3512

Szczegóły
Tytuł 3512
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3512 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3512 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3512 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Janusz G�owacki MY SWEET RASKOLNIKOW OBCIACH 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 My sweet Raskolnikow Us�ysza�em: ??All�. ??Odpowiedzia�em po angielsku: ??Hallo. ??I to by�a ona. ??Where are you? ??zapyta�a. A ja zrozumia�em i odpowiedzia�em: ??In Paris. ??Zapyta�a: ??At the airport? ??Te� to zna�em, wi�c m�wi�: ??Yes. ??A ona: ??I'm driving ??czyli jad�. I wszystko by�o jak si� nale�y. Samoch�d mia� bieg�w pi��, magnetofon oczywi�cie, odkrywany dach jak najbardziej, za� Lubow obj�a mnie przypominaj�c, �e ma piersi ma�e, stercz�ce jak psie uszy i �e nie przyjecha�em tu dla przyjemno�ci. Wszystko w��czy�a i ruszamy. Ulice by�y to w�sze, to szersze, samochody jecha�y w r�wnych rz�dach najpierw po trzy, a potem po cztery. Jak kt�ry� ma zbity reflektor i urwany zderzak, to drugi o sze�� za du�o i dwa zderzaki. Domy na og� wysokie, ale by�y i ni�sze. Tak jechali�my o wiele za szybko, a� zrobi�o si� ca�kiem przestronnie, a na chodnikach pojawi�o si� pe�no Francuz�w i to by�y Champs-�lys�es. ? Czemps Elizes ??powiedzia�em z polska, a Lubow za�piewa�a: ??O Champs-�lys�es ??i doda�a; ??You are in Paris ??co by�o przyjemnie us�ysze�. Patrz� w lewo, patrz� w prawo i znowu w lewo, znowu w prawo. Robi� tak, bo pisarz, kt�ry przydzieli� mi sto trzydzie�ci pi�� dolar�w, powiedzia�: �K�ad�cie tam oko, k�ad�cie, popatrzcie sobie, jak si� tam to wszystko prze�amuje�. A� stan�li�my na �rodku jezdni, wszystko si� zapcha�o, zatka�o, klaksony si� d�awi�, j�cz�, kurz, szyk si� z�ama�, samochody w sze�ciu, siedmiu stoj� w rz�dach, g�sto, a gdzie indziej dziury. To nimi na motocyklach tylko �wiszcze, tak przemykaj� w he�mach baniastych, kurtkach ze sk�ry czarnej ??nagrody na nich i odznaczenia ??m�odzi Francuzi na japo�skich Hondach. To ju� pu�kownik znajomy przepowiedzia�, �e my garnitury, teczki, okulary nosimy, �eby si� wyda� inteligentniejsi, a ci m�odzi na wojskowo, prawdziwych m�czyzn udaj�. Jednak ruszyli�my, na chodniku pogotowie tr�bi i b�yska �wiat�ami (a ja patrz�), dooko�a samochody, nowe i porozbijane, jak nowe, to b�yszcz�, �e bardziej nie mo�na. Tylko na bok dwa najbardziej rozbite zepchni�to. W jednym krzyk, w drugim przez okno sterczy r�ka z zegarkiem z�otym na przegubie. Lubow tylne �wiat�o Volkswagena skasowa�a, zderzak Forda wgniot�a i wprowadzi�a samoch�d w karuzel�. Przy Pont Nacional ju�, ju�, prawie �e upolowa�a dw�ch patriot�w m�odych. Twarze mieli poci�gni�te farb� bia��, w�osy ciekawiej ??tr�jkolorowe, w narodowe barwy, oj, mojemu dawnemu koledze, Lizakowi, sprawi�oby to komplikacje: Przypa�owa� im, czy aby nie przypa�owa�? Skr�camy w bulwar Poniatowskiego, bo nas, Polak�w, porozrzuca�o po �wiecie, i jedziemy chrz�szcz�c oponami na rozbitym szkle. Lubow puszczaj�c kierownic� g�adzi mnie po r�ce i na podjazd wje�d�amy, i na d�, a obok rzeka, na most i z mostu w boczn� alej�, jak w lewo skr�camy, to potem w prawo i ju� jeste�my w lasku Vincennes, dok�adnie takim jak Biela�ski, ale gorzej zadbanym. Alejami je�d�� samochody, Francuzi chodz� po trawie, le�� pod drzewami, graj� weso�o w warcaby. Wszystko jak na niedzielnej ��czce przed zak�adem przemys�owym w Warszawie, gdzie w �wi�ta pomys�owe dzieciaki montuj� sto�y z kawa�k�w cegie�, desek i blachy, r�wno, aby si� wino nie be�ta�o. Tam to przychodzi�em z Niedobitkiem po jego ojca, kiedy ju� popad� w pesymizm, nie znajdowa� przyjemno�ci w piciu, a z�o�ci�a go nawet szyjka butelki z wod� brzozow�, �e za w�ska. Ale na razie co mi tam Niedobitek. Patrz� w lewo, patrz� w prawo, bo pisarz, kt�ry przydzieli� mi sto trzydzie�ci pi�� dolar�w, powiedzia�: ,,Nawarstwiajcie sobie, nawarstwiajcie, to si� wam potem sca�kuje w warto�ciowej syntezie.� A brzegiem alejki spaceruj� kobiety, podryguj� po�ladkami, mrugaj�, piersi maj� du�e, ma�e ods�oni�te, wysuwaj� j�zyki, kr�c� torebkami i kusz�. Tak oto dojechali�my przed dom. Lubow, raczej przejechali�my pod nim. Od 5 ty�u wygl�da�o to jak podw�rko � studnia u Niedobitka na Brzeskiej (mam oko), jednak niezupe�nie. Zamiast figurki Matki Boskiej, otoczonej rzadkimi sztachetami, nieco z��k�ymi od moczu, sta�y tu Simca Matra jaskrawo ��ta, Ford czerwony i jeszcze dwa samochody. A my do windy. Niedobitek mieszka� na pi�trze sz�stym, po obu stronach korytarza pokoje pojedyncze, ale ustawne, na ko�cu kibel. On mieszka� w trzeciej klatce od kibla, wej�cie z bramy, po drewnianych schodach wychodzonych, wygodnych, z rodzin�. Powodzi�o im si� jak najlepiej. To by�y lata pi��dziesi�te i wszystkim chcia�o si� pracowa�. Ojciec Niedobitek mia� wtedy s�uch absolutny ??przed po�udniem grywa� na harmonii w poci�gach, a wieczorami �piewa� dla przyjemno�ci: �Hen, na meksyka�skim szlaku jedzie kowboj na rumaku.� M�ody Niedobitek pracowa� jako recepcjonista w hotelu harcerskim �Pod Liliami� ??odmawia� jednak dorabiania sutenerstwem. Jego kolega, Lizak, chcia� koniecznie po kryjomu wynale�� now� past� do but�w, za� nauczyciel geografii z m�odziutk� �on� opowiada� szeroko o najwi�kszych na �wiecie kopalniach rudy i diament�w na Uralu. Ale czasy te przemin�y z wiatrem. Mam u�miech zjednuj�cy ludzi. Kiedy przyjecha�em pod Warszaw�, gdzie si� pracuje tw�rczo w kolektywie, Najwybitniejszy Pisarz powiedzia�, �e u�miecham si� jak Gioconda. U�miech Giocondy wcale mi si� nie podoba�, ale nast�pnego dnia wsta�em wcze�nie, w�o�y�em tylko k�piel�wki i zacz��em biega�. Biega�em, biega�em, obieg�em klomb kilka razy i nic, ale biega�em. Ju� si� pocz��em obawia�, �e to na nic, �e nic nie wybiegam, ale jeszcze biega�em i naraz po pokoju Najwybitniejszego Pisarza jakby wicher przeszed�: firanki zafalowa�y, okno zatrzepota�o. Przy obiedzie zaproponowa� wsp�lne obmy�lanie scenariusza i wieczorem bodaj zacz�liby�my go pisa� i film polski wzbogaci�by si� o ciekaw� pozycj�, gdyby nie przyjecha�a Lubow. Ju� kiedy mia�em sze�� lat, wiedzia�em, �e nie mo�na mie� wszystkiego. W bramie mojego domu pracowa�a muskularna kobieta o pi�knie ow�osionych nogach. Twarz mia�a jasn�, oczy �agodne. Poniedzia�ek by� na podw�rku niecierpliwie oczekiwanym dniem wyp�aty tygodni�wek dla dzieci. Z kilkoma kolegami i jedn� kole�ank� stawali�my przed konieczno�ci� wyboru. Wspomniana kobieta, je�li akurat nie mia�a powodzenia, zgadza�a si�, po przeliczeniu sk�adkowych pieni�dzy, podci�gn�� sp�dnic� i ods�ania�a poro�ni�te bogatym rudym w�osem podbrzusze. Trwa�o to tyle co przelot samolotu, potem czeka� nas d�ugi, smutny tydzie� bez landrynek. Pozna�em wi�c wcze�nie smak wyrzecze�, a nast�pne lata do�wiadczenia te ugruntowa�y. Ale wszystko do czasu, bo teraz cztery pierwsze pi�tra zajmowa�y sk�ady, a my jedziemy wind� wy�ej (patrz� sobie, patrz�). Zn�w mnie obj�a, przycisn�a do lustra. Wysiadamy. Otworzy�a ozdobne, d�bowe drzwi ??mo�e i mia�y tyle zamk�w, co komis na Nowym �wiecie, ale nie mia�y kraty ??potem po kostki w dywan, pufy, kandelabry, marmury, butoniery, zegary. Na lewo drzwi do mnie, na prawo do niej, na wprost, zamiast o�tarza, kobieta i m�czyzna na zdj�ciu kolorowym. Ona z u�miechem jakby przestraszonym, malutka. On wygl�da� tak, jak powinien wygl�da� przemys�owiec ??troch� podobny do Ernesta Hemingwaya, gdyby by� bokserem, nie mia�by k�opot�w z ochron� szcz�ki, ale i w bran�y tekstylnej zaszed� daleko, du�o dalej ni� m�j ojciec. Kiedy tato �egna� mnie na lotnisku, nie mia� �adnej w�tpliwo�ci, �e musi mi si� uda�. �Pom�cisz mnie, synu� ??m�wi�. Kryszta�owe �wieczniki wisia�y symetrycznie w czterech rogach. W moim pokoju panowa� p�mrok. �aluzje na obu oknach i drzwiach na taras opuszczone. Lubow poca�owa�a mnie w usta, pokaza�a, gdzie jest �azienka, i wysz�a. Pachnia�o. W ca�ym domu unosi� si� czysty zapach, jakby �wierk�w na �cie�ce Pod Reglami i konwalii. No, Janek, pomy�la�em, wygl�da na to, �e przyjecha�e� we w�a�ciwe miejsce. Tak pachnie szmal. Ale te� ciekawe, �e gdy�my przystan�li po drodze, Lubow pozwoli�a mi zap�aci� za piwo. Si�ga�em do kieszeni ruchem, kt�ry nie trwa� przecie� minut�. Spokojnie sobie zaczeka�a, a nawet powiedzia�a, ile zostawi� napiwku, nie m�wi�a jeszcze nic o przysz�o�ci. 6 Pojawi�a si� w Domu Pracy Tw�rczej w czasie kolacji. Przywioz�a j� Pola, �ona Najlepszego Scenarzysty Filmowego, co to sko�czy� studia w Moskwie, a potem by� attach� kulturalnym w Pary�u lub odwrotnie. W czasie wsp�lnych pobyt�w za granic� Pola nauczy�a si� zdziera� sk�rk� z par�wek jednym ruchem, z min� zdziwionego dziecka. Lubow obejmowa�a szklank� d�ugimi, szczup�ymi palcami, d�ugie, na ka�dym trzy, cztery pier�cionki, na przegubie z�ota bransoletka. Spodoba�a mi si� od pierwszej chwili. Posadzono je przy naszym stole, dot�d siedzieli�my we dw�ch z czarnow�osym poet� lirycznym. Najwybitniejszy Pisarz szepn�� do mnie: ??Dziokonda ??a powiedzia� po francusku: ??Oto utalentowana nadzieja naszej literatury. ??Poeta splun��, Lubow u�miechn�a si�, Pola zatrzepota�a rz�sami i powiedzia�a: ? Chod�my si� przej��, pokaza� jej, bo to przecie� zima nasza, mro�na, bia�a. ??Lubow narzuci�a na d�insowy kostium futro z lis�w, poeta przyzna�, �e sprawia wra�enie bardzo inteligentnej, i m�wi: ??Niech tam sobie na zim� popatrzy. ??A park wygl�da� jak nale�y: drzewa pokryte �niegiem od g�ry do do�u, gwia�dziste niebo, niedalekie psa szczekanie i zimno, ale do wytrzymania. Pola pozna�a Lubow w czasie zwiedzania Pietropaw�owskiej Krieposti, polubi�y si� i ju� razem ogl�da�y puszk�-cara. Po�lizgali�my si�, �niegiem obrzucili i pohukali, a� Pola m�wi: ??Ona jest bardzo bogata. ??Ale p�acze ??zauwa�y�em, bo Lubow mia�a �zy w oczach. ??Pieni�dze szcz�cia nie daj�. ??P�acze, bo jej brat zgin�� w wypadku. ??Na biednego nie trafi�o ??warkn�� towarzysz�cy nam poeta. Lubow potyka si�, chwytam jej d�o�, a ona �ciska mi palce i r�k� w spodnie �aduje. ??Hu ha, hu ha ??krzykn��em. A poeta za mn�: ??Nasza zima z�a. ??Wygl�dasz na rozs�dnego ch�opca ??pochwali�a mnie Pola. ??Pohukajcie jeszcze, niech wie, i te� j� obrzu�cie �niegiem, niech ma. Wr�ci�em do pokoju, a za mn� poeta ze szklank� do mycia z�b�w. Umy�em swoj�, rozla�em w�dk� i siedzieli�my w milczeniu. A za oknem gwiazdy i pies wyje. ??My tu siedzimy, a nad nami sobie podaj� pieni�dze. ??Pierwszy spostrzeg� si� poeta. ??Napisz poemat z w�tkiem sensacyjnym ??poradzi�em. Pokr�ci� g�ow� i powiedzia�, �e taka Francuzka jak ta to by�oby akurat co� dla niego, gdyby kogo� takiego potrzebowa�. Odpowiedzia�em, �e z takiego poematu mo�na by zrobi� serial. Wypili�my jeszcze i zapyta�, czybym si� nie zgodzi� z nim, �e on takiej dziewczyny potrzebuje. Zn�w wypili�my, butelka pusta i widz�, �e on ju� na moj� Derby zerka. Chc�c mu doda� otuchy powiedzia�em, �e w dwudziestu pokojach obok siedzi dwudziestu utalentowanych artyst�w, ka�dy patrzy w okno i nie my�li o takich g�upstwach. ??Dziewi�tnastu ??odpowiedzia�, bo na wybetonowanej alejce dudni�y kroki Najwybitniejszego Pisarza. ??Odstaw Derby ??m�wi�. Gdy wtem wo�aj�, �e jest do mnie telefon. �Przyje�d�aj ??s�ysz� ??ta ma�a chce ci� zobaczy�, a jutro wraca do Pary�a.� M�� Poli przywita� mnie w drzwiach i tak si� ucieszy� (nigdy si� nie cieszy�), �e zatar� r�ce z rado�ci, klepa� mnie po plecach, zaprasza� do �rodka (nigdy mnie nie zaprasza�). No jak tak, to ja zdradzi�em. ??Zdradzi�e� swoje pokolenie ??powiedzia� Olek z mojej bramy, kiedy p�niej zatrzyma� mnie na ulicy. ??Jakie pokolenie, Olek? ??B�d� spokojny, jedno z najlepszych pokole�. ??W jakim sensie je, Olek, zdradzi�em? ??Zada�e� si� z pankami ??zasmuci� si� Olek, co mia� nieszcz�cie sp�ni� si� na wojn�, na kt�rej wybi�by si� z ca�� pewno�ci�, a tak si� nie wybi�. 7 Od progu kiwn�� mi g�ow� Wybitny Pisarz �redniego pokolenia (nigdy nie kiwa�). Popatrzy� na mnie, po smutnych twarzach rozwieszonych na �cianach ikon, napi� si�, ukry� twarz w d�oniach, jakby chcia� zap�aka� nad nami, nad krajem, lecz tylko poprosi� o blina. Najwybitniejszy Re�yser pogratulowa� mi �wie�o�ci mojej powie�ci i popchn�� do sto�u, na kt�rym Pola rozdziela�a po blinie z kawiorem. ??Jakie pi�kne to jasne dorastanie, ta przyja�� dw�ch maluch�w, ta przedmie�cia urokliwo��. Pan jest osobowo�ci� liryczn�, magicznym realist�, a nawet nadrealist�. ??I love you ??powiedzia�em do Lubow. ??Cudowna, cudowna, jak z Malczewskiego ??ucieszy� si� re�yser. ??Robi pan co� nowego???zapyta�em z wdzi�czno�ci. ??Zrobi�, zrobi�, zrobi�, na pewno zrobi� ??zatrzyma� si� zaniepokojony. ??Chcia�bym... tylko wie pan... ??Nie puszcz�? ??Ale� sk�d! ??Zamruga�, zatar� d�onie, zadygota�. Poprosi�em o jeszcze jednego blina. ??Powiem panu co� zupe�nie szczerze ??chwyci� mnie pod r�k� i �ciszy� g�os. Spojrza� w lewo, spojrza� w prawo. ??Na Zachodzie to jest nie do pomy�lenia. �eby co� ambitnie, artystycznie, od siebie. ??Zmru�y� oczy. ??Zrobi� tam teraz jeszcze co�, takie tam, w og�le nie ma o czym m�wi�, takie nic. Bo wie pan, ludzie daj� si� zwie�� pozorom, lecz ja wr�c� tutaj odetchn�� �wie�ym powietrzem. Tylko tu jest atmosfera, w kt�rej mo�e wzrasta� arcydzie�o. Zawsze trzeba mie� na uwadze nasze dobro najwy�sze, mam na my�li niekt�re okre�lone decyzje. Koniecznie musi pan co� dla mnie napisa�. Co� takiego �wie�ego, lirycznego. ??Eto wielikij polskij pisatiel ??us�ysza�em z boku i zaraz potem: ??It's a famous polish writer. ??Eto wielikij polskij rie�ysior. ??Europa, kurdefelek ??ucieszy� si� m�czyzna w b��kitach. ??Ty masz przysz�o�� ??tr�ci� si� ze mn�. ??Tylko zapami�taj, �e krytycyzm jest niezb�dny, o ile sprzyja post�powi. Natomiast o ile post�p ju� jest... ??zapatrzy� si� w dekolt Poli, kt�ry nie by� tak g��boki, aby patrz�c z g�ry mo�na by�o zobaczy� czubki jej but�w. Uprzejmie znieruchomia�a, bo by� to cz�owiek wp�ywowy, lecz tylko na chwil�, przeprosi�a i poci�gn�a mnie za sob�, a ja Lubow, i po schodach na g�r�. Jeszcze do ty�u patrz�, Re�yser Najwybitniejszy r�k� mi macha. Zobaczy�em Synka. Chcia�em zawo�a�, ale jedn� r�k� trzyma�em Lubow, za drug� ci�gn�a Pola. Ale� prosz�, pomy�la�em, Synek te� tu. Jako� si� to nasze pokolenie trzyma. Ostatnio widzia�em Synka par� lat temu, przygn�biony ci�gn�� za r�k� ma�ego ch�opca. ??Chcia�em za dobrze, przekr�ci�em si� ??wyzna�. ??Twoje dziecko? ??Na choler� mnie dziecko. Jak si� rozwi�zali�my ??pami�tasz tamte lata ??by�em bez przydzia�u i buzowa�em, ale G�odom�r, co pracuje w PAP-ie, podrzuci� mi go�cia do pilotowania. J�zyk prawie taki sam, diety na podr�, hotele. Na nieszcz�cie mnie polubi� i upar� si�, �ebym przyszed� na przyj�cie. By�a tam kobieta. Suchar, du�y nos, oczy jak pochodnie, czarne w�sy, lat czterdzie�ci. ??S�owem �e� si� upi�. ??Gdzie tam! By� jej narzeczony, bardzo Wp�ywowa Osobisto��. Co ci b�d� m�wi�, wp�ywowa jak najbardziej. G�odom�r przestrzega�: �Uwa�aj ??m�wi ??ta czarna sucha jest od niego.� Wi�c uwa�am, ale to na nic. Przenie�li�my si� do niej do domu. Zaprosi�a do ta�ca. Osobisto�� mnie r�k� �ciska, jak si� czuj�, gdzie bym chcia�, pyta, pracowa�, mo�e w dziennikarstwie, chwali za inteligencj�, za urod�. ??Peda�? ??Gorzej. Chcia� si� jej wyzby� i mnie wzi�� na zmiennika. ??I co? ??Mieszkanie mamy du�e, �adne, ale moralnie jestem poni�ony. 8 ??Mo�ecie si� tu przespa�, a i po�egna�. ??Pola drzwi zamkn�a, a Lubow na wszelki wypadek klucz przekr�ci�a. Podesz�a do okna. Widok by� st�d pi�kny, na Cytadel�, dooko�a �nieg, bia�e wszystko, romantyczne, nostalgiczne, warta chodzi. Wiem, �e z nimi tam, na Zachodzie, nie przelewki, mo�na by jej nog� podstawi�, wywali� na pod�og� i potem j� normalnie pi�owa�, a�by si� rozp�k�a. Ale czy to j� porwie? Roztopi francuski ch��d, zaciekawi? Trzeba jej pokaza�, �e my tutaj, w kraju Chopina, inaczej, zadumani, silni duchem, refleksyjni. Zreszt� s� i �wi�te prawa go�cinno�ci. Lubow czai�a si� w mroku, nie u�atwia�a mi rozmowy. Czy�by chcia�a �ci�gn�� sweterek? Wi�cej nawet, jednym ruchem, jakim� zagranicznym, zdar�a z siebie sp�dnic� i ju� le�y. Trudno. Czeka�a na mnie moja Somosierra. Zamkn��em oczy i poszed�em g�ow� do przodu. Przez godzin� odstawia�em Francuza, a potem Belga. Pod koniec dwa razy trzasn�a mnie pi�ci� po plecach i zasn�a. Szcz�� Bo�e i na zdrowie. I teraz wszystko to zaczyna si� od nowa. Pi�knie, ale nie po to przyjecha�em taki kawa�, �eby traci� zdrowie i si�y na podw�jnym tapczanie i po miesi�cu wyjecha� z powrotem. Przytuli�a si� do mnie w windzie, prosz� bardzo, ale nie b�d� si� dawa� wi�cej rolowa�. Co to w og�le jest! Cz�owiekowi nale�y si� troch� jakich� wy�szych uczu�, w ko�cu jestem zm�czony, mam trzydzie�ci par� lat, jestem kim�, trzeba jej to jako� wyt�umaczy�, �e si� odr�niam od tych przeci�tniak�w, kt�rzy j� do tej pory dopadali. Trzeba jej t� odr�bno�� u�wiadomi�, �eby zrozumia�a to zamy�lenie, w ko�cu jest ono charakterystyczne r�wnie� dla naszego kraju. St�d ca�a jego dziwno��. Trzeba j� sko�owa�, �eby w og�le nie wiedzia�a, o co si� rozchodzi, tylko patrzy�a we mnie jak w o�tarz. Oczywi�cie mo�na by j� pobi�, potem si� rozp�aka�, ukl�kn��, przytuli� do kolan, znowu hukn��, �eby zrozumia�a, �e to nie �adne wy�cigi samochodowe, podr� dooko�a �wiata, wystawa bi�uterii, �e to jest sprawa ducha, zadumy, zamy�lenia, zapadni�cia si� w siebie. Inaczej si� to wszystko rypnie raz dwa. A z ni� nie jest najlepiej. Jest mi�a, ale ma oko za weso�e, jasne. A tu trzeba rozczulenia, rozmarzenia, uszcz�liwienia, jak w Panu Tadeuszu, Tristanie i Izoldzie albo tym filmie O sz�stej wieczorem po wojnie, kiedy lejtnant Skwarcow wraca z wojny bez nogi, ale szcz�liwy, a narzeczona biegnie mu w najlepsze na spotkanie przez pi�knie o�wietlon� Moskw�. Buja�em si� w fotelu na tarasie, Lubow znikn�a, ale wraca. Kimono lu�ne, s�o�ca na nim i smoki. Nic (bujam si�), ca�uje mnie, niech sobie ca�uje. U�miecha si� weso�o, nic, nic, ja jej ten u�miech zgasz�. Rozpina kimono (bujam si�). Najpierw si� zdziwi�a, potem popr�bowa�a na mnie si�� wepchn��, r�k� zahaczy�, ale si� omskn�a. Jeszcze bardziej si� zdziwi�a. A niech si� dziwi. Posta�a i posz�a. By�em sam. �Skolko sczastja, skolko muki�, za�piewa�y dwa g�osy. Otworzy�em oczy, ciemno, zamkn��em, ciemno, naci�gn��em ko�dr� na g�ow�, odrzuci�em, i ju� siedz� przytomny. Ale �piew jest. Korbka zazgrzyta�a, za oknami wstawa� rze�ki francuski poranek. G�os by� i m�ski, i kobiecy, to jeden by� g�r�, to drugi. Oj, mo�e to w Lubow co� si� przez noc prze�ama�o albo p�k�o. Marmurowa posadzka b�yszcza�a jak w poczekalni na Dworcu Wschodnim, drzwi do Lubow zamkni�te, taras pusty, �piew dochodzi� z do�u t�skny. W wielkim salonie (w�r�d puf�w, dywan�w, �wiecznik�w, zegar�w) drobna kobieta. Nog� praw� wysuwa�a do przodu, r�ce rozk�ada�a, ju�, ju� mia�a polecie�, ale nie. Tak oto pozna�em Natali�, matk� Lubow, z pochodzenia Rosjank�, kt�ra wysz�a za W�ocha, mieszka�a w Pary�u, a kiedy mnie zobaczy�a, g�os jej zamar�, magnetofon wy��czy�a i za�ka�a. �Ga�ubyje g�aza, u tiebia ga�ubyje g�aza.� Cich�a w sobie powoli, a� zaproponowa�a �niadanie. ??A Lubow? ??�pi. To jeszcze dziecko, malcziszka, dietionok, riebionok ??pokr�ci�a g�ow� ze wzruszenia, oczy szkl� si� znowu. 9 Roztyta Hiszpanka podaje i kaw�, i precelki na tarasie. Troch� si� odzwyczai�em, a tu kto� mnie rozumie. Coraz to popatruj� w okno Lubow, ale matka uspokaja. ??Ona zawsze d�ugo �pi. Zn�w popatruj�, a matka swoje: ??Zdrowie u niej delikatne. ??W Warszawie wsta�a wcze�nie rano. ??Jest bardzo wra�liwa. ??Ja te�. ??Od �mierci brata. ??Zn�w jej oczy zwilgotnia�y. Jako� nie za bardzo podoba� mi si� ten brak opanowania u cz�owieka interesu. ??Odk�d Paul zgin�� ??pokiwa�a g�ow�. ??By� nadzwyczaj zdolny, w interesach pomaga�. ? (Oczy zaszklone od nowa.) Czyli �e teraz interesy id� im gorzej. ??A ty jak my�lisz, patrz�c z zewn�trz, czy to mog�o by� morderstwo, czy nie mog�o? Wi�c pocieszam j�, �e z mostu w Modlinie trzech m�odzie�c�w zrzuci�o do rzeki kalek� beztroskiego, kt�ry je�dzi� w�zkiem i na harmonii gra�. ??Dlaczego? ??Bo przyspieszone spadanie ich interesowa�o. Na zdj�ciu Paul mia� twarz okr�g��, du�e uszy jak Niedobitek Najm�odszy, kt�ry od ma�ego �wietnie sobie radzi�, mia� w�r�d r�wie�nik�w pos�uch i szacunek, a wpad� dopiero, kiedy mia� lat osiem, i to na zupe�nie g�upiej sprawie. Od sklepu Natalii bogatego, jak si� nale�y, a� do Notre-Dame �a�� go��bie oswojone, wypasione, takie, �e ledwie �a��. Autokary, samochody tr�bi�, co i raz to go��b nie zd��y. Wysiadaj� Amerykanie, Japo�czycy, zadzieraj� g�owy, szcz�kaj� aparatami. Jako dyrektor w��kienniczej fabryki m�j ojciec na ka�de urodziny od za�ogi dostawa� papiero�nic� posrebrzan�. Ale pracownicy przynosili te� do fabryki poupychane w teczkach go��bie, obwi�zywali je w��czk� najdro�sz� i przez okno. A go��bie przeci��one lecia�y nad ziemi� nisko jak bombowce, a� jeden spad� przy bramie pod nogi ojca. Tatko zawiadomi� policj�, jak si� nale�y, i wyjecha� s�u�bowo. A w hotelu ju� czeka�a podrapana przez za�og� i zepsuta przez alkohol kobieta. Jednak jako �e ojciec mia� szcz�cie i zadawnione znajomo�ci, wi�c si� z pr�by gwa�tu wyrokiem z zawieszeniem i utrat� posady wykaraska�. Japo�czycy i Amerykanie do �rodka. Dooko�a �gotik, gotik� ??s�ysz�. Policzy�em kr�l�w judejskich i izraelskich ??wysz�o dwudziestu o�miu. A w katedrze by�o i ch�odno, i przyjemnie. Przewodnik Japo�czyk�w mia� megafon i przewag� nad kobiet� w �a�obie, za kt�r� chodzili Amerykanie. By�a to walka pi�kna, bo nier�wna. Synowie pionier�w znali si� na dobrej robocie, zach�cali, klaskali, przytupywali, kapeluszami z teksasu pomachiwali. A ona czerwienia�a z wysi�ku, ale zaraz blad�a, mocno chrypia�a, a pod koniec raczej piszcza�a. Przewodnik Japo�czyk�w przerywa� dla nabrania oddechu, a ona oddechu nie nabiera�a. Dlatego jej �yczy�em, bo mi kraj przypomina�a. W pierwszym rz�dzie �awek obok �pi�cej kobieciny m�czyzna w koszuli bez krawata. R�k� kiwa�, a chodzi�o mu o mnie. ??Dzie� dobry panu ??d�o� mi u�cisn��. Twarz i szeroka, i weso�a, brwi zro�ni�te, k�dziory rudawe. ??Piotr Pop�awski. Prosz�, niech�e pan siada. Widzia�em pana na lotnisku z docentem D�ubniakiem. Kobiecina chrapa�a, Japo�czycy od o�tarza do o�tarza, Amerykanie za nimi. ??Lubi� tutaj posiedzie�, pomy�le�. Wierzy pan w Boga? ??A wi�c pan jest naukowcem? ??Zajmuj� si� psychologi� historii. Prac� pisz� o dziejach faszyzmu we Francji. 10 Co� jeszcze powiedzia�, ale nie dos�ysza�em. Przewodniczka Amerykan�w mia�a twarz blad�, ale i ceglast�, czo�o potem zlane, reszt� si� goni�a. ??Amerykanie ??spojrza� ironicznie Pop�awski i pokr�ci� g�ow�. ??Co pan s�dzi o tym kraju? ??Chory? ??Och, wie pan, dzieje narodu s� dziejami g�upoty ludzkiej. A wie pan, czego najbardziej nam wszystkim brakuje? Iwan�w Gro�nych, a gdzie pan mieszka, je�li mo�na? Tymczasem za� nowi Japo�czycy przez portal si� wpychali, a wypocz�ty przewodnik megafon uruchomi�. ??Wzgl�dno�� ??us�ysza�em jeszcze ??...relatywizm. ??Przepraszam. ??Okropna jest wzgl�dno�� tego wszystkiego. ??A konkretnie? ??Jeste�my w miejscu kultu. Widzi pan, w cywilizacji azteckiej uwa�ano wyrywanie serca za czynno�� �wi�t�. W Domu Naukowca jest taniej. My nie. Albo niech pan we�mie rasizm. Nie ma �adnych racji za ani �adnych przeciw, co? ??Jednak�e mi�uj bli�niego swego jak siebie samego. ??O, jest pan wierz�cy ??ucieszy� si�. ??Ja wynajmuj� mansard�. ??Trudno jest mi tak od razu powiedzie�. ??Ale widzi pan, cz�owiek siebie samego mo�e nienawidzi�. A Kodeks Hammurabiego z tym jego �oko za oko�, sam gotuj�, czasem wpadn� do restauracji. Albo na przyk�ad ludo�erstwo... �awka zaskrzypia�a, poczu�em ostry zapach perfum. Odwr�ci�em si�, twarz mia�a troch� mo�e i upiorn�, ale to tylko dlatego, �e pokryt� grub� warstw� pudru za jasnego, nawet w p�mroku zaczepia�y poci�gni�te szkar�atn� szmink� usta. Przed sob�, na pulpicie u�o�y�a wygodnie dwa obwis�e balony, mi�dzy nimi naszyjnik z pere�. Na go�ych ramionach wystawa dobrze zaopatrzonego sklepu jubilerskiego. By�a i gruba, i stara. Pop�awski wzrokiem oboj�tnym po niej przesun�� i tak dalej m�wi�: ??Czy mamy prawo zjada� bli�niego swego? A tu zn�w nic nie przemawia za tym, �eby zjada�, ani te� nic za tym, �eby nie zjada�. W�osy czarne, jak si� nale�y, przedzia�kiem rozdzielone, zakr�ca�y si� na czole w dwa ro�ki. ??Zale�y to od zapotrzebowania na proteiny po prostu, ja od�ywiam si� bardzo racjonalnie. ??Zamy�li� si�. ??Widzia�em takich przed laty, kt�rzy jedli, i to z apetytem. Ukarali�my ich przyk�adnie, niestety, niewiele to pomog�o, skoro nie odstraszy�o innych �mia�k�w. Ale, ale ? u�miechn�� si� ??w�a�nie, czy ja mam racj� m�wi�c: �niestety�? Ha, ha... Sam pan widzi, jaki jestem w t� ca�� cywilizacj� bezsensown� uwik�any. Ach, wyzwoli� si� z tego wszystkiego. Przekroczy�. Powieki mia�a poci�gni�te tuszem b��kitnym. Popatrzy�a i nagle wyda�o mi si�, �e co� jak gdyby porozumiewawczo oko zmru�y�a, ale nie, musia�o mi si� tylko zdawa�. ??Na dobr� spraw� ??rozmy�la� sobie Pop�awski ??t�sknota za wielko�ci�, za nadrz�dnym porz�dkiem moralnym to jest w�a�nie d��enie do Boga. B�g jest dla mnie w zasadzie spraw� oboj�tn�, ale czasami my�l�, �e istnieje i �e d��enie do Boga jest najwspanialszym powo�aniem cz�owieka. Odwr�ci�em si�, to niesamowite, �awka za nami by�a pusta. ??W tym manifestuje si� to, co jest w cz�owieku najczystsze, bo je�li Boga nie ma, to d��enie pozostaje. Nawet je�eli transcendencja jest pusta, to poprzez ni� objawia si� autentyczny cz�owiek w cz�owieku, co si� pan tak rozgl�da? Nagle zrobi�o mi si� troch� ch�odno. 11 ??Kto� ma przyj�� po mnie. ??Kobieta? Jak pan chce, w�a�nie faszyzm by� tragiczn� omy�k�, bo opar� si� o w�adz� jednego narodu. Ale by�o co� w tym ruchu, ta t�sknota do utrwalenia jednej hierarchii moralnej, tyle �e ??skrzywi� si� ??wszystko si� zepsu�o, bo wpl�ta�a si� w to domieszka sn�w niemieckiego drobnomieszcza�stwa, kt�re chce mie� ogr�dek, kocha te swoje bezsensowne Niemcy i marsze. ??Przeci�gn�� si�, g�ow� smutno pokiwa�, zapisa� sw�j adres i wszystkiego najlepszego �yczy�. Cezarowi dzie� musia� si� uda�. U�miechni�ty, wypocz�ty siedzia� sobie w fotelu, a za nim mapa �wiata z czerwonymi chor�giewkami, tam gdzie mu handel szed� najlepiej, a przed nim pi�ra i z�ote, i srebrne, i oprawione w sk�r� kalendarze: czerwony i zielony drugi, telefony dwa, pude�ka z cygarami dwa, i pe�ne, i otwarte. Na �rodku pokoju co� pomi�dzy fontann� a akwarium. Po pas zatopiony w wodzie siedzia� Murzynek z granitu i trzyma� si� za szyj� �ab�dzia, a ptakowi z dzioba lecia�a woda. Murzynek krzywi� si�, jakby go co� bola�o, i wygl�da� mizernie, �ab�d� by� pi�knym, t�ustym okazem. Dooko�a p�ywa�y welony czerwone, ryby z�ote, trupie g��wki z rodzinami, dla efektu pod�wietlone na dnie ukrytym reflektorem. Pod �cian� biblioteka, na p�kach g�rnych Pascal, Mahomet i Boccaccio oprawieni elegancko, ni�ej Zola w sk�rze czerwonej, Dante z Szekspirem w bia�ej nakrapianej. Ksi��ki mieni�y si� pi�knie i sprawia�y wra�enie, �e dobrano je kolorami do ryb. Kurz s�czy� si� z nich tak �agodnie, jak opada�a witaminowa m�czka na dno fontanny. Na najni�szej p�ce stali laureaci Nobla r�wnym rz�dem. Quo vadis obci�gni�ty by� na bia�o. Pokaza�em palcem. ??O co chodzi? ??zapyta� Cezar przez Natali�. ??Polak ??przet�umaczy�a Natalia. Poklepa� mnie po ramieniu, czy go znam, zapyta�. ??Tak ??przet�umaczy�a Natalia, kt�ra trzyma�a ze mn�. ??Od czego zale�� u was honoraria za ksi��k�? ??Od tego, czy gruba. ??Zaznaczy�em, �e pisz� same grube. O�ywi� si�, wzi�� mnie na bok. ??Zbieram ju� tylko laureat�w Nobla ??szepn�� ??Bo reszty tego ch�amu nie warto. Natalia przet�umaczy�a, ze swej strony przyobieca�em: ??Jak tylko Nobla dostan�, ksi��k� przy�l�. ??Chyba zrobi�em wra�enie jak najlepsze, bo gor�co mnie u�ciska�. ??Jest niespodzianka ??m�wi. Popili�my kaw� koniakiem, zrobi�o si� ciep�o i przyjemnie, a i g�owa obraca�a si� na karku jak nale�y. Natalia uczyni�a przerw� uroczyst� i tak zaczyna: postanowili z Cezarem podarowa� mi komplet ubraniowy swojego projektu. ??Nie, nie mog� przyj�� ??odpowiedzia�em. ??Dlaczego niby? ??zmartwi�a si�. ??Bo nie ??(tanim prezencikiem my�l� si� wywin��) ??nie mam ja zwyczaju ubra� od kobiet przyjmowa�, jako �e jestem m�czyzn�-Polakiem ??zapl�ta�em si�, bo ju� taki komplet na Cezarze widzia�em (jakbym mia� komu sprzeda�, tobym i wzi��). Natalia spowa�nia�a. Czy chc� ich oboje z Cezarem obrazi�, zapyta�a. Owszem, chcia�em ich obrazi�, tyle �e nie by�o mnie na to sta� na razie. Wci�gn��em wi�c wdzianko i spodnie w kolorze buraka z rozrzutnym srebrnym stebnowaniem i dyskretn� r�yczk� niewiele od kalafiora wi�ksz� i rozchylaj�c� p�atki na wysoko�ci p�uc. Pochwalono mnie, wind� zawieziono, do samochodu wepchni�to, sen mnie morzy�, ale jedziemy. Wysiadamy, patrz�, a� tu nic, tylko znowu Champs-Elys�es. Chodz� Francuzi po ulicach pod parasolami, a jeden, najm�odszy, koszul� rozpi��, do ty�u si� przechyla, ale nie 12 wywraca, tylko pije z butelki. Nagle chuch mu si� zajmuje i ogniem zionie. U nas cz�owiek mo�e sobie bezpiecznie noc ca�� Nowym �wiatem z dowodem osobistym w r�ku spacerowa�, a tu co poniekt�rzy klaska� nawet zacz�li, a on si� k�ania. U nas trudniej jest si� wybi�. Chodzi mi�dzy Francuzami i zbiera pieni�dze. U nas dosta�by co najwy�ej par� razy pa��, w formie upomnienia z ostrze�eniem. Gdzie� idziemy. Portier si� k�ania, kelner si� k�ania, stolik zarezerwowany, jak najbardziej, i od razu �zyg, zyg, zyg toujours� ??za�piewa�y dwa peda�y. Roze�mia�em si�, a na to Lubow t�umaczy szeptem, �ebym uwa�a�, bo tu nie ma �art�w (ci�gle szeptem) i jest danger, gangsters, killers i homosexual agressiv, jakbym by� przyjezdnym ze wsi i nie wiedzia�, �e wsz�dzie, gdzie si� wchodzi o pierwszej w nocy do lokalu, mo�na dosta� no�em, m�otkiem, bagnetem, mojk�, kastetem. Pijemy wino, ta�cz� peda�y, nic si� nie dzieje. A� dopiero Cezar k��ci si� rachunek podliczaj�c. Si�gam elegancko do kieszeni, ale ja ju� tu nie pierwszy dzie� ca�kuj�, nawarstwiam, my�l�, �e mog� przyj�� pieni�dze, i r�k� zatrzymuj�. W samochodzie od razu zasn��em. Obudzili mnie przed wind�, zaci�gn�li na g�r�. Ona do mnie, a ja: ??S�uchaj ??m�wi� ??co jest konkretnie ??zapytuj� ??ja dla ciebie �ycie sobie zburzy�em i to nie po to, �eby si� teraz obija� po jakich� kabaretach z peda�ami. Kabaret to ja mia�em przez trzydzie�ci lat, rozumiesz mnie?... ??Non ??powiedzia�a Lubow, i do mnie. ??Non ??odpowiedzia�em i zasn��em roz�alony. Wychodz�c zamkn��em ostro�nie drzwi. Metro odnalaz�em bez k�opotu. Kupi�em bilet pojedynczy, niech si� martwi�, jak rano mnie nie znajd�. Sam w obcym mie�cie, bez j�zyka, bez pieni�dzy (pieni�dzy troszk� to ja mia�em, ale oni nie wiedzieli). Wysiad�em dobrze, sklepy otwierano, �mieci wymiatano, na ok�adce magazynu u�miecha�a si� go�a baba z bombk� �wi�teczn� mi�dzy nogami, chocia� do �wi�t daleko. Dom Naukowca mia� wdzi�k opuszczonych koszar. Na wartowni ci�� spa� odchylony na krze�le do ty�u. Drzwi otworzy�em. Z daleka dolatywa� gwar g�os�w, id�, ale z toalety damskiej wynurzy�a si� dziewczyna, posuwa�a si� z elegancj� (lekkim skosem), wygl�da�o, �e dzie� zacz�� jej si� pomy�lnie od sety. Ale zako�ysa�a takim cycem, �e inne my�li zesz�y na plan drugi. Popatrzy�a ze swojsk� czujno�ci�. ??Przepraszam, czy pani jest mo�e Polk�? ??zagadn��em uprzejmie. ??A bo co? ??odpar� z godno�ci� cycofon. ??Nie ma si� o co obra�a�. Jest to pi�kny kraj z pi��setkilometrowym dost�pem do morza, ponadto szukam docenta D�ubniaka. ??Posz�y z Marciniakiem na sto��wk� ??machn�a r�k� i ruszy�a skosem w stron� schod�w. Min��em dwie postaci w szlafrokach, cz�apa�y w stron� schod�w do piersi czajniki przyciskaj�c. Przy pierwszej kuchence smutny, chudy m�czyzna, w garniturze czarnym i bia�ej koszuli bez krawata, miesza� kaw� w rondelku. Z boku us�ysza�em g�o�ne uderzenia i zobaczy�em barczyst� sylwetk� docenta D�ubniaka. U�miechn�� si� na m�j widok ??otwiera� w�a�nie m�otkiem i no�em wieprzow� konserw� z Polski ??mia� lekko opuchni�t� twarz i ma�e, czujne oczka naukowca. ??No i jak tam Pary�? ??mrugn��. ??Jaki� taki, co? ??O tak ??odmrugn��em. ??To na pewno. ??Ale co� w tym mie�cie jest, co? ??O, z ca�� pewno�ci� jest to wszystko. Tylko... wie pan. ??O, to oczywi�cie ??pokiwa� g�ow�. ??Jak najbardziej. ??W�a�nie. ??Ciesz� si�, �e mamy podobne doznania i przemy�lenia. Zreszt�, co w tym dziwnego? Obaj jeste�my Polakami. Kto raz pi� wod� z Wis�y, temu, wie pan... Poznajcie si�, panowie ? 13 przedstawi� mi chudego m�czyzn� z rondelkiem. ??M�j wsp�lokator, doktor Marciniak, ekonomista. Pisze prac� Polityka skarbowa a imperializm. U�cisn�li�my sobie d�onie, puszka ust�pi�a, docent D�ubniak zacz�� cienko chleb kroi�. ??Nie widzieli�cie panowie mojej Ulung? ??okr�glutki, r�owiutki od pierwszej chwili sprawia� sympatyczne wra�enie. ??Do kogo ta mowa, Magistrze? Akurat pan mia� herbat� ??splun�� D�ubniak. ??Bardzo mi przykro ??obruszy� si� m�odzieniec. ??Mia�em ca�� puszk�. Przepraszam, pan pozwoli. ??U�cisn�� mi r�k�. ??Jestem historykiem. A pan �wie�o z kraju? ??Je�li ju� o to idzie, Magistrze, to ja te� mam do pana jedn� kwesti�, a nie widzia� pan czasem boczku Marciniaka? ??Ja? ??Pan, pan si� wczoraj wieczorem przysiad�. ??Pan docent chyba �artuje. ??Iii... Tak si� tylko pytam, wiadomo, jak kamie� w wod�. ??Co tam nad Wis��? ??zagadn�� Magister. ??Przepraszam, przynios� cukier. ??D�ubniak podszed� do szafki z karteczk� �doc. D�ubniak�, oznaczonej numerem 11, przekr�ci� klucz, rozejrza� si�, wyj�� torebk�. ??A pan d�ugo jeszcze tutaj? ??zagadn��em doktora Marciniaka. ??D�ubniak to kanclerska g�owa ??zamy�li� si� smutno. ??On trafi� temat. Pisze prac� Ahumanistyczny charakter zak�ad�w zamkni�tych w pa�stwach kapitalistycznych, na marginesie teorii przymusowej alienacji. ??Taki dobry temat? ??Panie kochany, jego nigdzie nie chc� wpu�ci�, do �adnego zak�adu, nie mo�e zebra� �adnej dokumentacji, b�dzie tu siedzia� latami. D�ubniak wr�ci� z cukrem i pocz�� zaparza�. ??Pan my�li, �e wieprzowina dobrze idzie na zimno z chlebem? ??zamy�li� si� Magister. ? To jest niezdrowe na w�trob�. ??To pan b�dzie mia� zdrow� w�trob�. ??Przecie� wcale nie chcia�em pana prosi�. Za tydzie� dostaj� paczk� z kraju. Pytam si�, poniewa� pana ceni�. Mog� panu nawet powiedzie�, �e dzisiaj jest przy ulicy P�pini�re. ??Co jest przy ulicy P�pini�re? ??zapyta�em. ??Budka telefoniczna ??wyja�ni� Marciniak. ??Jaka budka? ??Zepsuta ??Marciniak wyskrobywa� dno rondelka. ??Ile to przystank�w metra? ??zapyta� D�ubniak. ??W p� godziny pan jest, jak nic ??odpar� Magister. ??Troch� daleko ??zastanowi� si� D�ubniak. ??Jak zepsuta, to o co chodzi? ??zapyta�em. ??Mo�na dzwoni� za darmo do kraju. Nie po�yka monet, a ��czy. Magister podni�s� si� i podszed� do siwow�osego m�czyzny o wygl�dzie senatora, ruchem miarowym obieraj�cego jab�ko. ??Wiecie, panowie, pozna�em Pop�awskiego. ??O, to jest bardzo interesuj�ca osobowo�� ??pokiwa� g�ow� D�ubniak. ??Gdzie go pan spotka�? ??W Notre-Dame. ??No tak, to post�powy katolik. Du�o podr�owa� na Wsch�d. Doktorze, nie wyskoczyliby�my si� przej�� z koleg�, przy okazji, chleb si� ko�czy... ??U mnie jest taka sytuacja, �e ch�tnie si� przejd� ??zgodzi� si� Marciniak. 14 ??To jest, wie pan, charakterystyczne ??wyja�nia� D�ubniak, kiedy szli�my ju� uliczk� w�r�d leniwie otwieranych sklep�w i pozamykanych bar�w ??�e tu jest pe�no sklep�w pornograficznych, a pierwszy spo�ywczy dopiero na rogu. Nic wi�c dziwnego, �e wszyscy kopuluj� przedma��e�sko, ka�dy z ka�dym. ??Mo�e przysi�dziemy na chwil�? ??Marciniak zatrzyma� si� przy niedu�ej fontannie. ??To jest �wietna woda pitna, zimna, popi� przyjemnie. Popili�my z przyjemno�ci�. Obok na betonie paru �achmaniarzy jad�o d�ugie, przyjemnie wygl�daj�ce bu�ki. ??Widzi pan, jak sobie sprytnie �yj�? ??ucieszy� si� D�ubniak. ??U nas w domu woda niedobra, z�e filtry czy co� tam. ??A mo�e by�my trzasn�li po piwku? ??powiedzia�em. D�ubniak chyba nie us�ysza�, bo m�wi� dalej: ??W Ameryce, opowiada� mi znajomy naukowiec, przed obiadem, tylko pan wejdzie do lokalu, podchodzi kelner i podaje ka�demu go�ciowi du�� szklanic� wody z lodu. I znika. ??Bezp�atnie? ??zamy�li� si� Marciniak. ??Oczywi�cie. I ten m�j znajomy wypi� sobie wod�, bierze kart�, czyta i wie pan co? Powiedzia�, �e ma�o go szlag nie trafi�. Za zup� mia� zap�aci� w przeliczeniu sto dziewi��dziesi�t z�otych. A wcale nie taki pierwszorz�dny lokal. Wsta�, prosz� pan�w, i wyszed�. ??Za wod� mu nie policzyli? ??M�wi�em, �e nie. Woda z lodu jest bezp�atna, to sobie tamtejsze spo�ecze�stwo wywalczy�o. ??Ja pan�w zapraszam ??powiedzia�em. ??Co pan na to, doktorze? ??spyta� D�ubniak. ??U mnie jest taka sytuacja, �e ch�tnie bym si� napi�. ??Bo wie pan, my tu ju� d�ugo siedzimy, pan rozumie. ??Tylko �e gdzie p�jdziemy? Panowie na pewno znacie jakie� miejsce. ??No c�, wie pan, my, prawd� m�wi�c, du�o nie bywamy, staramy si� w domu, raczej na w�asn� r�k�. ??Mo�na by na kr�g taneczny ??zastanowi� si� doktor Marciniak. ??To jest takie miejsce, gdzie wchodzi pan do baru i s� takie okr�g�e estrady. Siada pan dooko�a i zamawia piwo, a tam ta�cz� rozebrane do naga kelnerki. Pije pan piwo, ona ta�czy i abarotno. Tyle �e tam jest bardzo drogo i ja nie wiem, gdzie to jest. ??To mo�e tu? ??pokaza�em kawiarenk� ze stolikami na ulicy. ??Trza�niemy i p�jdziemy dalej. Zam�wi�em trzy piwa. ??My panu za to w ojczy�nie, niech pan si� nic nie boi ??powiedzia� z uczuciem D�ubniak. ??Z drugiej jednak strony dodaj� za darmo orzeszki i s�one paluszki na kr�gu. ??Tu te� jest bardzo mi�o ??pocieszy�em Marciniaka. ??Czy do Sekwany st�d daleko? Panowie, mam tak� pro�b�: zrobi� jeszcze trzy piwa i chod�my posiedzie� nad Sekwen�. ??Dlaczego nie? ??zgodzi� si� D�ubniak. ??Mo�na posiedzie�. Do rzeki by�o blisko. Zeszli�my na brzeg. Woda pluszcze, s�o�ce przygrzewa. Naukowcy zdj�li marynarki. ??Wytruli ryby ??mrukn�� D�ubniak. ??Nikt nie �owi ??przeci�gn�� si�. By�o pusto, ale przyjemnie, za nami hucza�y samochody. Zdj��em koszul�, pod�o�y�em pod g�ow� i wyci�gn��em si� na kamieniach. Milczeli�my przez chwil�, nagle Marciniak krzykn��: ??Bur�uazjo, zdechniesz! ??Pan jest napity ??zaniepokoi� si� D�ubniak. ??Niech panowie sami popatrz�. 15 Odwr�cili�my g�owy. Rzeczywi�cie, na kamiennym murku kto� wymalowa� co� okr�g�ymi czarnymi literami. ??To oznacza: Bur�uazjo, zdechniesz ??przet�umaczy� Marciniak. Robi�o si� coraz parniej. D�ubniak sk�d� wiedzia�, �e basen kosztuje pi�� frank�w, i poszli�my zapozna� mnie z miastem. ??Tyle �e wie pan, co pan tam teraz zobaczy! �ycie zaczyna si� pod wiecz�r. Najlepsze kurwy teraz �pi� albo si� opalaj�. Wie pan, ciekawa rzecz ??o�ywi� si� ??niekt�re przyje�d�aj� sportowymi Mercedesami, dwie na przednim siedzeniu, a z ty�u peda�. Ohyda! A poza tym s� strasznie drogie. Nie podoba mi si� to has�o ??zwr�ci� si� do Marciniaka. ??A dlaczeg� by i nie? W niekt�rych barach siedzia�y ju� jednak na sto�kach tupeciary, pi�y, patrzy�y na ulic�, na nas, ale jakby bez zapa�u, za wcze�nie albo co. ??U nas jest wszystko du�o taniej. Zw�aszcza �e peda�y zani�aj� ceny. ??A jak to si� kszta�tuje? ??zainteresowa� si� Marciniak. ??Pytam z naukowego punktu widzenia. ??Bior� sto, sto pi��dziesi�t, a za pedalstwo sto osiemdziesi�t pi�� ??odpowiedzia�em. ??Popatrzcie, panowie, na t� ??D�ubniak �ciszy� g�os. ??Ma �adn� cer� ??zauwa�y� Marciniak. ??Dlaczego si� panu nie podoba to has�o? ??Bo kto za tym p�jdzie? ??Dlaczego maj� nie i��? ??A co by pan chcia�? ??skrzywi� si� D�ubniak. ??A bo co, pan by nie chcia�? ??Has�o musi by� dynamiczne, cho�by: �Klasa pracuj�ca kierownicz� si�� narodu�, za tym by ludzie poszli. ??Za tamtym te� byli poszli. ??Ale nie ci, co potrzeba. Tak patrz� na, was, Marciniak, i tak sobie my�l�... i tak sobie my�l�... ??Panowie ??zaproponowa�em ??napijecie si� jeszcze czego�? ??U mnie jest taka sytuacja, �e je�eli, to piwo. ??Nie mo�emy pana na to nara�a� ??zmartwi� si� D�ubniak. ??Czasami jakby by�a u was jasno��, a czasem... Marciniak. Ju� si� o mnie niepokoj�. Musz� niepokoi� si�, handlarze, przetrzymam ich do wieczora, a co... Zam�wi�em trzy piwa. Albo b�d� mia� du�o pieni�dzy, albo nic. Nie b�d� ciu�a�. Ciekawe te�, po ile to piwo. Zaraz, a mo�e by... ??Przepraszam pan�w ??podnios�em si�. ??Musz� na chwil� do toalety. Obaj podnie�li si� natychmiast i wyrazili ch�� towarzyszenia mi. Aha. Widocznie pomy�leli, �e dam nog�. ??Powinno by� �naprz�d� albo na pocz�tku, albo na ko�cu. Albo �za�. Albo �za�, tutaj has�o i �naprz�d�, albo te� odwrotnie �naprz�d� i �za� ??przestraszy� si� Marciniak. ??A policja nie �ciera takich hase�? ??zapyta�em. ??Id� pan z t� policj� tutejsz�! ??Bo rz�du nie ma silnego, o�wieconego i kierowanego od g�ry. ??A te has�a to wszystko sztafa�. Studenci, prosz� pana, nie ucz� si�, tylko ha�asuj�. Nie ma ani film�w, ani ksi��ek o tematyce spo�ecznej, gazeta, prosz� pana, �ywi si� padlin�, dla sensacji poda nie uzgodnion� wiadomo��, pesymizm, marihuana... ??Bo za du�o u nich pieni�dzy, a za ma�o idei ??doda� Marciniak. ??Mnie si� wydaje, �e to si� bierze z tego. 16 ??Gdyby byli bardziej opodatkowani, toby im na pa�stwie bardziej zale�a�o, jakie ono jest, a tak, prosz� pana, patriotyzmu, jakich� ludzkich uczu� ani na lekarstwo ??pierwszy sko�czy� D�ubniak. Zapi�li�my spodnie, da�em franka i wr�cili�my do stolika. Piwa nikt nie nadpi�. ??Policjant�w ??rozpocz�� D�ubniak ??oni przedstawiaj� przebiegle jako dobrych, a spo�ecze�stwo jako z�e. To jest nies�uszne z naszego punktu widzenia. Powinno by� dobre spo�ecze�stwo, utrzymywane w ryzach przez policj� z�� i skorumpowan�. Natomiast u nas... ? przerwa�y mu klaksony samochod�w. Blokuj�c uliczk�, mi�dzy rz�dami zaparkowanych samochod�w posuwa� si� pogardliwie bia�y Cadillac, szofer w sztywnym kaszkiecie, dach podniesiony, z ty�u pob�yskiwa�a z�otem i brylantami starucha z ogromnym dekoltem. Mia�a mo�e troch� wi�cej bi�uterii i pod pach� psa wielko�ci du�ej �aby, ale to z ca�� pewno�ci� by�a ta sama osoba, kt�r� widzia�em w Notre- Dame. ??Ka�da w�asno�� prywatna jest przyw�aszczeniem i kradzie�� ??westchn�� skromnie D�ubniak i poci�gn�� piwo. Piesek by� dziwnego koloru, patrzy� bystro ma�ymi oczkami. Par� metr�w od nas wysiad�a i zako�ysa�a ods�oni�tymi balonami. Psa wsadzi�a sobie pod pach�. ??Cz�owiek sobie r�ce urabia, a taka ma wszystko. Obok my, m�ode, �wie�e si�y, gin�ce bez wsparcia. Ten widok d�awi mi umys� i dusz�. Ale rozliczymy j� jeszcze, co, doktorze? ??O ile ona do�yje ??zamy�li� si� Marciniak. ??Chocia� cyc ma jeszcze niez�y. Cadillac wolno posuwa� si� ko�o niej, nie zwracaj�c uwagi na ujadanie Peugeot�w, Fiat�w i Citroen�w. Na tablicy rejestracyjnej b�ysn�� napis �California�. ??Pan jej przypadkiem sk�d� nie zna? ??Dlaczego? ??Zdawa�o mi si� ??powiedzia� D�ubniak ??jak gdyby zrobi�a do pana oko. Zadr�a�em, bo mnie te� przez chwil� wydawa�o si�, podobnie jak w Notre-Dame, �e starucha mrugn�a porozumiewawczo. Je�eli widzia� to D�ubniak, to mo�e... ale nie... to jaki� idiotyzm. ??Dobra, dobra, trzeba wraca� ??podni�s� si� D�ubniak. ??No! Kupimy bu�k� i wracamy. Pan nawet nie wie, jak ja nie lubi� tu kupowa�, zw�aszcza w tych dragstorach. To jest Orwell. ??W jakim sensie? ??No wie pan, te kamery w sklepach... Kiedy� Magister wzi�� przez pomy�k� jedno pude�ko �yletek wi�cej, prosz� pana, trzy sztuki, i wie pan co? Zatrzymali go, poni�yli moralnie i ma�o tego, kazali zap�aci�. ??No i jak, Marciniak? Ruszamy si�? ??U mnie jest taka sytuacja, �e ja si� upi�em ??zauwa�y� pos�pnie Marciniak. ??Chod�my, doktorze ??poci�gn�� go D�ubniak. ??Tak, tak, to trzeba przyzna�. Mnie to miasto, wie pan, pobudza, czuj� si� o�ywiony, rozumie pan? Co? ??Nie b�d� do nich dzwoni� ??powiedzia�em ??co? ??Szkoda tylko, �e to wszystko jest takie jakie�, co? Trzeba ich nauczy�. Jak my ich nie nauczymy, co? ??�Mi�a moja, ja ci� kocham� ??zanuci� Marciniak. ??Jakby co�, niech pan przychodzi do nas, do naszego domu. Znajdzie pan �yczliwe serce i przyjazne r�ce do pracy. My, jajog�owi, musimy trzyma� si� razem, w�a�nie dlatego, �e nikt nas nie lubi. ??Nikt nas nie lubi ??przytakn�� Marciniak opieraj�c si� o mur. ??Z nasz� dociekliwo�ci� i nonkonformizmem stanowimy niebezpiecze�stwo dla ka�dego rz�du. 17 ??Nikt nas nie lubi ??Marciniak spr�bowa� usi��� na chodniku. Ale docent trzyma� go mocno. ??W zasadzie w Polsce doktor mia� mocn� g�ow�, ale tu ju� od roku nic nie pi�. Powinien odsapn��. Nie martwcie si�, Marciniak, mo�e si� jeszcze co� poruszy i dostaniecie docenta. Pop�awski mieszka� na pi�trze sz�stym, wej�cie schodami kuchennymi, zlew i kibel w korytarzu. Wynosi�o mnie na zakr�tach schod�w, dobre piwo, oko w judaszu, gospodarz otworzy� w koszuli rozpi�tej. ??Ach, to pan... �wietnie, �wietnie... Prosz�, prosz�, prymityw, ale fotele wygodne, ��ko szerokie ??(zaprasza�) ??strych w�a�ciwie, okno nieszczelne, czym mo�na pana pocz�stowa�? ??Troch� pi�em z pana przyjaci�mi. ??Z moimi przyjaci�mi?... Kto?... Mo�e troch� si� pan jednak napije? Przepraszam, �e nie pozamiatane, ach, D�ubniak i Marciniak! No, mi�dzy nami m�wi�c, to zupe�ne prymitywy. Nic nie rozumiej�. S� wierni i oddani, ale nic z tego nie wynika. Marciniak to ??rozejrza� si� ? po prostu kmie�, od gnoju wyszed� i do gnoju powr�ci. Ta mansarda to po��czone chambres de bonne. Na tym samym pi�trze jeszcze jeden Polak mieszka, w pana wieku, podoba si� panu ten obraz, dosta�em od przyjaciela, no to za powodzenie pana plan�w w Pary�u! Przepraszam, kto� puka. Ach, pa�stwo si� znacie!... tym lepiej... Widzieli�cie si� w domu naukowca. Siadaj, Stefa, na tapczanie i nalej sobie. Cycofon wygl�da� na zadomowionego. ??Wie pan, te owieczki na obrazie we mgle �adne, prawda? Lubi pan zwierz�ta? Powiedzia�em, �e lubi� zwierz�ta. Wtedy na kolana wskoczy� mi kot, t�usty, czarny, mrucza� leniwie, przygl�da� si�. ??Mam tak�e ��wia, jest pod ��kiem... Cz�owiek... trudno mi o ludziach powiedzie� co� dobrego, jest z natury z�y, spaczony, wesz. ??Mo�na jeszcze pola�, panie docencie? ??Lej, Stefa. Nala�a do pe�na i spyta�a: ??A dzieci, panie docencie, co one? ??Dzieci to, prawd� m�wi�c, kanalie. Pijcie, pijcie, mam jeszcze par� butelek wina, prosz�, jest i ser, a jak�e. Pok�j �agodnie falowa�, i w g�r�, i w d�. Zamkn��em oczy, ale by�o gorzej. ??Wie pan, co opowiada� mi pewien lekarz? �e kiedy operuje, to w chwili rozcinania ludzkiego cia�a czuje jaki� rozkoszny dreszcz, ciach, ciach! Nie �miej si�, Stefa, to co� wi�cej ni� orgazm. Ka�dej kurwie pan brzucha nie otworzy. Tak, tak ??zamy�li� si�. ??Cz�owiek d��y do wyg�d konsumpcji i dlatego si� degeneruje. Tak by�o z Rzymem, tak by�o i z Polsk�. Dlatego, �eby istnia� w og�le ten gatunek, trzeba go wzi�� w ryzy. Trudno, m�j m�ody kolego, za wszystko si� p�aci ??posmutnia� z nag�a. ??Najbardziej �miesz� mnie humani�ci zawodowi. Nie ma cywilizacji nie opartej na masakrze. Tortury s� po prostu nakazem rozumu. Uwa�am to za smutn� konieczno�� i osobi�cie bardzo nad tym bolej�. ??Mo�na jeszcze pola�? A naprawd� niewinny kto? ??Oczywi�cie, Stefa. Zwierz�ta! ??Pan docent to jest kto�. Taki D�ubniak albo Marciniak to by tylko cz�owieka kot�owa�y, a sk�pi jak diabe�. ??A pana plany? ??spyta� Pop�awski. ??Mam k�opoty z dziewczyn�. ??Tutejsza? ??Stefa wyd�uba�a korek z nast�pnej butelki. ??Uczucie ??u�miechn�� si� Pop�awski ??i kobieta. Oczywi�cie to bardzo pi�kne, nawet nadzwyczaj, ale do tego potrzebne jest losu kuszenie, zagro�enie, patetycznego co�, ostatecznego. S�ysza� pan o takiej rzeczy, jak karna kompania? Tam �ycie nie d�u�y si� nikomu. To 18 niech pan sobie wyobrazi kapitana, powiedzmy, lat czterdzie�ci, m�czyzna pi�kny, odwa�ny, zamy�lony, wykszta�cony. Goethego cytuje. A� tu pojawia si� w jednym z pluton�w ch�opak osiemnastoletni, smuk�y, w�osy jasne, oczy b�yszcz�ce. Za co si� tam dosta�? Mniejsza z tym. Powiedzmy, przedtem si� przestraszy� i do ataku nie poszed�. Albo ukrad� co�: jedzenie, koc, bo, szczuplutki taki, marz�. ??Czy u pana jest telefon? ??Kapitan zwraca na niego uwag�. Zaczyna go dra�ni� ch�opaka strach, niepewno��, rozlaz�o��. ??Mo�na jeszcze pola�? A jakby zadzwoni� i od�o�y� s�uchawk� ??dobra my�l. To by ich jeszcze zdenerwowa�o. ??A ch�opak kapitana dra�ni, bardziej jako�, ni� powinien. Ch�opak coraz bardziej si� gubi, kapitan wreszcie wzywa go do siebie wieczorem, do lepianki. Ka�e usi���. Pali si� lampa naftowa, czujecie ten nastr�j, s�ycha� huk dzia�. I kiedy chce surowo przywo�a� go do porz�dku, widzi, jak tamten dziecinnym ruchem odgarnia jasne w�osy z czo�a i mru�y oczy, bo p�no ju�, chce mu si� spa�, i oto oficer nieoczekiwanie wyci�ga z szafy butelk� zdobytego gdzie� rumu�skiego koniaku, do porcelanowych kubk�w nalewa. ??Majseny s� najlepsze. ??M�wi o samotno�ci, pogodzeniu z losem, przemijaniu. ??Gadka szmatka. D�ubniak mi tak� zak�ada�, ale go pogoni�em. ??Potem k�adzie mu r�k� na ramieniu, w oczy patrzy, a oczy si� ch�opakowi �zawi�, bo tak �agodnie i pi�knie nikt do niego nie m�wi�. Wi�c kapitan te� poruszony otacza go ramieniem, szepcze czule s�owa otuchy. ??Ten Magister z pierwszego pi�tra te� peda�uje. Ale nie z przyczyny charakteru, tylko dlatego �e go �ona rzuci�a. ??Rano budz� si� przytuleni ko�o siebie, nie�mia�o pr�buj� odnale�� gesty wczorajsze. Potem ch�opak odchodzi, ale koledzy patrz� ju� na niego inaczej. Bo jest walka, gin� ludzie, ale on nie ginie, a kapitan go oszcz�dza. A� jeden szeregowiec przy obiedzie: �Uwa�aj, jak jesz ??m�wi ??bo pogubisz kartofle.� ??Cha! Cha! ??roze�mia�a si� Stefa. ??Tak oto ch�opak zaczyna kapitana nienawidzi�, boi si� �mierci, ale zg�asza si� sam, ochotniczo, na rozpoznanie. ??Z g�upoty albo przez ambicj� ??ziewn�a Stefa. ??To ja si� k�ad�. ??Zacz�a �ci�ga� przez g�ow� sweter. ??Panowie nie? ??Kapitan prosi go, pie�ci, p�acze, wreszcie po prostu nie pozwala i��, ch�opak robi mu scen�, wygra�a, te� p�acze. Potem zajmuj� jakie� miasteczko ??kobiety tam by�y, kilku �o�nier