � Mam nadziej�, �e nie odm�wi mi pan tego zaszczytu i przyjdzie do nas na obiad z okazji Trzech Kr�li. Wyb�r dnia nale�y do pana. Nieco zaskoczony, m�ody cz�owiek podni�s� g�ow� i utkwi� oczy w oczach kolegi. A potem odpowiedzia�, nie odwracaj�c spojrzenia, aby m�g� dobrze czyta� w my�lach tamtego: � Ale, m�j drogi, ja mam na pewien czas wszystkie wieczory zaj�te. Cachelin nalega� dobrodusznie: � Chyba nie zrobi nam pan takiej przykro�ci, aby odrzuci� zaproszenie po przys�udze, kt�r� mi pan odda�. Prosz� pana w imieniu rodziny i swoim. Lesable waha� si� i by� w k�opocie. Zrozumia�, ale nie maj�c czasu do zastanowienia si� i do rozwa�enia wszystkich za i przeciw, nie wiedzia�, co odpowiedzie�. W ko�cu pomy�la�: �Nie zobowi�zuj� si� do niczego przyjmuj�c zaproszenie na obiad�. Przybra� wi�c min� zadowolon� i zgodzi� si�, wybieraj�c najbli�sz� sobot�. � A�ebym nie musia� nazajutrz zbyt wcze�nie wstawa� � dorzuci� z u�miechem. Pan Cachelin zajmowa� w g�rze ulicy Rochechouart, na pi�tym pi�trze niewielkie mieszkanie z tarasem, sk�d wida� by�o ca�y Pary�. Mia� trzy sypialnie: jedn� dla siostry, drug� dla c�rki, trzeci� dla siebie. Jadalnia s�u�y�a jednocze�nie za salon. Przez, ca�y tydzie� roztrz�sano spraw� obiadu. D�ugo rozprawiano nad doborem potraw, chc�c przygotowa� posi�ek domowy, a zarazem wytworny. Postanowiono, co nast�puje: ros� z jajkami, zak�ski, krewetki i kie�basa, homar, wspania�a kura, zielony groszek konserwowy, pasztet z g�sich w�tr�bek, sa�ata, lody i deser. Pasztet z g�sich w�tr�bek kupiono w s�siedniej w�dliniarni, zaznaczaj�c, �e ma by� pierwszej jako�ci. Gliniana foremka z pasztetem kosztowa�a trzy franki pi��dziesi�t. W sprawie wina Cachelin zwr�ci� si� do winiarni na rogu, sk�d bra� na litry czerwony nap�j, kt�rym si� zazwyczaj orze�wia�. Nie chcia� p�j�� do kt�rego� z wielkich sk�ad�w, rozumowa� bowiem w spos�b nast�puj�cy: �Drobnym sklepikarzom rzadko nadarza si� okazja sprzeda�y dobrych win, d�ugo wi�c przechowuj� je w piwnicy i dlatego maj� wina �wietne�. W sobot� powr�ci� wcze�niej, aby si� upewni�, czy wszystko jest gotowe. S�u��ca, kt�ra mu otwar�a drzwi, by�a czerwona jak pomidor, poniewa� ogie�, rozpalony ju� w po�udnie z obawy, aby si� nie op�ni�, pra�y� jej twarz przez ca�y dzie�, a opr�cz tego i emocja wzburzy�a jej krew. Cachelin wszed� do jadalni, aby sprawdzi�, czy wszystko jest na swoim miejscu. Okr�g�y st� stanowi� po�rodku niewielkiego pokoju wielk� bia�� plam� pod silnym �wiat�em lampy, os�oni�tej zielonym aba�urem. Obok czterech talerzy, przykrytych posk�adanymi serwetkami przez ciotk�, pann� Cachelin, le�a�y sztu�ce z bia�ego metalu, a przed ka�dym nakryciem sta�y dwie lampki do wina: du�a i ma�a. Cezar uzna� to za nie wystarczaj�ce dla oka i zawo�a�: � Karolino! Otwar�y si� drzwi z lewej strony i ukaza�a si� w nich malutka staruszka. Starsza o dziesi�� lat od swego brata, mia�a w�sk� twarz, okolon� utworzonymi za pomoc� papilot�w puklami siwych w�os�w. Jej cienki g�osik zdawa� si� by� za s�aby nawet dla tego ma�ego i zgi�tego cia�a. Chodzi�a nieco pow��cz�c nogami i mia�a jak�� ospa�o�� w ruchach. � C� to za przemi�e stworzenie � m�wiono o niej w czasach, gdy by�a m�oda. Teraz by�a chud� staruszk�, schludn� dzi�ki dawnym przyzwyczajeniom, przekorn�, upart�, z umys�em ciasnym i ma�ostkowym, �atwo wi�c popada�a w rozdra�nienie. B�d�c teraz bardzo pobo�n�, zdawa�a si� najzupe�niej zapomina� o przygodach minionych dni. � Czego chcesz? � zapyta�a. � Uwa�am � odpowiedzia� � �e dwie lampki nie robi� do�� wielkiego wra�enia. Gdyby tak 8 poda� szampana... W �adnym wypadku nie kosztowa�oby mnie to wi�cej ni� trzy do czterech frank�w, a mo�na by zaraz postawi� wysokie kieliszki. Zmieni�by si� zupe�nie wygl�d jadalni. � Nie wiem, czy b�dzie jaki po�ytek z tego wydatku, ale ostatecznie to mnie nie obchodzi, skoro ty p�acisz. Waha� si�, pr�buj�c przekona� samego siebie. � Zapewniam ci�, �e tak b�dzie lepiej. To zreszt� doda animuszu przy pierniku z migda�em. Ten argument zadecydowa�. Cachelin wzi�� kapelusz i zszed� na d�. Po up�ywie pi�ciu minut wr�ci� z butelk�, kt�ra na bia�ej i szerokiej etykiecie, zdobnej w olbrzymi herb, mia�a nast�puj�cy napis: �Najlepszy szampan musuj�cy z winnic hrabiego Chatel-R�novau�. � Zap�aci�em tylko trzy franki � oznajmi� � a zdaje si�, �e jest wyborny. Sam wzi�� z szafy wysokie kieliszki do szampana i ustawi� je przed nakryciami. Otwar�y si� drzwi z prawej strony. Wesz�a c�rka. By�a to wysoka, pulchna, rumiana i pi�kna dziewczyna silnej rasy, szatynka o niebieskich oczach. Prosta suknia uwydatnia�a jej kibi� pe�n� i gibk�. Jej mocny i prawie m�ski g�os miewa� niskie nuty, od kt�rych dr�� nerwy. � Bo�e, szampan! Co za szcz�cie! � zawo�a�a, klaszcz�c w r�ce jak dziecko. � Przede wszystkim � powiedzia� ojciec � b�d� mi�a dla tego pana, bo ja wiele mu zawdzi�czam. Pocz�a si� �mia� d�wi�cznym �miechem, kt�ry m�wi�: �Wiem!� W przedpokoju zabrzmia� dzwonek, drzwi otwar�y si� i zamkn�y. Wszed� Lesable. By� we fraku, mia� bia�y krawat i bia�e r�kawiczki. Zrobi� wra�enie. Cachelin podbieg� ku niemu, zmieszany i zachwycony. � Ale�, m�j drogi, wszystko mia�o by� po domowemu. Prosz� spojrze�: ja jestem w marynarce. � Wiem, uprzedzi� mnie pan o tym � odrzek� m�ody cz�owiek � ale ja mam zwyczaj zawsze k�a�� frak, je�li gdzie� wieczorem wychodz�. Mia� kwiat w butonierce, szapoklak trzyma� pod pach�. Uk�oni� si�. Cezar przedstawi�: � Moja siostra, panna Karolina � moja c�rka Koralia, kt�r� w rodzinie nazywamy Kor�. Wszyscy sk�onili g�owy. � Nie mamy salonu � podj�� Cachelin. � Troch� to kr�puje, ale cz�owiek si� przyzwyczaja. � Tu przecie� bardzo przyjemnie � odpar� Lesable. Zabrano mu kapelusz, chocia� chcia� go zatrzyma� przy sobie. J�� natychmiast �ci�ga� r�kawiczki. Zaj�to miejsca; przygl�dano mu si� z daleka, poprzez st�, bez s�owa. Cachelin zapyta�: � Czy naczelnik zosta� d�u�ej? Ja wyszed�em wcze�niej, aby pom�c paniom. � Nie � odpowiedzia� Lesable tonem swobodnym. � Wyszli�my razem, poniewa� mieli�my jeszcze do pom�wienia o roztworach do nieprzemakalnych �agli. To sprawa bardzo skomplikowana, nad kt�r� trzeba jeszcze b�dzie si� napracowa�. Cachelin poczyta� sobie za obowi�zek poinformowa� siostr� o sprawach biurowych. � Pan Lesable � rzek�, zwracaj�c si� ku niej � zajmuje si� w biurze kwestiami najtrudniejszymi. Mo�na powiedzie�, �e zast�puje naczelnika. Stara panna sk�oni�a si� grzecznie i o�wiadczy�a: � Och, wiem, �e pan jest bardzo uzdolniony. Pchn�wszy drzwi kolanem wesz�a s�u��ca, trzymaj�c przed sob� w obydwu r�kach wielk� waz�. Wtedy �pan domu� zawo�a�: � A wi�c siadajmy do sto�u! Panie Lesable, prosz� zaj�� miejsce tutaj, pomi�dzy moj� siostr� a moj� c�rk�. Przypuszczam, �e pan nie obawia si� dam? I tak zacz�� si� obiad. Lesable wdzi�czy� si� z odrobin� zarozumia�o�ci, nieomal pob�a�ania! Spogl�da� z boku na 9 dziewczyn�, zdumiewaj�c si� nad jej �wie�o�ci�, nad jej wspania�ym zdrowiem i apetycznym wygl�dem. Znaj�c intencje brata, panna Karolina wysila�a si� na wszelkie sposoby i podtrzymywa�a rozmow� banaln�, chwytaj�c si� wszystkich oklepanych temat�w. Promieniej�cy Cachelin m�wi� g�o�no, �artowa� i dolewa� wina, kupionego godzin� temu w winiarni na rogu. � Jeszcze szklaneczk� tego cienkiego burgunda, panie Lesable. Nie m�wi�, �eby by� wy�mienity, ale i tak jest dobry, ma swoje lata, jest czysty, za to r�cz�. Dostali�my go od przyjaci� z tamtych stron. Troch� zaczerwieniona, troch� onie�mielona i skr�powana s�siedztwem m�czyzny, kt�rego my�li zgadywa�a, m�oda panna nie m�wi�a nic. � Oto osobisto�� � oznajmi� Cezar, gdy na stole pojawi� si� homar � z kt�r� ch�tnie zawr� znajomo��, U�miechaj�c si� Lesable opowiedzia�, �e pewien pisarz nazwa� homara �kardyna�em m�rz�, nie orientuj�c si�, �e to stworzenie jest czarne przed ugotowaniem. Cachelin zacz�� si� �mia� ze wszystkich si�, powtarzaj�c: � Ha! ha! ha! Bardzo zabawna historia! Natomiast panna Karolina spowa�nia�a. � Nie widz�, jakie tu mo�e by� podobie�stwo. Tamten pan m�wi� od rzeczy. Rozumiem wszelkie, ale to wszelkie �arty, jednak�e sprzeciwiam si� o�mieszaniu kleru w mojej obecno�ci. Pragn�c si� przypodoba� starej pannie, m�ody cz�owiek skorzysta� ze sposobno�ci, aby z�o�y� katolickie wyznanie wiary. M�wi� o ludziach z�ego smaku, kt�rzy niepowa�nie rozprawiaj� o wznios�ych prawid�ach. � Co do mnie � zako�czy� � to szanuj� i czcz� religi� mych ojc�w. Wychowa�em si� w niej i pozostan� jej wierny a� do �mierci. Cachelin przesta� si� �mia�. Robi� ga�ki z chleba, pomrukuj�c: �S�usznie, s�usznie�. Po czym, ulegaj�c pop�dowi my�li w�a�ciwemu ludziom, kt�rzy codziennie wykonuj�, t� sam� prac�, zmieni� nudny temat rozmowy i zapyta�: � Ale� pi�kny Maze musia� si� w�cieka�, gdy nie otrzyma� awansu! Co? � C� pan chce? � u�miechn�� si� Lesable. � Ka�demu wed�ug zas�ug jego. Rozmowa zesz�a na ministerstwo, temat, kt�ry porywa� wszystkich, poniewa� dzi�ki toczonym co wiecz�r rozmowom obydwie kobiety zna�y urz�dnik�w nieomal tak dobrze jak sam Cachelin. Ze wzgl�du na jego romantyczne usposobienie i opowiadane przeze� przygody pann� Karolin� szczeg�lnie zajmowa� Boissel, panna Kora za� interesowa�a si� skrycie pi�knym panem Maze. Obydwie zreszt� nie widzia�y nigdy ani jednego, ani drugiego. Lesable m�wi� o nich z odcieniem wy�szo�ci, jak by to czyni� minister, wydaj�cy s�d o swym personelu. � Maze � powiedzia� � nie jest pozbawiony pewnych zas�ug, ale gdy cz�owiek chce si� wybi�, musi pracowa� wi�cej ni� on. A on lubi �wiat, rozrywki. To wszystko m�ci spok�j ducha. Dzi�ki swoim wp�ywom zostanie mo�e zast�pc� naczelnika kancelarii, ale niczym wi�cej. Pitolet dobrze redaguje listy, nale�y to przyzna�, ma styl wytworny, nie mo�na temu zaprzeczy�, ale brak mu g��bi. Wszystko jest u niego powierzchowne. Temu ch�opcu nie mo�na by powierzy� kierownictwa powa�niejszego wydzia�u, ale m�g�by by� zu�ytkowany przez inteligentnego szefa, kt�remu by przygotowywa� robot�. � A pan Boissel? � zapyta�a panna Karolina. Lesable wzruszy� ramionami. � Safandu�a, safandu�a! Nie widzi niczego we w�a�ciwych wymiarach. Zmy�la nieprawdopodobne historie. To zupe�ne zero dla nas. Cachelin pocz�� si� �mia� i o�wiadczy�: � Najlepszy jest ojciec Savon. � Roze�mieli si� wszyscy. 10 Potem m�wiono o teatrach i o tegorocznych sztukach. Z t� sam� co przedtem autorytatywno�ci� Lesable wyrokowa� o literaturze dramatyczniej, dzieli� autor�w na wyra�ne kategorie, okre�la� ich silne i s�abe strony z pewno�ci� siebie w�a�ciw� ludziom, kt�rzy uwa�aj� si� za nieomylnych i wszechstronnych. Sko�czono je�� pieczyste. Zachowuj�c wszelkie ostro�no�ci, kt�re wiele kaza�y si� spodziewa�, Cezar odkry� teraz pasztet z g�sich w�tr�bek. � Nie wiem � powiedzia� � czy ten si� uda�, ale zwykle s� doskona�e. Dostali�my go od kuzyna, kt�ry mieszka w Strassburgu. Z uszanowaniem, powoli spo�yto dzie�o masarza, z�o�one w naczyniu z ��tej kamionki. Lody okaza�y si� zupe�n� kl�sk�. To by� sos, to by�a zupa, to by�a jasna ciecz, p�ywaj�ca po kompotierce. W obawie, �e nie b�dzie umia�a sobie z tym poradzi�, s�u��ca poprosi�a przyby�ego ju� o si�dmej ch�opca od cukiernika, aby sam wyj�� je z formy. Strapiony Cachelin chcia� zrazu je odes�a�, uspokoi� si� jednak na my�l o placku z migda�em. Pokraja� go z min� tajemnicz�, jak gdyby mie�ci� si� w nim donios�y sekret. Wszyscy utkwili oczy w symbolicznym dla �wi�ta Trzech Kr�li placku. Obnoszono go, polecaj�c ka�demu zamyka� oczy przy wyborze kawa�ka. Komu przypadnie migda�? Niem�dry u�miech b��ka� si� po wszystkich wargach. Pan Lesable wyda� lekki okrzyk zdziwienia: �O!� i pokaza� mi�dzy kciukiem a palcem wskazuj�cym du�y, bia�y migda�, jeszcze oblepiony ciastem. Cachelin pocz�� bi� brawo, a nast�pnie zawo�a�: � Prosz� wybiera� kr�low�! Prosz� wybiera� kr�low�! Kr�l kr�tko zawaha� si� w duchu. Czy nie by�oby aktem strategii, gdyby wybra� pann� Karolin�? Zyska�by sobie tym pochlebstwem jej przychylno��. Po namy�le uzna� jednak, �e w gruncie rzeczy zosta� zaproszony ze wzgl�du na pann� Kor� i �e zachowa�by si� jak g�upiec, gdyby wybra� ciotk�. Obr�ci� si� tedy ku swej m�odej s�siadce i rzek�, podaj�c jej kr�lewski migda�: � Panno Koralio, czy pozwoli pani sobie to ofiarowa�? Po raz pierwszy spojrzeli sobie prosto w oczy. � Dzi�kuj� panu � powiedzia�a Koralia i przyj�a kr�lewski fant. �To naprawd� �liczna dziewczyna � my�la�. � Ma cudne oczy. A jaka pieprzna! Psiako��!� Wystrza� poderwa� obydwie kobiety. To Cachelin w�a�nie odkorkowa� szampana, kt�ry wydobywa� si� gwa�townie z butelki i sp�ywa� na obrus. Nape�niono kieliszki pian�, a pan domu oznajmi�: � Dobry gatunek! To wida� od razu! A gdy Lesatole zabiera� si� do picia, aby zapobiec wylewaniu si� wina z kieliszka, Cezar wykrzykn��: � Zdrowie kr�la! Zdrowie kr�la! Zdrowie kr�la! � Zdrowie kr�la! Zdrowie kr�la! � zapiszcza�a swym ostrym g�osikiem r�wnie� rozweselona panna Karolina. � Widzicie pa�stwo, �e czuj� si� znakomicie � rzek� Lesable, �mia�o wychyliwszy kieliszek i odstawszy go na st�, a zwracaj�c si� ku pannie Korze doda�: � W r�ce pani! Chcia�a wypi�, ale wszyscy zawo�ali: � Zdrowie kr�lowej! Zdrowie kr�lowej! � wi�c zarumieni�a si�, zacz�a si� �mia� i postawi�a kieliszek przed sob�. Reszta obiadu up�yn�a bardzo weso�o. Kr�l okaza� si� nadskakuj�cy i uprzedzaj�co grzeczny wobec kr�lowej. Po likierach Cachelin zapowiedzia�: � Sprz�tnie si� ze sto�u, aby zrobi� miejsce. Je�eli nie pada, mo�emy sp�dzi� chwil� na tarasie. � Chcia� si� pochwali� widokiem, chocia� zapad�a ju� noc. Otwarto tedy oszklone drzwi. Do mieszkania wszed� wilgotny powiew. Na dworze by�o ciep�o jak w kwietniu, wi�c wszyscy przest�pili pr�g, kt�ry oddziela� jadalni� od obszernego 11 balkonu. Wida� by�o tylko mgliste �wiat�o unosz�ce si� ponad wielkim miastem, jak owe wie�ce ogniste, kt�re k�adzie si� na czo�a �wi�tych. Tu i �wdzie jasno�� ta zdawa�a si� pot�gowa�. Cachelin pocz�� wyja�nia�: � Patrzcie! To, co tam tak �wieci, to jest �Eden�. Tu linia bulwar�w. Jak �atwo mo�na je rozr�ni�! Za dnia widok st�d jest wspania�y. Na pr�no by pan podr�owa�, aby znale�� co� pi�kniejszego. Lesable opar� si� �okciami na �elaznej balustradzie obok Kory, kt�ra milcz�co i z roztargnieniem spogl�da�a w przestrze�, porwana nagle jedn� z tych melancholijnych t�sknot, kt�re niekiedy odr�twiaj� dusz�. Panna Karolina powr�ci�a do jadalni z obawy przed wilgoci�. Cachelin m�wi� dalej, wskazuj�c wyci�gni�tym ramieniem w kierunku Inwalid�w, Trocad�ro i �uku Tryumfalnego na placu Etoile. � A czy pani, panno Koro � zapyta� p�g�osem Lesable � lubi z wysoka spogl�da� na Pary�? Wstrz�sn�a si� lekko, jakby j� obudzi�. � Ja?... � odpowiedzia�a. � Tak, zw�aszcza wieczorem. My�l� o tym, co si� dzieje tam � przed nami. Ilu� ludzi szcz�liwych i ilu� nieszcz�liwych �yje w ka�dym z tych dom�w! Ile� dowiedzieliby�my si� rzeczy, gdyby mo�na by�o to wszystko zobaczy�! � W �wietle ksi�yca � przybli�y� si� tak, aby si� mogli dotyka� �okciami i ramionami � to musi by� bajeczne! � Oczywi�cie � szepn�a. � Mo�na by pomy�le�, �e to sztych Gustawa Dor�. C� by to by�a za rozkosz przechadza� si� d�ugo po dachach! Wtedy zacz�� j� rozpytywa� o zami�owania, marzenia i rozrywki. Odpowiada�a mu bez zak�opotania, jak dziewczyna stateczna i rozumna, w miar� rozmarzona. Uzna�, �e ma du�o zdrowego rozs�dku, i pomy�la� sobie, �e by�oby naprawd� bardzo mi�o otoczy� ramieniem t� kibi� pe�n� i j�drn� oraz d�ugo ca�owa� lekkimi i przeci�g�ymi poca�unkami � tak jak wyborne w�dki pije si� ma�ymi haustami � ten �wie�y policzek tu� przy uchu, kt�re o�wietla� odblask lampy. Czu�, jak go opanowuje i wzrusza �wiadomo�� tak wielkiej blisko�ci tej kobiety, po��danie cia�a dojrza�ego i dziewiczego, subtelny urok m�odej dziewczyny. Wydawa�o mu si�, �e m�g�by tak trwa� godzinami, nocami, tygodniami, wiecznie, oparty ko�o niej, czuj�c j� przy sobie, przenikni�ty czarem jej blisko�ci. Co� jakby doznanie poetyckie wzburzy�o mu serce w obliczu rozci�gaj�cego si� przed nim wielkiego Pary�a, �yj�cego swym nocnym �yciem, �yciem zabawy i rozpusty. Zdawa�o mu si�, �e panuje nad tym olbrzymim miastem, �e si� ponad nim unosi. Czu�, �e by�oby rozkosznie opiera� si� co wiecz�r na balkonie u boku kobiety, kocha� si� wzajemnie, ca�owa� si� w usta, przyciska� si� do siebie ponad rozleg�� metropoli�, ponad wszystkimi mi�o�ciami, kt�re w sobie kry�, ponad wszystkimi pospolitymi uciechami, ponad wszystkimi p�askimi ��dzami, tu� przy gwiazdach. S� wieczory, gdy najmniej sk�onne do egzaltacji dusze poczynaj� marzy�, jakby im wyrasta�y skrzyd�a. Lesable by� chyba troch� podchmielony. Cachelin wyszed� po fajk� i powr�ci�, zapalaj�c j� po drodze. � Wiem � powiedzia� � �e pan nie pali, wi�c nie cz�stuj� pana papierosami. Dla mnie nie ma wi�kszej przyjemno�ci ni� popali� sobie tutaj. Umar�bym, gdyby mi wypad�o mieszka� na dole. Mogliby�my sobie na to pozwoli�, poniewa� dom nale�y do mojej siostry, podobnie zreszt� jak dwa s�siednie, ten z lewej i ten z prawej. Ona ma pi�kne dochody! A swego czasu niedrogo j� te domy kosztowa�y. Obr�ci� si� w stron� jadalni i zawo�a�: � Karolino, ile� to ty zap�aci�a za te place? Rozleg� si� ostry g�os starej panny. Lesable dos�ysza� tylko strz�py zda�: � ... w tysi�c osiemset sze��dziesi�tym trzecim... trzydzie�ci pi�� frank�w... zbudowany p�niej... trzy domy... pewien bankier... odprzedany za co najmniej pi��set tysi�cy frank�w... Opowiada�a o swej, fortunie z upodobaniem starego �o�nierza, kt�ry m�wi o bitwach. 12 Wymienia�a akty kupna, czynione jej p�niej propozycje, nadwy�ki itd. �ywo zainteresowany Lesable obr�ci� si� w stron� mieszkania i opar� si� teraz plecami o balustrad� tarasu. Poniewa� jednak nadal chwyta� tylko urywki wyja�nie�, opu�ci� nagle sw� m�od� s�siadk� i powr�ci� do jadalni, a�eby nie straci� ani s�owa. Usiad�szy obok panny Karoliny, wi�d� z ni� d�ug� rozmow� o mo�liwo�ciach podwy�ki komornego i o sprawach dotycz�cych dobrego ulokowania got�wki w papierach warto�ciowych lub w nieruchomo�ciach. Wyszed� oko�o p�nocy, obiecuj�c ponowne odwiedziny. W miesi�c p�niej ca�e ministerstwo rozprawia�o jedynie o ma��e�stwie Jakuba Leopolda Lesable�a z pann� Celestyn� Korali� Cachelin. 3 M�ode ma��e�stwo osiedli�o si� na tym samym pi�trze co Cachelin i panna Karolina, w takim samym mieszkaniu, z kt�rego usuni�to lokatora. Jednak�e niepok�j go�ci� w duszy Lesable�a, gdy� ciotka nie chcia�a zapewni� Korze dziedzictwa jakimkolwiek decyduj�cym aktem. Zgodzi�a si� wszelako przysi�c �przed Bogiem�, �e testament zosta� spisany i z�o�ony u notariusza, pana Bolhomme. Obieca�a ponadto, �e ca�y maj�tek przypadnie jej siostrzenicy z zastrze�eniem pewnego warunku. Gdy nalegano, aby wyjawi�a ten warunek, odm�wi�a wyja�nie�, ale z �yczliwym u�mieszkiem zakl�a si� znowu, �e jest to �atwe do spe�nienia. Wobec tych wyja�nie� i wobec uporu starej dewotki Lesable uzna�, �e nale�y przej�� nad tym do porz�dku dziennego, a poniewa� dziewczyna bardzo mu si� podoba�a i po��danie tryumfowa�o nad niepewno�ci�, zda� si� w tamtej sprawie na uporczywe wysi�ki Cachelina. By� teraz szcz�liwy pomimo nawiedzaj�cych go ustawicznie w�tpliwo�ci. Kocha� sw� �on�, kt�ra w niczym nie zawiod�a jego oczekiwa�. �ycie pop�yn�o im spokojnie i jednostajnie. Zreszt� w ci�gu kilku tygodni przywyk� do swej nowej pozycji cz�owieka �onatego, pozostaj�c urz�dnikiem jak dawniej doskona�ym. Up�yn�� rok. Nadszed� dzie� pierwszego stycznia. Ku swemu wielkiemu zdumieniu Lesable nie otrzyma� awansu, na kt�ry liczy�. Jedynie Maze i Pitolet przeszli o stopie� wy�ej, a Boissel o�wiadczy� Cachelinowi w zaufaniu, �e da� sobie s�owo, i� pewnego wieczoru po wyj�ciu z biura spu�ci na oczach wszystkich urz�dnik�w przed g��wn� bram� lanie obydwu kole�kom. Nie uczyni� nic podobnego. Przez osiem dni udr�ka, �e pomimo swej s�u�bisto�ci nie zosta� awansowany, sp�dza�a Lesable�owi sen z powiek. Nie zwa�aj�c na to pracowa� jak w� i zast�powa� w niesko�czono�� zast�pc� naczelnika, pana Ribot, choruj�cego przez dziewi�� miesi�cy w roku i przebywaj�cego w szpitalu Val-de-Grace. Co rano zjawia� si� w biurze o p� do dziewi�tej, co wiecz�r wychodzi� o p� do si�dmej. Czeg� mo�na wi�cej wymaga�? Je�eli im si� nie podoba jego praca i jego wysi�ki, b�dzie post�powa� tak samo jak inni � i ju�. Ka�demu wed�ug zas�ug jego. Jak tedy pan Torchebeuf, kt�ry obchodzi� si� z nim po ojcowsku, m�g� go po�wi�ci�? Lesable chcia� dowiedzie� si� prawdy. P�jdzie do naczelnika i rozm�wi si� z nim. A wi�c pewnego poniedzia�ku zapuka� przed przybyciem koleg�w do drzwi tego potentata. Ostry g�os zawo�a�: � Prosz�! � Lesable wszed�. Siedz�c przy wielkim i pokrytym papierami stole, male�ki, a z wielk� g�ow�, kt�ra zdawa�a si� spoczywa� na podk�adce z bibu�y, pan Torchebeuf pisa�. � Dzie� dobry, Lesable � powiedzia� spostrzeg�szy swego ulubionego urz�dnika. � Dobrze si� pan miewa? � Dzie� dobry, drogi szefie � odrzek� m�ody cz�owiek. � Doskonale, a pan? Naczelnik przesta� pisa� i obr�ci� si� razem z fotelem. Jego drobne, w�t�e i chude cia�o, 13 opi�te czarnym, uroczystym surdutem, zdawa�o si� by� ca�kiem nieodpowiednie dla ogromnego krzes�a ze sk�rzanym oparciem. Wielka, �wietna, tysi�c razy za szeroka dla osoby, kt�r� zdobi�a, kokarda oficera legii honorowej �wieci�a jak czerwony �u�el na piersi w�skiej, przyt�oczonej imponuj�c� czaszk�, jak gdyby ca�e to indywiduum rozwin�o si� w kopu��, na kszta�t grzyba. Pan Torchebeuf mia� szcz�ki zaostrzone, policzki zapad�e, oczy na wierzchu, a wysokie czo�o nakryte by�o odrzuconymi w ty� siwymi w�osami. � Niech pan siada, m�j drogi � wyrzek�. � I prosz� powiedzie�, co pana tu sprowadza. Wobec wszystkich innych urz�dnik�w okazywa� wojskow� szorstko��, uwa�aj�c siebie za kapitana na pok�adzie; ministerstwo bowiem by�o dla� wielk� naw�, okr�tem admiralskim dla ca�ej floty francuskiej. � Drogi szefie � nieco poblad�szy wyj�ka� Lesable � przychodz� zapyta�, czy dopu�ci�em si� jakiejkolwiek winy? � Ale� nie, m�j drogi! Dlaczego stawia mi pan to pytanie? � Bo by�em nieco zdziwiony, gdy tego roku nie otrzyma�em awansu tak jak za lat poprzednich. Niech mi pan pozwoli wypowiedzie� si� do ko�ca, drogi panie. Prosz� mi zarazem wybaczy� moj� �mia�o��. Wiem, �e zyska�em sobie u pana wzgl�dy wyj�tkowe i wyr�nienie nadspodziewane. Wiem, �e zasadniczo awanse przyznaje si� tylko co dwa lub trzy lata, ale pozwol� sobie zaznaczy�, �e wykonuj� w biurze bez ma�a cztery razy tyle pracy i po�wi�cam dla biura przynajmniej dwa razy tyle czasu co ka�dy przeci�tny urz�dnik. Gdyby tak tedy rzuci� na jedn� szal� rezultat mych wysi�k�w w postaci ci�kiej pracy, a na drug� moje wynagrodzenie, pierwsza szala przewa�y�aby na pewno drug�. Starannie przygotowa� sobie to zdanie i mniema�, �e jest wyborne. Zdumiony pan Torchebeuf szuka� odpowiedzi. Wreszcie rzek� tonem nieco ozi�b�ym: � Aczkolwiek w zasadzie nie jest rzecz� dopuszczaln� roztrz�sanie takich spraw w rozmowach pomi�dzy prze�o�onym a podw�adnym, to jednak zgadzam si� panu tym razem odpowiedzie�, zwa�ywszy pa�skie wielkie zas�ugi w pracy. Przedstawi�em pana do awansu tak samo jak za lat poprzednich, ale dyrektor skre�li� pa�skie nazwisko, opieraj�c si� na tym, �e ma��e�stwo zapewnia panu pi�kn� przysz�o��, oznaczaj�c� wi�cej ni� dobrobyt, bo fortun�, kt�rej nigdy nie osi�gn� pa�scy skromni koledzy. Czy w rezultacie nie jest rzecz� sprawiedliw� uwzgl�dnia� po trochu warunki �yciowe poszczeg�lnych ludzi? Pan b�dzie bogaty, bardzo bogaty. Jeszcze trzysta frank�w rocznie to rzecz dla pana bez znaczenia, podczas gdy ta sama ma�a podwy�ka wiele b�dzie znaczy�a dla kieszeni koleg�w. Oto pow�d, m�j drogi, dla kt�rego nie awansowa� pan w tym roku. Lesable wyszed�, czuj�c wstyd i gniew. Wieczorem przy obiedzie by� niemi�y dla �ony. Ta bywa�a zazwyczaj weso�a i mia�a usposobienie do�� r�wne, lecz nacechowane uporem. Nigdy nie ust�powa�a, gdy sobie czego� bardzo �yczy�a. Dla Lesable�a straci�a ju� zmys�owy urok pierwszych dni, a chocia� wci�� na nowo budzi�a si� w nim po��dliwo�� wobec �wie�ej i �adnej �ony, to jednak niekiedy doznawa� rozczarowania ju� podobnego do wstr�tu, kt�ry tak szybko rodzi si� we wsp�lnym po�yciu dwojga istot. Tysi�ce pospolitych lub o�mieszaj�cych szczeg��w �ycia codziennego, zaniedbane stroje poranne, szlafrok z pod�ej we�ny, stary i zu�yty, nie�wie�y p�aszcz k�pielowy, bo nie by�o przecie� w domu bogactwa, wreszcie widziane za blisko najrozmaitsze zaj�cia domowe ubogiego gospodarstwa pozbawi�y ma��e�stwo blasku i pokala�y ten kwiat poezji, kt�ry z daleka czaruje narzeczonych. Ciotka Karolina tak�e nie umila�a mu domu, przebywaj�c u nich prawie stale. Miesza�a si� do wszystkiego, chcia�a wszystkim rz�dzi�, czyni�a uwagi na temat wszystkiego, a �e nies�ychanie bali si� j� urazi�, znosili wszystko z rezygnacj�, kt�rej towarzyszy�o jednak wzrastaj�ce i tajone rozdra�nienie. 14 Ciotka chodzi�a po mieszkaniu krokiem pow��cz�cej nogami staruchy, a jej piskliwy g�os orzeka� nieustannie: � �Mogliby�cie zrobi� to, mogliby�cie zrobi� tamto�. Gdy ma��onkowie zostawali sami, zdenerwowany Lesable wykrzykiwa�: � Twoja ciotka robi si� niezno�na! Ja sobie tego nie �ycz�. S�yszysz? Ja sobie tego nie �ycz�! � A c� ja mam na to poradzi�? � odpowiada�a spokojnie Kora. Wtedy unosi� si�. � To ohydne mie� tak� rodzin�! � Tak � odpiera�a z niezmiennym spokojem � rodzina jest ohydna, ale spadek pi�kny. Prawda? Nie r�b wi�c g�upstw. Jeste� tak samo jak ja zainteresowany w tym, aby znosi� ciotk� Karolin�. Milk�, nie znajduj�c odpowiedzi. Ciotka tymczasem nieustannie zadr�cza�a ich swym natr�tnym domaganiem si� dziecka. Zap�dza�a Lesable�a w k�t i szepta�a mu prosto w twarz: � M�j bratanku, ��dam, aby� zosta� ojcem, zanim umr�. Chc� zobaczy� mojego spadkobierc�. Nie wm�wicie mi, �e Kora nie jest stworzona na matk�. Wystarczy na ni� spojrze�. Cz�owiek, m�j bratanku, �eni si� po to, aby za�o�y� rodzin�, aby by� g�ow� rodu. Ko�ci� �wi�ty, matka nasza, nie dozwala, aby ma��e�stwa by�y bezdzietne. Rozumiem, �e nie jeste�cie bogaci i �e dziecko powoduje wydatki, ale po mojej �mierci nie zabraknie wam niczego. Chc� ma�ego Lesable�a, chc� go, zrozum! Gdy po pi�tnastu miesi�cach ma��e�stwa jej pragnienia jeszcze si� nie urzeczywistni�y, powzi�a podejrzenie i sta�a si� natarczywa. Cichaczem udziela�a Korze rad, praktycznych rad kobiety, kt�ra ongi niejedno pozna�a i przy sposobno�ci potrafi�a sobie przypomnie�. Ale pewnego poranku poczu�a si� s�aba i nie zdo�a�a wsta�. Poniewa� nigdy dot�d nie chorowa�a, zaniepokojony Cachelin zapuka� do drzwi swego zi�cia. � Pobiegnij szybko po doktora Barbette, a naczelnikowi powiesz � prawda � �e ze wzgl�du na t� okoliczno�� nie przyjd� dzisiaj do biura. Lesable prze�y� ten dzie� w niepokoju. By� niezdolny do pracy, do redagowania list�w i do badania spraw. � Czemu jest pan dzi� tak roztargniony, panie Lesable? � zapyta� go ze zdziwieniem pan Torchebeuf. � Jestem zm�czony, drogi naczelniku � odpowiedzia� nerwowo Lesable � sp�dzi�em bowiem ca�� noc przy ciotce, kt�rej stan budzi powa�ne obawy. � To, �e pan Cachelin zosta� przy niej � odpar� lodowato naczelnik � powinno wystarczy�. Nie mog� dopu�ci� do tego, a�eby biuro rozprz�ga�o si� z powodu osobistych spraw moich urz�dnik�w. Lesable po�o�y� przed sob� zegarek na stole i z gor�czkow� niecierpliwo�ci� oczekiwa� pi�tej godziny. Wymkn�� si� razem z uderzeniem wielkiego zegara na g��wnym dziedzi�cu, po raz pierwszy opuszczaj�c biuro punktualnie wed�ug regulaminu. Nurtowa� go tak �ywy niepok�j, �e wzi�� nawet doro�k�. Potem wbieg� po schodach. Otworzy�a mu s�u��ca. � Jak si� miewa? � wybe�kota�. � Lekarz m�wi, �e bardzo �le. Wali�o mu serce, nie opuszcza�o go wzburzenie: � Ach, niemo�liwe! Czy�by przypadkiem zamierza�a umrze�? Nie �mia� ju� teraz wej�� do pokoju chorej, kaza� wi�c wywo�a� dogl�daj�cego jej Cachelina. Te�� ukaza� si� natychmiast, ostro�nie otwar�szy drzwi. By� w szlafroku i szlafmycy, tak jak zwyk� by� sp�dza� wieczory w domowym zaciszu. � �le, bardzo �le � wyszepta�.� Od czterech godzin jest nieprzytomna. Po po�udniu opatrzono j� nawet �wi�tymi sakramentami. 15 Lesable poczu�, �e s�abn� mu nogi, wi�c usiad�. � Gdzie jest moja �ona? � Jest przy niej. � Co w�a�ciwie powiedzia� lekarz? � Powiedzia�, �e to atak. Mo�e ze� wyj��, ale r�wnie dobrze mo�e umrze� jeszcze tej nocy. � Czy ojciec mnie potrzebuje? Bo je�eliby ojciec mnie nie potrzebowa�, to wola�bym tam nie wchodzi�. By�oby mi przykro ogl�da� j� w takim stanie. � Dobrze. Id� do siebie. Je�eli zdarzy si� co� nowego, to zaraz ka�� ci� zawezwa�. Lesable powr�ci� do siebie. Mieszkanie wyda�o mu si� odmienione, wi�ksze, ja�niejsze, ale poniewa� nie m�g� usiedzie� na miejscu, wyszed� na balkon. By�y ju� pierwsze dni lipca i wielkie s�o�ce, kt�re za chwil� mia�o znikn�� za dwiema wie�ami Trocad�ra, zsy�a�o p�omienny deszcz na st�oczone doko�a dachy. Pocz�wszy od buchaj�cej z do�u czerwieni, przestrze� przybiera�a wy�ej odcie� bladego z�ota, nad nim odcienie ��te, wy�ej odcienie zielone, o zieleni zwiewnej i powleczonej �wiat�em, a jeszcze wy�ej stawa�a si� b��kitna czystym i �wie�ym b��kitem, unosz�cym si� ponad g�owami. Ledwie dostrzegalne jask�ki przelatywa�y na kszta�t strza�, rysuj�c na r�anym tle nieba zakrzywiony i �ci�ty profil swych skrzyde�. Ponad niezliczonym mn�stwem dom�w i ponad dalekimi polami szybowa�a chmura, ognisty opar, do kt�rego � niby w jakiej� apoteozie � wspina�y si� strza�y dzwonnic i ka�dy z wysmuk�ych szczyt�w budowli. �uk Tryumfalny na placu Etoile wznosi� si� olbrzymi i czarny w po�arze horyzontu, a kopu�a Inwalid�w wydawa�a si� drugim s�o�cem, kt�re z niebosk�onu spad�o na ramiona gmachu. Lesable trzyma� si� obydwiema r�kami �elaznej por�czy, pij�c powietrze tak, jak si� pije wino. Tyle nasz�o go rado�ci g��bokiej i tryumfalnej, �e mia� ochot� skaka�, krzycze�, gwa�townie gestykulowa�. �ycie wyda�o mu si� promienne, przysz�o�� pe�na szcz�cia. Co teraz uczyni? Pogr��y� si� w marzeniach. Drgn�� us�yszawszy szmer za plecami. To by�a jego �ona. Mia�a zaczerwienione oczy, policzki troch� zapuchni�te, w ca�ej postaci wida� by�o znu�enie. Poda�a mu czo�o do poca�unku i rzek�a: � P�jdziemy na obiad do taty, a�eby by� przy niej blisko. S�u��ca nie odejdzie od niej, dop�ki nie zjemy. Poszed� za �on� do s�siedniego mieszkania. Cachelin siedzia� ju� przy stole, oczekuj�c na c�rk� i zi�cia. Kura na zimno, sa�atka z kartofli i patera z truskawkami sta�y na kredensie, a zupa dymi�a z talerzy. Zaj�to miejsca. � Takich dni � oznajmi� Cachelin � nie chcia�bym cz�sto prze�ywa�. To nie jest weso�e. Wyrzek� te s�owa z pewn� oboj�tno�ci� w g�osie i z pewnego rodzaju zadowoleniem na twarzy. J�� po�era� z wielkim apetytem, uznawszy kur� za wy�mienit� w smaku, a sa�atk� z kartofli za nader pokrzepiaj�c�. Natomiast Lesable czu�, �e �o��dek mu si� �ciska, a dusz� ogarnia niepok�j, jad� wi�c niewiele, wyt�aj�c s�uch w stron� s�siedniego pokoju, kt�ry pozostawa� niemy, jak gdyby nikogo w nim nie by�o. Kora nie odczuwa�a wcale g�odu, by�a przej�ta i pop�akiwa�a, wycieraj�c sobie od czasu do czasu oczy rogiem serwetki. � Co powiedzia� naczelnik? � zapyta� Cachelin. Lesable poda� szczeg�y, ale te�� pragn�� informacji bardziej drobiazgowych, kaza� je sobie powtarza� i nalega�, aby mu opowiedziano o wszystkim, jak gdyby nie by� w ministerstwie od roku. � To musia�o zrobi� wra�enie, gdy si� dowiedziano, �e jest chora? � I my�la� o swym pe�nym chwa�y powrocie do biura po jej �mierci, o minach koleg�w. � To nie znaczy, �ebym 16 �yczy� cokolwiek z�ego tej drogiej kobiecie! � powiedzia� wszelako, jak gdyby odpiera� ukryte wyrzuty sumienia. � B�g jeden wie, �e chcia�bym, aby �y�a jak najd�u�ej, ale to i tak wywrze swoje wra�enie. Ojciec Savon zapomni o Komunie. Zacz�to je�� truskawki, gdy uchyli�y si� drzwi od pokoju chorej. Poruszenie w�r�d obiaduj�cych by�o tak wielkie, �e w przera�eniu wszyscy nagle powstali. Ukaza�a si� s�u��ca ze swym zwyk�ym spokojnym i t�pym wyrazem twarzy. � Ju� nie oddycha � wyrzek�a spokojnie. Cachelin pop�dzi� jak szalony, rzuciwszy serwetk� pomi�dzy naczynia. Za nim z bij�cym sercem pobieg�a Kora, natomiast Lesable zatrzyma� si� przy drzwiach, �ledz�c z daleka ciemn� plam� ��ka, ledwie widocznego w �wietle ko�cz�cego si� dnia. Widzia� plecy swojego te�cia, pochylonego nad ��kiem i nas�uchuj�cego w bezruchu, i nagle us�ysza� jego g�os, zdaj�cy si� dochodzi� z daleka, z bardzo daleka, z ko�ca �wiata, jeden z tych g�os�w, kt�re odzywaj� si� w snach, m�wi�c nam o rzeczach zdumiewaj�cych. Ten g�os wyrzek�: � Sko�czone! Nic nie s�ycha�. � Widzia�, jak jego �ona upad�a na kolana, opar�a czo�o na po�cieli i szlocha�a. Wtedy zdecydowa� si� wej��, a poniewa� Cachelin wsta�, ujrza� na bia�ej poduszce twarz ciotki Karoliny z zamkni�tymi oczyma, ta